Ukraińcy. Opowieści niepoprawne politycznie cz.VI - Piotr Zychowicz - ebook + audiobook

Ukraińcy. Opowieści niepoprawne politycznie cz.VI ebook

Piotr Zychowicz

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Kolejna część bestsellerowego cyklu „Opowieści niepoprawne politycznie”. Po Żydach, Sowietach, Niemcach i Aliantach przyszedł czas na Ukraińców.

Ludobójstwo na Wołyniu, akcja „Wisła”, krwawa wojna o Lwów. Pogromy polskich dworów na Rusi, Pakt Piłsudski - Petlura, Wielki Głód i Dywizja SS-Galizien. Fatalne błędy II RP i terroryzm OUN. UPA kontra AK.

Piotr Zychowicz w swojej nowej książce opisuje najbardziej kontrowersyjne wydarzenia z tragicznej historii relacji polsko-ukraińskich. Bez upiększania i brązu. Bez hurra-patriotycznej cenzury i politycznej poprawności.

Zychowicz pisze o tragicznym XX wieku - gdy Polaków i Ukraińców poróżnił krwawy konflikt o ziemię - ale cofa się również do czasów powstania Chmielnickiego. Czy fiasko ugody z Kozakami i budowy Rzeczypospolitej Trojga Narodów było największą zaprzepaszczoną szansą w dziejach Polski?

Agresja rosyjska z 2022 roku spowodowała, że Polacy i Ukraińcy nigdy nie byli ze sobą tak blisko. To dobry moment, aby wyjąć historyczne trupy z szafy i w uczciwy sposób rozliczyć się z historią. Prawdziwe pojednanie musi być oparte na prawdzie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 504

Oceny
4,6 (212 oceny)
142
59
10
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AleksKuz

Nie oderwiesz się od lektury

Jako Ukrainiec mogę tylko podziękować autorowi za rzetelną pracę.Jakby wspólna historia zajmowały się takie ludzie a nie oszołomy od polityki to już dawno by wszystko zostało wyjaśnione i rozliczone..polecam!
21
Andzia1306

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa lektura. Powinna z niej płynąć nauka dla przyszłych pokoleń rodzimych i ukraińskich patriotów.
10
Azesn0

Dobrze spędzony czas

Ten zbiór publicystyki historycznej pokazuje jak niszczącymi są zawiść, pogarda, kradzież, szowinizm, terroryzm, zbrodnia. Bardzo wartościowe są fragmenty o świadkach sowieckich zbrodni, uciekinierach z ZSRR. Takich jak filmowy "Mr Jones" było więcej, a to co widzieli dużo bardziej przerażające i makabryczne niż nawet sceny z tego filmu. Nakreślają oni przyczyny tych okropieństw wynikające z istoty komunizmu. Fascynującym rozdziałem jest ten poświęcony potencjalnej odsieczy narodom ciemiężonym w Związku Radzieckim na początku lat 30-tych. Czyta się jak pakty "Ribbentrop-Beck" I "Piłsudski-Lenin". Zamilczanie i zakłamywanie zbrodni Wielkiego Głodu przez polską prasę w imię poprawy stosunków z ZSRR to kolejny mało znany temat. Były haniebne przypadki polskich W. *urantych. Tym bardziej trzeba docenić mówiących prawdę jak Cat-Mackiewicz.
10
turystasj

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobrze opracowany rys wspólnej histori. Mam nadzieję że że wyciągniemy wnioski z tej trudnej przeszłości.
10
KONIECZKA

Nie oderwiesz się od lektury

😬
00

Popularność




Piotr Zycho­wicz w REBI­SIE

PAKT PIŁ­SUD­SKI-LENIN

PAKT RIB­BEN­TROP-BECK

OBŁĘD '44

OPCJA NIE­MIECKA

SKAZY NA PAN­CER­ZACH

WOŁYŃ ZDRA­DZONY

GER­MA­NO­FIL

NIEMCY

SOWIECI

ŻYDZI

ŻYDZI 2

ALIANCI

Jacek Bar­to­siak i Piotr Zycho­wicz

NAD­CHO­DZI III WOJNA ŚWIA­TOWA

Bóg sta­ro­żyt­no­ści Kro­nos poże­rał swe dzieci. Nacjo­na­lizm – bóg naszej epoki – ma pod tym wzglę­dem zbli­żone oby­czaje.

Adolf Bocheń­ski

Wstęp

O Ukra­iń­cach pisze się w Pol­sce tak samo jak o Żydach. Czyli – od ściany do ściany. Albo obsa­dza się ich w roli rezu­nów z czar­nym pod­nie­bie­niem, któ­rzy w każ­dej chwili gotowi są rzu­cić się na Lacha z sie­kierą lub widłami, albo też w roli umę­czo­nych ofiar pol­skiego kolo­nia­li­zmu, feu­da­li­zmu i szo­wi­ni­zmu.

Zwo­len­nicy pierw­szego podej­ścia uwy­pu­klają ludo­bój­stwo popeł­nione przez ukra­iń­skich nacjo­na­li­stów na pol­skiej lud­no­ści cywil­nej Woły­nia i Gali­cji Wschod­niej, nie­chęt­nie wspo­mi­nają zaś o licz­nych sytu­acjach, gdy Polacy i Ukra­ińcy ramię w ramię wal­czyli prze­ciwko Moska­lom. Nie mówiąc już o tych, gdy to Ukra­ińcy byli ofia­rami.

Nasi ukra­ino­file uwa­żają z kolei, że przy­po­mi­na­nie o Woły­niu to nie­po­trzebne „jątrze­nie” i „roz­dra­py­wa­nie ran”. Pamięć o pol­skich ofia­rach ludo­bój­stwa należy ich zda­niem zło­żyć na ołta­rzu poro­zu­mie­nia Pol­ski z Ukra­iną. Zara­zem ci sami ludzie zachę­cają jed­nak, aby Polacy bili się w piersi za repre­syjną poli­tykę II Rze­czy­po­spo­li­tej i zbrod­nie wojenne popeł­niane na ukra­iń­skich cywi­lach przez pol­skie pod­zie­mie.

Według pierw­szych winę za wszyst­kie pol­sko-ukra­iń­skie kon­flikty i wojny pono­szą Ukra­ińcy. Według dru­gich – Polacy.

Która z tych dia­me­tral­nie róż­nych nar­ra­cji jest praw­dziwa? Oczy­wi­ście żadna. Histo­ria nie jest bowiem czarno-biała. Jest szara. I pie­kiel­nie skom­pli­ko­wana. Jak mówi jeden z boha­te­rów tej książki: Nie ma złych i dobrych naro­dów. Są tylko źli i dobrzy ludzie. Potwier­dze­nie tych słów znaj­dziesz, drogi czy­tel­niku, na każ­dej stro­nie Ukra­iń­ców.

Nie­stety w pierw­szej poło­wie XX wieku dwa sąsia­du­jące ze sobą narody – Polacy i Ukra­ińcy – zwarły się w nie­zwy­kle zacię­tym bra­to­bój­czym kon­flik­cie. Była to krwawa odsłona wiel­kiego dzie­jo­wego dra­matu, który zmie­nił obli­cze Europy Środ­kowo-Wschod­niej i wyty­czył nowe gra­nice w naszej czę­ści świata. Mowa o naro­dzi­nach nowo­cze­snych naro­dów.

Gdy w latach 1917–1918 upa­dły wie­lo­na­ro­dowe kon­ser­wa­tywne impe­ria Roma­no­wów, Hohen­zol­ler­nów i Habs­bur­gów, wybiła godzina nacjo­na­li­stów. Młode nacje Europy na gru­zach sta­rego świata przy­stą­piły do budowy państw naro­do­wych. Ponie­waż ludzie róż­nych języ­ków i wyznań miesz­kali obok sie­bie na tych samych tery­to­riach, natych­miast wybu­chły nie­zwy­kle zacie­kłe, mor­der­cze kon­flikty.

Jed­nym z nich był kon­flikt mię­dzy Pola­kami a Ukra­iń­cami. Jego przed­mio­tem była zie­mia. Wołyń, Gali­cja Wschod­nia, Biesz­czady i wschod­nia Lubelsz­czy­zna. Zma­ga­nia o te tery­to­ria trwały bli­sko trzy dekady – od 1918 do 1945 roku. Obfi­to­wały w wojny, repre­sje i obo­pólne mordy, któ­rych apo­geum było ludo­bój­stwo na Woły­niu.

Jak każda wojna domowa spór pol­sko-ukra­iń­ski był wyjąt­kowo okrutny. Czło­wiek sta­wał prze­ciw czło­wie­kowi, sąsiad prze­ciw sąsia­dowi, brat prze­ciwko bratu. Było to błędne koło kolej­nych zbrodni, odwe­tów i odwe­tów za odwety. W pew­nym momen­cie już nikt z uczest­ni­ków nie potra­fił sobie przy­po­mnieć, od czego wła­ści­wie to wszystko się zaczęło…

Osta­teczny kres pol­sko-ukra­iń­skim zapa­som poło­żył „ten trzeci”. Józef Sta­lin. W 1945 roku wyty­czył nową gra­nicę i – tota­li­tarną metodą depor­ta­cji – odse­pa­ro­wał od sie­bie Pola­ków i Ukra­iń­ców. Kon­flikt umarł śmier­cią natu­ralną. Spór tery­to­rialny wygasł. Pozo­stały jed­nak zglisz­cza spa­lo­nych wio­sek na Woły­niu i nad Sanem. I nie­na­wiść w ser­cach obu naro­dów.

W ten spo­sób wypeł­niło się ponure pro­roc­two, które w 1882 roku wygło­sił ukra­iń­ski poeta Pan­te­łej­mon Kulisz:

Na zbyt wąskim kawałku ziemi dla wszyst­kich, pomię­dzy dwoma morzami, mie­ści się sie­dli­sko Ukra­iń­ców oraz ich nie­zmien­nych wro­gów od tysiąca lat – Pola­ków, Lachów. A nie­na­wiść, kar­miona stu­le­ciami roz­cza­ro­wań, dopro­wa­dziła ich razem do ponie­wie­ra­ją­cego sza­leń­stwa.

Oni są jak dwa lwy… Utra­pione przez to, co prze­szło i prze­cho­dzi, zde­spe­ro­wane tym, co z pew­no­ścią nadej­dzie, dwa lwy – Ukra­ińcy i Polacy – roz­szar­pują jeden dru­giemu piersi aż do miejsc, gdzie biją ich serca.

Ich oczy, jak­kol­wiek nabie­głe krwią oraz jado­wi­to­ścią, zdolne są, mimo wszystko, zauwa­żyć radość, jaką ich wza­jemne zemsty czy­nią wspól­nym ich wro­gom.

Jed­nak wstręt­nemu temu poje­dyn­kowi poświęcą oni osta­tek swych sił i resztki swo­ich zaso­bów. Są oni niczym gla­dia­to­rzy w rzym­skim Kolo­seum, gdy tak stoją twa­rzą w twarz pośród naro­dów.

Obaj gotowi są uni­ce­stwić dru­giego, ale z tego żaden z ich spad­ko­bier­ców dum­nym nie będzie…

Trudno się z tym nie zgo­dzić. Na kon­flik­cie pol­sko-ukra­iń­skim zawsze korzy­stali Rosja­nie. Tak było już w XVII wieku, gdy Car­stwo Moskiew­skie wmie­szało się w wojnę domową mię­dzy Koroną a Koza­kami, co było jedną z głów­nych przy­czyn zała­ma­nia się potęgi ówcze­snej Rze­czy­po­spo­li­tej, a w kon­se­kwen­cji – jej upadku.

Powtó­rzyło się to w dwu­dzie­sto­le­ciu mię­dzy­wo­jen­nym i pod­czas II wojny świa­to­wej. Na jej zakoń­cze­nie po Pola­kach i Ukra­iń­cach – toczą­cych swój zacie­kły spór o tery­to­ria – prze­je­chał wielki sowiecki walec, oba narody równo wgnia­ta­jąc w zie­mię.

Całe szczę­ście histo­ria rela­cji pol­sko-ukra­iń­skich nie jest tylko histo­rią obo­pól­nych krzywd. To także opo­wieść o wie­lo­wie­ko­wym sąsiedz­twie na Rusi. O wza­jem­nym prze­ni­ka­niu się kul­tur. A wresz­cie – o wspól­nej walce prze­ciwko wspól­nemu wro­gowi.

Świet­nym tego przy­kła­dem jest zawarta w 1658 roku ugoda hadziacka, która powo­łała do życia Rzecz­po­spo­litą Trojga Naro­dów. Była to jedna z naj­więk­szych zaprze­pasz­czo­nych szans w histo­rii Pol­ski. Albo rok 1920. Pakt Pił­sud­ski–Petlura i ukra­iń­skie oddziały wal­czące dziel­nie ramię w ramię z Pola­kami prze­ciwko czer­wo­nym koza­kom Budion­nego.

Książka Ukra­ińcy niczego nie pomija i niczego nie prze­mil­cza. Uka­zuje obie strony medalu. Przed­sta­wia histo­rię realną, a nie „poli­tykę histo­ryczną”. A więc histo­rię bez upięk­szeń i brą­zow­nic­twa. Sprawi to zapewne, że nie spodoba się ani ukra­ino­fo­bom, ani ukra­ino­fi­lom.

Zawiera opisy ludo­bój­stwa UPA na nie­win­nej pol­skiej lud­no­ści cywil­nej. Ale rów­nież opisy pol­skich zbrodni odwe­to­wych. Nie zga­dzam się bowiem z mod­nym w Pol­sce poglą­dem, że dobry patriota powi­nien zakła­my­wać wła­sną histo­rię. Obo­wiąz­kiem histo­ryka jest zacho­wa­nie obiek­ty­wi­zmu i bez­stron­no­ści. A empa­tia należy się wszyst­kim nie­win­nym ofia­rom nie­za­leż­nie od ich naro­do­wo­ści.

Ukra­ińcy to szó­sty tom cyklu „Opo­wie­ści nie­po­prawne poli­tycz­nie”. Część arty­ku­łów publi­ko­wa­łem w roz­ma­itych pismach, ale przy­tła­cza­jąca więk­szość to mate­riały napi­sane spe­cjal­nie do tej książki.

Tu ważna uwaga – ludo­bój­stwu na Woły­niu poświę­ci­łem osobną pracę, wydany w 2019 roku Wołyń zdra­dzony. Odsy­łam do niego wszyst­kich czy­tel­ni­ków, któ­rzy po prze­czy­ta­niu Ukra­iń­ców będą chcieli dowie­dzieć się wię­cej o tej tra­ge­dii.

To samo doty­czy zbrodni powo­jen­nego pod­zie­mia na ukra­iń­skiej lud­no­ści cywil­nej. Masa­kry w Wierz­cho­wi­nach, Paw­ło­ko­mie i Pisko­ro­wi­cach przed­sta­wi­łem w książce Skazy na pan­cer­zach z 2018 roku. Siłą rze­czy – żeby się nie powta­rzać – w nowej książce już nie wra­cam do tego tematu.

Gdy piszę te słowa, Ukra­ina toczy hero­iczną walkę z rosyj­skim agre­so­rem. Zde­cy­do­wana więk­szość Pola­ków trzyma kciuki za Ukra­iń­ców. Rząd w War­sza­wie dostar­cza im czołgi T-72, rakiety Pio­run i kara­binki Grot. Z kolei zwy­kli oby­wa­tele poma­gają ukra­iń­skim uchodź­com i zbie­rają pie­nią­dze na pomoc huma­ni­tarną dla sąsied­niego narodu.

Sto­sunki poli­tyczne mię­dzy oby­dwoma pań­stwami są per­fek­cyjne – łączy nas wspól­nota inte­re­sów i zagro­żeń. To samo doty­czy spo­łe­czeństw. Ukra­ina ni­gdy nie była tak popu­larna w Pol­sce jak obec­nie. I odwrot­nie – Pol­ska ni­gdy nie była tak popu­larna na Ukra­inie. Wygląda na to, że jed­nym ze skut­ków poli­tyki Wła­di­mira Putina będzie pojed­na­nie mię­dzy naszymi naro­dami.

Polacy i Ukra­ińcy coraz lepiej się poznają. W naszym kraju mieszka i pra­cuje około 4 milio­nów Ukra­iń­ców. Ozna­cza to, że co dzie­siąty miesz­ka­niec Pol­ski jest tej naro­do­wo­ści. Czyli Ukra­iń­ców w III Rze­czy­po­spo­li­tej jest nie­wiele mniej niż przed wojną. Znowu żyjemy razem. Ale tym razem bez spo­rów tery­to­rial­nych i kon­flik­tów.

Jedyną rze­czą, która obec­nie dzieli Pola­ków i Ukra­iń­ców, jest histo­ria. Ale tak być wcale nie musi. Nad­szedł naj­lep­szy moment, żeby pod­jąć spo­kojną, mery­to­ryczną dys­ku­sję nad wspólną tra­giczną prze­szło­ścią. Bez nie­na­wi­ści, resen­ty­men­tów i emo­cji, ale rów­nież bez prze­mil­cza­nia wyda­rzeń nie­wy­god­nych dla obu stron. Bez odpusz­cza­nia waż­nych rze­czy, takich jak prawo do eks­hu­ma­cji i god­nego pochówku ofiar Woły­nia.

Cho­dzi o to, aby wycią­gnąć z histo­rii wnio­ski i nie powtó­rzyć błę­dów prze­szło­ści. Począ­tek XXI wieku oka­zał się dla Pola­ków i Ukra­iń­ców cza­sem nadziei na prze­ła­ma­nie fatum prze­szło­ści. Oka­zało się, że dwa lwy, o któ­rych pisał Pan­te­łej­mon Kulisz, wcale nie są ska­zane na wynisz­cza­jący kon­flikt. Sta­nę­li­śmy przed szansą, którą szkoda byłoby zaprze­pa­ścić.

Piotr Zycho­wicz

War­szawa 2022

Część I

ROZMOWY O UKRAIŃCACH

1

Skąd się wzięli Ukraińcy?

Roz­mowa z prof. JARO­SŁA­WEM SYR­NY­KIEM, histo­ry­kiem z Uni­wer­sy­tetu Wro­cław­skiego, bada­czem dzie­jów mniej­szo­ści naro­do­wych w Pol­sce i Euro­pie Środ­kowo-Wschod­niej

Kiedy Rusini stali się Ukra­iń­cami?

No cóż, część Rusi­nów do dzi­siaj nie stała się Ukra­iń­cami. (śmiech)

A to nie jest to samo?

Według ofi­cjal­nej ukra­iń­skiej wykładni to jest to samo. W dru­giej poło­wie XIX wieku – gdy rodziły się nowo­cze­sne narody – słowo „Rusin” zostało po pro­stu zastą­pione sło­wem „Ukra­iniec”. A „Ruś” stała się „Ukra­iną”. Zgod­nie z tą wykład­nią była to ta sama wspól­nota etniczna.

Po co to zro­biono?

Na prze­ło­mie XVII i XVIII wieku ter­min „Ruś” został zawłasz­czony przez Moskwę. W efek­cie słowa „Ruś” i „Rusin” fone­tycz­nie bar­dzo przy­po­mi­nają słowa „Rosja” i „Rosja­nin”. W uszach obco­kra­jowca to brzmi wła­ści­wie tak samo. Dla­tego dzia­ła­cze ukra­iń­skiego odro­dze­nia naro­do­wego – któ­rzy chcieli wyeman­cy­po­wać się spod wpły­wów rosyj­skich – zde­cy­do­wali się przy­jąć nazwę „Ukra­ina”. Przej­ściowo uży­wano formy „Ukra­ina-Ruś”. Nie wszy­scy jed­nak zaak­cep­to­wali nowe okre­śle­nie.

Komu się to nie podo­bało?

W dużym skró­cie: naprze­ciwko sie­bie sta­nęły dwa obozy: sta­ro­ru­sini i mło­do­ru­sini. Pierwsi odrzu­cili zmiany. Uwa­żali, że Rosja jest spad­ko­bier­czy­nią śre­dnio­wiecz­nej Rusi Kijow­skiej. A co za tym idzie, Rosja i Ruś sta­no­wią jed­ność. Dru­dzy chcieli budo­wać wła­sne pań­stwo naro­dowe. Uwa­żali, że tylko Ukra­ina jest spad­ko­bier­czy­nią Rusi Kijow­skiej. Rywa­li­za­cję o duszę narodu osta­tecz­nie wygrali ci ostatni. Ruś zamie­niła się w Ukra­inę.

To zwy­cię­stwo to chyba sprawa dość świeża. Jesz­cze w 2010 roku wybory na Ukra­inie wygrał Wik­tor Janu­ko­wycz, a pań­stwo było podzie­lone na dwie czę­ści: poma­rań­czo­wych i czer­wo­nych. Zwo­len­ni­ków utrzy­ma­nia związku z Rosją i nacjo­na­li­stów.

Rze­czy­wi­ście ten kon­flikt – choć w nieco innym kostiu­mie – trwał nie­mal do dnia dzi­siej­szego. Obecna wojna na Ukra­inie, którą z zapar­tym tchem obser­wuje cały świat, ma aspekt geo­po­li­tyczny, ale rów­nież kul­tu­rowo-histo­ryczny. Jest nim wła­śnie wspo­mniana walka o spu­ści­znę po śre­dnio­wiecz­nej Rusi Kijow­skiej. O to, kto jest współ­cze­snym dzie­dzi­cem księ­cia Wło­dzi­mie­rza Wiel­kiego: Rosja czy Ukra­ina? Oba ośrodki poli­tyczne – moskiew­ski i kijow­ski – pró­bują legi­ty­mi­zo­wać swoją wła­dzę, odwo­łu­jąc się do tego samego korze­nia.

Kto ma rację?

Pomimo wie­lo­wie­ko­wej hege­mo­nii moskiew­skiej ten spór od kil­ku­set lat był nie­roz­strzy­gnięty i co pewien czas przyj­mo­wał krwawy obrót. Za racjami ukra­iń­skimi stoi geo­gra­fia. Kijów jest prze­cież sto­licą współ­cze­snej Ukra­iny, a nie Rosji. Nale­ża­łoby jed­nak dodać, że drugą sto­licą śre­dnio­wiecz­nej Rusi był Nowo­gród.

Cały ten spór wydaje mi się nieco sur­re­ali­styczny. Na tej zasa­dzie współ­cze­śni Mace­doń­czycy mogą się uwa­żać za spad­ko­bier­ców Alek­san­dra Wiel­kiego.

Otóż to. Ukra­ińcy lubią powta­rzać, że kiedy Ruś Kijow­ska znaj­do­wała się u szczytu potęgi, pod Moskwą hasały niedź­wie­dzie. Ale to nie jest takie pro­ste. Nie można prze­kła­dać realiów XXI wieku na śre­dnio­wie­cze. W tam­tych cza­sach nie było jesz­cze naro­dów rosyj­skiego i ukra­iń­skiego. Ruś Kijow­ska była pań­stwem feu­dal­nym, zwią­za­nym z dyna­stią, a nie z jakąś okre­śloną nacją. Mowa o dyna­stii Rury­ko­wi­czów, która przy­była ze Skan­dy­na­wii. To był zupeł­nie inny świat.

Ruś Kijow­ska prze­stała ist­nieć w XIII wieku, gdy spu­sto­szył ją krwawy najazd Tata­rów i Mon­go­łów.

Tak. Pań­stwo ruskie po tym cio­sie już ni­gdy się nie pod­nio­sło. Ruś Halicką – czyli póź­niej­szą Gali­cję – w XIV wieku Kazi­mierz Wielki włą­czył do Kró­le­stwa Pol­skiego. Reszta Rusi zna­la­zła się pod wła­dzą Wiel­kiego Księ­stwa Litew­skiego. A w roku 1569 – po pod­pi­sa­niu Unii Lubel­skiej – stała się czę­ścią Korony Rze­czy­po­spo­li­tej.

Wtedy roz­po­czął się pro­ces, który ukra­iń­scy nacjo­na­li­ści nazy­wają „zdradą elit”.

Bojar­stwo ruskie rze­czy­wi­ście się spo­lo­ni­zo­wało. Ale to był długi pro­ces. To nie było tak, że z dnia na dzień cała szlachta na Rusi zaczęła mówić po pol­sku, porzu­ciła pra­wo­sła­wie i prze­szła na kato­li­cyzm. No i przede wszyst­kim nie nazwał­bym tego „zdradą”. Szlachta ruska została po pro­stu zaab­sor­bo­wana przez naród poli­tyczny Rze­czy­po­spo­li­tej. To wciąż były czasy feu­dalne – ludzie dzie­lili się na grupy spo­łeczne, a nie na narody. Nie można impli­ko­wać zdrady ludziom żyją­cym w XVII wieku, sto­su­jąc wobec nich kry­te­ria XX wieku.

Efekt był jed­nak taki, że kiedy w XIX wieku zaczął się kształ­to­wać naród ukra­iń­ski, oka­zało się, że 93 pro­cent jego poten­cjal­nych człon­ków to chłopi. Szlachta mówiła po pol­sku.

Dla­tego ukra­iń­skie odro­dze­nie naro­dowe było ruchem chłop­skim. Ale to samo doty­czyło innych podob­nych „prze­bu­dzeń” XIX wieku: litew­skiego, bia­ło­ru­skiego, łotew­skiego czy fiń­skiego. Elity na tych tery­to­riach mówiły w innych języ­kach niż – sta­no­wiące przy­tła­cza­jącą więk­szość miesz­kań­ców – chłop­stwo.

Sytu­acja Ukra­iń­ców była jed­nak spe­cy­ficzna: zie­mie, do któ­rych pre­ten­do­wali, były podzie­lone gra­nicą.

To aku­rat była spu­ści­zna zabo­rów Rze­czy­po­spo­li­tej. Gali­cja Wschod­nia zna­la­zła się pod wła­dzą Austrii. Reszta tere­nów zamiesz­ka­nych przez Rusi­nów – pod wła­dzą Impe­rium Rosyj­skiego. Pokry­wało się to z podzia­łem reli­gij­nym. Rusini z Gali­cji byli gre­ko­ka­to­li­kami, a Rusini miesz­ka­jący w pań­stwie carów byli pra­wo­sławni.

Jak zabory wpły­nęły na sto­sunki spo­łeczne na Rusi?

Nie zmie­niło się nic. Rosja i Austria były pań­stwami feu­dal­nymi, które utrzy­mały ist­nie­jące rela­cje. Zmie­nili się monar­cho­wie, ale sto­sunki na linii dwór–wieś pozo­stały takie same. Mówiąca po pol­sku szlachta utrzy­mała domi­nu­jącą pozy­cję. Na straży feu­dal­nego porządku stał zaś apa­rat poli­cyjny państw zabor­czych. Dopiero w poło­wie XIX wieku doszło do znie­sie­nia pańsz­czy­zny. Ale to nie miało nic wspól­nego z zabo­rami – po pro­stu świat się zmie­niał.

W XIX wieku zaczął się zała­my­wać nie tylko stary ład spo­łeczny. Zaczęły się rodzić narody.

Taki był duch epoki. Przy­kład szedł z Zachodu. Ludzie czy­tali lite­ra­turę roman­tyczną. Obser­wo­wali prze­bu­dze­nia naro­dowe Wło­chów i Niem­ców, które dopro­wa­dziły do budowy nie­pod­le­głych Włoch i zjed­no­czyły Niemcy. Prze­sią­kali ide­ami rewo­lu­cji fran­cu­skiej, która kró­le­stwo Ludwika XVI prze­isto­czyła w pań­stwo Fran­cu­zów. Pod wpły­wem tych prą­dów dzia­ła­cze poli­tyczni w Euro­pie Wschod­niej zaczęli wymy­ślać narody na nowo.

Czyli to nacjo­na­li­ści two­rzyli narody? A nie odwrot­nie?

Oczy­wi­ście. To szło z góry w dół, a nie z dołu do góry. Grupy inte­lek­tu­ali­stów wymy­ślały narody, odwo­łu­jąc się do roz­ma­itych tra­dy­cji histo­rycz­nych. Nowo­cze­sny naród pol­ski też powstał w wieku XIX. Współ­cze­śni Polacy z pia­stow­skim księ­stwem Mieszka I mają tyle samo wspól­nego co współ­cze­śni Ukra­ińcy z Rusią Kijow­ską. To, co naro­dziło się w wieku XIX, było czymś zupeł­nie nowym.

Na czym pole­gała róż­nica?

Na tym, że nowo­cze­sne narody objęły wszyst­kie war­stwy spo­łeczne. Bo do tej pory chłopi nie byli naro­dem. Naro­dem była tylko i wyłącz­nie szlachta. Wcze­śniej można było mówić o naro­dach poli­tycz­nych, a teraz na arenę dzie­jów weszły narody rozu­miane jako wspól­noty etniczne.

Oka­zało się jed­nak, że chłopi na Ukra­inie mówią innym języ­kiem niż szlachta.

Jesz­cze w 1863 roku nie sta­no­wiło to pro­blemu. Powstańcy stycz­niowi mieli na sztan­da­rach tar­czę podzie­loną na trzy czę­ści. Były na niej Orzeł, Pogoń i sym­bo­li­zu­jący Ruś archa­nioł Michał. Odwo­ły­wali się do tra­dy­cji ugody hadziac­kiej, idei Rze­czy­po­spo­li­tej Trojga Naro­dów. Zgod­nie z men­tal­no­ścią tam­tych ludzi wyma­rzone pań­stwo miało zostać odbu­do­wane jako twór wie­lo­na­ro­dowy. W dru­giej poło­wie XIX wieku ta kon­cep­cja została jed­nak odrzu­cona. Zgod­nie z nową ideą pań­stwo miało się odro­dzić jako twór naro­dowy. Jako Pol­ska.

Ukra­iń­scy dzia­ła­cze naro­dowi wysu­nęli kon­ku­ren­cyjny pro­jekt.

I w ten spo­sób roz­po­częła się rywa­li­za­cja mię­dzy Pola­kami a Ukra­iń­cami: o tery­to­rium i o zamiesz­ku­jącą je popu­la­cję. Masy chłop­skie były wów­czas obo­jętne naro­dowo i obie strony chciały je prze­cią­gnąć na swoją stronę. Była to swo­ista wojna o dusze. Rywa­li­za­cja w dużej mie­rze toczyła się na grun­cie wyzna­nio­wym. W Gali­cji Wschod­niej roz­po­częła się walka mię­dzy Kościo­łem kato­lic­kim a Kościo­łem greckokato­lic­kim o to, w jakim obrządku będą chrzczone dzieci.

To nie było oczy­wi­ste?

Nie. Bo zawie­rano mnó­stwo mał­żeństw mie­sza­nych. Wyznawcy obu obrząd­ków – w epoce sprzed ist­nie­nia naro­dów – żyli razem. Obie spo­łecz­no­ści się zazę­biały. „Pro­blem” ten roz­wią­zała Con­cor­dia – poro­zu­mie­nie zwierzch­ni­ków Kościoła i Cer­kwi, które zakła­dało, że córki będą chrzczone w obrządku matki, a syno­wie w obrządku ojca. Skutki tego „han­dlu duszami” były opła­kane.

Dla­czego?

Bo obrządki zaczęły być utoż­sa­miane z naro­do­wo­ściami. Gre­ko­ka­to­lic­kość prze­isto­czyła się w ukra­iń­skość, a rzym­sko­ka­to­lic­kość w pol­skość. I nagle gra­nice naro­do­wego frontu zaczęły prze­bie­gać w poprzek domów i rodzin. Oka­zy­wało się, że brat jest Pola­kiem, a sio­stra Ukra­inką. Albo odwrot­nie. Gdy kon­flikt się zaostrzył i nacjo­na­li­ści zaczęli do sie­bie strze­lać, docho­dziło nawet do zabójstw w rodzi­nach.

Ale czy to była tylko kwe­stia reli­gii? Co z języ­kiem?

Ci ludzie mówili tym samym języ­kiem. W książce Trój­kąt biesz­czadzki opi­sa­łem to na przy­kła­dzie powiatu leskiego. Wszy­scy tam­tejsi chłopi posłu­gi­wali się lokal­nym języ­kiem ruskim – dziś powie­dzie­li­by­śmy: ukra­iń­skim. Róż­nił ich tylko obrzą­dek, w któ­rym się modlili. Język, spo­sób życia, oby­czaje – były iden­tyczne. Dopiero nacjo­na­li­styczna agi­ta­cja z prze­łomu XIX i XX wieku zaczęła dzie­lić ich na Pola­ków i Ukra­iń­ców. I tak oto sąsie­dzi nagle oka­zy­wali się człon­kami dwóch grup poróż­nio­nych zacie­kłym kon­flik­tem. Nacjo­na­li­zmy dzie­liły ludzi na „swo­ich” i „obcych”. Dotych­cza­sowy świat zgod­nego współ­ży­cia został wywró­cony do góry nogami.

Czyli kato­licy nagle zaczy­nali mówić po pol­sku?

To doty­czyło obu stron. Elity two­rzyły kano­niczne wer­sje języ­ków. Zarówno pol­skiego, jak i ukra­iń­skiego. Ludzi zmu­szano do mówie­nia ina­czej, niż mówili przez stu­le­cia. Tu ogromną rolę odgry­wały ukra­iń­skie i pol­skie szkoły czy insty­tu­cje oświa­towe, któ­rych głów­nym zada­niem wcale nie było prze­ka­zy­wa­nie wie­dzy. Głów­nym zada­niem szkół było for­ma­to­wa­nie mło­dych ludzi w człon­ków naro­dów.

Potem tę funk­cję zaczęły chyba rów­nież peł­nić tele­wi­zja i radio. Widać to na przy­kła­dzie współ­cze­snej Pol­ski. Prze­cież Kaszubi, Górale, Ślą­zacy czy miesz­kańcy Suwalsz­czy­zny jesz­cze kil­ka­dzie­siąt lat temu mówili zupeł­nie ina­czej. Dopiero z tele­wi­zji zaczęli się uczyć lite­rac­kiej pol­sz­czy­zny. Wróćmy jed­nak do XIX wieku…

W ostat­nich deka­dach ist­nie­nia impe­rium Habs­bur­gów Gali­cja Wschod­nia stała się areną zacie­kłego sporu mię­dzy pol­skimi i ukra­iń­skimi eli­tami. Mię­dzy przed­sta­wi­cie­lami kon­ku­ren­cyj­nych pro­jek­tów poli­tycz­nych. Ukra­ińcy mieli prze­wagę liczebną, ale wła­dza poli­tyczna znaj­do­wała się w rękach Pola­ków. Mowa o nada­nej w dru­giej poło­wie XIX wieku auto­no­mii gali­cyj­skiej.

Na czym to pole­gało?

To był układ mię­dzy pol­ską ary­sto­kra­cją a tro­nem. Polacy zade­kla­ro­wali lojal­ność wobec Fran­ciszka Józefa, a cesarz w zamian pozwo­lił im rzą­dzić kra­jem. Polacy wyko­rzy­sty­wali to do budo­wa­nia swo­jego stanu posia­da­nia. Byli uprzy­wi­le­jo­wani gospo­dar­czo, kul­tu­rowo i poli­tycz­nie. Dla­tego do Lwowa przy­jeż­dżali dzia­ła­cze nie­pod­le­gło­ściowi z zaboru rosyj­skiego i pru­skiego. Tylko tu mogli swo­bod­nie dzia­łać. W ten spo­sób Gali­cja stała się kolebką, inku­ba­to­rem przy­szłej II Rze­czy­po­spo­li­tej.

Jak na to reago­wali Ukra­ińcy?

Oczy­wi­ście byli sfru­stro­wani. To też tłu­ma­czy, dla­czego ukra­iń­ski nacjo­na­lizm był tak rady­kalny spo­łecz­nie. Hasła wyzwo­le­nia naro­do­wego mie­szały się z hasłami rewo­lu­cji. Zmiany sytu­acji na wsi, gdzie w rękach nie­licz­nej pol­skiej szlachty znaj­do­wała się więk­szość ziemi. Warto wspo­mnieć, że Ukra­ińcy w Austrii cie­szyli się znacz­nie więk­szą swo­bodą niż ich rodacy w Rosji. Dla­tego Gali­cja stała się rów­nież cen­trum ukra­iń­skiego ruchu nie­pod­le­gło­ścio­wego. Tery­to­rium to było więc nie­zwy­kle ważne dla obu spo­łecz­no­ści.

Dwa młode nacjo­na­li­zmy ście­rały się na Ukra­inie. Ale dopóki ist­niały Austro-Węgry oraz impe­rium Habs­bur­gów, apa­raty poli­cyjne obu tych państw dbały o to, żeby sytu­acja nie wymknęła się spod kon­troli. Nad­szedł jed­nak rok 1918.

Sto­lik został wywró­cony.

Co się stało?

Stało się to, co zawsze się dzieje w przy­ro­dzie. Coś się skoń­czyło i jed­no­cze­śnie zaczęło coś nowego.

Skoń­czyła się epoka sta­rych, wie­lo­na­ro­do­wych monar­chii. A co się zaczęło?

Epoka mło­dych państw naro­do­wych. Pro­jekt pol­ski i pro­jekt ukra­iń­ski zna­la­zły się na kur­sie koli­zyj­nym, bo pre­ten­do­wały do tego samego tery­to­rium i do tej samej popu­la­cji. Czas ten można okre­ślić krótko: albo–albo. Kon­flikt był nie do unik­nię­cia.

W latach 1917–1918 powstały dwa ukra­iń­skie pań­stwa.

Na tere­nach wcho­dzą­cych wcze­śniej w skład Impe­rium Rosyj­skiego – Ukra­iń­ska Repu­blika Ludowa (URL). Na tere­nach nale­żą­cych uprzed­nio do impe­rium Habs­bur­gów – Zachod­nio­ukra­iń­ska Repu­blika Ludowa (ZURL).

W listo­pa­dzie 1918 roku wybu­chła zacięta wojna mię­dzy Pol­ską a ZURL. Jej stawką były Lwów i Gali­cja Wschod­nia. Z kolei z URL Pol­ska w 1920 roku sprzy­mie­rzyła się prze­ciwko bol­sze­wi­kom.

Jak to wszystko się skoń­czyło?

Po okre­sie śmier­tel­nych zma­gań: wojny, rewo­lu­cji, ruiny gospo­dar­czej – ogień przy­gasł. Polacy poko­nali woj­ska ZURL i wyrzu­cili je za rzekę Zbrucz. W 1921 roku Pol­ska pod­pi­sała z bol­sze­wi­kami trak­tat ryski, w któ­rym podzie­lono zie­mie zamiesz­kane przez Ukra­iń­ców. Gali­cja Wschod­nia i Wołyń zna­la­zły się w gra­ni­cach Pol­ski. A wraz z nimi ponad 4 miliony miesz­ka­ją­cych tam Ukra­iń­ców.

Pierw­sza bitwa dobie­gła końca.

Jedni wró­cili do domów jako trium­fu­jący zwy­cięzcy, a dru­dzy jako upo­ko­rzeni prze­grani. Pierw­szym sta­wiano pomniki i śpie­wano na ich cześć pie­śni. Dru­dzy czuli się upo­ko­rzeni, prze­żu­wali gorycz porażki. Oka­zało się, że poświę­cili swoje życie idei, która się nie ziściła. Oczy­wi­ście nie pogo­dzili się z takim obro­tem spraw. Marzyli o odwe­cie i ponow­nym wywró­ce­niu sto­lika. W tym duchu wycho­wy­wali kolejne poko­le­nia.

Czyli to był dopiero począ­tek walki Pola­ków i Ukra­iń­ców?

Dla wszyst­kich było jasne, że kolejna kon­fron­ta­cja jest tylko kwe­stią czasu. Jak wia­domo – doszło do niej po dwu­dzie­stu latach. Z jesz­cze więk­szym impe­tem, z jesz­cze więk­szym okru­cień­stwem i jesz­cze więk­szą nie­na­wi­ścią.

Dla­czego II Rzecz­po­spo­lita pro­wa­dziła wobec Ukra­iń­ców taką fatalną poli­tykę?

Bądźmy spra­wie­dliwi – woli poro­zu­mie­nia zabra­kło z obu stron. Elity pol­skie nie chciały się posu­nąć i zro­bić tro­chę miej­sca dla elit ukra­iń­skich. Umoż­li­wić im zgodne współ­ist­nie­nie w jed­nym pań­stwie. Wbrew dekla­ra­cjom i hasłom nie było wów­czas pomy­słu na budo­wa­nie Pol­ski oby­wa­tel­skiej, był pomysł na budo­wa­nie Pol­ski naro­do­wej.

Elity ukra­iń­skie też nie były jed­nak gotowe na życie w jed­nej Rze­czy­po­spo­li­tej z eli­tami pol­skimi. Skoro już raz pro­kla­mo­wały we Lwo­wie swoje pań­stwo, stwo­rzyły sprawną armię i wznio­sły nie­bie­sko-żółty sztan­dar – to pozo­stały wierne tej idei. Nie chciały ska­pi­tu­lo­wać, chciały kon­ty­nu­ować walkę o nie­pod­le­głość.

Wszy­scy ci ludzie byli dziećmi swo­jej epoki. Polacy chcieli mieć swoje pań­stwo naro­dowe i Ukra­ińcy chcieli mieć swoje pań­stwo naro­dowe. Nikt nie chciał iść na kom­pro­misy. Jak wia­domo, w cza­sie II wojny świa­to­wej przy­nio­sło to strasz­liwe kon­se­kwen­cje.

Naro­do­wo­de­mo­kra­tyczna nar­ra­cja przed­sta­wia rok 1918 jako postę­powy prze­łom w dzie­jach ludz­ko­ści. Z areny dzie­jów zeszły sta­ro­świec­kie, ste­try­czałe monar­chie i zastą­piły je demo­kra­tyczne pań­stwa naro­dowe. Ale ja myślę, że to nie był pro­gres, lecz regres. Nacjo­na­li­zmy cof­nęły ludz­kość do cza­sów wojen ple­mien­nych, gdy ludzie wyrzy­nali się, bo nale­żeli do róż­nych szcze­pów.

Całe szczę­ście nie wszy­scy temu ule­gali. Nie wszy­scy dali się porwać nacjo­na­li­zmom. Weźmy przy­kład tak zwa­nych Spra­wie­dli­wych Ukra­iń­ców, czyli wło­ścian z Woły­nia, któ­rzy w 1943 roku ukry­wali swo­ich pol­skich sąsia­dów. Rato­wali ich przed śmier­cią. Więzi sąsiedz­kie w takich wypad­kach oka­zy­wały się moc­niej­sze niż nacjo­na­li­styczna ide­olo­gia. Z kolei na dru­gim bie­gu­nie były tra­ge­die, o któ­rych już mówi­li­śmy. Czyli sytu­acje, w któ­rych mąż mor­do­wał żonę, bo była Polką, albo wyrze­kał się dzieci. Nie po to cię wycho­wy­wa­łem, abyś został – tu w zależ­no­ści od wer­sji – Pola­kiem/Ukra­iń­cem! W takich wypad­kach nacjo­na­lizm oka­zy­wał się sil­niej­szy niż więzi rodzinne. Niż miłość.

Prof. JARO­SŁAW SYR­NYK jest histo­ry­kiem z Uni­wer­sy­tetu Wro­cław­skiego. Bada dzieje mniej­szo­ści naro­do­wych w Pol­sce i Euro­pie Środ­kowo-Wschod­niej oraz dzia­łal­ność komu­ni­stycz­nych orga­nów bez­pie­czeń­stwa. Napi­sał m.in. Prze­moc i chaos. Powiat sanocki i oko­lice w latach 1944–1947, Trój­kąt biesz­czadzki. Tysiąc dni i tysiąc nocy anar­chii w powie­cie leskim 1944–1947 oraz Nad­zór spe­cjalny. Ana­liza histo­ryczno-antro­po­lo­giczna dzia­łań orga­nów bez­pie­czeń­stwa w kwe­stii tzw. nacjo­na­li­zmu ukra­iń­skiego na Pod­kar­pa­ciu w latach 1947–1989.

Źró­dło: „Histo­ria Do Rze­czy” 10/2022

2

Pakt Piłsudski–Petlura

Roz­mowa z prof. JANEM JAC­KIEM BRU­SKIM, histo­ry­kiem z Uni­wer­sy­tetu Jagiel­loń­skiego, bada­czem dzie­jów naj­now­szych Ukra­iny, Czech i Sło­wa­cji

Pod­czas obcho­dów rocz­nicy Bitwy War­szaw­skiej pre­zy­dent zło­żył wie­niec na gro­bie ukra­iń­skich żoł­nie­rzy, któ­rzy razem z Pola­kami w 1920 roku wal­czyli prze­ciwko bol­sze­wi­kom. Wielu ludzi było zasko­czo­nych, ni­gdy bowiem o nich nie sły­szeli. Co to byli za żoł­nie­rze?

W Pol­sce utarło się prze­ko­na­nie, że w 1920 roku wal­czy­li­śmy w osa­mot­nie­niu. To nie­prawda. Wspo­ma­gały nas woj­ska Ukra­iń­skiej Repu­bliki Ludo­wej. W maju 1920 roku na fron­cie wal­czyło około 12 tysięcy żoł­nie­rzy i ofi­ce­rów ukra­iń­skich. Cał­kiem poważna siła. Należy wyraź­nie pod­kre­ślić, że kam­pa­nia kijow­ska to nie była wojna z Rosją o Ukra­inę. To była wojna pro­wa­dzona wspól­nie z Ukra­iną prze­ciwko Rosji.

Jak bili się Ukra­ińcy?

Bar­dzo dziel­nie. Mieli duży udział w począt­ko­wych suk­ce­sach nad bol­sze­wi­kami, a póź­niej w sku­tecz­nej obro­nie w trak­cie walk odwro­to­wych.

Pre­zy­dent Woło­dy­myr Zełen­ski w sierp­niu 2022 roku nadał 110. Bry­ga­dzie Zme­cha­ni­zo­wa­nej ukra­iń­skich wojsk obrony tery­to­rial­nej imię gene­rała Marka Bez­ruczki. Kto to był?

To ważna postać, która w Pol­sce do nie­dawna była nie­mal zapo­mniana. Marko Bez­ruczko, wów­czas puł­kow­nik, był dowódcą jed­nej z sojusz­ni­czych ukra­iń­skich dywi­zji, 6. Siczo­wej Dywi­zji Strzel­ców armii URL. W sierp­niu 1920 roku kie­ro­wał obroną Zamo­ścia. Dowo­dzone przez niego ukra­iń­skie i pol­skie oddziały dzięki nie­ustę­pli­wej posta­wie zatrzy­mały bol­sze­wi­ków. Przy­czy­niło się to do osta­tecz­nego suk­cesu na całym fron­cie.

W jaki spo­sób?

Kawa­le­ria Sie­miona Budion­nego ugrzę­zła na połu­dnio­wym odcinku frontu. Wła­śnie pod Zamo­ściem. W efek­cie nie doszło do połą­cze­nia Armii Kon­nej i sił Tucha­czew­skiego, które zostały ode­pchnięte, ale jesz­cze nie osta­tecz­nie roz­bite, pod War­szawą. Bez­ruczko i jego żoł­nie­rze ode­grali więc dużą rolę w histo­rii Pol­ski. Armia Budion­nego została póź­niej pobita w cza­sie wiel­kiej bitwy kawa­le­ryj­skiej pod Koma­ro­wem, w któ­rej rów­nież wal­czyli Ukra­ińcy.

Poroz­ma­wiajmy, jak doszło do tego soju­szu. Po upadku mocarstw zabor­czych powstały dwa pań­stwa ukra­iń­skie. Dla­czego?

Pierw­sze upa­dło impe­rium Roma­no­wów. W efek­cie w 1917 roku na tere­nach zamiesz­ka­nych przez Ukra­iń­ców, które wcho­dziły wcze­śniej w skład Rosji, powstała Ukra­iń­ska Repu­blika Ludowa (URL) ze sto­licą w Kijo­wie. Potem upa­dło impe­rium habs­bur­skie i jesie­nią 1918 roku na tere­nach Gali­cji Wschod­niej powstała Zachod­nio­ukra­iń­ska Repu­blika Ludowa (ZURL) ze sto­licą we Lwo­wie.

Nas inte­re­suje ta pierw­sza.

W Kijo­wie powo­łano do życia Ukra­iń­ską Radę Cen­tralną. Począt­kowo Ukra­ińcy wysu­wali hasło auto­no­mii w ramach demo­kra­tycz­nej Rosji. Rada współ­pra­co­wała z Rzą­dem Tym­cza­so­wym Alek­san­dra Kie­ren­skiego. Mię­dzy Pio­tro­gro­dem a Kijo­wem raz po raz poja­wiały się jed­nak tar­cia. Gdy doszło do rewo­lu­cji bol­sze­wic­kiej, Ukra­ińcy poszli swoją drogą i pro­kla­mo­wali URL, a wkrótce pełną nie­za­leż­ność od Rosji.

Na arenę wkro­czyli Niemcy.

Na początku 1918 roku Rosja bol­sze­wicka i Ukra­ina zawarły trak­taty z pań­stwami cen­tral­nymi w Brze­ściu Litew­skim – Ukra­ińcy w lutym, bol­sze­wicy w marcu. Ukra­ińcy pod­jęli współ­pracę z Niem­cami, bo liczyli, że dzięki temu powstrzy­mają pochód „czer­wo­nych”, opa­no­wa­nie przez nich całej Ukra­iny. Układ z mocar­stwami cen­tral­nymi wyda­wał się jedy­nym ratun­kiem.

Te nadzieje się speł­niły?

Tak, woj­ska austriacko-nie­miec­kie pomo­gły Ukra­iń­com prze­pę­dzić najeźdź­ców. Ale ceną był dre­naż Ukra­iny ze zboża i innych pło­dów rol­nych. Rada, w któ­rej domi­no­wali socja­li­ści, szybko została zastą­piona przez gene­rała Pawła Sko­ro­pad­skiego, który z nie­miecką pomocą ogło­sił się het­ma­nem Ukra­iny.

Kim był Sko­ro­pad­ski?

Ary­sto­kratą, byłym adiu­tan­tem cara Miko­łaja II. Pocho­dził ze sta­rej ukra­iń­skiej rodziny wywo­dzą­cej się ze star­szy­zny kozac­kiej. Od dawna jed­nak mocno zru­sy­fi­ko­wa­nej.

Pań­stwa cen­tralne w listo­pa­dzie 1918 roku prze­grały Wielką Wojnę.

To ozna­czało rów­nież upa­dek het­mana. Na domiar złego ogło­sił on uro­czy­stą hra­motę, w któ­rej zapo­wie­dział połą­cze­nie Ukra­iny z Rosją. Tego było za dużo dla ukra­iń­skich patrio­tów. Wybu­chło powsta­nie. Oddziały powstań­cze wkro­czyły do Kijowa, a het­man w prze­bra­niu czmych­nął na emi­gra­cję.

I tak na arenę wkra­cza główny boha­ter naszej opo­wie­ści. Symon Petlura.

Petlura był człon­kiem kie­ru­ją­cego powsta­niem Dyrek­to­riatu i naczel­nym ata­ma­nem wojsk URL. Wywo­dził się z par­tii socjal­de­mo­kra­tycz­nej, był cywi­lem, ale z samo­rod­nym talen­tem dowód­czym. Nasuwa to oczy­wi­ście ana­lo­gie z Pił­sud­skim. Petlura uro­dził się w Połta­wie w nie­za­moż­nej rodzi­nie miesz­czań­skiego pocho­dze­nia. Jego ojciec miał drobną firmę prze­wo­zową.

Petlura też długo w Kijo­wie nie urzę­do­wał.

Dla bol­sze­wi­ków trak­tat brze­ski był tylko „pie­re­dyszką”, tak­tyczną prze­rwą dla nabra­nia odde­chu. Gdy tylko Niemcy zaczęli się szy­ko­wać do odwrotu znad Dnie­pru, „czer­woni” ruszyli do ataku. W Char­ko­wie stwo­rzyli mario­net­kowy komu­ni­styczny rząd Ukra­iny.

Na jego czele umie­ścili… Buł­gara.

Tak, Lenin na swo­jego czo­ło­wego „Ukra­ińca” mia­no­wał Buł­gara, będą­cego pod­da­nym rumuń­skim – Chri­stiana Rakow­skiego. On świet­nie mówił po fran­cu­sku, ale po rosyj­sku już gorzej. A po ukra­iń­sku w ogóle. Liczyła się jed­nak siła. Ukra­ińcy jej nie mieli.

Jak to? Prze­cież dopiero co wywo­łali udane powsta­nie.

Armia Dyrek­to­riatu skła­dała się z chło­pów, któ­rzy po prze­pę­dze­niu het­mana po pro­stu roze­szli się do domów. Bol­sze­wicy zajęli Kijów i Petlura razem z rzą­dem URL musiał się wyco­fać na teren Woły­nia, a następ­nie do Kamieńca Podol­skiego. Jakby tego było mało, Ukra­ińcy musieli póź­niej sta­wiać czoło rów­nież „bia­łym” Rosja­nom. Dla gene­rała Deni­kina ukra­iń­scy nie­pod­le­gło­ściowcy byli groź­nymi sepa­ra­ty­stami. Petlura został więc wzięty w dwa ognie.

Czyli sprzy­mie­rza­jąc się z Pił­sud­skim, łapał się brzy­twy?

Tak, dużego wyboru nie miał. Uznał, że w tej dra­ma­tycz­nej sytu­acji natu­ral­nym sojusz­ni­kiem jest Pol­ska.

Ale Pol­ska w 1919 roku sto­czyła krwawą wojnę z dru­gim pań­stwem ukra­iń­skim – ZURL. Dla Ukra­iń­ców z Gali­cji Wschod­niej wro­giem numer jeden byli Polacy, a nie bol­sze­wicy.

Zawar­cie tego soju­szu było bez wąt­pie­nia trudne psy­cho­lo­gicz­nie. Szcze­gól­nie że w stycz­niu 1919 roku doszło do zawią­za­nia unii pomię­dzy wschod­nim i zachod­nim pań­stwem ukra­iń­skim, URL i ZURL. W ten spo­sób URL for­mal­nie stała się stroną w kon­flik­cie zbroj­nym z Rzecz­po­spo­litą. Gali­cyj­scy Ukra­ińcy – cho­ciaż kon­tro­lo­wali mniej­szy obszar – dys­po­no­wali więk­szą armią, bar­dziej zdy­scy­pli­no­waną i lepiej wyszko­loną niż armia URL. Z ich zda­niem trzeba się było poważ­nie liczyć.

A może pol­skie zwy­cię­stwo nad ZURL oczy­ściło atmos­ferę?

W jakiejś mie­rze tak – Petlura miał roz­wią­zane ręce i obrał kurs na zbli­że­nie z Pol­ską. Już latem 1919 roku dzia­ła­nia zbrojne zostały wstrzy­mane, a 1 wrze­śnia zawarto for­malny rozejm. Zaczęły się roz­mowy.

Jaka była moty­wa­cja Pił­sud­skiego? Cho­dziło mu o zbu­do­wa­nie pol­sko-ukra­iń­skiej fede­ra­cji?

Wśród zwo­len­ni­ków Pił­sud­skiego było wielu prze­ko­na­nych fede­ra­li­stów. Sam Pił­sud­ski był raczej reali­stą i prag­ma­ty­kiem. Cho­dziło mu o wyko­rzy­sta­nie szansy, momentu, gdy Rosja jest słaba, i ode­pchnię­cie jej jak naj­da­lej na wschód od pol­skich gra­nic. Krótko mówiąc – pozba­wie­nie Rosji sta­tusu impe­rium. Dla­tego Pił­sud­ski uwa­żał, że należy wes­przeć nie­pod­le­gło­ściowe aspi­ra­cje naro­dów żyją­cych mię­dzy Pol­ską a Rosją. W wypadku Ukra­iny myślał o nie­pod­le­głym pań­stwie, ści­śle sprzy­mie­rzo­nym z Pol­ską. W wypadku Litwy marzył o fede­ra­cji. A Bia­ło­ruś mogła liczyć na auto­no­mię.

Czym kon­cep­cja fede­ra­cyjna róż­niła się od endec­kiej kon­cep­cji inkor­po­ra­cyj­nej?

Endecy rów­nież chcieli prze­su­nąć gra­nice Rze­czy­po­spo­li­tej na wschód. Ale miało to być pań­stwo narodu pol­skiego. Endecy uwa­żali, że w jego gra­ni­cach może się zna­leźć tylko tylu przed­sta­wi­cieli mniej­szo­ści naro­do­wych, żeby można ich było zasy­mi­lo­wać. Z punktu widze­nia inte­re­sów Rosji kon­cep­cja Pił­sud­skiego była nie­wąt­pli­wie bar­dziej nie­bez­pieczna.

Czy zgo­dzi się pan z taką ana­lo­gią histo­ryczną: kon­cep­cja fede­ra­cyjna była nową ugodą hadziacką – która w 1658 roku stwo­rzyła Rzecz­po­spo­litą Trojga Naro­dów – a kon­cep­cja inkor­po­ra­cyjna nowym rozej­mem andru­szow­skim, który w 1667 roku podzie­lił Ruś mię­dzy Moskali i Lachów?

W tej ana­lo­gii jest dużo racji. Trzeba pod­kre­ślić, że nie­pod­le­głą Ukra­inę endecy postrze­gali jako zagro­że­nie dla Pol­ski. Samo ist­nie­nie narodu ukra­iń­skiego było przez nich pod­wa­żane. Powsta­nie naro­do­wego ruchu ukra­iń­skiego uwa­żali za efekt machi­na­cji austriacko-nie­miec­kich. Dla­tego mię­dzy innymi endecy dążyli do kom­pro­misu z Rosją, wspól­nego hamo­wa­nia ukra­iń­skich dążeń nie­pod­le­gło­ścio­wych.

Wizje Pił­sud­skiego i Petlury się spo­ty­kały.

Tak, 21 kwiet­nia 1920 roku w War­sza­wie pod­pi­sany został układ sojusz­ni­czy mię­dzy Rzecz­po­spo­litą Pol­ską a Ukra­iń­ską Repu­bliką Ludową.

Ten układ już na początku nazna­czony był dwoma poważ­nymi pro­ble­mami. Pod­czas nego­cjo­wa­nia soju­szu Pił­sud­ski „przy­sta­wił Petlu­rze rewol­wer do głowy”. Zmu­sił go do wyrze­cze­nia się Gali­cji Wschod­niej i Woły­nia. Kiep­ski począ­tek przy­jaźni.

Było to poważne obcią­że­nie. Aby układ z Pol­ską speł­nił swoją funk­cję, Petlura musiał pozy­skać wspar­cie gali­cyj­skich Ukra­iń­ców. To mogło prze­są­dzić o powo­dze­niu walki o nie­pod­le­głą Ukra­inę. Ale bez zrze­cze­nia się Gali­cji Wschod­niej Petlura nie mógł marzyć o zawar­ciu soju­szu z Pił­sud­skim.

W efek­cie gali­cyj­scy Ukra­ińcy woleli wal­czyć po stro­nie Rosjan prze­ciwko Pola­kom.

Tak, Ukra­iń­ska Armia Halicka pod koniec 1919 roku prze­szła na stronę „bia­łych” gene­rała Deni­kina, a parę mie­sięcy póź­niej na stronę bol­sze­wi­ków.

To była kwa­dra­tura koła.

Ale czy Petlura miał wtedy jakiś wybór? Nie można było liczyć na to, że Polacy powie­dzą: „Odda­jemy wam Gali­cję Wschod­nią w zamian za to, że pój­dzie­cie z nami na Kijów”. Dla ówcze­snej pol­skiej opi­nii publicz­nej rezy­gna­cja ze Lwowa była psy­cho­lo­gicz­nie nie­moż­liwa. Nie po to toczy­li­śmy ciężką wojnę o Gali­cję Wschod­nią, aby teraz wyrzec się owo­ców zwy­cię­stwa, mówiono. Może gdyby udało się na trwałe osa­dzić Petlurę w Kijo­wie, gdyby powstała silna Ukra­ina – sytu­acja ule­głaby zmia­nie.

Ale to jest argu­ment na rzecz ende­ków. To oni ostrze­gali, że gdy URL okrzep­nie, zgłosi pre­ten­sje do Gali­cji Wschod­niej i Woły­nia. Według nich Pił­sud­ski hodo­wał przy­szłego wroga Pol­ski.

Pierw­sze osza­ła­mia­jące suk­cesy wspól­nej ofen­sywy spo­wo­do­wały, że gali­cyj­scy Ukra­ińcy zaczęli patrzeć nieco przy­chyl­niej na sojusz z Pol­ską. Pił­sud­ski pod­trzy­my­wał dys­kretne kon­takty z metro­po­litą Andre­jem Szep­tyc­kim – naj­więk­szym auto­ry­te­tem moral­nym i poli­tycz­nym Hali­czan (skąd­inąd wnu­kiem hra­biego Alek­san­dra Fre­dry i bra­tem wybit­nego pol­skiego gene­rała Sta­ni­sława Szep­tyc­kiego). Metro­po­lita, widząc per­spek­tywę wywal­cze­nia pań­stwa nad Dnie­prem i poko­na­nia bez­boż­nych bol­sze­wi­ków, był skłonny dojść do jakie­goś poro­zu­mie­nia z Pola­kami. Gdyby dobra wojenna passa trwała dłu­żej, może uda­łoby się osią­gnąć kom­pro­mis.

Jaki?

Po zwy­cię­skiej woj­nie z bol­sze­wi­kami Polacy musie­liby coś zaofe­ro­wać. Kartą w grze mogło być nada­nie auto­no­mii Gali­cji Wschod­niej. Albo stwo­rze­nie z niej kon­do­mi­nium pol­sko-ukra­iń­skiego. Wtedy Gali­cja prze­sta­łaby być obsza­rem spor­nym, a sta­łaby się obsza­rem łączą­cym. Ogni­wem kon­fe­de­ra­cji pol­sko-ukra­iń­skiej.

Drugi pro­blem zwią­zany z pak­tem Pił­sud­ski–Petlura: olbrzy­mia część ziemi na Ukra­inie nale­żała do pol­skich zie­mian. W latach 1917–1918 doszło do fali pogro­mów pol­skich dwo­rów, mor­dów i gra­bieży grun­tów. We wspo­mnie­niach oca­la­łych zie­mian zacho­wa­nie petlu­row­ców niczym się nie róż­niło od zacho­wa­nia bol­sze­wi­ków. Zwo­len­nicy ata­mana dopusz­czali się podobno strasz­li­wych zbrodni na Pola­kach.

Taka była per­spek­tywa zie­mian – gnę­bio­nych i gra­bio­nych. W rze­czy­wi­sto­ści te pogromy miały mało wspól­nego z Petlurą i jego regu­lar­nymi woj­skami. Do naj­gor­szych napa­dów na zie­mian doszło wcze­śniej, gdy zała­mała się dawna armia car­ska i masy zre­wol­to­wa­nych chło­pów wró­ciły do domów z bro­nią w ręku. Ci ludzie dzia­łali zgod­nie z bol­sze­wic­kim hasłem „Grab zagra­bione!”.

Jakie było sta­no­wi­sko władz URL wobec pol­skich zie­mian?

Trudno było pogo­dzić inte­resy wiel­kiego zie­miań­stwa z lewi­co­wym, rady­kal­nym spo­łecz­nie pro­gra­mem URL. Ukra­iń­skie wła­dze zapo­wia­dały bar­dzo daleko idące reformy: ode­bra­nie ziemi „obszar­ni­kom” i roz­da­nie jej chło­pom. Spra­wiało to, że więk­szość zie­mian z Ukra­iny nie popie­rała paktu Pił­sud­ski-Petlura. Marsz pol­skich wojsk na wschód wywo­łał ich entu­zjazm – ale dla­tego, że mieli nadzieję, iż wrócą do swo­ich mająt­ków.

Tak by się stało?

Nie. W spe­cjal­nym roz­ka­zie z 8 maja 1920 roku Naczelne Dowódz­two pod­kre­ślało, że zada­niem Woj­ska Pol­skiego jest walka o nie­pod­le­głą Ukra­inę, a nie przy­wró­ce­nie stanu posia­da­nia pol­skich zie­mian. Należy insta­lo­wać wła­dze ukra­iń­skie, wyraź­nie wska­zy­wać, że pol­ska oku­pa­cja jest obli­czona na mie­siące, a nie na lata. Oczy­wi­ście Pił­sud­ski sta­rał się zna­leźć jakiś modus vivendi. Nie mógł cał­ko­wi­cie zigno­ro­wać postu­la­tów zie­mian.

Co zro­bił?

Jed­nym z taj­nych posta­no­wień układu z Petlurą było wpro­wa­dze­nie do ukra­iń­skiego rządu dwóch pol­skich mini­strów. Hen­ryk Józew­ski został wice­mi­ni­strem spraw wewnętrz­nych, a Sta­ni­sław Stem­pow­ski mini­strem rol­nic­twa. Obaj mieli w Kijo­wie „trzy­mać rękę na pul­sie”.

Stem­pow­ski był co prawda zie­mia­ni­nem z Ukra­iny, ale dość spe­cy­ficz­nym. Nazy­wano go „chło­po­ma­nem”.

Zgoda. Stem­pow­ski był lewi­cu­ją­cym maso­nem gło­szą­cym hasła poprawy doli chłop­stwa. Była to postać środka, która miała się stać pośred­ni­kiem pomię­dzy Pola­kami i Ukra­iń­cami. Zabra­kło czasu, żeby­śmy mogli się prze­ko­nać, jak roz­wią­zano by anta­go­nizm rolny. Widać jed­nak, że Pił­sud­ski wpro­wa­dzał do układu z Petlurą bez­piecz­niki, które miały zagwa­ran­to­wać pol­skie inte­resy.

Skoro Pił­sud­ski mógł wpa­ko­wać Petlu­rze do rządu dwóch mini­strów, trudno mówić o part­ner­skim soju­szu. To był raczej – uży­wa­jąc ter­mi­no­lo­gii geo­po­li­tycz­nej – układ junior part­ner–senior part­ner.

W tym ukła­dzie była wyraźna asy­me­tria. Ukra­ina bar­dziej niż Pol­ska potrze­bo­wała soju­szu, co sta­wiało ją w pozy­cji petenta. Gdy Petlura wio­sną 1920 roku nego­cjo­wał z Pol­ską, pod jego kon­trolą znaj­do­wało się tylko kilka powia­tów Podola i Woły­nia. Na tereny te wkro­czyły woj­ska pol­skie i tylko dla­tego Ukra­ińcy mogli się tam utrzy­mać. Ata­ko­wali ich „biali” i „czer­woni”. A także trzeci wróg: epi­de­mia tyfusu, która powa­liła woj­sko ukra­iń­skie. Pra­wie cała armia Petlury leżała w laza­re­tach.

Układ z Petlurą był ratum. A co było con­sum­ma­tum?

Ofen­sywa Woj­ska Pol­skiego i oddzia­łów URL, roz­po­częta 25 kwiet­nia 1920 roku. Na zaple­czu bol­sze­wi­ków doszło do serii ukra­iń­skich powstań, które uła­twiły marsz. Na początku maja został wzięty Kijów. Petlura – a nie Pił­sud­ski – przy­jął defi­ladę zwy­cię­stwa. To był gest, który miał poka­zać, że Ukra­ińcy są gospo­da­rzami. Pił­sud­ski nie był do końca zado­wo­lony – liczył, że bol­sze­wicy będą bro­nić Kijowa i na przed­po­lach mia­sta uda się roz­bić ich główne siły. Nie­stety, „czer­woni” wyco­fali się za rzekę i wkrótce przy­stą­pili do kontr­ofen­sywy. Polacy i Ukra­ińcy zostali zmu­szeni do odwrotu. Nie udało się.

Dla­czego?

Zabra­kło czasu. Gdyby Polacy i Ukra­ińcy wytrwali w Kijo­wie nie cztery tygo­dnie, a cztery mie­siące, powsta­łaby zapewne silna ukra­iń­ska armia. Pań­stwo by okrze­pło. Ukra­ina była znisz­czona przez wojnę. Sam Kijów kil­ka­na­ście razy prze­cho­dził z rąk do rąk. To nie było tak, że Ukra­ińcy byli obo­jętni na hasła nie­pod­le­gło­ściowe czy wrogo nasta­wieni do Pol­ski. Byli po pro­stu pie­kiel­nie zmę­czeni. Poza tym pro­pa­ganda sowiecka nie zasy­piała gru­szek w popiele. Bol­sze­wicy wma­wiali chło­pom, że nad­cho­dzi „pań­ska armia”, która będzie zwra­cać zie­mię zie­mia­nom. Petlura był przed­sta­wiany jako zdrajca. Sowieci nakrę­cili póź­niej gło­śny film PKP.

„Pił­sud­ski kupił Petlurę”.

Wła­śnie. Wzięli to zapewne ze słyn­nego zdję­cia, na któ­rym Petlura i Pił­sud­ski stoją razem w oknie salonki. Na wago­nie widać napis „PKP”.

Wróćmy do wyprawy kijow­skiej. Nie­któ­rzy Polacy nie uła­twiali sprawy. Zacho­wała się depe­sza Pił­sud­skiego, w któ­rej skarży się on na skan­da­liczne zacho­wa­nie puł­ków poznań­skich wobec cywi­lów.

„Z tymi dra­niami wojo­wać nie można – pisał Pił­sud­ski – dono­szą mi, że ten pas, któ­rym idą, gotowy jest robić powsta­nie prze­ciwko nam”. Całe szczę­ście nie był to powszechny obraz. Na przy­kład w Kijo­wie wza­jemne sto­sunki były wzo­rowe. Polacy zacho­wy­wali się ele­gancko wobec strony ukra­iń­skiej. Oczy­wi­ście nie ma co wysta­wiać Pił­sud­skiemu laurki, bywało róż­nie. Sam Pił­sud­ski także podej­mo­wał dzia­ła­nia – z per­spek­tywy ukra­iń­skiej – trudne do zaak­cep­to­wa­nia. W cza­sie krót­kiego pobytu Woj­ska Pol­skiego nad Dnie­prem dre­no­wał Ukra­inę ze zboża i cukru. Wszyst­kie strony kon­fliktu trak­to­wały ją jak wielki spi­chlerz.

Ukra­ińcy w sierp­niu 1920 roku – mię­dzy innymi wal­cząc pod Zamo­ściem – pomo­gli Pola­kom oca­lić nie­pod­le­głość. Zakoń­cze­nie tej histo­rii jest jed­nak szo­ku­jące.

W paź­dzier­niku 1920 roku Polacy roz­po­częli per­trak­ta­cje z bol­sze­wi­kami. O lojal­nym sojusz­niku zapo­mniano. Dla Ukra­iń­ców sytu­acja była czy­sta. Suk­ces pod War­szawą, suk­ces pod Zamo­ściem, roz­bi­cie bol­sze­wi­ków w bitwie nad Nie­mnem. Sowieci prze­grali wojnę. Polacy powinni z pozy­cji siły dyk­to­wać Moskwie warunki. Tym­cza­sem było odwrot­nie. To Polacy szli na ustęp­stwa.

Gdy myślę o tym, jak Pol­ska wtedy postą­piła z Ukra­iń­cami, nasuwa mi się tylko jedna ana­lo­gia histo­ryczna – Jałta.

Ukra­ińcy byli pewni, że będą repre­zen­to­wani pod­czas roz­mów poko­jo­wych, że ich inte­resy będą twardo sta­wiane. Tym­cza­sem nie zapro­szono ich nawet na miej­sce obrad. Pol­ska dele­ga­cja od razu uznała fik­cyjny twór – sowiecki rząd Ukra­iny ze wspo­mnia­nym Buł­ga­rem na czele. Dla ukra­iń­skich nie­pod­le­gło­ściow­ców, ale także ich pol­skich przy­ja­ciół, był to szok. Naj­bar­dziej zapal­czywi pił­sud­czycy mówili: Idźmy dalej. Wystar­czy, żeby wojna potrwała jesz­cze dwa tygo­dnie, i ponow­nie będziemy w Kijo­wie.

Mieli rację! 12 paź­dzier­nika po uda­nym zago­nie kawa­le­ryj­skim na Koro­steń Woj­sko Pol­skie znowu sta­nęło nie­mal u wrót Kijowa.

Do dzi­siaj dys­ku­sja na ten temat nie jest roz­strzy­gnięta. Pił­sud­ski w kręgu gene­ra­łów mówił gorzko, że rozu­mie, iż powi­nien znowu pójść na wschód, ale pol­skie spo­łe­czeń­stwo tego nie chce. Obca jest mu idea jagiel­loń­ska. Polacy chcą spo­koju i pokoju, armia jest zabie­dzona i nie­go­towa do dal­szej walki. Pił­sud­ski nie może więc brać odpo­wie­dzial­no­ści za prze­dłu­ża­nie dzia­łań zbroj­nych. Nie­któ­rzy histo­rycy z tą opi­nią dys­ku­tują, ale taka zapa­dła decy­zja. Pol­skie oddziały do czasu zawie­sze­nia broni kon­se­kwent­nie szły na wschód. Wyzwo­liły Mińsk, ale potem w geście dobrej woli wobec bol­sze­wi­ków, hono­ru­jąc wcze­śniej­sze usta­le­nia, się z niego wyco­fały.

To była zbrod­nia. Także na miej­sco­wych Pola­kach, któ­rych wydano na pastwę bol­sze­wi­ków. Ale pol­skie woj­ska wyzwo­liły też wiele miast na połu­dniu, na Ukra­inie – Kamie­niec Podol­ski, Sze­pe­tówkę, Pło­ski­rów.

Czo­łową posta­cią pol­skiej dele­ga­cji w Rydze był Sta­ni­sław Grab­ski. Naro­dowy demo­krata, zde­cy­do­wany prze­ciw­nik kon­cep­cji Pił­sud­skiego i wyprawy na Kijów, w któ­rej stra­cił syna. Robił wszystko, by w trak­cie roz­mów ryskich zni­we­czyć kon­cep­cję fede­ra­cyjną i prze­for­so­wać pro­jekt endecki. For­malny szef dele­ga­cji, ludo­wiec Jan Dąb­ski, był czło­wie­kiem nie­kom­pe­tent­nym, dyplo­matą z przy­padku. Zwo­len­nicy Pił­sud­skiego byli w tej dele­ga­cji w mniej­szo­ści.

Czy­ta­łem nie­dawno listy Petlury pisane po Rydze. Był zdru­zgo­tany.

To, co się stało w Rydze, było aktem poli­tycz­nej zdrady. Zwo­len­nicy Pił­sud­skiego i pol­skie dowódz­two sta­rali się jed­nak wyjść z twa­rzą. Stwo­rzono warunki, żeby Ukra­ińcy mogli pod­jąć ostat­nią walkę.

Kamie­niec Podol­ski pozo­sta­wiono w rękach Ukra­iń­ców, któ­rzy zaczęli na nowo orga­ni­zo­wać woj­ska. Polacy po cichu – mimo układu z Sowie­tami – dostar­czali im broń. Zaczęto nawet orga­ni­zo­wać oddział pol­sko-ukra­iń­ski pod dowódz­twem majora Wale­rego Sławka, jed­nego z naj­bliż­szych współ­pra­cow­ni­ków Pił­sud­skiego. Prze­waga bol­sze­wi­ków była jed­nak miaż­dżąca. Zanim pla­no­wana ofen­sywa ruszyła w głąb Ukra­iny, bol­sze­wicy ude­rzyli. W dru­giej poło­wie listo­pada 1920 roku pobita armia URL wyco­fała się na pol­skie tery­to­rium.

Co się stało z żoł­nie­rzami URL w Pol­sce?

Ukra­iń­skie oddziały zostały inter­no­wane w obo­zach. W dosyć dobrych warun­kach. W obo­zach – w Alek­san­dro­wie Kujaw­skim, Kali­szu, Szczy­pior­nie, kilku innych – zna­la­zło się około 20 tysięcy żoł­nie­rzy i ofi­ce­rów ukra­iń­skich. Dopóki pił­sud­czycy mieli coś do powie­dze­nia w sfe­rach poli­tycz­nych, a zwłasz­cza woj­sko­wych, obozy te były utrzy­my­wane. W poło­wie 1923 roku, gdy Pił­sud­ski usu­nął się w cień, zaczęto je zwi­jać. Z kolei poli­tycy i dzia­ła­cze spo­łeczni z URL utwo­rzyli w Pol­sce prężny ośro­dek emi­gra­cyjny. Tym­cza­sową sto­licą Ukra­iny stał się Tar­nów. Tam urzę­do­wał rząd i par­la­ment. Funk­cjo­no­wało to mniej wię­cej tak jak pol­ski rząd w Lon­dy­nie w cza­sie II wojny świa­to­wej.

Pił­sud­ski odwie­dził ukra­iń­skich ofi­ce­rów w obo­zie w Szczy­pior­nie. Co im powie­dział?

Padły słynne słowa: „Ja was prze­pra­szam, pano­wie. Ja was bar­dzo prze­pra­szam – to miało być zupeł­nie ina­czej”. To jest kwin­te­sen­cja tego soju­szu. Pił­sud­ski i Petlura wyobra­żali sobie wszystko ina­czej. Nie­pod­le­gła Ukra­ina nie prze­trwała, a Rzecz­po­spo­lita powstała w gra­ni­cach ryskich, które nikogo nie satys­fak­cjo­no­wały. Sowieci dyszeli żądzą rewanżu i z każ­dym rokiem rośli w siłę. Aż do 17 wrze­śnia.

Czy gdyby Pił­sud­skiemu i Petlu­rze się powio­dło i nad Dnie­prem powsta­łaby nie­pod­le­gła Ukra­ina, histo­ria poto­czy­łaby się innym torem?

Nie mam co do tego żad­nych wąt­pli­wo­ści. Zepchnię­cie bol­sze­wi­ków na wschód znacz­nie zmniej­szy­łoby ich moż­li­wość oddzia­ły­wa­nia na Pol­skę i cały Zachód. Odsu­nę­łoby zło­wro­gie widmo nie­miecko-sowiec­kiego poro­zu­mie­nia. Zresztą nie jest wcale pewne, że bol­sze­wicy by się utrzy­mali u wła­dzy. Być może klę­ska w star­ciu z Pol­ską dopro­wa­dzi­łaby do kra­chu sys­temu komu­ni­stycz­nego. A gdyby nie było Sowie­tów u wła­dzy, być może nie byłoby nie­miec­kich naro­do­wych socja­li­stów i wło­skiego faszy­zmu. Skraj­nie nacjo­na­li­styczne, agre­sywne ruchy na zacho­dzie Europy były w znacz­nej mie­rze odpo­wie­dzią na bol­sze­wizm.

Jesz­cze wymiar huma­ni­tarny. Sam Wielki Głód w latach 1932–1933 pochło­nął 4 miliony ofiar. W Win­nicy, Kijo­wie czy Kuro­pa­tach pod Miń­skiem – tam wszę­dzie są wiel­kie cmen­ta­rzy­ska ofiar czer­wo­nego ter­roru z lat trzy­dzie­stych.

Tak, nie byłoby tej olbrzy­miej tra­ge­dii, tego olbrzy­miego upu­stu krwi. Nie tylko ukra­iń­skiej, bo prze­cież wszyst­kie narody, które zamiesz­ki­wały te tereny, zostały dotknięte czer­wo­nym ter­ro­rem. O Pola­kach – któ­rzy w latach 1937–1938 padli ofiarą spe­cjal­nej ope­ra­cji NKWD – też trzeba pamię­tać. Gdyby Pił­sud­skiemu i Petlu­rze się udało, dzieje olbrzy­mich obsza­rów Europy Wschod­niej popły­nę­łyby innym kory­tem. To nie byłyby te Sny­de­row­skie Skrwa­wione zie­mie, tylko dosko­nale pro­spe­ru­jące, roz­wi­ja­jące się tereny. Zupeł­nie ina­czej wyglą­dałby poziom roz­woju ukra­iń­skiej świa­do­mo­ści naro­do­wej. Dekady, które nastą­piły po klę­sce walki o nie­pod­le­głość, po Wiel­kim Gło­dzie i sowiec­kich czyst­kach, były deka­dami stra­co­nymi. Nastą­piło zatrzy­ma­nie roz­woju naro­do­wego Ukra­iń­ców. Ostat­nie lata to czas, kiedy oni te stra­cone dzie­się­cio­le­cia w przy­śpie­szo­nym tem­pie nad­ra­biają.

Prof. JAN JACEK BRU­SKI jest histo­ry­kiem z Uni­wer­sy­tetu Jagiel­loń­skiego. Napi­sał m.in. Petlu­rowcy. Cen­trum Pań­stwowe Ukra­iń­skiej Repu­bliki Ludo­wej na wychodź­stwie (1919–1924), Ukra­ina, Mię­dzy pro­me­te­izmem a Real­po­li­tik. II Rzecz­po­spo­lita wobec Ukra­iny Sowiec­kiej 1921–1926. Wydał tom doku­men­tów Hoło­do­mor 1932–1933. Wielki Głód na Ukra­inie w doku­men­tach pol­skiej dyplo­ma­cji i wywiadu.

Źró­dło: „Histo­ria Do Rze­czy” 11/2022

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Copy­ri­ght © by Piotr Zycho­wicz 2022

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2022

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Grze­gorz Dziam­ski

Pro­jekt serii: Zbi­gniew Miel­nik

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Urszula Gireń

Foto­gra­fia na okładce

5 wrze­śnia 1920. Józef Pił­sud­ski i Symon Petlura wśród pol­skich i ukra­iń­skich ofi­ce­rów na dworcu w Sta­ni­sła­wo­wie.

BE&W

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Ukra­ińcy, wyd. I, Poznań 2022)

ISBN 978-83-8188-949-0

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer