Najlepsze miejsce na świecie. Gdzie Wschód zderza się z Zachodem - Jacek Bartosiak - ebook + audiobook

Najlepsze miejsce na świecie. Gdzie Wschód zderza się z Zachodem ebook

Jacek Bartosiak

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

„Geopolityką, bezpieczeństwem i wojną zajmuję się od wielu lat. Od lutego 2022 roku za polską wschodnią granicą trwają działania wojenne, które fundamentalnie zmieniają świat i nasz region oraz wprost wpływają na nasze bezpieczeństwo. Potrzeba nam pilnie strategii dla Polski na nowe, bardzo niespokojne czasy. Ponadto potrzebujemy refleksji na temat jakości kultury strategicznej w naszym kraju. O tym jest ta książka – najbardziej osobista, jaką dotychczas napisałem”. Jacek Bartosiak

Najnowsza publikacja Jacka Bartosiaka nie jest poświęcona USA, Chinom czy Rosji – to książka o Rzeczpospolitej i o tym, czym ona jest i jakie mamy wobec niej marzenia.

Konflikt o panowanie nad światem stał się faktem. Czy Polska ma pomysł na swoją pozycję w tej rozgrywce? Z jednej strony mamy walczącą o utrzymanie imperialnego statusu Rosję, z drugiej – mające swoje cele kraje Europy Zachodniej, z Niemcami i Francją na czele. Nad głowami tych graczy rozgrywa się konflikt USA–Chiny, a w samym sercu coraz bardziej rozgrzanego tygla interesów tkwi Polska.

Czy polskie państwo ma obecnie przemyślaną strategię?

Jak powinna ona wyglądać?

Czy grozi nam wojna?

Co z naszymi elitami politycznymi w nowych, dużo trudniejszych czasach?

To pytania, na które wszyscy – jeśli chcemy być świadomymi obywatelami – musimy sobie szczerze odpowiedzieć.

Jacek Bartosiak wyjaśnia, dlaczego na naszych oczach stary ład przestał obowiązywać i znów stosuje się dawne chwyty, które już nigdy nie miały być używane. Opisuje rywalizację i wojnę, która trwa, choć nie zawsze jesteśmy jej świadomi.

Bartosiak to polski Harari geopolityki. Obrazowy i sugestywny styl wypowiedzi sprawia, że jego książki pochłania się jak dobry kryminał. A czytają je wszyscy – specjaliści, stratedzy, historycy i politycy. Każdy, kto chce zrozumieć sytuację Polski na tle zmian międzynarodowych układów. Każdy, kto chce zapewnić Polsce bezpieczeństwo na lata.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 496

Oceny
4,4 (784 oceny)
489
187
72
27
9
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
DonB7

Nie polecam

Gdyby, gdyby - to streszczenie tej ksiażki Najbardziej przekonujacy cytat “Bogaci robia co chca, a biedni co musza “ Polska jest w strefie “zgniotu” i mimo prezentowanych w ksiazce pogladów w razie wojny niewiele zwojuje Gdy bylem po studiach w wojsku doktryny obu przeciwnych układów wojskowych zakładały tu martwa strefę. Niewiele się zmieniło Wg mnie szkoda czasu na czytanie
203
dioxidin2002

Z braku laku…

Nuda, nowomowa stworzona przez Autora, ktòrej elementy powtarzane bez końca. Zbawca! Twòrca! Megalomania wylewająca się dosłownie z każdej strony. On który wiedział, przewidywał, niedoceniony przez Alfę jak rozumiem Prezesa a jednak nadający postaciom pseudonimy z obawy przed czym? Kompletnie szalona pozycja wydana przez wybitne Wydawnictwo, które najwidoczniej zaufało nazwisku Autora. Nie polecam!
134
Amigowiec1

Z braku laku…

Propaganda strachu ..strach się zawsze sprzeda
115
TomaszRakowski

Nie polecam

jałowe rozważania napisane jako pamiętnik po rozmyślaniach autora o rzeczach tego świata
61
NataliaMiz

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam.
10

Popularność




Opieka re­dak­cyjna: MAŁ­GO­RZATA GA­DOM­SKA
Kon­sul­ta­cja: MA­REK BU­DZISZ
Ze­spół re­dak­cyjno-ko­rek­tor­ski: MA­REK BAR­TO­SIK, EWA KO­CHA­NO­WICZ, MI­CHAŁ KO­WAL, Pra­cow­nia 12A, ANETA TKA­CZYK, ANNA WOJNA
Pro­jekt wnę­trza książki, okładki i stron ty­tu­ło­wych wer­sji pa­pie­ro­wej: KRZYSZ­TOF IWAŃ­SKI
Ilu­stra­cje i pro­jekt map: JAN LI­PIŃ­SKI
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
Co­py­ri­ght © by Ja­cek Bar­to­siak Co­py­ri­ght © for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2023
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07829-7
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

ROZ­DZIAŁ 2

O COWŁA­ŚCI­WIEW TYM WSZYST­KIMCHO­DZI

CZYLI O TYM, NA JA­KICH ZA­SA­DACH FUNK­CJO­NUJE ŚWIAT W XXI WIEKU I JAK WY­GLĄDA WSPÓŁ­PRACA MIĘ­DZY PAŃ­STWAMI W ZGLO­BA­LI­ZO­WA­NYM ŚWIE­CIE; DLA­CZEGO PO­WSTAJĄ SPORY O TE ZA­SADY I OSTA­TECZ­NIE – DLA­CZEGO WY­BU­CHAJĄ WOJNY, W TYM WIEL­KIE WOJNY ŚWIA­TOWE

.

NAD RZEKĄ PER­ŁOWĄ

O co wła­ści­wie cho­dzi z tymi woj­nami, spo­rami, całą tą geo­po­li­tyką – dla­czego ludz­kość nie może funk­cjo­no­wać so­bie w spo­koju? Dla­czego za­wi­ro­wa­nia świa­towe tak czę­sto do­ty­kają Pol­ski? By od­po­wie­dzieć na te py­ta­nia, mu­simy na chwilę prze­nieść się do Azji i Chin, do miej­sca, w któ­rym Rzeka Per­łowa ucho­dzi do Mo­rza Po­łu­dnio­wo­chiń­skiego – jesz­cze do nie­dawna jed­nego z naj­waż­niej­szych cen­trów fi­nan­so­wych i naj­więk­szych por­tów mor­skich świata. A za­tem – do Hong­kongu.

Od­wie­dzi­łem Hong­kong la­tem 2017 roku na za­pro­sze­nie fran­cu­skiego te­ścia mo­jej sio­stry. W tym mie­ście han­dlu i wiel­kich in­te­re­sów był on ważną fi­gurą w za­chod­niej spo­łecz­no­ści biz­ne­so­wej, osia­dłej nad piękną za­toką od cza­sów wo­jen opiu­mo­wych, gdy Bry­tyj­czycy na­rzu­cili Chiń­czy­kom za­sady, na ja­kich mógł funk­cjo­no­wać han­del chiń­skiego in­te­rioru, który spła­wiał swe to­wary rze­kami i eks­por­to­wał je przez nad­mor­skie porty. Per­fidny Al­bion za­pew­nił so­bie w ten spo­sób kon­trolę nad ob­ro­tem to­wa­ro­wym Chin. Dzięki zło­żo­nemu me­cha­ni­zmowi cza­sem nie­wi­docz­nych na pierw­szy rzut oka po­wią­zań zy­skał wła­dzę nad po­zio­mem stopy zwrotu, jaką chiń­ski chłop, maj­ster, han­dlarz czy po­śred­nik mógł osta­tecz­nie osią­gnąć ze swo­jej pracy, by lwią jej część od­da­wać im­pe­rium bry­tyj­skiemu. Po­zy­cję tę zdo­byto prze­mocą woj­skową.

Chudy i wy­soki, już w po­de­szłym wieku, z krótką brodą, a wła­ści­wie dłuż­szym za­ro­stem, cza­sami no­szący po chiń­sku ko­szulę ze stójką, teść mo­jej sio­stry wy­glą­dał tro­chę jak asce­tyczny mnich. Zaj­mo­wał się han­dlem na dużą skalę z Chi­nami oraz pro­duk­cją w Wiet­na­mie i na Taj­wa­nie. Szybko zro­zu­miał, co mnie naj­bar­dziej in­te­re­suje, i dzięki swoim kon­tak­tom zor­ga­ni­zo­wał mi spe­cjalne spo­tka­nie z pro­mi­nent­nym chiń­skim stra­te­giem. W wy­padku Chiń­czy­ków za­wsze ozna­cza to ko­goś, kto ma w gło­wie per­spek­tywę kilku ty­sięcy lat cy­wi­li­za­cji chiń­skiej i my­śli zgod­nie z in­te­re­sami Chin, nie­za­leż­nie od tego, skąd po­cho­dzi. W rów­nym stop­niu do­ty­czy to Chiń­czy­ków z kon­ty­nentu, tych z Taj­wanu i tych z Hong­kongu, po­mimo obec­nych po­li­tycz­nych uwa­run­ko­wań owych jakże róż­nych or­ga­ni­zmów pań­stwo­wych. Nie wiem, skąd był Chiń­czyk, z któ­rym wtedy się spo­tka­łem, ale to bez zna­cze­nia, bo roz­ma­wia­li­śmy o wiel­kich si­łach i ogrom­nych struk­tu­ral­nych prze­su­nię­ciach, które za nic mia­łyby na­sze par­ty­ku­la­ry­zmy, chęci, lo­jal­no­ści i przy­wią­za­nia. Sie­dzie­li­śmy wie­czo­rem nad za­toką, po­dzi­wia­jąc pa­no­ramę tego wy­jąt­ko­wego mia­sta. Roz­ma­wia­li­śmy o nad­cho­dzą­cym od­wró­ce­niu bie­gu­nów świata, zwia­stu­ją­cym moż­liwe wojny, a na pewno chaos okresu przej­ścio­wego, nim nowy bie­gun nie za­stąpi pierw­szego lub do­tych­cza­sowy nie obroni się przed na­po­rem tego dru­giego. Przy­po­mniał mi się wtedy wiersz Na­tar­cie bu­rzy Krzysz­tofa Ka­mila Ba­czyń­skiego:

Ogniu burz ma­gne­tycz­nych! Od­wra­casz bie­guny.

Wi­dzę przez sen anio­łów uno­szą­cych prąd,

od­bi­ciem w mo­rzu wsz­częte nie­doj­rzałe łuny

jak wznie­sione po­chod­nie zwia­stu­ją­cych rąk.

Pę­kają kry okrze­płe; na nich domki rdzawe,

wy­pa­lone mro­wi­ska runą w czarny piach

I try­ska źró­dła pręt, jak na­miot spada w trawę,

i gi­nie czło­wiek, który nie więk­szy był niż strach.

Wi­dzę lądy że­la­zne roz­stę­pu­jące się,

rana nie­po­gód nad nimi i bły­ska­wic szept.

Oto je­stem anio­łem za­mknię­tym w żywy sen,

po­ży­wa­ją­cym ogień z nie­do­strze­gal­nych drzew[1].

Rok 2017, gdy się spo­tka­li­śmy, to był jesz­cze czas przed pre­sją po­li­tyczną, a po­tem in­ter­wen­cją Chin kon­ty­nen­tal­nych w sprawy Hong­kongu. Po tych wy­da­rze­niach asce­tyczny teść mo­jej sio­stry opu­ścił Hong­kong i osiadł na po­łu­dniu Fran­cji. Po kil­ku­dzie­się­ciu la­tach po­bytu i pro­wa­dze­nia biz­nesu u uj­ścia Rzeki Per­ło­wej ozna­czało to dla niego ogromną zmianę i ze­rwa­nie z wielką cy­wi­li­za­cją chiń­ską, która – trzeba przy­znać – od­ci­snęła na nim ogromne piętno.

Hong­kong był dla mnie świet­nym miej­scem ob­ser­wa­cji osia­dłych w nim lu­dzi Za­chodu, ro­bią­cych pie­nią­dze na Orien­cie. Da­wało mi do my­śle­nia to, jak bar­dzo teść mo­jej sio­stry zo­stał we­ssany przez cy­wi­li­za­cję Chin z jej mi­lio­nami drob­nych, acz waż­nych spraw: ge­stów, ry­tu­ałów, za­sad spo­ży­wa­nia po­sił­ków, utrzy­my­wa­nia „sto­sun­ków” i pro­wa­dze­nia in­te­re­sów.

Tam­tego wie­czora nad za­toką roz­ma­wia­li­śmy o Chi­nach i Ame­ryce, o si­łach wy­twór­czych w świe­cie. To ulu­biony te­mat Chiń­czy­ków, któ­rzy są pra­co­wici jak mrówki, a moim zda­niem etyka pracy jest pod­stawą ich cy­wi­li­za­cji i wza­jem­nej oceny lu­dzi. Na­sza roz­mowa do­ty­czyła nad­cho­dzą­cej kon­fron­ta­cji geo­po­li­tycz­nej i zmian za­cho­dzą­cych w świe­cie.

Już kilka razy mia­łem wcze­śniej spo­sob­ność dłu­żej po­ga­wę­dzić z mą­drymi Chiń­czy­kami, zwłasz­cza gdy zaj­mo­wa­łem się Cen­tral­nym Por­tem Ko­mu­ni­ka­cyj­nym. Zwy­kle były to po­ucza­jące spo­tka­nia, a moi roz­mówcy świet­nie orien­to­wali się w te­ma­cie. Nie ina­czej było i tym ra­zem, gdy sie­dząc nad chiń­ską her­batą i spo­glą­da­jąc na Vic­to­ria Har­bour, mój gość do­wo­dził z pew­no­ścią sie­bie i co­kol­wiek roz­bra­ja­jąco, że kon­fron­ta­cja w Eu­ra­zji jest nie­unik­niona. We­dług niego Ame­ry­ka­nie już prze­grali ją po­zy­cyj­nie, bio­rąc pod uwagę wpływy i po­wią­za­nia, które dają pod­stawę spraw­czo­ści po­li­tycz­nej, czyli moż­li­wo­ści od­dzia­ły­wa­nia na za­cho­wa­nie in­nych. Z tego po­wodu obę­dzie się bez du­żej wojny sys­te­mo­wej (mię­dzy Sta­nami Zjed­no­czo­nymi i Chi­nami), do ja­kiej zwy­kle do­cho­dziło w mo­men­cie od­wra­ca­nia bie­gu­nów świata, czyli zmiany układu sił i ko­re­la­cji za­leż­no­ści mię­dzy głów­nymi mo­car­stwami. Po­tem dość bez­czel­nie i nie­spo­dzie­wa­nie rzu­cił mi w twarz: „A wy w Pol­sce bę­dzie­cie czę­ścią no­wego im­pe­rium rzym­skiego w Eu­ro­pie jako jego pe­ry­fe­rie, chyba że wy­buch­nie praw­dziwa wojna w Eu­ra­zji”.

W tym miej­scu, drogi czy­tel­niku, po­zo­staje tylko zła­pać się za głowę: jaka znowu wojna, do dia­ska? Dla­czego?, W ja­kim celu? Po co to komu? Czy lu­dzie nie mo­gliby się wresz­cie do­ga­dać i za­cząć żyć po­ko­jowo, da­jąc żyć in­nym? Czym jest ta cała geo­po­li­tyka, o któ­rej tyle się te­raz mówi? Na czym ona tak wła­ści­wie po­lega, co jest jej sed­nem, po co ta, wy­da­wa­łoby się, ni­komu nie­po­trzebna ry­wa­li­za­cja mię­dzy­na­ro­dowa? Wszy­scy opo­wia­dają o ja­kiejś rów­no­wa­dze, stre­fach wpły­wów, zbro­je­niach, pe­ry­fe­riach, bu­fo­rach, so­ju­szach, sank­cjach eko­no­micz­nych itp. O co w tym wszyst­kim cho­dzi?

WALKA O SPRAW­CZOŚĆ

No cóż, cho­dzi za­wsze o to samo: o spraw­czość, czyli sku­teczne wpły­wa­nie na za­cho­wa­nie in­nych, by re­ali­zo­wać wła­sne in­te­resy. O jak naj­szer­sze pole dzia­ła­nia dla mnie, co może do­pro­wa­dzić do ogra­ni­cze­nia spraw­czo­ści ko­goś in­nego. Kto z nas nie prze­ra­biał tego w swoim ży­ciu za­wo­do­wym lub oso­bi­stym...? Dzięki mak­sy­mal­nemu polu spraw­czo­ści można my­śleć o opty­mal­nym roz­woju. W geo­po­li­tyce gra to­czy się więc o za­gwa­ran­to­wa­nie so­bie przy­szło­ści, a przede wszyst­kim – o zdo­by­cie do­god­nego, bez­piecz­nego i umoż­li­wia­ją­cego przy­szły roz­wój miej­sca.

By za­głę­bić się w sys­tem uzy­ski­wa­nia spraw­czo­ści, trzeba po­znać naj­waż­niej­szy me­cha­nizm, który jak suw­nica okre­śla re­la­cje mię­dzy pań­stwami, czyli me­cha­nizm stra­te­gicz­nych prze­pły­wów. Naj­pierw jed­nak, aby zro­zu­mieć głę­bo­kie po­wody, dla któ­rych świat tak funk­cjo­nuje, przyj­rzyjmy się czło­wie­kowi, jego na­tu­rze i mo­ty­wa­cjom. Po­święćmy chwilę zja­wi­sku ru­chu. To ruch i wy­ni­ka­jąca z niego nie­uchron­nie zmiana od­po­wia­dają za ist­nie­nie dy­na­micz­nych asy­me­trii mię­dzy ludźmi i przy­czy­niają się do spo­rów i na­pięć. W tym także osta­tecz­nie do wo­jen.

Ruch jest wła­ści­wie wszyst­kim. Na­tura czło­wieka i wpi­sane w czło­wie­czeń­stwo skłon­no­ści oraz po­dział za­dań w spo­łe­czeń­stwie po­wo­dują, że w co­dzien­nych, cza­sem bar­dzo pro­za­icz­nych za­da­niach, za­równo każ­dego czło­wieka, jak i każ­dej zbio­ro­wo­ści, istotę pra­wi­dło­wego funk­cjo­no­wa­nia sta­nowi wła­śnie ruch. Praca za­rob­kowa, pro­wa­dze­nie biz­nesu, twór­czość, za­ła­twia­nie wszel­kiego ro­dzaju spraw, utrzy­my­wa­nie zna­jo­mo­ści, a na­wet spę­dza­nie wol­nego czasu two­rzą sys­tem za­leż­no­ści, o któ­rym de­cy­duje ruch, czy – uj­mu­jąc to ina­czej – sko­mu­ni­ko­wa­nie, co w ję­zyku an­giel­skim nie­zwy­kle traf­nie okre­śla się jako con­nec­ti­vity.

W ten spo­sób re­ali­zu­jemy się jako lu­dzie, wy­ko­nu­jemy swoje obo­wiązki, od­gry­wamy przy­jęte role spo­łeczne, roz­wi­jamy się i za­spo­ka­jamy po­trzeby ciała i du­cha. Idziemy przez ży­cie po­łą­czeni re­la­cjami, funk­cjo­nu­jąc przy tym w re­al­nym świe­cie geo­gra­fii swo­jego bliż­szego i dal­szego oto­cze­nia. Jedni le­piej, dru­dzy go­rzej, na pewno róż­niąc się tym, co przy­pada nam w po­dziale za­dań spo­łecz­nych i pracy, któ­rej co­dzienne wy­ko­ny­wa­nie po­zwala spraw­nie dzia­łać zor­ga­ni­zo­wa­nej zbio­ro­wo­ści, jaką jest spo­łe­czeń­stwo i na­da­jące mu struk­turę pań­stwo. Oso­bi­ste moż­li­wo­ści roz­woju i zmiany wy­ko­ny­wa­nych za­dań de­cy­dują o wol­no­ści jed­nostki w wy­ku­wa­niu wła­snego losu. W krzą­ta­ni­nie dnia co­dzien­nego trudno pa­mię­tać o tym, że wszyst­kie te uwa­run­ko­wa­nia za­leżą w du­żym stop­niu od kon­traktu spo­łecz­nego, czyli od tego, jak w da­nym or­ga­ni­zmie po­li­tycz­nym „uło­żono się” w kwe­stii re­la­cji wła­dza – spo­łe­czeń­stwo – go­spo­darka.

To samo do­ty­czy po­wią­zań mię­dzy pań­stwami. Naj­waż­niej­szą do roz­strzy­gnię­cia sprawą są tu za­sady re­ali­za­cji prze­pły­wów stra­te­gicz­nych, czyli ru­chu i prze­pływu lu­dzi, usług, żyw­no­ści, da­nych, ka­pi­tału, ener­gii, su­row­ców, wie­dzy, tech­no­lo­gii i wszel­kiego ro­dzaju to­wa­rów, a w ra­zie ry­zyka wojny – prze­mar­szu wojsk i tran­zytu ma­te­ria­łów wo­jen­nych. One de­ter­mi­nują losy państw i nas wszyst­kich. Rola Rze­szowa i jego lot­ni­ska w Ja­sionce dla utrzy­ma­nia ma­te­ria­ło­wego Ukra­iny w trwa­ją­cej woj­nie oraz hi­sto­ria i suk­ces Hong­kongu – „ust han­dlu mor­skiego Chin i ko­mu­ni­ka­cji mor­skiej”, miej­sca po­żą­da­nego za­równo przez Wielką Bry­ta­nię, jak i Chiny ze względu na jego zna­cze­nie geo­po­li­tyczne – są wspa­niałą ilu­stra­cją wagi stra­te­gicz­nych prze­pły­wów.

Ruch czło­wieka jest ści­śle zwią­zany z wy­mianą to­wa­rów i usług. Wy­miana taka wy­maga pie­nię­dzy jako do­god­nego środka do roz­li­cza­nia. Wy­miana i pie­nią­dze two­rzą ra­zem ramy go­spo­darki. Ruch, wy­miana i pie­nią­dze po­trze­bują sko­mu­ni­ko­wa­nia, a to wszystko wy­mu­sza ko­lejne in­no­wa­cje, aby było ono co­raz lep­sze. Tu­taj po­ja­wiają się ko­rzy­ści dla lu­dzi. Gdzie są lu­dzie i go­spo­darka, tam po­wstaje struk­tu­ralna prze­waga jed­nych nad dru­gimi, utrwa­lają się in­te­resy wo­kół tych za­leż­no­ści, tam też są zwy­cięzcy i prze­grani. In­nymi słowy, two­rzy się kon­ku­ren­cyj­ność i ry­wa­li­za­cja. Idąc da­lej – za­czyna się kon­flikt in­te­re­sów. Stąd zaś jest już krótka droga do wojny. Gdy się spoj­rzy na dzieje ludz­ko­ści ho­li­stycz­nie, opi­sany wy­żej me­cha­nizm po­wo­duje, że wojna wła­ści­wie prę­dzej czy póź­niej staje się nie tylko moż­liwa, lecz wręcz nie­unik­niona.

W ciągu ostat­nich dwu­stu lat na­sze ży­cie za­częło się to­czyć co­raz szyb­ciej. Kon­takty mię­dzy­ludz­kie, prze­miesz­cza­nie się oraz obieg my­śli przy­spie­szyły dra­ma­tycz­nie, pod­ci­na­jąc usta­lone daw­niej wzorce re­la­cji go­spo­dar­czych czy ogól­no­ludz­kich i oczy­wi­ście dawne spo­soby pro­wa­dze­nia wojny. To ważna ob­ser­wa­cja, bo w 1750 roku czło­wiek po­ru­szał się z pręd­ko­ścią kilku ki­lo­me­trów na go­dzinę, a trans­port konny osią­gał dzie­sięć ki­lo­me­trów na go­dzinę. Na mo­rzu statki roz­wi­jały śred­nią pręd­kość do pięt­na­stu mil mor­skich na go­dzinę – prze­miesz­czały się więc dużo szyb­ciej niż środki trans­portu na lą­dzie i przy więk­szych wo­lu­me­nach prze­wozu lu­dzi, to­wa­rów i woj­ska. Da­wało to ru­chowi mor­skiemu więk­sze ob­roty go­spo­dar­cze, więk­szą ka­pi­ta­li­za­cję i z cza­sem więk­sze nad­wyżki, które można było po­świę­cić na in­no­wa­cje. To struk­tu­ral­nie fa­wo­ry­zo­wało Ocean Świa­towy i po­tęgi mor­skie. Ży­cie było za­tem wol­niej­sze niż dziś, lecz bli­sko mo­rza, gdzie działo się dużo wię­cej niż w głębi lądu.

Co ważne, pręd­kość trans­portu i prze­miesz­cza­nia się od­po­wia­dała rów­nież ów­cze­snej pręd­ko­ści roz­po­wszech­nia­nia in­for­ma­cji (za­tem także da­nych i wie­dzy). Tak działo się aż do wy­na­le­zie­nia te­le­grafu w 1793 roku. To był nie­zwy­kły mo­ment – ozna­czał po­czą­tek de­ma­te­ria­li­za­cji in­for­ma­cji, która do­pro­wa­dziła nas do dzi­siej­szej ko­mu­ni­ka­cji bez­prze­wo­do­wej i me­diów spo­łecz­no­ścio­wych, kiedy to in­for­ma­cja roz­prze­strze­nia się z pręd­ko­ścią świa­tła w mi­lio­nach po­zio­mych i pio­no­wych in­te­rak­cji na se­kundę. In­for­ma­cje przez wieki i ty­siąc­le­cia wę­dro­wały ra­zem z kup­cami i żoł­nie­rzami, w naj­lep­szym ra­zie z kon­nymi po­słań­cami, w tem­pie ich po­ru­sza­nia się. Od prze­ło­mo­wego roku 1793 ro­ze­szły się drogi in­for­ma­cji i fi­zycz­nego trans­portu to­wa­rów lub po­dró­żo­wa­nia lu­dzi – z po­tęż­nymi kon­se­kwen­cjami dla dys­try­bu­cji wła­dzy i walki po­li­tycz­nej na ziemi. Po­tęga mor­ska, czy to Sta­nów Zjed­no­czo­nych, czy Wiel­kiej Bry­ta­nii, nie jest już fa­wo­ry­zo­wana, je­śli cho­dzi o prze­pływ da­nych i in­for­ma­cji. To zmie­nia układ geo­po­li­tyczny w XXI wieku, a szcze­gól­nie od­czu­walne bę­dzie w naj­bliż­szych de­ka­dach, gdy dane, wie­dza, in­for­ma­cje staną się ropą naf­tową go­spo­darki i ogar­nie je na do­bre ry­wa­li­za­cja geo­po­li­tyczna, czyli wła­śnie walka o spraw­czość, jak ład­nie i nieco de­li­kat­nie na­zy­wana jest czę­sto bru­talna walka o wła­dzę.

O prze­pły­wach stra­te­gicz­nych, czyli ru­chu, nie można po­wie­dzieć, że są wolne i nie­ogra­ni­czone z sa­mej na­tury rze­czy, za­zwy­czaj bo­wiem w hi­sto­rii świata ogra­ni­czano je wła­śnie z ra­cji eg­ze­kwo­wa­nia wła­dzy w celu ob­sługi kon­kret­nych in­te­re­sów. Przy­po­mnijmy, jak wy­glą­dały cał­kiem nie­dawno w PRL. Ob­szar pol­skiego pań­stwa sa­te­lic­kiego był klu­czowy dla Mo­skwy, bo gwa­ran­to­wał na Ni­zi­nie Środ­ko­wo­eu­ro­pej­skiej rów­no­leż­ni­kowe sko­mu­ni­ko­wa­nie ob­szaru rdze­nio­wego Związku So­wiec­kiego z główną grupą wojsk so­wiec­kich w Niem­czech wschod­nich, sta­cjo­nu­ją­cych na eu­ro­pej­skim fron­cie cen­tral­nym na­prze­ciwko wojsk NATO. So­wieci nie mo­gli zre­zy­gno­wać z pro­jek­cji siły po­li­tycz­nej i woj­sko­wej nad Wi­słą, czyli z kon­troli sy­tu­acji po­li­tycz­nej w War­sza­wie, po­nie­waż stra­ci­liby ze­wnętrzne im­pe­rium na głów­nej osi ko­mu­ni­ka­cyj­nej kon­ty­nentu. Obo­wią­zy­wała kon­trola wy­da­wa­nia pasz­por­tów i wy­jaz­dów za gra­nicę, a cza­sami na­wet prze­miesz­cza­nia się po kraju, do tego do­cho­dziły re­gla­men­ta­cja to­wa­rów, ogra­ni­cze­nia w han­dlu mię­dzy­na­ro­do­wym, em­bargo na tech­no­lo­gię oraz oczy­wi­ście ści­sła kon­trola prze­pływu wie­dzy i in­for­ma­cji.

Cały obóz so­wiecki był od­cięty od wol­nego świata Za­chodu, czyli – uj­mu­jąc rzecz ina­czej – od świata wol­no­ści prze­pły­wów za­pro­jek­to­wa­nego przez zwy­cię­skich Ame­ry­ka­nów po 1945 roku. Świat ten zo­stał oparty na po­tę­dze ma­gi­strali ko­mu­ni­ka­cyj­nej Oce­anu Świa­to­wego, gdzie po po­ko­na­niu floty ja­poń­skiej i w ob­li­czu zmierz­chu im­pe­rium bry­tyj­skiego pa­no­wała nie­po­dziel­nie ma­ry­narka wo­jenna Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Nie­od­łącz­nie wią­zała się z tym do­mi­nu­jąca rola Wa­szyng­tonu w in­sty­tu­cjach mię­dzy­na­ro­do­wych, które on sam usta­no­wił w ra­mach sys­temu świa­to­wego okre­śla­nego zbior­czo jako sys­tem z Bret­ton Wo­ods. Ame­ry­ka­nie po­zwa­lali so­jusz­ni­kom na wol­ność stra­te­gicz­nych prze­pły­wów i da­wali do­stęp do swo­jego gi­gan­tycz­nego rynku po­py­to­wego lub do­lara w ob­ro­cie tak długo, jak długo po­zo­sta­wało się w ame­ry­kań­skim obo­zie geo­po­li­tycz­nym. Czę­sto przy­wo­łuję bon mot ofi­ce­rów US Navy, do­sko­nale od­da­jący sto­su­nek Ame­ry­ka­nów do dar­mo­wej ma­gi­strali prze­pły­wów stra­te­gicz­nych, od któ­rej za­leży po­tęga Sta­nów:

„Jest je­den bóg – jest nim Po­sej­don, bóg mo­rza; ist­nieje tylko je­den pra­wo­wity Ko­ściół wy­zna­jący tego boga – jest nim pa­nu­jąca na Oce­anie Świa­to­wym ma­ry­narka wo­jenna Sta­nów Zjed­no­czo­nych; a Al­fred T. Ma­han[2] jest jego pro­ro­kiem”.

Piękny cy­tat, który do­sko­nale opi­suje istotę struk­tu­ral­nej wła­dzy nad miej­scem do­ko­ny­wa­nia się stra­te­gicz­nych prze­pły­wów: po pierw­sze, tłu­ma­czy ko­niecz­ność po­sia­da­nia po­tęż­nej floty, po dru­gie – składa nie­jako obiet­nicę uzy­ski­wa­nia z tego faktu wy­mier­nych ko­rzy­ści. Wpi­sy­wało się to do­brze w stra­te­gię po­wstrzy­my­wa­nia im­pe­rium so­wiec­kiego, za­mknię­tego wraz ze swo­imi sa­te­li­tami w ma­sie kon­ty­nen­tal­nej Eu­ra­zji, bez swo­bod­nego do­stępu do Oce­anu Świa­to­wego. Stra­te­gia ta zo­stała sfor­mu­ło­wana za­raz po dru­giej woj­nie świa­to­wej przez świet­nego so­wie­to­loga Geo­rge’a Ken­nana i sta­no­wiła uzu­peł­nie­nie stra­te­gii bu­do­wa­nia przez Stany Zjed­no­czone sys­temu so­ju­szy w Rim­lan­dzie (stre­fie brze­go­wej) Eu­ropy i Azji, wśród państw z do­stę­pem do Oce­anu Świa­to­wego. In­te­lek­tu­al­nym oj­cem owej stra­te­gii był z ko­lei ame­ry­kań­ski po­li­to­log Ni­cho­las Spyk­man. Umoż­li­wiała ona ist­nie­nie „mem­brany” wpły­wów po­li­tycz­nych ame­ry­kań­skiej po­tęgi mor­skiej w Eu­ra­zji – „osio­wym su­per­kon­ty­nen­cie”, jak okre­ślał go z sza­cun­kiem i jakby z trwogą Zbi­gniew Brze­ziń­ski, znany dy­plo­mata i pol­sko-ame­ry­kań­ski geo­stra­teg. To z ko­lei za­pew­niało wol­ność prze­pły­wów stra­te­gicz­nych w ra­mach obozu wła­snych so­jusz­ni­ków, de­ter­mi­nu­jąc ich wzrost go­spo­dar­czy i roz­wój tech­no­lo­giczny, a za­ra­zem po­zwa­lało blo­ko­wać tego ro­dzaju moż­li­wo­ści geo­po­li­tycz­nemu prze­ciw­ni­kowi, co po kilku de­ka­dach za­koń­czyło się klę­ską go­spo­dar­czą So­wie­tów (i ich sa­te­li­tów, ta­kich jak Pol­ska).

Po upadku ZSRS Eu­ra­zja na sku­tek po­stę­pu­ją­cej glo­ba­li­za­cji za­or­dy­no­wa­nej przez Stany Zjed­no­czone sta­wała się jed­nym sys­te­mem wła­śnie za sprawą po­wią­zań, które co­dzien­nie za­cho­dzą dzięki udo­sko­na­lo­nemu sko­mu­ni­ko­wa­niu i re­gu­łom glo­ba­li­za­cji. Przy­zwy­cza­ili­śmy się do mó­wie­nia: Eu­ropa, Azja Wschod­nia i do tego od­dziel­nie Bli­ski Wschód, za­miast na­zwać sprawy ja­sno: je­den su­per­kon­ty­nent Eu­ra­zji. Ową tra­dy­cyjną mapę men­talną zbu­do­wa­li­śmy w pro­ce­sie wiel­kiej re­wo­lu­cji Oce­anu Świa­to­wego, pa­trząc na ląd okiem że­gla­rzy opły­wa­ją­cych Eu­ra­zję mo­rzami przy­brzeż­nymi i ob­słu­gu­ją­cych w ten spo­sób jej stra­te­giczne prze­pływy. W re­zul­ta­cie świat był po­dzie­lony na ob­szary z do­stę­pem do mo­rza i moż­li­wo­ściami ko­rzy­sta­nia z jego za­so­bów dzięki wo­dom Oce­anu Świa­to­wego oraz na ob­szary po­zba­wione tego do­stępu. Zo­ba­czymy, czy i jak zmieni się na­sza mapa men­talna w tym za­kre­sie. Z pew­no­ścią bę­dzie to wprost za­leżne od wy­ni­ków kon­fron­ta­cji mię­dzy Sta­nami Zjed­no­czo­nymi i Chi­nami.

Staje się ona ostrzej­sza na ob­sza­rach, na któ­rych kon­ku­ro­wa­nie o spraw­czość, sta­tus, za­soby i do­stęp do ryn­ków pro­wa­dzi do na­pięć. W Eu­ra­zji, gdzie żyje tyle lu­dzi, na­ro­dów, cy­wi­li­za­cji, ple­mion i wy­znań, o ta­kie na­pię­cia nie­trudno. Na lą­dzie wsku­tek co­dzien­nych in­te­rak­cji po­mię­dzy ludźmi ry­wa­li­za­cja staje się naj­gwał­tow­niej­sza, gdy do­cho­dzi do kon­fliktu in­te­re­sów. No cóż – pra­gniemy żyć na po­wierzchni lądu, de­cy­do­wać swo­bod­nie o wła­snym ży­ciu w cza­sie po­koju, zwy­cię­żać w woj­nie i na­rzu­cać swoją wolę po­zo­sta­łym. Inne do­meny – mo­rze, po­wie­trze, spek­trum elek­tro­ma­gne­tyczne (gdzie do­ko­nują się nie­wi­dzialne dla ludz­kiego oka prze­pływy stra­te­giczne) oraz wy­ła­nia­jąca się do­mena prze­strzeni ko­smicz­nej – sta­no­wią tylko ele­menty ma­jące po­móc w osią­gnię­ciu celu pod­sta­wo­wego: ży­cia zgod­nego z na­szą wolą i in­te­re­sami na lą­dzie.

Po­ten­cjal­nej po­tęgi kon­ty­nen­tal­nych prze­strzeni Eu­ra­zji, zwłasz­cza jej środka, czyli He­ar­tlandu, bał się sto lat temu geo­po­li­tyk im­pe­rium bry­tyj­skiego Hal­ford Mac­kin­der. Prze­strze­gał on, że to ogromne prze­strze­nie su­per­kon­ty­nentu uru­cha­miają sys­te­mową ry­wa­li­za­cję mię­dzy mo­car­stwami. Tam też ro­dzą się i upa­dają im­pe­ria. Miał ra­cję. Tym bar­dziej że dą­że­nie do za­cho­wa­nia ko­rzyst­nej dla Sta­nów Zjed­no­czo­nych rów­no­wagi w Eu­ra­zji przez zwal­cza­nie wszel­kich dą­żeń do osią­gnię­cia przez ko­go­kol­wiek sta­tusu mo­car­stwa re­gio­nal­nego w któ­rymś z klu­czo­wych miejsc su­per­kon­ty­nentu było i jest im­pe­ra­ty­wem każ­dej ad­mi­ni­stra­cji ame­ry­kań­skiej. Taki sta­tus umoż­li­wiałby bo­wiem usta­la­nie za­sad re­ali­za­cji prze­pły­wów stra­te­gicz­nych w naj­waż­niej­szym miej­scu świata, czyli w Eu­ra­zji, z ko­rzy­ścią dla tego re­gio­nal­nego mo­car­stwa. Za­trzy­majmy się na chwilę i zo­baczmy, jak czę­sto w trak­cie wojny na Ukra­inie mówi się o ro­syj­skim szan­tażu ga­zo­wym – po­myślmy chwilę o po­wo­dach bu­dowy Nord Stream 1 i Nord Stream 2 i o tym, do czego do­pro­wa­dziła za­leż­ność od ro­syj­skiego gazu i ropy w Eu­ro­pie.

By nie do­pu­ścić do do­mi­na­cji jed­nego mo­car­stwa w klu­czo­wym re­gio­nie świata, Ame­ry­ka­nie wzięli udział w dwóch woj­nach świa­to­wych prze­ciw Niem­com, a po­tem sta­nęli do zim­nej wojny z So­wie­tami. Dziś wła­śnie dla­tego po­dej­mują wielką ry­wa­li­za­cję z Chi­nami oraz chcą po­wstrzy­mać eks­pan­sję Ro­sji na za­chód, by nie po­wstał an­ty­ame­ry­kań­ski so­jusz kon­ty­nen­talny w Eu­ra­zji, który mógłby wy­pchnąć z niej ame­ry­kań­skie wpływy – skła­da­jący się na przy­kład z Chin, Ro­sji i Nie­miec. Wy­star­czy po­my­śleć, co by taki so­jusz ozna­czał dla Pol­ski, kra­jów na­szego re­gionu i dla NATO jako fi­laru świata atlan­tyc­kiego łą­czą­cego de­mo­kra­cje po obu stro­nach Atlan­tyku. A jaką drogą po­szłyby Fran­cja i Niemcy, czyli fi­lary go­spo­dar­cze i po­li­tyczne kon­ty­nen­tal­nej Eu­ropy? Da­lej bu­do­wa­łyby cy­wi­li­za­cję we współ­pracy z Ame­ry­ka­nami i Bry­tyj­czy­kami po bre­xi­cie – czyli z Oce­anem Świa­to­wym? Czy może, kie­ru­jąc się sto­sun­kowo ła­twym do­stę­pem do ta­niej ener­gii ro­syj­skiej, która umoż­li­wia utrzy­ma­nie kon­ku­ren­cyj­no­ści eu­ro­pej­skiego prze­my­słu i wy­god­nego kon­traktu spo­łecz­nego (czyli po­ziomu ży­cia), po­dą­ży­łyby za tren­dem, jaki za­po­wia­dał mi za­pro­szony na her­batę Chiń­czyk w del­cie Rzeki Per­ło­wej. Może wy­bra­łyby kon­so­li­da­cję kon­ty­nen­talną, a więc ści­słą współ­pracę z Ro­sją, no i oczy­wi­ście siłą roz­pędu także z po­tęż­nymi go­spo­dar­czo i ofe­ru­ją­cymi wielki ry­nek Chi­nami?

Tego „skwi­to­wa­nia” nie­uchron­no­ści kon­so­li­da­cji kon­ty­nen­tal­nej w isto­cie do­ma­gali się Ro­sja­nie w grud­niu 2021 roku. Tak na­leży bo­wiem czy­tać żą­da­nia zło­żone przez mi­ni­stra spraw za­gra­nicz­nych Ro­sji Sier­gieja Ław­rowa wo­bec Sta­nów i NATO. Ame­ry­ka­nie nie zgo­dzili się na ich speł­nie­nie, co ozna­czało, że po­sta­no­wili po­zo­stać mo­car­stwem, które ma coś do po­wie­dze­nia w Eu­ro­pie. Ro­sja­nie nie do­stali więc tego, czego chcieli. A skoro za­le­żało im na zmia­nie układu, który im się nie po­do­bał, mu­sieli za­de­mon­stro­wać, że są w na­szej czę­ści świata mo­car­stwem i mogą osią­gać spraw­czość siłą woj­skową. Jak uwa­żali wów­czas Pu­tin i jego oto­cze­nie, ame­ry­kań­ski „blef” po­le­ga­jący na po­da­niu w wąt­pli­wość ro­syj­skiej zdol­no­ści do na­rzu­ce­nia spraw­czo­ści wojną mu­siał zo­stać po­de­ptany krwią i że­la­zem. I wy­bu­chła wojna na Ukra­inie, naj­więk­sza w Eu­ro­pie od 1945 roku. Moim zda­niem wojna o naj­więk­szych skut­kach geo­po­li­tycz­nych dla świata od cza­sów Jałty i Pocz­damu.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

PRZY­PISY

[1] Krzysz­tof Ka­mil Ba­czyń­ski, Na­tar­cie bu­rzy [w:] te­goż, Utwory ze­brane, t. 1, oprac. Aniela Kmita-Pio­ru­nowa, Ka­zi­mierz Wyka, Kra­ków 1970, s. 248.
[2] Ame­ry­kań­ski ofi­cer ma­ry­narki wo­jen­nej, pe­da­gog oraz geo­stra­teg na­zy­wany „Clau­se­wit­zem wojny mor­skiej”, żył w la­tach 1840–1914.