Gwiazda reklamy - Hewitt Kate - ebook

Gwiazda reklamy ebook

Hewitt Kate

3,7
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Szef sieci eleganckich sklepów z odzieżą Luke Bryant potrzebuje znanej osoby, która pomoże mu wypromować nowe salony w Azji. Specjalistka od PR poleca mu Aurelię, gwiazdę muzyki pop, lecz Luke nie wyobraża sobie bohaterki tabloidów w tej roli. A jednak po rozmowie z Aurelią nie może przestać o niej myśleć. Wpada na pomysł, jak mimo wszystko mógłby wykorzystać ją w reklamie sklepów, a jednocześnie poznać bliżej tę fascynującą kobietę…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 146

Oceny
3,7 (22 oceny)
9
3
5
4
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kate Hewitt

Gwiazda reklamy

Tłumaczenie

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Luke Bryant spojrzał na zegarek szósty raz w ciągu ostatnich czterech minut ze świadomością, że lada chwila całkowicie straci cierpliwość. Spóźniała się. Zerknął na Jennę, szefową działu PR, która bezradnie rozłożyła ręce. Wokół nich kłębił się podniecony tłum, wypełniający elegancki, wyłożony marmurem i kryształem hol sklepu Bryanta. Czekali już piętnaście minut na Aurelię, która miała dokonać otwarcia już teraz okrytego legendą sklepu.

Luke pomyślał, że najchętniej dałby sobie z tym wszystkim spokój. Pochłonięty wizytą w oddziale firmy w Los Angeles, pozostawił ułożenie planu dzisiejszych wydarzeń w Nowym Jorku swojemu zespołowi i nie miał cienia wątpliwości, że gdyby cały czas był na miejscu, nie czekałby w tej chwili na osobę, której w gruncie rzeczy wcale nie miał najmniejszej ochoty oglądać.

Porażona jego spojrzeniem Jenna przygryzła wargę i zrobiła przepraszającą minę.

– Gdzie ona jest? – rzucił Luke bez cienia współczucia.

– Na górze.

– Co robi?

– Przygotowuje się.

Luke z wielkim trudem powstrzymał wybuch wściekłości.

– Nie zdaje sobie sprawy, że jest już piętnaście, nie, szesnaście minut spóźniona?

– Chyba jednak tak.

Popatrzył na nią ze złością, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że jest niesprawiedliwy. Jenna była ambitna i pracowita. Zatrudniła takie minione zero jak Aurelia w celu uatrakcyjnienia otwarcia sklepu, ale przynajmniej dysponowała konkretnymi argumentami – Aurelia wciąż bardzo się podobała przedstawicielom grupy wiekowej od osiemnastu do dwudziestu pięciu lat, była wykonawczynią trzech wielkich przebojów wspomnianej generacji i sama miała dopiero dwadzieścia sześć lat.

Są nią zafascynowani, pomyślał kwaśno. Cóż, ludzie zwykle z niezdrowym zainteresowaniem gapią się na wypadki i inne tragiczne zjawiska. Tak czy inaczej, sytuacja była jasna: Jenna podpisała z Aurelią umowę na występ i teraz zbity tłum czekał na pojawienie się księżniczki estrady, która miała zaśpiewać kilka swoich nudnych i niczym się niewyróżniających przebojów.

– To gdzie ona właściwie jest?

– Aurelia?

Czyżby rozmawiali o kimś zupełnie innym?

– Tak, Aurelia.

Nawet imię miała idiotyczne. Tak naprawdę pewnie nazywała się Gertruda albo Millicent, albo może, o zgrozo, Kitti albo Jenni.

– Jest w pokoju dla personelu.

Luke ponuro kiwnął głową i ruszył w stronę schodów. Aurelia podpisała kontrakt na występ, więc zaśpiewa, bez dwóch zdań. Jak kanarek.

Na piętrze sklepu panowała całkowita cisza, tylko niezliczone ubrania na wieszakach i koszmarne, pozbawione twarzy manekiny wydawały się go oskarżać. Dzisiejszy dzień miał być wielkim triumfem, i basta. Przez ostatnie pięć lat sklepy Bryant Stores powoli podupadały, podobnie jak ogólnoświatowa gospodarka. Nikt nie chciał potwornie drogich luksusowych towarów, w których sieć Bryant Stores specjalizowała się przez ostatnie sto lat. Luke starał się wprowadzić rozmaite zmiany, lecz jego starszy brat Aaron uparcie trwał przy swoim zdaniu i nie wyrażał zainteresowania niczym, co według niego mogłoby sponiewierać rodzinne nazwisko.

Dopiero po otrzymaniu najnowszych ponurych danych Aaron z ciężkim sercem zgodził się na modernizację firmy, a Luke mógł się tylko modlić, by nie było za późno. Doskonale wiedział, kto, w razie niepowodzenia, zostanie obarczony winą – to on był szefem Bryant Stores i nieważne, że wiele decyzji o zasadniczym znaczeniu zapadało z inicjatywy Aarona. Luke wziął na siebie pełną odpowiedzialność za to, co działo się w jego części Bryant Enterprises, także za zatrudnienie Aurelii na dzisiejszą imprezę.

Mocno zapukał do drzwi.

– Halo? Pani… Pani Aurelio?

Dlaczego nie używała nazwiska, na miłość boską?

– Czekamy na panią!

Nacisnął klamkę. Drzwi były zamknięte. Zapukał znowu. Zero reakcji.

Chwilę stał nieruchomo, wspominając inne zamknięte drzwi i inną ciszę. Nie potrafił otrząsnąć się z wyrzutów sumienia. To moja wina, pomyślał. Tylko ja mogłem ją uratować.

Pospiesznie odepchnął wspomnienia, pchnął barkiem drzwi i celnym kopniakiem trafił prosto w zamek, który natychmiast ustąpił.

Luke wszedł do pokoju i rozejrzał się. Na stole i krzesłach leżały różne części garderoby, większość z cienkich, przejrzystych materiałów. A na podłodze…

Aurelia.

Luke zaklął i rzucił się ku niej. Siedziała skulona w kącie, ubrana w absurdalnie krótką sukienkę, z bezładnie rozrzuconymi chudymi nogami. Przykucnął przed nią, zmierzył tętno. Wydawało się normalne, ale co on wiedział o tętnie. I o gwiazdach muzyki rozrywkowej. Popatrzył na jej twarz, bladą i chyba trochę spoconą. Teraz, gdy przyjrzał jej się z bliska, doszedł do wniosku, że wyglądała okropnie. W gruncie rzeczy była całkiem ładna, z prostymi włosami w ciemnym odcieniu blond i smukłą, zgrabną sylwetką, lecz twarz miała zmęczoną i szarą, i była jakaś taka wychudzona.

Dotknął jej policzka, wilgotnego i zimnego. I natychmiast, czując, że serce bije mu jak szalone, sięgnął po swoją komórkę, żeby wybrać numer pogotowia ratunkowego. Musiała coś przedawkować. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że ten sam scenariusz powtórzy się w jego życiu. Dobrze pamiętał smak tamtego przerażenia.

Nagle jej powieki zadrgały, uniosły się i Luke wypuścił telefon z ręki. Coś poruszyło się w jego sercu, gdy zobaczył kolor jej oczu – były szaroniebieskie, jak Atlantyk w zimny, pochmurny dzień, i pełne smutku. Zamrugała nieprzytomnie i wyprostowała się z trudem. Skupiła wzrok na jego twarzy i w jej oczach błysnęła zimna stal.

– Przystojniak z ciebie, co? – wymamrotała.

Uczucie ulgi od razu ustąpiło miejsca zupełnie odmiennym emocjom i Luke ze zniecierpliwieniem ściągnął brwi.

– No, bierzmy się do roboty. – Chwycił ją pod pachy i podciągnął do pionu.

Oparła się o niego całym swoim niewielkim ciężarem, lekka jak piórko. Krucha i kompletnie nieprzytomna.

– Co wzięłaś? – zapytał ostro.

Zadarła głowę do góry, żeby na niego spojrzeć, i uśmiechnęła się drwiąco.

– Nieważne, co to było, ważne, że bardzo mi się podobało.

Wziął ją na ręce i ruszył do łazienki. Napuścił do umywalki zimnej wody i zdecydowanym ruchem wepchnął do niej twarz nieszczęsnej gwiazdy.

Poderwała się gwałtownie, prychając i klnąc jak szewc.

– Co jest, do diabła?!

– Trochę cię to otrzeźwiło, prawda?

Zgarnęła wodę z twarzy, odwróciła się i spojrzała na niego spod zmrużonych powiek.

– O, tak, jestem trzeźwa. Co z ciebie za jeden?

– Luke Bryant. – W jego głosie zabrzmiała lodowata nuta.

Niech ją diabli wezmą za to, że tak go przestraszyła. I za to, że przywołała wspomnienia.

– Płacę ci za występ, księżniczko, więc masz pięć minut na doprowadzenie się do porządku i zejście na dół – rzucił. – I umaluj się, bo wyglądasz jak trup!

Aurelia Schmidt – bo tak miała na nazwisko, choć niewiele osób je znało – osuszyła twarz i zamrugała. Głupi facet. Głupi występ. Ona sama też była głupia. Nie trzeba było tu przyjeżdżać.

Wzięła głęboki oddech, wyjęła z torby czekoladowy batonik i wepchnęła go sobie do ust. Ogarnęła wzrokiem ubrania rozrzucone na podłodze zaimprowizowanej garderoby. Jenna, strażniczka honoru Bryantów, była przerażona początkowym wyborem stroju, jakiego dokonała Aurelia.

– Przecież jesteś sławną piosenkarką – jęknęła z rozpaczą. – Zbudowałaś sobie jakiś wizerunek…

Ten wizerunek zdezaktualizował się pięć lat wcześniej, ale ludzie nadal chcieli oglądać Aurelię, nie wiadomo tylko, czy dlatego, że naprawdę podobały im się jej piosenki, czy dlatego, że mieli nadzieję na własne oczy zobaczyć jej kolejną kompromitację.

Tak czy inaczej, panika Jenny skłoniła Aurelię do rezygnacji z dżinsów i powiewnego topu na rzecz błyszczącej sukienki mini. Włożyła ją i już nawet zabrała się do nakładania makijażu, gdy nagle straciła kontakt ze światem. I właśnie w tym momencie do pokoju wparował Wszechwładny Pan Luke Bryant, i naturalnie założył, że przedawkowała. I w gruncie rzeczy nie było to wcale takie dziwne.

Najwyraźniej była już spóźniona, więc pospiesznie przełknęła batonik i wykonała ekspresową wersję makijażu: róż, podkład, kredka do oczu i szminka w ostrym kolorze. Włosy wyglądały okropnie, więc tylko upięła je na czubku głowy i dosłownie zalała lakierem. Ludzie pewnie z przyjemnością zobaczą ją w nie najlepszej formie. Ostatecznie to dlatego tabloidy nieustannie ją śledziły, chociaż od czterech lat nie wydała ani jednej płyty. Wszyscy chcieli obserwować jej upadek.

Miała już dwadzieścia minut spóźnienia i wiedziała, że widownia mocno się niecierpliwi, a Luke Bryant pieni się z wściekłości. Uśmiechnęła się lekko i otworzyła drzwi.

Wyjście na scenę, nawet taką jak ta, było dla niej zawsze niezwykłym przeżyciem. Całkowicie traciła z oczu samą siebie i po prostu stawała się piosenką, tańcem, występem, tą Aurelią, którą znał cały świat.

Tłum przed nią stopił się w jedną, pozbawioną twarzy masę. Sięgnęła po mikrofon. Jeden z jej wysokich obcasów utkwił w szparze między deskami estrady i przez sekundę wydawało jej się, że zaraz runie do przodu. Usłyszała, jak ludzie wstrzymują oddech – miała świadomość, że wszyscy czekają, może nawet mają nadzieję, że przewróci się na twarz. Wyprostowała się, posłała im uśmiech i zaczęła śpiewać.

Zazwyczaj nie zdawała sobie sprawy z tego, co robi na scenie. Robiła to, co umiała i znała na pamięć, bo występowanie, czyli udawanie kogoś innego, stało się dla niej dużo łatwiejsze niż bycie sobą.

Luke Bryant uważnie przyglądał jej się z boku. Aurelia działała jak sterowana autopilotem, była jednak na tyle dobra, że nie miało to wielkiego znaczenia. Jej smukłe ciało poruszało się ze zmysłową gracją, głos miała czysty, chociaż lekko zachrypnięty, przywołujący skojarzenie ze słońcem i dymem, bardzo seksowny.

Nagle odwróciła się twarzą do niego i nieoczekiwanie poczuł, jak wypełnia go pragnienie. Obezwładniające pragnienie, aby zamknąć ją w ramionach, więcej – aby ją chronić. Było to absolutnie śmieszne, bo przecież nawet jej nie lubił, gardził nią, a jednak w tej cichej, dziwnej sekundzie, gdy ich oczy się spotkały, jego serce szarpnęło się gwałtownie i… I cała ta reszta, rzecz jasna.

Gdy odwróciła wzrok, powoli wypuścił powietrze z płuc. Najwyraźniej był przemęczony i zestresowany, w przeciwnym razie nie poczułby czegoś takiego w stosunku do Aurelii. Usłyszał, jak woła do publiczności, aby razem z nią śpiewała chwytliwy refren.

– To nie jest aż tak stary przebój, żebyście mogli go nie pamiętać! – roześmiała się, odrzucając do tyłu głowę.

Ogarnął go podziw, zupełnie wbrew woli. Tylko odważni ludzie potrafią śmiać się z samych siebie, dobrze o tym wiedział, zaraz jednak przypomniał sobie, jak znalazł ją nieprzytomną na podłodze, i skrzywił się z niesmakiem. Może wypiła jednego, żeby dodać sobie odwagi, albo i najadła się jakichś prochów.

Piosenka dobiegła końca i w wielkiej sali rozległ się grzmot oklasków. Skulił się wewnętrznie, słysząc pojedyncze kpiące okrzyki. Lubili ją, tak, lecz jakaś część tej sympatii znajdowała ujście w drwinach i głupich dowcipach. Miał wrażenie, że Aurelia też o tym wie. Kilka razy ukłoniła się z lekko sardoniczną przesadą, pomachała wielbicielom i pobiegła za kurtynę, w jego kierunku. Zobaczyła go i uniosła podbródek, mierząc go wyzywającym spojrzeniem.

Luke wiedział, że potraktował ją nieco szorstko, ale nie miał najmniejszego zamiaru przepraszać. Zupełnie niewykluczone, że była na haju i teraz, gdy zakończyła występ, zależało mu, żeby jak najszybciej zniknęła.

Kiedy podeszła bliżej, mocno chwycił ją za rękę, zaciskając palce wokół jej przegubu. Czuł ptasią kruchość jej kości i gorączkową galopadę tętna, i natychmiast pożałował, że w ogóle jej dotknął. Stał zbyt blisko niej, oddychał powietrzem przesyconym świeżym, cytrusowym zapachem jej perfum i bijącym od niej gorącem. Kompletnie wbrew sobie zerknął na jej piersi i biodra, wyraźnie widoczne pod cienkim materiałem dopasowanej sukienki. Po chwili znowu popatrzył na jej twarz i ujrzał na niej wyraz cynicznego znużenia.

Uwolnił jej rękę, świadomy, że bezbłędnie zrozumiała jego spojrzenie.

– Dziękuję – odezwał się sztywno.

Skrzywiła się.

– Za co, tak konkretnie?

– Za twój występ.

– Nie ma problemu, szefie.

– Nie jestem twoim szefem – rzucił ze zniecierpliwieniem.

– Ale wsadziłeś mi twarz do umywalki z zimną wodą i uważasz, że powinnam być ci za to wdzięczna, prawda?

– Bo byłaś kompletnie nieprzytomna! Zrobiłem ci uprzejmość.

W jej oczach pojawił się błysk. Kpiła z niego całą sobą.

– No, sam widzisz. – Z uśmiechem oparła smukłą dłoń na jego piersi.

Bijące z jej palców gorąco przeniknęło przez jego koszulę i w jednej chwili ogarnęło go podniecenie.

– Co powinnam teraz zrobić? – zapytała cicho.

Nie był w stanie panować nad odruchami ciała, chociaż bardzo tego żałował. Zaśmiała się i mocniej przycisnęła dłoń do cienkiego płótna koszuli, szeroko rozkładając palce.

Luke stał nieruchomo, z kamienną twarzą. Oderwał jej rękę od swojej piersi i odsunął ją od siebie, jakby miał do czynienia z jakimś zdechłym stworzeniem.

– Poproszę ochroniarzy, żeby odprowadzili cię do samochodu.

Uniosła brwi.

– O, tak, to doskonały pomysł, szczególnie dzisiaj!

– O co ci chodzi?

– Paparazzi oszaleją z radości, gdy twoi nadęci goryle wyprowadzą mnie na zewnątrz. – Skrzyżowała ramiona na piersi i w jej oczach pojawił się niebezpieczny błysk. – Wszyscy będą sobie kpili z tego twojego wielkiego otwarcia, możesz mi wierzyć.

– Nie wątpię, że wiesz, co mówisz.

Tabloidy ośmieszały ją tak często, że pewnie sama już dawno przestała zwracać na to uwagę.

– Wsadź sobie gdzieś te drwiny, szefie! Jestem ci potrzebna.

Luke mocno zacisnął szczęki, aż do bólu. Miał wielką ochotę powiedzieć jej, żeby sobie poszła, ale rozsądek zwyciężył.

– W porządku – rzekł spokojnie. – Możesz przez jakąś godzinę pokręcić się wśród ludzi i porozmawiać z nimi, lecz później po prostu się wyniesiesz, zrozumiano? I lepiej nie próbuj…

– Czego? – przerwała mu, znowu z tym kpiącym uśmieszkiem. – Czego mam nie próbować?

– Sam nie wiem, bo z pewnością nie ma takiej rzeczy, na którą nie byłoby cię stać.

Duch drwiny i buntu opuścił ją w ułamku sekundy. Spuściła wzrok i obojętnie skinęła głową.

– Nie bój się – powiedziała. – Dam wszystkim to, czego chcą, nawet tobie. Zawsze tak robię.

Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, prosto w tłum.

Luke poczuł ukłucie nieprzyjemnego zdziwienia. Z góry uznał, że Aurelia jest płytka jak kałuża, jednak przed chwilą wyczuł w jej spojrzeniu coś mrocznego i pełnego ukrytych znaczeń. Szybko zepchnął niepokojące wrażenie w głąb podświadomości i powiedział sobie, że nie zamierza marnować czasu na rozmyślanie o tej przeklętej kobiecie.

Teraz, gdy minikoncert dobiegł końca, ludzie zaczęli krążyć po sklepie, oglądając gabloty z biżuterią i kosmetykami oraz wystawy. Luke zajął się zabawianiem gości, ciągle jednak miał wrażenie, że czuje na piersi gorącą dłoń Aurelii.

Aurelia obejrzała się i zobaczyła, jak Luke Bryant znika w tłumie. Był spięty do granic możliwości, tego była pewna. Gdy oparła rękę o jego pierś, poczuła twarde jak stal mięśnie, ale także gwałtowne bicie serca. Wiedziała, że jej obecność działa na niego. Że go podnieca.

Ta świadomość powinna dać jej poczucie ponurej satysfakcji, ale wcale tak się nie stało. Czuła tylko zmęczenie, ogromne znużenie i na samą myśl o kolejnym występie, kolejnej okazji do odegrania roli gwiazdy muzyki pop, zrobiło jej się niedobrze.

Ciekawe, co by się stało, gdyby choć na jeden dzień zdjęła maskę gwiazdy i spróbowała być sobą. Cóż, jej specjalistka od PR-u już dawno wyłożyła karty na stół i powiedziała, że nikt nie chce prawdziwej Aurelii; ludzie wolą obserwować księżniczkę estrady, która lekkim krokiem przemyka przez życie i popełnia głupstwa, zasługujące na wzmianki w tabloidach. Tylko taka Aurelia ich interesuje.

Ją samą też interesowało bycie tylko taką Aurelią. Nie była nawet pewna, czy ma w sobie kogoś innego. Wzięła głęboki oddech, wyprostowała się i ruszyła przed siebie. Tłum zgromadzony w eleganckim holu sklepu składał się z bogaczy oraz przedstawicieli klasy średniej. Aurelia wiedziała, że Luke jest właścicielem ekskluzywnych butików, ale teraz, przyglądając się wyeksponowanej biżuterii, zorientowała się, że ceny były dość umiarkowane. Naturalnie w kryzysie ekonomicznym zniżka cen była koniecznym posunięciem, lecz nic nie wskazywało na to, aby Bryantowie porzucili dobry styl w pogodni za bardziej świadomymi wartości pieniądza klientami. Wyglądało na to, że i sklep, i ona mają rozpocząć nowe życie – Aurelia była ciekawa, czy Luke’owi to przedsięwzięcie powiedzie się lepiej niż jej.

Blisko godzinę rozdawała autografy, machała rączką, chichotała i piszczała tak, jakby jeszcze nigdy tak dobrze się nie bawiła. Niestrudzenie grała rolę księżniczki estrady, ale jej spojrzenie aż zbyt często podążało w kierunku Luke’a, który w przeciwieństwie do niej nie potrafił ukryć, że najchętniej znalazłby się zupełnie gdzie indziej.

Był przystojny, fakt, z tymi ciemnymi włosami, oczami koloru czekolady i potężnym ciałem, którego dotyk doskonale pamiętała. Wyglądał jednak tak poważnie, tak surowo. Czy on w ogóle kiedykolwiek się śmiał? Była gotowa się założyć, że kazał sobie operacyjnie usunąć poczucie humoru.

Nagle przypomniała sobie mocne uderzenia jego serca pod jej dłonią i ciepło jego skóry. Przypomniała sobie, jak na nią patrzył, najpierw z dezaprobatą, a potem z pożądaniem. Typowe, powiedziała sobie, a jednak jakaś część jej istoty zareagowała na to gorące, mroczne spojrzenie, cząstka, którą już dawno uznała za martwą.

Gdy podniósł wzrok, dotarło do niej, że gapi się na niego od dobrych trzydziestu sekund. Przyglądał jej się uważnie, chłodno i z dystansem, jakby oceniał ją pod jakimś względem i bynajmniej nie zamierzał wydać pozytywnej opinii. Postanowiła ukryć zdenerwowanie i przejechała spojrzeniem po całej jego sylwetce, od stóp do głów, odwzajemniając mu się z nawiązką. Luke skrzywił się z niesmakiem i odwrócił do niej plecami.

Chwilę stała tak, dziwnie urażona, zraniona, odrzucona. Śmieszne, pomyślała, chciałam przecież tylko go zirytować. Nie była jednak w stanie zignorować ukłucia bólu. Dlaczego ten denerwujący facet miał na nią tak ogromny wpływ? Dlaczego jego zdanie w ogóle miało dla niej jakiekolwiek znaczenie?

Z trudem otrząsnęła się z zamyślenia. Próbowała się uśmiechnąć i skoncentrować na toczących się wokół niej gwarnych rozmowach, ale jakoś nie umiała. Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem opuściła zatłoczony hol.

Luke widział wychodzącą Aurelię. Nie potrafił zrozumieć swoich uczuć – z jednej strony nie życzył sobie jej dłuższej obecności, ale z drugiej malujący się na jej twarzy wyraz zranienia nie dawał mu spokoju. Nie miał pojęcia, dlaczego go to obchodziło, bo przecież zdecydowanie nie powinno i wbrew własnym intencjom poszedł za nią, na górę, do pokoju dla personelu, w którym znalazł ją przed występem.

Pchnął drzwi z zepsutym zamkiem, bez pukania wszedł do środka i zatrzymał się gwałtownie na widok Aurelii, która właśnie ściągała sukienkę przez głowę.

– Przepraszam bardzo…

– Nie bądź taki nieśmiały, szefie. – Odwróciła się, ubrana tylko w biustonosz i stringi, z rękami opartymi na biodrach i znacząco uniesionymi brwiami. – Teraz możesz wreszcie napatrzeć się do woli!

Luke potrząsnął głową.

– Jesteś niesamowita, słowo daję.

– No, to chyba prawie komplement.

Miał świadomość, że nie potrafi oderwać od niej wzroku. Znowu. Nie mógł przestać patrzeć na te jędrne piersi, osłonięte skąpym kawałkiem białej satyny. Wściekły na siebie, podniósł z podłogi top z fioletowej gazy i rzucił go jej.

– Włóż coś na siebie.

Kąciki jej ust uniosły się w kocim uśmiechu.

W przejrzystym topie wcale nie wyglądała skromniej. Cieniutki materiał podkreślał smukłość jej ciała. Powtarzał sobie, że jest za chuda, ale jego podniecenie narastało. Aurelia uśmiechnęła się wszechwiedząco.

– Przyszedłem sprawdzić, czy dobrze się czujesz.

Łuki jej brwi powędrowały jeszcze wyżej.

– Dlaczego miałabym nie czuć się dobrze?

Co miał powiedzieć? Że dostrzegł ogromny smutek w jej oczach? Wyśmiałaby go.

– Wydawało mi się, że byłaś czymś zaniepokojona.

– Zaniepokojona? – powtórzyła z lekceważącym niedowierzaniem.

Mimo to dostrzegł głębokie cienie w jej oczach i dziwną kruchość ostentacyjnie pewnej siebie pozy. Przechyliła głowę i omiotła rzęsami policzki.

– Wrażliwy z ciebie mężczyzna, nie ma co – zamruczała cicho.

Niski, kuszący ton jej głosu sprawił, że całe jego ciało zareagowało podnieceniem. Zdecydowanie za długo nie był w związku i nie uprawiał seksu; nie było przecież żadnego innego powodu, aby ta kobieta budziła w nim takie odczucia.

Podeszła do niego lekkim krokiem. Luke cofnął się i w rezultacie oparł się plecami o drzwi.

– Wydaje mi się, że to ty jesteś zaniepokojony, Panie Wrażliwy. – Z cynicznym uśmieszkiem musnęła jego erekcję czubkami palców.

Luke drgnął, jak porażony prądem, i z niesmakiem potrząsnął głową.

– Co jest z tobą nie tak? – rzucił ostro.

– Najwyraźniej nic, sądząc po twojej reakcji.

– Kiedy widzę stosunkowo atrakcyjną kobietę w bieliźnie, moje ciało reaguje w sposób uwarunkowany biologicznie, to prawda, ale to wszystko.

– Och, więc twój pokaz troski o mój stan emocjonalny też był uwarunkowany biologicznie? – Odsunęła się i obrzuciła go twardym, zimnym spojrzeniem.

– A myślałaś może, że cię podrywam? – parsknął krótkim śmiechem. – Jeżeli już, to ty podrywałaś mnie, moja droga! Nawet cię nie lubię, wiesz?

Gniewnie uniosła podbródek.

– Odkąd to sympatia ma z tym cokolwiek wspólnego?

– Dla mnie od zawsze.

– Dziwne. – Odwróciła się, sięgnęła po dżinsy i włożyła je. – No, tak czy siak, możesz odetchnąć z ulgą, bo nic mi nie jest.

Wiedział, że powinien wyjść – do diabła, w ogóle nie powinien był tu przychodzić – ale nawet nie drgnął. Bo wcale nie wyglądała na osobę, której nic nie jest.

Stał nieruchomo, przepełniony frustracją, teraz także seksualną, obserwując, jak Aurelia wrzuca swoje ubrania do dużej płóciennej torby. Zerknęła na niego spod długich rzęs i przez sekundę była młoda, niepewna i krucha, zaraz jednak przywołała ten zimny, cyniczny uśmiech.

– Nadal tu jesteś, szefie? Wciąż masz nadzieję?

Prawie zazgrzytał zębami z wściekłości.

– Jestem tu, ponieważ kompletnie się rozsypałaś i nie sądzę, aby udało ci się wyjść stąd o własnych siłach. Godzinę temu leżałaś nieprzytomna na podłodze. Nie potrzebna mi reklama w postaci tabloidowych tekstów o tym, jak to Aurelia, księżniczka muzyki pop, wykorkowała w pokoju dla personelu mojego sklepu.

Pogardliwie przewróciła oczami.

– Ojej, a ja już zaczęłam wierzyć, że naprawdę się o mnie martwisz! Nie pękaj, mówiłam przecież, że nic mi nie jest.

Sztywno skinął głową.

– W takim razie pożegnam się. I będę wdzięczny, jeśli wyjdziesz tylnymi drzwiami.

– Zawsze wychodzę tylnymi drzwiami – uśmiechnęła się. – Żeby uniknąć paparazzich, rozumiesz.

Podbródek drżał jej lekko. Luke nie miał już cienia wątpliwości, że jednak ją zranił i chociaż zdawał sobie sprawę, że nie powinno go to w ogóle obchodzić, miał wyrzuty sumienia.

– Do widzenia – powiedział.

Nie zareagowała. Patrzyła tylko na niego tymi chmurnymi oczami, a wyzywająco uniesiony podbródek wciąż jej drżał. Luke zaklął głośno, odwrócił się i wyszedł z pokoju.

Tytuł oryginału: In the Heat of the Spotlight

Pierwsze wydanie: Mills & Boon Limited, 2013

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Hanna Lachowska

© 2013 by Kate Hewitt

© for the Polish edition by Harpercollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2015, 2016

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-2265-5

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.