Iluzja kontroli - Arkadiusz Pietrukowicz - ebook

Iluzja kontroli ebook

Arkadiusz Pietrukowicz

4,0

Opis

"Iluzja Kontroli" – thriller psychologiczny, który zatrze granice między rzeczywistością a manipulacją umysłu.

Marta prowadzi zwyczajne życie – przynajmniej tak jej się wydaje. Pewnego dnia zaczyna dostrzegać niepokojące zmiany: ludzie zapominają rozmowy, przedmioty zmieniają miejsca, a ona sama zaczyna wątpić w prawdziwość swoich wspomnień. Każdy trop prowadzi ją do tajemniczej organizacji SOMA, która zdaje się wiedzieć o niej więcej, niż ona sama.

Gdy Marta próbuje odkryć prawdę, rzeczywistość zaczyna się rozpadać. Czy to, co pamięta, kiedykolwiek było prawdziwe? Kto jest obserwatorem, a kto tylko częścią wielkiego eksperymentu? Każdy krok prowadzi ją do odkrycia, które wywróci wszystko do góry nogami… a prawda może być bardziej przerażająca, niż kiedykolwiek mogła sobie wyobrazić.

Hipnotyzująca, mroczna i nieprzewidywalna – „Iluzja Kontroli” to thriller, który wciągnie Cię w spiralę paranoi i zmusi do postawienia jednego pytania: ile z tego, co uważamy za prawdziwe, jest tylko iluzją?

 


 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 106

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
0
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MariaWojtkowiak

Dobrze spędzony czas

Opowiadanie o tym,jak człowiek próbuje tworzyć po wielekroć rzeczywistość i nowego siebie. Wszystko dzieje się w umyśle, chociaż jednocześnie wariuje świat zewnętrzny.
00

Popularność




© Arkadiusz Pietrukowicz

© Wydawca ARCADIA

© Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody autora jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich naszej publikacji. Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

e-ISBN 9788397477247

ILUZJA KONTROLI

AKT I

POZORNA RZECZYWISTOŚĆ

„Rzeczywistość to nie to, co widzimy, lecz to, w co wierzymy.

A jeśli uwierzymy w kłamstwo, stanie się ono naszą prawdą.”

Rozdział 1 – Zwykły dzień

Tej nocy Marta spała niespokojnie. W półśnie zdawało jej się, że ktoś stoi przy jej łóżku. Nie widziała twarzy, tylko ciemny kontur w rogu pokoju. Nie mogła się ruszyć. Nogi miała jak z ołowiu, ciało sparaliżowane. Wpatrywała się w cień, który wydawał się być coraz bliżej. Miała wrażenie, że coś zimnego dotknęło jej ramienia.

Gwałtownie otworzyła oczy. W pokoju panowała cisza. Nikogo tam nie było. Tylko jej przyspieszony oddech i bijące mocno serce. Może to był sen. Może…

Ale w powietrzu wciąż czuła lekki zapach, którego nie znała. Jakby ktoś tam stał jeszcze chwilę temu.

Marta usiadła na łóżku, przecierając twarz dłońmi. Wciąż czuła niepokój, choć nie potrafiła powiedzieć dlaczego. Spojrzała na zegar na nocnej szafce – 07:43. Marszcząc brwi, sięgnęła po telefon. Przysięgłaby, że ustawiała budzik na 07:30, ale historia alarmów była pusta. Może zapomniała go włączyć? To możliwe – ostatnio często była roztargniona. Dużo pracy, mało snu, a w tle nieustanne poczucie, że coś wymyka się jej spod kontroli.

Marta zawsze była osobą skrupulatną, dbającą o szczegóły. Miała w sobie wewnętrzną potrzebę kontrolowania rzeczywistości wokół siebie, co wynikało zarówno z jej charakteru, jak i zawodowego doświadczenia. Jako psycholog doskonale wiedziała, jak działa ludzki umysł, jak można go oszukać, zmanipulować, a także jak łatwo może on płatać figle. Może to właśnie był jeden z takich momentów? Może jej mózg płatał jej figla?

Piotr powiedziałby, że przesadza. Że analizuje wszystko zbyt głęboko. Nie potrafiła jednak zignorować dziwnego uczucia, które nie opuszczało jej od przebudzenia.

Piotr. Zawsze wydawał się twardo stąpać po ziemi. Był analitykiem finansowym, człowiekiem liczb i algorytmów, który wierzył w to, co logiczne, przewidywalne i mierzalne. W przeciwieństwie do Marty, nie analizował emocji, nie zastanawiał się nad subtelnymi niuansami rzeczywistości – akceptował ją taką, jaka była. Lubił porządek, rutynę, stabilność. Nigdy nie zostawiał przypadkowych rzeczy na wierzchu, nigdy nie zapominał kluczy ani telefonu, zawsze planował dzień z wyprzedzeniem. To właśnie jego spokój i organizacja przyciągnęły Martę na początku ich związku. Był jej przeciwwagą, kimś, kto mógł dać jej poczucie bezpieczeństwa. Ale z czasem zaczęła się zastanawiać, czy to naprawdę działa.

Ich relacja nie była burzliwa, ale też nie była pełna czułości. Piotr nie okazywał emocji w sposób, którego Marta potrzebowała. Był uprzejmy, troskliwy na swój sposób, ale nigdy nie przesadzał z gestami, nigdy nie mówił więcej, niż było konieczne. Ostatnio zaczęła odnosić wrażenie, że coraz częściej się mijają. Czy dlatego miała to dziwne uczucie niepokoju? Czy miało to coś wspólnego z nim?

Westchnęła i zsunęła się z łóżka. Kiedy dotknęła stopami podłogi, poczuła lekki chłód paneli. Wsunęła stopy w kapcie i ruszyła do łazienki. Spojrzała w lustro. Przez ułamek sekundy miała wrażenie, że jej odbicie poruszyło się z minimalnym opóźnieniem. Zatrzymała się, wstrzymując oddech. To było irracjonalne. Przybliżyła się do lustra, mrużąc oczy, jakby mogła dostrzec coś, co umknęło jej za pierwszym razem. Jej własne odbicie patrzyło na nią – identyczne, jak zawsze. Przewrażliwienie. Niedospanie. Złudzenie optyczne. Tak musiało być.

Prysznic przyniósł chwilową ulgę, pozwolił jej oderwać się od niezrozumiałego niepokoju, który nieznacznie ściskał klatkę piersiową. Gdy wróciła do sypialni, telefon zawibrował. Wiadomość od Natalii:

„Spotykamy się dziś na kawie? Mam wrażenie, że wieki się nie widziałyśmy.”

Zmarszczyła czoło. Przecież widziały się dwa dni temu. Uśmiechnęła się pod nosem. Natalia jak zwykle przesadzała. Odpisała krótkie: „Jasne, o której?” i odłożyła telefon.

W kuchni zaparzyła kawę i oparła się o blat, pozwalając, by zapach świeżo zmielonych ziaren przegnał resztki sennych myśli. Jednak gdy podniosła filiżankę do ust, coś przyciągnęło jej uwagę. Zegar na ścianie. Wskazówki przesunęły się skokowo o kilka minut do przodu.

Zmrużyła oczy i odłożyła filiżankę. Może zegar się zepsuł? Podeszła, by go przestawić, ale gdy spojrzała na telefon, czas na ekranie był dokładnie taki sam jak na zegarze. Czy mogła nie zauważyć, że minęło kilka minut? Nie, to niemożliwe.

Próbowała zignorować to uczucie, ale było coś jeszcze. Wrażenie, że ktoś ją obserwuje.

Przeszła do salonu i spojrzała przez okno. Ulica tętniła życiem – ludzie spieszyli się do pracy, samochody powoli sunęły w korku. Ale wśród przechodniów dostrzegła jedną postać, która zdawała się nie pasować do reszty. Mężczyzna w ciemnym płaszczu. Stał nieruchomo po drugiej stronie ulicy, lekko pochylony do przodu, jakby uważnie przyglądał się budynkowi.

Serce Marty zabiło szybciej. Nie ruszał się, nie patrzył na telefon, nie czekał na nikogo. Patrzył prosto w jej okno. Oddech uwiązł jej w gardle. Zrobiła krok w tył, ukrywając się za firanką. To mógł być przypadek. Mógł czekać na kogoś. Może po prostu miała dziś wyjątkowo pobudzoną wyobraźnię. Ale coś w sposobie, w jaki stał – zbyt sztywno, zbyt uważnie – sprawiło, że poczuła ścisk w żołądku.

Po kilku sekundach zebrała się na odwagę i ponownie zerknęła przez okno. Nie było go.

Nie słyszała żadnych kroków, nie widziała, żeby odszedł. Zniknął. Tak po prostu.

Poczuła nagłe dreszcze na karku. Wciąż miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Coś było nie tak. Nie umiała tego jeszcze nazwać, nie wiedziała, skąd to przeczucie, ale jedno było pewne – dziś nie był zwykły dzień.

Rozdział 2 – Pierwsze pęknięcia

Marta siedziała przy kuchennym stole, wpatrując się w parującą filiżankę kawy. Wciąż czuła niepokój po dziwnym śnie, który nawiedził ją tej nocy. W powietrzu unosił się delikatny zapach kawy, ale zamiast rozkoszować się jego aromatem, miała wrażenie, że coś jej umyka. Coś ważnego.

Nagle jej telefon zawibrował cicho na blacie. Sięgnęła po niego, lecz ekran pozostał czarny przez dłuższą chwilę, zanim w końcu pojawiło się logo producenta i standardowy ekran powitalny.

Reset.

Zmarszczyła brwi. Telefon działał normalnie jeszcze wieczorem. Nie przypominała sobie żadnych aktualizacji czy awarii. Odblokowała urządzenie, a potem natychmiast poczuła nieprzyjemne ukłucie w żołądku – historia wiadomości była pusta. Ani jednego SMS-a, brak wcześniejszych rozmów z Natalią czy Piotrem. Historia połączeń również zniknęła.

To musiała być jakaś awaria. Musiała. Włączyła aplikację komunikatora i otworzyła czat z Natalią. Czekała tam tylko jedna wiadomość:

„Spotykamy się dziś na kawie? Mam wrażenie, że wieki się nie widziałyśmy.”

Dokładnie ta sama wiadomość, którą Natalia wysłała poprzedniego dnia. A przynajmniej tak się jej wydawało.

Marta ścisnęła telefon mocniej, czując narastające napięcie.

Czy to możliwe, że pomyliła dni? Może rzeczywiście minął tydzień? Nie, to niemożliwe. Pamiętała wczorajsze spotkanie, rozmowę o badaniach Natalii, drobne żarty przy kawie. Dlaczego ona twierdziła, że nie widziały się od tygodnia?

Kawiarnia była cicha, choć na zewnątrz miasto tętniło porannym pośpiechem. Marta czekała na Natalię, bawiąc się nerwowo łyżeczką. Kiedy w końcu przyjaciółka się pojawiła, była lekko zdyszana, jakby przed chwilą gdzieś biegła. Zdawała się nieswoja, jej spojrzenie uciekało w stronę drzwi, a dłoń nerwowo ściskała pasek torebki.

– Nie wierzę, że minął tydzień! – Natalia uśmiechnęła się, ale jej oczy nie śmiały się razem z nią. – Co u ciebie?

Marta przygryzła wargę.

– Nat, widziałyśmy się wczoraj.

Powiedziała to ostrożnie, jakby testowała reakcję przyjaciółki.

Natalia roześmiała się, ale w jej oczach pojawił się cień niezrozumienia.

– Marto, o czym ty mówisz? Nie widziałyśmy się od zeszłego wtorku.

Poczuła, jak zimno rozlewa się po jej ciele. Czy to był jakiś żart? Natalia nie wyglądała na kogoś, kto by żartował. Patrzyła na Martę z lekko przechyloną głową, jakby próbowała zrozumieć, skąd ta pomyłka.

– Pamiętam, siedziałyśmy tutaj, dokładnie przy tym stoliku. Rozmawiałyśmy o twoim projekcie badawczym. O twoim nowym doktoracie…

Natalia zmarszczyła czoło.

– Ale ja jeszcze nie zaczęłam pisać doktoratu.

Marta otworzyła usta, ale nie miała pojęcia, co powiedzieć. Wczoraj rozmawiały o badaniach Natalii. Wczoraj.

Albo… jej umysł płatał jej okrutne figle.

Natalia spojrzała na zegarek i zacisnęła usta.

– Słuchaj, przepraszam, ale muszę zaraz lecieć. Mam spotkanie na uczelni.

Marta podniosła wzrok ze zdziwieniem. Natalia nigdy nie spieszyła się podczas ich spotkań. Zawsze lubiła posiedzieć, napić się kawy, rozgadać na różne tematy. Teraz jednak wyglądała na kogoś, kto chce jak najszybciej uciec. Pośpiesznie zarzuciła torbę na ramię i już po chwili wychodziła na ulicę, niemal wbiegając w tłum. Marta patrzyła za nią przez chwilę, wciąż próbując znaleźć logiczne wytłumaczenie dla tego, co właśnie się wydarzyło.

Droga do pracy minęła jej w milczeniu. Zwykle

podczas spaceru przez centrum lubiła zatrzymywać się na chwilę, patrzeć na ludzi spieszących do swoich obowiązków, ale tym razem wszystko wydawało się jakby odrealnione. Świat był taki sam, ale coś było nie tak – jakby stała tuż obok rzeczywistości, zamiast w niej uczestniczyć.

W klinice pacjenci reagowali na nią z lekkim dystansem, jakby ich wcześniejsze sesje przebiegały zupełnie inaczej. Jeden z nich, starszy mężczyzna, spojrzał na nią badawczo.

– Czy coś się stało, pani Marto?

– Nie, dlaczego?

– Dzisiaj wydaje się pani inna. Ostatnio była pani bardziej… stanowcza.

Marta zmarszczyła brwi.

– Kiedy ostatnio się widzieliśmy?

Mężczyzna uśmiechnął się lekko.

– W zeszły piątek.

– Nie… widzieliśmy się wczoraj.

Spojrzał na nią z politowaniem.

– Pani Marto, nasza ostatnia sesja była tydzień temu.

Wracając do domu, Marta dostrzegła znów tego mężczyznę w czarnym płaszczu. Stał nieruchomo, obserwując ją. Kiedy odwróciła wzrok, zniknął. Zaczynała się bać.

W domu przeszukała torbę i natrafiła na bilet kolejowy. Miejscowość docelowa nie była jej znana. Nie kupowała biletu.

Piotr był w kuchni, kroił cytrynę na plasterki. Przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu. Wydawał się zupełnie pochłonięty własnymi myślami. Nie podniósł wzroku, nawet gdy weszła.

– Piotr, czy coś się zmieniło?

– W jakim sensie?

Marta zacisnęła dłoń na bilecie.

– Mam wrażenie, że coś jest… inne. Ludzie zachowują się inaczej, rzeczy znikają, daty się nie zgadzają. Nie pamiętam, żebym kupowała ten bilet.

Piotr spojrzał na nią spokojnie, ale w jego oczach czaiło się coś, czego nie umiała nazwać.

– Może po prostu masz inne wspomnienia?

Na chwilę zapadła cisza. Sposób, w jaki to powiedział, sprawił, że przeszły ją ciarki.

– Co masz na myśli?

Piotr uśmiechnął się lekko, ale nie odpowiedział od razu. Sięgnął po plasterek cytryny i włożył go do szklanki z wodą, jakby jej pytanie wcale go nie zaskoczyło.

– Może wszystko jest dokładnie tak, jak powinno być.

Rozdział 3 – Obserwator

Marta długo nie mogła zasnąć. Po rozmowie z Piotrem czuła niepokój, który nie pozwalał jej zamknąć oczu. Jego słowa – „Może po prostu masz inne wspomnienia?” – powracały w jej myślach jak echo. To nie brzmiało jak przypadkowy komentarz. On coś wiedział. Wiedział więcej, niż mówił. Ale dlaczego miałby coś przed nią ukrywać?

Przez chwilę leżała w ciemności, wsłuchując się w oddech Piotra. Oddychał równo, spokojnie, jakby nic się nie stało. Czy to możliwe, że była po prostu przewrażliwiona? A może… może rzeczywiście coś było nie tak?

Rano Piotr wyszedł wcześniej, jak zwykle. Marta czuła się ospała, ale wiedziała, że nie może cały dzień siedzieć w domu, rozmyślając o rzeczach, które nie mają wyjaśnienia. Czuła, że potrzebuje wyjść, by chociaż na chwilę uciec od napięcia, jakie zawisło w jej własnym mieszkaniu. Ubrała się szybko, chwyciła płaszcz i niemal automatycznie wybrała kierunek – kawiarnia, w której zawsze czuła się bezpiecznie.

Miasto tętniło życiem, a Marta miała wrażenie, że każdy przechodzień przelotnie rzuca jej spojrzenie, którego nie potrafiła rozszyfrować. Może to tylko jej paranoja, ale im bliżej była celu, tym mocniej czuła się obserwowana.

Kawiarnia była niemal pusta, co o tej porze nie było niczym niezwykłym. Usiadła przy swoim ulubionym stoliku przy oknie i zamówiła espresso. Potrzebowała czegoś mocnego, co przywróci jej jasność myślenia. Przeglądała telefon, ale nie mogła się skupić. Gdzieś w tle słyszała urywki rozmów innych nielicznych gości, ciche stukotanie filiżanek o porcelanowe spodeczki. Dźwięki codzienności, które powinny ją uspokajać.

I wtedy ktoś usiadł naprzeciwko niej.

Nie podniosła wzroku od razu. Przez moment miała nadzieję, że to Natalia albo ktoś znajomy, ale kiedy w końcu spojrzała, zobaczyła mężczyznę, którego nigdy wcześniej nie widziała. Wysoki, szczupły, w ciemnym płaszczu, z surowymi rysami twarzy. Jego oczy były zimne, przenikliwe, jakby znał ją lepiej niż ona sama.

– Która wersja ciebie jest prawdziwa? – zapytał cicho, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie.

Marta zamarła. Nie miała pojęcia, o co mu chodzi, ale sposób, w jaki to powiedział, sprawił, że coś ścisnęło ją w żołądku. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nieznajomy wciąż patrzył na nią, jakby czekał na reakcję.

– Przepraszam… czy my się znamy? – Jej głos zabrzmiał obco, jakby wypowiadał to ktoś inny.

Mężczyzna uśmiechnął się lekko. Sięgnął po serwetkę, wytarł usta, choć niczego nie jadł, i wstał.

– Wkrótce się dowiesz.