Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Separacja i rozwód rodziców jest trudnym przeżyciem dla każdego dziecka. Pragniesz oszczędzić swojemu dziecku przykrych doświadczeń, czasami jednak drugi rodzic zachowuje się tak, jakby wykorzystywał je do rozgrywek między wami. Co, jeśli zaczynasz odbierać niepokojące sygnały świadczące o tym, że twoje dziecko pada ofiarą manipulacji? Co robić, gdy ekspartner lub ekspartnerka usiłuje nastawić je przeciwko tobie?
To książka dla ciebie, jeśli chcesz:
• nauczyć się rozmawiać z dzieckiem o waszej sytuacji rodzinnej i o tym, co dzieje się w domu drugiego rodzica,
• rozpoznawać ukryte metody manipulacji i skutecznie im przeciwdziałać,
• uchronić dziecko przed efektami konfliktów między dorosłymi,
• zadbać o bezpieczeństwo i prawidłowy rozwój dziecka w różnych systemach dzielenia się opieką,
• skutecznie odpierać ataki toksycznego rodzica w instytucjach państwowych,
a przede wszystkim nie pozwolić, by cokolwiek zagrażało zdrowiu psychofizycznemu twojego dziecka oraz waszej relacji.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 310
Wstęp
Dzień dobry,
Jestem matką, która od pięciu lat żyje w separacji z mężem. Kiedy się rozstawaliśmy, nasza córka Chloé miała dwa latka. Mój eks wściekał się o byle co, był agresywny i zawsze bardzo źle taktował mnie i małą. Kiedy zdarzało mi się wcześniej przyjść do domu z pracy, czasem już na klatce schodowej słyszałam, jak na nią wrzeszczy. Raz – Chloé miała wówczas zaledwie roczek – uderzył ją, bo wypluła mus owocowy. Potem Chloé zaczęła wyrywać sobie włosy. Zabrałam ją do lekarza. Powiedział, że nie powinnam się martwić, że to minie. Ja natomiast wpadłam w depresję, a przez głowę przewijały mi się myśli samobójcze.
Po jednej z kłótni, podczas której wygrażał mi pięścią, spakowałam walizki i przeniosłam się do rodziców, do innego miasta. Chloé zobaczyła się z ojcem dopiero po sześciu miesiącach. Wcześniej nie wyraził takiej chęci. Sędzina, która orzekała w naszej sprawie, stwierdziła, że moja przeprowadzka była świadomym rozdzieleniem rodziny.
Chloé skarżyła się, że tata ją szarpie, bije, przywiązuje do łóżka paskiem. Wielokrotnie wracała od niego z objawami udaru słonecznego, oparzeniami, siniakami czy ranami. Zgłaszałam siniaki i obrażenia lekarzowi. Dwa razy wniosłam skargę. Chloé była przesłuchiwana na policji, gdzie pokazała, w jaki sposób jest bita. Uznano, że policjant wpłynął na odpowiedzi dziecka. Mówiono mi, że zbytnio się niepokoję, że Chloé ma problem z podporządkowaniem się autorytetowi dorosłych, że jest zbyt żywiołowa, nadaktywna, że gdyby była grzeczniejsza, to nie drażniłaby tatusia. Przez rok byliśmy pod obserwacją kuratora. Diagnoza: wszystko w porządku. Chloé czuje się dobrze. Lgnie do taty. Nie boi się go. To pani jest przewrażliwiona. Przez rok mój eks zgrywał świętoszka.
Dzisiaj Chloé ma siedem lat i znowu słyszę od niej to samo. Oto kilka przykładów:
Kiedy się pomylę, bije mnie po twarzy albo wali książką po głowie.
Spoliczkował mnie i rzucił na kanapę.
Tata na mnie nakrzyczał, bo wypadła klamka z drzwi do jego pokoju. Złapał mnie obiema rękami za głowę i powiedział: „Roztrzaskam ją o ścianę”.
Uderzył mnie w twarz i popchnął, ale w ostatniej chwili odzyskałam równowagę.
Tata powiedział, że albo nauczę się poprawnie czytać i liczyć, albo wsadzi mnie pod prysznic z zimną wodą.
Powiedział, żebym była dla ciebie niemiła, bo ty jesteś niemiła dla niego.
Powiedział, że daje mi słodycze, więc powinnam być dla niego miła.
Powiedziała o tym swojej wychowawczyni. W efekcie zostałam wezwana na rozmowę z psycholożką szkolną i dyrektorem. Dyrektor oświadczył, że przekaże sprawę do kuratorium i że zorganizuje konfrontację z udziałem moim, ojca Chloé, psycholożki, wychowawczyni i jego, tak aby każdy wziął na siebie swoją część odpowiedzialności. Powiedziałam mu, że Chloé doświadcza obecnie różnego rodzaju presji i że ta sytuacja wpływa na jej wyniki w nauce. Dyrektor odrzekł (z uśmiechem na twarzy), że w istocie, Chloé doświadcza presji. „Jeśli jest pani skonfliktowana z jej ojcem, to do państwa należy znalezienie wyjścia z tej sytuacji. Ja rozwiązuję tylko problemy natury szkolnej”.
Zadzwoniłam na 119 i skontaktowałam się z Enfance et Partage1. Pracownicy stowarzyszenia nie mieli wątpliwości, że Chloé jest poddawana przemocy, i złożyli zawiadomienie do odpowiednich organów. Ten człowiek jest prawdziwym manipulatorem, zawsze przedstawia siebie jako ofiarę. Każdego udaje mu się owinąć sobie wokół palca. Nie wiem już, co robić, żeby go zdemaskować. Co Pani o tym myśli? Jak mam się zachować podczas konfrontacji w szkole? Czy to jest w ogóle legalne? Powinnam przyjść z prawnikiem? A może zna Pani psychologów specjalizujących się w znęcaniu psychicznymi i manipulacji, którzy mogliby poświadczyć na moją korzyść? Czy ma Pani namiary na jakiegoś prawnika? Jestem zagubiona. Chloé boi się swojego ojca.
To nie pierwszy raz, kiedy w ramach wstępu do książki decyduję się przytoczyć jeden z maili, które licznie do mnie wysyłacie. Nie przestawiłam w nim nawet przecinka (zmieniłam tylko imię dziecka). Jego autorkami, podobnie jak wielu innych maili, mogłyby być praktycznie wszystkie matki, które zgłaszają się do mnie z prośbą o pomoc w kwestii manipulującego partnera. Sytuacja, w której znalazła się ta matka, a zwłaszcza ta dziewczynka, jest przeraźliwie zwyczajna.
Moi drodzy czytelnicy, wiem – bo wielu z was mi o tym mówiło i pisało – że nie mogliście się doczekać tej książki. Wasze oczekiwania są tak ogromne, że aż onieśmielające. Jest tak wiele wątków do poruszenia! Jak odpowiedzieć na wszystkie wasze pytania? Jak mieć pewność, że dam wam najbardziej uniwersalny zestaw kluczy, dzięki którym uda wam się otworzyć jak najwięcej kłódek?
Oto więc na nowo siedzę przed białą kartką, gotowa, by przelać na papier wszystko, czego w ciągu dwudziestu lat praktyki zawodowej dowiedziałam się o manipulatorach i manipulatorkach. Tym razem będzie mowa o złu, jakie ci z pozoru nieskazitelni, lecz w rzeczywistości niegodziwi rodzice wyrządzają swoim dzieciom. Jak wyjaśnić wam mechanizm tego szczególnego rodzaju manipulacji i wskazać sposoby na zneutralizowanie jego zgubnych efektów?
Moim zamiarem jest dać każdemu nietoksycznemu rodzicowi narzędzia niezbędne, by ustrzec dziecko przed wpływem manipulatora lub – w miarę możliwości – spod niego uwolnić. Ale chciałabym również, żeby ta książka stanowiła kopalnię wiedzy dla wszystkich dorosłych, którzy uczestniczą w życiu dziecka: dalszych krewnych, opiekunek, nauczycieli, lekarzy, psychologów i innych ekspertów, jak również pracowników socjalnych, mediatorów, prawników i sędziów. Bardzo bym chciała, aby ludzie mający wpływ na przyszłość manipulowanych dzieci potrafili zrozumieć, co one przeżywają – albo raczej czego doświadczają – i dostrzec potencjalnie szkodliwe konsekwencje manipulacji, zarówno w krótkiej, jak i długiej perspektywie.
Tym razem ja także mam pewne oczekiwania względem was, moi czytelnicy: chciałabym, żebyście wykorzystali wyniesioną z tej książki wiedzę, by zrobić coś więcej, niż tylko chronić swoje własne dzieci. Dzielcie się nią wszędzie tam, gdzie może okazać się pomocna. Za każdym razem, gdy będziecie mieć taką możliwość, otwierajcie otoczeniu maltretowanego dziecka oczy na jego cierpienie. Wszystkie dzieci tej ziemi są naszymi dziećmi. To one stworzą świat, w którym się zestarzejemy. Nie możemy pozwolić, by znęcała się nad nimi psychicznie garstka niszczących wszystko na swojej drodze nienawistników. Niech każdy weźmie za to odpowiedzialność. Niech nikt nie odwraca wzroku od przemocy, jakiej, być może, jest poddawane dziecko sąsiada. Nauczmy się dostrzegać i rozumieć, co się dzieje.
Pogodzenie się z faktem, że ktoś mógłby intencjonalnie dążyć do zniszczenia innej osoby, bywa trudne. Niedawno prowadziłam szkolenie dla kadr kierowniczych na temat rozpoznawania i neutralizowania manipulatorów w środowisku pracowniczym. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Uczestnicy byli pojętni, szybko się uczyli. Pod koniec dnia każdy potrafił odróżnić pracownika, który ma po prostu trudny charakter, od pracownika, który manipuluje, knuje i podjudza. Wszyscy wydawali się zadowoleni z przebiegu szkolenia, zainteresowani narzędziami, które im proponowałam, i chętni, by z nich korzystać. W duchu otwierałam już butelkę szampana: szesnaścioro nowych menadżerów wyposażonych w wiedzę, która pozwoli im chronić swoich pracowników przed mobbingiem i przeciwdziałać toksycznym zachowaniom. Niestety podczas końcowego briefingu jeden z nich oświadczył z pełnym przekonaniem: „Być może ma pani rację. Przypuszczam nawet, że w mojej firmie jest kilku manipulatorów, bo pasują dokładnie do przedstawionego przez panią opisu. Ale chcę wierzyć w dobro. Nigdy nie uwierzę, że istnieją ludzie z gruntu źli”. Mój optymizm prysł w jednej chwili!
Być może pomyśleliście sobie, że ten menadżer był głupi. Otóż nie. Obiektywnie to był inteligentny, dobry, otwarty i serdeczny człowiek. I paradoksalnie właśnie dlatego tak trudno było mu pogodzić się z faktem istnienia manipulacji. Czyste zło jest szczytem głupoty. Jest tak absurdalne i przeciwskuteczne, że dla normalnego człowieka staje się niezrozumiałe; zawiesza poprzeczkę kretynizmu na tak wysokim poziomie, że inteligencja nie radzi sobie z przeszkodą; przekracza nasze wyobrażenie. Wypieranie obecności manipulatorów wśród nas jest jednak ryzykowne. Jeżeli bowiem pozwolimy plenić się sterylnemu okrucieństwu, doprowadzimy ludzkość do zguby.
Jeśli czytając kronikę kryminalną lub słuchając wiadomości, natykamy się na tę najbardziej perfidną formę przemocy, wolimy myśleć, że sprawca uległ chwilowemu napadowi szału, po którym z pewnością nastąpiło opamiętanie. Często da się wówczas usłyszeć usprawiedliwiające komentarze typu: „Nie należy pochopnie osądzać, każdemu zdarza się w przypływie gniewu lub szaleństwa popełnić straszne czyny”.
Z pewnością, ale manipulatorzy nie działają „w przypływie gniewu”, a ich szaleństwo nie jest chwilowe: jest chroniczne i dobrze ukryte. To osoby, które rzekomo kochając, świadomie nienawidzą. Czynią zło z zimną krwią i w wykalkulowany sposób. Trudno to zrozumieć, zwłaszcza ich ofiarom. Jak normalnie myślący człowiek miałby na serio rozważać fakt, że ktoś, nie mając żadnego innego motywu niż tylko popisywanie się swoją władzą lub rozładowywanie nadmiaru frustracji, mógłby z premedytacją niszczyć inną osobę, przypiekając ją na wolnym ogniu i w ten sposób realizując z zimnym wyrachowaniem i bez żadnych wyrzutów sumienia swój plan destrukcji? Mielibyśmy ciarki, oglądając to w kinie, a co dopiero w prawdziwym życiu!
Jeżeli nawet menadżer wypiera istnienie manipulacji w środowisku zawodowym, mimo że ma przed oczami wszystkie potrzebne dowody i że chodzi tylko o pracowników jego firmy – to możecie sobie wyobrazić, jak trudno dopuścić do siebie myśl, że to zjawisko może zaistnieć również w środowisku rodzinnym, a zło jest wyrządzane dziecku przez rodzica. Wydaje nam się, że wszyscy rodzice kochają swoje dzieci. W niektórych przypadkach to niestety nieprawda. Bywa, że niewystarczająco dojrzały, a egocentryczny rodzic wysługuje się swoimi dziećmi, sadystycznie udowadnia im swoją wyższość albo traktuje je instrumentalnie, jako broń w sporze z drugim rodzicem. Napisałam tę książkę, chciałabym bowiem, żeby prawda o tej rzeczywistości dotarła do wszystkich.
Jako że manipulatorzy to mistrzowie symulacji i odwracania kota ogonem, często zdarza się, że o popełnione przez siebie zło oskarżają drugą stronę. Atak to najlepsza forma obrony! Kiedy więc dwoje rodziców ma do siebie pretensje o to samo, skąd wiedzieć, które z nich kłamie, a które mówi prawdę? Czy brać w obronę biednych tatusiów, którym matka hetera uniemożliwia kontakty z dzieckiem? Czy może stawać po stronie mam zarzucających ojcom znęcanie się nad własnym potomstwem?
Jak już miałam okazję zauważyć w moich poprzednich książkach, manipulatorek jest równie dużo, jak manipulatorów. Ale czy te proporcje zmieniają się w przypadku relacji rodzic – dziecko? Czy manipulujące matki są tak samo toksyczne jak manipulujący ojcowie? Czy krzywdzą swoje dzieci równie głęboko?
W mojej książce Divorcer d’un manipulateur (Jak się rozwieść z manipulatorem) zwracałam uwagę na fakt, że wśród kontaktujących się ze mną ofiar manipulacji panowie, mimo że ostatnio zaczęło ich przybywać, stanowili zdecydowaną mniejszość: mniej więcej 2–4% moich klientów. Bardzo niewielki odsetek mężczyzn doświadczających problemów w związku decyduje się skorzystać ze specjalistycznej pomocy. Wizyta u psychologa to praktyka stosowana wciąż w przytłaczającej większości przez kobiety. Minie więc jeszcze sporo czasu, zanim mężczyźni zaczną być ujmowani w statystykach dotyczących ofiar przemocy psychicznej.
Panowie, którzy czytali wspomnianą książkę, usiłując wyrwać się z relacji z toksyczną partnerką, narzekali, że nieustannie musieli dostosowywać mój kobiecy punkt widzenia do swojej sytuacji. W ich opinii powoływałam się głównie na przykłady męskiej manipulacji. Nie mam złudzeń, że trzymając w rękach niniejszą książkę, również będą kręcić nosami. Nie chciałabym, aby manipulowani mężczyźni czuli się wykluczeni, ale obiektywna prawda jest niestety taka, że 96% przykładów, jakimi dysponuję, to opis cierpienia doświadczanego przez panie.
Swoją drogą, systematyczne używanie formy „manipulatorzy/manipulatorki”, żeby nikt nie czuł się pokrzywdzony, niepotrzebnie komplikowałoby mój wywód. Kiedy analizuję mechanizm patologicznych zachowań manipulatora w relacji z matką jego dzieci, jest oczywiste, że te same spostrzeżenia dotyczą lustrzanej wersji tego mechanizmu w relacji manipulatorki z ojcem jej dzieci. Powtarzanie tych samych przykładów tylko po to, żeby za drugim razem odwrócić role, niczemu by nie służyło. Panowie, usłyszałam waszą prośbę i postaram się częściej wspominać o manipulowanych mężczyznach.
Ponieważ mężczyźni o wiele rzadziej mówią o swoich problemach, nie udało mi się zgromadzić zbyt wiele materiału, który pozwoliłby mi się przyjrzeć technikom stosowanym przez manipulujące matki. Zdecydowana większość przykładów manipulacji, które zamieściłam w książce, dotyczy znęcających się psychicznie ojców. Tych kilka historii o kobiecej manipulacji, o których opowiedzieli mi moi klienci, jest jednak dość pouczających!
Skoro mowa o przykładach, chciałabym przytoczyć wyjaśnienie, które zamieściłam w moich poprzednich książkach Divorcer d’un manipulateur oraz Jak nie dać sobą manipulować2:
Pierwsi czytelnicy mojego manuskryptu doradzili mi, abym jasno dała do zrozumienia, że wszystkie przytaczane przeze mnie przykłady są autentyczne. Wydawały im się one niekiedy tak nieprawdopodobne czy wręcz karykaturalne, że uważali je za konfabulacje. Nic z tych rzeczy. Zapewniam was, że niczego nie zmyśliłam i że wszystkie opisane sytuacje zdarzyły się naprawdę. Dla zapewnienia anonimowości osobom, które zwróciły się do mnie o pomoc i podzieliły się swoimi przeżyciami, zmieniłam tylko imiona bohaterów. Ci, którzy doświadczają manipulacji na własnej skórze, wiedzą, że nie przesadzam i z pewnością mogliby przytoczyć całą masę równie niewiarygodnych przykładów3.
Ta uwaga odnosi się również do niniejszej książki: przytaczane przeze mnie sytuacje mogą wydawać się tak dramatyczne, że aż niewiarygodne, wszystkie są jednak autentyczne. Zagłębiając się każdego dnia nieco bardziej w intymną przestrzeń dysfunkcyjnych rodzin, uzyskałam wgląd w mroczne dusze manipulatorów i stałam się świadkiem ich sadyzmu, ale również bezkresnej głupoty. Wiem, jak daleko są w stanie się posunąć. Chciałabym, żebyście wy też wiedzieli. Zapewniam was, że niczego nie zmyśliłam – niestety.
Na przykład pewien tata opowiedział mi o następującej sytuacji: kiedy przyjechał po swoich dwóch synów, cztero- i dwulatka, żeby zabrać ich na długi weekend, na jego oczach ich mama wręczyła każdemu z chłopców pluszowe serce, mówiąc łamiącym się głosem: „Proszę, moje skarby: to serce mamusi, które do czasu waszego powrotu będzie nieustannie krwawić. Troszczcie się o nie. Nie zgubcie”. Nie muszę chyba wyjaśniać, w jakim stanie emocjonalnym chłopcy wsiedli do samochodu taty. Czy to nie doskonały przykład czystego sadyzmu i głupoty? Myślicie, że owa matka nie była w pełni świadoma zła, jakie wyrządza swoim dzieciom tylko po to, żeby dopiec swojemu eks? Co zrobilibyście na miejscu ojca? Jak byście rozbroili tę siejącą zniszczenie bombę psychologiczną?
Otóż jest to prostsze, niż mogłoby się wydawać. Wystarczy ze spokojem zastosować kontrmanipulację. Trzeba tylko zachować zimną krew i trzymać się faktów. W takim wypadku można powiedzieć dzieciom: „To nieprawda, że serce mamy krwawi, bo kiedy tak się dzieje, trzeba iść do szpitala. W ten sposób mama chce wam powiedzieć, że jest jej smutno, że nie będzie was przez weekend. Ale nie musi się smucić przez cały czas. Może wykorzystać to, że jest sama, żeby odpocząć, posprzątać dom, wyjść do miasta albo spotkać się z przyjaciółmi. Wy też nie musicie być smutni przez cały weekend. Zamiast smucić się, że rozstajecie się z mamą, a potem smucić się, że rozstajecie się z tatą, możecie cieszyć się, że widzicie tatę, a potem cieszyć się, że wracacie do mamy. Rozgrzejmy pluszowe serduszka mamy, żeby nie było im smutno, i schowajmy do walizki, gdzie będą bezpieczne. A teraz chodźmy się pobawić”. Ot i cała magia. Dzieci instynktownie łakną szczęścia, toteż szybko zapomną o sercach upchniętych na dnie torby.
Bardzo łatwym sposobem na to, żeby tego rodzaju traumatyczne sceny nie rozgrywały się za każdym razem, kiedy przyjeżdżacie po swoje dzieci, jest towarzystwo świadka. Manipulatorzy szalenie dbają o swój wizerunek. Obecność osoby trzeciej sprawia, że szlochy, łamiący się głos i rozdzierające jęki znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To dotyczy zarówno manipulujących ojców, jak i matek. Dziwne, prawda?
W tej debacie nie opowiadam się ani po stronie ojców, ani po stronie matek. Każdego dnia staję po stronie tego rodzica, który zrozpaczony bezsilnie przygląda się, jak toksyczny partner niszczy jego dziecko. Przymykanie oczu na cierpienia dorosłych albo ich bagatelizowanie jest mi więc obce. Ale jakkolwiek intensywny byłby ból tych odcinanych od swojego potomstwa ojców i matek, pozostaje on bólem dorosłych. Mój największy sprzeciw budzi cierpienie dzieci.
Oprócz kilku organizacji – którym w tym miejscu składam najgłębsze wyrazy szacunku – skupiających się wyłącznie na prawach dziecka, takich jak na przykład L’enfant d’abord, nikt w naszych społeczeństwach, szermujących na lewo i prawo pojęciem „nadrzędnego dobra dziecka”, nie jest dzisiaj w stanie autentycznie dostrzec przerażającej rzeczywistości maltretowanych psychicznie najmłodszych. W tej książce chciałabym więc stanąć po stronie dzieci, w sposób możliwie neutralny i obiektywny, apelując do wszystkich zainteresowanych o zdrowy rozsądek.
Część 1
Kilka faktów
1
Kim jest „toksyczny rodzic” z piekła rodem?
Na początek musimy w pełni zaznajomić się z tymi posępnymi istotami, jakimi są manipulatorzy. Istnieją, jak świat światem, a ich zamiary są niezmiennie takie same: pragną zaspokajać swoje potrzeby naszym kosztem, karmić się naszą energią i obarczać innych odpowiedzialnością za swoje chroniczne niezadowolenie. Technika, którą się posługują, zarazem prosta i sprytna, zawsze okazuje się piekielnie skuteczna. Chociaż mówi się o nich coraz głośniej, wciąż niewiele wiemy na ich temat. I to mimo tego, że posługują się identycznym, toksycznym wzorcem zachowań, a relacje ich ofiar są zawsze takie same. To dlatego tak łatwo ich rozpoznać: działania manipulatorów, jakkolwiek szkodliwe, są do znudzenia przewidywalne, a cechy charakteru na tyle stereotypowe, że niekiedy aż karykaturalne. Chciałabym uściślić jedną kwestię: nie przypisuję sobie nie wiadomo jakiej wiedzy, po prostu ich postępowanie jest niewiarygodnie schematyczne. Często słyszę od moich czytelników, że mogliby podkreślić na czerwono całe akapity moich książek, bo ich treść tak bardzo odzwierciedla to, czego doświadczają ze strony swojego manipulatora – jakbym obserwowała go na co dzień. Myślę, że każdy mógłby łatwo nauczyć się rozpoznawać, kim są ci ludzie i jak działają. Instynktownie wyczuwając obecność manipulatorów, skuteczniej obronimy się przed ich nikczemnymi zamiarami. Oby nadszedł taki dzień, kiedy nikt już nie padnie ich ofiarą!
No więc kim są manipulatorzy? Jak działają? Dlaczego tacy są?
Manipulator jest przede wszystkim człowiekiem o dwóch twarzach: jednej, bardzo sympatycznej, dla ludzi z zewnątrz i drugiej, posępnej i okrutnej, którą zna tylko jego ofiara. Manipulator to często „atrakcyjna osoba”. Lubią go ludzie, którzy go dobrze nie znają. Jako że opinie z zewnątrz na temat manipulatora są najczęściej pozytywne i pełne podziwu, ofiara rezygnuje z walki o uznanie swoich racji: „Nikt nie rozumie, dlaczego chcę odejść od tak wspaniałego męża” albo „Moja żona uchodzi w okolicy za świętą, tak bardzo poświęca się dla innych… A wobec mnie zachowuje się jak jędza!”.
Między słowami a czynami manipulatorów istnieje ciągły rozziew. W warstwie werbalnej jest idealnie: kochają was. Robią wszystko, co mogą, żeby was uszczęśliwić. To wy nigdy nie jesteście zadowoleni. Zresztą i tak nie da się z wami normalnie porozmawiać… Tymczasem, jeśli przyjrzeć się faktom, ich deklaracje to zasłona dymna. Manipulatorzy nie przejawiają żadnych spontanicznych odruchów serca. Są zobojętniałymi, okrutnymi, niekiedy wręcz niebezpiecznymi egoistami, jednak maskują się tak skutecznie, że ich ofiary nieustannie wątpią w to, czego doświadczają. „Przemknęło mi to przez myśl…”, powtarzają często w gabinecie. Moja rada: nie słuchajcie ich pięknych słów, wierzcie tylko ich czynom.
Manipulator to wprawdzie człowiek toksyczny i zły do szpiku kości, ale znajduje się poza kręgiem podejrzeń – dopóki nie mamy właściwego klucza interpretacyjnego do jego zachowań. Tak długo, jak nie zostanie rozpoznany i spacyfikowany, cieszy się przerażającą bezkarnością, która staje się siłą napędową jego szalonej żądzy kontroli. Im łatwiej prześlizguje się przez oka w sieci norm społecznych i prawnych, tym mocniej upaja się swoją władzą i tym bardziej perwersyjny się staje. Jeżeli jest to rozwiedziony rodzic, skutki sadystycznego autorytaryzmu manipulatora odczuwa dziecko; nęka on malucha, gdy nikt tego nie widzi, czerpiąc jednocześnie niezdrową satysfakcję ze świadomości, że drugi rodzice wie, co się dzieje, i że cierpi z tego powodu, ale nie może wydać oprawcy, bo nikt mu nie uwierzy – nawet jego własne dzieci.
Manipulatorzy pociągają za sznurki na cztery sposoby: poprzez uwodzenie, wiktymizację, zastraszanie i obwinianie.
Ich pierwszą bronią jest uwodzenie. Potrafią być niezwykle urzekający i uwodzicielscy – do chwili, gdy wpadniecie w ich sidła. Potem, kiedy mają was już w garści i nie potrzebują dłużej udawać, zrzucają swoją przyjazną maskę. Bycie miłym nudzi ich, irytuje i męczy. To dlatego, gdy tylko poczują, że przejęli nad wami kontrolę, będą wam okazywać sympatię jedynie w towarzystwie innych ludzi albo wtedy, gdy podejmiecie próbę uwolnienia się spod ich wpływu. Wówczas nagle znów zrobią się czarujący – jednak tylko na krótki czas i w minimalnym wymiarze: dokładnie takim, jaki jest potrzebny, żeby uśpić waszą czujność!
Manipulatorzy to również eksperci od wiktymizacji. Potrafią na zawołanie lamentować lub szlochać, rozpowiadać wszem wobec o swojej niedoli i przybierać cierpiętnicze pozy. Mogłoby się wydawać, że to kruche i wrażliwe istoty, choć w rzeczywistości nic nie jest w stanie ich zranić i zawsze spadają na cztery łapy. Wiedzą jednak, jak wzbudzić litość otoczenia, które łatwo zapomina, kto jest prawdziwą ofiarą.
Jeżeli ich wykrzywione grymasem bólu twarze nie wzbudzą w was wystarczającego w ich mniemaniu współczucia, nie zawahają się użyć innego rodzaju presji, mianowicie gróźb – bezpośrednich lub zawoalowanych. Zastraszanie jest kolejną z ich specjalności. „Słono mi za to zapłacisz!”, myślą sobie, kiedy odmawiacie podporządkowania się ich woli. Wachlarz represji jest szeroki i różnorodny: od uciążliwych po okrutne. Ofiary szybko uczą się dostrzegać grożące im niebezpieczeństwo i instynktownie modyfikują swoje zachowanie, żeby uniknąć problemów.
Wreszcie manipulatorzy brylują w sztuce odwracania kota ogonem, bez mrugnięcia okiem oskarżając was o to, za co sami ponoszą odpowiedzialność. Wszystko jest waszą winą. Nie da się z wami rozmawiać. To wy stwarzacie problemy. Jakkolwiek byście się starali, nigdy nie sprostacie ich wymaganiom, bo jesteście najgorszym/najgorszą… do wyboru: mężem, żoną, rodzicem, kucharzem, majster-klepką, gospodynią… W wyniku tej niekończącej się litanii oskarżeń ofiary pogrążają się w poczuciu winy, tyleż obezwładniającym, co irracjonalnym.
Tym sposobem, za pomocą zaledwie czterech sznurków, manipulatorzy zmieniają was w swoją marionetkę.
Świadomość, że daliśmy się zmanipulować, jest bardzo nieprzyjemna. Do związanego z tym poczucia winy dochodzi konfuzja wynikająca z faktu, że nie wiemy, jak to się stało, oraz strach, że mogłoby nam się to przydarzyć ponownie. Poddając się tym stanom, sprawiamy, że następnym razem manipulatorowi będzie jeszcze łatwiej owinąć nas sobie wokół palca. Bo trzy klucze manipulacji to: wątpliwości, strach i poczucie winy. Wystarczy użyć jednego z nich, żeby wprawić w ruch błędne koło, w którym odtąd będziemy krążyć jak chomik w kołowrotku. Zamknięta w tym zaczarowanym kręgu ofiara najpierw czuje się stłamszona, potem stopniowo nabiera przeświadczenia o systematycznym niedopasowaniu, by wreszcie stanąć na krawędzi szaleństwa. Wątpliwości przeradzają się w stan mentalnego otumanienia, a epizodyczny strach w permanentny lęk, któremu towarzyszą sporadyczne napady paniki. Jeżeli zaś chodzi o poczucie winy, przybiera ono postać syndromu sztokholmskiego, gdy wycieńczona ofiara przestaje doszukiwać się sensu w absurdalnej rzeczywistości, w jakiej została zanurzona, i zaczyna usprawiedliwiać toksyczną postawę swojego prześladowcy.
Ofiara, najpierw oczarowana, potem zdjęta litością, wreszcie zastraszona i pogrążona w poczuciu winy, przez długi czas stara się zrozumieć, co się dzieje, i dostosować się do sytuacji. Do chwili, gdy rezygnuje z doszukiwania się sensu w absurdalnym zachowaniu manipulatora. Wówczas staje się „odmóżdżonym” automatem. Niczym zombie, bezmyślnie mu ulega, realizując jeden cel: za wszelką cenę uniknąć konfliktu. Sęk w tym, że nękanie psychiczne to proces, który raz rozpoczęty, nie zatrzymuje się, a im dłużej trwa, tym większe wyrządza szkody. Oprawca upaja się swoją władzą i szprycuje nienawiścią, wpadając w nałóg własnej toksyczności. Ofiara staje się jego narkotykiem. Ponieważ manipulator systematycznie zwiększa dawki swojego okrucieństwa, w pewnym momencie osoba poddana manipulacji musi zareagować, żeby ocalić swoje życie. To szokujące: wszystkie ofiary, które w ciągu 20 lat mojej kariery zawodowej zgłosiły się do mnie po pomoc, deklarują to samo: „Otarłam się o śmierć!”.
Jak miałam okazję szerzej wyjaśnić w moich poprzednich książkach, jestem przekonana, że patologia, którą nazywamy narcystycznym dręczeniem czy destrukcyjną manipulacją, to przede wszystkim problem niedojrzałości psychicznej. Owszem, manipulator jest perwersyjnym, narcystycznym paranoikiem. Owszem, większość ekspertów wspomina o niedojrzałości, ale jakby przy okazji, traktując ją jako sprawę drugorzędną. Tymczasem dla mnie niedojrzałość nie jest kwestią poboczną, lecz fundamentalną dla osobowości narcystycznych cechą, z której wynika cała reszta. Na pewnym etapie swojego życia, przypuszczalnie na skutek problemów emocjonalnych lub – w pewnych przypadkach – neurologicznych, rozwój psychiczny przyszłego manipulatora doznał paraliżu i stanął w miejscu. Jego ciało wciąż sie rozwijało, ale umysł nie.
Ofiary manipulacji doskonale wyczuwają tę niedojrzałość. Dziecinne reakcje ich dręczycieli regularnie wprawiają je w osłupienie. Wprawdzie kiedy stoicie twarzą w twarz z manipulatorem, wydaje się wam, że macie do czynienia z racjonalnie myślącym dorosłym, ale w rzeczywistości za tą sympatyczną maską kryje się co najwyżej siedmio-, ośmio- lub dziesięcio-, a w skrajnych przypadkach nawet pięciolatek, podstępny, złośliwy, źle wychowany i całkowicie głuchy na wasze próby przywołania go do porządku. Ta niedojrzałość wyjaśnia egocentryzm, okrucieństwo, despotyzm, kapryśność i wybuchowy charakter manipulatorów. To zaborcze, zazdrosne, dbające wyłącznie o swój interes małolaty w skórze starzejącej się szybciej niż psychika, trzymające się was jak rzep psiego ogona i robiące wszystko, żebyście przez cały czas i w każdych okolicznościach zajmowali się tylko nimi i nikim innym. Manipulatorzy nigdy nie wyrośli z dziecięcej iluzji wszechmocy.
Mam wam tyle nowych rzeczy do opowiedzenia, że nie chciałabym tracić czasu na ponowne wyjaśnianie tego, o czym pisałam w poprzednich książkach. Jeżeli chcielibyście zgłębić problematykę manipulacji, nękania psychicznego oraz wspomnianej niedojrzałości, odsyłam was do Jak nie dać sobą manipulować oraz Divorcer d’un manipulateur.
Pewnego dnia jeden z moich klientów nazwał manipulatorów „smarkaczami”. To bez dwóch zdań określenie, które pasuje do nich najlepiej! Będziecie musieli nauczyć się komunikować z nimi, biorąc poprawkę na ich niedojrzałość. Nie przekonacie manipulatora do swoich racji, możecie tylko próbować – w miarę możliwości nieustępliwie – postawić mu granice.
Podsumowując: kim jest manipulujący rodzic? To osoba, która na poziomie psychoemocjonalnym szybko zostanie prześcignięta przez własne dzieci i która jest zdecydowana maksymalnie utrudnić życie drugiego rodzica.
2
Manipulatorzy w relacjach międzyludzkich
Jak zachowuje się w towarzystwie człowiek, który jest podstępnym i złośliwym smarkaczem o aparycji dorosłego? No cóż, komplikuje życie innym!
Tylko ludzie, którzy nie znają manipulatorów albo mają z nimi sporadyczny kontakt, uważają, że są czarujący. Bliscy z kręgów prywatnego i zawodowego bardzo szybko mają ich po dziurki w nosie! Rodzina, przywykła do „trudnego charakteru” manipulatora, stoicko znosi jego kaprysy, chciwość, egoizm i nagłe zmiany nastroju. Każdy ma świadomość, że to intrygant, ale nikt nie zdaje sobie sprawy, że celowo generuje konflikty, bo uwielbia bruździć.
Poniższy rozdział poświęcam więc w całości problematyce zachowania manipulatorów w relacjach międzyludzkich, aby przybliżyć wam ich mentalność i pomóc właściwie interpretować sytuacje będące efektem ich intryg.
Naszą pierwszą relacją międzyludzką jest relacja z matką. Co musiało się wydarzyć, żeby manipulator stał się tym, kim jest?
Manipulatorzy utrzymują toksyczną, patologiczną relację z własnym rodzicem przeciwnej płci. Wspólnie tworzą dziwaczny związek kazirodczy, oparty na pozorowanej miłości i tlącej się nienawiści, deklarowanej uległości i podskórnym sprzeciwie. Rodzic manipulatora najczęściej sam jest toksyczny. Od żon narcyzów niejednokrotnie można usłyszeć, że teściowa to „specyficzna osoba”, która uprzykrza im życie w cichym porozumieniu z synem. Manipulator zaprzecza, że jego matka jest złośliwa, albo bagatelizuje ten fakt, bez słowa pozwalając jej nękać synową, i odwraca kota ogonem, twierdząc, że to żona utrudnia i zaognia sytuację. Równie toksyczny duet potrafią stworzyć narcystyczna kobieta ze swoim ojcem.
Według Maurice’a Hurniego i Giovanny Stoll, autorów książki La haine de l’amour [Nienawiść do miłości]4, kazirodcze doświadczenia są jednym ze źródeł toksyczności w życiu dorosłym. Chociaż trudno tego dowieść, podzielam ich intuicję. Manipulujący mężczyźni mieli w dzieciństwie trudną i niezdrową relację z matką, natomiast manipulujące kobiety – z ojcem. Ale nie zawsze problemem jest rodzic przeciwnej płci. Bywa, że w kazirodczo nacechowany związek z dzieckiem wchodzi rodzic tej samej płci. Spotkałam się nawet z kilkoma przypadkami, gdzie tego rodzaju patologiczna relacja dotyczyła brata lub siostry. Kilka razy byłam świadkiem, kiedy to siostra manipulatora pilotowała brata przez meandry procedury rozwodowej. Przejmowała także dziecko w wyznaczone jego ojcu przez sąd dni opieki. Pewna ofiara, mówiąc o swoim dysfunkcyjnym mężu, zwierzyła mi się: „Mam wrażenie, że posłużył się mną, żeby spłodzić dziecko, i że teraz chce mi je odebrać i oddać je swojej siostrze”. Jednak w przytłaczającej większości przypadków manipulator symbolicznie płodzi dziecko ze swoją matką – bo to ona najczęściej przejmuje opiekę nad wnukiem po rozwodzie syna.
Niemniej toksyczna jest postawa manipulujących matek, które wyznawszy partnerowi, że w dzieciństwie były molestowane przez ojca, regularnie zostawiają dziecko pod opieką „kochanego dziadziusia”.
Kiedy jest się dorosłym chłopcem toczącym wojnę ze swoją matką, nie można mieć zdrowej i satysfakcjonującej relacji z kobietami w ogóle, zaś z partnerką w szczególności – zwłaszcza gdy jest ona matką jego dzieci. Manipulatorzy wyrównują ze swoimi żonami rachunki, których nie uregulowali ze swoimi matkami. Żeby mieć pewność, że uda im się zdominować partnerki, jednocześnie zapewniając sobie ich opiekę, wybierają kobiety łagodne i opiekuńcze, co paradoksalnie budzi w nich odrazę. Ciepło, oddanie, cierpliwość i zrozumienie żony są nie do zniesienia być może dlatego, że przychodzą zbyt późno, przypominając o nigdy niezaspokojonych potrzebach z dzieciństwa. Co więcej, dla manipulatora ciepło może być tylko chwilową kalkulacją lub oznaką słabości. To dlatego im bardziej życzliwa jest jego żona, tym bardziej rośnie jego paranoja, nie potrafi bowiem nadać sensu tej bezinteresownej dobroci. Dopóki nie mają dzieci, manipulatorzy bezpardonowo wykorzystują instynkt macierzyński kobiety dla uzyskania większej kontroli nad nią, jednocześnie gardząc jej uległością. Potem, kiedy żona uzyskuje znienawidzony i przerażający status matki, sytuacja ulega pogorszeniu: kobieta staje się wrogiem, którego należy zniszczyć. To tłumaczy, dlaczego, statystycznie rzecz ujmując, przemoc małżeńska najczęściej zaczyna się w okresie ciąży. Toksyczni mężowie stają się okrutni dla swoich żon, ponieważ widzą w nich MATKI, których tak bardzo boją się i nienawidzą.
W najlepszym przypadku manipulujący mężowie, uwikłani w kazirodczą więź z rodzicem, stają się wyjątkowo oziębli w stosunku do ciężarnej żony. Są nieobecni i zobojętniali. Według matek, które się do mnie zgłosiły, robią się zwyczajnie chamscy. Nie okazują żadnych oznak czułości. Nie pomagają partnerkom i nie wspierają ich ani fizycznie, na przykład nosząc siatki z zakupami, ani psychicznie, wsłuchując się w ich potrzeby. Niektórzy doprowadzają nawet do tego, że wykonują one zadania absolutnie niedopuszczalne w ciąży, takie jak przeprowadzka czy remont. Ciąża zresztą często zbiega się ze zmianą miejsca zamieszkania. Dynamiczna, pełna pozytywnej energii, niesiona pragnieniem stworzenia własnego gniazda przyszła mama pakuje kartony, przesuwa meble, chwyta za pędzel albo szpachlę i nie zauważa gburowatej bierności męża. Myśli, że jest on po prostu niedojrzały, i wierzy, że przyjście na świat dziecka otworzy mu oczy. Ma nadzieję, że wówczas wreszcie zda sobie sprawę, że jest ojcem, i zmądrzeje.
Nie mam świadectw dotyczących ciężarnych manipulantek. Podejrzewam, że muszą być szalenie despotyczne, kapryśne i zrzędliwe. A ponieważ ich mężowie są zazwyczaj życzliwymi i opiekuńczymi ludźmi, podkulają ogon, zrzucają te zaburzenia nastroju na karb huśtawki hormonalnej, i zaślepieni szybują beztrosko na swojej chmurce, ciesząc się, że wkrótce będą tatusiami. Kilku ojców powiedziało mi, że ciąża była okresem, w którym nagle przestali się liczyć, tak jakby, wypełniwszy rolę samca rozpłodowego, przestali być potrzebni.
Jeżeli zaś chodzi o toksycznych teściów, ich zachowania są dosyć osobliwe. Generalnie reagują na wiadomość o spodziewanym wnuku w sposób nieadekwatny do okoliczności. Niektórzy nie potrafią pohamować wściekłości, inni okazują chłód, a jeszcze inni zawłaszczają sobie ciążę. „Wyglądało to tak, jakby miało się urodzić JEJ/JEGO dziecko”, zwierzyło mi się kilka kobiet, mówiąc o swojej teściowej, ale również kilku mężczyzn, mówiąc o swoim teściu. Kazirodcze skłonności odradzają się w momencie pojawienia się wnuków!
Manipulujący ojcowie rzadko są obecni podczas porodu. Kiedy już zjawią się na oddziale położniczym, nie wykazują żadnego zainteresowania swoją partnerką i są całkowicie obojętni na wijącą się w beciku larwę, oczywiście o ile nie mają publiczności. Bo przy świadkach od razu zabierają się za budowanie swojego wizerunku idealnych mężów i tatusiów!
Z rzadka zawłaszczają dziecko, czyniąc z niego od pierwszych chwili po narodzinach swoją zabawkę, pozostawiając matce rolę inkubatora.
Później, gdy manipulujący ojcowie obserwują, jak żona spełnia się w macierzyństwie, ogarnia ich wściekłość, a rozanielone buzie matki i niemowlęcia zaczynają wzbudzać w nich zazdrość. Gesty czułości i pieszczoty uznają za nacechowane erotycznie i kojarzą je z kazirodztwem. „Przestań traktować małego jak mężczyznę, to obrzydliwe!”, wykrzyczał mąż żonie tulącej dziecko. „Co to, seks grupowy?”, rzucił sarkastycznie pewien tata w stronę mamy, która w łóżku małżeńskim czytała książkę czworgu wtulonych w nią dzieci. Analogicznie, manipulujące mamy będą miały problem z zaakceptowaniem zdrowej relacji męża z dziećmi. Szczęśliwy, czuły i opiekuńczy ojciec bez żadnych zboczonych ciągot zwyczajnie nie ma prawa istnieć!
W obydwu przypadkach przyjście na świat dziecka sprawia, że manipulator lub manipulatorka tracą wyłączną uwagę partnera. Co gorsza, partner zmusza ich, by wreszcie dorośli, dojrzeli i zajęli wakujące miejsce rodzica. A to jest niewybaczalne! Odtąd, starając się odzyskać partnera na wyłączność, codziennie słono będą mu się odpłacać za jego niepełną dyspozycyjność.
Manipulatorzy to emocjonalnie niedojrzałe osoby, które zatrzymały się na etapie dziecięcego myślenia magicznego oraz przekonania o własnej wszechmocy. To wyjaśnia ich nieustanne kłamstwa i zaklinanie rzeczywistości, a więc także skrajnie złą wolę. „Gadaj zdrów, to ja mam rację!”. Owa wiara w nieograniczoną sprawczość, karmiona w dzieciństwie permisywną postawą toksycznego rodzica, w dorosłości mogła przetrwać dzięki naiwności innych dorosłych, z których większość łatwo daje się owinąć wokół palca. Osób na tyle świadomych, że potencjalnie mogłyby postawić granice manipulatorom, jest zbyt mało, by w klimacie generalnego zaślepienia udało im się cokolwiek zdziałać. Manipulatorzy cieszą się więc przez całe życie niewiarygodną bezkarnością – wychodzą cało z każdej opresji i zawsze spadają na cztery łapy. Ale przyjście na świat dziecka zagraża ich poczuciu władzy. Kiedy żona zyskuje status matki, nie tylko przestaje być do pełnej dyspozycji męża, lecz także rozwija w sobie siłę, pewność siebie oraz kompetencje, które do złudzenia przypominają dziecięce poczucie wszechmocy. To dla manipulatora nie do zniesienia. Jest ono bowiem zagrożeniem dla jego poczucia wszechmocy. Będzie więc musiał wszelkimi środkami zdyskredytować swoją żonę w roli matki. Najpierw niepostrzeżenie, a potem coraz bardziej otwarcie, manipulator będzie usiłował utrudnić jej pełnienie matczynych obowiązków. Żona nie będzie mogła liczyć na jego pomoc, zwłaszcza między osiemnastą a dwudziestą, kiedy zwykle kąpie, karmi i kładzie dziecko spać. Dziwnym zbiegiem okoliczności to właśnie wtedy zaczną się telefony od teściowej, która długo będzie przetrzymywała młodą mamę przy słuchawce, obrażając się, jeśli ta ośmieli się rozłączyć zbyt szybko. Żeby zakłócić moment usypiania niemowlaka, wystarczy wrócić później z pracy i narobić trochę hałasu. Za każdym razem, kiedy mama będzie próbowała postawić dziecku granice, manipulator zrobi, co w jego mocy, żeby podkopać jej autorytet. Będzie uprzykrzał jej życie, zachęcając latorośl do nieposłuszeństwa, a potem – do prowokacji. Nie przepuści żadnej okazji, żeby oczernić ją, wydrwić czy skrytykować na oczach dziecka. Jego dziecięce poczucie władzy musi mieć pierwszeństwo przed matczynym poczuciem władzy! W ten sposób, kierowany podskórną, długo dojrzewającą w nim nienawiścią i furią, manipulator wchodzi na ścieżkę permanentnego i zaciekłego konfliktu z drugim rodzicem.
Gdy wiemy, że manipulator jest dzieckiem w skórze dorosłego, możemy wysnuć wniosek, że jego relacje z innymi dorosłymi opierają się na lęku i uwodzeniu. Niczym klasowy pupilek próbujący wkraść się w łaski nauczycielki, manipulator nieustannie stara się pokazać z jak najlepszej strony. Lęk przed zdemaskowaniem sprawia, że żyje w stanie permanentnej samokontroli. Pracując nad swoim wizerunkiem człowieka nienagannego, manipulator jednocześnie zbiera informacje, testuje swoje otoczenie i segreguje ludzi według kategorii: bezużyteczny, użyteczny lub przydatny (do tej kategorii zalicza się „niania”), ważny i niebezpieczny.
Osoby bezużyteczne są lekceważone, ignorowane i traktowane z pogardą. Co najwyżej można robić je w balona, szkalować, nękać lub drwić z nich dla zabicia czasu. Nie przysługuje im nawet prawo do oglądania maski uwodziciela! Zresztą, nawet jeśli w pewnym momencie mogłyby okazać się użyteczne, zawsze znajdzie się czas, żeby je ugłaskać. Ludzie mają tak krótką pamięć, tak bardzo łakną pochlebstw, tak łatwo tracą czujność i dają sobą manipulować!
Osoby użyteczne lub przydatne są… no cóż, używane! Wystarczy zapoznać się z ich instrukcją obsługi, by korzystać z nich jak z automatycznych dystrybutorów. Sznurki manipulacji: uwodzenie, litość, zastraszanie i obwinianie, działają na większość ludzi. Manipulatorzy mącą im w głowach, wykorzystują ich bez żadnych skrupułów i pozwalają się obsługiwać we wszystkich sferach życia. Zawsze znajdzie się ktoś, kto przypilnuje im dzieci, bezinteresownie naprawi kran albo zastąpi ich w obowiązkach domowych. Z łatwością wyłudzą przemawiające na ich korzyść zeznania, tak manipulując świadkiem, żeby ten nie zorientował się, że mija się z prawdą. Manipulatorzy potrafią zapewnić sobie pobłażliwość, wręcz ciche błogosławieństwo policji, śledczych, mediatorów, ekspertów, a nawet sędziów. Szczytem ich kunsztu jest jednak umiejętność obrócenia każdej sytuacji na swoją korzyść i takiego manewrowania, żeby nie musieli sami prześladować swoich ofiar, ponieważ zajmuje się tym ich otoczenie. W ten sposób wiele osób jest dręczonych nie przez swoich byłych partnerów, ale przez ich nowe zdobycze, a niekiedy nawet przez własną rodzinę, którą manipulatorowi udało się przeciągnąć na swoją stronę.
Do kategorii osób użytecznych lub przydatnych zalicza się nieodzowna „niania”. Być może myślicie sobie, że manipulator szuka mamy albo taty. To nie do końca tak. Pojęcia „tata” i „mama” wzbudzają w nas emocje, które mogłyby stworzyć błędne przekonanie, że manipulator pragnie miłości, i tym samym ocieplić jego wizerunek. Nic z tych rzeczy. Manipulatorzy wykorzystują miłość drugiej osoby, żeby wysługiwać sie nią w każdej sferze życia. Nigdy nie odwzajemniają otrzymanego dobra, empatii czy współczucia. Oczekują od opiekuna niańczenia w pełnym wymiarze godzin, które idzie jeszcze dalej niż zwykłe matkowanie. Opiekun będzie ich lokajem, sekretarką, księgową, sprzątaczką, kelnerem… krótko mówiąc: darmową asystentką od wszystkiego.
Jeżeli wydaje wam się, że jesteście dla manipulatora rodzicem zastępczym, muszę was zmartwić: jesteście co najwyżej jego żywicielem! Jedna z moich szwajcarskich koleżanek po fachu idzie jeszcze dalej: jesteście tylko jelitem, którego tasiemiec potrzebuje do przeżycia… W moich poprzednich książkach roi się od przykładów, które pokazują, że manipulator już w pierwszej fazie relacji – kiedy jeszcze twierdzi, że was uwielbia – kalkuluje, jak mógłby was wykorzystać. Przykro mi, że muszę wam to powiedzieć, ale od początku waszego związku tylko wy kochaliście.
Jeśli chodzi o ważne i wpływowe osoby, manipulator nadskakuje im i schlebia, czaruje je i kupuje… Zna się na siatce wpływów. Mimo że z natury jest niewiarygodnie źle wychowany (co przekłada się na ogromny tupet), kiedy trzeba, doskonale potrafi operować kodami społecznymi. Pozoranctwo i odgrywanie ról, żeby wywieść w pole imbecyli, dostarczają mu wielkiej satysfakcji. W kontaktach z wysoko postawionymi osobami manipulator wykorzystuje cały swój warsztat uwodziciela: komplementy, obietnice, zażyłość, mniej lub bardziej legalne przysługi – co, swoją drogą, pozwala mu trzymać ludzi w szachu… Tyle wystarczy, by wmówić wam, że jesteście mu coś winni i warto byłoby się zrewanżować. Granice zażyłości i uwodzenia mogą zostać przesunięte bardzo daleko. Na przykład z tego, co na co dzień słyszę od moich klientek, wynikałoby, że wielu manipulatorów płci męskiej jest zdolnych zaciągnąć do łóżka swoją prawniczkę, byle tylko zapewnić sobie powodzenie na sali sądowej. Wyobrażam sobie, że w przypadku manipulatorek taktyka uwodzenia jest jeszcze skuteczniejsza. Po co się krygować? To najlepszy i najtańszy sposób zagwarantowania sobie solidnej linii obrony!
Została nam kategoria ludzi niebezpiecznych. Dla manipulatora człowiek niebezpieczny to taki, którego nie zdołał owinąć sobie wokół palca. Manipulatorzy boją się osób przenikliwych, które potrafią zajrzeć pod ich maskę, niemających w swojej strukturze psychicznej wyłomów, dzięki którym można by nimi dowolnie sterować, naturalnie przestrzegających pewnych wartości i umiejących stawiać granice, i tych, które nie stają bezwarunkowo po ich stronie. Przyjaciele ofiary, ludzie, którzy mogliby przyjść jej z pomocą lub zaświadczyć na jej korzyść, ci, którzy chcą „dobra dziecka” w sensie ogólnym, a już nie daj Boże ich dziecka w szczególności (co się tyczy „dobra dziecka”, jest to koncept, który manipulatorzy sprytnie zawłaszczyli i którym skutecznie szermują podczas spraw rozwodowych!) – to osoby, których należy się wystrzegać. Trzeba je zniszczyć za wszelką cenę. Dozwolone są wszystkie środki: dyskredytowanie, szkalowanie, nękanie, grożenie, atakowanie, trzymanie na dystans, a przede wszystkim nastawianie ich przeciwko ofierze.
Jak zawsze, z jednej strony będą ci, którzy dostąpili zaszczytu oglądania sympatycznej i czarującej maski manipulatora, a więc uznają go za człowieka kryształowo czystego, z drugiej zaś ci, którzy doświadczyli nękania na własnej skórze i poznali prawdziwe oblicze oprawcy, niewyobrażalne dla tych pierwszych.
Często pytacie mnie, co się dzieje, kiedy jeden manipulator spotyka drugiego. Przede wszystkim należy pamiętać, że manipulator jest samotnym drapieżnikiem. Rzadko ma prawdziwych przyjaciół, a jeżeli już, są to ludzie niewiarygodnie odważni! Wszystko, na co go stać, to powierzchowne, interesowne relacje koleżeńskie, które zawsze kończą się kłótnią. To intrygant, który z każdym ma na pieńku, bo niezmiennie pozostaje w relacji władzy i karmi się generowanymi przez siebie konfliktami. Jako że długofalowo nie potrafi żyć w zgodzie z tymi samymi osobami, a ludzie prędzej czy później dowiadują się, z kim mieli do czynienia, musi albo na jakiś czas wycofywać się z życia towarzyskiego, albo regularnie zmieniać znajomych. Kiedy naprawdę narozrabia, a nie ma żadnych emocjonalnych punktów zaczepienia, nie zawaha się wyjechać do innej części kraju albo nawet emigrować – żeby zatrzeć ślady, zniknąć albo zgubić wierzycieli.
Jak przystało na drapieżnika, jeden manipulator instynktownie wyczuwa drugiego. Jeżeli obaj znajdą się na tym samym terytorium, polując na tę samą ofiarę, zapałają do siebie nienawiścią. Jeżeli jednak nie będzie między nimi rywalizacji, zakumplują się jak dwóch bazarowych cwaniaczków, udzielając sobie pomocy w oskubywaniu swoich ofiar – wspólnych lub każdego z osobna.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. 119 to francuski numer alarmowy, odpowiednik funkcjonujących w Polsce niebieskiej linii lub dziecięcego telefonu zaufania Rzecznika Praw Dziecka. Stowarzyszenie Enfance et Partage jest organizacją pożytku publicznego, której celem jest ochrona praw dziecka oraz zapobieganie przemocy w rodzinie (przyp. tłum.). [wróć]
2. Ch. Petitcollin, Jak nie dać sobą manipulować, tłum. K. Arustowicz, Feeria, Łódź 2020. [wróć]
3. Taż, Divorcer d’un manipulateur, Guy Trédaniel Éditeur, Paris 2012, s. 18. [wróć]
4. M. Hurni, G. Stoll, La haine de l’amour, L’Harmattan, Paris 1996. [wróć]