Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
System edukacji zapadł się pod ciężarem własnych, nierealnych założeń i z tej zapaści długo się nie podniesie. A twoje dziecko spędzi dwanaście lat w szkole, która nie stwarza dla niego wystarczających warunków do pełnego, wartościowego rozwoju.
Co powinieneś, rodzicu, zrobić w tej sytuacji? Uciekać czy walczyć? Ani jedno, ani drugie. Po prostu udziel swemu dziecku mądrego, adekwatnego wsparcia, które poprawi jego dobrostan, a nie jeszcze bardziej go naruszy.
Twoim głównym narzędziem powinna być uważność na dziecko i idąca za nią prawdziwa głęboka relacja. Przyda Ci się też kilka technik i sposobów, aby twoje zaangażowanie przynosiło odpowiednie rezultaty. I właśnie o tym jest ta książka.
"Czy my, rodzice, możemy zrobić coś z kryzysem edukacji? Oczywiście, że tak i z pomocą przychodzi ten wyjątkowy poradnik. Autorzy krok po kroku wprowadzają nas w strukturę i funkcjonowanie systemu szkolnego, odsłaniają jego najmroczniejsze zakamarki po to, by następnie pokazać, jak pomóc naszemu dziecku w owym systemie funkcjonować. Pomagają nam się zatrzymać, spojrzeć z oddali i dostrzec prawdziwy sens edukacji, który tak łatwo zgubić. Najważniejsze: uczą nas, podając konkretne rozwiązania i wskazówki, jak w zdrowy i wspierający sposób TOWARZYSZYĆ dziecku, które chodzi do szkoły. To książka, która daje nadzieję – pokazuje, że pomimo wielu wyzwań i ograniczeń, jakich dostarcza nam system szkolny, to nasza uważność, troska o potrzeby emocjonalne, wiedza i głęboka RELACJA z dzieckiem mają w procesie edukacji (i nie tylko!) największe znaczenie. Polecam tę lekturę każdemu rodzicowi".
Paulina Jarecka: psycholożka, psychoterapeutka, autorka Dziecięcapsychologia.pl
"Gdy czytałem tę książkę, miałem w sobie buzujący kocioł emocji. Były momenty, gdy pewne zdania wywoływały we mnie ciarki. Były momenty, gdy nie zgadzałem się z niektórymi wnioskami. Były momenty, gdy chciałem uderzać głową w ścianę i wyć ze złości na świat, w którym przyszło nam żyć. I w tym wszystkim odnalazłem coś, czego rzadko doświadczam w tego typu książkach: świetnie użytą optykę psychoterapeutyczną, włącznie z doskonale zastosowanym jej instrumentarium. I dlatego mówię to z całą mocą: tę książkę powinna przeczytać każda osoba. Także, i przede wszystkim, przeczytać ją na poziomie emocji oraz potrzeb, a wtedy wrażenie wychodzenia z jaskini Platona więcej niż gwarantowane".
Przemek Staroń: psycholog, Nauczyciel Roku 2018, autor serii „Szkoła bohaterek i bohaterów”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 259
Przyjaciołom z „Łejerów” i „Sparka”
O AUTORACH
JOANNA RAWECKA
Absolwentka psychologii, specjalności klinicznej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, certyfikowana psychoterapeutka w nurcie poznawczo-behawioralnym. Na co dzień prowadzi ośrodek psychoterapii, w którym pracuje przede wszystkim z dziećmi, młodzieżą oraz rodzicami. Od lat zainteresowana problemami współczesnej edukacji z perspektywy rozwojowej i zmian społeczno-cywilizacyjnych. Przygotowywała też szkolenia dla nauczycieli. Pisywała bajki dla dzieci oraz artykuły z zakresu psychologii rozwojowej. Brała udział w projektach badawczych MNiSW dotyczących społecznego i fizycznego otoczenia rozwoju małego dziecka oraz tworzenia narzędzi do psychologicznej diagnozy gotowości dzieci do uczenia się. Mama dwóch córek, na których, wierna swoim przekonaniom i wiedzy, nie bała się edukacyjnie „eksperymentować”. Twierdzi, że było warto.
BOGUŚ JANISZEWSKI
Z wykształcenia filolog, trener i coach. Całe zawodowe życie poświęcił niepublicznej edukacji, głównie w roli założyciela i menedżera szkół ponadpodstawowych oraz wyższych uczelni. W latach 2016–2021 zaangażowany w rozwój niepublicznej szkoły podstawowej i liceum – Spark Academy z Poznania, których koncepcję współtworzył. Tam też wdrażał wybrane innowacje dydaktyczne, takie jak tutoring czy nauka metodą edukatorium. Autor książek popularnonaukowych dla dzieci i młodzieży, m.in. serii „To, o czym dorośli ci nie mówią”. Z natury konstruktywny krytyk, strateg i prowokator. Ojciec dwójki, szczęśliwie dorosłych już, dzieci.
JAK CZYTAĆ TĘ KSIĄŻKĘ?
Przede wszystkim z uwagą i, mamy nadzieję, przyjemnością. Książka nie jest podręcznikiem akademickim, nie rości sobie również prawa do ujawniania fundamentalnych, niepodważalnych prawd. Chcielibyśmy, by stała się pretekstem do ważnej życiowo refleksji, zainspirowała do przemyślenia pewnych spraw na nowo, zmotywowała do dalszych poszukiwań i lektur. Stąd pozwalamy sobie częstokroć na lekki styl, wiele uproszczeń czy uogólnień, które nie uszłyby w publikacji naukowej.
Nasza opowieść rozgrywa się na trzech planach. Pierwszy z nich stanowi zasadnicza treść książki – to, co z naszej perspektywy wydaje się najważniejsze do przedstawienia istoty sprawy i zrealizowania celu, jaki przed sobą postawiliśmy. Na drugim planie znajduje się szereg przypisów prezentujących przede wszystkim studia przypadków zgromadzonych w ramach zawodowej praktyki autorów. Głównym materiałem źródłowym są tutaj historie zaobserwowane i zasłyszane na szkolnych korytarzach oraz w gabinecie terapeutycznym. Trzeci plan to warstwa graficzna, stanowiąca pole wyobraźni i fantazji autorów. Prezentowane scenki i dialogi są w zdecydowanej większości wymyślone, a bijący z nich niejednokrotnie sarkazm jest celowy. Nie należy ich brać dosłownie, stanowią komentarz do opisywanej rzeczywistości oraz mają ułatwić zrozumienie pewnych bardziej złożonych treści.
Miłej lektury!
PO CO TA KSIĄŻKA (W STU SŁOWACH, WLICZAJĄC SPÓJNIKI)
Rodzicu, twoje dziecko spędza średnio dwanaście lat w szkole, która nie stwarza mu sprzyjających warunków do pełnego, wartościowego rozwoju. Potrzebuje zatem mądrego, adekwatnego wsparcia z twojej strony. Wsparcia, które poprawia, a nie jeszcze bardziej narusza jego wewnętrzny dobrostan. Oczekuje go właśnie od ciebie – bo jesteś najbliższą i najbardziej wpływową osobą w jego młodym życiu. Przede wszystkim powinieneś zadbać o jego podstawowe potrzeby emocjonalne. To absolutna baza, która tworzy życiowy fundament. Twoim głównym narzędziem wsparcia powinna być zatem uważność na dziecko i idąca za nią głęboka, prawdziwa relacja. Potrzebujesz też kilku narzędzi, technik i sztuczek, aby twoje zaangażowanie przynosiło oczekiwane rezultaty.
To samo zredukowane o trzy czwarte
Jako rodzic jesteś najważniejszym architektem dobrostanu twojego dziecka. Tego tu i teraz, a także tego w przyszłości. Możesz ten dobrostan świadomie wzmacniać albo nieświadomie spieprzyć.
WPROWADZENIE
Nie ma idealnego przepisu na wychowanie dziecka, czegoś na wzór panierki do kurczaka z KFC. Gdyby taka receptura istniała, jej wynalazca zostałby milionerem i nie byłoby potrzeby męczyć się z pisaniem podobnych książek. Doświadczenia rozwojowe dziecka są tak złożone i tak podatne na działanie różnorodnych czynników, że ewentualnych deficytów i dysfunkcji nie da się rozwiązać za pomocą jednego wzoru. Na te same metody i narzędzia, które wesprą jedno dziecko, inne będzie odporne. Z kolei to, co działało na twoją pociechę trzy lata temu, dziś może nie pomóc. Nie ma zatem lekko. Jeśli spodziewałaś/spodziewałeś się, że będzie prościej, należało zdecydować się na żółwia albo rybki.
A mimo to naprawdę nie trzeba wiele, aby być dobrym rodzicem. Nie wymaga to ani ogromu czasu, ani szczególnego wysiłku. Tym bardziej że w roli rodzica „więcej” nie oznacza „lepiej” – łatwo tutaj przedobrzyć. Istotniejsza jest jakość bycia. A jakość ta bierze się po części ze świadomości, z jakim wyzwaniem się mierzymy. Bo z dzieckiem można być za bardzo, za mało bądź nieadekwatnie. Pułapka goni pułapkę. Stąd ten poradnik.
Wychowanie i rozwój dziecka to obszar bezkresny. W niniejszej publikacji skupiamy się na jego jednym, ważnym wycinku związanym z obowiązkiem szkolnym. Tak się nieprzyjemnie składa, że doświadczamy właśnie poważnego kryzysu szkoły. System zapadł się pod ciężarem własnych, anachronicznych założeń i z tej zapaści długo się nie podniesie. Kryzys nauczania oddziałuje na dziecko, które w tej sytuacji potrzebuje zdecydowanej, wyważonej, mądrej reakcji. Twojej reakcji. A jeśli ma być ona wnosząca i adekwatna, dobrze wiedzieć, z jakim wyzwaniem w istocie się mierzysz.
W pierwszym rozdziale przyglądamy się wnikliwie systemowi szkolnemu i jego toksycznej strukturze. Po to, aby uświadomić ci, dlaczego ten system nie działa i czemu w takim kształcie zadziałać już nie może. Proponujemy tu szczególną perspektywę patrzenia – nieco z oddali. Dzięki temu możesz wyraźniej ujrzeć ukryte mechanizmy, pojąć, co szkoła robi dzieciom i dlaczego tak pilnie potrzebują one naszej pomocy. Obowiązujący system szkolny nie jest obiektywną rzeczywistością, a jedynie pewnym pomysłem na zaspokojenie ważnej, społecznej potrzeby. Konceptem, który się zużył, zdezawuował i, szczerze mówiąc, nadaje się już tylko do kosza. A mimo to wciąż trwa. Warto to dostrzec i zrozumieć.
W drugim rozdziale opowiemy o pewnej wyrafinowanej grze, do której zaprasza cię system szkolny. Sprawdzisz, jakie role wyznacza dla ciebie i twojego dziecka systemowa edukacja. Poznasz ryzyka, które wiążą się z przyjęciem tych ról. Podpowiemy ci również, jak skutecznie przerwać tę niebezpieczną rozgrywkę w imię zachowania dobrostanu dziecka.
Z trzeciego rozdziału dowiesz się, czego potrzebuje twoje dziecko dla prawidłowego rozwoju i perspektywy spełnionej dojrzałości – pragnie bezwarunkowo i absolutnie. Zasugerujemy ci rolę, którą możesz przyjąć, aby zapewnić dziecku wsparcie w tym, czego najbardziej oczekuje. Podpowiemy, jak postępować w relacji z systemem szkolnym – trochę wyręczając, trochę pomagając, a trochę będąc w kontrze. Podstawowe potrzeby twojego dziecka mają wymiar emocjonalny i są uniwersalne. Warto dowiedzieć się, jak one działają z poziomu nieświadomości, jak korespondują z tym, co świadome i racjonalne, oraz co się dzieje, gdy nie są wystarczająco zaspokajane.
Czwarty rozdział to opowieść o tym, jak zmienia się twoje dziecko w trakcie trwania obowiązku szkolnego, ale także refleksja, jak bardzo system zdaje się tego procesu nie zauważać. Podpowiemy, na co zwracać szczególną uwagę; pokażemy, jaki rodzaj wsparcia wydaje się najbardziej adekwatny w poszczególnych fazach dojrzewania. Zasugerujemy również, jak możesz zmieniać się jako rodzic, aby nadążyć za swoim dzieckiem, nie dając się jednocześnie wciągnąć w szkolną, antyrozwojową grę.
W rozdziale piątym przeczytasz, jak skutecznie komunikować się z dzieckiem w kontekście wyzwań szkolnych. Znajdziesz tu szereg konkretnych podpowiedzi, a nawet gotowych do wykorzystania dialogów, przygotowanych w duchu komunikacji opartej o Porozumienie bez Przemocy.
ROZDZIAŁ I
CO TO JEST SZKOŁAI DLACZEGO NIE DZIAŁA?
Masz poczucie, że publiczna edukacja nie realizuje właściwie swoich zadań i że powinna działać inaczej? Pytasz, co robi, skoro i tak musisz opłacać korepetycje? Obserwujesz narastające niezadowolenie i niechęć do nauki u swojego dziecka, nie rozpoznając w pełni przyczyn takiego stanu rzeczy? Co się stało z jego entuzjazmem widocznym w pierwszych szkolnych latach?[1] Frustruje cię rola domowego nauczyciela, której nie potrzebujesz i nie chcesz, a która niespodziewanie na ciebie spadła? Co czujesz, myśląc o szkole? Złość, bezsilność, rezygnację? Zastanawiasz się czasem, co tu poszło nie tak?
Współczesna szkoła znalazła się w potężnym strukturalnym kryzysie. Nie działa należycie, bo należycie w tej formule działać już dłużej nie może. Z natury rzeczy. Co jest przyczyną obecnej sytuacji i dlaczego brakuje perspektyw na realną zmianę?
Szczerze mówiąc, już na samym początku zamierzamy pozbawić cię pewnych złudzeń dotyczących edukacji, a jednocześnie dać argumenty wspierające przekonanie, że w obliczu prawdziwego kryzysu szkoły, jakiego obecnie doświadczamy, twoje zaangażowanie i kompetentne wsparcie dziecka wydają się szczególnie ważne. Zrozumienie istoty problemu pozwala także na dokonanie kluczowego rozróżnienia – oddzielenia ludzi od systemu. Zawodzi szkoła jako system, niekoniecznie zaś nauczyciele i edukatorzy. Doświadczamy kryzysu formy, jednak formę wypełniają częstokroć niezwykle zaangażowane osoby, które próbują działać w dobrej wierze, lecz w niesprzyjających okolicznościach. Dlatego myśląc o szkole i jej niedostatkach, nie należy iść na skróty i za kryzys obwiniać nauczycieli. Warto wiedzieć, co tu w istocie nie działa. Tym bardziej że nie jest to wiedza publiczna i powszechnie dostępna. Trzeba się do niej dokopać.
Szkoła jako organizacja
Dawno temu ludzie odkryli, że jeśli połączą wysiłki dla realizacji określonego celu, mogą osiągać lepsze rezultaty. Zauważyli też, że taka współpraca wymaga ustalenia pewnych reguł postępowania – określenia ról, zasad i procedur. I to niezależnie, czy chodzi o polowanie na mamuty, budowę piramid czy lot na Marsa. Tak powstała organizacja – jeden z najgenialniejszych wynalazków człowieka. Narzędzie do przekuwania pomysłów w działanie, za pomocą którego cywilizacja radzi sobie ze złożonością. Naszą wyjątkową, a przy okazji poważnie nadużywaną pozycję wśród stworzeń zamieszkujących Ziemię zawdzięczamy właśnie organizacjom.
Organizacje ewoluują. Postępują konsekwentnie za naszymi społecznymi potrzebami, przekonaniami i oczekiwaniami. A te w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat często radykalnie się zmieniały. Dziś myślimy inaczej niż kiedyś o prawach dzieci, roli ojców w wychowaniu, odpowiedzialności społecznej. Mamy odmienny stosunek do kar cielesnych, osób samotnie wychowujących dzieci, par jednopłciowych. Stajemy się coraz bardziej otwarci, coraz więcej budujemy na wzajemnym zaufaniu i niewymuszonej współpracy. Bardziej niż kiedyś wierzymy swoim emocjom, chcemy działać w zgodzie z osobistymi przekonaniami i wewnętrzną motywacją. Można powiedzieć, że wzrastamy. Wspinamy się na kolejny poziom społecznego rozwoju. Uzyskujemy wyższą świadomość.
Szkoła jako organizacja nie nadąża za tymi zmianami. Utknęła i nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie zmieniła kurs. Edukacja w tym kształcie zapewne czemuś służy, ale na pewno nie dzieciom. Z perspektywy rodzica ważne wydaje się, aby zrozumieć przyczyny tego stanu rzeczy – dlaczego publiczna edukacja jest taka, jaka jest, i czemu się nie zmienia. Szkoła, jak każda organizacja, definiuje określone role w ramach swoich struktur. Dlatego istotne jest, by wiedzieć, do jakich ról system szkolny zaprasza ciebie i twoje dziecko.
EKSPERYMENT MYŚLOWY. Organizacja
Wyobraź sobie następującą sytuację: rodzice pięciorga dzieci w wieku szkolnym postanawiają zorganizować im nauczanie domowe w formie kooperatywy. Pomysł ten wymaga przedyskutowania. Rodzice mają ustalić zasady, na jakich ma działać wspólna nauka. Dla sprawnego funkcjonowania potrzebne są bowiem reguły. Już w trakcie pierwszego spotkania ujawnia się różnica zdań. Szczególnie aktywny jest – i tu odwołajmy się do utrwalonych stereotypów płci – Zasadniczy Tata.
Zasadniczy Tata ma bardzo konkretne przekonania na temat edukacji. Zasadniczy Tata uważa, że:
• „Jak się nie przypilnuje dzieciaków, to same nic nie zrobią. A dorosłym jak się nie powie, co mają zrobić, to sami na to nie wpadną. Dlatego najważniejsza jest kontrola”.
• „Trzeba ustalić, co jest do zrobienia, i należy tego pilnować. Wszystko ma iść zgodnie z planem”.
• „Wszyscy powinni wiedzieć, co się dzieje na lekcjach. Każdy musi pamiętać, że zależy nam na wysokich ocenach. Proponuję, aby nasi edukatorzy za piątki i szóstki z egzaminów dostawali premie, a dzieci nagrody”.
Niejawne przekonania Zasadniczego Taty:
• Ludziom nie można ufać.
Jego zasadniczy pomysł na organizację:
• Kontrola.
Aktywna jest również Empatyczna Mama, która ma zupełnie inne wyobrażenie na temat tego, czym powinna być edukacja jej dziecka. Empatyczna Mama uważa, że:
• „System oparty na kontrolowaniu, braku zaufania do dzieci i edukatorów nie jest dobrym rozwiązaniem. Edukację należy opierać na wzajemnym zaufaniu i relacji, bo tylko tak możemy odwołać się do indywidualnych predyspozycji i talentów naszych dzieci”.
• „Uczniowie powinni bardziej skupić się na rozwijaniu kompetencji zamiast bezrefleksyjnym zapamiętywaniu treści. Edukacja musi brać pod uwagę dobrostan dziecka – jego kondycję psychofizyczną i budowanie poczucia własnej wartości”.
Niejawne przekonania Empatycznej Mamy:
• Ludziom należy ufać. Jej empatyczny pomysł na organizację:
• Relacja.
Przy tak dużej różnicy zdań z kooperatywy prawdopodobnie nic nie wyjdzie, bo każda z postaw rodzicielskich to nie tylko inna wizja nauki, ale także odmienny pomysł na jej organizację. Opcja Zasadniczego Taty narzuca przeciwny model funkcjonowania i zasady niż opcja Empatycznej Mamy. To są dwa organizacyjne światy.
Tradycyjna szkoła też jest organizacją. Realizuje ten sam cel, co nasza wyimaginowana kooperatywa. Odróżnia ją jedynie to, że działa na milion razy większą skalę. I domyślasz się zapewne, że jej zasady funkcjonowania ustalił jakiś Zasadniczy Tata. Każdego dnia setki tysięcy nauczycieli[2] przystępują w naszym kraju do pracy w organizacji uformowanej przez ten właśnie niejawny wzorzec przekonań. Wielu z nich myśli o swojej roli inaczej – tak jak Empatyczna Mama. I mają z tym od razu pod górkę, bo mierzą się z systemem, który z założenia im nie sprzyja. Z organizacjami już tak jest, że narzucają pewien sposób działania – wytyczają ścieżki zachowań i oczekują, że ludzie będą po nich stąpać. Szkoła nie ujawnia swej organizacyjnej natury. Nie mówi wprost o tym, jaka jest. Kreuje się na dynamiczną, nowoczesną, gotową do wprowadzania reform i zmian, a jednocześnie ukrywa swoje prawdziwe oblicze. W rzeczywistości bowiem tradycyjna szkoła reprezentuje bardzo staromodny typ organizacji zbudowany na archaicznych przekonaniach – paradygmatach nie z tej epoki. Spróbujmy te założenia nazwać.
Przede wszystkim tradycyjna szkoła funkcjonuje w oparciu o złożony i wszechobecny mechanizm kontroli. Potrzeba kontroli wynika zaś z przekonania, że ludziom na żadnym szczeblu organizacji nie można ufać – ani dyrektorom, ani nauczycielom, ani tym bardziej uczniom. Ponieważ nie ufamy osobom w organizacji, musimy stworzyć złożony system procedur, które umożliwiają kompleksowy nadzór. Warunkiem osiągnięcia sukcesu w tym sposobie myślenia o organizacji jest wydawanie poleceń i kontrola ich realizacji.
Wiedza o tym, jak ma działać szkoła, płynie z góry na dół. Ministerstwo – organizacja sprawująca nadzór – określa, czego należy uczyć, w jakim wymiarze czasu, rozpisując zajęcia co do godziny. Struktura zajęć jest sztywna – jej zmiana stanowi poważne naruszenie procedur. Ministerstwo określa też zasady awansu nauczycieli oraz ustala, kto może uczyć, a kto nie. W tym modelu dyrektor pełni rolę administratora całego procesu, organa nadzorujące zaś koncentrują się na tym, czy kształcenie przebiega zgodnie z procedurami. Kuratorzy przychodzą do szkoły z wizytacją nie po to, aby zbadać dobrostan twojego dziecka, lecz by zweryfikować zapisy w dzienniku i formalne kwalifikacje nauczycieli. Nie przychodzą ze wsparciem, lecz na kontrolę.
EKSPERYMENT MYŚLOWY. Wujek uczy przedsiębiorczości
Wyobraź sobie, że twoje dziecko ma wujka biznesmena. Takiego, który w swoim życiu założył kilka firm i osiągnął sukces finansowy. Wujek wpadł na szalony pomysł, żeby przyjść do szkoły twojego dziecka i uczyć młodzież przedsiębiorczości. Spokojna głowa, wujek nie narobi nikomu obciachu – nie ma kwalifikacji do uczenia. Z tą wiedzą i tymi doświadczeniami z perspektywy szkoły jest nieprzydatny. Wujek jest jednak uparty i chce te kwalifikacje do uczenia zdobyć. W tym celu musi pójść na specjalny półtoraroczny kurs[3]. Na tym kursie będzie siedział w ławce obok ludzi, którzy nigdy nie robili żadnych biznesów, i razem z nimi słuchał kogoś, kto też nigdy ich nie robił, ale ma za to kwalifikacje, żeby robienia biznesów uczyć. Brzmi przekonująco? A teraz puść wodze fantazji i wyobraź sobie system edukacji, który ma na tyle zaufania do dyrektorów szkół, że pozwala im na samodzielne podejmowanie decyzji związanych z rekrutacją nauczycieli. Obawy, że wujek, mimo ogromnej wiedzy i doświadczenia, może nie mieć kompetencji do nauczania, są uzasadnione. W takiej sytuacji dyrektor mógłby przyjąć go do pracy, a jednocześnie przydzielić mu doświadczonego kolegę – mentora. Kolega towarzyszyłby wujkowi na lekcjach, pomagając mu nabrać dydaktycznych szlifów. Tak długo, aż ten się wyuczy. Logiczne? Logiczne! Dozwolone w naszym systemie? Nie! Szkoła świadomie odcina się od wartościowych zasobów w postaci ludzi z doświadczeniem w imię wartości systemowo wyższej, jaką jest kontrola.
Potrzeba wiecznej kontroli wynika bezpośrednio z braku zaufania. W systemie szkolnym, jak wspomnieliśmy wyżej, nie ufa się od góry do samego dołu:
„Dzieciom rzekomo nie można zaufać, że są w stanie zaplanować własną edukację i że potrafią postawić sobie własne cele. To muszą zrobić za nich nauczyciele. Choć w rzeczywistości nauczycielom też nie można ufać. Muszą być stale nadzorowani przez dyrektorów, kuratorów i kuratoria, przez komisje ekspertów i ewaluacje zewnętrzne, przez standaryzację egzaminów i obowiązkowe podstawy programowe. A wszystko po to, by upewnić się, że wykonują tę pracę przynajmniej przyzwoicie”[4].
Tak – ty i twoje dziecko jesteście beneficjentami (sic!) systemu, którego fundamentalnym, choć niejawnym przekonaniem/przekazem jest reguła: „Nie ufamy ci”. Nie ufamy dyrektorom, że mogą prowadzić nabór nauczycieli według własnego rozeznania i decydować o ich awansie na podstawie rzeczywistych kwalifikacji. Nie ufamy nauczycielom, że mogą we własnym zakresie podejmować decyzje co do treści nauczania i wymiaru godzin – stosownie do potrzeb swoich uczniów. Nie ufamy uczniom, że potrafią wziąć odpowiedzialność za naukę i choć trochę współdecydować o tym, czego potrzebują. Uczestniczymy w systemie, w którym deklaracja dziecka: „Tego chciałbym uczyć się więcej, a tego mniej” jest straszliwą herezją!
Szkolne narzędzia (tortur)
Dlaczego moje dziecko ma tyle nauki? Nie ma! To efekt uboczny wadliwego systemu. Jeśli zauważasz, że dziecko dużo uczy się w domu, to może oznaczać, że czas w szkole nie został odpowiednio wykorzystany. Nie mógł z założenia, chociażby ze względu na liczebność klas, która ogranicza efektywność nauki. Przekonanie, że dziecko w trakcie pobytu w szkole intensywnie się uczy, może być niestety fałszywe. Wielu uczniów przeczekuje lekcje. Jeśli czas w szkole jest spędzony nieefektywnie, pojawia się konieczność pracy w domu[5].
„Nasza lekcja matematyki w starej szkole wyglądała tak: najpierw pani przez dziesięć minut sprawdzała obecność, potem liczyła zadanie na tablicy, a my mieliśmy patrzeć i nie wariować. A potem brała kogoś z nas, żeby drugie zadanie wyliczył tak samo. Ja to mniej więcej rozumiałem, ale niektórzy moi koledzy nie. A potem pani zadawała nam dwanaście takich zadań do domu”.
Emil, lat 10
Czy istnieją jakieś normy mówiące o tym, ile czasu dziecko powinno przeznaczyć na naukę w ramach danego przedmiotu? Takich konkretnych regulacji nie ma, są jedynie zalecenia. Twarde wymogi dotyczą liczby godzin na realizację programu przez nauczyciela, a nie pracę własną dziecka. Zadania domowe nie są obowiązkiem i można wyobrazić sobie sytuację, że cały proces nauki danego przedmiotu odbywa się w szkole.
Pewną podpowiedź w kwestii czasu potrzebnego na naukę może dać nam system nauczania domowego. Z tego modelu pracy korzysta obecnie w Polsce nieco ponad 42 tysiące uczniów[6]. Teoretycznie ta forma edukacji powinna być bardziej obciążająca dla dzieci – są one pozbawione codziennego wsparcia profesjonalistów (w nauce pomagają rodzice i doraźnie korepetytorzy), a na dodatek muszą przystąpić do egzaminów przedmiotowych z całości materiału po każdym semestrze (podczas gdy wiedza dzieci w tradycyjnej szkole jest weryfikowana głównie cząstkowo). Czy to oznacza, że dzieci korzystające z nauczania domowego ślęczą każdego dnia po siedem godzin dziennie nad podręcznikami, a następnie po południu odrabiają zadania domowe? Nie!
EKSPERYMENT MYŚLOWY. Edukatorium
Wyobraź sobie taką lekcję matematyki w klasie V: uczniowie wchodzą do sali i, nie czekając na polecenia nauczyciela, siadają, otwierają zeszyty ćwiczeń i przystępują do samodzielnej pracy. Tematem lekcji są ułamki. Uczniowie wiedzą, co mają robić, ponieważ już dwa miesiące wcześniej otrzymali szczegółowe informacje na temat materiału do opanowania. Znają zatem cele do osiągnięcia i kryteria sukcesu, czyli co powinni zrobić, aby sprawdzić, że dobrze zrozumieli i opanowali zagadnienie. Do celów dołączone są instrukcje (najczęściej w formie filmików na YouTubie) dotyczące treści nauczania, np. jak skracać ułamki. Nauczyciel zaprasza uczniów na krótką, dziesięciominutową prelekcję o tym, jak sprowadzać ułamki do wspólnego mianownika. Z jego pomocy korzystają ci, którzy tego potrzebują. Pozostali dalej samodzielnie pracują w zeszytach ćwiczeń. Gdy nie wiedzą, jak coś zrobić, oglądają filmik. Mogą też poprosić o pomoc kolegę lub koleżankę. Jeśli wyczerpią się inne możliwości, zwracają się do nauczyciela. Jeżeli przeszkadza im rozmowa, mogą skorzystać z wygłuszających słuchawek lub włączyć muzykę, jeśli ta pomaga im w skupieniu. Uczniowie bardziej zaawansowani są chętni do pomocy. W ten sposób realizują jeden z celów na ten semestr: rozwijanie kompetencji „pomagam innym”. Pomagając, przy okazji utrwalają zdobytą wiedzę i umiejętności. Stopień realizacji celu ma wpływ na końcową ocenę z przedmiotu. Każdy z uczniów pracuje w swoim tempie. Są też tacy uczniowie, którzy wszystkie zadania w ramach wyznaczonych celów zrealizują w klasie. Jeden z nich zrobił już wszystko – prosi nauczyciela o cele i kryteria sukcesu z kolejnego działu. Za tydzień kończy się czas przeznaczony na temat „Ułamki”. Nauczyciel przygotował test sprawdzający. Uczniowie, którzy czują, że są gotowi, pobierają arkusz testu i wypełniają go w czytelni. W trakcie roku szkolnego oceny nie są wystawiane – uczniowie znają swoje postępy na podstawie liczby i stopni zrealizowanych celów. Nauka metodą edukatorium nie jest wyłącznie eksperymentem myślowym. Wiele progresywnych szkół w Polsce testuje już dziś tę formę pracy. Na przykład szkoła No Bell z Konstancina czy Spark Academy z Poznania.
Czy zadania domowe są legalne?
Kontestatorzy powołują się tu na zapisy prawa oświatowego, są też tacy, którzy argumentów przeciw szukają w konstytucji. Jednak dyskusja o legalności prac domowych ma charakter zastępczy i pokazuje, jak łatwo można wpaść w pułapkę systemowości. Kwestia legalności prac domowych odnosi się do mechanizmów regulujących edukację. Jest pytaniem o system, a nie o istotę sprawy. Właściwie postawione pytanie powinno dotyczyć celu i brzmieć: „Czy zadania domowe służą dzieciom?”. Zapewne jest tak, że zadania domowe w pewnych okolicznościach służą dzieciom, a w innych nie. Zatem wyzwaniem nie jest dążenie do podważenia legalności zadań, lecz znalezienie rozwiązań, które pracy w domu nadadzą sens.
Co to jest ocena?
Niezwykle istotnym narzędziem, niezbędnym w procesie uczenia się, jest informacja zwrotna. Kiedy zdobywasz nową umiejętność, potrzebujesz informacji zwrotnej, w jakim stopniu udało ci się ją opanować. Ta wiedza pozwala na oddzielenie tego, co w ramach naszego rozwoju zostało opanowane, od tego, co wymaga dalszej pracy. Informacja zwrotna to także wskazówki pomagające wprowadzić osobie uczącej się niezbędne korekty, które pozwalają osiągnąć zamierzony efekt.
Jeśli uczysz się gry w tenisa, docenisz uwagi trenera w trakcie gry, a także informację udzieloną po treningu, nad czym warto jeszcze popracować. Trener nie jest jedynie od tego, aby w twoim kierunku odbijał piłkę – przecież nie tylko za to mu płacisz. Największą wartością jest informacja. Dobry trener to nie taki, który potrafi odebrać każdy twój serwis, ale taki, który dostrzeże deficyty w twoim stylu gry i wskaże sposób ich skorygowania.
PRZYPISY