Jak wyobrażam sobie świat. Przemyślenia i opinie - Einstein Albert - ebook

Jak wyobrażam sobie świat. Przemyślenia i opinie ebook

Einstein Albert

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Wkład Alberta Einsteina w dziedzinę nauki stanowi temat ogromnej liczby książek. Jednak niewiele dzieł przedstawia równie wszechstronny i osobisty portret tego niezwykłego człowieka, który jeszcze za życia stał się legendą.

Jak wyobrażam sobie świat, to najbardziej kompletny zbiór popularnych pism Alberta Einsteina. Ich tematyka obejmuje jego poglądy na kwestie religii, praw człowieka, ekonomii, zasad rządzenia państwem i wojny jądrowej, a także przystępne wyjaśnienie zagadnień dotyczących teorii względności, grawitacji oraz właściwości czasoprzestrzeni.

Książka zawiera eseje Einsteina, począwszy od początków jego kariery, a skończywszy na ostatnim tekście z 1954 roku, czyli na rok przed jego śmiercią, kiedy to Einstein był powszechnie uznawany za jeden z najbardziej twórczych intelektów w historii ludzkości.

W pierwszej części Einstein koncentruje się na problemach ludzkiej egzystencji, znajdujących się poza sferą zainteresowań świata czysto naukowego, prezentując przenikliwą świadomość znaczenia moralnych i intelektualnych aspektów natury ludzkiej – od zagadnień dotyczących równości i wolności do relacji osobistych i rozwoju duchowego. Druga część książki zawiera szczegółowy opis wkładu, jaki Einstein wniósł w naukę, opisanych przez niego samego w wielu listach i podczas rozmaitych przemówień.

Albert Einstein - jeden z największych fizyków-teoretyków XX wieku, autor ogólnej i szczególnej teorii względności, współtwórca korpuskularno-falowej teorii światła, odkrywca emisji wymuszonej. W 1921 roku otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki. Opublikował ponad 450 prac, w tym ponad 300 naukowych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 561

Oceny
4,0 (3 oceny)
1
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MagdalenaLukas

Dobrze spędzony czas

bardzo ciekawe, fajnie że zebrane w jednym miejscu
10

Popularność




Tytuł oryginalny: IDEAS AND OPINIONS
Adiustacja i korekta: ARTUR FIGARSKI
Projekt okładki: MARIUSZ BANACHOWICZ
Skład: MELES-DESIGN
© Copyright by Copernicus Center Press, 2017 Copyright © 1953 by Europa Verlag GmbH & Co, KG, Berlin · München
ISBN 978-83-7886-322-9
Wydanie pierwsze
Kraków 2017
Copernicus Center Press Sp. z o.o. pl. Szczepański 8, 31-011 Kraków tel./fax (+48 12) 430 63 00 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: http://en.ccpress.pl
Konwersja: eLitera s.c.

Nota od wydawcy amerykańskiego

Książka Jak wyobrażam sobie świat. Przemyślenia i opinie stanowi próbę zebrania w jednym tomie – na tyle, na ile to możliwe – najważniejszych pism Alberta Einsteina dotyczących szerokiego spektrum tematów. Do tej pory zostały wydane trzy główne zbiory artykułów, przemówień, oświadczeń i listów Einsteina: The World As I See It, dzieło w przekładzie Alana Harrisa, opublikowane w 1934 roku; Out of My Later Years (1950), zawierające materiały z lat 1934–50; oraz Mein Weltbild (wyd. polskie: Mój obraz świata), pod redakcją Carla Seeliga, opublikowane w Szwajcarii w 1953 roku i zawierające pewne nowe materiały nieujęte w żadnym z pozostałych zbiorów. W opinii wydawcy dzieło Jak wyobrażam sobie świat zawiera najważniejsze pisma pochodzące z trzech wyżej wymienionych książek, kilka pozycji z innych publikacji oraz nowe artykuły, które nigdy do tej pory nie zostały wydane w formie książkowej. Tylko dzięki bardzo uprzejmej współpracy z Carlem Seeligem i wydawnictwem Europa Verlag z Zurychu oraz przy wydatnej pomocy samego profesora Einsteina możliwe było zgromadzenie niniejszego zbioru tekstów pochodzących zarówno z najwcześniejszych dni jego kariery, jak i przemówień wygłoszonych zaledwie przed kilkoma tygodniami. Szczególne podziękowania należą się Helen Dukas, która pomogła w zebraniu niniejszych artykułów, oraz Sonji Bargmann, której wkład w wydanie tej pozycji jest niezwykle istotny: dokonała sprawdzenia i korekty poprzednich tłumaczeń, zapewniła nowe przekłady dla wszystkich pozostałych artykułów nieprzetłumaczonych do tej pory, brała udział w wyborze i przygotowaniu do druku całego tomu oraz wpłynęła na swojego męża, Valentine’a Bargmanna, aby napisał wstęp do Części V zatytułowanej Przyczynek do rozwoju nauki. Podziękowania należą się również wielu innym wydawnictwom, które umożliwiły korzystanie z artykułów objętych prawami autorskimi, i których nazwy zostały umieszczone przy odpowiednich artykułach.

Część I

Idee i opinie

.

Raj utracony

Artykuł napisany wkrótce po utworzeniu Ligi Narodów w 1919 roku. Po raz pierwszy ukazał się w języku francuskim. Opublikowany został również w książce Mein Weltbild (wyd. polskie: Mój obraz świata), Amsterdam: Querido Verlag, 1934 r.

Jeszcze w XVII stuleciu uczonych i artystów z całej Europy łączyły tak ścisłe więzy wspólnych ideałów, że wydarzenia polityczne nie wywierały praktycznie żadnego wpływu na ich współpracę. Powszechne posługiwanie się łaciną jeszcze bardziej wzmacniało tę więź.

Obecnie ów stan rzeczy wydaje się nam być rajem utraconym. Namiętności nacjonalizmu unicestwiły tę wspólnotę intelektualną, łacina zaś, która swego czasu jednoczyła cały świat, jest dziś martwym językiem. Z chwilą, gdy uczeni stali się przedstawicielami najbardziej gorliwych tradycji narodowych, utracili poczucie intelektualnej wspólnoty.

Obecnie mamy do czynienia ze zdumiewającym zjawiskiem polegającym na tym, że myśl międzynarodową reprezentują politycy i ludzie praktycznego życia. Oni to właśnie stworzyli Ligę Narodów.

Moje pierwsze wrażenia z pobytu w Stanach Zjednoczonych

Wywiad udzielony gazecie Nieuwe Rotterdamsche Courant, 1921 r. Tekst ukazał się w gazecie Berliner Tageblatt 7 lipca 1921 r.

Muszę dotrzymać obietnicy i powiedzieć kilka słów o moich wrażeniach dotyczących Stanów Zjednoczonych. Nie jest to jednak dla mnie łatwa sprawa. Trudno mi bowiem zająć stanowisko obiektywnego obserwatora po tym, jak przyjęto mnie w Ameryce, okazując tyle życzliwości i niezasłużonego uwielbienia. Najpierw poświęcę więc kilka słów temu zagadnieniu.

Uważam, że kult jednostki ma w sobie zawsze coś niesprawiedliwego. Nie ulega wątpliwości, że natura bardzo nierównomiernie obdziela darami swoje dzieci. Ale choć dzięki Bogu jej szczodrze obdarowanych dzieci jest niemało, jestem głęboko przekonany, że przeważająca ich część wiedzie ciche, nierzucające się nikomu w oczy życie. Wydaje mi się zatem niesprawiedliwe, a nawet niesmaczne, że udziałem kilku nielicznych spośród tych obdarzonych jednostek staje się bezgraniczny podziw i niesłuszne przypisywanie im jakichś nadludzkich właściwości umysłu i charakteru. To ostatnie stało się właśnie moim przeznaczeniem, podczas gdy w rzeczywistości zachodzi wprost groteskowa sprzeczność pomiędzy przypisywanymi mi uzdolnieniami i możliwościami, a tym, kim rzeczywiście jestem i co naprawdę potrafię. Świadomość takiego dziwnego stanu rzeczy byłaby nie do zniesienia, gdyby nie jedna pocieszająca okoliczność: stanowi to dobry znak dla naszych, potępianych za materializm czasów, że potrafią przekształcać ludzi w herosów, których jedynym celem są zagadnienia natury intelektualnej i moralnej. Świadczy to o tym, że znaczna część ludzkości wywyższa wiedzę i sprawiedliwość ponad bogactwo i siłę. Na podstawie własnych doświadczeń uważam, że taki właśnie idealistyczny punkt widzenia wydaje się mieć szczególną przewagę w tej tak okrzyczanej za zmaterializowaną Ameryce. Po powyższej dygresji powracam jednak do właściwego tematu, mając nadzieję, że moim skromnym uwagom czytelnik nie zechce przypisać większego znaczenia, niż na to zasługują.

To, co przede wszystkim w tym kraju wprawia przyjezdnego w zdumienie, to jego przewaga nad innymi państwami pod względem techniki i organizacji. Przedmioty codziennego użytku są tu solidniejsze niż w Europie, a urządzenie domów jest bez porównania praktyczniejsze. We wszystkim czuje się dbałość o oszczędzanie pracy ludzkiej. Siła robocza jest tu droga, gdyż w stosunku do swych zasobów naturalnych kraj ten jest słabo zaludniony. Wysoka cena pracy ludzkiej była bodźcem sprzyjającym wspaniałemu rozwojowi środków technicznych i metod pracy. Jako absolutne przeciwieństwo można tu przytoczyć przeludnione Chiny i Indie, w których niska cena siły roboczej zahamowała rozwój technologiczny. Europa znajduje się pośrodku tych dwóch skrajności. Skoro maszyna osiąga wysoki poziom rozwoju, staje się bądź co bądź tańsza od najtańszej nawet siły roboczej. Powinni o tym pamiętać europejscy faszyści, którzy, wychodząc z wąskich horyzontów swoich założeń politycznych, dążą do zwiększenia gęstości zaludnienia w swoich krajach ojczystych. Z tym ogólnym obrazem wyraźnie pozostaje w kontraście bojaźliwość, którą wykazują Stany Zjednoczone, odgradzając się za pomocą ceł zaporowych od importu towarów z zewnątrz... Ale trudno wymagać od Bogu ducha winnego turysty, aby nieustannie łamał sobie nad tym głowę, zwłaszcza że nie ma on pewności, czy na każde pytanie możliwa jest rozsądna odpowiedź.

Druga rzecz, która uderza przyjezdnego, to radosny i pozytywny stosunek do życia. Uśmiechy goszczące na twarzach ludzi na fotografiach symbolizują jeden z najmocniejszych atutów Amerykanów. Są oni uprzejmi, pewni siebie, optymistyczni i pozbawieni zazdrości. Obcowanie z Amerykanami jest dla Europejczyka przyjemne i nieuciążliwe.

Natomiast Europejczyk, w porównaniu z Amerykaninem, jest bardziej krytyczny i skrępowany, mniej dobrotliwy i pomocny, wyżej ceniący sobie prywatność, bardziej wybredny jeśli chodzi o rozrywki i lekturę oraz przeważnie bardziej lub mniej pesymistycznie usposobiony.

Wielką wagę przywiązuje się tutaj do materialnych wygód życiowych i poświęca się dla nich spokój, beztroskę czy też pewność egzystencji. Amerykanin, w większym jeszcze stopniu niż Europejczyk, żyje dla przyświecającego mu celu, dla przyszłości. Życie nie jest dla niego trwaniem, lecz ciągłym stawaniem się. Pod tym względem różni się on od Rosjanina i Azjaty w jeszcze większym stopniu niż Europejczyk.

Z innego jednak punktu widzenia Amerykanin bardziej od Europejczyka przypomina Azjatę: otóż w mniejszym od Europejczyka stopniu jest on indywidualistą, jeśli będziemy go rozpatrywać nie od strony ekonomicznej, lecz psychologicznej.

Kładzie się tu większy nacisk na zbiorowość niż na indywidualizm. Sprawia to, że zwyczaj i konwenanse znaczą w Ameryce bardzo wiele i że pogląd na życie poszczególnych jednostek oraz ich upodobania moralne i estetyczne są bardziej jednolite niż w Europie. Tej to okoliczności Ameryka zawdzięcza głównie swą gospodarczą przewagę nad Europą. Łatwiej i bardziej gładko niż w Europie układa się tu współpraca i owocny podział pracy, czy to w fabryce, czy też na uniwersytecie lub w prywatnych instytucjach charytatywnych. Ten zmysł społeczny Ameryka może po części zawdzięczać tradycjom angielskim.

W pozornej sprzeczności z tym stoi względnie mały zakres wpływów aparatu państwowego w porównaniu z sytuacją w Europie. Europejczyka dziwi to, że telegraf, telefon, kolej i szkoły znajdują się przeważnie w prywatnych rękach. W Ameryce jest to możliwe dzięki wyżej wspomnianym przeze mnie skłonnościom społecznym poszczególnych jednostek. Z tych samych przyczyn skrajnie nierównomierny podział własności nie wywołuje tu gwałtownych tarć. Warstwy posiadające mają o wiele bardziej niż w Europie rozwinięte poczucie odpowiedzialności społecznej. Uważają za rzecz samą przez się zrozumiałą, że powinny przekazywać na rzecz ogółu znaczną część swojego majątku, a nieraz również i własnej pracy, czego zresztą domaga się od nich wszechpotężna opinia publiczna. Dlatego też inicjatywie prywatnej mogą tu być pozostawione najważniejsze dziedziny działalności kulturalnej, a rola państwa jest bardzo ograniczona w porównaniu z Europą.

Autorytet władzy państwowej został bez wątpienia w istotny sposób podważony przez ustawę o prohibicji. Powagę państwa i prawa najbardziej narażają na szwank ustawy, które się uchwala, lecz do których poszanowania władza nie może zmusić społeczeństwa. Jest tajemnicą poliszynela, że groźny rozwój przestępczości w Stanach Zjednoczonych znajduje się w ścisłym związku z prohibicją.

Pod jeszcze innym względem prohibicja przyczynia się, moim zdaniem, do osłabienia autorytetu państwa. Bar jest miejscem, w którym ludziom nadarza się sposobność do wymiany myśli i zdań o sprawach publicznych. Otóż, jak mi się zdaje, brak takiej właśnie możliwości daje się w Ameryce we znaki, wskutek czego prasa, kontrolowana przeważnie przez zrzeszenia wielkich przedsiębiorstw, zdobyła nadmierny wpływ na opinię publiczną.

Przypisywanie pieniądzowi zbyt wielkiej wartości jest tu bardziej rozpowszechnione niż w Europie, chociaż zdaje się, że zmniejsza się w ostatnim czasie. Bierze tu stopniowo górę przeświadczenie, że szczęśliwe i satysfakcjonujące życie nie wymaga wcale wielkiego majątku.

Jeśli chodzi o dziedzinę dokonań artystycznych, to szczerze podziwiam wyszukany smak, który ujawnia się w nowoczesnych budowlach i przedmiotach codziennego użytku; uważam natomiast, że sztuki piękne i muzyka nie zajmują tak wiele miejsca w życiu społeczeństwa jak w Europie.

Jestem pełen podziwu dla działalności instytucji zajmujących się badaniami naukowymi. Wzrastającą wciąż przewagę amerykańskich badań naukowych niesłusznie usiłuje się u nas złożyć na karb większego bogactwa, podczas gdy w rzeczywistości poświęcenie, cierpliwość, duch koleżeński i talent do współdziałania odgrywają w tych sukcesach nader ważną rolę.

Wreszcie na zakończenie jeszcze jedna uwaga. Stany Zjednoczone są dzisiaj najpotężniejszym krajem na świecie w zakresie postępu naukowego. Wpływu, który wywierają na kształtowanie stosunków międzynarodowych, nie da się wprost zmierzyć. Ameryka jest jednak ogromna, a jej mieszkańców dotychczas zbytnio nie zaprzątają wielkie zagadnienia międzynarodowe, na których czele stoi obecnie problem rozbrojenia. Musi to ulec zmianie chociażby we własnym interesie Amerykanów. Ostatnia wojna przekonała nas, że nie można już oddzielić od siebie poszczególnych kontynentów, gdyż losy wszystkich krajów ściśle się dziś ze sobą łączą. W Stanach Zjednoczonych musi zwyciężyć przeświadczenie, że ich obywatele ponoszą wielką odpowiedzialność za kierunek polityki międzynarodowej. Rola bezczynnego widza nie przystoi temu krajowi i na dłuższą metę może mieć dla całego świata fatalne następstwa.

Odpowiedź kobietom amerykańskim

Odpowiedź Einsteina na protest organizacji kobiecej przeciwko jego przybyciu do Stanów Zjednoczonych. Tekst opublikowany w książce Mein Weltbild (wyd. polskie: Mój obraz świata), Amsterdam: Querido Verlag, 1934 r.

Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby płeć piękna w tak energiczny sposób uchylała się od jakiegokolwiek kontaktu ze mną.

A jeżeli mi się to nawet kiedyś przytrafiło, to nigdy od tak wielu kobiet naraz. Ale czyż owe czujne obywatelki nie mają jednak słuszności? Czy warto zapraszać do siebie kreaturę, która bezwzględnych kapitalistów pożera z nie mniejszym apetytem i satysfakcją, niż kreteński Minotaur pożerał ongiś ponętne dziewice greckie, kreaturę, która ma ponadto czelność nieuznawania żadnych działań wojennych, oprócz nieuniknionej wojny z własną małżonką? Nie odmawiajcie zatem posłuchu swym mądrym i patriotycznym niewiastom, pamiętając, że niegdyś swym gęganiem gęsi zdołały uratować Kapitol potężnego państwa rzymskiego.

Jak sobie wyobrażam świat

Artykuł pierwotnie opublikowany w czasopiśmie Forum and Century, tom 84, s. 193–194, trzynastej części Forum z cyklu „Filozofie życia”. Ukazał się również w książce Living Philosophies (s. 3–7), New York: Simon and Schuster, 1931 r.

My, śmiertelnicy, znajdujemy się w osobliwym położeniu. Krótko trwają nasze ziemskie odwiedziny. Nie wiemy, jaki jest ich cel, lecz czasem zdaje się nam, że go wyczuwamy. Z punktu widzenia życia potocznego, bez większych refleksji, wiemy jedno: jesteśmy tu dla innych ludzi, przede wszystkim dla tych, od których uśmiechu i pomyślności zależy całkowicie nasze własne szczęście, a ponadto dla tych licznych nieznanych nam osób, z których przeznaczeniem łączy nas pasmo wspólnych odczuć. Setki razy dzień w dzień rozmyślam ustawicznie o tym, że moje życie wewnętrzne i zewnętrzne opiera się zarówno na pracy moich współczesnych, jak i tych, co już odeszli, że muszę wytężać wszystkie siły, aby dawać z siebie tyle, ile otrzymałem i ile wciąż jeszcze otrzymuję. Pragnąłbym poprzestać na skromnym życiu, a jednocześnie dręczy mnie często świadomość, że od pracy swych bliźnich wymagam dla siebie o wiele więcej, niż mi się należy. Czuję, że różnice klasowe nie są usprawiedliwione i że koniec końców są oparte na przemocy. Sądzę również, że skromne życie, pozbawione wielkich wymagań, jest dobre dla każdego i sprzyja zarówno ciału, jak i duszy.

Nie wierzę zupełnie w wolność człowieka w znaczeniu filozoficznym. Ludzie postępują nie tylko pod przymusem zewnętrznym, lecz również i pod wpływem konieczności wewnętrznej. Schopenhauer powiedział: „Człowiek może co prawda robić co chce, nie może jednak chcieć tak, jakby chciał”. Sentencja ta, stanowiąc niewyczerpane źródło wyrozumiałości, dodawała mi jednocześnie prawdziwej inspiracji od najwcześniejszych lat młodzieńczych i była mi zawsze pociechą, gdy widziałem całe okrucieństwo życia i doświadczałem go na sobie. Świadomość ta łagodzi w sposób zbawienny poczucie odpowiedzialności, łatwo wywierające paraliżujący wpływ, i sprawia, że nie traktujemy zbyt poważnie ani samych siebie, ani też innych; prowadzi także do światopoglądu, który zwłaszcza humorowi przyznaje należne prawa.

Z obiektywnego punktu widzenia wydawało mi się zawsze niedorzecznością zadawanie sobie pytania o sens i cel własnego istnienia, jak również i istnienia wszystkich żywych stworzeń. A jednak, z drugiej strony, każdy człowiek ma ideały, wytyczające kierunek jego dążeniom i osądom. Spokój i szczęście nie były dla mnie nigdy w tym znaczeniu celem samym przez się – taką postawę etyczną nazywam też ideałem trzody chlewnej. Ideałami, które mi przyświecały i stanowiły dla mnie nieustanne źródło radosnej ochoty do życia, były Dobroć, Piękno i Prawda. Życie wydawałoby mi się puste, gdyby nie poczucie jednomyślności z ludźmi podobnych zapatrywań, gdyby nie pociąg do zajmowania się zagadkami rzeczywistego świata, do tego, co jest wiekuiście nieosiągalne w dziedzinie sztuki i dociekań naukowych. Banalne cele dążeń ludzkich: posiadanie, powodzenie w oczach bliźnich, zbytek, już od najmłodszych lat darzyłem lekceważeniem.

Wyraźny brak potrzeby bezpośredniej łączności z ludźmi i wspólnotami ludzkimi niezmiennie pozostawał w pewnej swoistej sprzeczności z właściwym mi gorącym przywiązaniem do sprawiedliwości społecznej i poczuciem obowiązku społecznego. Jestem prawdziwym „samotnym wędrowcem”, gdyż nigdy całym sercem nie należałem ani do mojego kraju, ani mojej małej ojczyzny, ani do grona przyjaciół, ani nawet do mojej najbliższej rodziny, doświadczając zawsze wobec tych wszystkich więzów niedającego się przezwyciężyć uczucia obcości, połączonego z potrzebą osamotnienia. Poczucie to z biegiem lat jeszcze się potęguje. Wyczuwam wyraźnie, lecz bez żalu, gdzie kończy się porozumienie i harmonia w stosunkach z innymi ludźmi. Człowiek tego pokroju co ja zatraca co prawda część niewinności i beztroski, jest natomiast uniezależniony od zdania, przyzwyczajeń i osądów swoich bliźnich. Nie doświadcza też pokusy oparcia swej wewnętrznej równowagi na tak wątłych podstawach.

Moim ideałem politycznym jest demokracja. W każdym należy uszanować jego osobowość, nie ubóstwiając jednak nikogo. Ironia losu sprawiła, że bez wszelakiej mojej winy i bez jakichkolwiek zasług ludzie wokół mnie okazywali mi aż nazbyt wiele podziwu i uwielbienia. Być może przyczyniło się do tego nieosiągalne dla wielu pragnienie zrozumienia owych kilku koncepcji, które dzięki nieustannej walce posiadłem swoimi słabymi siłami. Zdaję sobie wprawdzie dokładnie sprawę, że dążenie do osiągnięcia jakiegoś celu w społeczności wymaga, aby jednostka myślała, wydawała zarządzenia i ponosiła ogólną odpowiedzialność. Ci, którym ta jednostka przewodzi i których prowadzi, nie powinni działać pod przymusem, lecz mieć prawo wyboru swego przywódcy. W moim przeświadczeniu autokratyczny system przymusu szybko ulega zwyrodnieniu. Albowiem przemoc przyciąga zazwyczaj osoby małowartościowe pod względem moralnym i jest to według mnie niezmiennym prawem, że nikczemnicy są zwykle następcami genialnych tyranów. Z tych powodów byłem zawsze gorącym przeciwnikiem takich systemów rządzenia, jakich świadkami jesteśmy dziś we Włoszech i w Rosji. Niewiary w panującą obecnie w Europie demokratyczną formę rządów nie należy składać na karb zasadniczej idei demokratycznej, gdyż tę nieufność zrodził brak stałości w sferach rządowych i bezosobowy charakter systemu wyborczego. Sądzę jednak, że Stany Zjednoczone znalazły właściwe rozwiązanie tych kwestii: mają prezydenta, wybieranego na wystarczająco długi czas, posiadającego na tyle rozległy zakres władzy, aby mógł podejmować odpowiedzialne decyzje. Natomiast w niemieckim systemie politycznym bardzo doceniam ową daleko idącą opiekę, jaką otacza się jednostkę w przypadku pojawienia się choroby i potrzeb materialnych. Rzeczywiście wartościową kategorię w krzątaninie ludzkiego życia stanowi, według mojego zrozumienia, nie państwo, lecz twórcza i wrażliwa osobowość; to tylko ona tworzy rzeczy szlachetne i wzniosłe, podczas gdy stado jako całość jest tępe, zarówno w swym myśleniu, jak i w odczuwaniu.

Skoro poruszam ten temat, muszę poświęcić kilka słów najgorszemu wytworowi współżycia w stadzie: mam tu na myśli znienawidzone przeze mnie siły zbrojne. Każdy, komu sprawia przyjemność maszerowanie w czwórkach przy dźwiękach muzyki, już przez to samo wywołuje u mnie uczucie pogardy. Jedynie przez pomyłkę obdarzono go wielką mózgownicą, gdyż rdzeń kręgowy wystarczyłby mu najzupełniej na jego potrzeby. Ową hańbiącą plamę na honorze cywilizacji należałoby usunąć jak najprędzej. Jakże nienawidzę tego bohaterstwa na komendę, bezmyślnej przemocy i wszystkich tych odrażających nonsensów, które określa się nazwą patriotyzmu! Jakże nikczemna i zasługująca na pogardę jest dla mnie wojna! Pozwoliłbym się raczej posiekać na kawałki, niżbym miał się dać wciągnąć do takich nędznych zadań! Jestem jednak dobrego mniemania o ludzkości i sądzę, iż to ponure widmo dawno by już odeszło w niepamięć, gdyby nie to, że określone finansowe i polityczne interesy korumpują systematycznie zdrowy rozsądek ludów, posługując się do tego oświatą i prasą.

Tajemniczość jest naszym najpiękniejszym przeżyciem. Stanowi ona zasadnicze uczucie, które towarzyszy prawdziwej sztuce i wiedzy od samego ich zarania. Komu obce są takie emocje i nie umie się już dziwić, nie potrafi zdobyć się na zdumienie, tego muszę uznać za martwego, gdyż oczy jego już zgasły. Przeżycia, które wywołuje tajemniczość, nawet gdy towarzyszyło im uczucie lęku, stworzyły przecież religię. Świadomość istnienia czegoś, czego nie możemy przeniknąć, owego objawienia najgłębszej mądrości i olśniewającego piękna, dostępnego dla naszego umysłu jedynie w swym najpierwotniejszym kształcie, ta świadomość i zdolność odczuwania stanowi o prawdziwej religijności; w tym, i tylko w tym znaczeniu należę do ludzi głęboko religijnych. Nie mogę sobie w żaden sposób wyobrazić Boga, nagradzającego i karzącego stworzenia powołane przez siebie do życia, Boga obdarzonego wolą w rodzaju tej, jaką dostrzegamy u siebie samych. Nie chcę i nie mogę sobie też wyobrazić osobowości, która by zdołała przetrwać swą śmierć cielesną; słabe duszyczki mogą sobie zaprzątać głowę takimi myślami, czy to ze strachu, czy też kierując się niedorzecznym egoizmem. Dla mnie wystarcza misterium wieczności życia oraz świadomość i przeczucie wspaniałości budowy istniejącego świata, tudzież wzniosłe dążenie do ogarnięcia umysłem najdrobniejszej bodajże cząstki Mądrości objawiającej się w przyrodzie.

Sens życia

Mein Weltbild (wyd. polskie: Mój obraz świata), Amsterdam: Querido Verlag, 1934 r.

Co jest sensem naszego życia, czy też sensem życia wszystkich żywych stworzeń? Każdy, kto znajduje odpowiedź na to pytanie, jest człowiekiem religijnym. Czytelnik zapewne zapyta: czy zadawanie sobie podobnego pytania ma w ogóle jakiś sens? Odpowiadam na to: kto na własne istnienie i istnienie swych bliźnich zapatruje się jako na proces pozbawiony sensu, jest nie tylko nieszczęśliwy, lecz również i niezdolny do życia.

Rzeczywista wartość człowieka

Mein Weltbild (wyd. polskie: Mój obraz świata), Amsterdam: Querido Verlag, 1934 r.

Rzeczywistą wartość człowieka określa przede wszystkim stopień, w jakim osiągnął on stan wyzwolenia swej jaźni, oraz rodzaj tego wyzwolenia.

Dobro i zło

Mein Weltbild (wyd. polskie: Mój obraz świata), Amsterdam: Querido Verlag, 1934 r.

Słusznym w założeniu jest pogląd, że na największą miłość zasługują ci, którzy najbardziej przyczynili się do uszlachetnienia ludzkości i życia ludzkiego. Napotykamy jednak niemałe trudności, kiedy zadamy sobie pytanie, kogo zaliczyć do tej kategorii. Gdy chodzi o przywódców politycznych, a nawet religijnych, nasuwają się przeważnie zastrzeżenia, czy w ich działalności ujemne strony nie przeważają aby nad dodatnimi. Dlatego też sądzę całkiem poważnie, że ludziom wyświadcza się największą przysługę, gdy uwagę ich zaprząta się jakimś szlachetnym działaniem i przez to w pośredni sposób się ich uszlachetnia. Dotyczy to przede wszystkim wybitnych artystów, jak również w mniejszym stopniu badaczy naukowych. Słuszne jest mniemanie, że to nie wyniki procesów badawczych uszlachetniają i bogacą duchowo człowieka, lecz właśnie samo dążenie do zrozumienia, owa twórcza i chłonna praca umysłowa. Postąpilibyśmy na przykład zupełnie niewłaściwie, gdybyśmy, opierając się na intelektualnych owocach Talmudu, wydawali sąd o jego wartości.

O bogactwie

Mein Weltbild (wyd. polskie: Mój obraz świata), Amsterdam: Querido Verlag, 1934 r.

Jestem najgłębiej przeświadczony o tym, że żadne bogactwo nie zdoła posunąć ludzkości chociażby o jeden krok naprzód, nawet gdyby miało się znajdować w ręku człowieka najbardziej sprzyjającego tym dążeniom. Do szlachetnych poglądów i czynów prowadzi jedynie przykład wielkich i moralnie doskonałych osobistości. Pieniądz wywołuje tylko chęć zysku i nieuchronnie prowadzi do nadużyć. Czy może sobie ktoś wyobrazić Mojżesza, Chrystusa lub Gandhiego objuczonych trzosami Carnegiego [Andrew Carnegie (1835–1919) – amerykański przemysłowiec szkockiego pochodzenia, swego czasu jeden z najbogatszych ludzi na świecie. Swojego bogactwa użył do stworzenia wielu instytucji o istotnym znaczeniu dla kultury i nauki (przyp. tłum.)]?

Społeczeństwo i jednostka

Mein Weltbild (wyd. polskie: Mój obraz świata), Amsterdam: Querido Verlag, 1934 r.

Rozmyślając o naszym życiu i naszych dążeniach, spostrzegamy niebawem, że wszelka nasza działalność i wszystkie pragnienia wiążą się z egzystencją innych ludzi. Zauważamy, że całym układem swego życia przypominamy zwierzęta żyjące w gromadzie. Jadamy potrawy sporządzone przez innych ludzi, nosimy odzież wytworzoną przez innych ludzi, mieszkamy w domach zbudowanych przez innych ludzi. Większą część tego, co wiemy i w co wierzymy, podali nam do wiadomości inni ludzie, posługując się językiem stworzonym również przez innych. Gdybyśmy nie posiadali języka, nasza zdolność myślenia grzeszyłaby niesłychanym ubóstwem, przypominając inteligencję wyższych zwierząt; musimy więc przyznać, że to, co przede wszystkim daje nam przewagę nad zwierzętami, zawdzięczamy współżyciu w społeczności ludzkiej. Gdyby jednostkę ludzką puszczono samopas zaraz po urodzeniu, prymitywnością swego myślenia i uczuć upodobniłaby się do zwierzęcia i to w stopniu, którego nie potrafimy sobie nawet dokładnie wyobrazić. To, czym jest jednostka i jakie jest jej znaczenie, określa nie tyle jej samoistna egzystencja, ile udział w wielkiej wspólnocie ludzkiej, od urodzenia aż do śmierci kierującej jej bytem materialnym i duchowym.

O wartości człowieka dla wspólnoty ludzkiej rozstrzyga przede wszystkim stopień, w jakim jego uczucia, myśli i postępowanie wpływają pozytywnie na ukształtowanie bytu innych ludzi. Zależnie od skłonności człowieka w tym zakresie, zwykliśmy określać go jako dobrego lub złego. Na pierwszy rzut oka mogłoby się zdawać, że tylko społeczne właściwości człowieka rozstrzygają o naszym sądzie o nim.

Takie zapatrywanie byłoby jednak błędem. Możemy się łatwo przekonać, że wszystkie owe wartościowe dobra materialne, duchowe i moralne, które otrzymujemy od społeczeństwa, stworzył w ciągu niezliczonych pokoleń wysiłek twórczych jednostek. To jednostka dokonała kiedyś wynalazku korzystania z ognia, jednostka wpadła na pomysł uprawiania roślin jadalnych i jednostka wynalazła maszynę parową.

Zdolność myślenia posiada tylko pojedyncza osoba, tą drogą stwarzająca dla społeczeństwa nowe wartości i, co więcej, wytyczająca nowe normy moralne, według których układa się życie społeczności ludzkiej. Bez twórczej, samodzielnie myślącej i wyrokującej jednostki postęp w rozwoju społeczeństwa byłby równie nie do pomyślenia, jak rozwój poszczególnej jednostki bez żyznej gleby społeczności.

Tak więc zdrowie społeczeństwa zależy w takim samym stopniu od samodzielności poszczególnych osób, jak i od ich wewnętrznego poczucia obowiązku społecznego. Ze znaczną dozą słuszności wypowiedziano myśl, że cała kultura grecko-europejsko-amerykańska, a zwłaszcza rozkwit kulturalny włoskiego odrodzenia, który nastąpił po zastoju europejskiego średniowiecza, są następstwem wyzwolenia i względnej izolacji poszczególnych jednostek.

Przyjrzyjmy się czasom, w którym żyjemy. Jak kształtują się sprawy społeczności i sprawy poszczególnych jednostek? W porównaniu z dawnymi czasami, kraje cywilizowane są nadzwyczaj gęsto zaludnione; w Europie mieszka dziś bez mała trzy razy więcej ludzi niż przed stu laty. Ale liczba przodujących indywidualności zmniejszyła się niewspółmiernie. Tylko nielicznych ludzi szerokie rzesze znają z ich twórczej działalności. Organizacja zastąpiła poniekąd brak natur przodujących, zwłaszcza w dziedzinie techniki, lecz również w stopniu dającym się bardzo odczuć – w dziedzinie nauki.

Brak wybitnych indywidualności daje się szczególnie we znaki na polu sztuki. Malarstwo i muzyka uległy wyraźnemu zwyrodnieniu i w znacznej mierze straciły na oddźwięku wśród społeczności. W zakresie polityki odczuwa się nie tylko brak przywódców, lecz widzimy też gwałtowny zanik samodzielności umysłowej i poczucia praworządności u obywateli. Ustrój demokracji parlamentarnej, wymagający nieodzownie wysokiej samodzielności obywatelskiej, zachwiał się w wielu krajach; powstały dyktatury, które toleruje się, albowiem poczucie godności ludzkiej i praw przynależnych jednostce nie jest już takie żywe, jak przedtem. Wystarczą dwa tygodnie, aby gazety doprowadziły bezkrytyczny tłum jakiegokolwiek kraju do takiego stopnia namiętności i zapamiętałości, że ludzie, których odziano w mundury żołnierskie, gotowi są zabijać i pozwalać, aby ich zabijano w imię niecnych zamierzeń niewielkiej garstki osób żywo tym zainteresowanych. Obowiązkowa służba wojskowa wydaje mi się najbardziej zawstydzającym objawem braku godności osobistej, który nęka dzisiejszą cywilizowaną ludzkość. Dlatego też nie brak proroków przepowiadających szybki zmierzch naszej cywilizacji. Nie jestem jednym z tych pesymistów; wręcz przeciwnie – wierzę w nadchodzącą lepszą przyszłość. Tę swoją ufność pragnąłbym uzasadnić w kilku zdaniach.

Owe dzisiejsze znamiona upadku są, moim zdaniem, skutkiem tego, że rozwój ekonomiczny i techniczny bardzo zaostrzył walkę o byt, co z kolei odbiło się w sposób wielce negatywny na możliwościach swobodnego rozwoju indywidualności. Z drugiej strony rozwój techniki wymaga od jednostki coraz mniejszego wydatkowania pracy dla zaspokojenia potrzeb ogółu. Podział pracy według określonego planu coraz bardziej staje się koniecznym nakazem. Podział ten zapewni bezpieczeństwo materialne każdemu człowiekowi. Zapewniona egzystencja, łącznie z wolnym czasem i energią, którymi będzie rozporządzać jednostka, przyczyni się wyjątkowo korzystnie do rozwoju indywidualności. W ten sposób może nastąpić uzdrowienie społeczności. Wolno więc nam żywić nadzieję, że przyszli historycy uznają społeczne objawy chorobowe naszych czasów za dolegliwość wieku dziecięcego, która dotknęła ludzkość dążącą do wyższych ideałów jedynie dlatego, że tempo jej rozwoju było zbyt szybkie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki