Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy kłamstwo zwycięży, kiedy prawda nie ma sensu?
Cathy Cramer od dwóch lat zajmuje się komentowaniem na blogu śledczym znanych spraw kryminalnych. Chce, aby prawdziwi sprawcy zapłacili za swoje zbrodnie, ponieważ zabójca jej narzeczonego nie został skazany. Kiedy kobieta dostaje list z ostrzeżeniem, że sama niedługo doświadczy podobnego osądu, uznaje to za podły żart… do czasu, aż jej bratowa zostaje zamordowana, a wszystko wskazuje na winę męża ofiary.
Cathy stara się rozwiązać zagadkę na własną rękę i z pomocą dwóch sióstr oczyścić brata z zarzutów. Niebezpieczeństwo rośnie, gdy okazuje się, że zabójstwo nie było celem samym w sobie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 319
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Książkę tę z miłością dedykuję Nazarejczykowi
1
Mail od żony Jaya był żywym dowodem na to, że cuda się zdarzają. Nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek przyjaźnie się do niego odezwie, chociaż zacięta walka o prawo do opieki nad dzieckiem była dla ich syna druzgocąca. Kiedy przeczytał jej list na swoim służbowym komputerze, opadła mu szczęka. Zszokował go jej uprzejmy ton i błaganie, by zignorował radę prawnika i przyjechał do niej na rozmowę. Nadzieja, która dawno temu zwiędła, zakiełkowała na nowo. Rzucił wszystko i prędko jej odpisał:
Zaraz będę. Już wychodzę.
Tak, to był cud. Annalee nie rozmawiała z nim prawie od roku. Na każde spotkanie umawiali ich prawnicy. Tęsknił za szansą rozmowy z nią twarzą w twarz. Chciał opowiedzieć jej o swoim zatroskaniu o Jacksona na wypadek, gdyby przyznano jej wyłączną opiekę. Wizyty w co drugi weekend i środy wieczorem – układ, który sędzia przyznawał większości ojców – nie wystarczały. Chciał jej przypomnieć, jak bardzo dziecko potrzebowało ojca; że dzieci, które dorastają bez ojców, często noszą w sobie wielką pustkę, którą próbują wypełnić autodestrukcyjnymi decyzjami. Chciał, żeby zobaczyła w nim dorosłego człowieka i rodzica, żeby zapomniała o dawnych kłótniach i postawiła Jacksona na pierwszym miejscu. A teraz dostał zaproszenie i wreszcie będzie mógł to zrobić.
Nie zanosiło się na łatwą rozmowę. Trzeba będzie odsunąć od siebie żal o jej liczne romanse i rozgoryczenie spowodowane wpływem niektórych z jej partnerów na ich pięcioletniego synka. Postanowił zachowywać się ostrożnie, żeby jej nie zdenerwować.
Po drodze zdał sobie sprawę, że ma prawie pusty bak. Dlaczego dziś rano o tym zapomniał? Wjechał na stację benzynową i pospiesznie zatankował za dziesięć dolarów, po czym ruszył w stronę dzielnicy, w której mieszkała jego żona.
Skręcił w jej ulicę, zastanawiając się, czy Jackson wrócił już z przedszkola. Jeśli tak, na pewno podbiegnie do Jaya, wołając: „Tataaa!”. A może nadal był w przedszkolu? Annalee zazwyczaj pracowała do siódmej lub ósmej w domowym biurze, przyjmując telefony o wsparcie techniczne z firmy informatycznej, w której była zatrudniona. Często musiała pracować do późna, żeby być dyspozycyjna zarówno dla klientów z Zachodniego Wybrzeża, jak i wschodniej strefy czasowej. To właśnie z powodu godzin jej pracy Jay starał się o opiekę nad synkiem w tygodniu. Nie było sensu, by Jackson spędzał dwanaście czy trzynaście godzin na dobę z opiekunką, skoro jego ojciec przez część tego czasu mógł być przy nim.
Jay zwolnił, kiedy był już w pobliżu. Domy stały na dwuhektarowych zadrzewionych działkach, więc dzieliło je sporo przestrzeni. Przypomniał sobie dzień, w którym razem z Annalee zamknęli rachunek powierniczy na tę ziemię. Byli tak podekscytowani, że rozbili na niej namiot i spędzili tu noc. Od tamtego czasu minęła chyba cała wieczność; wtedy byli jeszcze zakochani. Potem pojawił się Jackson, a wraz z nim rodzicielskie radości i zmęczenie.
Kiedy zaczęli budować dom, ich romans przygasł pod ciężarem stresu. Annalee wciąż chciała więcej niż to, na co było ich stać, i koszty wzrastały z każdą decyzją. Coraz częściej się kłócili. Zanim wprowadzili się do domu, ich miłość zdążyła ostygnąć. Chyba właśnie wtedy pierwszy raz wdała się w romans.
Niepotrzebnie teraz nad tym rozmyślał. Minął kępę drzew, oddzielającą ich działkę od sąsiednich, wziął zakręt i ujrzał dom. Przy krawężniku stał zaparkowany biały pick-up. Ostatni chłopak Annalee jeździł srebrnym jaguarem, ale według jej postów na Facebooku zerwali ze sobą kilka tygodni temu. Z tego, co wiedział Jay, obecnie z nikim się nie spotykała. A więc kto ją odwiedził teraz, gdy spodziewała się jego?
Kiedy Jay zjechał na podjazd, drzwi frontowe gwałtownie się otworzyły. Wrzucił bieg do parkowania akurat, gdy z domu wyszedł jakiś klaun. Jay zareagował z opóźnieniem. Klaun?!
Mężczyzna miał perukę z czerwonych, kręconych włosów z łysym czubkiem głowy. Był ubrany w czerwony kostium w żółte, białe i zielone kropki. Na twarzy miał makijaż, więc trudno było powiedzieć, czy się uśmiecha, czy to tylko namalowane czerwone usta z uniesionymi kącikami dają takie wrażenie. Klaun pomachał Jayowi dłonią w rękawiczce i podszedł do pick-upa, człapiąc w wielkich, żółtych butach przez trawnik.
Jay mu odmachał. Może Annalee zatrudniła klauna na urodziny Jacksona w przyszłym miesiącu. Chociaż to do niej niepodobne. Rzadko wydawała pieniądze nie na siebie. Czyżby próbowała zacząć wszystko od nowa?
Wysiadł z auta i podszedł do frontowych schodów. Jeszcze rok temu użyłby klucza, żeby wejść, ale żona wyraziła się jasno, że nie powinien już tu wchodzić jak członek rodziny, mimo że jego nazwisko nadal było w akcie własności. Zapukał, a potem wcisnął dzwonek. Irytujący, ostentacyjny dźwięk wybił się ponad szum wiatru. Jay nigdy go nie znosił, ale Annalee się na niego uparła.
Nie otworzyła, więc zapukał ponownie. Czy to jakiś żart? Czyżby go wystawiła, żeby pozbawić go nadziei? Wyciągnął komórkę i zadzwonił do niej, ale od razu odezwała się poczta głosowa. I co teraz?
Może była z tyłu domu i nie słyszała dzwonka. Przeszło mu przez myśl, by potraktować to jako wybryk spowodowany jej huśtawką nastrojów i odjechać, ale ta sprawa była zbyt ważna. Mieli porozmawiać!
Wyjął pęk kluczy z kieszeni, znalazł właściwy i otworzył drzwi z nadzieją, że to pogwałcenie zasad nie wpędzi jej w gniew.
Wszedł do środka.
– Annalee! – zawołał. – To ja, gdzie jesteś?
Brak odpowiedzi. Salon był sterylnie wysprzątany, w dokładnie takim stanie, w jakim zostawiła go zaprzyjaźniona dekoratorka wnętrz. Przeszedł do gabinetu, w którym zazwyczaj pracowała.
– Annalee?
Nadal brak odpowiedzi. Jej komputer był włączony, na czarnym ekranie wyświetlał się wygaszacz w formie arabeski. Zadzwonił telefon na biurku. Raz, drugi, trzeci… Gdzie ona się podziewała?
Wtedy usłyszał szum cieknącej wody… na piętrze. Czyżby brała prysznic?
To do niej podobne. Zwabić go tutaj, a potem zmienić zdanie. Bawiła się z nim jak z jakimś idiotą.
– Annalee!
Nadal nie odpowiadała. Zdenerwowany Jay pognał na górę i zerknął przez otwarte drzwi do głównej sypialni, którą dzielili przez lata. Łóżko było pościelone tak schludnie jak zawsze. W pokoju Jacksona również był porządek. Synka nie było. Jay poszedł do łazienki, z której dobiegał szum wody, i głośno zapukał do drzwi.
– Annalee? Jestem tu! Chcesz pogadać czy nie?
Nic.
– Annalee! – wrzasnął, waląc w drzwi. – Otwórz mi!
Woda zaczęła wyciekać przez szparę pod drzwiami. Co to miało znaczyć? Była tam i pozwoliła, żeby woda się przelewała? Ogarnęło go nagłe przerażenie. Coś było nie tak. Znowu zastukał w drzwi, nadal bez odpowiedzi, więc cofnął się i kopnął w nie tuż pod klamką. Drewno pękło, więc kopnął jeszcze raz i drugi, aż wyłamała się część z zamkiem i się otworzyły.
Była tam. Jego żona. Ubrana, bez ruchu, w wannie, z której… wylewała się różowa woda.
Przez kilka sekund, które wydawały się wiecznością, stał, wrośnięty w ziemię, i gapił się na tę scenę, niezdolny objąć ją umysłem. Nagle otrząsnął się i wrócił do rzeczywistości.
– Annalee! – Podbiegł do wanny i zakręcił wodę. Wsunął ręce pod jej ciało, uniósł ją i wyciągnął, wychlapując wodę za brzeg wanny.
Miała na sobie ubranie i buty, ale biała bluzka była poplamiona i rozdarta…
Trzęsąc się z przerażenia, zdał sobie sprawę, że to nie było rozdarcie. Dziura w materiale wpijała się w ranę w jej klatce piersiowej. Z sercem walącym jak oszalałe, położył ją na podłodze i próbował reanimować.
– Annalee! Obudź się! Proszę… Boże… nie pozwól jej umrzeć!
Była wiotka, miała poszarzałą twarz, wyblakłe usta i lekko uchylone, puste oczy.
Jay mokrymi rękami sięgnął po telefon, ale nie mógł go znaleźć. W drugiej kieszeni… Wystukał 112. Operatorka odebrała.
– Sto dwanaście, co się dzieje?
– Moja żona… Ona chyba nie żyje.
– Chyba nie żyje? – powtórzyła operatorka. – Co jej jest, proszę pana?
– Była w wannie… Postrzelona… Chyba… Nie oddycha.
– Myśli pan, że została postrzelona?
Dlaczego powtarzała każde jego słowo?
– Tak… Nie wiem… To wygląda na ranę postrzałową. Proszę, wyślijcie karetkę! – Podał jej adres.
– Karetka jest w drodze. Proszę się nie rozłączać. Umie pan udzielać pierwszej pomocy?
Próbował zebrać myśli. Uciski klatki piersiowej…
– Tak, chyba tak.
– Czy wyczuwa pan puls?
O mało nie upuścił telefonu, gdy dotknął tętnicy na jej szyi, modląc się o tętno.
Nic nie wyczuł.
– Nie! Nie wyczuwam! Pospieszcie się!
– Proszę ustawić dłoń na środku klatki piersiowej i przycisnąć drugą ręką.
Trzęsąc się, odłożył smartfon na sedes. A co z raną? Ustawił ręce obok niej, nad sercem, i zaczął uciskać, modląc się, by coś to dało. Rana była na prawo od mostka. Może ominęła narząd. Jeśli ratownicy przyjadą na czas…
– Proszę pana, czy są efekty? – Głos ze słuchawki brzmiał odlegle. Sięgnął po telefon i włączył głośnik.
– Nie, jeszcze nie – odparł bez tchu. – Kiedy przyjadą?
– Za kilka minut. Czy drzwi są otwarte?
Usiłował myśleć.
– Tak, nie zamykałem ich na klucz. Proszę im powiedzieć, że jesteśmy na piętrze.
Rozmawiając, cały czas uciskał klatkę piersiową Annalee. Jej klatka piersiowa uginała się od siły jego naporu, ale nic się nie zmieniało. Pot zalewał mu oczy.
– Nie reaguje!
– Mówił pan, że była w wannie?
– Tak, w ubraniu – odparł bez tchu. – Kompletnie przemoczona.
– Proszę nadal uciskać.
– Tak.
Uciskał i modlił się, ale nadal nic się nie zmieniało.
Jackson… Jego mama… Nie tego chciał. Pomimo tych wszystkich kłótni, w głębi duszy nadal ją kochał.
– Annalee, proszę! – krzyknął. – Obudź się! Jackson cię potrzebuje!
Nie poruszyła się.
Usłyszał przed domem głośny modulowany dźwięk syreny. Może uda się ją uratować. Podadzą jej tlen, krew, przeprowadzą defibrylację, przywrócą do życia…
Usłyszał drzwi na dole, dudnienie kroków na schodach.
– Jestem tutaj! – krzyknął. – W łazience!
W drzwiach zjawili się dwaj strażacy w mundurach.
– Nie! – krzyknął. – Potrzebuję karetki, nie straży pożarnej!
Rozstąpili się i do środka wszedł ratownik medyczny, a następnie uklęknął naprzeciwko Jaya.
– Proszę się przesunąć i mnie przepuścić – powiedział.
– Błagam… Udzielałem pierwszej pomocy… Ona nie reaguje.
Jay się odsunął, a ratownik ją zbadał.
– Musicie przywrócić ją do życia. Mamy małego synka.
– Została zastrzelona – zawołał do kogoś medyk. – Kula przeszła na wylot, jest rana na plecach.
Strażacy wyciągnęli Jaya z łazienki na korytarz. Dopiero wtedy zauważył, że ma mokre nogawki spodni i buty. Ręce miał przemoczone i poplamione na różowo.
Na schodach czekali na niego policjanci. Przedstawili się jako agenci Shelton i Blake.
– Czy wie pan, kto ją postrzelił?
Mężczyzna zaczął kręcić głową, ale zaraz przypomniał sobie klauna.
– Był… Był tu jakiś facet, kiedy przyjechałem. Wyszedł frontowymi drzwiami. Był przebrany za klauna.
Jeden z mundurowych uniósł brwi.
– Za klauna?
– Tak. Miał wielką czerwoną perukę i umalowaną twarz. Wsiadł do białego pick-upa i pojechał na wschód.
– Widział pan tablice rejestracyjne?
– Nie. Jego auto stało przodem do mnie, kiedy przyjechałem. Nie przyszło mi do głowy, żeby spojrzeć na rejestrację. Nie wiedziałem, że coś jest nie tak.
Policjant o nazwisku Shelton uniósł głowę.
– Podsumujmy. Uważa pan, że klaun zabił pana żonę?
– Nie wiem, czy to on! Po prostu go widziałem!
Shelton spojrzał wymownie na partnera.
– Klaun.
– Tak.
Nie uwierzyli mu. Popatrzył w stronę łazienki.
– Drzwi były zamknięte na zamek i wylewała się spod nich woda. Wyłamałem je.
Ktoś stojący przy łazience zawołał:
– Shelton! Musisz to zobaczyć.
Shelton odszedł od nich w tamtą stronę.
Jay wstrzymał oddech i patrzył. Usłyszał słowo „broń”, a potem policjant wszedł do łazienki. Po chwili wrócił na korytarz.
– Zrób zdjęcia i udokumentuj, jak ją znaleźliśmy. Powiadomię wydział zabójstw.
– Zabójstw? Nie, musicie nadal próbować!
Shelton posłał Jayowi ostre spojrzenie, idąc w jego kierunku.
– Panie Cramer, czy ma pan broń?
Jay próbował pozbierać myśli. Broń?
– Nie… To znaczy tak, miałem. Zostawiłem ją Annalee, kiedy się wyprowadziłem.
– Jaka to broń?
– Rewolwer, trzydziestka ósemka. Jest zarejestrowany. Chyba trzyma go w szufladzie szafki nocnej.
Mężczyźni wymienili spojrzenia.
– Czy nadal ją reanimują? Próbują? – Ledwie wypowiedział te słowa, zobaczył, jak pierwszy ratownik medyczny wychodzi z łazienki, bez pośpiechu.
– Już jest dobrze? – spytał Jay z oczami piekącymi od łez.
Ratownik pokręcił głową.
– Przykro mi, proszę pana.
Jay rzucił się przed siebie, ale policjanci go złapali i odciągnęli w tył.
– Nie! Ona nie może umrzeć! Mamy pięcioletniego syna. On nie może stracić mamy!
Ale z ich twarzy wyczytał, że już za późno. Nie mógł nic zrobić.
2
Cathy Cramer nie mogła się doczekać przerwy. Od czterech godzin z zaledwie dziesięciominutowym okienkiem tkwiła na twardej drewnianej ławce i obserwowała spektakl, który rozgrywał się na sali sądowej w procesie o morderstwo. Kości bolały ją od siedzenia bez ruchu, a miała dopiero trzydzieści dwa lata. Starszy od niej reporter, zajmujący miejsce obok, prawdopodobnie cierpiał jeszcze bardziej. Słyszała, jak strzelają mu stawy, kiedy przekładał nogę na nogę. Na każdej przerwie biegł do łazienki, jakby pęcherz miał mu wyskoczyć i sam tam pobiec.
Ładna, młoda oskarżona nie wykazywała oznak załamania, nawet po trzech tygodniach bycia w centrum uwagi całego świata, i codziennie upinała włosy w surowy kok. Prawdopodobnie cieszyła się, że przez tyle czasu może być poza swoją celą. Cathy na jej miejscu wolałaby się ukryć, gdyby to wobec niej wysuwano podobne oskarżenia.
Oskarżona o zabójstwo dziecka była bez wątpienia winna. Ławnicy na pewno to widzieli. Czytelnicy bloga śledczego Cathy „Ciekawska Cat” – również, chociaż polegali głównie na tym, jak Cathy i inne media interpretowały zeznania sądowe.
Dzięki tej sprawie, w której proces toczył się w rodzinnym mieście Cathy – w Panama City na Florydzie – w ciągu kilku miesięcy podwoiła się liczba czytelników bloga, co zaskarbiło jej zainteresowanie porządnych reklamodawców. Dzięki doświadczeniu zdobytemu w pracy w prokuraturze, doskonałej intuicji w tego typu sprawach oraz nieustraszonemu dążeniu do prawdy zyskała grono wiernych czytelników.
Gdyby ludzie kiedyś przestali się zabijać, Cathy chyba zostałaby bez pracy. Zawsze mogłaby się przeprofilować na demaskowanie miejskich legend albo ujawnianie przestępstw w wielkich korporacjach, o ile nie zmusiłaby się do powrotu do praktyki prawniczej. Ale do czasu, aż socjopaci wyrobią sobie sumienia, Cathy z chęcią będzie odgrywać swoją rolę orędowniczki ofiar, wnikliwie analizować zbrodnie i ujawniać je przed światem.
W końcu sędzia odroczył rozprawę do jutra. Ławników wyprowadzono z sali, a Cathy uważnie przyjrzała się twarzy oskarżonej. Beznamiętna maska Sary Chesney opadła, kobieta uśmiechnęła się do adwokata i puściła do niego oko.
Świetnie. Cathy miała nadzieję, że nikt inny tego nie zauważył. Max, reporter, który siedział obok niej, skupiał się na notatkach. Kamera telewizji była już wyłączona. Pozostali dziennikarze w drugim rzędzie przyglądali się ławnikom. Chyba Cathy jako jedyna to dostrzegła. A nawet jeśli nie, to ona pierwsza o tym doniesie. Napisze o tym jeszcze dziś po południu.
Co to mogło oznaczać? Czyżby Sara przeczuwała, że jej obrońcy udało się przemycić jakiś podświadomy przekaz dla ławników? Czyżby jej adwokat miał jakiś plan? A może oskarżonej ulżyło, że wreszcie znalazła się poza zasięgiem wzroku sędziego, ławników i obiektywu kamery?
Sarę zakuto w kajdanki i wyprowadzono. Jej pastelowa koszula była bardziej pomięta niż rano. Cathy zastanawiała się, czy ta kobieta kiedykolwiek wcześniej w życiu miała na sobie koszulę. Na zdjęciach sprzed śmierci siostrzenicy sprawiała wrażenie kogoś, kto woli stroje odsłaniające ciało i przynajmniej o jeden rozmiar za ciasne. Nikt nie da się nabrać na wygląd szkolnej kujonki.
Kiedy sędzia opuścił salę, Max natychmiast przedarł się przez tłum gapiów do łazienki. Cathy po cichu wyszła, zerkając do notatek. Zatrzymała się na chwilę przy damskiej toalecie, podsłuchując rozmowy gapiów. Wszyscy chyba mieli takie same wrażenia z dzisiejszej rozprawy jak ona – że mąż oskarżonej kłamie, a najlepsza przyjaciółka mówi prawdę…
Intuicja Cathy rzadko wprowadzała ją w błąd.
Wyszła na frontowe schody gmachu sądu. Na chodniku stali dziennikarze, niektórzy z nich już nadawali relację z ostatnich godzin procesu. Cathy minęła telewizyjne furgonetki i pospieszyła na parking. Jej mazda MX-5 stała na najwyższym poziomie i piekła się na słońcu.
Wsiadła i wcisnęła guzik opuszczania dachu. Kiedy schował się za jej głową, dostrzegła kopertę zatkniętą za wycieraczkę. A to co? Otworzyła drzwi i sięgnęła po nią.
Klapka była włożona do wewnątrz, a na środku było nadrukowane jej nazwisko – Cat Cramer. Brak adresu zwrotnego.
Włączyła silnik i wyjęła list z koperty.
Droga Ciekawska Cat,
to straszne, że kula Leonarda Millera trafiła tylko twojego narzeczonego. Szkoda, że nie byłaś tamtego dnia z nim. Zasługujesz na to samo. A tymczasem zamieniasz swoją osobistą tragedię na znaczki dolara.
Wina i niewinność to nie jest coś, co może rozsądzać mierna blogerka i jej szukający sensacji czytelnicy.
Może pora, żebyś bezpośrednio doświadczyła osądu, który nie ma nic wspólnego z prawdą. Poczuj na własnej skórze, jak spekulacje mogą zrujnować komuś życie. Przekonaj się, jak to jest.
Miłej podróży, o ile ją przeżyjesz.
Twój Nowy Przyjaciel
Cathy opuściła list. Czy to groźba, czy tylko jakiś oburzony czytelnik chce namieszać jej w głowie? Wzmianka o Leonardzie Millerze, który zamordował jej narzeczonego i uniknął kary, rozbudziła w niej gniew, który męczył ją przez pierwsze miesiące po jego śmierci.
Odgarnęła włosy z oczu i rozejrzała się wokół. Kilka innych osób zmierzało do samochodów, parę z nich wyjeżdżało z miejsc parkingowych. Nikt nie patrzył w jej stronę.
List mógł zostawić ktokolwiek, o dowolnej porze dnia. Jej srebrne sportowe auto nietrudno było zauważyć, a wszyscy czytelnicy wiedzieli, że codziennie jest obecna na rozprawach.
Przeszło jej przez myśl, czy nie zadzwonić na policję, ale musiała wrócić do domu i napisać wpis na bloga, zanim reszta mediów ją wyprzedzi. Przed wyjazdem z parkingu napisała wiadomość do najbliższych – trójki rodzeństwa i Michaela Hogana, jednego z najlepszych przyjaciół i brata jej zamordowanego narzeczonego.
Właśnie znalazłam za wycieraczką list od jakiegoś niezadowolonego czytelnika. Tak jakby groźba. Nie ma nudy!
Rzuciła telefon na siedzenie i wsadziła list oraz kopertę pod torebkę, żeby nie porwał ich wiatr, po czym wyjechała z wielopoziomowego parkingu i włączyła się do ruchu z rozwianymi długimi czarnymi włosami.
Jeśli ten, kto zostawił list, ją obserwował, miała nadzieję wyglądać beztrosko i niewzruszenie, chociaż to nie była prawda. W środku gotowała się ze złości. Jej poczucie sprawiedliwości, ostre jak brzytwa, przypominało jej o ofiarach spraw, które opisywała. Wiedziała, jak to jest, gdy zabójca zostanie puszczony wolno bez wyroku, grając na nosie tym, których życie nigdy już nie będzie takie samo.
To dla tych ofiar pisała dalej i robiła, co mogła, by zabójcy zapłacili za swoje czyny. Nie umiała pomóc społeczeństwu jako prokurator – ta praca to stawianie zarzutów, a nie wsadzanie zbrodniarzy za kratki. W procesach sądowych nie chodziło o sprawiedliwość, tylko o szukanie luk w przepisach. Sprytny plan jednej ze stron mógł wpłynąć na ławników, o ile sprawa w ogóle trafiła do sądu.
Cathy lepiej wykorzystywała swoje umiejętności, prowadząc własne śledztwa i informując czytelników o dowodach, których ciężar umniejszali sędziowie.
Porzuciła pracę w prokuraturze okręgowej i zabrała się za pisanie o sprawach, które przykuwały jej uwagę. Obnażała intrygi zabójców, którzy zmyślali swoje wersje wydarzeń i manipulowali ławnikami. Nie musiała już ukrywać dowodów i nie obowiązywało ją prawo ograniczające możliwość wypowiedzi.
Przez dwa lata, odkąd zaczęła pisać bloga, dostała kilka gróźb śmierci. Żadna nie skończyła się próbą zamachu na jej życie. Ta prawdopodobnie wynikała z podobnej taktyki. Jeśli twojego bloga czyta dwa miliony osób, znajdzie się wśród nich kilku pomyleńców.
Nie zamierzała jednak pozwolić, by jakiś tajemniczy list zepsuł jej dzień. Musiała napisać post na bloga. Potem będzie się tym martwić.
3
Michaelowi Hoganowi było żal kobiety, którą zdradzał mąż, więc pozwolił jej się wygadać, chociaż miał dużo spraw na głowie.
– Ta dziewczyna była kiedyś jego sekretarką – powiedziała Laura Hancock, powoli cedząc słowa i ocierając łzy chusteczką, którą jej podał. – Pracowała dla mojego męża przez trzy miesiące, a ja nie polubiłam jej ani trochę, więc zmusiłam go, żeby ją zwolnił. Ubierała się jakoś tak… prowokacyjnie i seksownie… i traktowała mnie z góry, jakby miała jakąś przewagę, a ja nawet nie wiedziałam, że toczyłyśmy ze sobą jakąś grę!
– Tak, proszę pani. – Michael chciał już zakończyć rozmowę, bo za długo się ciągnęła.
– Nie wiedziałam, że nadal się z nią spotyka. To znaczy… wiedziałam, że coś się z nim dzieje, bo inaczej bym pana nie zatrudniła, żeby go pan śledził. Ale nie miałam pojęcia, że to ona.
Michael pożałował, że pokazał jej zdjęcie pary całującej się na parkingu w biały dzień. Może powinien po prostu jej powiedzieć, czego się dowiedział. Obrazy miały to do siebie, że wszczepiały się w umysł. Ale klientka zapłaciła mu za robienie zdjęć.
– Co mam teraz zrobić? – spytała, unosząc na niego mokre oczy.
O nie. Nie zamierzał dać się w to wciągnąć.
– Nie udzielam takich porad, proszę pani. Zbieram tylko fakty, ustalam czas wydarzeń i robię zdjęcia. Proponuję tylko, żeby nie podejmowała pani pospiesznych decyzji. Proszę porozmawiać z kimś, kto pani pomoże. Może z pastorem?
– Nie chodzę do kościoła – powiedziała.
– Czasem w trudnych chwilach pastor może jakoś pomóc. W niektórych kościołach są poradnie i grupy wsparcia.
Widział, że kobieta go nie słucha.
– A co robią inni pana klienci, kiedy dowiadują się, że małżonek ich zdradza? Wnoszą o rozwód?
– Szczerze mówiąc, nie wiem. Nie śledzę, jak dalej toczą się te sprawy.
Posłała mu takie spojrzenie, jakby był najmniej pomocną osobą na świecie. Niech będzie. Nie zamierzał przekraczać granicy i z prywatnego detektywa zmieniać się w doradcę małżeńskiego, choćby kobieta tego potrzebowała.
W końcu zebrała zdjęcia, włożyła je do koperty i wyszła, uzbrojona w amunicję potrzebną do postawienia ultimatum lub zniszczenia męża w sądzie. Michael miał w tej sprawie złe przeczucie. W tej pracy nie było nic satysfakcjonującego. Absolutnie nic.
Po raz setny tego dnia jego wzrok spoczął na fotografii wiszącej na ścianie. Jego dziadek, ojciec, dwaj bracia i on sam w mundurach komendy policji w Panama City. To było, zanim przyniósł im wszystkim hańbę. Teraz musiał śledzić jakiegoś kolesia, który powinien być przykuty do wózka inwalidzkiego, ale każdego popołudnia grał w kosza z kolegami. Kilka zdjęć, jak facet robi dwutakt, i prawnik od wyłudzania odszkodowań, który zatrudnił Michaela, będzie zadowolony.
Patrzył przez okno, jak wzgardzona kobieta wsiada do auta, zaparkowanego obok starych, nieczynnych dystrybutorów paliwa, które codziennie przypominały mu, że jego biuro mieściło się w dawnym sklepie wielobranżowym. Nie mógł sobie pozwolić na wynajęcie czegoś lepszego. Budynek był praktycznie w ruinie. Dach przeciekał przy każdym deszczu, więc Michael zerwał z sufitu płytę gipsową, by to naprawić. Sam jednak nie dał rady, a brakowało mu pieniędzy, zatem w razie ulewy pozostawało mu podkładanie wiader.
Wrócił myślami do wsiadającej do auta kobiety i pomodlił się cicho za jej małżeństwo. Czasem wydawało mu się, że Bóg zatyka sobie uszy. Miał nadzieję, że tym razem tak nie będzie.
Jego telefon zadźwięczał. Podniósł go z rozklekotanego biurka i zobaczył wiadomość od Cathy.
Właśnie znalazłam za wycieraczką list od jakiegoś niezadowolonego czytelnika. Tak jakby groźba. Nie ma nudy!
Jakby groźba? Co to znaczy? Wcisnął szybkie wybieranie i zaraz usłyszał w słuchawce szum wiatru. Pewnie jechała w aucie z opuszczonym dachem.
– Cześć, Michael. Wiedziałam, że zadzwonisz.
– O czym to pisałaś? Co to za groźba?
– Ktoś zostawił mi list, że jeszcze zobaczę, jak to jest na własnej skórze doświadczyć osądu… Czy coś w tym stylu.
To nie najgorzej – pomyślał Michael.
– Czyli… nie napisał ci, co zamierza zrobić?
– Nie, ale list kończy się słowami: „Miłej podróży. O ile ją przeżyjesz”. Aha, i ten ktoś wspomniał też o Leonardzie Millerze.
Michael cały zesztywniał.
– Co o nim napisał?
– Chyba jest niezadowolony, że nie zginęłam wtedy razem z Joem.
Poczuł, jakby wokół jego żeber zacisnął się drut kolczasty.
– Dobra, myślę, że trzeba zadzwonić na policję.
– Nie, nie mam czasu. Właśnie wyszłam z sądu i muszę napisać wpis na bloga, a potem jadę do telewizji, bo FOX News chce nakręcić ze mną wywiad o procesie.
– Cathy, zadzwoń na policję, bo inaczej ja to zrobię.
– To tylko jakiś świr próbuje mnie zastraszyć.
– Może i tak, ale policja musi o tym wiedzieć.
Usłyszał długi, teatralny jęk.
– Niech będzie. Zadzwonię do nich w wolnej chwili.
Czasami doprowadzała go do szału.
– Nie, teraz. Jadę do ciebie, Cathy. Spotkamy się u ciebie w domu.
Znowu to długie, przesadne jęknięcie.
– Dobra, dobra, Michael. Zadzwonię do nich. – Przerwała na chwilę. – Dzwoni Juliet. Po co w ogóle wam o tym napisałam? Muszę kończyć.
– Do zobaczenia za niedługo.
– Jasne.
Rozłączyła się, a Michael siedział jeszcze przez chwilę z telefonem w ręce i gapił się na niego, jakby mógł tam dojrzeć, kto zostawił list z pogróżkami w aucie Cathy. Nie podobało mu się to, i nawet jeśli to był tylko kolejny megaloman usiłujący wzbudzić w niej strach, zamierzał to zbadać. Obiekt jego prywatnego śledztwa jutro też będzie grał w kosza. Ta sprawa była teraz ważniejsza.
4
Starsza siostra Cathy jak zwykle wydawała się przesadnie zmartwiona. Cathy wywróciła oczami i jeszcze raz zerknęła na list.
– Chcesz, żebym przyjechała? – spytała Juliet.
– Nie! Michael zaraz do mnie przyjedzie. Jeśli chcesz z nim pogadać po wyjściu policjantów, żeby się upewnić, że nie pcham się jakiemuś zabójcy przed lufę, proszę bardzo. Ale szczerze mówiąc, jeżeli rozmowa z policją zajmie zbyt dużo czasu, to nie wiem, co zrobię. Muszę opublikować wpis na blogu. Ludzie czekają.
– Przeżyją bez niego.
– Dzięki. Doceniam twoje wsparcie.
– Mówię, co myślę. Przez tego bloga możesz zginąć. Piszesz o zabójcach i to im się nie podoba.
Juliet była tylko dwa lata starsza – miała trzydzieści cztery – a zachowywała się raczej jak jej matka niż jak siostra.
– Cathy, daj policji listę wszystkich spraw, o których ostatnio pisałaś. Wszystkich osób, które osądzałaś i na które wydawałaś wyroki na blogu.
– Nikogo nie osądzałam i nie skazałam, Juliet. Po prostu ujawniałam dotyczące ich spraw rzeczy, o których się dowiedziałam. W tym kraju jest jeszcze coś takiego jak wolność słowa.
– Powiedz to temu komuś, kto obiecał ci podróż, której możesz nie przeżyć.
Cathy usłyszała, jak jej siostrzeniec mówi coś do Juliet. Ona mu odpowiedziała i po chwili wróciła do rozmowy.
– Rozmawiałaś z Jayem?
– Nie, przez cały dzień byłam w sądzie. Na pewno się odezwie, kiedy przeczyta moją wiadomość. Holly też.
– Martwię się o niego. Jest taki przybity…
– Tak, walka o opiekę nad dzieckiem bywa brutalna.
– Co, jeśli on nie wygra?
– To go dobije. – Cathy zmieniła pas i skierowała się na zjazd prowadzący do jej małego domku, który od plaży oddzielała ulica.
– Musimy cały czas gorąco się modlić. Modlisz się, prawda, Cathy?
Nie znosiła, gdy siostra podejmowała ten temat.
– Tak, Juliet, modlę się.
– Tak tylko pytam. Niewiele o tym mówisz.
– I teraz też nie chcę o tym rozmawiać. Muszę kończyć. Już prawie dojechałam do domu i obiecałam, że zadzwonię na policję.
– Daj mi znać od razu, gdy policjanci od ciebie wyjdą.
Cathy westchnęła.
– Zadzwonię, gdy skończę wywiad dla FOX-a.
– Nie, Cathy. Muszę wiedzieć!
– Pa, Juliet.
Cathy się rozłączyła i zadzwoniła na posterunek policji. Miała ten numer w szybkim wybieraniu, bo co chwilę korzystała z niego, by sprawdzać informacje. Ta sprawa nie była warta dzwonienia na numer alarmowy.
Odebrał jej znajomy sierżant i poinformowała go, że chce wnieść skargę. Powiedział, że zaraz kogoś wyśle. Może przed przyjazdem policji będzie miała chwilę, żeby napisać post na bloga…
Lecz gdy tylko skręciła na podjazd przed domem, nadjechał Michael swoim chevroletem trailblazerem. Świetnie. Facet nigdy się nie spóźniał.
Odstawiła samochód do garażu, wysiadła i patrzyła, jak Michael idzie w jej stronę. Za każdym razem, gdy go widziała, myślała o Joem. Był taki podobny do brata. Oczy czarne jak węgiel, ciemne włosy, zmarszczki od uśmiechu, ten kształt warg…
– Dzwoniłaś do nich? – spytał, kiedy do niej podszedł.
Odwróciła się, usiłując wyrzucić z głowy obraz Joego.
– Tak, dzwoniłam. Już jadą.
– Pokaż mi ten list.
Pochyliła się nad autem i sięgnęła po niego, po czym, trzymając go za róg, podała Michaelowi. Wyciągnął z kieszeni lateksowe rękawiczki, założył i ostrożnie chwycił kartkę.
– Chodźmy do środka – powiedziała. – Gorąco tu.
Stał bez ruchu, czytając list. Widziała, jak rumieniec zalewa mu podbródek, potem policzki i uszy. Zmrużył oczy.
– Nie podoba mi się to, Cathy.
– Mnie też nie, ale co poradzisz?
Otworzyła drzwi prowadzące do wiatrołapu i odłożyła swoje rzeczy.
Poszedł za nią do kuchni.
– Kiedy dzwoniłaś?
– Jakieś pół minuty temu. Nie pali się.
Spojrzał na zegarek, a potem na nią.
– Idź pisać. Będę ich wypatrywał i wpuszczę ich do domu. Na pewno masz jakieś soczyste wieści, którymi chcesz się podzielić.
Uśmiechnęła się szeroko.
– To prawda. Kiedy ławnicy wyszli z sali rozpraw, Sara Chesney spojrzała na swojego adwokata i puściła do niego oko. Jestem pewna, że nikt inny tego nie widział. Moi czytelnicy będą zachwyceni.
– Pogrążona w żałobie ciotka jest skończona.
– Dokładnie. Będę w gabinecie. Gdyby ktoś usiłował mnie zabić, powstrzymaj go, dobrze?
– To nie jest śmieszne.
Roześmiała się i poszła do swojego gabinetu.
Michael chodził tam i z powrotem po pokoju Cathy, czekając na przyjazd policjantów. Z jakiegoś powodu czuł się w jej domu swobodnie. Może dlatego, że tak wiele razy widział Joego, siedzącego na tej kanapie z nogami wspartymi na pufie służącym za stolik kawowy i oglądającego mecz na czterdziestosześciocalowym ekranie.
Cathy i Joe kupili ten dom, by zamieszkać w nim razem po ślubie. Ona wprowadziła się pierwsza, a Joe miał do niej dołączyć, gdy już będą mieli na palcach obrączki. Ten dzień jednak nigdy nie nadszedł. Czasami, gdy Michael tu był, wyobrażał sobie, że Joe zaraz wejdzie z kuchni do salonu z puszką mountain dew w ręce…
Znowu dopadło go poczucie porażki. Leonard Miller, zabójca jego brata, był na wolności, ukrywając się ze względu na nieprzychylną opinię ludzi i prawdopodobnie dalej wiodąc żywot kryminalisty. Ile osób jeszcze zginie, zanim w końcu zgarną go z tej ulicy? Ilu policjantów?
Michaelowi zaschło w ustach, więc poszedł do kuchni, otworzył lodówkę i wyjął z niej butelkę wody. Wtedy usłyszał samochód na podjeździe. Wyjrzał przez okno i zobaczył radiowóz. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn – Michael znał ich obu. Chodzili razem do akademii policyjnej, ale on szybciej dostał awans. W chwili zakończenia kariery był detektywem w wydziale kryminalnym, a oni nadal patrolowali ulice.
Podszedł do drzwi i otworzył je, zanim zdążyli zadzwonić.
– Cześć, chłopaki – powiedział. – Dzięki, że przyjechaliście.
– Nie ma sprawy. – Cryder uścisnął mu dłoń i wszedł do środka. – Kiedy usłyszałem, że dzwoniła Cathy, zgłosiłem się na ochotnika.
– Jest tutaj? – spytał Dillard.
– Tak, jest. – Michael wszedł do holu i zawołał: – Cathy! Przyjechali!
Usłyszał teatralny jęk.
– Cathy! Słyszysz mnie?
– Tak, słyszę – odparła. – Pokaż im list, dobrze? Już prawie skończyłam.
Westchnął i odwrócił się z powrotem.
– Pisze na bloga. – Wziął list, który włożył do woreczka strunowego, i położył przed nimi, żeby mogli przeczytać. – Ona nie traktuje tego zbyt poważnie, ale to dość ostra groźba.
Policjanci przeczytali list.
– Ma jakiś pomysł, kto mógł to napisać? – spytał Dillard.
– Nie, żadnego.
Cathy nagle weszła do pokoju.
– Cześć, chłopaki. Jak dobrze, że przysłali was dwóch. Możemy szybko to załatwić?
– Gdzie był ten list? – spytał Cryder.
Opowiedziała im o tym, jak znalazła go za wycieraczką i jak Michael nalegał, by do nich zadzwoniła.
– To nic poważnego. Czasami grożą mi śmiercią. Ryzyko zawodowe.
– Michael miał rację, że należało to zgłosić – powiedział Dillard. – Tak dla twojej wiadomości.
– Posypcie go i sprawdźcie, czy są odciski – zasugerował Michael. – Zobaczcie, czy na parkingu jest monitoring. Może pokaże osobę, która podeszła do jej auta.
Cryder się napuszył.
– Ta sprawa ma niski priorytet, Hogan.
– A nie powinna. To groźba karalna.
Cryder zwrócił się do Cathy.
– Kogo ostatnio wkurzyłaś?
Westchnęła.
– Macie tyle czasu? Ten facet to jeden z wielu na liście.
– To nie musi być facet – wtrącił Michael. – Dowiemy się, jeśli na taśmie z monitoringu będzie nagrany ten ktoś, kto włożył kartkę za wycieraczkę. Cathy, chcę zrobić kopię, zanim oni wezmą list. Zostaw go w woreczku.
Wzruszyła ramionami.
– Dobra.
Kiedy zniknęła w swoim gabinecie, Michael zwrócił się do kolegów.
– Chłopaki, nie schrzańcie tego. Wydaje mi się, że ona potrzebuje ochroniarza. Jeśli znacie kogoś, kto wziąłby dodatkową fuchę, dajcie znać.
Cryder się roześmiał.
– Czemu teraz? Zatrudniałeś jej ochroniarza po każdej groźbie, którą dostała?
– Nie, ale o wcześniejszych dowiadywałem się kilka tygodni po fakcie. O tej wiem teraz.
– Ona na to nie pójdzie – odparł Cryder.
Michael wiedział, że to prawda.
– Przekonam ją.
– A kto za to zapłaci? – spytał Dillard. – Ty?
Michael już miał odpowiedzieć, że tak, ale zaraz przypomniał sobie, że ledwie starczyło mu na czynsz w zeszłym miesiącu.
– Powiedziałem, że ją przekonam. Pomyślcie, kto podjąłby się takiej roboty.
Cathy wróciła po chwili z oryginalnym listem i wręczyła go Cryderowi.
– Potrzebujecie ode mnie czegoś jeszcze? Mam bardzo mało czasu.
Kazali jej podpisać skargę i wyszli z domu. Michael stał przy frontowym oknie i patrzył, jak odjeżdżają.
– Słyszałam, co mówiłeś o ochroniarzu – powiedziała za jego plecami. – To przesada, Michael. Nie chcę, żeby ktoś bez przerwy za mną chodził. To mnie spowalnia.
– Tylko na dwa tygodnie, żeby sprawdzić, co ten ktoś dalej zrobi.
– Powiedziałam: „nie”. Mam broń i pozwolenie. Nic więcej nie potrzebuję.
Odwrócił się twarzą do niej.
– Ja mógłbym się tego podjąć.
Skrzyżowała ramiona.
– Michael, a co to da? Nie masz nawet pozwolenia na broń.
Jej słowa przypomniały mu, jaki czuł się bezużyteczny, ale przełknął tę gorzką pigułkę.
– Przepraszam – dodała szybko i zrobiła krok w jego stronę. – Nie chciałam być uszczypliwa. Chciałam przez to powiedzieć, że nie potrzebuję niańki. Jestem dużą dziewczynką, dam sobie radę.
– O której masz być w stacji telewizyjnej? – spytał.
– O osiemnastej trzydzieści. Muszę się przebrać, umalować i ujarzmić włosy. Szkoda, że jechałam z otwartym dachem.
– Zaczekam.
Kolejny jęk.
– Michael, to śmieszne.
– Czytałem rano twojego bloga. Poinformowałaś fanów, że będziesz dzisiaj w stacji FOX. Jeśli ktoś chce ci wyrządzić krzywdę, dostał wszystkie informacje jak na tacy. Jeżeli będę z tobą, zadziałam jak odstraszacz.
– Ale to transmisja satelitarna. Moi czytelnicy nie wiedzą, gdzie będziemy nagrywać.
– Poważnie? Myślisz, że trudno się domyślić, że w jednej ze stacji w Panama City?
Zastanowiła się nad tym przez chwilę i jej upór powoli ustąpił.
– No dobra, skoro nalegasz… Ale nie musisz zostawać do końca, aż wyjdę. Nie powinieneś kogoś szpiegować?
Michael wiedział, że ma za zadanie zrobić zdjęcia wyłudzaczowi odszkodowań, żeby dostać zapłatę.
– Masz włączony alarm w domu?
– Ustawię go.
– No dobra, w takim razie pojadę i wrócę. Nie otwieraj drzwi nieznajomym.
– Nie będę więźniarką we własnym domu, Michael.
Czemu była taka uparta?
– Cathy, czy mogłabyś przez chwilę współpracować? Próbuję zapewnić ci bezpieczeństwo.
Jej twarz rozjaśniła się w łagodnym uśmiechu. Podeszła do niego i uściskała go. Serce zadudniło mu w piersi, a w żyłach zatętniło poczucie winy.
– Doceniam to – powiedziała. – Nie chciałam, żeby to zabrzmiało jak niewdzięczność.
Nagle zaschło mu w ustach. Spuścił na nią wzrok i przyjrzał się jej kocim oczom, jej delikatnemu nosowi i wilgotnym wargom. Nic dziwnego, że jego brat się w niej zakochał.
Popchnęła go lekko.
– A teraz idź, żebym mogła popracować.
Wciągnął głęboko powietrze.
– Dobra. Ale zadzwoń do mnie, jeśli cokolwiek się wydarzy.
– Przecież wiesz, że zadzwonię.
– Będę okropnie zajęty szpiegowaniem niedoszłego gracza NBA, który podobno jest przykuty do wózka.
– Zanosi się na niezły ubaw.
– O tak, po pachy. Kocham swoją pracę. – Obrzydził go jego własny sarkazm.
– Ale to, co robisz, jest ważne – powiedziała łagodnie.
Ostatnim, czego od niej chciał, było współczucie.
– Idź pisać. Twoi czytelnicy czekają na opis oczka Sary Chesney.
Zadzwonił jej telefon i oderwała od niego wzrok. Wyjęła komórkę z kieszeni.
– Co znowu?
Na ekranie wyświetliło się zdjęcie młodszej siostry.
– To Holly – powiedziała. – Michael, możesz z nią pogadać, kiedy będę pisać bloga? Powiedz jej, że nic mi nie jest, że była u mnie policja…
– Jasne. – Chwycił iPhone’a i musnął ekran, żeby odebrać. – Cześć, Holly – przywitał się. – To ja, Michael. Cathy prosiła, żebym z tobą pogadał, bo ona…
– Muszę porozmawiać z Cathy! – przerwała mu krzykiem. – Chodzi o Annalee! Ona… nie żyje!
Cathy, która najwyraźniej słyszała pełen paniki głos siostry, odwróciła się.
– O co chodzi?
Michael włączył głośnik.
– Co powiedziałaś?
– Annalee została zamordowana. Jay ją znalazł.
Cathy wbiła przerażony wzrok w przyjaciela.
– Co takiego? Jak?
– Nie wiem. Jay pojechał do niej do domu… Zadzwonił do mnie przed chwilą i powiedział, że na miejscu jest policja… Przesłuchują go.
Cathy zbladła.
– Musimy tam pojechać. Gdzie jest Jackson?
– W przedszkolu. To dlatego dzwonił. Chciał, żebym go odebrała.
Michael podszedł do Cathy, która zachwiała się na nogach, i objął ją ramieniem, żeby ją przytrzymać.
– Jesteś pewna, że ona nie żyje? – spytał. – Co jej się stało? Gdzie ją znalazł?
– Nie powiedział mi. Nic nie wiem. Chcę tam pojechać.
– Dzwoniliście do Juliet?
– Do niej pierwszej próbował się dodzwonić, ale nie odebrała. Zaraz spróbuję jeszcze raz.
– Dobrze. Już jedziemy. – Cathy się rozłączyła.
– Michael, musimy się pospieszyć.
Chwycił jej torebkę i podał jej.
5
Na ulicy przed domem Annalee stało mnóstwo radiowozów.
– To się wydaje takie nierealne – szepnęła Cathy, kiedy Michael zatrzymał trailblazera.
– Są Holly i Juliet – powiedział i wskazał palcem.
Cathy zobaczyła, jak wysiadają z bmw Juliet po drugiej stronie grupy policyjnych aut. Dwukolorowe włosy Holly – platynowoblond i wściekle różowe – opadały jej w strączkach na oczy, jakby nie myła ich od wielu dni. Dwudziestoośmioletnia siostra Cathy płakała rzewnie jak porzucone dziecko, wlokąc się za Juliet między radiowozami. Starsza, trzydziestoczteroletnia siostra nie płakała. Z wyrazem opanowanej matczynej determinacji rozglądała się po ludzkich twarzach, a jej krótkie, rude włosy falowały na ciepłym wietrze.
Policja ogrodziła podwórko przed nieruchomością. Auto Jaya stało na podjeździe.
Gdy Cathy wysiadła z SUV-a Michaela, siostry podeszły do niej, lawirując między autami.
– Możemy przejść pod taśmą? – spytała Juliet.
– Nie, to miejsce zbrodni – odparł Michael.
– Nie obchodzi mnie to. Idę. – Cathy pochyliła się, przeszła na drugą stronę i ruszyła przez podjazd, a siostry za nią.
Michael czekał z rękami w kieszeniach, jakby wiedział, że nie zajdą daleko.
Jeden z policjantów zabezpieczających teren zatrzymał je, zwracając się do Cathy.
– Proszę pani, proszę wrócić.
– Jesteśmy rodziną – powiedziała Cathy. – Gdzie jest Jay, mąż Annalee?
– W domu, ale nie mogą panie tam wejść.
– Prosimy… on nas potrzebuje – odparła Juliet. – Jesteśmy jego siostrami. Może mu pan powiedzieć, że przyjechałyśmy?
– Jest przesłuchiwany. Muszą panie zaczekać. Proszę wrócić za taśmę.
Kiedy uniósł ją, żeby mogły przejść pod nią z powrotem, Michael wyciągnął do niego dłoń.
– Michael Hogan – przedstawił się.
Mężczyzna uniósł brwi.
– Tak, wiem, kim jesteś.
– Czy jest tu może mój brat, Max Hogan?
– Tak się składa, że jest.
– Będziemy za taśmą, ale czy mógłbyś mu przekazać, że jestem tutaj i muszę z nim porozmawiać?
Policjant zaczekał, aż kobiety posłusznie staną po drugiej stronie taśmy, i poszedł do środka.
Cathy przyjrzała się siostrom. Juliet stała z zadartym podbródkiem, ze spokojem czekając na kolejny cios. Była wytrzymała, da radę to znieść. Ale Holly… Młodsza siostra nie należała do silnych. Była jak wierzba płacząca, miotana wiatrem, cała w emocjonalnych bliznach po własnych wyborach i decyzjach otaczających ją ludzi. Trzęsła się. Przycisnęła ręce do twarzy i pogrążyła się w rozpaczy.
Cathy powstrzymywała łzy.
Przez frontowe drzwi wyszedł Max, średni brat Michaela. Chociaż dzielił ich tylko rok, nie mogliby bardziej się różnić. Ubrany w dżinsy i nieschowaną do spodni koszulę, z ponurym wyrazem twarzy przeszedł przez podjazd.
– Cześć, stary. Tak właśnie myślałem, że się zjawisz. – Podszedł do Cathy i pospiesznie ją uściskał. – Wszystko w porządku?
– Nie – odparła. – Chcemy porozmawiać z moim bratem. Przeżył szok i nas potrzebuje.
– Jest zajęty. Przesłuchujemy go razem z moim partnerem.
Cathy otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale Michael rzekł:
– Możemy pogadać na osobności?
Max popatrzył po siostrach, a potem gestem przywołał Michaela, żeby odeszli na bok.
Cathy objęła Holly ramieniem, pełna nadziei, że Michael wyciągnie od brata jakieś szczegóły.
Michael poszedł za bratem na koniec podwórza.
– Co się dzieje, stary? Ile możesz mi powiedzieć?
Max odwrócił się plecami do sióstr i mówił przyciszonym głosem:
– Sprawa nie wygląda dobrze dla Jaya.
Michael patrzył na niego, powoli trawiąc jego słowa.
– Jak to? Przecież on tu tylko przyjechał i ją znalazł, prawda? – Z twarzy brata wyczytał, że chodzi o coś więcej. – Co? Chyba nie myślisz, że to on jest sprawcą!
Max wziął głęboki wdech.
– Michael, wiem, że ta rodzina jest ci bliska… Nie spodoba ci się to.
– Powiedz mi.
– Wygląda na winnego. Nie powinno go tu być. Walczyli o prawa rodzicielskie, od roku rozmawiali ze sobą tylko za pośrednictwem prawników. I nagle dzisiaj on tu przyjeżdża? A w łazience znaleźliśmy jego broń… i pasujący pocisk. Została zastrzelona.
– Jego broń?
– Tak. A jego wersja wydarzeń jest wzięta z sufitu. Twierdzi, że jakiś klaun wychodził z domu akurat, gdy tu przyjechał.
Michael poczuł, jakby ktoś wbił mu nóż w serce.
– Tak powiedział?
– Tak, dasz wiarę? Klaun w kędzierzawej peruce z pomalowaną twarzą. Wielkie buciory człapiące po trawniku.
– Sprawdziłeś, czy na trawniku są odciski?
Max pacnął się otwartą dłonią w czoło.
– Wow, naprawdę myślisz, że powinienem? Co ja bym zrobił bez mojego brata ekssupergliniarza?
Michael zignorował sarkazm brata.
– Mówię tylko, że nawet, jeśli nie wierzysz w jego wersję… to chociaż ją sprawdź. Po co miałby zmyślać historyjkę o klaunie?
– Po co? Mówisz poważnie? A po co ludzie kłamią?
– Jay nie jest mordercą. Czemu miałby zmyślać coś, co nawet nie brzmi wiarygodnie?
– Może tego nie przemyślał. Chciał dostać swoje dziecko, stary. Nie radził sobie z tym, że jest ojcem tylko co drugi weekend. Sam mi to mówiłeś.
– Nie zamordowałby matki Jacksona. Nie zrobiłby mu czegoś takiego.
– Ludzie robią różne rzeczy w gniewie.
Michael widział, że Cathy na niego patrzy, więc odwrócił się do niej plecami i wsunął ręce do kieszeni.
– Bardzo mi żal Cathy – powiedział Max. – Wiele przeszła. Jak my wszyscy. Ale to nie wygląda dobrze.
– A więc przydzielili cię do tej sprawy? – spytał Michael.
– Tak. Szczęściarz ze mnie, nie? Muszę wracać do środka.
– Jasne. Zadzwoń do mnie, gdy tu skończycie, dobra?
– Jeśli znajdę czas.
Michael patrzył, jak jego brat wchodzi do domu. Zwalczył chęć pójścia za nim, żeby rzucić okiem na ciało i miejsce zbrodni. Czy dostrzegłby jakieś ślady, które przeoczył jego brat?
Max był nowy w wydziale kryminalnym. Jego partner, Al Forbes, kiedyś był dobry, ale odliczał już dni do emerytury.
Cathy przeszła w poprzek podjazdu i przystanęła obok Michaela.
– Co mówił?
Nie wiedział, co jej odpowiedzieć.
– Powiedział tylko, że… – Głos uwiązł mu w gardle. – …została zastrzelona. Znaleźli broń i pocisk w łazience. To tam zastał ją Jay.
– To dobrze. Może broń jest zarejestrowana na mordercę. Może są odciski…
– No tak – potwierdził beznamiętnie.
Cathy przyjrzała mu się uważnie.
– Michael, czego mi nie mówisz?
Przełknął ślinę.
Tymczasem podeszły także jej siostry. Juliet sondowała go spojrzeniem.
– Michael, zginęła żona mojego brata – naciskała Cathy. – Powiedz mi, co wiesz!
Wziął głęboki wdech.
– Broń należy do Jaya. Podejrzewają, że…
Cathy wessała powietrze i odwróciła się do drzwi.
– Nie – wycedziła przez zęby. – Mój brat tego nie zrobił.
Zanim zdążył ją powstrzymać, zwinnie przeszła pod taśmą i rzuciła się biegiem przez podjazd.
– Cathy! Czekaj! – zawołał Michael. – Nie możesz tam wejść!
Policjant zagrodził jej drogę.
– Proszę pani, mówiłem…
– Jestem adwokatem Jaya Cramera – powiedziała, zadzierając podbródek. – Chcę zobaczyć się z moim klientem.
Funkcjonariusz wyglądał na poirytowanego, jakby rzuciła mu podkręconą piłkę.
– Moment! Proszę tu poczekać!
Skierował się do drzwi i wszedł do środka.
– Cathy! – zgromiła ją Juliet. – Nie prowadzisz już praktyki!
– Nadal mam ważną licencję – odparła. – Jay potrzebuje prawnika.
Michael nie umiał powstrzymać uśmiechu. Ta kobieta zawsze trzeźwo myślała. Policjant wrócił i zaprosił ją gestem do środka. Nie oglądając się za siebie, weszła do domu bratowej.
Cathy była tu ostatnio w Boże Narodzenie prawie półtora roku temu, zanim Jay zdał sobie sprawę, że jego małżeństwo się rozpada. Wnętrze wyglądało jak z magazynu SouthernLiving – meble, które Jay nadal spłacał, były ekstrawaganckie i udekorowane schludnymi dodatkami. Annalee miała smykałkę do wystroju wnętrz, jak i do wydawania pieniędzy. U stóp schodów stał jakiś policjant.
– Gdzie on jest? – spytała władczym tonem.
– W salonie.
Cathy przeszła przez kuchnię do salonu i zastała tam Jaya, siedzącego w kącie w fotelu uszaku. Zobaczyła też Ala Forbesa, który przesłuchiwał go jak kryminalistę. Jay miał mokre oczy i czerwony od płaczu nos. Widziała go w takim stanie już kilka razy, odkąd jego żona wniosła o rozwód, ale teraz wydawał się dodatkowo zszokowany i roztrzęsiony.
– Nic więcej nie mów, Jay! – zawołała do niego. – Chcę porozmawiać w cztery oczy z moim klientem, panie detektywie.
Al nie wyglądał na zadowolonego, ale nie miał wyboru – musiał się zgodzić.
– Cathy, ja tylko próbuję rozwiązać zagadkę morderstwa twojej bratowej. Proszę, nie zniechęcaj go do współpracy z nami. – Podniósł swoje puszyste cielsko. – Będę na górze – powiedział. – Zawołajcie nas, kiedy będziecie gotowi wznowić przesłuchanie.
Cathy patrzyła za nim, a potem odwróciła się do brata.
Jay wstał i mocno ją uściskał.
– Tak się cieszę, że tu jesteś.
Zamrugała, by powstrzymać łzy i pociągnęła go ze sobą w dół na małą dwuosobową kanapę, którą sama podarowała jemu i Annalee jako rocznicowy prezent kilka lat temu.
– Jay, chcę, żebyś mi opowiedział wszystko, co się wydarzyło. Od początku. Niczego nie pomijaj. I mów cicho, żeby nie słyszeli.
– Już im wszystko powiedziałem – odparł. – Nie mam nic do ukrycia.
Zamknęła oczy.
– O nie… Powinieneś od razu poprosić o adwokata.
– Nie wiedziałem, że będą zrzucać winę na mnie. Ja ją tylko znalazłem, to wszystko. To ten klaun, ale nie wiem, czy w ogóle go szukają.
– Klaun? Jaki klaun?
Potrząsnął głową, żeby pozbierać myśli.
– Dostałem w pracy maila od Annalee. Napisała, że chce, żebym przyjechał i porozmawiał z nią bez adwokatów, tylko ona i ja, że chciałaby zawrzeć porozumienie w sprawie tego, co będzie najlepsze dla Jacksona. Rzuciłem więc wszystko i przyjechałem.
To nie przypominało zachowania Annalee. W atakach na męża była bezwzględna. Małżeństwo rozpadło się przez jej niewierność i próbowała za wszelką cenę wydrzeć Jacksona z jego życia i odebrać mu cały majątek. Posunęła się nawet do bezpodstawnych zarzutów o molestowanie dziecka, które jego adwokat miał obalić w sądzie. Nie była typem ugodowej kobiety, która stawia dobro dziecka na pierwszym miejscu. Nigdy.
– Kiedy podjechałem, przy krawężniku stał biały pick-up. Zaparkowałem na podjeździe i wtedy z domu przez frontowe drzwi wyszedł klaun. Miał łysy czubek głowy i kręcone, czerwone włosy po bokach, umalowaną twarz, czerwony kostium i wielkie buty. Pomachał mi, poczłapał do swojego samochodu i odjechał.
Próbowała sobie to wyobrazić.
– Mówił coś? Rozmawiałeś z nim?
– Nie. Kiedy wysiadłem z auta, już go nie było. Nie wiedziałem, że ona nie żyje, inaczej bym go powstrzymał.
Poczuła pot nad górną wargą.
– Kiedy wszedłeś do domu, czy coś było nie na miejscu? Zauważyłeś coś dziwnego?
– Tylko tyle, że mi nie otworzyła. A spod drzwi łazienki wyciekała woda… Były zamknięte na zamek. Wyłamałem go.
Nic dziwnego, że policjanci byli tacy podejrzliwi. Historia z klaunem, roztrzaskane drzwi…
Otarł usta drżącą dłonią.
– Leżała martwa w wannie, ubrana, z raną postrzałową w klatce piersiowej.
Cathy popatrzyła w stronę schodów.
– Widziałeś broń?
– Nie. Skupiałem się na Annalee. Zadzwoniłem pod numer alarmowy i resuscytowałem ją, ale było za późno. – Jego ciało zadrżało od szlochu, więc go przytuliła. – Teraz myślą, że to ja ją zabiłem, bo to ja kupiłem tę broń. Była tutaj, w domu. Klaun musiał jej użyć.
Klaun… Kiedy wypowiadał te słowa, nawet Cathy czuła, że brzmią niedorzecznie. Jak mogli je odebrać policjanci? Media? Wiedziała, że w każdej chwili mogą się tu zjawić. Wiadomość wycieknie przez jakiegoś ważniaka żółtodzioba i wszyscy zaczną pisać o klaunie, ludzie będą kpić, Jay stanie się pośmiewiskiem i opinia publiczna wyda na niego wyrok. Będzie dokładnie takim oskarżonym, o jakich sama pisywała.
Ale to oczywiście nie była prawda. Jay nie był agresywny, a nawet gdyby, to nie byłby na tyle głupi, żeby wymyślić tak irracjonalną historyjkę.
– Nie mam pojęcia, kto mógł ją zabić. Nie za wiele wiem o tym, co się ostatnio u niej działo, poza tym, co dotyczyło mnie. Widywałem ją za każdym razem, gdy przyjeżdżałem po Jacksona i przywoziłem go do domu, ale nigdy ze mną nie rozmawiała. Nie umiała spojrzeć mi w oczy po tym, jak stwierdziła, że go skrzywdziłem.
Nic dziwnego – pomyślała Cathy. Annalee nie dotrzymała przysięgi danej na całe życie, a kiedy Jay miał czelność doprowadzić do konfrontacji, puściła go z torbami. Z żalu i gniewu przystał na to i się wyniósł. W jeden okrutny wieczór stracił dom i dziecko – to był zupełnie niespodziewany cios. Potem, żeby podeprzeć się w walce o prawa rodzicielskie, oskarżyła go o molestowanie Jacksona.
Cathy usiłowała powstrzymać gonitwę myśli i rozważyć wszystko jak prawniczka, a nie jak siostra.
– No dobrze. Po pierwsze, musimy pokazać policji tego maila. Rozmawiałeś z kimś przed wyjściem z pracy? Z kimś, kto może pamiętać, o której wyszedłeś?
– Tak, powiedziałem Janet.
Cathy zanotowała w myślach, by porozmawiać z jego sekretarką.
– A zatrzymywałeś się gdzieś po drodze?
– Na stacji benzynowej. Miałem prawie pusty bak.
– Gdzie?
– Na Exxonie przy Dwudziestej Pierwszej Ulicy. W aucie mam paragon.
– Dobrze, będzie mi potrzebny.
– Czemu? To nie udowodni, że jestem niewinny.
– Jeśli ustalą godzinę śmierci, a ty udowodnisz, że wtedy cię tu nie było…
– To mało prawdopodobne, skoro byłem tu kilka minut po tym, jak to się stało.
Cathy potarła twarz. Ta historia brzmiała absurdalnie, ale znała swojego brata. Nie był ani kłamcą, ani mordercą. Troszczył się o ludzi… nawet o Annalee.
– Dobrze, przemyślmy to jeszcze raz. Zabójcą jest klaun. Przyjeżdża tu tylko po to, żeby zabić Annalee i rzucić podejrzenie na ciebie. Z powodu kostiumu jest nierozpoznawalny. Kostium jest czerwony, więc nie widać plam krwi. Jak się tu dostał?
– Nie wiem. Nie widziałem śladów włamania.
Odłożyła torebkę na podłogę i wygrzebała z niej notes. Nadal miała w nim wszystkie notatki z procesu Chesney. Przerzuciła kartki na pustą stronę.
– A więc jakoś wchodzi do środka i idzie po twoją broń.
– Musiałby wiedzieć, gdzie Annalee ją trzymała. Chyba w szafce nocnej, ale nie jestem pewien. Kiedy tu mieszkaliśmy, broń nawet nie była naładowana.
– Może usłyszała, jak się włamuje i po nią sięgnęła?
– Gdyby się przestraszyła, chyba najpierw zadzwoniłaby na policję, a dopiero potem pobiegłaby do sypialni po broń. No i co z mailem?
– Może ją zmusił, żeby go napisała – powiedziała Cathy.
– Ale po co? Jeśli najpierw kazał jej napisać do mnie maila, a potem ją zabił, nie czekałby, aż tu dotrę. Wyszedłby tylnymi drzwiami tak, żebym go nie zauważył.
Próbowała myśleć jak ten klaun.
– Może chciał, żebyś go zobaczył.
Jay zastanowił się nad tym przez chwilę, a potem ukrył twarz w dłoniach.
– Nic dziwnego, że teraz myślą, że to ja! – Wziął urywany wdech. – Jackson. Poprosisz Juliet, żeby go odebrała? On potrzebuje kogoś bliskiego. Nie chcę zostawiać go u opiekunki. I chcę sam mu o wszystkim powiedzieć.
– Oczywiście. Ale spójrz na mnie.
Zsunął ręce w dół i popatrzył jej w oczy.
– Jay, musisz być silny. Dla niego. Nie możesz panikować i się rozklejać. Musisz zachować jasność umysłu. A ja dopilnuję, żeby policja wykonała swoją robotę i nie olała tego, co powiedziałeś.
– Klaun – odparł. – Kto mi uwierzy?
– Właśnie po to ten facet założył kostium klauna; żeby twoja wersja brzmiała niedorzecznie. Ale wiesz co? Jeśli w takim stroju pojechał do domu, ludzie go widzieli. Jeśli zatrzymał się na „stopie” albo na czerwonym świetle, nietrudno było go zauważyć. Znajdziemy jakiegoś świadka.
Jay odchylił się do tyłu i popatrzył na sufit.
– Dlaczego Bóg pozwala, żeby spotkało mnie coś takiego? Już sam rozwód i walka o opiekę były niewiarygodne… utrata domu… syna… żony. Oskarżenia. A teraz jeszcze została zamordowana, a ja jestem głównym podejrzanym?!
– Nie wiesz tego.
– Nie? Przesłuchiwali mnie jak podejrzanego. To ja ją znalazłem. To moja broń. Mam idiotyczną wersję wydarzeń…
– Prawda to prawda, nieważne jak się prezentuje.
– Im to powiedz – odparł. – Jakiś facet tarza się ze śmiechu, bo się wymknął, a ja za to beknę.
Cathy miała nadzieję, że jej brat się myli.
6
Musiał jak najszybciej pozbyć się kostiumu klauna. Zaraz po tym, jak zaparkuje białego pick-upa tam, skąd go zabrał. Miał nadzieję, że to miejsce nadal jest wolne. Gdyby było zajęte, współpracownik będący właścicielem auta pomyśli po prostu, że szwankuje mu pamięć. Nie domyśli się, że ktoś zabrał mu kluczyki z biurka, a jego wóz był wykorzystany do przestępczych celów.
Wjechał na parking, zwolnił i minął rządek aut. Miejsce było puste. Idealnie. Zaparkował i chwycił worek na śmieci. Kostium klauna, buty i maska z doklejoną łysiną i peruką były upchnięte w środku. Gdyby je znaleźli, zobaczyliby plamy krwi między kropkami. Nie zamierzał po prostu go wyrzucać. Musiał się upewnić, że nikt nigdy go nie znajdzie.
Wszedł do budynku i pewnym krokiem ruszył przez korytarz z workiem w ręce. Zatrzymał się przy gabinecie faceta, który był właścicielem białego auta. Jak zwykle nie było go przy biurku. Wszedł do środka i rzucił kluczyki na blat, tam, gdzie je znalazł, a potem wymknął się z powrotem.
Spalarnia, w której utylizowali niebezpieczne odpady, będzie najlepszym miejscem, by pozbyć się kostiumu. Skierował się do tylnych drzwi, a potem do oddzielnego budynku. Wszedł do środka i od razu poczuł żar. Jego skórę zrosił pot. Otworzył drzwiczki, za którymi ukazały się płomienie, i wrzucił worek do środka. Ogień natychmiast go strawił.
Stał tam jeszcze przez chwilę i patrzył, jak w dole tańczą pomarańczowe języki. Jeśli piekło istnieje, to czy tak właśnie wygląda?
Zamknął drzwiczki i otarł pot z brwi. Jakie to śmieszne myśleć o piekle. Nawet w coś takiego nie wierzył.
Wyszedł z budynku na wilgotny wiatr, który nieco go ochłodził. Rozejrzał się na prawo i lewo. Za budynkiem stało kilku pracowników i paliło papierosy. Żaden go nie zauważył. Nigdy go nie zauważali. Ale wkrótce stanie się kimś ważnym.
Wyprostował się i wziął głęboki oddech, a potem wrócił, by dokończyć pracę. Teraz już nikt nie powiąże go ze śmiercią Annalee. Dymiący rewolwer wskazywał na Jaya. Po jedynym innym dowodzie pozostała tylko kupka popiołu wśród płomieni. Tyle problemów rozwiązanych w jeden dzień. Od lat nie czuł się tak dobrze.
7
Podczas gdy Cathy była w środku, Michael chwycił lornetkę, wyjął z auta walizkę z zestawem kryminalistycznym i przyjrzał się trawnikowi Annalee. Szukał odcisków stóp w trawie wzdłuż linii chodnika, ale gleba była zbyt sucha. Działka nie była odgrodzona po bokach domu, więc powoli go obszedł, szukając śladów włamania. Żaluzje nadal były zaciągnięte, ale jedno okno wyglądało na otwarte. Zabójca mógł tędy wejść, ale czy zatrzymałby się, żeby z powrotem spuścić żaluzję?
Dotarł na tylne podwórze i zauważył, że policja odgrodziła kawałek terenu wokół tylnych drzwi. Przyjrzał się im przez lornetkę. Tu też ani śladu włamania.
Kiedy obszedł już cały dom i obejrzał wszystkie okna, wrócił na ulicę. Po obu stronach działki rosły drzewa. Możliwe, że zabójca pozbył się części dowodów, zanim odjechał. Może peruki? Kostiumu?
Wszedł między drzewa rosnące przy ulicy w poszukiwaniu czegokolwiek, co morderca mógł wyrzucić przez okno. Znalazł kilka puszek po napojach. Wyjął woreczek strunowy z walizki i spakował je. Wątpił, by zostawił je zabójca. Pusta puszka po coli nie figurowałaby na pierwszym miejscu listy dowodów do pozbycia.
Szedł dalej, zbierając rozrzucone śmieci – pustą butelkę po wodzie, stary worek, jeszcze więcej puszek. Spakował wszystko, by oddać Maxowi, na wszelki wypadek. Wyglądało jednak na to, że zabójca nic tu nie wyrzucił.
Wrócił tą samą drogą, by sprawdzić jeszcze raz. Kiedy dotarł do domu, zauważył Juliet i Holly siedzące w aucie starszej siostry przy otwartych drzwiach. Holly nadal była w rozsypce. Juliet gapiła się na dom.
Gdyby tylko mógł choć na chwilę tam wejść i rzucić okiem na miejsce zbrodni… Ale Max nigdy na to nie pozwoli. Był zbyt dumny, by cokolwiek konsultować z Michaelem, zwłaszcza sprawę zabójstwa. Chociaż Maxowi zależało na opinii młodszego brata, powiedziałby, że Michael jest za bardzo zżyty z tą rodziną, by być obiektywnym. I chyba miał rację.
Ale tak wiele rzeczy chciałby wiedzieć. Czy Annalee została zastrzelona w wannie? Czy wodę nalano do niej wcześniej, czy później? Czy były ślady walki? Czy wszędzie w domu była krew? Gdyby chociaż mógł zobaczyć, gdzie znaleziono ciało, może udałoby mu się odtworzyć, jak się tam dostała, kiedy zdała sobie sprawę, że jest w niebezpieczeństwie, gdzie i kiedy morderca się jej pokazał.
Nie miał jednak takiej możliwości, i to z własnej winy. Musiał zaufać bratu i policji, z której on sam został zwolniony.
8
Policjanci nalegali, by kontynuować przesłuchanie Jaya na posterunku, więc Cathy powiedziała im, że go tam zawiezie. Siostry powitały go przed domem uściskami i łzami, a Cathy wzięła Michaela na stronę i streściła mu to, co opowiedział jej Jay.
– Potrzebuję twojej pomocy – powiedziała. – Możesz pojechać do domu Jaya i poszukać w jego komputerze tego maila od Annalee? Wydrukuj go i przywieź mi na posterunek.
– Jasne – odparł. – Masz klucz?
– Tak. – Wyciągnęła z torebki pęk kluczy i zdjęła z kółka jeden podpisany imieniem brata.
– Michael, jeśli ta sprawa wycieknie do mediów, nikt mu nie uwierzy. Sama bym nie uwierzyła.
– A wierzysz?
– Tak, oczywiście. To mój brat. Nie zrobiłby czegoś takiego matce własnego dziecka. – Spojrzała w stronę Jaya stojącego w objęciach Juliet. – Ktokolwiek to zrobił, celowo tak wszystko ukartował, żeby jego wersja zdarzeń wydawała się skandalicznie głupia.
Michael miał ten charakterystyczny wyraz twarzy, świadczący o tym, że jego umysł działa na pełnych obrotach.
– Będziemy potrzebować szczegółowego opisu tego kostiumu klauna. Mogę pojeździć po sklepach i sprawdzić, czy ktoś ostatnio taki kupił. – Rozejrzał się po rozległym trawniku. – Jay mówił, że klaun szedł przez trawę. Przyjrzałem się podwórzu i nie zauważyłem żadnych śladów. Ostatnio było sucho, ale może w łazience są jakieś odciski, albo na wykładzinie, bo mógł mieć mokre podeszwy, kiedy wychodził.
– Czy oni wiedzą, co robią, Michael? Czy na Maxie i Alu można polegać?
– Musimy im zaufać. Nie mamy wyboru. – Dostrzegła, że drży mu żuchwa i wywnioskowała, że chyba jednak wątpił w ich kompetencje. – Będzie dobrze. Max jest świetnie wyszkolony, a Al ma doświadczenie.
– Al Forbes już dwa lata temu działał tylko dzięki sile rozpędu, kiedy pracowaliście z Joem w wydziale – odparła. – Chce jakoś dotrwać do emerytury i odlicza czas, przecież wiesz. Najprostszym sposobem doprowadzenia tej sprawy do końca jest oskarżenie Jaya i zamknięcie śledztwa.
– Mam nadzieję, że się mylisz – powiedział Michael. – Mój brat raczej tak nie postąpi.
Ale Cathy wiedziała, że Max i Michael mieli zupełnie inną etykę pracy.
– Chyba nie będziesz naprawdę go reprezentować, co, Cathy? – spytał Michael.
– Muszę.
– Wcale nie. Możesz zatrudnić kogoś innego.
– To mój brat! Nie ma nic ważniejszego.
– Ale wyszłaś z wprawy, Cathy. Od dwóch lat nie praktykujesz i nigdy nie pracowałaś jako obrońca.
– Wiem tylko, że on mnie teraz potrzebuje. Może jeśli sprawa zajdzie dalej, ściągniemy kogoś jeszcze. Ale tutaj jest moje miejsce. – Spojrzała na zegarek. – O nie… Miałam dzisiaj być w telewizji. Muszę zadzwonić.
Prędko wybrała numer do producenta stacji FOX i powiedziała mu, że ma pilną rodzinną sprawę i nie może przyjechać, ale pokierowała go na swojego bloga, na którym już zdążyła opublikować najnowszą informację w sprawie Sary Chesney. Kiedy się rozłączyła, zdała sobie sprawę, że kolejny raz już raczej jej nie zaprosi… Chyba żeby porozmawiać o sprawie jej brata.
– Trzymasz się? – spytał Michael, kiedy się rozłączyła.
– Tak. Muszę.
– Zadzwonisz do mnie, jeśli będę mógł sprawdzić coś jeszcze?
– Wiesz, że tak. Ufam ci bardziej niż im. Zbadaj każdy trop, który znajdziesz. Możemy pomóc Maxowi przy tej sprawie, czy mu się to podoba, czy nie.