Klan Wyspiańskich - Jan Tomkowski - ebook + książka

Klan Wyspiańskich ebook

Jan Tomkowski

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Na przełomie XIX i XX wieku wśród Wyspiańskich, a także spokrewnionych z nimi rodzin Rogowskich, Parvich czy Waśkowskich, talenty artystyczne nie były rzadkością. Poświęcali swoje życie sztuce, chwytając za pióro, pędzel, dłuto rzeźbiarskie, a czasem nawet aparat fotograficzny. Młode panny grały na fortepianie, śpiewały pieśni i pisały wiersze. Talentów wśród nich nie brakowało, ale geniusz zdarzył się tylko jeden – Stanisław Wyspiański, w którego cieniu pozostają do dziś pozostali bohaterowie tej książki

Franciszek Wyspiański był utalentowanym rzeźbiarzem, jego brat Bronisław – nieprzeciętnym fotografikiem działającym na prowincji. Joanna (Janina) Stankiewiczowa pozostawiła rękopisy, nad którymi pochylają się badacze literatury. Bardziej dociekliwi znają artykuły Zenona Parviego, a także jego dramaty. W kilku miastach stoją pomniki dłuta Tadeusza Błotnickiego, a jego Zarys historii ubiorów jest antykwarycznym rarytasem. Piórem władała sprawnie Maria Waśkowska, ale to jej młodszy brat Antoni pozostawił po sobie książki wspomnieniowe, sztuki teatralne i obrazy. Ich brat Tadeusz również był artystą. Nie pamiętalibyśmy o nich, gdyby w styczniu 1869 roku nie przyszedł na świat Stanisław Wyspiański. Przeżył niespełna 39 lat – znacznie mniej niż Mickiewicz czy Norwid, mniej niż Słowacki i Krasiński. A jednak pozostawił dzieło niezwykłe, zdumiewające rozległością i wszechstronnością: wiersze, dramaty, doskonałe listy, obrazy, grafiki, rysunki. Ilustrował książki, projektował witraże, meble i wnętrza, zajmował się scenografią i reżyserią teatralną. Klan Wyspiańskich – tylu dobrze zapowiadających się, zmarnowanych, zapomnianych, niespełnionych artystów. I geniusz – Stanisław Wyspiański!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 236

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Text co­py­ri­ght © 2020 Jan Tom­kow­ski
Co­py­ri­ght for this edi­tion © Wy­daw­nic­two AR­KADY Sp. z o.o., War­szawa 2020
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Żadna część tej pu­bli­ka­cji nie może być re­pro­du­ko­wana w ja­kiej­kol­wiek for­mie ani po­wie­lana gra­ficz­nie, elek­tro­nicz­nie czy me­cha­nicz­nie, w tym za po­mocą ko­pio­wa­nia, na­gry­wa­nia, ani prze­cho­wy­wana w in­for­ma­tycz­nej ba­zie da­nych bez pi­sem­nej zgody wy­dawcy. Pro­simy o prze­strze­ga­nie praw twór­ców do ich wła­sno­ści in­te­lek­tu­al­nej i nie­udo­stęp­nia­nie tre­ści książki w sieci.
Re­dak­cja: Do­rota Ko­man
Ko­rekta: Jo­anna Miel­nik
ISBN 978-83-213-5222-0
CIP  Bi­blio­teka Na­ro­dowa
Tom­kow­ski, Jan
Klan Wy­spiań­skich / Jan Tom­kow­ski.
- War­szawa : Wy­daw­nic­two Ar­kady, 2020
Wy­da­nie I, 2020. Sym­bol 5257/R
Wy­daw­nic­two AR­KADY Sp. z o.o. ul. Do­bra 28, 00-344 War­szawa tel. 22 444 86 50/51info@ar­kady.eu, www.ar­kady.euwww.fa­ce­book.com/Wy­daw­nic­two.Ar­kadywww.fa­ce­book.com/Wy­daw­nic­two.Le­Tra księ­gar­nia fir­mowa tel. 22 444 86 61, e-mail: ksie­gar­nia@ar­kady.eu
Wy­łączny dys­try­bu­tor: DO­BRA 28 Sp. z o.o. ul. Do­bra 28, 00-344 War­szawa tel. 22 444 86 94 e-mail: biuro@do­bra28.pl, www.do­bra28.pl księ­gar­nia wy­sył­kowa: www.ar­kady.info tel. 22 444 86 97
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Wstęp

W zna­cze­niu, któ­rego nie od­no­to­wy­wał nie­za­stą­piony do dziś Słow­nik ję­zyka pol­skiego pod re­dak­cją Wi­tolda Do­ro­szew­skiego, „klan” to wie­lo­po­ko­le­niowa, skon­so­li­do­wana ro­dzina. Czy za­tem ist­niał kie­dy­kol­wiek „klan Wy­spiań­skich”? A może po­win­ni­śmy ra­czej mó­wić o „ro­dzie” albo „ro­dzi­nie”, ści­ślej mó­wiąc, o kilku ro­dzi­nach, nie za­wsze utrzy­mu­ją­cych ze sobą bli­ski kon­takt, ży­ją­cych wła­snymi spra­wami i w od­mien­nym ryt­mie?

Nie było w ro­dzie Wy­spiań­skich sław­nych ry­ce­rzy spod Grun­waldu albo cho­ciaż spod Wied­nia, próżno w nim szu­kać kró­lew­skich do­stoj­ni­ków, wpły­wo­wych ma­gna­tów czy ary­sto­kra­tów z bu­dzą­cymi za­zdrość ty­tu­łami i olśnie­wa­ją­cym ro­do­wo­dem. Nie mu­simy się­gać w głąb hi­sto­rii, by zi­den­ty­fi­ko­wać po­stać może nie pro­to­pla­sty, lecz przy­naj­mniej se­niora rodu, Jana Wy­spiań­skiego, pi­sa­rza gmin­nego w po­wie­cie Brze­żany, w ziemi lwow­skiej, oże­nio­nego z Anną, z domu Ro­siń­ską. Wiemy o nim bar­dzo mało, znacz­nie wię­cej – o synu Jana, Igna­cym, który uro­dził się w epoce wo­jen na­po­le­oń­skich, a stu­dio­wał na Uni­wer­sy­te­cie Lwow­skim, gdy trwało jesz­cze po­wsta­nie li­sto­pa­dowe. Wia­domo, że był urzęd­ni­kiem, za­pa­mię­tano jego po­stawę pa­trio­tyczną, zwłasz­cza pod­czas po­wsta­nia stycz­nio­wego w 1863 roku, gdy miesz­kał już w Kra­ko­wie. Trudno też po­wie­dzieć coś ab­so­lut­nie pew­nego o jego aspi­ra­cjach ar­ty­stycz­nych. Może grał na for­te­pia­nie, co w ro­dzi­nach in­te­li­genc­kich nie na­le­żało do rzad­ko­ści? Może re­cy­to­wał pa­trio­tyczne wier­sze, a może wo­lał czy­tać co­raz mod­niej­sze po­wie­ści, na przy­kład Mi­chała Ba­łuc­kiego?

Sta­ni­sław Wy­spiań­ski, Au­to­por­tret, 1893/1894, olej, płótno

Ar­ty­stami z praw­dzi­wego zda­rze­nia zo­stali jed­nak do­piero jego syn Fran­ci­szek, a po­tem syn Fran­ciszka, Sta­ni­sław, znany dziś jako au­tor We­sela i twórca Cho­cho­łów, dla nie­któ­rych „czwarty wieszcz”, dla in­nych tylko je­den z naj­wy­bit­niej­szych re­pre­zen­tan­tów Mło­dej Pol­ski.

A sami Wy­spiań­scy – wła­ści­wie jaka to ro­dzina?

Lew Toł­stoj w pierw­szym zda­niu Anny Ka­re­niny uczy­nił godne prze­my­śle­nia spo­strze­że­nie, zgod­nie z któ­rym „wszyst­kie szczę­śliwe ro­dziny są do sie­bie po­dobne, każda nie­szczę­śliwa ro­dzina jest nie­szczę­śliwa na swój spo­sób”. Można chyba po­wie­dzieć, że do domu Wy­spiań­skich i ich krew­nych, Ro­gow­skich, Pa­rvich, Waś­kow­skich czy Stan­kie­wi­czów, szczę­ście za­glą­dało nie­zbyt czę­sto. Nie­szczę­śliwi na swój spo­sób? Być może.

Nie błysz­czeli na sa­lo­nach, nie do­ra­biali się wiel­kich ma­jąt­ków, omi­jały ich naj­wyż­sze sta­no­wi­ska, nie się­gali po wła­dzę ani pie­nią­dze. Poza Sta­ni­sła­wem, któ­rego po­śmiertna sława zde­cy­do­wa­nie prze­wyż­szyła uzna­nie, ja­kim cie­szył się za ży­cia, byli ra­czej bo­ha­te­rami dru­giego planu. Wie­lo­dziet­ność na pewno nie sprzy­jała pod­nie­sie­niu ma­te­rial­nego po­ziomu ży­cia, choć zda­rzali się także przed­sta­wi­ciele rodu, któ­rzy uni­kali związ­ków mał­żeń­skich i scho­dzili z tego świata bez­po­tom­nie.

Sza­cu­nek dla tra­dy­cji pa­trio­tycz­nych prze­cho­dził z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie jako oczy­wi­stość, nie­moż­liwy do za­kwe­stio­no­wa­nia obo­wią­zek, po czę­ści zaś po­win­ność odzie­dzi­czona po przod­kach. Może dla­tego tylko spo­ra­dycz­nie cią­gnął ich sze­roki świat, a je­śli już wy­jeż­dżali, to – po­dob­nie jak Wy­spiań­skiemu w Pa­ryżu – bra­ko­wało im są­siedz­twa Wa­welu. Swoje losy wią­zali prze­waż­nie z Kra­ko­wem, tu­taj przy­cho­dzili na świat, tu­taj żyli i umie­rali, nie zda­jąc so­bie cza­sem sprawy, że inne mia­sta za­ofe­ro­wa­łyby im wię­cej: roz­le­glej­sze per­spek­tywy, szanse na szyb­szą ka­rierę, ła­twiej­sze i więk­sze za­robki. Na ogół żyli bo­wiem w trud­nych wa­run­kach, cza­sem po­ma­ga­jąc so­bie wza­jem­nie, ale nie­kiedy po­dą­żali wła­snymi ścież­kami, świa­do­mie albo mimo woli roz­luź­nia­jąc więzy ro­dzinne. Ce­nili so­bie na­to­miast wy­kształ­ce­nie i może dzięki temu nie znali po­gardy dla sztuki. Je­śli już tra­fił się w tej ro­dzi­nie ar­ty­sta, nie zmu­szano go, jak się zdaje, by wy­brał za­wód bar­dziej prak­tyczny, na przy­kład za­jął się han­dlem albo rze­mio­słem. Może to do­wód na to, że w każ­dym z Wy­spiań­skich drze­mała du­sza ar­ty­styczna, umi­ło­wa­nie piękna, po­szu­ki­wa­nie moż­li­wo­ści eks­pre­sji, nie­okre­ślona tę­sk­nota zgodna z du­chem post­ro­man­tycz­nych cza­sów?

Dom przy Krup­ni­czej 26 w Kra­ko­wie, w któ­rym uro­dził się Sta­ni­sław Wy­spiań­ski

Trudno to oce­nić, ale na ogół kiedy chwy­tali za pióro, pę­dzel albo na­wet dłuto, ra­dzili so­bie cał­kiem nie­źle, na­wet je­śli z róż­nych po­wo­dów nie zdo­łali po­zo­sta­wić po so­bie nie­śmier­tel­nych ar­cy­dzieł. Nie za­bra­kło wśród nich zmar­no­wa­nych ta­len­tów, któ­rych tak wiele spo­ty­kamy we wszyst­kich za­bo­rach w epoce po­stycz­nio­wej. Nę­kani al­ko­ho­li­zmem albo cho­robą umy­słową ma­la­rze, po­eci, rzeź­bia­rze, po­ten­cjalni sa­mo­bójcy i pen­sjo­na­riu­sze za­kła­dów psy­chia­trycz­nych to ciemna strona pol­skiej kul­tury, cią­gle jesz­cze mało znana, wsty­dliwa...

Klan Wy­spiań­skich nie jest ty­pową kro­niką rodu, bo­wiem au­tor nie za­mie­rzał zgłę­biać wy­czer­pu­jąco lo­sów każ­dego z bo­ha­te­rów, nie­za­leż­nie od roli, jaką ode­grał w dzie­jach li­te­ra­tury czy sztuki. In­te­re­so­wać nas więc będą je­dy­nie ar­ty­ści – speł­nieni i po­ten­cjalni, uznani i za­po­mniani. To na­tu­ralne, że w cen­trum uwagi znaj­dzie się po­stać Sta­ni­sława Wy­spiań­skiego, wie­lo­krot­nie opi­sy­wana, a prze­cież cią­gle ta­jem­ni­cza i pełna pa­ra­dok­sów. Jak to moż­liwe, że stro­niący od to­wa­rzy­stwa sa­mot­nik stał się w końcu czło­wie­kiem ro­dzin­nym? A w do­datku – że stało się to za sprawą ko­biety, którą po­gar­dzała przy­naj­mniej po­łowa in­te­li­genc­kiego Kra­kowa!

W cie­niu wiel­kiego mi­strza ar­ty­stycz­nego rodu zna­leźli się inni, przede wszyst­kim jego oj­ciec i stryj, o któ­rym pa­mię­tają już tylko nie­liczni. A także dzieci, utrwa­lone na ob­ra­zach, któ­rych lep­sze czy gor­sze re­pro­duk­cje ozda­biają wiele pol­skich miesz­kań, po­ko­jów ho­te­lo­wych, a na­wet in­sty­tu­cji pu­blicz­nych. Czy gdyby nie przed­wcze­sna śmierć au­tora We­sela, jego cho­roba i ka­ta­kli­zmy hi­sto­rii, dzieci Sta­ni­sława Wy­spiań­skiego by­łyby dziś dla nas kimś znacz­nie waż­niej­szym niż tylko mo­de­lami uwiecz­nio­nymi na wdzięcz­nych pa­ste­lach? Że by­łyby kimś in­nym – co do tego nie ma żad­nych wąt­pli­wo­ści.

Szu­kamy za­tem śla­dów ar­ty­stycz­nych in­spi­ra­cji, a nie su­chych dat i fak­tów, o któ­rych mó­wią za­cho­wane do­ku­menty. Są wśród nich me­tryki, dy­plomy, urzę­dowe pi­sma i pry­watne li­sty, wresz­cie co­raz licz­niej­sze, zwłasz­cza w dru­giej po­ło­wie XIX wieku, fo­to­gra­fie. A po­nie­waż naj­gło­śniej­szy przed­sta­wi­ciel rodu był w Kra­ko­wie po­sta­cią do­sko­nale znaną i chęt­nie od­wie­dzaną, dys­po­nu­jemy rów­nież licz­nymi wspo­mnie­niami. Wy­dają się bez­cenne, choć po­win­ni­śmy trak­to­wać je z nie­jaką ostroż­no­ścią, zwłasz­cza gdy za­wie­rają sądy nie­zbyt wy­wa­żone bądź pro­ble­ma­tyczne, albo gdy do­ty­czą epi­zo­dów sprzed dwu­dzie­stu czy trzy­dzie­stu lat. 

Czy­ta­ją­cemu so­lid­nie udo­ku­men­to­wane stu­dia i przy­czynki, bę­dące wy­ni­kiem pracy w ar­chi­wach i bi­blio­te­kach, na­suwa się nie­kiedy re­flek­sja, iż być może ich au­to­rzy przy­wią­zują zbyt wielką wagę do tego, co zo­stało utrwa­lone na pa­pie­rze. Ta­kie sta­no­wi­sko za­słu­guje na sza­cu­nek, ale może nie po­win­ni­śmy prze­ce­niać zna­cze­nia pew­nych za­pi­sa­nych wy­po­wie­dzi, a na­wet urzę­do­wych do­ku­men­tów, bo i one za­wie­rać mogą wiele nie­ści­sło­ści, mi­sty­fi­ka­cji, a na­wet świa­do­mych fał­szerstw! Fakt, że nie po­tra­fimy udo­ku­men­to­wać po­bytu tej czy in­nej oso­bi­sto­ści w ja­kimś kon­kret­nym miej­scu, wcale nie ozna­cza, iż ni­gdy jej tam nie było. Po­dob­nie re­la­cje mię­dzy ludźmi nie za­wsze znaj­dują swój wy­raz w no­tat­ni­kach czy pa­mięt­ni­kach. Po­li­tycy oraz dy­plo­maci do­sko­nale wie­dzą, jak ry­zy­kowne jest po­wie­rza­nie po­uf­nych in­for­ma­cji na­wet naj­bliż­szym. Se­kretny dzien­nik, pro­wa­dzony w ta­jem­nicy przed świa­tem, sta­nowi może lep­sze roz­wią­za­nie, ale nie wszy­scy go pro­wa­dzą.

Zwłasz­cza pi­sa­rze bar­dzo lu­bią za­cie­rać pewne ślady, dba­jąc o wi­ze­ru­nek prze­ka­zy­wany po­tom­no­ści. Przez całe ży­cie, a zwłasz­cza w prze­czu­ciu zbli­ża­ją­cej się śmierci, wrzu­cają do ognia rę­ko­pisy, oso­bi­ste za­pi­ski, ko­re­spon­den­cję. Świad­ko­wie są zgodni, że uczy­nił to rów­nież Sta­ni­sław Wy­spiań­ski, po­dob­nie mo­gli też po­stą­pić inni bo­ha­te­ro­wie, mniej znani, ale rów­nie po­wścią­gliwi w dzie­le­niu się swo­imi se­kre­tami.

Jed­nak na­wet au­to­rzy, któ­rym żal pło­ną­cych ma­nu­skryp­tów, po­tra­fią ukry­wać kło­po­tliwą prawdę w spo­sób nie­mal per­fek­cyjny. Można wpro­wa­dzać w błąd naj­bar­dziej su­mien­nych ba­da­czy rów­nież wów­czas, gdy pi­sze się au­to­bio­gra­fię, a na­wet urzę­dowy ży­cio­rys. Wie­dział o tym do­sko­nale bo­daj naj­więk­szy mi­sty­fi­ka­tor okresu Mło­dej Pol­ski, Wła­dy­sław Sta­ni­sław Rey­mont. Barwną, choć nie­ko­niecz­nie zgodną z rze­czy­wi­sto­ścią opo­wieść au­to­bio­gra­ficzną spre­pa­ro­wał Sta­ni­sław Przy­by­szew­ski – nie­któ­rzy twier­dzą, że mimo wszystko Moi współ­cze­śni to jego naj­lep­sza, a już na pewno naj­żyw­sza książka. Bez po­rów­na­nia wię­cej prawdy za­wie­rają Dzien­niki Ste­fana Że­rom­skiego, ale i tam nie­jedno zo­stało sta­ran­nie za­szy­fro­wane, a nie­kiedy prze­mil­czane. Rap­tu­la­rze Wy­spiań­skiego, dla ba­da­czy oczy­wi­ście trudne do po­mi­nię­cia, choć ob­ję­to­ściowo bar­dzo skromne, do ar­cy­dzieł pol­skiej dia­ry­styki oczy­wi­ście nie na­leżą. Za­wie­rają za­pi­ski tak la­ko­niczne, że ich au­to­rem mógłby być wła­ści­ciel za­kładu kra­wiec­kiego, ka­sjer albo po­sia­dacz ziem­ski. Au­tor We­sela zda­wał so­bie chyba sprawę, że na dzien­nik, pa­mięt­nik czy au­to­bio­gra­fię jest jesz­cze za wcze­śnie. A może nie po­cią­gał go ten ro­dzaj li­te­ra­tury, dziś tak lu­biany przez czy­tel­ni­ków. Brak po­dob­nego tek­stu re­kom­pen­sują nam czę­ściowo li­sty, nie­kiedy bar­dzo ob­szerne, za­wie­ra­jące wiele waż­nych re­flek­sji o sztuce.

Tam, gdzie za­wo­dzą do­ku­menty, od­wo­łać się mu­simy do wy­obraźni, na­wet je­śli nie po­zwala ona usta­lić bez­dy­sku­syj­nych fak­tów czy prze­ko­nu­ją­cych in­ter­pre­ta­cji. Hi­po­tezy też mają swoje zna­cze­nie, a ich for­mu­ło­wa­nie to nie tylko za­bawa in­te­lek­tu­alna. Nie­kiedy bo­wiem na­wet słabo uza­sad­nione po­dej­rze­nia oka­zują się w końcu prawdą.

W hi­sto­rii róż­nych kra­jów spo­tkać można rody, które za­wdzię­czają pa­mięć po­tom­nych na przy­kład dzie­łom ar­chi­tek­to­nicz­nym, in­sty­tu­cjom uży­tecz­no­ści pu­blicz­nej, cza­sem ini­cja­ty­wom fi­lan­tro­pij­nym albo róż­nym for­mom me­ce­natu. Moż­li­wo­ści jest nie­skoń­cze­nie wiele. Wolno jed­nak są­dzić, że je­śli dziś po­chy­lamy się nad hi­sto­rią „klanu” Wy­spiań­skich, to praw­do­po­dob­nie czy­ni­li­by­śmy to znacz­nie rza­dziej, gdyby jego prze­zna­cze­niem nie była służba sztuce, naj­szla­chet­niej­szej dzia­łal­no­ści czło­wieka.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Źró­dła ilu­stra­cji

Na­ro­dowe Ar­chi­wum Cy­frowe: s. 8

Cy­frowa Bi­blio­teka Na­ro­dowa Po­lona: s. 13