13,99 zł
Przez trzydzieści lat małżeństwa przeżyliśmy wraz
z mężem wiele wzlotów i upadków. Obecnie, z per-
spektywy czasu, mogę stwierdzić, że warto było to
wszystko przetrwać, zdobyć się na wybaczenie sobie
i innym. Dzięki Bożej pomocy doznałam wewnętrz-
nego oczyszczenia i dziś znowu jestem szczęśliwą mę-
żatką. Czuję się kochana i bezpieczna. Stabilizacja
i harmonia w rodzinie to bezcenne dary dla wszyst-
kich pokoleń.
Minęło wiele lat. W naszym dość dużym domu zo-
staliśmy już tylko we dwoje. Jeszcze przed wypro-
wadzką dzieci dopadał mnie syndrom pustego gniaz-
da. Bardzo się bałam, że nie odnajdę się w tej sytuacji.
Syn wyprowadził się już prawie pięć lat temu. Na
szczęście niedługo po tym wprowadził się zięć, a póź-
niej pojawiła się wnuczka. „Gniazdo” znów się zapeł-
niło – na dwa lata. Po ich upływie córka wraz z rodzi-
ną przeniosła się do własnego domu. Taka jest kolej
rzeczy. Dobrze się jednak stało, że wyprowadzili się
w przeddzień świąt Bożego Narodzenia, gdy byłam
pochłonięta przygotowaniami i nie miałam czasu na rozmyślanie o samotności. Potem zaś, zaraz po świę-
tach, wyjechaliśmy na dziesięć dni w góry.
Po powrocie, zaraz następnego dnia poszłam do
pracy. Kiedy zmęczona wróciłam do domu, położy-
łam się z książką do łóżka i wtedy zaskoczyłam samą
siebie, gdyż zamiast rozmyślać o tym, jaka jestem nie-
szczęśliwa w tym pustym domu, powiedziałam do
męża: „Kochanie, jak mi dobrze, dziś nic nie muszę
robić, nikt nic ode mnie nie chce!”.
Wtedy uświadomiliśmy sobie oboje, że przez trzy-
dzieści lat naszego małżeństwa nigdy nie mieszkali-
śmy sami. Najpierw mieszkaliśmy u moich rodziców,
później z dziećmi – dopiero teraz to się zmieniło. Mo-
gliśmy się wreszcie poczuć we własnym domu swo-
bodnie. Ostatnie lata są chyba jednymi z piękniejszych
w całym naszym małżeńskim życiu. Owszem, dzieci
nadal nas odwiedzają, ale to już nie to samo. Częstymi
gośćmi w naszym domu są też moi rodzice.
Obecna nadal jest w moim życiu choroba. Wiem, że
z etapu „rzutów” przeszła już w stan „ciągły”. Tak na-
prawdę, w moim odczuciu, żyję na ile się da z tą trudną
diagnozą, bo choroba idzie obok mnie. Ostatnio jest
coraz bliżej i częściej się spotykamy. Oznaki jej bywają
zaś widoczne nie tylko dla mnie i najbliższych, ale i dla
innych ludzi. Jest mi w takich chwilach ciężko w pracy,
zwłaszcza gdy muszę spotkać się z prezesem lub dyrek-
torem jakiejś placówki, którą obsługuję. Wydaje mi się
wówczas, że nie wszyscy chcą pracować z osobą, która
ma taki widoczny problem. Generalnie radzę sobie do-
brze – funkcjonuję jak zdrowa osoba. Za to co robię,
jestem wysoko oceniana, czego dowodem są referencje
od wszystkich klientów, a zwłaszcza szpitali.
Ebooka przeczytasz w dowolnej aplikacji obsługującej format: