Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
15 osób interesuje się tą książką
JESIEŃ W OLSZOWYM JARZE JEST RÓŻNORODNA I PEŁNA NIESPODZIANEK. CZASEM OTULA WIOSKĘ PŁASZCZEM SREBRNEJ MGŁY, OPRÓSZY PŁATKAMI ŚNIEGU, POSTRASZY ULEWĄ, A INNYM RAZEM ROZPIESZCZA PROMIENIAMI SŁOŃCA.
W biurze Weroniki sporo się dzieje, zasypują ją zlecenia. Projektantka po raz pierwszy nie martwi się o to, czy da radę utrzymać firmę, lecz o to, czy podoła wszystkim wyzwaniom. Ale i w życiu prywatnym nie ma zastoju, bo choć temperatury powietrza robią się coraz niższe, to emocje buzują i daleko im do chłodu. Także inni mieszkańcy Olszowego Jaru nie szykują się do zimowego snu: rozkwita miłość Lidki i Tomka, Wiola znajduje nową sympatię, Darek przeżywa wątpliwości związane z tym, dokąd zmierza jego relacja z Weroniką, a nim skończy się rok, jedna z rodzin znacząco się powiększy!
Czy uczucia naszych bohaterów przetrwają pierwsze przymrozki? Czy to, co zrodziło się podczas szalonej nocy świętojańskiej, nie rozwieje się wraz z jesienną mgłą? Kim będą nowi mieszkańcy, którzy znajdą schronienie w domu projektantki?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 261
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Parki we wszystkich barwach miodu,
w sadach sok śliwek złoci liście
jesień zagląda do ogrodu,
coraz wilgotniej, coraz mgliściej.
Od deszczu puchną kartofliska,
błyszczą się grzybów parasole,
zmęczone słońce słabiej błyska
i znowu dźwięczą dzwonki w szkole.
Jesień, seledyn wszedł w oliwkę,
żółcienie, brązy, stare złoto,
dni znowu krótsze, drogi śliskie
i pachnie chłodem, i tęsknotą.
MARIUSZ PARLICKI, Jesiennie, za: www.parlicki.pl
Dedykuję wszystkim, którzy kochają jesień
ROZDZIAŁ 1
Końcówka lata w Olszowym Jarze przyniosła dni piękne i słoneczne, jakby wrzesień chciał dać ludziom i przyrodzie szansę, by wykorzystali w pełni ten czas, zanim nadejdą jesienne chłody. Niebo miało odcień tak czystego błękitu, że gdyby podobny pojawił się na obrazie, krytycy zarzuciliby jego twórcy, że ulepsza rzeczywistość. Nitki babiego lata snuły się po polach, niesione przez wiatr, a gdy zaczepiały się na gałęziach krzewów, lśniły w promieniach słońca jak srebrne wstążki. A jednak bujna dotąd zieleń koron drzew nieco już przygasła i gdzieniegdzie pojawiły się na liściach przebarwienia świadczące o tym, że nieuchronnie zbliża się pora przygotowań do zimy.
Weronika siedziała w swoim biurze, urządzonym w starej stodole babci i dziadka, i pracowała nad projektem. Po tym, jak w bardzo popularnym francuskim czasopiśmie ukazała się reklama jej firmy, poparta rekomendacją Małgosi, znanej aktorki i modelki, a prywatnie – kuzynki Weroniki, projektantkę zasypały zlecenia z Francji. Od początku września pracowała po dwanaście godzin dziennie, a i tak widać było, że ze wszystkimi nie nadąży, bo wciąż napływały kolejne. Tego dnia dostała aż cztery i to sprawiło, że zdecydowała się wcielić w życie plan awaryjny.
„Podzielę się pracą z Wojtkiem” – pomyślała i sięgnęła po telefon.
Z Wojtkiem pracowała przez wiele lat w jednym pokoju w biurze architektoniczno-projektowym, dopóki nie została zwolniona po tym, jak otrzymała wyróżnienie w ważnym konkursie. Jej przełożeni, Barbara i Bartek, zwani przez pracowników BarBarem, nie mogli znieść sukcesu podwładnej i wręczyli jej wypowiedzenie. Zresztą wyszło jej to na dobre, bo dzięki temu zmobilizowała się i zaczęła pracować na własny rachunek oraz zrobiła generalne porządki w swoim życiu.
– No cześć, jak fajnie, że się odezwałaś! – Głos Wojtka brzmiał dość smutno, co od razu wyczuła. Postanowiła nie robić żadnych wstępów, tylko od razu zapytała, czy jest zainteresowany zleceniami.
– Dziewczyno, z nieba mi spadasz! – zawołał. – Wezmę każde zlecenie, nawet na wychodek! BarBar mnie zwolnił.
Zdziwiła się, bo niedawno rozmawiali i nie wspominał o tym ani słowem, ale teraz przyznał, że zwyczajnie było mu wstyd.
– Wstyd? Tobie? To oni powinni się wstydzić, że zwalniają osobę nie tylko z najdłuższym stażem, ale i z wielkim talentem – zauważyła, oburzona na tę niesprawiedliwość, bo Wojtek był naprawdę świetnym architektem.
– Ech, dzięki… Tylko wiesz, głupio mi, bo gdy ciebie wywalili, od razu wzięłaś się w garść i założyłaś własną firmę, a ja się drugi miesiąc bujam na bezrobociu.
– To już się nie bujasz, bo masz zlecenie. A nawet trzy.
Uzgodnili warunki współpracy i Weronika się rozłączyła, a potem stanęła na progu, by odetchnąć trochę świeżym powietrzem. Jeśli tylko pozwalała na to pogoda, projektantka pracowała przy otwartych na oścież drzwiach, bo mogła wtedy napawać się zapachem docierającym z sadu i ogrodu, ale też dawała odpocząć oczom, błądząc wzrokiem po zielonej trawie, liściach, kolorowych kwiatach. Spojrzała w niebo, po którym frunął właśnie klucz dzikich gęsi zmierzających na południe. Patrzyła na ich równy szyk i poczuła jakąś dziwną tęsknotę, która wypełniła jej serce. Miała wrażenie, jakby wraz z tymi ptakami odlatywała najbardziej beztroska pora roku, ale to odczucie szybko zniknęło, bo przecież Weronika kochała jesień i zawsze witała ją z radością. Zresztą w każdej porze roku miała coś ukochanego, na co warto było czekać.
„Będą spacery wśród szeleszczących liści, będą orzechy, dynie i grzyby, malownicze krajobrazy pełne ciepłych barw i wieczory przy świecach, z puszystym kocykiem, ciepłą herbatą i przytulnym facetem” – pomyślała.
Wróciła do biura i zrobiła sobie kawę, ale zanim zajęła się projektem, zerknęła na forum architektoniczne, bo czasem można było znaleźć tam ciekawe kursy, webinary i porady. Teraz, gdy tylko otworzyła stronę, rzucił się jej w oczy konkurs na urządzenie domu pracy twórczej. W pierwszej chwili serce mocniej jej zabiło, bo uwielbiała takie wyzwania, ale od razu przyszła też myśl, że może szkoda czasu, którego przecież i tak nie miała zbyt wiele. Latem zgłosiła się do trzech konkursów architektonicznych: na projekt przebudowy starego pałacu, budowę gmachu muzeum sztuki nowoczesnej i renowację zabytkowej kamienicy, i w żadnym nie przeszła nawet do drugiego etapu, co sprawiło jej dużą przykrość i nieco nadwątliło jej wiarę w siebie.
„Może się wypaliłam?” – przemknęła jej przez głowę obawa. „Może moje pomysły przestały być ciekawe, kreatywne, oryginalne?”
Popatrzyła na stronę z konkursem i przeczytała warunki, bo uznała, że to przecież do niczego nie zobowiązuje. Im więcej się dowiadywała, tym mocniej pociągało ją to wyzwanie i miała wrażenie, że jest wręcz stworzone dla niej. Dom położony był kilkanaście kilometrów za miastem, w którym kiedyś mieszkała, i dobrze znała to miejsce, bo czasami spędzała tam weekendy. Była to spokojna miejscowość, z lasem, kilkoma stawami rybnymi i polami rzepaku, a dom postawiony był na obrzeżach, w rewitalizowanym właśnie parku.
„A gdybym tak jednak wysłała zgłoszenie?” – rozważała, choć głos rozsądku podpowiadał jej, że nie ma czasu na takie działania. „Daj spokój, nie dasz rady pogodzić tylu zleceń i jeszcze konkursu, z którego pewnie i tak nic nie wyjdzie. Zajmij się tym, co przynosi ci zarobek, a nie mrzonkami”.
Zamknęła stronę i usiadła nad projektem dla klientki, ale nie mogła się skupić, bo pomysły zaczęły napływać jej do głowy od razu po przeczytaniu warunków konkursu i domagały się realizacji. Stłumiła je, zmuszając się do pracy i dopiero wieczorem, gdy usiadła w swoim salonie, żeby porozmawiać z Darkiem, rozmaite koncepcje wróciły i zaatakowały ją ze wszystkich stron. Darek pracował od dwóch tygodni w Warszawie, bo jego rodzinna firma dostała zlecenie na remont starego domu od klienta Patrycji, przyjaciółki Weroniki.
– Tęsknię za tobą – powiedzieli jednocześnie, gdy rozpoczęli wideorozmowę.
Przez chwilę milczeli, przyglądając się sobie nawzajem, a gdy się odezwali, znów zrobili to równocześnie. Roześmiali się, a potem, jedno przez drugie, zaczęli opowiadać o tym, co dziś robili i co im się przydarzyło, aż w końcu znów zapadła cisza. Darek rozparł się wygodnie na krześle, splótł ręce za głową i powiedział:
– A teraz mów wreszcie, co się tam w tobie przelewa!
Weronika odchrząknęła, poprawiła bluzkę i wzruszyła ramionami.
– Skąd pomysł, że coś się przelewa? Wyspowiadałam ci się z każdej minuty!
Darek skrzyżował ręce na piersiach i uniósł jedną brew.
– Skoro chcesz tak pogrywać, proszę bardzo – oznajmił tonem włoskiego szefa mafii. Wycelował w nią palec. – Tylko nie mów potem, że cię nie ostrzegałem. Zaraz wsiądę do samochodu i nie minie pięć godzin, jak przyjadę i to z ciebie wyduszę.
Westchnęła i udała, że omdlewa na krześle.
– Wobec takiej obietnicy nie powiem już ani słowa, tylko będę czekać na to wyduszanie – szepnęła cieniutkim głosem.
Zakasał rękawy i warknął groźnie, zbliżając wyszczerzone zęby do ekranu. Jeszcze przez chwilę tak się droczyli, po czym Weronika opowiedziała mu o konkursie, zaznaczając na koniec, że nie weźmie w nim udziału, bo zwyczajnie nie wystarczy jej na to czasu, a zresztą po trzech porażkach w tych wcześniejszych nie ma wielkich nadziei na to, że mogłaby coś w tym względzie zyskać. Darek uśmiechnął się i popatrzył na nią, przechylając głowę w bok.
– Może bym w to uwierzył – odniósł się do usłyszanej deklaracji – gdybym cię dobrze nie znał. I gdyby nie to, że z lewego ucha już wystają ci pomysły na pokój pisarski, a z prawego na wyciszone pomieszczenie dla śpiewaczki.
Weronika zatkała uszy i roześmiała się.
– No tak, tak! – zawołała. – Aż mi się gotuje pod czaszką! Ale ja przecież nie mam kiedy nad tym usiąść!
– Hej, no przecież nikt nad tobą z batem nie stoi. W każdym razie: w tej kwestii, bo z pozostałymi projektami to już gorzej. Więc możesz pracować po trochu, po kawałku. Jeśli zdążysz, to super, jeśli nie, jakoś to przeżyjesz.
Uściskała ekran komputera i ucałowała go, a potem odsunęła się i popatrzyła z uśmiechem na Darka.
– Salomonie, mędrcze mój, dziękuję za złotą radę! A teraz śmigaj już do łóżka, żeby i jutro twój mózg tak genialnie funkcjonował. Ja też już idę spać!
„Już to widzę…” – pomyślał Darek, ale uśmiechnął się i pomachał Weronice, po czym oboje się rozłączyli.
ROZDZIAŁ 2
Weronika położyła się do łóżka, ale po dziesięciu minutach wstała, wzięła laptop i usiadła w pościeli, opierając się wygodnie o zagłówek. Dobrze wiedziała, że nie zaśnie, bo pomysły na dom pracy twórczej tak kotłowały się w jej głowie, że po prostu musiały znaleźć ujście. I nie miało znaczenia to, czy wierzyła w możliwość odniesienia sukcesu: jej umysł już pracował nad projektem, więc bez sensu było z tym walczyć. Znała siebie i wiedziała, że taka walka jest z góry skazana na porażkę.
– No to chodźcie, pomysły – szepnęła i uruchomiła program.
Zaczęła od pokoju dla malarza, bo uznała, że to będzie najłatwiejsze: miała doświadczenie, ponieważ projektowała galerię sztuki, a później jeszcze konsultowała się ze znajomymi artystami malarzami w związku z projektowaniem pracowni dla młodej artystki.
„A w sprawie śpiewaczki porozmawiam z Małgosią” – postanowiła. „Ona chyba kiedyś współpracowała z jakąś diwą operową, podczas kręcenia jednego z filmów”.
Straciła poczucie czasu, bo nowe koncepcje pojawiały się nieustannie, więc wykorzystała to, projektując kolejne pomieszczenia, których organizator konkursu przewidział osiem. Pracowała jak natchniona do momentu, gdy usłyszała cichy dźwięk świadczący o tym, że otworzyła się brama wjazdowa. Weronika zamarła i nasłuchiwała, a gdy kilka sekund później rozległ się warkot silnika samochodu, uśmiechnęła się z niedowierzaniem, zapisała pracę, wyłączyła laptop i odłożyła go na stół. Z bijącym mocno sercem ruszyła na spotkanie nocnemu gościowi, ale dotarła tylko do schodów na górę, a on już biegł w jej stronę, rozkładając szeroko ramiona. Wpadła w nie i przylgnęła do Darka, szukając ustami jego ust. Tak bardzo się za nim stęskniła!
– Wariacie, jechałeś aż z Warszawy – szepnęła.
– Nie mogłem pozwolić, żebyś zarwała noc z powodu pracy – odpowiedział. – I postanowiłem dać ci lepszy powód.
Pocałowali się i pociągnęła go w stronę łóżka.
Następnego dnia obudzili się dopiero o dziesiątej. Oboje przyjęli to z zaskoczeniem, ale uznali, że mogą zrobić sobie małe wagary. Zjedli śniadanie w łóżku, wypili kawę i dopiero wtedy Weronika sięgnęła po laptop i zaprezentowała Darkowi efekty wczorajszej nocnej pracy. Oglądał z uwagą i chwalił jej pomysłowość, a także obiecał poszukać informacji na temat najnowszych metod wyciszania pomieszczeń, żeby oszczędzić jej choć tyle trudności.
– Kiedy musisz wracać do Warszawy? – zapytała.
– Jutro rano pojadę. Tata co prawda marudził, ale dał mi cały dzień, bo powiedział, że jak mnie widzi z tą miną męczennika, to ma ochotę mnie zamurować w ścianie i zostawić. W ciągu tygodnia powinniśmy skończyć, mimo że Tomek urywa się w każdy piątek, żeby spotkać się z Lidką.
– Cudownie, że miłość kwitnie.
Lidka była córką Patrycji i Jacka, który mieszkał w Olszowym Jarze i dowiedział się o swoim ojcostwie dopiero rok temu. Dziewczyna studiowała w Krakowie i tego lata spędziła bardzo długie wakacje w Olszowym Jarze, podczas których nie tylko podjęła współpracę z portalem Olszowe wieści, ale też straciła głowę dla młodszego brata Darka, Tomka. Ku zdumieniu rodziny Wrońskich (a także mieszkańców wioski), przyzwyczajonych do tego, że chłopak zwykle skakał z kwiatka na kwiatek, Tomek po raz pierwszy w życiu bardzo mocno zaangażował się w relację.
– Tak – przyznał Darek. – Tata nawet nie narzeka na te jego wolne weekendy, bo oboje z mamą uznali, że jest szansa, aby także ich młodszy syn wreszcie spoważniał. Tak się wyrazili… Ale powiedz mi, czy twoim zdaniem ja spoważniałem? – Słowo „spoważniałem” wymówił tak, jakby było synonimem do „zapadłem na trąd”. Weronika popatrzyła na niego z uwagą i udawała, że się namyśla.
– Ani trochę – stwierdziła w końcu. – Jesteś takim samym bzikiem, jak na początku naszej znajomości, gdy półnagi paradowałeś po kuchni w Północnej Chacie.
Przypomnieli sobie ich pierwsze spotkanie, kiedy uciekali ze wzgórza podczas szalejącej nawałnicy, a potem przeczekali ją w domu kuzynki Weroniki.
– Półnagi! – mruknął Darek. – Wiesz, jak mi było głupio? Ale gdy się wywaliłem na ścieżce, to część tego błota ze żwirkiem dostała mi się pod dżinsy i uznałem, że jeśli będę siedział z tobą i drapał się po tyłku, to wyjdzie gorzej, niż kiedy przyjdę w szlafroku, a ten upiorny peeling spiorę w umywalce…
Roześmiali się, a potem stwierdzili, że skoro już mają dzień dla siebie, potraktują go jak niedzielę, więc wybrali się na spacer na polanę, która była miejscem ich pierwszej randki, a także oświadczyn Darka. Zaręczyli się podczas kupalnocki, właśnie tutaj, w środku lasu, w ciemnościach, kiedy pachniały maliny i poziomki, a znad rzeki widać było blask płonącego świętojańskiego ogniska.
– O każdej porze jest tutaj pięknie – szepnęła Weronika, kiedy dotarli do polany, którą w tym momencie porastały wrzosy, tworząc przepiękny kobierzec. Pomiędzy ich kwiatami, jeszcze nie w pełni rozwiniętymi, wyłaniały się czerwone główki muchomorów.
– Obiecałem, że pokażę ci ją w każdej odsłonie i właśnie wypełniłem obietnicę – powiedział Darek. – Chociaż nie, jeszcze musisz zobaczyć ją w jesiennej szacie!
– Na pewno tego nie przegapię.
Wrócili do domu tylko po to, żeby zabrać kilka kanapek i wodę, i powędrowali na wzgórze, by na jego szczycie zrobić sobie piknik. Patrzyli na rozciągający się w dole sad otaczający ich dom oraz Północną Chatę, jak nazywano w Olszowym Jarze dom Małgosi, i oboje jednocześnie pomyśleli, że jeszcze rok wcześniej nawet sobie nie wyobrażali, jak bardzo zmieni się ich życie w ciągu tych kilku miesięcy. Weronika straciła pracę, założyła własną firmę, przygotowała Północną Chatę na powrót Małgosi, zaadaptowała odziedziczone po dziadkach budynki gospodarcze na własny dom i biuro, a na dodatek zakochała się w Darku i zgodziła się zostać jego żoną. Chwilami miała wrażenie, że to wszystko dzieje się zbyt szybko, że jedne wydarzenia pociągają za sobą drugie i nie ma możliwości, by je celebrować, by oswoić się z jedną zmianą, bo już do drzwi puka kolejna, ale jednocześnie czuła, że jest na właściwej drodze i że nareszcie odpowiada jej kierunek, w którym podąża jej życie.
„W końcu słucham siebie i nie staram się zadowolić wszystkich wokół” – uznała, a potem spojrzała na Darka, który stał obok, tak samo zamyślony. „Może rzeczywiście moje życie nabrało jakiegoś szalonego tempa, ale jak na razie dobrze się w nim czuję, więc nie ma sensu analizować i rozwodzić się nad szczegółami”.
– Chyba musimy wracać – powiedziała. – Żeby nas tu zmrok nie zastał.
– Chodźmy – zgodził się. – Ale tamtędy!
Chwycili się za ręce i ruszyli w dół inną ścieżką niż ta, którą tutaj przyszli, mocno zarośniętą, trawersującą zbocze, bo Darek miał nadzieję, że po słonecznej stronie wzgórza zakwitły już zimowity, a chciał je pokazać Weronice. Nie rozczarował się. Były tam! Jeszcze nie w pełni rozwinięte, ale ich jasnofioletowe główki wyłaniały się spośród traw, jakby pragnęły przywitać się z niebem.
– Jakie śliczne! – zachwyciła się Weronika. – Musimy kupić kilka cebulek i posadzić je wokół domu!
Darek złapał się za głowę.
– Myślisz, że się jeszcze zmieszczą? – zapytał, a w jego głosie pobrzmiewało rozbawienie.
– Będą musiały!
Ogród i sad, który otaczał dom Weroniki i Darka, rzeczywiście tonął w kwiatach. Wiele z nich było samosiejkami, ale projektantka nie mogła pozwolić, żeby w jej uroczym zakątku zabrakło ulubionych roślin, więc kupiła ich całe mnóstwo. Teraz wokół warzywnika rozkwitły różnokolorowe astry, a pomiędzy nimi fioletowa kocimiętka, biała smagliczka i pomarańczowe aksamitki. Po drugiej stronie Weronika posadziła róże i one też odwdzięczyły się pięknymi kwiatami w wielu odcieniach, bo podczas zakupów nie mogła się zdecydować, czy chce czerwone, białe, herbaciane, czy różowe, aż wreszcie uznała, że jakoś się pomieszczą wszystkie gatunki.
„I miałam rację” – myślała, gdy już zeszli ze szczytu i wolnym krokiem przemierzali sad.
Jabłonie, grusze i śliwy miały mnóstwo owoców, bo ze względu na nawał pracy Weronika nie nadążała ich zbierać. Z częścią uporały się na początku września, kiedy jeszcze w Olszowym Jarze była Lidka, a resztę zrywała po trochu, gdy wychodziła do ogrodu, by zrobić sobie przerwę w pracy.
– Jeszcze tydzień i wracam, to wtedy zajmę się sadem – obiecał Darek, jakby czytał w jej myślach. – Mamy już co prawda kolejne zlecenie na remont, ale w sąsiedniej wsi, więc będę na miejscu.
– Cieszę się… Ja też postaram się trochę przystopować z pracą, bo w tej chwili siedzę nad projektami po kilkanaście godzin dziennie, nawet w weekendy – przyznała. – Zrobiłam bardzo dużo i cieszę się z tego, ale teraz, gdy pomoże mi Wojtek, będzie trochę lżej.
Ten nadmiar pracy w sumie bardzo dobrze ją nastrajał, bo dzięki niemu przez najbliższych kilka miesięcy nie musiała martwić się o to, czy zdoła utrzymać firmę. Doskonale wiedziała, że dobra passa kiedyś się skończy, dlatego nie odmówiła żadnemu z klientów i spędzała całe dnie przy komputerze. Ten jeden, który przeżyła tak beztrosko z Darkiem, teraz wywołał u niej wyrzuty sumienia, ale szybko je odrzuciła, obiecując, że jutro popracuje od świtu do nocy.
„Zresztą taki wypoczynek i reset wśród zieleni na pewno dobrze wpłynął na mój umysł i teraz będzie pracował ze zdwojoną siłą” – uznała.
ROZDZIAŁ 3
Darek planował wyjazd przed świtem i pożegnał się z Weroniką poprzedniego dnia, a jednak i ona wstała o tej nieludzkiej porze, kiedy było jeszcze zupełnie ciemno, żeby zjeść z nim śniadanie i przygotować mu kawę na drogę. Kiedy odjechał, patrzyła za nim i słuchała coraz cichszego odgłosu silnika, a potem ubrała się i poszła do swojego biura, gdzie natychmiast pogrążyła się w pracy.
„Ten dzień odpoczynku rzeczywiście świetnie mi zrobił” – pomyślała zaskoczona, gdy po skończeniu dwóch projektów zerknęła na zegarek i przekonała się, że siedzi tu już cztery godziny, a nawet tego nie poczuła. „Zasłużyłam na krótką przerwę”.
W swoim biurze miała wprawdzie zaplecze kuchenne, ale lubiła symbolicznie podkreślać granicę między pracą a odpoczynkiem, więc poszła do domu, zaparzyła sobie drugą kawę i pijąc ją w ogrodzie zimowym, nanosiła w laptopie nowe pomysły do projektu na konkurs. Tak właśnie postanowiła robić: wracać do niego w czasie przeznaczonym na relaks, i miała nadzieję, że ta strategia się sprawdzi. Kiedy wypiła kawę, wciąż było jeszcze dość wcześnie, więc wróciła do biura i dopiero po kolejnych kilku godzinach pracy poszła odwiedzić Małgosię. Zastała ją na werandzie wraz z córeczką Sonią, bo dzień był ciepły i słoneczny. Dziewczynka spała w wózeczku, a Małgosia pisała swoją biografię, ale na widok zbliżającej się Weroniki zamknęła laptop.
– Fajnie, że przyszłaś – powiedziała. – Właśnie chciałam zrobić sobie przerwę. Masz ochotę na pierogi z jagodami? Bo moja mama mi rano przywiozła pół tony.
– Bardzo chętnie! Nie pomyślałam dziś o obiedzie, tak się zajęłam tymi projektami… A jak ci idzie pisanie?
Małgosia uśmiechnęła się i Weronika pomyślała, że nareszcie kuzynka wróciła do dawnej formy, bo zniknęły sińce spod oczu i blada skóra. „Promienieje nasza młoda mama. Ślicznie wygląda”.
– A wiesz, że chyba uda mi się oddać plik w październiku? – odpowiedziała Małgosia. – Mam już prawie całość, tylko zastanawiam się, jak to zakończyć. No bo ja nadal żyję, więc to nie będzie pełna biografia. Masz jakiś pomysł?
Weronika zamyśliła się.
– Ty na werandzie domu, patrzysz na sad, który powoli szykuje się już do zimowego snu – zaczęła mówić cichym głosem. – Z nieba lecą pierwsze płatki śniegu. Rozglądasz się, patrzysz na ścieżkę biegnącą wśród opadłych liści i myślisz o tym, co przyniesie kolejny rok. Czy Olszowy Jar będzie nadal twoim domem? A może zamienisz jego ciszę i spokój na gwar i rozmach Paryża? – Spojrzała na Małgosię, jakby nagle się przebudziła. – I kurtyna.
Małgosia klasnęła w ręce.
– Chyba właśnie czegoś takiego potrzebowałam! – zawołała. – Nastrojowe, refleksyjne i otwarte zakończenie. I po tych słowach moje zdjęcie… O, tutaj, właśnie na tej werandzie, we mgle… Poproszę Krystiana o sesję. Dziękuję, jesteś niezastąpiona!
Zjadły razem obiad, przy czym Weronika pochłonęła pełen talerz pierogów, a Małgosia skubnęła ledwie dwa. W trakcie posiłku projektantka opowiedziała kuzynce o konkursie. Małgosia wysłuchała, spojrzała na wymogi i od razu przypomniała sobie, że zna jedną śpiewaczkę, więc poszukała jej numeru, zadzwoniła, przez chwilę porozmawiały, a potem przekazała telefon Weronice.
– Dobrze pani trafiła – powiedziała artystka. – Bo ja na początku kariery mieszkałam w bloku i musiałam naprawdę się postarać dobrze wygłuszyć mieszkanie, żeby mnie sąsiedzi nie zlinczowali.
Opowiedziała jej o swoich perypetiach z szukaniem dobrej firmy remontowej, o nieudanych eksperymentach z wykładziną na suficie, która w nocy się oderwała i opadła na śpiących domowników, niemal przyprawiając ich o atak serca, o problemie z wyciszającymi oknami i wielu innych. Weronika słuchała i notowała, a na koniec śpiewaczka odnalazła numer telefonu do szefa ekipy, która przeprowadzała u niej remont.
– Dziękuję bardzo za pomoc! Jeśli będzie pani planowała zmianę wystroju domu albo jakiś remont, to służę projektem – obiecała Weronika.
– Zapamiętam, bo przyznam, że u mnie z pomysłami dość krucho…
Weronika miała ochotę od razu pobiec do siebie i zaprojektować wygłuszony pokój, ale uznała, że to musi poczekać, bo miała pilniejsze prace. Pożegnała się z Małgosią i wróciła do biura, gdzie czekała na nią wiadomość od Wojtka, który skończył jedno spośród trzech zleconych mu zadań i informował, że pozostałe prześle w ciągu dwóch dni. Weronika przejrzała jego dzieło i uznała, że jest idealne, więc przesłała je do klienta, a potem dorzuciła współpracownikowi jeszcze dwa zlecenia, które przyszły tego ranka. Zamówień wciąż miała na tyle dużo, że mogła się nimi podzielić, tym bardziej że Wojtek potrzebował pracy. Podpisali umowę o dzieło i Weronikę napawało to dumą.
„Nie tylko zdołałam utrzymać firmę, ale nawet jestem w stanie kogoś zatrudnić” – myślała. „W życiu bym się tego nie spodziewała, a już na pewno nie w pierwszym roku funkcjonowania biura”.
Złośliwy wewnętrzny krytyk próbował od razu zdławić jej samozadowolenie, przypominając, że dotąd ze zleceniami było raczej marnie, a tę lawinę pracy zawdzięcza Małgosi i jej reklamie, ale Weronika starała się go nie słuchać, nawet jeśli gdzieś w głębi duszy przyznawała mu rację.
– Gdyby nie spodobało im się to, co zaprojektowałam, na pewno nie zlecaliby mi żadnych prac – powiedziała do siebie.
„A może jednak tak? Bo nieważne, czy mi się to podoba, ważne, że pracuje dla mnie ta sama projektantka, którą zatrudniała wielka gwiazda?” – skontrował od razu wredny złośliwiec.
Weronika, chcąc przerwać tę gonitwę myśli, zadzwoniła do mężczyzny, który remontował mieszkanie śpiewaczki, choć początkowo zamierzała zrobić to w wolnym czasie. Odebrał od razu. Jak się okazało, był już na emeryturze i cierpiał na brak pracy, więc rozmowę o dawnym zleceniu, które doskonale pamiętał, podjął bardzo chętnie. Opowiedział o wszystkich pomysłach i problemach, jakie napotkał podczas prób ich realizacji, oraz o rozwiązaniach, na które w końcu się zdecydował, bardzo nowoczesnych, jak na tamte czasy, a Weronika skrupulatnie wszystko zapisywała.
– Teraz pewnie są jeszcze lepsze materiały, bo to było jakieś osiem lat temu – zauważył na koniec. – I mniej czasochłonne… Ale te moje zadziałały naprawdę dobrze, zresztą chyba sam fakt, że klientka przez tyle lat trzymała mój numer telefonu, najlepiej o tym świadczy.
– O, tak, bardzo pana chwaliła – przyznała Weronika. Podziękowała za poświęcony czas i gdy tylko się rozłączyła, usiadła nad projektem konkursowym, bo wiedziała, że i tak nie będzie w tej chwili w stanie skupić się na żadnym innym. Tak bardzo pogrążyła się w pracy, że nawet nie zauważyła, kiedy za oknem zapadł zmrok. Dopiero telefon od Darka sprawił, że spojrzała w okno i pokręciła głową ze zdumieniem.
– Przyłapałem cię! – zawołał Darek, kiedy odebrała połączenie wideo. – Gdy znikam z domu, pracujesz do nocy!
– No tak, winna – przyznała. – Ale na swoją obronę mam to, że dziś zasypały mnie pomysły do tego konkursu i istniało zagrożenie, że mózg mi się przepali, więc sam rozumiesz…
– Obrona konieczna, wiem. Czyli co? Projekt gotowy?
– No coś ty! Na razie mam dwa pomieszczenia, ale chyba te najbardziej problematyczne i wymagane przez jury, bo co do reszty dali wolną rękę. Chociaż tak sobie myślę, że skoro już tyle się nasłuchałam o tym wygłuszaniu, to można zrobić w ten sposób dwa pomieszczenia, tym bardziej że na planie są właśnie takie dwa pokoje, nieco oddzielone od reszty, bo w środku jest duża kuchnia, której przenieść się nie da ze względu na instalację gazową.
– A jak współpraca z Wojtkiem?
– Super! Jego projekty są jak zawsze idealne. A teraz mów, kiedy wracacie?
– Myślę, że na weekend będę już w domu. Zwłaszcza że Tomek umówił się w piątek z Lidką i zasuwa z robotą tak, że nie nadążamy za nim z tatą. Przodownik pracy!
– Co ta miłość robi z człowiekiem…
Rozłączyli się i Weronika wyłączyła komputer firmowy, zabrała laptop, w którym pracowała nad konkursem, po czym zamknęła biuro i wróciła do domu. Nie chciało jej się już nawet przygotowywać kolacji, więc wzięła gruszkę i kilka śliwek, po czym usiadła w fotelu i raz jeszcze uruchomiła program do projektów, bo przyszedł jej do głowy kolejny pomysł na konkursowe pomieszczenie.
„Poświęcam temu tyle czasu, a potem znów okaże się, że nie przebrnę nawet przez pierwszy etap” – pomyślała w pewnym momencie, ale zacisnęła zęby i dokończyła to, co sobie zaplanowała.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Copyright © by Joanna Tekieli, 2023
Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2023
Projekt okładki: Anna Wiraszka
Zdjęcie na okładce: © Adrian Catalin Lazar/iStock
Redakcja: Paulina Jeske-Choińska
Korekta: Agnieszka Czapczyk, Lidia Kozłowska
Skład i łamanie: Teodor Jeske-Choiński
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8357-091-4
Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.