Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
17 osób interesuje się tą książką
Ewa i Mariusz to małżeństwo z prawie dwudziestoletnim stażem.
W ich związek wkradła się rutyna, oboje mają wrażenie, że się od siebie oddalili. Pod wpływem znalezionego w sieci ogłoszenia decydują się na prawdziwą życiową rewolucję: sprzedają mieszkanie w mieście i kupują stare schronisko w maleńkiej miejscowości Podgórowo. Wydaje im się, że największą trudnością będzie przystosowanie się do nowych, dość surowych warunków życia oraz przedłużające się remonty, ale los szykuje dla nich wyzwania, których nie przewidzieli…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 325
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Książkę dedykuję wszystkim Mamom
ROZDZIAŁ 1
– Chyba żartujesz! – Ewa patrzyła na męża z niedowierzaniem, ale Mariusz wydawał się zupełnie poważny. Jego szare oczy błyszczały z podekscytowania. – Jak ty to sobie wyobrażasz?!
Mężczyzna rozłożył ręce i uśmiechnął się szeroko, odrzucając do tyłu za długą grzywkę.
– Sprzedamy dom, meble, wszystkie graty, weźmiemy tylko to, co niezbędne, i zaczniemy nowe życie, prowadząc gospodarstwo agroturystyczne w przepięknym miejscu! – powiedział.
– Przed chwilą mówiłeś, że schronisko górskie…
– Kupimy budynek, w którym kiedyś było schronisko, ale my zrobimy w nim gospodarstwo agroturystyczne – wyjaśnił. – To się bardziej opłaca, czytałem sporo na ten temat!
– Ale kto przyjedzie na takie odludzie?!
– Dlaczego zaraz odludzie? – zdziwił się.
– No, skoro to było schronisko, to chyba nie leży pośrodku wsi – zauważyła Ewa, której cierpliwość była już na wyczerpaniu.
– Pośrodku nie, ale też i nie bardzo daleko. Ledwie dwa kilometry. Do wsi dojeżdża PKS, a potem możemy po niezmotoryzowanych gości podjeżdżać i przywozić ich na górę.
– Wygląda na to, że już sobie wszystko obmyśliłeś!
Mariusz pokiwał głową z entuzjazmem, jakby nie widział sceptycznej miny żony.
– Myślę o tym od dawna! – odpowiedział. – A kiedy zobaczyłem to ogłoszenie, uznałem, że jest skierowane specjalnie do nas. To nasza wielka szansa na spokojne, dobre życie!
– A niby czego brakuje naszemu życiu?
Spojrzał na nią i przez chwilę miała wrażenie, że powie coś na temat ich małżeństwa, w którym ostatnio sporo było spięć. Odkąd urodziło im się trzecie dziecko, miała wrażenie, że stali się już tylko ojcem i matką – zniknęła kobieta i mężczyzna, którzy się kochali i mieli różne pasje. Teraz ich jedyną wspólną sprawą był dom i dzieci, o niczym innym nie rozmawiali. A wieczorem, w łóżku, on zwykle oglądał telewizję, a ona czytała książkę albo kończyła pracę. Myślała, że to właśnie usłyszy od Mariusza, ale on tylko skrzywił się i mruknął:
– Dobrze ci mówić, bo pracujesz w domu i nie musisz przez osiem godzin słuchać poleceń półanalfabety, który nawet w słowie piątek potrafi zrobić ze cztery błędy!
Szef Mariusza w firmie kredytowej rzeczywiście był mocno ograniczonym i pozbawionym taktu człowiekiem, ale Ewa nie sądziła, że jest to wystarczający powód, aby fundować całej rodzinie aż taką rewolucję. Wielu ludzi miało szefów, za którymi nie przepadało… Sama była tłumaczką, znała angielski, niemiecki, włoski i francuski – i pracowała w domu, od czasu do czasu tylko dojeżdżając, kiedy otrzymywała zlecenie na tłumaczenie rozmów podczas spotkania.
– Zresztą sama mówisz, że nasze mieszkanie wymaga solidnego remontu, że wszystko się sypie, że jest ciasno… – dodał mąż.
– Aha, czyli pomyślałeś, że zamiast naprawiać, lepiej kupić nowe? Tak można robić w przypadku miksera albo skarpetek, ale nie domu!
– Dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli! – Mariusz rzucił jej chmurne spojrzenie. – Chodzi mi o to, że może nie warto inwestować w mieszkanie, i tak zbyt dla nas ciasne, skoro trafia się taka niesamowita okazja!
To już był znacznie bardziej logiczny argument, bo ich lokum rzeczywiście dalekie było od ideału, zwłaszcza odkąd Adaś, ich najmłodszy syn, którego zupełnie nie planowali, zaczął przejawiać coraz większy indywidualizm. Ewie już kilka razy błysnęła w głowie myśl o zamianie mieszkania na większe, ale przeprowadzka na wieś to było zupełnie co innego! Oznaczało nie tylko zmianę miejsca zamieszkania, ale też – stylu życia. Nie wiedziała, czy jest na to gotowa.
– I co, teraz, w środku zimy, chcesz się przeprowadzać? – zapytała.
– Nie! Do końca lutego musimy tylko podjąć decyzję i wpłacić zaliczkę, ale wprowadzilibyśmy się dopiero gdzieś tak w połowie czerwca. To idealny czas, bo akurat będzie się kończył rok szkolny.
Ewa potarła skronie i zamknęła oczy, czując nadchodzący ból głowy. Zawsze ją dopadał, kiedy się zdenerwowała.
– A pomyślałeś o Kindze? – zapytała. – Ona jest w drugiej klasie. To by dla niej oznaczało zmianę środowiska i konieczność szukania liceum gdzieś na wsi! Już sobie wyobrażam, jak zacznie desperować!
– Kinga właśnie chętnie zmieni środowisko! Ona uważa, że w takiej wiejskiej szkole będzie wiodła prym – odparł mąż. – No, wiesz, że niby dziewczyna z dużego miasta, która więcej widziała i więcej wie…
Przez chwilę patrzyła na Mariusza w milczeniu, kręcąc głową z niedowierzaniem. Kiedy się odezwała, jej głos drżał z wściekłości.
– Czyli najpierw porozmawiałeś o swoich planach z naszą nastoletnią córką, a dopiero teraz mówisz o tym mnie?! Maja i Adaś też już wiedzą?!
Mariusz uniósł ręce w pojednawczym geście.
– Rozmawiałem tylko z Kingą, bo uznałem, że jeśli zacznie kwękać i grozić samobójstwem, to nawet nie będę cię denerwował tymi planami… – powiedział lekkim tonem. – Ale ona jest na tak! Chętnie przeprowadzi się do Podgórowa!
– Tak? No to wszystko załatwione! – Ewa splotła ręce na piersiach i rzuciła mężowi pełne wyrzutu spojrzenie. – A czy w tym całym Podgórowie jest w ogóle jakaś szkoła?
Mąż ożywił się. Najwyraźniej w tej materii był dobrze przygotowany.
– Dwie ostatnie klasy podstawówki i liceum są w pobliskim miasteczku, to tylko jakieś osiem kilometrów, a na dodatek działa bus, który podwozi dzieciaki z okolicznych miejscowości – stwierdził. – A podstawówka dla Majki jest na miejscu, wystarczy zejść ze wzgórza. Maja się ucieszyła, że będzie chodzić do szkoły na piechotę, chociaż najpierw kręciła nosem, bo lubi swoje koleżanki z klasy. Ale jak jej obiecałem, że kupimy psa, to się zgodziła!
– Aha, czyli rozmawiałeś TYLKO z Kingą, ale Maja też o tym wie… Mariusz, nie rób ze mnie idiotki! Co to ma być?
Mężczyzna przewrócił oczami, dając do zrozumienia, że niepotrzebnie czepia się szczegółów i utrudnia.
– Nie wkurzaj się tak! – zawołał. – Wiedziałem, że dziewczyny mają tu najwięcej do powiedzenia, bo w końcu to dla nich zmiana środowiska. Ale skoro one zgodziły się zostawić koleżanki i kolegów, to chyba najważniejszą część mamy za sobą.
Ewa wyszła do przedpokoju i zaczęła się ubierać, bo czuła, że za chwilę wybuchnie.
– Ale gdzie ty idziesz? Nie wychodzi się tak w połowie dyskusji! – Mariusz stanął w drzwiach i patrzył na nią wyczekująco.
– Jakiej dyskusji?! – warknęła. – Przecież ty już podjąłeś decyzję i omówiłeś ją z najważniejszymi osobami!
Wyszła, trzaskając drzwiami mocniej, niż zamierzała. Była tak wściekła, że nawet nie patrzyła, dokąd idzie, ale nogi same poniosły ją do mieszkania młodszej siostry, kilka przecznic dalej. Ania, nauczycielka biologii, od roku mieszkała w wynajętej kawalerce ze swoim partnerem Bartkiem, uczącym historii w tym samym liceum.
– No, hej – powiedziała na widok Ewy. Od razu bezbłędnie wyczuła jej nastrój. – Co się stało? Chodź, kawy się napijesz i wszystko mi opowiesz!
– Za kawę dziękuję, bo jak mi jeszcze bardziej wzrośnie ciśnienie, to chyba eksploduję!
Ewa usiadła w mikroskopijnej kuchni siostry, z wdzięcznością przyjęła kubek herbaty i streściła jej rozmowę z mężem. Ania słuchała w milczeniu, nie przerywając. Kiedy Ewa skończyła, siostra pokiwała głową.
– Rozumiem, że się wkurzyłaś, mnie też by poszarpało, że najpierw gada z dziećmi, a na końcu z tobą – powiedziała. – Ale sam pomysł przeprowadzki do tego Podgórowa nie jest wcale taki zły…
Ewa zakrztusiła się herbatą. Łzy pociekły jej z oczu i przez dłuższą chwilę kaszlała i płakała, aż wreszcie udało jej się opanować i dopiero wtedy spojrzała na siostrę ze zdumieniem.
– Mówisz serio?!
Ania wzruszyła ramionami.
– No przecież ciągle powtarzasz, że nie lubisz tego miasta – odpowiedziała. – Że tłok, że hałas, że smog, że korki… Że na przedmieściach u rodziców było tak swojsko i cicho, a tutaj ciągle ruch uliczny, spaliny… A takie Podgórowo brzmi jak sen dzisiejszych mieszczuchów o lepszym życiu. Teraz ciągle ktoś opisuje, jak mu się dobrze żyje, odkąd rzucił pracę w korpo i przeniósł się na wieś.
– W sumie rzeczywiście, nieraz zastanawiałam się nad przeprowadzką z centrum, ale myślałam raczej o przedmieściach i nie brałam pod uwagę czegoś tak ekstremalnego… Zwłaszcza że mamy troje dzieci.
– Akurat dzieci to jest najsilniejszy argument za Podgórowem, bo nikt tak jak one nie potrzebuje świeżego powietrza i ruchu, a tutaj, w mieście, jednego i drugiego mają tyle, co kot napłakał. A w ogóle to widziałaś, jak to schronisko wygląda?
– Nie, tak się wkurzyłam, że wyszłam, bo nie byłam w nastroju do rozmów.
– No to poszukajmy! – Ania włączyła komputer i wpisała: schronisko, Podgórowo.
Kiedy otworzyły ogłoszenie, spojrzały na siebie i uśmiechnęły się. Budynek wyglądał tak przytulnie, że niemal poczuły zapach drewna i usłyszały trzaskający ogień w kominku. Niski, ze ściętym poddaszem, zbudowany z bali, stał na rozległej polanie, za którą widać było gęsty las. Kilka metrów od domu rosło wysokie, rozłożyste drzewo, przyciągając wzrok żywą zielenią. Ewa zapatrzyła się na dom. Miała wrażenie, że jego okna mrugają do niej porozumiewawczo, a uchylone drzwi zapraszają do ciepłego wnętrza. Wyobraziła sobie siebie, jak stoi na progu, pozwalając, by jej włosy czesał letni wiatr.
– Już widzę, jak biegasz boso po trawie albo siedzisz z laptopem pod tym wielkim drzewem i robisz tłumaczenia! – westchnęła Ania, jakby czytała jej w myślach. – Pięknie tam jest!
– To prawda, pięknie… A to drzewo, to chyba lipa? Ale spójrz na cenę. – Ewa stuknęła palcem w ekran komputera. – Podejrzanie niska, jak na tak duży dom i taki ogromny teren wokół. Może to tylko tak na zdjęciu wygląda, a w rzeczywistości wszystko się sypie?
– Fakt, jest duży, ale jak sama zauważyłaś, na odludziu – odpowiedziała siostra. – I w pobliżu nie ma żadnych modnych turystycznych miejscowości, więc za lokalizację nie płacisz. A jeśli nawet coś tam wymaga poprawek, to przecież Mariusz wszystko umie zrobić!
Ewa pokiwała głową. Pomysł, który w pierwszej chwili wydał jej się absurdalny, teraz zyskał kilka plusów. Gdyby Mariusz wprowadził ją w temat powoli, zamiast rzucać od razu na głęboką wodę, pewnie ich rozmowa potoczyłaby się inaczej.
– Tylko wiesz, boję się tej rewolucji w naszym życiu – powiedziała, patrząc na siostrę, a potem znów zerkając na ekran komputera. – Mariusz musi rzucić pracę, zostaniemy z moją pensją, która jest nieregularna i niepewna. Są miesiące, kiedy nie mam żadnych tłumaczeń.
– Wiem, to normalne, że się boisz. Ale skoro macie się przenosić w czerwcu, to może zdążycie trochę grosza odłożyć. Macie też pięćset plus na dzieci, więc nie będzie tak źle. Ja w razie czego też pomogę.
Ewa uśmiechnęła się, bo siostra jako nauczycielka zarabiała tyle, że często musiała pożyczać, gdy wyskoczyły jakieś niespodziewane opłaty.
– Jest jeszcze kwestia nas… – powiedziała cicho po chwili milczenia. – Mnie i Mariusza. Będziemy ze sobą przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, a już teraz, gdy widujemy się tylko przelotnie, nie mamy sobie zbyt wiele do powiedzenia… Więcej mamy tematów z Kingą czy Mają niż ze sobą…
– Może to też się zmieni? Będziecie mieć więcej wspólnych spraw i więcej czasu na takie zwyczajne bycie razem.
– Ja właśnie nie wiem, czy my jeszcze mamy jakieś wspólne sprawy poza dziećmi… Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak po prostu się przytuliliśmy czy pocałowaliśmy. Żyjemy bardziej jak brat i siostra niż mąż i żona. Chyba… – widać było, że przyznanie tego jest dla niej trudne – wypaliła się między nami chemia… Czy my się odnajdziemy w takiej nowej sytuacji?
Ania spojrzała na nią z powagą.
– Nie wiem, co ci powiedzieć… Z jednej strony, to może być terapia dla was, a z drugiej… pogrzeb. Ale na moje wyczucie po prostu przygniotła was codzienność i taka zmiana otoczenia powinna właśnie pomóc. Chyba że… Czy ty go już nie kochasz?
Ewa zamyśliła się. Przypomniała sobie tego uśmiechniętego, pełnego entuzjazmu chłopaka, którym był Mariusz, kiedy się poznali, i uświadomiła sobie, że teraz rzadko ma okazje do radości, śmiechu. Chyba rzeczywiście przygniotła go codzienność… zmienił się. Ale czy ona sama się nie zmieniła? Dawniej często stroiła się bez powodu, witała go zalotnym uśmiechem, w weekendy namawiała na jakiś wyjazd. A dziś?
„Chyba oboje trochę się pogubiliśmy… Może tam, wśród pięknej przyrody, znowu się odnajdziemy? Przecież mamy wspólne dzieci, wiele nas łączy. I… chyba nadal się kochamy” – pomyślała.
– Jak tak o tym z tobą rozmawiam, to zaczynam wierzyć, że mojemu małżeństwu wyszłaby na dobre taka odmiana. A wizja życia w Podgórowie wydaje mi się całkiem przyjemna – powiedziała.
– Mnie też! Już widzę, jak przyjeżdżamy do was na wakacje i wylegujemy się na trawie! Ale wiadomo, że musisz to wszystko porządnie przemyśleć, przeanalizować za i przeciw, no i przede wszystkim – obejrzeć ten dom na żywo. Bo wiesz, może się okazać, że na zdjęciu stoi makieta, a za nią nie ma nic, tylko fundamenty…
– Kto wie… Fakt, mam sporo do przemyślenia. Tylko problem w tym, że trzeba się spieszyć, bo podobno ci właściciele chcą, żeby zaliczkę wpłacić już w lutym… Wolałabym mieć więcej czasu na decyzję.
– Nie dziwię się, a z drugiej strony czasem się zdarza, że coś przeanalizujesz sto razy, a potem i tak okazuje się, że wiele przeoczyłaś. Może spontaniczna decyzja w tym przypadku będzie dobrą wróżbą?
– Może… – Ewa podniosła się i zerknęła na zegarek. Zrobiło się późno, a ona chciała jeszcze kupić coś na jutrzejszy obiad. – Znikam! Dzięki za rozmowę!
Pożegnała się z siostrą i poszła do domu. Szła ulicą, krytycznie przyglądając się brudnym chodnikom, pobazgranym przez pseudografficiarzy murom i nieciekawym budynkom. Nagle bardziej niż zwykle zaczął przeszkadzać jej otaczający ją tłum ludzi, hałas, ruch uliczny.
„Może wyjazd stąd to naprawdę szansa na lepsze życie?” – pomyślała.
Mariusz, który najwyraźniej pod nieobecność żony zrobił rachunek sumienia i uznał, że rzeczywiście nie najlepiej to rozegrał, powitał ją ze skruszoną miną. Z kuchni dochodziły przyjemne zapachy.
– Masz ochotę na gorący strudel z jabłkami?
– Zawsze…
Do tematu Podgórowa tego dnia nie wrócili, ale on tkwił w głowie Ewy i nie pozwalał się wyrzucić. Rozglądała się po ich mieszkaniu, krzywiąc się na widok nieustawnych pokoi, ciasnej ślepej kuchni i małych okien w salonie, wychodzących na drugi blok.
„Może rzeczywiście nie ma sensu wkładać w to pieniędzy i remontować?” – zastanawiała się. „Może to Podgórowo naprawdę jest nadzwyczajną okazją, której nie powinniśmy przegapić?”
Rano, kiedy Mariusz wyszedł do pracy, a dziewczynki do szkół, nie mogła się skupić na tłumaczeniu, aż wreszcie dała za wygraną i wywołała w przeglądarce ogłoszenie o schronisku. Patrzyła na rosnącą obok domu rozłożystą lipę i mimowolnie wyobrażała sobie, jak siedzi pod nią latem, z kubkiem kawy i ciekawą książką, i relaksuje się, czując zapach kwiatów i słuchając uwijających się wśród nich pszczół.
„Piękne miejsce…” – pomyślała, a potem pokręciła głową, zamknęła stronę i wróciła do pliku z tłumaczeniem.
Pomysł Mariusza kołatał się jej jednak w głowie przez cały dzień i pół nocy, a kolejnego ranka znów zajrzała na stronę z ogłoszeniem. Po południu, kiedy Mariusz wrócił z pracy, zaczęła rozmowę o Podgórowie – tym razem na spokojnie, bez szoku i niedowierzania. Obejrzeli razem zdjęcia schroniska i mapkę miejscowości i Ewa zaczęła dojrzewać do zaakceptowania przeprowadzki, tylko nie podobało jej się, że decyzję trzeba podjąć w niespełna trzy tygodnie.
– Jutro zrobimy rodzinną naradę – postanowiła. – Niech się każdy wypowie i zobaczymy, co robić dalej.
Tej nocy kochali się, po raz pierwszy od wielu tygodni, i zasypiając, Ewa znów pomyślała, że może zmiana otoczenia i nowe życie bliżej natury rzeczywiście wniesie świeżość do ich relacji.
ROZDZIAŁ 2
Narada rodzinna przebiegła w wyjątkowo zgodnej atmosferze. Nastoletnia Kinga – jak nigdy dotąd – nie szukała dziury w całym i widziała tylko pozytywne strony pomysłu ojca, który od niedawna był jej guru, a chodząca do piątej klasy Maja coraz bardziej zachwycała się wizją nowych koleżanek i kolegów, a przede wszystkim – obiecanego przez Mariusza psa.
Natomiast niespełna trzyletni Adaś, usłyszawszy zapewnienie, że wciąż będą się widywać z ciocią Anią, babciami i dziadkiem oraz że będzie mógł zabrać do nowego domu wszystkie swoje zabawki, przestał interesować się planami rodziców i zajął się oglądaniem książeczki o dinozaurach.
– Będziemy mogli uprawiać własne warzywa i owoce – mówiła Kinga, wymachując rękami z ekscytacji. – Będą eko, bez żadnej chemii, zdrowe i pyszne!
– A po szkole będę mogła chodzić z koleżankami po lesie albo w góry – dodała Maja. – Będzie tak, jakby zawsze były wakacje!
– Słuchajcie, wam się wydaje, że to będzie jakaś sielanka, ale takie życie to nie tylko bieganie boso po trawie – wtrąciła Ewa. – Nie ma tam galerii handlowych, kina, pubów. Wszędzie jest daleko, a w zimie to może być problem.
– Zawsze możemy zamawiać ciuchy przez internet! – beztrosko stwierdziła Kinga. – No i przecież od czasu do czasu na pewno pojedziemy do miasta.
– Sama mówiłaś, że będziemy odwiedzać dziadków! A może nawet dziadkowie mogliby zamieszkać z nami? – wpadła na pomysł Maja.
Ewa też się nad tym zastanawiała. Jej rodzice mieszkali na przedmieściach, w małym domu, w którym spędziła dzieciństwo. Lubiła go, ale musiała przyznać, że dom nie jest w najlepszym stanie, a tata, choć wiele umiał zrobić i naprawić, nie radził sobie ze wszystkim. Chorował na serce, miał problemy z kręgosłupem i kolejne usterki w domu zaczęły go przytłaczać, a przecież wciąż jeszcze pracował zawodowo i czasu nie miał zbyt wiele.
– Może i tak – powiedziała. – Ale zanim podejmiemy decyzję, musimy pojechać do Podgórowa i zobaczyć to wszystko na własne oczy. Na zdjęciach wiele można ukryć, a cena tego domu wydaje mi się podejrzanie niska.
– To kiedy chcesz jechać? – zapytał milczący dotąd Mariusz. – Może w ten weekend? Zostalibyśmy na noc, zobaczyli, jak tam jest, rozejrzeli się uważnie.
– W porządku. Pojedziemy w sobotę rano i wszystkiemu się przyjrzymy.
– Umówię nas z właścicielami!
Wieczorem Ewa wzięła Adasia i pojechała do rodziców, żeby porozmawiać o ich życiowej rewolucji. Mama, będąca od trzech lat na emeryturze, wysłuchała jej z zainteresowaniem i pokiwała głową.
– To chyba dobry pomysł – powiedziała. – Tutaj takie zanieczyszczone powietrze, ciągle gdzieś się słyszy, że ktoś choruje na to, czy tamto… A tak na wsi, jeszcze w górach, będziecie żyć inaczej. Spokojniej, zdrowiej, wolniej. Jak sądzisz, Bolku? – zwróciła się do męża.
– Chyba masz rację, Madziu. I nawet jak się spełnią te prognozy, że za kilkanaście lat zabraknie nam wody i jedzenia, to będziecie mieć własne uprawy – stwierdził tata, który bardzo interesował się ekologią, z trwogą czytał o kolejnych ponurych wizjach przyszłości i nie mógł pojąć, dlaczego rząd nic sobie nie robi z przestróg naukowców. – Tylko pomysł na gospodarstwo agroturystyczne mnie trochę nie przekonuje… To jest praktycznie praca całodobowa, a wy macie troje dzieci.
– Zdaję sobie z tego sprawę i też mnie to martwi – przyznała Ewa, zaskoczona tym, że rodzice od razu podchwycili pomysł przeprowadzki. Bała się, że będą się niepokoić, mnożyć problemy, snuć czarne wizje. – Ale z drugiej strony Mariusz obiecał, że to on zajmie się prowadzeniem wszystkiego, bo w końcu nie będzie miał innej pracy. Ja z moich tłumaczeń nie zrezygnuję, muszę tylko zadbać o niezawodny dostęp do sieci i mogę pracować w dowolnym miejscu.
– Jeśli chcesz, pojadę tam z wami i wszystko obejrzę – zaoferował tata.
– Super, szczerze mówiąc, chciałam cię właśnie o to poprosić! Tylko nie wiem, czy to nie będzie dla ciebie zbyt męczące… Jedzie się tam prawie trzy godziny.
– Dam radę, nie jestem przecież jakimś dziadulkiem!
– No to podjedziemy po ciebie w sobotę koło siódmej!
Wracając od rodziców, Ewa pojechała do mieszkania teściowej. Ucieszyła się, że ją zastała, ale była mocno zdziwiona, że matka Mariusza nic nie wiedziała o jego pomyśle, choć byli ze sobą bardzo mocno związani. Ewa była pewna, że najpierw zwierzył się matce. Barbara wychowywała Mariusza właściwie sama, bo jej mąż umarł, kiedy chłopiec miał dwa lata.
– Mariusz nic mi nie powiedział – stwierdziła, patrząc na Ewę z zainteresowaniem.
– A ja potrzebuję twojej rady – wyznała Ewa i opowiedziała jej o planach związanych z Podgórowem.
Teściowa, od lat zajmująca się księgowością i zawsze potrafiąca dokonać chłodnej analizy, wysłuchała wszystkiego, zamyśliła się głęboko i po chwili powiedziała:
– Widzę wiele plusów tego pomysłu, ale i sporo wad. Życie na wsi to zupełnie inna bajka i mój syn, choć rzeczywiście dużo umie zrobić i naprawić, może nie do końca zdawać sobie sprawę z tego, że ogródek sam się sobą nie zajmie… Ja mogłabym czasem podjechać i popracować w ogrodzie, bo zawsze chciałam mieć działkę, ale to nie to samo…
Ewa kiwnęła głową i uśmiechnęła się, choć wiedziała, że teściowa jest nadal czynna zawodowo i nie ma zbyt wiele wolnego czasu. Zresztą akurat uprawa ogródka nie wydawała jej się niczym strasznym – lubiła takie zajęcia i wiedziała, że będzie to dla niej miła odskocznia od pracy przy komputerze. Bardziej widziała przy niej siebie niż elegancką teściową.
– Ale ogródek to najmniejszy problem – kontynuowała matka Mariusza. – No bo są przecież tak ważne kwestie, jak dostęp do lekarza, apteki, szkół, sklepów, poczty… No i chyba musicie pomyśleć o samochodzie, który poradzi sobie w terenie górskim, bo wasza stara astra to raczej nie da rady…
O tym Ewa jakoś w ogóle nie pomyślała! Rzeczywiście: sprawa przychodni zdrowia, apteki, sklepu, poczty – to były podstawy i trzeba będzie koniecznie sprawdzić, jak to wygląda. Właśnie dlatego przyszła do Barbary – liczyła na jej analityczny umysł, a poza tym lubiła matkę Mariusza i problemy z teściową znała tylko z dowcipów i opowieści koleżanek.
– Jak dobrze, że cię odwiedziłam – powiedziała. – Martwiłam się o tyle spraw, że te akurat mi umknęły, a tymczasem to one tak naprawdę są kluczowe. Jeśli tam tego wszystkiego nie ma, nie będę narażać dzieci na niebezpieczeństwo.
– Oczywiście – zgodziła się z nią teściowa. – Zawsze możecie przecież poszukać innej oferty, nie tak… hm… bardzo…
– Ekstremalnej – podpowiedziała Ewa.
– No właśnie.
– Tylko nie wiem, czy byłoby nas stać – odpowiedziała. – Cena tego schroniska jest naprawdę okazyjna.
– I to też mnie niepokoi – przyznała teściowa. – Ten cały pośpiech, podejmowanie decyzji praktycznie natychmiast, a przy tym cena jak za małe mieszkanie, a to przecież spory dom i wielki teren wokół. Trzeba się temu dobrze przyjrzeć i słusznie robisz, że jedziecie tam taką dużą ekipą. Mariusz, jak się do czegoś zapali, to zbagatelizuje wszelkie trudności, ale twój tata na pewno będzie umiał spojrzeć rozsądnie.
– Tak… Ale jednym słowem uważasz, że to nie jest szaleństwo? – upewniła się Ewa.
Teściowa wzruszyła ramionami.
– Rewolucja – tak. Ale czy zaraz szaleństwo? – powiedziała. – To chyba normalne, że chcecie lepszego życia, bliżej natury. Teraz wielu ludzi decyduje się na przeprowadzkę na wieś.
– Martwię się tylko o dzieci, bo jednak w mieście są lepsze szanse na edukację, no i szersza oferta kulturalna – westchnęła Ewa. – Nie wiem, czy dobrze zamykać się z nimi na jakimś odludziu, boję się, że zrobimy im krzywdę.
– Ale kto mówi o zamykaniu się? – zaprotestowała teściowa. – Przecież będziecie tutaj przyjeżdżać, a skoro macie żyć z turystyki, to i na brak towarzystwa nie będziecie chyba narzekać. A wiejskie szkoły, według mnie, wcale nie ustępują poziomem tym z miast. Mnie się ten pomysł podoba. Tylko wolałabym, żeby to wszystko przebiegło wolniej, spokojniej, a nie tak nagle. Ale wierzę w twój rozsądek i wiem, że podejmiesz dobrą decyzję.
Ewa wracała do domu pokrzepiona wsparciem rodziców i teściowej. Gdyby usłyszała od nich, że to szaleństwo, spróbowałaby odwieść męża od tego pomysłu, ale skoro oni, z ich doświadczeniem życiowym, uznali, że idea nie jest zła, to i ona zaczęła odsuwać od siebie wątpliwości. Wizja własnego domu położonego w pięknej okolicy nabierała coraz atrakcyjniejszych barw. Gdy wróciła do mieszkania, znów otworzyła ogłoszenie i wpatrzyła się w zdjęcie.
„Własny dom, w tak cudnym miejscu, pośród gór i lasów, kiedyś o tym marzyłam…” – pomyślała. „Aż trudno uwierzyć, że teraz to marzenie jest na wyciągnięcie ręki!”
ROZDZIAŁ 3
W piątek wszystko mieli już spakowane, ale ich plany pokrzyżowała choroba Adasia. Chłopiec dostał pod wieczór gorączki, bolał go brzuch i wymiotował. Był blady i słabiutki, więc podróż nawet nie wchodziła w grę.
– Przełóżmy to na kolejny tydzień – zaproponowała Ewa.
– Ja za tydzień nie mogę! – zaprotestowała Kinga. – Idę na osiemnastkę Bożeny!
Rzeczywiście – Ewa przypomniała sobie, że kuzynka zapraszała ją już trzy tygodnie temu.
– Zresztą chyba trochę nie wypada tak dzień przed odwoływać – dodał Mariusz. – Ja pojadę z dziewczynkami i twoim tatą i wszystko wspólnie obejrzymy!
W sobotni poranek okazało się, że Maja chyba zaraziła się od brata, bo rozbolał ją brzuch i było jej niedobrze, więc cała ochota na podróż jej przeszła. Dziewczynka leżała w łóżku, z termoforem na brzuchu, i pociągała nosem.
– Czyli zostajemy w drużynie tylko my i dziadek – podsumowała Kinga, stając w przedpokoju z wypchanym plecakiem.
– Zrobimy dużo zdjęć, żebyś wszystko mogła dobrze obejrzeć – obiecał Mariusz, całując Ewę w policzek.
Zanim wyszli, zadzwoniła mama Ewy, informując, że dziadek nie weźmie udziału w wyprawie.
– Coś mu wlazło w krzyż i nie może się wyprostować – powiedziała. – Musicie sami pojechać albo odłożyć wyjazd na przyszły tydzień.
– Słuchajcie, to chyba jest jakiś znak – stwierdziła Ewa. – Wszystko nam mówi, żebyśmy nie jechali i dali sobie spokój z tym Podgórowem!
– No please, nie powiesz mi, że wierzysz w przeczucia i sygnały z nieba! – Kinga przewróciła oczami. – Mamy dwudziesty pierwszy wiek!
– Mów, co chcesz, ale ja uważam, że nie powinniście jechać. Odłóżmy to na ostatni weekend lutego!
– Niech ci będzie – skapitulował Mariusz, który chyba też poczuł się nieswojo pod wpływem tej serii nieszczęść. – Zadzwonię do właścicieli, chociaż nie wiem, czy wypada tak o siódmej rano w sobotę…
– Na wsi ludzie wcześnie wstają.
Pięć minut później Mariusz wrócił do pokoju z markotną miną.
– W ostatni weekend lutego już ich nie będzie w Polsce, bo wracają do siebie, do Irlandii – powiedział.
– Czyli oni tu nie mieszkają? – zdenerwowała się Ewa. – Chcesz powiedzieć, że dom od lat stoi pusty?!
– Nie wiem, czy pusty. Pewnie ktoś tam do tej pory mieszkał, a potem umarł i zapisał go właśnie im, a oni mają swoje życie i chcą to wszystko szybko sprzedać.
– Oj, jedźmy wreszcie! – zniecierpliwiła się Kinga. – Przecież my dwoje sobie też poradzimy! Nie ma co gadać, zanim się tego nie zobaczy na własne oczy!
– No niech już będzie… – ustąpiła Ewa.
Kiedy mąż i córka wyszli z mieszkania, uświadomiła sobie, jak bardzo się denerwuje. Ogarnęły ją tak złe przeczucia, że miała ochotę wybiec za nimi i kazać wracać, ale bała się, że ją wyśmieją. Przez cztery godziny chodziła z kąta w kąt, raz po raz zerkając na ekran telefonu, w nadziei, że dostanie od nich jakąś wiadomość, ale telefon milczał. Wreszcie, kiedy już zamierzała wybrać numer męża, rozległo się cichutkie dzwonienie i na ekranie pojawiła się uśmiechnięta twarz Mariusza.
– Jest super! – zawołał z entuzjazmem, a w tle słychać było zachwycone piski Kingi. – Dom jest ogromny, chociaż niski, ale poddasze da się przystosować do zamieszkania!
– Mówię ci, mamo, jak tu pachnie! – wołała Kinga. – Jak w lesie! A las jest tuż za domem! No i teren wokół jest niesamowity! Mega! Można tu zrobić imprezę dla stu osób! I urządzić wielki ogród i szklarnię, i nawet kury hodować!
„Kury pod lasem to chyba średni pomysł” – przeszło przez myśl Ewie, ale zanim zdążyła się odezwać, mąż i córka zasypali ją kolejnymi rewelacjami.
– Tutaj jest pełno śniegu! Nie tak jak u nas! Można do wsi na sankach zjechać! A ile pokoi! Chyba ze dwadzieścia!
– Raczej dziesięć – sprostował Mariusz. – A na górze też pewnie można ze cztery sypialnie wygospodarować. Zaraz przyślę ci zdjęcia.
Rozłączył się, zanim zdążyła o cokolwiek zapytać, a potem zaczęli na wyścigi wysyłać zdjęcia. Ewa usiadła przy łóżku Adasia, zawołała Maję i we troje oglądali kolejne zachwycające obrazy: zaśnieżony las, przykryty białym puchem spadzisty dach, piękny pokój ze ścianami z drewnianych bali i podłogą z desek, drewniane okiennice, ogromny teren i rozciągającą się w dole wieś. Na jednym zdjęciu widać było nieduży dom, położony około pół kilometra od schroniska. Ten dom wzbudził w Ewie nadzieję, jakby fakt, że nie będą tak zupełnie sami sprawiał, że przeprowadzka była mniej rewolucyjna.
„A jeśli się okaże, że mieszka tam jakiś ponury, gburowaty typ?” – pomyślała, ale szybko odpędziła tę myśl na widok kolejnych zdjęć. Przerzucała je wolno, przyglądając się z uwagą. Wszystko wyglądało jak z zimowej pocztówki – lasy, pola przykryte grubą warstwą śniegu, drewniana chatka, a w środku pewnie kominek z trzaskającym wesoło ogniem… Nagle zamarła i wróciła do zdjęcia, które wcześniej oglądała, po czym ponownie połączyła się z mężem.
– Czy na tym zdjęciu jest studnia? – zapytała. – To chyba nie znaczy, że w domu nie ma bieżącej wody?
Mariusz zakaszlał i po chwili powiedział lekkim tonem:
– No cóż… Sprawa wygląda tak, że wodociągów tu jeszcze nie doprowadzili, ale poradzę sobie z tym, bo na wsi już są. Jak przyjdzie wiosna, będę tu przyjeżdżał w weekendy i zanim się przeprowadzimy, wszystko zdążę ogarnąć!
– Boże, mówisz, jakby to była kaszka z mleczkiem… Czego jeszcze nie ma? Może dachu? Albo podłóg?
– Dach jest, i to jaki! Drewniany, a nie z jakiejś tam blachodachówki! Piękny! Dziś już się takich nie robi, a jeśli nawet, to na zamówienie i za wielkie pieniądze! Odnowimy go i będzie zdobił przez całe wieki.
– Tu jest megasuper, mamo – wtrąciła swoje trzy grosze Kinga. – Wiesz, jakie można urządzać imprezy? Kuligi, ogniska! Będzie nam się tutaj dobrze żyło!
Rozłączyli się i Ewa ponownie zaczęła przeglądać zdjęcia. Dom i okolica wyglądały malowniczo, ale mimo wszystko jej to nie uspokoiło. Czuła w środku dziwne rozedrganie, niepewność i strach. W tym momencie coś jej mówiło, że nie powinni decydować się na tę rewolucję.
„Nie tam, nie tak nagle” – myślała. „Trzeba poczekać na inną ofertę, przecież nie mamy noża na gardle. To jest jakieś szaleństwo”.
ROZDZIAŁ 4
Wieczorem Ewa szykowała właśnie kolację, gdy usłyszała chrobot klucza w drzwiach. Zaskoczona patrzyła na Mariusza i Kingę, którzy rozbierali się w przedpokoju, śmiejąc się i przerzucając uwagami na temat „ich” domu.
– Myślałam, że zostaniecie na noc w Podgórowie – powiedziała.
Mariusz się uśmiechnął.
– Bez was to nie byłoby to samo – odparł beztrosko, ale wyczuła w jego głosie fałszywą nutę. A może tylko tak jej się wydawało?
– Mówię ci, mamo, jaki czad! Mega! – Kinga miała rumieńce, a oczy jej błyszczały. – Wrzuciłam zdjęcia na insta i moje koleżanki oszalały na punkcie tego domu! Wszyscy mi zazdroszczą, że będziemy tam mieszkać!
– Jeszcze nie wiadomo, czy będziemy – zauważyła przytomnie Ewa, ale Kinga już nie słuchała: złapała ze stołu kanapkę i zamknęła się w swoim pokoju, żeby podzielić się wrażeniami z koleżankami. Za chwilę zaczęły stamtąd dochodzić piski i śmiech.
Mariusz usiadł za stołem i popatrzył na Ewę z szerokim uśmiechem.
– Tam jest naprawdę super – westchnął. – Ewuś, będziemy żyć jak w bajce!
– Tylko jakiej? Bo wiesz, różne są bajki – odparła sceptycznie. – W niektórych aż roi się od wiedźm, potworów i problemów.
Rzucił jej zdumione i trochę urażone spojrzenie.
– Co cię ugryzło? Przecież byłaś na tak.
Ewa wzruszyła ramionami.
– Sama nie wiem – powiedziała. – Boję się tego Podgórowa. Mam przeczucie, że to nie dla nas.
– Przeczucie? – W głosie Mariusza słychać było kpinę. – Ewa, błagam cię. Nie byłaś tam, nie widziałaś, jak to wygląda!
– No właśnie.
– A gdybyś była, zakochałabyś się z miejsca, tak jak ja i Kinga!
– Przeraża mnie ten brak wody! – przyznała. – I… mam wrażenie, że czegoś mi nie mówisz!
– Skarbie, popatrz na te ręce. – Mariusz wyciągnął przed siebie dłonie. – Potrafią czynić cuda! Zanim się tam wprowadzimy, doprowadzę wodę i wszystko, co trzeba! Nie odczujesz żadnej niewygody, przysięgam!
Przyciągnął ją do siebie i przytulił, czego nie robił już od tak dawna, że Ewa zupełnie zapomniała, jak bezpiecznie zawsze czuła się w jego ramionach. Wtuliła się w niego i chłonęła znajomy zapach, słuchając bicia jego serca.
– Będzie dobrze – szepnął. – Zresztą zanim dokonamy pełnej transakcji, pojedziemy tam wszyscy razem, żebyś i ty mogła to poczuć!
– Tylko że zaliczkę musimy wpłacić już – odparła. – Czyli nawet, jeśli mnie się nie spodoba, nie będzie już za bardzo odwrotu.
– Spodoba ci się! Jestem pewien! A znam cię nie od dziś. – Pocałował ją i przycisnął do kuchennego stołu, wsuwając dłonie pod jej bluzkę. Poczuła, że jest podniecony.
– Będzie już kolacja? – Głos Mai sprawił, że odskoczyli od siebie, jak przyłapane na gorącym uczynku dzieciaki.
– Tak, chodźcie! – Ewa poprawiła bluzkę i rozłożyła talerzyki.
Tej nocy kochali się wyjątkowo czule i Ewa miała wrażenie, jakby ich małżeństwo, po osiemnastu latach, dokonało zwrotu do czasu, kiedy umieli się sobą zachwycać. Znów byli dla siebie kobietą i mężczyzną, a nie tylko rodzicami, których codzienne obowiązki pochłaniały tak bardzo, że nie było już miejsca na namiętność, a tym bardziej – czułość.
„Może rzeczywiście ta przeprowadzka będzie początkiem nowego, lepszego życia” – myślała po raz setny Ewa, która długo nie mogła zasnąć i leżała wtulona w męża, słuchając miarowego bicia jego serca i spokojnego oddechu.
Następnego dnia zrobili jeszcze jedną naradę rodzinną. Wysłuchali entuzjastycznych krzyków Kingi, która nie mogła się doczekać przeprowadzki, obejrzeli po raz kolejny wszystkie zdjęcia i zdecydowali, że wpłacą zaliczkę za schronisko i wystawią własne mieszkanie na sprzedaż. Wybrali trzy agencje, które wyceniły ich nieruchomość, i powierzyli sprzedaż tej, która dała najlepszą cenę.
– Jeśli sprzedadzą za tyle, będziemy mieli środki na najważniejsze prace remontowe – cieszył się Marusz. – Zobaczycie, będzie super!
Jego entuzjazm i optymizm udzieliły się Ewie, która też zaczęła cieszyć się na myśl o zmianie otoczenia. Ponowny wyjazd do Podgórowa, tym razem całą piątką, zaplanowali na początek marca, ale plany pokrzyżowała im zima, która nagle, właśnie teraz, gdy wszyscy już wypatrywali wiosny, przypomniała sobie o swoich obowiązkach i sypnęła śniegiem. Warunki na drogach zrobiły się trudne i nie chcieli ryzykować dalekiej jazdy z dziećmi.
– Spokojnie, umowę mamy podpisać do końca maja, jest jeszcze dużo czasu – powtarzał Mariusz, a Ewa dziwiła się, że nagle tyle w nim cierpliwości i łagodności, bo dotychczas, kiedy coś szło nie tak, jak chciał, wściekał się i miotał jak tygrys w klatce. Sam pojechał dwa razy do schroniska, żeby – jak mówił – zacząć już jakieś pierwsze poprawki. Wracał za każdym razem zmęczony, ale pełen entuzjazmu i zapału.
Tymczasem zgłosili się pierwsi chętni do kupna ich mieszkania. Ewa z mieszanymi uczuciami przyglądała się młodej parze, która wędrowała po pokojach, zaglądała do kuchni i łazienki i bezlitośnie krytykowała ich styl, zapowiadając, co zmienią. Poczuła żal w imieniu ich mieszkania, w którym przeżyli tyle lat, a które teraz miał przejąć ktoś obcy.
„To przecież tylko ściany i podłogi” – powtarzała sobie w duchu. „Dom jest tam, gdzie będziemy my”.
Mimo wszystko odetchnęła z ulgą, gdy agentka poinformowała, że młodzi ludzie jednak nie są zainteresowani. W kolejnym tygodniu przez ich mieszkanie przewinęło się jeszcze siedem osób, które także zrezygnowały po obejrzeniu go.
– Może będzie trzeba spuścić z ceny – zastanawiała się Ewa, ale Mariusz kręcił głową.
– Poczekajmy – mówił. – To mieszkanie, a nie komplet garnków, wiadomo, że nikt nie decyduje się natychmiast i po jednym oglądaniu.
– Oprócz nas…
Wreszcie po ponad trzech tygodniach, kiedy już oboje uznali, że rzeczywiście lepiej będzie trochę obniżyć cenę, zadzwoniła agentka z informacją, że małżeństwo, które raz oglądało ich mieszkanie, chce je zobaczyć ponownie. Była to para w średnim wieku, z dwojgiem dzieci. Oglądali wszystko wspólnie, dzieciaki kłóciły się o to, który pokój komu przypadnie, a małżonkowie wypytywali Ewę o najbliższe sklepy, szkołę, sąsiadów. Wieczorem zadzwonili, że zdecydują się na zakup, jeśli cena zostanie trochę obniżona. Przystali na to, bo zależało im na czasie.
– Musimy to uczcić. – Mariusz otworzył szampana i wzniósł toast. – Za nowy początek!
Problemem było tylko to, że nowi lokatorzy chcieli wprowadzić się zaraz po Wielkanocy, czyli pod koniec kwietnia.
– Nie szkodzi. Ty z dziećmi przeniesiesz się do twoich rodziców, a ja mam okres wypowiedzenia w pracy do końca kwietnia, więc wezmę najpotrzebniejsze rzeczy i sam przeniosę się do Podgórowa. Zacznę od razu wszystko szykować, żeby było gotowe, jak dojedziecie w czerwcu! Ogrzewanie nie będzie problemem, bo w maju już powinno być ciepło.
Ewa czujnie uniosła głowę.
– Czy to znaczy, że tam nie ma też ogrzewania? – zapytała.
Mariusz skrzywił się, niezadowolony, że się wygadał.
– No, nie ma – przyznał. – Komin jest niedrożny i dopiero jak się wszystko wyczyści i sprawdzi, będzie można palić w piecu.
– Palić w piecu?! – Spojrzała na niego z niedowierzaniem. – Jezu, Mariusz!
– Ja to będę robił! – obiecał. – Nawet tego nie odczujesz! A takie ogrzewanie jest o wiele lepsze dla zdrowia niż kaloryfery, które tak strasznie wysuszają powietrze w mieszkaniu! Czytałem o tym w sieci! Zresztą, gdzie się da, założę ogrzewanie podtynkowe, w ścianach albo podłogowe.
– Czego mi jeszcze nie powiedziałeś?
Uniósł ręce w obronnym geście.
– Nie chciałem, żebyś się martwiła, bo to żaden problem – odpowiedział. – Poradzę sobie z tym migiem! Zanim przyjedziecie, będzie już na tip-top!
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Copyright © by Joanna Tekieli, 2021
Copyright © by Wydawnictwo FILIA, 2021
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2021
Projekt okładki: Emotion Media
Zdjęcie na okładce: © badahos/Adobe Stock
Redakcja: Paulina Jeske-Choińska
Korekta: Agnieszka Czapczyk
Skład i łamanie: Teodor Jeske-Choiński
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8195-751-9
Wydawnictwo FILIA
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.