Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
16 osób interesuje się tą książką
Popularną pisarkę kryminałów Różę Krull zaczyna prześladować „cichy wielbiciel”. Wszystko wskazuje na to, że jest nim jej dawny szkolny kolega. Zanim jednak Róży uda się to sprawdzić, zostaje aresztowana i… oskarżona o popełnienie morderstwa. Przed przyjaciółmi pisarki staje zadanie udowodnienia, że Krull jest niewinna. Nie będzie ono proste, bo wszystkie znaki na ziemi i niebie oraz niedokończona nowa powieść Róży wskazują, że to właśnie ona jest zabójczynią.
"Miłość aż po grób" to kolejna szalona komedia kryminalna autorstwa Alka Rogozińskiego, znanego z łączenia klasycznych intryg detektywistycznych z dużą dawką czarnego humoru.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 266
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ani Żochowskiej za nieustanny entuzjazm
i to, że dała się namówić na zagranie
we „Wsiąść do pociągu”, a potem
wszystkich wykosiła z tras lepiej niż PKP
OŚWIADCZENIE
Jak zawsze z ręką na sercu zaświadczam, że wszystkie wydarzenia opisane w niniejszej powieści powstały w mojej głowie i w rzeczywistości nigdy się nie wydarzyły. A jeśli gdzieś jakiś blok i jego mieszkańcy prezentują się tak jak w książce, to jest to tylko zrządzenie losu. Ponieważ jednak od każdej reguły jest przynajmniej jeden wyjątek, to i tu go znajdziecie. Otóż piszący te słowa doczekał się kiedyś stalkerki. Było to w czasach, kiedy pracowałem w radiu. Owa osoba, do dziś nie wiem, czy była to kobieta, czy też facet, za takową się podający, wypisywała do mnie niestworzone rzeczy w mailach, których w ciągu czterogodzinnej audycji potrafiła wysłać nawet i setkę. To jeszcze dało się znieść. Kiedy jednak w owych epistołach zaczęły się pojawiać zdania pod tytułem: „Wczoraj szłam za tobą, kiedy wyszedłeś z radia”, lekko się wystraszyłem, że w końcu oberwę po łbie za niewinność, tudzież za to, że nie odpowiadam na jej maile, i w związku z tym zacząłem wymykać się z budynku przez mocno zakamuflowane okienko w radiowej toalecie, pod które wzywałem taksówkę. W efekcie po kilku dniach cała korporacja taxi wiedziała już, że do radia jedzie się po jakiegoś „świra”. Gdy zaś odpowiedziałem szczerze jednemu z kierowców na pytanie: „Czemu, u licha ciężkiego, gramoli się pan przez okno z klopa, zamiast wyjść przez główne drzwi?”, to potem ze strachu nikt nie chciał po mnie przyjeżdżać, żeby nie zginąć z rąk owej psychopatki. Wyjątkiem był taksówkarz, który stwierdził, że i tak żona wpędza go z wolna do grobu, więc z dwojga złego woli zginąć szybko, zamiast męczyć się przez najbliższych kilkadziesiąt lat. Jak widać, stalking komplikuje życie nie tylko jego bezpośrednim ofiarom. O czym przekonacie się także i w tej książce...
Dobrej lektury!
Alek
POSTACI
Róża Krull – autorka powieści kryminalnych, która miała skupić się na pisaniu nowej książki, ale los miał wobec niej zupełnie inne plany.
Paweł „Pepe” Kwiatek – agent Róży, który początkowo bagatelizował fakt, że jego pracodawczyni dorobiła się stalkera, czego potem długo nie mógł sobie darować.
Mariusz „Mario” Kosek – szef agencji PR „360 stopni” i przyjaciel Róży, przekonany, że autorka stanowczo powinna pozostać przy pomarańczowych kreacjach, nawet kiedy opuści już areszt.
Miłka Wężowska – autorka powieści grozy, mocno przerażona i lekko skonfundowana faktem, że przyszło jej brać udział w wydarzeniach o wiele bardziej mrożących krew w żyłach niż te, które opisuje na kartach swoich książek.
Cecylia Jodełka – gosposia Krull, pewna, że jedynym ratunkiem dla Róży jest gorliwa modlitwa do Świętego Dyzmy, patrona skazańców, oraz wyrzucenie na śmietnik wszystkich „zbereźnych” akcesoriów na czele z masażerem.
Malina Krull – matka Róży, wieczna królowa dram, ukrywająca przed córką kilka istotnych wydarzeń ze swojej przeszłości.
Włodzimierz Niezgoda – wydawca Róży, głęboko przeświadczony o tym, że skoro trafiła ona za kratki, to wreszcie ma czas, żeby napisać dla niego trzy zaległe powieści i kilka na zapas.
Michał Wyrwiński – specjalista do spraw promocji w wydawnictwie Szkarłatne Litery, uradowany faktem, że może pracować z taką sławą jak Róża.
Krystyna Malchnik – specjalistka do spraw promocji w tej samej firmie, w przeciwieństwie do swojego kolegi uważająca Różę za „niedorzeczne babsko z piekła rodem”.
Ilona Kruk – dziennikarka lifestylowego portalu Wirtualna Moda, która przez przypadek odkryła coś, co zmieniło życie przynajmniej dwóch osób.
Cezary Niwiński – prezes zarządu wspólnoty mieszkaniowej, pragnący za wszelką cenę namówić Różę do współpracy i mający przy tym cichą nadzieję, że kiedy wiceburmistrz zobaczy w swoim gabinecie „celebrytkę”, od razu znajdzie fundusze na remont zewnętrznych schodów w ich bloku, zanim popadną one w całkowitą ruinę i zaczną podniecać już tylko archeologów.
Samuel Krycki – sąsiad Róży, podejrzewany przez nią o głuchotę, nie mówiąc już o fatalnym guście muzycznym.
Tamara Muszkowska – sąsiadka Krull, wierząca, że pozostali mieszkańcy bloku zostali na nią nasłani przez siły nieczyste.
Marianna Muszkowska – matka Tamary, która nie mogła zrozumieć, co takiego uczyniła swojej córce, że ta urządza jej piekło za życia.
Leopold Materna – dawny kolega szkolny Róży i zarazem jej pierwszy chłopak.
Krzysztof Darski – komisarz policji, przeżywający dylemat, czy Róży należy pomóc, czy też – skoro już trafiła do aresztu – zostawić ją tam na tak długo, ile tylko się da, by w tym czasie móc wreszcie od niej odpocząć.
Jerzy Grzelak – podkomisarz policji, pełen wyrzutów sumienia, że przyszło mu zapuszkować kobietę, z którą – jego zdaniem – Darski i tak skończy na ślubnym kobiercu.
Radomir Wiciak – prokurator, który uparł się, że zapuszkuje Różę na długie lata, i był pewny, że dopnie swego.
PROLOG
Czerwone światło dla pieszych paliło się tak długo, że czekający przed przejściem Paweł Kwiatek, zwany przez wszystkich Pepe, zaczął podejrzewać, że nie zmieni się ono już nigdy. Kolejny raz nerwowo pomacał się po kieszeni. Przedmiot, który cudem zdobył kilkadziesiąt minut wcześniej i który mógł zapewnić wolność jego pracodawczyni, Róży Krull, ciągle się tam znajdował. Wystarczyło tylko dostarczyć go do podkomisarza Jerzego Grzelaka, aby prokurator natychmiast podpisał nakaz zwolnienia, modląc się, by mu po pensji nie polecieli za jej niezasadne tymczasowe aresztowanie.
Pepe nie mógł uwierzyć, jak mało brakowało, aby ów cenny dowód został zniszczony, co pogrążyłoby Różę, no może nie na wieki wieków amen, ale na pewno na okres, po upływie którego nie mogłaby mieć już potomstwa. A w końcu miał przez nią obiecane, że zostanie ojcem chrzestnym jej dziecka, więc tym bardziej jego odkrycie było na wagę złota. Cóż to była za przedziwna sprawa...! Nic nie układało się zgodnie z logiką. W którymś momencie już nawet on sam zaczął mieć wątpliwości, czy Róża aby naprawdę nie zwariowała już do reszty i nie popełniła czynu, który jej zarzucono. Na szczęście szybko się ich pozbył. Znał w końcu Krull na tyle dobrze, aby wiedzieć, że nie jest ona w stanie skrzywdzić żadnej istoty, nawet jeśli ta zaszła jej za skórę i to głęboko. A co dopiero pozbawić kogoś życia...! Raz przez przypadek, jadąc samochodem, potrąciła wykazującą skłonności samobójcze gęś i potem musiał ją siłą powstrzymywać przed próbami ratowania ofiary metodą „usta–dziób”, a następnie wraz z nią czekać godzinę na pomyślny wynik operacji niesfornego drobiu, który i tak pewnie dwa tygodnie później trafił do rosołu. Nie, wykluczone! Róża była niewinna i tego należało się trzymać. Co innego jednak wierzyć w jej niewinność, a co innego zdobyć na to dowód. Jednak się udało! Na całe szczęście!
– Idziemy! – dobiegł do uszu Pepe cienki, jak się wydawało, damski głos.
„Wreszcie”, pomyślał Kwiatek i odruchowo zrobił krok do przodu, a potem kolejny.
Ułamek sekundy później przeraźliwy kobiecy krzyk, odgłos nagłego hamowania samochodu, widok dziecka, wskazującego dłonią przed siebie, oraz blask wciąż czerwonego światła na sygnalizatorze zmieszały się w jego umyśle w jedno...
– O Boże!!! – usłyszał jeszcze, zanim dotarło do niego, co się stało.
I, co najdziwniejsze, nie pomyślał wtedy o sobie, ale tylko o tym, że przez niego Róża spędzi kilkanaście najbliższych lat za kratkami.
A potem wszystko zamieniło się w niekończącą się ciemność.
ROZDZIAŁ I
WIADOMOŚĆ ZA SZYBĄ
Miesiąc wcześniej
Róża z westchnieniem otworzyła drzwi samochodu swojego przyjaciela, Mariusza Koska, zwanego przez wszystkich Mario.
– Myślę, że złamałam mu serce – oświadczyła smutno, siadając na przednim fotelu pasażera. – Paskudne uczucie.
– Jesteś pewna, że dobrze zrobiłaś? – zapytała cicho zajmująca miejsce z tyłu jej przyjaciółka, autorka powieści grozy, Miłka Wężowska, rzucając okiem na znajdującą się na głównym skwerze miasteczka Morderczo ławkę, na której z twarzą ukrytą w dłoniach siedział do niedawna jeszcze narzeczony Krull, policyjny lekarz patolog Piotr Kryński.
– Nie – pokręciła głową Róża – ale z drugiej strony, nie czuję do niego tego, co powinnam. Nie chcę dawać mu złudnej nadziei, że kiedykolwiek to poczuję. Ani też oszukiwać go, że wszystko jest w porządku. To byłoby zbyt okrutne i w końcu doprowadziło do katastrofy.
– Ale przecież cztery miesiące temu... – zaczęła Miłka, jednak przyjaciółka nie pozwoliła jej dokończyć.
– Motyle w brzuchu – wyjaśniła smętnym tonem. – Tyle że one żyją bardzo krótko. Ważne jest to, co się stanie, kiedy ostatni z nich przestanie latać. Przez te cztery miesiące zdążyłam sobie uświadomić, że w naszym przypadku oznaczałoby to koniec przygody. Więc lepiej zerwać teraz, niż kiedy musielibyśmy iść z tym do sądu. Zresztą... Sama już nie wiem...
– Ruszajmy! – zadecydował Mario stanowczo. – Robi się za sentymentalnie i melodramatycznie jak na mnie. Zerwałaś to zerwałaś, nie ma co się roztkliwiać. Zajmiesz się czymś innym, a on już jutro znajdzie sobie jakąś osiemnastkę na pociechę. No co? – zapytał, wyłapując w lusterku pełen potępienia wzrok Wężowskiej. – Młode laski lecą na doktorków. Nawet tych od truposzy. Doktor to zawsze doktor.
– Ty to jednak nie masz taktu – westchnęła Miłka. – Za grosz.
– Ani moralności – poparła ją Róża. – Dla ciebie zawsze wszystko jest takie proste.
– Bo jest! – wykrzyknął Mario. – Tego kwiatu jest pół światu. Oboje znajdziecie sobie jeszcze kogoś do łapania motyli i to nieraz. Trzeba tylko często próbować.
– Tak często jak ty? – Róża popatrzyła na niego ironicznie. – Jaki miałeś przerób w tym roku?
– Marny – westchnął Mario z wyraźnym żalem. – Siedemnaście lasek, które zaciągnąłem do łóżka. Dwóch facetów, którzy próbowali zaciągnąć do łóżka mnie. Plus jeden element pośredni. Bez łóżka.
– Element pośredni...? – Róża popatrzyła na niego pytająco.
– Na wakacjach w Tajlandii – Mario machnął ręką. – Szkoda gadać. Mam nauczkę na przyszłość, żeby nie pić więcej niż pięć drinków i nie mieszać.
– Nie wnikam – zapewniła Róża, po czym przez chwilę patrzyła na przesuwające się za oknami domy Morderczego. – Zawsze mnie to fascynowało, jak dużo się dzieje w takich pozornie spokojnych, a nawet sennych miasteczkach.
– Bo ludzie są wszędzie tacy sami – rzekła Miłka. – Ich mentalność, pasje, namiętności, sposób myślenia...
– Chętnie jeszcze trochę bym tu została – przyznała Krull.
– A ja się cieszę, że stąd wyjeżdżamy – oświadczył Pepe, odrywając wzrok od swojego smartfona. – Tym bardziej że mam dla ciebie całą listę zaproszeń na kolejne imprezy i spotkania z czytelnikami. Mam wrażenie, że dobrze ci teraz zrobią.
– Być może... – rzekła w zamyśleniu Róża, rejestrując kątem oka, że coś przeszkadza jej w kontemplacji morderczych pejzaży. – Mario, skarbie, co ty masz za wycieraczką?
– Słucham? – Kosek oderwał wzrok od drogi i popatrzył na wskazane przez Krull miejsce. – Faktycznie. Pewnie jakaś ulotka. Poczekaj, stanę i wyjmiemy...
Po kilkunastu metrach zatrzymał się na przystanku dla autobusów, które przejeżdżały przez Morderczo całe dwa razy na dobę. Pisarka otworzyła drzwi i wyciągnęła zza wycieraczki kartkę.
– Burdel czy usługi remontowe? Bo to mam najczęściej – zaciekawił się Mario, po czym popatrzył ze zdumieniem na wytrzeszczającą oczy na kartkę Różę. – No, co tak zamarłaś? Co tam jest?
– „Liści się jako miednica, upadł ci jej koniec nosa, z oczu płynie krwawa rosa” – odpowiedziała Róża, nie odrywając wzroku na trzymanego w dłoniach kawałku papieru.
– Zwariowałaś?! – zdumiał się Mario. – Cóż to takiego?
– O ile pamiętam ze szkoły, to fragment „Rozmowy mistrza Polikarpa ze Śmiercią” – wyjaśnił Pepe – ale mogę się mylić...
– Nie mylisz się – potwierdziła Miłka, która wpisała początek komunikatu przeczytanego przez Różę do wyszukiwarki w swoim telefonie, po czym popatrzyła na Kwiatka z podziwem. – Ale ty masz pamięć...
– To nie pamięć – przyznał niechętnie Pepe. – Tylko zawsze przy tym fragmencie chciało mi się wymiotować. Dlatego zapamiętałem. I co to niby jest?
– Nie mam pojęcia – rzekła oszołomiona Róża. – Poczekajcie, tam na dole jest coś jeszcze... „Był samochód, winda, cegłówka. Nie myśl, że to koniec. Twój Dawny Wielbiciel”.
– Co to oznacza?! – zdumiał się Mario.
– Moje wypadki sprzed i po festiwalu opolskim – rzekła zdumiona Róża. – Jakim cudem ktoś tu o nich wie?
– Może to dowcip tego gnoja – podsunął niepewnie Pepe, mając na myśli mordercę, którego przy ich ogromnym udziale ujęto w Morderczym.
– Aresztowali go dwa dni temu – przypomniała Róża. – A przez ten czas jeździliśmy do Torunia i jestem pewna, że tej kartki tu nie było!
– Powiem więcej – poparł ją Mario. – Dzisiaj z rana, przed śniadaniem, myłem szybę i też na sto procent jej nie było.
– Czyli...? Jaki wniosek?
– Że masz Dawnego Cichego Wielbiciela – rzekł Pepe. – I że tym razem raczej nie traktowałbym tego pół żartem, pół serio i jak najszybciej przekazał tę kartkę Darskiemu. Proszę, żadnych więcej głupawych śledztw na własną rękę!
– Oczywiście, masz rację. – Krull pokiwała głową.
Pepe popatrzył na nią podejrzliwie.
– Proszę, obiecaj mi, że nie popełnisz kolejnego kretynizmu – zażądał gniewnie. – Możesz je zostawić dla swoich książek.
– Jak każesz – zgodziła się pokornie Róża, oczywiście ani myśląc wykonać jego polecenia. W końcu musiała się czymś zająć, żeby nie przyznać się, że łamiąc serce przystojnego doktora, przy okazji nieco też naruszyła strukturę własnego.
– Jeśli ci się będzie nudziło, możesz założyć Tindera – poradził jej Mario. – Tam jest sporo fanów puszystych kształtów...
– Wiem coś o tym... – mruknęła z rezygnacją Miłka, poprawiając poły swojej szaty, która, cytując myśl Kasi Nosowskiej, „została zakupiona, żeby kamuflować mankamenty jej figury, a teraz zaczęła przylegać do ciała”.
– Mario! – oburzyła się Krull. – Po pierwsze, to było niegrzeczne. Po drugie, seksistowskie. Po trzecie, body-shamingowe. A po czwarte, miałam już kiedyś Tindera i jestem pewna, że jest to wynalazek szatana. Przez kilka dni podsuwało mi samych Indian!
– Kogo?! – zdumiał się Mario, o mało co nie przeoczając wjazdu na autostradę.
– Ona ma na myśli Hindusów – wyjaśnił litościwie Pepe. – Znasz jej durnotę w tym zakresie. W końcu to ona napisała kiedyś w książce, że z jednej strony zbliżali się Beldzy, a z drugiej Holendrowie. A w innej, że figura Chrystusa stoi w Świebodzicach.
– Łaskawie zejdź ze mnie – zażądała Róża z wściekłością. – Poza tym Belgów i Holendrów nie zauważyła nawet moja pani redaktor, więc to nie może być aż tak bardzo niepoprawne...
– Bo jak biedaczka dostaje od ciebie książki, w których jest więcej pomyłek niż słów, to musiałaby być robotem, żeby czegoś w końcu nie przepuścić! Albo sztuczną inteligencją, skoro autorce brakuje wrodzonej.
– Sam jesteś pomyłka – oburzyła się Róża. – Natury!
– Natychmiast przestańcie, zanim znowu się rozpędzicie! – rozkazała Miłka, po czym popatrzyła z ciekawością na Różę. – Co złego jest w Hindusach? Przecież są ładniutcy!
– Może i są – zgodziła się Krull tonem, w którym nie słychać było wielkiego przekonania – ale akurat ci z Tindera byli wzrostu siedzącego psa. Sięgaliby mi do pępka.
– I kto tu uprawia body-shaming? – Mario rzucił jej ironiczne spojrzenie. – Poza tym nie wiesz, że małe jest piękne?
– Mówisz to w ramach autopromocji? – zapytała Krull z dwuznaczną miną, jednak po sekundzie machnęła lekceważąco ręką. – Nieważne! Żadne Tindery nie wchodzą teraz w rachubę. Muszę wreszcie dokończyć książkę, bo Włodzio już zagroził, że wynajmie mafię bułgarską, żeby mnie porwała i zamknęła w lochu do czasu, aż skończę pisać.
– Włodzio ma rację – poparł ją stanowczo Pepe. – Uważam, że w kategorii lenistwa pobiłaś już wszystkie rekordy. Za moment zasłużysz na miano żeńskiej wersji George’a R.R. Martina!
– Jakby mi ktoś zrobił taką ekranizację jak jemu, to nie miałabym nic naprzeciw, żeby sobie jeszcze trochę odpocząć – westchnęła Krull, po czym zmarszczywszy brwi rzuciła przez ramię swojemu agentowi pytające spojrzenie. – A tak przy okazji, to jak się miewa moja ekranizacja?
– Moim zdaniem egzystuje tylko w głowie twojej wydawczyni – stwierdził stanowczo Pepe. – I nikt poza nią o niej nie wie. To jest ekranizacja widmo. Pojawia się na pięć minut, kiedy trzeba jakąś kolejną naiwniaczkę twojego pokroju skusić do podpisania umowy na książkę, a znika, gdy tylko za taką delikwentką zamkną się drzwi.
– Co ty opowiadasz?! – obruszyła się Róża. – Przecież Małgosia mówiła mi, że już zatrudniła scenarzystę. Tego... Nie pamiętam... Jak mu tam? Orangutan?
– Orgelbrand! – sprostował Kwiatek, patrząc na nią z wyrzutem. – Krokodyla w różowej spódniczce zatrudniła, a nie Orgelbranda. On teraz pisze scenariusz jakiejś komedii kryminalnej. Też na podstawie książki, tyle że nie twojej. O teściowych, o ile dobrze pamiętam. A potem siada do kolejnej części „Prokuratora” i nie ma siły, żeby coś jeszcze przyjął.
– A ty co? – Krull spojrzała na niego podejrzliwie. – Jego agent?
– Nie. Na własne nieszczęście tylko twój – westchnął Pepe. – Od większej liczby pisarzy z pewnością bym ześwirował. Nawet mając tylko ciebie pod opieką, cały czas zastanawiam się, czy nie powinienem być po stałą opieką psychiatry. A co do Orgelbranda, to przyjaźnię się z jego córką i tak nam się jakoś zeszło na tematy filmowe. Bardzo się zdziwiła, kiedy powiedziałem, że zdaniem twojej wydawczyni jej ojciec ma teraz pracować nad przerabianiem twojej powieści na megahit ekranowy. Zapewniła mnie, że to wykluczone.