Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
35 osób interesuje się tą książką
Młodość Soni Rusłanowny Gawriłowej, córki oddanego władzy naukowca z moskiewskiego uniwersytetu, przypada na najczarniejszy okres rządów Stalina. Dziewczyna z niepokojem obserwuje panujący wokół terror i czystki, których ofiarami padają jej znajomi. To także czas, kiedy musi podjąć decyzję dotyczącą swojej przyszłości. Po kłótni z ojcem postanawia wyjść za swojego przyjaciela, Olega Paszczenkę, którego zna od dzieciństwa i jest do niego bardzo przywiązana. Niestety, niedługo po ślubie zaczyna żałować swojego wyboru, ponieważ jej małżonek po awansie w NKWD zmienia się w bezdusznego potwora. Mimo że Sonia zawsze należała do osób niepokornych, teraz powoli godzi się ze swoim losem i mimo niechęci do poczynań Olega nie przeciwstawia się mężowi.
Tomasz Wyszomirski, Polak mieszkający w okolicach Mińska, z rekomendacją Raisy, wysoko postawionej aktywistki partyjnej, przenosi się do Moskwy. Podejmuje pracę jako asystent Gawriłowa, wciąż jednak nie może spać spokojnie, ponieważ każdy, kogo poznaje, może się okazać jego wrogiem. Pewnego dnia Tomasz poznaje córkę profesora, śliczną Sonię, i zakochuje się w niej bez pamięci. Młoda mężatka odwzajemnia uczucia Wyszomirskiego, ale oboje zdają sobie sprawę, że podejmują ryzykowną grę, w której stawką jest nie tylko ich wspólne szczęście, ale także życie.
Joanna Jax, bestsellerowa pisarka powieści z historią w tle, tym razem zabiera czytelników do czasów, kiedy na każdym kroku oglądano się za siebie, nie wiedząc, czy przyjaciel nie okaże się wrogiem, a jeden donos wystarczał, by ktoś zniknął bezpowrotnie. Wtedy człowiek wart był tyle, ile koneksje, które zdołał nawiązać, a silny kręgosłup moralny był przeszkodą w walce o przetrwanie. Tylko jedno pojawiało się znienacka i rozkwitało nawet wbrew ówczesnej władzy – miłość pod czerwoną gwiazdą…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 297
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Projekt okładki i stron tytułowych
Anna Slotorsz
Ilustracje na okładce
© kzww, pixel creator, Tribalium | shutterstock.com
© Leonardo Baldini | arcangel.com
© Plac Czerwony w Moskwie [sygn. F.120531/IV A] | polona.pl
Redakcja
Anna Seweryn
Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Korekta
Urszula Bańcerek
Wydanie I, Chorzów 2024
tekst © Joanna Jakubczak, 2024
© Wydawnictwo FLOW
ISBN 978-83-8364-093-8
Wydawnictwo FLOW
Lofty Kościuszko
ul. Metalowców 13/B1/104
41-500 Chorzów
+48 538 281 367
Moskwa, 1936
Kompleks mieszkalny na nabierieżnoj, który nazywano Domem Władzy albo Rządowym, należał do najbardziej nowoczesnych w Moskwie. Znajdujące się w nim lokale posiadały nie tylko centralne ogrzewanie, dębowe parkiety we wszystkich pokojach i płyty gazowe w kuchniach, ale także wodociągi, przez które całą dobę płynęła gorąca woda, co stanowiło w Związku Radzieckim ewenement i było oznaką luksusu. Wbrew potocznej nazwie miejsce do życia znalazły tu nie tylko osoby piastujące stanowiska na wysokich szczeblach władzy, ale także znani artyści, naukowcy czy inżynierowie zaangażowani w przebudowę Moskwy. Niewątpliwie był to jeden z najlepszych adresów w stolicy.
Sonia Rusłanowna Gawriłowa miała niespełna osiemnaście lat, gdy wprowadziła się wraz z rodzicami, babcią i o rok młodszym bratem do budynku mieszczącego się nieopodal Nabrzeża Berseniewa. Okna ich lokum wychodziły na Cerkiew Świętego Mikołaja, jedną z niewielu ocalałych w Moskwie, a tuż za rogiem pyszniły się nowo wybudowany teatr i klub mogący pomieścić prawie tysiąc pięćset osób. Nie mogło zabraknąć również stołówki, ponieważ zbiorowe żywienie miało stać się dla coraz większej populacji stolicy antidotum na problemy z aprowizacją. Na Wyspie Błotnej, gdzie powstało osiedle dla prominentów, zorganizowano również przychodnię lekarską oraz szkołę i przedszkole, a także znalazło się miejsce na sklepy. Właściwie znajdowało się tu wszystko, co jest potrzebne do wygodnego życia.
Kiedy dwa lata wcześniej oddano do użytku pierwsze mieszkania, ten starannie zaprojektowany obiekt stał się symbolem planu pięcioletniego w dziedzinie budownictwa i dopiero powstanie Pałacu Rad nieco przyćmiło podekscytowanie władz i moskwian tym nowoczesnym kompleksem. Sonia była ciekawa, jak finalnie będzie wyglądał imponujący gmach Rady Najwyższej ZSRR, chociaż było jej żal Soboru Chrystusa Zbawiciela, który został zburzony, jak wiele innych budynków w okolicy, by zrobić miejsce na ten najważniejszy w Moskwie. Pałac Rad miał się stać symbolem wielkości radzieckich władz i wzbudzić zazdrość zachodniego świata.
Ojciec Soni, profesor Rusłan Piotrowicz Gawriłow, nie należał do wysoko postawionych włodarzy Związku Radzieckiego, ale pracował w Instytucie Chemii na Uniwersytecie Moskiewskim, a jednym z jego największych sukcesów było zachowanie ciała Lenina w stanie nienaruszonym, za co został odznaczony Orderem Czerwonego Sztandaru Pracy. Obecnie kształcił studentów w zakresie produkcji polimerów, farb anilinowych czy kwasu siarkowego. Przynajmniej oficjalnie, ponieważ oprócz wykładów i standardowych prac badawczych, które wpływały na wiele gałęzi przemysłu, prowadził także te, którymi interesowała się armia, a co za tym idzie – również najważniejsze osoby w państwie. Niekiedy doradzał nawet komisarzom ludowym i należał do ludzi bardzo szanowanych wśród radzieckiej elity władzy.
Oczywiście był członkiem partii i często udzielał się w Klubie Domu Władzy, którego pełna nazwa brzmiała: „Klub Pracowników Komitetu Centralnego ZSRR, Wykonawczego i Rady Komisarzy Ludowych”. Sonia niekiedy się śmiała, że Rosjanie uwielbiają wieloczłonowe nazwy, by nikogo przypadkiem nie pominąć i tym samym nie urazić.
Cały kompleks, w którym od prawie dwóch lat mieszkała wraz z rodziną, był enklawą dla ponad trzech tysięcy osób, chronionych całą dobę przez stu trzydziestu strażników. Pełnili oni swoją służbę przy wszystkich bramach i za biurkami na każdej klatce schodowej. Ubrani w czarne mundury wojskowe z zielonymi dystynkcjami, zajmowali lokale komunalne na parterze, podobnie jak dozorcy czy sezonowo ogrodnicy.
Jednym z najważniejszych funkcjonariuszy ochrony był Jemielian Paszczenko, wdowiec i ojciec Olega, którego panna Gawriłowa znała od dzieciństwa, podobnie jak jego rodziców. Podejrzewała, że Jemielian otrzymał tę prestiżową posadę dzięki ojcu Soni, ale nigdy się o tym w ich domu nie mówiło. Nawet nie wiedziała, skąd stary Paszczenko i ojciec się znali i dlaczego uniwersytecki profesor zaprzyjaźnił się z prostym strażnikiem.
Oleg był starszy od Soni o osiem lat i najpierw robił karierę w OGPU, czyli w Zjednoczonym Państwowym Zarządzie Politycznym, a potem, po przekształceniu, we wcielonym do NKWD Głównym Zarządzie Bezpieczeństwa Państwowego, nad którym pieczę sprawował obecnie Gienrich Jagoda. Największym marzeniem Olega było otrzymanie samodzielnego mieszkania w Domu Władzy na nieco wyższej kondygnacji, co świadczyłoby o awansie nie tyle w strukturach NKWD czy partii, ale przede wszystkim w tutejszej społeczności. Im wyższe piętro, tym piękniejszy widok rozciągał się za oknami i tym większe znajdowały się tam lokale. I, oczywiście, zajmowali je najbardziej zasłużeni dla Związku Radzieckiego członkowie Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików).
Ta hierarchia na Wyspie Błotnej stanowiła duże ułatwienie dla straży, która wiedziała, że jeśli jakiś gość wybierał się na wyższy poziom, należało zachować szczególną ostrożność. Gdyby doszło do zamachu albo akcji sabotażu wymierzonych w mieszkańców najwyższych pięter, strażnicy już mogliby się żegnać z życiem.
***
Tego dnia Sonia ubrana była w wełniany zimowy płaszcz, na głowę wcisnęła grubą czapkę, a wysuwający się spod niej dorodny warkocz w kolorze dojrzałego owsa kontrastował z barwionym ciemnym kołnierzem z lisiego futra.
– Wyglądasz jak carska księżniczka, a nie proletariuszka. – Usłyszała za plecami radosny głos Olega.
Odwróciła się i odwzajemniła uśmiech. Lubiła młodego Paszczenkę, zwłaszcza gdy przypominały się jej ich wspólne zabawy, kiedy była jeszcze mała. Traktowała go trochę jak brata, mimo że ten prawdziwy, Michaił, nie cierpiał Olega, bo ten zamknął jego przyjaciela. Krążyły plotki, że chłopak spotykał się z dziewczyną, którą młody Paszczenko był zainteresowany. Podobno zrobił to nie tyle z zazdrości, co z powodu urażonej dumy, ale Sonia w to nie wierzyła, ponieważ nie wyobrażała sobie, że jej sympatyczny kompan mógłby się posunąć do takiej podłości.
Mimo że wzajemna niechęć obu mężczyzn była wręcz namacalna, Oleg nigdy nie wypowiadał się źle o Michaile. Zapewne nie chciał sprawiać przykrości Soni, która kochała swojego brata ponad wszystko. Ona także starała się nie wypowiadać na temat relacji Michaiła z Olegiem, by żaden z nich nie poczuł się przez nią odtrącony. Ufała, że młody Paszczenko zrobił, co mu kazano, a nie dla własnego widzimisię, ale rozumiała także rozgoryczenie brata. Aleksander był jego zaufanym przyjacielem i Michaił bardzo przeżył jego śmierć, przy okazji złorzecząc Olegowi i obwiniając go o tę bolesną stratę. Oczywiście robił to tylko przy niej, ponieważ ojciec zakazał mu wypowiadać się publicznie na temat aresztowania Aleksandra. Zapewne zrobił to z troski o syna, by nikt go nie posądził o wywrotowe poglądy i brak zaufania do władzy.
– Jest strasznie zimno. – Sonia pociągnęła nosem. – Wszystko mi jedno, jak wyglądam.
– Jak zawsze pięknie – westchnął Oleg i dodał: – Pójdziemy dzisiaj do kina? Jest prapremiera Cyrku z moją ulubioną aktorką, Lubow Orłową, chociaż ty zapewne wolisz Siergieja Stolarowa. Wszyscy inni będą mogli zobaczyć ten film dopiero w maju, ale ja zdobyłem dwa bilety na pokaz przedpremierowy.
– A widzisz, jak bardzo się pomyliłeś. – Zaczęła się śmiać. – Stolarow w ogóle mi się nie podoba.
– Szkoda… – Oleg wyraźnie posmutniał. – Wszyscy mówią, że jestem do niego podobny.
Rzeczywiście młody Paszczenko przypominał tego aktora i jedynie brzydkie blizny po trądziku nieco szpeciły twarz mężczyzny i odróżniały od pierwowzoru.
– Ty jesteś bardziej męski – wydukała, bo uznała, że palnęła gafę i być może uraziła przyjaciela.
– To co? Mogę po ciebie przyjść przed piątą? – dopytywał.
Nie miała ochoty iść do kina, zwłaszcza że musiała przygotować się do zajęć na Wydziale Lekarskim Moskiewskiego Uniwersytetu Medycznego, na którym od kilku miesięcy studiowała. Jednak za nic w świecie nie chciała sprawić Olegowi zawodu, szczególnie po tym, co przed chwilą powiedziała.
– Oczywiście, chętnie zobaczę ten film, zwłaszcza że zdobycie biletów na pokaz przedpremierowy musiało cię kosztować wiele wysiłku – oznajmiła. – A teraz idę na obiad, bo burczy mi w brzuchu.
– Twój ojciec chyba mnie trochę lubi – bardziej stwierdził, niż zapytał Oleg.
Nieco się krygował, a może raczej upewniał, że mimo afery z przyjacielem Michaiła wciąż jest w ich domu mile widziany. Profesor Gawriłow traktował Olega bez mała jak członka rodziny i Sonia nie wyobrażała sobie, by mógł go odtrącić z powodu insynuacji jej brata. Odkąd pamiętała, ojciec zawsze wspierał młodego Paszczenkę i dopingował go, by w tym, co robi, był najlepszy. Kiedyś Oleg jej powiedział, że gdyby nie profesor, nigdy nie ukończyłby żadnej szkoły, ponieważ sądził, iż jest na to za głupi.
– Mama również cię lubi, a tatko zawsze mówi o tobie w samych superlatywach. – Uśmiechnęła się i chcąc zmienić temat, zapytała: – A słyszałeś, że Wyborow przeniósł się na czwarte piętro, do kochanki? Teraz mieszka nad swoją żoną i dwójką dzieci. Daleko nie ma i może codziennie odwiedzać swoje latorośle.
– Wielu mężczyzn w naszym domu ma tu i małżonkę, i kochankę. Albo byłą i obecną żonę – odparł Oleg i dodał zupełnie poważnie: – Jeśli ja się ożenię, będę mieć tylko jedną kobietę. I życzyłbym sobie, aby moja wybranka także była mi wierna.
– I słusznie. Miłości nie rozmienia się na drobne – powiedziała zmieszana, ponieważ Oleg zaczął przewiercać ją wzrokiem.
Jej przyjaciel był w wieku, w którym powinno się założyć rodzinę i spłodzić gromadkę dzieci, ale dla niej był to niezręczny temat. Dopiero zaczęła studia i nie myślała o mariażach, a ostatnio Paszczenko nie gadał o niczym innym i sugerował, że w roli swojej połowicy najchętniej widziałby Sonię. Ona jednak nie była gotowa, by chociaż rozważyć podobny pomysł.
***
Mimo zapędów małżeńskich Olega Sonia zamierzała spędzić popołudnie w jego towarzystwie. Niestety, wizyta jej koleżanki, Iriny, sprawiła, że pozostała w domu, aby wysłuchać zrozpaczonej dziewczyny, i zupełnie zapomniała o spotkaniu z przyjacielem.
Tuż po czwartej po południu strażnik zapukał do ich drzwi i oznajmił, że na dole czeka niejaka Irina Nikołajewna Naryszkina, a potem zapytał, czy ma ją wpuścić. Na szczęście otworzyła Sonia, więc nakazała, by mężczyzna przyprowadził gościa. Gdyby w progu stanął ojciec, zapewne zachowałby się inaczej i przepędziłby Irinę z ich domu. Nie chodziło o koleżankę Soni, ale o jej brata, Ilję, który pracował w jednej z ogromnych stalowni i ciągle pakował się w kłopoty, ponieważ publicznie kwestionował przepisy dotyczące obowiązków zatrudnionych.
Od początku lat trzydziestych w Związku Radzieckim wprowadzono dla robotników bardzo surowe prawo. Najpierw wydano dekret zakazujący swobodnego przemieszczania się ludzi po kraju w poszukiwaniu atrakcyjniejszego zatrudnienia, a potem kolejny, niepozwalający dyrektorom przedsiębiorstw na przyjmowanie osób, które opuściły poprzednie miejsce pracy bez zezwolenia. Wkrótce zlikwidowano także zasiłki dla bezrobotnych, ogłaszając, że w Związku Radzieckim problem bezrobocia nie istnieje. Każdy otrzymał książeczkę pracowniczą, bez której nie mógł liczyć na żadną posadę, i takim sposobem ludzie musieli pracować tam, gdzie im nakazano, i cieszyć się, że w ogóle mają możliwość zarobkowania. Niestety, nie wpływało to zbyt motywująco na robotników.
Jako że marchewki nie przewidziano, dla zdyscyplinowania załogi posługiwano się głównie kijem. Stworzono system kar za spóźnienia, zaniedbania czy zniszczenia, a za kradzież państwowego mienia groziła śmierć. Do wewnętrznych paszportów, norm pracowniczych i innych konsekwencji za niesubordynację przywyknięto, ale gdy wykonywanie tych najsurowszych kar stało się wręcz masowe, ludzie zaczęli żyć w ciągłym lęku i patrzyć na siebie podejrzliwie. Nigdy nie było wiadomo, kto będzie następną ofiarą drakońskich przepisów. Największy problem tkwił w tym, że wystarczyło oskarżenie jakiegoś aparatczyka, by zostać pomówionym o kradzież czy sabotaż i finalnie skazanym na śmierć. Dowodami nikt się nie przejmował, więc właściwie na każdego można było rzucić podejrzenie, a wówczas taki człowiek był bez szans.
Ilja Naryszkin, brat Iriny, chociaż należał do lojalnych członków partii i wychwalał rewolucję bolszewicką pod niebiosa, sprzeciwiał się podobnym praktykom, żądając łagodniejszych wyroków i uczciwych procesów. Jego siostra drżała, że pewnego dnia chłopak skończy tak samo, jak ci, których tak zapalczywie bronił.
Irina wyglądała koszmarnie. Miała cienie wokół oczu i drżały jej usta. Sonia od razu wciągnęła ją do swojego pokoju, przeczuwając, że musiało się wydarzyć coś złego. Nie chciała jednak wtajemniczać w sprawę rodziców.
– Co się dzieje? – zapytała zatrwożona, gdy już zamknęła za sobą drzwi.
– Ilję aresztowali. Brygadzista oskarżył go o kradzież. Uznali, że chodziło o sabotaż, a nie pospolite złodziejstwo, i nawet wspominają, że mój brat należał do platformy Riutina. Przecież to bzdura, ale czy NKWD mu uwierzy? On tylko bronił robotników skazanych na śmierć. Biedaków, a nie burżujów. I zawsze dobrze mówił o towarzyszu Stalinie, a teraz coś takiego… – wychlipała.
Sonia jęknęła. Nic gorszego nie mogło spotkać brata Iriny. Kilka lat wcześniej Martemian Riutin napisał sążnistą odezwę do kolegów z partii, w której jawnie potępiał poczynania Stalina. Na początku Riutin znalazł osoby popierające jego manifest, ale finalnie zarówno pomysłodawca, jak i jego poplecznicy zostali skazani na karę śmierci. To była głośna sprawa, ponieważ członkowie partii dość długo zwlekali, by usunąć Riutina ze swoich szeregów. A gdy już to nastąpiło, zaczęto tropić działaczy podejrzewanych o wrogi stosunek do Stalina i paktowanie z jego niewdzięcznym oponentem. W owym czasie wyrzucono z partii kilkaset tysięcy osób, ale do tej pory duch Riutina siał popłoch wśród jej członków.
– To straszne… Irino, tak mi przykro – wydukała Sonia.
Mogła jedynie dodać jej otuchy, bo przecież w żaden inny sposób nie była w stanie jej pomóc. Koleżanka załkała, a na nieszczęście właśnie w tym momencie do pokoju wszedł ojciec. Oświadczył zimno, że przyszedł Oleg Paszczenko, by zabrać ją na film. Westchnęła głośno, ponieważ w obliczu problemów Iriny kompletnie wyleciało jej to z głowy. Zostawiła na chwilę zrozpaczoną koleżankę i wyszła z pokoju, a potem udała się do holu. Oleg, mimo że cieszył się sympatią jej ojca, chyba się krępował, aby wejść do mieszkania. Może się obawiał, że natknie się na Michaiła, a wówczas dojdzie między nimi do kolejnej awantury.
– Przepraszam, Oleg – jęknęła. – Przyjechała do mnie znajoma. Jest w kiepskim nastroju, bo rzucił ją narzeczony, i muszę ją jakoś pocieszyć.
Nie chciała mówić, jaki był prawdziwy powód wizyty Naryszkiny. O pewnych sprawach nie mogła rozmawiać na klatce schodowej, bo gdyby ktoś podsłuchał ich pogawędkę, zapewne z miejsca napisałby donos, że osoba o podejrzanej reputacji kręci się po Wyspie Błotnej.
Paszczenko miał minę, jakby za chwilę zamierzał się rozpłakać. Cmoknęła go więc delikatnie w policzek i dodała:
– Idź sam do kina, wiem, że bardzo chciałeś zobaczyć ten film. Przyrzekam, że następne wolne popołudnie spędzę tylko z tobą. Możemy pójść do klubu albo na tańce, a może na jakiś demaskatorski spektakl.
Sonia postanowiła nieco udobruchać Olega, zwłaszcza że ten chyba musiał długo się szykować na to spotkanie. Był starannie ogolony, włosy posmarował pomadą, a woń ostrej wody kolońskiej roznosiła się po całej klatce schodowej. Nie wspominając o tym, jak wiele zachodu musiało go kosztować zdobycie biletów na pokaz przedpremierowy.
– Dobrze, zatem pocieszaj swoją przyjaciółkę, a ja pójdę z kumplami na wódkę. Nie chcę iść sam do kina. Bilety komuś oddam… – oznajmił z wymuszonym uśmiechem. Po chwili dodał: – Zrób to jeszcze raz.
– Co takiego? – zdziwiła się Sonia.
– Pocałuj mnie – odparł, czerwieniąc się jak dojrzały pomidor.
Miała lekkie wyrzuty sumienia, więc spełniła tę prośbę, mimo że od zapachu jego wody kolońskiej aż świdrowało jej w nosie. Po chwili zamknęła drzwi i powróciła do zapłakanej Iriny. Gdy tylko weszła do pokoju, zaproponowała koleżance, że nastawi samowar, ale ta jedynie pokręciła głową, a potem wydukała:
– Musisz mi pomóc, Soniu.
– Ja? A co ja mogę?
– Ty pewnie niewiele, ale z twoim ojcem liczą się nawet w Komitecie Centralnym i na Łubiance. Błagam, niech porozmawia z kimś na górze. Przyrzekam, że mój brat niczego nie ukradł, a jeśli wypuszczą go z aresztu, dopilnuję, aby już nie buntował robotników. Będzie czysty jak łza, obiecuję. Niech go tylko zwolnią, bo jeśli nie, dostanie karę śmierci, a w najlepszym wypadku dwadzieścia lat łagru – powiedziała roztrzęsiona Irina.
Naryszkina chyba nie zdawała sobie sprawy, jakim człowiekiem był jej ojciec. Owszem, miał posłuch i liczono się z nim, jednak nie tylko z uwagi na naukowe osiągnięcia, ale też wierność Stalinowi i jego najbliższym współpracownikom. Nie należał jednak do żadnej frakcji i starał się trzymać na uboczu. Tajemnicą poliszynela było bowiem, że jeśli ktoś podpadł Stalinowi, pociągał za sobą wszystkich przychylnych sobie ludzi. Postawa Gawriłowa dawała nadzieję na względny spokój, choć nikt nie mógł mieć pewności, że pewnego dnia nie trafi na czarną listę wodza.
– Dobrze, pogadam z ojcem, ale nie mogę ci obiecać, że pomoże Ilji. – Nie okłamała jej i zamierzała to zrobić, ale była pewna finału tej rozmowy.
– Dziękuję – szepnęła dziewczyna, uśmiechając się przez łzy. – Wiem, że nie możesz mi tego przyrzec, ale przynajmniej zostawiłaś mi nadzieję. Teraz niczego więcej nie potrzebuję. I chyba napiję się jednak tej herbaty.
Sonia wyszła z pokoju, by nastawić samowar, i wtedy napotkała surowe spojrzenie ojca. Profesor wiedział o krnąbrnym bracie Iriny i nie chciał, aby jego córka obracała się w podobnym towarzystwie. Rusłan Gawriłow był niczym lojalny czekista, który uważał, że za czyny jednostki powinna odpowiadać cała jego rodzina. Dlatego gdy tylko na horyzoncie pojawiało się jakiekolwiek niebezpieczeństwo, nakazywał swojej córce, by definitywnie kończyła znajomość nie tylko z podejrzaną osobą, ale również z każdym, kto miał z nią cokolwiek wspólnego. Oboje z Michaiłem musieli mieć nieskazitelną opinię w szkole, na uczelni i, oczywiście, na Wyspie Błotnej.
Na samą myśl, że po wyjściu koleżanki będzie musiała żebrać u ojca o wstawiennictwo za Ilją, ogarniało ją przerażenie. Nie dlatego, że musiała go o to poprosić, ale nie cierpiała, gdy stanowczo jej odmawiał. Obawiała się, że tego dnia tak właśnie będzie. Gdy zatrzymano jej przyjaciółkę, także próbowała wymóc na ojcu pomoc, ale ten nie kiwnął palcem i Wierę skazano na dziesięć lat w łagrze. Nie podarowałaby sobie jednak, gdyby nawet go nie zapytała o możliwość wstawienia się za Ilją u Gienricha Jagody albo innego ważnego dygnitarza.