Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Uratuj mnie, Stokrotko
Chadwick Myers ma wszystko - popularność, wygląd, pieniądze. Jest obiektem zazdrości nastolatków w miasteczku Norwood w Karolinie Północnej. Budzi powszechny podziw, każdy chciałby być jego przyjacielem i stać się częścią jego idealnego świata. Nikt nie widzi, jaki w rzeczywistości jest Chad - zakłamany, egoistyczny i zepsuty. Sam Chadwick nie ma z tym problemu, w końcu jego przyjaciele są tacy sami.
Wszystko się zmienia jednej wakacyjnej nocy, gdy ich bezmyślność doprowadza do tragedii. Teraz Chad, przygnieciony wyrzutami sumienia i przepełniony nienawiścią do siebie, próbuje poradzić sobie z konsekwencjami tego, w czym brał udział. Gdy Holly, dziewczyna o złotym sercu i bladoniebieskich oczach, staje na jego drodze, jest przekonany, że to ona będzie dla niego ratunkiem. Nie spodziewa się jednak, jak wysoką cenę przyjdzie mu za to zapłacić.
Powieść "My Lovely Daisy" najlepiej czytać po "My Beloved Monster"
Książka dla czytelników powyżej szesnastego roku życia.Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Marta Łabęcka
My Lovely Daisy
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lubfragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.
Redaktor prowadzący: Justyna Wydra
Redakcja: Anna Skóra
Grafikę na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock.
Helion S.A.
ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice
tel. 32 230 98 63
e-mail: [email protected]
WWW:https://beya.pl
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres:
https://beya.pl/user/opinie/myloda_ebook
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
ISBN: 978-83-289-2123-8
Copyright © Marta Łabęcka 2024
Drogi Czytelniku! Zanim przystąpisz do lektury, pozwól mi zaznaczyć jedną rzecz: historia przedstawiona w tej książce jest fikcją literacką. My Lovely Daisy podobnie jak My Beloved Monster, które powinno być Ci już znane, porusza tematy trudne, a nawet kontrowersyjne, i ważne dla mnie jest wyraźne zaznaczenie, że historia opowiedziana w obu książkach nie ma na celu romantyzowania wydarzeń, o których opowiada. Bohaterowie tej dylogii nie są dobrymi ludźmi, a fakt, że zostali stworzeni przeze mnie, nie oznacza, że podzielam ich wartości albo zgadzam się z decyzjami, które podejmują. Szczególnie postać Chadwicka spędzała mi sen z powiek przez wiele nocy. Zastanawiałam się, kim właściwie jest: oprawcą czy ofiarą? Jego działania są zrozumiałe czy absolutnie nic go nie usprawiedliwia? Zasłużył na swój los czy niesłusznie poniósł konsekwencje? Znalezienie odpowiedzi nie przyszło mi łatwo i nadal nie jestem pewna, czy mam rację. Dlatego zostawiam Cię, Czytelniku, z tymi pytaniami i mam nadzieję, że i Ty poświęcisz chwilę, by zastanowić się, kto tak właściwie jest prawdziwym potworem w tej historii.
Drogie Czytelniczki, drodzy Czytelnicy!
W trosce o Was informujemy, że w książce pojawiają się wątki takie jak: przemoc, autodestrukcja, agresja, problemy psychiczne, uzależnienia, pozbawienie życia, działalność niezgodna z prawem, niecenzuralne słownictwo i przyjmowanie substancji odurzających, które mogą być nieodpowiednie dla osób wrażliwych bądź tych, które przeżyły traumę. Zalecamy ostrożność przy lekturze.
Pamiętajcie — jeśli zmagacie się z problemami, trudnym czasem, smutkiem, porozmawiajcie o tym z kimś bliskim lub zgłoście się po pomoc do specjalistów.
Abe Parker – masquerade
Nick Wilson – Everybody But Me
fawlin – i’m not good on my own
H3x – Better When I’m Hurting
Adam Ragsdale – Lovable
Dylan Flynn and the Dead Poets – not waiting on anything
Harrison Boe – Waiting to Die
Sleeping At Last – Every Little Thing She Does Is Magic
Miles Hardt – Sweet and Dark
BANNERS – Start A Riot
Thomas Day – The New Me
Jamie Grey – If I Could Let You Go
Ashley Singh – Soul Tied
Shaya Zamora – Sinner
sombr – would’ve been you
– Topper… Coś ty zrobił?
Jeśli Topper coś odpowiedział, Chadwick go nie słyszał. Nie był nawet pewien, kto zadał pytanie, chociaż znał głosy swoich przyjaciół jak uderzenia własnego serca. Może to była Madeline, może Ashley lub Ellis. Równie dobrze to on sam mógł odezwać się jako pierwszy. Nie wiedział, bo z każdą upływającą sekundą, w miarę jak jego rozum zaczynał pojmować, co się wydarzyło, jego ciało stawało się coraz bardziej otępiałe na świat zewnętrzny.
Są w życiu momenty, gdy człowiek zdaje sobie sprawę, że jego los uległ właśnie nieodwracalnej zmianie – czy to na lepsze, czy na gorsze, bez znaczenia. Liczy się tylko ta przerażająca pewność, że nic już nie będzie takie samo jak wcześniej.
I właśnie to było powodem szoku, w jakim znalazł się Chadwick. Nie widok martwej dziewczyny na podłodze sypialni, którą przez ostatnich kilka nocy dzielił z przyjacielem w domku letniskowym, ani nawet nie myśl, że ten sam chłopak, z którym siedział w jednej ławce, jeszcze zanim nauczył się pisać, stał się właśnie mordercą.
Ze wszystkich rzeczy, którymi powinien się teraz przejmować, największym zmartwieniem Chadwicka Myersa było to, że jego życie właśnie nieodwracalnie się zmieniło.
– Chad?
Głos Maddie przywołał go do rzeczywistości, bo przez dwanaście lat ich przyjaźni tylko raz słyszał, by jej ton był tak przerażony. I podobnie jak wtedy, teraz powodem tego też był Topper.
Chadwick dawno temu pogodził się z faktem, że jego najlepszy przyjaciel nie jest dobrym człowiekiem. Zdawał sobie sprawę, że to nie jest normalne, że nie powinien akceptować tego z taką łatwością, ale w jego świecie nie było prawdziwie dobrych osób i w wieku niespełna osiemnastu lat był już przyzwyczajony do myśli, że takie zwyczajnie nie istnieją.
Topper nie był nawet pierwszym mordercą w jego najbliższym gronie.
Przeniósł w końcu wzrok, wcześniej tępo utkwiony w leżącej dziewczynie, na przyjaciela siedzącego na skraju łóżka.
Topper natomiast patrzył na swoje dłonie. Nie było na nich krwi, ale chłopak patrzył na nie tak, jakby były w niej skąpane.
– Topper. – Chad musiał się zmusić, by w ogóle odezwać się do przyjaciela. – Co się stało?
Usłyszawszy swoje imię, chłopak uniósł głowę i spojrzał po kolei na każdego z grupy. Długie sekundy upłynęły, zanim się w końcu odezwał.
– Nie chciałem jej zabić – zapewnił, brzmiąc, jakby sam nie wierzył, że te słowa padają z jego ust. – Chciałem tylko wygrać zakład. Chciałem… – Przelotnie zerknął na Maddie, ale miał na tyle rozumu, by nie kończyć zdania. – Dodałem jej tabletkę gwałtu do drinka i zabrałem do jej domku. Nie sądziłem, że będzie cokolwiek pamiętać! – Nagle wstał i zaczął się przechadzać w panice po pokoju. – Nie powinna się nawet obudzić tak szybko, myślałem, że jak się obudzi, my będziemy już w drodze do domu, ale ona przyszła tu kilka godzin po tym, jak…
– Jak ją zgwałciłeś – wtrącił spokojnie Ellis, nazywając rzecz po imieniu.
– Nie chciałem jej zabić – powtórzył, jakby to go w jakikolwiek sposób tłumaczyło. – Gdy przyszła tutaj i zaczęła grozić, że pójdzie na policję, nie wiedziałem, co zrobić.
– Więc postanowiłeś ją zabić?! – wysyczała Maddie, która w przeciwieństwie do Ellisa nawet nie próbowała zachować spokoju.
– Nie chciałem jej zabić! – krzyknął Topper, upierając się przy zapewnieniu, które nie przynosiło pocieszenia nikomu poza nim. – Chciałem tylko, żeby przestała krzyczeć, zanim ktoś ją usłyszy. – Wierzchem dłoni otarł oko, próbując pozbyć się łez. – Nie chciałem jej zabić, nie chciałem jej zabić, nie chciałem…
– Zamknij się – warknął Chad, bo bał się, że jeśli usłyszy to jeszcze raz, ta noc nie skończy się na jednym trupie. – Gówno nas obchodzi, co chciałeś. Twoje szlachetne intencje nie zmieniają faktu, że mamy martwą dziewczynę na podłodze naszego domku letniskowego.
To go uciszyło. Topper wrócił na swoje miejsce na łóżku i schował twarz w dłonie, a pozostali przyjaciele spojrzeli po sobie, bez słów potwierdzając, że wszyscy myślą to samo – musieli podjąć jakąś decyzję. I to szybko.
– Ktoś powinien sprawdzić, czy na pewno nie ma pulsu – stwierdziła w końcu Ashley, jak zwykle będąca głosem rozsądku w ich grupie.
– Ty to zrób, a my w tym czasie będziemy się modlić, żeby nie miała, bo nawet jeśli Topper jej nie zabił, to teraz i tak ktoś będzie musiał dokończyć robotę za niego. – Ton głosu Ellisa nie zdradzał, czy mówił to poważnie, czy jedynie żartował.
Gdyby okoliczności były inne, Chad mógłby się roześmiać. Jak popieprzone musiało być jego życie, skoro znalazł się w sytuacji, w której musiał liczyć, że dziewczyna zgwałcona przez jego przyjaciela rzeczywiście jest martwa, bo tak było łatwiej?
– Czekaj – zatrzymał Ashley, gdy zbliżyła się do ciała. – Jak jej dotkniesz, zostawisz odciski palców.
– Przecież i tak nie możemy jej tu tak zostawić – stwierdziła z przekonaniem, ale jednocześnie zrobiła krok w tył. – Ktoś ją znajdzie.
– Możemy owinąć ją w koc i wrzucić do jeziora – zaproponował Ellis, obrzydzony własnym pomysłem. – Albo zostawić w lesie i liczyć, że zwierzęta pozbędą się ciała za nas.
– I ryzykować, że ktoś nas zobaczy? – sprzeciwiła się Maddie.
– A masz jakiś inny pomysł?
– Nie, ale to nie znaczy, że twój jest dobry! – odparła podniesionym głosem, za co została zganiona uciszającym syknięciem Ashley. – Chad?
W ślad za Madeline Ash i Ellis również przenieśli spojrzenia na niego. Chad się tego spodziewał, bo zawsze, gdy w ich grupie rodził się spór, pozostali polegali na jego opinii, by rozwiązać problem.
Co nie znaczyło, że był na to przygotowany, bo o ile nie przeszkadzało mu, że miał decydujący głos w kwestii tego, co będą robić w piątkowy wieczór albo do jakiej knajpy pójdą zjeść, o tyle nie miał pojęcia, co zrobić z ciężarem tej konkretnej decyzji, która mogła zaważyć na ich przyszłości.
Wiedział, co on chciał zrobić. Ale wiedział też, jak niewielkie są szanse, że ktoś go poprze.
Ale ponieważ troje przyjaciół nadal patrzyło na niego, jakby naprawdę wierzyło, że ma dla nich gotowe odpowiedzi, co powinni zrobić, oznajmił krótko:
– Powinniśmy zadzwonić na policję.
Odpowiedziały mu trzy pary równie zszokowanych oczu, co potwierdziło jego przypuszczenia, że nikomu poza nim nawet nie przyszło to do głowy.
Nie mógł im się dziwić. Zawiadomienie policji równało się ze złamaniem najważniejszej zasady ich przyjaźni: lojalność wobec siebie nawzajem ponad wszystko.
Ale wbicie noża w plecy Toppera było zdaniem Chada nie tylko właściwym rozwiązaniem, ale też jedynym, jakie uchroniłoby od konsekwencji pozostałych.
– Zadzwonimy i powiemy prawdę – dopowiedział w ramach wyjaśnienia, które nie powinno być nawet konieczne. – Że nie mieliśmy z tym nic wspólnego, że była martwa, gdy przyszliśmy do domku…
– Zwariowałeś – stwierdziła Maddie, nie czekając nawet, aż dokończy.
– Topper spędzi kilkanaście lat w więzieniu – dodała Ash, równie oburzona sugestią przyjaciela. – To mu zniszczy życie.
– A wolisz zniszczyć swoje i nas wszystkich w ramach solidarności? – warknął Chad, zirytowany, że tylko on dostrzega coś, co było oczywiste. – Każde inne rozwiązanie robi z nas jego wspólników. Nie wiem, jak ty, ale ja nie zamierzam spędzić reszty życia, płacąc za błędy Toppera albo zastanawiając się, kiedy policja zapuka do moich drzwi, bo znaleźli ciało.
– Jeśli je znajdą – zauważył Ellis. – I to zanim rozłoży się na tyle, że ktoś będzie w stanie ją zidentyfikować. A nie jest powiedziane, że ktoś w ogóle będzie jej szukał. Powiedziała ci przecież, że uciekła z domu, nie? Skoro do tej pory nikt jej nie szukał, to znaczy, że nie ma nikogo, komu zależałoby na niej na tyle, by chciał ją znaleźć. Więc jeśli pozbędziemy się ciała, nikt nie pójdzie siedzieć.
– Powiedział syn policjanta – prychnął ironicznie Chadwick, bo nie wiedział, co innego mógłby powiedzieć.
Jeśli miał być ze sobą szczery, był przerażony wyrachowaniem Ellisa. Nie znał go od tej strony, nie sądził, że chłopak w ogóle jest zdolny do takiego zachowania. To były słowa, jakich może spodziewał się po swoim bracie, ale zdecydowanie nie po złotym chłopcu Norwood.
– Ellis ma rację – odezwała się Madeline niemalże szeptem. – Nie wiemy, czy ktoś ją znajdzie, ale za to możemy być pewni, że jeśli zadzwonimy po policję, to Topper trafi do więzienia.
– A wy razem ze mną – odezwał się niespodziewanie Topper.
Pozostali wzdrygnęli się jak jedna osoba, najwyraźniej kolektywnie zapomniawszy, że chłopak w ogóle jest z nimi i słyszy każde ich słowo.
– Co masz na myśli? – zapytała niepewnie Ashley.
– Że jeśli chcecie mnie posłać na dno, pójdziecie razem ze mną. – Nie było już po nim widać śladu wcześniejszej paniki. Teraz jego oziębłość była jeszcze bardziej przerażająca niż Ellisa. – Co? Zapomnieliście już o wszystkim, co zrobiliście podczas naszej gry? Podpalenie? Kradzieże? – wymieniał, mierząc wzrokiem każdego po kolei. – Jestem pewien, że policja będzie zainteresowana waszymi występkami.
– Na pewno nie aż tak, jak tym, że kogoś zgwałciłeś i zabiłeś – odparł Chad, nie mając zamiaru dać się zastraszyć.
– Właśnie – poparła go Maddie. – Nie zrobiliśmy nic, z czego nie moglibyśmy się wybronić w sądzie. Nikt nie wsadzi nas do więzienia za tak drobne przewinienia.
– Może nie – zgodził się. – Ale powodzenia w tłumaczeniu się z tego na rozmowach na wasze wymarzone studia. Albo w ubieganiu się o stypendium sportowe. Jestem pewien, że topowe uczelnie, na które się wybieracie, będą się bić o studentów z taką kartoteką.
Zdawało się, że w ciszy, jaka zapadła po słowach Toppera, wszyscy próbowali pogodzić się z nową rzeczywistością. Bo po raz pierwszy, odkąd jako pięcioro przedszkolaków zawarli pakt przyjaźni, zamiast być razem przeciwko całemu światu, zwrócili się przeciwko sobie nawzajem. I to być może było dla nich nawet bardziej tragiczne niż martwe ciało dziewczyny, o której na moment wszyscy zapomnieli.
Ellis jako pierwszy wyrwał się z tego dziwnego stanu zawieszenia pomiędzy tym, jak było między nimi dotychczas, a jak będzie od tej nocy. Bo żadne z nich nie wyjdzie z tego domku takie samo.
– Co robisz? – zapytała Madeline, gdy spostrzegła, że Ellis wyciągnął telefon.
– A jak myślisz? – spytał wrogim tonem. – Dzwonię po naszych rodziców.
Jego decyzja była prawdopodobnie jedyną normalną rzeczą, jaka się tej nocy wydarzyła.
Bo chociaż lubili udawać przed wszystkimi, że świat leży u ich stóp, gotowy nagiąć się do ich woli, w rzeczywistości byli tylko grupką rozpieszczonych nastolatków, którzy musieli polegać na pieniądzach i władzy rodziców – to oni sprzątali ich bałagan.
Chad słyszał pukanie do drzwi, po prostu je ignorował.
Nie żeby naprawdę wierzył, że to cokolwiek zmieni – nieustępliwość jego matki biła jego własną na głowę, więc wiedział, że prędzej czy później kobieta i tak wtargnie do środka. Zaproszona czy nie.
Co nie znaczyło, że miał zamiar jej cokolwiek ułatwić, nawet jeśli zdawał sobie sprawę, że jej zachowanie wynikało z troski.
– Chadwick, kochanie, to ja – oznajmiła zupełnie niepotrzebnie, bo od kilku tygodni nikt inny nie zaglądał do jego pokoju.
Zgodnie z tym, co przewidział, gdy nie doczekała się odpowiedzi, uchyliła drzwi i zajrzała do środka, podobnie jak robiła to codziennie od prawie dwóch tygodni.
I Chad wiedział, że gdyby zatrzymał grę i odwrócił wzrok od ekranu telewizora, żeby na nią spojrzeć, dostrzegłby w jej oczach to samo zaniepokojenie, z jakim patrzyła na niego nieustannie, odkąd wrócił z Twin Harbor. Jakby wiedziała, że chłopak, któremu pozwoliła jechać na wakacje z przyjaciółmi, nigdy stamtąd nie wrócił.
Nie mógł tego znieść, więc zwyczajnie przestał patrzeć matce w oczy, dopóki absolutnie nie miał żadnego innego wyjścia.
Ale ponieważ Sylvie Myers nie była kobietą, która pozwalała się komukolwiek ignorować, a już na pewno nie własnemu dziecku, nie poczekała nawet szczególnie długo, zanim przeszła przez pokój i usiadła na skraju łóżka, zasłaniając mu ekran.
Chadwick podniósł się jedynie, by spojrzeć nad jej głową i upewnić się, że zanim wyszedł z gry, jego bohater znowu został pokonany. Bycie nieustannie zabijanym przez potwory przynosiło mu dziwną ulgę, więc większość dni spędzał właśnie na tym – umieraniu w kółko na wszystkie możliwe brutalne sposoby.
Jednak wrażenie, że umiera, nie znikało, gdy wracał do rzeczywistości. Przeciwnie – stawało się jeszcze bardziej dokuczliwe.
– Martwię się o ciebie. – Sylvie nachyliła się i przykryła jego zaciśniętą na konsoli dłoń swoją.
Chad nie zabrał ręki, chociaż czuły dotyk matki sprawiał mu niemal fizyczny ból. Bo prawda była taka, że niczego nie pragnął bardziej, niż wtulić się w Sylvie i wypłakać jak dziecko szukające pokrzepienia w bezpiecznych ramionach rodzica po koszmarze, który mu się przyśnił.
Ale nie był małym chłopcem, lecz prawie dorosłym mężczyzną, a horror, który go dręczył, nie był snem, tylko jawą, w dodatku sam go na siebie sprowadził. Nie zasługiwał na pocieszenie, nie zasługiwał na to, by choć przez chwilę czuć się lepiej.
– Praktycznie nie wychodzisz z pokoju, z nikim nie rozmawiasz, nie spotykasz się z przyjaciółmi, tylko grasz w te swoje odmóżdżające gry albo śpisz.
Ta ostatnia część nie była prawdą. Chadwick chciałby móc przespać ostatnie dwa tygodnie, tak byłoby łatwiej. Ale za każdym razem, gdy próbował uciec od rzeczywistości, ta dopadała go w snach. Więc poza krótkimi momentami, gdy jego ciało przegrywało ze zmęczeniem, a umysł był zbyt wyczerpany, by śnić, świadomie pozostawał przytomny, bo jeśli już musiał bez końca odtwarzać wydarzenia tamtej nocy, wolał to robić, gdy nie był całkiem bezbronny.
– Niedługo wracasz do szkoły i wierz mi, że mówię to z miłości, ale weź się w końcu w garść, na litość boską, bo nie stać nas na to, żeby ludzie widzieli cię w takim stanie i nabrali podejrzeń.
To by było na tyle, jeśli chodzi o ciepłą, troskliwą matkę – pomyślał ironicznie.
Sylvie Myers miała wiele twarzy. Wystarczająco, by nawet on sam stracił pewność, która z nich była prawdziwa. Wiedział natomiast, która była najbardziej powszechna – idealna żona idealnego mężczyzny, z którym miała jednego, idealnego syna, do granic możliwości szczęśliwa w swoim idealnym życiu, którego zazdrościły jej wszystkie koleżanki.
Wierzył jej, że naprawdę się o niego martwi. Ale nie miał wątpliwości, że jeszcze bardziej martwi się o to, co powiedzą ludzie, gdy zobaczą go w takim stanie. I to nie powinno być zaskoczeniem, bo jego rodzice od zawsze mieli jasno ustalone priorytety, a on nie był na pierwszym miejscu tej listy, ale naiwnie liczył, że w tym wypadku chociaż Sylvie zrobi wyjątek.
Jednak przynajmniej teraz, gdy odgrywała swoją ulubioną rolę, Chad był w stanie spojrzeć jej w oczy.
– Podejrzeń na jaki temat? – zapytał bez emocji. – Że podczas gdy reszta moich znajomych spędziła wakacje na graniu w koszykówkę i chodzeniu do kina, ja razem z najbliższymi przyjaciółmi zabiliśmy dziewczynę, a później w ramach rodzinnej aktywności razem z naszymi ojcami zakopaliśmy ją w lesie?
– To nie ty ją zabiłeś – przypomniała stanowczo. – Nie zrobiłeś nic złego.
Więc dlaczego czuję się jak morderca? – miał ochotę zapytać. Dlaczego budzę się w środku nocy przekonany, że mam ręce brudne od krwi? Dlaczego nie mogę pozbyć się widoku jej martwej twarzy i wrażenia, że jej niezamknięte oczy patrzyły prosto na mnie, zanim zacząłem przysypywać ją ziemią?
Ale żadne z tych pytań nie padło z jego ust.
– Przeżyłeś coś trudnego, na co nie byłeś gotowy, i rozumiem, że to tobą wstrząsnęło – powiedziała cierpliwie. – Ale to momenty takie jak ten kształtują to, kim będziesz przez resztę życia.
– Czyli kim? Kłamcą i przestępcą? – spytał z pogardą.
– Myersem – odparła, podnosząc się z łóżka. – A my chronimy to, co dla nas najważniejsze. Czasami za niewyobrażalną cenę.
Chad miał wrażenie, że jedyne, co w całej tej sytuacji chroni, to swój własny tyłek. Co zaskakująco wpasowywało się w słowa matki.
Bo bez względu na to, jak źle czuł się z tym, co zrobił, w ostatecznym rozrachunku najważniejszy dla niego był on sam.
I wyglądało na to, że ceną, jaką przyjdzie mu zapłacić za chronienie siebie, było jego sumienie.
* * *
– Spójrzcie tylko, kto wstał z martwych – powitał go Topper zdecydowanie zbyt radosnym głosem, unosząc butelkę piwa w geście toastu.
Chadwick rozejrzał się po piwnicy domu Westonów, która była prywatną jaskinią Toppera i ich najczęstszym miejscem spotkań. Wszystko było na swoim miejscu, począwszy od wystroju pełnego przepychu, jakiego można się spodziewać po pokoju nastolatka z bogatej rodziny, a skończywszy na pozostałych trojgu przyjaciół Chada. A jednak chłopak czuł się tak obco, jakby znalazł się tam po raz pierwszy.
– Zdecydowanie nieodpowiedni dobór słów, dupku – burknął z fotela Ellis, nie odrywając wzroku od ekranu telewizora, na którym leciał mecz futbolu.
– Dlatego to takie zabawne – bronił się Topper jako jedyny rozbawiony swoim żartem.
– Zignoruj go, jest na haju – poradziła Chadwickowi Maddie, odrywając się od telefonu jedynie na moment, by posłać mu nikły uśmiech.
– Taki miałem zamiar – odparł, podchodząc do minilodówki w kącie pokoju, by wyciągnąć z niej piwo.
Alkohol w pokoju ich szesnastoletniego syna to jedna z rozlicznych nieodpowiednich rzeczy, na jakie rodzice Toppera przymykali oko, ale Chad nie miał w zwyczaju narzekać na coś, co przynosiło mu osobistą korzyść, więc akurat to nigdy mu nie przeszkadzało.
Wracając z otwartym piwem w ręku, zatrzymał się za kanapą i zajrzał przez ramię Ashley, żeby zobaczyć, co pokazywała przyjaciółce na telefonie.
– Ładna – skomplementował jasnozieloną sukienkę, którą oglądała, ale spojrzenie, jakie dziewczyna mu posłała, sugerowało, że się z nim nie zgadza. – Na jaką okazję?
– Na nasz bal na zakończenie szkoły – wyjaśniła Maddie, po czym prychnęła z irytacją, gdy wcisnął się na miejsce obok niej, czym zmusił ją, by się przesunęła.
– To, które jest za prawie dwa lata? – upewnił się, nie kryjąc się z tym, że uważa to za idiotyczne.
Jednak Madeline wzruszyła ramionami, najwidoczniej nie widząc w tym nic dziwnego.
– Postanowiłyśmy wykorzystać, że dostałyśmy ostatnio zastrzyk gotówki, i zacząć się rozglądać wcześniej – mruknęła z ironicznym uśmiechem Ash.
Chadwick wiedział, o czym mówiła. Pieniądze, które ojciec Toppera dał każdemu z nich w ramach podziękowania za trzymanie w tajemnicy zbrodni swojego syna, wystarczyłyby na pokrycie kosztów studiów, gdyby postanowili wykorzystać je właśnie w tym celu. Dziewczyny mogły kupić sobie całą szafę sukienek od projektantów, jeśli tylko chciały.
– Chcę mieć najładniejszą sukienkę na balu. Muszę wyglądać najlepiej ze wszystkich dziewczyn, gdy będę odbierać koronę królowej – oznajmiła Maddie, biorąc z dłoni Chada butelkę.
– Zawsze wyglądasz najlepiej ze wszystkich dziewczyn. – Chad nie znał w szkole chłopaka, który nie uważałby Maddie za najładniejszą dziewczynę w szkole.
Jej uroda była wystarczająca, by przymknąć oko na jej paskudny charakter.
– Co nie zmienia faktu, że szukanie sukienki z takim wyprzedzeniem jest idiotyczne – dodał od siebie Ellis, zdradzając, że dzielił uwagę pomiędzy mecz na ekranie i rozmowę przyjaciół.
– Niby dlaczego? – prychnęła Madeline.
– Bo możesz przytyć – dogryzł jej Chad, okrutnie obracając jej obsesję na punkcie własnej wagi przeciw niej.
Dziewczyna w odwecie wbiła mu łokieć w żebra i posłała pełen satysfakcji uśmiech, gdy syknął z bólu.
– Więc co jeszcze mnie ominęło? – spytał, zabierając Maddie piwo, zanim zdążyła przekazać je Ashley.
Powiedział to z taką nonszalancją, że zdanie brzmiało, jakby wrócił do miasta z odwiedzin u rodziny, a nie pytał o to, co działo się od czasu, gdy żegnał się z nimi, zanim razem z Topperem i ich ojcami pojechali do lasu zakopać ciało.
– Nic. Głównie niańczenie Toppera – powiedziała Ashley. – Jeszcze nie było dnia, żeby był trzeźwy, więc pilnujemy, żeby nie zrobił nic głupiego, dopóki nie weźmie się w garść.
Głupszego, niż już zrobił? – miał ochotę zapytać.
– A co się działo z tobą? Dostałeś szlaban? – zażartował Ellis.
– Nie. Po prostu potrzebowałem odpoczynku od oglądania twojej parszywej mordy – odwarknął Chad, co wywołało rozbawione prychnięcie ze strony przyjaciela.
– Uważaj, bo wyrzuci cię z podziękowań, jak wygra złoty medal na igrzyskach – ostrzegła go teatralnym szeptem Maddie.
– Nie ma opcji, bo wtedy będzie musiał napisać nową przemowę.
Ellis miał napisaną swoją mowę, odkąd skończył dziesięć lat, co było nigdy nienudzącym się powodem żartów pozostałych. Podobnie jak fakt, że płakał, gdy w czasie pierwszych igrzysk po tym, jak zdobycie medalu stało się jego marzeniem, dowiedział się, że podczas ceremonii wręczania medali sportowcy nie wygłaszają przemów. Od tego czasu twierdził, że w takim razie podziękowania dla swoich przyjaciół umieści w wywiadach i wypowiedziach na konferencjach prasowych.
– Bardzo zabawne. – Ellis przewrócił oczami. – Pobiłem dzisiaj swoją życiówkę na dwieście metrów stylem dowolnym.
– I dopiero teraz się tym chwalisz? – Chadwick nachylił się do przyjaciela z pierwszym od tygodni szczerym uśmiechem i przybił mu piątkę. – Ile?
– Dwie minuty siedemnaście sekund – odparł zadowolony.
– Nadal dłużej, niż wytrzymujesz w łóżku. – Maddie z wrednym uśmiechem bezceremonialnie wymierzyła zabójczy cios w jego ego, oglądając przy tym swoje paznokcie.
– Auć. – Ashley z trudem powstrzymywała śmiech, rozdarta między rozbawieniem a współczuciem wobec Ellisa, który był czerwony jak burak.
– Wiecie co? – Chłopak wyciągnął z kieszeni telefon i otworzył notatki. – Zaczynam pisać nową przemowę. I żadnego z was w niej nie będzie.
Groźba przyjaciela była dobrze znana każdemu z nich, bo Ellis straszył, że tak zrobi, za każdym razem, gdy grali mu na nerwach. Chadwick wbrew sobie zaczął się śmiać.
I nagle wszystko znowu było jak dawniej. Spędzał czas z przyjaciółmi na rozmowach i głupich żartach, jakby nic się nie stało.
Bo nic się nie stało – uświadomił sobie z niemałym zaskoczeniem. Jego życie nadal było idealne dla wszystkich z zewnątrz i zepsute od środka, jego rodzice nadal byli egoistami z obsesją na punkcie opinii innych, a jego przyjaciele nadal byli wszystkim, co miał, co było drogie jego sercu.
Jedyne, co uległo zmianie, to on sam. Ale od tak dawna udawał przed wszystkimi kogoś innego, że nawet to nie wydawało się tak przerażające, jak powinno. Teraz zwyczajnie będzie musiał udawać też przed sobą. Dla przyjaźni, dla uchronienia tej jednej rzeczy, która miała dla niego prawdziwą wartość, był gotów to zrobić.
Bo nawet jeśli za wszystkie swoje grzechy będzie płonął w piekle, o ile istniało, wiedział bez cienia wątpliwości, że jego przyjaciele podążą za nim.
Niemal ogłuszający hałas odbijający się od sprofanowanych graffiti ścian hotelu na skraju ruiny przywitał Chada, jeszcze zanim chłopak przekroczył próg pokoju wspólnego Posłańców. Stąd wiedział, że miał szczęście trafić na jedną z cichych nocy w miejscu, które klub motocyklowy nazywał domem – był na ich imprezach wystarczająco wiele razy, by wiedzieć, że gdy Posłańcy się bawią, słyszy ich cała okolica.
Nie pomylił się, bo gdy wszedł do pomieszczenia, znalazł tam tylko stałych mieszkańców, w dodatku nie w pełnym składzie. Chociaż sam nie wiedział dokładnie, ile osób uważano za stałych, bo liczba przebywających w hotelu członków klubu zmieniała się nieustannie. Hotel, który lata temu zaczęto budować, by był chlubą Norwood, stał się bezpieczną przystanią każdego Posłańca i największą plamą na wizerunku miasta.
Za sam ten drobny fakt, jak bardzo ich obecność doprowadzała do szału władze miasta, Chadwick darzył ich przynajmniej w połowie tak wielką sympatią, jak własnych przyjaciół.
Rita dostrzegła go jako pierwsza, ale zanim zdążyła oznajmić jego przybycie pozostałym, Chad uniósł palec do ust i nakazał, by była cicho, podczas gdy skradał się za wysłużoną kanapę do nieświadomego niczego Xaviera.
Gdy tylko znalazł się blisko, objął jego szyję ramieniem w brutalnym chwycie, mającym na celu uduszenie ofiary. Dokładnie tak, jak Xavier go nauczył.
Mężczyzna jednak bez śladu wahania uratował się z opresji, gryząc go w ramię wystarczająco mocno, by zranić go do krwi. Chad syknął, ale nie miał szansy skupić się na bólu, bo Xavier szybciej, niż chłopak był w stanie zareagować, pociągnął go za rękę, przyciągnął do siebie i obrócił się, by owinąć wytatuowaną dłoń wokół jego gardła. Nie luzował uchwytu, z okrutną satysfakcją obserwując, jak twarz Chada staje się czerwona, bo zaczyna mu brakować powietrza.
Walcząc z paniką, Chadwick użył wolnej dłoni i wymierzył cios w nos mężczyzny. Xavier zdążył uchylić się jedynie na tyle, że pięść trafiła go w żuchwę. Wtedy go puścił.
– Całkiem nieźle, dzieciaku – pochwalił zadowolony, choć jednocześnie jego spojrzenie mówiło, że Chad powinien bać się rewanżu.
– Uczę się od najlepszych – odparł z nonszalancją, poruszając dłonią, która mrowiła po spotkaniu z twarzą mężczyzny.
Xavier spędził sporą część życia, bijąc się za pieniądze w nielegalnych walkach, i choć dzięki Cole’owi od lat nie był już zmuszony zarabiać w ten sposób, wciąż uważał pięści za najskuteczniejszą metodę rozwiązywania konfliktów. Chadwick tylko raz, na samym początku, popełnił błąd i sprowokował Xaviera do zaprezentowania na nim swoich talentów.
Wtedy też Xavier odkrył, że Chadwick nie ma pojęcia, jak się bić albo przynajmniej bronić, i z powodów znanych tylko sobie uznał to za nieakceptowalne. Zaoferował, że go nauczy, a Chad przystał na jego propozycję bez wahania, wdzięczny za sposób na uwolnienie buzującej w nim niespokojnej energii, której nie koiły nawet treningi koszykówki i która nieraz wpędzała go w kłopoty.
Bez słowa odszedł od Rity i Xaviera, zmierzając w kierunku większej grupki Posłańców zajmującej główną część wypoczynkową, mniej więcej pośrodku pomieszczenia. Po drodze w geście powitania skinął głową Ronowi, który uniósł wzrok znad stołu bilardowego, na którym przy świetle starej lampy podłogowej tatuował wzór na plecach jednego z młodszych członków klubu – widok tak dobrze znany Chadowi, że nie dziwił go w najmniejszym stopniu, choć brak sterylności podczas pracy Rona nadal zniechęcał go do skorzystania z jego usług.
Pokój wspólny był dokładnie taki, jak sami Posłańcy – chaotyczny. Stoły, kanapy, fotele i siedziska były rozmieszczone tak, jakby ktoś, kto wnosił meble do środka, w pewnym momencie się zmęczył i porzucił je niedbale. Ich ustawienie zmieniało się równie często co skład domowników, ale zawsze pozostawało bez większego ładu i składu, będąc świadectwem tego, że Posłańcy nie dbali o wystrój, ale jedynie o własną wygodę.
Kolumny, dwa stoły bilardowe, stół do piłkarzyków, tarcze do rzutek, telewizor z podpiętą konsolą i projektor do oglądania filmów były traktowane z równą niefrasobliwością, przez co przestrzeń wydawała się raczej zagracona niż udekorowana. W domu rodzinnym Chadwicka nawet garaż był urządzony z większą dbałością.
Mimo to, a może właśnie dzięki temu, że hotel tak różnił się od wszystkiego, do czego przywykł, dorastając, Chad uwielbiał tam przesiadywać. W miejscu, w którym nic nie było idealne, z ludźmi, których Norwood uważało za margines społeczny.
– No proszę, książątko postanowiło w końcu opuścić luksusy swojego pałacu i odwiedzić pospólstwo – powitała go Cat, szczerząc się szeroko.
– Możemy uczcić mój powrót prywatną audiencją. – Sugestywnie puścił do niej oczko, wyłącznie po to, by sprowokować Finna.
I dokładnie tak jak się spodziewał, chłopak posłał mu spojrzenie, które mogłoby zabić. Moment później przeklął siarczyście, bo chwila nieuwagi kosztowała go porażkę w wyścigu. Latynos cisnął padem i wstał, by usiąść obok swojej narzeczonej niewątpliwie w celu udaremnienia kolejnych prób flirtu z Cat.
Dziewczyna wymieniła z Chadwickiem rozbawione spojrzenia. Prowokowanie zazdrości Finna było ich ulubioną rozrywką, nawet jeśli Cat była równie zaborcza, gdy chodziło o jej ukochanego, i niejednokrotnie słyszał on groźby rzucane w kierunku dziewczyn, które okazywały zainteresowanie nim. Chad czasami zazdrościł im tego, co ich łączyło, nawet jeśli zachowywali się przez to absurdalnie.
– Dzięki, prawie mnie miał – zwrócił się do Chada Ricky, zwycięzca gry, po czym zapytał: – Grasz? Skopywanie tyłka Finna zrobiło się już nudne.
– Może później – rzucił niezobowiązująco, więc Ricky krzyknął do kogoś po drugiej stronie pomieszczenia, zapraszając do pojedynku.
– Dawno cię tu nie było – zauważyła Cat, obdarzając go podejrzliwym spojrzeniem.
Chad wiedział, że jej uwadze nie umknęły zmiany, jakie ostatnie tygodnie spowodowały w jego wyglądzie, bo Cat zawsze widziała więcej, niż ludzie wokół niej chcieli pokazać. Wiedział, że wygląda jak cień samego siebie, i nawet on, mistrz udawania, nie był w stanie robić tego wystarczająco dobrze, by nie wzbudzić podejrzeń. W pewnym stopniu dlatego zwlekał z pojawieniem się w hotelu – Posłańcom daleko było do najbardziej empatycznych ludzi na świecie, ale troszczyli się o swoich, a taki właśnie był dla nich Chad. W ich oczach był jednym z nich.
Również dlatego nawet nie próbował zbyć jej błahym wyjaśnieniem, jedynie wzruszył ramionami.
Nie chcę o tym rozmawiać – przekazał jej tym gestem. Cat zrozumiała, bo powstrzymała pytanie, które wyraźnie cisnęło jej się na usta.
– Cóż, przegapiłeś radosne wieści – powiedziała zamiast tego. – I imprezę, którą z tej okazji wyprawiliśmy.
Chadwick spojrzał na nią, potem na Finna, który z kolei przyglądał się swojej ukochanej z wyrazem twarzy, jakiego chłopak jeszcze u niego nie widział.
– Będziesz wujkiem – poinformowała z promiennym uśmiechem Cat, kładąc sobie dłoń na brzuchu. – Jestem w ciąży.
– Żartujesz? To… – Zabrakło mu słów. Pierwszy raz od powrotu z Twin Harbor poczuł coś na kształt szczęścia. – Gratulacje.
Dla kogoś innego zakładanie rodziny w starym, zaniedbanym hotelu, wśród bandy motocyklistów, wydawałoby się szaleństwem. Ale Chad znał Posłańców. Wiedział, że każda osoba mieszkająca pod tym dachem zrobi wszystko dla tego dziecka. Będzie bardziej kochane niż niejedno dziecko z najbogatszych domów w Norwood.
– Dzięki. – Finn wyszczerzył się z dumą. – Cole jest na dachu – poinformował, instynktownie zgadując, że to rozmowy z głową klubu Chad potrzebował. – W jednym ze swoich nastrojów, więc radziłbym się nie zbliżać do krawędzi.
Chadwick wbrew sobie parsknął śmiechem. Każdy, kto znał Cole’a, wiedział, że mężczyzna miewał tylko dwa humory – zły i gorszy. I że w przypadku tego drugiego najbezpieczniej było trzymać się od niego z daleka.
Jednak Chad nie przepadał za słuchaniem głosu rozsądku, a co było o wiele bardziej istotne, nadeptywanie Cole’owi na odcisk przy każdej okazji uważał nawet nie za rozrywkę, ale wręcz za obowiązek młodszego brata. No i był też ten drobny szczegół, że nie obchodziło go szczególnie, czy Cole jakimś cudem faktycznie zepchnąłby go z dachu.
Nie zważając więc na ostrzegawcze spojrzenia, które go żegnały, gdy wychodził z pomieszczenia, wspiął się po marmurowych schodach, dzięki bogatym zdobieniom na białych balustradach wyglądem pasujące bardziej do pałacu niż speluny Posłańców. Jego oddech był przyspieszony, gdy znalazł się na ostatnim piętrze i ruszył długim korytarzem, bo chociaż bywały dni, gdy przemierzał tę drogę po kilka razy, teraz, po tygodniach spędzonych w czterech ścianach swojej sypialni, pokonanie jej stanowiło spory wysiłek.
Niechętnie pogodził się z myślą, że będzie musiał poświęcić ostatnie dni wakacji na treningi, żeby jak najszybciej wrócić do formy, jeśli chce objąć w tym roku pozycję kapitana drużyny koszykówki.
Chociaż chce to może niewłaściwe słowo, bo sam nie wiedział, czy faktycznie tego pragnie. Tego wszyscy od niego oczekiwali, a Chad nie mógł być gorszy od Ellisa odnoszącego sukcesy, jeszcze zanim wrócili do szkoły, i Toppera, który niewątpliwie zostanie w tym roku kapitanem drużyny futbolowej.
Cole nie odwrócił się w jego stronę, chociaż musiał słyszeć trzaśnięcie metalowych drzwi, które Chad za sobą zamknął, więc chłopak postanowił uznać brak reakcji za zaproszenie. Gdyby Cole faktycznie go tam nie chciał, już by mu powiedział, że ma się wynosić.
Chadwick usiadł obok brata na murku okalającym dach i przewiesił nogi poza krawędź, naśladując Cole’a, po czym sięgnął po butelkę whisky stojącą obok niego.
– Jesteś za młody, żeby pić – burknął w ramach powitania Cole.
Chad parsknął niewesołym śmiechem.
– Ty jesteś za stary, żeby upijać się na dachu jak zbuntowany nastolatek – odparł, zanim upił z butelki spory łyk.
– To mój hotel. Mogę robić, co chcę, braciszku.
Chadwick mimowolnie się skrzywił na to określenie. Wciąż jeszcze nie do końca przyzwyczaił się do myśli, że ma brata, i nadal próbował wybaczyć Cole’owi, że ukrywał przed nim prawdę przez dwa lata ich znajomości. Nawet jeśli jednocześnie rozumiał wszystkie jego motywy.
Biorąc pod uwagę, jak potraktowali starszego z braci ich rodzice, Chad nie mógł winić Cole’a za to, że ten wciąż go odrobinę nienawidził. Nie winił go też za to, że zanim nauczył się kochać Chada, planował go wykorzystać, żeby zemścić się na ludziach, którzy porzucili syna pod drzwiami obcej pary, jakby był śmieciem.
Nawet ta niechciana przez żadnego z nich więź, jaka zrodziła się między nimi, powstała z winy Devona i Sylvie. Bo Chad zawędrował do hotelu, gdy miał zaledwie piętnaście lat, w poszukiwaniu kłopotów jako ulubionego sposobu na uwolnienie się od swojego idealnego życia, nieświadomy, kogo tam znajdzie. Cole przyjął go z otwartymi ramionami, wtedy dla własnych korzyści, a z czasem pozwolił mu zostać, bo zrozumiał, że Chadwick był w takim samym stopniu ofiarą ich rodziców co on.
– Twoje, moje. Żadna różnica, Colton – dogryzł mu z czystego okrucieństwa w ramach przypomnienia, że w innym życiu, gdyby ich rodzice byli lepszymi ludźmi, hotel prawdopodobnie trafiłby kiedyś do nich obu.
Historia jego rodziny, prawdziwa historia, była łatwiejsza do przełknięcia, bo Chad na długo przed poznaniem Cole’a wiedział, że mężczyźnie, który przez całe dzieciństwo był dla niego bohaterem, daleko było do wzoru godnego naśladowania. Prawda nie otworzyła mu oczu, jedynie pokazała pełen obraz i pozbawiła resztek złudzeń.
Chadwick gardził swoim ojcem. Za to, co zrobił jego dziadkowi, za to, jak razem z jego matką potraktowali Cole’a. Ale o wiele bardziej brzydził się sobą za to, że prawda niczego nie zmieniła, bo nadal udawał przed całym światem, że jest dumny z bycia częścią tej rodziny, że jest zbyt przyzwyczajony do bogactwa i władzy, jakie oferowało nazwisko Myers, by chociaż marzyć o odnalezieniu własnej drogi. Nieważne, że nie miał krzty szacunku do ojca – z tchórzostwa i wygody podąży jego śladem, przejmie firmę i będzie kontynuował dziedzictwo zbudowane na zbrodni i kłamstwie.
Ostatnie wydarzenia zdawały się dowodzić, że nie mógł uciec od swojego przeznaczenia.
Jakby słysząc, w którą stronę powędrowały jego myśli, Cole przerwał ciszę:
– Coś się wydarzyło, prawda? Na twoim wyjeździe z przyjaciółmi – sprecyzował, a serce Chadwicka na moment przestało bić. – Devon wyszedł z domu w środku nocy. – Skinął głową w kierunku rodzinnej posiadłości Myersów.
Dach hotelu był idealnym punktem obserwacyjnym na położony nad brzegiem jeziora dom. Chadwick na ogół wolał nie myśleć o tym, ile godzin Cole spędził na obserwowaniu przez lornetkę budynku i jego mieszkańców, bo nie lubił sobie przypominać, jak popieprzonym człowiekiem jest jego brat.
– Zaciekawiło mnie po co, więc wybrałem się na przejażdżkę.
Cole miał na myśli, że go śledził, ale Chad doceniał ubranie tego, co zrobił, w łagodniejsze słowa dla jego komfortu psychicznego. Obaj wiedzieli, że Chadwick nie lubił pamiętać o tym, że do niedawna on sam też często był obserwowany przez swojego brata.
– Spotkał się z Harrellem i burmistrzem i razem gdzieś pojechali. Ale wrócili osobno. Najpierw Harrell z trojgiem twoich przyjaciół, a kilka godzin później ty z młodym Westonem i waszymi ojcami – zrelacjonował i gdyby nie to, że Chad miał większe zmartwienia, wytknąłby mężczyźnie, że Devon był także jego ojcem.
– Nie wtrącaj się w to. – Sam nie wiedział, czy była to groźba, czy też prosił, by Cole porzucił temat.
– Wiesz, że i tak się dowiem. Od ciebie czy na własną rękę.
Chad w to nie wątpił. Właściwie był zdziwiony, że Cole w ogóle postanowił poczekać, aż się zobaczą, zanim zaczął doszukiwać się prawdy. Wiedział też, że nawet gdyby Cole ją poznał, nie wykorzystałby tego przeciwko niemu. Mimo ich skomplikowanej relacji zrobiłby wszystko, żeby mu pomóc.
Ale tylko jemu. Jego przyjaciele nie liczyli się dla Posłańców, a z powodu nienawiści, jaką Cole darzył ojca Ellisa, Chad nie wątpił, że jego brat znalazłby sposób, żeby wykorzystać wydarzenia z Twin Harbor przeciwko Harrellowi.
– Zostaw tę sprawę w spokoju, proszę. – Błaganie nie tylko było poniżej jego godności, ale też kłóciło się z systemem wartości Posłańców, którzy o nic nie prosili, ale dla swoich przyjaciół Chad był w stanie znieść upokorzenie. – Dla mojego dobra.
Nawet w niemal całkowitej ciemności Chadwick widział, że Cole spiął się na jego słowa. Ta subtelna reakcja była jedyną oznaką troski o brata, na jaką sobie pozwolił.
– Jesteś w niebezpieczeństwie? – zapytał z taką nonszalancją, że równie dobrze mógłby pytać o jutrzejszą prognozę pogody.
Chadwick często wątpił, czy się nie pomylił, gdy jakiś czas temu uznał, że mimo dzielących ich różnic zrodziła się między nimi braterska miłość, ale w tym momencie był jej bardziej pewien niż tego, czy się jutro obudzi.
Bo Cole nie okazywał wielu uczuć poza gniewem i irytacją, więc jego pytanie było prawdopodobnie największym przejawem troski, na jaki mógł się zdobyć. A dla Chada świadomość, że ktoś się nim przejmował, znaczyła nieporównywalnie więcej niż nieustanne wizyty matki w jego pokoju.
Być może dlatego, wbrew pragnieniu zamknięcia tematu, odpowiedział szczerze:
– Nie wiem.
Przez minione dwa tygodnie obsesyjnie śledził zarówno wiadomości krajowe, jak i portale prasowe z rejonu Twin Harbor, ale jak dotąd nie pojawiła się żadna informacja o znalezieniu ciała zakopanego w lesie, a policja nie zapukała do drzwi jego domu. Jednak to się mogło w każdej chwili zmienić, więc Chadwick podejrzewał, że jeszcze wiele dni spędzi w strachu.
Spodziewał się, że Cole będzie dociekać, ale mężczyzna powiedział tylko:
– W porządku. Powiesz mi, jak będziesz gotowy. – Jego słowa brzmiały bardziej jak polecenie niż pytanie, ale młodszy z braci i tak skinął głową.
Chociaż nie sądził, by kiedykolwiek poczuł się gotowy podzielić się wspomnieniami, które nawiedzały go w koszmarach. Hotel stanowił obecnie jedyne miejsce, gdzie mógł udawać, że to wszystko było tylko złym snem.
I miał nadzieję, że nigdy nie będzie zmuszony tego zmieniać.
Powrót do szkoły był łatwiejszy, niż Chadwick się spodziewał. Wszystko stawało się łatwiejsze z każdym dniem, który upływał od nocy, kiedy to zakopał z przyjaciółmi ciało dziewczyny w lesie.
I z każdym dniem Chad nienawidził siebie coraz bardziej – właśnie za to, jak łatwo przyszło mu udawanie.
Ellis i Ashley dotarli na stadion futbolowy przed nim. Dziewczyna uniosła dłoń i pomachała do niego z daleka, gdy przemierzał skraj trawiastego boiska. Celowo utrzymywał niespieszny krok, obdarzając co ładniejsze cheerleaderki swoją uwagą i rozdając im uśmiechy jak król rzucający złote monety swoim poddanym.
Pomimo całej pogardy, jaką miał wobec swojego życia, nie mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że nie sprawiały mu przyjemności spojrzenia pełne podziwu i pożądania rzucane w jego stronę za każdym razem, gdy mijał grupki dziewczyn na terenie szkoły. Że nie odczuwał satysfakcji na myśl, że każda uczennica South Stanly chce mieć go dla siebie.
Zdawał sobie sprawę, że źle to o nim świadczy, ale był siedemnastoletnim chłopakiem i nie zamierzał przepraszać za to, że bez skrupułów wykorzystywał uwagę, jaką się cieszył. Władza nad żeńskimi sercami była jego ulubioną korzyścią z bycia Myersem.
Rozpraszanie cheerleaderek podczas ich treningu miało też drugą zaletę – irytowało Maddie.
– Skupcie się! – warknęła, uciszając podekscytowane szepty w grupie. – Evie, Mathilda, dziesięć powtórzeń – dodała, gdy nie od razu uzyskała pożądaną reakcję, posyłając przyjacielowi swoje najbardziej mordercze spojrzenie.
– Ale… – Jedna z nastolatek, Chad nie miał pojęcia która, odważyła się sprzeciwić.
– Dwadzieścia. – Madeline nie dała jej dojść do słowa. – A ty się wynoś, zanim ci znajdę zajęcie – rozkazała Chadwickowi.
Chłopak wzruszył ramionami z niewinnym uśmiechem, jakby chciał powiedzieć: „Nic nie poradzę na to, że jestem przystojny”. Maddie uniosła wzrok ku niebu, jakby liczyła, że jakaś patrząca na nią siła wyższa ześle jej cierpliwość, więc Chad postanowił dać jej na razie spokój, usatysfakcjonowany chaosem, jaki udało mu się wywołać.
Dobry humor nie opuścił go także, gdy opadł na plastikowe krzesełko w najwyższym rzędzie trybun, ich tradycyjnym miejscu spotkań, powitany przez zniecierpliwione spojrzenia Ashley i Ellisa.
Poniedziałkowy trening koszykówki w drugim tygodniu roku szkolnego, z którego właśnie wracał, miał się zakończyć ogłoszeniem decyzji trenera, kto zostanie nowym kapitanem po tym, jak ich poprzedni lider skończył liceum przed wakacjami. Jego przyjaciele oczywiście o tym wiedzieli, bo od pierwszego dnia kolejnego roku szkolnego to był jeden z najpopularniejszych tematów rozmów pomiędzy uczniami.
Rzadko zdarzało się, by uczeń spoza ostatniego rocznika zostawał kapitanem którejś z drużyn sportowych w ich szkole. Wyjątkiem był Ellis, który przewodził drużynie pływackiej od dziesiątej klasy, całkowicie zasłużenie stając się najmłodszym kapitanem w historii South Stanly, i teraz także Topper, który był tak dobry w swojej dziedzinie, że poprzedni kapitan osobiście poprosił ich trenera o wybranie syna burmistrza na swoje miejsce.
Chad nie dostał podobnej rekomendacji od Wesleya, swojego poprzednika. W przeciwieństwie do swoich przyjaciół nie był też wybitnym sportowcem, więc werdykt trenera Jensena nie był oczywisty. A ponieważ żyli w Norwood, najspokojniejszym i najnudniejszym mieście w Karolinie Północnej, a może nawet w całym kraju, i nie było tu wiele ciekawszych tematów do rozmów, nawet tak nieistotna rzecz jak pozycja kapitana drużyny koszykówki stawała się szkolną sensacją.
Ellis i Ashley byli więc zniecierpliwieni nie tylko ze względu na to, że chodziło o ich przyjaciela, ale przede wszystkim dlatego, że chcieli być jednymi z pierwszych, którzy się dowiedzą, zanim wieści rozejdą się wśród uczniów.
Chad jednak nie spieszył się z rozwianiem tajemnicy, czerpał zbyt wielką przyjemność z trzymania ich w niepewności. Z błogim uśmiechem założył dłonie za głowę i wystawił twarz ku słońcu, wygrzewając się jak kot i czekając, komu jako pierwszemu wyczerpie się cierpliwość.
– No powiedz w końcu! – wybuchł Ellis, szturchając go w ramię.
Z przeciągłym westchnieniem, jakby wcale na to nie czekał i uważał dociekliwość przyjaciela za niezwykle nużącą, sięgnął do plecaka i wyciągnął z niej koszulkę koszykarską. Ash wyrwała mu ją z ręki, jeszcze zanim zdążył ją rozłożyć, i zrobiła to sama, po czym pisnęła uradowana, gdy dostrzegła jego numer i nazwisko zwieńczone białym „C”.
– Gratulacje! – wykrzyknęła, wychylając się przed Ellisa, by go wyściskać.
– Wiedziałem, że to będziesz ty – oznajmił Ellis, zbijając z nim żółwika. – Gratulacje, stary.
Chadwick też to wiedział. Nawet gdyby był najgorszym zawodnikiem w drużynie, trener i tak wybrałby jego. Nazwisko i ilość pieniędzy, jakie jego rodzice co roku przekazywali szkole, właściwie zdecydowały za Jensena. Co nie znaczyło, że Chad uważał, że na to nie zasługuje.
Poniżej na boisku niektórzy uczniowie przerwali swoje treningi, by dowiedzieć się, co wywołało taką reakcję w ich gronie. Maddie posłała im zirytowane spojrzenie, bo znowu straciła skupienie kilku cheerleaderek, więc Ellis wystawił w jej stronę rozłożoną koszulkę. Chad wątpił, by z takiej odległości była w stanie dostrzec znaczek kapitana, ale zakładał, że mogła domyślić się nawet bez tego.
I nie tylko ona, bo coraz więcej osób rozproszonych eskalującym zamieszaniem zaprzestawało ćwiczeń. Najpierw cheerleaderki zaczęły wydawać okrzyki radości, podekscytowane informacją, później dziewczyny trenujące lekkoatletykę wykrzyczały mu gratulacje w trakcie swojego biegu po torze, a następnie informacja dotarła do futbolistów, którzy trenowali na środku boiska. Topper jako pierwszy zaczął skandować nazwisko Chada, a jego koledzy szybko do niego dołączyli.
Aż w końcu przez moment wszyscy zebrani na boisku, zarówno uczniowie, jak i trenerzy, skupiali się tylko na nim. Jakby to faktycznie było osiągnięcie godne podziwu, a nie tylko rozdmuchana do przesady informacja, która nigdzie poza Norwood nie wzbudzałaby takiego zainteresowania.
Ale Chad miał gdzieś, jak absurdalna była ich reakcja. Bo gdy pławił się w poczuciu wszechobecnego podziwu, w końcu nie myślał o martwej dziewczynie i grobie w lesie ani nie odtwarzał w kółko nękających go koszmarów.
Nie – gdy uwaga każdej osoby w zasięgu wzroku skupiała się wyłącznie na nim, Chadwick Myers myślał tylko o tym, jak bardzo kocha być królem.
* * *
Dół był zbyt głęboki, by się wydostać. Leżąc na mokrej ziemi, otoczony przez ściany z ciemnej gleby, Chadwick miał wrażenie, że trafił na samo dno piekła. Gwiazdy, które świeciły jasno na nocnym niebie, drwiąc z niego, jeszcze nigdy nie zdawały się tak odległe.
Chciał wstać, walczyć o przetrwanie, bo instynktownie wiedział, że pozostanie tam oznacza śmierć, ale jego ciało nie chciało go słuchać, jakby jakaś jego część już była martwa. Nie był w stanie nawet krzyczeć o pomoc.
Kobieca postać pojawiła się na skraju grobu. Nawet w otaczającej go ciemności Chadwick widział każdy szczegół z przerażającą dokładnością. Była zbyt blada, by być żywa, jej brązowe oczy były zamglone, utkwione w nim, ale jednocześnie niewidzące. Bród na jej ubraniu i dłoniach sugerował, że jakimś sposobem wydostała się z dołu, w którym leżał, jakby wiedziała, że grób nie był przeznaczony dla niej.
Chciał się odezwać, prosić o pomoc, ale jego usta poruszały się bezdźwięcznie, gardło było niezdolne do wydawania dźwięków.
Zjawa uśmiechnęła się makabrycznie, patrząc na jego próżne starania.
– Nie możesz uciec – powiedziała i nawet jej głos nie brzmiał jak należący do żywej osoby. – Nigdy nie uciekniesz. Śmierć i tak cię znajdzie. Szybciej, niż myślisz.
Wydawało mu się, że zaczął w końcu krzyczeć, ale tego nie słyszał. Wszystkie dźwięki zostały zagłuszone przez ten przerażający głos, powtarzający w kółko te same słowa.
Nawet gdy ściany grobu zaczęły się zapadać, przygniatając go i zapełniając jego usta ziemią, nawet gdy zjawa zniknęła, a gwiazdy przysłoniła ciemność, wciąż słyszał tylko szept martwej Jasmine.
Nie uciekniesz, nie uciekniesz, nie…
Chadwick podniósł się nagle, wyrwany z koszmaru, który pozostawił go zlanego potem i ogarniętego lękiem, jakiego do niedawna nie znał.
Na wpół świadomy, zdążył jedynie wychylić się poza łóżko, zanim zwymiotował na podłogę. Łzy, które popłynęły z jego oczu, były w równym stopniu spowodowane konwulsjami, co przeszywającą go na wskroś paniką.
Miał wrażenie, że cała wieczność upłynęła, zanim jego oddech zaczął się w końcu uspokajać, a strach ustąpił na tyle, że jedynie jego szybko bijące serce przypominało mu o tym, czego doświadczył w koszmarze.
Wyczerpany podniósł się na łóżku i po omacku włączył lampkę nocną na stoliku. Po części, by zobaczyć bałagan, jakiego narobił, ale głównie po to, by się upewnić, że w najciemniejszych zakamarkach jego sypialni nie czają się żadne zjawy.
Cuchnący zapach dotarł do jego wciąż odzyskujących pełną sprawność zmysłów. Pogarda dla tego, jakim był człowiekiem, stanowiła dla niego już praktycznie codzienność, ale nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się tak obrzydzony i zawstydzony swoim stanem fizycznym.
To właśnie było prawdziwe oblicze Chadwicka Myersa. Gdyby był w stanie, może nawet doceniłby ironię, że kilkanaście godzin temu czuł się prawie jak bóg, przekonany, że cały świat pada mu do stóp i jest na każde jego skinienie.
Nikt, kto go znał, nie uwierzyłby, że chłopak, na którego spoglądano z uwielbieniem, nocami jest dręczony przez koszmary, które doprowadzają go do płaczu i jeszcze bardziej upokarzających reakcji.
Zastanawiał się, co powiedzieliby ludzie, gdyby widzieli go takiego – zapłakanego, zlanego potem i brudnego od wymiocin. Ile z tego podziwu, na który pracował, odkąd dorósł na tyle, żeby uświadomić sobie znaczenie wysokiej pozycji w społeczeństwie, by po tym zostało. Czy jego życie miałoby wtedy jeszcze jakąkolwiek wartość.
Wiedział, jak bezcelowe są te rozważania. Bo nikt, nawet jego najbliżsi przyjaciele, nigdy nie pozna prawdy. To oblicze Chadwicka Myersa, być może nawet najbardziej prawdziwe, zabierze ze sobą do grobu.
Jednak gdy tylko ta myśl pojawiła się w jego głowie, potworny szept z koszmaru wrócił do niego, by nękać go nawet na jawie.
Śmierć i tak cię znajdzie. Szybciej, niż myślisz.
* * *
Na chwilę przed świtem w hotelu panowała niezmącona cisza, co nie było oczywiste. Przy chaotycznym trybie życia Posłańców istniało równie wysokie prawdopodobieństwo, że nie spotka żywej duszy, co że trafi na trwającą w najlepsze imprezę.
Chadwick sam do końca nie wiedział, co wolałby zastać tym razem. Jednocześnie pragnął pobyć w samotności, żeby oczyścić głowę, i bał się przebywać wyłącznie we własnym towarzystwie.
Pójście do hotelu nie było rozsądnym pomysłem, biorąc pod uwagę, że za kilka godzin musiał być w szkole w swojej najlepszej formie, ale nie wiedział, co innego mógłby ze sobą zrobić. Gdy skończył sprzątać pokój, nie było już szans na powrót do snu, a nawet jeśli, to wątpił, czy odważyłby się w ogóle spróbować.
– Trochę nietypowa pora na odwiedziny.
We wciąż skąpanym w niemal całkowitej ciemności hotelu Chadwick nie dostrzegł Cole’a siedzącego na balustradzie, jakby nie miał nic lepszego do roboty o czwartej nad ranem, dopóki mężczyzna się nie odezwał.
– Chryste, prawie dostałem przez ciebie zawału. – Po jego przeżyciach tej nocy powiedzieć, że brat go przestraszył, byłoby niedopowiedzeniem.
Chociaż Chad nie widział dokładnie jego twarzy, mógłby przysiąc, że Cole się uśmiechnął, jakby dokładnie o to mu chodziło.
Jednak gdy się odezwał, w jego głosie nie było śladu rozbawienia:
– Czy ty w ogóle sypiasz?
Nie – było oczywistą odpowiedzią. Ale Chadwick nie chciał, by Cole wiedział o jego problemach z bezsennością, bo wtedy musiałby wyjaśnić, skąd się wzięły koszmary niepozwalające mu spać. Chociaż lider Posłańców mógł być jedyną osobą, która by go zrozumiała. Wnioskując po jego nocnych nawykach, on także znajdował niewiele spokoju w snach.
– Mógłbym zapytać cię o to samo.
Chad stał już teraz na tyle blisko, że widział, jak Cole wzruszył ramionami, zanim odparł zwyczajnie:
– Zło nigdy nie śpi i takie tam.
– A tak naprawdę? – Mimo wszystkich okropnych rzeczy, jakich dowiedział się o swoim bracie przez ostatnie dwa lata, Chadwick nie wierzył, by Cole naprawdę był złym człowiekiem. Nie, skoro znał całą jego historię.
Nie dzielił jednak podobnej wiary, gdy chodziło o niego samego.
– A tak naprawdę to duchy przeszłości czasami po prostu nie pozwalają ci spać. Nawet jeśli w świetle dnia myślisz, że już dawno pogodziłeś się z tym, co było.
Jego słowa uderzyły Chadwicka bardziej, niż Cole prawdopodobnie podejrzewał. A może wiedział dokładnie, co przywiodło jego młodszego brata do hotelu o tej porze. Cole jakimś sposobem wiedział wszystko.
Chad pokręcił głową, nie chcąc wdawać się w dalszą dyskusję.
Zrobił jednak zaledwie kilka kroków, zanim zatrzymał się w drzwiach prowadzących do pokoi na ostatnim piętrze i w przypływie odwagi bądź głupoty zapytał:
– Po tym, jak zabiłeś Franka… – zaczął i natychmiast pożałował, że w ogóle się odezwał, ale zmusił się, by dokończyć: – Jak sobie z tym poradziłeś?
Nie było porównania między tym, co zrobili. Cole odebrał życie potworowi, komuś, kto krzywdził nie tylko jego, ale każdą z osób śpiących tej nocy w hotelu i wiele innych. Chadwick splamił swoje sumienie śmiercią kogoś zupełnie niewinnego, nawet jeśli to nie on pozbawił ją życia.
Ale nie było nikogo innego, kogo mógł zapytać. Może poza jego własnym ojcem, ale nawet przez sekundę nie wierzył, by Devon nie spał po nocach przez poczucie winy.
– Tak, jak widzisz – odparł Cole, zdradzając, co dokładnie nie pozwalało mu zaznać odpoczynku. – To nie jest ciężar, którego można się pozbyć. Zresztą nie wiem, czy chciałbym się go pozbyć ze strachu, jak by to o mnie świadczyło.
Chad nie sądził, by mógł się poczuć gorzej niż dotychczas, ale Cole’owi jakoś udało się to osiągnąć.
Ale gdy miał już odejść, pogodzony z tym, że nie ma dla niego ratunku, Cole dodał:
– Jedyne, co możesz zrobić, to starać się za wszelką cenę, by wyciągnąć z tego coś dobrego. Cokolwiek, co powstrzyma to brzemię od pociągnięcia cię na dno. Ten hotel, moi ludzie i życie, jakie udało nam się dla siebie zbudować, są moją przeciwwagą – wyznał, zdobywając się na większą wrażliwość, niż Chadwick kiedykolwiek u niego widział. – Musisz znaleźć swoją. Zanim będzie za późno.
I znów, jakby słowa usłyszane w koszmarze zagnieździły się w jego głowie, usłyszał ten głos:
Śmierć i tak cię znajdzie. Szybciej, niż myślisz.
Miał tylko nadzieję, że znajdzie to, o czym mówił Cole, zanim te groźby staną się prawdą.
Chad nie zabawił długo w domu Posłańców. Przebywanie pośród czterech ścian swojego pokoju w hotelu okazało się niewiele lepsze niż siedzenie w sypialni w domu rodzinnym, więc gdy tylko słońce pojawiło się na horyzoncie, ruszył na dalsze poszukiwania czegoś, co pozwoliłoby mu przebrnąć przez kolejny dzień życia niesamowitego Chadwicka Myersa.
Chwile, gdy przechadzał się pustymi korytarzami liceum, były jedynymi momentami, kiedy na terenie szkoły pozwalał sobie na opuszczenie gardy. Nie umykała mu ironia płynąca z faktu, że mimo tytułu króla szkoły tak naprawdę lubił w niej być tylko, kiedy znajdował się tam nielegalnie. Zakradał się, gdy w teorii placówka była zamknięta, a w praktyce woźny przymykał na to oko, bo i tak nie był w stanie mu nic zrobić – pieniądze, jakie jego rodzice przekazywali szkole, gwarantowały chłopakowi nietykalność. Podobnie jak jego przyjaciołom.
Wiedział, że o tej porze znajdzie Maddie w szatni cheerleaderek, gdzie brała prysznic po swojej przebieżce o świcie i treningu w szkolnej siłowni. Rutyna dziewczyny była mu znana równie dobrze co jego własna, nawet jeśli nigdy wcześniej nie dołączył do niej podczas jej porannych aktywności, zbyt leniwy, by z własnej woli zrywać się o tak nieludzkiej godzinie.
Madeline, w przeciwieństwie do niego, była napędzana niekończącą się ambicją. Miała jasno określony cel i żadne poświęcenie nie wydawało się jej zbyt wielkie, by go osiągnąć. Łatwo byłoby stwierdzić, że wynikający z jej aspiracji egoizm czynił z niej potwora, ale Chadwick czuł wobec niej jedynie podziw. Nawet jeśli wiedział, że nie miałaby problemu, gdyby on stał się jednym z trupów, po którym musiałaby przejść, by dotrzeć do celu. Przekonał się o tym na własnej skórze.
Nie wiedział za to, dlaczego postanowił do niej przyjść, ale było za późno, by się wycofać. Siedział na ławce w szatni zaledwie kilka minut, gdy Maddie wyszła z przylegającej do pomieszczenia łazienki owinięta w ręcznik.
– A ciebie co tu przywiało o tej godzinie? – spytała, unosząc brwi w zdziwieniu, które bardziej niż jego obecnością było spowodowane jego stanem.
– Widoki – odparł z głupim uśmieszkiem, nie odrywając wzroku od jej ledwie zakrytego ciała.
Wiedział, że Maddie nie ma nic przeciwko. Gdyby to zależało wyłącznie od niej, byliby parą od dobrych kilku lat. Nawet teraz, gdyby tylko zasugerował taką możliwość, porzuciłaby skomplikowany związek z Ellisem, jeśli ich relację w ogóle można było nazwać związkiem, i wybrałaby jego.
Bo dla Madeline uczucia nie miały znaczenia. I tak nie kochała nikogo bardziej niż siebie. Jedyne, co było dla niej ważne, to korzyści, jakie jej potencjalny chłopak mógł jej zaoferować, i to, jak dobrze pasował do starannie kreowanego wizerunku. A w obu aspektach nikt nie pasował do niej bardziej niż Chad. Była z Ellisem tylko dlatego, że nie mogła mieć jego, a choć nigdy nie przyznała się do tego głośno, tylko któryś z nich mógł jej zagwarantować ochronę przed zalotami Toppera.
Jedyny problem polegał na tym, że Ellis naprawdę ją kochał. Wystarczająco, by godzić się na tę niezwykle niezdrową i raniącą go relację. I tylko dlatego, że Chadwick szanował swojego przyjaciela, dawno temu postanowił, że jakakolwiek romantyczna relacja z Maddie jest zakazana. Nawet jeśli były momenty, kiedy czuł pokusę, by przekonać się, jak dobrze by do siebie pasowali.
Więc gdy dziewczyna podeszła do swojej szafki i bez skrępowania zrzuciła ręcznik na podłogę, odkrywając wypracowane latami morderczych treningów ciało, Chad odwrócił wzrok.
– Masz piętnaście minut – oznajmiła już ubrana, z kosmetyczką w dłoni podchodząc do lustra na ścianie, żeby zacząć nakładać makijaż.
Chłopak spędził pięć z przeznaczonego mu kwadransa na zastanawianie się, jak niby ma zacząć temat, który dręczył go na tyle, by szukać rozmowy z Maddie.
Może powinien wybrać Ashley – jego druga przyjaciółka miała w sobie chociaż trochę empatii. Jeśli ktoś z ich grupy znosił makabryczne wydarzenia tamtej nocy podobnie jak on, to właśnie Ash.
Ale Madeline jako jedyna z nich, przy całej swojej okropnej osobowości, była do bólu szczera. Ash cechowało dobrze skrywane wyrachowanie – powiedziałaby mu to, co chciał usłyszeć i co byłoby najkorzystniejsze dla niej. Maddie powie mu prawdę, nawet jeśli miałaby go nią zabić.
– Jak znosisz to, co zrobiliśmy? – Nie musiał precyzować, o czym mówi.
Dłoń dziewczyny zatrzymała się na sekundę przy twarzy w trakcie malowania rzęs. To była jedyna oznaka zaskoczenia, jaką Maddie okazała, zanim odparła:
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. My niczego nie zrobiliśmy.
Chad znał ją całe życie, wiedział, co miała na myśli.
– Nie możesz mi powiedzieć, że naprawdę uważasz, że jesteśmy bez winy – wyszeptał, obawiając się, że ktoś mógłby ich usłyszeć, chociaż wiedział, że szkoła jest pusta.
Z ciężkim westchnieniem, jakby to był ogromny problem, zapytała:
– A jak w takim razie ty to znosisz?
W tej chwili Chadwick pożałował, że w ogóle tu przyszedł, bo na samą myśl o przyznaniu się do prawdy czuł upokorzenie.
Jednak zmusił się do mówienia:
– Cały czas ją widzę. – Jego słowa były tak ciche, że najmniejszy dźwięk mógłby je zagłuszyć. – Jej twarz, to, jaka blada była. Nie mogę pozbyć się uczucia, jak zimne było jej ciało, zanim wrzuciłem ją do dołu. Budzę się w nocy przez koszmary, bo śni mi się, że to mnie ktoś zakopuje, i nie mogę oddychać. Nie mogę oddychać przez poczucie winy, bo to, co zrobiliśmy, nie daje mi spokoju nawet na chwilę. – Przetarł twarz dłonią, próbując otrząsnąć się z emocji, które wkradły się do jego głosu. – Mam wrażenie, że zaczynam wariować, Mads.
Dziewczyna z niezachwianym spokojem, jakby opowiadał jej o swoim ostatnim treningu, wyciągnęła z kosmetyczki błyszczyk.
– Może powinieneś zacząć coś brać – podpowiedziała, malując usta. – Na biologii jest ze mną w grupie taki chłopak, Trey, który handluje tabletkami na uspokojenie. Kilka moich cheerleaderek kupuje od niego, więc jest sprawdzony.
Chad przez moment był zbyt zszokowany, by się odezwać. Maddie, niewzruszona jego milczeniem, wróciła do swojej szafki i zaczęła chować do niej rzeczy.
– Naprawdę ani trochę to na ciebie nie wpłynęło? Nie masz żadnych wyrzutów sumienia?
Dziewczyna zatrzasnęła drzwiczki z większą siłą, niż to było konieczne.
– Co chcesz ode mnie usłyszeć? – dopytała zirytowana. – Pewnie, gdybym mogła, cofnęłabym czas, żeby to się nigdy nie wydarzyło. Myślisz, że uśmiecha mi się myśl, że przez resztę życia będę musiała się zastanawiać, czy głupota Toppera pewnego dnia nie wyjdzie na jaw i nie zniszczy wszystkiego, na co pracowałam? Oczywiście, że nie – fuknęła. – Ale to nie my ją zabiliśmy. Zrobiliśmy tylko to, co było dla nas najlepsze. A Topper żyje sobie w najlepsze i nie okazuje nawet śladu poczucia winy, więc dlaczego ja miałabym się tym zadręczać? Ty też nie powinieneś. Im szybciej zapomnisz o całej sprawie, tym lepiej dla nas wszystkich.
Ostrzeżenie w jej słowach było subtelne, ale słyszalne – w tej sytuacji, jak w każdej innej, Maddie stawiała swoje dobro na pierwszym miejscu. Więc gdyby zaszła taka konieczność, stanęłaby po stronie Toppera.
* * *
Trey nie wyglądał na chłopaka handlującego nielegalnymi substancjami. Chadwick miał spore pojęcie w tym temacie, bo przebywając z Posłańcami, widział więcej dealerów niż ktokolwiek inny w tym mieście.
Ale niepozorny wygląd nastolatka niewątpliwie działał na jego korzyść – w tak małej szkole musiało być mu niezwykle trudno zachować swój biznes w tajemnicy.
– Myers. – Trey skinął głową na powitanie, gdy Chad pojawił się pod trybunami boiska futbolowego godzinę po skończeniu ostatniej lekcji. – Maddie wspominała, że masz do mnie interes.
Jeśli miał być szczery, uważał spotykanie się na terenie szkoły za idiotyzm, ale nie miał nic do gadania. Madeline w jego imieniu uzgodniła wszystkie szczegóły z Treyem, a skoro chłopak uznał miejsce za bezpieczne, to widocznie wiedział lepiej.
Poza tym Chad nie miał wielkiego wyboru. Nawet ryzyko rozejścia się plotki, że kupuje leki na uspokojenie od szkolnego dealera, wydawało się lepszą opcją niż to, co zrobiłby Cole, gdyby się dowiedział, że kupuje je od jednego z handlujących Posłańców.
– Jeśli komukolwiek o tym powiesz… – Ze wszystkich obaw, jakie prawdopodobnie powinien mieć w związku z całą sytuacją, najbardziej martwiło go właśnie to, że cała szkoła się dowie.
– Wyluzuj – zbył go Trey, odpalając papierosa. – Niedyskrecja byłaby kiepska dla biznesu. Poza tym dopóki na tym zarabiam, to mam w dupie, czy kupujesz ty, twoja matka, czy pastor Green.