Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
429 osób interesuje się tą książką
„I wreszcie nadszedł ten upragniony dzień. W ostatni piątek przed urlopem Adrianna chodziła z głową w chmurach, zupełnie ignorując grawitację. Zamykała wszystkie sprawy i z ulgą żegnała się z nimi na długie dwa tygodnie. Oczyma wyobraźni widziała się już pod parasolem na rajskiej plaży, w nowym kolorowym bikini, stylowym kapeluszu oraz z drinkiem w dłoni. Wyobraźnia podpowiadała jej, że w tej scenerii zobaczy Patryka klękającego przed nią z pierścionkiem i wreszcie spełni się jej marzenie.
– Patrz przed siebie! – Usłyszała wkurzony głos tuż po tym, jak wlazła komuś na plecy.”
***
Adrianna, trzydziestoletnia księgowa w jednej z wrocławskich korporacji, jest związana z Patrykiem od dziesięciu lat. Oboje mają satysfakcjonującą pracę i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zrobić następny krok… Nic? Wydaje się, że Patryk ma jednak inne zdanie na ten temat. Mimo to Ada wierzy, że podczas najbliższych wakacji chłopak w końcu jej się oświadczy. Przecież już czas…
Radomir, emerytowany żołnierz, po powrocie na rodzinną wieś przygotowuje się do przejęcia ogromnego gospodarstwa, ale rodzice stawiają mu warunek nie do zaakceptowania: musi się ożenić w ciągu roku. Radek kombinuje, jak wyprowadzić rodziców w pole, a w swój plan wciąga przyjaciółkę, zakochaną w nim Zosię.
Te dwie pary nigdy nie powinny się spotkać, ale przypadek stawia ich na tej samej drodze i odtąd już nic nie będzie jak dawniej. Czy miłość może pojawić się tam, gdzie zderzają się dwa różne światy? I czy każda decyzja podjęta w jej imię będzie słuszna?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 380
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright ©2025 by Helena Leblanc
Copyright ©2025 by Litera Inventa
Wydanie pierwsze, 2025
Redakcja: Agata Bogusławska
Pierwsza korekta: Renata Nowak
Druga korekta: Joanna Krystyna Radosz
Skład, łamanie, przygotowanie ebooka: Michał Bogdański
Projekt okładki: Agnieszka Makowska
Źródła obrazów: freepik.com
ISBN: 978-83-67355-23-0
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej fragmenty nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autora lub wydawcy.
© All rights reserved
studio_litera.inventa@outlook.com
Adrianna rozejrzała się i uznała, że to wreszcie musi być ten długo wyczekiwany raj. Wokół piękna plaża, a ona leżała na białym leżaku, na którym rozłożono równie biały ręcznik. Nad jej głową rozpościerał się wielki parasol osłaniający od zbyt ostrego słońca jasną, nieprzystosowaną do tropikalnego klimatu skórę. Tuż przed stopami szumiało morze; turkusowe fale pieniły się i dopływały naprawdę blisko – nie moczyły jednak ani leżaka, ani ręcznika – a potem odpływały i cała zabawa zaczynała się od nowa. Szum–przypływ, szum–odpływ…
Boski relaks! Tego mi właśnie było trzeba.
Na palcu Adrianny błyszczał przepiękny pierścionek zaręczynowy, który dostała od chłopaka. Teraz już narzeczonego. O matulu, to naprawdę już?
Kelner przyniósł jej drinka z parasolką. Pociągnęła łyk i poczuła błogą słodycz soku połączoną z rozkosznym delikatnym grzaniem spowodowanym obecnością niewielkiej ilości alkoholu. Wiatr od morza przyjemnie chłodził jej twarz. Kobieta nie miała ochoty wychodzić z cienia, ale z zainteresowaniem wpatrywała się w przystojnych mężczyzn wynurzających się z wody, w której przed chwilą nurkowali.
Patryk nurkował? Przecież on się boi wody. – Dojrzała absurdalność tej sytuacji. A jednak przystojniak z szerokimi plecami, wąskimi biodrami i bardzo zgrabnym tyłkiem to jej własny narzeczony, tego była pewna.
Mężczyzna obrócił się i podszedł do niej pewnym krokiem. W oślepiającym słońcu widziała tylko jego sylwetkę. Ale ten mój facet się wyrobił… – pomyślała, podziwiając jego męską budowę ciała i pewność siebie.
Poczuła, że ma ochotę zabrać go prosto do pokoju hotelowego i wykorzystać do własnej przyjemności to, co ledwo zdołały ukryć obcisłe czarne kąpielówki. Oj, mają na czym się opinać – westchnęła i oblizała usta, gapiąc się bezczelnie na jego gacie.
– Cześć, kochanie. – Usłyszała, kiedy przystojniak nachylił się, żeby ją pocałować.
Dopiero wtedy zobaczyła jego twarz i aż wrzasnęła.
– Kim jesteś?! Gdzie mój narzeczony?
– Skarbie, no coś ty? Dostałaś udaru? – spytał z troską i położył dłoń na jej czole.
Adrianna z piskiem zerwała się z leżaka. Chciała pobiec przed siebie, ale miękki piasek to uniemożliwiał. Choć gnała ile sił, w ogóle nie poruszała się do przodu. Mężczyzna jej nie gonił, ale ona mimo wszystko nie mogła od niego uciec. Co jest, do cholery? – pomyślała i w tym momencie…
…obudziła się tak zmęczona, jakby w nocy przebiegła maraton. Bolały ją wszystkie mięśnie.
Co mi się dziś śniło? – usiłowała sobie rano przypomnieć, ale nie udało jej się to. Ech, pewnie siłownia. Westchnęła zrezygnowana. No i znowu trzeba wstawać do pracy… – jęknęła, gdy spojrzała na zegarek, który wskazywał szóstą.
Obok niej wciąż chrapał Patryk, który szedł do pracy później. Dziś zajęcia na uczelni zaczynał dopiero o dziewiątej. Ona musiała być w biurze przed ósmą.
Jeszcze trochę. – Zmobilizowała się do wysiłku. Jak dobrze, że właśnie zaczął się czerwiec… Tylko półtora miesiąca i w końcu wymarzony urlop!
– Już niedługo urlop i te wyśnione wakacje – zaczęła Adrianna rozmarzonym głosem.
Siedziała z koleżanką na przerwie, piła kawę z automatu i przegryzała croissanta z paczki. Bardzo potrzebowała się wygadać.
– Patryk powiedział, że zorganizuje nam w tym roku niezapomniane wakacje. Takie, jakich nigdy jeszcze nie mieliśmy.
– A dokąd pojedziecie? – zainteresowała się Magdalena.
– Nie wiem. Stwierdził, że to niespodzianka. Pewnie wykupił te wczasy na Bali, o których tak marzyłam. Wiesz: słońce, lazurowa woda, biały piasek mięciutki jak puch… Jezu, jak mi się chce tych wakacji! Odpocząć od pracy, biura, miasta. Tylko plaża i my… Może w końcu Patryk mi się oświadczy?
– Wypadałoby. Jesteście razem już tak długo. Ile to będzie?
– Prawie dziesięć lat. – Adrianna w myślach policzyła czas od pierwszego spotkania ze swoim chłopakiem. Miała wtedy dwadzieścia lat i była na drugim roku studiów. Patryk był na trzecim. Poznali się na domówce u wspólnych znajomych.
– No rzeczywiście, kawał życia. Kiedy wyjeżdżacie na te wakacje? – spytała koleżanka, obracając na palcu pierścionek zaręczynowy.
Ten gest trochę irytował Adriannę.
– W drugiej połowie lipca – odpowiedziała jednak spokojnie.
– Boże, jak ja ci zazdroszczę, Ada…
Adrianna nie znosiła być nazywana „Adą”, ale Magdzie uchodziło to na sucho. Znały się od zawsze. Poza tym to jej koleżanka wychodziła za mąż w sierpniu, spełniała swoje marzenie. A ona miała tylko jechać na wakacje.
– Nie ma czego zazdrościć – odparła. – Wy też przecież możecie się wybrać w podróż poślubną na tropikalną wyspę.
– Nie w tym roku – jęknęła Magda. – Wesele nas pochłonęło. Nie miałam pojęcia, że to kosztuje tyle kasy. W podróż poślubną pojedziemy, ale chyba rowerem – zażartowała. – Tylko ja, Wojtek, namiot i jeziorko w lesie. I żadnych kosztów – dodała grobowym głosem.
– Na pewno nie będzie tak źle. Uzbieracie pełno kasy, wesele się wam zwróci, będziecie mieli coś na wakacje.
– Musimy zapłacić wkład własny do kredytu na mieszkanie, pamiętasz? Nie będę po ślubie mieszkała z teściami – stwierdziła Magda.
– No, ja też bym nie chciała – zauważyła Adrianna, myśląc o rodzinie Patryka.
To nie było odpowiednie dla niej towarzystwo – nauczyciele, w korporacjach zwani bieda-inteligencją. Adrianna nie szanowała takich ludzi. Zawsze uważała, że można znaleźć lepszą pracę. Nie po to skończyła studia, żeby się marnować w jakiejś podstawówce.
Rodzice jej chłopaka nie mieli jednak większych ambicji. Całe życie w tej samej szkole, w tym samym mieszkanku z wielkiej płyty, ze starym rozklekotanym samochodem i wakacjami na Mazurach, gdzie ojciec Patryka łowił ryby, a matka je smażyła. Brrr… co to w ogóle jest za życie?
– Uszy do góry, już jutro piątek! – Magda się zaśmiała. – Wpadniemy w sobotę z zaproszeniem, okej?
– Jasne. – Adrianna westchnęła i spojrzała na koleżankę z mieszaniną szczęścia i zazdrości. Super, że Magda jest szczęśliwa, ale jesteśmy w tym samym wieku, znamy się od wielu lat. Ona już będzie miała poukładane życie, a ja?
– Hej, koniec przerwy, dziewczyny! – Usłyszały głos Alicji, kierowniczki Ady. – Piątek dopiero jutro, zbierajcie się, bo zestawienia same się nie zrobią.
A oto i długo wyczekiwany opierdol – pomyślała Adrianna i wstała.
Włożyła kubek po kawie do zmywarki, wyrzuciła opakowanie po croissancie, ignorując fakt, że to kompletnie nieekologiczne, lecz styl korpo wymagał poświęceń, na które się nie przygotowała, wybierając ścieżkę kariery. Nie przemawiała do niej przesadna troska o środowisko, ale jakby na pokaz. Pracowała w tej firmie od ponad pięciu lat, bo zaczęła zaraz po studiach, jednak ciągle miała wrażenie, że nie jest dość dobra, żeby się w tym odnaleźć. Bo co komu zaszkodzi jedno opakowanie po croissancie w firmowym śmietniku?
Adrianna zawsze szła własną ścieżką i lubiła robić wszystko inaczej. Trendy nigdy nie były dla niej, choć pracując w międzynarodowej korporacji od kilku lat, starała się dopasować i prawie jej się to udało. Prawie. Ubierała się jak koleżanki, chodziła z nimi na przerwy, piła kawę z automatu i miała od firmy karnet na siłownię, na której regularnie pojawiała się w obcisłym czarno-różowym stroju, poleconym przez firmową gwiazdę stylu. Podobno blondynkom dobrze w tych kolorach. Nie zadawała pytań.
Mimo że czasem czuła się jak słoń na wystawie w sklepie z porcelaną, ustaliła sobie życiową listę priorytetów i konsekwentnie ją realizowała. Odhaczała punkt po punkcie. Wypełnienie wszystkich było dla niej wyznacznikiem udanego życia.
Następne na checkliście były zaręczyny i ślub. A Patryk konsekwentnie omijał ten temat szerokim łukiem. Najpierw problem stanowił jego doktorat, potem, kiedy się obronił, czekał na dobrą propozycję pracy od uniwersytetu, a gdy miał już pracę, dostał grant.
W tym tempie nie chajtniemy się do emerytury – myślała czasem Adrianna, która w maju skończyła trzydzieści lat i prawie zaczęła słyszeć, jak jej zegar biologiczny głośno i uparcie tyka. Niekiedy miała wrażenie, że wskazówki przyspieszają, by ją oszukać, bo to przecież niemożliwe, żeby czas płynął tak szybko. Dopiero niedawno skończyłam studia, a tu co? Już trzy dychy?
Patryk nic sobie nie robił z rozterek dziewczyny. Uważał, że w wieku trzydziestu jeden lat „ma jeszcze czas na wszystko”. Przecież tak właśnie było, prawda?
– Prawda, ale to mnie wkurza, autorko. – Usłyszałam w głowie głos mojej bohaterki i z wrażenia na chwilę przestałam stukać w klawiaturę.
– Ty gadasz?
Bałam się, że odpowie mi jak osioł ze Shreka: „Gadam, latam, pełen serwis”, ale nie.
– Stworzyłaś mnie istotą myślącą. Myślę, więc gadam – prychnęła.
– To leciało: „Myślę, więc jestem” – przypomniałam.
– Nie każ mi cytować Kartezjusza. Pamiętaj, że wiem to, co ty – odburknęła, choć było dokładnie odwrotnie. A przynajmniej ja sądziłam, że wiem to, co ona, skoro ją stworzyłam.
Jednak dziś musiała mieć naprawdę zły dzień. Zrobiło mi się jej trochę żal.
– Okej, skoro wszystko cię wkurza, to inaczej zorganizuję ci życie, Adrianno – specjalnie użyłam pełnej formy imienia, ponieważ wiedziałam, że nic tak nie irytuje mojej bohaterki, jak nazywanie jej „Adą” przez obce osoby. – Ale podobał ci się ten żarcik ze snem w prologu?
– Z jakim snem? – spytała zdziwiona.
Może to dobrze, że tego nie zapamiętała? Będzie miała niespodziankę, he, he…
– Nic takiego, wracajmy do pracy. Ja do mojej, a ty do swojej.
Adrianna skończyła na czas zestawienie dla kierowniczki. Tego dnia nie pozwoliła sobie już więcej na pogaduszki z Magdą, żeby nie zostawać w biurze dłużej, niż to konieczne. Praca po godzinach była tym, czego nie znosiła najbardziej. Kiedyś, na początku kariery w tej firmie, musiała wyrabiać nadgodziny, ale teraz, po kilku latach, miała już lepszą pozycję, a przede wszystkim umiejętności. Niewiele mogło ją zaskoczyć.
Zapisała tabelę w chmurze, udostępniła ją Alicji, wyłączyła komputer, zabrała markową torebkę, która idealnie pasowała do butów, i wyszła z biura. Na bramce odbiła się elektronicznym identyfikatorem, który służył również do mierzenia czasu pracy. Wreszcie fajrant.
Adrianna wiedziała, że dopiero w piątek popracuje krócej, ale czwartkowe popołudnie pod koniec czerwca też kusiło urokiem. Najpierw jednak trzeba było dojechać do mieszkania, uwzględniając popołudniowe korki we Wrocławiu.
Ach, i jeszcze zrobić zakupy – przypomniała sobie, bo Patryk, mimo że już dawno wrócił do domu, nie należał do ludzi, którzy by zauważyli, że czegoś brakuje. Potrafił się obudzić, że nie mieli chleba, kiedy rano trzeba było zrobić kanapki. Taki typ. Naukowiec… – westchnęła Ada. Żeby jeszcze robił coś pożytecznego, ale nie! Ona, absolwentka Wydziału Zarządzania i Finansów, nie mogła pojąć, jak można zajmować się naukowo historią. I to w dodatku historią Polski! Przecież to strata czasu, nie mówiąc już o tym, że koszmarne nudy, tak sądziła.
A jednak właśnie taki Patryk jej się spodobał i takiego pokochała. Student historii z pasją, która udzielała się wszystkim, kiedy zaczynał o czymś opowiadać. Na imprezach wokół niego zawsze tworzyło się kółeczko, gdy mówił o tych swoich bzdurach. Szczególnie dużo było tam bab.
Wcale nie dlatego, że Patryk to ciacho – zakpiła z wyimaginowanej konkurencji. Jej facet był po prostu przystojnym i inteligentnym mężczyzną, który przyciągał uwagę. Jej uwagę też kiedyś przyciągnął.
Tylko że chodzenie z atrakcyjnym historykiem na studiach nijak się ma do dorosłego życia z nim pod jednym dachem – pomyślała. To ona musiała znaleźć lokum, kiedy chcieli razem zamieszkać i wynająć je, bo „on nie miał do tego głowy”. Ona pilnowała, żeby opłacić rachunki i zrobić zakupy, a Patryk chodził z głową w chmurach, a raczej w przeszłości. Dobrze, że przynajmniej dorzucał się do utrzymania, od kiedy zaczął pracować, bo gdy jeszcze studiował, było z tym krucho.
Baby są jednak głupie – przemknęło jej przez myśl, kiedy weszła do domu z zakupami i zastała swojego faceta z książką na kanapie. Czemu ja mu na to pozwalam?
– Bo mnie kochasz? – spytał z szelmowskim uśmiechem, po czym wstał i podszedł do niej, żeby się przywitać.
O cholera, musiałam to powiedzieć na głos… No bo chyba Patryk nie dostał nagle mocy czytania w myślach?
– Nie, Adrianno. On nie ma takich możliwości.
– Dzięki Bogu!
– Boga w to nie mieszaj. To ja ustalam tu zasady.
– No to dzięki, autorko! – parsknęła. – Wielkie dzięki, że mój chłopak nie umie czytać mi w myślach. Jakby umiał, toby się już domyślił, że chcę pierścionek zaręczynowy!
– Ale ty też tego nie potrafisz…
– A niby po co mi takie umiejętności?
– A nie chciałabyś?
– W sumie… Gdyby się tak zastanowić…
– Zapomnij! Nie byłoby historii – ucięłam. – Wracajmy do swoich zajęć, co? Dziwnie się czuję, kiedy muszę dyskutować z główną bohaterką w środku fabuły.
– Okej. Jestem ciekawa, co mój chłopak ma na swoje usprawiedliwienie.
– Kocham cię. I masz szczęście, że tak jest – odpowiedziała Adrianna, szczęśliwa, bo miał rację. Była w nim zakochana. W dodatku strasznie się jej podobał. No i ach! Podniecał ją mimo dekady w związku.
– Wiem, że mam. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym mocno przyciągnął ją do siebie i pocałował tak, że aż upuściła torbę z zakupami. Dobrze, że nie było w niej nic delikatnego, bo wszystko by szlag trafił.
Nie umiała się już na niego gniewać. W zasadzie niewiele mogłoby popsuć jej w tamtej chwili humor. Poczuła taki zew natury, że wątpliwości, jakie miała względem swojego chłopaka, wyparowały szybciej niż kiedyś bimber jej dziadka na mrozie.
To długa historia… Liczy się tu i teraz.
– Chodź do łóżka – wysapała mu prosto w usta, napalona jak wszyscy diabli.
– Ale ja głodny jestem – próbował zaprotestować i się zaśmiał. – No i nie skończyłem rozdziału – dodał, wskazując na książkę leżącą na kanapie.
– A wpierdol chcesz? – próbowała zabrzmieć groźnie, po czym pociągnęła go za rękę w kierunku sypialni.
Była zdesperowana. Chciała Patryka teraz, już, natychmiast. Popchnęła go na łóżko. Opadł na nie swobodnie, ciągle się śmiejąc. Adrianna ściągnęła mu koszulkę. Pomógł jej. Potem od razu zabrała się za rozporek jego dżinsów.
– Zwolnij trochę, kobieto. – Znowu się zaśmiał. – Chcesz mnie zjeść?
– Rozważałam to – musiała przyznać – ale najpierw cię bzyknę.
– Czyli nie mam nic do gadania?
– A kiedyś miałeś? – spytała. Szybko rozpięła swoją bluzkę i odrzuciła ją na krzesło, a potem zsunęła spódnicę. Została w samej bieliźnie.
Patryk oblizał się na ten widok, a ona spojrzała na niego z satysfakcją. Ściągnęła mu spodnie do końca. Kształt rysujący się pod jego majtkami zdradzał stan pobudzenia adekwatny do jej własnego. Chcę cię tylko w sobie poczuć, skarbie, a potem będę się zastanawiać.
– Nie, ale czasem byłoby miło – odparł. Założył ręce za głowę, czym zdradził, że wcale nie ma nic przeciwko byciu zdominowanym w tej rozgrywce.
Leniwiec. Czeka, aż kobieta zrobi wszystko za niego – pomyślała Adrianna, ale aktualnie było jej wszystko jedno. Liczyło się to, że pozwala jej ze sobą robić, co tylko chciała. A chciała.
Adrianna, jako namiętna kobieta, uwielbiała seks. A ponieważ odznaczała się dominującą osobowością, z przyjemnością górowała nad swoim facetem, kiedy tylko chciała. I tym razem tak było. Dosiadła go, ujeżdżała jak amazonka, a on poddał się jej i przyjemności z tego aktu. Ada nie rozumiała, dlaczego kiedyś pozwalano mężczyznom na wszystko i godzono się na to, na co oni mieli ochotę, nie korzystając z dobrodziejstw, którymi obdarowała kobiety natura. Przecież to one mają więcej do powiedzenia w kwestii dawania i odbierania rozkoszy. Muszą się tylko tego nauczyć.
– Znowu filozofujesz w łóżku? – Patryk się zaśmiał, kiedy zobaczył, że się zamyśliła.
– Leż cicho – burknęła, zła, że chłopak psuje jej nastrój.
Lubiła odpływać w krainę marzeń w czasie seksu. Zamykała oczy i wyobrażała sobie, co tylko chciała, czerpiąc jednocześnie przyjemność z samego stosunku.
– A może: „leż jak kłoda”? – zakpił. – Brakuje tylko: „rozłóż nogi”. Ale nie, to nie ja jestem tutaj od rozkładania nóg, skarbie – odpowiedział Patryk i złapał za tyłek Ady, nadając jej ruchom satysfakcjonujące go tempo.
Podziałało. Adrianna lubiła, jak facet się jej stawiał. Nie przyznawała tego często, ale to ją bardzo podniecało.
Patryk wiedział, jak się poruszyć i gdzie nacisnąć, żeby zrobić jej dobrze. W końcu byli razem dziesięć lat. To jak stare małżeństwo…
Tylko że my nie jesteśmy małżeństwem. Po dziesięciu latach związku, oboje po trzydziestce, nadal jesteśmy dziewczyną i chłopakiem – przypomniała sobie wkurzona.
– Ada, nie odpływaj znowu – zamruczał Patryk, podniecony do granic wytrzymałości. – No, jeszcze trochę, skarbie, bo zaraz mnie rozniesie. Daj mi tę przyjemność i dojdź pierwsza – poprosił.
Lubiła, kiedy to robił. Dla niej to znaczyło, że mu zależy, na jego własny, pokręcony sposób, że chce, aby czuła się szczęśliwa.
Kocha mnie, choć nie mówi tego na co dzień – pomyślała. Zrobiło jej się miło, co zaraz znalazło odzwierciedlenie w intensywnym mrowieniu najwrażliwszych miejsc. Zmieniła pozycję i w końcu ustawiła się tak, żeby odczuwać przyjemność jak najmocniej.
– Tak, jeszcze trochę – sapnęła. Poruszała się na nim coraz szybciej, czując, jak rozkosz zbiera się w niej po to, żeby zaraz eksplodować obezwładniającym orgazmem.
Patryk sobie nie żałował. Kiedy zobaczył, że ona już… Złapał ją mocniej za tyłek, wbił palce w jej pośladki i unosząc własne biodra, zaczął ją podbijać na sobie.
– Agh… – jęknął i wylał w nią całe napięcie. – Grzeczna dziewczynka. Dobrze ci ze mną było, co?
Ja? Grzeczna? – Ada położyła się obok Patryka i przytuliła do niego. I komu z kim jest dobrze? W końcu to ja wykonałam całą robotę… – Nie powiedziała jednak tego na głos. Raz, kiedyś, wyrzuciła mu, że za mało się stara w łóżku. Skończyło się na ogromnym fochu i braku seksu przez miesiąc. Od tamtej pory siedziała cicho i brała, co chciała. Sama. Patryk jej nie odmawiał, ale też nie inicjował zbliżeń. Twierdził, że jest usatysfakcjonowany i niczego mu nie brakuje.
A może naprawdę to ze mną jest coś nie tak? Mam za duże potrzeby? Eksploatuję go?
Ostatecznie żadne z nich nie narzekało na tę sferę oficjalnie. Żyli ze sobą tak długo, nauczyli się o sobie nawzajem wystarczająco, by uważać, że mogliby przeżyć razem resztę życia. Nie było między nimi wielkich uniesień, ale to oznaczało też, że właściwie nigdy się nie kłócili. Znajomi i rodzina uważali ich za idealną parę. Adrianna też tak sądziła. Oby tylko się w końcu zdecydował…
Wreszcie złapała się na tym, że leżąc przytulona do swojego chłopaka po seksie, znowu planowała następne kroki w drodze do idealnego życia, jak z obrazka, a raczej ze zdjęcia na Instagramie.
Godzinę później Adrianna wstała pierwsza. Doprowadziła się do porządku w łazience i przebrała w domowe ciuchy. Nie znosiła dresów, jednak jeszcze bardziej nie lubiła chodzić cały dzień w ciuchach do pracy. Ponieważ było już lato, włożyła lekką sukienkę i rozpuściła jasne włosy. Wyglądała świeżo i swobodnie.
– No, to co na obiad? – spytał Patryk, który też już wstał; w przeciwieństwie do Adrianny nie mył się ani nie przebierał, tylko wciągnął na siebie te same rzeczy.
– Tak na szybko to może spaghetti z sosem serowym? – zaproponowała. – Zrobisz sos?
– Z paczki. – Patryk wzruszył ramionami.
– Może być i z paczki, byle było co zjeść – odparła, po czym nalała wodę do garnka i wyjęła z szafki makaron spaghetti numer pięć.
Patryk stanął na wysokości zadania i przyrządził sos z paczki: 4 sery z brokułami. Czwartkowy obiad można było uznać za udany. A przynajmniej Ada go za taki uznała, kiedy najedzona wkładała naczynia do zmywarki.
– No, nie był to obiad jak u mamusi, ale może być – stwierdził za to Patryk, czym wywołał u dziewczyny natychmiastową irytację.
– A miał być? Nie zauważyłeś, że ja niedawno wróciłam z pracy, a ty już byłeś w domu? Sam mógłbyś czasem coś ugotować, zamiast krytykować! – warknęła.
Co ja mówiłam? Że Adrianna i Patryk prawie się nie kłócili? Najwyraźniej nie doceniłam swojej bohaterki. Ada traciła nerwy tylko w jednej sytuacji: kiedy chłopak w jakikolwiek sposób porównywał ją do swojej mamy. Nie dość, że wychodziło zwykle na niekorzyść Adrianny, to jeszcze sam fakt stawiania jej obok nauczycielki w późnym średnim wieku, kobiety, która nawet o siebie nie dbała, był dla niej upokarzający. Najwyraźniej dziewczyna nie wiedziała, że faceci już tak mają. Mamusia zawsze pozostanie na pierwszym miejscu w sercu synka.
– Ach, weź już mnie nie wkurzaj, autorko – burknęła mi Adrianna.
Zaskoczyła mnie, bo nie miałam pojęcia, że to usłyszy.
– Zgodnie z życzeniem. Więcej się nie pojawię – odpowiedziałam oburzona.
Jak ona może mnie tak traktować? Ja tylko stwierdziłam fakt…
– Przecież to ja zrobiłem sos – zdziwił się Patryk. – Miałem chyba prawo zauważyć, że nie wyszedł jak obiad u mamy?
– Nie, nie miałeś! To mnie wkurza! – wydarła się Ada.
– Wyluzuj, skarbie. – Mężczyzna zmienił strategię i teraz starał się obłaskawić rozjuszoną kobietę. – To tylko spaghetti z sosem z paczki. Nie ma sensu go zawzięcie bronić, bo i tak polegnie. – Chciał zażartować, ale to nie pomogło. – Dobra, nie to nie. Ja wracam do książki – uznał po chwili, kiedy nie udało mu się poprawić humoru Ady.
I wyszedł z kuchni. Zaraz wylądował na kanapie w salonie.
– I bardzo dobrze! Idź, nierobie – prychnęła jeszcze i dokończyła sprzątanie w kuchni.
Potem się przebrała i poszła na siłownię, żeby odreagować nerwy, których nabawiła się przez Patryka. Jej obcisły czarno-różowy strój i jasne włosy związane w wysoki kucyk przyciągały uwagę męskiej części bywalców siłowni CityFit. Kilku nawet podeszło do niej z propozycją pomocy.
– Laleczko, potrzebujesz asysty? – Usłyszała za plecami.
Poczuła nieprzyjemny zapach męskiego potu. Obejrzała się powoli i posłała natrętowi lekceważące spojrzenie.
– Nie, dziękuję, radzę sobie – odparła.
Zaraz z innej części sali dobiegł gwizd.
– O, patrzcie! Ta w różowym to łamaczka męskich serc. – Ktoś sobie z niej kpił.
Adrianna jednak nie zwracała uwagi na te zaczepki, bo szybko sobie przypomniała, że żaden z tych bezmózgich pakerów nie może się równać z Patrykiem. Jej chłopak był przystojny i inteligentny, koleżanki jej go zazdrościły, więc miał w sobie potencjał na idealnego męża. No i znajdował się na liście. A po co zmieniać dobrą listę?
Kiedy wróciła wieczorem do domu, Patryk nadal leżał na kanapie z książką, ale ten widok już jej tak nie wkurzał. Czyta, to niech czyta. Ostatecznie to lepiej niż gdyby chlał albo się szlajał – uznała.
– Co tam? Odkurzyłaś się trochę, skarbie? – spytał.
– Tak – przyznała.
Kocham cię.
Ostatni dzień tygodnia pracy zawsze kojarzył jej się dobrze. Który korposzczur nie lubiłby piątku? „Piątek – weekendu początek” oraz „Piątek, piąteczek, piątunio” to hasła najczęściej używane w korporacyjnych i urzędniczych memach na stronie demotywatory.pl oraz drukowane, oprawiane w ramki i wywieszane w biurach.
Adrianna nie stanowiła wyjątku w tej kwestii. Odbębniła robotę szybciej niż w zwyczajny dzień tygodnia. Wszystko po to, żeby jak najszybciej zacząć weekend.
Umówiła się z Magdą, że wyjdą o dwunastej, by razem poszukać sukienki druhny tej szczęśliwej panny młodej. Magda miała nierealne wymagania odnośnie do kolorów i kroju, a przecież Adrianna wcale nie zamierzała ubierać się na biało ani w długą rozłożystą kreację balową. Nawet jeśli fantazjowała o sobie w sukni ślubnej, to nie zrobiłaby czegoś takiego koleżance. Na swoim ślubie każda panna młoda musi być księżniczką.
Już miały wychodzić, kiedy wezwała ją do siebie Alicja.
– A dokąd się panna Adrianna wybiera? – spytała szefowa, mierząc ją kierowniczym wzrokiem.
– Nooo… do wyjścia?
– A zestawienie do SD-21 za czerwiec?
– W poniedziałek? – zaryzykowała.
– W poniedziałek o ósmej rano ma być na moim biurku, więc nie radzę ci wychodzić dziś z pracy przed zakończeniem go w systemie i wydrukowaniem. Kochaś musi poczekać. – Alicja uśmiechnęła się z wyższością.
Adrianna w myślach zwyzywała szefową od najgorszych, jednak zachowała sztuczny uśmiech przyklejony do ust. Był dopiero dwudziesty ósmy czerwca, ostatni dzień roboczy w tym miesiącu. Termin złożenia deklaracji SD-2 upływał siódmego lipca, a w poniedziałek wypadał pierwszy dzień nowego miesiąca. Mamy na to cały tydzień, wredna ruro.
Jej szefowa – atrakcyjna, czterdziestoletnia rozwódka – to jednocześnie samotna matka z dwunastoletnim synem i najwyraźniej z przerostem libido. Kiedyś na imprezie firmowej z partnerami tak się przykleiła do Patryka, że Ada musiała interweniować. Podobno urzekło ją, jak mówił o historii Polski, która też ją interesowała. Po imprezie oczywiście Alicja udawała, że niczego nie pamięta, i zasłaniała się nadmiarem wypitego alkoholu, ale od tamtej pory między Adrianną i jej szefową panowała jakaś niechęć, trudna do przezwyciężenia po obu stronach.
– Mój partner – podkreśliła te słowa – o tej porze jest jeszcze w pracy.
Ile by dała, aby w tym momencie móc powiedzieć „mój mąż” albo chociaż „mój narzeczony”, ale najwyraźniej musiała jeszcze poczekać.
– Skoro chce mieć pani to zestawienie aż tydzień wcześniej, to je zrobię – dodała i wyszła z biura szefowej.
Wszystkie niezbędne dane miała u siebie. Kadrowe najwyraźniej nie czekały do końca dnia, bo raport z systemu finansowo-księgowego był już dostępny. Adrianna nie sądziła jednak, że Alicja zmusi ją do składania całości jeszcze tego samego dnia.
Przeklinając pod nosem, odpaliła komputer, potem Excela i maila, z którego od razu pościągała jeszcze świeże raporty cząstkowe. Może i w ten piątek nie wyszła z pracy o dwunastej, o czym boleśnie przypomniała jej tapeta z plażą i palmami na pulpicie, ale dobra wiadomość była taka, że do wymarzonego i wyczekanego urlopu z Patrykiem zostały tylko dwa tygodnie. A wtedy Alicja będzie mogła mi naskoczyć – pomyślała z satysfakcją.
Tuż przed szesnastą skończyła pracę. Zrobiła zestawienie i sprawdziła z pięć razy wzdłuż oraz wszerz (znaczy podsumowała komórki w pionie i poziomie), czy wszystko się zgadza. Gotowy raport zapisała na dysku, przesłała w formie elektronicznej do Alicji, a potem z satysfakcją wyłączyła komputer na cały weekend.
Jedyny problem polegał na tym, że wcześniej musiała odwołać wypad z Magdą po sukienkę, więc pozostało jej wrócić do domu i spędzić to piątkowe popołudnie samotnie, bo przecież rano zapowiedziała Patrykowi, że wróci najwcześniej o dwudziestej, a on uznał, że po pracy wybierze się z kumplem na piwo. W końcu nie co dzień kończy się rok akademicki…
W drodze powrotnej do domu myślała nad tym, co zrobić z tak kiepsko rozpoczętym weekendem, aby go nie żałować. Postanowiła zamówić pizzę na kolację, kupiła też w cukierni ciasto na słodką rozpustę, którą nazajutrz miała spalić w siłowni.
Mimo późnego popołudnia utrzymywała się wysoka temperatura, a słońce świeciło jak szalone. Adrianna pomyślała, że to najwyższy czas, by planować urlop. Cieszyła się, bo tym razem, wyjątkowo, Patryk wykazał się inicjatywą.
To będą najbardziej niesamowite wakacje, jakie mieliśmy w życiu – wyraziła nadzieję. Liczyła także, że od nich zacznie się odliczanie do „żyli długo i szczęśliwie”.
O wpół do szóstej dotarła do domu. Patryk jeszcze nie wrócił, więc Adrianna postanowiła się zrelaksować po całym tygodniu pracy. Zrobiła sobie wielką kąpiel z pianą i olejkami zapachowymi, rozebrała się i zanurzyła w wannie. Czuła, jak całe ciało dziękuje jej za tę decyzję. Relaks. W końcu ten tydzień osiągnął najprzyjemniejszy moment – pomyślała.
Nawet nie zauważyła, kiedy minęło pół godziny tego odpoczynku i woda zrobiła się chłodna. Adrianna wyszła z wanny, po czym wytarła się dokładnie ręcznikiem, bo nie znosiła mieć mokrej skóry po kąpieli. Bardziej nie lubiła tylko się brudzić. A już szczyt okropieństwa stanowiło dla niej błoto. Kiedy padał deszcz, w duchu dziękowała zdobyczom cywilizacji, takim jak chodnik, mechaniczne pojazdy z dachami oraz stacjonarne rowerek i bieżnia, ustawione w przytulnym budynku siłowni.
Zaraz po kąpieli Ada wzięła się za zabiegi pielęgnacyjne, a przynajmniej wtarła balsam wyszczuplający w uda oraz mleczko do suchej skóry w całe ciało. W końcu zdecydowała, że nie będzie czekała na Patryka z pizzą, nie mówiąc już o cieście. Przecież i tak miała to wszystko spalić następnego dnia na siłowni. Po co się ograniczać?
Patryk dotoczył się do domu po dwudziestej. Zastał na stole pusty karton po pizzy, opakowanie po ciastkach i swoją dziewczynę oglądającą serial.
– Co robisz, skarbie? – wybełkotał.
– Odpoczywam po całym tygodniu ciężkiej pracy. A ty?
– A ja się chyba położę.
– Nic z tego, najpierw weź prysznic – zażądała.
– Nie dam rady – odpowiedział pijackim głosem.
– No to śpisz na kanapie. – Ucięła temat. Boże, jeśli jesteś, to daj mi cierpliwość, żebym własnoręcznie nie zamordowała tego pijaka.
– Skarbie – bełkotał dalej Patryk – ja się wcale nie nachlałem…
– Kończ waść, wstydu oszczędź – odpowiedziała mu jego ulubionym cytatem, który po przegranym starciu wypowiedział w Potopie Kmicic do Michała Wołodyjowskiego.
– Ada, ty wiesz, jak mnie przekonać. – Zarechotał po pijacku. – Jak Baśka Wołodyjowska Michała. Moja ty blondyneczko…
– Ale masz porównania – prychnęła Adrianna. – Może rzeczywiście lepiej idź już spać.
– A bara-bara?
– Jezu, co ty? W Simsy2 grałeś ze studentkami? – zakpiła.
Patryk burknął tylko coś pod nosem i zawrócił w miejscu.
A jednak pofatygował się do łazienki – zauważyła, gdy usłyszała dźwięk otwieranych, a potem zamykanych drzwi.
W sobotę rano Adrianna obudziła się wyspana i w całkiem niezłym humorze, bo od rana przez rolety w sypialni przebijały się promienie słońca zapowiadające świetną pogodę na ostatni weekend czerwca. Odsłoniła więc okna, nie zważając na Patryka, który ciągle chrapał.
– Ada, zlituj się – jęknął i złapał się za głowę tak, żeby zasłonić oczy.
– Ach, wcale się wczoraj nie schlałeś, rzeczywiście – zakpiła.
– Wiesz, że nie mam wprawy – burknął i zakrył głowę poduszką.
To była prawda. Z nich dwojga niewątpliwie Adrianna lepiej znosiła procenty. Patryk pił alkohol rzadko i zwykle w niewielkich ilościach. Jego inteligencka, nobilitowana głowa gorzej znosiła pijaństwo niż plebejski organizm Ady, czego nie omieszkał jej wypomnieć od czasu do czasu. Nienawidziła tych rozmów. Patryk za to bardzo lubił sięgać do swojego rodowodu. Nazwisko sugerowało, że jego przodkowie wywodzili się z polskiej szlachty, która z czasem przerodziła się w inteligencję. Rzeczywiście, mężczyzna miał w rodzinie jakiegoś profesora i kilku nauczycieli, ale akurat jego rodzice, jako że uczyli tylko w podstawówce, nie byli materiałem do porównania. Patryk zrobił doktorat z historii i pracował na uniwersytecie, bo uważał, że powinien zasłużyć na miejsce w rodzinie.
Najgorsze jest to, że on naprawdę wierzy w znaczenie tego nazwiska… – pomyślała z niechęcią.
Nie zmieniało to faktu, że chętnie przyjęłaby nazwisko Potocka, choćby dlatego, że to oznaczało zmianę stanu cywilnego na „zamężna” i odhaczony kolejny punkt na liście.
Ada nie mogła się pochwalić wybitnymi przodkami. A jeszcze bardziej nie lubiła przed nikim przyznawać, że wychowała się na wsi pod Legnicą. Pytana o pochodzenie zawsze wskazywała na miejsce, gdzie skończyła liceum.
Od dziecka wiedziała, że urodziła się po to, by zamieszkać w metropolii. Czy wstydziła się rodziców? Nie, rodziców nie. Ale nigdy nie mówiła znajomym, gdzie mieszkają, nawet jeśli Lipiny były bardziej sypialnią miasta niż prawdziwą wsią, a państwo Stachurowie wyprowadzili się tam z Legnicy z własnego wyboru, kiedy Adrianna przyszła na świat.
Co im w ogóle strzeliło do głowy? – zastanawiała się nie raz i nie dwa. Zwłaszcza kiedy jako nastolatka nie mogła wyjść nigdzie ze znajomymi, bo nie miała jak wrócić wieczorem do domu. W zasadzie nigdy nie wybaczyła rodzicom tej decyzji.
– Kochanie, przyniesiesz mi szklankę wody i Apap? – Jęk Patryka sprawił, że przestała się użalać nad własnym losem.
– A może od razu 2KC? – spytała kpiącym tonem, celowo akcentując każdą sylabę nazwy leku.
– Nie, dziękuję, jeden kac mi wystarczy – odburknął Patryk i znowu złapał się za głowę.
Wyglądał tak żałośnie, że Adrianna się zlitowała i przyniosła mu wodę oraz tabletkę przeciwbólową. A, znaj łaskę pani – pomyślała, jednak nie wypowiedziała tego na głos.
– Proszę. – Podała mu szklankę i białą pigułkę. – Mam nadzieję, że nie muszę ci przypominać, byś doszedł do siebie do południa, bo dziś po obiedzie przychodzą Magda z Wojtkiem.
– Jezu… A oni po co? – spytał Patryk, robiąc cierpiętniczą minę.
– Chcieli osobiście przynieść nam zaproszenie.
– Jakie zaproszenie? – Mężczyzna autentycznie się zdziwił.
– Na ślub, młotku! Przecież oni się pobierają w sierpniu, mówiłam ci.
– Aaa… – Teraz już Patryk zaczynał kojarzyć fakty. – Ale to będzie już po naszych wakacjach? – upewnił się.
– Tak, spokojnie zdążymy wrócić. A ponieważ zostanę druhną, mam sporo obowiązków.
– Jakich? – Patryk podrapał się po głowie, na której bolały go nawet włosy, i z cierpieniem w oczach spojrzał na Adriannę.
– Muszę wybrać sukienkę, którą zaakceptuje Magda. – Westchnęła.
– No to jest rzeczywiście wysiłek – parsknął, ale po chwili znowu złapał się za głowę. – Auć, ale boli.
Jak ci faceci niczego nie rozumieją. Adrianna wyszła z sypialni, żeby nie przewracać oczami przy chłopaku.
Zrobiła jajecznicę na śniadanie; gdzieś czytała, że to najlepsza potrawa na kaca. A potem szybko włożyła letnią sukienkę w kolorze złamanego różu. Podobno w takich było blondynkom najładniej. Nigdy nie zaszczyciła tych dwóch teorii głębszą myślą. Powtarzała je bezrefleksyjnie, aż w nie uwierzyła, zapisała na liście, a potem konsekwentnie realizowała. Jak zawsze.
Patryk docenił jednak jej starania, bo kiedy w końcu doczołgał się do kuchni, jego mina zmieniła się na błogą.
– Kochanie… – westchnął. Adrianna już czekała na to, że jej powie, jaka jest piękna, kiedy usłyszała: – …zrobiłaś jajecznicę, jesteś aniołem. Może dzięki tobie będę umierał trochę krócej.
– Jakbyś tyle nie chlał… – zaczęła, ale po chwili umilkła. Doszła do wniosku, że nie warto dyskutować z kimś pijanym ani na kacu.
Podobno ludzie popełniają w tym stanie najwięcej morderstw…
Tak, Ada namiętnie czytywała kryminały.
W tym momencie uznałam, że myśli naszej bohaterki zaszły za daleko. Musiałam ją trochę naprostować.
– Owszem, Adrianno, ludzie na kacu popełniają sporo zbrodni, ale to nie jest kryminał ani thriller, tylko komedia romantyczna. Nikt tu nikogo nie zabije.
– Miałaś się nie wtrącać – zarzuciła mi od razu.
– To prawda, ale czasem nie mogę już pisać tych twoich meandrów myśli. Opanuj się trochę!
– Nie wtrącaj się, autorko. Chyba że chcesz jakoś nakłonić Patryka do oświadczyn, to wtedy droga wolna.
– Nic z tego. Nie zrobiłabym ci czegoś takiego.
– Co to ma znaczyć?!
– Nieważne. Zapomnij o tej rozmowie. Pstryk!
Miałam nadzieję, że to podziałało, bo Adrianna zaczynała mi się pomału wymykać spod kontroli, a przecież ja wcale nie planowałam być autorką tyranizującą swoich bohaterów. To nie znaczy, że się nie zdarzało. Trzeba było przecież jako tako trzymać ich w ryzach zaplanowanej opowieści. He, he…
– Jakbym się nie napił choć raz, na zakończenie roku akademickiego, jaki byłby ze mnie wykładowca? Słyszałaś kiedyś o polskich pracownikach naukowych, którzy są abstynentami? – prowokował Adriannę Patryk. – To chyba byłby oksymoron?
– Nie, masz rację. U mnie na studiach co drugi przychodził na wykłady pod wpływem – przyznała. – Ale to była polibuda.
– Na uniwerku nie jest lepiej. A o konferencjach naukowych to już nawet nie wspominam. – Patryk się zaśmiał, nakładając sobie dużą porcję jajecznicy na masełku. – Mmm, pachnie obłędnie.
– I pewnie tak też smakuje. – Adrianna się uśmiechnęła; nawet drobny komplement z ust chłopaka ją cieszył. I nie wspomniał o mamusi.
Kilka godzin później Patryk już zupełnie doszedł do siebie, a Adrianna nie mogła się doczekać wizyty Magdy i Wojtka. Kupiła w cukierni ulubione ciastka przyjaciółki – ptysie – i faworyta Patryka, czyli sernik. Ona najbardziej lubiła ciasto z galaretką i owocami, ale nie chciała przesadzać, przecież dopiero co poprzedniego dnia się nim objadła.
Koleżanka z narzeczonym wpadli do nich po szesnastej.
– Wybacz, kochana, ale każdy nas przetrzymuje, a mamy jeszcze tyle zaproszeń do rozniesienia… – zaczęła się tłumaczyć od wejścia Magdalena.
– To znaczy, że nie zostaniecie na kawie i ciastku? – spytała zmartwiona Ada. W tym wypadku musiałaby zjeść wszystkie ptysie, bo Patryk nie przepadał za ciastkami z kremem. A potem rok na diecie – pomyślała zdesperowana.
– Coś ty! Pewnie, że zostaniemy – wtrącił Wojtek, który aż się oblizał na widok tych pyszności na stole.
– Okej – westchnęła Magda.
– No to świetnie! – Ada się ucieszyła.
Magdalena i Wojciech, czyli przyszli państwo Wiewiórowie, spędzili u nich około godziny. Magda cały czas sypała drewnianymi aluzjami w stronę Patryka, ale on sprawiał wrażenie, jakby niczego się nie domyślał.
To beznadziejne – uznała Adrianna, widząc wysiłki przyjaciółki i jej narzeczonego oraz zupełny brak odzewu ze strony swojego chłopaka. On się chyba nie chce ze mną ożenić. A może po prostu go o to zapytam?
W sobotę wieczorem Ada (pst, nie słyszy mnie teraz) nie miała jednak dość odwagi, żeby podjąć ten temat, więc sprawa pozostała otwarta.
Kiedy Adrianna chciała się wykąpać, Patryk dorwał ją w drzwiach łazienki, rozebrał, a raczej rozrzucił ubrania po podłodze, i posadził ją na pralce. Ada zachichotałaby, gdyby nie straciła głosu z wrażenia. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio jej chłopak był na nią tak napalony. Zamiast bawić się w delikatne gierki, rozpiął spodnie i, nawet ich nie zdejmując, docisnął się do jej cipki twardym jak stal członkiem.
– Chcesz mnie, mała? – spytał, modulując głos jak rasowy uwodziciel.
Jeszcze jak. – Chciała odpowiedzieć, ale była tak zaskoczona, że jedynie pokiwała głową i wymruczała:
– Yhm.
Patryk tylko na to czekał. Ściągnął Adę na krawędź pralki, rozszerzył maksymalnie jej uda i wszedł w nią do końca.
Adrianna miała wrażenie, że znalazła się w jednym ze swoich erotycznych snów. Co mu się stało? Niechcący przyrządziłam coś z afrodyzjakiem?
– Blondyna, nie odpływaj – zażartował, bo widocznie zauważył, że Ada znowu coś analizuje, zamiast skupić się na tym przyjemnym zajęciu we dwoje. – Chcę mieć twoje ciało i myśli w jednym miejscu, kiedy cię bzykam.
– Nie gadaj, skarbie, koncentruję się – odparła. Objęła go nogami w pasie, odchyliła głowę do tyłu i przymknęła oczy.
Patryk patrzył z przyjemnością na jej ładne, krągłe piersi, które falowały w rytm jego pchnięć. Widział po jej minie, że robił dobrze, bo Ada przygryzała dolną wargę, do tego zaczęła oddychać trochę szybciej, ale płycej, a kiedy poczuł, jak się na nim zaciska, zobaczył na jej twarzy autentyczną laurkę dla siebie. Z rozkoszy zacisnęła zęby, zamknęła oczy, a potem z jej ust wydobył się głośny jęk.
On też uznał, że może sobie pozwolić na odprężenie, więc jeszcze przyspieszył; prawie podrzucał ją na tej pralce. Ada zacisnęła palce na krawędzi urządzenia, żeby nie spaść, a jej chłopak doszedł w niej, wydając z siebie pomruk godny dzikiego zwierzęcia.
– Byłeś niesamowity, skarbie. Co ci się stało? – wysapała, kiedy już otworzyła oczy i miała siłę mówić.
– To ty jesteś dziś niesamowita. Po prostu nie mogłem przejść obojętnie obok twojego apetycznego tyłeczka – odparł nonszalancko.
No wow. Po prostu wow. Kim jesteś i co zrobiłeś z moim Patrykiem?
Adrianna jednak tego nie powiedziała, tylko pocałowała chłopaka w usta, a potem zeskoczyła z pralki i weszła pod prysznic. Patryk poszedł tam za nią. Żadne z nich nie miało chwilowo siły na harce, więc po prostu się umyli i poszli do łóżka.
O ile on zasnął szybko i bez problemu, o tyle ją znowu dopadły egzystencjalne myśli.
Z moim chłopakiem dzieje się coś dziwnego – stwierdziła Ada, obserwując śpiącego Patryka pół godziny później. Za często zmienia się jego nastawienie do mnie. A może właśnie to dziś ten dzień, kiedy trzeba go było spytać o zaręczyny i ślub, a ja to przegapiłam? – Ta myśl spowodowała, że humor całkiem jej się zepsuł i już nie umiała cieszyć się tym, co miała. W końcu jednak musiała zasnąć, bo zmęczenie dało jej się we znaki.
Rano Patryk obudził się pierwszy. Złapał Adriannę za piersi, które wyraźnie odznaczały się pod cieniutką satynową koszulką, i przytulił się do jej pleców, zamykając w ramionach.
Co się dzieje? – Ada próbowała się przebudzić, ale była jeszcze zbyt senna i nie wiedziała, czy to jej się śni, czy już nie.
Zrobiło jej się przyjemnie i w półśnie poruszyła biodrami, ocierając się o poranną erekcję partnera. Patryk czekał na taką właśnie zachętę.
To był piękny sen. Śniła jej się cudowna tropikalna plaża, na której znajdowali się sami. Słońce już prawie zachodziło, a narzeczony kochał się z nią, przytulony do jej pleców. Widziała tylko jego ręce, które masowały jej piersi, i piękny pierścionek na swojej dłoni. Zrobiło jej się tak przyjemnie, że chciała, aby ta chwila trwała jak najdłużej. Obudził ją orgazm – prawdziwy, nie wyśniony – ręce Patryka ściskające jej piersi i jego usta na jej karku. Nie wiedzieć czemu, poczuła się zawiedziona, że to tylko sen. Ale nie… Partner naprawdę się z nią kochał! Te doznania były prawdziwe.
– Skarbie, jesteś cudowny – wyszeptała i westchnęła po obłędnej pobudce, kiedy już doszła do siebie.
– Ty też – jęknął Patryk, któremu już wystarczyło wrażeń i zupełnie pozbył się napięcia niedającego mu spać. – Mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić? – spytał cicho, wprost do jej ucha.
Tak! To jest ten moment! – uświadomiła sobie Adrianna. Postanowiła kuć żelazo, póki gorące.
– Tak, mam jedno marzenie… Oprócz wakacji oczywiście – przyznała.
– Jakie?
– Chciałabym piękny złoty pierścionek z błyszczącym kamieniem, który będzie pasował do moich oczu – wyznała.
– Ale po co ci taki pierścionek, skarbie? – spytał, czym wywołał poirytowane westchnienie Adrianny.
– A po co komu pierścionek zaręczynowy? – wypaliła.
Zauważyła, jak jej chłopak przestał na chwilę oddychać.
– Jaki? Zaręczynowy? Przecież jeszcze mamy na to czas… – miotał się, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
Ja pierdolę! Oboje jesteśmy po trzydziestce. Czy to taka trudna deklaracja? – pomyślała Adrianna.
– Kazałeś mi wypowiedzieć życzenie, więc to zrobiłam – odparła oburzona, a potem odsunęła się od Patryka i strząsnęła z siebie jego ręce.
– Ty tak poważnie? – Wydawał się zaskoczony.
To jego zdziwienie chyba przepełniło czarę goryczy.
– Tak, do cholery! – wydarła się. – Poważnie. Jesteśmy razem prawie dziesięć lat. Potrzebujesz jeszcze czasu do zastanowienia czy co?
– Tak, ale tylko trochę – zreflektował się Patryk. – Daj mi, proszę, czas do urlopu. Zobaczysz, że tych wakacji nie zapomnisz nigdy w życiu – obiecał.
– Okej, tyle mogę poczekać – poddała się.
– Nie gniewaj się już na mnie, proszę. – Spojrzał na nią oczami kota ze Shreka.
– W porządku. Wybacz, że mnie poniosło, ale wkurzam się, że Magda już układa sobie życie, a ja ciągle nie.
– A masz coś do naszego życia? Uważasz, że nie jest ułożone? – zdziwił się Patryk szczerze.
Adrianna się zastanowiła. Właściwie przecież nie było jej źle. Nie mogła powiedzieć, że całe jej życie jest do niczego. Tylko ten pierścionek Magdy ją tak irytował…
– Nie, wszystko w porządku. Masz rację, skarbie. Poczekam na swoją kolej. – Pocałowała go w usta i wstała z łóżka. Potem skierowała się do łazienki. – Wypowiedz życzenie – prychnęła po drodze. Po co mi to było? Teraz wyszłam na jakąś desperatkę…
Ostatnie dwa tygodnie przed urlopem były dla Adrianny koszmarem. Pracy nie ubywało, a w dodatku czuła się jedyną aktywną osobą w domu. Nie pomagała świadomość, że Patryk miał już wolne na uczelni, bo zajęcia się skończyły. Jej partnerowi został tylko jeden egzamin do przeprowadzenia, resztę udało mu się załatwić ze studentami do końca czerwca. Ich codzienność wyglądała więc tak, że Ada zrywała się rano i leciała do pracy, a jej chłopak w najlepsze sobie chrapał.
Znając Patryka, Adrianna miała pewność, że całe dnie spędzał przy książkach historycznych albo pisząc nowy artykuł naukowy.
A ja muszę się męczyć w biurze przy tych durnych sprawozdaniach – myślała każdego ranka, wychodząc do pracy.
Alicja jej nie oszczędzała. Ledwo odebrała raport całościowy z deklaracji SD-2 za czerwiec, już musiała pogonić ją do pracy nad sprawozdaniem do Z-033 za pierwsze półrocze do GUS, choć miały jeszcze na nie czas. To za drugi kwartał już wyszło, a termin upływał dopiero dwunastego lipca.
Adrianna doszła do wniosku, że szefowa robiła to specjalnie, żeby zarzucić ją robotą przed urlopem. A przecież to nie moja sprawa, że potem nie będzie miał kto tego robić, prawda?
Wychodziło na to, że Alicja zwyczajnie wyżywała się na pracownicy, ponieważ za nią nie przepadała. A dlaczego? Tylko dlatego, że Adrianna miała faceta, który kiedyś wpadł jej szefowej w oko. Alicja nie umiała o nim zapomnieć. Jak wszyscy specjaliści od cudzych związków uważała, że doktor Potocki stanowił zbyt dobrą partię dla zwykłej księgowej. Ona potrafiłaby bardziej go docenić.
Adrianna tymczasem zagryzała zęby i robiła swoje. Dzień po dniu odhaczała datę w kalendarzu, a potem następną. Tak bardzo pragnęła wakacji, że konsekwentnie odliczała do wymarzonego urlopu. Wiedziała, że będzie niezapomniany. Przecież Patryk jej to obiecał, prawda?
Nie zapomniała też potwierdzić Magdzie ich obecności na ślubie i weselu. W piątek dorwała koleżankę na przerwie śniadaniowej.
– Przyjdziemy, oczywiście – poinformowała z uśmiechem.
– A spróbowałabyś powiedzieć, że nie przyjdziesz – zażartowała Magda, groźnie modulując głos i robiąc miny jak z horroru.
– Nie nadajesz się do roli Draculi. – Adrianna się zaśmiała. – Masz za krótkie kły – dodała, nawet nie siląc się na powagę.
Zebrała za to kuksańca w ramię od koleżanki.
– Jesteś walnięta – żachnęła się Magda. – To kiedy idziemy ci wybrać sukienkę? Musimy zdążyć przez twoim urlopem.
– Może być nawet dziś – zaproponowała Ada. – Patryk ma jeszcze egzamin ze studentami zaocznymi, więc będzie w domu później.
– Kto w dzisiejszych czasach studiuje zaocznie historię? – parsknęła Magda, ale zaraz umilkła, obawiając się reakcji przyjaciółki.
Ada jednak zaczęła się śmiać do rozpuku.
– Sama nie odważyłabym się go o to spytać – stwierdziła i puściła oko do koleżanki. – Jest strasznie przewrażliwiony na tym punkcie.
– Na jakim: historii czy studentów?
– Historii, oczywiście. Kocha ją tak, że czasem mam wrażenie, iż nie widzi nic innego. Nawet mnie. – Westchnęła.
– Ej, nie gadaj! – Magda klepnęła ją w plecy. – Nie bylibyście razem dziesięć lat, gdyby nic w tobie nie widział.
– Może został z nią z przyzwyczajenia? – zasugerowała Alicja, która właśnie wpadła do kuchni i podsłuchała ostatnie dwa zdania.
Adrianna od razu zagotowała się ze złości. Jak ta suka śmie mi takie rzeczy insynuować?
– Niech sobie pani wyobrazi, że nie trzymam go siłą. Patryk doskonale wie, że droga wolna, i jakoś wcale się nie pali do odejścia – warknęła.
– A który chłop będzie się skarżył, jak ma wyprane, ugotowane i dupę na każde zawołanie? – prychnęła.
Ja pierdolę, zaraz ci walnę, jędzo – pomyślała Adrianna, piorunując szefową wzrokiem.
– Pani mąż najwyraźniej uznał, że to nie wystarczy. – Ada wytoczyła najcięższe działa.
Alicja była przeczulona na punkcie swojego nieudanego małżeństwa, a fakt, że mąż zdecydował się opuścić ją i ich syna, uważała za obrazę majestatu. Obróciła się więc tylko na pięcie i wyszła z kuchni, warcząc pod nosem:
– Nie za długie te przerwy w pracy?
Kiedy drzwi zamykały się za Alicją, Magda przewróciła oczami.
– Ona tak zawsze? – spytała.
– Niestety, ale coraz częściej się mnie czepia. A szkoda, bo lubię tę pracę. No i wcześniej była spoko. Kiedyś świetnie się dogadywałyśmy.
– A co się stało?
– Jak to co? Na firmowej wigilii z rodzinami doczepiła się do mojego faceta. Musiałam go wołami odciągać, bo jak zaczęli rozmawiać o historii Polski, to oboje się wkręcili.
– To współczuję ci szefowej. – Koleżanka westchnęła. – Ja się w sumie cieszę, że mam szefa.
– Twój narzeczony też tak myśli? – Adrianna nagle odzyskała dobry humor.
Krzysztof, kierownik Magdy, był ciachem. Niestety dla koleżanek z pracy interesował się tylko niezobowiązującymi relacjami, które kończyły się, kiedy udało mu się zaciągnąć ofiarę do łóżka. Potem znajdował sobie nową zwierzynę do upolowania. Adrianna zawsze ignorowała jego aluzje, bo romanse w pracy uważała za najgorsze zło tego świata.
Magda uległa szefowi raz, na początku swojej kariery w korporacji, i wypłakała potem morze łez z jego powodu. Ale wtedy jeszcze nie znała Wojtka. Od kiedy spotkała obecnego narzeczonego, nie miała już wątpliwości, jak powinna wyglądać zdrowa relacja między kobietą a mężczyzną. I dlatego to za Wojtka zamierzała wyjść za mąż.
O dziwo, nie miała problemu, żeby pracować w jednym dziale z gościem, który złamał jej serce. Uznała to za nauczkę na całe życie, nawet się zakumplowali z Krzysztofem. Teraz za to współczuła Adriannie, że szefowa robi jej pod górkę z powodu faceta.
– Dobra, kończmy tę przerwę, bo Alicja znowu coś wymyśli, żeby mnie przetrzymać po godzinach w pracy, a mamy dzisiaj iść po tę sukienkę dla mnie – stwierdziła Adrianna.
– Masz rację. Ja też muszę coś jeszcze zrobić – zgodziła się Magda.
Każda z nich poszła w swoją stronę, ale umówiły się o szesnastej przy wyjściu.
Wbrew obawom Adrianny tego dnia Alicja już się do niej nie odzywała. Nie wysłała jej też żadnych nowych zadań. Ada dokończyła to, co zaczęła przed południem i mogła punktualnie wyjść z pracy. Ciężko wzdychała nad tym, że to nie piątek tuż przed urlopem, tylko trzeba czekać jeszcze tydzień.
Udane zakupy z Magdą jednak wynagrodziły jej wszystko. Dziewczyny nie tylko znalazły razem fajną sukienkę dla Ady jako druhny, ale też nakupowały mnóstwo innych ciuchów, butów oraz dodatków. Adrianna na przykład zawsze marzyła o złotych sandałkach na szpilkach i okazało się, że takie będą idealnie pasowały do wybranego przez Magdę koloru sukienek dla druhen – pudrowego różu. Za radą koleżanki kupiła więc wszystkie dodatki w kolorze złota. Co prawda zostawiła w galerii trochę kasy, lecz przecież taka okazja, żeby kupić parę ładnych rzeczy, nie zdarza się co dzień. Potem dziewczyny poszły jeszcze na kawę i ciastko, a w końcu pożegnały się w świetnych humorach.
Ada wróciła do mieszkania, w którym już był Patryk.
– I jak się udał ostatni egzamin? – spytała grzecznościowo, bo tak naprawdę niewiele ją to obchodziło.
– Wszyscy zdali – odparł krótko Patryk. – A jak było u ciebie w pracy?
– Ciężko – westchnęła. – Ta suka się na mnie wyzłośliwia. Nie wiem, jak wytrzymam jeszcze tydzień do urlopu.
– Ja też nie wiem, jak wytrzymasz cały tydzień do urlopu, ale mogę ci trochę osłodzić oczekiwanie – zamruczał Patryk, wpijając usta w jej kark.
Zważywszy na to, że nie kochali się od poprzedniego weekendu, Adrianna zareagowała bardzo pozytywnie na jego awanse. Wreszcie. Człowieku, ja tu usycham…
– W takim wypadku nawet nie myślę już dziś o wyjściu na siłownię – zażartowała, po czym obróciła się przodem do swojego faceta.
Patryk złapał ją za tyłek i posadził na kuchennym blacie.
– Hej, rozerwiesz mi spódnicę – zaprotestowała ze śmiechem, kiedy próbował rozszerzyć jej uda.
– To niedopuszczalne, droga pani. – Podniósł ją znowu i zaniósł do sypialni. – Chciałem cię bzyknąć na blacie kuchennym, blondi, ale skoro to takie trudne, będziesz leżała na łóżku.
Adrianna nie protestowała, gdy Patryk ściągnął jej spódnicę i majtki. Czuła się szczęśliwa, choć – gdyby się dobrze zastanowić – już od jakiegoś czasu coś jej nie pasowało w zachowaniu chłopaka. Przecież nigdy nie łamał tak chętnie konwenansów, nawet w sypialni.
Czyżby coś się zmieniło? Nie wypadało jednak narzekać. To było jak miła niespodzianka, jak nieoczekiwany prezent.
Weekend spędzili w łóżku, co bardzo zaskoczyło Adriannę, bo w całym ich dziesięcioletnim związku nigdy nie zaznała tyle czułości. Zignorowała jednak dysonans pomiędzy oczekiwaniami a tym, co dostała, rzeczywistość zadziałała na jej korzyść. Czuła się tak dobrze. Prawie zapomniała, że został jej jeszcze tydzień pracy…
W poniedziałek budzik nie zadzwonił, Adrianna zaspała i, jeszcze bardziej zestresowana, musiała wybrać się do pracy samochodem, łamiąc po drodze wszelkie możliwe przepisy. Wbrew jej obawom nie stało się nic złego. Może dlatego, że Alicja akurat miała wolny dzień.
W drodze powrotnej Adrianna zaliczyła jednak kolejne pechowe wydarzenie z czarnej serii – coś złego zaczęło się dziać z samochodem. Wybrała numer Patryka, który co prawda nie był mechanikiem, ale przecież jako facet musiał się choć trochę znać na samochodach.
W stereotypach zawsze jest trochę prawdy, więc musi się znać, tak?
– Nie, nie musi, Adrianno. Ty też mogłabyś się nauczyć, co oznaczają kontrolki w samochodzie. Masz prawo jazdy od jedenastu lat, prawda?
– Tak. Ale co z tego? – prychnęła. – Ty miałaś się nie wtrącać!
– Hola, hola! Kto tu się tak rządzi?
– No ja przecież – stwierdziła Ada, wzruszając ramionami.
Czyżbym została zdetronizowana i Adrianna przejęła stery własnej historii?
– Okej, no to radź sobie sama. Ewentualnie z pomocą Patryka. – Sama się zaśmiałam z tego pomysłu. Pozostawienie Ady w jego rękach w tej sytuacji to prawie sadyzm.
– Taki właśnie mam zamiar – odpowiedziała mi jednak z teatralnym fochem.
Życzę wam obojgu powodzenia… – pomyślałam.
Adrianna wybrała numer Patryka. Odebrał po trzech sygnałach.