8,00 zł
Trzy dziewczyny stoją u progu gimnazjum i u progu… dorosłości. Zaczynają się interesować chłopcami, umawiają się na pierwsze randki. Otwarte i ciekawe świata wciąż poszerzają swoje zainteresowania i wiedzę, realizują swoje pasje. Jako wolontariuszki opiekują się dziećmi w świetlicy socjoterapeutycznej. Dużo rozmawiają przy ulubionym stoliku w przytulnej cukierni „Pistacja”. Ale świat nie jest tak jasny i bezpieczny, jak im się wydaje. Jedna z nich wpada w poważne tarapaty. Czy zdołają jej pomóc?
„Więc czy mi się to podoba, czy nie, jestem Zośka. Mam trzynaście lat i za niecałe trzy miesiące skończę szóstą klasę. W zasadzie lubię szkołę, tylko niektórzy ludzie mnie denerwują. Przyjaźnię się z dwiema dziewczynami – Magdą i Agnieszką. (...)
Chciałabym wszystkiego spróbować, ale czasami powstrzymuje mnie strach przed nieznanym. Nie mam tej odwagi co Magda, ani stanowczości Agi. Za to jestem przyjaźnie nastawiona do świata i wierzę w dobro. Niektórzy twierdzą, że to naiwne, ale ja wolę widzieć świat po swojemu. Wolno mi, prawda?”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 105
kochany pamiętniku !
Mam dość szkoły i całej mojej klasy ! Żeby tak na mnie naskoczyć ! Taka awantura i to zupełnie bez powodu ! Ależ mnie zdenerwowali. Do tej pory cała się trzęsę w środku. A prosiłam rano mamę, żeby pozwoliła mi zostać w domu. Intuicja mnie nie zawiodła, podpowiadając, że to będzie zły dzień. Niestety, moja mama w kwestii opuszczania lekcji jest nieugięta. Ech …
Wszystko zaczęło się z samego rana, kiedy obie z mamą zaspałyśmy. Byłyśmy tego ranka same w domu, a że obie nie należymy do skowronków, to … Nie cierpię pośpiechu, lubię budzić się powoli, przeciągać mocno w kochanym, ciepłym łóżku. Mama twierdzi, że rano zachowuję się jak kot … Tylko że dzisiaj zupełnie nie było czasu na mój poranny rytuał. Zostałam brutalnie wyrwana z samego środka snu okrzykiem, że mamy dziesięć minut do wyjścia, więc śniadanie to będziemy musiały kupić sobie później – mama w drodze do pracy, a ja w szkolnym sklepiku. Byłam wściekła.
– Nie wyjdę bez swojej porcji płatków z mlekiem – próbowałam się buntować.
– Córciu, nie mamy czasu – mama usiłowała mówić spokojnie, ale czułam, że jeszcze jedno moje słowo, a wybuchnie jak wulkan. Nie potrafiłam jednak ugryźć się w język.
– Sama zawsze mi powtarzasz, że powinnam dbać, aby nie jeść byle czego – ciągnęłam. – A w szkole zjem co najwyżej jakąś ohydną słodką bułę, na którą wcale nie mam ochoty. Zresztą to nie moja wina, że nie usłyszałaś budzika. Dlaczego ja mam cierpieć z tego powodu ?
Mama rzuciła mi tylko gniewne spojrzenie.
– Może odpuszczę sobie pierwszą lekcję, co ? – Nie wiem, dlaczego sama się pogrążałam. – Zjem porządne śniadanie, posprzątam i wyjdę za pół godzinki. Na pierwszej lekcji jest matma, a sama wiesz, że nie mam z nią żadnych problemów.
– Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego nie chcesz na nią iść. – Mama była już zła. – Ubieraj się i wychodzimy. Jeden dzień bez płatków nie wyrządzi zbytniej krzywdy twojemu żołądkowi. Ja też musiałam zapomnieć o porannej kawie. A co się tyczy budzika, to od jutra ty będziesz go nastawiać i nas budzić. Masz tu pieniądze na bułki – mama wcisnęła mi do kieszeni pięć złotych. – Kocham cię mała złośnico.
Na lekcje, mimo szczerych chęci, i tak się spóźniłam. Weszłam do klasy po dzwonku i kilkadziesiąt par oczu wlepiało się we mnie, jakbym była jakimś kosmitą. Od razu oczywiście rozległy się szepty: „Dlaczego się spóźniłaś ?”, „Zaspałaś ?” itp. Nie, porwali mnie szantażyści, ale im uciekłam – miałam ochotę odpowiedzieć. Nie znoszę głupich pytań.
Po dzwonku na przerwę pobiegłam do sklepiku, ale okazało się, że dzisiaj z powodu jakiejś awarii nie dowieźli bułek. Świetnie ! Mogłam pożegnać się ze śniadaniem. Kupiłam paczkę paluszków i sok marchewkowo jabłkowy. Może jakoś uda mi się na tym przetrwać do obiadu.
Kolejne dwie lekcje minęły spokojnie. Nawet pomyślałam, że to, co najgorsze, tego dnia mam już za sobą. Jakże się myliłam. Na ostatniej lekcji mieliśmy mieć wf. razem z chłopakami. Zapowiadała się fajna godzina. Planowaliśmy mecz piłki nożnej. Dziewczyny przeciwko chłopakom. Ja miałam stanąć na bramce, bo najlepiej bronię – w ostatnim meczu nie przepuściłam ani jednej piłki. Niestety, nauczyciel miał zupełnie inne plany na dzisiejsze zajęcia. Chciał nas sprawdzić w biegach na sto metrów. Poszliśmy na boisko. Wuefista ustawił nas w pary. Ja biegłam na początku z Krzyśkiem. Widziałam jak się spiął, bardzo chciał wygrać, ale ja w tym biegu dałam z siebie wszystko i udało mi się zremisować. Krzysiek był wyraźnie zły. Nie jestem najlepszą biegaczką, a jednak nie mógł mnie pokonać. Potem biegali inni. W międzyczasie Patryk – kolega z klasy – podał przed biegiem swoje okulary Kubie. Kuba jednak ani myślał pilnować szkieł kumpla i podał je z kolei Baśce. Ta przed startem dała je na przechowanie najbliżej stojącej osobie, czyli mnie. A ja stałam z nimi grzecznie i uważałam, żeby nic im się nie stało. Tylko że to było dość nudne zajęcie i postanowiłam pozbyć się okularów. Nie mogłam ich oddać Patrykowi, bo chłopaki jeszcze biegali, a żadna z dziewczyn nie chciała ich wziąć. To co miałam zrobić ? ! Stać i gapić się, jak inni świetnie się bawią ? ! Niedoczekanie. Odłożyłam okulary w bezpieczne miejsce i włączyłam się do wyścigów. Było super, ale tylko do momentu zakończenia lekcji. Patryk zaczął dopytywać się o okulary, a za chwilę reszta ludzi, a ja … Ja najzwyczajniej w świecie zapomniałam, gdzie dokładnie je odłożyłam. Nasze szkolne boisko jest jeszcze niedokończone i wokół niego rośnie pełno drzew, krzewów, gęstej trawy. No i okulary Patryka leżały gdzieś pośród tego zielska. Wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco, a ja nie potrafiłam sobie przypomnieć tego „bezpiecznego miejsca”. Zresztą nikt by sobie nie przypomniał, kiedy kilkanaście par oczu wlepia się w człowieka, a ta wstrętna Julka to nawet nazwała mnie głupią babą. Przy wszystkich ! Miałam ochotę ją trzepnąć, ale czułam, że to chyba nie byłoby na miejscu. Przełknęłam więc tę zniewagę, obiecując, że później się z nią na pewno policzę. Poza tym najważniejsza była odpowiedź na pytanie: gdzie położyłam okulary Patryka ? ! Trochę się już bałam, czy są całe. Nawet nie chciałam myśleć, co by było, gdyby się potłukły albo na dobre zgubiły. Na szczęście w końcu przypomniałam sobie, że powiesiłam je na gałęzi drzewa … Zupełnie nie rozumiem, po co było się tak pieklić.
wtorek
Przemyślałam sprawę okularów i przeprosiłam dzisiaj Patryka. Głupio się trochę czułam, ale podeszłam do niego i wypaliłam:
– Sorki, że tak wyszło z tymi okularami. Nie pomyślałam, ale wiesz, bycie blondynką zobowiązuje.
Patryk tylko kiwnął głową. Potem obrócił się na pięcie i … parsknął głośnym śmiechem. Uff, zrozumiał. Na szczęście nie brakuje mu poczucia humoru.
Do Julki się nie odzywam. Może postąpiłam nierozsądnie, ale to nie powód, żeby przezywała mnie publicznie bezmózgowcem !
wtorek (wieczór)
Przez tę całą aferę z okularami zupełnie zapomniałam napisać, skąd pomysł na pamiętnik, i w dodatku w formie zeszytowej. Z zamiarem spisywania tego, co się wydarzyło w moim życiu, w szkole itp., nosiłam się już od jakiegoś czasu. Oczywiście najłatwiej byłoby założyć blog i notować wszystko w komputerze, ale według mnie blog ma jedną podstawową wadę: wszyscy mogą do niego zajrzeć (nawet kiedy zastrzegłabym konto, to i tak znajdzie się ktoś, kto złamie hasło. Wiem, bo w mojej klasie nie brakuje takich spryciarzy). A to przecież ma być mój pamiętnik ! Może w przyszłości ktoś do niego zajrzy i w ten sposób odkryje interesujące szczegóły mojego życia. Na razie to jednak zapiski tylko dla mnie. Poza tym pamiętnik ma mi pomóc w realizacji mojego największego marzenia: w przyszłości zamierzam zostać znaną dziennikarką albo ostatecznie pisarką, albo jednym i drugim. Na tych kartach będę ćwiczyć swój warsztat. Każdy przecież jakoś musi zacząć.
środa
Mam na imię Zośka. Niespecjalnie przepadam za tym imieniem. Mama dała mi je na cześć swojej ukochanej ciotki, której ja w ogóle nie znałam. Uważam że to niesprawiedliwe nosić imię, którego nie znoszę (szczególnie jak ktoś zwraca się do mnie per Zosiu, Zosieńko). Dzieci powinny mieć wpływ na wybór imienia, tym bardziej że ono jest z człowiekiem przez całe życie. Najbardziej chciałabym być Martą albo Olgą. Mama strasznie się śmiała, kiedy jej o tym powiedziałam. Od razu zrobiła mi wykład, że imię nie ma większego znaczenia, bo najważniejszy jest człowiek, który je nosi. A potem przypomniała mi, że kiedy byłam mała, to marzyłam o tym, żeby mieć na imię Odetta – zupełnie jak bohaterka „Jeziora Łabędziego”, które kojarzyło mi się wówczas bardziej z Barbie niż z Piotrem Czajkowskim. Jak można w nieskończoność opowiadać takie historie ? ! Dorośli je uwielbiają, dzieci – nieszczególnie. Moja mama, chociaż całkiem fajna, też nie potrafi się powstrzymać, żeby co jakiś czas nie przypomnieć którejś z zabawnych (jej zdaniem oczywiście) historyjek mojego dzieciństwa. Nie znoszę tego, a najbardziej wtedy, gdy opowiada je komuś obcemu, albo co gorsza, moim koleżankom.
Więc czy mi się to podoba, czy nie, jestem Zośka. Mam trzynaście lat i za niecałe trzy miesiące skończę szóstą klasę. W zasadzie lubię szkołę, tylko niektórzy ludzie mnie denerwują. Przyjaźnię się z dwiema dziewczynami – Magdą i Agnieszką. Czasami się kłócimy, ale wiem, że mogę na nich polegać. Razem stanowimy niezłą mieszankę wybuchową. Tak twierdzi tata. Magda jest pulchną brunetką, która najpierw działa, a później się zastanawia. Potrafi wyjść z każdej opresji. Lubię jej szaleństwo i chęć do zabawy. Ma milion pomysłów na minutę, z których najczęściej żadnego nie realizuje do końca. Taki ma przysłowiowy słomiany zapał, ale jest bardzo wesoła. Aga to jej przeciwieństwo – wysoka, jasnowłosa, wszystkie decyzje musi dokładnie przemyśleć, ale kiedy już się na coś zdecyduje, trudno ją powstrzymać przed działaniem. Aga nie znosi owijania czegokolwiek w bawełnę. Lubi konkretne sytuacje. Często jasno mówi to, co myśli, a to niestety nie wszystkim się podoba. Moja mama twierdzi, że Aga jest nad wiek dojrzała (cokolwiek to oznacza) i poważna, dlatego, że jej rodzice rozwiedli się z powodu pijaństwa ojca. Aga rzadko o nim opowiada, a ja boję się zapytać. I wreszcie ja – ani brunetka, ani blondynka, średniego wzrostu, szczupła (według niektórych – chuda). Chciałabym wszystkiego spróbować, ale czasami powstrzymuje mnie strach przed nieznanym. Nie mam tej odwagi co Magda, ani stanowczości Agi. Za to jestem przyjaźnie nastawiona do świata i wierzę w dobro. Niektórzy twierdzą, że to naiwne, ale ja wolę widzieć świat po swojemu. Wolno mi, prawda ?
Mieszkam z rodzicami w niewielkim mieście. Moja mama jest księgową w urzędzie, a tata ma własne biuro projektowe, jest architektem. Ogólnie rodzice są w porządku, nie mam im zbyt wiele do zarzucenia. Może tylko to, że wciąż trują o zaufaniu. Człowiekowi trudno się zbuntować w takiej sytuacji, bo zawsze musi być rozsądny. Z drugiej strony, nie powinnam narzekać, biorąc pod uwagę to, jak wyglądają relacje z rodzicami niektórych moich kolegów. U wielu z nich wszelkie problemy z dziećmi załatwia się kasą i prezentami. U nas jest przeciętnie w tym temacie, dlatego czasem zazdroszczę niektórym koleżankom, które mogą mieć wszystko, o czym sobie tylko zamarzą. Z drugiej strony ich relacje z rodzicami ograniczają się często do minimum, czyli: „co tam w szkole ?”, „co zjesz ?” itp. U Magdy tak najczęściej wyglądają domowe rozmowy. Jej rodzice są ciągle zajęci pracą, zdarza się, że oboje wyjeżdżają za granicę, a wtedy w zasadzie Magda musi liczyć tylko na siebie. Niby ma fajnie, nikt jej się zbytnio nie wtrąca, stać ją na wiele rzeczy, ale jak długo można jeść zupki z torebki albo hamburgery ? Dlaczego dorosłym wydaje się, że kasą można zastąpić rozmowę i bliskość ? Moi rodzice nie są idealni i bardzo często mam ich serdecznie dosyć, szczególnie jak zaczynają zbyt mocno marudzić: „posprzątaj”, „weź się wreszcie za lekcje”, „wynieś śmieci”, „odejdź od komputera i lepiej poczytaj książkę”, ale chyba jest to cecha wszystkich bez wyjątku rodziców na całym świecie.
A, zapomniałabym. Mam jeszcze młodszego brata – Marcina. Nawet nie chce mi się o nim nic pisać. Kocham go, bo to przecież mój brat, ale uważam, że młodsze rodzeństwo, do czasu kiedy nie dorośnie, powinno żyć na innej planecie. Marcin potrafi bardzo skutecznie zatruć moje życie.
Na dzisiaj wystarczy pisania. Już prawie północ i jutro mogą być kłopoty z porannym wstawaniem. Nie chcę się spóźnić do szkoły.
czwartek
Dzisiaj w domu była niezła afera. Na szczęście, to nie mnie się dostało. Winowajcą był mój brat, który teraz zamknął się w naszym pokoju i do nikogo się nie odzywa. Wcześniej nazwał mnie i rodziców „bezduszycami” i „samolobami”. Myślę, że chodziło mu o samolubów i bezduszników. Marcin często przekręca słowa i nie jest to jedyna jego wada, niestety. Na szczęście zanim się zamknął, zdążyłam zabrać z pokoju plecak i teraz mogę na gorąco spisać całą aferę.
Mamy w domu taki zwyczaj, że jeśli mnie albo Marcinowi zostanie jakaś reszta z zakupów, po które wysłali nas rodzice, to wrzucamy ją do specjalnej zielonej puszki. Puszka stoi sobie spokojnie w kuchni na parapecie i nikt do niej nie zagląda. Chyba że chce wrzucić jakieś drobne. Kiedy w puszce uzbiera się większa kwota, idziemy wszyscy na niezdrowe, ale pyszne jedzenie, czyli pizzę, frytki, hamburgery, coca colę itp. Biorąc pod uwagę grosze, które lądują w zielonej puszce, to taka wyżerka zdarza nam się średnio raz w miesiącu. I właśnie przedwczoraj przeliczyliśmy wspólnie z tatą stan puszkowych finansów. W naszej domowej skarbonce było prawie pięćdziesiąt złotych. Dzisiaj po południu mieliśmy wspólnie wybrać się na pizzę. Miałam nawet zamiar dołożyć trochę własnych oszczędności i zaprosić do pizzerii również Agnieszkę i Magdę. Dobrze, że nie zdążyłam do nich zadzwonić ! Okazało się, że w zielonej puszce nie ma ani jednego grosika. Bardzo szybko wyszło na jaw, kto w rodzinie przywłaszczył sobie wspólną kasę. Wszystkie drobniaki zabrał z puszki Marcinek.
– Może jakoś spróbujesz nam to wytłumaczyć, synku ? – tata usiłował zachowywać się spokojnie, ale po jego minie widziałam, że mały nie wywinie się zbyt łatwo.
Mama na razie się nie odzywała, zajęta zaparzaniem herbaty. Jednak na jej twarzy wyraźnie malowało się zmartwienie. Wcale się nie dziwię, w końcu Marcin zachował się jak złodziej. Nawet jeśli te pieniądze były mu potrzebne (chociaż jakie potrzeby może mieć ośmiolatek ?), to powinien zapytać nas o pozwolenie, a nie wykradać je. Co on sobie wyobrażał, że to się nie wyda ? ! Że nie zauważymy ? ! Dzieciak, jak słowo daję.
– Marcin ? – tata odezwał się ponownie. – Możesz wreszcie coś powiedzieć ?
Mój brat stał naburmuszony, głowę miał opuszczoną, usta zaciśnięte. Nawet zrobiło mi się go trochę żal, ale zaraz przypomniałam sobie, że to przez niego ominęło mnie fajne popołudnie.
– Synku – tym razem odezwała się wreszcie mama – my czekamy. Zabrałeś bez pozwolenia pieniądze i chcielibyśmy wiedzieć, co z nimi zrobiłeś. Mamy do tego prawo.
Marcin nadal uparcie milczał.
– No cóż, skoro nic nie masz na swoje usprawiedliwienie, w takim razie zastanowimy się nad konsekwencjami. – Tata dość szybko postanowił zakończyć przesłuchanie. – Kradzież to coś bardzo poważnego, nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę ? Wydawało mi się, że w tym domu nie ma miejsca na takie rzeczy i że zawsze możemy być ze sobą szczerzy. Widocznie się myliłem. Idź teraz, proszę, do swojego pokoju.
Bardzo nie lubiłam takiego tonu u rodziców. Nieczęsto się zdarzało, aby w ten sposób się do nas zwracali, chyba że sprawa była poważna. A tym razem, nie ma co ukrywać – była. Marcin zdaje się też wyczuł, że to nie przelewki, bo broda zaczęła mu niebezpiecznie drgać. Zauważyłam jak zaciska pięści, żeby się nie rozpłakać. W innym wypadku pewnie bym się złamała i wzięła małego w obronę, ale tym razem uważałam, że rodzice mają rację. Co mu strzeliło do głowy ? !
– Pewnie wydał wszystko na jakieś głupstwa ! – wypaliłam, zapominając o siostrzanej lojalności. – Jak znam naszego Marcinka, to kasa poszła na komiksy. Mam rację braciszku ?
Mój młodszy brat spojrzał na mnie wzrokiem, który mógłby zabić. Na odległość czułam, że mnie w tej chwili nienawidzi.
– Czy to prawda ? – tata nadal usiłował wydusić z Marcina jakiekolwiek wyjaśnienia. – Marcin, czy możesz się wreszcie odezwać ? !
– Mogę – wydusił z siebie mały.
– No i ? – wszyscy patrzyliśmy na niego wyczekująco.
– Wcale nie wydałem tych pieniędzy na żadne komiksy ! – krzyknął. – W ogóle nic sobie nie kupiłem ! Ja …
– Tak ? To ciekawe, gdzie się podziała ta kasa ? ! – nie wytrzymałam. Mój braciszek najwyraźniej zaczynał kręcić.
– Zośka, poczekaj – uspokajała mnie mama. – Pozwólmy Marcinowi wytłumaczyć. To co zrobiłeś synku z pieniędzmi ?
– Wydałem wszystko na czekolady – mruknął pod nosem.
– Ciekawe ! A przed chwilą twierdziłeś, że nic sobie nie kupiłeś ! – pierwsza odzyskałam zdolność mówienia po tym wyznaniu Marcina.
– Bo nie kupiłem ich dla siebie.
– Nie, trzymajcie mnie ! Zabrał bez pytania pieniądze, nakupił czekolad i w żywe oczy kłamie, że to nie dla niego ! – byłam bezlitosna.
– Nie kłamię ! – Marcin już głośno odpowiedział na moje słowa. – To ty myślisz tylko o sobie ! I wy też ! – zwrócił się do rodziców. – Wszyscy jesteście „bezduszycami” i „samolobami” !
– Marcin … – usiłował coś powiedzieć tata.
– Jesteście ! Myślicie tylko, żeby pójść na pizzę i nic was więcej nie obchodzi ! – nic już nie było w stanie powstrzymać małego. – A nam pani w szkole opowiadała, że są takie biedne dzieci i one nie mają czasami co jeść ! I że trzeba im pomagać. To jak była w szkole zbiórka rzeczy dla takich dzieci – wiecie … zabawek, książek – to ja pomyślałem, że kupię im coś dobrego. Możecie na mnie krzyczeć, nic mnie to teraz nie obchodzi ! Niczego nie rozumiecie !
Byliśmy tak zaskoczeni tym wyznaniem Marcina, że przez dobrą chwilę ani ja, ani rodzice nie potrafiliśmy wydusić z siebie słowa. Zresztą mały nie czekał na naszą reakcję, tylko poszedł do naszego wspólnego pokoju i zamknął się w nim. Mama chciała natychmiast za nim pobiec, ale tata ją powstrzymał.
– Poczekaj, niech się trochę uspokoi – powiedział. – W międzyczasie wypijemy herbatę i zastanowimy się, co z tym fantem zrobić.
– Jak to co ? ! – zdziwiłam się. W ciągu kilku minut zaczęłam zupełnie inaczej myśleć o swoim bracie. Nie ma co ukrywać, nawet mi zaimponował. – Przecież wziął pieniądze w dobrym celu, chciał pomóc biednym dzieciom.
– Zgadza się córeczko, ale to nie zmienia faktu, że zabrał je po kryjomu. Przecież dobrze wiesz, że żadne z nas by nie odmówiło, gdyby przyszedł i powiedział, o co chodzi.
– Mama ma rację – wtrącił tata. – Obok pochwały, Marcin zasłużył również na karę i musimy pomyśleć, jak to rozwiązać.
Niby rozumiem rodziców, ale z drugiej strony uważam, że tym razem powinni odpuścić Marcinowi. Ja w każdym razie zamierzam jutro sięgnąć do własnych oszczędności i zabrać małego na jakieś pyszne ciacho. Zasłużył na nie ! A teraz dzwonię do Agi i Magdy. Marcin dał mi do myślenia. Można by zorganizować podobną zbiórkę w naszej klasie.
ps Rodzice jednak ukarali braciszka za samowolne zabranie kasy. Marcin ma obciętą tygodniówkę i przez najbliższy miesiąc będzie wynosić śmieci. Nawet nie zaprotestował, tym bardziej, że w uznaniu za jego dobre serce, mama upiekła pyszne ciasto czekoladowe.
Dziewczyny mają się zastanowić, jak pomóc innym dzieciakom.
piątek
Tak jak myślałam, Magda i Aga zapaliły się do pomysłu pomagania biednym dzieciom. Zostałyśmy po lekcjach w szkole i omówiłyśmy plan działania. Aga stwierdziła, że w pomoc można zaangażować całą szkołę, a nie tylko jedną czy dwie klasy.
– Wtedy zbierzemy o wiele więcej – przekonywała. Takie akcje to był jej żywioł. Uwielbiała udzielać się społecznie. Była wolontariuszką przy jednej ze świetlic socjoterapeutycznych w naszym mieście. Chciała nas – mnie i Magdę – też wciągnąć do tej pracy, ale jakoś ciągle brakuje mi czasu.
– Super ! – Magda od razu podchwyciła pomysł. – Namalujemy plakaty i porozwieszamy je w całej szkole. Trzeba jeszcze wymyślić jakieś hasło, żeby trafiało do ludzi. Ja się tym zajmę. Jeszcze dzisiaj.
– Ok – powiedziałam – ale musimy chyba określić, co będziemy zbierać. Czy mają to być zabawki, książki, słodycze, a może pieniądze ?
– Ja uważam, że wszystko może być – Aga jak zwykle podchodziła do sprawy rozważnie. – Tylko trzeba by się zastanowić, komu to potem przekażemy.
– Jak to komu ? ! – obie z Magdą nie kryłyśmy zdziwienia. – Biednym dzieciakom przecież !
Adze jednak nasza odpowiedź nie wystarczała, bo zadała kolejne pytanie:
– Tak, a którym konkretnie ? Skąd będziemy wiedzieć, kto i czego najbardziej potrzebuje ?
Muszę przyznać, że zupełnie się nad tym nie zastanawiałam. Aga jednak miała rację. Powinnyśmy wiedzieć, komu podarujemy zebrane rzeczy. Głupio byłoby podchodzić do ludzi i pytać, czy nie potrzebują czegoś.
– A te dzieci z twojej świetlicy ? – zapytałam. – Przecież większość z nich ma trudną sytuację w domu.
– Zgadza się, ale jak znam życie, to tego, co uda nam się zebrać, i tak nie wystarczy dla wszystkich.
– To co robimy ? – spytała Magda, jednocześnie patrząc na zegarek.
– Spieszysz się ? – byłam trochę zdziwiona, bo przecież już wczoraj zaplanowałyśmy to spotkanie.
Magda trochę się zmieszała i jakby lekko zaczerwieniła:
– Eee, jakby to powiedzieć …
– Najlepiej prosto – stwierdziła Aga.
– Bo wiecie dziewczyny, ja was bardzo przepraszam, ale umówiłam się dzisiaj z takim jednym chłopakiem i …
– Z kim ? ! – obie z Agą nie potrafiłyśmy ukryć ciekawości. Do tej pory żadna z nas nie umawiała się z chłopakami. Różni się tam koło nas kręcili. Za Agą to nawet taki jeden chodzi na każdej przerwie i wyznaje jej publicznie miłość. Ale to wszystko nie na poważnie. Magda nas zaskoczyła, nie ma co ukrywać.
– Z Bartkiem. On chodzi już do drugiej gimnazjum – oznajmiła z dumą.
– Dlaczego nic nam wcześniej nie powiedziałaś ? – zapytałam z wyrzutem. – Myślałam, że wszystko sobie mówimy. Chodzisz z nim ?
– Nie, no co ty – Magda machnęła ręką. – Dopiero co go poznałam. Przysłał mi dzisiaj sms-a, że po południu będzie w parku i jak chcę, to mogę tam przyjść. I wiecie … on mi się nawet podoba.
– A gdzie go poznałaś ? – tym razem Aga przejęła „śledztwo”.
– U Baśki. Byłam u niej w środę po lekcjach i on tam był z jakimś kolesiem.
– To musiałaś wpaść mu w oko – stwierdziłam – bo dzisiaj jest piątek, a on już cię zaprasza na randkę. Fajny jest ? Opowiedz. Jak wygląda ?
– Bartek, bo on, jak już mówiłam, ma na imię Bartek, jest super ! – widać było jak Magda cała się rozpływa na samą myśl o chłopaku. – Trochę podobny do Roberta Pattinsona i ma taki fajny skuter. A do tego świetnie się ubiera.
Muszę szczerze przyznać, że lekko mnie skręciło w dołku z zazdrości. Nie dość, że Magdą zainteresował się jakiś chłopak, to w dodatku jest podobny do mojego idola. Ta to ma szczęście !
– A ja tam wolę Orlanda Blooma – powiedziała Aga – ale Pattinson ostatecznie też może być.
Spojrzałyśmy na siebie wszystkie i wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem. Dobre: „Pattinson ostatecznie też może być”. Zabrzmiało to tak, jakby wszyscy faceci się za nami uganiali, a my tylko przebieramy w ofertach.
– To co dziewczyny, mogę iść ?
– Pewnie – odpowiedziała Aga – ale pod warunkiem, że jutro nam wszystko dokładnie opowiesz.
– Oki. Pa pa ! – krzyknęła Magda i już jej nie było.
Chwilę milczałyśmy. Jedna z nas na randce, to był prawdziwy news dnia.
– To co robimy z tą zbiórką ? – pierwsza odezwała się Aga.
– Z jaką zbiórką ? – spojrzałam na nią nieprzytomnie. Głowę miałam teraz zajętą zupełnie innymi myślami. – Aaaaa, może w poniedziałek pogadamy o tym na godzinie wychowawczej z całą klasą i wspólnie coś się wymyśli ?
– Super. – Aga była chyba zadowolona, że temat naszej akcji został na razie zamknięty. Zresztą, kto by nie był. Miałyśmy do obgadania o wiele ważniejsze sprawy. – To co robimy teraz ?
– Może skoczymy na lody ? – zaproponowałam.
Na szczęście w naszej ulubionej cukierni „Pistacja”, która znajdowała się tuż obok szkoły, nie było dzisiaj zbyt wielu znajomych. Mogłyśmy spokojnie pogadać. Ale kiedy już każda z nas usiadła ze swoją porcją lodów, nie wiedziałyśmy, od czego zacząć. Tym bardziej, że trochę głupio obgadywać najlepszą przyjaciółkę. Poza tym, muszę szczerze przyznać, byłam zazdrosna. Też chciałabym umówić się z chłopakiem.
– A wiesz, że Klaudia chodzi znowu z Mikołajem, tym z szóstej „c” ? – rozmowę zaczęła Aga. Kiwnęłam tylko potakująco głową, zajęta pałaszowaniem chrupiącego wafelka. Pół szkoły o niczym innym teraz nie mówi. Klaudia, która chodzi z nami do klasy, i Mikołaj zrywają ze sobą i godzą się średnio kilka razy w miesiącu. Wszyscy już się do tego przyzwyczaili, ale ostatnio podobno bardzo się pokłócili. Klaudia zaczęła nawet kręcić z jakimś innym chłopakiem, a dziewczyny robiły zakłady, którą z nich Mikołaj poprosi o chodzenie. Aż tu nagle pojawili się razem na szkolnej dyskotece.
– Ciekawe jak długo tym razem ze sobą wytrzymają ? – spytałam. – Aga, a tobie podoba się któryś chłopak z naszej szkoły ?
– Nie wiem … – przyjaciółka chwilę się zastanawiała. – Nie, jeśli mam być szczera, to nie. Lubię niektórych, na przykład Darek jest fajny albo Kuba. Ale tak, żeby myśleć o którymś z nich cały czas, to nie. A tobie ?
– A nie powiesz nikomu ?
– Nie powiem – zapewniła. – Mów.
– Mnie się bardzo podoba Patryk – wykrztusiłam.
Bałam się, że Aga mnie wyśmieje, ale ona tylko pokiwała z uznaniem głową i powiedziała:
– Całkiem niezły wybór.
– Co z tego ? I tak nie mam u niego żadnych szans.
– Dlaczego ? – Aga była szczerze zdziwiona.
– Sama wiesz, ile się koło niego kręci dziewczyn. Przecież to najfajniejszy chłopak w klasie !
– Ale on z żadną z nich nie chodzi – odpowiedziała natychmiast przyjaciółka.
– No tak, ale mnie przy nim zdarzają się same wpadki – wyznałam. – Pamiętasz tę ostatnią z okularami ?
Aga roześmiała się w głos na wspomnienie tamtej historii. Gdyby nie była moją przyjaciółką, pewnie bym się obraziła.
– Sama widzisz, że jestem żałosna – stwierdziłam smutno. Szczerze mówiąc, z trudem powstrzymywałam łzy.
– Zośka, daj spokój – próbowała mnie pocieszyć. – Śmieję się, bo to była naprawdę niezła historia, ale myślę, że Patryk dawno o niej zapomniał.
– Mówisz ? – zapytałam z nadzieją.
– Pewnie – potwierdziła Aga. – Moja siostra twierdzi, że faceci nie zwracają uwagi na takie szczegóły. A sama wiesz, że ona się na tym zna.
To prawda, Sandra, starsza o pięć lat siostra Agi, ma prawo wypowiadać się na tematy damsko męskie. Od trzech lat chodzi z jednym i tym samym chłopakiem. Poza tym jest nie tylko ładna, ale i bardzo fajna. Nigdy nie zadzierała nosa i mimo że jesteśmy młodsze, to zawsze z nami chętnie rozmawia. A jak w szkole jest dyskoteka, to zawsze możemy na nią liczyć w kwestii stroju, bo albo doradzi nam co do czego pasuje, albo, co ważniejsze, pożyczy coś ze swojej szafy.
– To na co zwracają uwagę ? – nie ukrywałam swojej ciekawości.
Aga w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami. Czyli dalej niewiele wiem. Może by tak zapytać mamy ? Trochę jednak głupio. Rozmowa na temat chłopaków została wyczerpana. Obie zajęłyśmy się pochłanianiem lodów. W „Pistacji” oferują najlepsze ciastka i lody w całym mieście. Cukiernię prowadzą dwie młode dziewczyny, same pieką i wymyślają nowe smaki lodów. Ja uwielbiam waniliowe, posypane uprażonymi pestkami dyni i polane olejem dyniowym, który daje taki niesamowity zielonkawy kolor. Niebo w gębie. Oprócz smakowitości w „Pistacji” jest nastrój. Właścicielki postawiły tylko kilka stolików, ale za to każdy stanowi jakby osobną wyspę. Jest intymnie, można pogadać bez obawy, że sąsiad z innego stolika podsłucha rozmowę. Naprawdę sporo ludzi tutaj zagląda. Nasza trójka odwiedza „Pistację” przynajmniej raz w tygodniu.
Zjadłyśmy lody, obgadałyśmy jeszcze trochę parę naszych koleżanek ze szkoły i umówiłyśmy się z Agą na telefon w sobotę. Zresztą, nie ma co ukrywać, że przede wszystkim obie będziemy czekały na jakikolwiek sygnał ze strony Magdy.