Nie bój się życia - Katarzyna Miller - ebook + książka

Nie bój się życia ebook

Katarzyna Miller

4,5

17 osób interesuje się tą książką

Opis

Uwolnij się od lęku i żyj pełnią życia.

W książce Nie bój się życia Katarzyna Miller pokazuje, że najważniejszy w życiu jest… brak lęku przed nim i tym wszystkim, co ono niesie. Opierając się na doświadczeniach swoich pacjentów, przyjaciół, a także swoich własnych autorka pomaga stawiać czoło najrozmaitszym lekom, które nas ogarniają. I zachęca, by żyć pełną piersią.

Z książki dowiesz się m.in. dlaczego ludzie tak naprawdę boją się szczęścia i jak ten lęk uniemożliwia jego osiągnięcie, jak nie bać się błędów, egoizmu, stawiania granic, a także tego „co ludzie pomyślą”.

Wielu rzeczy, których życie nam dostarcza, w ogóle nie chcemy, udajemy, że ich nie ma, uciekamy przed nimi, a przede wszystkim, boimy się. Starości i starzenia się, śmierci i umierania, choroby, ubóstwa, zdrady, osamotnienia, porażki… Będę w tej książce dzielić się z Wami swoją wiedzą o lękach. Ogromnie mi zależy na tym, żebyśmy je szanowali, ale nie ulegali im, liczyli się z nimi, umieli je nazwać i przeżyć, ale nie byli ich ofiarami. Można mieć miłość, pieniądze, zdrowie, rodzinę i zewnętrzne bezpieczeństwo, ale jeśli czujemy lęk – zje on radość i zadowolenie ze wszystkiego.

 

Katarzyna Miller

Katarzyna Miller

Najsłynniejsza polska psycholożka. Charyzmatyczna, odważna, dowcipna i pogodna, ale też szczera do bólu. Psychoterapeutka z kilkudziesięcioletnią praktyką terapeutyczną w zakresie terapii indywidualnej, małżeńskiej i grupowej. Ukończyła psychologię i filozofię na UW. Treningu psychologicznego i prowadzenia psychoterapii uczyła się w Ośrodku Synapsis od prof. dr. hab. Kazimierza Jankowskiego, a następnie od rzeszy nauczycieli polskich i zagranicznych (w tym Carla Rogersa). Wykładowczyni na licznych warsztatach rozwojowych dla kobiet. Felietonistka miesięcznika „Zwierciadło”. Autorka i współautorka wielu bestsellerowych poradników, m.in. Chcę być kochana tak, jak chcę, Nie bój się życia, Instrukcja obsługi faceta, Kup kochance męża kwiaty (Wydawnictwo Zwierciadło). 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 106

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (483 oceny)
307
116
52
8
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dorcia96

Dobrze spędzony czas

Książkę czyta się szybko i przyjemnie. Nie jest to coś odkrywczego, ale na pewno wiele kwestii dobrze sobie uświadomić.
10
tcayzac

Nie oderwiesz się od lektury

Zaraz wysłucham po raz drugi. Świetna
00
TheSzimek

Dobrze spędzony czas

Prosto o zniekształcającym życie lęku. Dobra zajawka dla zaczynających zapoznawanie się z tą tematyką.
00
Kasia1827

Nie oderwiesz się od lektury

Super pozycja. Napisana prostym językiem, szybko się czyta.
00
urlizzygrantldr

Dobrze spędzony czas

Bardzo interesująca i pełna ciekawych przemyśleń pozycja :)
00

Popularność




© Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o., War­szawa 2023 Text © co­py­ri­ght by Ka­ta­rzyna Mil­ler
Re­dak­cja i ko­rekty: Me­lanż
Okładka i ilu­stra­cje: Zuza Miśko
Ła­ma­nie i skład: Plu­part, Piotr Szczer­ski
Re­dak­torka ini­cju­jąca: Mag­da­lena Cho­rę­bała
Dy­rek­tor pro­duk­cji: Ro­bert Je­żew­ski
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Re­pro­du­ko­wa­nie, ko­pio­wa­nie w urzą­dze­niach prze­twa­rza­nia da­nych, od­twa­rza­nie, w ja­kiej­kol­wiek for­mie oraz wy­ko­rzy­sty­wa­nie w wy­stą­pie­niach pu­blicz­nych tylko za wy­łącz­nym ze­zwo­le­niem wła­ści­ciela praw au­tor­skich.
Wy­da­nie V uzu­peł­nione
ISBN: 978-83-8132-494-6
Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o. ul. Wi­dok 8, 00-023 War­szawa tel. 603 798 616
Dział han­dlowy: han­dlowy@gru­pa­zwier­cia­dlo.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Moim pierw­szym wspo­mnie­niem jest lęk. Mam ja­kieś dwa lata, sie­dzę na noc­niku i prze­ży­wam pa­nikę sa­mot­no­ści i po­zo­sta­wie­nia. Ni­kogo przy mnie nie ma! Te­raz wiem, że pew­nie nia­nia wy­szła wtedy na chwilkę do sklepu, ale dla ma­łego dziecka to wiecz­ność. Na szczę­ście dru­gim świa­do­mym wspo­mnie­niem jest za­chwyt nad pięk­no­ścią zie­lo­nego traw­nika z żół­tymi mle­czami. Długo moje ży­cie oscy­lo­wało mię­dzy lę­kiem a za­chwy­tem.

Jako dzieci prze­ży­wamy wszystko po raz pierw­szy. Jako ga­tu­nek do­sta­jemy w wy­po­sa­że­niu lęk eg­zy­sten­cjalny; przed ogro­mem wszech­świata, przed na­szą w nim ma­leń­ko­ścią i zni­ko­mo­ścią, bra­kiem od­po­wie­dzi na py­ta­nie o sens ist­nie­nia. A je­śli się jesz­cze doda do tego prze­różne in­dy­wi­du­alne hi­sto­rie ży­ciowe, pełne nie­zro­zu­mień, nie­do­ko­chań, strat, ka­ta­strof i udręk – mu­simy usza­no­wać i do­ce­nić na­sze stra­te­gie prze­trwa­nia, które po­zwo­liły nam do­trzeć do dnia dzi­siej­szego. Brawo za na­szą dziel­ność, upór, od­wagę i in­te­li­gen­cję w wy­twa­rza­niu wszel­kich me­cha­ni­zmów obron­nych!

Ale też biada nam, bo się do tych me­cha­ni­zmów tak przy­wią­za­li­śmy, tak się nimi au­to­ma­tycz­nie po­słu­gu­jemy, że na­wet cza­sem na­zy­wamy je, o zgrozo, swoją istotą! Jak wró­cić do SIE­BIE? Jak żyć, czer­pać ze swej istoty, a nie z krzy­wych pod­pó­rek, które już się prze­żyły i prze­szka­dzają, za­miast po­ma­gać?

Po­nie­waż spo­ty­kały nas krzywdy, na­uczy­li­śmy się im za­prze­czać, ra­cjo­na­li­zo­wać je, wy­pie­rać, tłu­mić lub od­wrot­nie – ro­ścić so­bie z ich po­wodu spe­cjalne prawa, na zmianę uspra­wie­dli­wiać i po­tę­piać sie­bie i in­nych.

Wielu rze­czy, któ­rych ży­cie nam do­star­cza, w ogóle nie chcemy, uda­jemy, że ich nie ma, ucie­kamy przed nimi, a przede wszyst­kim, bo­imy się. Sta­ro­ści i sta­rze­nia się, śmierci i umie­ra­nia, cho­roby, ubó­stwa, zdrady, osa­mot­nie­nia, po­rażki, błędu, braku wy­gra­nych, kry­tyki, od­rzu­ce­nia, bez­rad­no­ści...

Będę w tym miej­scu dzie­lić się z Wami swoją wie­dzą o tych lę­kach. Ogrom­nie mi za­leży na tym, że­by­śmy je sza­no­wali, ale nie ule­gali im, li­czyli się z nimi, umieli je na­zwać i prze­żyć, ale nie byli ich ofia­rami.

W świet­nej książce A.A. Milne’a (tak, tego od Ku­bu­sia Pu­chatka) Dwoje lu­dzi mąż co prawda ko­cha swoją żonę, ale jej cią­gle nie do­ce­nia. Aż do dnia, kiedy biorą udział w po­waż­nej dys­ku­sji z przy­ja­ciółmi o tym, co jest naj­waż­niej­sze w ży­ciu. Ktoś mówi mi­łość, inny pie­nią­dze, na­stępni zdro­wie, ro­dzina, bez­pie­czeń­stwo... Na­gle od­zywa się żona: „Naj­waż­niej­sze to nie bać się!”. Wszy­scy milkną z sza­cun­kiem i przy­znają jej ra­cję.

Za­pa­mię­ta­łam. I tę prawdę, że z orze­ka­niem o cu­dzej mą­dro­ści le­piej się nie spie­szyć, i tę, jak pie­kiel­nie ważne jest NIE BAĆ SIĘ. Można mieć mi­łość, pie­nią­dze, zdro­wie, ro­dzinę i ze­wnętrzne bez­pie­czeń­stwo, ale je­śli czu­jemy lęk – zje ra­dość i za­do­wo­le­nie ze wszyst­kiego.

Ale jest prze­cież także lęk zdrowy, ko­nieczny do tego, by za­cho­wać ży­cie. Ten, który nam nie po­zwala wła­zić po nocy w ciemne, nie­znane miej­sca czy wsa­dzać palca w kon­takt ani w ogień. Lęk mą­dry, bez któ­rego by­li­by­śmy sza­leń­cami. I jest też ten lęk, do któ­rego od­wo­łuje się umowa spo­łeczna i wy­cho­wa­nie dzieci – że zo­sta­niemy sami, je­śli nie bę­dziemy pa­so­wać. Wła­dza, jaką on daje in­nym nad na­szym ży­ciem, jest czę­sto nad­uży­wana i przez na­szych opie­ku­nów, i przez tych, któ­rzy nami rzą­dzą. Jed­nak na­sza wraż­li­wość, po­trzeba przy­na­leż­no­ści i bli­sko­ści z in­nymi po­zwa­lają nam two­rzyć spo­łe­czeń­stwa i wspól­noty, a także ro­dziny i part­ner­stwo. Bez tego lęku jest psy­cho­pa­tia.

NIE BAĆ SIĘ to zna­czy móc prze­żyć lęk i nie stać się jego ofiarą. Spo­tka­łam cu­downy tekst o lęku w Diu­nie Her­berta. Po­maga mi za­wsze. „Nie wolno się bać. Strach za­bija du­szę. To mała śmierć, a wiel­kie umie­ra­nie. Sta­wię mu czoła. Nie­chaj przej­dzie po mnie i przeze mnie. A kiedy przej­dzie, ob­rócę oko mo­jej jaźni na jego drogę. Któ­rędy strach prze­szedł, ni­czego już nie bę­dzie. Tylko ja po­zo­stanę”.

Cie­kawe, że więk­szość tych, któ­rzy długo żyją, na­rzeka. Umie­rają nie­mow­lęta, dzieci, mło­dzi lu­dzie, oni do­stają ogromny dar, a ma­ru­dzą: „Nie udała się Bogu sta­rość!”. Od­rzu­cają tę część ży­cia z pre­ten­sją, że wie­dzie ku koń­cowi i ob­fi­tuje w cho­roby, utratę urody, war­to­ści spo­łecz­nej. Więc już „nie warto”.

ŻYĆ NIE WARTO?! To NAM się sta­rość nie udaje. Kie­dyś była sza­no­wana i ce­niona. Wszystko trzy­mali w ręku ne­sto­rzy. Mieli mło­dych za nic. Więc mło­dość bie­rze okrutny od­wet. Za nic ma to, co długo trzeba zdo­by­wać: do­świad­cze­nie, wie­dzę, doj­rza­łość, mą­drość, spo­kój. Chce szyb­kiego po­sia­da­nia, waż­no­ści i upo­je­nia. Ci z te­raź­niej­szych mło­dych szy­kują so­bie trudną sta­rość. Bo do­bra sta­rość to efekt ca­łego ży­cia i sku­tek świa­do­mego, do­brego my­śle­nia o CA­ŁYM ży­ciu.

Nie przy­go­to­wu­jemy się świa­do­mie do seksu, związ­ków, po­sia­da­nia dzieci... Dla­cze­góż by więc aku­rat do sta­ro­ści? Bo jest zwień­cze­niem na­szego ży­cia.

Wiele osób wi­dzi ży­cie jako drogę w dół. Ja, tak jak Jung, wi­dzę ży­cie czło­wieka jako po­wolną wę­drówkę ku gó­rze lub w głąb. Wę­drówkę ku cze­muś. Każda faza ży­cia jest nie­zbędna, by ży­cie było peł­nią ludz­kiego losu. Sta­rość jest jego uko­ro­no­wa­niem. Ze­bra­niem w bu­kiet do­świad­cze­nia, prze­ni­kli­wo­ści, oso­bo­wo­ści, sto­sunku do świata i do sie­bie. Jest do­tar­ciem do Jaźni jako do celu, speł­nie­nia się w nas czło­wie­czeń­stwa.

W fil­mie Czas, który po­zo­stał Fra­nçois Ozona po­ja­wia się po­stać bę­dąca uoso­bie­niem ta­kiej po­stawy. Jest nią babka mło­dego czło­wieka, któ­rego ży­cie ma się skoń­czyć z po­wodu cho­roby. Do babki wła­śnie udaje się wnuk, by ujaw­nić swój stan i otrzy­mać po­cie­chę. Je­anne Mo­reau jest cu­dow­nie stara. Cu­dow­nie piękna. Jesz­cze pięk­niej­sza dla mnie niż przed laty, gdy była gładka i grała amantki. Jej wy­mowna twarz, po­bruż­dżona przez zmarszczki, jej spo­kojne, świe­tli­ste spoj­rze­nie i we­wnętrzna rów­no­waga przy­no­szą uko­je­nie i bo­ha­te­rowi filmu, i wi­dzowi. Ona nie boi się roz­ma­wiać o cho­ro­bie ani o śmierci. Ani swo­jej, ani wnuka. Nie musi dużo mó­wić, bo nie trzeba ni­czego tłu­ma­czyć. Trzeba tylko umieć na­prawdę być bli­sko i umieć to naj­pro­ściej prze­ka­zać, by ofia­ro­wać uko­je­nie. I nie po­trzeba fał­szy­wego żalu, że babka prze­żyje wnuka.

Kogo bę­dzie grała np. Ca­the­rine De­neuve „na­cią­gnięta” tak, że już na­wet trudno jej się uśmie­chać? Piękne ko­biety, nad­mier­nie się utoż­sa­mia­jące ze swą urodą, cier­pią szcze­gól­nie. Po­dob­nie męż­czyźni, dla któ­rych naj­waż­niej­sza była moc fi­zyczna lub jej zna­cze­nie. Cier­pią, bo już wcze­śniej za­bu­rzyli rów­no­wagę swego roz­woju, chcąc na za­wsze po­zo­stać na prze­mi­ja­ją­cym eta­pie. A Ce­sária Évora z bo­skim spo­ko­jem wy­śpie­wuje ca­łemu światu urodę ży­cia, która nie mija wła­śnie dla­tego, że się zmie­nia.

Prze­mi­ja­nie jest gwa­ran­cją tego, że za­wsze jest cie­ka­wie. Wy­obraź­cie so­bie róże, które nie będą wię­dły, sło­neczny dzień, który bę­dzie trwał i trwał, nas, któ­rzy bę­dziemy wciąż tacy sami... Czas za­miera, wszystko staje w bez­ru­chu. Brrr.

Po­wie­cie: ale to ciało, które nas za­wo­dzi, te jego zdrady... Nikt tego nie chce. Ja też nie. Spa­dłam kie­dyś ze scho­dów. Je­stem ciężką babą i sa­ni­ta­riu­sze, któ­rzy mnie nie­śli do ka­retki, nie mieli ła­two. Po­my­śla­łam o nich, za­miast tylko o so­bie, i po­wie­dzia­łam im, że bar­dzo im współ­czuję, że mają taką ciężką pracę. Ro­ze­śmiali się. Je­den z nich trzy­mał mnie przez całą drogę za rękę, a po­tem od­wie­dził w szpi­talu parę razy. Po tym do­świad­cze­niu ja­koś mniej się boję sy­tu­acji za­leż­no­ści od in­nych. Pie­lę­gniarki sporo mo­głyby po­wie­dzieć, jaka jest róż­nica w opie­ko­wa­niu się osobą nie­za­do­wo­loną, sku­pioną na wła­snym nie­szczę­ściu, a taką po pro­stu wdzięczną.

Lu­bię się sta­rzeć. Lu­bię co­raz spo­koj­niej doj­rze­wać w cie­ple ak­cep­ta­cji sie­bie, in­nych i świata. W zro­zu­mie­niu, po co je­stem tu­taj i te­raz. W co­raz grun­tow­niej­szym roz­róż­nia­niu waż­nego od tego, co mniej ważne.

Jaka to ulga i ra­dość: już nie czuję, że tam, gdzie mnie wła­śnie nie ma, dzieje się coś wspa­nia­łego, co aku­rat mnie omija. Do­bre jest tam, gdzie ja je­stem. Za­wsze wie­dzia­łam, że druga po­łowa ży­cia bę­dzie lep­sza. Tak wła­śnie jest. Od kilku lat za­czę­łam ukła­dać pio­senki i je śpie­wać. Same przy­szły. Ba! Od­wa­ży­łam się i wy­da­łam już dwie płyty. Wie­czór cie­plej­szy niż ra­nek. Czego i Wam ser­decz­nie ży­czę.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki