Objaśnienie marzeń sennych (Interpretacja snów) - Zygmunt Freud - ebook

Objaśnienie marzeń sennych (Interpretacja snów) ebook

Zygmunt Freud

3,0

Opis

Objaśnianie marzeń sennych (Die Traumdeutung) Zygmunta Freuda to fundamentalne dzieło, które zrewolucjonizowało nasze rozumienie ludzkiej psychiki. Freud, ojciec psychoanalizy, przedstawia w tej książce swoje teorie dotyczące snów, uważając je za wyraz ukrytych, nieświadomych pragnień. Autor analizuje mechanizmy psychiczne, które rządzą marzeniami sennymi, takie jak kondensacja, przemieszczenie czy symbolizacja, odkrywając w nich głębokie znaczenie, jakie mają dla naszego umysłu.

Książka ta, uznawana za jedno z najważniejszych dzieł XX wieku, wprowadza czytelnika w fascynujący świat symboli, podświadomości i skomplikowanych procesów pracy marzenia sennego. Freud przekonuje, że sny mogą być kluczem do zrozumienia naszych emocji, lęków i pragnień, a ich analiza może prowadzić do głębokiej refleksji nad sobą.

Objaśnianie marzeń sennych (Interpretacja snów) to obowiązkowa lektura dla każdego, kto interesuje się psychologią, psychoanalizą lub ludzką naturą. To również doskonała pozycja dla tych, którzy chcą zrozumieć, w jaki sposób sny mogą wpływać na nasze codzienne życie.

Dlaczego warto przeczytać?

  • Odkryj, jak sny ujawniają nasze ukryte pragnienia i lęki.

  • Poznaj podstawy psychoanalizy, które wywarły ogromny wpływ na współczesną psychologię.

  • Zanurz się w świecie symboli i interpretacji snów, które mogą dostarczyć nowych wglądów w ludzką naturę.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 739

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ob­ja­śnie­nie ma­rzeń sen­nych (In­ter­pre­ta­cja snów)Zyg­munt Freud

Ob­ja­śnie­nie ma­rzeń sen­nych (In­ter­pre­ta­cja snów)Zyg­munt Freud

Co­py­ri­ght © by Wie­dza­24h.pl, 2024

Wszel­kie prawa za­strze­żone. 

Skład epub, mobi i pdf: Gegol

ISBN: 978-83-68324-29-7

http://www.wie­dza­24h.pl/

Wstęp "In­ter­pre­ta­cji snów" Zyg­munta Freuda

"In­ter­pre­ta­cja snów" Zyg­munta Freuda, opu­bli­ko­wana po raz pierw­szy w 1899 roku, to jedno z naj­waż­niej­szych i naj­bar­dziej re­wo­lu­cyj­nych dzieł w hi­sto­rii psy­cho­lo­gii. Książka ta za­po­cząt­ko­wała nową erę w ba­da­niach nad ludzką psy­chiką, wpro­wa­dza­jąc kon­cep­cję nie­świa­do­mo­ści jako istot­nego ele­mentu wpły­wa­ją­cego na nasze życie. Freud, w opar­ciu o swoją prak­tykę psy­cho­ana­li­tyczną i do­świad­cze­nia za­wo­dowe, wy­snuł tezę, że sny są nie tylko bez­ład­nymi ob­ra­zami, ale przede wszyst­kim ma­ni­fe­sta­cją skry­wa­nych pra­gnień, lęków i kon­flik­tów we­wnętrz­nych.

"In­ter­pre­ta­cja snów" to dzieło, w któ­rym Freud wpro­wa­dził jedną ze swo­ich naj­bar­dziej zna­nych teo­rii – teo­rię speł­nie­nia ży­czeń, we­dług któ­rej każda treść snu jest wy­ra­zem pra­gnień drze­mią­cych w nie­świa­do­mo­ści, czę­sto wy­par­tych lub za­ka­mu­flo­wa­nych przez me­cha­ni­zmy obronne umy­słu. Zda­niem Freuda, ma­rze­nia senne mogą być drogą do od­kry­cia tych ukry­tych pro­ce­sów psy­chicz­nych, a ich ana­liza daje moż­li­wość głęb­szego wglądu w na­turę ludz­kiej psy­chiki.

Pierw­sze wy­da­nie książki nie cie­szyło się znaczną po­pu­lar­no­ścią. Za­le­d­wie kil­ka­set eg­zem­pla­rzy zna­la­zło na­byw­ców w pierw­szych la­tach po jej pu­bli­ka­cji. Jed­nak wraz z ro­sną­cym za­in­te­re­so­wa­niem psy­cho­ana­lizą i dal­szymi ba­da­niami Freuda, "In­ter­pre­ta­cja snów" zy­skała na zna­cze­niu, sta­jąc się jedną z klu­czo­wych po­zy­cji w roz­woju psy­cho­lo­gii XX wieku. Książka w póź­niej­szych wy­da­niach była roz­sze­rzana i mo­dy­fi­ko­wana, a Freud do­da­wał nowe przy­kłady i po­głę­biał swoje ana­lizy, co po­zwa­lało na szer­sze zro­zu­mie­nie fe­no­menu snu w kon­tek­ście ludz­kiej psy­chiki.

W książce tej Freud przed­sta­wił rów­nież szcze­gó­łową me­todę ana­lizy ma­rzeń sen­nych, tzw. me­todę swo­bod­nych sko­ja­rzeń. Dzięki niej sny mogą być in­ter­pre­to­wane jako sym­bo­liczne re­pre­zen­ta­cje nie­świa­do­mych myśli i emo­cji, co po­zwala na od­kry­cie we­wnętrz­nych kon­flik­tów pa­cjenta. Wy­ko­rzy­stu­jąc tę me­todę, Freud otwo­rzył nową ścieżkę w zro­zu­mie­niu ludz­kich za­bu­rzeń psy­chicz­nych, ta­kich jak fobie, ob­se­sje czy ner­wice.

Freud uzna­wał sen za formę wy­ra­ża­nia pra­gnień, które w sta­nie czu­wa­nia są tłu­mione przez cen­zurę psy­chiczną, co pro­wa­dzi do tego, że treść snu czę­sto przy­biera formę sym­bo­liczną. Sym­bole senne, zda­niem Freuda, mają swoje źró­dło w pod­świa­do­mo­ści, a ich in­ter­pre­ta­cja może pro­wa­dzić do głę­bo­kiego zro­zu­mie­nia nie­świa­do­mych pro­ce­sów psy­chicz­nych, czę­sto ma­ją­cych klu­czowe zna­cze­nie dla zdro­wia psy­chicz­nego czło­wieka.

"In­ter­pre­ta­cja snów" nie ogra­ni­cza się je­dy­nie do ba­da­nia snów. Freud wplótł w nią sze­ro­kie ana­lizy kul­tu­rowe, li­te­rac­kie i mi­to­lo­giczne, do­strze­ga­jąc, że sny od­zwier­cie­dlają nie tylko in­dy­wi­du­alne pra­gnie­nia, ale także uni­wer­salne ludz­kie do­świad­cze­nia. Od­wo­ła­nia do mitów, li­te­ra­tury oraz fi­lo­zo­fii znaj­dują się w całej książce, czy­niąc ją nie tylko dzie­łem psy­cho­lo­gicz­nym, ale także istot­nym dzie­łem w kon­tek­ście sze­roko po­ję­tej hu­ma­ni­styki.

Dzieło Freuda wy­warło ogromny wpływ na roz­wój psy­cho­te­ra­pii i nauk o umy­śle, a jego idee na trwałe wpi­sały się w hi­sto­rię psy­cho­lo­gii. "In­ter­pre­ta­cja snów" stała się fun­da­men­tem wielu póź­niej­szych teo­rii do­ty­czą­cych psy­cho­lo­gii nie­świa­do­mo­ści, a także klu­czo­wym punk­tem od­nie­sie­nia w ba­da­niach nad snami. Książka ta nie tylko zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wała spo­sób, w jaki po­strze­gamy ma­rze­nia senne, ale rów­nież otwo­rzyła drogę do no­wego spoj­rze­nia na na­turę ludz­kich pra­gnień, lęków i we­wnętrz­nych kon­flik­tów.

Pol­skie tłu­ma­cze­nie "In­ter­pre­ta­cji snów" daje współ­cze­snym czy­tel­ni­kom moż­li­wość za­po­zna­nia się z tym prze­ło­mo­wym dzie­łem, które, mimo upływu lat, wciąż sta­nowi fun­da­ment dla wielu teo­rii psy­cho­lo­gicz­nych i psy­cho­te­ra­peu­tycz­nych. Freu­dow­skie idee, choć wie­lo­krot­nie dys­ku­to­wane i re­in­ter­pre­to­wane, nadal budzą za­in­te­re­so­wa­nie i po­zo­stają istotne za­równo dla spe­cja­li­stów, jak i dla osób, które pra­gną le­piej zro­zu­mieć sie­bie i zło­żo­ność ludz­kiej psy­chiki.

Tytuł: Ob­ja­śnie­nie ma­rzeń sen­nych (In­ter­pre­ta­cja snów)

Autor: Zyg­munt Freud

UWAGI WSTĘPNE

Przy­stę­pu­jąc do omó­wie­nia in­ter­pre­ta­cji snów, nie sądzę, abym wy­kra­czał poza gra­nice neu­ro­pa­to­lo­gicz­nych za­in­te­re­so­wań. W ba­da­niach psy­cho­lo­gicz­nych sen oka­zuje się być pierw­szym ogni­wem w łań­cu­chu nie­nor­mal­nych struk­tur psy­chicz­nych, z któ­rych inne, takie jak fobie hi­ste­ryczne, ob­se­sje czy uro­je­nia, z po­wo­dów prak­tycz­nych stają się przed­mio­tem uwagi le­ka­rzy. Sen, jak zo­ba­czymy, nie po­siada tak istot­nego zna­cze­nia prak­tycz­nego, lecz jego war­tość teo­re­tyczna jako wzoru jest tym więk­sza. Ten, kto nie po­trafi wy­ja­śnić ge­nezy ob­ra­zów sen­nych, na próżno bę­dzie pró­bo­wał zro­zu­mieć me­cha­ni­zmy po­wsta­wa­nia fobii, ob­se­sji i uro­jeń oraz ich zna­cze­nie te­ra­peu­tyczne.

Jed­nakże to wła­śnie po­wią­za­nie snu z bar­dziej zło­żo­nymi pro­ble­mami psy­cho­pa­to­lo­gicz­nymi na­daje oma­wia­nemu za­gad­nie­niu jego zna­cze­nie, ale rów­nież jest od­po­wie­dzialne za pewne nie­do­cią­gnię­cia w tej pracy. Prze­rwy i luki, które czę­sto spo­tkamy w tej dys­ku­sji, od­po­wia­dają licz­nym punk­tom stycz­no­ści, w któ­rych pro­blem for­mo­wa­nia snów do­tyka bar­dziej zło­żo­nych za­gad­nień psy­cho­pa­to­lo­gii. Te kwe­stie nie mogą być tutaj szcze­gó­łowo omó­wione i zo­staną roz­wi­nięte w przy­szłych opra­co­wa­niach, jeśli czas i ener­gia na to po­zwolą, a także jeśli po­ja­wią się nowe ma­te­riały.

Oso­bli­wo­ści ma­te­riału, który wy­ko­rzy­sta­łem do wy­ja­śnie­nia in­ter­pre­ta­cji snów, sta­no­wiły pewne wy­zwa­nie przy pu­bli­ka­cji tej pracy. Z samej tre­ści wy­nika, dla­czego wszyst­kie sny opi­sane w li­te­ra­tu­rze lub ze­brane przez in­nych nie mogły być przy­datne dla mo­jego celu. Byłem zmu­szony wy­bie­rać mię­dzy snami wła­snymi a snami moich pa­cjen­tów, któ­rzy byli pod­dani le­cze­niu psy­cho­ana­li­tycz­nemu. Po­wstrzy­my­wa­łem się od ko­rzy­sta­nia z ma­te­riału pa­cjen­tów, po­nie­waż pro­cesy snu były w nich skom­pli­ko­wane przez obec­ność neu­ro­tycz­nych ob­ja­wów. Z dru­giej strony, nie­od­łącz­nie zwią­zana z moimi wła­snymi snami była ko­niecz­ność ujaw­nie­nia więk­szej liczby in­tym­nych szcze­gó­łów mo­jego życia psy­chicz­nego, niż to zwy­kle przy­stoi ba­da­czowi, który nie jest poetą, lecz na­ukow­cem. Było to dla mnie bo­le­sne, lecz nie­unik­nione; mu­sia­łem to za­ak­cep­to­wać, by nie re­zy­gno­wać cał­ko­wi­cie z udo­wod­nie­nia traf­no­ści moich psy­cho­lo­gicz­nych od­kryć.

Nie mo­głem jed­nak oprzeć się po­ku­sie ukry­cia pew­nych oso­bi­stych szcze­gó­łów po­przez ich po­mi­nię­cie lub mo­dy­fi­ka­cję. Nie­stety, takie dzia­ła­nia czę­sto umniej­szały war­tość przy­kła­dów, które wy­ko­rzy­sta­łem. Mogę je­dy­nie wy­ra­zić na­dzieję, że czy­tel­nik zro­zu­mie moje trudne po­ło­że­nie i wy­każe się wy­ro­zu­mia­ło­ścią. Liczę rów­nież, że osoby, które mo­głyby po­czuć się do­tknięte opi­sem nie­któ­rych snów, uznają prawo do wol­no­ści myśli, przy­naj­mniej w świe­cie snów.

SPIS TRE­ŚCI

Li­te­ra­tura na­ukowa na temat pro­ble­mów zwią­za­nych ze snem

Me­toda in­ter­pre­ta­cji snów: Ana­liza przy­kła­do­wego snu

Ma­rze­nie jest speł­nie­niem ży­cze­nia

Znie­kształ­ce­nia w snach

Ma­te­riał i źró­dła snów

Dream-Work

Psy­cho­lo­gia ma­rzeń sen­nych

I LI­TE­RA­TURA NA­UKOWA DO­TY­CZĄCA PRO­BLE­MA­TYKI SNU

Na na­stęp­nych stro­nach udo­wod­nię, że ist­nieje tech­nika psy­cho­lo­giczna, za po­mocą któ­rej można in­ter­pre­to­wać sny, i że po za­sto­so­wa­niu tej me­tody każdy sen okaże się zmy­słową struk­turą psy­cho­lo­giczną, którą można wpro­wa­dzić w przy­pi­sane miej­sce w psy­chicz­nej ak­tyw­no­ści stanu na jawie. Po­nadto będę sta­rał się wy­ja­śnić pro­cesy, które po­wo­dują dziw­ność i nie­ja­sność snu, oraz od­kryć za ich po­mocą na­turę sił psy­chicz­nych, które dzia­łają, czy to w po­łą­cze­niu, czy w opo­zy­cji, w celu wy­two­rze­nia snu. Na tym moje ba­da­nie się za­koń­czy, po­nie­waż do­trze do punktu, w któ­rym pro­blem snu spo­tyka się z szer­szymi pro­ble­mami, któ­rych roz­wią­za­nie na­leży pod­jąć za po­mocą in­nego ma­te­riału.

Muszę za­ło­żyć, że czy­tel­nik jest za­zna­jo­miony z pracą wy­ko­naną przez wcze­śniej­szych au­to­rów, jak rów­nież z obec­nym sta­tu­sem pro­blemu snów w nauce, po­nie­waż w trak­cie tego trak­tatu nie będę miał oka­zji czę­sto do nich po­wra­cać. Po­mimo bo­wiem wy­sił­ków po­dej­mo­wa­nych przez kilka ty­sięcy lat, w na­uko­wym zro­zu­mie­niu snów po­czy­niony zo­stał nie­wielki po­stęp. Zo­stało to tak po­wszech­nie uznane przez au­to­rów, że cy­to­wa­nie po­szcze­gól­nych opi­nii wy­daje się zbędne. W pi­smach zin­dek­so­wa­nych na końcu tej książki można zna­leźć wiele sty­mu­lu­ją­cych ob­ser­wa­cji i mnó­stwo in­te­re­su­ją­cych ma­te­ria­łów na nasz temat, ale nie­wiele lub nic, co do­ty­czy praw­dzi­wej na­tury snu lub de­fi­ni­tyw­nie roz­wią­zuje któ­rą­kol­wiek z jego za­ga­dek. Jesz­cze mniej oczy­wi­ście zo­stało prze­ka­zane do wie­dzy wy­kształ­co­nych świec­kich.

Pierw­szą książką, w któ­rej sen jest trak­to­wany jako przed­miot psy­cho­lo­gii, wy­daje się być książka Ary­sto­te­lesa (O snach i ich in­ter­pre­ta­cji). Ary­sto­te­les twier­dzi, że sen ma cha­rak­ter de­mo­niczny, choć nie boski, który rze­czy­wi­ście za­wiera głę­bo­kie zna­cze­nie, jeśli zo­sta­nie po­praw­nie zin­ter­pre­to­wany. Był on rów­nież za­zna­jo­miony z nie­któ­rymi ce­chami życia snów, np. wie­dział, że sen zmie­nia nie­wiel­kie do­zna­nia od­czu­wane pod­czas snu w wiel­kie ("wy­obraża sobie, że prze­cho­dzi przez ogień i czuje go­rąco, jeśli ta lub inna część ciała staje się lekko roz­grzana"), co do­pro­wa­dziło go do wnio­sku, że sny mogą łatwo zdra­dzić le­ka­rzowi pierw­sze oznaki po­cząt­ko­wej zmiany w ciele, która po­zo­staje nie­zau­wa­żona w ciągu dnia. Nie byłem w sta­nie bar­dziej za­głę­bić się w trak­tat Ary­sto­te­lesa z po­wodu nie­wy­star­cza­ją­cego przy­go­to­wa­nia i braku wy­kwa­li­fi­ko­wa­nej po­mocy.

Jak wszy­scy wie­dzą, sta­ro­żytni przed Ary­sto­te­le­sem nie uwa­żali snu za pro­dukt śnią­cego umy­słu, ale za boską in­spi­ra­cję, a już w sta­ro­żyt­no­ści za­uwa­żalne były dwa an­ta­go­ni­styczne stru­mie­nie, które można zna­leźć w sza­cun­kach życia snów. Roz­róż­niano mię­dzy praw­dzi­wymi i war­to­ścio­wymi snami, wy­sy­ła­nymi do śnią­cego, aby go ostrzec lub prze­po­wie­dzieć przy­szłość, a próż­nymi, oszu­kań­czymi i pu­stymi snami, któ­rych celem było wpro­wa­dze­nie go w błąd lub do­pro­wa­dze­nie do znisz­cze­nia. Ta przed­nau­kowa kon­cep­cja snu wśród sta­ro­żyt­nych była z pew­no­ścią w do­sko­na­łej zgo­dzie z ich ogól­nym po­glą­dem na życie, który zwykł przed­sta­wiać jako rze­czy­wi­stość w świe­cie ze­wnętrz­nym to, co po­sia­dało rze­czy­wi­stość tylko w umy­śle. Co wię­cej, wy­ja­śniało to główne wra­że­nie wy­wie­rane na życie na jawie przez pa­mięć po­zo­sta­wioną ze snu rano, po­nie­waż w tej pa­mięci sen, w po­rów­na­niu z resztą tre­ści psy­chicz­nych, wy­daje się czymś dziw­nym, po­cho­dzą­cym nie­jako z in­nego świata. Błę­dem by­łoby rów­nież przy­pusz­czać, że teo­ria nad­przy­ro­dzo­nego po­cho­dze­nia snów nie ma zwo­len­ni­ków w na­szych cza­sach; po­nie­waż po­mi­ja­jąc wszyst­kich bi­go­te­ryj­nych i mi­stycz­nych au­to­rów - któ­rzy są cał­ko­wi­cie uspra­wie­dli­wieni w trzy­ma­niu się resz­tek nie­gdyś roz­le­głego kró­le­stwa nad­przy­ro­dzo­nego, do­póki nie zo­staną zmie­cione przez na­ukowe wy­ja­śnie­nie - spo­tyka się nawet mą­drych ludzi nie­chęt­nych do cze­go­kol­wiek ry­zy­kow­nego, któ­rzy po­su­wają się tak da­leko, że opie­rają swoją re­li­gijną wiarę w ist­nie­nie i współ­pracę sił nad­ludz­kich na nie­wy­tłu­ma­czal­no­ści ma­ni­fe­sta­cji snów (Haf­f­ner). Waż­ność przy­pi­sy­wana życiu snów przez nie­które szkoły fi­lo­zo­ficzne, np. szkołę Schel­linga, jest wy­raź­nym echem nie­kwe­stio­no­wa­nej bo­sko­ści snów w sta­ro­żyt­no­ści, ani też dys­ku­sja na temat man­tycz­nej lub pro­ro­czej mocy snów nie jest za­mknięta. Wy­nika to z faktu, że próby wy­ja­śnień psy­cho­lo­gicz­nych są zbyt nie­ade­kwatne, aby prze­zwy­cię­żyć na­gro­ma­dzony ma­te­riał, nie­za­leż­nie od tego, jak mocno wszy­scy, któ­rzy po­świę­cają się na­uko­wemu spo­so­bowi my­śle­nia, mogą czuć, że takie twier­dze­nia po­winny zo­stać od­rzu­cone.

Na­pi­sa­nie hi­sto­rii na­szej wie­dzy na­uko­wej na temat pro­ble­mów zwią­za­nych ze snami jest tak trudne, po­nie­waż nie­za­leż­nie od tego, jak cenne były nie­które czę­ści tej wie­dzy, nie można było do­strzec żad­nego po­stępu w okre­ślo­nych kie­run­kach. Nie zbu­do­wano fun­da­mentu pew­nych wy­ni­ków, na któ­rym przy­szli ba­da­cze mo­gliby kon­ty­nu­ować bu­dowę, ale każdy nowy autor po­dej­muje te same pro­blemy na nowo i od sa­mego po­czątku. Gdy­bym po­dą­żał za au­to­rami w po­rządku chro­no­lo­gicz­nym i przed­sta­wił prze­gląd opi­nii, które każdy z nich po­sia­dał na temat pro­ble­mów zwią­za­nych ze snem, unie­moż­li­wi­łoby mi to na­kre­śle­nie ja­snego i peł­nego ob­razu obec­nego stanu wie­dzy na ten temat. Dla­tego wo­la­łem oprzeć się na te­ma­tach, a nie na au­to­rach, i przy­to­czę dla każ­dego pro­blemu snu ma­te­riał zna­le­ziony w li­te­ra­tu­rze dla jego roz­wią­za­nia.

Ale po­nie­waż nie udało mi się opa­no­wać całej li­te­ra­tury, która jest sze­roko roz­po­wszech­niona i po­wią­zana z li­te­ra­turą na inne te­maty, muszę po­pro­sić moich czy­tel­ni­ków o za­do­wo­le­nie się moim opi­sem, pod wa­run­kiem, że żaden fun­da­men­talny fakt ani istotny punkt wi­dze­nia nie zo­staną po­mi­nięte.

Do nie­dawna więk­szość au­to­rów była skłonna trak­to­wać te­maty snu i ma­rzeń sen­nych w tym samym związku, a wraz z nimi re­gu­lar­nie trak­to­wali także ana­lo­giczne stany psy­cho­pa­to­lo­gii i inne stany po­dobne do snów, takie jak ha­lu­cy­na­cje, wizje itp. Z dru­giej strony, w now­szych pra­cach po­ja­wiła się ten­den­cja do ści­ślej­szego trzy­ma­nia się te­matu i przyj­mo­wa­nia jako te­matu jed­nego py­ta­nia do­ty­czą­cego życia we śnie. Zmiana ta, jak sądzę, jest wy­ra­zem prze­ko­na­nia, że oświe­ce­nie i po­ro­zu­mie­nie w tak nie­ja­snych spra­wach można osią­gnąć je­dy­nie po­przez serię szcze­gó­ło­wych badań. To wła­śnie takie szcze­gó­łowe ba­da­nie, o szcze­gól­nym cha­rak­te­rze psy­cho­lo­gicz­nym, chciał­bym tutaj za­pro­po­no­wać. Nie mam zbyt wielu oka­zji, by stu­dio­wać pro­blem snu, po­nie­waż jest to za­sad­ni­czo pro­blem psy­cho­lo­giczny, cho­ciaż zmiana funk­cjo­nal­nych de­ter­mi­na­cji apa­ratu umy­sło­wego musi być za­warta w cha­rak­te­rze snu. Dla­tego też li­te­ra­tura do­ty­cząca snu nie bę­dzie tutaj roz­wa­żana.

Na­ukowe za­in­te­re­so­wa­nie zja­wi­skami snów jako ta­kimi pro­wa­dzi do na­stę­pu­ją­cych, czę­ściowo współ­za­leż­nych do­cie­kań:

(a) Zwią­zek snu ze sta­nem prze­bu­dze­nia - na­iwny osąd osoby po prze­bu­dze­niu za­kłada, że sen - jeśli rze­czy­wi­ście nie po­cho­dzi z in­nego świata - w każ­dym razie prze­niósł śnią­cego do in­nego świata. Stary fi­zjo­log, Bur­dach, któ­remu za­wdzię­czamy sta­ranny i szcze­gó­łowy opis zja­wisk sen­nych, wy­ra­ził to prze­ko­na­nie w czę­sto cy­to­wa­nym frag­men­cie, s. 474: "Życie na jawie nigdy się nie po­wta­rza z jego pró­bami i ra­do­ściami, jego przy­jem­no­ściami i bó­lami, ale wręcz prze­ciw­nie, sen ma na celu uwol­nie­nie nas od nich. Nawet gdy cały nasz umysł jest wy­peł­niony jed­nym te­ma­tem, gdy głę­boki smu­tek roz­darł nasze serca lub gdy za­da­nie po­chło­nęło całą moc na­szej men­tal­no­ści, sen albo daje nam coś zu­peł­nie dziw­nego, albo bie­rze do swo­ich kom­bi­na­cji tylko kilka ele­men­tów z rze­czy­wi­sto­ści, albo wcho­dzi tylko w na­pię­cie na­szego na­stroju i sym­bo­li­zuje rze­czy­wi­stość ".

L. Strüm­pell wy­raża się w ten sam spo­sób w swo­jej Na­ture and Ori­gin of Dre­ams (s. 16), stu­dium, które jest wszę­dzie słusz­nie sza­no­wane: "Ten, kto śni, od­wraca się ple­cami do świata świa­do­mo­ści na jawie" (s. 17). "We śnie pa­mięć o upo­rząd­ko­wa­nej za­war­to­ści świa­do­mo­ści na jawie i jej nor­mal­nym za­cho­wa­niu jest tak dobra, jak cał­ko­wi­cie utra­cona" (s. 19). "Nie­mal cał­ko­wita izo­la­cja umy­słu we śnie od re­gu­lar­nej, nor­mal­nej tre­ści i prze­biegu stanu na jawie....".

Jed­nak przy­tła­cza­jąca więk­szość au­to­rów przy­jęła prze­ciwny po­gląd na zwią­zek snu z ży­ciem na jawie. Tak więc Haf­f­ner (s. 19): "Przede wszyst­kim sen jest kon­ty­nu­acją stanu na jawie. Nasze sny za­wsze łączą się z tymi ide­ami, które krótko wcze­śniej były w na­szej świa­do­mo­ści. Uważne ba­da­nie pra­wie za­wsze znaj­dzie wątek, za po­mocą któ­rego sen po­łą­czył się z do­świad­cze­niem po­przed­niego dnia". Wey­gandt (str. 6), sta­now­czo za­prze­cza wyżej cy­to­wa­nemu stwier­dze­niu Bur­da­cha: "Po­nie­waż czę­sto można za­ob­ser­wo­wać, naj­wy­raź­niej w zde­cy­do­wa­nej więk­szo­ści snów, że pro­wa­dzą nas one bez­po­śred­nio z po­wro­tem do co­dzien­nego życia, za­miast nas od niego uwal­niać". Maury (s. 56), mówi w zwię­złej for­mule: "Nous rêvons de ce que nous avons vu, dit, désiré ou fait". Jes­sen, w swo­jej Psy­cho­lo­gii, opu­bli­ko­wa­nej w 1855 r. (s. 530), jest nieco bar­dziej jed­no­znaczny: "Treść snów jest w mniej­szym lub więk­szym stop­niu zde­ter­mi­no­wana przez in­dy­wi­du­alną oso­bo­wość, wiek, płeć, po­zy­cję ży­ciową, wy­kształ­ce­nie, na­wyki oraz wy­da­rze­nia i do­świad­cze­nia z ca­łego po­przed­niego życia".

Sta­ro­żytni mieli ten sam po­mysł na za­leż­ność tre­ści snu od życia. Cy­tuję Ra­de­stocka (p. 139): "Kiedy Kserk­ses, przed swoim mar­szem prze­ciwko Gre­cji, był od­wo­dzony od tego po­sta­no­wie­nia przez dobrą radę, ale był raz po raz pod­że­gany przez sny do jego pod­ję­cia, jeden ze sta­rych ra­cjo­nal­nych in­ter­pre­ta­to­rów snów Per­sów, Ar­ta­ba­nus, po­wie­dział mu bar­dzo traf­nie, że ob­razy senne za­wie­rają głów­nie to, o czym ktoś my­ślał na jawie".

W po­ema­cie dy­dak­tycz­nym Lu­kre­cju­sza, De Rerum Na­tura (IV, w. 959), znaj­duje się na­stę­pu­jący frag­ment:-

"Et quo qu­isque fere stu­dio de­vinc­tus ad­ha­eret,

aut qu­ibus in rebus mul­tum sumus ante mo­rati

atque in ea ra­tione fuit con­tenta magis mens,

in som­nis eadem ple­ru­mque vi­de­mur obire;

cau­si­dici cau­sas agere et com­po­nere leges,

in­du­pe­ra­to­res pu­gnare ac pro­elia obire", itd.

Ci­cero (De Di­vi­na­tione, II) mówi po­dob­nie, po­dob­nie jak Maury znacz­nie póź­niej:-

"Ma­xi­me­que re­li­qu­iae earum rerum mo­ven­tur in ani­mis et agi­tan­tur, de qu­ibus vi­gi­lan­tes aut co­gi­ta­vi­mus aut egi­mus".

Sprzecz­ność wy­ra­żona w tych dwóch po­glą­dach co do re­la­cji mię­dzy ży­ciem we śnie a ży­ciem na jawie wy­daje się rze­czy­wi­ście nie­roz­wią­zy­walna. Nie bę­dzie zatem nie na miej­scu wspo­mnieć o opi­sie F. W. Hil­de­brandta (1875), który uważa, że oso­bli­wo­ści snu można ogól­nie opi­sać je­dy­nie po­przez na­zwa­nie ich "serią kon­tra­stów, które naj­wy­raź­niej prze­cho­dzą w sprzecz­no­ści" (s. 8). "Pierw­szy z tych kon­tra­stów jest two­rzony z jed­nej strony przez ści­słą izo­la­cję lub od­osob­nie­nie snu od praw­dzi­wego i rze­czy­wi­stego życia, aż dru­giej strony przez cią­głe wkra­cza­nie jed­nego na dru­gie i cią­głą za­leż­ność jed­nego od dru­giego. Sen jest czymś ab­so­lut­nie od­dzie­lo­nym od rze­czy­wi­sto­ści do­świad­cza­nej na jawie; można go na­zwać eg­zy­sten­cją her­me­tycz­nie za­mkniętą i od­dzie­loną od praw­dzi­wego życia prze­pa­ścią nie do po­ko­na­nia. Uwal­nia nas od rze­czy­wi­sto­ści, gasi nor­malne wspo­mnie­nia rze­czy­wi­sto­ści i umiesz­cza nas w innym świe­cie i w zu­peł­nie innym życiu, które w grun­cie rze­czy nie ma nic wspól­nego z rze­czy­wi­sto­ścią....". Hil­de­brandt twier­dzi na­stęp­nie, że pod­czas za­sy­pia­nia cała nasza istota, ze wszyst­kimi jej for­mami ist­nie­nia, znika "jak przez nie­wi­dzialne drzwi pu­łapki". We śnie być może od­bywa się po­dróż na Świętą He­lenę, aby za­ofe­ro­wać uwię­zio­nemu Na­po­le­onowi coś wy­kwint­nego w po­staci wina Mo­selle. Zo­sta­jemy bar­dzo przy­jaź­nie przy­jęci przez by­łego ce­sa­rza i czu­jemy nie­mal żal, gdy in­te­re­su­jąca ilu­zja zo­staje znisz­czona po prze­bu­dze­niu. Ale po­rów­najmy teraz sy­tu­ację snu z rze­czy­wi­sto­ścią. Śniący nigdy nie był han­dla­rzem winem i nie chce nim zo­stać. Nigdy nie odbył po­dróży mor­skiej, a Święta He­lena jest ostat­nim miej­scem, które wy­brałby jako cel ta­kiej po­dróży. Śniący nie żywi sym­pa­tii do Na­po­le­ona, a wręcz prze­ciw­nie - silną pa­trio­tyczną nie­na­wiść. I wresz­cie śniący nie był jesz­cze wśród ży­wych, gdy Na­po­leon zmarł na wy­spie; tak więc było poza za­się­giem moż­li­wo­ści, aby miał ja­kie­kol­wiek oso­bi­ste re­la­cje z Na­po­le­onem. Do­świad­cze­nie snu jawi się zatem jako coś dziw­nego, wło­żo­nego mię­dzy dwa do­sko­nale har­mo­ni­zu­jące i na­stę­pu­jące po sobie okresy.

"Nie­mniej jed­nak", kon­ty­nu­uje Hil­de­brandt, "prze­ci­wień­stwo jest po­zor­nie rów­nie praw­dziwe i po­prawne. Wie­rzę, że wraz z tym od­osob­nie­niem i izo­la­cją wciąż może ist­nieć naj­bar­dziej in­tymna re­la­cja i po­łą­cze­nie. Mo­żemy słusz­nie po­wie­dzieć, że bez względu na to, co ofe­ruje sen, znaj­duje on swój ma­te­riał w rze­czy­wi­sto­ści i w życiu psy­chicz­nym uło­żo­nym wokół tej rze­czy­wi­sto­ści. Bez względu na to, jak dziwny może wy­da­wać się sen, nigdy nie może ode­rwać się od rze­czy­wi­sto­ści, a jego naj­bar­dziej wznio­słe, jak i naj­bar­dziej far­sowe struk­tury za­wsze muszą za­po­ży­czać swój pod­sta­wowy ma­te­riał albo z tego, co wi­dzie­li­śmy na wła­sne oczy w świe­cie ze­wnętrz­nym, albo z tego, co wcze­śniej zna­la­zło miej­sce gdzieś w na­szych my­ślach na jawie; in­nymi słowy, musi być za­czerp­nięte z tego, czego już do­świad­czy­li­śmy obiek­tyw­nie lub su­biek­tyw­nie".

(b) Ma­te­riał snu - pa­mięć we śnie - że cały ma­te­riał skła­da­jący się na treść snu w jakiś spo­sób po­cho­dzi z do­świad­cze­nia, że jest od­twa­rzany we śnie lub przy­wo­ły­wany - to przy­naj­mniej można uznać za nie­pod­wa­żalną prawdę. Błę­dem by­łoby jed­nak za­kła­dać, że taki zwią­zek mię­dzy tre­ścią snu a rze­czy­wi­sto­ścią zo­sta­nie łatwo ujaw­niony jako oczy­wi­sty pro­dukt usta­no­wio­nego po­rów­na­nia. Wręcz prze­ciw­nie, zwią­zek ten musi być sta­ran­nie po­szu­ki­wany, a w wielu przy­pad­kach udaje mu się wy­mknąć od­kry­ciu przez długi czas. Po­wo­dem tego jest sze­reg oso­bli­wo­ści wy­ka­zy­wa­nych przez pa­mięć w snach, które, choć po­wszech­nie znane, do tej pory cał­ko­wi­cie wy­my­kały się wy­ja­śnie­niu. Warto bę­dzie wy­czer­pu­jąco zba­dać te cechy.

Czę­sto zda­rza się, że w tre­ści snu po­ja­wia się ma­te­ria, któ­rej nie można póź­niej roz­po­znać na jawie jako na­le­żą­cej do na­szej wie­dzy i do­świad­cze­nia. Pa­mię­tamy, że śni­li­śmy o danym te­ma­cie, ale nie mo­żemy przy­po­mnieć sobie faktu ani czasu tego do­świad­cze­nia. Śniący jest zatem w ciem­no­ści co do źró­dła, z któ­rego czer­pał sen, a nawet jest ku­szony, by wie­rzyć w nie­za­leżną pro­duk­tywną ak­tyw­ność ze strony snu, do­póki, czę­sto długo póź­niej, nowy epi­zod nie przy­wróci wspo­mnie­nia po­przed­niego do­świad­cze­nia, które zo­stało utra­cone, a tym samym ujawni źró­dło snu. W ten spo­sób je­ste­śmy zmu­szeni przy­znać, że coś zo­stało po­znane i za­pa­mię­tane we śnie 8, który zo­stał wy­co­fany z pa­mięci pod­czas stanu czu­wa­nia.

Del­bœuf opo­wiada z wła­snego do­świad­cze­nia szcze­gól­nie im­po­nu­jący przy­kład tego ro­dzaju. Wi­dział we śnie po­dwórko swo­jego domu po­kryte śnie­giem i zna­lazł dwie małe jasz­czurki na wpół za­mar­z­nięte i za­ko­pane w śniegu. Będąc mi­ło­śni­kiem zwie­rząt, pod­niósł je, ogrzał i wło­żył z po­wro­tem do szcze­liny w ścia­nie, która była dla nich za­re­zer­wo­wana. Dał im rów­nież kilka ma­łych liści pa­proci, które rosły na ścia­nie, o któ­rych wie­dział, że je lubią. We śnie znał nazwę ro­śliny: Asple­nium ruta mu­ra­lis. Na­stęp­nie sen trwał dalej, po­wra­ca­jąc po dy­gre­sji do jasz­czu­rek i ku swo­jemu zdu­mie­niu Del­bœuf zo­ba­czył dwa inne małe zwie­rzęta spa­da­jące na to, co po­zo­stało z pa­proci. Kiedy zwró­cił wzrok na otwarte pole, zo­ba­czył piątą i szó­stą jasz­czurkę bie­gnącą do dziury w ścia­nie, a w końcu ulica zo­stała po­kryta pro­ce­sją jasz­czu­rek, wszyst­kie wę­dru­jące w tym samym kie­runku, itd.

Na jawie Del­bœuf znał tylko kilka ła­ciń­skich nazw ro­ślin i nic o Asple­nium. Ku swemu wiel­kiemu za­sko­cze­niu prze­ko­nał się, że pa­proć o tej na­zwie na­prawdę ist­nieje, a pra­wi­dłowa nazwa to Asple­nium ruta mu­ra­ria, którą sen nieco znie­kształ­cił. Trudno uznać to za przy­pad­kowy zbieg oko­licz­no­ści, ale dla Del­bœufa po­zo­sta­wało ta­jem­nicą, skąd wziął wie­dzę o na­zwie Asple­nium we śnie.

Sen ten miał miej­sce w 1862 roku. Szes­na­ście lat póź­niej, będąc w domu jed­nego ze swo­ich przy­ja­ciół, fi­lo­zof za­uwa­żył mały album za­wie­ra­jący su­szone ro­śliny przy­po­mi­na­jące al­bumy sprze­da­wane jako pa­miątki dla od­wie­dza­ją­cych w wielu czę­ściach Szwaj­ca­rii. Nagle przy­szło mu do głowy pewne wspo­mnie­nie; otwo­rzył ziel­nik i od­krył w nim Asple­nium ze swo­jego snu, a w to­wa­rzy­szą­cej mu ła­ciń­skiej na­zwie roz­po­znał swój wła­sny cha­rak­ter pisma. Teraz można było prze­śle­dzić zwią­zek. Pod­czas po­dróży po­ślub­nej sio­stra tego przy­ja­ciela od­wie­dziła Del­bœuf w 1860 roku - dwa lata przed snem o jasz­czurce. Miała wtedy ze sobą ten album, który był prze­zna­czony dla jej brata, a Del­bœuf zadał sobie trud na­pi­sa­nia, pod dyk­tando bo­ta­nika, pod każdą z su­szo­nych ro­ślin ła­ciń­skiej nazwy.

Sprzy­ja­jący przy­pa­dek, który umoż­li­wił zgło­sze­nie tego cen­nego przy­kładu, po­zwo­lił rów­nież Del­bœu­fowi prze­śle­dzić inną część tego snu do jego za­po­mnia­nego źró­dła. Pew­nego dnia w 1877 roku na­tknął się na stary tom ilu­stro­wa­nego cza­so­pi­sma, w któ­rym zna­lazł zdję­cie całej pro­ce­sji jasz­czu­rek, tak jak mu się to przy­śniło w 1862 roku. Tom nosił datę 1861, a Del­bœuf mógł sobie przy­po­mnieć, że pre­nu­me­ro­wał cza­so­pi­smo od jego pierw­szego po­ja­wie­nia się.

To, że sen ma do dys­po­zy­cji wspo­mnie­nia, które są nie­do­stępne dla stanu na jawie, jest tak nie­zwy­kłym i teo­re­tycz­nie waż­nym fak­tem, że chciał­bym zwró­cić na to więk­szą uwagę, opi­su­jąc kilka in­nych "snów hi­per­m­ne­zyj­nych". Maury re­la­cjo­nuje, że przez pe­wien czas słowo Mus­si­dan po­ja­wiało się w jego umy­śle w ciągu dnia. Wie­dział, że jest to nazwa fran­cu­skiego mia­sta, ale nic wię­cej. Pew­nej nocy przy­śniła mu się roz­mowa z pewną osobą, która po­wie­działa mu, że po­cho­dzi z Mus­si­dan, a w od­po­wie­dzi na jego py­ta­nie, gdzie jest to mia­sto, od­po­wie­działa: "Mus­si­dan jest głów­nym mia­stem wiej­skim w de­par­ta­men­cie La Do­rdo­gne". Po prze­bu­dze­niu Maury nie wie­rzył w in­for­ma­cje otrzy­mane we śnie; lek­sy­kon geo­gra­ficzny wy­ka­zał jed­nak, że są one cał­ko­wi­cie po­prawne. W tym przy­padku nad­rzędna wie­dza snu zo­stała po­twier­dzona, ale za­po­mniane źró­dło tej wie­dzy nie zo­stało prze­śle­dzone.

Jes­sen opo­wiada (s. 55) o dość po­dob­nym zda­rze­niu sen­nym z bar­dziej od­le­głych cza­sów. Wśród in­nych mo­żemy tu wy­mie­nić sen star­szego Sca­li­gera (Hen­nings, l.c., s. 300), który na­pi­sał wiersz na cześć sław­nych ludzi z We­rony i któ­remu we śnie uka­zał się czło­wiek o imie­niu Bru­gno­lus, na­rze­ka­jący, że zo­stał za­nie­dbany. Choć Sca­li­ger nie przy­po­mi­nał sobie, by kie­dy­kol­wiek o nim sły­szał, na­pi­sał kilka wier­szy na jego cześć, a jego syn od­krył póź­niej w We­ro­nie, że Bru­gno­lus był tam wcze­śniej znany jako kry­tyk.

Mówi się, że Myers opu­bli­ko­wał całą ko­lek­cję ta­kich hi­per­m­ne­zyj­nych snów w Pro­ce­edings of the So­ciety for Psy­chi­cal Re­se­arch, które nie­stety są dla mnie nie­do­stępne. Wie­rzę, że każdy, kto zaj­muje się snami, roz­po­zna jako bar­dzo po­wszechne zja­wi­sko fakt, że sen daje dowód zna­jo­mo­ści i przy­po­mi­na­nia sobie spraw nie­zna­nych oso­bie na jawie. W moich psy­cho­ana­li­tycz­nych ba­da­niach pa­cjen­tów ner­wo­wych, o któ­rych po­wiem póź­niej, co 10 ty­go­dni czę­ściej niż raz je­stem w sta­nie prze­ko­nać moich pa­cjen­tów ze snów, że są do­brze za­zna­jo­mieni z cy­ta­tami, ob­sce­nicz­nymi wy­ra­że­niami itp. i że uży­wają ich w swo­ich snach, cho­ciaż za­po­mnieli o nich na jawie. Przy­to­czę tutaj pro­sty przy­pa­dek hi­per­mne­zji sen­nej, po­nie­waż łatwo było prze­śle­dzić źró­dło, które spra­wiło, że wie­dza była do­stępna dla snu.

Pew­nemu pa­cjen­towi przy­śniło się, że za­mó­wił "Kon­tu­szówkę" w ka­wiarni, a po zgło­sze­niu tego faktu za­py­tał, co to może ozna­czać, po­nie­waż nigdy wcze­śniej nie sły­szał tej nazwy. Byłem w sta­nie od­po­wie­dzieć, że Kon­tu­szówka to pol­ski tru­nek, któ­rego nie mógł wy­my­ślić w swoim śnie, po­nie­waż nazwa ta od dawna była mi znana z re­klam. Pa­cjent po­cząt­kowo nie chciał mi uwie­rzyć, ale kilka dni póź­niej, po tym jak zre­ali­zo­wał swój sen o ka­wiarni, za­uwa­żył nazwę na szyl­dzie na rogu ulicy, którą mu­siał mijać od mie­sięcy co naj­mniej dwa razy dzien­nie.

Z moich wła­snych snów do­wie­dzia­łem się, jak bar­dzo od­kry­cie po­cho­dze­nia nie­któ­rych ele­men­tów snu za­leży od przy­padku. Tak więc przez lata przed na­pi­sa­niem tej książki prze­śla­do­wał mnie obraz bar­dzo pro­sto ufor­mo­wa­nej wieży ko­ściel­nej, któ­rej nie mo­głem sobie przy­po­mnieć. Nagle roz­po­zna­łem ją z ab­so­lutną pew­no­ścią na małej sta­cji mię­dzy Sal­zbur­giem a Re­ichen­hall. Było to w póź­niej­szych la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych, a ja po­dró­żo­wa­łem tą drogą po raz pierw­szy w 1886 roku. W póź­niej­szych la­tach, kiedy byłem już mocno za­an­ga­żo­wany w ba­da­nie snów, byłem dość zi­ry­to­wany czę­stym po­wta­rza­niem się ob­razu sen­nego pew­nego szcze­gól­nego miej­sca. Wi­dzia­łem je w kon­kret­nym lo­kal­nym związku z moją osobą - po mojej lewej stro­nie, ciemną prze­strzeń, z któ­rej wy­róż­niało się wiele gro­te­sko­wych po­staci z pia­skowca. Prze­błysk wspo­mnie­nia, któ­remu nie do końca wie­rzy­łem, po­wie­dział mi, że jest to wej­ście do pi­wiarni, ale nie po­tra­fi­łem wy­ja­śnić ani zna­cze­nia, ani po­cho­dze­nia tego ob­razu sen­nego. W 1907 roku przez przy­pa­dek przy­je­cha­łem do Padwy, któ­rej, ku mo­jemu ża­lowi, nie mo­głem od­wie­dzić od 1895 roku. Moja pierw­sza wi­zyta w tym pięk­nym mie­ście uni­wer­sy­tec­kim była nie­za­do­wa­la­jąca; nie mo­głem zo­ba­czyć fre­sków Giotta w ko­ściele Ma­donna dell' Arena, a po dro­dze za­wró­ci­łem, gdy zo­sta­łem po­in­for­mo­wany, że mały ko­ściół jest za­mknięty w tym dniu. Pod­czas mojej dru­giej wi­zyty, dwa­na­ście lat póź­niej, po­my­śla­łem o zre­kom­pen­so­wa­niu sobie tego i przed wszyst­kim innym wy­ru­szy­łem do Ma­donna dell' Arena. Na ulicy pro­wa­dzą­cej do niej, po mojej lewej stro­nie, praw­do­po­dob­nie w miej­scu, w któ­rym skrę­ci­łem w 1895 roku, od­kry­łem miej­sce, które tak czę­sto wi­dzia­łem we śnie, z fi­gu­rami z pia­skowca. W rze­czy­wi­sto­ści było to wej­ście do ogródka re­stau­ra­cyj­nego.

Jed­nym ze źró­deł, z któ­rych sen czer­pie ma­te­riał do re­pro­duk­cji - ma­te­riał, który czę­ściowo nie jest przy­wo­ły­wany ani wy­ko­rzy­sty­wany w my­ślach na jawie - jest dzie­ciń­stwo. Przy­to­czę tylko kilku au­to­rów, któ­rzy to za­ob­ser­wo­wali i pod­kre­ślili.

Hil­de­brandt (p. 23): "Zo­stało już wy­raź­nie przy­znane, że sen cza­sami przy­wo­łuje do umy­słu z cu­downą zdol­no­ścią re­pro­duk­cyjną od­le­głe, a nawet za­po­mniane do­świad­cze­nia z naj­wcze­śniej­szych okre­sów".

Strüm­pell (p. 40): "Temat staje się bar­dziej in­te­re­su­jący, gdy przy­po­mnimy sobie, jak sen cza­sami wy­do­bywa, jak gdyby, z naj­głęb­szych i naj­cięż­szych warstw, które póź­niej­sze lata spię­trzyły na naj­wcze­śniej­szych do­świad­cze­niach z dzie­ciń­stwa, ob­razy pew­nych miejsc, rze­czy i osób, cał­kiem nie­usz­ko­dzo­nych i z ich pier­wotną świe­żo­ścią. Nie ogra­ni­cza się to je­dy­nie do ta­kich wra­żeń, które zy­skały żywą świa­do­mość pod­czas ich po­wsta­wa­nia lub stały się pod wra­że­niem sil­nej waż­no­ści psy­chicz­nej, a na­stęp­nie po­wra­cają we śnie jako rze­czy­wi­ste re­mi­ni­scen­cje, spra­wia­jąc przy­jem­ność prze­bu­dzo­nej świa­do­mo­ści. Wręcz prze­ciw­nie, głę­bia pa­mięci snu obej­muje rów­nież takie ob­razy osób, rze­czy, miejsc i wcze­snych do­świad­czeń, które albo po­sia­dały nie­wielką świa­do­mość i nie miały żad­nej war­to­ści psy­chicz­nej, albo dawno temu utra­ciły jedno i dru­gie, i dla­tego wy­dają się cał­ko­wi­cie dziwne i nie­znane za­równo we śnie, jak i na jawie, do­póki ich po­przed­nie po­cho­dze­nie nie zo­sta­nie ujaw­nione ".

Vol­kelt (p. 119): "Za­sad­ni­czo godne uwagi jest to, jak łatwo in­fan­tylne i mło­dzień­cze re­mi­ni­scen­cje wcho­dzą do snu. To, o czym już dawno prze­sta­li­śmy my­śleć, co już dawno stra­ciło dla nas wszel­kie zna­cze­nie, jest nie­ustan­nie przy­wo­ły­wane przez sen".

Wpływ snu na ma­te­riał nie­mow­lęcy, który, jak do­brze wia­domo, w więk­szo­ści zaj­muje luki w świa­do­mej pa­mięci, po­wo­duje po­wsta­wa­nie in­te­re­su­ją­cych snów hi­per­mne­stycz­nych, z któ­rych kilka tutaj opi­szę.

Maury opo­wiada (s. 92), że jako dziecko czę­sto wy­jeż­dżał ze swo­jego ro­dzin­nego mia­sta Meaux do są­sied­niego Tril­port, gdzie jego oj­ciec nad­zo­ro­wał bu­dowę mostu. Pew­nej nocy sen prze­niósł go do Tril­port i znów bawił się na uli­cach mia­sta. Pod­szedł do niego męż­czy­zna w ja­kimś mun­du­rze. Maury za­py­tał go o imię, a ten przed­sta­wił się, mó­wiąc, że na­zywa się C-- i że jest straż­ni­kiem mostu. Po prze­bu­dze­niu Maury, który wciąż wąt­pił w praw­dzi­wość tego wspo­mnie­nia, za­py­tał swoją starą słu­żącą, która była z nim w dzie­ciń­stwie, czy pa­mięta męż­czy­znę o tym imie­niu. "Z pew­no­ścią", brzmiała od­po­wiedź, "był straż­ni­kiem na mo­ście, który w tym cza­sie bu­do­wał twój oj­ciec".

Maury po­daje inny przy­kład, który rów­nie do­brze po­ka­zuje wia­ry­god­ność dzie­cię­cych wspo­mnień po­ja­wia­ją­cych się w snach. Pan F--, który jako dziecko miesz­kał w Mont­bri­son, po­sta­no­wił od­wie­dzić swój dom i sta­rych przy­ja­ciół swo­jej ro­dziny po dwu­dzie­sto­pię­cio­let­niej nie­obec­no­ści. W noc po­prze­dza­jącą wy­jazd śniło mu się, że do­tarł do celu i że spo­tkał w po­bliżu Mont­bri­son męż­czy­znę, któ­rego nie znał z wi­dze­nia, a który po­wie­dział mu, że jest panem F., przy­ja­cie­lem jego ojca. Śniący przy­po­mniał sobie, że jako dziecko znał dżen­tel­mena o tym imie­niu, ale po prze­bu­dze­niu nie mógł już przy­po­mnieć sobie jego rysów. Kilka dni póź­niej, po fak­tycz­nym przy­by­ciu do Mont­bri­son, od­na­lazł rze­komo nie­znane miej­sce ze swo­jego snu i spo­tkał tam męż­czy­znę, któ­rego od razu roz­po­znał jako pana F. ze swo­jego snu. Praw­dziwa osoba była tylko star­sza od tej ze snu.

Mogę tutaj opo­wie­dzieć jeden z moich wła­snych snów, w któ­rym za­pa­mię­tane wra­że­nie zo­stało za­stą­pione sko­ja­rze­niem. We śnie wi­dzia­łem osobę, którą roz­po­zna­łem jako le­ka­rza z mo­jego ro­dzin­nego mia­sta. Rysy były nie­wy­raźne i my­lone z ob­ra­zem jed­nego z moich ko­le­gów na­uczy­cieli, któ­rego nadal wi­duję od czasu do czasu. Po prze­bu­dze­niu nie mo­głem od­kryć, jaki zwią­zek ist­niał mię­dzy tymi dwiema oso­bami. Kiedy jed­nak za­py­ta­łem matkę o le­ka­rza mo­jego wcze­snego dzie­ciń­stwa, od­kry­łem, że był on jed­no­okim męż­czy­zną. Mój na­uczy­ciel, któ­rego po­stać ukry­wała po­stać le­ka­rza ze snu, rów­nież był jed­no­oki. Nie wi­dzia­łem le­ka­rza od trzy­dzie­stu ośmiu lat i we­dług mojej wie­dzy nie my­śla­łem o nim na jawie, cho­ciaż bli­zna na bro­dzie mogła mi przy­po­mi­nać o jego po­mocy.

Jakby dla zrów­no­wa­że­nia ogrom­nej roli przy­pi­sy­wa­nej dzie­cię­cym wra­że­niom we śnie, wielu au­to­rów twier­dzi, że więk­szość snów za­wiera ele­menty z naj­now­szych cza­sów. Tak więc Ro­bert (s. 46) de­kla­ruje, że nor­malny sen ge­ne­ral­nie zaj­muje się tylko wra­że­niami z ostat­nich dni. Do­wia­du­jemy się, że teo­ria snu przed­sta­wiona przez Ro­berta bez­względ­nie wy­maga, aby stare wra­że­nia zo­stały od­su­nięte, a te nie­dawne wy­su­nięte na pierw­szy plan. Nie­mniej jed­nak fakt pod­no­szony przez Ro­berta na­prawdę ist­nieje; mogę to po­twier­dzić na pod­sta­wie moich wła­snych badań. Nel­son, ame­ry­kań­ski autor, uważa, że wra­że­nia naj­czę­ściej wy­stę­pu­jące we śnie po­cho­dzą z dwóch lub trzech dni wcze­śniej, tak jakby wra­że­nia z dnia bez­po­śred­nio po­prze­dza­ją­cego sen nie były wy­star­cza­jąco osła­bione i od­le­głe.

Wielu au­to­rów, któ­rzy są prze­ko­nani o ści­słym związku mię­dzy tre­ścią snu a sta­nem na jawie, jest pod wra­że­niem faktu, że wra­że­nia, które in­ten­syw­nie zaj­mo­wały umysł na jawie, po­ja­wiają się we śnie do­piero po tym, jak zo­stały w pew­nym stop­niu od­su­nięte od opra­co­wa­nia myśli na jawie. Tak więc z re­guły nie śnimy o zmar­łej uko­cha­nej oso­bie, gdy wciąż je­ste­śmy przy­tło­czeni smut­kiem. Jed­nak panna Hal­lam, jeden z naj­now­szych ob­ser­wa­to­rów, ze­brał przy­kłady po­ka­zu­jące zu­peł­nie od­wrotne za­cho­wa­nie i twier­dzi, że jest to prawo in­dy­wi­du­al­nej psy­cho­lo­gii.

Trze­cia i naj­bar­dziej nie­zwy­kła i nie­zro­zu­miała oso­bli­wość pa­mięci w snach prze­ja­wia się w do­bo­rze od­twa­rza­nego ma­te­riału, po­nie­waż na­cisk kła­dziony jest nie tylko na naj­bar­dziej zna­czące, ale także na naj­bar­dziej obo­jętne i po­wierz­chowne wspo­mnie­nia. W tym miej­scu za­cy­tuję tych au­to­rów, któ­rzy wy­ra­zili swoje zdzi­wie­nie w naj­bar­dziej do­bitny spo­sób.

Hil­de­brandt (p. 11): "Jest bo­wiem nie­zwy­kłym fak­tem, że sny z re­guły nie biorą swo­ich ele­men­tów z wiel­kich i głę­boko za­ko­rze­nio­nych wy­da­rzeń lub z po­tęż­nych i pil­nych in­te­re­sów po­przed­niego dnia, ale z nie­istot­nych spraw, z naj­bar­dziej bez­war­to­ścio­wych frag­men­tów nie­daw­nych do­świad­czeń lub z bar­dziej od­le­głej prze­szło­ści. Naj­bar­dziej wstrzą­sa­jąca śmierć w na­szej ro­dzi­nie, któ­rej wra­że­nia nie po­zwa­lają nam za­snąć przez całą noc, zo­staje wy­ma­zana z na­szej pa­mięci, do­póki pierw­sza chwila prze­bu­dze­nia nie przy­wróci nam jej z przy­gnę­bia­jącą siłą. Z dru­giej strony, bro­dawka na czole prze­cho­dzą­cego nie­zna­jo­mego, o któ­rym nie my­śle­li­śmy przez se­kundę po tym, jak znik­nął z pola wi­dze­nia, od­grywa swoją rolę w na­szych snach".

Strüm­pell (p. 39): "... takie przy­padki, w któ­rych ana­liza snu wy­do­bywa na świa­tło dzienne ele­menty, które choć po­cho­dzą z wy­da­rzeń po­przed­niego dnia lub dnia po­prze­dza­ją­cego ostatni, oka­zują się jed­nak tak nie­istotne i bez­war­to­ściowe dla stanu na jawie, że wkrótce po wyj­ściu na jaw ule­gają za­po­mnie­niu. Ta­kimi zda­rze­niami mogą być przy­pad­kowo za­sły­szane wy­po­wie­dzi in­nych osób lub po­wierz­chow­nie za­ob­ser­wo­wane dzia­ła­nia, lub prze­lotne po­strze­ga­nie rze­czy lub osób, lub po­je­dyn­cze zda­nia z ksią­żek itp.".

Ha­ve­lock Ellis (p. 727): "Głę­bo­kie emo­cje życia na jawie, py­ta­nia i pro­blemy, na które po­świę­camy naszą główną, do­bro­wolną ener­gię umy­słową, nie są tymi, które zwy­kle pre­zen­tują się od razu świa­do­mo­ści snów. Jeśli cho­dzi o bez­po­śred­nią prze­szłość, w na­szych snach po­ja­wiają się głów­nie błahe, przy­pad­kowe, "za­po­mniane" wra­że­nia z co­dzien­nego życia. Ak­tyw­no­ści psy­chiczne, które są naj­bar­dziej in­ten­sywne, to te, które śpią naj­głę­biej".

Binz (s. 45) ko­rzy­sta z oka­zji z wyżej wy­mie­nio­nych cech pa­mięci w snach, aby wy­ra­zić swoje nie­za­do­wo­le­nie z wy­ja­śnień snów, które sam za­ak­cep­to­wał: "A nor­malny sen rodzi po­dobne py­ta­nia. Dla­czego nie za­wsze śnimy o wra­że­niach pa­mię­cio­wych z po­przed­nich dni, za­miast wra­cać do pra­wie za­po­mnia­nej prze­szło­ści le­żą­cej da­leko za nami bez żad­nego do­strze­gal­nego po­wodu? Dla­czego we śnie świa­do­mość tak czę­sto oży­wia wra­że­nie obo­jęt­nych ob­ra­zów pa­mięci, pod­czas gdy ko­mórki mó­zgowe nio­sące naj­bar­dziej wraż­liwe za­pisy do­świad­cze­nia po­zo­stają w więk­szo­ści bez­władne i odrę­twiałe, chyba że ostre prze­bu­dze­nie pod­czas stanu czu­wa­nia krótko przed­tem je po­bu­dziło?".

Mo­żemy łatwo zro­zu­mieć, jak dziwna pre­fe­ren­cja pa­mięci snu dla obo­jęt­nych, a zatem nie­zau­wa­żo­nych szcze­gó­łów co­dzien­nego do­świad­cze­nia, musi zwy­kle pro­wa­dzić nas do cał­ko­wi­tego prze­ocze­nia za­leż­no­ści snu od stanu na jawie, a przy­naj­mniej utrud­niać udo­wod­nie­nie tej za­leż­no­ści w każ­dym in­dy­wi­du­al­nym przy­padku. Tak się zło­żyło, że w sta­ty­stycz­nym trak­to­wa­niu snów swo­ich i swo­ich przy­ja­ciół, panna Whi­ton Cal­kins zna­la­zła 11 pro­cent całej liczby, która nie wy­ka­zy­wała żad­nego związku ze sta­nem na jawie. Hil­de­brandt z pew­no­ścią miał rację, twier­dząc, że wszyst­kie nasze ob­razy senne można wy­ja­śnić ge­ne­tycz­nie, jeśli po­świę­cimy wy­star­cza­jąco dużo czasu i ma­te­riału na prze­śle­dze­nie ich po­cho­dze­nia. Z pew­no­ścią na­zywa to "naj­bar­dziej żmudną i nie­wdzięczną pracą". Do­pro­wa­dzi­łoby nas to co naj­wy­żej do wy­do­by­cia wszel­kiego ro­dzaju bez­war­to­ścio­wego ma­te­riału psy­chicz­nego z naj­od­le­glej­szych za­kąt­ków ko­mory pa­mięci i wy­do­by­cia na świa­tło dzienne bar­dzo obo­jęt­nych mo­men­tów z od­le­głej prze­szło­ści, które być może zo­stały po­grze­bane w na­stęp­nej go­dzi­nie po ich po­ja­wie­niu się. Muszę jed­nak wy­ra­zić żal, że ten wni­kliwy autor po­wstrzy­mał się od po­dą­ża­nia drogą, któ­rej po­czą­tek wy­glą­dał tak mało obie­cu­jąco; do­pro­wa­dzi­łoby go to bez­po­śred­nio do cen­trum pro­blemu snów.

Za­cho­wa­nie pa­mięci w snach jest z pew­no­ścią naj­bar­dziej zna­czące dla każ­dej teo­rii pa­mięci w ogóle. Uczy nas, że "nic, co raz po­sie­dli­śmy psy­chicz­nie, nigdy nie jest cał­ko­wi­cie stra­cone" (Scholz); lub jak ujął to Del­bœuf, "que toute im­pres­sion même la plus in­si­gni­fiante, la­isse une trace in­al­téra­ble, in­défi­ni­ment su­scep­ti­ble de re­pa­ra­ître au jour", do któ­rego to wnio­sku skła­nia nas tak wiele in­nych pa­to­lo­gicz­nych prze­ja­wów życia psy­chicz­nego. Pa­mię­tajmy teraz o tej nie­zwy­kłej zdol­no­ści pa­mięci we śnie, aby wy­raź­nie do­strzec sprzecz­no­ści, które muszą być przed­sta­wione w nie­któ­rych teo­riach snów, o któ­rych wspo­mnimy póź­niej, kiedy pró­bują wy­ja­śnić ab­sur­dal­ność i nie­spój­ność snów po­przez czę­ściowe za­po­mnie­nie tego, co wie­dzie­li­śmy w ciągu dnia.

Można by nawet po­my­śleć o zre­du­ko­wa­niu zja­wi­ska śnie­nia do zja­wi­ska pa­mięci i uznać sen za prze­jaw ak­tyw­no­ści re­pro­duk­cyj­nej, która nie od­po­czywa nawet w nocy i która jest celem samym w sobie. Po­glądy takie jak te wy­ra­żone przez Pil­cza po­twier­dza­łyby to, zgod­nie z któ­rymi in­tymne re­la­cje są moż­liwe do wy­ka­za­nia mię­dzy cza­sem śnie­nia a tre­ścią snu z faktu, że wra­że­nia od­twa­rzane przez sen w zdro­wym śnie na­leżą do naj­od­le­glej­szej prze­szło­ści, pod­czas gdy te od­twa­rzane rano są nie­daw­nego po­cho­dze­nia. Taka kon­cep­cja jest jed­nak od sa­mego po­czątku wąt­pliwa ze względu na spo­sób, w jaki sen za­cho­wuje się w sto­sunku do ma­te­riału, który ma zo­stać za­pa­mię­tany. Strüm­pell słusz­nie zwraca naszą uwagę na fakt, że po­wtó­rze­nia do­świad­czeń nie wy­stę­pują we śnie. Z pew­no­ścią sen po­dej­muje wy­si­łek w tym kie­runku, ale bra­kuje ko­lej­nego ogniwa, po­ja­wia się ono w zmie­nio­nej for­mie lub zo­staje za­stą­pione czymś zu­peł­nie nowym. Sen po­ka­zuje tylko frag­menty re­pro­duk­cji; jest to tak czę­sta re­guła, że po­zwala na teo­re­tyczne za­sto­so­wa­nie. Ist­nieją jed­nak wy­jątki, w któ­rych sen po­wta­rza epi­zod tak do­kład­nie, jak nasza pa­mięć na jawie. Del­bœuf opo­wiada o jed­nym ze swo­ich ko­le­gów z uni­wer­sy­tetu, który we śnie po­wtó­rzył, ze wszyst­kimi szcze­gó­łami, nie­bez­pieczną prze­jażdżkę wozem, pod­czas któ­rej unik­nął wy­padku, jakby cudem. Panna Cal­kins wspo­mina o dwóch snach, któ­rych treść do­kład­nie od­twa­rzała zda­rze­nia z po­przed­niego dnia, a ja póź­niej sko­rzy­stam z oka­zji, aby zgło­sić przy­kład, który zwró­cił moją uwagę, po­ka­zu­jąc dzie­cięce do­świad­cze­nie, które po­wró­ciło nie­zmie­nione we śnie.

(c) Bodźce snów i źró­dła snów - Co na­leży ro­zu­mieć przez bodźce snów i źró­dła snów, można wy­ja­śnić, od­wo­łu­jąc się do po­pu­lar­nego po­wie­dze­nia: "Sny po­cho­dzą z żo­łądka". Pod tym po­ję­ciem kryje się teo­ria, która po­strzega sen jako re­zul­tat za­kłó­ce­nia snu. Nie po­win­ni­śmy śnić, gdyby we śnie nie po­ja­wił się jakiś nie­po­ko­jący ele­ment, a sen jest re­ak­cją na to za­kłó­ce­nie.

Dys­ku­sja na temat eks­cy­tu­ją­cych przy­czyn snów zaj­muje naj­wię­cej miej­sca w opi­sach au­to­rów. To, że pro­blem ten mógł po­ja­wić się do­piero po tym, jak sen stał się przed­mio­tem badań bio­lo­gicz­nych, jest oczy­wi­ste. Sta­ro­żytni, któ­rzy po­strze­gali sen jako boską in­spi­ra­cję, nie mu­sieli szu­kać jego eks­cy­tu­ją­cego źró­dła; dla nich sen wy­ni­kał z woli bo­skich lub de­mo­nicz­nych mocy, a jego treść była pro­duk­tem ich wie­dzy lub in­ten­cji. Nauka jed­nak wkrótce pod­nio­sła kwe­stię, czy bo­dziec do snu jest za­wsze taki sam, czy też może być wie­lo­raki, a tym samym do­pro­wa­dziła do py­ta­nia, czy przy­czy­nowe wy­ja­śnie­nie snu na­leży do psy­cho­lo­gii, czy ra­czej do fi­zjo­lo­gii. Więk­szość au­to­rów zdaje się za­kła­dać, że przy­czyny za­bu­rzeń snu, a tym samym źró­dła ma­rzeń sen­nych, mogą mieć różną na­turę, a po­draż­nie­nia fi­zyczne i psy­chiczne mogą od­gry­wać rolę pod­że­ga­czy do ma­rzeń sen­nych. Opi­nie róż­nią się znacz­nie w pre­fe­ro­wa­niu tego lub in­nego źró­dła snów, w ich usze­re­go­wa­niu, a nawet co do ich zna­cze­nia dla po­cho­dze­nia snów.

Wszę­dzie tam, gdzie wy­li­cze­nie źró­deł snów jest kom­pletne, osta­tecz­nie znaj­du­jemy cztery formy, które są rów­nież wy­ko­rzy­sty­wane do po­działu snów:-

I.

Ze­wnętrzne (obiek­tywne) bodźce sen­so­ryczne.

II.

We­wnętrzne (su­biek­tywne) bodźce sen­so­ryczne.

III.

We­wnętrzne (or­ga­niczne) wzbu­dze­nia fi­zyczne.

IV.

Czy­sto psy­chiczne, eks­cy­tu­jące źró­dła.

I. Ze­wnętrzne bodźce zmy­słowe - Młod­szy Strüm­pell, syn fi­lo­zofa, któ­rego pisma na ten temat już nie­jed­no­krot­nie słu­żyły nam jako prze­wod­nik w pro­ble­mie snów, jak do­brze wia­domo, opi­sał swoje ob­ser­wa­cje na pa­cjen­cie do­tknię­tym ogólną ane­ste­zją skóry i pa­ra­li­żem kilku wyż­szych na­rzą­dów zmy­słów. Męż­czy­zna ten za­padł w sen, gdy jego kilka po­zo­sta­łych ście­żek sen­so­rycz­nych ze świata ze­wnętrz­nego zo­stało od­cię­tych. Kiedy chcemy za­snąć, zwy­kle dą­żymy do sy­tu­acji przy­po­mi­na­ją­cej tę z eks­pe­ry­mentu Strüm­pella. Za­my­kamy naj­waż­niej­sze ścieżki zmy­słowe, oczy, i sta­ramy się trzy­mać z dala od in­nych zmy­słów każdy bo­dziec i każdą zmianę bodź­ców na nie dzia­ła­ją­cych. Na­stęp­nie za­sy­piamy, choć nasze przy­go­to­wa­nia nigdy nie koń­czą się suk­ce­sem. Nie je­ste­śmy w sta­nie cał­ko­wi­cie od­dzie­lić bodź­ców od na­rzą­dów zmy­słów, ani w pełni wy­ga­sić ich draż­li­wo­ści. To, że w każ­dej chwili mo­żemy zo­stać obu­dzeni przez sil­niej­sze bodźce, po­winno nam udo­wod­nić, że "umysł po­zo­staje w cią­głej ko­mu­ni­ka­cji ze świa­tem ma­te­rial­nym nawet pod­czas snu". Bodźce zmy­słowe, które do­cie­rają do nas pod­czas snu, mogą łatwo stać się źró­dłem snów.

Ist­nieje wiele bodź­ców o ta­kiej na­tu­rze, po­cząw­szy od tych, które są nie­unik­nione, są wy­wo­ły­wane przez stan snu lub przy­naj­mniej cza­sami przez niego wy­wo­ły­wane, po przy­pad­kowe bodźce na jawie, które są przy­sto­so­wane lub ob­li­czone na za­koń­cze­nie snu. W ten spo­sób silne świa­tło może wtło­czyć się do oczu, hałas może stać się wy­czu­walny lub jakaś sub­stan­cja za­pa­chowa może po­draż­nić błonę ślu­zową nosa. W spon­ta­nicz­nych ru­chach snu mo­żemy po­ło­żyć nagie czę­ści ciała i w ten spo­sób na­ra­zić je na uczu­cie zimna lub po­przez zmianę po­zy­cji mo­żemy wy­wo­łać wra­że­nia na­ci­sku i do­tyku. Mucha może nas ugryźć, a drobny wy­pa­dek w nocy może jed­no­cze­śnie za­ata­ko­wać wię­cej niż jeden zmysł. Ob­ser­wa­to­rzy zwró­cili uwagę na całą serię snów, w któ­rych bo­dziec zwe­ry­fi­ko­wał się po prze­bu­dze­niu, a część tre­ści snu od­po­wia­dała w takim stop­niu, że bo­dziec można było roz­po­znać jako źró­dło snu.

Przy­to­czę tutaj kilka ta­kich snów ze­bra­nych przez Jes­sena (s. 527), które można przy­pi­sać mniej lub bar­dziej przy­pad­ko­wym obiek­tyw­nym bodź­com zmy­sło­wym. "Każdy nie­wy­raź­nie po­strze­gany hałas daje po­czą­tek od­po­wia­da­ją­cym mu ob­ra­zom sen­nym; grzmot grzmotu prze­nosi nas w gąszcz bitwy, pia­nie ko­guta może zo­stać prze­kształ­cone w ludz­kie krzyki prze­ra­że­nia, a skrzy­pie­nie drzwi może wy­cza­ro­wać sny o wła­my­wa­czach wła­mu­ją­cych się do domu. Gdy jeden z na­szych koców zsu­nie się w nocy, mo­żemy śnić, że cho­dzimy nago lub wpa­damy do wody. Jeśli le­żymy po prze­kąt­nej łóżka, a nasze stopy wy­stają poza kra­wędź, mo­żemy śnić, że sto­imy na skraju prze­ra­ża­ją­cej prze­pa­ści lub spa­damy ze stro­mej wy­so­ko­ści. Jeśli nasza głowa przy­pad­kowo znaj­dzie się pod po­duszką, mo­żemy wy­obra­zić sobie, że wisi nad nami wielka skała, która zaraz zmiaż­dży nas swoim cię­ża­rem. Na­gro­ma­dze­nie na­sie­nia wy­wo­łuje zmy­słowe sny, a miej­scowy ból wy­obra­że­nie złego trak­to­wa­nia, wro­gich ata­ków lub przy­pad­ko­wych ob­ra­żeń ciała".

"Meier (Ver­such einer Er­klärung des Na­chtwan­delns, Halle, 1758, s. 33) śnił kie­dyś, że zo­stał na­pad­nięty przez kilka osób, które rzu­ciły go pła­sko na zie­mię i wbiły kołek w zie­mię mię­dzy jego duży i drugi palec u nogi. Wy­obra­ża­jąc to sobie we śnie, nagle obu­dził się i po­czuł źdźbło słomy wbi­ja­jące się mię­dzy jego palce. Ten sam autor, we­dług Hem­mingsa (Von den Trau­men und Na­chtwan­deln, We­imar, 1784, s. 258) śnił przy innej oka­zji, że zo­stał po­wie­szony, gdy jego ko­szula była nieco cia­sno za­wią­zana wokół jego szyi. Hauf­fbau­erowi śniło się w mło­do­ści, że spadł z wy­so­kiego muru i po prze­bu­dze­niu stwier­dził, że ste­laż łóżka roz­padł się, a on sam spadł na pod­łogę..... Gre­gory re­la­cjo­nuje, że raz przy­ło­żył do stóp bu­telkę z go­rącą wodą i śnił o wy­cieczce na szczyt góry Ćetna, gdzie stwier­dził, że upał na ziemi jest pra­wie nie do znie­sie­nia. Po na­ło­że­niu na głowę pla­stra z pę­che­rzami, drugi męż­czy­zna śnił o byciu oskal­po­wa­nym przez In­dian; trzeci, któ­rego ko­szula była wil­gotna, śnił o byciu cią­gnię­tym przez stru­mień. Atak dny spo­wo­do­wał, że pa­cjent uwie­rzył, że jest w rę­kach In­kwi­zy­cji i cierpi bóle tor­tur (Mac­nish)".

Ar­gu­ment oparty na po­do­bień­stwie mię­dzy bodź­cem a tre­ścią snu jest wzmoc­niony, jeśli po­przez sys­te­ma­tyczną in­duk­cję bodź­ców uda nam się wy­wo­łać sny od­po­wia­da­jące bodź­com. We­dług Mac­ni­sha takie eks­pe­ry­menty prze­pro­wa­dził już Giron de Bu­za­re­in­gues. "Po­zo­sta­wił od­sło­nięte ko­lano i śnił o noc­nej po­dróży w wa­go­nie pocz­to­wym. W związku z tym za­uwa­żył, że po­dróżni do­brze wie­dzą, jak zimne stają się ko­lana w au­to­ka­rze w nocy. Innym razem po­zo­sta­wił od­kryty tył głowy i ma­rzył o wzię­ciu udziału w ce­re­mo­nii re­li­gij­nej na świe­żym po­wie­trzu. W kraju, w któ­rym miesz­kał, zwy­cza­jem było trzy­ma­nie głowy za­wsze za­kry­tej, z wy­jąt­kiem ta­kich oka­zji".

Maury do­nosi o no­wych ob­ser­wa­cjach do­ty­czą­cych snów wy­wo­ły­wa­nych u niego sa­mego. (Wiele in­nych prób nie przy­nio­sło żad­nych re­zul­ta­tów).

1. Był ła­sko­tany piór­kiem w usta i czu­bek nosa. Śniły mu się okropne tor­tury, a mia­no­wi­cie, że do jego twa­rzy przy­kle­jono maskę ze smoły, a na­stęp­nie siłą ją ze­rwano, za­bie­ra­jąc ze sobą skórę.

2. No­życzki zo­stały na­ostrzone na ob­cęgi. Usły­szał bicie dzwo­nów, a na­stęp­nie od­głosy alarmu, które prze­nio­sły go do czerw­co­wych dni 1848 roku.

3. Na­ło­żono mu na nos wodę ko­loń­ską. Zna­lazł się w Ka­irze w skle­pie Johna Marii Fa­riny. Potem na­stą­piły sza­lone przy­gody, któ­rych nie był w sta­nie od­two­rzyć.

4. Jego szyja była lekko uszczyp­nięta. Śniło mu się, że za­ło­żono mu pla­ster na pę­che­rze i my­ślał o le­ka­rzu, który le­czył go w dzie­ciń­stwie.

5. Do jego twa­rzy przy­ło­żono go­rące że­lazko. Śniło mu się, że szo­fe­rzy wła­mali się do domu i zmu­sili miesz­kań­ców do od­da­nia pie­nię­dzy, wbi­ja­jąc stopy w roz­ża­rzone węgle. Na­stęp­nie we­szła księżna Abran­tés, któ­rej se­kre­tarz wy­obra­żał sobie we śnie.

6. Kro­pla wody spa­dła mu na czoło. Wy­obra­ził sobie, że jest we Wło­szech, mocno się poci i pije białe wino z Orvieto.

7. Kiedy pło­nąca świeca była wie­lo­krot­nie sku­piana na nim przez czer­wony pa­pier, śnił o po­go­dzie, upale i burzy na morzu, któ­rej kie­dyś do­świad­czył w ka­nale La Man­che.

D'He­rvey, Wey­gandt, i inni pod­jęli inne próby eks­pe­ry­men­tal­nego wy­wo­ły­wa­nia snów.

Wielu za­ob­ser­wo­wało ude­rza­jącą umie­jęt­ność snu we wpla­ta­niu w jego struk­turę na­głych wra­żeń ze świata ze­wnętrz­nego w taki spo­sób, aby przed­sta­wić stop­niowo przy­go­to­wy­waną i ini­cjo­waną ka­ta­strofę (Hil­de­brandt). "W daw­nych la­tach", re­la­cjo­nuje ten autor, "cza­sami ko­rzy­sta­łem z bu­dzika, aby re­gu­lar­nie bu­dzić się o okre­ślo­nej go­dzi­nie rano. Praw­do­po­dob­nie setki razy zda­rzyło się, że dźwięk tego in­stru­mentu wpa­so­wał się w po­zor­nie bar­dzo długi i po­wią­zany sen, tak jakby cały sen zo­stał spe­cjal­nie za­pro­jek­to­wany dla niego, tak jakby zna­lazł w tym dźwięku od­po­wiedni i lo­gicz­nie nie­zbędny punkt, jego nie­unik­nioną kwe­stię ".

Przy­to­czę trzy z tych snów z bu­dzi­kiem w innym celu.

Vol­kelt (s. 68) re­la­cjo­nuje: "Pew­nemu kom­po­zy­to­rowi śniło się kie­dyś, że uczy w szkole i wła­śnie tłu­ma­czy coś swoim uczniom. Pra­wie skoń­czył, gdy zwró­cił się do jed­nego z chłop­ców z py­ta­niem: "Czy mnie zro­zu­mia­łeś?". Chło­piec za­wo­łał jak opę­tany: "Tak". Zi­ry­to­wany tym, zga­nił go za krzyk. Ale teraz cała klasa krzy­czała "Orya", potem "Euryo", a na końcu "Feu­eryo". Teraz obu­dził go praw­dziwy alarm po­ża­rowy na ulicy".

Gar­nier (Tra­ité des Fa­cul­tés de l'Âme, 1865), zgło­szony przez Ra­de­stock, re­la­cjo­nuje, że Na­po­leon I., śpiąc w po­wo­zie, zo­stał obu­dzony ze snu przez eks­plo­zję, która przy­po­mniała mu prze­prawę przez Ta­glia­mento i bom­bar­do­wa­nie Au­stria­ków, tak że za­czął wołać: "Je­ste­śmy pod­ko­pani!".

Na­stę­pu­jące ma­rze­nie Maury'ego stał się sławny. Był chory i po­zo­stał w łóżku; jego matka sie­działa obok niego. Na­stęp­nie śnił o rzą­dach ter­roru w cza­sie re­wo­lu­cji. Brał udział w strasz­nych sce­nach mor­derstw, a w końcu sam zo­stał we­zwany przed Try­bu­nał. Tam zo­ba­czył Ro­be­spierre'a, Ma­rata, Fo­uqu­ier-Ti­nville'a i wszyst­kich smut­nych bo­ha­te­rów tej okrut­nej epoki; mu­siał zdać re­la­cję z sie­bie i po róż­nego ro­dzaju in­cy­den­tach, które nie utrwa­liły się w jego pa­mięci, zo­stał ska­zany na śmierć. W to­wa­rzy­stwie ogrom­nego tłumu za­pro­wa­dzono go na miej­sce eg­ze­ku­cji. Wszedł na sza­fot, kat przy­wią­zał go do deski, ta prze­chy­liła się, a nóż gi­lo­tyny spadł. Po­czuł, jak jego głowa zo­staje od­cięta od tu­ło­wia i obu­dził się w strasz­nym nie­po­koju, tylko po to, by od­kryć, że górna część łóżka spa­dła i fak­tycz­nie ude­rzyła w jego kręgi szyjne w taki sam spo­sób, jak nóż gi­lo­tyny.

Sen ten za­po­cząt­ko­wał in­te­re­su­jącą dys­ku­sję wpro­wa­dzoną przez Le Lor­rain i Eg­gera w Revue Phi­lo­so­phi­que. Py­ta­nie brzmiało, czy i w jaki spo­sób śniący mógł zgro­ma­dzić tak dużą ilość tre­ści snu w krót­kim cza­sie, jaki upły­nął mię­dzy per­cep­cją bodźca na jawie a prze­bu­dze­niem.

Przy­kłady tego ro­dzaju spra­wiają, że obiek­tywne bodźce pod­czas snu są naj­bar­dziej ugrun­to­wa­nym ze wszyst­kich źró­deł snów; w rze­czy­wi­sto­ści jest to je­dyny bo­dziec, który od­grywa ja­ką­kol­wiek rolę w wie­dzy laika. Jeśli za­py­tamy wy­kształ­coną osobę, która jed­nak nie jest za­zna­jo­miona z li­te­ra­turą do­ty­czącą snów, w jaki spo­sób po­wstają sny, z pew­no­ścią od­po­wie, od­no­sząc się do zna­nego mu przy­padku, w któ­rym sen zo­stał wy­ja­śniony po prze­bu­dze­niu przez uznany obiek­tywny bo­dziec. Ba­da­nia na­ukowe nie mogą jed­nak za­trzy­mać się w tym miej­scu, ale są za­chę­cane do dal­szych badań przez ob­ser­wa­cję, że bo­dziec wpły­wa­jący na zmy­sły pod­czas snu nie po­ja­wia się we śnie w swo­jej praw­dzi­wej for­mie, ale jest za­stę­po­wany przez inną pre­zen­ta­cję, która jest w jakiś spo­sób z nim zwią­zana. Jed­nak re­la­cja ist­nie­jąca mię­dzy bodź­cem a wy­ni­kiem snu jest, we­dług Maury'ego, "une af­fi­nité qu­el­co­nque mais qui n'est pas uni­que et exc­lu­sive" (s. 72). Jeśli prze­czy­tamy np. trzy "Sny bu­dzika" Hil­de­brandta, bę­dziemy mu­sieli za­py­tać, dla­czego ten sam bo­dziec wy­wo­łał tak wiele róż­nych wy­ni­ków i dla­czego tylko te wy­niki, a nie inne.

(P. 37). "Spa­ce­ruję w piękny wio­senny po­ra­nek. Prze­cha­dzam się po zie­lo­nych po­lach do są­sied­niej wio­ski, gdzie widzę tu­byl­ców uda­ją­cych się licz­nie do ko­ścioła, ubra­nych w świą­teczne stroje i nio­są­cych pod pachą śpiew­niki. Przy­po­mi­nam sobie, że jest nie­dziela i wkrótce roz­pocz­nie się po­ranne na­bo­żeń­stwo. Po­sta­na­wiam wziąć w nim udział, ale po­nie­waż je­stem nieco prze­grzany, po­sta­na­wiam rów­nież ochło­dzić się na cmen­ta­rzu ota­cza­ją­cym ko­ściół. Czy­ta­jąc różne epi­ta­fia, sły­szę, jak sek­stans wcho­dzi na wieżę i widzę mały wiej­ski dzwon w ko­pule, który ma dać sy­gnał do roz­po­czę­cia na­bo­żeń­stwa. Przez krótką chwilę wisi nie­ru­chomo, po czym za­czyna się ko­ły­sać i nagle jego nuty roz­brzmie­wają tak wy­raź­nie i prze­ni­kli­wie, że mój sen do­biega końca. Ale dźwięk dzwo­nów po­cho­dzi z bu­dzika".

"Druga kom­bi­na­cja. Jest po­godny dzień, ulice po­kryte są głę­bo­kim śnie­giem. Obie­ca­łem wziąć udział w ku­ligu, ale mu­sia­łem cze­kać jakiś czas, zanim ogło­szono, że sanie są przed moim domem. Przy­go­to­wa­nia do wsia­da­nia do sań zo­stały za­koń­czone. Za­kła­dam futro, do­pa­so­wuję mufkę i w końcu je­stem na swoim miej­scu. Ale od­jazd wciąż się opóź­nia, aż lejce dają nie­cier­pli­wym ko­niom wy­czu­walny znak. Ru­szają, a dzwo­neczki sań, teraz mocno wstrzą­śnięte, za­czy­nają swoją zna­jomą ja­ni­zar­ską mu­zykę z siłą, która na­tych­miast roz­dziera je­dwab mo­jego snu. Znowu jest to tylko prze­ni­kliwy dźwięk mo­jego bu­dzika".

Jesz­cze trzeci przy­kład. "Widzę ku­charkę idącą ko­ry­ta­rzem do ja­dalni z kil­ku­dzie­się­cioma pię­trzą­cymi się ta­le­rzami. Wy­daje mi się, że por­ce­la­nowa ko­lumna w jej ra­mio­nach może stra­cić rów­no­wagę. "Uwa­żaj", wołam, "bo zrzu­cisz cały stos". Zwy­kle nie ma ochoty na ri­po­stę - jest przy­zwy­cza­jona do ta­kich rze­czy. W mię­dzy­cza­sie nadal śle­dzę ją zmar­twio­nym spoj­rze­niem i oto na progu kru­che na­czy­nia spa­dają, prze­wra­cają się i toczą po pod­ło­dze w set­kach ka­wał­ków. Ale wkrótce za­uwa­żam, że hałas trwa­jący bez końca nie jest tak na­prawdę grze­cho­ta­niem, ale praw­dzi­wym dzwo­nie­niem, a wraz z tym dzwo­nie­niem śniący uświa­da­mia sobie, że bu­dzik speł­nił swój obo­wią­zek".

Na py­ta­nie, dla­czego śniący umysł błęd­nie oce­nia na­turę obiek­tyw­nego bodźca zmy­sło­wego, od­po­wie­dział Strüm­pell, i nie­mal iden­tycz­nie przez Wundta, że re­ak­cja umy­słu na ata­ku­jące bodźce we śnie jest zde­ter­mi­no­wana przez po­wsta­wa­nie ilu­zji. Wra­że­nie zmy­słowe jest przez nas roz­po­zna­wane i pra­wi­dłowo in­ter­pre­to­wane, tj. jest kla­sy­fi­ko­wane z grupą pa­mięci, do któ­rej na­leży zgod­nie ze wszyst­kimi wcze­śniej­szymi do­świad­cze­niami, jeśli wra­że­nie jest silne, wy­raźne i wy­star­cza­jąco dłu­gie oraz jeśli mamy do dys­po­zy­cji nie­zbędny czas na tę re­flek­sję. Jeśli te wa­runki nie są speł­nione, my­limy obiekty, które wy­wo­łują wra­że­nie, i na jego pod­sta­wie two­rzymy ilu­zję. "Jeśli ktoś spa­ce­ruje po otwar­tym polu i do­strzega nie­wy­raź­nie od­le­gły obiekt, może się zda­rzyć, że po­cząt­kowo weź­mie go za konia". Przy bliż­szym przyj­rze­niu się może po­ja­wić się obraz od­po­czy­wa­ją­cej krowy, a pre­zen­ta­cja może osta­tecz­nie z pew­no­ścią prze­kształ­cić się w grupę sie­dzą­cych ludzi. Wra­że­nia, które umysł od­biera pod­czas snu po­przez bodźce ze­wnętrzne, mają po­dobną nie­wy­raźną na­turę; po­wo­dują ilu­zje, po­nie­waż wra­że­nie wy­wo­łuje więk­szą lub mniej­szą liczbę ob­ra­zów pa­mię­cio­wych, dzięki któ­rym wra­że­nie uzy­skuje swoją war­tość psy­chiczną. To, w któ­rej z wielu sfer pa­mięci na­leży wziąć pod uwagę od­po­wied­nie ob­razy i które z moż­li­wych po­wią­zań aso­cja­cyj­nych wcho­dzą w życie, nawet we­dług Strüm­pella po­zo­staje nie­okre­ślone i jest nie­jako po­zo­sta­wione ka­pry­sowi życia psy­chicz­nego.

Mo­żemy tutaj do­ko­nać wy­boru. Mo­żemy przy­znać, że prawa po­wsta­wa­nia snów nie mogą być dalej prze­śle­dzone, a zatem po­wstrzy­mać się od py­ta­nia, czy in­ter­pre­ta­cja ilu­zji wy­wo­ła­nej przez wra­że­nie zmy­słowe za­leży od jesz­cze in­nych wa­run­ków; lub mo­żemy przy­pusz­czać, że obiek­tywny bo­dziec zmy­słowy wkra­cza­jący w sen od­grywa je­dy­nie skromną rolę jako źró­dło snów, a inne czyn­niki de­ter­mi­nują wybór ob­razu pa­mięci, który ma zo­stać wy­wo­łany. Rze­czy­wi­ście, po do­kład­nym zba­da­niu eks­pe­ry­men­tal­nie wy­two­rzo­nych snów Maury'ego, które ce­lowo szcze­gó­łowo opi­sa­łem, można po­my­śleć, że eks­pe­ry­ment na­prawdę wy­ja­śnia po­cho­dze­nie tylko jed­nego z ele­men­tów snu, a reszta tre­ści snu wy­daje się w rze­czy­wi­sto­ści zbyt nie­za­leżna, zbyt szcze­gó­łowo okre­ślona, aby można ją było wy­ja­śnić jed­nym żą­da­niem, a mia­no­wi­cie, że musi zga­dzać się z ele­men­tem wpro­wa­dzo­nym eks­pe­ry­men­tal­nie. W isto­cie 24 ktoś za­czyna nawet wąt­pić w teo­rię ilu­zji i moc obiek­tyw­nego wra­że­nia do for­mo­wa­nia snu, gdy do­wia­duje się, że wra­że­nie to cza­sami do­świad­cza naj­bar­dziej oso­bli­wych i da­leko idą­cych in­ter­pre­ta­cji pod­czas snu. Tak więc B. M. Simon opo­wiada o śnie, w któ­rym wi­dział osoby o gi­gan­tycz­nej po­stu­rze sie­dzące przy stole i wy­raź­nie sły­szał okropne grze­cho­ta­nie wy­twa­rzane przez ude­rze­nia ich szczęk pod­czas żucia. Po prze­bu­dze­niu usły­szał stu­kot kopyt konia ga­lo­pu­ją­cego obok jego okna. Jeśli od­głos koń­skich kopyt przy­wo­łał po­my­sły ze sfery pa­mięci "Po­dróży Gu­li­wera", pobyt z gi­gan­tami z Brob­din­gnag i cno­tli­wymi koń­skimi stwo­rze­niami - jak być może po­wi­nie­nem to zin­ter­pre­to­wać bez żad­nej po­mocy ze strony au­tora - czy wybór tak nie­ty­po­wej sfery pa­mięci jako bodźca nie po­wi­nien mieć do­dat­ko­wego oświe­tle­nia z in­nych mo­ty­wów?

II. We­wnętrzne (su­biek­tywne) bodźce zmy­słowe- Nie­za­leż­nie od wszel­kich prze­ciw­nych za­strze­żeń, mu­simy przy­znać, że rola obiek­tyw­nych bodź­ców zmy­sło­wych jako pro­du­centa snów zo­stała bez­spor­nie usta­lona, a jeśli te bodźce wy­dają się być może nie­wy­star­cza­jące w swo­jej na­tu­rze i czę­sto­tli­wo­ści, aby wy­ja­śnić wszyst­kie ob­razy senne, je­ste­śmy na­stęp­nie kie­ro­wani do po­szu­ki­wa­nia in­nych źró­deł snów dzia­ła­ją­cych w ana­lo­giczny spo­sób. Nie wiem, skąd wziął się po­mysł, że wraz z ze­wnętrz­nymi bodź­cami zmy­sło­wymi na­leży rów­nież wziąć pod uwagę bodźce we­wnętrzne (su­biek­tywne), ale w rze­czy­wi­sto­ści jest to ro­bione mniej lub bar­dziej w pełni we wszyst­kich now­szych opi­sach etio­lo­gii snów. "Ważną rolę od­gry­wają ilu­zje senne", mówi Wundt (s. 363), "przez te su­biek­tywne od­czu­cia wi­dze­nia i sły­sze­nia, które są nam znane w sta­nie czu­wa­nia jako świe­tli­sty chaos w ciem­nym polu wi­dze­nia, dzwo­nie­nie, brzę­cze­nie itp. uszu, a zwłasz­cza po­draż­nie­nie siat­kówki. Wy­ja­śnia to nie­zwy­kłą ten­den­cję snu do łu­dze­nia oczu liczbą po­dob­nych lub iden­tycz­nych obiek­tów. W ten spo­sób wi­dzimy przed oczami nie­zli­czone ptaki, mo­tyle, ryby, ko­lo­rowe ko­ra­liki, kwiaty itp. Tutaj świe­tli­sty pył w ciem­nym polu wi­dze­nia przy­brał fan­ta­zma­tyczne po­sta­cie, a wiele świe­tli­stych punk­tów, z któ­rych się składa, jest ucie­le­śnio­nych przez sen w po­staci wielu po­je­dyn­czych ob­ra­zów, które są po­strze­gane jako po­ru­sza­jące się obiekty ze względu na ru­chli­wość świe­tli­stego cha­osu. Jest to rów­nież źró­dłem wiel­kiego za­mi­ło­wa­nia snu do naj­bar­dziej zło­żo­nych po­staci zwie­rzę­cych, wie­lość form łatwo po­dąża za formą su­biek­tyw­nych ob­ra­zów świetl­nych".

Su­biek­tywne bodźce zmy­słowe jako źró­dło snu mają tę oczy­wi­stą za­letę, że w prze­ci­wień­stwie do bodź­ców obiek­tyw­nych są nie­za­leżne od ze­wnętrz­nych wy­pad­ków. Są, że tak po­wiem, do dys­po­zy­cji wy­ja­śnie­nia tak czę­sto, jak ich po­trze­buje. Są one jed­nak tak da­lece gor­sze od obiek­tyw­nych bodź­ców zmy­sło­wych, że rola pod­że­ga­cza snów, którą ob­ser­wa­cja i eks­pe­ry­ment udo­wod­niły dla tych ostat­nich, może być zwe­ry­fi­ko­wana w ich przy­padku tylko z tru­dem lub wcale. Głów­nym do­wo­dem na wy­wo­łu­jącą sen moc su­biek­tyw­nych bodź­ców zmy­sło­wych są tak zwane ha­lu­cy­na­cje hip­no­go­giczne, które zo­stały opi­sane przez Johna Mül­lera jako "fan­ta­styczne ma­ni­fe­sta­cje wi­zu­alne". Są to bar­dzo żywe i zmienne ob­razy, które po­ja­wiają się re­gu­lar­nie u wielu osób w okre­sie za­sy­pia­nia i które mogą po­zo­stać przez jakiś czas nawet po otwar­ciu oczu. Maury, który był nimi bar­dzo za­nie­po­ko­jony, pod­dał je do­kład­nym ba­da­niom i utrzy­my­wał, że są one po­wią­zane lub ra­czej iden­tyczne z ob­ra­zami sen­nymi - zo­stało to już po­twier­dzone przez Johna Mül­lera. Maury twier­dzi, że pewna bier­ność psy­chiczna jest nie­zbędna do ich po­wsta­nia; wy­maga roz­luź­nie­nia na­pię­cia uwagi (s. 59). Ale w każ­dym zwy­kłym uspo­so­bie­niu ha­lu­cy­na­cja hip­no­go­giczna może zo­stać wy­two­rzona przez po­łą­cze­nie się na se­kundę w taki le­targ, po któ­rym ktoś może się obu­dzić, aż ten czę­sto po­wta­rza­jący się pro­ces za­koń­czy się snem. We­dług Maury'ego, jeśli ktoś obu­dzi się wkrótce potem, czę­sto moż­liwe jest za­de­mon­stro­wa­nie tych sa­mych ob­ra­zów we śnie, które po­strze­gał jako ha­lu­cy­na­cje hip­no­go­giczne przed za­śnię­ciem (s. 134). Tak stało się kie­dyś w przy­padku Maury'ego z grupą ob­ra­zów gro­te­sko­wych po­staci o znie­kształ­co­nych ry­sach i dziw­nych na­kry­ciach głowy, które na­rzu­cały mu się z nie­wia­ry­godną na­tar­czy­wo­ścią w okre­sie za­sy­pia­nia i które przy­po­mniał sobie po prze­bu­dze­niu. Innym razem, gdy cier­piał z po­wodu głodu, po­nie­waż trzy­mał się ra­czej ści­słej diety, zo­ba­czył hip­no­go­gicz­nie ta­lerz i rękę uzbro­joną w wi­de­lec, bio­rącą tro­chę je­dze­nia z ta­le­rza. We śnie zna­lazł się przy stole ob­fi­cie za­sta­wio­nym je­dze­niem i sły­szał grze­cho­ta­nie wi­del­ców wy­da­wane przez gości. Przy jesz­cze innej oka­zji, po za­śnię­ciu z po­draż­nio­nymi i obo­la­łymi oczami, miał hip­no­go­giczne ha­lu­cy­na­cje wi­dze­nia mi­kro­sko­pij­nie ma­łych zna­ków, które był zmu­szony roz­szy­fro­wać jeden po dru­gim z wiel­kim wy­sił­kiem; po prze­bu­dze­niu ze snu go­dzinę póź­niej, przy­po­mniał sobie sen, w któ­rym była otwarta książka z bar­dzo ma­łymi li­te­rami, którą był zmu­szony prze­czy­tać z mo­zol­nym wy­sił­kiem.

Po­dob­nie jak w przy­padku tych ob­ra­zów, ha­lu­cy­na­cje słu­chowe słów, imion itp. mogą rów­nież po­ja­wiać się hip­no­go­gicz­nie, a na­stęp­nie po­wta­rzać się we śnie, jak uwer­tura za­po­wia­da­jąca główny motyw opery, która ma na­stą­pić.

Now­szy ob­ser­wa­tor ha­lu­cy­na­cji hip­no­go­gicz­nych, G. Trum­bull Ladd, po­dąża tą samą drogą, co John Mül­ler i Maury. Dzięki prak­tyce udało mu się nabyć umie­jęt­ność na­głego prze­bu­dze­nia się, bez otwie­ra­nia oczu, dwie do pię­ciu minut po stop­nio­wym za­sy­pia­niu, co dało mu moż­li­wość po­rów­na­nia wra­żeń siat­kówki wła­śnie zni­ka­ją­cych z ob­ra­zami snów po­zo­sta­ją­cymi w jego pa­mięci. Za­pew­nia nas, że za­wsze można roz­po­znać in­tymny zwią­zek mię­dzy nimi, w tym sen­sie, że świe­tli­ste kropki i linie spon­ta­nicz­nego świa­tła siat­kówki two­rzyły, że tak po­wiem, na­szki­co­wany zarys lub sche­mat psy­chicz­nie po­strze­ga­nych po­staci sen­nych. Sen, na przy­kład, w któ­rym wi­dział przed sobą wy­raź­nie wy­dru­ko­wane linie, które czy­tał i stu­dio­wał, od­po­wia­dał ukła­dowi świe­tli­stych kro­pek i linii w siat­kówce w rów­no­le­głych li­niach lub, aby wy­ra­zić to wła­snymi sło­wami: "Wy­raź­nie za­dru­ko­wana strona, którą czy­tał we śnie, prze­kształ­ciła się w obiekt, który wy­da­wał się jego per­cep­cji na jawie jak część rze­czy­wi­stego za­dru­ko­wa­nego ar­ku­sza, na który pa­trzył przez mały otwór w ka­wałku pa­pieru, ze zbyt dużej od­le­gło­ści, aby można go było wy­raź­nie do­strzec". Nie lek­ce­wa­żąc w żaden spo­sób cen­tral­nej czę­ści tego zja­wi­ska, Ladd uważa, że pra­wie żaden sen wi­zu­alny nie po­ja­wia się w na­szych umy­słach, który nie jest oparty na ma­te­riale do­star­czo­nym przez ten we­wnętrzny stan sty­mu­la­cji siat­kówki. Jest to szcze­gól­nie praw­dziwe w przy­padku snów po­ja­wia­ją­cych się wkrótce po za­śnię­ciu w ciem­nym po­koju, pod­czas gdy sny po­ja­wia­jące się rano w po­bliżu okresu prze­bu­dze­nia otrzy­mują sty­mu­la­cję z obiek­tyw­nego świa­tła prze­ni­ka­ją­cego do oka z oświe­tlo­nego po­koju. 27 Zmienny i nie­skoń­cze­nie zmienny cha­rak­ter spon­ta­nicz­nego po­bu­dze­nia siat­kówki od­po­wiada do­kład­nie zmien­nej se­kwen­cji ob­ra­zów przed­sta­wia­nych nam w na­szych snach. Jeśli przy­wią­zu­jemy ja­ką­kol­wiek wagę do ob­ser­wa­cji Ladda, nie mo­żemy lek­ce­wa­żyć pro­duk­tyw­no­ści tego su­biek­tyw­nego źró­dła po­bu­dze­nia dla snu; po­nie­waż ob­razy wi­zu­alne naj­wy­raź­niej sta­no­wią główny skład­nik na­szych snów. Udział in­nych zmy­słów, poza zmy­słem słu­chu, jest bar­dziej nie­istotny i nie­stały.

III. We­wnętrzne (or­ga­niczne) po­bu­dze­nie fi­zyczne - jeśli je­ste­śmy skłonni szu­kać źró­deł snów nie na ze­wnątrz, ale we­wnątrz or­ga­ni­zmu, mu­simy pa­mię­tać, że pra­wie wszyst­kie nasze na­rządy we­wnętrzne, które w zdro­wym sta­nie ledwo przy­po­mi­nają nam o swoim ist­nie­niu, mogą, w sta­nach po­bu­dze­nia - jak je na­zy­wamy - lub w cho­ro­bie, stać się dla nas źró­dłem naj­bar­dziej bo­le­snych wra­żeń, które na­leży po­sta­wić na równi z ze­wnętrz­nymi czyn­ni­kami po­bu­dza­ją­cymi ból i bodźce zmy­słowe. To wła­śnie na pod­sta­wie bar­dzo sta­rych do­świad­czeń, np. Strüm­pell twier­dzi, że "pod­czas snu umysł staje się znacz­nie głę­biej i sze­rzej świa­domy swo­jego związku z cia­łem niż w sta­nie czu­wa­nia i jest zmu­szony od­bie­rać i pod­le­gać wpły­wom sty­mu­lu­ją­cych wra­żeń po­cho­dzą­cych z czę­ści i zmian ciała, któ­rych nie jest świa­domy w sta­nie czu­wa­nia". Nawet Ary­sto­te­les de­kla­ruje, że jest cał­kiem moż­liwe, że sen po­wi­nien zwró­cić naszą uwagę na po­cząt­kowe stany cho­ro­bowe, któ­rych w ogóle nie za­uwa­ży­li­śmy w sta­nie czu­wa­nia z po­wodu prze­sady nada­nej przez sen wra­że­niom; a nie­któ­rzy au­to­rzy me­dyczni, któ­rzy z pew­no­ścią byli da­lecy od wiary w ja­ką­kol­wiek pro­ro­czą moc snu, przy­znali to zna­cze­nie snu przy­naj­mniej dla prze­po­wia­da­nia cho­roby. (Po­rów­naj M. Simon, s. 31 i wielu star­szych au­to­rów).

Wy­daje się, że nawet w na­szych cza­sach nie bra­kuje po­twier­dzo­nych przy­kła­dów ta­kich dia­gno­stycz­nych wy­stę­pów ze strony snu. Tak więc Tis­sié cy­tuje Ar­ti­gu­esa (Essai sur la Va­leur séméio­lo­gi­que des Réves), hi­sto­rię ko­biety w wieku czter­dzie­stu trzech lat, która przez kilka lat po­zor­nie do­sko­na­łego zdro­wia była nie­po­ko­jona nie­po­ko­ją­cymi snami i u któ­rej ba­da­nie le­kar­skie ujaw­niło póź­niej po­cząt­kową cho­robę serca, któ­rej wkrótce ule­gła.

Po­ważne za­bu­rze­nia na­rzą­dów we­wnętrz­nych naj­wy­raź­niej dzia­łają jako czyn­niki wy­wo­łu­jące sny u znacz­nej liczby osób. Dość po­wszech­nie zwraca się uwagę na czę­sto­tli­wość wy­stę­po­wa­nia snów lę­ko­wych w cho­ro­bach serca i płuc; w rze­czy­wi­sto­ści ta re­la­cja z życia snów jest tak wy­raź­nie umiesz­czana na pierw­szym pla­nie przez wielu au­to­rów, że za­do­wolę się tutaj je­dy­nie od­nie­sie­niem do li­te­ra­tury. (Ra­de­stock, Spitta, Maury, M. Simon, Tis­sié). Tis­sié za­kłada nawet, że chore na­rządy od­ci­skają na tre­ści snu swoje cha­rak­te­ry­styczne cechy. Sny osób cier­pią­cych na cho­roby serca są za­zwy­czaj bar­dzo krót­kie i koń­czą się prze­ra­żo­nym prze­bu­dze­niem; sy­tu­acja śmierci w strasz­nych oko­licz­no­ściach pra­wie za­wsze od­grywa rolę w ich tre­ści. Osoby cier­piące na cho­roby płuc śnią o udu­sze­niu, za­tło­cze­niu i ucieczce, a wiele z nich pod­lega do­brze zna­nemu kosz­ma­rowi, który, na­wia­sem mó­wiąc, Bo­er­ne­rowi udało się eks­pe­ry­men­tal­nie wy­wo­łać, leżąc na twa­rzy i za­my­ka­jąc otwory na­rzą­dów od­de­cho­wych. W za­bu­rze­niach tra­wie­nia sen za­wiera idee ze sfery przy­jem­no­ści i obrzy­dze­nia. Wresz­cie, wpływ pod­nie­ce­nia sek­su­al­nego na treść snu jest wy­star­cza­jąco za­uwa­żalny w każ­dym do­świad­cze­niu i sta­nowi naj­sil­niej­sze wspar­cie dla całej teo­rii wzbu­dza­nia snów po­przez do­zna­nia or­ga­niczne.

Co wię­cej, gdy prze­glą­damy li­te­ra­turę snu, staje się dość oczy­wi­ste, że nie­któ­rzy au­to­rzy (Maury, Wey­gandt) zo­stali do­pro­wa­dzeni do ba­da­nia pro­ble­mów zwią­za­nych ze snami przez wpływ ich wła­snego pa­to­lo­gicz­nego stanu na treść ich snów.

Do­da­tek do źró­deł snów z tych nie­wąt­pli­wie usta­lo­nych fak­tów nie jest jed­nak tak ważny, jak można by przy­pusz­czać; po­nie­waż sen jest zja­wi­skiem, które wy­stę­puje u zdro­wych osób - być może u wszyst­kich osób i każ­dej nocy - a pa­to­lo­giczny stan na­rzą­dów naj­wy­raź­niej nie jest jed­nym z jego nie­zbęd­nych wa­run­ków. Dla nas jed­nak py­ta­nie nie do­ty­czy tego, skąd biorą się kon­kretne sny, ale co może być eks­cy­tu­ją­cym źró­dłem zwy­kłych snów nor­mal­nych osób.

Ale mu­simy pójść tylko o krok dalej, aby zna­leźć źró­dło snów, które jest bar­dziej płodne niż któ­re­kol­wiek z wyżej wy­mie­nio­nych, które w rze­czy­wi­sto­ści obie­cuje być nie­wy­czer­pane w każ­dym przy­padku. Jeśli usta­limy, że na­rządy ciała stają się w cho­ro­bie eks­cy­tu­ją­cym źró­dłem snów i jeśli przy­znamy, że umysł, od­wró­cony pod­czas snu od świata ze­wnętrz­nego, może po­świę­cić wię­cej uwagi wnę­trzu ciała, mo­żemy łatwo za­ło­żyć, że na­rządy nie­ko­niecz­nie muszą stać się chore, aby po­zwo­lić bodź­com, które w taki czy inny spo­sób prze­kształ­cają się w ob­razy senne, do­trzeć do śpią­cego umy­słu. To, co w sta­nie czu­wa­nia sze­roko po­strze­gamy jako ogólne od­czu­cie, roz­róż­nialne je­dy­nie na pod­sta­wie jego ja­ko­ści, do któ­rego, zda­niem le­ka­rzy, przy­czy­niają się wszyst­kie sys­temy or­ga­niczne - to ogólne od­czu­cie w nocy osiąga po­tężną wy­daj­ność i staje się ak­tywne wraz z jego po­szcze­gól­nymi skład­ni­kami - na­tu­ral­nie do­star­czy­łoby naj­po­tęż­niej­szego, jak rów­nież naj­częst­szego źró­dła do pro­duk­cji pre­zen­ta­cji snów. Po­zo­staje jed­nak zba­dać, zgod­nie z jaką za­sadą do­zna­nia or­ga­niczne prze­kształ­cają się w pre­zen­ta­cje snów.

Przed­sta­wiona teo­ria po­cho­dze­nia snów jest ulu­bioną teo­rią wszyst­kich au­to­rów me­dycz­nych. Nie­ja­sność, która ukrywa istotę na­szej istoty - "moi splanch­ni­que", jak to okre­śla Tis­sié - przed naszą wie­dzą i nie­ja­sność po­cho­dze­nia snu zbyt do­brze od­po­wia­dają, aby nie być ze sobą po­wią­zane. Tok my­śle­nia, który czyni do­zna­nia or­ga­niczne czyn­ni­kiem wy­wo­łu­ją­cym sen, ma rów­nież inną atrak­cję dla le­ka­rza, po­nie­waż sprzyja etio­lo­gicz­nemu po­łą­cze­niu snu i cho­rób psy­chicz­nych, które wy­ka­zują tak wiele zgod­no­ści w swo­ich prze­ja­wach, po­nie­waż zmiany w do­zna­niach or­ga­nicz­nych i po­bu­dze­nia ema­nu­jące z na­rzą­dów we­wnętrz­nych mają sze­ro­kie zna­cze­nie w po­wsta­wa­niu psy­choz. Nie jest zatem za­ska­ku­jące, że teo­rię do­znań cie­le­snych można przy­pi­sać wię­cej niż jed­nemu twórcy, który za­pro­po­no­wał ją nie­za­leż­nie.

Wielu au­to­rów było pod wpły­wem idei roz­wi­nię­tych przez fi­lo­zofa Scho­pen­hau­era w 1851 roku. Nasza kon­cep­cja wszech­świata wy­wo­dzi się z faktu, że nasz in­te­lekt prze­kształca wra­że­nia do­cie­ra­jące do niego z ze­wnątrz w formy czasu, prze­strzeni i przy­czy­no­wo­ści. Wra­że­nia z wnę­trza or­ga­ni­zmu, po­cho­dzące ze współ­czul­nego układu ner­wo­wego, wy­wie­rają w ciągu dnia wpływ na nasz na­strój, w więk­szo­ści nie­świa­domy. Jed­nak o 30 w nocy, gdy przy­tła­cza­jący wpływ wra­żeń dnia nie jest już od­czu­walny, wra­że­nia na­pie­ra­jące z wnę­trza są w sta­nie przy­cią­gnąć uwagę - tak jak w nocy sły­szymy fa­lo­wa­nie źró­dła, które było nie­sły­szalne przez hałas dnia. W jaki więc inny spo­sób in­te­lekt mógłby za­re­ago­wać na te bodźce, niż wy­ko­nu­jąc swoją cha­rak­te­ry­styczną funk­cję? Prze­kształci bodźce w fi­gury, wy­peł­nia­jąc prze­strzeń i czas, które po­ru­szają się na po­czątku przy­czy­no­wo­ści; i tak po­wstaje sen. Scher­ner, a po nim Vol­kelt, pró­bo­wali wnik­nąć w bliż­sze re­la­cje mię­dzy do­zna­niami fi­zycz­nymi a ob­ra­zami snów; ale dys­ku­sję na temat tych prób za­re­zer­wu­jemy dla roz­działu po­świę­co­nego teo­rii snu.

W ba­da­niu szcze­gól­nie lo­gicz­nym w swoim roz­woju psy­chia­tra Krauss zna­lazł źró­dło snu, a także de­li­rii i uro­jeń w tym samym ele­men­cie, a mia­no­wi­cie w or­ga­nicz­nie zde­ter­mi­no­wa­nym od­czu­ciu. We­dług tego au­tora nie ma pra­wie żad­nego miej­sca w or­ga­ni­zmie, które nie mo­głoby stać się punk­tem wyj­ścia snu lub złu­dze­nia. Teraz or­ga­nicz­nie zde­ter­mi­no­wane od­czu­cia "można po­dzie­lić na dwie klasy: (1) te z cał­ko­wi­tego uczu­cia (ogólne od­czu­cia), (2) spe­cy­ficzne od­czu­cia, które są nie­od­łączne w głów­nych sys­te­mach we­ge­ta­tyw­nego or­ga­ni­zmu, które można po­dzie­lić na pięć grup: (a) mię­śniowe, (b) pneu­ma­tyczne, (c) żo­łąd­kowe, (d) sek­su­alne, (e) od­czu­cia ob­wo­dowe (s. 33 dru­giego ar­ty­kułu)".

Po­cho­dze­nie ob­razu snu na pod­sta­wie do­znań fi­zycz­nych jest ro­zu­miane przez Kraussa w na­stę­pu­jący spo­sób: Obu­dzone do­zna­nie wy­wo­łuje pre­zen­ta­cję zwią­zaną z nim zgod­nie z pew­nym pra­wem aso­cja­cji i łączy się z nią, two­rząc w ten spo­sób or­ga­niczną struk­turę, wobec któ­rej jed­nak świa­do­mość nie za­cho­wuje swo­jej nor­mal­nej po­stawy. Nie po­święca bo­wiem żad­nej uwagi sa­memu do­zna­niu, ale cał­ko­wi­cie zaj­muje się to­wa­rzy­szącą mu pre­zen­ta­cją; jest to rów­nież powód, dla któ­rego stan rze­czy, o któ­rym mowa, po­wi­nien być tak długo źle ro­zu­miany (s. 11 itp.). Krauss znaj­duje dla tego pro­cesu spe­cy­ficzny ter­min "trans­sub­stan­cja­cji uczu­cia w ob­razy senne" (s. 24).

To, że or­ga­niczne od­czu­cia cie­le­sne wy­wie­rają pe­wien wpływ na po­wsta­wa­nie snu, jest obec­nie nie­mal po­wszech­nie uzna­wane, ale na py­ta­nie o prawo le­żące u pod­staw re­la­cji mię­dzy nimi od­po­wiada się na różne spo­soby i czę­sto w nie­ja­sny spo­sób. Na pod­sta­wie teo­rii po­bu­dze­nia cie­le­snego szcze­gól­nym za­da­niem in­ter­pre­ta­cji snów jest prze­śle­dze­nie tre­ści snu do przy­czy­no­wego bodźca or­ga­nicz­nego, a jeśli nie uzna­jemy zasad in­ter­pre­ta­cji przed­sta­wio­nych przez Scher­nera, czę­sto spo­ty­kamy się z nie­zręcz­nym fak­tem, że or­ga­niczne źró­dło eks­cy­ta­cji ujaw­nia się tylko w tre­ści snu.

Pewna zgod­ność prze­ja­wia się jed­nak w in­ter­pre­ta­cji róż­nych form snów, które zo­stały okre­ślone jako "ty­powe", po­nie­waż po­wta­rzają się u tak wielu osób z pra­wie taką samą tre­ścią. Wśród nich są do­brze znane sny o spa­da­niu z wy­so­ko­ści, wy­pa­da­niu zębów, la­ta­niu i za­kło­po­ta­niu z po­wodu bycia nagim lub ledwo odzia­nym. Mówi się, że ten ostatni sen jest spo­wo­do­wany po pro­stu per­cep­cją od­czu­waną we śnie, że ktoś zrzu­cił po­ściel i jest od­sło­nięty. Sen o wy­pa­da­niu zębów tłu­ma­czy się "po­draż­nie­niem zębów", co jed­nak nie musi ozna­czać cho­ro­bli­wego stanu po­bu­dze­nia zębów. We­dług Strüm­pella, la­ta­jący sen jest ade­kwat­nym ob­ra­zem uży­wa­nym przez umysł do in­ter­pre­ta­cji sumy po­bu­dze­nia ema­nu­ją­cego z uno­sze­nia się i opa­da­nia pła­tów płuc­nych po tym, jak od­czu­cie skórne klatki pier­sio­wej zo­stało zre­du­ko­wane do nie­wraż­li­wo­ści. To wła­śnie ta ostat­nia oko­licz­ność po­wo­duje uczu­cie zwią­zane z kon­cep­cją la­ta­nia. Mówi się, że upa­dek z wy­so­ko­ści we śnie ma swoją przy­czynę w fak­cie, że gdy po­ja­wia się nie­świa­do­mość od­czu­wa­nia na­ci­sku skór­nego, albo ramię opada z ciała, albo zgięte ko­lano zo­staje nagle wy­cią­gnięte, po­wo­du­jąc po­wrót uczu­cia na­ci­sku skór­nego do świa­do­mo­ści, a przej­ście do świa­do­mo­ści ucie­le­śnia się psy­chicz­nie jako sen o upadku. (Strüm­pell, str. 118). Sła­bość tych wia­ry­god­nych prób wy­ja­śnie­nia naj­wy­raź­niej po­lega na tym, że bez dal­szego wy­ja­śnie­nia po­zwa­lają one tej lub innej gru­pie do­znań or­ga­nicz­nych znik­nąć z per­cep­cji psy­chicz­nej lub na­rzu­cić się na nią, do­póki nie zo­sta­nie usta­lona kon­ste­la­cja ko­rzystna dla wy­ja­śnie­nia. Póź­niej jed­nak będę miał oka­zję po­wró­cić do ty­po­wych snów i ich po­cho­dze­nia.

Na pod­sta­wie po­rów­na­nia serii po­dob­nych snów, M. Simon sta­rał się sfor­mu­ło­wać pewne za­sady do­ty­czące wpływu do­znań or­ga­nicz­nych na okre­śle­nie wy­ni­ko­wego snu. Mówi (str. 34): "Jeśli ja­ki­kol­wiek or­ga­niczny apa­rat, który pod­czas snu nor­mal­nie uczest­ni­czy w wy­ra­ża­niu afektu, z ja­kie­go­kol­wiek po­wodu łączy się ze sta­nem po­bu­dze­nia, do któ­rego jest zwy­kle po­bu­dzany przez ten afekt, sen w ten spo­sób wy­two­rzony bę­dzie za­wie­rał pre­zen­ta­cje, które pa­sują do afektu".

Inna za­sada brzmi na­stę­pu­jąco (str. 35): "Jeśli apa­rat or­ga­niczny jest w sta­nie ak­tyw­no­ści, po­bu­dze­nia lub za­kłó­ce­nia pod­czas snu, sen przy­nie­sie idee, które są zwią­zane z wy­ko­ny­wa­niem funk­cji or­ga­nicz­nej, która jest wy­ko­ny­wana przez ten apa­rat".

Mo­urly Vold pod­jął się eks­pe­ry­men­tal­nego udo­wod­nie­nia wpływu teo­rii czu­cia cie­le­snego na po­je­dyn­cze te­ry­to­rium. Prze­pro­wa­dził eks­pe­ry­menty po­le­ga­jące na zmia­nie po­zy­cji koń­czyn śpią­cego i po­rów­nał wy­ni­kowy sen ze swo­imi zmia­nami. W re­zul­ta­cie przed­sta­wił na­stę­pu­jące teo­rie:-

1. Po­zy­cja koń­czyny we śnie od­po­wiada w przy­bli­że­niu po­zy­cji w rze­czy­wi­sto­ści, tj. śnimy o sta­tycz­nym sta­nie koń­czyny, który od­po­wiada sta­nowi rze­czy­wi­stemu.

2. Kiedy śnimy o po­ru­sza­ją­cej się koń­czy­nie, za­wsze zda­rza się, że jedna z po­zy­cji wy­stę­pu­ją­cych pod­czas wy­ko­ny­wa­nia tego ruchu od­po­wiada po­zy­cji rze­czy­wi­stej.

3. Po­zy­cja wła­snej koń­czyny może być przy­pi­sana we śnie innej oso­bie.

4. Można ma­rzyć dalej, że ruch, o któ­rym mowa, jest utrud­niony.

5. Koń­czyna w ja­kiej­kol­wiek szcze­gól­nej po­zy­cji może po­ja­wić się we śnie jako zwie­rzę lub po­twór, w któ­rym to przy­padku ustala się pewna ana­lo­gia mię­dzy nimi.

6. Po­zy­cja koń­czyny może wy­wo­ły­wać we śnie idee, które mają jakiś zwią­zek z tą koń­czyną. Tak więc, na przy­kład, jeśli je­ste­śmy za­trud­nieni z pal­cami, śnimy o cy­frach.

Takie wy­niki do­pro­wa­dzi­łyby mnie do wnio­sku, że nawet teo­ria do­znań cie­le­snych nie może w pełni wy­eli­mi­no­wać po­zor­nej swo­body w okre­śla­niu ob­razu snu, który ma zo­stać obu­dzony.

IV. Psy­chiczne źró­dła pod­nie­ca­jące - Trak­tu­jąc o związ­kach snu z ży­ciem na jawie i po­cho­dze­niu ma­te­riału snu, do­wie­dzie­li­śmy się, że za­równo naj­wcze­śniejsi, jak i naj­nowsi ba­da­cze zgo­dzili się, że lu­dzie śnią o tym, co robią w ciągu dnia i o tym, czym są za­in­te­re­so­wani pod­czas stanu czu­wa­nia. To za­in­te­re­so­wa­nie trwa­jące od życia na jawie do snu, oprócz tego, że jest psy­chiczną wię­zią łą­czącą sen z ży­ciem, do­star­cza nam rów­nież źró­dła snów, któ­rego nie na­leży lek­ce­wa­żyć, co w po­łą­cze­niu z tymi bodź­cami, które stają się in­te­re­su­jące i ak­tywne pod­czas snu, wy­star­czy, aby wy­ja­śnić po­cho­dze­nie wszyst­kich ob­ra­zów sen­nych. Ale sły­sze­li­śmy rów­nież prze­ci­wień­stwo po­wyż­szego twier­dze­nia, a mia­no­wi­cie, że sen od­ciąga śpią­cego od za­in­te­re­so­wań dnia i że w więk­szo­ści przy­pad­ków nie śnimy o rze­czach, które zaj­mo­wały naszą uwagę w ciągu dnia, do­póki nie stracą one dla życia na jawie bodźca ak­tu­al­no­ści. Dla­tego też w ana­li­zie życia we śnie na każ­dym kroku przy­po­mina się nam, że nie­do­pusz­czalne jest two­rze­nie ogól­nych zasad bez uwzględ­nie­nia kwa­li­fi­ka­cji wy­ra­żo­nych ta­kimi ter­mi­nami jak "czę­sto", "z re­guły", "w więk­szo­ści przy­pad­ków" i bez przy­go­to­wa­nia się na waż­ność wy­jąt­ków.