Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Prorok Kain słucha tylko objawień Boga. Jego przeznaczeniem jest przewodzić swojemu ludowi. Dla niego i w imię swojej wiary opuścił dom, by przeniknąć do Katów Hadesa -- motocyklowego gangu handlarzy bronią, najbardziej przestępczego klubu w USA. Żył z nimi, służył im swą wiedzą i stał się zaufanym towarzyszem broni. A gdy przyszedł czas, zdradził gang, gdyż jego lud musiał odzyskać trzy Przeklęte -- dzięki poświęceniu jednej z nich w okrutnym rytuale lud boży miał zostać wniebowzięty i ocaleć przed armagedonem.
Wkrótce Kain sam został zdradzony przez tego, który miał wiernie trwać u jego boku. Przez tego, w którego żyłach płynęła ta sama krew. Judasz był ukochanym bratem bliźniakiem proroka, ale trawiony zazdrością o Kaina wtrącił go do celi i poddał okrutnym torturom. Bity z morderczą precyzją, poniewierany i poraniony Kain pojął, że stracił wszystko, co było dla niego ważne, co kochał i czemu poświęcił życie.
Po jakimś czasie do celi obok trafiła tajemnicza kobieta. Ciemnooka Harmony uznana za kolejną Przeklętą. Choć jej przyszłość malowała się w najczarniejszych barwach, starała się walczyć z własnymi lękami i bronić swoją godność. Wkrótce między Kainem i Harmony nawiązała się przedziwna więź. Oboje potrzebowali siebie nawzajem. Stali się sobie bliscy. Wówczas Kain podjął zobowiązanie: odkupi swoje winy i ocali tych, których kocha. Dołoży starań, aby potworne krzywdy zadane w jego imieniu i za jego przyzwoleniem zostały wynagrodzone i wybaczone. Będzie walczył. Zrobi wszystko. Dosłownie.
Odkupienie. Musisz poświęcić się w całości...
Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 480
Tillie Cole
Odkupienie
Kaci Hadesa
Tytuł oryginału: Deep Redemption (Hades Hangmen) (Volume 4)
Tłumaczenie: Grzegorz Rejs
ISBN: 978-83-289-0950-2
Copyright © Tillie Cole 2016
All rights reserved.
No Part of this publication may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photography, recording, or any information storage and retrieval system without the prior written consent from the publisher and author, except in the instance of quotes for reviews. No part of this book may be uploaded without the permission of the publisher and author, nor be otherwise circulated in any form of binding or cover other than that in which it is originally published.
Polish edition copyright © 2019, 2024 by Helion SA All rights reserved.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
Autor oraz wydawca dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz wydawca nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w książce.
HELION S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 230 98 63 e-mail: [email protected] WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)
Tym, którzy zasługują na to, by być wolni.
Jak wszystkie części serii Katów Hadesa — Odkupienie zawiera opisy wierzeń i praktyk religijnych, które dla wielu czytelników mogą być obce i nieznane. Jednak inspiracją dla mnie były tu rzeczywiste wierzenia i praktyki religijne istniejących oraz nieistniejących już ruchów religijnych oraz sekt.
Proszę mieć również na uwadze, że niniejsza książka zawiera sceny zakazanych praktyk religijnych, przemocy na tle seksualnym oraz okrucieństwa.
Dla dobra wszystkich czytelników uprzejmie proszę, aby wasze recenzje nie zdradzały treści żadnej książki z serii.
Niech żyje prorok!!!
(W kolejności niealfabetycznej)
Zakon— Apokaliptyczny Nowy Ruch Religijny. Wierzenia częściowo oparte na nauczaniu chrześcijańskim. Głosi wiarę w rychłe nadejście apokalipsy. Zakonowi przewodniczą prorok Dawid (ogłosił się bożym prorokiem i potomkiem króla Dawida), starszyzna oraz apostołowie.
Członkowie żyją razem w odosobnionej społeczności. Wiodą tradycyjne i skromne życie oparte na poligamii i niekonwencjonalnych praktykach religijnych. Wierzą, że „świat zewnętrzny” jest grzeszny i pełen zła. Nie mają kontaktu z ludźmi spoza Zakonu.
Społeczność— własność Zakonu kontrolowana przez proroka Dawida. Odosobniona żywa wspólnota. Porządek w społeczności utrzymywany jest przez apostołów i starszyznę uzbrojonych na wypadek ataku z zewnątrz. Mężczyźni i kobiety żyją w osobnych częściach osady. Przeklęte trzymane są z dala od mężczyzn (wszystkich, z wyjątkiem starszyzny), w prywatnych pomieszczeniach. Teren, na którym żyje społeczność, jest ogrodzony.
Nowy Syjon — nowa społeczność Zakonu, utworzona po tym, jak poprzednia społeczność została zniszczona w bitwie przeciwko Katom Hadesa.
Starszyzna Zakonu (główna społeczność)— składa się z czterech członków. Są to: Gabriel (nieżyjący), Mojżesz (nieżyjący), Noe (nieżyjący), Jakub (nieżyjący). Odpowiadali za codzienne funkcjonowanie społeczności. W hierarchii władzy byli drudzy po proroku Dawidzie (nieżyjący). Do ich obowiązków należała edukacja przeklętych.
Starszyzna Nowego Syjonu — mężczyźni posiadający wyższy status od pozostałych członków społeczności. Członkowie starszyzny mianowani są przez proroka Kaina.
Zastępca proroka — stanowisko zajmowane przez Judasza, brata bliźniaka proroka Kaina.
Drugi w hierarchii władzy po proroku Kainie. Bierze udział w prowadzeniu Nowego Syjonu i ma wpływ na religijne, polityczne oraz militarne decyzje dotyczące Zakonu.
Strażnicy— wybrani mężczyźni w Zakonie odpowiedzialni za ochronę terenu należącego do społeczności i członków Zakonu. Podlegają rozkazom starszyzny i proroka Dawida.
Akt zjednoczenia z Panem— rytualny akt seksualny pomiędzy mężczyznami a kobietami w Zakonie. Rzekomo pomaga mężczyznom zbliżyć się do Boga. Akty odbywają się podczas mszy. Dla osiągnięcia transcendentalnego doświadczenia zażywane są narkotyki. Kobiety mają zakaz doznawania rozkoszy jako kara za grzech pierworodny Ewy. Ich siostrzanym obowiązkiem jest oddawanie się mężczyznom na życzenie.
Przebudzenie — rytuał przejścia z Zakonie. Gdy dziewczynka kończy osiem lat, zostaje seksualnie „przebudzona” przez członka społeczności lub — podczas specjalnych okazji — członka starszyzny.
Święty krąg — praktyka religijna oparta na idei „wolnej miłości”. Stosunek seksualny z wieloma partnerami w miejscu publicznym.
Święta siostra — wybrana kobieta Zakonu, której zadaniem jest wychodzenie na zewnątrz i szerzenie przesłania Zakonu poprzez kontakty seksualne.
Przeklęte— kobiety (dziewczęta) w Zakonie uznane za zbyt piękne i w związku z tym z natury grzeszne. Mieszkają w odosobnieniu od reszty społeczności. Są postrzegane jako zbyt kuszące dla mężczyzn i o wiele bardziej zdolne do sprowadzania ich na złą drogę.
Grzech pierworodny— według św. Augustyna człowiek rodzi się grzeszny i posiada wrodzoną skłonność do przeciwstawiania się Bogu. Grzech pierworodny jest wynikiem nieposłuszeństwa Ewy i Adama wobec Boga, którzy zjedli zakazany owoc i zostali wygnani z raju. W Zakonie, zgodnie z doktryną proroka Dawida, to Ewę należy winić za skuszenie Adama do popełnienia grzechu i dlatego kobiety w Zakonie postrzegane są jako uwodzicielki i kusicielki. W związku z tym muszą być posłuszne mężczyznom.
Szeol — w Starym Testamencie słowo to oznacza grób lub świat podziemny. Kraina umarłych.
Glosolalia— niezrozumiałe dźwięki wypowiadane przez wyznawców podczas religijnego uniesienia. Glosolalia ma być przejawem obecności i działania Ducha Świętego.
Diaspora— rozproszenie jakiegoś narodu wśród innych narodów.
Wzgórze Potępienia— wzgórze na obrzeżach społeczności. Miejsce karania lub przetrzymywania członków społeczności.
Ludzie diabła— określenie na klub motocyklowy Kaci Hadesa.
Nałożnica proroka— dziewczyna lub kobieta wybrana przez proroka Kaina na partnerkę seksualną. Nałożnice proroka mają wyższą rangę od pozostałych kobiet w Nowym Syjonie.
Główna nałożnica proroka— mianowana przez proroka Kaina. Posiada wyższą rangę niż pozostałe kobiety w Nowym Syjonie. Jest najbliżej proroka.
Medytacja duchowa— stosunek seksualny. Praktykowana przez członków Zakonu. Według ich wierzeń zaspokojenie seksualne ma pomóc męskiej części Zakonu zbliżyć się do Boga.
Repatriacja — przesiedlenie obywateli do ich kraju ojczystego. W przypadku Zakonu repatriacja polega na sprowadzeniu członków sekty żyjących w społecznościach za granicą do Nowego Syjonu.
Kaci Hadesa— jednoprocentowcy. Klub motocyklowy założony w Austin w Teksasie w 1969 r.
Hades— w mitologii greckiej bóg podziemia, a także nazwa jego krainy.
Oddział macierzysty— miejsce założenia klubu i jego główny oddział.
Jednoprocentowcy— Amerykańskie Stowarzyszenie Motocyklistów rzekomo stwierdziło niegdyś, że 99% motocyklistów to przestrzegający prawa obywatele. Motocykliści, którzy nie przestrzegają zasad ASM-u, nazywają się jednoprocentowcami (pozostały 1% nieprzestrzegających prawa). Ogromna większość jednoprocentowców należy do przestępczych klubów motocyklowych.
Katana— skórzana kamizelka noszona przez motocyklistów. Ozdabiana naszywkami i znakami graficznymi przedstawiającymi barwy charakterystyczne dla danego klubu.
Włączony— termin używany, gdy kandydat zostaje pełnoprawnym członkiem klubu.
Kościół— zebrania pełnoprawnych członków klubu, którym przewodniczy prezes klubu.
Dama— kobieta, która posiada status żony. Jest pod ochroną swojego partnera. Przez członków klubu status ten jest uważany za święty.
Klubowa dziwka— kobieta, która odwiedza klub, aby świadczyć usługi seksualne jego członkom.
Suka (suczka)— w kulturze motocyklistów czułe słowo określające kobietę.
Odejść do Hadesu— w slangu motocyklistów: umrzeć.
Spotkać (odejść do) Przewoźnika— umrzeć. Odniesienie do Charona w mitologii greckiej. Charon był duchem świata podziemnego, przewoźnikiem umarłych przez rzeki Styks i Acheron do Hadesu. Opłatą za transport były monety kładzione na oczach i ustach umarłych podczas pochówku. Ci, którzy nie uiścili opłaty, byli skazani na stuletnią tułaczkę na brzegach Styksu.
Śnieg— kokaina.
Lód— metaamfetamina.
Prezes (prez)— przewodniczący (lider) klubu. Dzierży młotek[1], który jest symbolem jego absolutnej władzy. Młotek używany jest do przywoływania porządku w kościele. Słowo prezesa stanowi prawo obowiązujące w klubie, którego nikt nie może kwestionować. Jego jedynymi doradcami są wyżsi rangą członkowie klubu.
Zastępca prezesa (vice)— drugi rangą po prezesie. Wykonuje jego rozkazy. Główny łącznik z innymi oddziałami klubu. Podczas nieobecności prezesa przejmuje jego wszystkie obowiązki.
Kapitan— odpowiedzialny za planowanie i organizację wszystkich wypraw klubu. Ma rangę oficera i odpowiada jedynie przed przewodniczącym i jego zastępcą.
Sierżant— odpowiedzialny za ochronę i otrzymywanie porządku podczas klubowych imprez. Niewłaściwe zachowanie zgłasza przewodniczącemu i jego zastępcy. Do jego obowiązków należy zapewnienie bezpieczeństwa klubowi, jego członkom oraz kandydatom na członków.
Skarbnik— prowadzi księgę wszystkich przychodów i rozchodów oraz spis wydanych i odebranych naszywek i barw.
Sekretarz— odpowiedzialny za prowadzenie dokumentacji klubu. Do jego obowiązków należy też zawiadamianie członków klubu o nadzwyczajnych spotkaniach.
Kandydat— osoba, która nie jest jeszcze pełnoprawnym członkiem klubu. Bierze udział w wyprawach, ale nie ma prawa do udziału w zgromadzeniach kościoła.
[1]Młoteklideraklubumotocyklowegoprzypominamłoteksędziowski—przyp.tłum.
Pięć lat wcześniej…
Bezduszne oczy Hadesa patrzyły na mnie gniewnie. Z rękami w kieszeniach przyglądałem się ogromnemu malowidłu na murze klubu motocyklowego Katów przedstawiającemu szatana. Uśmiechał się do mnie z wyższością, gdy czekałem na brata, który miał do mnie wyjść. Miał na imię Smiler. Był ode mnie niewiele starszy. Poznałem go w barze pod Austin, w którym spotykali się byli żołnierze, motocykliści.
Plan mojego wujka powiódł się znakomicie. Rozmawiałem ze Smilerem. Wspomniałem, że służyłem w piechocie i zdobyłem jego przychylność. Teraz miał mnie przedstawić członkom swojego ukochanego klubu motocyklowego, który kochał nad życie.
Ale to wszystko były kłamstwa. Nigdy nie służyłem w piechocie. Dopiero w zeszłym roku dowiedziałem się, co to w ogóle jest. To była idealna przykrywka, sposób, żeby dostać się w ich szeregi.
Czekając na Smilera, rozejrzałem się dokoła i wybałuszyłem oczy. Wokół klubu kręciły się grupki wyzywająco ubranych kobiet. Niektóre z nich ocierały się o mężczyzn. Wszystkie były pod wpływem alkoholu i kto wie czego jeszcze. Mężczyźni byli hałaśliwi i dzicy. Większość z nich piła alkohol i obmacywała kobiety w intymnych, zakazanych miejscach.
Ścisnęło mnie w żołądku, kiedy zobaczyłem, jak jeden z mężczyzn przyciągnął do swojej klatki piersiowej kobietę w skąpej, czerwonej spódnicy, a potem popchnął jej głowę w dół do swojego krocza. Twarz płonęła mi z wściekłości, kiedy odsunął rozporek i wyjął swoją nabrzmiałą męskość na widok publiczny. Następnie złapał kobietę za włosy i zmusił, żeby wzięła go do ust.
Ona się nie opierała… Wręcz jęknęła, kiedy jej koleżanka uklękła obok niej, by się do niej przyłączyć. Stałem jak wryty, obserwując ten niemoralny, przyprawiający o mdłości akt. Trzęsły mi się ręce, kiedy uświadomiłem sobie, jak nieprzyzwoicie żyli ci mężczyźni i te kobiety.
To było grzeszne szambo. Portret diabła, który z taką dumą na sobie nosili, był tu jak najbardziej na miejscu.
— Podoba ci się to, co widzisz? — Odwróciłem głowę w kierunku wejścia do klubu. W drzwiach stał Smiler i przyglądał mi się z rozbawieniem w oczach.
Przemogłem się jednak, aby odegrać rolę, do której przygotowywałem się pięć lat.
— To dość niekonwencjonalne, bez wątpienia.
— To jeszcze nic — powiedział szyderczo Smiler i dał mi ręką znak, żebym poszedł za nim.
Wszedłem do czegoś, co wyglądało jak bar. To, co zobaczyłem, ledwie do mnie dotarło. Pomieszczenie wypełniała głośna rockowa muzyka. Wszędzie wokół pełno było mężczyzn w różnym wieku — najwyraźniej byli to członkowie klubu. Jedni byli z kobietami i zachowywali się nieobyczajnie jak tamten na zewnątrz, inni siedzieli przy stolikach i pili, a jeszcze inni grali w bilard.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że zatrzymałem się na widok tych ohydnych, nieczystych scen, dopóki Smiler nie poruszył ręką przed moją twarzą. Zamrugałem oczami, spojrzałem na niego i przetarłem dłonią twarz.
— Co? — spytałem w obawie, że nie dotarło do mnie coś, co powiedział.
Smiler pokręcił głową.
— Nie przejmuj się, stary. Przywykniesz do tego.
Skinąłem brodą i uśmiechnąłem się do niego. Kiedy poprowadził mnie do drzwi w tylnej części baru, przybrałem neutralny wyraz twarzy i starałem się zachować spokój. Usłyszałem za sobą głośny gwizd. Odwróciłem się i ujrzałem tańczącą na barze nagą kobietę — kusicielkę. Wykrzywiłem usta z odrazy, kiedy tak potrząsała biodrami. Podszedł do niej od tyłu wielki, rudowłosy mężczyzna i złapał ją za uda.
— Kucnij, cycatko! Chcę spróbować tej mokrej, słodkiej cipy!
Stanąłem jak wryty, kiedy kobieta spełniła prośbę. Wtedy tamten pochylił się i zanurzył głowę między jej udami. Mężczyźni wokół niego krzyczeli i wiwatowali.
Ja czułem jedynie obrzydzenie.
Chciałem zawrócić, opuścić to istne piekło na ziemi i wrócić do Pastwiska. Chciałem wrócić do nauki i do naszych świętych ksiąg. Chciałem wrócić do mojego brata. Nigdy by nie uwierzył w stopień demoralizacji, którego byłem świadkiem.
Smiler zapukał do drzwi, wyrywając mnie z zamyślenia.
Ktoś zawołał, żeby wejść, i Smiler machnął do mnie ręką. Ruszyłem za nim i wiedziałem, że to był ten moment. W tamtym pokoju siedział człowiek, który miał zdecydować o tym, czy zostanę przyjęty do klubu Katów jako kandydat. Ten człowiek był liderem tego grzesznego klubu… Musiałem mu zaimponować i zdobyć jego zaufanie.
Osławiony prezes klubu motocyklowego Kaci Hadesa.
Shade Nash.
Serce biło mi jak szalone.
— Rider! — zawołał Smiler. — Wejdź!
Zacisnąłem pięści, żeby nie trzęsły mi się ręce. Wziąłem głęboki oddech i zwróciłem się do Boga: Boże, daj mi siłę, której potrzebuję, by wypełnić tę misję. Proszę daj mi siłę, bym wykonał to zadanie do końca.
Wszedłem do środka. Smiler stał przy wielkim, drewnianym stole. Wokół niego siedziało czterech innych mężczyzn. No cóż, dwóch mężczyzn — dwaj pozostali nie wyglądali na wiele starszych ode mnie.
Młodsi Kaci gapili się na mnie, kiedy stanąłem obok Smilera. Jeden z nich miał ciemne włosy i badawcze orzechowe spojrzenie, a drugi długie, jasne włosy i jasnoniebieskie oczy.
— To on? — szorstki głos dobiegł z ust ogromnego mężczyzny, który zajmował główne miejsce przy stole. Włosy i oczy miał dokładnie takie same jak ten młodszy, który siedział z jego prawej strony.
— Shade, to jest Rider, o którym ci mówiłem. — Shade skierował na mnie surowy wzrok.
— Jeździsz? — spytał niemal znudzony. Jego głos był niski i ochrypły, pasował do jego wyglądu — brzmiał mrocznie i złowrogo.
— Tak jest, sir — odparłem. — Chopperem.
— Sir? Ja pierdolę. Skąd ty jesteś? — spytał młodszy blondyn, uśmiechając się pod nosem.
— To były żołnierz piechoty — powiedział Smiler w mojej obronie.
— Trochę młody jesteś jak na żołnierza, co? — spytał Shade.
Wzruszyłem ramionami.
— Rodzice pozwolili mi się zaciągnąć, kiedy miałem siedemnaście lat.
— A dlaczego zrezygnowałeś?
— Sprawy osobiste. Doświadczyłem tam sporo gówna. — Powiedziałem łamiącym się, smutnym głosem.
Shade skinął głową.
— Nie musisz mówić nic więcej, młody. Niejeden z tych, którzy przeszli przez te drzwi, powiedział to samo. I nieważne, czy służyli w Wietnamie czy Chujwiejakimstanie. Jedna zaleta tego klubu? Nikt się do ciebie nie będzie przypierdalał za to, co zrobiłeś czy widziałeś.
Starszy blondyn, który siedział obok Shade’a, kopnął młodszego blondyna w nogę.
— Więc przymknij się, Ky, i nie rób sobie jaj, bo wyrwę ci ten mądraliński jęzor. Młodzian poświęcał się w służbie dla kraju. A ciebie interesują tylko beer pong i cipy. — Młodszy blondyn — Ky — oparł się o krzesło i nachmurzył.
Młodszy ciemnowłosy mężczyzna odwrócił się do Kylera, uniósł ręce i wykonał nimi kilka szybkich ruchów. Ky skinął głową, jakby odpowiadając na pytanie…
Tamten odezwał się do Kylera w języku migowym.
— Nie zwracaj uwagi na tych dwóch jełopów — powiedział Shade. — Jeden ma taką obsesję na punkcie cip i walenia konia, że nie zostało mu już wiele szarych komórek w mózgu, a drugi to pierdolony niemowa, który nie gada z nikim oprócz swojego kumpla, tego oto kutafona.
Shade wskazał na mężczyznę za sobą.
— To jest Arch, mój vice i ojciec Kylera. To — tu wskazał na młodego milczka — jest mój syn, Styx. Przyszłość tego pierdolonego klubu — jeśli Hades pozwoli.
Skinąłem do nich głową i znów przeniosłem wzrok na prezesa. Ten zmrużył oczy.
— Masz rodzinę?
Pokręciłem głową.
— Już nie.
— Ile masz lat?
— Dziewiętnaście.
— Znasz się na motorach? Umiesz naprawiać i tak dalej?
— Lepiej umiem naprawiać ludzi.
— Jesteś lekarzem czy jak? — spytał Arch.
— Byłem sanitariuszem. Mój ojciec był lekarzem. Trochę mnie nauczył, zanim zmarł. Reszty nauczyłem się w wojsku — odparłem, kłamiąc jak z nut.
Shade uniósł brew.
— Ręczysz za niego? — powiedział do Smilera.
Smiler wzruszył ramionami.
— Znam go głównie z baru Smitty’ego, ale widziałem, jak jeździ. Dobry jest. Naprawdę, kurwa, dobry. Ja aż tak dobrze nie umiem łatać braci, a ostatnio muszę. Pomyślałem, że teraz, kiedy sytuacja z Meksykańcami staje się coraz bardziej napięta, on może się przydać.
Shade wziął głęboki oddech, a potem uderzył dłonią w stół. Patrząc mi w oczy, powiedział:
— Dam ci szansę, młody. Jeśli wytrzymasz kilka tygodni i nie okaże się, że jesteś zbyt pojebany, zagłosujemy nad przyjęciem cię jako kandydata.
Nigdy przedtem nie czułem takiej ulgi i radości. Zaliczyłem swój pierwszy test.
— Dziękuję, sir — odparłem.
Shade roześmiał mi się w twarz.
— Daj spokój z tym „sir”. Nie zasłużyłem na taki tytuł i nie sądzę, abym w najbliższej przyszłości zasłużył. Smiler, postaw go za barem. Jeśli skurwiel zniesie do rana odpały Vike’a i Bulla, przydziel mu pokój. Dopilnuj, żeby nikogo nie wkurwił. Nie jestem dzisiaj w nastroju, żeby zakopywać sztywniaka.
— Jasne, prez — powiedział Smiler i zaprowadził mnie do baru. Dał mi butelkę alkoholu i szklanki. Wskazał na grupę mężczyzn, którzy oglądali taniec nagiej kobiety. Zlizywali właśnie sól z jej ud i piersi i pili tequilę z jej ust. — Polewaj im Patróna[2]i rób, kurwa, co mówią. Jasne?
Skinąłem głową. Smiler klepnął mnie w plecy i dołączył do jakichś mężczyzn na drugim końcu baru.
Gdy nalewałem alkohol odurzonym już mężczyznom, wypełniło mnie poczucie celu. Byłem tu. Udało mi się przeniknąć do jaskini zła i niegodnych ludzi. Bóg poprowadził mnie tu, bym wypełnił jego wolę. Zdobędę zatem przychylność tych, którzy tu rządzą, i stanę się dla nich tak cenny, jak tylko będę mógł…
…a potem rozerwę ich na strzępy. Zniszczę wszystko to, co jest im drogie. A kiedy nadejdzie odpowiedni czas, ściągnę na nich wszystkich gniew proroka Dawida… I nic z tego klubu nie zostanie.
Grzesznicy będą martwi.
Odejdą w zapomnienie.
I będą się smażyć w piekle.
[2]Patróntomarkaluksusowejmeksykańskiejtequili—przyp.tłum.
Czasy obecne…
Patrzyłem spod spuchniętych powiek przed siebie, jak kolejna kropla wody spada na podłogę. Powietrze było parne. Teksańska wilgotność osiągnęła wartość szczytową. Nadciągająca burza zatopiła moją celę w smolistej ciemności. W oddali rozległ się huk pioruna.
Minęło sporo czasu, zanim ciemne pomieszczenie zaczęły rozświetlać sporadyczne błyskawice. Lekka mżawka przeszła w ciężką ulewę i krople deszczu zaczęły dudnić w dach mojej celi. Woda, która dotychczas wpadała do celi przez szpary w dachu i skapywała łagodnymi kroplami, teraz lała się strumieniem i rozpryskiwała się na podłodze.
Poruszyłem nogą, krzywiąc się, bo mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa. Próbowałem poruszyć ręką. Prychnąłem z irytacją, gdy całe moje ciało przeszył piekący ból.
Mrużąc oczy, zerknąłem na ścianę za sobą. Pulsujący ból rozsadzał mi skronie. Widziałem przed sobą rozmyte linie. Od dłuższego czasu balansowałem na granicy świadomości.
Wysiliłem się, żeby skupić wzrok. Policzyłem kreski, które udało mi się wyryć na ścianie ostrym kamieniem. Trzydzieści pięć. Trzydzieści pięć… trzydzieści pięć… Byłem w tej celi już trzydzieści pięć dni. Nowi strażnicy codziennie mnie bili i odprawiali nade mną egzorcyzmy…
— Okaż skruchę! Okaż skruchę i pokłoń się prorokowi! — Krzyczał brat James, kiedy wisiałem na łańcuchach przymocowanych do sufitu.
— Nie — wychrypiałem. Poczułem na plecach palący ból, kiedy kolejne smagnięcie skórzanym pasem rozcięło mi i tak już pociętą skórę.
— Okaż skruchę! Okaż skruchę i zadeklaruj lojalność wobec proroka!
Zamknąłem oczy, gdy świeża krew zaczęła skapywać po nogach na podłogę.
Zacisnąłem szczękę. Z zamkniętymi oczami modliłem się o rozgrzeszenie. Modliłem się, by skończył się ten ból… Ten przeklęty, ciągły ból…
— Żałujesz? — spytał brat Michał. Jego pytanie dźwięczało mi w głowie, a serce zabiło raz, dwa razy, trzy razy…
— Okaż żal, a to się skończy. Okaż skruchę, a skończy się ból. Okaż skruchę i u boku swego brata poprowadź lud do nieba. Okaż skruchę, a nigdy więcej nie zobaczysz tej celi.
Wstrzymałem oddech, gdy pokusa, by ulec żądaniom Judasza, zaczęła cisnąć mi na usta słowo „żałuję”. Miałem je już na końcu języka. Moje zmaltretowane ciało chciało je wypowiedzieć, choćby dla chwili wytchnienia… Wtedy jednak moja dusza odmówiła, bo pomyślałem o akcie zjednoczenia z Panem, który zobaczyłem… Ból… Strach… Grzech pedofilii popełniany w moim imieniu…
Wypuściłem resztki powietrza, które zostały mi w płucach, i poczułem lekkość na piersiach.
— Nie… Nie okażę skruchy… Nigdy tego nie zrobię…
Trzymałem oczy zamknięte. Mocno zacisnąłem powieki, a kiedy twarda pięść uderzyła mnie w żebra, z gardła wyrwał się zdławiony krzyk. Ale miałem to gdzieś. Postanowiłem, że nie pokłonię się bratu.
Nie mogłem… Po prostu… Nie mogłem…
Znów rozmył mi się obraz przed oczami i potrząsnąłem głową, próbując nie stracić świadomości. Miałem już dość tego, że budziłem się zdezorientowany i sam w ciemności. Miałem dość bólu kości, ran na skórze i wymiotów. Miałem dość rozbrzmiewających z głośników histerycznych kazań mojego brata o końcu świata.
Drapiąc paznokciami kamienną posadzkę, próbowałem wstać. Spróbowałem zmusić nogi do działania, ale odmawiały mi posłuszeństwa. Spróbowałem ponownie i udało mi się uklęknąć. Jednak moje osłabione mięśnie nie zdołały utrzymać ciężaru ciała i gruchnąłem na podłogę. Gdy uderzyłem plecami o twardą posadzkę, wybiłem sobie powietrze z płuc. Oddychałem ciężko przez nos, bo zaczynała wzbierać we mnie frustracja. Z kącika mojego prawego oka wypłynęła zdradziecka łza, bo dotarła do mnie moja samotność. Mroczne stworzenie, które od zawsze żyło moim wnętrzu, zaczęło wbijać we mnie swoje szpony.
Na zewnątrz rozległ się dźwięk włączanych głośników.
— Ludu Nowego Syjonu! — Zamknąłem zmęczone oczy, gdy do mojej celi dobiegł głos Judasza. — Gwałtowna burza i ciemne niebo zwiastują koniec. Nie miejcie złudzeń, już wkrótce rozpocznie się Armagedon! Powodzie skradające się do naszych drzwi, codzienne konflikty, z którymi musimy sobie radzić… To wszystko prowadzi do zbawienia. Wywiązujcie się ze swoich zadań jeszcze lepiej. Módlcie się z jeszcze większym oddaniem. Zwyciężymy!
Dalsze słowa Judasza zginęły w moim zamroczonym umyśle. Ale to nie miało znaczenia. Codziennie mówił to samo. Mój brat siał wśród naszego ludu paniczny strach. Nieustannie wywoływał w ludziach lęk.
To coś, co Judasz umiał najlepiej.
Zamigały mi plamki przed oczami. Miałem suche, spękane usta. Straciłem już czucie rękach i wiedziałem, że wkrótce zapadnę się w ciemność. Czułem, że koniec nadchodzi. Ale walczyłem z tym. Każdego dnia walczyłem ze skutkami wymierzanych mi kar.
Walka była jedyną rzeczą, jaka mi pozostała.
— Ludzie diabła nadchodzą! Nasze dni są policzone! Musimy się ocalić! — Ostatnie zdanie Judasza przebiło się przez szum w moich uszach. Zwinąłem dłonie w pięści i zatrząsłem się z wściekłości.
Wiele lat temu prorok Dawid przepowiadał, że pewnego dnia poplecznicy szatana napadną naszą społeczność i będą próbować zmieść z powierzchni ziemi wybrany lud Boga. Nieba można dostąpić tylko za sprawą proroka. Duszę można ocalić, postępując jedynie zgodnie z jego słowem. Kiedy Kaci nas zaatakowali i zabili mojego wujka, wiele osób myślało, że nadszedł koniec. Tak się nie stało. Teraz Judasz głosił, że Kaci znów nadejdą.
Nad moją głową rozległ się potężny grzmot. Wzdrygnąłem się, gdy wyrwał mnie z mrocznych myśli. Ostatnimi czasy wypełniały mnie tylko takie myśli. Zwątpienie, najlepsze narzędzie diabła, zżerało moje serce i duszę niczym rak.
Zapragnąłem wody i oblizałem spękane usta. Domyślałem się, że niebawem przyniosą mi jedzenie i picie. Karmili mnie dwa razy dziennie, jak w zegarku. Do mojej celi przychodziły jakieś obce kobiety i kładły u moich stóp tacę z jedzeniem. Dawały mi określony czas na spożycie tego, co przyniosły, a potem wracały i bez słowa zabierały tacę. Od czasu do czasu mnie myły, patrząc na mnie pustymi, nieobecnymi oczami. Potem zostawałem sam, dopóki nie wracali strażnicy, żeby mnie karać. I tak w kółko.
Musiałem jeszcze tylko zobaczyć Judasza.
Wyglądało na to, że jego celem było pogrążenie społeczności w chaosie histerii. Powodowany mściwością chciał pchnąć nasz lud do tego, na co ja nie wyraziłem zgody. Chciał świętej wojny. Chciał śmierci Katów.
Przeżywałem wewnętrzny konflikt. Z jednej strony było mi obojętne, czy Kaci spłoną w wiecznym ogniu szatana. Z drugiej jednak strony, kiedy pomyślałem o trzech przeklętych siostrach, które Judasz zmusiłby do posłuszeństwa lub po prostu zabił, nie mogłem oddychać.
Na myśl o tym, jakie czekałoby ich życie pod rządami mojego brata, poczułem żółć w gardle. A potem zrobiło mi się niedobrze, gdy przypomniałem sobie oszpeconą twarz Delilah i jej ostrzyżone włosy. Kiedy pomyślałem o tym, co jej zrobili na Wzgórzu Potępienia. Ja, prorok, nie wiedziałem, co planował Judasz. Potem zdałem sobie sprawę, że nie miałem pojęcia, do czego tak naprawdę był zdolny. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, co się stało Delilah, nigdy bym w to nie uwierzył. Ale widziałem jej twarz. Widziałem przerażenie w jej oczach, kiedy zamknęli ją w tamtej fabryce. To naprawdę ją spotkało.
A ja nie zrobiłem nic, aby temu zapobiec.
Pomyślałem o Mae i jej ostatnich słowach do mnie, kiedy wypuściłem ją i jej siostry.
— Zawsze w ciebie wierzyłam, Rider… Zawsze wierzyłam, że w głębi serca jesteś dobrym człowiekiem.
Jej słowa wyryły mi się w pamięci. Ilekroć o niej myślałem, przeszywał mnie ból. Nigdy nie zapomnę, jak przeklęte siostry na mnie patrzyły. Bały się mnie i jednocześnie mnie nienawidziły. A najgorsze było to, że Mae była mną rozczarowana. Miała o mnie lepsze mniemanie.
Myliła się.
Musiałem być w swoim życiu dwiema różnymi osobami. Zaczynało do mnie docierać, że żadna z nich nie była prawdziwa. Obydwie były tylko pozorantami. Rider udawał Kata, ale zawsze trzymał się na zewnątrz. Kain udawał proroka, na zewnątrz okazując siłę, lecz w środku paraliżował go strach. Jeśli obydwaj byli oszustami, to kim ja, do cholery, byłem? Kim byłem naprawdę?
Nie miałem bladego pojęcia.
Z zewnątrz celi dobiegły mnie kroki. Przez szparę pod drzwiami do środka wlało się światło, a moje nozdrza uderzył zapach jedzenia. Z głodu burczało mi w brzuchu, a usta śliniły się z pragnienia.
Przekręcił się zamek w drzwiach i do ciemnej celi weszła kobieta. Pochyliła głowę i odwróciła ją ode mnie. Miała na sobie długą, szarą suknię do samych kostek i biały czepek. Gdy się pochyliła, ujrzałem jej twarz. Wytrzeszczyłem oczy, gdy zobaczyłem kosmyk włosów, który wydostał się spod czepka. Był rudy. Jasnorudy. Miała jasnoniebieskie oczy, a jej policzki i nos ozdobione były piegami.
Znam ją…
Phebe.
Phebe położyła tacę na podłodze. Unikała kontaktu wzrokowego ze mną. Przez wiele dni te same kobiety przynosiły mi jedzenie i obmywały moje rany. Nigdy przedtem nie przyszła do mnie Phebe.
Jej twarz była pozbawiona wyrazu. Nie odezwawszy się do mnie ani nawet nie zerknąwszy w moją stronę, wstała i wyszła z celi.
Serce zabiło mi szybciej. Ktoś, z kim miałem niegdyś kontakt, przychodził teraz do mnie… Moje serce zwolniło, a potem zamarło. Ona nigdy nie uwierzy, że to ja jestem Kainem.
Była zaprogramowana, żeby wierzyć we wszystko to, co mówi prorok.
To na nic.
Byłem sam.
Zacisnąłem zęby i z trudem uniosłem się na drżących rękach do pozycji siedzącej. Spojrzałem na zawartość tacy z jedzeniem: wywar warzywny, kawałek chleba i szklanka wody. Najpierw sięgnąłem po wodę, wypiłem letni płyn w rekordowym tempie i westchnąłem z ulgą. Ignorując drżenie ręki, zanurzyłem łyżkę w zupie, a potem uniosłem ją do ust. Poczułem ogień na spękanych wargach, kiedy dotknąłem nimi ciepłego, słonego płynu, ale gdy tylko w moim wygłodzonym żołądku znalazła się odrobina pożywienia, zamknąłem oczy.
Phebe wróciła z miską i ręcznikiem. Uklękła przy mnie i zaczęła zmywać krew z mojej skóry. Szorowała mnie metodycznie i w milczeniu. Cały czas ją obserwowałem. Trzymała głowę nisko pochyloną, unikając mojego wzroku. Wyglądała inaczej niż wtedy, gdy widziałem ją ostatni raz. Miała na sobie jeszcze skromniejszą suknię. Jej skóra była zbyt blada. Na jej policzku zauważyłem coś, co wyglądało jak kilkudniowy siniak. Widziałem zbyt niewyraźnie, by dostrzec szczegóły.
Phebe przeniosła dłoń na moje włosy. Część z nich była wciąż przyklejona do moich policzków, a reszta pozwijana w kołtuny opadała mi na klatkę piersiową i zasłaniała twarz. Zarost na brodzie znacznie urósł i był posklejany. Unikałem swojego odbicia w lustrze przez pięć tygodni, ale wiedziałem, że trudno będzie mnie rozpoznać.
Phebe przeniosła swoją uwagę na moje ręce. Widziałem że zesztywniała, kiedy spod krwi i brudu wyłoniła się moja skóra. Jej reakcja była subtelna, ale mimo to ją zauważyłem. Powoli jej oczom zaczęły ukazywać się moje tatuaże — pozostałości po czasach, kiedy byłem Katem. Serce zaczęło bić mi szybciej i czekałem, aż Phebe coś powie. Jako prorok nosiłem tunikę, musiałem mieć zakryte ciało. Ludzie nie wiedzieli, że miałem tatuaże. Ale ona znała każdy centymetr ciała Judasza, wiedziała, że on nie miał żadnych tatuaży…
Phebe zmarszczyła brwi, ale nie przerwała pracy. Kiedy byłem już czysty, wstała, zabrała miskę ze ścierką i szybko wyszła.
Westchnąłem zrezygnowany.
Usłyszałem grzmot pioruna, znów nadciągała potężna burza. Skuliłem się na podłodze i próbowałem zasnąć. Wiedziałem, że zostało mi tylko kilka godzin, zanim przyjdą strażnicy, żeby mnie karać.
Przyłożyłem policzek do twardej, kamiennej posadzki i pozwoliłem się pochłonąć ciemności.
Jeśli będę miał szczęście, może już się nie obudzę.
Chwyciłam się kurczowo brzegu siedzenia, bo samolot cały się trząsł. Brat Stephen wyjaśnił mi, że wpadliśmy w turbulencje. Żołądek podchodził mi do gardła i zamknęłam oczy.
— Wszystko w porządku, Harmony? — Do moich uszy dobiegł cichy głos siostry Ruth i poczułam na swojej dłoni jej dłoń.
— To… dziwne uczucie — odparłam, otwierając oczy.
Siostra Ruth przyglądała mi się, a jej ciemne oczy były pełne niepokoju.
— Zgadzam się. Mimo że leciałam już tyle razy, każdy kolejny lot wcale nie jest łatwiejszy. — Uśmiechnęła się pocieszająco. Spojrzałam na brata Stephena. Patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem. Odwrócił się w moim kierunku i obdarował mnie wymuszonym uśmiechem.
Nachylił się i powiedział:
— To dlatego, że to mały samolot. Latałem większymi w czasach młodości, kiedy żyłem poza społecznością. Pamiętam, że podróżowanie większymi samolotami nie było takie stresujące.
Uśmiechnęłam się, ale mój uśmiech znikł z ust, bo samolot znów wpadł w turbulencje. Tak mocno zacisnęłam dłonie na oparciach fotela, że kostki u moich palców zrobiły się białe. Zamknęłam oczy i oddychałam spokojnie, próbując nie poddać się panice podsycanej przez wstrząsy.
Przywołałam dobre wspomnienia. Myślałam o domu, który za sobą zostawiłam. Kochałam tamto miejsce. Kochałam ciepłą pogodę, ale przede wszystkim kochałam tamtą rodzinną atmosferę. Poczułam strach w żołądku, gdy pomyślałam, dokąd zmierzamy. Gdy pomyślałam o Nowym Syjonie.
Społeczność w Portoryko, w której żyłam, była wyjątkowo mała w porównaniu z pozostałymi, rozsianymi po świecie społecznościami. Byliśmy jak rodzina. Byliśmy blisko ze sobą. Dbaliśmy o siebie nawzajem — żadnego bólu, żadnych oczekiwań.
Byliśmy szczęśliwi.
I wtedy zginął prorok Dawid.
Jego następca, prorok Kain, gdy tylko zajął jego miejsce, zaczął jednoczyć nasz lud. Jedna po drugiej społeczności zaczęły przenosić się do Nowego Syjonu, by być blisko naszego przywódcy.
Wraz z powrotem naszej społeczności do Nowego Syjonu, kończyła się diaspora naszego ludu.
Rozejrzałam się po wnętrzu niewielkiego samolotu. Na pokładzie było niecałe trzydzieści osób, większości z nich nie znałam. Spotkałam się wzrokiem z nieznanymi mi kobietami i mężczyznami. Na ich twarzach malowały się różne emocje. Jedni się cieszyli, że opuścili Portoryko, a inni byli przerażeni.
Od momentu, gdy zebraliśmy się dziś rano, wiele osób spoglądało na mnie podejrzliwie. Nie inaczej było teraz.
Odwróciłam szybko głowę. Poczułam strach i panikę. Nie bez powodu pozostawałam w ukryciu przed tymi ludźmi. Miałam kontakt tylko z tymi, którzy się mną zajmowali… Z tymi, którzy nie chcieli mnie skrzywdzić.
Usiadłam wygodnie w fotelu. Poczułam na swojej dłoni uścisk dłoni siostry Ruth. Gdy spojrzałam w oczy kobiecie, która została jedną z moich najwierniejszych opiekunek, moje serce przeszył strach. W jej oczach i na jej twarzy dostrzegłam trwogę — wiedziałam, że moja twarz zdradzała to samo.
Przez ostatnich kilka tygodni brat Stephen, najbliższy przyjaciel siostry Ruth, też był nieswój. Nowy Syjon. Nasz strach przed Nowym Syjonem był niemal namacalny. W miarę jak zbliżaliśmy się do naszego nowego domu, coraz bardziej trzęsły mi się ręce.
Bądź silna, pomyślałam sobie. Musisz być silna.
Skupiłam się na oddechu. Samolot wyszedł z turbulencji i wszystko się uspokoiło. Wysunęłam dłoń z uścisku siostry Ruth, rozprostowałam palce, po czym uniosłam chustę zakrywającą twarz.
Jak tylko jasnoniebieski, cienki materiał znalazł się z dala od moich ust, wzięłam długi, głęboki oddech. Chusta aż tak bardzo nie utrudniała oddychania, siostra Ruth postarała się, aby była lekka i wygodna. Jednak gdy miałam ją na twarzy, odnosiłam wrażenie, że się duszę.
Siostra Ruth chwyciła moją rękę i położyła ją na moim kolanie. Powoli pokręciła głową.
— Harmony, musisz się do niej przyzwyczaić. — Siostra Ruth zasłoniła mi twarz i poprawiła czepek na głowie, pod którym schowane były moje blond włosy.
— Nie znoszę tego — wyznałam tak cicho, jak tylko mogłam, zaciskając zęby ze złości.
W oczach siostry Ruth pojawiło się współczucie.
— Wiem, aniołku. — Uśmiechnęłam się na jej czułe słowa, lecz mój uśmiech szybko wyparował, kiedy dodała — Prorok rozkazał, byś ją nosiła.
Wygładziłam dłońmi swoją długą suknię. Miała taki sam jasnoniebieski kolor jak moja chusta na twarzy. Pomyślałam o nowym proroku. Słyszałam, że był silny i bezwzględny. I to musiała być prawda, bo mnie znalazł. Żyłam spokojnie aż do momentu, kiedy kilka tygodni temu jeden z jego apostołów przybył do naszej społeczności, by pomóc w jej przeniesieniu. Dowiedział się o moim istnieniu, kiedy wezwał do siebie każdego członka społeczności.
Znalazł mnie i napiętnował… jako przeklętą siostrę Ewy.
* * * * *
— Muszę wyjść? — spytałam brata Stephena, kiedy otworzył drzwi do mojego pokoju. Jego oczy pełne były smutku i żalu, ale skinął głową.
— Jeśli tego nie zrobisz, przyjdą po ciebie. Oceniają każdego członka społeczności — oznajmił brat Stephen.
Ścisnęło mnie w żołądku. Musiałam złączyć kolana, żeby jakoś opanować drżenie nóg.
— Chodź — powiedział łagodnie brat Stephen i wyciągnął rękę. Podałam mu drżącą dłoń, trzymając spuszczoną głowę, by nie widzieć współczucia w jego spojrzeniu.
Brat Stephen wyprowadził mnie na zewnątrz. Oślepiona słońcem, zmrużyłam oczy. Dokoła panowała grobowa cisza, a moje kroki brzmiały jak grzmoty pioruna.
— Harmony, to jest brat Ezdrasz — powiedział brat Stephen.
Wciągnęłam spazmatycznie powietrze. Drżały mi palce, trzęsły mi się nogi, miałam płytki oddech… ale wciąż stałam. Byłam silna.
Moim oczom ukazały się dwie stopy obute w ciężkie saperki. Serce biło mi tak szybko, że słyszałam szum krwi w uszach. Wtedy pod moim podbródkiem znalazł się palec i gwałtownie uniósł moją głowę do góry. Usłyszałam szybkie westchnienie stojącego przede mną apostoła.
Moją twarz owionął delikatny, ciepły oddech. Piżmo. To był zapach piżma. Subtelny… znajomy.
— Unieś wzrok — rozkazał brat Ezdrasz. Tonem głosu dał mi do zrozumienia, że nie będzie tolerował sprzeciwu. Policzyłam w myślach do trzech, a potem uniosłam głowę.
W chwili, gdy zderzyliśmy się wzrokiem, w jego oczach zapłonął ogień. Zabrał dłoń z mojego podbródka i przesunął nią po moich długich, jasnych włosach. Palcami musnął delikatnie moją twarz i wbił swoje niebieskie źrenice w moje ciemnobrązowe oczy. Jego usta powoli rozciągnęły się w uśmiechu.
Brat Ezdrasz zwrócił się do brata Stephena.
— Co to ma znaczyć? Dlaczego ona jeszcze nie została zgłoszona? Nowy prorok już kilka tygodni temu wysłał wiadomość do każdej społeczności, żeby zgłaszać dziewczęta do oceny.
Brat Stephen udał, że nic o tym nie wiedział. Ścisnęło mnie w żołądku, kiedy brat Ezdrasz zwrócił się do strażnika niższego stopniem:
— Skontaktuj się z prorokiem. Powiedz mu, że znaleźliśmy potencjalną przeklętą.
Zamknęłam oczy. Przeklęta. Ze strachu poczułam mrowienie w żołądku. Wiedziałam jednak, że sprzeciw na nic się nie zda. On nie zmieni zdania. Wyraz jego oczu potwierdzał, że wierzył w to, co powiedział.
Byłam nierządnicą diabła.
— Ależ skąd — oponował brat Stephen, lecz brat Ezdrasz odszedł zdecydowanym krokiem.
Wymieniłam z moimi opiekunami porozumiewawcze spojrzenia. Wzięłam głęboki oddech, wiedziałam, że czas nadszedł. Mimo to strach wciąż paraliżował moje ciało niczym jad. Moje spokojne, rodzinne życie w Portoryko dobiegło końca. Zawsze wiedzieliśmy, że ta chwila nadejdzie. To jednak nie ułatwiało sprawy.
Moje życie miało się zmienić na zawsze…
* * * * *
— Irytuje mnie, że kazał zasłonić mi twarz — powiedziałam, czując, że ta irytacja wypełnia każdą część mojego ciała.
— Jeśli prorok faktycznie uzna cię przeklętą, będzie trzymał cię w odosobnieniu. Przedstawi cię ludowi, kiedy nadejdzie właściwy czas. Oni nie mają pojęcia o twoim istnieniu, Harmony. Prorok ogłosił, że nadchodzi koniec czasu. Przepowiadane małżeństwo pomiędzy naszym przywódcą a przeklętą wciąż nie doszło jeszcze do skutku. Prorok Kain chce cię poślubić, aby nam pokazać, iż jesteśmy wybranym ludem Boga. I że Bóg nas nie opuścił.
Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl o tym, że mam poślubić proroka. Nigdy nie poznałam proroka Kaina. Nie miałam pojęcia, jaki był. O tym, co się działo w Nowym Syjonie, zawsze dowiadywaliśmy się w Portoryko jako ostatni.
Parsknęłam ironicznym śmiechem. Wkrótce miałam poślubić człowieka, którego nie znałam. Mimo iż był to mój obowiązek, coś, co inne kobiety uznałyby za przywilej, ja czułam jedynie odrazę i obrzydzenie. Moje przeszłe doświadczenia z mężczyznami takimi jak on pozostawiły blizny na moim sercu… na moim ciele.
Na mojej duszy.
Siostra Ruth poklepała mnie po ramieniu. Otrząsnęłam się z zamyślenia i odwróciłam do niej, a ona wskazała na niewielkie okno.
Pochyliłam się nad nią, by spojrzeć w dół. Nie widziałam nic prócz białych chmur. Siostra Ruth uniosła dłoń.
— Zaczekaj, zaraz je miniemy.
Czekałam cierpliwie, a po chwili, tak jak się spodziewałam, chmury znikły. Serce zabiło mi szybciej, gdy ujrzałam dywan zieleni pod nami. Budynki ciągnęły się kilometrami. Ogrom tego, co widziałam, wprawił mnie w osłupienie.
— Nowy Syjon — oznajmiła siostra Ruth obojętnym głosem.
Przełknęłam ślinę, ogarniając wzrokiem tyle świętej ziemi, ile tylko mogłam. Samolot zaczął skręcać, pokazując tym widok na całą społeczność.
— Jest ogromny — szepnęłam, rozszerzając oczy.
— Większy niż sobie wyobrażałam — powiedziała siostra Ruth.
Ręce, które trzymałam na kolanach, zaczęły się trząść. Nowy Syjon był ogromny. W Portoryko zajmowaliśmy teren nie większy niż cztery hektary. Nowy Syjon był rozległy… i położony w bardzo ustronnym miejscu. Z dala od ciekawskich oczu.
Był idealnym miejscem, gdzie nasz lud mógł żyć z dala od zewnętrznego świata.
— Bracie Stephenie, chcesz popatrzeć? — spytała siostra Ruth. Ten, spoglądając przed siebie, pokręcił głową.
Miał zaciśnięte usta i zmrużone oczy. Znów spojrzałam przez okno, ziemia zbliżała się szybko. Domyślałam się, że niebawem będziemy lądować.
Oparłam się o fotel i mocno splotłam dłonie na kolanach.
Dasz radę. Musisz.
Koła samolotu nagle uderzyły o podłoże. Silniki zawyły i samolot zaczął zwalniać.
Byliśmy na miejscu.
W niewielkim wnętrzu samolotu rozległ się chrzęst żwiru pod ciężkimi oponami samolotu. Próbowałam opanować strach, ale wydało mi się to niemożliwe.
— Boję się — szepnęłam. Pokręciłam głową, poirytowana faktem, że nie potrafię pokonać własnej słabości.
Wyczułam, że brat Stephen był spięty — wiedziałam, iż miał wyrzuty sumienia, że znalazłam się w tej sytuacji. Siostra Ruth położyła dłoń na moim ramieniu i zaczęła poprawiać mi włosy oraz chustę na twarzy.
Pilnowała, żebym wyglądała idealnie — tego właśnie oczekiwał prorok. Wreszcie oparła się o fotel.
— Jesteś naprawdę piękna, Harmony. On nie zakwestionuje opinii brata Ezdrasza. Jestem pewna.
Skinęłam głową, lecz jedyne, co czułam, to wstręt.
W Portoryko ani moi opiekunowie, ani nasi przyjaciele nigdy nie dali mi odczuć, że jestem zła czy stworzona przez diabła. Wiedziałam, że to nie było normą. Nasze pismo święte wymuszało na ludziach strach przed kobietami napiętnowanymi jako przeklęte. Wers za wersem opisywało przeklęte siostry Ewy i ich demoniczny urok. To, jak kuszą niewinne dusze i wabią je w pułapkę. Jeszcze gorsze były pisma proroka Dawida, w których opisywał, jak zmazać z przeklętych ich grzech.
Poprzez fizyczne tortury… święte zespolenia, gdy tylko skończą osiem lat…
Przyszył mnie zimny dreszcz.
Wiedziałam, że tu, w Nowym Syjonie, ludzie będą się mnie bać jak samego diabła. Będą mnie nienawidzić. Tylko wtedy, gdy poślubię proroka, będę mogła liczyć na jakiekolwiek oznaki szacunku z ich strony. Jeśli prorok sądził, że ta zasłona na twarz ochroni przed ich osądem, był w dużym będzie.
Jeszcze bardziej będę się wyróżniać.
Pilot wszedł do kabiny pasażerskiej i otworzył drzwi samolotu. Do środka wpadło wilgotne powietrze. Dobiegł mnie odgłos zbliżających się do nas pojazdów. W Portoryko mieliśmy kilka samochodów, jednak gdy ujrzałam te, które zatrzymały się przy samolocie, stwierdziłam, że są o wiele większe.
Czułam, jak pulsuje mi szyja, gdy pilot opuścił schody. Usłyszałam szmer niskich głosów, a potem biegnące w naszym kierunku kroki. Do samolotu wszedł ubrany na czarno mężczyzna z bronią w rękach. Rozejrzał się po niewielkiej kabinie, aż wreszcie jego oczy spoczęły na mnie. Siostra Ruth i brat Stephen zesztywnieli.
Ów mężczyzna, który, jak się domyślałam, był apostołem, uśmiechnął się do mnie. Jego uśmiech sprawił, że natychmiast zlałam się potem. Oczy płonęły mu z ekscytacji.
Apostoł szybko zrobił surową minę i zwrócił się do ludzi za nami:
— Jestem brat James. Pierwszy rząd opuści pokład jako ostatni. Wszyscy pozostali mają natychmiast wyjść. Zostaniecie przewiezieni do nowych kwater i zostaną wam przydzielone obowiązki.
Nie trzeba im było powtarzać dwa razy. Zebrali swoje rzeczy i szybko opuścili pokład samolotu. Strażnicy z naszej społeczności, Salomon i Samson, dostali od brata Jamesa odrębne rozkazy. Świetnie nadawali się na strażników Nowego Syjonu. Wyglądali na groźnych, niebezpiecznych i surowych — dokładnie takich apostołów potrzebował prorok. Patrząc na brata Jamesa, byłam pewna, że prorok Kain taki właśnie był.
Do momentu, kiedy wszyscy nie wyszli, siedziałem zupełnie nieruchomo. Strażnik skinął brodą.
— Chodźcie ze mną.
Stanęłam na drżących nogach i wyprostowałam suknię. Brat Stephen ruszył przodem. Miał na sobie swoją najlepszą tunikę, a jego czarne włosy były elegancko przystrzyżone. Ja byłam następna, a za mną siostra Ruth ubrana w swoją najpiękniejszą, szarą, długą suknię i z białym czepkiem na głowie.
Powietrze stawało się coraz wilgotniejsze i gorętsze w miarę, jak zbliżaliśmy się do wyjścia. Kiedy stanęliśmy na szczycie schodów, na dole zobaczyłam wielki, czarny samochód. Przed nim czekało czterech strażników… Ich wzrok utkwiony był we mnie.
Pochyliłam głowę i ruszyłam w dół.
Gdy moje stopy dotknęły gorącego asfaltu, spojrzałam na strażników.
— To prawda, jest jeszcze jedna przeklęta — powiedział jeden z nich podekscytowany. — Proroctwo jednak się spełni.
Czułam narastającą w nich ekscytację. Brat James dał im znak, żeby się odsunęli. Otworzył drzwi od samochodu i rozkazał:
— Wejdźcie.
Brat Stephen, siostra Ruth i ja wykonaliśmy jego polecenie. Brat James zajął miejsce kierowcy. Odwróciłam głowę w kierunku okna, aby uciec przed wzrokiem strażnika, który gapił się na mnie w lusterku.
Jechaliśmy żwirową drogą wiodącą przez bujny, zielony las. Nikt w samochodzie się nie odzywał. Podróż ciągnęła się w nieskończoność. Wreszcie zatrzymaliśmy się przed kompleksem budynków z kamienia.
Zaprowadzono nas do jednego z nich. Był mały i stał na lewo od wielkiego, szarego gmachu. Gdy weszliśmy do środka, dwaj ubrani na czarno mężczyźni, którzy siedzieli za stołem, wstali. Natychmiast skierowali wzrok na mnie.
Ścisnęło mnie w żołądku, kiedy się zorientowałam, że to dowódcy. Byli najbliżej proroka. Jeden z nich, ten z ciemniejszymi włosami, podszedł do nas i zwrócił się do brata Stephena:
— To ty z nią mieszkałeś?
— Tak jest — odparł brat Stephen. — Ja i siostra Ruth.
Strażnik uniósł brwi.
— I żadne z was nie zgłosiło, że macie w społeczności przeklętą? Ukrywaliście to przed prorokiem? Zignorowaliście bezpośredni rozkaz przekazania do oceny każdej potencjalnej ladacznicy diabła do Nowego Syjonu?
— Nie podejrzewaliśmy, że siostra Harmony może być przeklętą — wyjaśnił brat Stephen.
Strażnik wyminął brata Stephena, podszedł do mnie i odpiął mi zasłonę z twarzy. Wilgotne powietrze owionęło moje policzki i poczułam, że blednę, gdy strażnik zaczął mi się przyglądać. Zdjął mi czepek z głowy i rozpuścił jasne, długie do pasa włosy, po czym odszedł nieco i przekrzywił głową na bok.
Zachowaj spokój, powtarzałam sobie. Nie załamuj się.
Na jego twarzy pojawiła się złość.
— Ani razu nie przyszło wam do głowy, że ta kobieta jest przeklęta? Nie spędziłem w jej obecności dwóch minut, a już widzę jej niezrównane piękno i czuję, jak mnie kusi. Zło, które ma w sobie, praktycznie skaża to pomieszczenie.
Brat Stephen i siostra Ruth milczeli. Strażnik zbliżył się do mnie.
— Ile masz lat?
Przełknęłam ślinę przez ściśnięte gardło i szepnęłam:
— Dwadzieścia trzy.
Otworzył szerzej oczy.
— Idealny wiek. Dokładnie tak jak w proroctwie. — Strażnik spojrzał gniewnie na brata Stephena i siostrę Ruth. — Przeklęta pozostanie w odosobnieniu do czasu, kiedy nie zostanie wezwana. Zanim poślubi proroka, mogłaby kusić mężczyzn w społeczności. Nie możemy ryzykować. — Strażnik znów spojrzał na mnie i przesunął wzrokiem po moim ciele. — Jest o wiele bardziej atrakcyjna, niż twierdził brat Ezdrasz. Jestem pewien, że gdy zobaczy ją prorok, oficjalnie uzna ją za przeklętą. — Strażnik skinął ręką. — Wy za karę też pozostaniecie w odosobnieniu. Nadchodzi Armagedon, a wy ukrywacie naszą jedyną szansę na zbawienie. — Pokręcił głową z wściekłością.
Apostoł, zwracając się do swojego podwładnego, rozkazał:
— Zabierz ich do cel. Jedna została przygotowana dla potencjalnej przeklętej. W drugiej zamknij brata Stephena i siostrę Ruth.
Szczuplejszy z mężczyzn pchnął brata Stephena w kierunku drzwi. Zanim wyszliśmy na zewnątrz, siostra Ruth szybko założyła mi czepek na głowę i zasłonę na twarz. Przez całą drogę do długiego budynku z kamienia, czułam na sobie wzrok strażnika. Gdy weszliśmy do wnętrza budynku, niemal zakrztusiłam się wilgotnym powietrzem, które je wypełniało.
Strażnik otworzył drzwi.
— To wasza cela — powiedział do brata Stephena i siostry Ruth. Wymijając mnie, siostra Ruth delikatnie ścisnęła moją dłoń, a ja odwzajemniłam jej gest. Strażnik zamknął za nimi drzwi i powiedział: — Wkrótce otrzymacie swoje rozkazy.
Podszedł do innych drzwi. Te były już otwarte. W celi na podłodze leżał goły materac. Była tam toaleta odseparowana parawanem, umywalka i duże okratowane okno. Ogarnęło mnie rozgoryczenie. Miałam stać się więźniem.
— Kwatera odpowiednia dla przeklętej kurwy — warknął strażnik głosem pełnym pogardy. Kiwnął głową w kierunku celi, dając mi bezgłośny rozkaz, żebym weszła do środka.
Zrobiłam, co kazał, i drzwi zamknęły się za mną z trzaskiem. Usłyszałam kapanie wody za ścianą z mojej prawej strony, za którą, jak się domyślałam, była inna cela. Stałam na środku przez dłuższą chwilę, po czym podeszłam do prowizorycznego łóżka. Usiadłam na twardym, poplamionym materacu i oparłam się plecami o chropowatą ścianę.
Zamknęłam oczy, próbując przezwyciężyć ogarniającą mnie rozpacz. Przypomniałam sobie, dlaczego tam byłam. Musiałam być silna. Ludzie liczyli na moją wytrwałość. Moja rodzina polegała na mnie.
Nie zawiedziesz. Nie zawiedziesz swojej rodziny… nie tym razem.
Trzymając oczy zamknięte, odpędzałam strach.
Byłam tam.
Aby poślubić proroka.
I to wszystko.
Wielkie, drewniane drzwi otworzyły się i strażnicy wrzucili mnie do celi. Pod wpływem nagłego pchnięcia ugięły się pode mną nogi i upadłem na podłogę. Ogarnęła mnie dzika wściekłość. Zacisnąłem pięści, zmuszając się, by dźwignąć tors. Poczułem w ustach smak krwi i zdałem sobie sprawę, że upadając, rozciąłem sobie wargę. Ledwie to poczułem. Każda cholerna część mojego ciała była odrętwiała. Miałem wrażenie, jakby nie minęła ani sekunda, zanim strażnicy znów po mnie przyszli.
Straciłem przytomność. Kiedy się obudziłem, ciągnęli mnie z powrotem do tego budynku.
Nie widziałem dobrze, większość twarzy zasłaniały mi zmierzwione i posklejane włosy. W momencie, gdy zatrzasnęły się za mną drzwi, przed oczami mignęło mi coś białego. Wiedziałem, że strażnicy wyszli, ale nie byłem sam.
Odgarnąłem włosy z oczu. Wzdrygnąłem się oślepiony jasnym światłem nad sobą, ale próbowałem skupić wzrok na białym materiale. Mrugnąłem cztery razy powiekami i moim oczom ukazała się postać… Postać człowieka, którego znałem tak dobrze jak samego siebie.
A przynajmniej tak mi się kiedyś wydawało.
Judasz siedział na szczycie wysokich schodów na końcu pokoju i uśmiechał się z wyższością. Ręce trzymał oparte swobodnie na kolanach. Jego długie, brązowe włosy były wypielęgnowane, a broda miała taką samą długość jak moja, gdy byłem prorokiem. Ogarnęła mnie rezygnacja. Łudziłem się nadzieją, że nasi ludzie przejrzą jego podstęp. Ale on wyglądał dokładnie jak ja. Siedząc teraz przede mną z lekkim błyskiem dumy w oczach, wiedział, że ja też to widzę.
Plan Judasza się powiódł.
Judasz został prorokiem Kainem.
Nie zamierzałem się poddać. Pobudzony, uniosłem się na osłabionych rękach do pozycji siedzącej. Oddychałem ciężko, byłem wyczerpany, ale ani na chwilę nie odwróciłem wzroku od mojego brata.
Jego oczy zaś cały czas utkwione były w moich.
Zaczęły kłębić się we mnie sprzeczne emocje. Judasz był moim bratem, przyszedł na ten świat razem ze mną. Byliśmy wychowywani na przywódców Zakonu. Zabrano nas od naszych rodziców, gdy byliśmy mali. Zbyt mali, by ich pamiętać. Zawsze mieliśmy tylko siebie. W jego żyłach płynęła moja krew, był moim najlepszym przyjacielem… Był moim bliźniakiem. Gdy jednak patrzyłam na niego teraz, wydawał się zupełnie innym człowiekiem niż ten, którego miałem w sercu. Brat, któremu niegdyś byłem tak bliski, oddalał się ode mnie. Wiedziałem, jak to powstrzymać, ale po prostu… nie mogłem.
— Judasz — powiedział, a jego głos odbił się echem od grubych, kamiennych ścian. Mimo mojego wyczerpania, gwałtownie uniosłem głowę.
Judasz.
Nazwał mnie Judaszem. Jego urojenie było silniejsze niż sądziłem.
Zatrząsłem się z gniewu, słysząc jego imię padające z jego ust. Oblizałem swoje suche, spękane wargi. Przełknąłem ślinę, próbując choć trochę nawilżyć gardło i wychrypiałem:
— Kain. — Ciemne oczy Judasza zapłonęły z wściekłości. To tylko mnie zachęciło, by kontynuować.
— Kain — powtórzyłem. — Moje imię to Kain.
Uśmiech Judasza zgasł, cały zesztywniał. Powoli położyłem dłoń na piersi.
— To ja jestem prorokiem… a nie ty… nie… ty…
Judasz poczerwieniał na twarzy. Opuściłem dłoń, nie miałem siły, by trzymać ją uniesioną. Judasz patrzył, jak moja ręka opada bezwładnie na dół. Jego twarz odzyskała normalny kolor, a on pochylił się do przodu. Napięcie zaczęło rosnąć, gdy tak patrzył na mnie gniewnym wzrokiem, powietrze stało się zbyt gorące, by nim oddychać.
Przez kilka sekund Judasz się nie odzywał, tylko patrzyliśmy sobie w oczy. Wreszcie na jego twarzy pojawił się okrutny uśmiech.
— Wiesz, bracie, kiedy byliśmy dziećmi, byłem przekonany, że jesteś najwspanialszym człowiekiem na świecie. Wspanialszym nawet niż wujek Dawid.
W swoim szybkim oddechu słyszałem chrapliwy świst — dowód na to, w jak kiepskim stanie było moje ciało na skutek ciągłego bicia. Miałem zdarte i obolałe gardło, ale najbardziej dotkliwy był ból serca, który poczułem, gdy usłyszałem w głosie Judasza nostalgię. Ponieważ pamiętałem to. Pamiętałem, jak na mnie patrzył, kiedy jako dzieci, wylegiwaliśmy się w letnim słońcu na doskonale utrzymanym trawniku w Pastwisku. Rozmawialiśmy o tym, że pewnego dnia obejmę przywództwo nad naszym ludem, a on, mój brat, będzie trwał u mego boku. Zawsze u mego boku, zgodnie z planem bożym. Zamknąłem mocno oczy. Byliśmy wtedy niewinnymi dziećmi patrzącymi na świat przez różowe okulary. Nie mieliśmy pojęcia o tym, co przed nami. O tym, jak zdradliwymi drogami przyjdzie nam kroczyć.
Dziwne. Nie zgasło we mnie jeszcze to podniecenie, które wtedy czuliśmy oboje. Pamiętałem lęk przed moim osobistym przeznaczeniem. Przed zostaniem prorokiem.
Jednak zawsze wiedziałem, że temu sprostam, bo miałem jego.
Nierozerwalna więź między nami pękła zaledwie kilka miesięcy po tym, jak objąłem przywództwo. Rozerwała ją jego chciwość. Zniweczyła ją jego duma… Zniszczyła ją jego potrzeba zemsty.
Judasz zacisnął szczękę, napiął mięśnie z nienawiści i ciągnął dalej:
— Ale w miarę jak dorastaliśmy… Nic, tylko mnie irytowałeś. Obydwaj studiowaliśmy święte księgi, jednak ja przyswajałem je łatwiej niż ty. Obydwaj byliśmy wychowywani tak samo, a jednak to ty zawsze byłeś karany. Popełniałeś pomyłkę za pomyłką, jąkając się podczas kazań i niezdarnie dobierając fragmenty naszego świętego pisma jak ślepy głupiec. — Judasz przychylił głowę na bok i mrużąc oczy, spojrzał na moje tatuaże na rękach. Tatuaże Kata. Wiedziałem, że ich nienawidził. Wiedziałem, że nie mógł znieść faktu, że to mnie przydzielono zadanie, które nasz wujek uważał za tak ważne.
Nie mógł pogodzić się z tym, że nie był mną.
Jego twarz przybrała dziwny wyraz. Ten jeden raz nie wiedziałem, o czym myśli.
— Wtedy wujek wysłał cię do ludzi diabła, abyś do nich przeniknął. — Judasz westchnął. Przetarł dłonią twarz, dokładnie tak jak ja. Pokręcił głową… dokładnie tak jak ja. Musiał bacznie obserwować moje nawyki i maniery.
Przyszło mi do głowy pytanie: od jak dawna planował to przejęcie. Wystarczająco długo, by nauczyć się każdego mojego ruchu. Na długo zanim dałem mu do tego powód. Ta myśl zmroziła mi krew w żyłach. Mój brat, mój bliźniak… najwyraźniej wątpił we mnie od samego początku.
— Wiesz, kiedy opuściłeś Pastwisko i znalazłeś się wśród tych ludzi, poczułem ulgę — powiedział. — Spędzałem czas w odosobnieniu. Uczyłem się i uczyłem, z każdym dniem umacniałem się w swojej wierze, poszerzałem wiedzę o naszym ruchu. Rozwijałem swoje zdolności do przewodzenia naszemu ludowi. — Judasz wstał. Musiałem unieść głowę, żeby na niego spojrzeć. Klęczałem, patrząc na Judasza, który stał nade mną. W jego oczach widziałem, jakie daje mu to poczucie władzy. Prawdziwy prorok klęczący u stóp odrzuconego brata.
Uśmiechnął się, a jego twarz przybrała wyraz triumfu. Kucnął, by spojrzeć mi w oczy.
— Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego wujek posłał ciebie, swojego „wybranego następcę”, i wepchnął w ramiona szatana. — Przesunął dłonią po tatuażu Kata na moim przedramieniu. — Ale teraz wiem. — Judasz skinął głową, jak gdyby przekonując samego siebie o słuszności teorii, którą sobie wymyślił. — Sprawdzał cię. Sprawdzał, czy zdołasz oprzeć się złu. — Judasz puścił moją rękę i nonszalancko wzruszył ramionami. — Okazuje się, że nie.
— Oparłem się — warknąłem. — Żyłem pośród nich kilka lat. Zbierałem informacje, dzięki mnie staliśmy się silni. Bez tych informacji nasza misja by się nie powiodła! — Skrzywiłem się, czując w gardle piekący ból, po czym dodałem: — Ty zginąłbyś po kilku tygodniach spędzonych z tymi ludźmi. Jesteś zbyt słaby. Ja byłem silny. Zrobiłem, co musiałem dla naszej sprawy. — Zacisnąłem zęby. — Zabijałem dla nich. Odbierałem życie niewinnym ludziom. Ty byś temu nie podołał!
Wyraz twarzy Judasza się nie zmienił, ale po jego przymrużonych oczach wiedziałem, że moje słowa ugodziły go w czuły punkt.
— Nie byłeś silny, bracie — powiedział szyderczym głosem, opanowując swój gniew. — Zawiodłeś. Miałeś w swoich rękach przeklętą i wypuściłeś ją, bo wydawało ci się, że ją kochasz. — Poklepał się po głowie. — Prawda jest taka, że tak jak na wszystkich, tak i na ciebie rzuciła swój urok. Upadłeś jak wszyscy inni przed tobą. Twoja słabość doprowadziła tych ludzi do naszej społeczności i zabiła naszego zbawcę. — Wypełniła mnie nienawiść do Judasza. Nie miał pojęcia, jakie cholerne bzdury wygadywał!
Judasz się pochylił.
— Nawet wtedy podałem ci je trzy na tacy, a ty wciąż nie potrafiłeś ich zatrzymać. Wypuściłeś je. Znów zaślepiła cię ich uroda, kierowały tobą pożądanie i grzech. To, bracie, nie są cechy proroka.
Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale mi przerwał:
— Wtedy, podczas podróży powrotnej do domu, zrozumiałem, dlaczego to ty zostałeś wysłany do Katów. — Bawił się mną, kazał czekać na kolanach na to, co powie. — Ponieważ nasz wujek wiedział, że zawiedziesz. Widział, że dasz się zwieść złu. — W oczach Judasza błysnęło przekonanie o własnej słuszności. Pokiwał głową. — Zabrał cię, bym mógł pozostać w samotności. Wiedział, że byłeś mi zawadą. — Jego usta powoli wykrzywiły się w uśmiechu, jego słowa zmroziły mi krew w żyłach. — To moim przeznaczeniem było zostać prorokiem. To wszystko miało być moje. Teraz to rozumiem.
Zacisnąłem pięści. Tracąc do reszty panowanie nad sobą, powiedziałem:
— Nie głosisz nic prócz nienawiści! Słyszę to ze swojej celi. Zapowiedziałeś wniebowzięcie. Koniec świata. Rozpętałeś histerię!
— Ponieważ to jest koniec, bracie. Ten czas już nadszedł — odparł ze spokojem.
Pokręciłem głową z irytacją.
— To zostałoby objawione przez Boga. Dostałbyś od niego bezpośrednią wiadomość. Nie możesz tego ogłaszać w swoim własnym imieniu! Nie możesz narażać życia niewinnych ludzi z powodu własnej żądzy krwi Katów!
Judasz uśmiechnął się jeszcze bardziej, a moje serce zamarło.
— Dostałem — oznajmił z dumą. — W chwili, gdy porzuciłeś swą wiarę, uwalniając przeklęte siostry z tamtej fabryki, poczułem w sobie przemianę. Poczułem, że ciężar przywództwa spoczął na moich barkach. I od tamtej pory otrzymuję od Boga objawienie za objawieniem. Tak jak nasz wujek przez tyle lat. — Judasz powoli pokiwał głową. — Pan kazał mi przygotować nasz lud do wniebowzięcia. Nadszedł czas, bracie. Moment, na który przygotowaliśmy się całe życie, właśnie nadszedł.
Wytrzeszczyłem oczy w szoku i przyjrzałem się uważnie twarzy Judasza. Próbowałem dostrzec na niej jakąś oznakę kłamstwa.
Ale widziałem tylko szczere przekonanie. Pokręciłem głową, nie mogąc w to uwierzyć. On nie mógł… Nie, to niemożliwe…
Judasz chwycił mnie mocno za bark.
— Bracie — powiedział łagodnie. Jego oczy momentalnie zmieniły wyraz. Dotychczas surowe i pełne gniewu teraz stały się łagodne i kochające… Oczy proroka stały się oczami mojego brata.
Chciałem się odezwać, odtrącić jego rękę i powiedzieć mu, iż wiem, że kłamie. Nie zrobiłem tego jednak. Ponieważ go znałem. Wiedziałem, kiedy mój brat bliźniak kłamał… Nie wiedziałem… Nie mogłem się skupić… Wyglądał tak, jakby mówił prawdę… Miałem zbyt obolałą głowę… Moje zmysły mnie zawodziły…
— Bracie — powtórzył Judasz. Tym razem zmęczonym wzrokiem spojrzałem mu w oczy. — Dziś mija czterdziesty dzień twojej kary. Odpokutowałeś swoją słabość i swój błąd.
Pokręciłem głową.
— Nie, minęło trzydzieści pięć dni. — Nie wiedziałem, dlaczego się co do tego spieram — to nie miało żadnego znaczenia. Ale potrzebowałem jakiejś prawdy. Nic już nie wydawało mi się prawdą. Nic.
Na ścianie miałem wyrytych trzydzieści pięć kresek.
Nie czterdzieści.
Trzydzieści pięć.
— Nie zawsze byłeś przytomny, bracie. Po niektórych karach długo nie odzyskiwałeś świadomości. Zwłaszcza na początku, zaraz po tym, jak odrzuciłeś naszą wiarę, kary były surowsze. Minęło czterdzieści dni i czterdzieści nocy, zgodnie z tym, co nakazują nasze święte księgi. Trzymałem się od ciebie z daleka w czasie, gdy odbywałeś karę. Musiałeś odpokutować swoje grzechy, tak jak wtedy, gdy byliśmy dziećmi. Z dala od tych, których kochasz. Jestem tu dziś po to, by usłyszeć od ciebie słowa skruchy i przyjąć cię z powrotem do naszej owczarni. — Jego twarz złagodniała. — W moje ramiona. I znów obdarzyć cię moim zaufaniem.
— Słowa skruchy? — spytałem zdezorientowany. Każdą część mojego ciała ogarnęło odrętwienie. Wszystko, co mówił, wywołało u mnie pulsujący ból głowy.
— Tak — powiedział Judasz łagodnym głosem. — Za twoje grzechy. Za to, że straciłeś wiarę w Zakon… we mnie. — Ścisnęło mnie w żołądku, gdy spojrzał na mnie z takim współczuciem. Z takim życzliwym wyrazem twarzy. Gdy spojrzał na mnie jak brat.
Judasz wyciągnął rękę i ścisnął moją dłoń. Spojrzałem na nasze splecione dłonie — moją, brudną i poranioną, i jego, zupełnie gładką. Stłumiłem w sobie szloch, gdy jego palce delikatnie zacisnęły się na moich. Spojrzałem w jego brązowe oczy. Były szkliste.
— Judaszu… — wychrypiałem, czując, że opuszcza mnie chęć walki.
— Okaż skruchę, bracie, proszę. Proszę… Ja… — odchrząknął. — Potrzebuję cię u mego boku. — Zaśmiał się łagodnie. — Jak za dawnych czasów… zgodnie z naszym przeznaczeniem. Bracia złączeni przez Boga więzami krwi i wiary.
Byłem zmęczony. Byłem taki zmęczony. Trzymał moją dłoń, okazując mi uczucie, a jego ciepło wsączało się pod moją skórę. Nie chciałem już być sam. Miałem już dość bycia sam.
— Nie chcę już być sam — szepnąłem.
Judasz oparł swoje czoło o moje.
— W takim razie nie bądź, bracie. Wróć do nas. Uwolnij się z uścisku szatana i wróć do nas. To jest też twój dom. Dom, który czeka na ciebie. Okaż skruchę, bracie… Po prostu wypowiedz te wyzwalające słowa.
Drgnęły mi usta i poczułem, że moja determinacja słabnie. Chciałem znów mieć rodzinę. Chciałem być kochany. Chciałem znów być zdrowy.
Judasz wstrzymał oddech, gdy otworzyłem usta… jednak żadne słowo z nich nie wypłynęło. Zamiast tego przed oczami stanęły mi obrazy. Wspomnienia tego, co tu widziałam. Filmy Judasza z tańczącymi uwodzicielsko dziećmi. Propozycja Judasza, bym wybrał sobie jedną z małych dziewczynek na swoją nałożnicę. Przebudzenia, w których Judasz brał udział. Gwałty na dzieciach. Seks, aprobata dla deprawacji. Widziałem oszpeconą twarz przeklętej Delilah, jakbym miał ją przed sobą. Widziałem jej przerażone oczy.
— Posłuchaj mnie, bracie — ciągnął Judasz, ściskając mocniej moją dłoń. — Po prostu się pomyliliśmy. To ja jestem prorokiem, a ty jesteś zastępcą. To dlatego nie mogłeś sobie z tym poradzić. Ponieważ były nam przeznaczone inne role.