Przebaczenie. Kaci Hadesa - Tillie Cole - ebook

Przebaczenie. Kaci Hadesa ebook

Cole Tillie

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Rudowłosa Phebe o pięknych oczach urodziła się i wychowała w Zakonie Dawida. W życiu miała tylko jeden cel: uwodzić. Nauczono ją sprawiać, by mężczyźni uzależniali się od niej i pragnęli jej dotyku, jak dotyku bogini. Na skutek fatalnego zbiegu okoliczności dziewczyna zostaje podarowana w prezencie Meisterowi, okrutnemu przywódcy Bractwa Aryjskiego. W tym momencie zaczyna się jej droga przez piekło, jest gwałcona, torturowana, okaleczana i odurzana narkotykami. Zawieszona między majakami a potworną rzeczywistością, odczuwa tylko rozpacz, beznadzieję i mnóstwo odcieni bólu.

Xavier "AK" Heyes potrafi walczyć. Był snajperem w służbach specjalnych, przeszedł znakomite przeszkolenie wojskowe i został członkiem gangu znanego powszechnie jako Kaci Hadesa. Nie boi się zabijać -- ma na koncie ponad sto trzydzieści śmiertelnych trafień. Widział paskudne rzeczy, a robił jeszcze gorsze. Nie poznał smaku strachu. Gdy któregoś dnia wiceprezes Katów potrzebował pomocy w odbiciu swojej szwagierki z rąk handlarzy żywym towarem, AK zgłosił się na ochotnika. Pamiętał tę dziewczynę. Miała na imię Phebe i była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział.

Uwolnienie dziewczyny wywołuje demony przeszłości. I on, i ona mają wspomnienia, których nie chcą pamiętać. Przeklęta ladacznica i bezwzględny zabójca stają obok siebie, by się wspierać, chronić i uleczyć swoje złamane serca. W obojgu szybko budzą się nadzieja i miłość. Jednak skrywane grzechy przeszłości nie pozwalają im cieszyć się niespodziewanym szczęściem. Stawką jest potępienie na zawsze albo wybaczenie. Dla obojga.

Między rozpaczą a nadzieją jest miejsce na wiarę w miłość...

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 508

Oceny
4,6 (49 ocen)
35
10
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Aglaja258

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna, pełna bólu książka. Rewelacyjna seria
00
Ryszarda94

Nie oderwiesz się od lektury

….
00
Asiowa2561

Dobrze spędzony czas

4/5 🥹
00
paluszek91

Nie oderwiesz się od lektury

super
00
Palma283

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna mega część. Zakochuję się w każdym członku klubu katów po kolei 😃 czytać! Lecę do następnej
00

Popularność




Tillie Cole

Przebaczenie

Kaci Hadesa

Tytuł oryginału: Damnable Grace (Hades Hangmen) (Volume 5)

Tłumaczenie: Grzegorz Rejs

ISBN: 978-83-289-0952-6

Copyright © Tillie Cole 2017

All rights reserved.

No Part of this publication may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photography, recording, or any information storage and retrieval system without the prior written consent from the publisher and author, except in the instance of quotes for reviews. No part of this book may be uploaded without the permission of the publisher and author, nor be otherwise circulated in any form of binding or cover other than that in which it is originally published.

Polish edition copyright © 2019, 2024 by Helion SA

All rights reserved.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniej­szej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficz­ną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Autor oraz wydawca dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz wydawca nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w książce.

HELION S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 230 98 63 e-mail: [email protected] WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Odautorki

Wszystkie części serii Katów Hadesa zawierają opisy wierzeń i praktyk religijnych, które wielu czytelnikom mogą wydać się szokujące. Jednak inspiracją dla mnie były tu rzeczywiste wierzenia i praktyki religijne istniejących oraz nieistniejących już ruchów religijnych oraz sekt. Na potrzeby przedstawionej historii niektóre sceny zostały przejaskrawione.

Chciałabym podkreślić, iż wielu członków istniejących na świecie sekt postępuje zgodnie z doktryną, dogmatami swojej wiary i głoszonymi przez ich przywódców naukami — tak jak wyznawcy innych religii — bezkonfliktowo, bezpiecznie i z oddaniem. Niniejsza powieść zgłębia jedynie problem nadużywania tego typu praktyk i wykorzystywania ich do złych celów.

Proszę mieć również na uwadze, iż książki w serii Kaci Hadesa zawierają opisy przypadków okrutnego wykorzystywania seksualnego dzieci, tematów tabu, przemocy oraz gwałtów.

Dla AK

Długo czekałam, żeby napisać twoją historię

Słowniczek

(W kolejności niealfabetycznej)

TerminologiazwiązanazZakonem

Zakon— Apokaliptyczny Nowy Ruch Religijny. Wierzenia częściowo oparte na nauczaniu chrześcijańskim. Głosi wiarę w rychłe nadejście apokalipsy. Zakonowi przewodniczą prorok Dawid (ogłosił się bożym prorokiem i potomkiem króla Dawida), starszyzna oraz apostołowie. Jego miejsce zajął prorok Kain (jego siostrzeniec). Członkowie żyją razem w odosobnionej społeczności. Wiodą tradycyjne i skromne życie oparte na poligamii i niekonwencjonalnych praktykach religijnych. Wierzą, że „świat zewnętrzny” jest grzeszny i pełen zła. Nie mają kontaktu z ludźmi spoza Zakonu.

Społeczność— własność Zakonu kontrolowana przez proroka Dawida. Odosobniona żywa wspólnota. Porządek w społeczności utrzymywany jest przez apostołów i starszyznę uzbrojonych na wypadek ataku z zewnątrz. Mężczyźni i kobiety żyją w osobnych częściach osady. Przeklęte trzymane są z dala od mężczyzn (wszystkich, z wyjątkiem starszyzny) w prywatnych pomieszczeniach. Teren, na którym żyje społeczność, jest ogrodzony.

NowySyjon— nowa społeczność Zakonu utworzona po tym, jak poprzednia społeczność została zniszczona w bitwie przeciwko Katom Hadesa.

StarszyznaZakonu(głównaspołeczność)— składa się z czterech członków. Są to: Gabriel (nieżyjący), Mojżesz (nieżyjący), Noe (nieżyjący), Jakub (nieżyjący). Odpowiadali za codzienne funkcjonowanie społeczności. W hierarchii władzy byli drudzy po proroku Dawidzie (nieżyjący). Do ich obowiązków należała edukacja przeklętych.

StarszyznaNowegoSyjonu— mężczyźni posiadający wyższy status od pozostałych członków społeczności. Członkowie starszyzny mianowani są przez proroka Kaina.

Zastępcaproroka— stanowisko zajmowane przez Judasza (nieżyjący). Drugi w hierarchii władzy po proroku Kainie. Bierze udział w prowadzeniu Nowego Syjonu i ma wpływ na religijne, polityczne oraz militarne decyzje dotyczące Zakonu.

Strażnicy— wybrani mężczyźni w Zakonie odpowiedzialni za ochronę terenu należącego do społeczności i członków Zakonu.

AktzjednoczeniazPanem— rytualny akt seksualny pomiędzy mężczyznami a kobietami w Zakonie. Rzekomo pomaga mężczyznom zbliżyć się do Boga. Akty odbywają się podczas mszy. Dla osiągnięcia transcendentalnego doświadczenia zażywane są narkotyki. Kobiety mają zakaz doznawania rozkoszy jako kara za grzech pierworodny Ewy. Ich siostrzanym obowiązkiem jest oddawanie się mężczyznom na życzenie.

Przebudzenie— rytuał przejścia w Zakonie. Gdy dziewczynka kończy osiem lat, zostaje seksualnie „przebudzona” przez członka społeczności lub — podczas specjalnych okazji — członka starszyzny.

Świętykrąg— praktyka religijna oparta na idei „wolnej miłości”. Stosunek seksualny z wieloma partnerami w miejscu publicznym.

Świętasiostra— wybrana kobieta Zakonu, której zadaniem jest wychodzenie na zewnątrz i szerzenie przesłania Zakonu poprzez kontakty seksualne.

Przeklęte— kobiety (dziewczęta) w Zakonie uznane za zbyt piękne i w związku z tym z natury grzeszne. Mieszkają w odosobnieniu od reszty społeczności. Są postrzegane jako zbyt kuszące dla mężczyzn i o wiele bardziej zdolne do sprowadzania ich na złą drogę.

Grzechpierworodny— według św. Augustyna człowiek rodzi się grzeszny i posiada wrodzoną skłonność do przeciwstawiania się Bogu. Grzech pierworodny jest wynikiem nieposłuszeństwa Ewy i Adama wobec Boga, którzy zjedli zakazany owoc i zostali wygnani z raju. W Zakonie, zgodnie z doktryną proroka Dawida, to Ewę należy winić za skuszenie Adama do popełnienia grzechu i dlatego kobiety w Zakonie postrzegane są jako uwodzicielki i kusicielki. W związku z tym muszą być posłuszne mężczyznom.

Szeol— w Starym Testamencie słowo to oznacza grób lub świat podziemny. Kraina umarłych.

Glosolalia— niezrozumiałe dźwięki wypowiadane przez wyznawców podczas religijnego uniesienia. Glosolalia ma być przejawem obecności i działania Ducha Świętego.

Diaspora— rozproszenie jakiegoś narodu wśród innych narodów.

WzgórzePotępienia— wzgórze na obrzeżach społeczności. Miejsce karania lub przetrzymywania członków społeczności.

Ludziediabła— określenie na klub motocyklowy Kaci Hadesa.

Nałożnicaproroka— dziewczyna lub kobieta wybrana przez proroka Kaina na partnerkę seksualną. Nałożnice proroka mają wyższą rangę od pozostałych kobiet w Nowym Syjonie.

Głównanałożnicaproroka— mianowana przez proroka Kaina. Posiada wyższą rangę niż pozostałe kobiety w Nowym Syjonie. Jest najbliżej proroka, a jej głównym celem jest świadczenie mu usług seksualnych.

Medytacjaduchowa— stosunek seksualny. Praktykowana przez członków Zakonu. Według ich wierzeń zaspokojenie seksualne ma pomóc męskiej części Zakonu zbliżyć się do Boga.

Repatriacja— przesiedlenie obywateli do ich kraju ojczystego. W przypadku Zakonu repatriacja polega na sprowadzeniu członków sekty żyjących w społecznościach za granicą do Nowego Syjonu.

Pierwszydotyk— pierwszy stosunek seksualny kobiety.

TerminologiaKatówHadesa

KaciHadesa— jednoprocentowcy. Klub motocyklowy założony w Austin w Teksasie w 1969 r.

Hades— w mitologii greckiej bóg podziemia, a także nazwa jego krainy.

Oddziałmacierzysty— miejsce założenia klubu i jego główny oddział.

Jednoprocentowcy— Amerykańskie Stowarzyszenie Motocyklistów rzekomo stwierdziło niegdyś, że 99% motocyklistów to przestrzegający prawa obywatele. Motocykliści, którzy nie przestrzegają zasad ASM-u, nazywają się jednoprocentowcami (pozostały 1% nieprzestrzegających prawa). Ogromna większość jednoprocentowców należy do przestępczych klubów motocyklowych.

Katana— skórzana kamizelka noszona przez motocyklistów. Ozdabiana naszywkami i znakami graficznymi przedstawiającymi barwy charakterystyczne dla danego klubu.

Włączony— termin używany, gdy kandydat zostaje pełnoprawnym członkiem klubu.

Kościół— zebranie pełnoprawnych członków klubu, którym przewodniczy prezes klubu.

Dama— kobieta, która posiada status żony. Jest pod ochroną swojego partnera. Przez członków klubu status ten jest uważany za święty.

Klubowadziwka— kobieta, która odwiedza klub, aby świadczyć usługi seksualne jego członkom.

Suka(suczka)— w kulturze motocyklistów czułe słowo określające kobietę.

OdejśćdoHadesu— w slangu motocyklistów: umrzeć.

Spotkać(odejśćdo)Przewoźnika— umrzeć. Odniesienie do Charona w mitologii greckiej. Charon był duchem świata podziemnego, przewoźnikiem umarłych przez rzeki Styks i Acheron do Hadesu. Opłatą za transport były monety kładzione na oczach i ustach umarłych podczas pochówku. Ci, którzy nie uiścili opłaty, byli skazani na stuletnią tułaczkę na brzegach Styksu.

Śnieg— kokaina.

Lód— metaamfetamina.

StrukturaorganizacyjnaKatówHadesa

Prezes(prez)— przewodniczący (lider) klubu. Dzierży młotek[1], który jest symbolem jego absolutnej władzy. Młotek używany jest do przywoływania porządku w kościele. Słowo prezesa stanowi prawo obowiązujące w klubie, którego nikt nie może kwestionować. Jego jedynymi doradcami są wyżsi rangą członkowie klubu.

Zastępcaprezesa(vice)— drugi rangą po prezesie. Wykonuje jego rozkazy. Główny łącznik z innymi oddziałami klubu. Podczas nieobecności prezesa przejmuje jego wszystkie obowiązki.

Kapitan— odpowiedzialny za planowanie i organizację wszystkich wypraw klubu. Ma rangę oficera i odpowiada jedynie przed przewodniczącym i jego zastępcą.

Sierżant— odpowiedzialny za ochronę i utrzymywanie porządku podczas klubowych imprez. Niewłaściwe zachowanie zgłasza przewodniczącemu i jego zastępcy. Do jego obowiązków należy zapewnienie bezpieczeństwa klubowi, jego członkom oraz kandydatom na członków.

Skarbnik— prowadzi księgę wszystkich przychodów i rozchodów oraz spis wydanych i odebranych naszywek i barw.

Sekretarz— odpowiedzialny za prowadzenie dokumentacji klubu. Do jego obowiązków należy też zawiadamianie członków klubu o nadzwyczajnych spotkaniach.

Kandydat— osoba, która nie jest jeszcze pełnoprawnym członkiem klubu. Bierze udział w wyprawach, ale nie ma prawa do udziału w zgromadzeniach kościoła.

[1]Młoteklideraklubumotocyklowegoprzypominamłoteksędziowski—przyp.tłum.

Prolog

AK
Plano, Teksas

Jedenaście lat wcześniej…

— Będę żołnierzem piechoty morskiej!

Wbiegłem do kuchni. Devin siedział przy stole i majstrował przy silniku od motoru. Uniósł wzrok. Twarz miał pobrudzoną smarem.

— Co? — krzyknął i zmarszczył brwi.

Stanąłem zdyszany, łapiąc oddech. Zdjąłem skórzaną kurtkę i rzuciłem ją na krzesło.

— Właśnie się zgłosiłem — uśmiechnąłem się i mimo iż starałem się nie okazywać podniecenia, zdradzał mnie mój pieprzony głos. — Jak ty. Zaciągnąłem się do wojska.

Devin spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. Moja ekscytacja zaczęła opadać.

— Dev… — Ten rzucił z hukiem silnik na stół.

Wstał i przetarł dłonią twarz.

— X, coś ty, kurwa, zrobił?

Pokręciłem głową skołowany.

— Co? O co chodzi?

Mój brat westchnął i spojrzał przez okno.

— O co chodzi? O co chodzi? — Nabrał powietrza do płuc i wypuścił je powoli, jakby próbując się uspokoić. — Nie takiego życia chciałem dla ciebie. Jesteś moim młodszym bratem i masz więcej oleju w tej głupiej pale niż ja. Liczyłem na to, że pójdziesz na studia. A nie do pierdolonego wojska.

— Nie chcę iść na studia, Dev. Chcę być tam, walczyć. Chcę walczyć u twego boku.

Dev wciąż spoglądał przez okno, ale zauważyłem, że się skrzywił.

— Dev… — próbowałem coś powiedzieć, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Mój brat dziwnie się zachowywał.

— Nie masz pojęcia, jak tam jest, X. — Wreszcie się do mnie odwrócił. Miał udręczony wyraz twarzy, a każde jego słowo brzmiało jak wystrzał pistoletu. — Nie masz, kurwa, pojęcia.

Wyglądał na tak cholernie zagubionego. Nie mogłem tego znieść, więc podszedłem do niego i położyłem dłoń na jego napiętym ramieniu.

— Chcę walczyć, Dev. Ja… — zaśmiałem się, wiedząc, że to, co zamierzam powiedzieć, zabrzmi naprawdę żałośnie. — Chcę walczyć za nasz kraj tak jak ty. Ja… Ja, kurwa, chcę być taki jak ty, Dev. Zawsze chciałem.

Oczy Devina się zaszkliły. Westchnął, złapał mnie za kark i przyciągnął do siebie. Tak mocno mnie przytulił, że ledwie mogłem oddychać.

— Kiedy masz się zgłosić? — Miał ostry i ochrypły głos i ledwie zdołał wyrzucić słowa z ust.

— Za osiem tygodni.

— Kurwa, młody — powiedział. — Jaka specjalność?

— Snajper. — Wzruszyłem ramionami. — Wiesz, że dobrze strzelam.

Devin zesztywniał, a potem zmusił się, by się rozluźnić. Puścił mnie chyba dopiero po dwóch minutach. Miałem osiemnaście lat, Dev dwadzieścia sześć. Zaciągnął się do wojska, kiedy był w moim wieku, i gdy tylko mógł, wyciągnął nas z gówna, jakie zgotowali nam nasi zapijaczeni rodzice, i zapewnił nam lepsze życie.

Ocalił nas. Wyciągnął nas z cholernego rynsztoka.

Był moim pierdolonym bohaterem.

Devin odchylił się i pocałował mnie w czoło. Byłem kilka centymetrów wyższy od niego i nadal rosłem, ale przy nim zawsze czułem się mniejszy. Po prostu miał takie niezwykłe podejście do życia — przynajmniej kiedyś. Po dwóch ostatnich misjach trochę się zmienił. Ta w Iraku była najgorsza. Wiedziałem, że powodem była tęsknota za domem. Ale jeśli rozmieszczą nas blisko siebie, nie będzie już sam. Staniemy się prawdziwymi towarzyszami broni.

— Chciałem dla ciebie czegoś lepszego, młody — oznajmił. Spojrzałem mu prosto w oczy.

— Walczyć u twego boku za nasz kraj, o wolność? To wystarczająco dobre, do cholery — powiedziałem cicho.

Wyraz jego twarzy się nie zmienił. Nie widziałem na niej radości. Jedynie rozczarowanie.

— To znaczy myślałem, że zostaniesz lekarzem, prawnikiem albo kimś w tym rodzaju, X. — Puknął mnie w głowę. — Kimś, kto używa tego.

— Snajperzy to pierdolone mózgi, Dev. Nawet oficer rekrutujący to przyznał. — Inteligentni, cierpliwi, skupieni. Nie każdy może zostać snajperem. Nie każdy ma takie predyspozycje. — Rozpierała mnie duma. — Mogę być kimś takim, kurwa. — Przełknąłem ślinę przez gardło, które nagle się zacisnęło. — Mogę być w tym dobry… Tak jak ty. Mogę być dobrym żołnierzem.

Dev opuścił ramiona, a na jego twarzy pojawił się cień dumy.

— Wiem, młody — powiedział niewyraźnie. — O to się nie martwię, nigdy się o to nie martwiłem. Po prostu… Po prostu…

— Możemy walczyć razem, a kiedy będziemy na przepustce, możemy pić piwo, majstrować przy harleyach i jeździć, aż nadejdzie czas, kiedy znów trzeba będzie wyjechać. To jest mój cholerny amerykański sen. — Uśmiechnąłem się szeroko. — Tylko pomyśl, Dev. Tak będzie wyglądać nasze życie. — Spojrzałem mu prosto w oczy. — Nie ma dla mnie nic lepszego od mojej rodziny, walki w obronie naszego kraju i jazdy na motorze. Tego chcę. Naprawdę.

Dev wyglądał, jakby miał zamiar się nie zgodzić, jakby nadal chciał pieprzyć jakieś głupoty, żeby odwieść mnie od mojego postanowienia, ale wtedy od drzwi dobiegł głos.

— Czego chcesz naprawdę, Xavier? — Odwróciłem się i ujrzałem Tinę, moją bratową. Obserwowała nas z zaciekawieniem.

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, Dev objął mnie za szyję i powiedział:

— Ten mały skurwiel właśnie się zaciągnął do wojska. Będzie snajperem.

Oczy Tiny rozszerzyły się i dostrzegłem w nich mieszaninę dumy i niepokoju.

— Xavier? To prawda?

— Tak jest.

Złapała się za usta, a potem podbiegła i mnie przytuliła.

— Jestem z ciebie taka dumna — szepnęła. Odsunęła się. — Więc teraz będę musiała się martwić o was obu. Wspaniale!

Żartobliwie uderzyłem Devina pięścią w bark.

— Będę się nim opiekował — powiedziałem i roześmiałem się, gdy ten przewrócił oczami.

Tina też się roześmiała, ale widziałem, że niepokój jej nie opuszczał.

Ona i Devin byli ze sobą, odkąd skończyli piętnaście lat. Tina zawsze mówiła, że on też był jej bliski jak brat, za brata także postrzegała mnie. Ale była dla mnie kimś więcej niż siostrą. Była matką — jedyną, jaką tak naprawdę miałem. Wychowywała mnie, opiekowała się mną, kiedy byłem chory, i pomagała mi w lekcjach. Kiedy Dev wyjeżdżał na misje, zostawaliśmy sami we dwoje. No cóż, my i…

— Wujku X!

Małe stópki zatupotały na korytarzu i do kuchni wpadł mój czteroletni bratanek.

— Zane! Chodź, mały! — Zane zderzył się z moimi nogami, a ja wziąłem go na ręce.

— Wiesz co? — powiedziałem, gdy położył mi głowę na ramieniu. Zane uniósł głowę i spojrzał na mnie.

— Będę żołnierzem tak jak twój tata.

Mały teatralnie otworzył usta.

— Wow! Prawdziwym żołnierzem? Jak tatuś?

— Aha.

— Super!

— No cóż — powiedział Devin. — Kupmy kilka steków. Nie co dzień młodszy brat staje się pieprzonym mężczyzną.

— Pieprzony mężczyzna! — powtórzył głośno Zane. Roześmiałem mu się w tę uroczą buźkę. Kochałem tego dzieciaka. Był jak mój cień, nie odstępował mnie nawet na chwilę. Ogarnął mnie nagły smutek. Będę tęsknił za moją rodziną, gdy wyjadę, ale nie tak jak za tym małym smykiem. Był całym moim życiem.

Tina zabrała go ode mnie i trąciła palcem w nos.

— Nie przeklinaj, młody człowieku. To wolno tylko dorosłym.

Zane zrobił minę, jakby chciał zaprotestować, ale Tina zmierzyła go swoim słynnym spojrzeniem, które mówiło nam, Deyesom, żeby lepiej się przymknąć, jeśli nie chcemy narazić się na jej gniew.

Zane zrobił naburmuszoną minę, ale uśmiechnął się pod nosem, gdy puściłem mu ukradkiem oczko. Już wtedy widziałem przyszłość. Zane był dokładnie taki jak ja i Dev. Pieprzony Deyes w każdym calu. Bez wątpienia pójdzie w nasze ślady i wstąpi do marines. Wszyscy będziemy służyć krajowi, a potem się zestarzejemy i tyle.

Devin dotknął mojego ramienia.

— Wyprowadź motor, młody. Przejedziemy się, rozpalimy grilla, a potem zrobimy z ciebie najlepszego snajpera, jaki będzie walczył pod flagą USA.

Tak też zrobiliśmy.

I to był, kurwa, najlepszy dzień mojego życia.

Rozdziałpierwszy

AK
Klub Katów Hadesa
Austin, Teksas

Czasy obecne…

Rozpiąłem kurtkę i próbowałem, kurwa, złapać trochę powietrza w tym upale. Brama zamknęła się za nami z trzaskiem. Uniosłem rękę i starłem z twarzy piasek. Miałem wrażenie, że moje ciało jest z niego zbudowane.

Ledwie mogłem poruszyć nogami. Byłem, kurwa, tak wyczerpany. Spojrzałem na swoją dłoń i zobaczyłem, że się franca trzęsie.

— Wszystko OK? — spytał Bones.

Spojrzałem na mojego obserwatora i najbliższego przyjaciela. Był blady, ale widziałem, że on też — tak jak ja — kurwa, mężniał. Poczułem w sobie dziwną mieszankę adrenaliny i winy, gdy pomyślałem o ostatnich dwóch dniach. W uszach słyszałem dźwięki pocisków wylatujących z lufy mojego karabinu, a w oczach miałem widok, jak przeszywają głowy tych skurwieli.

— Trafiony! — stwierdzał Bones, a ja mierzyłem do celu.

— Trzech — powiedział Bones i uniósł patykowate ręce, żeby zdjąć hełm.

Skinąłem głową, ale nic nie powiedziałem. Zresztą i tak pewnie moje usta odmówiłyby mi posłuszeństwa.

Trzech, kurwa.

Za każdym razem jeden celny strzał.

Wtedy zobaczyłem go, jak wychodzi z namiotu. Ruszył do mnie szybkim krokiem.

— X! — zawołał. Stanąłem w miejscu. Piasek zazgrzytał pod moimi stopami.

Poczułem na ramieniu dłoń Bonesa.

— Zobaczymy się później, OK? Prześpij się trochę.

— Jasne — odparłem. Bones odszedł, a ja spojrzałem na mojego brata.

— Słyszałem przez radio. — Devin dotknął mojej głowy, a potem położył rękę na moim ramieniu. Włosy miałem ostrzyżone na jeża. Żołnierz piechoty morskiej jak się patrzy. — Wszystko w porządku?

— Tak — powiedziałem i się roześmiałem. Nie miałem, kurwa, pojęcia dlaczego. — Wszystko dobrze. — Rozejrzałem się dokoła: namioty, pełno marines, jedni załadowują ciężarówki, inni rozładowują. Dziwne uczucie. Tu i tam, za bramą, to dwa odmienne światy.

— Trzech. — Poczułem, że Dev zabrał rękę. — Załatwiłem trzech skurwieli. — Znów się roześmiałem, ale po chwili uśmiechnąłem się nerwowo. Serce mi łomotało. A moja ręka nie przestawała się, kurwa, trząść.

Devin objął mnie za ramię.

— Chodź, X. Musisz się napić. — Zaprowadził mnie do swojego namiotu. Ale nawet wtedy gdy mnie posadził i podał mi whiskey, nie puściłem karabinu. Widziałem, że Dev obserwuje mnie z niepokojem, ale miałem to gdzieś. Właśnie zabiłem trzech ludzi. Moje pierwsze potwierdzone trafienia.

Gdy opróżniłem kubek, Dev napełnił go ponownie.

— Będzie ci coraz łatwiej. — Usiadł na brzegu pryczy dokładnie naprzeciw mnie. Spojrzałem mu w oczy. — Z czasem stanie się to twoją drugą naturą i nie będziesz się tym zbytnio przejmował. Zapewniam.

Wziąłem głęboki oddech, rozważając w myślach jego słowa. Oby miał rację…

Ze snu wyrwał mnie zapach smażonego bekonu. Serce biło mi jak szalone, gdy wróciłem pamięcią do tamtego dnia. Ręce mi się trzęsły, jakbym znów był w tym piekącym upale. W tej pieprzonej bazie… z Devem. Uspokój się, kurwa, powiedziałem sobie, próbując odepchnąć od siebie tamto wspomnienie.

Udało mi się to dopiero po pięciu minutach.

Uniosłem ciężkie powieki i skrzywiłem się rażony promieniami słońca wpadającymi przez okno. Jęknąłem i złapałem się za głowę, bo poczułem pod czaszką skutki wczorajszego chlania. Tequila krzyczała, kurwa, do mnie głośno: Hej, pamiętasz mnie?

— Niech to szlag — warknąłem, usiadłem na skraju łóżka i czekałem, aż pokój przestanie wirować. Kiedy stojący w rogu bujany fotel przestał drżeć, wstałem i ruchem głowy rozluźniłem zdrętwiały kark.

Poczułem coś na klatce piersiowej. Spojrzałem w dół. Miałem pierdolone ślady pazurów ciągnące się od szyi aż po pachwinę. Spałem w jeansach, najwyraźniej byłem, kurwa, zbyt nawalony, żeby się rozebrać.

Co się stało, do chuja? Wpadłem do łazienki, zamknąłem oczy i wyszczałem jakiś litr tequili.

Podszedłem do umywalki, umyłem twarz zimną wodą, a potem wypłukałem usta płynem do płukania, bo miałem w gębie taki smak, jakby coś tam wpełzło i zdechło. Wyszedłem z łazienki i podążyłem za zapachem bekonu. Przy kuchence stał Ash, był już ubrany w jeansy i koszulkę Katów. Pierdolony mini-Flame w moim domu. Dziary, kolczyki i te oczy czarne jak węgiel.

Gdy wszedłem do kuchni, uniósł wzrok. Mały skurwiel miał czelność zachichotać na mój widok. Pokazałem mu środkowy palec i klapnąłem na krześle. Pojawiły się przede mną dwie szklanki: w jednej był sok pomarańczowy, a w drugiej tequila.

Jęknąłem, walnąłem Patróna[1], a potem opróżniłem szklankę z sokiem.

— Dzięki, młody — powiedziałem i usłyszałem, jak smarkacz się śmieje.

— Jak to możliwe, do cholery, że nie masz kaca, skurwielu? Pamiętam, że chlaliście jamesona ze Slashem i Vikiem szklanka za szklanką.

Wzruszył ramionami.

— Zgadza się. Ale ja właściwie nigdy nie mam kaca.

— Nienawidzę cię — zamachnąłem się leniwie, żeby mu przywalić w bok, ale skurwiel zrobił unik.

Zacząłem przecierać oczy. Uderzył mnie zapach jedzenia. Opuściłem rękę i ujrzałem przed sobą śniadanie. Mój żołądek zaburczał z uznaniem. Ash wciąż się podśmiewywał pod nosem, więc skinąłem głową i powiedziałem:

— W porządku. Wybaczam ci.

— Co? To, że mam szesnaście lat i lepiej toleruję alkohol niż ty, staruszku?

Napchałem usta ociekającymi tłuszczem jajkami z bekonem, a gdy przełknąłem, powiedziałem:

— Odpuszczę ci. Ale tylko dlatego, że w tym momencie nie mam siły, żeby ci walnąć.

Wsunąłem jedzenie, oparłem się o krzesło i przesunąłem dłonią po brzuchu. Skrzywiłem się, gdy dotknąłem palcami świeżych zadrapań.

— Wiesz, co tu się stało?

Ash opuścił widelec i poruszył brwiami.

— Pewnie. — Oparł się o krzesło i udawał, że się zastanawia. — Miała jakieś metr pięćdziesiąt w kapeluszu, jasne włosy i największe cycki, jakie kiedykolwiek widziałem.

Próbowałem sobie przypomnieć tę klubową dziwkę, ale miałem tylko pojedyncze przebłyski pamięci: rżnąłem ją na łóżku w swoim pokoju w klubie… A ona drapała mnie po klacie jak szalona, kiedy ją pchnąłem na łóżko i zacząłem rżnąć jeszcze raz.

Pamiętałem jeszcze jej udawane jęki. Klubowe dziwki. Kurwy powinny się nauczyć, że mają leżeć grzecznie i dać się człowiekowi spuścić, a nie kwilić i piszczeć.

— Kurwa — jęknąłem.

Ash umilkł, a po chwili spojrzał na mnie spod swoich czarnych rzęs i spytał:

— Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy wczoraj wieczorem?

Próbowałem sobie przypomnieć, ale ostatecznie się poddałem i pokręciłem głową.

— Sorry, młody. Będziesz musiał mi odświeżyć pamięć.

Ash pochylił głowę i nagle przeistoczył się w dzieciaka, którego znaleźliśmy w tamtym piekle w Wirginii Zachodniej. Mały Ash ostatnio naprawdę dobrze sobie radził. Ten mały gnojek był zabawny. Można mu było ufać. Dopasował się do życia w klubie. Bardzo mu się podobało u Katów, robił wszystko, by móc zostać, desperacko starał się wszystkich zadowolić, jakby myślał, że w każdej chwili możemy mu kazać wypierdalać.

Nie zrobilibyśmy tego. Był już jednym z nas. Mimo to byłem pewien, że Ash nie mógł w to uwierzyć. Poza tym młody kochał swojego brata. A Flame… No cóż, Flame to, kurwa, Flame. Ale znałem go lepiej niż ktokolwiek. Kochał Asha, po prostu jego zdolność do tego, żeby mu to okazać albo powiedzieć, była zerowa.

— Mówiłem… Mówiłem ci, że interesuje mnie piechota morska. Chciałbym być snajperem jak ty.

Nie spodziewałem się usłyszeć od niego takich słów. Dlatego nie spodziewałem się, kurwa, uderzenia żelaznym prętem w brzuch, kiedy je wypowiedział. Zamarłem i spojrzałem na Asha, który z pochyloną głową bawił się z nerwów rękami na stole.

— Chcesz wstąpić do wojska? — Zacisnęło mi się gardło i musiałem się namęczyć, żeby wypowiedzieć kolejne zdanie. — Masz dopiero szesnaście lat.

— Wiem, ale… Ale uczysz mnie strzelać już od miesiąca i sam powiedziałeś, że jestem dobry.

— Jesteś dobry, właściwie zajebisty, ale jeszcze chodzisz do szkoły. — Ash skinął głową, ale widziałem, że moja reakcja go zdenerwowała. Pochyliłem się ku niemu. — Nie lubisz szkoły?

— Jest w porządku.

Westchnąłem, próbując wziąć się w garść. Ta rozmowa coś mi przypominała. Zmroziło mi krew w żyłach i miałem wrażenie, jakby dwie potężne dłonie złapały mnie za szyję i zaczęły dusić.

— Ash — powiedziałem. Widziałem, że posmutniał. — Spójrz na mnie.

Zrobił, co mu kazałem. Podczas tych kilku miesięcy mieszkania ze mną dzieciak ani razu nie zrobił nic złego. Zawsze robił to, co mu kazałem. Pod tym względem był zajebistym materiałem na żołnierza: posłuszny, zdyscyplinowany. Ale dopóki ja miałem coś do powiedzenia, nie miałem zamiaru na to pozwolić.

Za cholerę.

— Wszystko OK? — powiedział Ash.

Przesunąłem się na krześle.

— Jesteś bystry. Masz głowę na karku. Ale jesteś jeszcze młody. Wiem, że tak nie myślisz albo przynajmniej tego nie czujesz. Kurwa, po tym wszystkim, przez co przeszedłeś, to zrozumiałe. Nie jesteś normalnym nastolatkiem. Nie masz obsesji na punkcie dup i nie robisz tego, co inni szesnastolatkowie. Ale nie pozwolę ci zaciągnąć się do wojska w tak młodym wieku. Nie ma mowy.

Ash spojrzał przez okno. Ciągnąłem dalej:

— I jestem pewien, że Flame też ci na to nie pozwoli. — Ash gwałtownie odwrócił do mnie głowę w moją stronę i zrobił zaskoczoną minę. — Nasz brat nie poradziłby sobie z twoim odejściem, więc może lepiej nie dawaj mu powodu, żeby zaczął świrować, co?

— Flame? — Powiedział z zakłopotaniem Ash. — Ja… — Opuścił ramiona. — Nie sądzę, żeby miał coś przeciwko temu.

I wtedy wszystko stało się jasne. Poznałem powód, dla którego Ash zwrócił się do mnie o radę w sprawie wojska. Wziąłem jego kubek z niedopitą kawą i wypiłem gorący napój jednym haustem.

— Wiem, że nieczęsto z tobą rozmawia. Wiem, że większość czasu spędza z Madds. Ale powiem ci jedno: ten psychol kocha cię bardziej, niż potrafi to wyrazić. Jasne?

Ash przełknął ślinę i, kurwa, jestem pewien, że widziałem łzy w jego oczach.

— Tak sądzisz?

Położyłem dłoń na jego ramieniu.

— Jesteś jedną z niewielu osób, którym pozwala się do siebie zbliżyć. Jest Madds, to oczywiste, bo to jego suka i udało jej się dotrzeć do niego, gdy żaden inny skurwiel nie mógł. Jesteśmy ja i Vike. To długa historia, wdzieliśmy razem niejedno i przeszliśmy razem przez wiele gówna. — Ścisnąłem jego ramię mocniej. — I jesteś ty. — Ash wciągnął gwałtownie powietrze i wypuścił je powoli. — To Kat z krwi i kości, zrobiłby wszystko dla swoich braci, ale nigdy nie pozwolił im zbliżyć się do siebie tak jak nam. — Wskazałem palcem przez okno na podwórko i stojące wokół domy. — Dzięki temu wszystkiemu jakoś się trzyma. I uwierz lub nie, ale ty też odgrywasz tu znaczącą rolę.

Imadło wokół mojej szyi nieco się poluzowało, gdy zobaczyłem na twarzy tego dzieciaka cień uśmiechu.

— W tym momencie, dzieciaku, jesteś czwartym członkiem naszego pojebanego tria. — Uśmiechnąłem się. — Kiedy mu powiemy, że pozwoliłem ci zaciągnąć się do wojska, wpadnie w szał, a ja sobie z nim wtedy nie poradzę. Lubię swojego fiuta i wolałbym trzymać go z dala od ząbkowanego noża twojego brata. Wolę go wkładać do ciasnych, mokrych cipek.

Ash się roześmiał, a ja uśmiechnąłem się z ulgą. Pchnąłem pusty talerz w jego kierunku.

— A teraz weź się do roboty. Te naczynia same się nie umyją.

Ash wstał od stołu, ale jak tylko wziął do rąk talerze, chwyciłem go za łokieć.

— Myślałem, że lubisz majstrować przy motorach? Godzinami pracujesz w garażu z Flame’em i Tankiem. Tank mówi, że jesteś dobry, możesz zostać najlepszym mechanikiem, jakiego mamy. Jesteś u Katów, bracie, jesteś ustawiony do końca życia.

— Lubię motory — powiedział po chwili milczenia. — Właściwie bardzo je lubię. Ich budowa i zasada działania są dla mnie oczywiste.

— I tego się trzymaj, OK? A kiedy zostaniesz włączony i staniesz się pełnoprawnym członkiem klubu, otrzymasz udział w zyskach Katów. Będziesz miał, kurwa, kasy jak lodu, młody.

Najwyraźniej spodobała mu się perspektywa pełnego członkostwa, bo pęczniał z dumy.

— A teraz zajmij się tymi talerzami — powiedziałem. — Dopóki nie zostaniesz włączony, musisz odwalać brudną robotę. — Wzruszyłem ramionami. — Tak to już jest.

— Tak jest, sir — powiedział zasraniec, wiedząc, że nienawidziłem, kiedy sprawiał, że czułem się staro.

Pierdolony sir.

Sięgnąłem do kredensu, wyjąłem dwie tabletki advilu i łyknąłem je bez popitki. Dokładnie w chwili kiedy wstałem, żeby pójść do łazienki i wziąć prysznic, drzwi wejściowe otworzyły się z trzaskiem i do domu weszła pierdolona ruda bestia.

— Siema, spermochlipy! Zajebiście piękny dzień dzisiaj!

Jęknąłem głośno, kiedy moją czaszkę przeszył paskudny głos Vikinga. Spojrzałem na niego, a ten uśmiechnął się do mnie jak brzydki olbrzym. Poniuchał dokoła. W mgnieniu oka wparował do kuchni, żeby sprawdzić, czy nie zostało coś do jedzenia.

— Tak sobie myślę, że chyba też powinienem sobie załatwić pierdolonego lokatora. Gotuje, sprząta… Ja pierdolę! — Odwrócił się do Asha, który starał się, jak mógł, żeby zignorować tego dupka. — Loda też robisz?

Już miałem mu powiedzieć, żeby się, kurwa, przymknął, ale Ash odparł:

— Nawet jeśli, to tobie bym nie zrobił. Słyszałem, że twój fiut nie ma więcej niż trzy centymetry.

Vike’owi odpadła szczęka. Potem odchylił głowę do tyłu i zacisnął ramię na szyi Asha.

— A to mały gnojek! — krzyknął i uraczył nas swoim tubalnym śmiechem.

Ash go odepchnął.

— Możesz się poczęstować. Zostało jeszcze trochę jedzenia.

Vike zgarnął z patelni jajko z bekonem i usiadł przy stole. Zaczął napychać usta jak pierdolone dzikie zwierzę. Jego spojrzenie padło na moją klatkę piersiową. Uśmiechnął się do mnie z pełnymi ustami i puścił mi oczko.

Ja. Pierdolę.

Ash przyniósł mu kawę. Vike wypił ją duszkiem i postawił kubek na stole, prosząc o jeszcze.

— Dostałeś wiadomość od Styxa? — spytał.

— Nie. Dopiero co wstałem. — Rozejrzałem się w poszukiwaniu komórki, ale chuj wie, gdzie była.

— Mamy być na kościele za dwadzieścia minut. Tanner wreszcie zdobył namiar.

Pod wpływem nagłego przypływu adrenaliny zaczęły pulsować mi tętnice szyjne.

— Pomyślałem, że się ucieszysz.

— Znalazł ją? — Phebe. Przed oczami natychmiast stanął mi obraz rudej. Nie żebym nie myślał o tej suce nieustannie, odkąd się okazało, że jej nie ma.

— Nie mam pojęcia. — Vike pochylił się nad stołem i przesunął dłonią po brodzie. — Ale zaczynają mnie już nudzić zwykłe wypady w interesach i ta cała gadanina o cholernym ślubie prezesa. Kogo to, kurwa, obchodzi? Chcę zapolować na szumowiny z Klanu.

Palce mi drgnęły na myśl o odnalezieniu Phebe i o zabiciu skurwiela, który ją porwał. Podczas wielu nieprzespanych nocy wyobrażałem sobie, jak rozrywam skurwysyna na strzępy. Jak rozpruwam mu brzuch i patrzę, jak jego flaki wypadają na ziemię u moich stóp. A ja się śmieję. Śmieję się z tego wszystkiego i wraz z Phebe u mego boku patrzę, jak dupek umiera powolną śmiercią.

Znalezienie czegokolwiek na temat tego fiuta, Meistera, zajęło Tannerowi dłużej, niż się spodziewał. A ja już zacząłem się niecierpliwić. Zgadzałem się z Vikiem. Ostatnio było zbyt spokojnie. Może i nie służyłem już w marines, ale wciąż potrzebowałem w życiu adrenaliny, walki i zabijania.

Żyjąc z Katami, miałem tego wszystkiego pod dostatkiem.

I wyglądało na to, że znów miało się zacząć.

Zajebiście.

— Ubiorę się.

Wstałem i założyłem koszulkę, katanę i buty. Po kilku minutach wyszliśmy z domu. Ash ruszył za nami. Zawsze podczas zebrań kandydat polewał i robił wszystko to, co tam jeszcze Styx mu kazał. Oparłem się o ścianę i odpaliłem fajkę, a Vike zapukał do drzwi Flame’a.

— Wyłaź, Flame! Musimy iść!

Widziałem przez okno, jak Flame idzie do drzwi, a Maddie pędzi za nim. Odwrócił się do niej, a na jego ustach pojawiło się coś, co przypominało uśmiech. Potem się pochylił i pocałował swoją sukę.

Ścisnęło mnie w piersiach. Papieros palił mi się w palcach nietknięty. Nie mogłem uwierzyć, że Flame miał coś takiego.

— AK! — głos Vike’a przebił się przez moje myśli.

Kiwnąłem głową, widząc, że Flame wychodzi z domu.

Flame skinął do mnie brodą, a potem rozejrzał się po podwórku. Wiedziałem, kogo szuka — robił tak co dzień. Tylko ja to widziałem. Tylko ja byłem wyszkolony tak, żeby nic nie uchodziło mojej uwadze. Kiedy Flame zauważył Małego Asha, rozluźnił ramiona.

— Wszystko OK? — zapytał szorstko Flame i obejrzał dokładnie swojego brata.

— Tak — powiedział Ash. Uśmiechnął się lekko. Wiedziałem, że rozpoznał tę próbę okazania uczucia ze strony Flame’a. Mrugnąłem do niego, żeby potwierdzić, iż się nie mylił.

W drzwiach pojawiła się drobna sylwetka Maddie.

— Cześć, Viking. Cześć, AK. — Flame instynktownie ruszył w jej kierunku, jakby byli jakimiś, kurwa, magnesami.

— Madds — powiedziałem.

Vike się uśmiechnął.

— Dzień dobry, cycatko.

Flame wyszczerzył zęby do bezczelnego brata, ale Vike to Vike. Nie było na niego rady.

— Cześć, Asher — powiedziała Maddie. Szturchnęła Flame’a w ramię i spojrzała na niego wymownie.

Flame zacisnął szczękę i nie spoglądając na Asha, powiedział:

— Przychodzisz dziś wieczorem na kolację.

Maddie pokręciła głową z irytacją. Nie była wkurwiona na jego zaborczość. Wiedziała, że nie był fiutem, on po prostu… Kurwa, Flame to po prostu Flame.

— Ash, Flame chciał cię zaprosić na kolację. Ugotuję coś specjalnego.

Ash spojrzał na mnie, a ja skinąłem brodą, zachęcając go, żeby przyjął zaproszenie.

— Jasne. Pewnie. Chętnie przyjdę — odparł Ash, a Maddie uśmiechnęła się do niego rozradowana.

Flame wszedł z nią do domu. Po kilku minutach wyszedł i stanął przy mnie.

— Wszystko OK? — spytałem. Flame skinął głową, nie spoglądając mi w oczy. Wszystko OK? było czymś więcej niż tylko zdawkowym pytaniem. Chciałem wiedzieć, czy jego głowa nie była pełna gówna z przeszłości.

— To dobrze. — Rzuciłem peta na ziemię i odepchnąłem się od ściany. Poszliśmy przez wzgórze do klubu.

Na kościół.

I lepiej, żeby Tanner miał dobre wieści.

Bo aż mnie, kurwa, świerzbiło, żeby zapolować.

* * *

— I jak? — spytał Ky.

Tanner przesunął dłonią po głowie. Brat nie przychodził na grilla ani na ruchańsko od tygodni. Nie żeby kiedykolwiek uganiał się za dziwkami — wciąż wzdychał za swoją dupą z Meksyku. Tak bardzo był zajęty namierzaniem Meistera. W przeciwieństwie do większości fiutów z białej supremacji, do której niegdyś należeli Tanner i Tank, ten Meister był nie do namierzenia. I mimo iż Tanner był komputerowym geniuszem, Meister był jak pierdolona śliska glista, którą ciężko było capnąć.

— Muszę przyznać, że już myślałem, iż nie znajdę tego fiuta. — Tanner skinął głową w kierunku Tanka. — Wiedzieliśmy o nim oczywiście. Wiedziałem, że robił interesy z moim ojcem i wujkiem, ale nigdy osobiście go nie poznałem. Należy do Bractwa Aryjskiego, ale współpracuje blisko z Klanem. I nigdzie nie ma po nim śladu. Żadnych maili, faktur, SMS-ów. Nic.

Zacisnąłem zęby i spojrzałem na Styxa, który słuchał uważnie. Początkowo Ky miał nie mówić prezesowi o planie odbicia Phebe z powodu jego ślubu, ale długo nie utrzymał tego w tajemnicy. Styx wyczuł, że vice coś kombinuje. Czytał go tak jak ja Flame’a i Vike’a. Więc Ky się przyznał, a Styx w pełni poparł ten plan. I tak musiał przesunąć ślub o miesiąc ze względu na pastora, na którym zależało Mae, więc miał trochę wolnego czasu.

— Ale znalazłeś coś? — Ky przetłumaczył to, co zamigał Styx.

Tanner westchnął, jego podkrążone oczy świadczyły o ciężkiej pracy, jaką wykonał.

— Coś mam. — Pokręcił głową, a mnie zmroziło krew w żyłach. Wiedziałem, że cokolwiek znalazł, nie wyglądało to dobrze.

Tanner otworzył skoroszyt, który miał przed sobą, i pchnął w kierunku prezesa zdjęcie. Styx spojrzał na nie, a potem podał je Kylerowi.

— Jakieś opuszczone miasto na totalnym zadupiu?

Ky puścił zdjęcie w obieg. Vike podał je mnie, a ja zacząłem mu się przyglądać. Było to ujęcie z lotu ptaka. Obraz był ziarnisty, ale z tego, co mogłem dostrzec, fotografia przedstawiała rozległy teren poprzetykany starymi rozpadającymi się budynkami.

Podałem zdjęcie dalej.

— To jest jego?

Tanner odwrócił się do mnie.

— Tak, a przynajmniej jego ojca. Już nie żyje, ale akty notarialne są na jego nazwisko. Ta ziemia należy do ich rodziny od dziesięcioleci. Sporo czasu zajęło mi namierzenie jej. — Pokręcił głową. — Meister jest znany w Klanie, prawda, Tank?

— Zgadza się — przyznał Tank. — Ja też nigdy go nie poznałem, ale wszyscy o nim słyszeliśmy. Fiut od lat przygotowuje się do wojny rasowej. Poważny pojeb. Zdolny do czegoś na skalę zamachu w Oklahomie. Ma obsesję na punkcie ekspansji białej rasy. Sądzicie, że Hitler był pojebany? To wyobraźcie sobie, że miał syna, który wyrósł na potężnie zbudowanego skurwysyna i jest równie chory. I to właśnie jest Meister. Skurwiel nawet nie jest Niemcem. Ale bardzo by chciał. Puszcza teksty po niemiecku, jakby się urodził i wychował w Berlinie. Dupek z urojeniami.

— To nie będzie łatwe — dokończył Tanner, spoglądając na mnie, Vike’a, Flame’a, Husha i Cowboya. To my zgodziliśmy się odbić Phebe. Hush i Cowboy skinęli do mnie na znak, że nie rezygnują.

— A więc on jest w tym opuszczonym mieście? — spytał Ky, znów tłumacząc to, co zamigał Styx. — Jeśli tak, to wejdziemy tam, dorwiemy go i zmusimy sukinsyna, żeby powiedział, gdzie trzyma Phebe.

Tanner pochylił się nad stołem.

— On nie tylko tam mieszka i się ukrywa. Tam prowadzi swój biznes.

— Biznes? — powtórzył Ky. Tym razem to było jego pytanie.

Tanner skinął głową.

— Z tego, co wiem, to jest pierdolony burdel. Członkowie Bractwa Aryjskiego, Klanu albo ludzie sympatyzujący z Klanem mogą spędzić tam noc albo nawet kilka dni pod rząd. — Tank przesunął się na krześle zakłopotany. — Nie mam pewności, ale myślę, że nie chodzi tam tylko o obciąganie i ruchanie. To naprawdę pojebane gówno. Jeśli to, co o nim mówią, to prawda, to jest to zorganizowane, chronione piekło. — Oczy Tannera pociemniały. — Wiem, że członkowie Klanu mają reputację zacofanych buraków. Nie będę kłamał — dorastałem wśród nich. Większość kolesi mojego ojca tacy właśnie byli. Tępi jak skurwysyn, zawsze coś musieli spieprzyć. Łysi żołnierze niżsi rangą, wiecie.

— Ale nie wszyscy — wtrącił Tank. Zerknął na Tannera zażenowany. — Na przykład my tacy nie byliśmy.

Tanner skinął głową.

— To nie jest normą, ale niektórzy z nas byli dobrzy. Inteligentni, silni żołnierze albo autentyczne psychole. Łysi to szeregowi żołnierze. Tacy jak my, jak Meister, to pierdolone SS. Stratedzy, przywódcy, generałowie. Tak mocno wierzą w sprawę, że są śmiertelnie niebezpieczni i zdolni do wszystkiego. Meister to prawdziwy wyznawca ideologii Bractwa Aryjskiego, przygotowuje się do wojny. Ten gość to nie byle kto.

— A teraz pojawił się w naszej okolicy, żeby rozrabiać? — spytałem.

Tanner skinął głową.

— Pochodzi z północnego Teksasu. Nigdy nie mieliśmy z nim do czynienia. Ale Klan rośnie w siłę z dnia na dzień. Jednoczy się z innymi organizacjami wyznającymi supremację białych — takimi jak Bractwo — a teraz kiedy biali i Czarni skaczą sobie do gardeł, o czym trąbią w telewizji dwadzieścia cztery godziny na dobę, przeniósł się do siedziby głównej. — Brat zacisnął szczękę. — Do mojego ojca i wujka, którzy zapewnią mu ochronę przed federalnymi. — Westchnął i przetarł dłonią twarz. — Z tego, co wiem, ten burdel w opuszczonym mieście istnieje mniej więcej od roku. Meister zbiera środki na coś.

— Nie handlują bronią? — zaciągnął Cowboy. — Rider mówił, że kontrakt dotyczył broni.

— Rider był pewien, że chodziło o broń. Przynajmniej wtedy, kiedy on miał do czynienia z Klanem. Wtedy chodziło tylko o broń. Klan sprzedawał dalej i brał prowizję.

— To ten jego pierdolony brat — warknął Hush. — To pewnie on się z nimi dogadał. Kiedy Rider siedział w tej celi.

— Tak sądzę — powiedział Tanner po kilku sekundach milczenia.

— W takim razie czym handlują? Co sprzedawał im Judasz, jeśli nie broń?

— Kobiety — odparł Tanner. — Kobiety z sekty, jak sądzę. Nie jestem pewien na sto procent, ale wszystko na to wskazuje.

— Kobiety? — powiedział Ky. Styx nagle się wyprostował. Ky uderzył pięścią w stół, a Flame’em zaczęły wstrząsać nerwowe tiki. Ci trzej bracia, których suki pochodziły z sekty, szybko zdali sobie sprawę, że to mogło spotkać ich kobiety, gdyby się stamtąd nie wydostały.

— Robią z nich kurwy? — spytał Cowboy.

— Tak sądzę — powiedział Tanner. — Udało mi się zdobyć tylko to zdjęcie. Zostało zrobione kilka lat temu. Nie ma żadnych innych bardziej aktualnych fotografii. Nie mam pojęcia, co się dzieje w tym mieście. Ta strefa jest objęta zakazem lotów, bez wątpienia maczał w tym palce mój stary. Nie mam pojęcia, ile jest tych kobiet i do czego je zmuszają. Zdobycie tylko tych informacji zajęło mi kilka tygodni.

— Trzyma tam Phebe jako dziwkę? — warknął Ky. — Kurwa! — Złapał swoją szklankę i rzucił nią o ścianę.

— Już kiedyś nią była.

Zesztywniałem, kiedy po drugiej stronie stołu odezwał się głos. Odwróciłem się, żeby zobaczyć, kto to powiedział — Smiler. Milczący zwykle brat spojrzał na nas wszystkich po kolei.

— Mów — rozkazałem.

Smiler nawet nie drgnął w reakcji na mój zimny ton.

— Rozmawiałem z Riderem. — Brat miał w dupie to, że nie mogliśmy uwierzyć w to, iż on wciąż rozmawiał z byłym prorokiem. — Trochę mi opowiadał o tym, jak działała sekta… — Spojrzał na Kylera, potem na mnie i powiedział: — I o Phebe.

Ky milczał. Ale po tym, jak zacisnął szczękę, wiedziałem, iż domyślał się, co Smiler powie.

— Przez większość życia była ich kurwą. Wychodziła na zewnątrz i pieprząc się z mężczyznami zwabiała ich do sekty. Kiedy już się tam znaleźli, przyłączali się oczywiście. Tyle darmowych cip… I to w różnym wieku. Rider powiedział, że siostra Lilah była naczelną kurwą tej sekty, główną szychą. Wszystkie one wierzyły, że wypełniają „wolę Boga” czy coś w tym stylu. Tę praktykę zaczął poprzedni prorok, żeby powiększyć społeczność.

Ścisnęło mnie w żołądku. Zwinąłem dłonie w pięści. Zagotowała mi się krew w żyłach i naszły mnie, kurwa, mordercze myśli. Pomyślałem o Phebe, o tych zajebistych rudych włosach i piegowatej twarzy. Wyobraziłem sobie, jak rżną ją ci wszyscy faceci, jeden po drugim. Wyobraziłem sobie, jak uwodzi ich tymi swoimi niebieskimi oczami. Miałem ochotę poderżnąć komuś gardło.

Miałem ochotę kogoś zabić.

— Ja pierdolę. Czyli Judasz sprzedawał Meisterowi kobiety z sekty do burdelu? — powiedział Hush. — To dlatego Meister czasem pojawiał się w społeczności. Wybierał swoje prostytutki.

— Niech to szlag. A ja myślałem, że to my jesteśmy pojebani! — wykrzyknął Vike.

— Jaki jest plan? — spytałem Styxa. Ten spojrzał mi w oczy, ale zanim zdążył zamigać, odezwał się Tanner.

— To nie będzie takie proste. Nie da się tak po prostu tam wpaść i załatwić tych sukinsynów. To wyszkoleni żołnierze i dysponują bronią wysokiej jakości. To nie jest jakaś tam siatka pedofili. To Meister. To poważniejszy problem. O wiele, kurwa, poważniejszy.

— A więc? — spytałem.

— A więc potrzebujemy planu — powiedział Tank.

— W takim razie, kurwa, obmyślmy plan! — krzyknął Ky. Styx zagwizdał na kandydatów. Do sali weszli Mały Ash i Slash. Ky skinął brodą. — Potrzebujemy jedzenia i alkoholu. I nie przestawajcie polewać. Trochę nam tu zejdzie.

Kandydaci wyszli. Wtedy zaczęliśmy przygotowywać plan. Zaczęliśmy się zastanawiać, jak, do chuja, wejść do tego burdelu.

A ja cały czas miałem przed oczami czerwień. Oczy zaszły mi czerwoną mgłą. Widziałem krew. Ale przede wszystkim widziałem rude włosy. Długie, rude włosy i jasną skórę kobiety przywiązanej do pierdolonego drzewa.

Piegi.

Niebieskie oczy.

Phebe.

Sukę z sekty, z której Meister zrobił swoją kurwę.

[1]Patróntomarkaluksusowej,meksykańskiejtequili—przyp.tłum.

Rozdziałdrugi

Phebe

Zabolały mnie nogi i ręce, kiedy spróbowałam przewrócić się na drugi bok. Pociłam się, było tak gorąco, że kiedy zmusiłam usta, by się otworzyły, nie mogłam zaczerpnąć powietrza. Chciałam poruszyć językiem, ale ledwie udało mi się nim przesunąć po suchym podniebieniu.

Chciało mi się pić.

Tak bardzo chciało mi się pić.

Oddychałam nosem, czekając, aż ból mięśni nieco osłabnie. Kiedy zelżał, uniosłam z trudem powieki. Wzdrygnęłam się oślepiona światłem wpadającym przez spłowiałe zasłony w niewielkim, umieszczonym wysoko w ścianie oknie. Na próżno próbowałam przyzwyczaić oczy do jasności. Bolała mnie głowa i burczało mi w brzuchu. Ale zmusiłam się, by usiąść. Chciałam krzyknąć, bo moje mięśnie odmawiały współpracy. Spojrzałam w dół. Poczułam mdłości na widok krwi, którą przesiąkło brudne prześcieradło między moimi nogami.

Przebłyski wydarzeń z poprzedniego dnia zaczęły się przebijać przez mgłę, która nieustannie spowijała mój umysł. Meister obezwładnił mnie na łóżku. Przycisnął mnie do niego swoim potężnym umięśnionym ciałem i zadał mi ból. Wstrzyknął mi słodki eliksir, który łagodził wszelkie cierpienie i strach.

Lubiłam eliksir Meistera.

Potrzebowałam go.

Potem złapał mnie za ramiona i wbił swoje usta w moje. Ugryzł mnie w wargę i zaczął wysysać z niej krew. Wręcz chłeptał gorącą ciecz. Pamiętałam, jak siłą rozłożył mi nogi. I pamiętałam, jak gwałtownym ruchem wbił we mnie palce. Jeden, dwa, a potem więcej. Już dłużej nie mogłam powstrzymać krzyku.

I wtedy usłyszałam jego śmiech, moje cierpienie sprawiało mu przyjemność. Potem złapał mnie za szyję i wyciągnął ze mnie całą dłoń. Ale ulga była chwilowa, bo po kilku sekundach wbił we mnie swoją męskość. I tym razem był jeszcze bardziej gwałtowny. Wdzierał się we mnie, ściskając moją szyję i dusząc mnie. Drapałam go. Wbijałam w jego skórę paznokcie, ale on warczał jeszcze głośniej, jego męskość stawała się jeszcze twardsza. Wreszcie wytrysnął we mnie i opadł na mnie z donośnym jękiem.

Gdy było już po wszystkim, utkwiłam załzawione oczy w suficie i pozwoliłam, aby zalał mnie eliksir i zabrał z tego piekła.

Lubiłam odpływać.

Rzadko wychodziłam z tamtego pokoju, z łóżka. Nie wiedziałam, jak długo tam byłam. Przeważnie widywałam tylko Meistera. Czasem zabierał mnie na spacery po tym… po tym… Czymkolwiek to miejsce było. Czasem, kiedy uznał, że na to zasłużyłam, pozwalał mi poczuć promienie słońca na twarzy, powdychać świeże powietrze. Ale robił to rzadko. Zawsze go rozczarowywałam, zawsze zadawał mi ból. Podczas tych cennych dni, które spędzałam na słońcu, sporadycznie widywałam jakichś mężczyzn, ale oni nigdy ze mną nie rozmawiali.

Innych kobiet nie widywałam.

Byłam sama.

Tylko ja i Meister.

Zesztywniałam na odgłos przekręcającego się w drzwiach zamka i z szeroko otwartymi oczami czekałam, aż do pokoju wejdzie on. Swędziała mnie skóra na ręce i niecierpliwie wierzgałam nogami na łóżku. Łańcuchy na moich nadgarstkach zabrzęczały, gdy podekscytowana poruszyłam rękami. Krew w moich żyłach zaczęła krążyć szybciej, a puls przyspieszył w oczekiwaniu na to, co będzie miał dla mnie Meister.

Przyniesie eliksir, który pozwoli mi zapomnieć.

Uśmiechnęłam się.

Wszedł do pokoju ogromny i dominujący z tą swoją grubą szyją i ogoloną na łyso głową. Miał na sobie jeansy i koszulkę bez rękawów. Jego silnie umięśnione ręce były gęsto pokryte tatuażami. Spojrzał na mnie i jak zwykle na jego widok przeszył mnie paraliżujący strach.

— Phebe — powiedział cicho. Ani na chwilę nie spuściłam go z oczu, gdy podszedł i stanął w nogach łóżka. Wyciągnął rękę i pogłaskał palcem kostkę u mojej stopy. Pod wpływem jego dotyku ogień, który spalał moje ciało, zamienił się w lód. Palce Meistera zaczęły przesuwać się w górę po mojej łydce, potem po wewnętrznej części uda, aż wreszcie zatrzymały się u wejścia do mojego łona.

Ani razu nie odwróciłam od niego wzroku. Jego oczy rozszerzyły się na widok krwi, która zebrała się między moimi nogami. Wstrzymałam oddech, gdy przesunął palcami po moich wargach sromowych. Chciałam krzyczeć, bo jego dotyk sprawiał mi potworny ból — skutek ostatniej nocy. Ale powstrzymałam się. Jednak straciłam nad sobą kontrolę i targnął mną odruch wymiotny, gdy Meister przyłożył sobie zakrwawione palce do ust i je oblizał.

Przewróciłam się na bok w kierunku stojącego przy łóżku wiadra, żeby zwymiotować, ale mój żołądek był zupełnie pusty. Niczego nie zwróciłam. Moje ciało natomiast pragnęło eliksiru. Łaknęłam płynu, który zabierze ode mnie to, co złe, i sprawi, że poczuję się tylko dobrze. Poczułam, że materac ugiął się obok mnie. Meister odgarnął moje długie posklejane włosy z rozpalonej twarzy.

— Cśś… — zanucił z miłością. Przesunął dłonią wzdłuż mojego kręgosłupa i wsunął palec pomiędzy moje pośladki. Jęknęłam, było mi niedobrze, czułam się zagubiona, a moje ciało płonęło i wołało o eliksir.

Ale on nie przestał. Meister nigdy nie przestawał, bez względu na to, jak bardzo próbowałam protestować. Tylko brał. Wciąż tylko brał.

Położył mnie płasko na łóżku. Kręciło mi się w głowie. Potrzebowałam kilku sekund, by móc skupić na nim wzrok.

Meister chwycił moją zakutą w łańcuch rękę i przyciągnął do siebie. Położył sobie mój nadgarstek na kolanie i przesunął palcami w górę i w dół po mojej skórze. Była bledsza niż kiedykolwiek i obsypana czerwonymi kropkami, niektóre z nich były pokryte strupami i otoczone sińcami, a inne świeże i krwawiące.

— Tego chcesz, meine Liebchen? — powiedział Meister cichym szeptem. Nie miałam pojęcia, co oznaczały te słowa, ale zawsze, gdy je do mnie wypowiadał, był łagodny.

Niemal kochający.

Za każdym razem, kiedy tak mówił, prawie udawało mu się mnie oszukać, że mu na mnie zależy.

Zamknęłam oczy i skinęłam głową. Moje żyły wręcz pękały. Miałam wrażenie, że wychodziły spod skóry w poszukiwaniu płynu, który był balsamem na moją udręczoną duszę.

Na moją grzeszną duszę.

Gdy otworzyłam oczy, Meister wyciągnął do mnie strzykawkę z igłą, bym mogła ją zobaczyć. Oparłam się pragnieniu, by ją chwycić i wbić sobie w ciało. To Meister kontrolował sytuację. Nauczyłam się, że przy nim coś takiego jak wolna wola nie istniało.

Gdy w moim umyśle jak w kalejdoskopie zaczęły przelatywać mroczne i bolesne wspomnienia, poczułam znajome ukłucie igły wnikającej w moją żyłę. A potem moje ciało wypełniło się światłem. Ogarnęło mnie uczucie szczęścia i ciepła. Uwolniłam się od bólu.

Poczułam się, jakby Bóg wziął mnie w swoje ramiona, wzięłam głęboki oddech i pozwoliłam, by spłynęły na mnie spokój, światło i życie. Nie czułam żadnego stresu, bólu… A tylko ukojenie.

Igła wysunęła się z mojego ciała i poczułam na twarzy zarost Meistera, gdy pochylił się, by mnie pocałować i powiedzieć, że niedługo wróci. Nie słyszałam odgłosu zamykanych drzwi, kiedy wychodził. Zamknęłam oczy i zapadłam się w świetle słońca.

Byłam w lesie, w magicznym raju. Tańczyłam pośród drzew, muskałam palcami zielone liście i czułam pod stopami miękką trawę. Kołysałam się do rytmu lekkiej muzyki, która rozbrzmiewała w powietrzu.

Kochałam tańczyć. Nic innego nie sprawiało mi takiej radości.

Okręciłam się wkoło i uśmiechnęłam, bo na polanę weszła Rebeka. Była piękna jak zawsze. Jej długie, jasne włosy opadały na plecy, a oczy były jasne i pełne radości.

— Rebeka — szepnęłam. Objęłam ją i przytuliłam mocno. Usłyszałam przy uchu jej słodki śmiech.

— U mnie wszystko w porządku, Phebe. — Te słowa wypowiedziane cichym, łagodnym głosem były jak modlitwa.

— Naprawdę? — spytałam z zaciśniętym gardłem. — Ostatni raz, gdy cię widziałam… To, co zrobił ci Judasz… To, co zrobili ci tamci mężczyźni…

— Cśś… — uspokajała mnie Rebeka, głaszcząc mnie po włosach. — Jestem szczęśliwa i… — Rebeka uwolniła się z moich objęć i odwróciła w kierunku lasu. — Chodź — powiedziała do kogoś. Ciepłe nocne powietrze przeszył piskliwy śmiech i ścisnął mnie za serce.

— Grace. — Przyłożyłam dłoń do ust, by powstrzymać wydobywający się z mojego gardła szloch. Grace podbiegła do Rebeki i wpadła w jej ramiona… Jak dziecko lgnące do matki.

— Znalazła cię — powiedziałam stłumionym głosem. Po moich policzkach płynęły łzy.

— Tak — powiedziała Rebeka, a Grace wyciągnęła do mnie rączki. Wzięłam ją w ramiona i płakałam z twarzą wtuloną w jej jasne miękkie włosy.

— Jesteś bezpieczna — szepnęłam i poczułam, jak Grace przytakuje. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Rebeka patrzy na mnie z miłością. — Wybacz mi, Rebeko — błagałam. — To, że nie ocaliłam cię wtedy, kiedy powinnam. Że nie obroniłam cię, kiedy byłaś dzieckiem. Że pozwoliłam na to, co zrobili ci na Wzgórzu Potępienia…

Rebeka podeszła bliżej, potrząsając głową.

— Nie ma czego wybaczać, Phebe. Ocaliłaś Grace. Jesteśmy szczęśliwe. Ratując ją, uratowałaś mnie.

— Szczęśliwe — powiedziałam z płaczem. Szczęśliwe… Bezpieczne…

— Siostro Phebe?

Powoli odwróciłam głowę. Stała tam w białej sukni, miała jasne włosy i ciemne oczy, które znałam tak dobrze. Spotkałyśmy się wzrokiem i uśmiechnęła się do mnie. Wstałam, czując, jak wzbiera we mnie ta wszechogarniająca miłość, którą czułam za każdym razem, gdy na nią patrzyłam.

— Sapphira — szepnęłam. Urosła od ostatniego razu, kiedy ją widziałam. To był słoneczny, wiosenny dzień. Leżałyśmy na trawie pośród niebieskiego łubinu i trzymając się za rękę, czytałyśmy Pismo Święte. Nie było żadnych mężczyzn, żadnych obowiązków… tylko radość, że mogłyśmy spędzić ze sobą czas. Wyrosła na jeszcze piękniejszą kobietę, jeśli to w ogóle było możliwe. Opuściła głowę pod moim spojrzeniem. Zawsze była taka nieśmiała. Taka cicha, lecz tak piękna. Przesunęłam dłonią po jej miękkich włosach i poczułam, jak moje serce zatrzepotało, a potem pękło. — Tak długo cię nie widziałam — powiedziałam, nim głos uwiązł mi w gardle.

— Wiem. — Po jej policzku popłynęła łza, a ja otarłam ją palcem. Była ciepła jak ona. — Tęskniłam… Tęskniłam za tobą. — Jej ciche wyznanie roztargało moją duszę na pół. W mgnieniu oka wzięłam ją w ramiona. Wciąż pachniała tak samo. Nie zapomniałam, jak dobrze było ją tulić.

— Je też za tobą tęsknię, Sapphiro. Bardzo. Tak bardzo, że czasem nie mogę oddychać.

— Chciałabym wrócić do ciebie — powiedziała błagalnym głosem i objęła mnie mocniej.

— To nie jest dla ciebie bezpieczne miejsce — powiedziałam przez łzy. — Tu, gdzie jestem, nie jest bezpiecznie.

— Wiem — odrzekła ulegle, ale nie wysunęła się z moich objęć. Chciała ze mną zostać, czułam to w duszy. Moje serce się uniosło. Ja też chciałam, żeby została.

Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się. Nie sądziłam, że mogę być taka szczęśliwa. Ale wtedy las zaczął znikać. Słońce skryło się za horyzontem, a drzewa zaczęły tonąć w ciemności. Próbowałam przytrzymać Sapphirę mocniej, ale jej ciało zaczęło się rozpływać. Zabłyszczało i zamieniło się w parę. Mrugnęłam powiekami, próbowałam zobaczyć ją jeszcze raz, ucałować w policzek i powiedzieć, że ją kocham. Ale wtedy zaczęłam spadać. Spadałam, aż uderzyłam o coś twardego. Tak mocno, że wybiłam sobie powietrze z płuc. Krzyknęłam i wyciągnęłam ręce, próbowałam z powrotem wspiąć się do lasu, ale ciemność zaczęła się rozjaśniać i po chwili ujrzałam wnętrze małego pokoju.

Byłam w moim łóżku i wyciągałam zakute w łańcuchy ręce do góry.

— Nie — szepnęłam zdruzgotana. — Nie! — krzyknęłam i skuliłam się na łóżku, próbując z powrotem przywołać światło.

Chciałam wrócić do światła.

Ale do tego potrzebowałam więcej eliksiru.

Wtedy usłyszałam jego oddech.

Łzy lały się po moich policzkach strumieniem, gdy moja euforia zamieniła się w rozpacz. Meister wyciągnął rękę i otarł mi policzki.

— Liebchen… — mruknął. Kiedy na niego spojrzałam — bo wiedziałam, że muszę — zauważyłam, że zdjął koszulkę, odsłaniając ogromny, czarny symbol wytatuowany na środku klatki piersiowej. Miał go też na innych częściach ciała. Ten sam symbol widniał na wielkich czerwono-biało-czarnych flagach, które wisiały w pokoju.

— Znów ci się śniła? — powiedział cicho i zbliżył do mnie twarz. Działanie eliksiru słabło i poczułam ogromną pustkę w żołądku i w sercu. Otworzyłam usta, by błagać go o więcej. Chciałam więcej eliksiru. Ale zanim zdążyłam się odezwać, oczy Meistera zaszły ciemnością. — Odpowiedz! — rozkazał.

Dłoń, która jeszcze kilka sekund temu tak delikatnie dotykała moich policzków, nagle ścisnęła brutalnie moją szczękę. Meister spojrzał na mnie groźnie.

— Tak — powiedziałam, wypowiadając słowa przez zaciśnięte gardło. — Śniła mi się.

Rozluźnił uścisk.

— To zabawne, że po heroinie mówisz przez sen, jakbyś widziała to wszystko na jawie. — Przychylił głowę na bok. — Płakałaś. Chciałaś utrzymać ją w ramionach. — Wtedy zadał ostateczny cios. — Ale nie walczyłaś o nią, zgadza się? Straciłaś ją na zawsze. — Popukał mnie w głowę. — Ona cię potrzebuje tylko tutaj. Bo ją zawiodłaś. — Cmoknął z dezaprobatą. — Byłaś okropną obrończynią. Okropną siostrą.

Znów ścisnął moją szczękę. Tak mocno, że krzyknęłam w obawie, iż pogruchota mi kości. Wyszczerzył zęby i syknął:

— Była tam też Grace? Ta mała ślicznotka, którą przede mną ukryłaś. — Musnął nosem uwodzicielsko mój nos, czule, aż wreszcie dotknął ustami mojego ucha. — Zarobiłbym na niej w chuj pieniędzy, a ty ją wypuściłaś. Zabrałaś mi ją. — Puścił mnie, a ja westchnęłam z ulgą.

Przeczesał dłonią moje włosy.

— Ale ciebie muszę zatrzymać. — Jego usta wykrzywiły się w okrutnym i chytrym uśmieszku. — I nie wypuszczę cię. Kocham cię. Wiesz o tym, prawda? Ty moja mała rudowłosa kurewko.

Gdy nie odpowiedziałam, złapał mnie za nadgarstek, więc powiedziałam szybko:

— Tak. Ja… Ja też cię kocham, Meister.

Meister zabrał rękę i pokiwał głową z aprobatą.

— I dlatego zasłużyłaś na prysznic. — Rozkuł mnie i pomógł wstać z łóżka. Chwiejąc się na nogach, zerknęłam w dół na swoje ciało. Widać mi było kości biodrowe i żebra.

Gdy odzyskałam równowagę, Meister zaprowadził mnie do łazienki. Z każdym krokiem chciałam krzyczeć — czułam taki ból. Nie brałam prysznica od kilku dni. Moje nogi odwykły od ruchu. Ale co więcej, z każdym kolejnym krokiem obraz Sapphiry oddalał się ode mnie. A w uszach rozbrzmiewał mi głos Meistera… Zawiodłaś ją… Byłaś okropną obrończynią… okropną siostrą…

Bo to była prawda.

Zawiodłam ją.

Wszystko na nic.

Moje życie nie miało sensu.

Straciłam…

…ostatnią osobę, która mi na tym świecie pozostała.

* * *

Stałam z dłońmi przyłożonymi płasko do ściany, a gorąca woda spłukiwała ze mnie krew i brud, które nagromadziły się na moim ciele przez kilka ostatnich dni. Bolały mnie poobcierane nadgarstki, piekły mnie świeże nakłucia na skórze.

Wdychałam gorącą parę w nadziei, że rozjaśni mi w głowie. Ale na próżno. Mój umysł był zawsze udręczony, nigdy nie zaznawał spokoju. Tylko wtedy, gdy Meister wstrzykiwał mi do żyły swój eliksir, czułam względne ukojenie.

— Wyjdź — rozkazał Meister. Nigdy nie zostawiał mnie samej, chyba że byłam przykuta do łóżka. Gdy tylko mnie rozkuł, nie odstępował mnie ani na krok. Obserwował mnie. Wpatrywał się we mnie… Pożądał mnie.

Widziałam to w jego oczach.

Było tak, odkąd Judasz dał mu mnie w prezencie w Nowym Syjonie. Wiedział, że zadowolę Meistera ponad miarę. I tak się stało. Uwiodłam go, uzależniłam od swego dotyku.

Tyle że teraz było o wiele gorzej. Nie mógł ze mnie zrezygnować.

Byłam powietrzem, którym oddychał, jego serce biło dla mnie.

Byłam jego największą obsesją.

Gdy próbowałam się osuszyć, Meister podszedł do stojącej w pobliżu komody. Gdy usłyszałam odgłos odsuwanej szuflady, zapłonęła we mnie nadzieja, która tliła się w moim sercu od kilku dni.

Kiedy Meister odwrócił się do mnie z białą suknią w rękach, musiałam się powstrzymać, by nie rozpłakać się ze szczęścia. Ubierał mnie tylko wtedy, gdy zabierał mnie na zewnątrz. Niemal opadłam na kolana na samą myśl o tym, że poczuję na twarzy ciepło słońca i będę mogła napełnić płuca świeżym powietrzem.

Meister podszedł do mnie i z rozszerzonymi nozdrzami chłonął wzrokiem moje nagie ciało. Zdarł ze mnie ręcznik i rzucił go na podłogę. Opuściłam głowę. Posłusznie pozostałam zupełnie nieruchomo, gdy dotknął palcem mojej piersi i zataczał kółka wokół sutka.

Pozwoliłam mu na to. Zawsze mu pozwalałam. Wiedziałam, jakie były konsekwencje wszelkiego nieposłuszeństwa. Gdy po ataku ludzi diabła na Nowy Syjon zostałam ukarana, potrzebowałam całego tygodnia, żeby wydobrzeć. Meister znalazł mnie w ukryciu, ale bez Grace. Zawiodłam go.

I zapłaciłam za to.

— Jesteś tak zajebiście piękna, Liebchen — powiedział Meister, zlizał krople wody z mojej szyi i wziął do ust płatek mojego ucha.

Ja tylko oddychałam.

Znałam mężczyzn. Taka była moja rola, to był mój jedyny obowiązek w społeczności. Miałam poznać mężczyzn. Stałam na czele świętych sióstr Nowego Syjonu. Wychodziłyśmy na zewnątrz, by pozyskać nowych członków, nowych zwolenników naszej sprawy. Wierzyłam, że Bóg wynagrodzi mnie za moją służbę. Dawałam mężczyznom rozkosz, jakiej nie znali. Nauczono mnie, jak ich uwodzić, jak sprawić, by każdy mój dotyk był niczym dotyk bogini.

Judasz nie potrafił mi się oprzeć, nawet posunął się do tego, by uczynić mnie swoją nałożnicą. To znaczy dopóki nie znalazł sobie młodszej, która bardziej odpowiadała jego… szczególnym potrzebom.

Ale Meister… Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z mężczyzną takim jak on. Jego siła, zaborczość, kary… Nie byłam pewna, jak mam się zachować w jego obecności. Byłam sparaliżowana strachem.

— Ubierz się. — Meister podał mi suknię z cienkiego, białego materiału. Wzięłam ją od niego drżącymi rękami i zrobiłam, co kazał, odgarniając z twarzy mokre włosy.

Meister kopnął parę sandałów w moim kierunku. Włożyłam je i musiałam się powstrzymać, żeby nie rzucić się sprintem do drzwi. Meister chwycił mnie mocno za ramię i zaciągnął do wyjścia. Przekręcanie zamka zdawało się trwać w nieskończoność. Ale kiedy drzwi się wreszcie otworzyły, a do środka wpadło światło słoneczne, zaczerpnęłam czystego powietrza i natychmiast poczułam spokój.

Wzdrygnęłam się, gdy wyszliśmy na zewnątrz na palące słońce. Znieruchomiałam, próbując dojść do siebie i spoglądając na poranne niebo. A może popołudniowe albo wieczorne. Nie miałam pojęcia.

Oparłam się o Meistera, żeby nie upaść. Podparł mnie swoim ogromnym ciałem, gdy ogarnęła mnie nagła słabość. Kiedy wreszcie odzyskałam ostrość widzenia, spojrzałam na to, co miałam przed sobą. Miasto, jakiego nigdy wcześniej nie widziałam. Dokoła wśród kurzu i piachu stały budynki wszelkich rozmiarów i kształtów. Były na nich napisy: „Bar”, „Więzienie”, „Dentysta”, „Fryzjer” i wiele innych. Nie miałam pojęcia, co większość z nich oznaczała i czy te budynki rzeczywiście pełniły opisane funkcje.

Wzniesiony lekkim powiewem wiatru piach zawirował u moich stóp. Zatrzepotały dziwne flagi, które wisiały na budynkach.

Panował spokój, zaledwie kilku mężczyzn kręciło się po mieście. Wielu z nich wyglądało podobnie do Meistera — mieli takie same złowrogo wyglądające tatuaże na skórze i krótko obcięte włosy. Nosili podobne ubrania.

I wszyscy gapili się na mnie.

Meister zesztywniał, gdy jeden z nich uśmiechnął się do mnie obleśnie. Zatrzymał się i wypiął swoją ogromną klatkę piersiową.

— Spierdalaj, zanim skręcę ci kark, sukinsynu! — warknął, a tamten pobiegł do budynku z napisem „Bar”.

Meister szarpnął mnie do przodu. Po jego agresywnym zachowaniu widziałam, że był bardzo niezadowolony.

Zdusiłam w sobie krzyk, gdy ścisnął mocno moje ramię. Nie wiedziałam, dokąd idziemy. Po prostu byłam wdzięczna, że wyszłam na zewnątrz. Ledwie uszliśmy kilka kroków, gdy ciszę przeszył głośny krzyk, a po nim wystrzał pistoletu.

Gwałtownie odwróciłam głowę w stronę budynku, z którego dobiegły hałasy. Meister się zatrzymał i jeszcze mocniej ścisnął moje ramię.

— Kurwa — fuknął, gdy z drzwi wybiegł jakiś mężczyzna.

— Meister! — zawołał. — Jest problem!

Meister wyszczerzył zęby i warknął poirytowany. Zaczął mnie ciągnąć z powrotem do budy, w której mnie trzymał. Poczułam rozpacz w sercu, znów miałam wrócić pod klucz.

Wciągałam do płuc tak dużo powietrza, jak tylko mogłam, żałośnie próbując podelektować się jego świeżością i powiewem wiatru na twarzy. Rozległ się kolejny odgłos wystrzału i znów ktoś zawołał Meistera, tym razem głośniej.

Meister jęknął poirytowany i pchnął mnie plecami na ścianę budynku. Uderzyłam o nią tak mocno, że wybiłam sobie powietrze z płuc. Zanim zdążyłam dojść do siebie, Meister złapał mnie oburącz za twarz i wbił we mnie wzrok.

— Zostań tu. Nawet nie waż się ruszyć, dopóki nie wrócę.

— Tak… jest…— zdołałam powiedzieć.

Meister wbił we mnie gwałtownie usta. Nie chciał mnie pocałować, po prostu zacisnął zęby na moich wargach. Oderwał się ode mnie i ruszył szybkim krokiem do budynku z napisem „Dentysta”.