Nieujarzmiona przeszłość. Kaci Hadesa - Tillie Cole - ebook + książka

Nieujarzmiona przeszłość. Kaci Hadesa ebook

Cole Tillie

4,0

Opis

Tylko bezgraniczna miłość może uciszyć szepty przeszłości...

Skrzywdzona kobieta.

Zraniony mężczyzna.

Wolny duch, który chce uratować ich oboje.

Elysia "Sia" Willis wiedzie samotne życie. Ma tylko starszego brata Kylera, zajmującego wysoką pozycję w hierarchii niesławnych Katów Hadesa. Kocha go, ale nie znosi wyjętego spod prawa klubu motocyklowego, w którym ten jest zastępcą prezesa i jego prawą ręką. Sia była wychowywana w sekrecie przez matkę i dorastała z dala od brata i nieczułego ojca. Mało kto wiedział o jej istnieniu.

Po tragicznej śmierci matki dziewczyna postanowiła zbuntować się przeciwko zasadom Katów. I ten bunt miał konsekwencje, przed którymi nie może uciec nawet teraz, wiele lat później. Znowu żyje w ukryciu -- sama i nie do końca szczęśliwa na zacisznym ranczu. Cały czas wisi nad nią cień czarnej róży... Diabeł z przeszłości nie daje o sobie zapomnieć. Chce znów ją posiąść i wyrwać ze zwykłego życia...

I nic go nie powstrzyma przed odzyskaniem tego, co do niego należy: jej.

Valan "Hush" Durant i Aubin "Cowboy" Breaux w końcu odnaleźli dom i tak potrzebny spokój w głównym oddziale Katów. Na razie udało im się zapomnieć o tym, przez co musieli przejść i dlaczego uciekli z ukochanej Luizjany. Jednak gdy pojawia się zagrożenie w klubie, a niebezpieczeństwo czyha na siostrę wice, Hush i Cowboy otrzymują zadanie -- mają za wszelką cenę chronić Elysię Willis. Cowboy bardzo chętnie podejmuje się zadania, które wymaga pilnowania pięknej niebieskookiej blondynki. Hush jednak się opiera.

Mężczyzna, którego przeszłość jest naznaczona bliznami, a mroczna tajemnica zadręcza go każdego dnia, nie chce się przed nikim otworzyć. Jedyną osobą, która naprawdę go zna, jest Cowboy. Jednak Sia powoli burzy mury, które Hush wzniósł wokół swojego zranionego serca... A pomaga jej jego najlepszy przyjaciel.

Zagubione i otwarte serca wreszcie się łączą, przechodzą ze stanu nieopisanego bólu w stan spokoju niosącego ulgę, której nigdy wcześniej nie doświadczyły. Czy mogą liczyć na szczęśliwe zakończenie? Najpierw ten nietypowy trójkąt będzie musiał jeszcze raz wkroczyć na wyboistą ścieżkę...

Czy Hush, Cowboy i Sia w końcu pozbędą się kajdan przeszłości i więzów, które tak długo blokowały im dostęp do szczęścia?

Istnieje tylko jeden sposób, by przetrwać tę drogę... Trzeba trzymać się razem.

Mroczny współczesny romans. Zawiera wulgarny język, opisy scen przemocy i seksu oraz porusza tematy dla dorosłych. Dla czytelników powyżej 18. roku życia.

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 444

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (4 oceny)
3
0
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:

Popularność




Tillie Cole

Nieujarzmiona przeszłość

Kaci Hadesa

Tytuł oryginału: Crux Untamed (Hades Hangmen #6)

Tłumaczenie: Sylwia Chojnacka

ISBN: 978-83-289-0954-0

Copyright © Tillie Cole 2018

All rights reserved

No Part of this publication may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photography, recording, or any information storage and retrieval system without the prior written consent from the publisher and author, except in the instance of quotes for reviews.

Polish edition copyright © 2020, 2024 by Helion SA

All rights reserved.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Drogi Czytelniku! Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adreshttps://editio.pl/user/opinie/nieujv_ebook Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

Helion S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 230 98 63 e-mail: [email protected] WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Dedykacja

Dla ludzi, którzy kochają tych, których sami sobie wybiorą.

SŁOWNICZEK

(W kolejności niealfabetycznej)

Terminologia związana z Zakonem

Zakon— Apokaliptyczny Nowy Ruch Religijny. Wierzenia częściowo oparte na nauczaniu chrześcijańskim. Głosi wiarę w rychłe nadejście apokalipsy. Zakonowi przewodniczą prorok Dawid (ogłosił się bożym prorokiem i potomkiem króla Dawida), starszyzna oraz apostołowie. Jego miejsce zajął prorok Kain (jego siostrzeniec). Członkowie żyją razem w odosobnionej społeczności. Wiodą tradycyjne i skromne życie oparte na poligamii i niekonwencjonalnych praktykach religijnych. Wierzą, że „świat zewnętrzny” jest grzeszny i pełen zła. Nie mają kontaktu z ludźmi spoza Zakonu.

Społeczność— własność Zakonu kontrolowana przez proroka Dawida. Odosobniona żywa wspólnota. Porządek w społeczności utrzymywany jest przez apostołów i starszyznę uzbrojonych na wypadek ataku z zewnątrz. Mężczyźni i kobiety żyją w osobnych częściach osady. Przeklęte trzymane są z dala od mężczyzn (wszystkich, z wyjątkiem starszyzny) w prywatnych pomieszczeniach. Teren, na którym żyje społeczność, jest ogrodzony.

Nowy Syjon— nowa społeczność Zakonu utworzona po tym, jak poprzednia społeczność została zniszczona w bitwie przeciwko Katom Hadesa.

Starszyzna Zakonu (główna społeczność)— składa się z czterech członków. Są to: Gabriel (nieżyjący), Mojżesz (nieżyjący), Noe (nieżyjący), Jakub (nieżyjący). Odpowiadali za codzienne funkcjonowanie społeczności. W hierarchii władzy byli drudzy po proroku Dawidzie (nieżyjący). Do ich obowiązków należała edukacja przeklętych.

Starszyzna Nowego Syjonu— mężczyźni posiadający wyższy status od pozostałych członków społeczności. Członkowie starszyzny mianowani są przez proroka Kaina.

Zastępca proroka— stanowisko zajmowane przez Judasza (nieżyjący). Drugi w hierarchii władzy po proroku Kainie. Bierze udział w prowadzeniu Nowego Syjonu i ma wpływ na religijne, polityczne oraz militarne decyzje dotyczące Zakonu.

Strażnicy— wybrani mężczyźni w Zakonie odpowiedzialni za ochronę terenu należącego do społeczności i członków Zakonu.

Akt zjednoczenia z Panem— rytualny akt seksualny pomiędzy mężczyznami a kobietami w Zakonie. Rzekomo pomaga mężczyznom zbliżyć się do Boga. Akty odbywają się podczas mszy. Dla osiągnięcia transcendentalnego doświadczenia zażywane są narkotyki. Kobiety mają zakaz doznawania rozkoszy jako kara za grzech pierworodny Ewy. Ich siostrzanym obowiązkiem jest oddawanie się mężczyznom na życzenie.

Przebudzenie— rytuał przejścia w Zakonie. Gdy dziewczynka kończy osiem lat, zostaje seksualnie „przebudzona” przez członka społeczności lub — podczas specjalnych okazji — członka starszyzny.

Święty krąg— praktyka religijna oparta na idei „wolnej miłości”. Stosunek seksualny z wieloma partnerami w miejscu publicznym.

Święta siostra— wybrana kobieta Zakonu, której zadaniem jest wychodzenie na zewnątrz i szerzenie przesłania Zakonu poprzez kontakty seksualne.

Przeklęte— kobiety (dziewczęta) w Zakonie uznane za zbyt piękne i w związku z tym z natury grzeszne. Mieszkają w odosobnieniu od reszty społeczności. Są postrzegane jako zbyt kuszące dla mężczyzn i o wiele bardziej zdolne do sprowadzania ich na złą drogę.

Grzech pierworodny— według św. Augustyna człowiek rodzi się grzeszny i posiada wrodzoną skłonność do przeciwstawiania się Bogu. Grzech pierworodny jest wynikiem nieposłuszeństwa Ewy i Adama wobec Boga, którzy zjedli zakazany owoc i zostali wygnani z raju. W Zakonie, zgodnie z doktryną proroka Dawida, to Ewę należy winić za skuszenie Adama do popełnienia grzechu i dlatego kobiety w Zakonie postrzegane są jako uwodzicielki i kusicielki. W związku z tym muszą być posłuszne mężczyznom.

Szeol— w Starym Testamencie słowo to oznacza grób lub świat podziemny. Kraina umarłych.

Glosolalia— niezrozumiałe dźwięki wypowiadane przez wyznawców podczas religijnego uniesienia. Glosolalia ma być przejawem obecności i działania Ducha Świętego.

Diaspora— rozproszenie jakiegoś narodu wśród innych narodów.

Wzgórze Potępienia— wzgórze na obrzeżach społeczności. Miejsce karania lub przetrzymywania członków społeczności.

Ludzie diabła— określenie na klub motocyklowy Kaci Hadesa.

Nałożnica proroka— dziewczyna lub kobieta wybrana przez proroka Kaina na partnerkę seksualną. Nałożnice proroka mają wyższą rangę od pozostałych kobiet w Nowym Syjonie.

Główna nałożnica proroka— mianowana przez proroka Kaina. Posiada wyższą rangę niż pozostałe kobiety w Nowym Syjonie. Jest najbliżej proroka, a jej głównym celem jest świadczenie mu usług seksualnych.

Medytacja duchowa— stosunek seksualny. Praktykowana przez członków Zakonu. Według ich wierzeń zaspokojenie seksualne ma pomóc męskiej części Zakonu zbliżyć się do Boga.

Repatriacja— przesiedlenie obywateli do ich kraju ojczystego. W przypadku Zakonu repatriacja polega na sprowadzeniu członków sekty żyjących w społecznościach za granicą do Nowego Syjonu.

Pierwszy dotyk— pierwszy stosunek seksualny kobiety.

Terminologia Katów Hadesa

Kaci Hadesa— jednoprocentowcy. Klub motocyklowy założony w Austin w Teksasie w 1969 r.

Hades— w mitologii greckiej bóg podziemia, a także nazwa jego krainy.

Oddział macierzysty— miejsce założenia klubu i jego główny oddział.

Jednoprocentowcy— Amerykańskie Stowarzyszenie Motocyklistów rzekomo stwierdziło niegdyś, że 99% motocyklistów to przestrzegający prawa obywatele. Motocykliści, którzy nie przestrzegają zasad ASM-u, nazywają się jednoprocentowcami (pozostały 1% nieprzestrzegających prawa). Ogromna większość jednoprocentowców należy do przestępczych klubów motocyklowych.

Katana— skórzana kamizelka noszona przez motocyklistów. Ozdabiana naszywkami i znakami graficznymi przedstawiającymi barwy charakterystyczne dla danego klubu.

Włączony— termin używany, gdy kandydat zostaje pełnoprawnym członkiem klubu.

Kościół— zebranie pełnoprawnych członków klubu, którym przewodniczy prezes klubu.

Dama— kobieta, która posiada status żony. Jest pod ochroną swojego partnera. Przez członków klubu status ten jest uważany za święty.

Klubowa dziwka— kobieta, która odwiedza klub, aby świadczyć usługi seksualne jego członkom.

Suka (suczka)— w kulturze motocyklistów czułe słowo określające kobietę.

Odejść do Hadesu— w slangu motocyklistów: umrzeć.

Spotkać (odejść do) Przewoźnika— umrzeć. Odniesienie do Charona w mitologii greckiej. Charon był duchem świata podziemnego, przewoźnikiem umarłych przez rzeki Styks i Acheron do Hadesu. Opłatą za transport były monety kładzione na oczach i ustach umarłych podczas pochówku. Ci, którzy nie uiścili opłaty, byli skazani na stuletnią tułaczkę na brzegach Styksu.

Śnieg— kokaina.

Lód— metaamfetamina.

Proszek — heroina.

Struktura organizacyjna Katów Hadesa

Prezes (prez)— przewodniczący (lider) klubu. Dzierży młotek[1], który jest symbolem jego absolutnej władzy. Młotek używany jest do przywoływania porządku w kościele. Słowo prezesa stanowi prawo obowiązujące w klubie, którego nikt nie może kwestionować. Jego jedynymi doradcami są wyżsi rangą członkowie klubu.

Zastępca prezesa (vice)— drugi rangą po prezesie. Wykonuje jego rozkazy. Główny łącznik z innymi oddziałami klubu. Podczas nieobecności prezesa przejmuje jego wszystkie obowiązki.

Kapitan— odpowiedzialny za planowanie i organizację wszystkich wypraw klubu. Ma rangę oficera i odpowiada jedynie przed przewodniczącym i jego zastępcą.

Sierżant— odpowiedzialny za ochronę i utrzymywanie porządku podczas klubowych imprez. Niewłaściwe zachowanie zgłasza przewodniczącemu i jego zastępcy. Do jego obowiązków należy zapewnienie bezpieczeństwa klubowi, jego członkom oraz kandydatom na członków.

Skarbnik— prowadzi księgę wszystkich przychodów i rozchodów oraz spis wydanych i odebranych naszywek i barw.

Sekretarz— odpowiedzialny za prowadzenie dokumentacji klubu. Do jego obowiązków należy też zawiadamianie członków klubu o nadzwyczajnych spotkaniach.

Kandydat— osoba, która nie jest jeszcze pełnoprawnym członkiem klubu. Bierze udział w wyprawach, ale nie ma prawa do udziału w zgromadzeniach kościoła.

[1] Młotek lidera klubu motocyklowego przypomina młotek sędziowski — przyp. tłum.

Prolog

Sia

Meksyk

Siedem lat temu

Biegłam korytarzem. Patrzyłam przed siebie, kierując się w stronę drzwi od sypialni. Moje serce biło tak szybko, że brakowało mi tchu. Siłowałam się z klamką. I wtedy usłyszałam echo ciężkich kroków rozbrzmiewających w korytarzu. Ręce mi drżały, obleciał mnie strach. Klamka w końcu ustąpiła.

Wpadłam do pomieszczenia, ale zanim się w nim zamknęłam, poczułam rękę na ramieniu. Juan odwrócił mnie i wbił w ścianę. Powietrze uszło mi z płuc, łopatki zapulsowały bólem. Przeszyły mnie ciemne oczy Juana. Wyglądał tak doskonale jak zawsze.

Ale nie był doskonały. Mężczyzna, którego kochałam… W którym tak szybko i na zabój się zakochałam… Nie był człowiekiem, za którego go miałam.

Był… zły.

— Dlaczego mnie odepchnęłaś, bella?

Zamarłam, a każdy mięsień w moim ciele się spiął, gdy Juan przesunął palcem po mojej twarzy. Moje usta drżały, plecy mocno przyciskałam do ściany.

— Prze… przepraszam — wyszeptałam drżącym głosem.

Juan się do mnie uśmiechnął, a potem się pochylił i przycisnął swoje wargi do moich. Chciałam uciec, krzyczeć, powiedzieć mu, by się stąd wyniósł w diabły, ale zamarłam ze strachu.

— Nie chcę cię skrzywdzić — powiedział, poruszając głową tak, by przesunąć nosem po boku mojej szyi. Trzymał rękę na mojej talii. Wciąż pachniał tak dobrze jak zawsze i wyglądał tak przystojnie jak w dniu, gdy go poznałam. To wszystko mnie wtedy do niego zwabiło. A teraz znalazłam się w pułapce. Głupia dziewczyna, która nabrała się na ładny uśmiech diabła.

— Jesteś moją królową, bella.

Pocałował mnie w szyję, po czym ujął moją twarz w swoje dłonie. Przyglądał mi się, chociaż nie wiedziałam dlaczego. Próbowałam się uśmiechnąć, udowodnić, że może mi ufać… że nie musi znowu dawać mi nauczki. Nie zniosę kolejnej.

Ale Juan złapał moją twarz w dłonie tak mocno, że nogi zaczęły się pode mną uginać. Zacisnęłam usta, próbując powstrzymać okrzyk bólu. Zamknęłam powieki.

— Otwórz oczy, bella — nakazał Juan tuż przy moim uchu. Poczułam się tak, jakby po moim kręgosłupie przesunęły się okruchy lodu, jednak go posłuchałam.

— Świetnie — odparł, uśmiechając się dumnie. Poluźnił uścisk, a ja odetchnęłam z ulgi. — Wybrałem cię, bella, bo chciałem, żebyś stała u mojego boku — Poczułam mdłości, gdy dodał: — Twoje życie wyglądałoby zupełnie inaczej, gdybym nie zobaczył w tobie czegoś wyjątkowego. Wiesz o tym?

— Tak — odparłam. I wiedziałam, że miał rację. To, co widziałam… To, co z nimi zrobił… Wiedziałam, że mogłam skończyć inaczej.

Juan znowu mnie pocałował, słodko i miękko, co było zupełnym przeciwieństwem groźby, która padła z jego ust.

— Nie potrafię trzymać się od ciebie z daleka, bella. — Pocałował mnie w czoło. — Jesteś moja, rosa negra, i nigdy nie dam ci odejść…

Rozdział pierwszy

Sia

Ranczo na wzgórzu, Austin, Teksas

Czasy obecne

***

— Spokojnie… Spokojnie…

Sandy zastrzygła uszami, kiedy usłyszała, że próbuję ją uspokoić, stojąc po środku zagrody. Luźno trzymałam uprząż do treningu mojej nowej klaczy, gdy ona kłusowała po piasku. Jej sierść pokrywał pot, tak jak moje czoło. Słońce paliło mnie w tyłek okryty dżinsami.

— Okej, na dzisiaj już wystarczy — oznajmiłam, zarówno do Sandy, jak i siebie.

Właśnie skończyłam podawać jej siano i wodę i zamknęłam drzwi boksu, gdy nagle w oddali usłyszałam znajomy dźwięk motocykli.

Marszcząc brwi, wyszłam ze stajni i udałam się przed dom. Zauważyłam dwa harleye podjeżdżające pod drzwi.

Rozpoznałam ich i pomachałam zaskoczona. Styx i Ky.

Nie odmachali.

Przysiadłam na górnym stopniu ganku, a oni się zatrzymali i kopnęli nóżki motocykli. Ky wygładził swoje długie włosy i ruszył w moją stronę. Wstałam.

— Co tu robicie?

Przytuliłam Kylera. Trzymał mnie trochę za długo. To było dziwne. Odsunęłam się od niego zaciekawiona, ale on odwrócił głowę i przyjrzał się mojemu ranczu. Już chciałam go zapytać, co się dzieje, ale wtedy podszedł do mnie Styx i uściskał mnie krótko jednym ramieniem.

— Hej, Styx. Jak się mają Mae i dziecko?

Na ustach Styxa zagościł cień uśmiechu.

— Dobrze — zamigał.

Ponownie skupiłam uwagę na Kylerze, gdy mój brat dodał:

— Wejdźmy do środka, siostrzyczko. Musimy porozmawiać.

Złapał mnie za łokieć i siłą zaciągnął po schodach na ganek.

— Hej! — krzyknęłam. Nie puścił mnie, tylko pociągnął mocniej. — Hej! Ty kutasie! — Wyszarpnęłam rękę i odwróciłam się na pięcie, by napotkać głupią, ponurą gębę mojego brata. — Co ty, do diabła, wyprawiasz?

— Czy ty chociaż raz w życiu możesz, kurwa, zrobić to, co ci każę, Sia? — zapytał rozdrażniony Ky. Był czerwony na twarzy… W sumie oczy też miał zaczerwienione.

Skrzyżowałam ramiona na piersi.

— Co się dzieje? Dlaczego masz takie przekrwione oczy? Dlaczego wyglądasz jak gówno? — Pokręciłam głową. — A co więcej, dlaczego traktujesz mnie jak zasranego dzieciaka?

Ky westchnął. Zamknął oczy i otworzył usta, by coś powiedzieć. Ale gdy się nie odezwał, Styx odchrząknął.

— Ostatnio mieliśmy stresujący okres.

— Dlaczego? — zapytałam, natychmiast ogarnięta paniką. — Czy wszystko w porządku z Lilah? A z Grace? — Szybko sprawdziłam, czy mój brat ma jakieś rany lub… Cholera, nie wiedziałam, co mu jeszcze może dolegać. Co jeszcze może się przytrafić motocyklistom. — A czy z tobą wszystko w porządku?

Moje serce zabiło mocniej, ogarnął mnie jakiś dziwny strach, wsiąkał w moje ciało jak trucizna. Ky otworzył oczy i pokiwał głową.

— Nikomu nic się nie stało. — Jednak potrafiłam go przejrzeć. Już chciałam wytknąć mu kłamstwo, gdy Ky wypalił: — Garcia wrócił.

Byłam pewna, że zerwał się ciepły wiatr, bo widziałam, jak moje blond kosmyki fruwają mi przed oczami, ale go nie czułam. Ky poruszał ustami, mówił coś do mnie, ale ja go nie słyszałam. Zatraciłam się we wspomnieniu ciężkich kroków na skrzypiącej podłodze zbliżających się do mojego pokoju. Mój umysł nękały wspomnienia krzyków i wywrzaskiwanych rozkazów… I jego dotyku, jego palców przesuwających się po moich plecach, jego ust skubiących moje ucho, gdy gładził moje przypalone ciało. Gdy…

— Sia! — Ky trzymał mnie w ramionach i potrząsał, by wybudzić mnie z otępienia. Zamrugałam, ale dusząca gula zatkała mi gardło. Zamrugałam jeszcze szybciej, by pozbyć się fali łez. — Sia — powtórzył, tym razem łagodniej. Popatrzyłam na brata w milczeniu. — Wejdź do środka.

Pozwoliłam mu zaprowadzić się do domu i posadzić na kanapie. Chwilę później dzięki uprzejmości Styxa w mojej ręce pojawiła się szklanka whiskey. Wypiłam duszkiem, rozkoszując się palącym uczuciem, które wypełniło moją pierś. Drżącą ręką odłożyłam szklankę na stolik i spojrzałam na Kylera.

— Lepiej ci?

— Tak — odparłam. — On mnie… On mnie znalazł? — Miałam zduszony głos. Nie potrafiłabym ukryć strachu, nawet gdybym chciała.

— Jeszcze nie — pocieszył mnie Ky. Wstał i zaczął krążyć. — Jakiś czas temu doszło do pewnej akcji i Garcia był w to zamieszany. Skurwiel zobaczył mnie i Styxa.

Ky napotkał spojrzenie Styxa, a ten pokiwał głową. Ky wyciągnął kopertę z kieszeni katany i położył ją przede mną. Patrzyłam na kosztowną papeterię leżącą na moim stoliku. Drżącymi dłońmi powoli po nią sięgnęłam i otworzyłam. Ze środka wysunęło się polaroidowe zdjęcie. Kiedy w końcu je wyciągnęłam i na nie spojrzałam, cała krew odpłynęła mi do stóp.

Pojedyncza czarna róża.

Czarna róża leżąca na łóżku, które znałam aż za dobrze.

Nie było liściku. Żadnego wyjaśnienia. Ale ja niczego takiego nie potrzebowałam. To zdjęcie wyrażało więcej niż tysiąc słów.

„Mi rosa negra”, usłyszałam w głowie jego głos. Jego ciężki meksykański akcent owijał się wokół słów jak delikatna jedwabna apaszka okrywająca pnącze pokryte kolcami.

Włoski na karku stanęły mi dęba.

— Gdzie…? — Odchrząknęłam. — Gdzie to wysłano?

— Do klubu. — Ky opadł na kanapę obok mnie. — Nie podoba mi się ta cała tajemnicza symbolika — wskazał na zdjęcie — ale wiem, że to jego znak czy coś, nie? Ten, który siłą na tobie wytatuował? Na dziewczynach, którymi handluje?

Instynktownie przesunęłam ręką po koszuli w kratę zakrywającej moje ramię w miejscu, gdzie kiedyś tatuaż przedstawiający małą czarną różę kalał moją skórę. Wciąż czułam pod palcami bliznę. Nikt jej nie widział, ale ona nigdy nie zniknęła. A jeśli kiedykolwiek odważyłabym się wystawić nagą skórę na słońce, pozostałby biały zarys, bo opaliłaby się tylko skóra wokół blizny. Ten znak został wymazany, a mimo to na zawsze wyrył się na moim ciele.

Co gorsza, im dłużej patrzyłam na zdjęcie, tym bardziej przypominałam sobie o kimś innym. Widziałam twarz, która odruchowo pojawiała się w moim umyśle kilka razy dziennie. Przelotne obrazy dotyczące tego, co mogło się jej przytrafić. Ale nigdy nie widziałam wystarczająco, by zaczęło mnie to dręczyć; nie wiedziałam, jak odblokować w głowie resztę wspomnień. Nie miałam pojęcia, gdzie ona jest…

— Sia! — krzyknął Ky. Zamrugałam powiekami, by się skupić. Mój brat przyklęknął przede mną. — Wracasz ze mną do domu.

Pokręciłam głową.

— Nie. — Otoczyłam się ramionami, co miało tworzyć tarczę przeciwko myślom o odejściu. — Nie chcę. — Rozejrzałam się po swoim domu. To było jedyne miejsce, w który obecnie czułam bezpiecznie. — Przecież wiesz, że nie mogę wyjechać. — Ky chciał coś powiedzieć, ale go ubiegłam. — Wiem, że zjawiłam się na wszystkich waszych ślubach. Za nic w świecie bym ich nie ominęła. Ale nie mogę wyjechać na zbyt długo… Po prostu… — Szukałam lepszego wyjaśnienia, chciałam wyrazić słowami mdlącą falę niepokoju tworzącą się w moim brzuchu jak czarna dziura, kradnącą całą moją odwagę, zdrowy rozsądek, zdrowie psychiczne, moją istotę.

Co za ironia — jako nastolatka przysięgałam, że wyjadę z Austin i zerwę wszelkie kontakty z Katami.

A potem jedna ucieczka i…

Tyle wystarczyło, żebym nigdy więcej nie chciała wystawić stopy poza Teksas. I nie zrywała kontaktu z Katami.

I jeden mężczyzna…

Jeden mężczyzna o nazwisku Garcia sprawił, że zatęskniłam za leniwymi teksańskimi dniami i dźwiękiem końskich kopyt uderzających o trawę za oknem mojej sypialni.

— Gówno mnie obchodzi, czy chcesz jechać, czy nie, Sia. Jedziesz i kropka.

Brak empatii w kategorycznym rozkazie Kylera przebił się przez mgłę, która chroniła moje myśli. Zapłonął we mnie ogień. Uniosłam wysoko podbródek i zmrużyłam oczy, patrząc na brata.

— Nie waż się tak do mnie mówić, Kylerze Willisie. Nie myśl sobie, że jestem klubową dziwką, która tańczy, jak jej zagrasz. — Twarz Kylera poczerwieniała, ale nie zamierzałam pozwalać tak do siebie w tej chwili mówić. Bo teraz mój brat przypominał tego jednego człowieka, który kiedyś traktował mnie jak dziecko na posyłki. Człowieka, którego winiłam za wszystko, co w moim życiu złe. — Kocham Lilah, naprawdę. Ale nie jestem żadną potulną i uległą kobietą, która będzie się słuchać twoich rozkazów. Jestem, kurwa, twoją siostrą, a nie twoim pieskiem na kolanka.

Ky wstał powoli, zamknął oczy i głęboko westchnął.

— Czy on wie, gdzie teraz mieszkam? — zapytałam brata. Nie odpowiedział. — Pytam, czy Garcia wie, gdzie mieszkam?

Ky otworzył oczy.

— To tylko kwestia czasu, zanim się dowie.

Wstałam, ignorując drżenie nóg. Odważnie spojrzałam Kylerowi w oczy.

— To nie wyjadę z rancza. Ukrywam się. Robię to od lat. Mam fałszywą tożsamość. Fałszywe dokumenty na ten dom. Na litość boską, mieszkam na pieprzonym zadupiu. Nie ma tu nikogo w promieniu wielu kilometrów. On nie zmusi mnie do opuszczenia mojego domu. Nie dam mu tej satysfakcji.

— Lepiej to przemyśl. — Ky się wyprostował. — Idź na górę, spakuj się i przekaż tej młodej suce, którą zatrudniliśmy dla ciebie do pomocy, że będzie musiała zająć się ranczem do twojego powrotu. Powiedz jej, że to przez nagły rodzinny wypadek czy coś.

Moje serce zabiło mocniej.

— Ja nigdzie nie jadę — wycedziłam. — A Clara sama sobie ze wszystkim nie poradzi. Mamy dwie źrebne klacze i dwa dzikie konie, które trzeba oswoić. Jestem tu potrzebna.

Kłóciliśmy się w kółko, podnosząc głosy i wkurzając się coraz bardziej, aż naszą sprzeczkę przerwał głośny gwizd. Spojrzałam na Styxa, który stał przed kominkiem. Minę miał pochmurną. Był tak ogromny, że wyglądał jak tytan. Uniósł ręce.

— Sia, weź się w garść, do cholery. Idziesz z nami. — Przełknęłam ślinę. Zalało mnie uczucie porażki, jak niechciany deszcz w słoneczny dzień. — Ky, uspokój się, do kurwy nędzy. — Ky odwrócił się i wypadł z domu. Popatrzyłam za nim. Miałam dziwne przeczucie, że to wszystko — ta kłótnia i jego zły humor — nie mają związku tylko z Garcią.

Styx odchrząknął.

— Jesteście do siebie tak kurewsko podobni. Oboje jesteście jak wrzód na dupie. — Zamilkł, a potem zamigał: W klubie dzieje się więcej, niż ci się wydaje. Więc może daruj sobie, kurwa, to dramatyzowanie. Na co dzień mam tego po uszy przez moich jebniętych braci i nie musisz się dokładać. — Zacisnął usta, a ja wiedziałam, że nie postawię na swoim. — Jedziesz z nami. Nie daję ci wyboru. Należysz do rodziny Katów. A tamten skurwiel zaczął węszyć. Pakuj się, żebyśmy mogli w końcu, kurwa, jechać.

Jak obrażona nastolatka szybko minęłam Styxa, po drodze szturchając go ramieniem, i ruszyłam do swojej sypialni. On nawet nie drgnął.

— Czasami nienawidzę rodziny, w której się urodziłam. Szowinistyczne dupki. Wszyscy macie, kurwa, kompleks boga.

Styx nie skrzywił się, słysząc moje słowa.

— O ile tym bogiem jest mroczny pan trzymający stryczek i uzi, to nie mam, kurwa, problemu, by się do tego przyznać. Tak już po prostu jest. I to się nie zmieni tylko dlatego, że ty wpadasz w szał — zamigał. — Nie muszą ci się podobać moje rozkazy, ale masz ich słuchać. — Po chwili dodał: — Masz dziesięć minut. — Ruszył za moim bratem.

Byłam zbyt rozgniewana, by przejmować się tym, co się dzieje z Kylerem — pewnie chodzi o „interesy klubu”, o których i tak nie mam prawa wiedzieć — zaczęłam wpychać ubrania i kosmetyki do torby, a następnie zadzwoniłam do Clary, by poprosić ją o przypilnowanie rancza i skontaktowanie się z weterynarzem w razie potrzeby. Facet był mi coś winien za to, że przyjmowałam do siebie chore konie, gdy on był zajęty w klinice.

Dziesięć minut później zamknęłam dom i usiadłam w swoim pick-upie, by podążyć za braćmi do klubu Katów. Z każdym kilometrem oddalającym mnie od mojej bezpiecznej przystani na ranczu czułam się coraz mniej jak ja. Słyszałam w głowie głos Garcii mówiący mi, że on już po mnie idzie. Grożący mi, że posiądzie mnie, tym razem na dobre.

Ale podobnie jak Kyler byłam dobra w ukrywaniu tego, co mnie trapiło.

Więc wezmę się w garść i na jakiś czas zatrzymam się w klubie. Mijając centrum Austin i światła South Congress Avenue zalewające szoferkę mojego pick-upa, pozwoliłam, by prowadziły mnie dwa obrazy związane z Hadesem — jego zarozumiała mina i stryczek. To mi przypominało, dlaczego wiele lat temu uciekłam.

Ten klub był jak ruchome piaski. A ja za nic nie zamierzałam w nich utknąć.

***

— Ciocia Sia!

Gdy tylko otworzyłam drzwi domu Kylera, Grace przybiegła do mnie i zderzyła się z moimi nogami.

— Gracie, cukiereczku! — zawołałam, rzucając torby na podłogę. Podniosłam bratanicę i pocałowałam ją w policzek. Pociągnęłam za kosmyk jej kręconych włosów. — Loczki?

— Mamusia mi je właśnie zakręciła, przed spaniem.

— Wyglądają pięknie, kochanie. — Spojrzałam ponad jej ramieniem, gdy mój brat nas minął, przesuwając ręką po główce Grace, a potem ruszył prosto do salonu. — Gdzie jest twoja mamusia, kochanie?

— W salonie.

Poszłam tam i zobaczyłam Kylera siedzącego na kanapie i całującego żonę.

— Nic mi nie jest. Przestań być taki nadopiekuńczy — usłyszałam szept Lilah tuż przy jego ustach.

Grace jęknęła i zakryła oczy.

— Oni się całują, i to znowu!

Zaśmiałam się. Ky i Lilah się odwrócili. Lilah chciała się podnieść z kanapy, więc Ky złapał ją za rękę, by jej pomóc. Lilah przyłożyła dłoń do jego policzka.

— Nic mi nie jest, Ky. Wyluzuj. Nie jestem chora.

Ky wyglądał, jakby chciał się spierać, ale ostatecznie postanowił nie komentować. Skupił na mnie wzrok, a potem przeniósł go na żonę.

— Pójdę pod prysznic.

Lilah odwróciła się w moją stronę z szerokim uśmiechem rozciągającym się na twarzy.

— Sia! — rzuciła śpiewnie i podeszła. Postawiłam Grace na podłodze i otoczyłam Lilah ramionami. — Dobrze cię widzieć.

Odwzajemniłam uścisk.

— Wszystko w porządku?

— Tak — odparła i ruszyła w stronę kuchni. Ostatnio przeszła operację, ale z tego, co mi wiadomo, już wydobrzała. — Ale ważniejsze, czy u ciebie wszystko w porządku? — Nalała wody do ekspresu i odwróciła się w moją stronę. — Nie znam szczegółów, ale wiem, że Ky martwi się tym człowiekiem… — Ściszyła głos, sprawdzając, czy Grace wciąż się bawi w salonie. — Z twojej przeszłości.

Przełknęłam ślinę, ale pokiwałam głową. Lilah się uśmiechnęła, włosy opadły jej do oczu. Ona znała takich jak Garcia. Jako dziecko żyła z gorszymi. A mimo to wyszła na ludzi.

Wiedziałam jednak, że ja w rzeczywistości wciąż żyję w swoim czyśćcu. Prawda była taka, że odkąd wróciłam z Meksyku, gdzie przeżyłam coś strasznego, nie żyłam tak naprawdę. Lilah była moją bohaterką, chociaż o tym nie wiedziała, bo przeżyła to wszystko i w końcu odnalazła swoje szczęśliwe zakończenie. To było moje największe marzenie. Ale nie byłam naiwna. Lilah miała szczęście. Ja zostałam zniszczona. Nie wszyscy możemy zostać nagrodzeni zakończeniem jak z bajki.

— Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci bezkofeinowa. Nic innego nie mamy.

— Nie mam nic przeciwko — odparłam.

Lilah usiadła obok mnie przy stole. Jak zawsze poczułam ucisk w sercu na widok blizny na jej twarzy. Upiłam łyk swojej kawy.

— Co się dzieje z Kylerem, Li?

Lilah zamarła z kubkiem w połowie drogi do ust. Westchnęła i pokręciła głową. Odpowiedziała dopiero po kilku chwilach.

— Czasami to wszystko go przytłacza. Wiem, że może się wydawać arogancki i nieuprzejmy, ale on po prostu ma dużo na głowie. Klub, zagrożenie, mnie. — Zaśmiała się krótko, bawiąc uchem kubka. — On zawsze się o mnie martwi. I o Grace. — Uniosła wzrok i dodała: — I o ciebie. Ty chyba nie wiesz, jaki on jest opiekuńczy w stosunku do ciebie, Sia. Bardzo się o ciebie martwi. Do tego stopnia, że złamał zasady klubu i powiedział mi o mężczyźnie, który cię skrzywdził, tym, który wrócił. To mu bardzo ciążyło na sercu. Musiał mi się wygadać. — Uścisnęła moją dłoń. — Jesteś jego jedyną krewną. Bardzo cię kocha. — Zamilkła, uśmiechnęła się łagodnie. — My wszyscy cię kochamy. Grace, twój brat i ja.

Ciepłe wyznanie Lilah sprawiło, że gniew, który trzymałam w piersi, zelżał. W tej chwili nie potrafiłam odnaleźć głosu. Mój brat również był wszystkim, co mi zostało. I cała jego rodzina. Na dźwięk śmiechu Grace skupiłam wzrok na salonie. Ky wyszedł właśnie z łazienki ubrany tylko w dżinsy. Jego długie włosy ociekały wodą. Grace pisnęła i uciekła w stronę kanapy, gdy potrząsnął mokrymi włosami, opryskując ją.

Lilah się zaśmiała, a mój brat na nią spojrzał. Potem przeniósł wzrok na mnie i jego uśmiech skierowany do córki znikł. Skinęłam mu krótko głową zadowolona z tego, że widziałam go szczęśliwym. Ky przyszedł do kuchni i nalał sobie kawy.

— Chyba już się położę — oznajmiłam. — Codzienne wczesne wstawanie na ranczu sprawia, że wieczorem szybko robię się zmęczona. — Wstałam, Lilah również, ale powstrzymałam ją gestem. — Proszę, nie wstawaj. Zakładam, że będę spać w pokoju gościnnym?

— Tak, już go dla ciebie przygotowałam — odpadła Lilah. — Dobranoc, Sia. Porozmawiamy jutro.

— Dobranoc, Li — rzuciłam i dodałam: — Ky.

Już prawie znalazłam się poza zasięgiem słuchu i dopiero wtedy usłyszałam, jak odpowiada:

— Dobranoc, siostrzyczko.

I tak jak zawsze od dnia, gdy uratował mnie z tego piekła, którym okazał się Meksyk, moje serce trochę dla niego zmiękło.

Gość potrafił być dupkiem. Czasami zachowywał się za bardzo jak ojciec. Ale miał w sobie dobroć, której brakowało ojcu. Dobroć, którą odziedziczyliśmy po mamie.

Dobroć, której nie dało się nie uwielbiać.

Rozdział drugi

Hush

AK podał broń Czeczeńcom. Siedziałem na swoim harleyu z glockiem w ręce, przyglądając się staremu, opuszczonemu młynowi. Po tym cyrku, którym okazał się handel żywym towarem przeprowadzony przez Klan i tym całym gównie z Phebe, już nikomu nie ufałem.

Prawdę mówiąc, już od dawna nikomu nie ufałem.

Czeczeni odjechali swoim vanem z punktu wymiany. AK schował kasę do kieszeni, wyciągnął z katany szluga i wrócił do swojego motocykla, który stał między maszynami Vikinga i Flame’a. Obok mnie Cowboy leżał na swoim chopperze. Skurwiel się opalał.

Viking zaśmiał się z zadowoleniem, patrząc w telefon. AK spojrzał w stronę brata. Vike poruszył sugestywnie brwiami.

— Świeża krew, skurwiele. W klubie zatrzyma się nowa cipa.

Cowboy się zaśmiał i naciągnął na oczy rondo kapelusza. Oto Cowboy, najbardziej wyluzowany człowiek, jakiego w życiu spotkałem. Nic go nie ruszało. Żył chwilą i nie robił planów.

— Kto taki? — zapytał AK.

Viking przerzucił nogę nad siedzeniem swojego harleya.

— Niedotykalne, kurwa, jajo.

Uniosłem brwi.

— A co to ma znaczyć, mon frère?

— To znaczy, maleńki, że to ktoś nieosiągalny. — Zastanawiał się przez chwilę i potem się uśmiechnął: — W sensie tknij ją, a ktoś dla przyjemności odetnie ci jaja.

Czekałem, aż dokończy. Kutas lubił dramatyzować. Nawet Flame spojrzał w jego stronę, gdy Vike pochylił się i ogłosił:

— Czyjaś siostra przyjeżdża do klubu. Czyjaś siostra z długimi blond włosami, niebieskimi oczami i mmm… — Jęknął i poprawił fiuta przez spodnie. — To ciało, te cycki… Ten krągły, soczysty tyłeczek. — Otworzył oczy. — Tak, suka błaga o przejażdżkę na anakondzie. A przynajmniej będzie, gdy wykorzystam na niej urok wikingowego węża.

— Czyja siostra? — zapytał AK, a potem krzyknął Vikingowi prosto w twarz: — Chyba nie mówisz o siostrze Kylera, co? O Sii?

Spiąłem się. Moje ręce drgnęły po bokach, gdy czekałem, aż ta rudowłosa góra zacznie gadać.

— Tak, o niej. — Zeskoczył z siedzenia i wycelował w nas palcem. — Zamawiam. Ta cipka jest moja.

Sia… Vike zaczął nawijać o tym, jak Sia pieprzyła go wzrokiem na ślubie Styxa. Ale ja zamarłem, myśląc o młodszej siostrze Kylera. Poczułem, że ktoś się na mnie gapi. Uniosłem wzrok. Cowboy uniósł kapelusz, przyglądając mi się. Powoli uniósł brew. Chwilę później otrząsnąłem się z zamyślenia i wsiadłem na motocykl. Wróciłem do rozmowy, ignorując Cowboya, który wciąż mi się przyglądał. Wiedziałem dlaczego, ale nie zamierzałem teraz rozwijać tematu.

— Po pierwsze ja nie szukam cipki — odparł AK na coś, co powiedział Viking. — A po drugie Ky tym razem naprawdę oderwałby ci fiuta, gdybyś dotknął jego młodszej siostry. Wiesz, tej, którą przez wiele lat ukrywał.

Vike spojrzał na Flame’a. Ten psychiczny skurwysyn tylko zgromił go wzrokiem i przesunął ręką po swojej ślubnej obrączce. Vike przewrócił oczami.

— Poważnie, odkąd obaj się hajtnęliście, zrobiliście się nudni. Te suki noszą wasze jaja w torebkach. I tylko je głaszczą jak swoje cacka za każdym razem, gdy wyciągają kasę, którą wy bez wątpienia im dajecie. — Spojrzał na mnie i Cowboya. — Was też mógłbym ostrzec, ale w sumie nie ma sensu. Rzadko bywacie w klubie, bo pewnie pieprzycie się w dupę albo się obżeracie ananasami.

Spojrzałem na Cowboya, szukając wyjaśnienia, ale on tylko się zaśmiał i pokręcił głową, w milczeniu przekazując mi, żebym nawet nie pytał.

— Więc zostaję tylko ja — stwierdził uradowany i wsiadł na motocykl. — Czas, żeby Viking zaatakował i splądrował cipkę.

— Tylko tym razem się upewnij, że to na pewno będzie Sia, okej? — podsunął AK.

Viking przewrócił oczami.

— Mają taki sam kolor włosów, jasne?

— O czym wy mówicie? — zapytał Cowboy, dosiadając swojego choppera.

— Ten skurwiel — AK wskazał na Vike’a i zaczął się śmiać — najebał się bourbonem na weselu Styxa i podszedł do Sii przy barze. Zaczął jej szeptać do ucha, głaskać ją po włosach, próbował otrzeć się fiutem o jej plecy.

— Po prostu próbowałem pokazać jej sprzęt — wymamrotał Vike.

Zalała mnie fala zazdrości, gdy wyobraziłem sobie Vikinga dotykającego Sii. Przez większość tego wesela siedziała ze mną i Cowboyem. Nie widziałem, by Vike się do niej zbliżał. Poza tym Sia nie została długo, wolała wrócić z Lilah do domu jej brata…

— Tylko że to nie była Sia, co, Vike?

Policzki Vike’a pokryły się rumieńcem. Jeszcze nigdy nie widziałem, by ten kutas się zawstydził. Wstał z siodełka i przyznał:

— Po prostu ona i Ky od tyłu wyglądają niemal, kurwa, identycznie, okej?

AK i Cowboy wybuchnęli śmiechem i ja też nie mogłem się powstrzymać. Ja pierdolę, nawet usta Flame’a drgnęły.

— Trzeba było widzieć minę Kylera, kiedy się odwrócił, a Vike ocierał się o jego dupę — wydusił AK przez łzy śmiechu.

Vike potarł podbródek.

— Tamtej nocy przyłożył mi w szczękę. Pięści vice są jak przeklęte głazy. — Vike obronnie skrzyżował ręce na piersi, gdy my się z niego śmialiśmy. Kiedy się uspokoiliśmy, spojrzał na mnie i Cowboya i stwierdził: — Wy dwaj lubicie fiuty. Powiedzcie, że Ky jest przystojny, nie?

Pokręciłem głową, ignorując tego idiotę, ale Cowboy wzruszył ramionami i przyznał:

— Jest bardzo przystojny, mon frère.

— Widzicie! — rzucił Vike. — Łatwo się pomylić. — Cmoknął z niezadowoleniem. — Geje to łapią. To najwyraźniej jedyni, którzy mają gust. — Wszyscy wsiedliśmy na nasze motocykle, ignorując go, bo musieliśmy już wracać do klubu. A potem Vike dodał, bardziej do siebie niż do nas: — Cholera, ale on miał tak miękkie włosy. I pachniały tak słodko… Jak palona wanilia i wata cukrowa.

AK pokręcił głową na swojego najlepszego przyjaciela, a potem uniósł rękę i dał znać całej grupie, by ruszyć w drogę. Wyjechaliśmy na wiejskie drogi, wiatr smagał mi twarz, a Cowboy jechał obok mnie. Myślałem wtedy tylko o niebieskich oczach Sii i jej długich blond włosach. I jej uśmiechu.

Cholera. Ta suka miała zabójczy uśmiech.

Szkoda tylko, że zawsze będę go podziwiać z daleka.

***

— Wróciliście — oznajmił Tank, gdy weszliśmy do klubu. Obok niego siedział Tanner. Tank nie był taki zły. Udało mu się pozakrywać większość nazistowskich tatuaży tymi klubowymi. Ale Tanner, pieprzony Biały Książę Klanu, wzbudzał we mnie tylko agresję. Ten brat mógł sobie mówić, że się zmienił i mógł się wkraść w łaski Styxa, ale ja nigdy nie zaufam żadnemu członkowi Klanu. Lewa ręka mi drgała, bo chciałem wyciągnąć glocka i przyłożyć mu lufę do głowy, którą golił na łyso całe życie, żeby każdy wiedział, do jakiego „ludu” należał. I jakich ludzi — takich jak ja — planował zniszczyć.

— Wszystko w porządku, bracie?

Tank zmrużył oczy, gdy gromiłem wzrokiem jednego z jego przyjaciół. W przeciwieństwie do Tanka Tanner wciąż miał na skórze tatuaże białej supremacji — swastyki, liczbę osiemdziesiąt osiem oznaczającą „Heil Hitler”, rasistowskie celtyckie tatuaże i wszystko to, co rasistowski skurwiel może wymyślić.

— Ça va — warknąłem w cajuńskim dialekcie francuskiego, żeby nie powiedzieć tego, co chciałem. Niechętnie uśmiechnąłem się z napięciem do dwóch byłych skinheadów, ale serce biło mi mocno, a ręka drżała przy boku. Przy wszelkich oznakach Klanu byłem jak jebana bomba z opóźnionym zapłonem. Przywykłem do odczuwania w ich obecności tak silnej nienawiści, że to ona mnie kontrolowała.

Tank i Tanner dołączyli do mnie, gdy z pochyloną głową szedłem na kościół.

— Dobrze wam poszło? — zapytał Tanner, próbując zagaić rozmowę.

Patrzyłem przed siebie. Pokiwałam głową, ale nic nie odpowiedziałem. Nie miałem czasu brać udziału w rozmowie Księcia z „mieszańcem” i „kundlem”, czy jak nazywał mnie jego rodzaj.

Usiadłem przy stole. Styx i Ky zajęli główne miejsca. Kiedy drzwi się zamknęły i kandydaci — Mały Ash, Zane i Slash — zostawili trunki, Ky zaczął mówić.

— Moja siostra zostanie w klubie na jakiś czas. — Styx usiadł i oddał głos swojemu zastępcy. Ky sięgnął do kieszeni i rzucił na stół polaroidowe zdjęcie. Popatrzyłam na nie. Przedstawiało czarną różę leżącą na łóżku. — Jakiś czas temu mówiłem wam o Garcii.

— To ten chuj z Meksyku — dodał AK. Słyszałem jad w jego głosie. Ten drań Garcia był o krok od zabrania jego suki i dzieciaka do Meksyku, by sprzedać ich tam jako niewolników.

— Tak, to ten skurwiel. — Ky zacisnął dłonie w pięści. Garcia również niemal dopadł jego dzieciaka. — Mówiłem wam, że łączy go przeszłość z moją siostrą. I teraz historia się powtarza.

Styx pochylił się nad stołem i uniósł ręce, a Ky zaczął tłumaczyć.

— Diablo dali nam cynk, że Garcia zaczął węszyć. To już wiecie. Ale Chavez, prezes Diablo, zadzwonił dzisiaj do nas i powiedział, że Garcia wysłał ludzi do Teksasu, żeby znaleźli Się. On niczego nie wie, równie dobrze Sia może być teraz z w Australii. Ale my tu jesteśmy, więc zaczął od nas.

— Więc dlaczego, do diabła, sprowadziłeś ją tutaj, skoro najpierw zacznie od klubu? Jak dla mnie bez sensu, non? — zapytałem.

Ky wbił we mnie spojrzenie i się pochylił.

— Cóż, mon frère, ja — nie, my — lepiej ją tu, kurwa, ochronimy. Gdyby on odnalazł ją tam, gdzie mieszkała, mógłby ją porwać i nikt nawet by nie zauważył, że wrócił. — Ky zazgrzytał zębami. — A jeśli znowu ją dopadnie… Jeśli znowu ją, kurwa, tknie… — Ky urwał, po czym zerwał się na równe nogi i wypadł z pokoju.

Zmarszczyłem brwi. Kyler był w gorącej wodzie kąpany, ale zazwyczaj nie tracił nad sobą kontroli do tego stopnia.

Styx skinął głową stronę AK, by ten tłumaczył jego migowy. AK popatrzył na dłonie prezesa i powiedział:

— Patrolujemy klub w kilku zmianach. Pozostajemy w kontakcie z Diablo w razie, gdyby czegoś się dowiedzieli. Tanner. — Styx spojrzał w stronę Tannera. — Musisz się zająć komputerami. Zrób to, co zazwyczaj, żeby dowiedzieć się, co knuje ten dupek.

— Jasne, prezesie — odparł Tanner. — Zobaczę, co uda mi się znaleźć. Ale z góry mówię, że gdy po raz ostatni zagłębiłem się w sprawy kartelu, okazało się, że są nie do sforsowania.

Cowboy chyba wyczuł, jak podryguję nogą pod stołem, bo dyskretnie położył mi dłoń na kolanie. Czując jego dotyk, uspokoiłem się. Zamknęłam oczy i odetchnąłem głęboko. Wdech i wydech. Postarałem się spowolnić bicie serca i puls.

Kiedy otworzyłem oczy, spojrzałem na Cowboya i skinąłem głową, by dać mu znać, że się ogarnąłem. Siedzący po drugiej stronie stołu Viking przyglądał nam się. Uniósł brwi i ułożył usta jak do pocałunku, ale jak zazwyczaj w przypadku tego brata, po trzech sekundach coś innego przyciągnęło jego uwagę.

— Prezesie? — zapytał, a piwne oczy Styxa skupiły się na sekretarzu klubu. — Dociekliwe umysły chcą wiedzieć…

— Nawet nie zaczynaj, Vike — wtrącił się AK, najwyraźniej przewidując, że to, co powie Vike, nie zabrzmi dobrze.

Vike go zignorował.

— Dociekliwe umysły chcą wiedzieć, czy można uderzać do siostry Kylera. — Rozcapierzył dłonie. — Znasz zasady: jeśli w klubie znajduje się wolna cipka, która nie należy do żadnego brata, to każdy Kat może ją wziąć.

Poczułem, jak siedzący obok Cowboy spina się tak jak ja. Jego ręka wróciła na moją nogę i tym razem ścisnął mnie mocniej, jakby wyczuł, że temperatura mojej krwi przekroczyła temperaturę wrzenia na myśl, że Sia jest wolną cipką. Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale Styx otrząsnął się z dziwnego bezruchu i pochylił.

AK odchrząknął i zaczął tłumaczyć:

— Posłuchaj mnie uważnie. — Vike pokiwał głową najwyraźniej nieświadomy lodowatego gniewu kryjącego się w słowach Styxa, które opuszczały usta AK. — Jeśli zbliżycie się do Sii… — Styx rozejrzał się po wszystkich braciach siedzących przy stole, wliczając w to mnie i Cowboya. — Jeśli chociaż jeden z was, skurwiele, tknie włos na jej głowie, to zabiorę was do stodoły i zrobię z wami to, co wiele miesięcy temu zrobiliśmy z Riderem. — Zacisnął usta. — Będę odrywał skórę od waszego ciała, aż będziecie krzyczeć, a potem zabiję was tak powoli, że zaczniecie marzyć o śmierci. — W tej chwili już wiedziałem, dlaczego Styx był najlepszym kandydatem na prezesa oddziału macierzystego. Nie tylko ze względu na to, że było to jego spuścizną, ale dlatego, że ani przez chwilę nie wątpiłem w jego słowa i to, że ten skurwiel spełniłby groźbę bez mrugnięcia okiem. — Ona jest moją siostrą w takim samym stopniu jak Kylera. Niech dotrze to do waszych tępych łbów.

W pokoju zapanowała cisza, gdy AK przestał mówić. A przynajmniej dopóki nie odezwał się Vike:

— A więc, tak dla jasności, to oznacza, że ona nie jest wolną cipką?

AK złapał Vikinga za katanę, podniósł go z krzesła i wyciągnął z kościoła, zanim Styx zastrzelił go na miejscu. Flame za nimi podążył. Styx uderzył młotkiem w stół.

Wszyscy się rozeszli.

Cowboy trzymał mnie za nogę, dopóki pomieszczenie nie opustoszało.

— Wszystko w porządku, mon ami? — zapytał, przyglądając się mojej twarzy.

Potarłem policzki dłonią, czując, że mam rozpaloną skórę.

— Oui.

— Możemy już wracać do domu czy musimy chwilę zostać?

— Zostańmy. Jeszcze nie chcę jechać. — Spojrzałem na swoją rękę. Wciąż drżała.

Cowboy pokiwał głową i podążył za mną korytarzem do baru.

— I co to tym sądzisz? — wyszeptał.

— O Garcii?

Zatrzymał mnie, kładąc mi rękę na ramieniu, i rozejrzał się, czy wokół nie ma nikogo. Było czysto. Spojrzał mi w oczy i odezwał się płynnym francuskim w dialekcie cajuńskim, by nikt go nie zrozumiał.

— O jego siostrze. O tym, że tu jest. — Założył ręce na piersi. — Nie udawaj, że cię to nie obchodzi. Widziałem, jak wtedy zareagowałeś.

Odwróciłem się i ruszyłem dalej do baru.

— Nie mam zdania na ten temat.

Cowboy westchnął, ale mnie dogonił. Zajęliśmy stolik. Zamówiłem wodę, a Cowboy piwo. Przy barze siedział Smiler, rozmawiając z Małym Ashem i Slashem stojącymi za ladą.

— Miałem ochotę go zabić, gdyby się, kurwa, nie zamknął — stwierdził Cowboy znów w cajuńskim dialekcie francuskiego, skinąwszy głową na Vikinga, który wszedł do baru za AK. Zamknąłem oczy, marząc, by w końcu odpuścił sobie, kurwa, tę rozmowę. Cowboy zamknął palce na moim ramieniu, a ja otworzyłem oczy, by spojrzeć w jego wkurzoną twarz.

— Kurwa, nie ignoruj mnie, Val — ostrzegł, używając mojego prawdziwego imienia. Cóż, a przynajmniej prawdziwego zdrobnienia. Cowboy chciał powiedzieć coś więcej, ale zamiast tego przeniósł wzrok i skupił go na wejściu do klubu. Podążyłem za jego spojrzeniem i zobaczyłem długie smukłe nogi. Przesunąłem wzrokiem po jej ciele aż do długich blond włosów i niebieskich oczu.

Sia.

Cowboy mocniej mnie ścisnął, aż musiałem wyrwać mu rękę i upić kolejny łyk wody. Ale moje oczy jak pieprzony magnes wróciły do niej. Sia, emanując tą samą pewnością siebie, którą posiadał jej brat, podeszła do baru.

— Mały Ash, prawda? — zapytała. Ash zaczerwienił się i pokiwał głową. — Podaj mi whiskey i wodę, co, skarbie?

— Oczywiście.

Sia postukała kowbojskim butem o drewnianą podłogę w rytm jakieś wieśniackiej piosenki, która właśnie leciała. Mały Ash podał jej drinka, a ona się odwróciła. Poruszyłem się na krześle, gdy przesunęła znudzonym spojrzeniem po barze… a potem skupiła je na mnie i Cowboyu. Na jej twarzy powoli rozciągnął się uśmiech. Odepchnęła się od baru i ruszyła w naszą stronę.

Cowboy rozparł się na krześle i kopnął mnie pod stołem. Kiedy zatrzymała się przed nami, skinął jej kapeluszem.

— Cher — rzucił z ciężkim akcentem, specjalnie dla niej. Twarz Sii się rozpromieniła. Ta sztuczka zawsze mu wychodziła.

— Skarbie — odparła, przeciągając sylaby, a mój najlepszy przyjaciel uśmiechnął się zarozumiale. Dupek bez wątpienia podjarał się na tę sukę. — Mogę się do was dosiąść?

— Jasne — zgodził się Cowboy w tej samej chwili, gdy ja dokończyłem wodę i oznajmiłem: — Wychodzimy.

Cowboy spojrzał na mnie, a ja zobaczyłem kolejny przebłysk złości — tym razem intensywniejszy — który pojawił się w jego oczach.

— Możemy chwilę poczekać i wypić drinka z piękną panią, Hush. Przestań być takim, kurwa, smutasem.

Mocniej ścisnąłem pustą szklankę. Spojrzałem na zdezorientowaną twarz Sii, ale ostatecznie uśmiechnąłem się do niej z napięciem i wymamrotałem:

— Dobra.

— Mogę sobie iść, jeśli chcesz. Ja…

Cowboy kopnął krzesło obok nas.

— Posadź tu swój seksowny tyłek, cher. Napij się z miejscowymi Cajunami. Hush właśnie dostał okres, więc czuje się chujowo i jest drażliwy.

Opadła na krzesło, śmiejąc się niezręcznie z żartu Cowboya. Upiła spory łyk swojego trunku i zapytała:

— A ty nie pijesz, Hush? To była woda, tak? Źle się czujesz? — Znowu się zaśmiała. Czułem się jak gówno przez to, że nagle poczuła się przy mnie tak niezręcznie. Zawsze byłem dla niej dobry. Musiała być cholernie zdezorientowana moją zmianą zachowania.

Ale tak musiało być.

— Nie piję dużo — odparłem chłodno. Cowboy znowu spiorunował mnie wzrokiem. Czułem to. Nawet nie musiałem na niego patrzeć, by to potwierdzić. Bez wątpienia później usłyszę od niego kazanie.

— On nie pije dużo, ale ja tak — rzucił Cowboy, czym zarobił sobie na szeroki uśmiech od Sii. — A teraz opowiadaj — zaczął, pochylając się bliżej — jak tam twoje klacze?

— Dobrze. — Popatrzyła na zawartość swojej szklanki. Jej uśmiech zbladł i dodała cicho: — Ale nie wiem, kiedy wrócę na swoje ranczo. — Dokończyła drinka i gestem kazała Małemu Ashowi sobie dolać.

Kiedy usłyszałem smutek w jej głosie, oderwałem wzrok od blatu.

— Tak. To lipa, że musisz tu być, cher — zgodził się Cowboy. Wyciągnął rękę i uściskał jej dłoń… I jej nie zabrał. Spojrzała mu w oczy. Jej policzki się zaróżowiły. Cowboy posłał jej jeden ze swoich uśmiechów działających na cipki jak magnes.

Wstałem.

— Wracam do domu.

Sia wyrwała dłoń z uścisku Cowboya. Moje serce znowu przyspieszyło. Wyciągnąłem kluczyki z katany i wyszedłem z baru. Ledwo doszedłem do swojego motocykla, a Cowboy zdążył usiąść na chopperze.

— Co ty odpierdalasz?

Nie odpowiedziałem. Wyjechałem spod klubu i znalazłem się na drodze. Po zaparkowaniu przed naszym domem udałem się prosto do kuchni i wypiłem dużą szklankę wody. Cowboy zaszedł mnie od tyłu, trzymał się kilka kroków dalej. Odwróciłem się i napotkałem jego wzrok.

— Czego?

— Co to miało, kurwa, być?

— Po prostu jestem zmęczony. Idę do łóżka.

Chciałem odejść, ale Cowboy znowu złapał mnie za rękę.

— Wszystko w porządku? Gorąco ci? Masz gorączkę czy coś?

Wyrwałem rękę z jego uścisku.

— Ça va. — Wszystko w porządku.

Cowboy odetchnął, ale patrzył na mnie o sekundę za długo. W końcu pokiwał głową i odparł.

— Ça c’est bon. — To dobrze.

Odwróciłem się od niego i ruszyłem do swojej sypialni.

— Zachowywałeś się dzisiaj ozięble, mon frère.

Zatrzymałem się, ale nie odwróciłem.

— Ona cię lubi. A przez ciebie poczuła się jak gówno. Widziałeś jej minę. Właściwie zachowałeś się, kurwa, nieuprzejmie. — Cowboy westchnął. — Znowu zaczynamy? Znowu dążysz do autodestrukcji?

Milczałem przez trzy pełne napięcia sekundy, chcąc powiedzieć coś więcej.

— Tak będzie, kurwa, lepiej, i dobrze o tym wiesz.

Zatrzasnąłem drzwi sypialni, a Cowboy za mną nie podążył. Usiadłem na brzegu łóżka i przesunąłem ręką po twarzy.

— Merde — wyszeptałem i się położyłem.

Usłyszałem, jak Cowboy ciężko stąpa po domu wciąż na mnie wkurzony.

Ja pierdolę, sam byłem na siebie wkurzony.

Próbowałem zasnąć, ale otwierałem oczy i zamykałem, nie mogąc pozbyć się z głowy obrazu bladnącego uśmiechu Sii.

Tak, zachowałem się wobec niej jak oziębły dupek. Wiedziałem o tym. I zrobiłem to celowo.

Ale gdy się wyciągnąłem, otworzyłem szufladę w szafce przy łóżku i popatrzyłem na fotografię w środku, zrozumiałem, że musiałem to zrobić. Prawda była taka, że lubiłem tę sukę. Ale to się może skończyć tylko w jeden sposób….

Jako pierdolony bajzel.

Ta suka zasługiwała na więcej, niż byłem w stanie jej dać.

Rozdział trzeci

Sia

Dwa tygodnie później…

Śmiech Belli przeciął powietrze, gdy opowiadała mi historię o swoim mężu.

— On jest teraz ze swoją matką, Ruth. W tej chwili. I ojciec też z nimi jest. — Upiła łyk herbaty. — Sądzę, że Salomon i Samson spotkali się dzisiaj ze Styxem.

Mae pokiwała głową.

— Dwa dni temu przyszli do naszego domu. Poszli do biura ze Styxem i Kylerem i spędzili tam kilka godzin.

— Chcą dołączyć do Katów? — zapytała Lilah.

Mae rozparła się na krześle i przyłożyła dłonie do swojego brzucha. Robił się coraz większy.

— Też tak sądzę — odparła Bella. — Nawet w osadzie w Portoryko doszło do rebelii wśród tych, których uważa się za buntowników przeciwko wierze. Pewnie tutaj by się odnaleźli. To byli dobrzy ludzie, o silnych charakterach i oddani swojemu rodzajowi. A w ciągu ostatnich kilku miesięcy Kaci stali się dla nich pobratymcami.

— Ale na pewno nie przyjmą tych młodych, prawda? — zapytała Phebe.

Wszystkie wzruszyły ramionami. Odetchnęłam głęboko, zanurzyłam się głębiej w fotelu, zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, co bym teraz robiła, gdybym była na ranczu. Uwielbiałam te kobiety. Ale ich sposób na życie nie był moim sposobem. Ostatnie dni spędziłam z Lilah, Mae, Phebe, Maddie i Bellą. Zawsze trzymały się razem. Właściwie bolało mnie patrzenie na to, jak są ze sobą blisko, i bolała wiedza o tym, przez co przeszły. Wszystkie mówiły w swoich dziwnych akcentach. Wszystkie były bardziej uprzejme niż ktokolwiek, kogo w życiu poznałam. Miały delikatne i łagodne usposobienie. Człowiek po prostu pragnął się nimi opiekować. I w przeciwieństwie do większości współczesnych kobiet one żyły, by służyć swoim mężczyznom. Były słodkie w swoim tradycjonalizmie, ale wcale nie sprawiały wrażenia uciemiężonych.

Ja w ogóle nie przypominałam tych kobiet.

Tylko Maddie nie mówiła zbyt wiele. Obserwowałam ją. Wyszywała coś, co wyglądało jak wizerunek harleya. Uniosła wzrok i uśmiechnęła się do mnie nieśmiało, jakby wyczuła, że na nią patrzę. W odpowiedzi wyszczerzyłam zęby i postanowiłam usiąść obok niej.

— Co tam, Madds? Jak życie? — zapytałam.

Maddie zamarła w trakcie zszywania czarnej bawełny.

— Bardzo dobrze. Dziękuję, że pytasz — odparła i natychmiast wróciła do pracy.

— A Flame? — kontynuowałam. — Jak ma się twój mąż?

Maddie wytrzeszczyła oczy, a ja zrozumiałam, że rozmowy w pokoju ucichły. Wszystkie kobiety patrzyły teraz na mnie.

— No co? — zapytałam wyzywająco. — Tylko staram się nawiązać rozmowę. — Odwróciłam się do Maddie. — To jak, Madds? Jak się ma ten wielkolud? Muszę przyznać, nigdy nie sądziłam, że ktokolwiek ujarzmi tego gościa, bo tyle się o nim nasłuchałam od Kylera. A potem zjawia się twoja mała osóbka i poskramia bestię.

— Mój mąż nie jest bestią! — warknęła Maddie. Spięłam się, słysząc jej słowa. To były najbardziej charakterne słowa, jakie kiedykolwiek słyszałam z jej ust.

— Ja… Wcale go tak nie nazwałam. — Pochyliłam się. — To tylko powiedzenie, skarbie. Nie nazwałam go bestią.

Maddie dalej wbijała we mnie zielone oczy, a jej twarz poczerwieniała. Najwyraźniej wyczuła, że mówię prawdę, bo się rozluźniła.

— Zatem wszystko u niego dobrze, dziękuję, że pytasz — odparła w końcu i wróciła do szycia.

— Nie miałam niczego złego na myśli, Madds. Po prostu pytałam, jak leci, jak ci z nim jest. Wydajesz się… Oboje wydajecie się tacy szczęśliwi.

Bo taka była prawda. A przynajmniej z tego, co zauważyłam. Rzadko przebywali w barze, ale gdy już tam przychodzili, ona nie opuszczała jego boku. On zawsze otaczał ją swoją potężną ręką, jakby była dla niego kotwicą. On ją ubóstwiał, a ona ubóstwiała jego. Naprawdę piękny widok.

Maddie uśmiechnęła się lekko, ale nie przestawała szyć. Wiedziałam, że niczego więcej z niej nie wyciągnę.

— Chcesz jeszcze herbaty, Sia? — zapytała Lilah, wstając od stołu. — Grace niedługo kończy lekcje, więc to będzie nasza ostatnia, dziewczyny. Slash niedługo po mnie przyjedzie i musimy ją odebrać.

Pozostałe kobiety się zgodziły, ale ja jej prawie nie słuchałam. Poklepałam ręką w kolano. Nie mogłam tego wytrzymać. Musiałam się stąd wydostać. Ten wir w moim żołądku, równie destrukcyjny co prawdziwy wir wodny, przesuwał się coraz niżej i niżej, aż zaczął mnie pochłaniać. Próbowałam oddychać, ale wir przeniósł się na północ do płuc, wydusił z nich powietrze.

— Sia?

Lilah mi się przyglądała. Nie byłam w stanie siedzieć spokojnie, chęć ucieczki była uczuciem zbyt podobnym do rozpadania się, więc zerwałam się na równe nogi.

— Muszę… — Potarłam klatkę piersiową i rzuciłam się w stronę drzwi. — Przepraszam. Muszę lecieć.

Wypadłam z domu na trawnik. Pobiegłam do lasu, za którym znajdował się klub, w razie gdyby ktoś próbował za mną podążać. Schowałam się przy dużym drzewie. Oparłam dłonie na kolanach, próbując oddychać głęboko…

— Włożysz czerwoną sukienkę, bella. Najbardziej podobasz mi się w czerwieni. — Popatrzyłam na sukienkę. Była piękna. Bez wątpienia droga. Ale dostrzegałam tylko klatkę. Tylko kraty, które nie zostały wykonane z metalu, ale z satyny i koronki.

Juan ujął moją twarz i przyciągnął mnie do siebie. Jego uścisk był tak silny, że zapiszczałam.

— Włożysz sukienkę. Tak?

— Tak.

Zmusiłam się do uśmiechu. Jego oczy zapłonęły, gdy okazałam uległość. Puścił moją twarz i obszedł mnie. Mocno trzymałam w dłoniach suknię, jakby była moją deską ratunkową. Zamknęłam oczy, gdy on obchodził moje nagie ciało, aż zatrzymał się za mną. Skrzywiłam się, kiedy przesunął palcem po moim ramieniu… po tatuażu, którym oznaczył moją skórę tego ranka.

— Mmm… — wymamrotał, przykładając usta do wciąż wrażliwego ciała. — Jesteś moja, bella… Mi rosa negra…

Sapnęłam, próbując pozbyć się tego chorego wspomnienia z głowy. Wiedziałam, że takie było, bo zbyt długo przebywałam poza moim ranczem. Zajmowanie się wyłącznie zakupami, piciem herbaty, gotowaniem, pieczeniem i opiekowanie się Grace nie wystarczało, by zająć mój umysł. Potrzebowałam żmudnej harówki, którą zapewniało mi ranczo. Potrzebowałam się zmęczyć tak, żeby paść na koniec dnia i zasnąć głęboko, dzięki czemu koszmary by nie powróciły.

Przesunęłam ręką po twarzy, wiedząc, że pod oczami mam ciemne kręgi, jakby to była nowa moda prosto z Paryża. Potrzebowałam moich koni. Komfortu, który mi zapewniały. Potrzebowałam mojego domku na ranczu, który skrzypiał i jęczał. Potrzebowałam bólu mięśni i zapachu preparatu do czyszczenia siodeł.

Tutaj nie mogłam spać.

Ja tu nie pasowałam.

Miałam już, kurwa, dosyć.

Zaczęłam truchtać aż do klubu, wiedząc, że tam znajdę swojego brata. Wpadłam do środka od strony podwórka i udałam się prosto do baru. Chcesz znaleźć Kata? Jeśli nie byli w drodze lub w kościele, to na pewno walili szoty lub pieprzyli cipkę w klubie.

Otworzyłam drzwi do baru i zobaczyłam tam wszystkich braci. Skupili na mnie wzrok.

— Sorry, kochanie — odezwał się Bull. — Suki nie mają tu wstępu poza ustalonymi godzinami.

Podeszłam, by stanąć twarzą w twarz człowiekiem wyglądającym na stukilogramowego Samoańczyka, i uniosłam głowę.

— No i co z tego? Na twoje szczęście, wielkoludzie, nie jestem żadną suką. — Podeszłam bliżej jego skrzyżowanych ramion. — Chyba że mnie wkurzysz. Wtedy stanę się najgorszą suką, jaką w życiu widziałeś.

Zaskoczony Bull zmarszczył brwi. Już chciał coś odpowiedzieć, ale wtedy usłyszałam krótki krzyk brata.

— Sia!

Siedział przy kominku ze Styxem. Jak już im wcześniej powiedziałam, nie byłam jak ich kobiety. Nie zamierzałam znosić ich zachowania, nawet gdyby siedzieli na podwyższeniu jak mroczni królowie na swoich pieprzonych tronach.

— Wynoś się stąd, Sia — rzucił Ky, machając ręką. Wkurzyłam się, co było pozostałością niepokoju, który zaatakował mnie w nocy niczym duch i sprawił, że nie wytrzymałam.

Podeszłam do mojego brata, który zaczął brać łyk piwa, i uderzyłam tego kretyna w głowę.

W pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza, można było usłyszeć przelatującą muchę.

Ky powoli odwrócił głowę, gromiąc mnie spojrzeniem niebieskich oczu, które przepełniła jeszcze większa furia, kiedy siedzący dwa stoły dalej Viking wstał.