Uleczone dusze. Kaci Hadesa - Tillie Cole - ebook + książka

Uleczone dusze. Kaci Hadesa ebook

Cole Tillie

4,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Kto uwolni piękną, ciemnowłosą dziewczynę od demona z przeszłości, musi liczyć się z tym, że ocalona piękność przy nim pozostanie. Nawet jeśli wybawicielem jest Flame -- morderczy szaleniec, czujący w żyłach tylko płomienie, które nigdy nie gasną. Płomienie, które karmią się wspomnieniami straszliwszymi niż nóż, krew i jad węża. Każdy, kto dotnie Flame'a, musi zginąć. Każdy, ale nie Maddie.

Mała Maddie o ogromnych, zielonych oczach wychowała się w sekcie. Przeszła przez piekło potwornych rytuałów. Od dzieciństwa bita, niewolona i krępowana łańcuchami, została uwolniona przez członków najbardziej przestępczego klubu motocyklowego w Stanach. Wolność okazała się tak piękna i niesamowita! Jednak oprawcy z sekty nie mieli zamiaru zrezygnować ani z dziewczyny, ani z jej sióstr.

Ponury, groźny i szalony Flame, wciąż krwawiący z ran, które sam sobie zadaje. Nawet bracia z klubu starają się schodzić mu z drogi. Widzieli, jak zabija. Śmierć, którą zadał samozwańczemu prorokowi, była straszna. Ale dzięki tej krwawej zemście coś się zmieniło. Mała Maddie dotknęła jego serca i nie spłonęła. Pokochała go. A on od tej chwili zrozumiał, że zrobi wszystko, aby nikt nigdy więcej nie skrzywdził zielonookiej Ślicznotki.

Kochaj. Trwaj. Ulecz go. Jest twój...

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 469

Oceny
4,8 (69 ocen)
57
8
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Palma283

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna…ciężka, ale piękna. Nie miałam ochoty na część z Flame’em, ale zaskoczył mnie niesamowicie!
10
sylwiana8

Nie oderwiesz się od lektury

wow...najlepsza część jak do tej pory
10
eMka1384

Nie oderwiesz się od lektury

Najlepsza 😁 Uwielbiam Flame'a i małą Maddy 😁 zdecydowanie trudna historia ale warto poświęcić jej każdą minutę
10
Aglaja258

Nie oderwiesz się od lektury

Wg. mnie to najlepsza cześć, bardzo wzruszająca książka z moimi ulubionymi bohaterami.
00
ewajula

Nie oderwiesz się od lektury

piękna 😍😍😍
00

Popularność




Tillie Cole

Uleczone dusze

Kaci Hadesa

Tytuł oryginału: Souls Unfractured (Hades Hangmen) (Volume 3)

Tłumaczenie: Grzegorz Rejs

ISBN: 978-83-289-0948-9

Copyright © Tillie Cole 2015

All rights reserved.

No Part of this publication may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photography, recording, or any information storage and retrieval system without the prior written consent from the publisher and author, except in the instance of quotes for reviews. No part of this book may be uploaded without the permission of the publisher and author, nor be otherwise circulated in any form of binding or cover other than that in which it is originally published.

Cover Design by Damonza at www.damonza.com

Polish edition copyright © 2018, 2024 by Helion SA

All rights reserved.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniej­szej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficz­ną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Autor oraz wydawca dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz wydawca nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w książce.

HELION S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 230 98 63 e-mail: [email protected] WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Dla Thessy, założycielki @FlameWhores

Błagałaś mnie o tę powieść.

Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.

Odautorki

Akcja Uleczone dusze zaczyna się dokładnie w momencie, w którym kończy się akcja Uleczę Twe serce. Aby w pełni zrozumieć niniejszą powieść, należy przeczytać część pierwszą To nie ja, kochanie oraz część drugą Uleczę Twe serce.

Jak wszystkie części serii Katów Hadesa Uleczone dusze zawiera opisy wierzeń i praktyk religijnych, które wielu czytelnikom mogą się wydać szokujące. Jednak inspiracją dla mnie były tu rzeczywiste wierzenia i praktyki religijne istniejących oraz nieistniejących już ruchów religijnych oraz sekt. Niniejsza powieść zawiera też opisy coraz częstszych przypadków wykorzystywania węży — w tym spożywania ich jadu — podczas obrzędów religijnych. Na potrzeby przedstawionej tu historii niektóre sceny zostały przejaskrawione. Zwłaszcza to, co spotkało głównego bohatera, Flame’a, oraz jedyny w swoim rodzaju sposób, w jaki postrzega on świat.

Chciałabym podkreślić, iż wielu członków istniejących na świecie sekt postępuje zgodnie z doktryną i głoszonymi przez ich przywódców naukami. Podobnie jak wyznawcy innych religii — postępują zgodnie z dogmatami swojej wiary bezkonfliktowo, bezpiecznie i z oddaniem. Niniejsza powieść zgłębia jedynie problem nadużywania tego typu praktyk i wykorzystywania ich do złych celów.

Proszę mieć również na uwadze, iż książka Uleczone dusze zawiera opisy przypadków okrutnego wykorzystywania seksualnego dzieci, tematów tabu, przemocy oraz gwałtów.

Słowniczek

(W kolejności niealfabetycznej)

TerminologiazwiązanazZakonem

Zakon— Apokaliptyczny Nowy Ruch Religijny. Wierzenia częściowo oparte na nauczaniu chrześcijańskim. Głosi wiarę w rychłe nadejście apokalipsy. Zakonowi przewodniczą prorok Dawid (ogłosił się bożym prorokiem i potomkiem króla Dawida), starszyzna oraz apostołowie. Członkowie żyją razem w odosobnionej społeczności. Wiodą tradycyjne i skromne życie oparte na poligamii i niekonwencjonalnych praktykach religijnych. Wierzą, że „świat zewnętrzny” jest grzeszny i pełen zła. Nie mają kontaktu z ludźmi spoza Zakonu.

Społeczność— własność Zakonu kontrolowana przez proroka Dawida. Odosobniona żywa wspólnota. Porządek w społeczności utrzymywany jest przez apostołów i starszyznę uzbrojonych na wypadek ataku z zewnątrz. Mężczyźni i kobiety żyją w osobnych częściach osady. Przeklęte trzymane są z dala od mężczyzn (wszystkich, z wyjątkiem starszyzny) w prywatnych pomieszczeniach. Teren, na którym żyje społeczność, jest ogrodzony.

NowySyjon— nowa społeczność Zakonu utworzona po tym, jak poprzednia społeczność została zniszczona w bitwie przeciwko Katom Hadesa.

StarszyznaZakonu— składa się z czterech członków. Są to: Gabriel (nieżyjący), Mojżesz (nieżyjący), Noe (nieżyjący), Jakub (nieżyjący). Odpowiadali za codzienne funkcjonowanie społeczności. W hierarchii władzy byli drudzy po proroku Dawidzie. Do ich obowiązków należała edukacja przeklętych.

StarszyznaNowegoSyjonu— w jej skład wchodzą trzej mężczyźni: brat Łukasz (żyjący), brat Izajasz (nieżyjący), brat Micheasz (nieżyjący).

Zastępcaproroka— stanowisko zajmowane przez Judasza, brata bliźniaka proroka Kaina. Drugi w hierarchii władzy po proroku Kainie. Bierze udział w prowadzeniu Nowego Syjonu i ma wpływ na religijne, polityczne oraz militarne decyzje dotyczące Zakonu.

Doradcaproroka— trzeci w hierarchii władzy po proroku Kainie. Stanowisko zajmowane przez brata Łukasza (uprzednio członka starszyzny Nowego Syjonu). Doradza w sprawach religijnych, politycznych i militarnych. Współpracuje z zastępcą proroka.

Strażnicy— wybrani mężczyźni w Zakonie odpowiedzialni za ochronę terenu należącego do społeczności i członków Zakonu. Podlegają rozkazom starszyzny i proroka Dawida.

AktzjednoczeniazPanem— rytualny akt seksualny pomiędzy mężczyznami a kobietami w Zakonie. Rzekomo pomaga mężczyznom zbliżyć się do Boga. Akty odbywają się podczas mszy. Dla osiągnięcia transcendentalnego doświadczenia zażywane są narkotyki. Kobiety mają zakaz doznawania rozkoszy jako karę za grzech pierworodny Ewy. Ich siostrzanym obowiązkiem jest oddawanie się mężczyznom na życzenie.

Przebudzenie— rytuał przejścia w Zakonie. Gdy dziewczynka kończy osiem lat, zostaje seksualnie „przebudzona” przez członka społeczności lub — podczas specjalnych okazji — członka starszyzny.

Świętykrąg— praktyka religijna oparta na idei „wolnej miłości”. Stosunek seksualny z wieloma partnerami w miejscu publicznym.

Świętasiostra— wybrana kobieta Zakonu, której zadaniem jest wychodzenie na zewnątrz i szerzenie przesłania Zakonu poprzez kontakty seksualne.

Przeklęte— kobiety (dziewczęta) w Zakonie uznane za zbyt piękne i w związku z tym z natury grzeszne. Mieszkają w odosobnieniu od reszty społeczności. Są postrzegane jako zbyt kuszące dla mężczyzn i o wiele bardziej zdolne do sprowadzania ich na złą drogę.

Grzechpierworodny— według św. Augustyna człowiek rodzi się grzeszny i posiada wrodzoną skłonność do przeciwstawiania się Bogu. Grzech pierworodny jest wynikiem nieposłuszeństwa Ewy i Adama wobec Boga, którzy zjedli zakazany owoc i zostali wygnani z raju. W Zakonie, zgodnie z doktryną proroka Dawida, to Ewę należy winić za skuszenie Adama do popełnienia grzechu i dlatego kobiety w Zakonie postrzegane są jako uwodzicielki i kusicielki. W związku z tym muszą być posłuszne mężczyznom.

Szeol— w Starym Testamencie słowo to oznacza grób lub świat podziemny. Kraina umarłych.

Glosolalia— niezrozumiałe dźwięki wypowiadane przez wyznawców podczas religijnego uniesienia. Glosolalia ma być przejawem obecności i działania Ducha Świętego.

Diaspora— rozproszenie jakiegoś narodu wśród innych narodów.

WzgórzePotępienia— wzgórze na obrzeżach społeczności. Miejsce karania lub przetrzymywania jej członków.

Ludziediabła— określenie na klub motocyklowy Kaci Hadesa.

TerminologiaKatówHadesa

KaciHadesa— jednoprocentowcy. Klub motocyklowy założony w Austin w Teksasie w 1969 r.

Hades— w mitologii greckiej bóg podziemia, a także nazwa jego krainy.

Oddziałmacierzysty— miejsce założenia klubu i jego główny oddział.

Jednoprocentowcy— Amerykańskie Stowarzyszenie Motocyklistów rzekomo stwierdziło niegdyś, że 99% motocyklistów to przestrzegający prawa obywatele. Motocykliści, którzy nie przestrzegają zasad ASM-u, nazywają się jednoprocentowcami (pozostały 1% nieprzestrzegających prawa). Ogromna większość jednoprocentowców należy do przestępczych klubów motocyklowych.

Katana— skórzana kamizelka noszona przez motocyklistów. Ozdabiana naszywkami i znakami graficznymi przedstawiającymi barwy charakterystyczne dla danego klubu.

Włączony— termin używany, gdy kandydat zostaje pełnoprawnym członkiem klubu.

Kościół— zebrania pełnoprawnych członków klubu, którym przewodniczy prezes klubu.

Dama— kobieta, która posiada status żony. Jest pod ochroną swojego partnera. Przez członków klubu status ten jest uważany za święty.

Klubowadziwka— kobieta, która odwiedza klub, aby świadczyć usługi seksualne jego członkom.

Suka(suczka)— w kulturze motocyklistów czułe słowo określające kobietę.

OdejśćdoHadesu— w slangu motocyklistów: umrzeć.

Spotkać(odejśćdo)Przewoźnika— umrzeć. Odniesienie do Charona w mitologii greckiej. Charon był duchem świata podziemnego, przewoźnikiem umarłych przez rzeki Styks i Acheron do Hadesu. Opłatą za transport były monety kładzione na oczach i ustach umarłych podczas pochówku. Ci, którzy nie uiścili opłaty, byli skazani na stuletnią tułaczkę na brzegach Styksu.

Śnieg— kokaina.

Lód— metaamfetamina.

StrukturaorganizacyjnaKatówHadesa

Prezes(prez)— przewodniczący (lider) klubu. Dzierży młotek[1], który jest symbolem jego absolutnej władzy. Młotek używany jest do przywoływania porządku w kościele. Słowo prezesa stanowi prawo obowiązujące w klubie, którego nikt nie może kwestionować. Jego jedynymi doradcami są wyżsi rangą członkowie klubu.

Zastępcaprezesa(vice)— drugi rangą po prezesie. Wykonuje jego rozkazy. Główny łącznik z innymi oddziałami klubu. Podczas nieobecności prezesa przejmuje jego wszystkie obowiązki.

Kapitan— odpowiedzialny za planowanie i organizację wszystkich wypraw klubu. Ma rangę oficera i odpowiada jedynie przed przewodniczącym i jego zastępcą.

Sierżant— odpowiedzialny za ochronę i otrzymywanie porządku podczas klubowych imprez. Niewłaściwe zachowanie zgłasza przewodniczącemu i jego zastępcy. Do jego obowiązków należy zapewnienie bezpieczeństwa klubowi, jego członkom oraz kandydatom.

Skarbnik— prowadzi księgę wszystkich przychodów i rozchodów oraz spis wydanych i odebranych naszywek i barw.

Sekretarz— odpowiedzialny za prowadzenie dokumentacji klubu. Do jego obowiązków należy też zawiadamianie członków klubu o nadzwyczajnych spotkaniach.

Kandydat— osoba, która nie jest jeszcze pełnoprawnym członkiem klubu. Bierze udział w wyprawach, ale nie ma prawa do udziału w zgromadzeniach kościoła.

[1]Młoteklideraklubumotocyklowegoprzypominamłoteksędziowski—przyp.tłum.

„Bo złamane dusze są jak magnesy.

Przyciągają się do siebie, by się połączyć w błogim szczęściu…”

Prolog

— Zabiliście tam jeszcze kogoś?

Obserwowałem, jak mała, ciemnowłosa suczka — siostra Mae — pyta prezesa, czy zarżnęliśmy jeszcze kogoś w tym pierdolonym piekle.

Prez skinął głową.

— Gdzie on jest? — W jej głosie było słychać żądanie.

Prez nie odpowiedział, a gdy jej oczy się zwęziły, zacząłem potrząsać głową i poczułem na skórze ukłucie tysiąca igieł.

— Proszę! Muszę go zobaczyć! — krzyknęła. Jej blada twarz stała się jaskrawoczerwona, a opuszczone wzdłuż tułowia ręce zaczęły drżeć.

Prez wskazał na las, a ona od razu prysnęła między drzewa. Patrząc na nią, zacisnąłem szczękę i zwinąłem dłonie w pięści.

Viking pochylił się w moim kierunku, ale mnie nie dotknął. Wiedział, kurwa, że nie można mnie dotykać.

— Pokroiłeś tego skurwiela w stylu Freddy’ego Kruegera, zgadza się, bracie?

Wciąż spoglądałem na drzewa. Suknia suczki zniknęła w oddali.

— Flame? — naciskał Viking.

Zazgrzytały mi zęby, gdy sobie przypomniałem, jak przebiłem tego skurwiela swoimi nożami i warknąłem:

— Porąbałem go, kurwa, jak trzeba. Ten pierdolony religijny pedofil zasłużył, żeby tak umrzeć.

— Czyli to oznacza „tak”. Wielkie, pierdolone potwierdzenie totalnej zmiany wizerunku w wydaniu Kruegera.

Ale nie odpowiedziałem Vikingowi. Nie odpowiedziałem, bo czarnowłosa suka wychodziła z lasu. I patrzyłem na nią przez cały czas. Liczyłem każdy jej krok, gdy się zbliżała. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć, jedenaście…

Obserwowałem, jak jej klatka piersiowa unosi się i opada. Ciężko oddychała. Tak ciężko, kurwa, oddychała. Na pewno nie była wkurwiona, że apostoł pedofil był martwy?

— Siostro? — Mae podbiegła do niej, ale zielone oczy tej suczki utkwione były w prezesie.

— Kto go zabił? — spytała, wymijając Mae. Suczka przesuwała wzrok z jednego brata na drugiego, spoglądając każdemu z nich w oczy.

A ja patrzyłem. Patrzyłem i trząsłem się, czułem, że moja krew zaczyna się gotować.

Skurwiel zasłużył na śmierć. Stanął mi, kurwa, gdy patrzyłem, jak skurwiel umiera. Patrzyłem, jak życie uchodzi z jego oczu. Patrzyłem, jak wylewa się z niego krew. I sprawiło mi to zajebistą frajdę.

Wreszcie mała suczka doszła do mnie. Drobniutka postać stanęła przede mną, a te ogromne, zielone oczy spojrzały prosto w moje.

— Czy to ty? — spytała.

Krew popłynęła szybciej w moim ciele i skinąłem głową.

— Tak, ja zabiłem skurwiela — warknąłem.

Napiąłem mięśnie i czekałem, aż zacznie bronić tej pizdy. Aż powie mi, że jestem zły, że jestem zabójcą — do diabła, to już wiedziałem.

Ale zanim zdążyłem, kurwa, pomyśleć, z jej gardła wydobył się krzyk, skoczyła do mnie i objęła mnie w pasie. Serce wystrzeliło mi w piersi jak pierdolona armata i wyrzuciłem zaciśnięte w pięści ręce do góry, gdy dotknęła mojej skóry.

Mnie nie można było dotykać. Mnie nie można było, kurwa, dotykać. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, zacząłem liczyć, czekając, aż poparzą ją płomienie. Czekając na ból… osiem, dziewięć, dziesięć, jedenaście… Spojrzałem na nią, gdy doszedłem do jedenastu, spodziewając się, że zobaczę, jak jej ciało przeszywa ból.

Jedenaście.

Ale ona nie czuła bólu.

Jedenaście.

Liczyłem dalej.

Mała suczka zacisnęła mocniej ramiona na moim ciele, a ja spoglądałem w dół zszokowany. Widziałem jej gęste, czarne włosy. Widziałem, jak jej plecy unoszą się i opadają w oddechu.

— Dziękuję — szepnęła i przywarła policzkiem do mojej klatki piersiowej. — Bardzo ci dziękuję.

Moje płuca zamarły, gdy mi podziękowała. Ale nie rozumiałem. Jak zawsze. Niczego, kurwa, nie rozumiałem.

Dlaczego nie czuła bólu, dotykając mnie?

Dlaczego mi, kurwa, dziękowała?

Wtedy jej ramiona znów się zacisnęły, a ja chciałem odwzajemnić uścisk. Chciałem jej, kurwa, dotknąć.

Serce wciąż waliło mi w piersi, a szyja pulsowała, nie ochłonąłem jeszcze po walce. Zamknąłem oczy. Zmusiłem się, żeby opuścić ramiona, wziąłem głęboki oddech i położyłem ręce na jej plecach. Gdy dotknąłem dłońmi materiału jej sukni, poczułem, jak jej ciało drgnęło i gwałtownie wciągnąłem powietrze.

Prawie się od niej oderwałem, bo uczucie, jakiego doznałem, trzymając ją w ramionach pierdoliło mi w głowie. Ale szlag trafił ten zamiar, kiedy poczułem wilgoć na swojej klatce piersiowej, na swojej skórze, a suczka powiedziała z płaczem:

— Uwolniłeś mnie. Uwolniłeś mnie od niego.

Usłyszawszy te słowa, natychmiast zamknąłem oczy. Moje serce biło jak szalone, ale płomienie w mojej krwi, ogień w mojej krwi, przygasły.

Płomienie nigdy nie gasły.

Ogień płonął, kurwa, wiecznie.

Ale przy niej…

Chciałem ścisnąć ją mocniej.

Chciałem przytulić ją mocniej, ale wtedy zabrała ręce i oderwała się ode mnie.

Opuściłem ręce wzdłuż tułowia i zacisnąłem pięści, patrząc, jak odchodzi. Wtedy, gdy już prawie dołączyła do swoich sióstr, spojrzała na mnie i spytała:

— Jak masz na imię? — Jej głos drżał, jakby się bała. Ale ani na chwilę nie oderwała ode mnie wzroku. Wbijała swoje oczy w moje, co przyprawiało mnie o palpitacje serca.

Zastanowiłem się nad tym pytaniem. Moje imię…

— Flame — powiedziałem, wypierając moje drugie imię z umysłu. Imię, którego nie znosiłem.

Zamarłem, gdy zerknęła na mnie i się uśmiechnęła. Wbiłem sobie paznokcie w dłoń, żeby, kurwa, zachować spokój na widok tego uśmiechu.

— Jestem ci dozgonnie wdzięczna, Flame. Na zawsze pozostanę twoją dłużniczką.

Wypuściłem powietrze z ust, gdy się odwróciła, ale nie mogłem przestać się na nią gapić.

Opuściłem oczy i utkwiłem wzrok w mojej dłoni. Dotknąłem suczki. Dotknąłem jej, kurwa, i nie zraniłem.

Ale potem ścisnęło mnie w żołądku. Bo płomienie wciąż były pod moją skórą. Czułem je. I gdybym znów jej dotknął, mógłbym zrobić jej krzywdę.

— Kurwa, stary, wszystko OK? — AK stanął przede mną, zasłaniając mi widok małej, ciemnowłosej suczki.

Uniosłem wysoko ręce, rozpościerając dłonie.

— Dotknąłem jej, kurwa — szepnąłem. — Dotknąłem jej, kurwa.

AK skinął głową.

— Wiem, bracie. Wszystko z tobą w porządku? Nie odbije ci na punkcie jej dupy, co? Nie nachodzą cię myśli, żeby poderżnąć jej gardło?

Przysunąłem się w bok, spojrzałem AK przez ramię i spytałem:

— Jak ona ma na imię? Co Mae powiedziała, kurwa? Że jak ona ma na imię?

AK zerknął za siebie i powiedział:

— Chyba Maddie. — Wziął głęboki oddech. — Tak. Maddie.

Maddie, pomyślałem, a potem wyszeptałem jej imię.

— Maddie…

W ciągu kilku godzin wróciliśmy do klubu, bracia spoza stanu wraz z większością braci od nas chlali i ruchali całą noc. Ale ja widziałem tylko Maddie. Widziałem tylko ją w oknie mieszkania Styxa, w którym się usadowiła. Nie piłem, nie paliłem, a zamiast tego patrzyłem, jak siedzi na parapecie i mnie obserwuje.

Chodziłem tam i z powrotem pod jej oknem dopóki AK z Vikingiem nie zaciągnęli mnie do mojego domu. Ale nie mogłem jej, kurwa, wyrzucić z głowy. Wciąż widziałem jej zielone oczy i długie czarne włosy. Wciąż czułem jej ręce na swoim ciele.

Złapałem noże, wypadłem na zewnątrz i pobiegłem do klubu. Gdy przebiłem się przez gęstwinę drzew, podbiegłem do okna mieszkania Styxa… i zamarłem.

Okno.

W pierdolonym oknie siedziała Maddie.

Serce zabiło mi szybciej, gdy na nią spojrzałem.

A potem ona spojrzała w dół i zaczęła się we mnie wpatrywać.

Widziałem, jak jej usta się otwierają.

Widziałem, jak jej oczy się rozszerzają.

Widziałem, jak jej dłoń przywiera do szyby.

Widziałem, jak jej usta wypowiadają słowo: Flame…

Złapałem za swoje noże i ruszyłem gwałtownym krokiem przed siebie. Zacząłem chodzić pod jej oknem. Bo już nikt więcej się do niej nie zbliży. Już nikt więcej nie zrobi jej krzywdy. Jeśli ktokolwiek to zrobi, umrze.

Umrze od moich pierdolonych noży.

Bo była moja.

Mała czarnowłosa suczka o imieniu Maddie była moja.

Rozdziałpierwszy

Flame
Czasobecny…

— Nie. Nie. NIE!

Pobiegłem żwirową drogą do mojego domu, nie mogąc powstrzymać popieprzonych myśli wirujących w mojej głowie. Mają ją. Zrobią jej krzywdę.

Wytężyłem siły. Czułem w nogach rozdzierający ból, były jeszcze słabe po kilku pierdolonych tygodniach, które spędziłem przywiązany do szpitalnego łóżka, ale musiałem dostać się do Maddie. Potrzebowała mnie. Musiałem ich powstrzymać. Musiałem ich powstrzymać, w przeciwnym razie jej też zrobią krzywdę.

Osłoniłem ją przed kulą. Kiedy Lilah ześwirowała po tym, jak Ky odbił ją ze społeczności, i przez przypadek nacisnęła na spust pistoletu wymierzonego prosto w Maddie… Musiałem ją uratować. Musiałem jej, kurwa, uratować życie.

Ale wszystko na nic, teraz mieli ją w tamtym kościele.

Dotarłem do swojego domu, otworzyłem drzwi i wpadłem do dużego pokoju. Na blacie znalazłem kluczyki do motoru, wziąłem je i wybiegłem na zewnątrz. Wskoczyłem na siedzenie, przekręciłem kluczyk i silnik ryknął, budząc się do życia. Gdy motor zadrżał pode mną, moje serce zadudniło jak uderzenie pioruna.

Gdy kopnąłem stopkę, zauważyłem Vikinga i AK, jak biegli za mną. Krzyczeli, żebym się zatrzymał, ale nie mogłem. Musiałem jechać do Maddie. Nie mogłem jej tam, kurwa, zostawić z tymi ludźmi.

Nie ją.

Nie Maddie.

Nie moją Maddie!

Tylne koło zarzuciło na żwirowym podjeździe i wypadłem na piaszczystą drogę niczym pierdolony Ghost Rider. Usłyszałem za sobą w oddali odgłos motoru, ale nie zatrzymałem się. W głowie dźwięczały mi słowa suki Kylera.

— Maddie jest w kościele pod wezwaniem Świętego Zbawiciela… Chodzi tam już od jakiegoś czasu. Wszystkie tam chodzimy.

Dodałem gazu. Nie wiedziałem, czy nie jest za późno. Ale wiedziałem, że jeśli tam nie dotrę, może być za późno. Sprawią, że będzie krzyczeć. A ja nie mogłem słuchać jej krzyków. Nie mogłem ich, kurwa, znieść. Jej krzyki sprawiały, że gotowała mi się krew w żyłach. Wzniecały płomienie pod moją skórą. Dręczyły, kurwa, mój mózg.

Ręce drżały mi na kierownicy harleya, gdy próbowałem stłumić pierdoloną wściekłość, gdy robiłem wszystko, żeby nie eksplodować. Wyobraziłem sobie zielone oczy Maddie. Wyobraziłem sobie jej jasną skórę. Jej długie, czarne włosy. A potem widziałem w swojej głowie tylko Maddie, całą we krwi. Jak ją trzymają i robią jej krzywdę. I wyobraziłem sobie, jak krzyczy. Widziałem te zielone oczy otwarte szeroko i zapłakane, kiedy ją wiążą. Wszyscy ludzie w kościele ją wiążą i sprawiają jej ból.

A ja nie mogłem jej uratować. Nie mogłem jej uratować. Ją też… Ją też mi zabiorą. Bo nie było mnie tam, żeby ją obronić.

Zacisnąłem ręce na kierownicy i wyrzuciłem ze swojego rannego gardła krzyk. Wyciskałem ze swojej maszyny, ile się da, aż wypadłem na drogę prowadzącą do centrum miasta. Przejechałem przez każde czerwone światło. Wyprzedzałem nieprzepisowo i wymuszałem pierwszeństwo.

Po dwóch kolejnych skrętach w prawo zobaczyłem tego skurwysyna.

Biały.

Okazały.

Pierdolony dom zła pod przebraniem dobra.

Kościół Świętego Zbawiciela.

I była tam moja Maddie.

Zahamowałem gwałtownie przed kościołem i zeskoczyłem z motoru. Gdy moje buty uderzyły o asfalt, poczułem w głowie pulsowanie. Taką reakcję wywoływało we mnie to, że byłem w pobliżu tego pierdolonego piekła. We krwi wciąż miałem leki, które podali mi w szpitalu, ale musiałem iść naprzód.

Spojrzałem w dół na swoje otwarte dłonie. Trzęsły mi się ręce, a mięśnie nóg zesztywniały. I jak pierdolony mięczak spojrzałem na strome, białe schody i nie mogłem się, kurwa, ruszyć.

I wtedy oczami wyobraźni zobaczyłem go, jak stoi przede mną i rozkazuje mi, żebym się zbliżył do drzwi kościoła. Widziałem jego zimne spojrzenie, gdy patrzył na mnie z ustami wykrzywionymi z obrzydzenia.

Grzesznik. Jesteś grzesznikiem, chłopcze — syknął. To wspomnienie było zbyt rzeczywiste i poczułem serce w gardle.

— Musisz oczyścić swoją krew z płonącego w niej ognia. Musisz oczyścić swoją mroczną duszę ze zła.

Z trudem złapałem oddech i musiałem się przytrzymać kierownicy, bo bałem się, że na samo wspomnienie nogi odmówią mi posłuszeństwa. Nie chciałem się poddać. Nie chciałem do tego wracać. Nie chciałem widzieć jego pierdolonej gęby w swojej głowie. Ale to, czego chciałem, nie miało żadnego znaczenia. Bo zawsze tam był. Zawsze do mnie przychodził. Nigdy nie zostawiał mnie, kurwa, w spokoju.

Za mną rozległ się ryk silnika harleya i opuściłem ręce. Wiedziałem, że to AK i Viking nawet bez oglądania się za siebie. I będą próbowali mnie powstrzymać. Wiedziałem to, bo oni nie rozumieli, co się stanie za tymi drewnianymi drzwiami, gdzie wzrok innych nie sięga.

Wytężyłem siły, żeby utrzymać pozycję stojącą i znów spojrzałem na kościół. Zmusiłem swojej nogi, żeby się poruszyły i podszedłem do schodów. Nie mogłem jednak zrobić ani kroku dalej. Próbowałem zmusić swoje stopy, żeby się poruszyły, żeby weszły na ten pierdolony pierwszy stopień, ale na próżno. Odmawiały mi posłuszeństwa. Byłem zbyt wielkim mięczakiem i bałem się stawić czoła temu, co było za tamtymi drzwiami.

Opuściłem głowę i uderzyłem w nią wewnętrzną częścią dłoni.

— Rusz się! — rozkazałem samemu sobie. — Kurwa, rusz się ty miękka pizdo!

Nie potrafiąc wejść na schody, zacząłem chodzić tam i z powrotem po chodniku. Chodziłem i chodziłem, a moją głowę zaczęły wypełniać obrazy i słowa przestrogi.

— Zrobią Maddie krzywdę. Zrobią Maddie krzywdę — mówiłem sobie, a płomienie w moich żyłach stawały się coraz gorętsze.

Z trudem mogłem oddychać, kiedy przyspieszyłem kroku i ponownie wyobraziłem sobie twarz Maddie.

Pomyślałem, że w taki czy inny sposób wyciągnę ją, kurwa, stamtąd.

Rozdziałdrugi

Maddie

Kilka godzin siedziałam skulona w cieniu schowana za wielką, białą, marmurową rzeźbą przedstawiającą Jezusa.

Nie mogłam już dłużej wytrzymać w klubie, mimo iż był to dzień ślubu Lilah i Kylera. Nie umiałam znieść ani jednej sekundy dłużej uwięziona w tym pokoju, gapiąc się przez okno i modląc rozpaczliwie, żeby zza drzew wyłonił się Flame.

On jednak nie przychodził.

Zamknęłam oczy i przywołałam obraz, jak bierze na siebie kulę i ratuje mi życie. Potem widziałam tylko krew.

Pozwoliłam swoim oczom się otworzyć, oparłam głowę o nogi figury Jezusa i położyłam dłonie na swoich piersiach przepełnionych bólem pustki. Mój umysł natychmiast wypełnił Flame — ciemne oczy, krótka, ciemna broda, lekko zakrzywiony nos i jego wielkie wytatuowane ciało. Stał pod moim oknem z nożami w dłoniach i ochraniał mnie.

Wpatrywałam się zagubionym wzrokiem w podłogę, lecz uniosłam głowę, gdy zabrzmiała moja ulubiona pieśń. Dźwięki strun gitary odbiły się echem od wysokich ścian. Następnie włączyły się delikatne uderzenia klawiszy pianina i popłynęły magiczne dźwięki pieśni, która zawsze wywoływała u mnie uśmiech. Powoli zaczęłam rozluźniać ręce i kołysać się delikatnie w rytm muzyki.

Z miejsca, w którym siedziałam, nie widziałam chóru, ale słyszałam go bardzo dobrze. To dlatego przychodziłam do kościoła. Nie dla religii, a dla tej magicznej muzyki.

Pozwolę świecić memu światłu.

Pozwolę świecić memu światłu.

Pozwolę świecić memu światłu.

Niech świeci, niech świeci, niech świeci…

Poruszałam ustami, bezgłośnie wypowiadając słowa piosenki. Jednak nie śpiewałam. Nie mogłabym wypowiedzieć słów na głos. Nigdy nie ośmieliłabym się zaśpiewać. Zawsze mnie uczono, że śpiew był zakazany, że był grzechem. Ale mogłam słuchać. Mogłam słuchać i czuć się bezpiecznie… Czuć iskierkę radości choćby przez tych krótkich kilka minut, podczas których rozbrzmiewały słodkie dźwięki.

Muzyka trwała i uśmiechałam się, aż wreszcie ostatnie, piękne słowa rozpłynęły się w ciszy…

— Każdego dnia, każdego dnia, pozwolę świecić memu światłu…

Wypuściłam powoli powietrze z płuc i jeszcze bardziej przywarłam do nóg rzeźby Jezusa, rozkoszując się próbą chóru gospel. Jednakże w przerwie pomiędzy pieśniami dało się słyszeć inny dźwięk, który dochodził z zewnątrz.

— Maddie!

Wyprostowałam się, gdy ostry, gardłowy głos wykrzyczał moje imię. Usłyszałam bicie własnego serca.

— Maddie! — Ktoś krzyknął znów. Ręce zaczęły mi się trząść. Z balkonu, na którym stali członkowie chóru, dochodziły szepty zaciekawienia. Otworzyły się drzwi biura pastorki James. Wyszła pospiesznym krokiem z napiętą twarzą. Pastorka James, kobieta, która bez wahania zaprosiła mnie i moje siostry do kościoła. Kobieta, która zaledwie kilka godzin temu udzieliła ślubu Lilah i Kylerowi. Kobieta, która wróciła do kościoła zaraz po mnie, abym nie była w nim sama.

Zrobiłam się nieruchoma jak rzeźba za mną. Moje ciało zamarło z przerażenia. Pastorka James ruszyła w moim kierunku, a na jej twarzy malował się niepokój.

Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, gdy za drzwiami rozległ się ogłuszający odgłos silnika, a zaraz po nim kolejny krzyk.

— MADDIE! — Ten krzyk był głośniejszy, bardziej rozpaczliwy. Na moim ramieniu spoczęła czyjaś dłoń. Krzyknęłam w reakcji na ten niespodziewany dotyk i zatoczyłam się do tyłu, aż wcisnęłam się pomiędzy ścianę ołtarza a figurę Jezusa. Usiadłam, odruchowo podkurczyłam kolana i natychmiast objęłam nogi rękami. Ręce pastorki James uniosły się do góry, a jej oczy skierowały się na mnie.

— Przepraszam, Maddie. Nie powinnam była cię dotykać.

Próbowałam oddychać, próbowałam strząsnąć ze swojego ciała resztki parzącego dotyku pastorki James. Ledwie jednak zdołałam napełnić płuca powietrzem, a desperacki głos odezwał się ponownie.

— MADDIE!

Pastorka James zerknęła na otwarte drzwi, po czym rzuciła mi spojrzenie i nerwowym głosem rozkazała:

— Zostań tu, Maddie.

Jakiś mężczyzna z chóru zbiegł z balkonu po schodach i dołączył do pastorki James na środku głównej nawy kościoła.

Spojrzał w moim kierunku, gdy pastorka James coś do niego powiedziała, i razem ostrożnie ruszyli do wejścia. Patrzyłam na nich uważnie, prawie nie mrugając powiekami i zastanawiając się, co ujrzą za drzwiami.

— MADDIE! — Znów odezwał się głos. Wzdrygnęłam się, słysząc ten złowrogi, przenikliwy, ochrypły ryk. Ale wtedy usłyszałam coś jeszcze, co złagodziło mój lęk.

— Do kurwy nędzy! Te nawiedzone pojeby wezwą psy! Dociera to do ciebie, dupku? Styx obedrze cię ze skóry ty psycholu! Dopiero co wróciłeś, kurwa, do domu!

Gdy usłyszałam znajomy głos i znajome imię, moje ręce przestały się trząść. Gdy kolejny krzyk wołający „MADDIE!” wdarł się do środka, zerwałam się na nogi i wyskoczyłam z ciemności. Uniosłam swoją długą do kostek suknię i pospiesznym krokiem ruszyłam przez kościół w kierunku otwartych drzwi, przez które do wnętrza wpadało światło słoneczne i oświetlało drewnianą podłogę.

— Nie będę się powtarzać. Proszę odejść albo wezwę policję — mówiła pastorka James, kiedy podeszłam do wielkich drzwi. Mężczyzna z chóru natychmiast mnie zauważył i klepnął pastorkę w ramię.

Ta odwróciła się i zbladła.

— Maddie, kochanie, zostań w kościele i zadzwoń do swojej siostry albo najlepiej do pana Nasha.

Wyraz jej twarzy zdradzał strach, lecz jej słowa szybko przeistoczyły się w biały szum w moich uszach, kiedy na dole przy ruchliwej ulicy ujrzałam jego… Flame’a. Chodził tam i z powrotem. Jak zawsze policzyłam jego kroki. Jedenaście w prawo, jedenaście w lewo.

Gdy zobaczyłam, jak wygląda, bałam się, że ugną się pode mną nogi. Poczułam dziwne mrowienie w żołądku, kiedy spojrzałam na jego nogi odziane w skórzane spodnie oraz nagi tors częściowo zakryty przez katanę Katów.

Jego dziwnie obcięte włosy były jak zwykle w stanie zupełnego bezładu. Był blady i nieco schudł. Zmarszczyłam brwi. Jego mięśnie drgały bardziej niż zwykle. Jego dłonie były zaciśnięte w pięści mocniej niż zwykle. Jego usta mamrotały coś, czego z takiej odległości nie dosłyszałam, lecz mimo to… to wciąż był Flame. Wciąż był tym mężczyzną, który mnie chronił. Wciąż był tym milczącym cieniem, który zapewniał mi bezpieczeństwo.

Mężczyzną, za którym tak bardzo tęskniłam.

Jego przyjaciele, Viking i AK, stali z boku. Viking, ogromny, rudowłosy brat, mówił coś do AK i był zrozpaczony. Przeczesał ręką włosy, odwrócił się i skupił uwagę na mnie.

Wypuścił powietrze ze swojej wielkiej klatki piersiowej, jakby z ulgą, i powiedział coś do AK. Ten zaś spojrzał w moim kierunku i przywitał się ze mną lekkim, zmęczonym machnięciem ręki.

Ale nie miałam dla nich czasu. W tamtym momencie potrafiłam skupić się tylko na Flamie.

Skrzywiłam się, gdy dostrzegłam biały opatrunek na jego szyi. Rana postrzałowa. Po kuli, która trafiłaby mnie, gdyby Flame nie stanął na jej drodze…

…by mnie ochronić.

Flame zaczął chodzić coraz szybciej. Widziałam jego drżące ręce, gdy zacisnął pięści do granic możliwości. Wtedy, napinając wszystkie ścięgna w swojej szyi, zaczął krzyczeć. Swoim ochrypłym, ostrym głosem zdołał wypowiedzieć: MADD — zanim jego wzrok przesunął się w górę schodów…

…i zderzył z moim.

Krzyk utknął mu w gardle, a jego ciało nagle znieruchomiało. Zachwiał się na niepewnych nogach, jakby był zbyt zmęczony, żeby stać. Nie odrywał jednak ode mnie swoich czarnych oczu. Jego ręce przestały się trząść, a jego szeroka, naga klatka piersiowa falowała w zawrotnym tempie, mimo to wydawało się, jakby ogarniał go dziwny spokój.

Chciałam z nim porozmawiać.

Chciałam wziąć go za rękę i mu podziękować. Podziękować mu za to, że uratował mi życie.

Ale nie umiałam. Nie miałam odwagi. Więc zamiast tego uniosłam swoją drżącą dłoń i przyłożyłam ją do swojej szyi dokładnie w miejscu, w którym Flame został ranny. Upewniwszy się, że całą swoją uwagę skupiał na mnie, pokłoniłam głowę w podziękowaniu.

Flame zamarł, widząc mój gest, a następnie z rozszerzonymi nozdrzami i falującą klatką piersiową zrobił krok do przodu. Moje serce zabiło szybciej, gdy pomyślałam, że zaraz wejdzie po schodach i podejdzie do mnie. Ale zrobił tylko jeden krok i wydawało się, jakby coś go powstrzymywało.

Poczułam smutek.

Widziałam, że chciał do mnie podejść.

Widziałam, że chciał ze mną porozmawiać. Ale tak jak i dla mnie — nie było to dla niego takie łatwe.

Poczułam, że ktoś podszedł do mnie od tyłu. Flame spojrzał ponad moim ramieniem i serce podeszło mi do gardła, bo jego spokój prysł. Ten przeżywający tortury mężczyzna, który każdego wieczoru na moich oczach kontrolował swoją wściekłość, teraz powrócił i wydał z siebie chropawe warknięcie.

— Maddie? — zawołała pastorka James. Wydawało się, że głos pastorki oraz jej obecność tuż przy mnie doprowadzają Flame’a do szału. Jego oczy zaszły wściekłością. Stopy zaczęły nieść go do przodu. Jego srogi wygląd i groźne zachowanie nie zapowiadały nic dobrego.

Ledwie oddychając, podążyłam za swoim instynktem i zbiegłam po schodach. Z każdym moim krokiem w kierunku Flame’a on jakby wracał z miejsca, w które przeniósł go jego udręczony umysł.

Odezwał się AK:

— Maddie, musisz wrócić z nami.

Flame oddychał tak ciężko, jakby biegł przez kilka godzin, a jego blada i wymizerowana twarz błyszczała od potu.

Nie spoglądając na AK, skinęłam głową. AK podszedł do Flame’a i powiedział cicho:

— Jedzie z nami, OK? Może jechać ze mną samochodem.

Flame zesztywniał i pokręcił głową, jakby to, co powiedział AK, go nie zadowalało. AK zbliżył się do Flame’a i rzekł:

— Spójrz na mnie, bracie.

Flame nie oderwał ode mnie wzroku. AK spróbował ponownie:

— Flame, spójrz na mnie. — Tym razem Flame posłuchał. Ale nie miał przyjaznego wyrazu twarzy.

AK uniósł dłoń do swojej piersi.

— Ufasz mi? Po tym wszystkim, przez co razem przeszliśmy, wierzysz mi, że zawiozę Maddie bezpiecznie do domu?

Viking stanął przy AK. Widziałam, jak Flame zerka raz na Vikinga, raz na AK. Opuścił wyraźnie ramiona, zrobił długi wydech i wychrypiał:

— Tak.

AK się rozluźnił. Spojrzał na mnie i wyciągnął rękę w kierunku samochodu. Podeszłam do niego, ale nie chciałam usiąść z przodu.

Wsunęłam się na tylne siedzenie, spojrzałam w pełne niepokoju oczy Flame’a, który obserwował, jak wsiadam, i uśmiechnęłam się, żeby go uspokoić.

Flame otworzył usta, a kiedy AK usiadł za kierownicą, pobiegł do swojego motoru.

Ryknął silnik i po niedługiej chwili wyjechaliśmy na ruchliwą drogę. AK nie odzywał się do mnie, ale widziałam, że obserwuje mnie w górnym lusterku.

Chcąc uciec jego uwadze, zaczęłam patrzeć przez okno. Gdy wyjechaliśmy z miasta i znaleźliśmy się na wiejskiej drodze, obok mnie rozległ się odgłos silnika motoru. W ciągu kilku sekund Flame przyspieszył i zrównał się z nami, tak że siedzenie jego motoru było na równi z moim siedzeniem. Jechaliśmy tak aż do samego domu.

Gdy się zatrzymaliśmy, Mae zbiegła z werandy. Wciąż miała na sobie suknię druhny i jak zawsze wyglądała olśniewająco pięknie. Styx jak zwykle ruszył zaraz za nią.

Mae chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi. Natychmiast ujrzałam na jej twarzy niepokój.

— Maddie — szepnęła z wyraźną ulgą. — Wszystko w porządku?

Skinęłam głową. Mae wyciągnęła do mnie rękę. Złapałam ją i pozwoliłam sobie pomóc wysiąść z samochodu. Mae objęła moje ramiona i zaczęła prowadzić mnie w kierunku domu. Gdy mijaliśmy Styxa, zauważyłam, że patrzy gniewnym wzrokiem na Flame’a i wykonuje rękami szybkie ruchy. Nie znałam języka rąk, którym porozumiewali się Styx, Mae i większość tamtych mężczyzn, ale widziałam, że Styx był zły na Flame’a.

— Styx. Prez… — słyszałam, jak Viking próbował powiedzieć coś Styxowi, lecz ten wszedł mu w słowo.

Mae pchała mnie do przodu, ale gdy przywołałam obraz twarzy Flame’a spod kościoła, obraz jego osłabionego od rany ciała i bladej twarzy, stanęłam jak wryta.

Bez względu na to, jaki miał ku temu powód, zamiast skupić się na tym, by wrócić do zdrowia, postanowił obronić mnie przed czymś, co uważał za zagrożenie. Wypuściłam powietrze z płuc.

Nie powinien zostać ukarany.

— Maddie? O co chodzi? — powiedziała stojąca obok mnie Mae. Uwolniłam się z jej opiekuńczego objęcia i odwróciłam. Jak tylko to zrobiłam, zmęczony Flame stanął bliżej mnie. Styx wciąż mówił rękami, ale Flame obserwował, jak niepewnie robię krok do przodu. Jego oczy powiększyły się, gdy powoli i lękliwie zbliżałam się do niego. Był spięty, zwinął dłonie w pięści i zacisnął szczękę.

Usłyszałam cichy odgłos kroków. Mae podeszła szybko do Styxa i szepnęła do niego coś, czego nie dosłyszałam, ale ja miałam jeden jedyny cel.

Zapach oleju i skórzanej odzieży uderzył mnie jako pierwszy, a potem coś innego, czego nie rozpoznałam, coś charakterystycznego dla Flame’a. Gdy z opuszczonym wzrokiem stanęłam w odległości kilku centymetrów od niego, zapadła cisza.

Splotłam dłonie, żeby nie stracić panowania nad sobą i uniosłam głowę. Będąc w tak bliskiej odległości od niego, zdałam sobie sprawę, że potwornie mi go brakowało. Zdałam sobie sprawę, że odkąd znalazł się w szpitalu, ani razu nie czułam się tak bezpiecznie.

Flame z trudem przełknął ślinę i obserwował mnie. Zadrżało mi serce, gdy przyznałam sama przed sobą, że lubiłam sposób, w jaki na mnie patrzył. Podobało mi się to, że kiedy byłam blisko niego, wyraz bólu znikał z jego twarzy.

Uspokoiłam nerwy i szepnęłam:

— Dziękuję. — Wzięłam szybko oddech, by opanować drżenie głosu, opuściłam wzrok, by uciec przed jego przeszywającym spojrzeniem, i dodałam: — Dziękuję. Dziękuję ci, że uratowałeś mi życie.

Miałam wrażenie, że panująca dokoła grobowa cisza mnie dusi. Słyszałam powiew wiatru, odgłosy ptaków pośród drzew, a potem usłyszałam oddech. Ponownie uniosłam wzrok i zobaczyłam, że usta Flame’a otwierają się nieco, jakby z jego ramion spadł ogromny ciężar.

Zacisnął zęby, a moim oczom ukazały się jego dziąsła z wytatuowanym napisem „BÓL”. Flame zbliżył się do mnie, a jego bliskość sprawiła, że zaczęłam tracić panowanie nad sobą. Mrugałam szybko, czekając na to, co zrobi.

Flame napiął mięśnie. Jego ręka zaczęła się unosić. Zesztywniałam, myśląc, że chce mnie dotknąć. Instynkt podpowiadał mi, by się odsunąć, by zrobić krok do tyłu i nie zgodzić się na to, by mnie dotknął. Ale gdy spojrzałam na jego zmęczoną twarz, nie umiałam postąpić inaczej, jak tylko pozostać w bezruchu.

Gdy Flame próbował dosięgnąć mojej twarzy, jego dłoń zadrżała, zatrzymała się w odległości kilku centymetrów od celu i zawisła w powietrzu. Jego oczy zaszkliły się łzami. Następnie uwolnił powietrze, które przytrzymywał, zabrał rękę i zrobił chwiejny krok do tyłu.

Obróciłam głowę w prawo. Mae patrzyła na mnie zszokowana z rozwartymi ustami. Styx spoglądał gniewnie, mrużąc oczy. Moja skóra natychmiast zapłonęła, a policzki oblały się wstydliwym rumieńcem.

Cofnęłam się i zaczęłam iść w kierunku domu, chcąc schować się przed wzrokiem wszystkich. Mae ruszyła ze mną. Dokładnie w momencie, gdy już miałam schronić się w domu, usłyszałam:

— Maddie… — wyszeptane gardłowym, smutnym głosem.

Natychmiast się zatrzymałam. Zerknęłam przez ramię i ujrzałam Flame’a stojącego kilka kroków przed swoimi braćmi. Patrzył na mnie takimi smutnymi oczami, że bałam się, iż serce mi pęknie.

Na jego twarzy malowało się ogromne pragnienie, jakby bardzo chciał mi coś powiedzieć. Cokolwiek.

Zmusiłam swoje usta do uśmiechu, założyłam włosy za ucho i wyszeptałam:

— Dobranoc, Flame…. Cieszę się, że wróciłeś. — W myślach dodałam: do mnie — ale tego nigdy nie wypowiedziałabym na głos.

Rozdziałtrzeci

Flame

Patrzyłem, jak odchodzi, dopóki drzwi do domu prezesa nie zamknęły się. Nie poruszyłem się. Po prostu się gapiłem na drewniane drzwi, czując pierdolony ścisk w żołądku.

Uniosłem rękę i spojrzałem na swoje sztywne palce. Wyglądały jak każde inne, ale nie działały tak samo. Bo inni ludzie mogli kogoś dotknąć. Mogliby dotknąć czyjejś twarzy, usłyszawszy słowo „dziękuję”. Mogliby dotknąć jej skóry. Być może mogliby sprawić, że poczułaby się lepiej.

Wtedy ogarnęła mnie frustracja i pomyślałem: twój dotyk to trucizna. Zrobisz jej krzywdę.

Zgiąłem palce, zacisnąłem dłoń w pięść i poczułem ogień we krwi. Nienawidziłem tego. Czułem rozgoryczenie i gniew, że nie mogłem jej dotknąć, że kiedy spojrzała na mnie tymi swoimi zielonymi oczami, nie umiałem się, kurwa, odezwać.

Nie wiedziałem, jak z nią rozmawiać. Wiedziałem tylko, że nie umiem. Bo miałem nie po kolei w głowie. Bo nie byłem taki jak inni. Bo ludzie mówili, że jestem pierdolonym świrem. Całe życie mówili mi, że urodziłem się nienormalny.

— Flame? — Odwróciłem głowę. AK i Viking stali obok prezesa. Styx skinął na mnie głową. Wtedy Vike zerknął na Styxa, a potem znów na mnie. — Podejdź tu, bracie.

Jeszcze raz spojrzałem na zamknięte drzwi, opuściłem głowę i ruszyłem w kierunku prezesa. Styx cały czas na mnie patrzył, obserwował moje poruszające się usta, gdy pod nosem liczyłem kroki. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem…

Doszedłem do niego na osiem. Dziewięć, dziesięć, jedenaście… Na jedenaście uniosłem wzrok. Głowa drgała mi w nerwowym tiku, czułem na sobie jego gniewne spojrzenie. Schowałem palce w dłoni, ostre paznokcie wbiły mi się w skórę, rozkoszowałem się bólem.

Styx pokręcił głową i zamigał: — Nie wiem, kurwa, o co chodziło, i nie jestem pewien, czy chcę wiedzieć. — Spojrzał na AK i Vike’a, ale ja ani na chwilę nie oderwałem od niego oczu. Z powrotem odwrócił się do mnie i zamigał: — Rozumiem, że masz jakąś pojebaną obsesję na jej punkcie. Twoja pieprzona sprawa. Ale jeśli ją skrzywdzisz, to skrzywdzisz Mae, a taki numer nie przejdzie.

Zazgrzytałem zębami tak mocno, że dało się to wyraźnie słyszeć. Potrząsnąłem głową i syknąłem:

— Nigdy nie skrzywdzę Maddie. Nigdy.

Styx przez chwilę milczał, potem skinął głową i zaczął iść w kierunku swojego domu. Moje oczy cały czas podążały za nim, gdy zamigał:

— Cieszę się, że wróciłeś, bracie. Bez ciebie to już nie było to samo. Życie było, kurwa, raczej nudne.

Rozluźniłem ręce. Styx wszedł do domu, zostawiając mnie z Vikiem i AK.

AK przetarł dłonią twarz.

— Chodźmy do domu.

Ale ja nie chciałem odchodzić. Musiałem stać pod oknem Maddie. Musiałem zapewnić jej bezpieczeństwo.

AK stanął na linii mojego wzroku.

— Jutro, bracie. Jutro zaczniesz swoją wartę na nowo. Dzisiaj ledwo stoisz na nogach. Musisz coś zjeść i się przespać. Straciłeś sporo na wadze. Masz, kurwa, wielkie wory pod oczami. Nie myślisz trzeźwo.

Pokręciłem głową, mając zamiar powiedzieć im, żeby, kurwa, poszli sami, kiedy Vike przyłączył się do AK.

— Bez dyskusji, Flame. Nie sprzeciwiaj się, bracie. Niewiele spaliśmy, odkąd znalazłeś się w szpitalu. Pilnowaliśmy cię tam na zmianę na wypadek, gdybyś się obudził i zaczął, kurwa, świrować, że cię przywiązali. Więc daj nam, kurwa, odetchnąć, OK? Chociaż jedną pierdoloną noc.

Nie chciałem się poddać. Chciałem im powiedzieć, żeby spierdalali i zostawili mnie z Maddie. Potrząsałem głową, gdy Vike na mnie patrzył, ale ostatecznie przytaknąłem.

Vike rozluźnił ramiona i zaczął iść w kierunku drzew, które prowadziły do naszych domów. AK poszedł za nim. Ruszyłem i ja, ale gdy już miałem wejść pomiędzy w drzewa, coś mnie tknęło, żeby się odwrócić.

Maddie.

Maddie siedziała w oknie i patrzyła, jak odchodzę. Moje stopy stanęły w miejscu. Maddie klęczała z dłońmi przyłożonymi do szyby. Serce zadrżało mi w piersi. Kiedy się do mnie uśmiechnęła, rozluźniłem ręce i opuściłem je wzdłuż tułowia, na krótką chwilę łomot w mojej głowie ustał. Przestałem się trząść. I to uczucie, że coś pełza mi pod skórą, też ustało.

— Flame? — zawołał AK z głębi lasu. Ale nie mogłem odwrócić wzroku. Nie chciałem, żeby to uczucie mnie opuściło. Nie chciałem jej zostawić. Po prostu chciałem być blisko niej.

Po prostu chciałem być, kurwa, blisko.

Usłyszawszy krzyk AK, Maddie osunęła się na dół i usiadła na parapecie. Jej oczy zmętniały. Jedną dłoń zabrała z szyby i pomachała mi lekko.

Nie poruszyłem się.

Nie poruszyła się i ona.

AK zawrócił.

Mój brat stanął przy mnie, a ja napiąłem ciało. Usłyszałem, jak wzdycha. Widziałem, jak Maddie przechyla głowę i obserwuje nas.

— Flame. Musisz, kurwa, wrócić do domu. Zostaw już dzisiaj tę małą w spokoju.

AK czekał w milczeniu. Wtedy Maddie zmieniła wyraz twarzy i pokłoniwszy się, odeszła od okna.

— Poszła spać, Flame.

Gdy Maddie nie wróciła do okna, odwróciłem się i poszedłem za AK do domu. Kiedy wyszedłem na naszą małą polanę, Viking stał przed swoim domem i rozpalał grilla.

— Siadaj. Steki się smażą, piwo chłodzi. — Podszedłem do niego i usiadłem tam, gdzie zwykle. AK usiadł naprzeciw mnie. Viking sięgnął do lodówki turystycznej i podał nam piwo. Otworzyłem butelkę zębami i pociągnąłem długiego łyka. Milczeliśmy, Viking odwracał steki, a AK skubał etykietę na piwie. Następnie Viking nałożył steki na talerze i jeden z nich podał mi.

Pokręciłem głową. Viking podsunął mi go pod twarz.

— Jedz, bracie. Cholernie schudłeś. — Wziąłem talerz, ale moje oczy były zwrócone na las. Wiedziałem, że tam jest. Zastanawiałem się, czy śpi. Zastanawiałem, się jak wygląda, kiedy śpi. Chciałem popatrzeć na nią, gdy śpi.

Viking chrząknął. Kiedy na niego spojrzałem, on i AK skupiali swoją uwagę na mnie. Poruszyłem się na krześle i spytałem:

— Co?

Viking włożył kawałek krwistego steka do ust, ale AK nawet nie drgnął. Odwzajemniłem jego spojrzenie, moje nogi zaczęły drżeć, jego badawczy wzrok rozpalał wewnątrz mnie płomienie

— Co? — warknąłem ponownie.

Vike spojrzał na AK i wzruszył ramionami. AK zrobił poważną minę, skinął brodą i spytał:

— Dlaczego ta mała, bracie?

Moje drżące nogi znieruchomiały. Napiąłem wszystkie mięśnie.

AK pochylił się w moim kierunku.

— Po co tę małą ratować? Po co pilnować jej pokoju? Próbuję, kurwa, to wszystko zrozumieć. — Zerknął na Vikinga, który wlewał w siebie piwo, po czym znów spojrzał na mnie i dodał:

— Chcesz ją? To o to chodzi?

Nie odpowiedziałem i zacisnąłem szczękę. Opuściłem oczy. Ta rozmowa sprawiła, że moja głowa zaczęła się trząść. Potem się odwróciłem i znów spojrzałem na drzewa.

— Czy to dlatego, że cię dotknęła?

Gdy padło to pytanie, gwałtownie odwróciłem głowę w kierunku AK. Zacisnąłem pięści, gdy sobie przypomniałem, jak Maddie objęła mnie w pasie po tym, jak kilka miesięcy temu w społeczności zabiłem tę pizdę Mojżesza. Podeszła prosto do mnie i mnie dotknęła. Ale płomienie wcale się na nią nie przeniosły.

Wciąż nie wiedziałem dlaczego. Coś się jednak tamtego dnia wydarzyło. Ona coś ze mną zrobiła. W jakiś sposób wdarła się do mojego umysłu. Od tamtego czasu gorzej znosiłem myśl o dotykaniu mnie. Ponieważ teraz chciałem, żeby mnie dotykała.

Ale nigdy nie mogłem jej na to pozwolić.

— Bracie. Porozmawiaj ze mną.

— Tak. Dotknęła mnie. Po tym, jak zajebałem tę pizdę Mojżesza, podziękowała mi. Spojrzała na mnie tymi wielkimi, zielonymi oczami, a potem mnie, kurwa, dotknęła. — Spojrzałem na AK i Vikinga. — I ja też mogłem jej dotknąć. Z powodu płomieni nikogo nie mogę dotykać, chyba że chcę go zabić. — Pokręciłem głową, oczy zaszły mi mgłą i poczułem taki ścisk ucisk w żołądku, że nie mogłem oddychać. Mrugnąłem i powiedziałem:

— Ale ona mnie dotknęła. Płomienie jej nie zraniły. Dzięki mnie poczuła się dobrze.

Zakłuło mnie w piersi, tak bardzo chciałem znów dotknąć Maddie. Ale poczułem pustkę, kiedy powiedziałem sobie, że nie mogę. Że to wydarzyło się tylko raz. Potem zauważyłem kroplę wody spadającą na moje spodnie. Dotknąłem tego miejsca palcem. Potem spadła kolejna kropla.

— Cholera! — usłyszałem syknięcie AK. Gdy uniosłem wzrok, ujrzałem przed sobą rozmazane postaci AK i Vikinga. Uniosłem dłoń do twarzy i poczułem na niej wilgoć. Byłem mokry od łez.

AK wstał.

— Flame, stary. Kurwa. Przepraszam, nie powinienem był drążyć tematu. Nie powinienem był pytać o tę małą, o dotykanie jej i o to, co do niej czujesz. To twoja sprawa, kurwa.

— Nigdy by mnie nie zechciała. Jestem jebanym debilem. — Uderzyłem się wewnętrzną częścią dłoni w głowę, a moje oczy znów zaszły łzami. — Mam tu źle poukładane. Jestem pojebany, nie rozumiem ludzi, oni nie rozumieją mnie. Nigdy nie będę kumał mowy ciała. Dlaczego ktoś tak doskonały jak ona miałby chcieć kogoś tak pojebanego jak ja? Kogoś, kto ma nie po kolei w głowie?

AK uniósł rękę.

— Przestań, kurwa, tak mówić. Ta suka gapi się na ciebie tak samo jak ty na nią. I nie sądzę, że po tym, przez co przeszła, jest taka doskonała jak myślisz. Mae nie jest. Lilah też nie. Dlaczego uważasz, że ona jest inna?

— Bo ona jest doskonała. Wszystko, co z nią związane, jest, kurwa, doskonałe. Absolutnie, kurwa, wszystko.

AK zrobił krok do przodu i uniósł ręce.

— Bracie, myślę, że musisz się przespać. Po prostu… tak. Po prostu, kurwa, prześpij się trochę.

Vike zawtórował AK.

— Idź, Flame. Idź do domu i się połóż. Poczujesz się lepiej, kiedy odzyskasz siły.

Rzuciłem nietkniętego steka na ziemię, wstałem i ruszyłem w kierunku mojego domu, lecz zanim dotarłem do drzwi, zerknąłem za siebie.

— Musiałem ją uratować. Musiałem ją osłonić przed tą kulą. Nie mogę jej dotknąć. Nigdy nie będę… mógł z nią być. Nie mogę… tego zrobić. Ale mogę ją chronić. Mogę zapewnić jej bezpieczeństwo.

AK przeczesał dłonią swoje ciemne włosy.

— Wiem, stary. Kurwa, wiem to. — Opuścił głowę. — I powiem to jeszcze raz. Ta suka też coś, kurwa, w tobie widzi. Tak jakby cię rozumiała czy coś, kurwa… — Jego głos stał się ostrzejszy, a potem umilkł.

Czułem, że powinienem wiedzieć dlaczego. Ale nigdy nie rozumiałem innych ludzi.

Vike wskazał na drzwi do mojego domu.

— Wejdź do środka i się połóż.

Otworzyłem drzwi i wszedłem do domu zdezorientowany wzruszeniem mojego brata. Rozejrzałem się po pokoju, moje rzeczy były dokładnie tam, gdzie je zostawiłem: noże, ciuchy, broń.

Potem spojrzałem w prawo i na podłogę. Gdy utkwiłem wzrok we włazie w podłodze w tylnej części dużego pokoju, parząca krew w żyłach uderzyła mnie jak pociąg towarowy. Wstrzymałem oddech, bo mój żołądek przeszył ból i znów poczułem płomienie. Zamknąłem oczy i chwiejnym krokiem ruszyłem w kierunku noży.

Podniosłem stary nóż, ten, którego zawsze używałem. Przyjrzałem mu się. Czułem, jak zło wypełnia moje żyły, ogień zaczął wypełzać na powierzchnię. Wtedy poczułem, że mój fiut zrobił się twardy. Czułem, jak napiera na rozporek moich skórzanych spodni. I widziałem, że lada moment w mojej głowie pojawi się on.

Oddychałem szybko. Z napiętymi mięśniami i twardym fiutem podszedłem chwiejnym krokiem do włazu. Uniosłem nóż i przytrzymałem go zębami. Było ciemno, w tej części pokoju nie było żadnego światła, ale moje oczy utkwione były we włazie.

Wtedy usłyszałem w głowie głos.

Jego głos.

Głos, który nigdy mnie nie zostawiał, kurwa, w spokoju.

— Rozbieraj się — rozkazał. Jego ostry głos dźwięczał głośno w mojej głowie. Zacisnąłem zęby na rączce noża, syknąłem i wywróciłem oczy białkami do góry. Zrzuciłem katanę w ciągu kilku sekund.

— Wszystko, chłopcze — warknął, a potem usłyszałem trzask jego paska.

Mój kutas pulsował i napierał na rozporek. Przyłożyłem do niego dłoń i ścisnąłem w żelaznym uchwycie, aż zatrzęsły mi się nogi, a potem z mojego gardła wydobył się ryk.

— Wszystko, chłopcze — rozkazał znów. — Zdejmij wszystko.

Puściłem twardego jak granit kutasa, odpiąłem guzik, szarpnięciem rozpiąłem rozporek i opuściłem spodnie do kostek.

Napiąłem barki i oddychałem ciężko, czekając na kolejny rozkaz. Zaciśnięte w pięści ręce trzymałem wzdłuż tułowia z dala od mojego kutasa, który twardy do bólu czekał.

Miałem oczy zamknięte, coraz mocniej zaciskałem zęby na nożu, kiedy głos nagle rozkazał:

— Na podłogę.

Opadłem na niewielki właz wbudowany w podłogę. Wyjąłem nóż z ust, a drugą ręką złapałem za fiuta. Owinąłem na nim palce i wbiłem długie paznokcie w skórę. Syknąłem, czując nagłe uderzenie oślepiającego bólu.

Jęknąłem. Jęknąłem głośno i szarpnąłem biodrami do przodu. Moja ręka zaczęła się poruszać; w tył i w przód, w tył i w przód. Bolało. Paliło… Było mi, kurwa, tak dobrze.

Tego było mi trzeba.

Tego było mi, kurwa, trzeba.

Otworzyłem usta, gdy moja ręka przyspieszyła. Napiąłem ciało, czując ogień wzbierający w moim kręgosłupie. Poczułem w jądrach wzrastające napięcie. Ale nie mogłem dojść. Już byłem bliski. Ogień, płomienie, chciały się wydostać. Ale potrzebowałem… potrzebowałem…

W mgnieniu oka nóż przesunął się po moim udzie, ostrze przecięło skórę. Z rany pociekła krew, a głos syknął:

— Jeden. — Liczył z każdym uderzeniem noża. — Dwa. — Moja dłoń poruszała się coraz szybciej po moim kutasie, ostre paznokcie wbijały się w skórę. — Trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć… — Pochyliłem się do przodu. Oddychałem przez zaciśnięte zęby, a głos i uderzenia noża jarały mnie coraz bardziej.

— Dziesięć — zawołał głos jeszcze głośniej, a krew zaczęła spływać po moich udach i kapać na właz.

Napiąłem ciało i czekałem na ostatni rozkaz. Zacisnąłem dłoń, raniąc paznokciami kutasa i wbijając nóż głęboko w udo. A potem głos zagrzmiał: — JEDENAŚCIE! — Zalała mnie fala gorąca, każdy mięsień w moim ciele zapłonął. Moje kości zadrżały, uwalniając skumulowaną wściekłość. Wydałem z siebie bolesny jęk i doszedłem. Miałem tak silny orgazm, że odrzuciłem głowę do tyłu, upuściłem nóż na podłogę.

Oddychałem z trudem, moje wyczerpane ciało opadło bezwładnie do przodu. Ale kiedy złapałem oddech, jak zwykle poczułem wzbierające w moim żołądku mdłości. Przewróciłem się na bok i zwymiotowałem do stojącego obok mnie wiadra.

Gdy w moim żołądku nie zostało już nic, tę pustkę zastąpił wstyd, który czułem każdej nocy. Każdej nocy po tym jak się ciąłem, oczyszczałem i podporządkowywałem jego głosowi.

Zwiesiłem głowę, czując, że na podłodze pode mną sperma, która spłynęła z moich nóg, zmieszała się z krwią. Przesunąłem swoje zmęczone ciało, objąłem się rękami w pasie, wciągnąłem spazmatycznie powietrze i położyłem się na włazie. Zamknąłem oczy i z całych sił próbowałem zasnąć.

Jego głos w mojej głowie póki co milczał.

Rozdziałczwarty

Maddie

Uwielbiałam rysować.

To coś, co odkryłam w ciągu wielu nocy spędzonych samotnie w swoim pokoju.

I byłam w tym dobra. Przynajmniej tak mi się wydawało. Ale przede wszystkim była to moja ucieczka. Zaczęłam żyć wyimaginowanym życiem, które chciałabym przeżyć, gdyby moje dzieciństwo od samego początku było inne… Gdybym ja była inna.

Otulił mnie powiew chłodnego wiatru. Sen nie nadchodził, a moje ręce wręcz paliły się do rysowania, więc usiadłam na dworze. Był środek nocy i gwiazdy świeciły na tle ciemnego nieba jak diamenty.

Zamknęłam oczy, wzięłam oddech. Uwielbiałam oddychać nocnym powietrzem. Uwielbiałam przebywać na zewnątrz. Po prostu kochałam spokój.

Usiadłam wygodnie na rozkładanym krześle i sięgnęłam po leżący na trawie szkicownik. Otworzyłam go i przejrzałam kilka pierwszych stron: rysunki liści, ptaków i drzew. Przeskoczyłam kartki z rysunkami młodej dziewczyny na łące uśmiechającej się do wielkiego słońca i te z rysunkami czterech młodych sióstr, które spacerowały, trzymając się za ręce — trzy ciemnowłose, jedna blondynka, wciąż niewinne i nieskalane.

Gdy otworzyłam na następnej stronie, zatrzymałam się. Moje ręce znieruchomiały. Dwoje znajomych, czarnych oczu przyglądało mi się z kartki, wyglądały, jakby były prawdziwe, błyszczały w blasku księżyca pod moim oknem.

Nieśmiało przejechałam palcem po tych oczach i życzyłam sobie, abym mogła dotknąć go w rzeczywistości. Uniosłam prawą dłoń w powietrzu i splotłam ją ze swoją lewą dłonią, by wyobrazić sobie, jakie to uczucie.

Dłoń trzymająca moją dłoń.

Jeden zwykły dotyk.

Dotyk, który mówił tak wiele.

Moją pierś przeszył ból i westchnęłam ze smutkiem. Ponieważ odkąd poznałam Flame’a, moje myśli tak bardzo się zmieniły.

W społeczności marzyłam, że zmieniam się w motyla. Że rozkładam swoje kolorowe skrzydła i odlatuję, uciekając od tego całego bólu. Ale teraz, gdy w pobliżu był Flame, miałam inne marzenia. Marzyłam, że pewnego dnia dowiem się, jakie to uczucie, gdy trzyma mnie za rękę.

Ogarnął mnie smutek, bo pomyślałam, że to niemożliwe. Opuściłam ręce i rozplotłam dłonie.

Nagle moją uwagę przykuł szelest liści. Wyprostowałam się gwałtownie na krześle, wpatrując się w ciemny las. Moje serce załomotało, gdy z gęstego listowia wyłoniła się jakaś postać. Wstrzymałam oddech, ogarnięta strachem, lecz wtedy na oświetlonym blaskiem księżyca trawniku pojawiła się postać ubrana w dwa znane mi buty i skórzane spodnie. U jej pasa wisiały noże, a nagi tors pokrywała ciężka, skórzana katana.

Flame.

Moje serce, które i tak już biło szybciej, teraz przyspieszyło do granic możliwości. A kiedy Flame uniósł głowę, w ogóle przestało bić.

Marsowa mina natychmiast wyparowała z jego twarzy. Jego usta, które mamrotały coś pod nosem, zamarły w pół słowa.

Chwyciłam koc, którym okryłam kolana, i podciągnęłam go pod samą szyję. Pozostałam w bezruchu, Flame również. Nie spodziewałam się, że przyjdzie dziś wieczorem. Jego przyjaciele zabrali go do domu. Widziałam z okna, jaki był wyczerpany. Nawet w słabym świetle księżyca widziałam, jak bardzo wciąż był zmęczony.

Ręce Flame’a znieruchomiały. Jego klatka piersiowa falowała zbyt szybko, potem odwrócił się na pięcie i cały sztywny ruszył w głąb lasu.

Poczułam rozczarowanie, gdy zaczął odchodzić, i bez zastanowienia zamknęłam szkicownik, przesunąłem się na skraj krzesła i zawołałam:

— Zaczekaj! Nie odchodź!

Flame zastygł w bezruchu.

Tak jak i ja.

Opanowując nerwy i szok wywołany tym, co przed chwilą zrobiłam, powiedziałam:

— Proszę, Flame. Nie odchodź… Ja… Cieszę się, że tu jesteś.

Flame zacisnął pięści, po chwili rozprostował palce, wyprostował ramiona i powoli się odwrócił. Jego ciało zesztywniało, gdy znów na mnie spojrzał. Tylko tak stał. Stał na skraju lasu, patrząc przed siebie.

Ale chciałam, żeby podszedł bliżej.

Ciągle jeszcze siedząc na skraju krzesła, zapytałam:

— Może podejdziesz bliżej? Siedzę… tutaj sama, bo nie mogłam zasnąć. Byłoby… — wzięłam głęboki oddech, zwalczając w sobie mój naturalny odruch, żeby uciec, i ciągnęłam: — Byłoby miło, gdybyś dotrzymał mi towarzystwa.

Flame się nie poruszył, a widząc jego sztywne ciało, byłam przekonana, że nie zrobi ani kroku bliżej. Wtedy, ku mojemu zaskoczeniu, zaczął iść, jego silne nogi niosły go w moim kierunku.

W nocnej ciszy słyszałam, jak liczy pod nosem kroki. Gdy dochodził do jedenastu, zaczynał liczyć od nowa. Przekrzywiłam głowę na bok, gdy zaczął się zbliżać, i poczułam lekki ścisk w żołądku wywołany niecierpliwością i strachem.

Na skórze jego ramion dostrzegłam świeże rany po nacięciach i zrobiło mi się smutno, że w jego życiu wydarzyło się coś takiego, co zmuszało go do okaleczania się w taki sposób. Flame wyjął nóż zza pasa i zacisnął palce na jego rączce. Jakby potrzebował tego noża dla komfortu psychicznego.

Jakby denerwował się, będąc w mojej obecności.

Westchnęłam głęboko i powiedziałam cicho:

— Może usiądziesz? — Wskazałam na krzesło przede mną. Flame spojrzał na nie spod swoich długich, czarnych rzęs i wypuściwszy ostro powietrze przez nos, usiadł przy mnie. Poczułam zapach oleju i skórzanych ubrań. Poczułam silny zapach piżma i przypraw, typowy dla Flame’a, i poczułam w ciele rozchodzące się ciepło.

Siedział przy mnie.

Flame siedział tuż przy mnie.

Opuściłam oczy na postrzępione brzegi koca, którym byłam okryta, i bawiłam się wełnianymi kosmykami tylko po to, by opanować targające mną nerwy.

Ale Flame siedział zupełnie nieruchomo. Milczał.

Zerknęłam w bok i zobaczyłam, że mnie obserwuje. Jak tylko spotkaliśmy się wzrokiem, opuścił oczy. Moje policzki oblały się rumieńcem i z jakiegoś nieznanego powodu w kąciku moich ust pojawił się lekki uśmiech.

Uniosłam głowę, spojrzałam na księżyc i znalazłam w sobie odwagę, by się odezwać:

— Nie sądziłam, że przyjdziesz do mnie dziś wieczorem.

Po kilku sekundach ciszy byłam przekonana, że Flame nie odpowie. Ale w pewnym momencie usłyszałam, jak poruszył się na swoim krześle i powiedział ostro:

— Nie mogłem nie przyjść.

Gdy usłyszałam tę odpowiedź, mój puls przyspieszył i szepnęłam:

— Dlaczego?

Flame wzruszył ramionami, a następnie, skupiając wzrok na nożu w swojej dłoni, powiedział:

— Nie mogłem przestać o tobie myśleć. I… — zawiesił głos.

— I co? — naciskałam.

— Musiałem być blisko ciebie. Musiałem wiedzieć, że jesteś bezpieczna.

Patrzyłam, jak Flame przesuwa palcem po ostrzu noża, lecz w głowie wirowały mi jego słowa i zrobiło mi się ciepło na sercu.

— Cieszę się, że przyszedłeś — odparłam, wzięłam oddech i dodałam — Ja… Stęskniłam się za tobą… — To wyznanie zostało wypowiedziane szeptem. Byłam zbyt onieśmielona, żeby powiedzieć to głośno. Choć mówiłam szczerze z całego serca. Nigdy nie sądziłam, że aż tak bardzo będę za nim tęsknić.

Flame wypuścił gwałtownie powietrze z ust.

— Nie mogę, kurwa, znieść myśli, że tak długo mnie przy tobie nie było. Pierdoli mi się od tego w głowie.

Skierowałam uwagę na odsłoniętą czerwoną bliznę na jego szyi i spytałam:

— Bardzo cię bolało? — Skręciło mnie w żołądku. — Nie mogę znieść myśli, że cierpiałeś przeze mnie.

— Nie — powiedział chłodno Flame. — Nie czułem bólu. Dobrze radzę sobie z bólem. Ale mnie, kurwa, przywiązali do łóżka. Przywiązali mnie i nie mogłem tego, kurwa, znieść. A potem podali mi środki uspokajające. Podali mi środki, żebym nie mógł ich dorwać. Żebym nie mógł zabić tych, którzy mnie związali.

Flame dyszał, miał rozszerzone nozdrza. Opuściłam głowę.

— To moja wina — szepnęłam. — To z mojej winy musiałeś przez to przejść.

— Musiałem cię ochronić. — Flame zmienił pozycję na krześle i wyznał:

— Kiedy się obudziłem, kiedy AK i Viking mnie obudzili, byłaś pierwszą osobą, o której pomyślałem. I musiałem cię zobaczyć. Po prostu… Po prostu musiałem cię, kurwa, zobaczyć.