Paradoks łosia - Antti Tuomainen - ebook + audiobook + książka

Paradoks łosia ebook

Antti Tuomainen

4,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Absurdalnie zabawny, chwytający czule za serce i bezlitośnie szargający nerwy – drugi tom trylogii kryminalnej fińskiego pisarza, Anttiego Tuomainena, której skazaną na sukces ekranizację, ze Steve’em Carrellem w roli głównej, przygotowuje Amazon Studios.

Starannie uporządkowane życie matematyka ubezpieczeniowego wywraca się do góry nogami, gdy niespodziewanie jest zmuszony zwolnić się z pracy i dziedziczy park przygody… z całą masą towarzyszących temu problemów i perypetii.

Matematyk ubezpieczeniowy Henri Koskinen w końcu przywrócił jako taki porządek zarówno w swoim życiu prywatnym, jak i zawodowym. Jako właściciel Fun-Landii czuje się już znacznie pewniej i właściwie jest o krok od tego, by uznać park przygody za obiecujący biznes, kiedy pojawiają się nowe kłopoty i znów wszystko staje na głowie.

Najpierw z przeszłości wyłania się postać mężczyzny, którego obecność nie wróży niczego dobrego, a tuż za nim, w miejsce dotychczasowego dostawcy sprzętu i urządzeń, pojawia się podejrzane trio, stawiające ni stąd ni zowąd nonsensowne i niejasne żądania. Firma Toy of Finland Ltd. najwyraźniej robi wszystko, by nie sprzedać Henriemu nowej zjeżdżalni, która miała stać się główną atrakcją parku. Jakby tego było mało, związek byłego aktuariusza z artystką Laurą osiąga punkt krytyczny.

Aby przetrwać w tym nieprawdopodobnym chaosie, Henri musi dokonać ponownych – bardzo ryzykownych – kalkulacji, zanim będzie za późno...

Tuomainen, najinteligentniejszy – i najzabawniejszy – pisarz Finlandii, od wielu lat okupuje szczyt tamtejszych listy bestsellerów. Autora nominowano do wielu prestiżowych europejskich nagród, m.in. Szklanego Klucza, CWA International Dagger, Prix du Polar Européen oraz Last Laugh Award. Jego Mała Syberia została uznana przez „The Times” za jedną z najlepszych książek ostatnich pięciu lat, otrzymała też Nagrodę Petrona jako najlepsza skandynawska powieść kryminalna 2020 roku. "Tuomainen to najzabawniejszy pisarz w Europie!" „The Times”

"Zwięzły, mrożący krew w żyłach i po ludzku ciepły. A w naszych niepewnych czasach aktuariusz może okazać się bohaterem idealnym!" Chris Brookmyre, szkocki powieściopisarz

"Godne Nabokova połączenie thrillera z czarną komedią." „The Telegraph”: książka roku

"Najzabawniejszy pisarz w Europie i jeden z najlepszych. Jego proza ma walory poezji i piękny rytm… oryginalne i błyskotliwie opowiedziana historia." Helen FitzGerald, bestsellerowa powieściopisarka i scenarzystka

"Brytyjskim czytelnikom może się wydawać, że wiedzą, czego się spodziewać po nordyckim kryminale noir: udręczonego detektywa, ponurej scenerii i brutalnej zbrodni, która wstrząsa małą społecznością. Fiński autor kryminałów Antti Tuomainen stawia to wszystko na głowie... " „Guardian”

"Antti Tuomainen wywraca do góry nogami stereotypowe wyobrażenie o pozbawionym humoru ponurym skandynawskim kryminale noir. Mroczny, trzymający w napięciu i… przezabawny! Tuomainen to Carl Hiaasen fiordów." Martyn Waites, brytyjski autor kryminałów i horrorów

"Tuomainen to najcenniejszy towar eksportowy Finlandii." M.J. Arlidge, brytyjski autor kryminałów i scenarzysta telewizyjny

"Czytając o straszliwych zbrodniach, nie oczekujesz raczej, że rozbawią cię do łez, ale tego właśnie możesz się spodziewać, biorąc do ręki jeden z dziwnych i oszałamiających thrillerów Tuomainena." „New York Times”

"Tuomainen znalazł swoją genialną niszę w chłodnych tundrach północy." „Daily Express”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 312

Oceny
4,2 (128 ocen)
57
45
21
3
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
sniff

Z braku laku…

Na pewno nie jest to najzabawniejsza fińska książka. Od początku wywoływała wyłącznie frustrację. Po trzecią część nie zamierzam zatem sięgać.
00
uki13

Nie polecam

słaba. nudna. nie wiadomo o czym. ani śmieszna. ani sensacyjna. Może autor sam się bawił przy pisaniu. przeczytałem tylko żeby napisać tę opinię
00
Szafar1

Nie oderwiesz się od lektury

Nieźle zakręcone
00
Ghostof

Całkiem niezła

Dlasza część przygód naszego Henriego. Niespodzianka nie zawsze musi być miła. I taka właśnie dostał nasz bohater w liczbie 5. Dalej prowadzi park przygody, ale... no właśnie... Mimo pewnych trudności Henri nie traci zimnej krwi. Niestety tutaj występuje syndrom drugiego tomu...
00
lekturojad

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastyczna 😁
00

Popularność




Karta tytułowa

Tytuł oryginału:

HIRVIKAAVA

Copyright © Antti Tuomainen 2021 All rights reserved Published by agreement with Salomonsson Agency

Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. 2024

Polish translation copyright © Bożena Kojro 2024

Redakcja: Justyna Techmańska

Projekt graficzny okładki oryginalnej: Mark Swan

Opracowanie graficzne okładki polskiej: Kasia Meszka / Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o.

Zdjęcie na okładce: eelnosiva/Shutterstock

ISBN 978-83-6751-230-5

Wydawca

Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o.

Hlonda 2A/25, 02-972 Warszawa

wydawnictwoalbatros.com

Facebook.com/WydawnictwoAlbatros | Instagram.com/wydawnictwoalbatros

Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Konwersja do formatu epub na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik

KRYMINAŁ PIÓRA JEDNEGO Z NAJDOWCIPNIEJSZYCH PISARZY NA ŚWIECIE.

DRUGA POWIEŚĆ Z HENRIM KOSKINENEM, KTÓRY RADZI SOBIE W PRZESTĘPCZYM ŚWIECIE, STOSUJĄC… MATEMATYKĘ.

W przygotowywanym przez Amazon Studios filmie wcieli się w niego Steve Carell.

Matematyka uratowała mi życie i zdrowie psychiczne, dosłownie. Bo matematyka tak właśnie działa: ratuje ludzi. Nawet jeśli trzeba pogodzić się z tym, że jeden dodać jeden nie zawsze daje dwa.

Henri Koskinen, który odziedziczył po bracie park przygody (wróć: park rozrywki), wyszedł z największego kryzysu i wszystko wskazuje na to, że jego kłopoty z trupami w zamrażarce i ścigającymi go za długi gangsterami należą już do przeszłości.

Dopóki w drzwiach jego gabinetu nie pojawia się „zmartwychwstały” brat i nie wprowadza zamieszania w życie Henriego. W ślad za nim do akcji wkracza galeria podejrzanych typów, których trudno przekonywać, stosując racjonalne, cywilizowane metody.

Żeby przetrwać w tym nieprawdopodobnym chaosie, Henri musi dokonać ponownych – bardzo ryzykownych – kalkulacji, zanim… zabraknie miejsca w zamrażarkach.

ANTTI TUOMAINEN

Fiński pisarz, autor kilkunastu powieści kryminalnych. Zanim poświęcił się karierze literackiej, pracował w agencjach reklamowych jako copywriter. Debiutował w 2006 r., a międzynarodowy rozgłos przyniosła mu wydana pięć lat później powieść Uzdrowiciel, nominowana m.in. do prestiżowej skandynawskiej Nagrody Szklanego Klucza.

Powieść Czarne jak moje serce została uznana przez fińskich czytelników za najlepszy kryminał dekady, a Człowieka, który umarł nominowano do trzech ważnych europejskich nagród literackich: Prix du Polar Européen, Petrona Award i Last Laugh Award.

Czynnik Królika, początek pierwszej w karierze Tuomainena trylogii, jest obecnie ekranizowany przez Amazon Studios, a w roli głównej zagra Steve Carell

Tego autora

UZDROWICIEL

CZARNE JAK MOJE SERCE

KOPALIŚMY SOBIE GRÓB

CZŁOWIEK, KTÓRY UMARŁ

NAJGORĘTSZA PLAŻA W FINLANDII

MAŁA SYBERIA

CZYNNIK KRÓLIKA

PARADOKS ŁOSIA

Dla Anu

OBECNIE

NOWY BUDŻET JEST GOTOWY o wpół do jedenastej. Z powodu szybko zmieniających się warunków zostałem zmuszony do jeszcze większego ograniczenia wydatków i odwołania już ogłoszonych inwestycji, ale dokonałem selekcji sprawiedliwej dla wszystkich stron i działów. Własne wynagrodzenie obniżyłem do zera. Sporządziłem także osobny plan w celu stworzenia bufora zabezpieczającego na wypadek kryzysu, żeby podobna sytuacja – nie mówiąc o bankructwie, które jeszcze niedawno nam groziło – się nie powtórzyła. Konstruowanie bufora wymaga cierpliwości i ostrożnych prognoz na wiele lat, lecz istnieje duże prawdopodobieństwo, że pewnego dnia się to opłaci. To samo mówią obliczenia: jeżeli będziemy postępowali konsekwentnie i zaufamy faktom, poradzimy sobie. Ja mam w tym zakresie osobiste doświadczenia.

Matematyka uratowała mi życie i zdrowie psychiczne, dosłownie. Bo matematyka tak właśnie działa: ratuje ludzi. Daje nam równowagę, jasność i spokój; pomaga widzieć sprawy takimi, jakimi naprawdę są, podpowiada, jak należy działać, żeby osiągnąć to, czego się chce. Chociaż sytuacja w parku przygody jest teraz trudna, to przyszłość maluje się w jasnych barwach: wszystko dzięki matematyce i za sprawą niewielkiego wysiłku. Moje poglądy i odczucia zmieniły się również dlatego, że w spokoju mogłem skupić się na wyliczeniach.

Ostatni klienci wyszli dawno temu i zgodnie z harmonogramem czasu pracy Kristian zamknął halę. Panujący w niej za dnia hałas przypomina grzmot wydawany przez morze. Teraz fale się uspokoiły, jest zupełnie cicho.

Jeszcze raz sprawdzam tabelę zrobioną w Excelu. Okienka wydają się spójne, końcowe wyniki się zgadzają. Zauważam, że w zasadzie nie weryfikuję szczegółów, tylko sprawdzam je dla własnej przyjemności. Może właśnie tego potrzebowałem po tych wszystkich niespodziankach i zawirowaniach, jakie spotkały mnie ostatnimi czasy: starego dobrego liczenia, porządkowania i wyjaśniania spraw i powiązań. Nagle uzmysławiam sobie, że Schopenhauer czeka na podwieczorek i być może na towarzysza rozmów (co statystycznie zdarza się rzadziej, ale jednak się zdarza), i zamykam tabelę. Wstaję z fotela i mrugam. Oczy mam suche i – jak podejrzewam – zaczerwienione.

Drzwi na korytarz są otwarte, nie słyszę niczego, nawet dźwięków z pokoju Minttu K: jej niskiego, ochrypłego głosu, kiedy rozmawia przez telefon, radia ani nawet cichego chrapania po wypitym drinku i wypalonych papierosach. Bolą mnie plecy i znów myślę, że dobrze by było zacząć ćwiczyć, ale przecież wiem, że nie znajdę na to czasu. Właściciel parku przygody nigdy nie odpoczywa. Tak to, niestety, wygląda.

Patrzę przez chwilę na zewnątrz, ale nie widzę niczego poza pustym w ten listopadowy wieczór parkingiem. Nagle moją uwagę przykuwa jego lewy brzeg. Mija kilka sekund, zanim cały obraz pojawia się w mojej głowie.

Miejsce to znajduje się między dwoma latarniami; ich światła ledwie sięgają metalowych i gumowych elementów, dlatego dopiero po pewnym czasie dociera do mnie, na co właściwie patrzę.

To rower.

Jest oparty o stojak i właściwie wygląda jak każdy zwykły rower. Moje zdziwienie budzi jednak jego lokalizacja. Pod każdym względem bezsensowna: daleko stamtąd zarówno do drogi, jak i wejścia do parku. Daleko do wszystkiego. Przyglądam się rowerowi przez chwilę, ale nie wiem, czego się spodziewam. Jest pogrążony w półmroku. W końcu dochodzę do oczywistego wniosku: ktoś go tutaj po prostu zostawił.

Zamykam komputer, biorę szalik i kurtkę z wieszaka i ubieram się. Gaszę światło w pokoju. Idę przez ciemną halę do tylnych drzwi. Nie chcę korzystać z głównych, bo ich ponowne zamknięcie zawsze wymaga kilkukrotnego sprawdzenia i upewnienia się, że wszystko w porządku. Wyjście tyłem jest łatwiejsze i szybsze.

Staję na rampie załadunkowej, schodzę po metalowych stopniach na tylny dziedziniec i okrążam budynek. Z dala dochodzi do mnie szum samochodów, moje kroki rozlegają się wzmożonym echem.

Noc pachnie końcem jesieni, powietrze jest ostre, ziemia mokra nawet pomimo braku deszczu. Podchodzę do rogu budynku i widzę jego cały lewy bok, a dalej kawałek parkingu. W tym miejscu działka jest najwęższa. Odległość od ściany budynku do końca wyasfaltowanego placu wynosi może pięć metrów, a dalej teren opada ostro w stronę rowu i znów wznosi się stromo, aż do granicy małego, rzadkiego lasu. Idę wzdłuż ściany i parking przypomina mi coraz bardziej zwężający się korytarz. Jakby las zbliżał się do budynku jednolitym frontem, małymi, nieuniknionymi krokami. Tak oczywiście się nie dzieje, to tylko moja wyobraźnia. Natomiast jak najbardziej rzeczywiste jest to, że rower zniknął, chociaż najpierw wydaje mi się, że źle widzę.

Może ktoś miał jakąś sprawę do załatwienia nocą w lesie. Każdy z nas jest inny, jak wielokrotnie miałem okazję się przekonać. Jeżeli jakiś człowiek chce zrobić coś wśród rosnących w Vantaa świerków, coś takiego, czego nie mógłby zrobić gdzie indziej, to dlaczego miałby sobie tego odmawiać i nie spędzić upragnionej chwili w wybranych przez siebie zaroślach, a potem kontynuować podróż, bogatszy o jedno doświadczenie? Ale moje myśli przypominają słabo zapalające się zapałki – rozbłyskują i w tej samej chwili gasną. To są myśli życzeniowe, wiem o tym.

Nagle kogoś widzę.

Mężczyznę, który biegnie prosto na mnie.

Przypomina kulę do kręgli, która ma nogi.

Wygląda to tak, jakbyśmy obaj znajdowali się na torze w kręgielni. Wyasfaltowany teren jest wąski i długi. Kula toczy się pośrodku z szaloną prędkością, a ja jestem kręglem stojącym na końcu. Na dodatek Kula nabiera rozpędu. Odwracam się natychmiast, gdy tylko uświadamiam sobie, co się dzieje. Zaczynam biec i widzę, że róg budynku i tylny dziedziniec są zdecydowanie dalej, niż sądziłem.

Nadal czuję się zesztywniały po godzinach spędzonych w fotelu nad pracą. Już po pierwszym kroku zdaję sobie sprawę, że Kula jest ode mnie szybszy. Ale nic innego mi nie pozostaje, muszę biec. Jednocześnie oglądam się za siebie.

Kula do Kręgli jest ubrany w granatowe dresowe spodnie, czarną albo niebieską bluzę i czarną czapkę nasuniętą na twarz. Jego krótkie nogi poruszają się jak na filmie rysunkowym i w pewnym momencie zamieniają się w błyskawicznie obracający się wiatrak. Ręce machają do taktu podczas wytężonego biegu niczym cylindry pracujące na wysokich obrotach. W każdej innej sytuacji obserwowałbym to z czystej ciekawości. Biegnę tak prędko, jak tylko mogę, a mimo to słyszę zbliżającą się maszynę.

Róg budynku jest już przede mną.

Za nim znajduje się rampa załadunkowa, a na jej końcu stoi drabina prowadząca na dach. Nie mogę wymyślić nic innego. Jeżeli tylko uda mi się dotrzeć do drabiny, a po niej na dach, stanę na nim i skopię dłonie wspinającego się człowieka. Oczywiście jest to rozwiązanie awaryjne. Trudno mi nakreślić kilka alternatywnych scenariuszy, nie mówiąc o zastanawianiu się nad najlepszym, gdy Kula się toczy, a ja jestem kręglem.

Zbliżam się do oddalonego o piętnaście metrów rogu budynku i w ostatniej chwili zmieniam kurs.

Biegnę ku rampie załadunkowej, mam tylko kilka kroków do stalowych schodów. Staję pod nimi i wchodzę po skrzypiących stopniach na pomost. Znów biegnę. Widząc przed sobą drabinę, myślę, że jednak do niej dotrę, a potem wejdę na dach. W tym momencie…

Kula do Kręgli uderza mnie w plecy.

Pod wpływem uderzenia lecę do przodu, jakby ktoś wyrzucił mnie w powietrze. Padam na brzuch i leżę na stalowej kracie. Próbuję wstać, ale nie mogę. Na moich plecach siedzi koń. Właśnie takie wrażenie odnoszę. Jakby role jeźdźca i rumaka się odwróciły.

Kula do Kręgli przygniata mi plecy, chwyta moją głowę – czuję na skroniach krótkie, ale mocne, zimne palce – i podrywa ją do góry, a potem… wbija w dół.

Moje czoło uderza o stalową kratę, raz, drugi, trzeci. Słyszę głuchy metaliczny dźwięk zarówno w uszach, jak i we wnętrzu ciała. Chwytam mężczyznę za nadgarstki, ale są jak rurki cieplne wkopane w ziemię, grube i solidne. Co oznacza, że nie będę mógł ich powstrzymać. Napastnik wali moim czołem w kratę, a potem, gdy podnosi mi głowę, a raczej ją podrywa, widzę przed sobą po lewej połamane kawałki deski, które wykorzystałem do naprawiania Truskawkowego Labiryntu.

Wyciągam tułów i ramię. Chwytam za koniec dwuczęściowej deski w kształcie litery L i przysuwam ją do siebie centymetr po centymetrze, aż udaje mi się zacisnąć na niej dłoń. Mężczyzna nadal młóci moim czołem o kratę, a ja podejrzewam, że stal niedługo pęknie. Mam mało czasu. Chwytam deskę tak mocno, jak tylko potrafię, obliczam szybko wysokość pleców Kuli i lokalizuję jego głowę, a potem uderzam ze wszystkich sił, które mi jeszcze pozostały.

Słyszę nieoczekiwany dźwięk. Miękki i mokry.

Palce odrywają się ode mnie, a koń na moich plecach się kołysze. Unoszę się na rękach. Kula znów się chwieje, tym razem mocniej, więc wydostaję się spod niego. Przesuwam nogi, wstaję i próbuję zerwać się do biegu. Ale nic z tego. Uderzenia czołem o kratę spowodowały u mnie silne zawroty głowy, więc idę tylko do przodu, stawiając ostrożne, chwiejne kroki. Zerkam za siebie. Kula do Kręgli ogląda coś na swojej dłoni, potem patrzy na mnie i podnosi to, żebym i ja zobaczył. Szybko uzmysławiam sobie, w co trafiłem młotem z deski.

Właśnie. W usta. To ząb.

Kula do Kręgli wyrzuca go. Ząb leci łukiem i znika w ciemności. Napastnik ociera zakrwawione wargi rękawem kurtki. I znów rusza przed siebie. Odwracam się i zaczynam biec. Nie przeżyję następnych wolnych zapasów, to wiem. Biegnę dalej, a od drabiny dzieli mnie tylko kilkanaście metrów. Każdy mój ruch wymaga skupienia. Może dlatego nie zauważyłem, że na rampie załadunkowej pojawił się ktoś trzeci.

Ma na głowie kominiarkę i zbliża się do mnie od zacienionej strony. Biegnie w moim kierunku, potem odbija nieco w bok i widzę, że zamierza mnie ominąć.

W ciągu następnych dwóch i pół sekundy dzieje się dużo.

Kula do Kręgli znów mnie dogania, jest już ode mnie na wyciągnięcie ręki. Kominiarka zbliża się z naprzeciwka, porusza się w ciemności, więc Kula pewnie go nie widzi, a potem pochyla się w biegu, chwyta truskawkę i dociera tam, gdzie się znajduję.

Truskawka w ręce Kominiarki pochodzi z Truskawkowego Labiryntu, to ozdoba, ta sama, którą wyniosłem, żeby ją rozebrać i posegregować jej części, plastik do pojemnika na plastik, metal do pojemnika na metale. Miała średnicę około sześćdziesięciu centymetrów, a usunąłem ją, ponieważ się zepsuła i ostre krawędzie zagrażały bezpieczeństwu dzieci.

Próbuję zmienić kurs, ale tracę przez to równowagę i częściowo się odwracam. Widzę, co się dzieje.

Kominiarka i Kula do Kręgli wpadają na siebie z całym pędem. A właściwie powinienem powiedzieć, że Kominiarka uderza Kulę do Kręgli truskawką. A właściwie trzeba by uściślić i powiedzieć, że Kula do Kręgli uderza w truskawkę. Plastik trzeszczy, głowa Kuli znika we wnętrzu truskawki, która klinuje się na ramionach mężczyzny i wygląda jak wielka czerwona czapa z zielonymi włosami. Mocne stalowe druty o ostrych końcach szarpią szyję Kuli, między innymi aortę, tak że ta pęka. W efekcie tego wszystkiego…

Człowiek z truskawką na ramionach zatacza się na rampie załadunkowej, a z jego szyi tryska krew.

Kręci mi się w głowie, w uszach szumi, utrzymuję się na nogach tylko dlatego, że opieram się dłońmi o kolana. Przychodzi mi na myśl, że jest wiele powodów zawrotów głowy i szumu w uszach: niedostatek tlenu, uderzenia czołem o pomost i widok przede mną. Mam wrażenie, jakbym oglądał nieudany fragment skomplikowanej magicznej sztuczki albo próbę pobicia rekordu.

Mężczyzna jest wyraźnie zdezorientowany, ogłupiały – kto by nie był, gdyby utknął w plastikowej truskawce z głęboką raną na szyi? – i nie zachowuje się rozsądnie. Wymachuje rękami na wszystkie strony, podskakuje kilka razy w miejscu, chociaż powinien…

Kominiarka zbliża się do niego na kilka kroków, mówi coś, czego nie słyszę, podchodzi z wyciągniętymi ramionami, żeby pomóc, jak mi się wydaje… Może ten z truskawką słyszy tylko kroki i źle rozumie sytuację? Albo coś innego wprawia go w popłoch, bo robi półobrót i rzuca się do ucieczki.

Z truskawką na głowie pędzi przez rampę, plując krwią i wywijając nogami jak propeller.

Kominiarka biegnie za nim i znów coś krzyczy. Ale Kula tylko zwiększa prędkość. Wreszcie, zaledwie kilka kroków dalej, zaczyna się kołysać i za każdym razem zatacza coraz większy łuk. Kominiarka niemal go dopada, lecz ostatni ruch tego z truskawką uniemożliwia jakąkolwiek pomoc. Mężczyzna spada z rampy w ciemność.

Leci w strumieniach światła, truskawka się błyszczy, krew tryska w powietrzu, nogi młócą…

Zmienione równania ulegają zachwianiu.

Grawitacja chwyta mężczyznę w objęcia.

OSIEM DNI WCZEŚNIEJ

Rozdział dostępny w pełnej wersji

OBECNIE

Rozdział dostępny w pełnej wersji

TRZY TYGODNIE PÓŹNIEJ

Rozdział dostępny w pełnej wersji