Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Podróże Rozczochrane. Zbiór historii wyjazdowych, niekoniecznie mądrych”, to powstających na przestrzeni kilku ostatnich lat zapis wycieczek, wyjazdów i wypraw. Efekt wakacyjnej „rutyny”, a może właśnie jej braku, prowadzący do szeregu przeróżnych wydarzeń, przeważnie bez znaczenia, ale za to czasem okraszonych niezłym humorem sytuacyjnym. „Podróże…”, to zbiór felietonów, historyjek, opowiadań, codziennych zapisków, które mimo ironicznego podejścia autora do życia, wydarzyły się naprawdę. Można by powiedzieć, że to wakacje w krzywym zwierciadle, ale nie, bo okazuje się, że to właśnie życie pisze najlepsze scenariusze. Wystarczy więc usiąść, albo stać jak kto woli, i obserwować, co dzieje się dookoła. Zawarte w książce historie miały na celu wyłącznie jedno – chwilowe oderwanie od rzeczywistości, jednocześnie tą rzeczywistość opisując. Lektura to zatem przyjemna i całkiem zabawna. Miejscami nawet zapraszająca czytelnika, choć na podstawie zupełnie lekkich historii, do głębszego spojrzenia na świat i ludzi nas otaczających.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 258
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Podróże rozczochrane
Łukasz Jan Gajewski
Podróże rozczochrane
Copyright: Łukasz Jan Gajewski Redakcja i korekta: Łukasz Jan Gajewski Projekt okładki i grafiki: Łukasz Jan Gajewski Skład: Monika Łojewska-Ciępka ISBN 978-83-963416-4-8 Wydawnictwo Les Amis Reunis Publishing www.lesamisreunis.pl Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji. Wydanie I Bielsko-Biała 2023 „Podróżowanie jest fatalne w skutkach dla uprzedzeń, fanatyzmu i zaściankowości.” Mark Twain „Dziękuję mojej żonie. Za wszystko.” Łukasz Jan Gajewski
Słowem wstępu
Był słoneczny, sierpniowy dzień. Niejako z nudów, oraz z powodu takiego, że mimo iż uchodzę za człowieka zbyt poważnego, przez niektórych odbieranego za mruka, a nawet degenerata, postanowiłem ten chwilowy i zupełny brak zajęcia zamienić wwy - nurzenia pisane. Ot, obserwacje otaczającej mnie rzeczywistości, okraszone czasem nawet niezłym żartem. Jako, że jestem raczej z tych patrzających i słuchających, cho - ciaż ze słuchem jestem na bakier, a działa on u mnie wyłącznie dzięki temu, że pewien gość wymyślił baterie, z czasem, powstał mały zbiór tekstów pisanych do porannej kawy, ku uciesze ogółu i niekoniecznie dla dobra ludzkości. Dla wczucia się w klimat tych opowiastek, wyobraźcie więc sobie, że jesteście na podlaskiej bindudze, albo na plaży nad naszym bursztynowym dobrem narodowym, albo gdziekolwiek tam lubicie spędzać dni wolne zwane wakacjami. Bo właśnie wtedy – i tylko wtedy – te teksty powstawały. Wsytuacjach dwuznacznych, trójznacznych, a czasem nawet takich zu - pełnie bez znaczenia. Przy okazji chciałbym wyraźnie powiedzieć, że powstanie tej książeczki jest winą moich znajomych i przyjaciół, którzy przez naprawdę długi czas „męczyli” mnie, żebym w końcu wziął się do roboty, zebrał teksty i je wydał w formie przystępnej dla tych 30% społeczeństwa sięgającego po jakiekolwiek formy przeja - wu inteligencji, nazywanej często książkami. Jednocześnie też z góry przepraszam wszystkich, którzy zdecydowali się wydać jakiekolwiek pieniądze i stracić tyle czasu na wgłębienie się w zawartość tejże pozycji. Przepraszam też, już teraz, wszystkich, którzy będą mogli poczuć się urażeni, obrażeni, ukłuci szpilą, oblani hejtem i w jaki - kolwiek inny sposób poniżeni, często nieprzemyślanymi tekstami, które powstawały ad hoc, tylko po to, żeby w życiu kilku osób było nieco śmieszniej. Przepraszam też wszystkie moje polonistki i polonistów, którzy próbowali mnie czegokolwiek nauczyć w kwestii poprawnej polszczyzny. Co by jednak wstęp nie był zbyt długi, pełną listę osób przepraszanych, a co za tym idzie, od których nie przyjmuję zwrotów, zażaleń, świńskich łbów, pozwów sądowych czy jakichkolwiek innych przejawów frustracji, znajdziecie na końcu. Czytajcie więc i miłujcie się wzajemnie, bo czasem warto przymknąć oko na czyjeś i swoje ułomności. Dla dobra ogółu. 9 UWAGA! To nie jest przewodnik turystyczny!
20
19
Rok, w którym Greta Thunberg wystąpiła podczas szczytu ONZ, a Joaquin Phoenix wykonał taniec, który przeszedł do historii kinematografii.
Puszcza Augustowska1, to takie miejsce na mapie Polski, w którym podobno jest najwięcej drzew na kilometr kwadratowy.
Miejsce to, szczególnie ukochane przez mŻonkę, stało się także dla mnie całkiem znośnym punktem wypadowym, wypoczyn - kowym, gdzie można uciec od jazgotu ludzi i zgiełku miast. Czy jakoś tak. Moja lepsza połowa, już dawno wyjaśniła mi dlaczego jest to naszym, jak to się pięknie mówi, miejscem na ziemi. Mi to w sumie nie przeszkadza, tym bardziej, że z ludźmi, to ja przeważnie jestem na bakier, ale czasem dzieją się tam takie rzeczy, które dzieją się tylko na Podlasiu…
27 lipca 2019 Na nasze bindugowe pole namiotowe przyjechał Król Kempingu.
Janusz przyciągnął przyczepę, a z Zafiry wysypała się cała rodzinka, wtym ośmioro dzieci. Dżej sam, jedną ręką rozstawił przedsionek, wartkim ruchem ułożył 50 metrów kabla elektrycznego po czym wyjął chyba wszystkie możliwe narzędzia i zaczął budo - wać obóz. Wruch, poza młotem ważącym chyba 15kg i siekierą do ścinania sekwoi, poszły również piła (ręczna, na szczęście!), wiertarko wkrętarka, taker (takie urządze - nie ręczne do wbijania zszywek, które nigdy nie działa jak powinno) oraz palnik. Czekam, kiedy Dżej wpadnie na pomysł wywiercenia studni głębinowej, bo pewien jestem, że bagażnik Zafiry kryje w sobie cały sprzęt potrzebny do takiego odwiertu. Dżej wszystko powyższe wykonał z zegarmistrzowską precyzją jeszcze przed przyjaz - dem drugiej części rodziny, która rozbiła swój 99 osobowy namiot 3 metry od naszej, skromnej, pożyczonej, przyczepy.
Nie wiem jakim cudem jest ich tam tyle (choć podejrzewam, że rozmnażają się przez pączkowanie). Jednak przyrost liczebny jest stały i konsekwentnie rośnie. Oczy - wiście, Król Puszczy, jak każdy szanujący się koczownik, nie obył się bez ogniska. Co prawda, rozrastająca się na naszych oczach rodzina (serio, wydaje mi się, że nadal wychodzą z Zafiry) ma święty ogień wdupie, jednak Dżej wydaje się tym nie przejmo - wać. Nie wiem, jakie dokładnie ma zamiary, ale po wysokości słupa ognia dochodzę do wniosku, że nasz Król Kempingu stara się nawiązać łączność, jeśli nie bezpośrednio z istotami pozaziemskimi, to przynajmniej ze znajomymi okupującymi strefę 51. Chyba przestawię samochód, bo szelest piły buszującej w kosodrzewinie staje się coraz głośniejszy...
Edit:
Dżej odpalił pierwszą na Kanale Augustowskim2 latarnię morską.
13
Puszcza Augustowska 1
– największy obszar leśny na terenie RP o powierzchni ok. 160 tys. ha. Na jego terenie znajduje się Wigierski Park Narodowy, Dolina Rospudy, Pojezierze Sejneńskie, Dolina Biebrzy, a także ponad 2 tys. gatunków zwierząt i coś około miliona ludzi.
Kanał Augustowski 2
– twór sztuczny, który zawdzięczamy, de facto, moskiewskiemu księciu Konstante - mu. Ten oddelegował generała Haukego do wykonania zadania, który z kolei powierzył je Ignacemu Prą - dzyńskiemu. Prądzyński nie miał zielonego pojęcia o budowie kanałów czy regulacji rzek, ale nie mając innego wyjścia, nauczył się z niemieckich opracowań, a do pomocy wziął sobie jedynego nadającego się 14
Jak więc widzicie tak, jak Bieszczady mają niedźwiedzie i wilki, tak Puszcza Augu - stowska ma swojego Dżeja.
Rejon ten ma jednak o wiele więcej do zaoferowania. Szczególnie ludziom, którzy jadąc na urlop szukają odpoczynku, wyciszenia, relaksu, nudy, snu, slow life’u i lubią zaskrońce3 .
28 lipca 2019 Piękny poranek na dawnej bindudze. Słońce praży już od 7 rano. Cały kemping po - woli, leniwie, na kacu, budzi się do życia. Cały? Nie! Jest jedno stanowisko, które od samego rana tętni życiem, niczym sopocki deptak w szczycie sezonu. To małe króle - stwo Dżeja, który zdążył uruchomić już mini sortownię odpadów (to się chwali!) oraz ekologiczne oświetlenie dla lądowiska helikopterów (podsłuchaliśmy jak podawał ko - ordynaty kolejnej części rodziny).
Muszę przyznać, że Dżej rządzi w swoim królestwie twardą ręką. Przy tej ilości pod - władnych to całkiem zrozumiałe, ale podziw budzi musztra z jaką radzą sobie nawet najmłodsi i wydawałoby się najbardziej rozbrykani mieszkańcy Dżejowskiej osady. O 9 wszyscy już na nogach, grzecznie, w rządku, szorujący szczęki. Kwadrans później, jak każdy szanujący się gospodarz, oddelegowuje Dżej dwie swoje kobiety do wydawa - nia porannych racji żywnościowych. Śniadanie wydawane do 9.30, konsumowane do 10. Potem, zarządca wydaje dekret o sprzątaniu oraz bullę na temat wypróżniania. Poranna odprawa zakończona gromkim URA! Kończy się o 10.30. Wszystko zgod - nie z planem.
Obecnie Dżej odpalił wyrzynarkę i kompletuje zapas drewna na kolejne ognisko raz to rżnąc, raz łupiąc siekierą na sekwoje.
Zaskrońce Puszczy Augustowskiej 3 –
występuje tu jedyny i niepowtarzalny Zaskroniec Zwyczajny. Cho - ciaż są niejadowite, a co za tym idzie zupełnie niegroźne, to i tak budzą odrazę większości człekokształt - nych, którzy staną na jego drodze. Pamiętaj! Zaskoczony gdzieś na środku drogi czy leśnego duktu Zaskroniec będzie się bronił wszelkimi sobie znanymi sposobami. Sęk w tym, że jedyne, co umie, to udawać martwego i śmierdzieć. Serio. Oprócz Zaskrońców w puszczy występuje też żmija i choć, mimo wszystko trudno ją spotkać, to trzeba uważać, pod którym krzakiem się wypina, jak was przypili. Co prawda żmija prędzej ucieknie, niż zaata - kuje, ale jeśli poczuje się urażona, to jednak może ukąsić. Ponadto, z katalogu zwierząt groźnych, występuje tu Wilk Szary, Borsuk oraz Człowiek. Z kolei spośród tych zupełnie niegroźnych, to ponad 200 gatunków ptaków, chociaż, niektóre z nich mogą zaatakować małe toto, które dumnie nazywasz psem. Jeśli więc masz pinczera, ciułałę czy innego pekińczyka, lepiej miej się na baczności. 15
Oprócz atrakcji typowo turystycznych
i miejsc wartych zobaczenia, jak przepusty wodne na Kanale Augustowskim, Puszcza Augustowska, to przede wszystkim natura i… folklor4 .
30 lipca 2019 Dzień trzeci.
Wydaje się, że stanowisko Króla Kempingu przestało się rozrastać. Co więcej - z racji końca weekendu i tego, że wczoraj cały dzień nie było mnie na miejscu dopie - ro nad ranem zauważyliśmy, że zmienił się też nieco skład osobowy. Tak naprawdę było to dosyć ciężkie do wyłapania, bo nadal ilość osób jest, delikatnie mówiąc, znaczna ale zorientowaliśmy się, że po pierwsze nikt już nie wychodzi z Zafiry, po wtóre zniknęła jedna z baszt w postaci dziewięćdziesięcio-dziewięcio osobowego namiotu.
Dżej wydaje się też dzisiaj nieco ospały – najwyraźniej, jak każdy imperator też musi kiedyś odpocząć. Jednak, jednocześnie, jako szanujący się zarządca nie może spocząć na laurach. Królestwo musi działać!
Żebyście widzieli z jaką gracją Dżej uzupełnia zapasy wody dla swojej osady! Czte - ry, 100 litrowe, zbiorniki wypełnione zostały w mgnieniu oka i dostarczone przez mo - jego ulubionego zarządcę w sposób niebywale szybki i precyzyjny. Pod samą granicę królestwa. Tam czekały już na niego tłumy ucieszonej gawiedzi, które życiodajną ciecz momentalnie rozparcelowały wedle swoich potrzeb. Mieli niemałe z tym problemy (ze względu na rozmiar zbiorników) ale Król wydawał się tego nie zauważać. Przecież dwa 100 litrowe zbiorniki na rękę nie robią na nim najmniejszego wrażenia, a na wła - sne oczy widziałem jak kran zakręcił siłą woli.
Dżej, mimo swoich lat, najwyraźniej po to, żeby móc niepodzielnie rządzić jeszcze przez wiele, wiele lat kolejnych, przykłada się do dbania o swoją kondycję fizyczną. Dlatego Król mój przytachał ze sobą dwa rowery. Widzieliście kiedyś faceta jeżdżące - go na dwóch rowerach jednocześnie? Ja już tak!
Tymczasem dochodzi 9. Czas na wydawanie racji żywnościowych.
Czuwaj!
Natura i folklor 4 –
w tych rejonach to właśnie Natura definiuje styl i sposób życia codziennego oko - licznych mieszkańców. Ponadto tak się złożyło, że teren ten jest za sprawą linii na mapie mieszanką polsko – białorusko – litewską. Znajdziecie więc tutaj nadal żywe odniesienia do wszystkich tych trzech narodowości i kultur. Jak również wyjątkową i chyba moją ulubioną kuchnię. Kartacze, na Litwie zwane 16 Cepelinami, pierogi, kibiny, ciemny chleb na miodzie czy chłodniki różnego rodzaju i kalibru, to tylko część. Tu się je smacznie i dużo. I bardzo dobrze. Lokalny folklor, to jednak przede wszystkim spuścizna kulturowa Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a tak - że prawosławne odniesienia, których na próżno szukać, przynajmniej w takim stopniu, w innych rejo - nach Polski. 17
To tutaj możecie nauczyć dziecko jeździć na rowerze
. Na rowerze objechać na przy - kład, Kanał Augustowski, pójść na grzyby, maliny, jagody, spotkać Jelenia w zagajni - ku i Straż Graniczną5 po środku niczego. Kiedy jednak Wam ta dzikość już się nieco znudzi, zawsze możecie wyskoczyć do Augustowa, zażyć trochę światowego życia, przepłynąć się Rospudą na legalu, albo zjeść świeżą rybkę. To już wedle preferencji i możliwości – rowerem lub samochodem.
31 lipca 2019 Dzień czwarty, przedostatni.
Jak pewnie pamiętacie, wczoraj Dżej wydawał się był nieco markotny. Nic bardziej mylnego, ale to później.
Wczoraj podjęliśmy męską decyzję, że byczymy się, śpimy, lenimy, opalamy, kąpiemy - i tak wkółko. Dzięki temu mieliśmy okazję poznać lepiej zwyczaje Dżejowej osady. O ile codzienny rozkład dnia jest już nam i Wamdobrze znany, o tyle wczoraj była możliwość bliższej obserwacji poszczególnych mieszkańców Dżejowa jak i samegoKróla Kempingu. Dżej, jak każdy plemienny wojownik nr 1 ma tatuaże. Nie są to jakieś nowoczesne gryzmoły, a ryciny ewidentnie powstałe wskutek walk zarówno o pierwsze miejsce wstadzie, jak i z obcymi wojownikami. Zwieńczeniem życiowej drogi, bo musicie wie - dzieć, że główny bohater ma jakieś 65-70 lat, jest tatau na klacie, upamiętniający Wielką Bitwę o podwarszawski kemping. Widniejąca między sutkami Dżeja syrena jasno mówi, kto rządzi w Polsce Przyczepowo Namiotowej.
Ostatecznie też mogę potwierdzić, że sytuacja osobowa w Królestwie ustabili - zowała się. Zafira została permanentnie zamknięta na zamek centralny. Chociaż, w ostatnim momencie, wyjaśniła się sprawa Eko lądowiska dla helikopterów, o któ - rym pisałem wcześniej. Otóż, zbudowane zostało ono aby uczcić przybycie Dżeja Ju - niora, który najwyraźniej, śladami swojego Ojca, podbija ziemie Ameryki Północnej tocząc zażarte bitwy z Teksańczykami.
Junior, jak każdy młody wojownik i pretendent do tronu ma długie, ciemne włosy. Junior z szacunku dla Króla stara się też nie wyróżniać. Oczywiście czule i z pełnym re - spektem powitał Matkę, przyklękając i przekazując reklamówkę pełną darów z Ame - ryki. Wielki Ojciec patrzył na tą scenę z zadowoleniem, dumą i odrobiną szacunku. Nie wiem tylko czy do siebie, że tak syna wychował czy do Juniora, że ten nie dał się jeszcze zabić w odległych ziemiach.
Dżej, z racji wieku i wielu urazów wojennych, doznał trwałego uszczerbku na słu - chu co zauważyłem dopiero, gdy zaszczycił On kąpielisko. Do tej pory Król korzystał
18
z prywatnego zejścia do jeziora, które osobiście wykarczował sobie pośród szuwarów. Wczoraj jednak nasz Dżej okazał swą dobroć i zszedł do plebsu zażyć wspólnych ką - pieli. Jasne, że nie było to zwykłe moczenie kupra. Jako, że korzysta on ze zdobyczy techniki wspomagających słuch, Dżej zmusił jezioro, by to ono dopasowało swój po - ziom do wysokości, na której znajduje się Królewska głowa. Co prawda audiencja nie trwała zbyt długo ale przez te 5 minut woda w jeziorze była cieplejsza, o co najmniej 5 stopni.
Po za tym - nuda. Chociaż, może już przyzwyczailiśmy się do codziennego stukotu i warkotu narzędzi.
O2.30 Król osobiście trzymał wartę wspomagając się butelką złotego eliksiru. Wy - szedłem na siku, ale nie śmiałem przeszkadzać w kontemplacji.
Dotrzymałem do rana.
Straż Graniczna5
– rejon Puszczy Augustowskiej, szczególnie wschodnia strefa przygraniczna z Białoru - sią, to już od dawna jeden z najmocniej strzeżonych odcinków granicznych Rzeczypospolitej Polskiej. Z doświadczenia wiem, że lokalni pogranicznicy, wiedzą lepiej i szybciej od Ciebie, gdzie akurat będziesz chciał się udać zwiedzając okoliczne lasy. Inna sprawa, że trzeba uważać, żeby zupełnie niechcący, nie wejść na teren naszego wschodniego sąsiada, choć jak sądzę, nasi Strażnicy nie pozwoliliby na to. Mie - liśmy już kilka spotkań z nimi i zawsze tak jak rozpierała nas duma, tak samo drżały portki, bo chłopaki i dziewczyny z lokalnej Strażnicy, to naprawdę prawdziwi profesjonaliści. I chwała im za to! 19 Kiedy już napawacie się florą i fauną puszczy, wokolicy jest kilka ośrodków miejskich, które oferują rozliczne atrakcje i przyjemności typowo miejskie. Jeśli więc ogarnie Was tęsknota za miastowym życiem, będziecie mieli z czego wybierać. Będąc głodni wSuwałkach, zamiast stołować się wMcdonaldzie, wstąpcie lepiej na obiad do Alika. To doskonała knajpa, żeby poznać prawdziwy smak kuchni tatarskiej. Jeśli zauroczeni pagórkowatą panoramą, dotrzecie aż do Sejn, tam znajdziecie cał - kiem ciekawą synagogę, a także okazały kościół, które dopełnią piękna okolicy. Te rejony, to oczywiście również Wigry, oczywiście warte odwiedzenia raz czy dwa, ale mniej oklepane, bardziej klimatyczne i jak najbardziej warte poznania jest Mu - zeum Lipskiej Pisanki i Tradycji w Lipsku. Reasumując, jeśli lubicie podróże z namiotem, przyczepą czy kamperem, a nie przepadacie, jak ja, za kempingowymi molochami, w których wszystko jest pod linij - kę, na sztucznej trawie i w akompaniamencie lokalnej dyskoteki, to okolice Augusto - wa są stworzone dla Was. 20
Osobiście nasze morze narodowe6 uważam za pomyłkę natury.
Może to kwestia po - dejścia prawnego i fakt, że każda górka z piachu jest tu święta7, a może raczej tego, że nad morzem praktycznie zawsze wieje jak wkieleckim, woda jest zimna, a ludziom na plażach włącza się nagle instynkt stadny i uwielbiają wręcz siedzieć jedni drugim w parawanowym ogródku. Wolę małe akweny wody słodkiej.
16 sierpnia 2019 Pamiętacie Dżeja?
My pamiętamy i miło wspominamy. Tym milej, zważając na okoliczności w jakich wylądowaliśmy. Jak niektórzy z Was pewnie się orientują wywiało nas nad morze. Docelowo wyjazd miał być objazdówką po Pomorzu i Kaszubach. Tak ogólnie, z atrak - cjami. Nawet 4x4. Trochę.
Pierwszy przystanek, już nad morzem, po pół dnia jazdy z naszej warowni pod Warszawą miał być gdzie indziej, niż ostatecznie się okazał. Z racji jednak tego, że kemping „A” przypominał apokaliptyczny parking opanowany przez zombie, na któ - rym, jak to moja babcia mawiała tylko baby i dziada brak, , w akcie desperacji doje - chaliśmy na kemping „B”. Po załatwieniu formalności, wyruszyliśmy na poszukiwania dogodnego skrawka ziemi, a wierzcie mi, że przeczesanie powierzchni równej 20 bo - isk piłkarskich, w szczycie sezonu, łatwe nie jest. Szczególnie jeśli znajduje się na niej ilość samochodów, kamperów i przyczep równa rocznej produkcji VW Golfa. Ostatecznie udało znaleźć się miejscówkę w bezpośrednim sąsiedztwie... Innej te - renówki. Jakież było moje szczęście! Nasz, piękny Patrol i Całkiem fajny Defender! Taki z namiotem dachowym! Będzie dobrze! Matylda! Będzie dobrze!
Łiiiiiii!!!
Parkuję, wyskakuję z auta uradowany, całuję ziemię, niczym nasza władza wstaję z kolan i witam nowych sąsiadów gromkim „Dzień dobry!” oraz szerokim uśmiechem (a ci, którzy mnie znają wiedzą, że o to, to akurat u mnie nie tak łatwo). Nowi sąsiedzi, para po 50, uśmiech co prawda odwzajemniają ale odpowiadają na moje powitanie (wiele mnie ono kosztowało) skromnym „Guten tag”.
Stanąłem jak wryty. Z całych sił staram się utrzymać uśmiech na twarzy, chociaż czuję, że już od progu tą walkę przegrywam. Szajse, myślę sobie, łatwo nie będzie. Ja po niemiecku umiem do trzech, oni po polsku nawet dzień dobry, a tak na oko, to za mało obyczworo pijemy (a do tego jeszcze dziecko, więc też nie wypada), żeby nawiązać przy kolacji międzynarodowe kontakty w języku uniwersalnym i pogadać sensownie choćby nt naszych krążowników...
21
Nic to. Namiot! Pierwsza zasada kempingu: ZAWSZE. Najpierw. Rozstaw namiot! 5 minut, kilka dopingujących słów i tymczasowy dom wzniesiony. Z tymi słowami, to w ogóle śmieszna sprawa, bo o ile nikt w naszym kraju nie oburza się na skromną ‚kurwę’ puszczoną w eter przy okazji wbicia sobie śledzia w stopę, o tyle mój zwyczaj wtrącania niemieckiego szajsa, mógłby być zalążkiem do wprowadzenia sankcji ze strony naszego zachodniego sąsiada. Lepiej więc nie ryzykować.
Szybki obiad, morze, kąpiel, spacer po bulwarze, zimne piwko. Ciemno. Okolice 23.30 - Dobra, idziemy spać, dzień był męczący więc lecimy w kimono. Otwieramy sypialnię...
– MARYYYYŚKAAAA!!!
– Bawiłaś się materacem?!
– Taaaaakk...
– Odkręcałaś Kurek?!
– Taaaaakk...
– Szaj... kurna!
Pompuję, co robić? Przecież to pięćset litrów powietrza samo tam nie wejdzie. Po kilku ruchach, mojej wielkiej pompki materac sztywny jak pal Azji. Spać! Pół godziny po północy:
– Matylda idziemy spać do Patrola. Materac ma konsystencję zużytego kondoma. Szajse!
Morze Bałtyckie 6
- nasze (i ośmiu innych krajów) jedyne już morze w okolicy. Kiedyś nasi pradziadowie mogli jeździć nad Czarne, ale to już czas przeszły. Linia brzegowa na terenie RP 590 km. Morze podobno słone, ale znamy słońsze. Wieje tu praktycznie zawsze, a słońce zagląda tylko czasami. Mimo to, jak już się pojawi, spalenie gwarantowane, bo w połączeniu ze wspomnianymi wiatrami, to tak jakbyś położył się w piekarniku z termoobiegiem.
Górka z piachu 7
– naukowo zwana wydmą, to górka z piachu, w naszym pięknym kraju chroniona pra - wem. I nic to, że nad tym samym morzem, są kraje, które pozwalają biwakować na takim samym piachu. 22
Wszelkiej maści materace dmuchane, to zło w najczystszej postaci.
Serio. Szczegól - nie na polu namiotowym8 wyposażonym w sosny i szyszki. Nie róbcie sobie tego i od razu zainwestujcie w coś, co nie jest pompowane jak balon, szczególnie, jeśli macie zamiar korzystać zeń pod namiotem. I macie dziecko.
17 sierpnia 2019 Wczorajszy nocleg w samochodzie okazał się całkiem komfortowy. Co prawda upolo - waliśmy nowy materac jednak, co każda kobieta potwierdzi, liczy się każdy centymetr. Nowe łoże jest nieco mniejsze, wzwiązku z czym dziś najpierw się obudziłem, a dopie - ro po około 10 minutach wstałem. Wmoim przypadku jest to o tyle nienaturalne, że na co dzień najpierw zrywam się z łóżka z krzykiem, a dopiero po kwadransie w moim organizmie zaczynają działać funkcje życiowe.
Pierwszy dzień na kempingu minął nam więc szybko. Za szybko, chociaż trochę się działo. Na początek, przy śniadaniu, nasi sąsiedzi z Defendera uruchomili pre - wencyjnie, za pomocą czajnika z gwizdkiem, system ostrzegania do złudzenia przy - pominający obozowe syreny alarmowe... Paprykarz stanął mi w gardle. Herbata na nowo zaczęła się gotować, a dziecko w popłochu (tak ją uczyłem) zaryglowała się w samochodzie...
Potem, ów przemiła para, wyciągnęła jakieś stare książki w skórzanych opra - wach i zaczęli je studiować dziwnie spoglądając w naszą stronę. Na szczęście zbie - raliśmy się na polowanie na materace, więc nie doszło do jakichkolwiek ekscesów. O naszych sąsiadach można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że kradną. Nie było nas kilka godzin i nawet jedna szyszka z naszego terenu nie zginęła. Naprawdę porządni ludzie!
Później już tylko kempingowa rutyna. Obiad, spacer po plaży z, niestety, dłuższym przystankiem na tzw. odpoczynek. Polskie morze to nie jest to, co ja lubię i o czym śnię nocami. Wieje, szumi, że rozmawiać się nie da, wszędzie piach, a zatapiając w nim dłonie nie masz pewności czy to bursztyn czy psia kupa z zeszłego sezonu.
Ogólnie miło, ale to nie to. Miauczyński poprostu wybrał zły kierunek na odpoczynek. Dzisiaj z rana przeżyłem szok. Pierwsze, co dotarło do mojej świadomości po wyj - ściu z namiotu, to że namiot dachowy na Defie złożony. Znaczy się opcje są trzy: jadą po zakupy, jadą dalej albo przypuszczają frontalny atak na Wolne Miasto Gdańsk. Chociaż nie wiem czy brytyjska myśl techniczna im na to pozwoli. Ostatecznie, dziw - nym trafem, brytyjskie podboje skończyły się w czasach kiedy wymyślili swoje samo - chody. Przypadek?
24
Pojechali więc najeźdźcy, a my właśnie siadamy do frankfurterek z wody. Tfu! Pa - rówek!
Pole namiotowe 8
– miejsce, w którym skupiają się ludzie szukający odpoczynku od gwaru miast i mia - steczek, dzięki czemu na tych najbardziej popularnych można spotkać sąsiada z bloku, albo byłą żonę. Tu Lubiatowo. 25
To nie jest tak, że nie lubię Niemców.
Czy jakiejkolwiek zresztą innej nacji. Są po prostu w naszych polskich narodowych genach takie, które niekoniecznie współgrają z genami innych plemion, szczególnie germańskich, a nasz wspólny, czarno-biały ko - loryt historyczny niestety też w tym nie pomaga. Frankfurterki9 nie są złe, ale ja tam wolę nasze polskie parówki. Tak jak nie mówię, że niemieckie samochody są złe, ale ja tam wolę nasze polskie… A nie, czekaj. Nie było tematu.
18 sierpnia 2019 Wczorajszy dzień spędziłem na byciu na plaży, obserwowaniu ludzi i spokojnym cze - kaniu, aż nasi Kasia i Tomek przyjadą.
Plaża, jak to plaża, pełna piasku, radosnych dorosłych leczących kaca lokalnym bro - warem i jeszcze radośniejszych dzieci i psów. Ogólnie rzecz ujmując psy bardzo lubię. Bardzo. Jednak to, co ich właściciele z nimi robią już nie zawsze. Dopiero, co pisałem o bursztynach, piasku i zeszłorocznych pamiątkach w nim się kryjących. Jakby na za - wołanie pewien pies ze swoją właścicielką postanowili zobrazować nam wczoraj, jak odbywa się cały proces produkcji plażowych skarbów. Teraz już wiem wszystko: pies jak to pies - w trakcie spaceru przystaje, zadek wypina, potrzebę załatwia. Pani wła - ścicielka, bez krempacji, niby niepostrzeżenie (idąc w pierwszym rzędzie), skarb nogą zakopuje. Obydwoje kontynuują swój romantyczny spacer po plaży. Proste i skuteczne. Plaża to także doskonałe miejsce do obserwacji ogólnych. Tak właśnie wczoraj ob - serwując doszedłem do wniosku, że jest ona idealnym odzwierciedleniem naszego społeczeństwa - pełna dup, cycków i dmuchanych lal.
Po lewej starsze małżeństwo, które mając na wszystko wywalone, próbuje łapać każdy promień słońca. Oni są w swoim świecie. Nikomu nie przeszkadzają i tego sa - mego oczekują od innych. Śmiem twierdzić, że gdyby ktoś przekroczył magiczną gra - nicę 3 metrów od nich, Pan Ryszard znalazłby zaraz w swoim przepastnym plecaku jakiegoś „nachaja” i wytłumaczył intruzowi, że to, że plaża jest dla wszystkich nie znaczy, że ów cham ma prawo siedzieć tuż koło Ryśka.
Przed nami młode małżeństwo w średnim wieku, z dzieckiem lat około 5. Z cza - sem dołączają do nich dziadkowie. Babcia Bożena szybko zrzuca fatałaszki, łapie za łopatkę i niczym w transie zaczyna budować największy zamek z piasku na plaży od Łeby do Władysławowa. O ile na początku wnuczek starał się uczestniczyć we wzno - szeniu świątyni, o tyle po 5 minutach już tylko grzecznie siedział przypatrując się zni - kającemu coraz głębiej w kopanej jamie tyłkowi babci. Maks nie jest zadowolony, ale co zrobić? Babci też się coś przecież od życia należy. Swoją drogą, myślę, że Bożena
26
musi być spokrewnione wjakimś stopniu z Dżejem. Wybudować Fort Boyen, na plaży, w kwadrans, to naprawdę zasługuje na uznanie.
Niedługo pojawia się Pan Gadżet z rodziną. Małym palcem lewej stopy rozkłada kocyk i kilka innych, zupełnie niepożądanych do rodzinnego wypoczynku przydasiek, m. in. zdalnie sterowany samochodzik, który ginie śmiercią tragiczną w trakcie już pierwszego przejazdu przez kałużę oraz wykrywacz metali wielkością dopasowany do Gadżeta jr. Wykrywacz pika, więc Ryszard zaczął się nerwowo wiercić na leżaku.
Wpewnym momencie pojawia się Aldona z Robertem. Z dziećmi. Mają ze sobą pa - rawan i nie zawahali się go użyć. Mimo zupełnego, co dziwne, braku wiatru. Aldona poza parawanem może również pochwalić się nadnaturalnej wielkości biustem, któ - remu ewidentnie nie pasowało uwięzienie w nadnaturalnie małym bikini. Robert też ma niezły biust i biceps więc może na tym skończmy... A! Mieli również dmuchań ca na którym można by przewieźć kilkudziesięciu uchodźców przez Morze Śródziemne.. Kilkukrotnie. Podczas sztormu.
Ogólnie więc rzecz biorąc na plaży jak w społeczeństwie. Wszyscy do siebie dupa - mi odwróceni i tylko czasem można zobaczyć coś miłego dla oka. Wszystkim piach leci w oczy ale udajemy, że doskonale się bawimy.
Popołudniem zawitali do nas po kilku przygodach związanych z samym wyjazdem Kasia i Tomek. Lubię ich. Co prawda Kasia za bardzo się stresuje, ale chyba zaraziła się tym od Tomka, który postanowił zrobić na kempingu powitalny pokaż świateł swoim passatem.
Frankfurterki 9
– jedne z ulubionych kiełbas Niemców. Krótkie, cienkie, o farszu dość grubo mielonym. Najczęściej podawane na ciepło, ale jak człowiek głodny, to i na zimno wciągnie. Wymyślili je jakoś w XIII wieku podobno. 27
Jakiekolwiek podobieństwa do innych Kaś i Tomków są zupełnie przypadkowe.
Tacy ludzie nie zdarzają się często, a to właśnie ci „moi” są prawdziwymi, niepodrabialny - mi oryginałami. Powinni zostać wpisani do kolekcji skarbów narodowych10 .
19 sierpnia 2019 Dzień czwarty. Jedziemy na wycieczkę w poszukiwaniu wydm. Idea szczytna, bo każ - dy z nas napalony na te góry z piachu jak szczerbaty na suchary. Czwartego dnia mamy więc cztery dorosłe osoby podniecone, jak dzieci na gwiazdkę i jedno dziecko, czyli osobnik najmniej zainteresowany wielką piaskownicą. Szybkie śniadanie, mycie, dziewczyny nawiązują sojusz i nawet oka nie malują. Lecimy!
Chcąc być bliżej natury wybieramy, że jedziemy od dupy strony. W końcu wydmy takie wielkie, nie może ich zabraknąć! Po godzinie jazdy lokalnymi drogami dociera - my do celu. Już widzę, że łatwo nie będzie: na planie 3 parkingi w rzeczywistości tłum ludzi ciągnących w jednym kierunku. Jeszcze w tym momencie nie zastanowiło nas, że idą tam, jak lemingi, każdy wyposażony wten sam zestaw. Samica alfa w klapkach z futerkiem, potomstwo, obowiązkową piłką i/lub łopatką w wiaderku, a samiec ob - ładowany, jak wielbłąd, zestawem parawanów, parasolem, lodówką i nadmuchanym już kołem... Dojeżdżam do bramy wjazdowej, w której wita mnie twarz nastolatka przypominająca powierzchnię księżyca.
– Na plażę czy na platformę? - pyta głosem o kilka tonów za głośnym
–E? - odpowiadamz całą niepewnością przenosząc spanikowany wzrok namałżę mą – „E”?
– Eee… My na wydmy chcieliśmy...
– Ale na plażę czy na platformę?
Zaczynam zastanawiać się, o co kaman z tą platformą? Może, skoro nie chcę na plażę, bo dotarło właśnie do mnie, że ten pochód lemingów właśnie na tę plażę zmie - rza, to może jednak platforma?
– Chcieliśmy wydmy zobaczyć.
– Plaża 4 zł, wejście na platformę 6 zł
– A wydmy?
– To na plażę?
– Nie wiem, a są wydmy? - pytam w akcie ostatecznej desperacji.
– Nie ma, plaża jest. 4 zł
– To my na platformę.
28
Wjechaliśmy. Kasia i Tomek za nami. Nawet nie chcę wiedzieć przez co musieli przejść, gdy obsługiwała ich nastoletnia koleżanka naszego biletera, bo byli co naj - mniej tak zdezorientowani jak my.
Ostatecznie zaparkowaliśmy i 3/4 naszej grupy wycieczkowej w pierwszej kolej - ności poszła na zwiedzanie Łazienek Słowińskich. Wtym czasie starałem się dojść do siebie po spotkaniu z, dosłownie, wulkanem zaskórniaków, który wcisnął nam bilety i na plażę i na platformę.
Poszliśmy więc na platformę. Zobaczyliśmy co zobaczyć mieliśmy. Jak to przeważ - nie w takich miejscach tak i tym razem doszedłem do wniosku, że ułańską fantazję, to Polacy mają jedynie w piciu alkoholu i prowadzeniu samochodów. Było miło, zo - baczyliśmy dwa stare orły, które zawdzięczają życie tylko temu, że ktoś je zamknął wwielkiej klatce. Dzięki temu dzielnie towarzyszący nam szczur rasy Pinczer nie mógł ich zjeść. A je wszystko!
Po całkiem przyjemnym spacerze, w całkiem przyjemnych okolicznościach natury, nie odpuszczając wydmom padło hasło: „Nach wydmy!” Czyli jednak kierunek Łeba. Tyle, że z racji pory postanawiamy wciągnąć jakąś zupkę tudzież inną rybkę. Dżizas krajst, jaciepierdzielę! Co nas, kurde, podkusiło!?
Już sam wjazd do Miasta Łeba wita nas absurdem. Główna droga prowadząca do kurortu rozkopana, zamknięta, rozwalona, nie, po prostu nie. Zawracamy, Tomek szyb - ko wklepuje jakiś objazd wnawigacji. Lecimy dalej. Rondo, prosta, skręcamy w prawo... O, żesz. Ja. Piórkuję! To ja już wiem, gdzie podziali się wszyscy nasi dotychczasowi sąsiedzi z kempingu! Zrobili najazd na miasto Łeba! I do tego zaprosili swoich znajo - mych z innych kempingów, którzy zaprosili swoich znajomych z innych kempingów, którzy zaprosili swoich znajomych z innych kempingów, którzy wzięli ze sobą dzieci, znajomych, a niektórzy nawet teściową.
Po 40 minutach przeciskania się samochodami między frytkami i zupełnie naćpa - nymi użytkownikami chodników, którzy wswoim stanie upojenia nie rozróżniali chod - nika od jezdni, wypaleniu przez Patrola połowy baku oleju napędowego (chociaż do - piero teraz przyszło mi do głowy, że mogłem zrobić tam interes życia, tankując w co się da, olej ze smażalni, pracujący tam od czerwca), doszliśmy do jedynego słusznego wniosku... Jedziemy stąd!
Wróciliśmy więc do siebie. Zjedliśmy całkiem smacznie wpobliskiej jadłodajni, na - piliśmy się kojącego nerwy, zimnego piwa po czym, po krótkim odpoczynku - każdy w swoim kącie, wybraliśmy się na romantyczny wieczór na plaży.
I to było super. Tylko Kaśka za bardzo się przejmuje.
29
Skarby narodowe 10
– tu mowa znów o wydmach. Tym razem tych wSłowińskim Parku Narodowym. Jest to nic innego, jak zespół gór z piachu, przesypujących się z prędkością maksymalną 3 km na rok. 30
Absurdalne według mnie jest to, że traktujemy góry z piachu jako dobro narodowe.
Z tego też powodu większość naszej linii brzegowej z Bałtykiem wygląda, jak wygląda. Jest to moje osobiste i całkiem prywatne zdanie, opinia nie potwierdzona żadnymi faktami naukowymi 11 i nie ma podstaw do wytoczenia mi za to procesu.
20 sierpnia 2019 Zmieniliśmy położenie. Co prawda nie z pleców na brzuch, ale też jest fajnie. Demokratycznie, jednoosobowo, zarządziłem, że w głowie już mi się kręci od jodu
i opuszczamy krainę fileta z Lidla.
Chcę. Wkońcu. Odpocząć.
Dlatego też zmieniliśmy lokację 120km na południe. Jesteśmy we Wdzydzach. Ja - dąc tutaj ogólnie tysiąc myśli kołatających się w głowie. Czy Tomek się odnajdzie? Czy Kasi się spodoba? Czy żona mnie nie zabije? Czy dziecko nie będzie się nudzić? I ostatecznie: czy w końcu się wyśpię?!
Po drodze udało się wnieść trochę światła w życie Halinki z mięsnego w Koście - rzynie. Kilka słów-kluczy i Halinka już wiedziała, że ma przed sobą głodnego faceta potrzebującego mięsa, a nie hipcośtam szukającego schabu z soi i parówek bez glutenu. Ogólnie zauważyliśmy, że ludzie w Kościerzynie są mili. Chociaż jacyś jakby smutni.
Oczywiście pierwsze co musiałem zrobić po rozbiciu namiotu, to wskoczyć do jezio - ra. I tak też się stało. Ja tego nie słyszałem, ale podobno kamień spadający z mojego serca (prosto do jeziora) było słychać nawet w najniższych poziomach geotermii tzw. Ojca R. w Toruniu.
Udało się też ogarnąć grill. Wsuper promo wsieci na „K” - całe 16,59 zł! Co praw - da jest wielkości kubka do kawy i na raz można na nim upiec jeden kawałek Ślą - skiej, wplasterkach - ale jakoś dałem radę. Poza tym, jak to wwiększości przypadków bywa, małe rzeczy zbliżają ludzi. Tak, jak małe łóżko zmusza parę do spania bliżej sie - bie, mała pensja do myślenia bardziej o drugiej osobie, tak mały grill wczoraj zbliżył mnie i Kasię. Pewnie nie wiecie, ale wdmuchaniu ja, osobiście, jestem całkiem dobry, ale to co Kasia wczoraj zrobiła swoimi ustami... Jakżesz ona pięknie dmuchała! Jak Ona dmuchała! Kilkoma ruchami potrafi rozpalić do białego. Grill zapłonął.
Sąsiad, na oko całkiem miły człowiek (ma jakieś półtora tysiąca tatuaży), starał się nam umilić wieczór muzyką radiową, za co jestem mu bardzo wdzięczny.
Po późnej, miłej i długiej obiadokolacji, na którą zupełnie nieproszone zawitało jakieś półtora miliona meszek kamikaze - serio: siada taka na lampie, kubku, talerzu,
31
misce, jajkach (w majonezie!) i zdycha - a więc, po wieczornym grillu z piwkiem udali - śmy się gremialnie ale parami (lub trójkami) na zasłużony odpoczynek.
Fakty naukowe 11
– fakty naukowe dotyczące wydm są takie, że po pierwsze zatrzymują tumany pia - chu nawiewane z plaż, po drugie stanowią naturalną barierę dla ewentualnie wylewającej się wody podczas sztormów. Chociaż znam kraje, nad tym samym morzem, gdzie można wjechać i nocować tuż przy brzegu. 32
Zwiedzanie, to oczywiście bardzo przyjemny element każdej podróży.
Pod warun - kiem, że chcemy nie tylko nabić kolejne kilometry, ale też poznać trochę świata. Niestety, tak się zupełnie niezrozumiale składa, że większość atrakcji turystycznych w tym kraju, przynajmniej w mniemaniu rzeszy krajowych przewodników, to kościoły i inne miejsca kultu. Osobiście wolę miejsca kultur.
21 sierpnia 2019 Kasia i Tomek wracają dziś do wielkiego miasta. Szkoda bo całkiem przyjemnie nam się z nimi biwakuje, że wspomnę o dodatkowych przyjemnościach, jak wspólne z Ka - sią dmuchanie, czy tyrady Tomka na dowolny zadany temat. Nic to, wracają i już. Pakują psa rasy Pinczer w walizkę i niedługo lecą passatem w kierunku stolicy. Tymczasem, dziś zostaliśmy przywitani przez pogodę niczym z końca września. Niby nie jest źle, ale żeby to była wymarzona aura na wypoczynek, to też tak jakoś średnio. Wczoraj całkiem udany dzień. Trochę szwendania się po okolicy, pływania po je - ziorach, wycieczka w miejsce gdzie znaki mogłyby być odwrotnie postawione, a i tak nie zrobiłby to żadnej różnicy. Najważniejsze, że nowe miejsce poznane, zobaczone i zapamiętane. Na domiar dobrego wycieczkę ukoronowałem gęsią wątróbką, z którą kucharz zrobił coś, czego nie jestem w stanie powtórzyć, ale miało to coś wspólnego z koniakiem. Najważniejsze, że była smaczna. Bardzo smaczna.