Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ta książka wieńczy mini-trylogię Roberta F. Barkowskiego w ramach serii „Historyczne Bitwy” poświeconą zmaganiom Słowian nadbałtyckich z Duńczykami. Ukazuje ostatni etap duńskiego podboju – zagarnięcie Pomorza Zachodniego przez króla Kanuta VI. Narracja obfituje w liczne opisy bitew i potyczek, kampanii i wypraw wojennych, których bohaterami i uczestnikami są książęta pomorscy Kazimierz I i Bogusław I, a także: wspomniany Kanut VI, cesarz Fryderyk I Barbarossa, margrabiowie brandenburscy i łużyccy, książę Saksonii Henryk Lew, słowiańscy władcy Meklemburgii i Rugii, wreszcie książęta piastowscy władający w rozbitej na dzielnice Polsce.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 215
SŁOWO WSTĘPNE
Trylogia w ramach serii „Historyczne bitwy” opisująca zmagania Słowian nadbałtyckich z Duńczykami, rozpoczęta tomami Konungahella 1135 i Rugia 1168, dobiega końca wraz z niniejszą publikacją. Właściwie tytuł nadrzędny, spinający klamrą tematykę tych trzech książek, powinien brzmieć: „Podbój Słowiańszczyzny nadbałtyckiej przez Danię”. W istocie w pierwszej części Konungahella 1135 przedstawiono Czytelnikom szerokie tło historyczno-polityczne zmagań duńsko-słowiańskich, poczynając od najazdu króla Godfreda w 808 roku na Księstwo Obodrytów, a kończąc na brawurowym najeździe księcia pomorskiego Racibora I (lennika Polski za Bolesława III Krzywoustego) na miasto symbol ówczesnej Skandynawii – Konungahellę – w 1135 roku. W części drugiej Rugia 1168 opisane są burzliwe wydarzenia związane z nieustannymi próbami ekspansji duńskiej na Słowiańszczyznę nadbałtycką, zwłaszcza na wyspę Rugię, wybrzeże połabskich Obodrytów i Chyżan, oraz na ujścia Odry1 i Pomorze Zachodnie, zakończone zdobyciem przez Danię Rugii w 1168 roku. W wyniku wspólnej duńsko-pomorsko-obodryckiej wyprawy wojennej upadła niezawisłość dumnej wyspy, rańscy książęta stali się (jak pokazała przyszłość) wiernymi lennikami Danii, a wyspa uległa intensywnej chrystianizacji. Zamykająca cykl niniejsza część trzecia ukazuje ostatni etap duńskiego podboju – zagarnięcie Pomorza Zachodniego.
Kontynuowaną przez króla Waldemara I Wielkiego politykę doprowadził do szczęśliwego dla Danii zakończenia jego syn i następca tronu Kanut VI. Na początku czerwca 1185 roku zhołdował księcia Bogusława I, wcielając Pomorze Zachodnie do Danii.
Narracja książki obfituje w opisy bitew, potyczek i starć, kampanii i wypraw wojennych na tle wydarzeń i osób powiązanych z głównym tematem: cesarstwa niemieckiego z Fryderykiem I Barbarossą, margrabiów brandenburskich i łużyckich, księcia Saksonii (czasowo również Bawarii) Henryka Lwa, rozbitej na dzielnice Polski, Pomorza Zachodniego pod władaniem braci Kazimierza I i Bogusława I, Meklemburgii, czyli byłego Księstwa Obodrytów, rządzonej przez syna legendarnego Niklota – Przybysława, a następnie Henryka Borwina I i Niklota II, Rugii pod berłem księcia Jaromira I, lennika Danii. Opisano wiele postaci, wzajemnych konfliktów i sojuszy, pośrednio lub bezpośrednio związanych ze zmaganiami pomorsko-duńskimi.
Robert F. Barkowski, Połabie 2019–2021
ROZDZIAŁ I LATA 1168–1170: DANIA WOBEC ODWETOWYCH NAJAZDÓW SŁOWIAN
Nawiązując bezpośrednio do zakończenia mojego poprzedniego tomu HB Rugia 1168: wyprawa pod wodzą króla Waldemara I i biskupa Absalona zakończyła się dla Duńczyków spektakularnym sukcesem – zdobyciem Rugii. Wyspa została włączona do Królestwa Danii, zdobyto niebotyczne skarby, zniszczono drewniane bałwany pogańskich bożków, przystąpiono do sukcesywnej i intensywnej chrystianizacji ludności, nałożono coroczny trybut i obowiązek dostarczania wsparcia militarnego. Rugia dostała się pod duńskie panowanie zarówno pod względem świeckim (książę Jaromir stał się lennikiem duńskiego władcy), jak i kościelnym (podległość wyspy biskupstwu w Roskilde). Ponieważ korzyści ze zwycięstwa w aspekcie politycznym i kościelnym przypadły wyłącznie Danii, jej sukces dokonał się kosztem dotychczasowych sojuszników – Henryka Lwa, Przybysława obodryckiego oraz książąt pomorskich Bogusława I i Kazimierza I.
Na podstawie układu2 zawartego w 1166 roku nad graniczną rzeką Eider Henryk Lew i Waldemar Wielki zobowiązali się dzielić po równi zyski z wypraw wojennych przeciwko terenom słowiańskim: trybuty, zakładników, zdobycze materialne, terytoria, wpływy polityczne i kościelne. Należy tu sprecyzować pojęcie „tereny słowiańskie”. Na pewno nie były to obszary, które już znajdowały się pod zwierzchnictwem Henryka Lwa, czy to bezpośrednio włączone do Niemiec (Wagria oraz ziemie byłego księstwa Obodrytów, czyli aktualnie księstwo meklemburskie rządzone przez Przybysława), czy podlegające silnej saskiej zwierzchności lennej (część Pomorza ze stolicą w Dyminie pod rządami Kazimierza I). Chodzić mogło jedynie o ziemie słowiańskie niezależne politycznie od Danii i Niemiec, czyli Rugię, wieleckie pasmo przybałtyckie Czrezpienian i Chyżan (dochodzące do ziemi trzebuskiej), część Pomorza rządzoną przez Bogusława I (Wołogoszcz, Uznam, Wolin, Kamień, Szczecin, uogólniając – tereny nad trzema ujściami Odry). Nas najbardziej interesuje sytuacja na tym ostatnim wymienionym obszarze. Przypuszczać można, że już wtedy, w 1166 roku nad Eider, Henryk Lew i Waldemar z grubsza ustalili podział stref interesów na Pomorzu: saska miała obejmować dzielnicę Kazimierza, a duńska posiadłości Bogusława.
Obaj władcy podobnie zamierzali podzielić między siebie Rugię, ale stało się inaczej. Książę saski nie mógł osobiście na czele sił zbrojnych uczestniczyć w wyprawie przeciwko niej w 1168 roku, ponieważ nadal był mocno zaangażowany w brutalne walki na terenie Saksonii przeciwko zbuntowanemu możnowładztwu. Pamiętając o treści układu z 1166 roku, liczył na to, że król duński podzieli się z nim ewentualnymi zdobyczami. Aby być pewnym, że postanowienia zostaną dochowane, a jednocześnie dla dodania duńskiemu sojusznikowi pomocy w podbiciu Rugii, Henryk Lew udzielił Waldemarowi militarnego wsparcia w postaci kontyngentów zbrojnych podległych mu wasali – książąt słowiańskich, obodryckiego Przybysława i pomorskiego Kazimierza I. Dodatkowo do wyprawy dołączył Bogusław I, co prawda niezależny od księcia Saksonii (był lennikiem Polski), ale mający własne powody, by wziąć udział w wyprawie, zresztą nieróżniące się od oczekiwań Przybysława i własnego brata Kazimierza. Słowiańscy książęta mieli bowiem nadzieje na osiągnięcie korzyści zarówno materialnych w postaci bogatych łupów, jak i politycznych. Władcy pomorscy liczyli na to, że po zrzuceniu panującej dotąd na wyspie rańskiej dynastii książęcej sami obejmą tam władzę (pamiętajmy o wielokrotnie wspominanym antagonizmie rańsko-pomorskim mającym starsze i głębsze powody, być może były nimi niewyjaśnione powiązania dynastyczne i związane z tym pretensje polityczne). Krótko mówiąc: książęta pomorscy liczyli na otrzymanie rańskiego tronu książęcego pod zwierzchnictwem duńskim. Gdy się zna dotychczasowe polityczne gierki Waldemara i Absalona, łatwo się domyślić, że ułudnie utrzymywali książąt pomorskich w takim przekonaniu.
Po zdobyciu Rugii Duńczycy jednak oszukali swych sojuszników, zrzucając zasłonę matactwa. Henryk Lew i książęta słowiańscy nie otrzymali niczego. Po kapitulacji Arkony i Charenzy na zwołanej przez Waldemara naradzie wojennej dowiedzieli się, że zostali wystrychnięci na dudków. Mimo nadziei, obietnic, układów i przykładów osobistego męstwa podczas szturmów na zewnętrzny wał Arkony nie osiągnęli żadnych korzyści. Wszystko przypadło wyłącznie Danii, na dokładkę rańska dynastia w osobie księcia Jaromira I zachowała panowanie nad wyspą, będącą duńskim lennem. W tej sytuacji Bogusław i Kazimierz wpadli w nieopisany gniew, zwinęli własne wojska, opuścili duński obóz i wyspę, pałając nieopisaną żądzą zemsty na Duńczykach: „[…] stało się to zarzewiem długotrwałej wojny pomiędzy nimi i Duńczykami”3.
Jak już wspomniano, wieści o oszustwie Duńczyków zaskoczyły Henryka Lwa w środku wojny domowej w Saksonii. Dopiero nieco ponad miesiąc po upadku Rugii mógł przedsięwziąć pierwsze kroki zaradcze. Na zjeździe Rzeszy w Würzburgu odbywającym się od 29 czerwca do połowy lipca 1168 roku za osobistym wstawiennictwem protegującego go cesarza Fryderyka Barbarossy zawarł pokój ze zbuntowanym saksońskim możnowładztwem. Powiedzmy od razu, pokój czasowy, ale dający Henrykowi chwilowo wolną rękę i pozwalający na zajęcie się innymi sprawami. Niebawem też, między końcem lipca a początkiem sierpnia 1168 roku, książę wysłał do Waldemara delegację z żądaniem4 przekazania mu rańskich zakładników, wypłacenia połowy trybutu narzuconego przez Danię Rugii i wydania połowy skarbów zagrabionych w Arkonie (siedem skrzyń wypełnionych złotem, srebrem i kosztownościami). Henryk Lew próbował jeszcze drogą pokojową wymusić na Waldemarze dotrzymania warunków układu z 1166 roku, lecz bezskutecznie. Duński władca, ufny w swe siły, świadom kłopotów Henryka Lwa w Saksonii i podbudowany wzmocnieniem własnego potencjału militarnego siłami Rugii, stanowczo odmówił. A może uznał za niebyły układ zawarty w 1166 roku? Posłowie sascy, przyjęci w Danii nieprzyjaźnie i obcesowo, powrócili z niczym. Urażony Henryk uznał postępowanie Waldemara za zerwanie dotychczasowego sojuszu.
A zatem wojna. Henryk Lew nie mógł jednak osobiście przystąpić do działań wojennych. Zawarty na krótko pokój w Würzburgu nie miał szans na dłuższe przetrwanie, na nowo poczęły wybuchać walki w różnych punktach Saksonii, „[…] ponieważ wszyscy wodzowie możnowładztwa wystąpili zbrojnie przeciwko księciu [Henrykowi Lwu]. Rycerzy i wojowników pojmowano w niewolę i okrutnie okaleczano, niszczono zamki i domostwa, spopielano miasta”5.
W tej sytuacji książę, który nie mógł opuścić saskiego teatru wojennego, zdecydował się rzucić na Danię siły zbrojne podległych mu bezpośrednio Słowian nadbałtyckich – Wagrów i Obodrytów. Henryk Lew wezwał Przybysława obodryckiego oraz pozostałych wodzów słowiańskich (principes Slavorum) do dokonania zemsty na Duńczykach6. Nie musiał ich zbytnio namawiać. Jednocześnie zwrócił się o pomoc do książąt pomorskich7. Tych także nie trzeba było długo przekonywać i natychmiast przystąpili do działań wojennych. Kazimierz i Bogusław mieli własne (wymienione już) powody, by zaatakować Danię. Oprócz Wagrów, Obodrytów i Pomorzan do boju ruszyły również plemiona Chyżan i Czrezpienian oraz przycichli ostatnimi laty piraci słowiańscy. To jedna wersja – wynika z niej, jakoby oburzony Henryk Lew najpierw wezwał swych słowiańskich poddanych w Wagrii i Meklemburgii (Obodryci Przybysława) do wojny przeciwko Danii, a dopiero potem za jego inspiracją do najazdów przyłączyli się Pomorzanie. Z kolei inne przekazy mówią, że to najpierw Pomorzanie wystąpili zbrojnie przeciwko Danii, a dopiero wtedy Henryk Lew nakazał Wagrom i Obodrytom przystąpienie do wspólnego działania razem z nimi.
Dania cierpiała straszliwie pod słowiańskimi najazdami, ale króla Waldemara zaprzątnęły inne sprawy, z których wskażmy trzy najważniejsze: napięta sytuacja na froncie wojny z Norwegią, starania o uznanie ojca Waldemara Kanuta Lavarda męczennikiem za wiarę i świętym oraz doprowadzenie do oficjalnej koronacji (z kościelnym namaszczeniem) syna i następcy duńskiego tronu Kanuta VI. Były to ogromne wyzwania i w pełni zajmowały Waldemara. Dlatego dopóty nie rozwiązał wymienionych problemów, zlecił obronę duńskiego terytorium przed najazdami Słowian pierworodnemu synowi Krzysztofowi i biskupowi Absalonowi. Do dyspozycji przyznano im jedną czwartą duńskiej floty lendingowej8. Ponieważ jej liczebność ocenia się w tym czasie na 8609 okrętów, przyjąć należy, że Krzysztof i Absalon otrzymali dowództwo nad 215 okrętami. Do służby na nich postanowiono powołać mężczyzn młodych i nieżonatych (nietęskniących za domem i nieobarczonych obowiązkami małżeńskimi, by uniknąć ujemnego wpływu na poświęcenie wojennemu zapałowi). Tę część floty przeznaczono co prawda do obrony wybrzeży i wód terytorialnych, ale obaj dowódcy nie stronili od wypadów zaczepnych na wybrzeże słowiańskie (skrytki pirackie na wybrzeżu Rugii i ziem wieleckich lądu stałego, porty na Wagrii i u Obodrytów). Źródłowo potwierdzone są co najmniej dwie takie wyprawy, o czym więcej będzie mowa dalej.
Nie sposób szczegółowo przedstawić przebiegu słowiańskich najazdów na Danię w latach 1168–1170 z powodu skąpego materiału źródłowego. Helmold, Saxo Grammaticus i Knytlingasaga opisują jedynie wybrane fragmenty, myląc i mieszając daty lub wcale ich nie podając. Saxo często wplata epizody słowiańskich najazdów w kontekst opisów innych wydarzeń i przeskakuje pomiędzy datami. Natomiast szesnastowieczny kronikarz Pomorza Tomasz Kantzow jest niezbyt wiarygodny (co należy wyraźnie podkreślić) w opinii współczesnych historyków. Przy okazji warto przytoczyć zdania kronikarzy dotyczące sposobów walki piratów słowiańskich (a nie regularnych oddziałów państw słowiańskich). Helmold: „Dania składa się mianowicie w większości z otoczonych wodami wysp i ich mieszkańcy z trudnością mogą się przeciwstawić napadom piratów, ponieważ w niezliczonych zatoczkach Słowianie znajdują znakomite kryjówki, z których zaskakują nieprzygotowanych Duńczyków najazdami i grabieżami. Jako że Słowianie przodują w nagłych niespodziankach. Stąd do dzisiejszych czasów utrwaliło się w ich zwyczajach piractwo do tego stopnia, że proceder ten rozwinęli do doskonałości przedkładając go nad osiadłym trybem życia i uprawianiem pól – są nieustannie gotowi do morskich wypraw i pokładają całą nadzieję, przyszłość i bogactwo w okrętach. Nie przykładają nawet wagi do budowy solidnych siedlisk, zadowalając się prowizorycznymi chatami skleconymi z chaszczy i gałęzi, niezbędnymi do przetrwania szturmu i ulewy. W razie nagłego wojennego niebezpieczeństwa zakopują cały dobytek w sekretnych jamach, zboże, złoto, srebro, kosztowności. Zaś kobiety i dzieci pędzą w bezpieczne kryjówki, co najmniej w nieprzebyte leśne gęstwiny. Tak że nieprzyjaciołom za jedyną zdobycz pozostają nic niewarte szałasowe chaty. Napady i kontrataki Duńczyków traktują z lekceważeniem, ścierając się z nimi ochoczo w walce”10. Saxo wkłada w usta króla Waldemara ostrzeżenie przed piratami skierowane do podkomendnych wyruszających na patrole przeciwko Słowianom: „[…] żeby idąc na piratów, nie prześcigali się w zapalczywości, albowiem piraci mają w zwyczaju przedkładać spryt nad odwagę. Najczęściej, gdy widzą [piraci] nadciągającą obcą flotę, wciągają błyskawicznie swe okręty na ląd i znikają w kryjówkach, udając tchórzostwo. Ale to tylko podstęp, paniczne uciekanie na łeb na szyję ma jedynie sprowokować przeciwnika do ścigania ich. Gdy tylko przeciwnik da się nabrać na podstęp i pewny siebie wiosłuje beztrosko w kierunku brzegu, a następnie rozsypuje wojskiem po lądzie, raptem [piraci] wyskakują szybko z kryjówek, ręcznie wyciągają okręty [duńskie] na brzeg, dziurawią poszycia i zatapiają obciążając kamieniami. Dlatego [Duńczycy] powinni zaniechać zapalczywego ścigania pozornie pierzchających piratów, albowiem równie dużo powodów do niepokoju daje, gdy oni [piraci] uciekają, jak i to, gdy atakują. Z tego powodu powinni [Duńczycy] powstrzymać się przed pogonią za uciekającymi [piratami], lecz najpierw z zachowaniem ostrożności i w pełnej dyscyplinie przybić do brzegu, a następnie ustawić spiesznie na lądzie sprawną formację bojową”11.
Z całego wybrzeża słowiańskiego, od Wagrii po Pomorze, w kierunku Danii ruszyły liczne słowiańskie okręty, siejąc postrach i zniszczenie na wodach, wyspach i terenach nadmorskich lądu stałego wschodniej Jutlandii i Skanii. Ucierpiały szczególnie duńskie wyspy, wiele z nich zostało czasowo zajętych przez najeźdźców. Zniszczeniu uległy znaczne obszary duńskich wybrzeży. Słowianie burzyli osady, domostwa, kościoły, masowo uprowadzali mieszkańców w niewolę, rabowali dobytek i zwierzęta domowe. Kto stawiał opór, ginął od słowiańskiego oręża. Z tego okresu pochodzi słynna informacja Helmolda, że na słowiańskich targach niewolników sprzedawano rzesze duńskiej ludności schwytanej podczas najazdów – w samym Mechlinie (Meklenburg), stolicy Obodrytów, jednego tylko dnia targowego wystawiono na sprzedaż 700 duńskich niewolników (z drugiej strony znalazło się tak wielu kupujących)12. Słowianie zdołali też pozbawić Duńczyków znacznej części łupów zagrabionych przez Waldemara po upadku Rugii (ponownie: kwestia owych siedmiu skrzyń ze skarbami z Arkony). Leon Koczy13 przyjmuje, że w latach 1169–1170 Słowianie przedsięwzięli przeciwko Danii wiele wypraw odwetowych.
Mówiąc o najazdach Słowian na Danię w latach 1168–1170, należy podkreślić pewną skłonność kronikarzy. Helmold relacjonuje dokonania Wagrów, Obodrytów i być może jeszcze częściowo od Obodrytów uzależnionych Chyżan. Saxo, jeżeli już, to wymienia Słowian niejako w kontekście dokonań Duńczyków, nie precyzując, z której części wybrzeża słowiańskiego pochodzą. Knytlingasaga wspomniała o Pomorzanach. Na tym tle warto dodatkowo przyjrzeć się relacji Kantzowa14. Co prawda, jak wspomniano, wielu współczesnych historyków kwestionuje jego wiarygodność, jednak spora część uznaje jego opisy przy zastosowaniu pewnego dystansu.
Kantzow, ponieważ jako historyk był kronikarzem Pomorza, nie omieszkał opisać działań książąt Bogusława i Kazimierza w latach 1168–1170. Według niego książęta pomorscy zaatakowali najpierw Rugię, co wydaje się całkiem logiczne z perspektywy wypadków związanych z oblężeniem Arkony i poddaniem całej Rugii Danii 15 czerwca 1168 roku. Jak wspomniano, książęta pomorscy opuścili w tych dniach wyspę, śmiertelnie pokłóceni z Duńczykami z powodu nieotrzymania oczekiwanych lub/i obiecywanych zdobyczy. Najbardziej logicznym pierwszym krokiem odwetowym Pomorzan byłoby zaatakowanie Rugii, pobicie znienawidzonego Jaromira, który zatrzymał dla siebie rański tron, i zagrabienie jak największych łupów. Motywacja zatem bardzo pobudzająca do działania, a i okoliczności sprzyjające – Duńczycy, konkretnie król Waldemar, był zajęty innymi (wspomnianymi już) sprawami. Tak więc Pomorzanie najechali Rugię (ciągniemy wątek Kantzowa). Dopiero wtedy Obodryci, być może sam Przybysław, zjechali do walczącego w Saksonii Henryka Lwa z ciężkimi zarzutami wobec Waldemara. Saski książę wysłał najpierw posłów do Danii, a gdy ci szybko powrócili z niczym, wściekły na pyszałkowatość i złodziejstwo Waldemara nakazał Przybysławowi, by ruszył całą podległą mu Słowiańszczyznę i najechał duńskie terytoria, idąc tym samym w sukurs Pomorzanom.
Tymczasem Pomorzanie najpierw rozbili krążące wokół Rugii duńskie i rańskie patrole morskie, po czym wysadzili na wyspie wojska lądowe. Doszło do ciężkich bitew z Ranami, w których triumfowali napastnicy. Wojska rańskie uległy rozproszeniu, szukając schronienia w oddalonych warowniach. Podobnie książę Jaromir, pokonany w bitwie, zaszył się w niedostępnym miejscu. Pomorzanie zaś, grabiąc i łupiąc niemiłosiernie mijane osady, dotarli kolejno do Arkony i Charenzy. Obie warownie zostały po ciężkim oblężeniu zdobyte i doszczętnie zniszczone. Po odesłaniu zdobyczy i jeńców na Pomorze książęta Bogusław i Kazimierz popłynęli okrętami na Zelandię, dokonując tam niesamowitych zniszczeń. Na zakończenie wyprawy obładowani łupami i jeńcami oraz zdobycznymi duńskimi okrętami powrócili Pomorzanie w rodzinne strony. Pomorska aktywność wojenna jednak nie ustała. Nadal wypływano w kierunku duńskich wysp.
W tym czasie starania Waldemara o zawarcie pokoju z Norwegią weszły w pomyślne dla obu stron stadium, znakiem czego Norwegowie wysyłali do Danii statki z darami i posłańcami. Wiele z nich padło łupem pomorskich patroli krążących na duńskich wodach. Rozwścieczyło to Waldemara na tyle, że postanowił w najbliższym czasie wyprawić się na Pomorze. Planom odwetowej wyprawy na Słowian sprzyjał pomyślny rozwój spraw państwowych zajmujących dotychczas króla. Papież Aleksander III w bulli wydanej w Benewencie 8 listopada 1169 roku zredagował dwa cenne dla Danii i Waldemara dekrety. W jednym z nich uznał diecezjalną przynależność Rugii do biskupstwa w Roskilde, w drugim przyznał Kanutowi Lavardowi status męczennika za wiarę i przyzwolił na jego kult, uznając za świętego. Waldemar postanowił jednego dnia, 24 czerwca 1170 roku (dzień św. Jana), w świeżo wzniesionym kościele w Ringsted uprawomocnić oba akty wagi państwowo-kościelnej, niezwykle ważne dla przyszłości królestwa i dynastii. W świątyni złożono kości Lavarda i przeprowadzono koronację syna władcy Kanuta VI. Na uroczystości miały zjechać delegacje z wszystkich zakątków Danii i sąsiednich krajów. Przedtem jednak Waldemar wysłał na Bałtyk okręty, aby rozprawiły się ze słowiańskimi piratami – by zapewnić spodziewanym delegacjom bezpieczny rejs po duńskich wodach oraz aby rycerze i możni powrócili z patroli na czas do Ringsted na zaplanowane uroczystości.
Krzysztof i Absalon ruszyli na morze. W trakcie jednego z patroli na wysokości należącej do Szwecji wyspy Olandia natknęli się na nieoczekiwanego przeciwnika – zamiast piratów słowiańskich przyszło im się zmierzyć z grasującymi na Bałtyku piratami z Kurlandii i Estonii15. Wieść o najeźdźcach przekazali im mieszkańcy Olandii. Opływając wyspę w poszukiwaniu piratów, u wejścia do którejś z zatoczek natknęli się na trzymający straż okręt Estów, który na ich widok umknął na otwarte morze. Duńczycy uznali to za objaw tchórzostwa, w rzeczywistości jednostka wartownicza Estów zdążyła poinformować oddziały na lądzie i ukrytą flotę o pojawieniu się licznych wrogich okrętów. Wojsko na lądzie pochowało się natychmiast w kryjówkach i zastawiło pułapki, zdążywszy przedtem powciągać na brzeg co lżejsze okręty.
Tymczasem Duńczycy, pełni animuszu i niemyślący o możliwym podstępie, przybili do brzegu i zaczęli wysadzać swe oddziały. Jednymi z pierwszych, którzy beztrosko wyskoczyli na brzeg, wiodąc liczny oddział, byli znani ze sławnych czynów rycerze Svend Skøling i Niels z Vendyssel. Zapuścili się w niezbadany teren i wpadli w pułapkę. Zewsząd wypadły gromady wojowników Estów i Kurów, otoczyły oddział Svenda i Nielsa i rzuciły do krwawego boju. Po ciężkiej walce obaj rycerze zginęli, a z nimi większość ich wojowników. W międzyczasie do brzegu dobijały kolejne duńskie okręty. Dwaj rycerze z orszaku Absalona, Tove Lange i Esger, widząc grupę Svenda i Nielsa zaciekle walczącą o życie, nadbiegli jej na pomoc. Również oni polegli w boju. Z trzeciego okrętu do walki dołączył znamienity rycerz Magnus Skanijczyk, rozwścieczony widokiem padających towarzyszy. Próbował obejść pole z innej strony, ale natknął się na kolejną pułapkę i zginął, podzieliwszy los poprzedników.
Lądowanie okazało się zatem dla Duńczyków katastrofalnym w skutkach manewrem. Po zwycięskim starciu Estowie i Kurowie opróżnili zdobyte okręty z dobytku, wyrąbali toporami dziury w poszyciu i zatopili je u brzegów. Widząc to, Krzysztof starał się trzymać z dala od lądu, jednak na skutek nieopatrznego manewru okręt wykonał skręt i wystawił się burtą zbyt blisko brzegu. Natychmiast zaatakowali go z lądu wojowniczy Kurowie i Estowie. Na okręt spadł grad kamieni. Załoga z trudem usiłowała zachować życie, chroniąc się przed pociskami, niezdolna do przeciwuderzenia. Wielu ludzi Krzysztofa padło trupem, sytuacja zaczęła się robić dramatyczna. Wtedy dowodzący innym okrętem Esbern Snare (starszy brat Absalona) postanowił przeciwdziałać. Nie chciał, by później zarzucano mu, że nie uchronił królewskiego syna, nad którym zresztą Waldemar zlecił mu opiekę, przed śmiertelnym niebezpieczeństwem. Nakazał swojej załodze wiosłować ze wszystkich sił w stronę lądu, po czym wpłynął, mimo spadającego nań gradu kamieni, między brzeg a okręt Krzysztofa. Królewski syn, młodzian jeszcze, został uratowany.
Ponieważ bardzo blisko brzegu znalazł się teraz okręt Esberna, to on został bezpośrednio zaatakowany. Zginęło kilku Duńczyków, szczególnie mocno dostało się wojownikom zgromadzonym na stewie dziobowej, wielu z nich kuliło się od ran. Piraci zdołali w bitewnym zgiełku wciągnąć dziób okrętu na brzeg, unieruchamiając go na dobre. Esbern bronił się zaciekle, ale bezskutecznie, emocje wynikające z gwałtowności starcia brały górę nad bitewną rutyną. Wystrzelił trzy strzały z kuszy, ale nie trafił żadnego z przeciwników, chociaż cele znajdowały się bardzo blisko. Rozwścieczony, połamał kuszę i w pełnym uzbrojeniu ruszył z rufy w kierunku dziobu, siekąc naokoło orężem, przebił się na przód unieruchomionego okrętu i walczył zawzięcie przez dłuższy czas – a właściwie bronił przed natarczywym naporem wrogów. Ci zaś zaczęli brać górę. Większość duńskich wojowników i rycerzy poległa lub wiła się z bólu z powodu ran. Esbern trwał na stanowisku, na koniec już prawie samotnie, ciężko poobijany kamieniami i poprzebijany strzałami. W końcu siły poczęły go opuszczać, słaniając się na nogach, z wielkim trudem powrócił na stewę rufową. Przysiadł na chwilę dla nabrania sił i rozejrzał przerażony dookoła. Praktycznie ostał się sam, oprócz jeszcze jednego rycerza; ci, którym starczyło sił, uciekli z okrętu, wyskakując za burty. Zewsząd tłoczyli się piraci, niektórzy poczęli już toporami wyrąbywać dziury w dnie.
Esbern zebrał resztki sił i poderwał do walki. Trzy razy przeganiał przeciwnika, miotając oszczepami, których bez liku leżało na pokładzie. W końcu słaniającego się na nogach rycerza trafił w głowę rzucony przez nieprzyjaciela kamień. Esbern osunął się bez czucia pod stewę. Kurowie i Estowie rzucili się w jego kierunku, by poderżnąć mu gardło, lecz w tym momencie na pomoc przyszedł mu wspomniany ostatni rycerz, który odparł ataki przeciwnika i bronił się dostatecznie długo, aż nadeszła odsiecz. Na pomoc nadpłynął sam Krzysztof. Jego zbrojni wdarli się na podkład zniszczonego okrętu, przepędzili pewnych już zwycięstwa piratów i uratowali życie Esbernowi oraz broniącemu się samotnie rycerzowi.
Nadciągała noc i przerwano walkę. Nauczeni przykrym doświadczeniem Duńczycy postanowili zmienić taktykę. Zamiast niezorganizowanego ataku zastosowano blokadę. Liczne duńskie okręty zablokowały wody zatoki, w której ukrywały się nieprzyjacielskie jednostki. Na ten widok piraci, pełni animuszu po odniesionym właśnie zwycięstwie, nie stracili odwagi. Nie w myśl im była ucieczka, postanowili mężnie się bronić. Gotując się na szturm Duńczyków, wznieśli na brzegu naprędce skleconą konstrukcję obronną. Budulcem było drewno ich własnych, jak i zdobycznych duńskich łodzi oraz pnie drzew. Na koniec zbudowali obóz obronny, otoczony od przodu wałem z dwiema bramami wejściowymi, niewielkimi, na wysokość połowy człowieka. Pod osłoną nocy zebrali dużą liczbę rozmaitych pocisków do miotania.
Duńczycy w ponurych nastrojach obserwowali przez całą noc przygotowania do obrony, znosząc dochodzące z brzegu drwiny i pośmiewiska urozmaicane śpiewami i tańcami. O świtaniu przystąpiono do walki. Duńczycy pozostawili na okrętach blokujących zatokę minimalne załogi niezbędne do ich obsługi, resztą zaś sił wyszli na brzeg nieco dalej od prowizorycznej warowni piratów. Następnie sformowano szyki bojowe. Najlepiej uzbrojeni i doświadczeni zajęli miejsce w pierwszych szeregach, pozostali ustawili się z tyłu. Piraci, gdy dojrzeli w końcu przygotowania Duńczyków, opuścili warownię i wyszli im ochoczo naprzeciw. Nie przyjmując specjalnych formacji taktycznych, podochoceni zwycięstwem z poprzedniego dnia, ruszyli do natarcia przy akompaniamencie przeraźliwych okrzyków bojowych, co wprawiło w zamieszanie tylne, mniej doświadczone szeregi duńskich bloków. Zamieszanie szybko przerodziło się w panikę i duńskie tyły rzuciły się do ucieczki.
Przednie linie duńskie przyjęły z rutyną natarcie przeciwnika. Wywiązał się krwawy bój, w którym padło wielu piratów, za to zginęła mała liczba Duńczyków, w tym rycerz imieniem Olav (z przestrzeloną strzałą szyją został odniesiony na brzeg). Poddani Waldemara nieubłaganie parli naprzód, aż dotarli pod wał prowizorycznej warowni i z miejsca przystąpili do szturmu. Pierwszy do obozu piratów wdarł się wysoko urodzony rycerz Niels Stygsøn, lecz przypłacił tę brawurę życiem, roztrzaskany maczugą. Jego brat Aage usiłował jeszcze zasłonić go własnym ciałem, lecz został ciężko ranny w szyję. Rozgorzała krwawa i zacięta bitwa, śmierć zbierała obfite żniwo po obu stronach. W pewnym momencie na pomoc walczącym Duńczykom nadeszli zbrojni mający stróżować na brzegu przy okrętach. Niektórzy przystawiali do wału obronnego przytargane z okrętów maszty i wspinając się po nich, wskakiwali do obozu, przystępując do walki. Na koniec bitwa zamieniła się w rzeź piratów. Nie ocalał żaden z nich. Po zwycięstwie podzielono łupy, naprawiono okręty i pochowano na miejscu ciała mniej znanych wojowników. Ciała szlachetnie urodzonych rycerzy zakonserwowano w soli i zabrano w drogę powrotną do Danii.
Z tej naznaczonej krwawą bitwą z Kurami i Estami wyprawy, co prawda zwycięskiej, ale kosztującej życie wielu znakomitych rycerzy, nie licząc zwykłych wojowników, Duńczycy zdążyli wrócić do Ringsted kilka dni przed rozpoczęciem zapowiadanych uroczystości. W dniu św. Jana, 25 czerwca 1170 roku, Waldemar święcił uroczyście podwójny triumf. Do kościoła wniesiono w skrzyni kości Kanuta Lavarda, celebrując wyniesienie go na ołtarze. Jednocześnie siedmioletni Kanut VI został namaszczony przez arcybiskupa Lundu Eskila i koronowany na króla, następcę tronu duńskiego po Waldemarze. Wśród licznych gości z kraju i zagranicy nie zabrakło przedstawicieli z Norwegii. W ich gronie byli: biskupi Helge z Oslo i Stefan z Uppsali, posłowie Erlinga Omsena Skakke16, ojca króla Norwegii Magnusa V Erlingssona z dynastii Yngling (królował w latach 1161–1184). Przywieźli propozycje zawarcia pokoju, co Waldemar, który od kilku lat usiłował zakończyć konflikt z Norwegią, przyjął z zadowoleniem. Erling był nie byle kim, lecz sławnym na całą Skandynawię możnowładcą i wojownikiem. W latach 1152–1154 uczestniczył w wyprawie krzyżowej do Ziemi Świętej, podczas której w okolicach Sycylii w trakcie bitwy z Arabami został ciężko zraniony w szyję, w wyniku czego lekko przekrzywiał głowę – stąd jego przydomek På skakke. Charyzma i znaczenie tak znamienitego pośrednika zrobiła swoje. Po kilku dyplomatycznych tarapatach, osobistym rozmówieniu się Waldemara z Magnusem w Randers (wschodnia Jutlandia) i obopólnych kompromisach zawarto wreszcie pokój kończący wojnę między Danią a Norwegią.
Dopiero teraz Waldemar miał wolne ręce i mógł ponownie osobiście zająć się sprawami słowiańskimi. Skończyło się na działaniach prewencyjnych: obronie wybrzeży i wysp przed napadami piratów oraz sporadycznych wypadach na wybrzeże słowiańskie. Następnie władca postanowił przejąć inicjatywę i uderzyć na Pomorze.
Pomorzanie przez szpiegów stosunkowo wcześnie dowiedzieli się o planach duńskiego króla. Książęta pomorscy natychmiast wysłali w kierunku wysp duńskich eskadry zwiadowcze, mające obserwować i donosić o przygotowaniach wojennych Duńczyków, lub zlecili to zadanie którejś z pirackich grup polujących w tamtych stronach. Jedna z tych eskadr w sile 40 okrętów grasująca na wodach wokół wybrzeży Zelandii została dostrzeżona przez tamtejszych zwiadowców17. Przypadek chciał, że akurat w te strony przybył powracający z misji w Norwegii Esbern Snare (widać doszedł już do siebie po ciężkich ranach otrzymanych w opisanej powyżej bitwie z Kurami i Estami). W prowincji Odsherred (północno-zachodnia Zelandia) dowiedział się, że król Waldemar niebawem wyrusza zbrojnie na Pomorze. Przepytywani zwiadowcy wyjawili mu również o cumujących wokół wysepki Sejerø (u zachodnich wybrzeży Zelandii) wspomnianych 40 słowiańskich okrętach, z tym że nie byli pewni, czy chodzi o jednostki bojowe, czy też handlowe.
Esbern postanowił zaskoczyć Słowian nocą. W tym celu wypłynął po zapadnięciu ciemności, kierując okręt daleko w morze. Nie zwrócił jednak uwagi na pogodną noc i usiane licznymi gwiazdami niebo, których światło mogło go zdradzić, lub może zignorował niebezpieczeństwo. W silnej poświacie wschodzącego księżyca Słowianie dojrzeli jego żagiel i wypłynęli, zamierzając zastawić mu drogę. Gdy Esbern zauważył formujące się raptem naprzeciwko niego okręty słowiańskie, nakazał przygotowania do walki. Marynarze mieli chwycić za broń i przywdziać kolczugi, zaś uzbrojeni już wojownicy i towarzyszący mu rycerze mieli podążyć za nim na przód okrętu, na stewę dziobową. Stamtąd zamierzano obrzucać nieprzyjaciół włóczniami – ludziom Esberna nie brakowało broni miotającej. Przed opuszczeniem Norwegii na znak świeżo zawartego pokoju zostali obficie obdarowani przez Norwegów łukami, strzałami i oszczepami. Gdyby Duńczycy zdołali się przebić przez linię słowiańskich okrętów, mieli natychmiast udać się na rufę i stamtąd zarzucać wroga pociskami. Poza tym Esbern nakazał, by w trakcie bitwy zachować absolutną ciszę – żadnych zwyczajowych okrzyków i wrzasków – by dokładnie i na czas usłyszeć wydawane przez niego komendy. Na koniec rozkazał, że na wypadek jego śmierci w boju dowództwo ma przejąć Towon (Tovo), a po nim Esger z Fionii. Natomiast gdyby wszyscy wymienieni polegli (lub zanim by polegli18), bitwa powinna być już zakończona.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Używane w książce określenie „ujścia Odry” dotyczy trzech cieśnin: Piany, Dziwny i Świny, którymi wody Zalewu Szczecińskiego (do którego wpada Odra) uchodzą do Bałtyku. [wróć]
2.Saxonis Grammatici gesta Danorum, księga XIV, s. 561; Helmoldi presbyteri Bozoviensis Chronica Slavorum, II, cap. 6 (102), s. 201. [wróć]
3.Saxonis Grammatici gesta Danorum, księga XIV, s. 579. [wróć]
4.Helmoldi presbyteri Bozoviensis Chronica Slavorum, II, cap. 12 (108), s. 213. [wróć]
5.Ibidem, II, cap. 9 (105), s. 208. [wróć]
6.Ibidem, II, cap. 13 (110), s. 213. [wróć]
7.Knytlingasaga, cap. 123, s. 380: w oryginale Pomorzanie nazywani są Austrvind (wschodni Wendowie). [wróć]
8.Saxonis Grammatici gesta Danorum, księga XIV, s. 580. [wróć]
9. O. Eggert, Dänisch-wendische Kämpfe in Pommern und Mecklenburg (1157–1200), ss. 44–45, przyp. 7 (z podaniem źródeł); L. Giesebrecht, Wendische Geschichten aus den Jahren 780 bis 1182, Bd. 3, s. 182, przyp. 5 (z podaniem źródeł). [wróć]
10.Helmoldi presbyteri Bozoviensis Chronica Slavorum, II, cap. 13 (110), s. 214. [wróć]
11.Saxonis Grammatici gesta Danorum, księga XIV, s. 580. [wróć]
12.Helmoldi presbyteri Bozoviensis Chronica Slavorum, II, cap. 13 (110), s. 214. [wróć]
13. L. Koczy, Duńczycy na Pomorzu w latach 1157–1227, s. 46. [wróć]
14. T. Kantzow, Des Thomas Kantzow Chronik von Pommern in hochdeutscher Mundart, Fünfte Buch, opis zaczepnych poczynań Pomorzan w latach 1168–1170, ss. 117–118. [wróć]
15. Opis starcia Duńczyków z piratami z Kurlandii i Estonii: Saxonis Grammatici gesta Danorum, księga XIV, ss. 581–582. [wróć]
16. Saxo w Saxonis Grammatici gesta Danorum wymienia jedynie imię Erling (księga XIV, s. 583), natomiast w Knytlingasadze wymienione są pełne imiona Erlinga i podana informacja, że był ojcem króla Magnusa (cap. 124, s. 381). [wróć]
17. Opis nocnej bitwy morskiej u zachodnich wybrzeży Zelandii: Saxonis Grammatici gesta Danorum, księga XIV, ss. 585–587. [wróć]
18. Dwuznaczność wynikająca z niepewnej interpretacji zapisu w źródłach. [wróć]