Pomorze Zachodnie 1185 - Robert F. Barkowski - ebook

Pomorze Zachodnie 1185 ebook

Robert F. Barkowski

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Ta książka wieńczy mini-trylogię Roberta F. Barkowskiego w ramach serii „Historyczne Bitwy” poświeconą zmaganiom Słowian nadbałtyckich z Duńczykami. Ukazuje ostatni etap duńskiego podboju – zagarnięcie Pomorza Zachodniego przez króla Kanuta VI. Narracja obfituje w liczne opisy bitew i potyczek, kampanii i wypraw wojennych, których bohaterami i uczestnikami są książęta pomorscy Kazimierz I i Bogusław I, a także: wspomniany Kanut VI, cesarz Fryderyk I Barbarossa, margrabiowie brandenburscy i łużyccy, książę Saksonii Henryk Lew, słowiańscy władcy Meklemburgii i Rugii, wreszcie książęta piastowscy władający w rozbitej na dzielnice Polsce.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 215

Oceny
4,3 (3 oceny)
2
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Słowo wstępne

SŁOWO WSTĘPNE

Try­lo­gia w ramach serii „Histo­ryczne bitwy” opi­su­jąca zma­ga­nia Sło­wian nad­bał­tyc­kich z Duń­czy­kami, roz­po­częta tomami Konun­ga­hella 1135 i Rugia 1168, dobiega końca wraz z niniej­szą publi­ka­cją. Wła­ści­wie tytuł nad­rzędny, spi­na­jący klamrą tema­tykę tych trzech ksią­żek, powi­nien brzmieć: „Pod­bój Sło­wiańsz­czy­zny nad­bał­tyc­kiej przez Danię”. W isto­cie w pierw­szej czę­ści Konun­ga­hella 1135 przed­sta­wiono Czy­tel­ni­kom sze­ro­kie tło histo­ryczno-poli­tyczne zma­gań duń­sko-sło­wiań­skich, poczy­na­jąc od najazdu króla God­freda w 808 roku na Księ­stwo Obo­dry­tów, a koń­cząc na bra­wu­ro­wym najeź­dzie księ­cia pomor­skiego Raci­bora I (len­nika Pol­ski za Bole­sława III Krzy­wo­ustego) na mia­sto sym­bol ówcze­snej Skan­dy­na­wii – Konun­ga­hellę – w 1135 roku. W czę­ści dru­giej Rugia 1168 opi­sane są burz­liwe wyda­rze­nia zwią­zane z nie­ustan­nymi pró­bami eks­pan­sji duń­skiej na Sło­wiańsz­czy­znę nad­bał­tycką, zwłasz­cza na wyspę Rugię, wybrzeże połab­skich Obo­dry­tów i Chy­żan, oraz na ujścia Odry1 i Pomo­rze Zachod­nie, zakoń­czone zdo­by­ciem przez Danię Rugii w 1168 roku. W wyniku wspól­nej duń­sko-pomor­sko-obo­dryc­kiej wyprawy wojen­nej upa­dła nie­za­wi­słość dum­nej wyspy, rań­scy ksią­żęta stali się (jak poka­zała przy­szłość) wier­nymi len­ni­kami Danii, a wyspa ule­gła inten­syw­nej chry­stia­ni­za­cji. Zamy­ka­jąca cykl niniej­sza część trze­cia uka­zuje ostatni etap duń­skiego pod­boju – zagar­nię­cie Pomo­rza Zachod­niego.

Kon­ty­nu­owaną przez króla Wal­de­mara I Wiel­kiego poli­tykę dopro­wa­dził do szczę­śli­wego dla Danii zakoń­cze­nia jego syn i następca tronu Kanut VI. Na początku czerwca 1185 roku zhoł­do­wał księ­cia Bogu­sława I, wcie­la­jąc Pomo­rze Zachod­nie do Danii.

Nar­ra­cja książki obfi­tuje w opisy bitew, poty­czek i starć, kam­pa­nii i wypraw wojen­nych na tle wyda­rzeń i osób powią­za­nych z głów­nym tema­tem: cesar­stwa nie­miec­kiego z Fry­de­ry­kiem I Bar­ba­rossą, mar­gra­biów bran­den­bur­skich i łużyc­kich, księ­cia Sak­so­nii (cza­sowo rów­nież Bawa­rii) Hen­ryka Lwa, roz­bi­tej na dziel­nice Pol­ski, Pomo­rza Zachod­niego pod wła­da­niem braci Kazi­mie­rza I i Bogu­sława I, Meklem­bur­gii, czyli byłego Księ­stwa Obo­dry­tów, rzą­dzo­nej przez syna legen­dar­nego Niklota – Przy­by­sława, a następ­nie Hen­ryka Bor­wina I i Niklota II, Rugii pod ber­łem księ­cia Jaro­mira I, len­nika Danii. Opi­sano wiele postaci, wza­jem­nych kon­flik­tów i soju­szy, pośred­nio lub bezpośred­nio zwią­za­nych ze zma­ga­niami pomor­sko-duń­skimi.

Robert F. Bar­kow­ski, Poła­bie 2019–2021

Rozdział I. Lata 1168–1170: Dania wobec odwetowych najazdów Słowian

ROZ­DZIAŁ I LATA 1168–1170: DANIA WOBEC ODWE­TO­WYCH NAJAZ­DÓW SŁO­WIAN

Nawią­zu­jąc bez­po­śred­nio do zakoń­cze­nia mojego poprzed­niego tomu HB Rugia 1168: wyprawa pod wodzą króla Wal­de­mara I i biskupa Absa­lona zakoń­czyła się dla Duń­czy­ków spek­ta­ku­lar­nym suk­ce­sem – zdo­by­ciem Rugii. Wyspa została włą­czona do Kró­le­stwa Danii, zdo­byto nie­bo­tyczne skarby, znisz­czono drew­niane bał­wany pogań­skich boż­ków, przy­stą­piono do suk­ce­syw­nej i inten­syw­nej chry­stia­ni­za­cji lud­no­ści, nało­żono coroczny try­but i obo­wią­zek dostar­cza­nia wspar­cia mili­tar­nego. Rugia dostała się pod duń­skie pano­wa­nie zarówno pod wzglę­dem świec­kim (książę Jaro­mir stał się len­ni­kiem duń­skiego władcy), jak i kościel­nym (pod­le­głość wyspy biskup­stwu w Roskilde). Ponie­waż korzy­ści ze zwy­cię­stwa w aspek­cie poli­tycz­nym i kościel­nym przy­pa­dły wyłącz­nie Danii, jej suk­ces doko­nał się kosz­tem dotych­cza­so­wych sojusz­ni­ków – Hen­ryka Lwa, Przy­by­sława obo­dryc­kiego oraz ksią­żąt pomor­skich Bogu­sława I i Kazi­mie­rza I.

Na pod­sta­wie układu2 zawar­tego w 1166 roku nad gra­niczną rzeką Eider Hen­ryk Lew i Wal­de­mar Wielki zobo­wią­zali się dzie­lić po równi zyski z wypraw wojen­nych prze­ciwko tere­nom sło­wiań­skim: try­buty, zakład­ni­ków, zdo­by­cze mate­rialne, tery­to­ria, wpływy poli­tyczne i kościelne. Należy tu spre­cy­zo­wać poję­cie „tereny sło­wiań­skie”. Na pewno nie były to obszary, które już znaj­do­wały się pod zwierzch­nic­twem Hen­ryka Lwa, czy to bez­po­śred­nio włą­czone do Nie­miec (Wagria oraz zie­mie byłego księ­stwa Obo­dry­tów, czyli aktu­al­nie księ­stwo meklem­bur­skie rzą­dzone przez Przy­by­sława), czy pod­le­ga­jące sil­nej saskiej zwierzch­no­ści len­nej (część Pomo­rza ze sto­licą w Dymi­nie pod rzą­dami Kazi­mie­rza I). Cho­dzić mogło jedy­nie o zie­mie sło­wiań­skie nie­za­leżne poli­tycz­nie od Danii i Nie­miec, czyli Rugię, wie­lec­kie pasmo przy­bał­tyc­kie Czrez­pie­nian i Chy­żan (docho­dzące do ziemi trze­bu­skiej), część Pomo­rza rzą­dzoną przez Bogu­sława I (Woło­goszcz, Uznam, Wolin, Kamień, Szcze­cin, uogól­nia­jąc – tereny nad trzema ujściami Odry). Nas naj­bar­dziej inte­re­suje sytu­acja na tym ostat­nim wymie­nio­nym obsza­rze. Przy­pusz­czać można, że już wtedy, w 1166 roku nad Eider, Hen­ryk Lew i Wal­de­mar z grub­sza usta­lili podział stref inte­re­sów na Pomo­rzu: saska miała obej­mo­wać dziel­nicę Kazi­mie­rza, a duń­ska posia­dło­ści Bogu­sława.

Obaj władcy podob­nie zamie­rzali podzie­lić mię­dzy sie­bie Rugię, ale stało się ina­czej. Książę saski nie mógł oso­bi­ście na czele sił zbroj­nych uczest­ni­czyć w wypra­wie prze­ciwko niej w 1168 roku, ponie­waż na­dal był mocno zaan­ga­żo­wany w bru­talne walki na tere­nie Sak­so­nii prze­ciwko zbun­to­wa­nemu moż­no­władz­twu. Pamię­ta­jąc o tre­ści układu z 1166 roku, liczył na to, że król duń­ski podzieli się z nim ewen­tu­al­nymi zdo­by­czami. Aby być pew­nym, że posta­no­wie­nia zostaną docho­wane, a jed­no­cze­śnie dla doda­nia duń­skiemu sojusz­ni­kowi pomocy w pod­bi­ciu Rugii, Hen­ryk Lew udzie­lił Wal­de­ma­rowi mili­tar­nego wspar­cia w postaci kon­tyn­gen­tów zbroj­nych pod­le­głych mu wasali – ksią­żąt sło­wiań­skich, obo­dryc­kiego Przy­by­sława i pomor­skiego Kazi­mie­rza I. Dodat­kowo do wyprawy dołą­czył Bogu­sław I, co prawda nie­za­leżny od księ­cia Sak­so­nii (był len­ni­kiem Pol­ski), ale mający wła­sne powody, by wziąć udział w wypra­wie, zresztą nie­róż­niące się od ocze­ki­wań Przy­by­sława i wła­snego brata Kazi­mie­rza. Sło­wiań­scy ksią­żęta mieli bowiem nadzieje na osią­gnię­cie korzy­ści zarówno mate­rial­nych w postaci boga­tych łupów, jak i poli­tycz­nych. Władcy pomor­scy liczyli na to, że po zrzu­ce­niu panu­ją­cej dotąd na wyspie rań­skiej dyna­stii ksią­żę­cej sami obejmą tam wła­dzę (pamię­tajmy o wie­lo­krot­nie wspo­mi­na­nym anta­go­ni­zmie rań­sko-pomor­skim mają­cym star­sze i głęb­sze powody, być może były nimi nie­wy­ja­śnione powią­za­nia dyna­styczne i zwią­zane z tym pre­ten­sje poli­tyczne). Krótko mówiąc: ksią­żęta pomor­scy liczyli na otrzy­ma­nie rań­skiego tronu ksią­żę­cego pod zwierzch­nic­twem duń­skim. Gdy się zna dotych­cza­sowe poli­tyczne gierki Wal­de­mara i Absa­lona, łatwo się domy­ślić, że ułud­nie utrzy­my­wali ksią­żąt pomor­skich w takim prze­ko­na­niu.

Po zdo­by­ciu Rugii Duń­czycy jed­nak oszu­kali swych sojusz­ni­ków, zrzu­ca­jąc zasłonę matac­twa. Hen­ryk Lew i ksią­żęta sło­wiań­scy nie otrzy­mali niczego. Po kapi­tu­la­cji Arkony i Cha­renzy na zwo­ła­nej przez Wal­de­mara nara­dzie wojen­nej dowie­dzieli się, że zostali wystrych­nięci na dud­ków. Mimo nadziei, obiet­nic, ukła­dów i przy­kła­dów oso­bi­stego męstwa pod­czas sztur­mów na zewnętrzny wał Arkony nie osią­gnęli żad­nych korzy­ści. Wszystko przy­pa­dło wyłącz­nie Danii, na dokładkę rań­ska dyna­stia w oso­bie księ­cia Jaro­mira I zacho­wała pano­wa­nie nad wyspą, będącą duń­skim len­nem. W tej sytu­acji Bogu­sław i Kazi­mierz wpa­dli w nie­opi­sany gniew, zwi­nęli wła­sne woj­ska, opu­ścili duń­ski obóz i wyspę, pała­jąc nie­opi­saną żądzą zemsty na Duń­czy­kach: „[…] stało się to zarze­wiem dłu­go­trwa­łej wojny pomię­dzy nimi i Duń­czy­kami”3.

Jak już wspo­mniano, wie­ści o oszu­stwie Duń­czy­ków zasko­czyły Hen­ryka Lwa w środku wojny domo­wej w Sak­so­nii. Dopiero nieco ponad mie­siąc po upadku Rugii mógł przed­się­wziąć pierw­sze kroki zarad­cze. Na zjeź­dzie Rze­szy w Würzburgu odby­wa­ją­cym się od 29 czerwca do połowy lipca 1168 roku za oso­bi­stym wsta­wien­nic­twem pro­te­gu­ją­cego go cesa­rza Fry­de­ryka Bar­ba­rossy zawarł pokój ze zbun­to­wa­nym sak­soń­skim moż­no­władz­twem. Powiedzmy od razu, pokój cza­sowy, ale dający Hen­ry­kowi chwi­lowo wolną rękę i pozwa­la­jący na zaję­cie się innymi spra­wami. Nie­ba­wem też, mię­dzy koń­cem lipca a począt­kiem sierp­nia 1168 roku, książę wysłał do Wal­de­mara dele­ga­cję z żąda­niem4 prze­ka­za­nia mu rań­skich zakład­ni­ków, wypła­ce­nia połowy try­butu narzu­co­nego przez Danię Rugii i wyda­nia połowy skar­bów zagra­bio­nych w Arko­nie (sie­dem skrzyń wypeł­nio­nych zło­tem, sre­brem i kosz­tow­no­ściami). Hen­ryk Lew pró­bo­wał jesz­cze drogą poko­jową wymu­sić na Wal­de­ma­rze dotrzy­ma­nia warun­ków układu z 1166 roku, lecz bez­sku­tecz­nie. Duń­ski władca, ufny w swe siły, świa­dom kło­po­tów Hen­ryka Lwa w Sak­so­nii i pod­bu­do­wany wzmoc­nie­niem wła­snego poten­cjału mili­tar­nego siłami Rugii, sta­now­czo odmó­wił. A może uznał za nie­były układ zawarty w 1166 roku? Posło­wie sascy, przy­jęci w Danii nie­przy­jaź­nie i obce­sowo, powró­cili z niczym. Ura­żony Hen­ryk uznał postę­po­wa­nie Wal­de­mara za zerwa­nie dotych­cza­so­wego soju­szu.

A zatem wojna. Hen­ryk Lew nie mógł jed­nak oso­bi­ście przy­stą­pić do dzia­łań wojen­nych. Zawarty na krótko pokój w Würzburgu nie miał szans na dłuż­sze prze­trwa­nie, na nowo poczęły wybu­chać walki w róż­nych punk­tach Sak­so­nii, „[…] ponie­waż wszy­scy wodzo­wie moż­no­władz­twa wystą­pili zbroj­nie prze­ciwko księ­ciu [Hen­rykowi Lwu]. Ryce­rzy i wojow­ni­ków poj­mo­wano w nie­wolę i okrut­nie oka­le­czano, nisz­czono zamki i domo­stwa, spo­pie­lano mia­sta”5.

W tej sytu­acji książę, który nie mógł opu­ścić saskiego teatru wojen­nego, zde­cy­do­wał się rzu­cić na Danię siły zbrojne pod­le­głych mu bez­po­śred­nio Sło­wian nad­bał­tyc­kich – Wagrów i Obo­dry­tów. Hen­ryk Lew wezwał Przy­by­sława obo­dryc­kiego oraz pozo­sta­łych wodzów sło­wiań­skich (prin­ci­pes Sla­vo­rum) do doko­na­nia zemsty na Duń­czy­kach6. Nie musiał ich zbyt­nio nama­wiać. Jed­no­cze­śnie zwró­cił się o pomoc do ksią­żąt pomor­skich7. Tych także nie trzeba było długo prze­ko­ny­wać i natych­miast przy­stą­pili do dzia­łań wojen­nych. Kazi­mierz i Bogu­sław mieli wła­sne (wymie­nione już) powody, by zaata­ko­wać Danię. Oprócz Wagrów, Obo­dry­tów i Pomo­rzan do boju ruszyły rów­nież ple­miona Chy­żan i Czrez­pie­nian oraz przy­ci­chli ostat­nimi laty piraci sło­wiań­scy. To jedna wer­sja – wynika z niej, jakoby obu­rzony Hen­ryk Lew naj­pierw wezwał swych sło­wiań­skich pod­da­nych w Wagrii i Meklem­bur­gii (Obo­dryci Przy­by­sława) do wojny prze­ciwko Danii, a dopiero potem za jego inspi­ra­cją do najaz­dów przy­łą­czyli się Pomo­rzanie. Z kolei inne prze­kazy mówią, że to naj­pierw Pomo­rzanie wystą­pili zbroj­nie prze­ciwko Danii, a dopiero wtedy Hen­ryk Lew naka­zał Wagrom i Obo­dry­tom przy­stą­pie­nie do wspól­nego dzia­ła­nia razem z nimi.

Dania cier­piała strasz­li­wie pod sło­wiań­skimi najaz­dami, ale króla Wal­de­mara zaprząt­nęły inne sprawy, z któ­rych wskażmy trzy naj­waż­niej­sze: napięta sytu­acja na fron­cie wojny z Nor­we­gią, sta­ra­nia o uzna­nie ojca Wal­de­mara Kanuta Lavarda męczen­ni­kiem za wiarę i świę­tym oraz dopro­wa­dze­nie do ofi­cjal­nej koro­na­cji (z kościel­nym namasz­cze­niem) syna i następcy duń­skiego tronu Kanuta VI. Były to ogromne wyzwa­nia i w pełni zaj­mo­wały Wal­de­mara. Dla­tego dopóty nie roz­wią­zał wymie­nio­nych pro­ble­mów, zle­cił obronę duń­skiego tery­to­rium przed najaz­dami Sło­wian pier­wo­rod­nemu synowi Krzysz­to­fowi i bisku­powi Absa­lo­nowi. Do dys­po­zy­cji przy­znano im jedną czwartą duń­skiej floty len­din­go­wej8. Ponie­waż jej liczeb­ność oce­nia się w tym cza­sie na 8609 okrę­tów, przy­jąć należy, że Krzysz­tof i Absa­lon otrzy­mali dowódz­two nad 215 okrę­tami. Do służby na nich posta­no­wiono powo­łać męż­czyzn mło­dych i nie­żo­na­tych (nie­tę­sk­nią­cych za domem i nie­obar­czo­nych obo­wiąz­kami mał­żeń­skimi, by unik­nąć ujem­nego wpływu na poświę­ce­nie wojen­nemu zapa­łowi). Tę część floty prze­zna­czono co prawda do obrony wybrzeży i wód tery­to­rial­nych, ale obaj dowódcy nie stro­nili od wypa­dów zaczep­nych na wybrzeże sło­wiań­skie (skrytki pirac­kie na wybrzeżu Rugii i ziem wie­lec­kich lądu sta­łego, porty na Wagrii i u Obo­dry­tów). Źró­dłowo potwier­dzone są co naj­mniej dwie takie wyprawy, o czym wię­cej będzie mowa dalej.

Nie spo­sób szcze­gó­łowo przed­sta­wić prze­biegu sło­wiań­skich najaz­dów na Danię w latach 1168–1170 z powodu ską­pego mate­riału źró­dło­wego. Hel­mold, Saxo Gram­ma­ti­cus i Kny­tlin­ga­saga opi­sują jedy­nie wybrane frag­menty, myląc i mie­sza­jąc daty lub wcale ich nie poda­jąc. Saxo czę­sto wplata epi­zody sło­wiań­skich najaz­dów w kon­tekst opi­sów innych wyda­rzeń i prze­ska­kuje pomię­dzy datami. Nato­miast szes­na­sto­wieczny kro­ni­karz Pomo­rza Tomasz Kant­zow jest nie­zbyt wia­ry­godny (co należy wyraź­nie pod­kre­ślić) w opi­nii współ­cze­snych histo­ry­ków. Przy oka­zji warto przy­to­czyć zda­nia kro­ni­karzy doty­czące spo­so­bów walki pira­tów sło­wiań­skich (a nie regu­lar­nych oddzia­łów państw sło­wiań­skich). Hel­mold: „Dania składa się mia­no­wi­cie w więk­szo­ści z oto­czo­nych wodami wysp i ich miesz­kańcy z trud­no­ścią mogą się prze­ciw­sta­wić napa­dom pira­tów, ponie­waż w nie­zli­czo­nych zatocz­kach Sło­wia­nie znaj­dują zna­ko­mite kry­jówki, z któ­rych zaska­kują nie­przy­go­to­wa­nych Duń­czy­ków najaz­dami i gra­bie­żami. Jako że Sło­wia­nie przo­dują w nagłych nie­spo­dzian­kach. Stąd do dzi­siej­szych cza­sów utrwa­liło się w ich zwy­cza­jach pirac­two do tego stop­nia, że pro­ce­der ten roz­wi­nęli do dosko­na­ło­ści przed­kła­da­jąc go nad osia­dłym try­bem życia i upra­wia­niem pól – są nie­ustan­nie gotowi do mor­skich wypraw i pokła­dają całą nadzieję, przy­szłość i bogac­two w okrę­tach. Nie przy­kła­dają nawet wagi do budowy solid­nych sie­dlisk, zado­wa­la­jąc się pro­wi­zo­rycz­nymi cha­tami skle­co­nymi z chasz­czy i gałęzi, nie­zbęd­nymi do prze­trwa­nia szturmu i ulewy. W razie nagłego wojen­nego nie­bez­pie­czeń­stwa zako­pują cały doby­tek w sekret­nych jamach, zboże, złoto, sre­bro, kosz­tow­no­ści. Zaś kobiety i dzieci pędzą w bez­pieczne kry­jówki, co naj­mniej w nie­prze­byte leśne gęstwiny. Tak że nie­przy­ja­cio­łom za jedyną zdo­bycz pozo­stają nic nie­warte sza­ła­sowe chaty. Napady i kontr­ataki Duń­czy­ków trak­tują z lek­ce­wa­że­niem, ście­ra­jąc się z nimi ocho­czo w walce”10. Saxo wkłada w usta króla Wal­de­mara ostrze­że­nie przed pira­tami skie­ro­wane do pod­ko­mend­nych wyru­sza­ją­cych na patrole prze­ciwko Sło­wia­nom: „[…] żeby idąc na pira­tów, nie prze­ści­gali się w zapal­czy­wo­ści, albo­wiem piraci mają w zwy­czaju przed­kła­dać spryt nad odwagę. Naj­czę­ściej, gdy widzą [piraci] nad­cią­ga­jącą obcą flotę, wcią­gają bły­ska­wicz­nie swe okręty na ląd i zni­kają w kry­jów­kach, uda­jąc tchó­rzo­stwo. Ale to tylko pod­stęp, paniczne ucie­ka­nie na łeb na szyję ma jedy­nie spro­wo­ko­wać prze­ciw­nika do ści­ga­nia ich. Gdy tylko prze­ciw­nik da się nabrać na pod­stęp i pewny sie­bie wio­słuje bez­tro­sko w kie­runku brzegu, a następ­nie roz­sy­puje woj­skiem po lądzie, rap­tem [piraci] wyska­kują szybko z kry­jó­wek, ręcz­nie wycią­gają okręty [duń­skie] na brzeg, dziu­ra­wią poszy­cia i zata­piają obcią­ża­jąc kamie­niami. Dla­tego [Duń­czycy] powinni zanie­chać zapal­czy­wego ści­ga­nia pozor­nie pierz­cha­ją­cych pira­tów, albo­wiem rów­nie dużo powo­dów do nie­po­koju daje, gdy oni [piraci] ucie­kają, jak i to, gdy ata­kują. Z tego powodu powinni [Duń­czycy] powstrzy­mać się przed pogo­nią za ucie­kającymi [pira­tami], lecz naj­pierw z zacho­wa­niem ostroż­no­ści i w peł­nej dys­cy­pli­nie przy­bić do brzegu, a następ­nie usta­wić spiesz­nie na lądzie sprawną for­ma­cję bojową”11.

Z całego wybrzeża sło­wiań­skiego, od Wagrii po Pomo­rze, w kie­runku Danii ruszyły liczne sło­wiań­skie okręty, sie­jąc postrach i znisz­cze­nie na wodach, wyspach i tere­nach nad­mor­skich lądu sta­łego wschod­niej Jutlan­dii i Ska­nii. Ucier­piały szcze­gól­nie duń­skie wyspy, wiele z nich zostało cza­sowo zaję­tych przez najeźdź­ców. Znisz­cze­niu ule­gły znaczne obszary duń­skich wybrzeży. Sło­wia­nie burzyli osady, domo­stwa, kościoły, masowo upro­wa­dzali miesz­kań­ców w nie­wolę, rabo­wali doby­tek i zwie­rzęta domowe. Kto sta­wiał opór, ginął od sło­wiań­skiego oręża. Z tego okresu pocho­dzi słynna infor­ma­cja Hel­molda, że na sło­wiań­skich tar­gach nie­wol­ni­ków sprze­da­wano rze­sze duń­skiej lud­no­ści schwy­ta­nej pod­czas najaz­dów – w samym Mechli­nie (Meklen­burg), sto­licy Obo­dry­tów, jed­nego tylko dnia tar­go­wego wysta­wiono na sprze­daż 700 duń­skich nie­wol­ni­ków (z dru­giej strony zna­la­zło się tak wielu kupu­ją­cych)12. Sło­wia­nie zdo­łali też pozba­wić Duń­czy­ków znacz­nej czę­ści łupów zagra­bio­nych przez Wal­de­mara po upadku Rugii (ponow­nie: kwe­stia owych sied­miu skrzyń ze skar­bami z Arkony). Leon Koczy13 przyj­muje, że w latach 1169–1170 Sło­wia­nie przed­się­wzięli prze­ciwko Danii wiele wypraw odwe­to­wych.

Mówiąc o najaz­dach Sło­wian na Danię w latach 1168–1170, należy pod­kre­ślić pewną skłon­ność kro­ni­ka­rzy. Hel­mold rela­cjo­nuje doko­na­nia Wagrów, Obo­dry­tów i być może jesz­cze czę­ściowo od Obo­dry­tów uza­leż­nio­nych Chy­żan. Saxo, jeżeli już, to wymie­nia Sło­wian nie­jako w kon­tek­ście doko­nań Duń­czy­ków, nie pre­cy­zu­jąc, z któ­rej czę­ści wybrzeża sło­wiań­skiego pocho­dzą. Kny­tlin­ga­saga wspo­mniała o Pomo­rza­nach. Na tym tle warto dodat­kowo przyj­rzeć się rela­cji Kant­zowa14. Co prawda, jak wspo­mniano, wielu współ­cze­snych histo­ry­ków kwe­stio­nuje jego wia­ry­god­ność, jed­nak spora część uznaje jego opisy przy zasto­so­wa­niu pew­nego dystansu.

Kant­zow, ponie­waż jako histo­ryk był kro­ni­ka­rzem Pomo­rza, nie omiesz­kał opi­sać dzia­łań ksią­żąt Bogu­sława i Kazi­mie­rza w latach 1168–1170. Według niego ksią­żęta pomor­scy zaata­ko­wali naj­pierw Rugię, co wydaje się cał­kiem logiczne z per­spek­tywy wypad­ków zwią­za­nych z oblę­że­niem Arkony i pod­da­niem całej Rugii Danii 15 czerwca 1168 roku. Jak wspo­mniano, ksią­żęta pomor­scy opu­ścili w tych dniach wyspę, śmier­tel­nie pokłó­ceni z Duń­czy­kami z powodu nie­otrzy­ma­nia ocze­ki­wa­nych lub/i obie­cy­wa­nych zdo­by­czy. Naj­bar­dziej logicz­nym pierw­szym kro­kiem odwe­to­wym Pomo­rzan byłoby zaata­ko­wa­nie Rugii, pobi­cie znie­na­wi­dzo­nego Jaro­mira, który zatrzy­mał dla sie­bie rań­ski tron, i zagra­bie­nie jak naj­więk­szych łupów. Moty­wa­cja zatem bar­dzo pobu­dza­jąca do dzia­ła­nia, a i oko­licz­no­ści sprzy­ja­jące – Duń­czycy, kon­kret­nie król Wal­de­mar, był zajęty innymi (wspo­mnia­nymi już) spra­wami. Tak więc Pomo­rzanie naje­chali Rugię (cią­gniemy wątek Kant­zowa). Dopiero wtedy Obo­dryci, być może sam Przy­by­sław, zje­chali do wal­czą­cego w Sak­so­nii Hen­ryka Lwa z cięż­kimi zarzu­tami wobec Wal­de­mara. Saski książę wysłał naj­pierw posłów do Danii, a gdy ci szybko powró­cili z niczym, wście­kły na pyszał­ko­wa­tość i zło­dziej­stwo Wal­de­mara naka­zał Przy­by­sławowi, by ruszył całą pod­le­głą mu Sło­wiańsz­czy­znę i naje­chał duń­skie tery­to­ria, idąc tym samym w sukurs Pomo­rzanom.

Tym­cza­sem Pomo­rza­nie naj­pierw roz­bili krą­żące wokół Rugii duń­skie i rań­skie patrole mor­skie, po czym wysa­dzili na wyspie woj­ska lądowe. Doszło do cięż­kich bitew z Ranami, w któ­rych trium­fo­wali napast­nicy. Woj­ska rań­skie ule­gły roz­pro­sze­niu, szu­ka­jąc schro­nie­nia w odda­lo­nych warow­niach. Podob­nie książę Jaro­mir, poko­nany w bitwie, zaszył się w nie­do­stęp­nym miej­scu. Pomo­rza­nie zaś, gra­biąc i łupiąc nie­mi­ło­sier­nie mijane osady, dotarli kolejno do Arkony i Cha­renzy. Obie warow­nie zostały po cięż­kim oblę­że­niu zdo­byte i doszczęt­nie znisz­czone. Po ode­sła­niu zdo­by­czy i jeń­ców na Pomo­rze ksią­żęta Bogu­sław i Kazi­mierz popły­nęli okrę­tami na Zelan­dię, doko­nu­jąc tam nie­sa­mo­wi­tych znisz­czeń. Na zakoń­cze­nie wyprawy obła­do­wani łupami i jeń­cami oraz zdo­bycz­nymi duń­skimi okrę­tami powró­cili Pomo­rza­nie w rodzinne strony. Pomor­ska aktyw­ność wojenna jed­nak nie ustała. Na­dal wypły­wano w kie­runku duń­skich wysp.

W tym cza­sie sta­ra­nia Wal­de­mara o zawar­cie pokoju z Nor­we­gią weszły w pomyślne dla obu stron sta­dium, zna­kiem czego Nor­we­go­wie wysy­łali do Danii statki z darami i posłań­cami. Wiele z nich padło łupem pomor­skich patroli krą­żą­cych na duń­skich wodach. Roz­wście­czyło to Wal­de­mara na tyle, że posta­no­wił w naj­bliż­szym cza­sie wypra­wić się na Pomo­rze. Pla­nom odwe­to­wej wyprawy na Sło­wian sprzy­jał pomyślny roz­wój spraw pań­stwo­wych zaj­mu­ją­cych dotych­czas króla. Papież Alek­san­der III w bulli wyda­nej w Bene­wen­cie 8 listo­pada 1169 roku zre­da­go­wał dwa cenne dla Danii i Wal­de­mara dekrety. W jed­nym z nich uznał die­ce­zjalną przy­na­leż­ność Rugii do biskup­stwa w Roskilde, w dru­gim przy­znał Kanu­towi Lavar­dowi sta­tus męczen­nika za wiarę i przy­zwo­lił na jego kult, uzna­jąc za świę­tego. Wal­de­mar posta­no­wił jed­nego dnia, 24 czerwca 1170 roku (dzień św. Jana), w świeżo wznie­sio­nym kościele w Ring­sted upra­wo­moc­nić oba akty wagi pań­stwowo-kościel­nej, nie­zwy­kle ważne dla przy­szło­ści kró­le­stwa i dyna­stii. W świą­tyni zło­żono kości Lavarda i prze­pro­wa­dzono koro­na­cję syna władcy Kanuta VI. Na uro­czy­sto­ści miały zje­chać dele­ga­cje z wszyst­kich zakąt­ków Danii i sąsied­nich kra­jów. Przed­tem jed­nak Wal­de­mar wysłał na Bał­tyk okręty, aby roz­pra­wiły się ze sło­wiań­skimi pira­tami – by zapew­nić spo­dzie­wa­nym dele­ga­cjom bez­pieczny rejs po duń­skich wodach oraz aby ryce­rze i możni powró­cili z patroli na czas do Ring­sted na zapla­no­wane uro­czy­sto­ści.

Krzysz­tof i Absa­lon ruszyli na morze. W trak­cie jed­nego z patroli na wyso­ko­ści nale­żą­cej do Szwe­cji wyspy Olan­dia natknęli się na nie­ocze­ki­wa­nego prze­ciw­nika – zamiast pira­tów sło­wiań­skich przy­szło im się zmie­rzyć z gra­su­ją­cymi na Bał­tyku pira­tami z Kur­lan­dii i Esto­nii15. Wieść o najeźdź­cach prze­ka­zali im miesz­kańcy Olan­dii. Opły­wa­jąc wyspę w poszu­ki­wa­niu pira­tów, u wej­ścia do któ­rejś z zato­czek natknęli się na trzy­ma­jący straż okręt Estów, który na ich widok umknął na otwarte morze. Duń­czycy uznali to za objaw tchó­rzo­stwa, w rze­czy­wi­sto­ści jed­nostka war­tow­ni­cza Estów zdą­żyła poin­for­mo­wać oddziały na lądzie i ukrytą flotę o poja­wie­niu się licz­nych wro­gich okrę­tów. Woj­sko na lądzie pocho­wało się natych­miast w kry­jów­kach i zasta­wiło pułapki, zdą­żyw­szy przed­tem powcią­gać na brzeg co lżej­sze okręty.

Tym­cza­sem Duń­czycy, pełni ani­mu­szu i nie­my­ślący o moż­li­wym pod­stę­pie, przy­bili do brzegu i zaczęli wysa­dzać swe oddziały. Jed­nymi z pierw­szych, któ­rzy bez­tro­sko wysko­czyli na brzeg, wio­dąc liczny oddział, byli znani ze sław­nych czy­nów ryce­rze Svend Skøling i Niels z Ven­dys­sel. Zapu­ścili się w nie­zba­dany teren i wpa­dli w pułapkę. Zewsząd wypa­dły gro­mady wojow­ni­ków Estów i Kurów, oto­czyły oddział Svenda i Nie­lsa i rzu­ciły do krwa­wego boju. Po cięż­kiej walce obaj ryce­rze zgi­nęli, a z nimi więk­szość ich wojow­ni­ków. W mię­dzy­cza­sie do brzegu dobi­jały kolejne duń­skie okręty. Dwaj ryce­rze z orszaku Absa­lona, Tove Lange i Esger, widząc grupę Svenda i Nie­lsa zacie­kle wal­czącą o życie, nad­bie­gli jej na pomoc. Rów­nież oni pole­gli w boju. Z trze­ciego okrętu do walki dołą­czył zna­mie­nity rycerz Magnus Ska­nij­czyk, roz­wście­czony wido­kiem pada­ją­cych towa­rzy­szy. Pró­bo­wał obejść pole z innej strony, ale natknął się na kolejną pułapkę i zgi­nął, podzie­liw­szy los poprzed­ni­ków.

Lądo­wa­nie oka­zało się zatem dla Duń­czy­ków kata­stro­fal­nym w skut­kach manew­rem. Po zwy­cię­skim star­ciu Esto­wie i Kuro­wie opróż­nili zdo­byte okręty z dobytku, wyrą­bali topo­rami dziury w poszy­ciu i zato­pili je u brze­gów. Widząc to, Krzysz­tof sta­rał się trzy­mać z dala od lądu, jed­nak na sku­tek nie­opatrz­nego manewru okręt wyko­nał skręt i wysta­wił się burtą zbyt bli­sko brzegu. Natych­miast zaata­ko­wali go z lądu wojow­ni­czy Kuro­wie i Esto­wie. Na okręt spadł grad kamieni. Załoga z tru­dem usi­ło­wała zacho­wać życie, chro­niąc się przed poci­skami, nie­zdolna do prze­ciw­u­de­rze­nia. Wielu ludzi Krzysz­tofa padło tru­pem, sytu­acja zaczęła się robić dra­ma­tyczna. Wtedy dowo­dzący innym okrę­tem Esbern Snare (star­szy brat Absa­lona) posta­no­wił prze­ciw­dzia­łać. Nie chciał, by póź­niej zarzu­cano mu, że nie uchro­nił kró­lew­skiego syna, nad któ­rym zresztą Wal­de­mar zle­cił mu opiekę, przed śmier­tel­nym nie­bez­pie­czeń­stwem. Naka­zał swo­jej zało­dze wio­sło­wać ze wszyst­kich sił w stronę lądu, po czym wpły­nął, mimo spa­da­ją­cego nań gradu kamieni, mię­dzy brzeg a okręt Krzysz­tofa. Kró­lew­ski syn, mło­dzian jesz­cze, został ura­to­wany.

Ponie­waż bar­dzo bli­sko brzegu zna­lazł się teraz okręt Esberna, to on został bez­po­śred­nio zaata­ko­wany. Zgi­nęło kilku Duń­czy­ków, szcze­gól­nie mocno dostało się wojow­ni­kom zgro­ma­dzo­nym na ste­wie dzio­bo­wej, wielu z nich kuliło się od ran. Piraci zdo­łali w bitew­nym zgiełku wcią­gnąć dziób okrętu na brzeg, unie­ru­cha­mia­jąc go na dobre. Esbern bro­nił się zacie­kle, ale bez­sku­tecz­nie, emo­cje wyni­ka­jące z gwał­tow­no­ści star­cia brały górę nad bitewną rutyną. Wystrze­lił trzy strzały z kuszy, ale nie tra­fił żad­nego z prze­ciw­ni­ków, cho­ciaż cele znaj­do­wały się bar­dzo bli­sko. Roz­wście­czony, poła­mał kuszę i w peł­nym uzbro­je­niu ruszył z rufy w kie­runku dziobu, sie­kąc naokoło orę­żem, prze­bił się na przód unie­ru­cho­mio­nego okrętu i wal­czył zawzię­cie przez dłuż­szy czas – a wła­ści­wie bro­nił przed natar­czy­wym napo­rem wro­gów. Ci zaś zaczęli brać górę. Więk­szość duń­skich wojow­ni­ków i ryce­rzy pole­gła lub wiła się z bólu z powodu ran. Esbern trwał na sta­no­wi­sku, na koniec już pra­wie samot­nie, ciężko poobi­jany kamie­niami i poprze­bi­jany strza­łami. W końcu siły poczęły go opusz­czać, sła­nia­jąc się na nogach, z wiel­kim tru­dem powró­cił na stewę rufową. Przy­siadł na chwilę dla nabra­nia sił i rozej­rzał prze­ra­żony dookoła. Prak­tycz­nie ostał się sam, oprócz jesz­cze jed­nego ryce­rza; ci, któ­rym star­czyło sił, ucie­kli z okrętu, wyska­ku­jąc za burty. Zewsząd tło­czyli się piraci, nie­któ­rzy poczęli już topo­rami wyrą­by­wać dziury w dnie.

Esbern zebrał resztki sił i pode­rwał do walki. Trzy razy prze­ga­niał prze­ciw­nika, mio­ta­jąc oszcze­pami, któ­rych bez liku leżało na pokła­dzie. W końcu sła­nia­ją­cego się na nogach ryce­rza tra­fił w głowę rzu­cony przez nie­przy­ja­ciela kamień. Esbern osu­nął się bez czu­cia pod stewę. Kuro­wie i Esto­wie rzu­cili się w jego kie­runku, by pode­rżnąć mu gar­dło, lecz w tym momen­cie na pomoc przy­szedł mu wspo­mniany ostatni rycerz, który odparł ataki prze­ciw­nika i bro­nił się dosta­tecz­nie długo, aż nade­szła odsiecz. Na pomoc nad­pły­nął sam Krzysz­tof. Jego zbrojni wdarli się na pod­kład znisz­czo­nego okrętu, prze­pę­dzili pew­nych już zwy­cię­stwa pira­tów i ura­to­wali życie Esber­nowi oraz bro­nią­cemu się samot­nie ryce­rzowi.

Nad­cią­gała noc i prze­rwano walkę. Nauczeni przy­krym doświad­cze­niem Duń­czycy posta­no­wili zmie­nić tak­tykę. Zamiast nie­zor­ga­ni­zo­wa­nego ataku zasto­so­wano blo­kadę. Liczne duń­skie okręty zablo­ko­wały wody zatoki, w któ­rej ukry­wały się nie­przy­ja­ciel­skie jed­nostki. Na ten widok piraci, pełni ani­mu­szu po odnie­sio­nym wła­śnie zwy­cię­stwie, nie stra­cili odwagi. Nie w myśl im była ucieczka, posta­no­wili męż­nie się bro­nić. Gotu­jąc się na szturm Duń­czy­ków, wznie­śli na brzegu naprędce skle­coną kon­struk­cję obronną. Budul­cem było drewno ich wła­snych, jak i zdo­bycz­nych duń­skich łodzi oraz pnie drzew. Na koniec zbu­do­wali obóz obronny, oto­czony od przodu wałem z dwiema bra­mami wej­ścio­wymi, nie­wiel­kimi, na wyso­kość połowy czło­wieka. Pod osłoną nocy zebrali dużą liczbę roz­ma­itych poci­sków do mio­ta­nia.

Duń­czycy w ponu­rych nastro­jach obser­wo­wali przez całą noc przy­go­to­wa­nia do obrony, zno­sząc docho­dzące z brzegu drwiny i pośmie­wi­ska uroz­ma­icane śpie­wami i tań­cami. O świ­ta­niu przy­stą­piono do walki. Duń­czycy pozo­sta­wili na okrę­tach blo­ku­ją­cych zatokę mini­malne załogi nie­zbędne do ich obsługi, resztą zaś sił wyszli na brzeg nieco dalej od pro­wi­zo­rycz­nej warowni pira­tów. Następ­nie sfor­mo­wano szyki bojowe. Naj­le­piej uzbro­jeni i doświad­czeni zajęli miej­sce w pierw­szych sze­re­gach, pozo­stali usta­wili się z tyłu. Piraci, gdy doj­rzeli w końcu przy­go­to­wa­nia Duń­czy­ków, opu­ścili warow­nię i wyszli im ocho­czo naprze­ciw. Nie przyj­mu­jąc spe­cjal­nych for­ma­cji tak­tycz­nych, pod­ocho­ceni zwy­cię­stwem z poprzed­niego dnia, ruszyli do natar­cia przy akom­pa­nia­men­cie prze­raź­li­wych okrzy­ków bojo­wych, co wpra­wiło w zamie­sza­nie tylne, mniej doświad­czone sze­regi duń­skich blo­ków. Zamie­sza­nie szybko prze­ro­dziło się w panikę i duń­skie tyły rzu­ciły się do ucieczki.

Przed­nie linie duń­skie przy­jęły z rutyną natar­cie prze­ciw­nika. Wywią­zał się krwawy bój, w któ­rym padło wielu pira­tów, za to zgi­nęła mała liczba Duń­czy­ków, w tym rycerz imie­niem Olav (z prze­strze­loną strzałą szyją został odnie­siony na brzeg). Pod­dani Wal­de­mara nie­ubła­ga­nie parli naprzód, aż dotarli pod wał pro­wi­zo­rycz­nej warowni i z miej­sca przy­stą­pili do szturmu. Pierw­szy do obozu pira­tów wdarł się wysoko uro­dzony rycerz Niels Stygsøn, lecz przy­pła­cił tę bra­wurę życiem, roz­trza­skany maczugą. Jego brat Aage usi­ło­wał jesz­cze zasło­nić go wła­snym cia­łem, lecz został ciężko ranny w szyję. Roz­go­rzała krwawa i zacięta bitwa, śmierć zbie­rała obfite żniwo po obu stro­nach. W pew­nym momen­cie na pomoc wal­czą­cym Duń­czy­kom nade­szli zbrojni mający stró­żo­wać na brzegu przy okrę­tach. Nie­któ­rzy przy­sta­wiali do wału obron­nego przy­tar­gane z okrę­tów maszty i wspi­na­jąc się po nich, wska­ki­wali do obozu, przy­stę­pu­jąc do walki. Na koniec bitwa zamie­niła się w rzeź pira­tów. Nie oca­lał żaden z nich. Po zwy­cię­stwie podzie­lono łupy, napra­wiono okręty i pocho­wano na miej­scu ciała mniej zna­nych wojow­ni­ków. Ciała szla­chet­nie uro­dzonych ryce­rzy zakon­ser­wo­wano w soli i zabrano w drogę powrotną do Danii.

Z tej nazna­czo­nej krwawą bitwą z Kurami i Estami wyprawy, co prawda zwy­cię­skiej, ale kosz­tu­ją­cej życie wielu zna­ko­mi­tych ryce­rzy, nie licząc zwy­kłych wojow­ni­ków, Duń­czycy zdą­żyli wró­cić do Ring­sted kilka dni przed roz­po­czę­ciem zapo­wia­da­nych uro­czy­sto­ści. W dniu św. Jana, 25 czerwca 1170 roku, Wal­de­mar świę­cił uro­czy­ście podwójny triumf. Do kościoła wnie­siono w skrzyni kości Kanuta Lavarda, cele­bru­jąc wynie­sie­nie go na ołta­rze. Jed­no­cze­śnie sied­mio­letni Kanut VI został namasz­czony przez arcy­bi­skupa Lundu Eskila i koro­no­wany na króla, następcę tronu duń­skiego po Wal­de­marze. Wśród licz­nych gości z kraju i zagra­nicy nie zabra­kło przed­sta­wi­cieli z Nor­we­gii. W ich gro­nie byli: biskupi Helge z Oslo i Ste­fan z Uppsali, posło­wie Erlinga Omsena Skakke16, ojca króla Nor­we­gii Magnusa V Erlings­sona z dyna­stii Yngling (kró­lo­wał w latach 1161–1184). Przy­wieźli pro­po­zy­cje zawar­cia pokoju, co Wal­de­mar, który od kilku lat usi­ło­wał zakoń­czyć kon­flikt z Nor­we­gią, przy­jął z zado­wo­le­niem. Erling był nie byle kim, lecz sław­nym na całą Skan­dy­na­wię moż­no­władcą i wojow­ni­kiem. W latach 1152–1154 uczest­ni­czył w wypra­wie krzy­żo­wej do Ziemi Świę­tej, pod­czas któ­rej w oko­li­cach Sycy­lii w trak­cie bitwy z Ara­bami został ciężko zra­niony w szyję, w wyniku czego lekko prze­krzy­wiał głowę – stąd jego przy­do­mek På skakke. Cha­ry­zma i zna­cze­nie tak zna­mie­ni­tego pośred­nika zro­biła swoje. Po kilku dyplo­ma­tycz­nych tara­pa­tach, oso­bi­stym roz­mó­wie­niu się Wal­de­mara z Magnu­sem w Ran­ders (wschod­nia Jutlan­dia) i obo­pól­nych kom­pro­mi­sach zawarto wresz­cie pokój koń­czący wojnę mię­dzy Danią a Nor­we­gią.

Dopiero teraz Wal­de­mar miał wolne ręce i mógł ponow­nie oso­bi­ście zająć się spra­wami sło­wiań­skimi. Skoń­czyło się na dzia­ła­niach pre­wen­cyj­nych: obro­nie wybrzeży i wysp przed napa­dami pira­tów oraz spo­ra­dycz­nych wypa­dach na wybrzeże sło­wiań­skie. Następ­nie władca posta­no­wił prze­jąć ini­cja­tywę i ude­rzyć na Pomo­rze.

Pomo­rza­nie przez szpie­gów sto­sun­kowo wcze­śnie dowie­dzieli się o pla­nach duń­skiego króla. Ksią­żęta pomor­scy natych­miast wysłali w kie­runku wysp duń­skich eska­dry zwia­dow­cze, mające obser­wo­wać i dono­sić o przy­go­to­wa­niach wojen­nych Duń­czy­ków, lub zle­cili to zada­nie któ­rejś z pirac­kich grup polu­ją­cych w tam­tych stro­nach. Jedna z tych eskadr w sile 40 okrę­tów gra­su­jąca na wodach wokół wybrzeży Zelan­dii została dostrze­żona przez tam­tej­szych zwia­dow­ców17. Przy­pa­dek chciał, że aku­rat w te strony przy­był powra­ca­jący z misji w Nor­we­gii Esbern Snare (widać doszedł już do sie­bie po cięż­kich ranach otrzy­ma­nych w opi­sa­nej powy­żej bitwie z Kurami i Estami). W pro­win­cji Odsher­red (pół­nocno-zachod­nia Zelan­dia) dowie­dział się, że król Wal­de­mar nie­ba­wem wyru­sza zbroj­nie na Pomo­rze. Prze­py­ty­wani zwia­dowcy wyja­wili mu rów­nież o cumu­ją­cych wokół wysepki Sejerø (u zachod­nich wybrzeży Zelan­dii) wspo­mnia­nych 40 sło­wiań­skich okrę­tach, z tym że nie byli pewni, czy cho­dzi o jed­nostki bojowe, czy też han­dlowe.

Esbern posta­no­wił zasko­czyć Sło­wian nocą. W tym celu wypły­nął po zapad­nię­ciu ciem­no­ści, kie­ru­jąc okręt daleko w morze. Nie zwró­cił jed­nak uwagi na pogodną noc i usiane licz­nymi gwiaz­dami niebo, któ­rych świa­tło mogło go zdra­dzić, lub może zigno­ro­wał nie­bez­pie­czeń­stwo. W sil­nej poświa­cie wscho­dzą­cego księ­życa Sło­wianie doj­rzeli jego żagiel i wypły­nęli, zamie­rza­jąc zasta­wić mu drogę. Gdy Esbern zauwa­żył for­mu­jące się rap­tem naprze­ciwko niego okręty sło­wiań­skie, naka­zał przy­go­to­wa­nia do walki. Mary­na­rze mieli chwy­cić za broń i przy­wdziać kol­czugi, zaś uzbro­jeni już wojow­nicy i towa­rzy­szący mu ryce­rze mieli podą­żyć za nim na przód okrętu, na stewę dzio­bową. Stam­tąd zamie­rzano obrzu­cać nie­przy­ja­ciół włócz­niami – ludziom Esberna nie bra­ko­wało broni mio­ta­ją­cej. Przed opusz­cze­niem Nor­we­gii na znak świeżo zawar­tego pokoju zostali obfi­cie obda­ro­wani przez Nor­we­gów łukami, strza­łami i oszcze­pami. Gdyby Duń­czycy zdo­łali się prze­bić przez linię sło­wiań­skich okrę­tów, mieli natych­miast udać się na rufę i stam­tąd zarzu­cać wroga poci­skami. Poza tym Esbern naka­zał, by w trak­cie bitwy zacho­wać abso­lutną ciszę – żad­nych zwy­cza­jo­wych okrzy­ków i wrza­sków – by dokład­nie i na czas usły­szeć wyda­wane przez niego komendy. Na koniec roz­ka­zał, że na wypa­dek jego śmierci w boju dowódz­two ma prze­jąć Towon (Tovo), a po nim Esger z Fio­nii. Nato­miast gdyby wszy­scy wymie­nieni pole­gli (lub zanim by pole­gli18), bitwa powinna być już zakoń­czona.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Uży­wane w książce okre­śle­nie „ujścia Odry” doty­czy trzech cie­śnin: Piany, Dziwny i Świny, któ­rymi wody Zalewu Szcze­ciń­skiego (do któ­rego wpada Odra) ucho­dzą do Bał­tyku. [wróć]

2.Saxo­nis Gram­ma­tici gesta Dano­rum, księga XIV, s. 561; Hel­moldi pres­by­teri Bozo­vien­sis Chro­nica Sla­vo­rum, II, cap. 6 (102), s. 201. [wróć]

3.Saxo­nis Gram­ma­tici gesta Dano­rum, księga XIV, s. 579. [wróć]

4.Hel­moldi pres­by­teri Bozo­vien­sis Chro­nica Sla­vo­rum, II, cap. 12 (108), s. 213. [wróć]

5.Ibi­dem, II, cap. 9 (105), s. 208. [wróć]

6.Ibi­dem, II, cap. 13 (110), s. 213. [wróć]

7.Kny­tlin­ga­saga, cap. 123, s. 380: w ory­gi­nale Pomo­rza­nie nazy­wani są Austrvind (wschodni Wen­do­wie). [wróć]

8.Saxo­nis Gram­ma­tici gesta Dano­rum, księga XIV, s. 580. [wróć]

9. O. Eggert, Dänisch-wen­di­sche Kämpfe in Pom­mern und Mec­klen­burg (1157–1200), ss. 44–45, przyp. 7 (z poda­niem źró­deł); L. Gie­se­brecht, Wen­di­sche Geschich­ten aus den Jah­ren 780 bis 1182, Bd. 3, s. 182, przyp. 5 (z poda­niem źró­deł). [wróć]

10.Hel­moldi pres­by­teri Bozo­vien­sis Chro­nica Sla­vo­rum, II, cap. 13 (110), s. 214. [wróć]

11.Saxo­nis Gram­ma­tici gesta Dano­rum, księga XIV, s. 580. [wróć]

12.Hel­moldi pres­by­teri Bozo­vien­sis Chro­nica Sla­vo­rum, II, cap. 13 (110), s. 214. [wróć]

13. L. Koczy, Duń­czycy na Pomo­rzu w latach 1157–1227, s. 46. [wróć]

14. T. Kant­zow, Des Tho­mas Kant­zow Chro­nik von Pom­mern in hoch­deut­scher Mun­dart, Fünfte Buch, opis zaczep­nych poczy­nań Pomo­rzan w latach 1168–1170, ss. 117–118. [wróć]

15. Opis star­cia Duń­czy­ków z pira­tami z Kur­lan­dii i Esto­nii: Saxo­nis Gram­ma­tici gesta Dano­rum, księga XIV, ss. 581–582. [wróć]

16. Saxo w Saxo­nis Gram­ma­tici gesta Dano­rum wymie­nia jedy­nie imię Erling (księga XIV, s. 583), nato­miast w Kny­tlin­ga­sa­dze wymie­nione są pełne imiona Erlinga i podana infor­ma­cja, że był ojcem króla Magnusa (cap. 124, s. 381). [wróć]

17. Opis noc­nej bitwy mor­skiej u zachod­nich wybrzeży Zelan­dii: Saxo­nis Gram­ma­tici gesta Dano­rum, księga XIV, ss. 585–587. [wróć]

18. Dwu­znacz­ność wyni­ka­jąca z nie­pew­nej inter­pre­ta­cji zapisu w źró­dłach. [wróć]