Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W pewnym momencie zaczynają się domyślać. Składają historię rodziny ze skrawków – czasem tylko jednego zdania albo fotografii. Zamieniają się w detektywów, badaczy, archiwistów. Odkrywają w końcu: „A więc jestem Żydem..?”
Sekret Sylwii Borowskiej to zbiór rozmów z ludźmi, którzy w różnych momentach życia odkryli swoje żydowskie pochodzenie. Dla każdego z nich było to mocnym przeżyciem. Czasem wyzwalającym, czasem wręcz przeciwnie. Bohaterowie książki przyznają, że często budują swoją tożsamość od nowa. Dla takich jak oni działał Żydowski Telefon Zaufania. Utworzono też specjalne grupy terapeutyczne, które uczyły, jak żyć w świecie bez sekretów. I jak uporać się z traumą po Holokauście, którą można dziedziczyć do trzeciego pokolenia. Większość z nich żyje wśród nas: artysta, reżyser, przedsiębiorca, pastor protestancki, urzędniczka, copywriterka, profesor nauk ścisłych. Mijamy ich na ulicy, nie wiedząc, że czują się często tak, jakby nosili na rękawie niewidzialną żółtą gwiazdę.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 228
Dla Hanny
Od Autorki
Sekrety mają wszyscy – dorośli i dzieci. Dziewczynki z mojego podwórka kopały w ziemi dołki, do których wrzucały listki i płatki kwiatów. Przykrywały je kawałkami szkła i zasypywały ziemią. Nazywały to sekretami. Po pewnym czasie trzeba było te sekrety odkryć. Pamiętam, jak szukałam swojego, siedząc w kucki i grzebiąc w ziemi. Jest! Znalazłam! Co za radość! I wielkie rozczarowanie, jeśli nie udało mi się odkryć. Gdy dorosłam, miałam już inne sekrety. Odkrywałam też cudze, a jeden niezwykły ponad rok temu.
W trakcie pracy nad swoją pierwszą książką Mój mąż Żyd, umówiłam się na wywiad z Zoją, Polką, która wyszła za Izraelczyka. Chciałam, aby opowiedziała mi, dlaczego wybrała takiego właśnie męża. A może on ją? Z naszej rozmowy wynikło, że nie był to przypadek. Ta miłość miała związek z pochodzeniem Zoji. „Kiedy miałam 15 lat, mama zdradziła mi sekret” – tutaj Zoja zawiesiła głos. „Jaki sekret?” – zaintrygowała mnie. „Że jestem Żydówką” – odpowiedziała. „Chwileczkę, ale dlaczego to był sekret?” – zdziwiłam się. Zoja popatrzyła wtedy na mnie tak, jakbym spadła z księżyca. I zaczęła po kolei rozwijać pojęcia: wojna, Holokaust, antysemityzm, trauma. Lęk, lęk, lęk. Zaczęło mi się w głowie rozjaśniać. Poczułam się, jakbym miała 10 lat i grzebała w ziemi, szukając kawałeczka szkiełka, a pod nim płatków róży. Ślub Zoji pod chupą zszedł już na drugi plan, bo ten sekret nie dawał mi spokoju. Grzebałam więc dalej, zadając mnóstwo pytań. Gdy usłyszałam, że w latach 90. działał telefon zaufania dla Żydów oraz że utworzono dla nich specjalne grupy terapeutyczne, poczułam, że mam już pod palcami swoje szkiełko. Odkryłam sekret – temat na książkę!
Takich historii jak Zoji jest dużo więcej. Dzięki niej dotarłam do ludzi, którzy w różnych momentach życia – w dzieciństwie, przed ślubem, nawet przed emeryturą – odkryli sekret żydowskiego pochodzenia. Chciałam wiedzieć, dlaczego ich rodzice to ukrywali. Co z odkrycia tego sekretu wynikło? Co znaczyło od teraz być Żydem, jeśli do tej pory było się Polakiem? Czy musieli dokonać wyboru jednej z tych tożsamości? Czy musieli zbudować się na nowo?
Nie wszystko da się w życiu zmierzyć, zważyć, a wielu rzeczy nie da się po prostu zrozumieć. Ludzie mają przeczucia, coś im się śni, doświadczają dziwnych zbiegów okoliczności, zauważają jakieś znaki. Potem udaje się to złożyć w całość: a więc jestem Żydem...? Wielu poczuło w sobie jakiś wewnętrzny głos, który pchał ich w tę stronę. Michael Schudrich, naczelny rabin Polski, w książce Nie ma rzeczy niemożliwych w rozmowie z Ireną Wiszniewską mówi, że 25 lat wcześniej usłyszał od pewnego chasydzkiego rabina taką oto teorię: „Jeśli ktoś czuje, że ma żydowskie korzenie, to być może się nie myli. Być może zaczyna ich szukać, ponieważ dusze jego zmarłych przodków modlą się za jego powrót do judaizmu”. Jest słynna legenda chasydzka o Dybuku. W mistycyzmie i folklorze żydowskim oznacza ona zjawisko zawładnięcia ciałem żywego człowieka przez ducha zmarłej osoby. W ilu ludziach Dybuk siedzi?
Daję słowo, że byłam świadkiem pewnej rozmowy na ulicy, przed wejściem na teren gminy żydowskiej i Synagogi Nożyków w Warszawie. Przy budce ochrony na Twardej 6 zwróciłam uwagę na wysokiego mężczyznę w garniturze, który nerwowo chodził w tę i z powrotem. Głośno rozmawiał przez telefon. Gdy zbliżyłam się usłyszałam, jak mówi zdenerwowany: „Więc powiedz swojej córce, żeby przestała pleść jakieś bzdury o tym, że jest Żydówką! Co ona sobie w głowie roi? Byłem przed chwilą w gminie i rozmawiałem na ten temat. Nie ma żadnych dowodów...”. Musiałam wejść do środka i nie usłyszałam dalszego ciągu rozmowy.
Dowody? No właśnie. Odkrywcy sekretu szukają ich latami. Chwytają się jednego zdania. Przypominają sobie jakieś sceny z przeszłości, słowa matki lub babki: „Nie ruszaj tego garnka, bo jest do mleka!” albo „Kanapka z serem i wędliną? To niezdrowe! Zjedz z samym serem albo samą wędliną”. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że może chodzić o koszerność. Często znajdują przypadkiem jedno zdjęcie, jakiś list bądź dokument. Grzebią, kopią, węszą do skutku, jak najlepsi detektywi. Z tej książki dowiecie się, jak mrówczą pracę muszą wykonać, aby poskładać w całość swojej rodziny. Mimo to w drzewach genealogicznych mają wciąż mnóstwo pustych plam. Doskonale rozumiem ich frustrację, bo choć nic mi nie wiadomo o tym, żebym była Żydówką, to i moje drzewo jest niepełne. Słabo trzyma się korzeniami w ziemi. W mojej rodzinie też jest sekret. Nie znam prawdziwej historii mojego dziadka Pawła, nawet daty jego urodzenia, choć pamiętam, jak bawił się ze mną w dzieciństwie. Nie wiem z jakich powodów musiał opuścić Baranowicze na Białorusi i ukrywać się w czasie wojny w Radomiu. Wciąż zagadką jest dla mnie jego błyskotliwa kariera w aparacie władzy państwowej po 1945 roku. Na dodatek jego żona, czyli moja babcia, miała wybitnie niesłowiańską urodę, co budziło u pewnych osób podejrzenia. Babcia i dziadek nie żyją od wielu lat. Zaczął i we mnie Dybuk siedzieć. Gdy wiosną poszłam na kolację szabasową do żydowskiego klubu Bejtejnu w Warszawie, chciałam być uczciwa: „Nie jestem Żydówką”. W odpowiedzi usłyszałam dziwny pomruk i zdanie jednej z pań: „Ha! Nie bądź taka pewna! Wszyscy, jak tutaj siedzimy, też kiedyś myśleliśmy, że nie jesteśmy”. Po kolacji, przy koszernym deserze, dwie osoby opowiedziały mi króciutko historię odkrycia swoich sekretów. Do jednych to przyszło znienacka. Inni już od jakiegoś czasu czuli coś podświadomie i chcieli rozwiązać rodzinną zagadkę.
Kilku bohaterów tej książki przyznaje, że byli jacyś niekompletni, nie mogli sobie znaleźć miejsca w życiu, dopóki nie odkryli sekretu. Po odkryciu zrobiło się znacznie lżej. Każdy z nas przecież chce wiedzieć, kim jest. Moi rozmówcy dużo zyskali, ale też coś stracili. Niektórzy byli zmuszeni zmienić środowisko, pracę, a nawet partnera. Rozmawiamy często o antysemityzmie. O tym, że Polacy budują i umacniają swoją tożsamość na wrogości wobec obcych i innych. Dzisiaj LGBT, wczoraj uchodźcy, a Żyd? Żyd jest figurą wieczną. Żydzi żyją wśród nas: pastor protestancki, artysta, reżyser, przedsiębiorca, urzędniczka, copywriterka, profesor nauk ścisłych. Mijamy ich na ulicy, nie zdając sobie sprawy z tego, że czują się tak, jakby wciąż nosili na rękawie żółtą gwiazdę. Boją się odrzucenia. Jak ty czy ja.
Sylwia Borowska
Warszawa, październik 2019 r.
Halo? Kto mówi?
– Tutaj Żydowski Telefon Zaufania.
– Czy możemy porozmawiać?
– Tak, śmiało. Słucham Pana.
– Nie wiem właściwie, od czego zacząć.
– Od czego Panu najłatwiej?
– Ukrywałem się w czasie... Po wojnie zacząłem nowe życie. Jednak z każdym rokiem coraz bardziej mnie to męczy. Nie wiem, co robić...
– Aha, rozumiem. Co chciałby Pan zrobić?
– Powiedzieć o tym żonie.
– Co Pana powstrzymuje?
– Nie wiem, jak żona na to zareaguje.
– A jaka może być jej pierwsza reakcja? Co może niedobrego się zdarzyć?
– Poczuje się oszukana. Będzie zła. Odejdzie.
Żydowski Telefon Zaufania powstał w 1997 roku. Ile było w sumie tych rozmów? Nie pamiętam. Tyle lat już minęło. Miałem gdzieś zeszyt z notatkami, ale nie wiem, czy go teraz znajdę. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że pewne rzeczy należy dokumentować. Taka rozmowa mogła trwać kilkanaście minut, czasem nawet godzinę albo i dłużej. Ludzie chcieli opowiedzieć historię sprzed lat ze szczegółami. Niektórzy dzwonili, żeby na kogoś donieść. Słuchałem tego cierpliwie. Nigdy do niczego nie przekonywałem. Najwięcej dzwoniących do nas osób potrzebowało anonimowego przyjaciela po drugiej stronie drutu. Czyli telefon zaufania dla Żydów spełnił swoją funkcję.
Fragment z rozmowy ze Stanisławem Krajewskim, inicjatorem Żydowskiego Telefonu Zaufania. Ciąg dalszy rozmowy na stronie 114.