Siła złego na jednego - Alek Rogoziński - ebook + audiobook + książka

Siła złego na jednego ebook i audiobook

Alek Rogoziński

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Jeden telefon od zdradzonego przez żonę przyjaciela zmienia całe życie młodej dziennikarki, Ilony Kruk. Kiedy okazuje się, że kochanek niewiernej żony zostaje zabity, a ona sama oskarżona o współudział w morderstwie, Ilona postanawia spróbować pomóc policji i znaleźć sprawcę tego czynu.

Kto pozbawił życia „niziołka”: przyjaciel dziennikarki, jego ekscentryczna mamusia, mafiozi, którym nieboszczyk był winny spore pieniądze, sąsiedzi, którym wiecznie zatruwał życie, a może… jego nowa kochanka?

„Siła złego na jednego” to kolejna szalona komedia kryminalna pióra Alka Rogozińskiego, autora znanego z łączenia klasycznych fabuł kryminalnych z dużą dawką czarnego humoru.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 250

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 14 min

Lektor: Alek Rogoziński
Oceny
4,3 (484 oceny)
255
153
62
10
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Solind

Z braku laku…

Fabuła z ogromnym potencjałem, pogrążona przez fatalne postacie. Przez większość książki przebija się wtórność, mogłabym w ciemno po fragmencie poznać, że to książka Pana Rogozińskiego. Nie wiedziałabym tylko która, pasowałby taki fragment do większości.
10
MalgorzataP53

Dobrze spędzony czas

Całkiem niezła
00
agakruczek1985

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna. Polecam
00
Arkadiusz44P

Nie oderwiesz się od lektury

Łatwo odgadnąć kto mógł być mordercą ale historia ciekawie napisana i daje dużo zabawy.
00
aniawas

Dobrze spędzony czas

x
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mojej Mamie. Niech Ci się dobrze słucha.

 

 

 

 

 

 

OŚWIADCZENIE

 

 

 

 

 

Z całą powagą i mocą pragnę oznajmić, że wszystkie wydarzenia i postaci opisane w niniejszej powieści zostały przeze mnie zmyślone, a jakiekolwiek ich podobieństwo do zdarzeń rzeczywistych jest przypadkowe. I będę się tego trzymał, nawet będąc rozciągany na łożu madejowym i mając przypiekane pięty pochodnią (przepraszam, ale ostatnio znowu czytałem „Królów przeklętych” Maurice’a Druona). To napisawszy, życzę Wam dobrej lektury!

 

Alek

 

 

 

 

 

 

POSTACI

 

 

 

 

 

Ilona Kruk – dziennikarka lifestylowego portalu, która chciała pomóc swojemu przyjacielowi i zrobiła to tak skutecznie, że aż wplątała się w morderstwo.

 

Rafał Krzysztoń – przyjaciel Ilony, porzucony przez ukochaną żonę dla swojego imiennika i w związku z tym dumający, czy jeśli rzuci się z mostu do Wisły, to prędzej się utopi czy zatrują go chemikalia płynące wraz z nurtem rzeki.

 

Gabriela Krzysztoń – żona Rafała, która jakiś czas temu znalazła sobie nowego partnera, tylko jakoś nie czuła za stosowne powiadomić o tym dotychczasowego.

 

Rafał (numer dwa) Malinowski, zwany Niziołkiem – nowy wybranek Gabrieli, człek równie małego wzrostu, co niezbyt miłego charakteru.

 

Teodora Malinowska – była żona Rafała (numer dwa), od czasu ich rozstania głosząca wszem wobec, że najbardziej żałuje faktu, że jest rozwódką, a nie wdową.

 

Marta Malinowska – adoptowana córka Rafała i Teodory, mająca niezdrową skłonność do wplątywania się w coraz to nowe tarapaty.

 

Paweł Gutek – chłopak Marty, młodzieniec o szlachetnym sercu, nieco przerażony przestępczymi planami swojej ukochanej.

 

Eugenia Krzysztoń – mama Rafała, od lat nienawidząca swojej synowej i przekonana, że jest ona odpowiedzialna za wszelkie nieszczęścia, jakie spotkały nie tylko jej syna, ale też cały świat, o ile nie całą galaktykę.

 

Matylda Probosz – przyjaciółka Eugenii, uważająca, że ta zdolna jest do wszystkiego, łącznie z morderstwem.

 

Bolesław „Bolo” Najman – lichwiarz, pożyczający rozmaitym spłukanym desperatom kasę na niebotyczny procent i potrafiący zawsze wyegzekwować jej zwrot.

 

Danuta Sierpińska – sąsiadka Malinowskich, pewna, że przeprowadzany w ich mieszkaniu remont spowodował przedwczesną śmierć jej 99-letniej mamusi.

 

Jan Sierpiński – mąż Danuty, wdzięczny Teodorze i Rafałowi (numer dwa) za to, że wysłali na tamten świat córkę Szatana, którą – według niego – była jego świętej pamięci teściowa.

 

Milena Ziębalska – kolejna sąsiadka Malinowskich, z sobie tylko znanych przyczyn dybiąca na okazję do odkupienia ich mieszkania.

 

Łukasz Dębski – redakcyjny kolega Ilony, ku swojemu przerażeniu oderwany przez nią od codziennych zajęć w celu pomagania jej w amatorskim śledztwie.

 

Wacław Witt – farmaceuta, u którego zaopatrywali się w medykamenty mieszkańcy apartamentowca, w którym mieszkali Malinowscy.

 

Madame Darkness – kobieta-medium, skrywająca kilka, jak się okazało, śmiertelnie poważnych (i to niestety – dosłownie) tajemnic.

 

Krzysztof Darski – komisarz policji, naiwnie przekonany, że w czasie urlopu jego nemezis – pisarki Róży Krull – nie trafi mu się żadna sprawa, od której dostanie migreny, rozdwojenia jaźni i dziesiątek dolegliwości neurologicznych na tle nerwowym.

 

Magdalena Zarzycka – prokurator, prowadząca wraz z Darskim sprawę zabójstwa i próbująca wszelkimi siłami ukryć fakt, że komisarz podoba jej się tak bardzo, że gdyby była nastolatką, powiesiłaby sobie jego plakat nad łóżkiem, tuż obok Keanu Reevesa z „Matrixa” i Brada Pitta z „Podziemnego kręgu”.

 

 

 

 

 

 

PROLOG

 

 

 

 

 

– Czy jesteście gotowi? – kobieta w złotym turbanie i takiej ilości makijażu na twarzy, jakby postanowiła się zmumifikować za życia, wolno potoczyła wzrokiem po szóstce towarzyszy, a widząc kolejne skinięcia głową, podniosła dłoń i wykonała gest godny królowej pozdrawiającej swych poddanych. – Zaczynajmy!

Jej asystent, do którego skierowany był ów monarszy znak, przesunął ręką po włączniku światła. Po chwili w pokoju zapanował półmrok. W blasku kilku świec, umieszczonych na wysokich trójramiennych świecznikach w rogach pomieszczenia, twarze wszystkich uczestników seansu prezentowały się tajemniczo, a nawet nieco upiornie.

„Do kompletu brakuje jeszcze tylko dramatycznej muzyki, potępieńczego pobrzękiwania łańcuchów i jakiegoś ptactwa, które tu przeleci ze złowieszczym trzepotaniem skrzydeł”, pomyślała ironicznie Ilona Kruk, „ewentualnie nietoperza”.

Owa ostatnia możliwość nieco ją zaniepokoiła, przypomniał jej się bowiem artykuł głoszący, że ssaki te przenoszą jakieś paskudne choroby, na czele ze wścieklizną. I czymś tam jeszcze. SARS-em czy inną ebolą. Tak na poczekaniu nie umiała sobie przypomnieć, tym bardziej że tekst ten przeczytała już jakiś czas temu i w dodatku niezbyt dokładnie.

Ilona pragnęła co prawda jak najlepiej wywiązać się z powierzonej jej przez szefową misji napisania „rzetelnego i opartego na osobistych doświadczeniach” reportażu o zjawisku spirytyzmu, a przy okazji spełnić prośbę poznanego niedawno sympatycznego komisarza policji, ale przecież nie za cenę tego, żeby za kilka dni obudzić się z pianą na ustach i marzeniem o pogryzieniu sąsiadów. Tym bardziej że ci nie byli w sumie tacy źli, no poza tymi mieszkającymi bezpośrednio nad nią, którzy musieli być bardzo wybredni, bo ledwo co kończyli jeden remont, od razu rozpoczynali kolejny. Za to najnowszy z lokatorów, który wprowadził się do jej bloku w zeszłym miesiącu i to w dodatku sam, owszem, godny był lekkiego pokąsania, tyle że w zupełnie innych okolicznościach i na pewno nie z powodu wścieklizny.

– Uformujmy krąg! – rozkazała kobieta w turbanie. – Niech każdy ujmie w swoje dłonie ręce osób siedzących obok niego.

Ilona, podobnie jak jej towarzysze, wykonała polecenie kobiety, która nieco wcześniej kazała im się tytułować mianem Madame Darkness. Żaden z uścisków nie sprawił Kruk przyjemności. Ręka siedzącej po jej lewicy, na oko trzydziestolatki, szczupłej i sprawiającej wrażenie przerażonej, była nieprzyjemnie lodowata. Z kolei dziwny starszy mężczyzna z prawej, będący idealną ilustracją określenia „człowiek po przejściach”, miał dłoń co prawda ciepłą, ale za to mocno spoconą. Kruk wywnioskowała z tego, że podobnie jak siedząca z lewej strony królowa lodu też był zdenerwowany.

„Czyżbym była jedyną osobą, która podchodzi do tych czarów-marów na luzie?”, pomyślała z rozbawieniem. Po chwili uśmiech pojawił się też na jej twarzy, bowiem gdzieś z oddali zgodnie z jej oczekiwaniami faktycznie rozległy się dźwięki muzyki, które po chwili rozszyfrowała jako ścieżkę dźwiękową do jej ulubionego filmu „Wywiad z wampirem”.

„Przynajmniej to nie jest tu kiczowate”, przemknęło jej przez głowę.

– Zamknijmy oczy i oczyśćmy nasze umysły z niepotrzebnych myśli – rozkazała Madame Darkness. – Niech każdy odliczy w duchu do trzydziestu, po czym skupi się na pytaniu, na które chciałby tego wieczoru otrzymać odpowiedź z zaświatów.

Tego polecenia Ilona nijak nie mogła spełnić, bo też i nie miała do medium żadnego pytania. No może poza tym, czy fajnie się czuje naciągając ludzi na tysiąc złotych w zamian za robienie im wody z mózgu. Postanowiwszy w razie czego zapytać o jakąś głupotę, Kruk zajęła się wymyślaniem menu na jutrzejsze spotkanie z przyjaciółmi, z których kilku było mięsożercami, kilku wegetarianami, kilku weganami, a jedna fleksitarianką, a jakby tego było mało, każdy miał alergię na coś innego albo aktualnie wypróbowywał inną dietę, i w sumie można było dostać od tego świra.

– Zaczynajmy! – Madame Darkness przerwała Ilonie rozmyślania akurat wtedy, kiedy doszła do dwóch niestety mało radosnych wniosków. Pierwszego, że najłatwiej byłoby jej poszukać sobie nowych przyjaciół. I drugiego, że jedyne, co może podać na stół, żeby nikt po konsumpcji nie wylądował na SOR-ze, to woda źródlana oraz kilka listków sałaty, choć jeśli to uczyni, to na pewno wywoła w swoich gościach podejrzenia o to, że jest bliską krewną „skąpej baby z Radomia”. – Od mojej lewej strony. Przypomnij swoje imię i zadaj pytanie!

– Sylwia – rozległ się nieco drżący głos kobiety znajdującej się prawie vis-à-vis Ilony. – Mam pytanie do mojego męża o to, gdzie ukrył nasze wspólne oszczędności? Tylko nie te, które wpłacaliśmy na konto, ale te, których nie wpisywaliśmy do ksiąg i odkładaliśmy na czarną godzinę w tajemnicy przed urzędami i wszystkimi krewnymi.

„Skarbówka pewnie też by chciała to wiedzieć”, pomyślała Ilona z przekąsem.

– Jak mąż ma na imię? – zapytała organizatorka seansu.

– Waldemar.

– Waldemarze! Waldemarze! – rzekła Madame Darkness, podnosząc głos. – Przybądź do nas! Czeka na ciebie twoja kochająca żona, Sylwia. Waldemarze! Wzywam cię!

Przez dobrą minutę panowała grobowa cisza, po czym nagle przez pokój powiał lodowaty wiatr i po chwili rozległ się trzask zamykających się gwałtownie drzwi. Wszyscy obecni, poza medium, zgodnie się wzdrygnęli, a z dwojga kobiecych ust wydobyło się przerażone westchnienie. Ilona, choć też drgnęła nerwowo, błyskawicznie wytłumaczyła sobie, że w końcu Madame Darkness nie bez powodu zatrudnia dwóch asystentów. Jeden co prawda tkwił nieruchomo jak posąg przy ścianie między świecznikami, ale drugi z pewnością jest autorem tych marnych kuglarskich sztuczek dźwiękowych rodem z kiczowatego horroru, jakimi raczeni są uczestnicy seansu.

– Waldemar jest z nami! – ogłosiła triumfalnie kobieta w turbanie. – Czuję jego ducha i aurę. Waldemarze, czy chcesz przemówić przeze mnie, czy też dasz nam odpowiedź poprzez ouiję?

Przez kilkanaście sekund znów nic się nie działo. Ilona, zerkająca spod zmrużonych oczu na Madame Darkness, zobaczyła, jak ta wywraca oczami, w których nawet przez moment widać było samo bielmo.

„Kawał porządnego aktorstwa”, pochwaliła w duchu z uznaniem talent medium.

– Witaj, rybeńko. Jak dawno cię nie czułem… – Głos kobiety brzmiał teraz inaczej niż wcześniej. Był niższy, a wypowiadane słowa miały nieco przeciągnięte ostatnie sylaby.

– Rybeńko…? Waldi, to naprawdę ty?! – Z kolei z tonu Sylwii zniknęło przerażenie, a pojawiła się radość.

– To ja, rybeńko – rozległo się z ust medium. – Mamy tylko chwilę. Nie wolno mi tu być zbyt długo. Po co mnie przywołałaś?

Sylwia powtórzyła pytanie, które zadała kilka minut wcześniej.

– Nasza dacza na Mazurach – odpowiedziała Madame Darkness nadal nieswoim głosem. – Na strychu, za termoforem znajdziesz skrytkę. Odsuń deski. Wszystko jest tam. Ciesz się życiem, rybeńko, i nie smuć się nigdy. Zawsze będę nad tobą czuwał.

– Och, Waldi… Tak bardzo cię kocham! – Głos Sylwii wskazywał na to, że za moment się rozpłacze.

Prowadząca seans nie pozwoliła jej na to.

– Waldemar już nas opuścił. Opanujmy nasze uczucia! – rzekła stanowczo – Każdy chce otrzymać odpowiedź na swoje pytanie, ale żeby tak się stało, musimy wszyscy razem się postarać! Dlatego znów oczyść… – przerwała nagle w pół słowa.

Przez pokój ponownie powiało zimne powietrze. Tym razem jednak nie był to pojedynczy podmuch. Sprawiało to takie wrażenie, jakby ktoś otworzył drzwi i okna, aby przewietrzyć pomieszczenie. Po chwili wir powietrza nabrał na sile. Tak bardzo, że gwałtownie zgasił wszystkie świece. Pokój utonął w ciemnościach.

– Ilona… – Głos Madame Darkness brzmiał tym razem gardłowo, chrypliwie i nieprzyjemnie. – Czy jest tu Ilona?

Kruk poczuła się nieswojo. Kiedy zapisywała się na seans, nie podała swojego prawdziwego imienia i nazwiska, ale jakieś lipne, wymyślone na poczekaniu. Przez moment zastanowiła się, co ma teraz zrobić: iść dalej w zaparte czy przyznać się do swojej prawdziwej tożsamości.

– Ilona! – krzyknęła kobieta w turbanie.

– Jestem – rzekła niechętnie Kruk.

– „Przepaść – śmierć wieczna – w której nie ma ciebie / Co od początku złych i pysznych grzebie / A sama pychą i złością, i swarem / I mężobójstwem onem jak świat starem / I kłamstw, i bluźnierstw rozkipionym warem!” – rozległ się ze słowa na słowo coraz bardziej chrapliwy głos medium. – Morderczyni! Jest wśród nas morderczyni!

Ilona poczuła, że po plecach przechodzi jej zimny dreszcz. Doskonale wiedziała, co oznaczają słowa wypowiedziane przez medium. Nie rozumiała za to, dlaczego rozległy się właśnie tu i teraz.

– Morderczyni! – powtórzyła trzeci raz kobieta, podnosząc głos. – Masz czyjeś życie na sumieniu! Idź, spełnij swoją powinność, przyznaj się, a zmażesz z siebie grzech.

– Kiedy ja… – zaczęła Ilona.

– Morderczyni!

Ku swojemu przerażeniu Kruk poczuła, że stolik, na którym trzymała ręce, zaczyna się unosić. Po chwili znalazł się na wysokości jej twarzy, a potem, jakby odepchnięty ręką niewidzialnego olbrzyma, poszybował w stronę ściany, na szczęście nie tej, przy której stał asystent. Rozległ się huk i trzask łamanego drewna. Pomocnik medium, choć zaskoczony, natychmiast walnął dłonią we włącznik oświetlenia. W ostrym świetle Ilona zobaczyła pięć bladych, przerażonych twarzy uczestników seansu oraz szóstą, zdziwioną, należącą do Madame Darkness.

– Co tu się stało? – zapytała ta ostatnia, obrzucając swoich gości niepewnym wzrokiem.

– Nie wiemy… – powiedział mężczyzna siedzący obok Kruk.

Madame Darkness przeniosła spojrzenie z niego na asystenta. Ten rozłożył bezradnie ręce i wzruszył ramionami.

– Nigdy nic takiego mi się wcześniej nie przydarzyło. – Po kobiecie widać było, że jest wstrząśnięta. – Nie wiem, co tu się wydarzyło. Nic nie pamiętam…

Asystent podszedł do niej i przez chwilę szeptał jej coś do ucha. Kiedy skończył, popatrzyła na niego uważnie, jakby chciała upewnić się, że nie została okłamana.

– Naprawdę? – wyszeptała, po czym znów potoczyła spojrzeniem po swoich klientach. – Bardzo państwa przepraszam. Dzisiejszy seans nie może być kontynuowany. Otrzymają państwo zwrot pieniędzy. Darujcie, ale muszę teraz odpocząć… – Wstała z fotela i powolnym krokiem, nieco przygarbiona, przeszła w stronę drzwi. Nie sprawiała już wrażenia pewnej siebie i władczej, jak jeszcze kilka minut wcześniej. Doszła prawie do progu, kiedy nagle odwróciła się i wyszukała spojrzeniem Ilonę. Przez moment patrzyła na nią wzrokiem, który Kruk nazwała w duchu „promieniem Roentgena”.

– Czy to była pomyłka…? – zapytała po chwili cichym głosem.

– Słucham? – zdziwiła się Ilona.

– Pytam o to, czy naprawdę kogoś pani zabiła?

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ I

 

 

 

 

 

Trzy tygodnie wcześniej

 

– Jak to… rzuciła cię? – Ilona, przejęta mocno zaskakującą, żeby nie powiedzieć szokującą, treścią komunikatu, jaki przez chwilą usłyszała z głośnika telefonu, rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu papierosów. Dopiero po chwili dotarło do niej, że rzuciła palenie trzy lata temu po tym, jak zmuszona była napisać artykuł o chorobach płuc, i że z rzeczy działających na nią uspokajająco ma pod ręką jedynie nutellę, do której wczoraj przez przypadek nalało jej się trochę wina. Chciała je od razu wylać, ale potem przypomniała jej się opowieść jednej z przyjaciółek, że z takiego przypadkowego połączenia wyszedł jej znakomity likierek, którym to z niekłamanym zachwytem raczyli się wszyscy jej domownicy, zanim dorwał się do niego kot i ubzdryngolił się do tego stopnia, że przez pół dnia mylił kuwetę z miską na suchą karmę.

– Całkowicie! – usłyszała w słuchawce przejęty głos swojego serdecznego przyjaciela, Rafała Krzysztonia.

– Rozumiem, że nie połowicznie – westchnęła Ilona. – Pytam raczej o to, w jakich okolicznościach.

– Dramatycznych! – krzyknął Rafał.

Kruk wzniosła oczy ku sufitowi, przy okazji zauważając w nim dwa kolejne pęknięcia. Z niepokojem pomyślała, że jeśli remont u jej sąsiadów z góry potrwa jeszcze kilka dni, to ekipa, która go robi, prawdopodobnie przebije się do jej mieszkania, czyniąc z obu lokali jeden, za to dwupoziomowy.

– A nie mógłbyś zdobyć się na więcej niż jedno słowo? – poprosiła jak najdelikatniej, z wysiłkiem tłumiąc w głosie sarkazm oraz irytację, do której zaczęła doprowadzać ją wyraźna histeria przyjaciela.

Było to o tyle trudne, że równocześnie usiłowała pozbyć się wizji, że co rano zmuszona będzie oglądać przez dziurę w suficie sąsiada w dezabilu. Nie było to miłe wyobrażenie. Zwłaszcza że nawet i ubrany osobnik ten kojarzył jej się z orangutanem. Zresztą zachowywał się podobnie. Ilona odetchnęła głęboko, jak uczył ją trener jogi, zamrugała kilka razy powiekami, wyrzucając obraz sąsiada bez koszuli sprzed oczu, i, powtarzając w myślach: „Zen, zen”, włożyła cały wewnętrzny wysiłek, by skupić się na rozmowie z Rafałem.

– Od jakiegoś czasu czułem, że jest jakaś inna. – Krzysztoń spełnił jej życzenie i rozwinął swoją relację. – Na okrągło tylko pukała w komórkę, kompletnie nie zwracała na mnie uwagi i jedynie od czasu do czasu robiła mi awantury…

Ilona powstrzymała się ostatkiem siły przed wygłoszeniem zgryźliwego komentarza, że akurat, jeśli idzie o te dwie ostatnie kwestie, to trudno było uznać je za jakąś wielką odmianę. Żona jej przyjaciela od zawsze traktowała swojego ślubnego mniej więcej z taką uprzejmością, z jaką klawisze odnoszą się do skazańców w więzieniu. I to mimo faktu, że ten gotów był całować ziemię, po której stąpała, tudzież poproszony, zgodnie z tekstem Fredrowskiej „Zemsty”, aby „dał jej krokodyla”, od razu pakowałby się i ruszał w dorzecze afrykańskich lasów deszczowych, aby upolować tam jakiegoś dorodnego aligatora.

– … wiesz, piekliła się, że nie potrafię utrzymać porządku w mieszkaniu, że mam biurko zawalone brudnymi kubkami po herbacie, że nie nauczyłem się obsługiwać pralki i nie wiem, gdzie w naszym domu znajduje się odkurzacz – kontynuował płaczliwym głosem Rafał. – Jak miałem niby wiedzieć, skoro co się tego nauczyłem, to ona robiła porządki i wszystko przestawiała? W sumie robiła mi wyrzuty o to, co zawsze. Aczkolwiek ostatnio już nawet i to sobie darowała. Zaczęła wychodzić z domu wieczorami, niby to na jakąś kawkę albo winko z przyjaciółkami. Ewentualnie na pilates. Czujesz? Pilates!!!

Ponieważ to ostatnie słowo zostało wypowiedziane takim tonem, jakby żona jej przyjaciela opuszczała domostwo co najmniej po to, aby brać udział w czarnych mszach i składać tam rytualne ofiary z owczarków podhalańskich, Ilona, sama będąc wielką fanką fitnessu, postanowiła lekko zaprotestować.

– No, akurat w tym chyba nie ma nic złego… – zauważyła ostrożnie.

– Nie żartuj! – zrugał ją Rafał coraz bardziej histerycznym tonem. – Ona nie chodziła na żaden pilates, tylko ćwiczyła kamasutrę z tym… z tym…

– Aha, czyli rozumiem, że pojawił się ktoś trzeci. – Ilona doszła do wniosku, że rozmowa z przyjacielem nie zakończy się zbyt prędko i w związku z tym zmieniła pozycję na kanapie z siedzącej na o wiele lepiej tolerowaną przez jej kręgosłup, półleżącą. – I, jak zgaduję, nawet wiesz kto…

– Wiem – przyznał Rafał.

– No?! – pogoniła go Kruk.

– Karzeł – rzekł Krzysztoń grobowym tonem.

– Słucham?! – Ilona poczuła lekkie zaskoczenie.

– Karzeł. Moja żona znalazła sobie karła.

Kruk przez moment próbowała wyobrazić sobie doskonale jej znaną Gabrielę Krzysztoń w objęciach Petera Dinklage’a, jej ulubionego bohatera serialu „Gra o tron”. Zważywszy jednak, że żona przyjaciela miała wzrost godny zawodowej koszykarki i była tylko o kilka centymetrów niższa od swojego męża, mogącego pochwalić się aż stu dziewięćdziesięcioma centymetrami, szło jej to jak po grudzie.

– Po pierwsze, nie mówi się karzeł – zauważyła potępiająco. – To jest określenie pejoratywne i nikt dobrze wychowany teraz go nie używa.

– To niby jak się teraz nazywa takie osoby? – zaciekawił się Rafał. – Konus? Knyp?

– To brzmi jeszcze gorzej – westchnęła Ilona. – Teraz mówi się osoba niskorosła.

– Że co?! – Jej przyjaciel wyraźnie się zdziwił. – Serio?!

– Jak najbardziej. Tak jak na uczelniach nie mówi się już student albo studentka, tylko osoba studencka.

– Ale dlaczego?!

– Żeby nikogo nie urazić, bo zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że zwracasz się do kogoś, kto nie identyfikuje się ze swoją płcią biologiczną.

– Chcesz mi powiedzieć, że teraz do pani Geni w warzywniaku mam się zwracać: „Dzień dobry, osobo sprzedająca kalafiora”? – W głosie Rafała po raz pierwszy pojawił się jakiś weselszy akcent. – Przecież zanim się obejrzę, to oberwę tym kalafiorem po łbie!

– No, akurat do pani Geni możesz mówić, jak chcesz – zgodziła się Ilona wspaniałomyślnie. – Zwłaszcza jeśli nie jest już pierwszej młodości. Tylko świeże pokolenia wprowadzają takie rewolucje. Starsze lecą według utartych schematów.

– Chwalić Pana! – westchnął z wyraźną ulgą Rafał. – Bo już sobie wyobraziłem, jak wchodzę do mojego urologa i na powitanie mówię: „Witam cię, osobo macająca jądra”.

– Jesteś nienormalny! – westchnęła Kruk. – A jak wpadłeś na to, że twoja żona się z kimś spotyka? Śledziłeś ją?

– Nie musiałem. – Głos Rafała z powrotem stał się płaczliwie dramatyczny. – Wystarczyło, że przejrzałem jej Facebooka oraz Instagrama i zobaczyłem, kto lajkuje jej wpisy i zdjęcia.

– To jeszcze żaden dowód… – Ilona się skrzywiła.

– A zamieszczanie tych samych zdjęć na obu profilach, jej i jego?! Na przykład dwóch kieliszków wina? I nocnej lampki?!

– Faktycznie – przyznała Kruk. – Nie wygląda to najlepiej, ale…

– Nie ma żadnego ale! – przerwał jej Rafał tonem nieznoszącym dyskusji. – Gabi zdradza mnie z tym no… Tą no… Osobą niskowzrosłą!

– Niskorosłą – poprawiła odruchowo Ilona. – Jesteś pewny?

– Tak, bo doprowadziłem do rozmowy – westchnął ponuro Krzysztoń – i dowiedziałem się, że to trwa już od kilku miesięcy, tylko Gabi nie wiedziała, jak ma mi o tym powiedzieć, bo nie chciała mnie zranić.

– Jakże wspaniałomyślnie z jej strony – mruknęła Ilona.

– I że ta osoba niedorosła…

– Niskorosła…

– A możemy znaleźć jakieś inne określenie? – poprosił smętnie Rafał. – Bo tej osoby jakiejś tam na pewno nie zapamiętam…

Ilona zastanowiła się przez chwilę.

– Ostatecznie mogę się zgodzić na Niziołka – oznajmiła wreszcie. – To brzmi pieszczotliwie i chyba nikogo nie obraża.

– Za to kojarzy się z Hobbitami z „Władcy Pierścieni” – zauważył Krzysztoń.

– Tym lepiej! – rozstrzygnęła radośnie Ilona. – Hobbici byli fajni! I wszyscy ich lubią!

– Może i tak, choć uznajmy, że akurat ten Niziołek, który poderwał mi żonę, będzie wyjątkiem od reguły. Nie zamierzam go lubić i mam nadzieję, że ty też nie będziesz!

– Na to możesz liczyć w ciemno – obiecała Kruk. – Wiesz, że ktoś, kto sprawił, że jesteś nieszczęśliwy, nigdy nie zyska mojej łaskawości.

– Dziękuję.

– Nie ma za co. No więc co z tym Niziołkiem i twoją żoną? Jak jest to poważne?

– Tak bardzo, że Gabi właśnie pakuje rzeczy do walizki w swoim pokoju – westchnął Rafał. – Odbyliśmy długą rozmowę, w czasie której dowiedziałem się, że moja żona właściwie nigdy nic do mnie nie czuła, tylko nie wiedziała, jak mi to powiedzieć.

– I zajęło jej dwanaście lat, żeby na to wpaść?! – Ilona tym razem nie była w stanie powstrzymać sarkazmu.

– Trzynaście – poprawił ją Krzysztoń z rozdzierającym westchnieniem. – Miała też pretensję, że sam tego nie zauważyłem, i zaproponowała, żebyśmy zostali przyjaciółmi, bo w sumie to jej na mnie nawet zależy, tylko nie w związkowym i miłosnym tego słowa znaczeniu.

– Jasne, gdzie niby znajdzie drugie takie popychadło… – mruknęła pod nosem Ilona, która od lat była zdania, że jej przyjaciel siedzi pod pantoflem swojej małżonki tak głęboko, że w razie zdarcia przez nią obuwia nie zdoła już stamtąd wyleźć i zostanie wyrzucony na śmietnik wraz z jej zużytymi trepami. Teoria ta właśnie zdawała się potwierdzać, choć Kruk wolałaby wyjątkowo nie mieć tym razem racji.

– Słucham? – zapytał zupełnie nieświadomy jej poglądów na swój temat Rafał. – Co ty tam mamroczesz?

– A nic, nic – zapewniła szybko Kruk. – Mam nadzieję, że odpowiedziałeś jej, żeby spadała na bambus.

– No co ty! Po tylu wspólnych latach? – Krzysztoń zdawał się być szczerze zdumiony. – Nie mógłbym tego zrobić!

– Dlaczego? – teraz zdziwienie udzieliło się Ilonie. – Masz zamiar nadal utrzymywać z nią jakieś kontakty? Mało tego! Przyjaźnić?!

– Kiedy ja ją ciągle kocham… – Głos Rafała znów zabrzmiał płaczliwie.

– No to sobie kochaj, ale na odległość i bez kontaktu – rzekła stanowczo Kruk. – Jeśli bardzo chcesz, to zrób sobie nawet ołtarzyk i módl się do jej fotografii, ale więcej się z nią nie spotykaj!

– Kiedy ja nie chcę jej stracić ze swojego życia. – Krzysztoń bez mała już łkał. – Przeżyliśmy razem tyle cudownych chwil, wyjazdów, świąt…

„Panie, daj mi cierpliwości…”, pomyślała Ilona i znowu wzięła głęboki oddech.

– Jasne – wysyczała ze złością, której nawet ćwiczenia zalecane przez jogina nie były w stanie ukryć. – To może od razu zamieszkajcie wszyscy razem! Ty, ona i Niziołek. A potem ewentualna twoja nowa partnerka i wasze oraz ich dzieci. W końcu skoro wróciła moda na ciuchy z lat siedemdziesiątych, to kto powiedział, że trzeba się ograniczać tylko do tekstyliów. Wynajmiecie sobie jakąś jaskinię na Malcie i będziecie żyli w komunie jak za czasów dzieci kwiatów.

– Dlaczego na Malcie? – zdziwił się Rafał, sprawiając takie wrażenie, jakby reszta wypowiedzi przyjaciółki po prostu do niego nie dotarła.

– Bo tam takie jaskinie widziałam. Zresztą wszystko jedno. Jak dla mnie, możecie wynająć sobie jaskinię nawet i w Dolinie Kościeliskiej.

– Czyli uważasz, że powinienem dać jej rozwód i nigdy więcej nie zobaczyć na oczy? – Krzysztoń jak na swój stan emocjonalny wyjątkowo racjonalnie podsumował wypowiedź Kruk.

Ilona chciała przytaknąć, ale coś w głosie jej przyjaciela sprawiło, że postanowiła nie być aż tak kategoryczna.

– Możesz jeszcze ewentualnie spróbować powalczyć o to, aby ją odzyskać – rzekła w zamian, czując w duchu zniesmaczenie własnymi słowami. – O ile uznasz, że ma to jakiś sens.

– Gdyby nie ten cały Niziołek… – Rafał westchnął – … to nigdy by jej coś takiego nie wpadło do głowy.

„Nie byłoby Niziołka, znalazłby się ktoś inny”, przemknęło przez myśl Ilonie.

– No to się go pozbądź – poradziła, zanim się zastanowiła.

– Pozbądź… – powtórzył Rafał powoli. – W jakim sensie?

Kruk w duchu sklęła samą siebie.

– To był żart! – wytłumaczyła szybko.

– Bardzo chętnie bym się go pozbył – Rafał wydawał się w ogóle nie zwracać uwagi na ostatnią wypowiedź Ilony – raz a dobrze.

– Mam nadzieję, że teraz to ty żartujesz…

Krzysztoń przez chwilę milczał.

– Rafał…? – Ilona lekko się zaniepokoiła. – Jesteś tam?!

– A tak w ogóle to oni są do siebie podobni – oznajmił jej przyjaciel.

– Kto?!

– Gabi i Niziołek.

– Przecież twoja żona jest wyższa nawet od Schwarzeneggera! – zdziwiła się Ilona.

– Od niego akurat nie – sprostował odruchowo Rafał. – Nie chodzi mi o wzrost, tylko o twarz. Mają coś w niej podobnego. Wyglądają, jakby byli rodzeństwem.

– Może są – skwitowała Ilona.

– Nie, no coś ty! Poza tym zgadnij, jak Niziołek ma na imię?

– Niby skąd ja to mogę wiedzieć?!

– Rafał – oznajmił ponuro jej przyjaciel. – Czujesz? Gabi wybrała sobie na obiekt uczuć kogoś, kto wygląda jak ona i ma na imię jak ja.

– To akurat może jej się przydać…

– Jak to?

– Bo przynajmniej nie pomyli waszych imion – zauważyła trzeźwo Kruk. – Jedna moja przyjaciółka też porzuciła swojego męża, ale w czasie seksu na okrągło z przyzwyczajenia krzyczała jego imię i w końcu jej nowy facet dostał od tego zaburzeń erekcji i musieli się rozstać.

– Pewnie z tego wszystkiego też dostanę jakichś zaburzeń – westchnął Rafał.

– Nie żeby mnie to jakoś specjalnie obchodziło, ale mam szczerą nadzieję, że jednak nie erekcji…

– Ja też!

Odkąd tylko się poznali, a miało to miejsce dziesięć lat wcześniej w redakcji jednego z ogólnopolskich dzienników, w którym Rafał był szefem działu krajowego, a Ilona stażystką, oboje zapałali do siebie sympatią równie wielką, co do bólu platoniczną. I bynajmniej nie miał na to wpływu fakt, że pierwsze z nich było już wtedy żonate, a drugie miało chłopaka. Ot, po prostu chemia między nimi była każdego możliwego rodzaju, tylko nie związanego z pożądaniem. Nie musieli nawet tego sobie nigdy tłumaczyć. Po prostu zrozumieli to w chwili pierwszego podania sobie rąk i wymiany uprzejmości. Nie zmieniało to faktu, że gotowi byli rzucić się za sobą w ogień.

– I co ja mam teraz zrobić? – zapytał Rafał rozpaczliwie po chwili milczenia.

– Niewiele chyba możesz – przyznała niechętnie Ilona. – Istnieje za to prawdopodobieństwo, że kiedy twoja szanowna małżonka zamieszka razem z Niziołkiem, to odkocha się tak szybko, jak się zakochała. Sam wiesz, że co innego chodzić na randki i przebywać z kimś po kilka godzin, a co innego żyć razem dwadzieścia cztery godziny na dobę. Pamiętasz, jak było ze mną i Wojtkiem? Wielka miłość, szybka decyzja o zamieszkaniu razem, i co? Już po miesiącu, kiedy zasypiał i zaczynał chrapać, miałam ochotę udusić go poduszką. A po dwóch nie mogliśmy na siebie nawzajem patrzeć i w sumie rozstaliśmy się z taką ulgą, że kiedy się wyprowadził, otworzyłam szampana i upiłam się ze szczęścia.

– Myślisz, że i u nich tak będzie? – W głosie Rafała pojawiła się nadzieja.

– Możliwe – odpowiedziała Ilona – Nie wiadomo jednak, ile to potrwa. Nie powinieneś na to czekać i się umartwiać, tylko żyć. W miarę normalnie.

– Podobno po rozstaniu strona porzucona przeżywa taką samą żałobę jak wtedy, kiedy partner albo partnerka umiera – westchnął Rafał. – Przechodzi się przez jakieś fazy, czy coś w tym rodzaju…

– Owszem. – Kruk pokiwała głową, bo ledwie kilka tygodni temu pisała o tym artykuł. – Najpierw jest szok i wyparcie, że coś takiego się stało. Potem gniew. Po nim następuje faza łudzenia się, że jeszcze nie wszystko stracone. Następnie przygnębienie i depresja, a na sam koniec akceptacja i rozpoczęcie budowania sobie życia na nowo. Z dobrego serca radziłabym ci od razu bezzwłocznie przejść do tego ostatniego. Pozostałe są za bardzo przygnębiające. Poza tym jestem fanką old-schoolu.

– Czyli? – zaciekawił się Rafał.

– W tym przypadku zasady klin klinem!

– I niby jak miałby ten klin wyglądać? Mam teraz znienacka zacząć latać po mieście i wołać: „Która mnie zechce?!”.

– Lepiej nie, bo jako pierwsza zechce cię policja. Możliwości jest wiele. Załóż sobie Tindera. Umów się na szybkie randki. Idź do klubu.

– Do klubu? W moim wieku?!

– Przecież nie masz stu lat!

– Tylko prawie połowę, a od kiedy Gabi zaczęła się dziwnie zachowywać, to czuję się tak, jakby mi nagle przybyło drugie tyle. Czyli de facto czuję się jak stulatek. Poza tym niedawno byłem w jakimś klubie, bo mieliśmy tam w wydzielonej części imprezę służbową. Z ciekawości wyjrzałem, żeby zobaczyć, co się tam ogólnie dzieje. Na sali były same nastolatki, które wydawały się czymś odurzone i poruszały się, jakby cierpiały na postępujący paraliż. To nie dla mnie.

– Nie chcę cię martwić, ale gdy byliśmy młodsi, nasi rodzice z pewnością wymieniali między sobą dokładnie takie same uwagi o miejscach, które nam się wydawały rajem – zauważyła Ilona. – Poczekaj, ja się tobą zajmę. Trochę cię ogarnę. Pójdziemy ostrzyc te kudły, w których wyglądasz jak Mojżesz w czasie huraganu, i ubierzemy cię w coś bardziej stylowego niż te twoje outfity prosto z darów dla powodzian. Zobaczysz, że połowa wolnych kobiet w Warszawie będzie się chciała umówić z tobą na randkę!

– Nie chcę żadnej połowy – jęknął Rafał. – Chcę Gabi!

„Ja się zabiję, a potem będę tego żałować”, pomyślała Ilona.

„Znajdziesz lepszą…”, chciała rozszerzyć swoją wypowiedź, ale w tym samym momencie usłyszała stłumiony nieco krzyk swojego przyjaciela.

Ponieważ zabrzmiało to nieco dramatycznie, przeraziła się, że ów zrobił coś idiotycznego. Na przykład z żalu rzucił się z okna. Zresztą nie wiadomo po co, bo mieszkał na pierwszym piętrze.

– Jesteś? – zapytała niespokojnie.

– Muszę kończyć – wyszeptał dramatycznie Rafał. – Gabi właśnie skończyła się pakować i wychodzi z domu. Zadzwonię później.

– Jasne, kiedy tylko będziesz chciał – odpowiedziała Ilona, ostatkiem sił hamując się przez daniem swojemu przyjacielowi rady, aby zrzucił małżonkę ze schodów, śmiejąc się przy tym rozgłośnie i urągliwie. I tak by jej nie posłuchał. Biedny, zakochany cymbał.

Ilona była pewna, że kiedy tylko otrząśnie się z pierwszego szoku, Rafał bez problemu zauważy, jakim szczęściem był fakt, że ta sekutnica, ze względu na swój charakter z pewnością będąca reinkarnacją Ksantypy, wreszcie zeszła mu z oczu i przestała obrzydzać życie. Kruk przez chwilę zastanowiła się, czy tak na poczekaniu byłaby w stanie znaleźć choć jedną zaletę żony swojego przyjaciela. No owszem, nie była najbrzydsza, a nawet można ją było uznać za całkiem atrakcyjną. Piękno zewnętrzne nijak jednak nie szło w parze z tym o wiele ważniejszym, wewnętrznym. Krzysztoń była antypatyczna, gderliwa, małostkowa, przekonana o tym, że wśród ponad ośmiu miliardów osób żyjących na naszej planecie tylko ona jedna ma rację, i to w każdej możliwej kwestii, od anomalii pogodowych począwszy („Te huragany w Tatrach to górale wywołują specjalnie takimi turbinami, żeby potem wycyganić od rządu odszkodowania!”), a na kwestiach medycznych skończywszy („Każdy nowotwór to grzyb, ewentualnie zakwaszenie albo robaki. Zamiast latać na jakieś chemie, lepiej pić wodę z sodą albo łykać pigułki odrobaczające. Są na ten temat opracowania w Internecie!”).

W momentach, na szczęście nielicznych, kiedy zmuszona była słuchać jej wywodów, Ilonę zawsze fascynował fakt, jakim cudem ukończywszy wszystkie szczeble edukacji, a nawet zdobywszy dumny tytuł magistra w dziedzinie zarządzania i marketingu, żona jej kumpla mogła być aż tak pospolicie durna. Bałwochwalczy zachwyt Rafała swoją połowicą wydawał jej się niezrozumiały aż do momentu, gdy pewnego dnia w czasie podróży pociągiem usiadła za dwiema parami wracającymi wraz z kilkoma pociechami ze wspólnych wakacji. Mniej więcej po godzinie przysłuchiwania się konwersacji dorosłej części tej grupy, w której kwestie panów ograniczały się do warkotów typu: „Ucisz wreszcie tego bachora”, „Czemu to piwo takie ciepłe? Miałaś je zmrozić!”, „Zamknijcie się, bo nie mogę zasnąć” oraz „Idź mi no po schabowego”, a następnie w kolejce w wagonie Warsu po wysłuchaniu z ust dwóch towarzyszących owym osobnikom dam zachwytów, jacy to ich partnerzy są „cudowni”, „kochani”, „inteligentni” i „szarmanccy”, Kruk doszła do jedynie słusznego wniosku, że w dziedzinie uczuć męsko-damskich nie ma właściwie żadnych reguły. Ot, wolna amerykanka. I że największą rację miał twórca hasła: „Każda potwora znajdzie swego amatora”. Potwór – jak widać – też.

Ilona kolejny raz zmieniła pozycję, tym razem na już w pełni horyzontalną. Po chwili jednak poczuła, że robi jej się trochę chłodno. Nie było w tym nic dziwnego, zważywszy na fakt, że od kilku dni temperatury spadły już poniżej zera, co zauważyli wszyscy poza osobami odpowiedzialnymi za ogrzewanie w jej bloku, który w związku z tym zaczął zasługiwać na miano igloo. Kruk sięgnęła po leżący na oparciu kanapy koc, przy okazji zastanawiając się, co takiego ją opętało, aby kupić coś, co miało niecałe półtora metra długości. Nie szło się tym nijak przykryć, nawet kiedy rozłożyło się owo cudo na ukos. Mamrocząc pod nosem obelgi pod adresem samej siebie, Ilona wstała, po czym przytachała z drugiego pokoju włochatą narzutę, którą dla kontrastu z kocem można było spokojnie nakryć całe Monako. Ułożyła się pod nią na kanapie i już po paru minutach jej ciało zaczęło się z powrotem rozgrzewać. Wiedziała, że nie powinna zasypiać, tylko czekać na telefon od Rafała, ale uczucie błogości, które ją ogarnęło, sprawiło, że postanowiła się zdrzemnąć. Aby jednak nie przegapić połączenia od przyjaciela, podgłośniła dzwonek w smartfonie. A przynajmniej tak jej się zdawało.

Kiedy otworzyła oczy i najpierw spojrzała w wyjątkowo jak na tę porę roku rozsłonecznione okno, a następnie z lekkim niepokojem odczytała na stojącym w rogu pokoju, odziedziczonym po przodkach zabytkowym zegarze, że jest kwadrans po ósmej, na jej przez przypadek wyciszonej komórce wyświetlał się komunikat, że ma dwadzieścia jeden nieodebranych połączeń oraz osiem nowych komunikatów na Messengerze. Ilona szybko odblokowała telefon i zamarła, czytając treść ostatniej z nadesłanych jej przez Rafała wiadomości, która jak to w telefonie, wyświetliła jej się jako pierwsza: „Masz rację. Niziołka trzeba się pozbyć. Raz na zawsze!”.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

Copyright © by Alek Rogoziński, 2023

Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2023

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2023

 

Projekt okładki: PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

 

Redakcja: Małgorzata Tougri

Korekta: Agnieszka Luberadzka

Skład i łamanie: Dariusz Nowacki

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

 

eISBN: 978-83-8280-832-2

 

 

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Seria: FILIA Mroczna Strona

mrocznastrona.pl

 

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.