Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nie przegap kontynuacji bestsellera Słowiańskie Boginie ziół, który szturmem zdobył serca i uznanie czytelników.
Joanna Laprus po raz kolejny zabiera czytelnika w podróż pełną magii, przepełnioną rusałkami i dziwożonami do czasów, gdzie na rozstajach dróg stawiano święte kapliczki, ale spotykały się tam również czarownice. Gdzie łączy się przestrzeń widzialna i ta niewidzialna. Do czasów pomiędzy tym co przeszłe, a tym co obecne. W czasach na granicy światów.
To pięknie snuta opowieść o ziołach, gdzie pomiędzy stronami wije się dym palonych ziół, gdzie zaklęcia mieszają się z siłami nadprzyrodzonymi i istotami z pogranicza światów. Zostały one podzielone na te miłośnicze, mocarne i wiedźmie. Książka zachwyca bogatą szatą graficzną, podobnie jak w pierwszej części znajdziemy wizerunki magicznych istot wykonanych przez artystkę, Martę Jamróg z Jasielskiej Szkoły Ikon, a całość wzbogacona jest o ręcznie malowane ilustracje roślin czarownych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 153
Wstęp
Było to w czasach, gdy po świecie chodziła już Matka Boska, ale na polach w blasku księżyca można było jeszcze spotkać tańczące Rusałki, a Płanetnicy pracowicie zawieszali chmury, gradem obficie posypując zboża złych i grzesznych gospodarzy.
W studniach, jeziorach i rzekach mieszkały Wodniki o palcach zrośniętych błoną. Wygrzewały się często na brzegu i mostkach oraz lubiły topić ludzi. Szczególnie gustowały w małych dzieciach i młodych dziewczętach, które wabiły świecidełkami zawieszonymi na trzcinach i wodorostach. Lubiły też zadawać zagadki.
Latem, gdy słońce górowało na niebie, można było natknąć się na Południce. Wysokie, chude, biało odziane, z sierpem w ręce i rozpuszczonymi, długimi włosami. To one falowały łanami zbóż, szczególnie zaś upodobały sobie żyto oraz łubin. Drzemka wśród odurzającego zapachu tego kwiecia w najlepszym wypadku kończyła się bólem głowy, Południce bowiem, jako istoty zwykle ludziom nieprzyjazne, dusiły śpiących na polu żniwiarzy oraz porywały małe dzieci. Szczęśliwie, po żniwach schodziły pod ziemię, gdzie zapadały w długi sen.
Było to w czasach, gdy grodzono już obejścia płotami z chrustu, a nie bylicą, a po Marzannie pozostał tylko zwyczaj topienia słomianej kukły. Na rozstajach dróg stawiano święte kapliczki, ale spotykały się tam również czarownice, by o północy z Wielkiego Piątku na Wielką Sobotę uwarzyć specjalny napój dający im moc czynienia czarów.
Dziurawcem chroniono się przed Boginkami, żeby nie podmieniły dziecka, a jarzębiną – przed Leszym, strażnikiem lasu. Upiorom i strzygom sypano ziarna maku, żeby zajęte ich zbieraniem zapomniały o szkodzeniu ludziom.
Obok kościołów i domów sadzono lipy, które chroniły przed uderzeniem pioruna, a które szczególnie upodobała sobie Maryja, lubiąca odpocząć w cieniu ich chłodnych liści, gdy zstępowała z nieba na ziemię.
W ogrodach pachniała mięta i ruta, zielenił się lubczyk. Pod płotem dumnie wznosiła żółtopomarańczowe główki rudbekia, kolorowo kwitły floksy, malwy i piwonie, kołysała się na wietrze wiotka bylica. Pory dnia odmierzały słoneczne nagietki, otwierając swe płatki w dzień i zamykając je wieczorem.
To właśnie tu, pomiędzy dniem a nocą, i wnet przed nastaniem świtu zaczynała się inna przestrzeń. Widoczna nad linią horyzontu lub w kąciku oka. Tuż za progiem domu i na rozstajach dróg. Przestrzeń widziana, choć niewidzialna. Obecna, chociaż nieuchwytna. Opowiadana w długie zimowe wieczory. I chociaż twarze Bogiń i Bogów przybierały coraz częściej oblicze Matki Boskiej i Jezusa, jej boskiego syna, panny wciąż plotły wianki, które zostawiały w gajach dla Rusałek i pisały prośby do Bogini na brzozowej korze. Było to w czasach pomiędzy tym, co przeszłe, a tym, co obecne. W czasach na granicy światów.
BĄDŹ SILNA JAK OGIEŃ, POTĘŻNA JAK WIATR. BĄDŹ ZDROWA JAK WODA, BOGATA JAK ZIEMIA.
ROŚLINY MIŁOŚNICZE
Wiele roślin miłośniczych wyrasta w ogrodzie, jakby któraś z życzliwych Bogiń ułatwiła dostęp do remediów leczących złamane serce. Może Dziewanna, bogini czystej miłości1, lub troskliwa Matka Mokosz zasiała rutę dziewczętom pod oknem, by miały co wpleść do ślubnego wianka czy mogły przywołać niewiernego męża. Albo rozmaryn, aby noszoną pierwej na piersiach gałązkę tego ziela dziewczyna mogła włożyć chłopcu w koszulę, wzbudzając w nim gorącą miłość.
I oczywiście lubczyk2, „urocznikiem” lub „lubieńcem” zwany, w którym matki kąpały swoje córki, aby podobały się chłopakom, i z którego górale na rozstaju dróg specjalną herbatę gotowali, by zdobyć serce ukochanej. Albo jabłoń3. Wystarczyło zerwać z niej dojrzałe jabłko, które dziewczęta rozkrajały na połówki i nosiły na szczytach piersi lub pod pachami i tak magicznie przysposobione dawały do zjedzenia chłopcu, który zakochiwał się natychmiast w tej, która go poczęstowała. Górska szarotka miała moc jednoczenia miłości, a świeża gałązka mięty4 zawinięta w jedwabny węzełek i włożona do łóżka zapewniała wierność małżeńską.
Bardziej skomplikowane, ale i może przez to skuteczniejsze, były napoje miłosne. Na przykład sok z czarnych jagód zebranych w lesie w noc świętojańską. Należało go podać ukochanej osobie w nieużywanym naczyniu. Resztę soku, która została na ściankach, rozcieńczało się źródlaną wodą i skrapiało próg mieszkania wybranka. Ważne było jednak, aby zanim ta woda wyschła, inna panna nie przekroczyła progu, gdyż uczucie gwałtowne byłoby ku niej skierowane.
Albo wino makowe, do którego dodawano utartą miazgę z połowy jabłka i kilku łodyg czterolistnej koniczyny. Mieszano i wystawiano w oknie na siedem księżycowych nocy, chowając wino przed promieniami słonecznymi. Po tygodniu dawano pić ukochanej.
Można było też zerwać o północy płatki czerwonej róży i kwiat czerwonej koniczyny. Ucierano je i wsypywano do wina jabłecznego, które musiało mieć co najmniej dwa lata. Na dnie butelki uprzednio należało umieścić złoty pierścionek z rubinem. Trunek taki trzeba było podawać do picia wybrankowi w szklance nieużywanej, którą następnie tłuczono i zakopywano w ziemi. Żeby napój zadziałał, musiał smakować pijącej osobie. W przeciwnym razie skutek był odwrotny5.
Podobno bardzo skuteczną miksturę sporządzano ze startego barwinka pospolitego wraz z rozchodnikiem i dżdżownicami. Z kolei aby odzyskać miłość męża, należało zebrać macierzankę6, bobrowe ziele i kocanki, a następnie przygotować z nich wywar w trzech garnkach w wodzie czerpanej ze studni przed wschodem słońca, ale absolutnie nie można było tego czynić w piątek, a dopiero w sobotę.
Gdy zaś przydomowe rośliny miłośnicze nie spełniły pokładanych w nich oczekiwań, istniały też inne, równie czarowne i potężne, chociaż może nieco trudniejsze do zdobycia. Dziewięciornik, zwany serdecznikiem, bo ma listki w kształcie serca, można było znaleźć na torfowiskach, podmokłych łąkach, w górach. Na Rusi nazywali go „przywrot”, jako że ma moc przywracania miłości. Dziewczęta na Podhalu zaszywały go w koszulach swoich wybranków, tam też zyskał nazwę „wyrwitaniec”, gdyż wyrywał do tańca7.
Na szkodę płci męskiej8 dziewczęta stosowały także malutką niepozorną paproć, nasięźrzałem zwaną, której moc miłośnicza była tak ogromna, że to ją właśnie niektórzy brali za mityczny kwiat paproci. Wykorzystywały także lilie wodne, którymi nacierały się, by uzyskać urodę i gładkość ciała, i który to zabieg zapewne podpatrzyły u najbardziej chyba powabnych z Rusałek, czyli Boginek wodnych.
Miłośnicze rośliny zostały stworzone na pociechę i ku wsparciu, bo jak wszystko niezbadane, tajemnicze tak samo i miłość starano się poznać i ujarzmić przy pomocy wyższych sił, czarów, sztuk magicznych, guseł9.
Jeżeli prawdą jest, jak powiadali, że wiedzę na temat magicznych właściwości roślin przekazywali ludziom sami Bogowie i Boginie, tajemnicę ich miłośniczych mocy musiała zdradzić ta, której temat był szczególnie bliski.
Lilia wodna
Nymphea alba L.
Królowa wód, „kwiat łabędzia” i „dziecko słońca”. Jej doskonałe kwiaty otwierają się rano i zamykają wieczorem, by następnego dnia znowu przywitać dzień. Utrzymujące się na powierzchni tafli wody, otulone promieniami słońca nenufary błyszczą jak gwiazdy na wieczornym niebie.
Lilie wodne lubią nasłonecznione stawy i jeziora. Są roślinami wieloletnimi. Ich duże, skórzaste liście pływają po powierzchni wody, a promieniste kwiaty na długich szypułkach wznoszą się ponad nią. Kwitną od czerwca do września10.
Różnie je nazywają: „białą lilią” albo „nenufarem”. Od podobieństwa kwiatu do grzyba – „grzybieniem”. Białym, żółtym, małym. Od kształtu liści – „kopytem końskim”. A od pogrążania się w wodzie i wynurzania na czas kwitnienia: „grążelem” oraz „wodną różą”11.
Kiedy księżyc na nowiu zejdzie w noc wiosenną, jeszcze dzień się nie rozwiódł z wieczorem. – Zmrok otula do snu pół świata, jak nędza, której nie starczyło łachmana na okrycie całej sieroty. – Coraz się ściemnia i zcieśnia widnokrąg, ale powietrze jeszcze przejrzyste choć we mgle; jeszcze lekkie i świeże, choć przesycone wyziewem białej lilii, która panuje kwiatom nadgoplańskim12.
Chociaż są kwiatami dziennymi, nenufary wielce upodobały sobie istoty kochające noc i światło księżyca. Wianki i korony z wodnych lilii nosiły zamieszkujące rzeki, stawy i jeziora różne panny wodne, rusałki i topielice13:
Mają one szaty z jasnozieloną opaską lub spódniczką, a na lśniących włosach na głowie białe lilie (v. białe kwiaty) złotą przewiązane przepaską14.
Woda w tych czasach była granicą między światami15. Rozdzielająca świat śmiertelnych od zaświatów, żywych od przodków, jak rzeka rozdzielająca oba brzegi, jak morze rozdzielające lądy. Ale była równocześnie medium ułatwiającym przejście między nimi16. Nic więc dziwnego, że w jej odmętach zagnieździły się te tajemnicze i jakże pociągające postacie, szczególnie zaś upodobały sobie bagna i stawy – wodę zastygłą, ciemną i mętną.
Mają Rusałki wodne wiele pięknych imion: Brzeginie, Bereginie, Wodiany, Ondyny, Gudełki, Stichije, Boginki lub Bogunki17, a każde z nich mówi o nich coś nowego. Bo Boginki, Bogienki, czy ukraińskie Bohynie – swoją nazwę zawdzięczają pochodzeniu od istot nadprzyrodzonych – od słowa „bóg”18, a zapewne jeszcze bardziej od „bogini”.
Zanim pojawiły się Rusałki, Słowianie zachodni znali Boginki. I tym imieniem nazywali te nieziemskie panny, które były najpierw duchami przyrody. Źródła ruskie i południowosłowiańskie wspominały natomiast o Wiłach. Imię ich może pochodzić od vei- „wiać”, albo od słowiańskiego viti „wić się”19, co idealnie pasuje do tych istot, gdyż Wiły pląsały w ekstatycznym tańcu, zatańcowując na śmierć tego, którego weń wciągnęły.
Wiły miały tak przeźroczyste ciała, że przypatrując im się od tyłu, można było zobaczyć ich wnętrzności. Nieco blade, lecz urodziwe, o zielonych włosach, które pokazując się ludziom, zaplatały w warkocz. Musiały pamiętać, aby warkocz był cały czas mokry. Gdy wysychał – Wiła umierała. Kiedy się patrzyło w ich piękne, ciemne oczy, można było zapomnieć o całym świecie. Wiadomo też, że kto raz Wiłę zobaczył, będzie tęsknił aż do śmierci20.
Natura Wił była dzika, tajemnicza i nieokiełznana. Potrafiły opiekować się całymi wsiami, innym razem zsyłając na pola grad. Uczyły ludzi leczyć, ale mogły też zabić tego, który zbliżył się do nich aż nadto21. Wiły dosiadały jeleni, a gdy chciały latać – smoków, bądź same zamieniały się w ptaki. Czasem kąpiąc się, zrzucały pióra i wtedy można było Wiłę złapać, aby ją poślubić22.
Znane też były zielonowłose Brzeginie i Bereginie. Zamieszkujące w pobliżu górskich rzek i potoków, jako istoty powiązane z kultem wody, swoją nazwę wywodzą od słowa beregyt’ – czyli „ochraniać”23. Podobno Brzeginie wyjątkowo przyjaźnie traktowały ludzi, co nie było wcale takie oczywiste w przypadku ich białoruskich kuzynek, a co poświadczały ustne przekazy szczęśliwców, zwłaszcza płci męskiej, którzy mogli je spotkać. Brzeginie strzegły też jakichś skarbów, ale przy bliższej relacji temat ten stawał się zupełnie nieistotny24.
Rusałki mogły przywędrować z Rusi, gdzie na Brzeginie i Wiły przeniesiono nazwę wiosennego święta na cześć duchów przodków, z pląsami i śpiewami na łonie przyrody, święta potępianego mocno przez cerkiew, czyli rosalje. Według Witolda Klingera25 późnorzymskie rosalia były kontynuacją starorzymskiego święta bogini Karny, obchodzonego poprzez składanie jej ofiary z róż. Tę łacińską nazwę przejęli Słowianie bałkańscy, a za nimi Grecy26.
Siergiej A. Tokariew przypuszcza, że święto i nazwa wraz z chrześcijaństwem przedostały się do wierzeń innych narodów. Wśród słowiańskich najwcześniej pojawiły się u Słoweńców (risalscek), Serbów (rusale), Mało- i Białorusinów oraz Słowaków. Znali je również Albańczycy (rsai) i Rumuni (rusale). Początkowo u wszystkich oznaczały jedynie święto, dopiero w XVIII wieku u Słowian wschodnich nazwę tę przeniesiono na czczone wówczas wodne bóstwa żeńskie, prawdopodobnie pokrewne występującym w staroruskich źródłach Biereginiom27. Jakakolwiek by nie była genealogia, wodne bóstwa miały nie tylko wiele imion, ale i obliczy.
O znanych ludowi litewskiemu i białoruskiemu Ondynach, zwanych w innych stronach Gudełkami28 powiadano:
Są to dziewice uroczej piękności, mieszkają na dnie rzeki. W noc miesięczną, a pogodną wypływają na wierzch wody i wdziękami swymi, pląsaniem czarującym i śpiewem zwabiają młodych chłopców, których naprzód pozbawiają rozumu, a następnie topią29.
Nad rwącymi, górskim potokami i rzekami mieszkały tajemnicze Oparnice. Wychodziły ze swoich jaskiń, kiedy gęsta jak mleko mgła otulała górskie szczyty. Nieprzewidywalne Oparnice jednych ostrzegały przed stromą skarpą, innych zaś same z niej zrzucały. Stąd rozsądniej było zaniechać górskich wędrówek, unikając spotkania z tymi kapryśnymi istotami, gdy tylko mgliste opary zaczynały wpełzać na granie30.
Kaszubskie Redunice, które narodziły się w głębinach Jezior Raduńskich, były z kolei nad wyraz towarzyskie i uczuciowe. Potrafiły umrzeć ze smutku, kiedy zbyt długo nikt nie odwiedzał ich nad jeziorem. A i nierzadko wiązały się z mężczyznami. Wówczas matki Boginek zamieniały się z żalu w łabędzie i odlatywały za siódme morze. Związki Redunic bywały udane, często wzbogacone gromadką dzieci. A same Redunice prawie nie różniły się od zwykłych kobiet. Niestety, nocą między palcami pojawiały im się błony, a z bioder wyrastały płetwy. Gdy mąż ujrzał prawdziwą postać swojej żony, ta ze wstydu wracała do jeziora31.
Jeziora zamieszkiwały też wielce niebezpieczne i okrutne Jeziornice. Szczególnie licznie bytowały w Jeziorze Czarnym na Białorusi. Z wyglądu przypominały młode dziewczęta o długich zielonych włosach, odziane najczęściej w suknie z glonów, ale ich skóra była zimna, a natura drapieżna. Z rany zranionej Jeziornicy zamiast krwi wypływała woda. Kiedy wychodziły na brzeg, posługiwały się ze sobą niezrozumiałym dla ludzi językiem, przypominającym ptasie odgłosy. Ich śpiew podobny do treli słowika przyciągał oczarowanych ludzi, których Jeziornica bezlitośnie wciągała pod powierzchnię jeziora. W wodnej toni głos Jeziornicy brzmiał już jak rechot żaby. Zalecano, aby przy spotkaniu tej istoty nie dawać znać o swojej obecności, albowiem stworzenie to nigdy nie wypuszczało swoich ofiar.
Inną osobliwą odmianą Rusałek białoruskich były Wadzianice, które powstawały z dusz Topielic i przybierały postać urodziwych młodych dziewcząt z długimi, rozpuszczonymi włosami. Za ubiór miały jedynie lekkie, przeźroczyste suknie. Wadzianice można było spotkać z wiankami białych kwiatów na głowie, gdy nad brzegiem śpiewały smutne pieśni. Niestety, tego, kto się do nich zbliżył, zwabiały i wciągały do rzecznego wiru32.
Głównym miejscem pobytu białoruskich Rusałek wodnych była święta rzeka Rus – dzisiejszy Dniepr33. Topiel dzikiego i kapryśnego Bugu zamieszkiwały natomiast Bogunki – Rusałki podlaskie34. Zanotowano: W starym Bugu widać je z zielonymi wiankami na głowie35.
W romantyzmie uważano, że Bogunki towarzyszyły Bogince Lelui – pani górskich potoków, które prawie nigdy nie zamarzają. Jej kwiatem miała być leluja, czyli lilia, a ponieważ była to boginka wodna, można podejrzewać, że Leluja, jak i wszystkie jej akwatyczne siostry i kuzynki, z lilii szczególnie upodobała sobie właśnie te, które błyszczą na powierzchni wód. Z Bugu dopiero Bogunki przeniosły się do Narwi, Wisły, Sanu, Pilicy i innych polskich rzek oraz strumieni36.
Powiadali, że pod wieczór cichy, przy blasku księżyca można było usłyszeć ich głos37. Nic dziwnego, wszak światło księżyca zawsze budziło demony38, a także Rusałki – szczególnie w czasie młodego księżyca. Księżyc jest bowiem „bogiem boginek”, rządzi ich aktywnością39.
Głos Bogunek, który można było usłyszeć w tym czasie, podobny był do hukania ptaka bąka. Ale człowiek o czystym sercu i wprawnym uchu potrafił rozróżnić głos ptaka od głosu bogunek pląsających na głębinach Bugu40. Kto słyszał dźwięki, jakie wydawał tenże ptak, wie, że Bogunki nie mogły popisać się zbytnio wokalnie, bowiem ich śpiewy brzmiały jak pohukiwanie w pustą butelkę lub ryczenie krowy. Mało to pociągające.
Za to urodziwe były niezwykle. Przekonywali się o tym dość często flisacy i oryle przewożący sól, którzy musieli swe statki specjalnie przed nimi zabezpieczać: aby uniknąć od nich szkody, przewożąc sól na statkach bużnych, okładają takowy tarcicami i kropią święconą wodą41.
Bogunki, w przeciwieństwie do Rusałek leśnych, które pijały miód, wodę i szałwię, przegryzając lubczykiem, bylicą czy dziką różą, żywiły się solą i rosą42. Związane z mediacyjnym wielce żywiołem wody, za pokarm miały niezwykle magiczne substancje. Sól ma wszak właściwości przekształcające, zmieniające porządek, stąd była stosowana w obrzędach dotyczących przejścia między światem ziemskim a sacrum, szczególnie w czynnościach pogrzebowych. Z jednej strony symbolizowała nieśmiertelność, płodność, zdrowie, z drugiej oznaczała śmierć. Zapobiegała kontaktom ze światem demonicznym43, jednocześnie stanowiła pożywienie istot do tego świata przynależny. Miała więc charakter ambiwalentny44.
Rosa natomiast była pierwszym mediatorem między nocą a dniem, między tamtym, a tym światem45. Pojawiała się w fazie świtu, kiedy po nocnym chaosie świat odzyskiwał swój porządek i wraz z nowym dniem przynosiła odrodzenie46. W folklorze reprezentowała płodność, była składnikiem życia. Poprzez skojarzenie z wodą uważano ją za środek o czarodziejskiej mocy, zapewniający bogactwo, zdrowie oraz urodę47. Korzystały z jej właściwości nie tylko podlaskie Bogunki, ale i panny, które o świcie zbierały rosę i przemywały nią twarz, żeby mieć piękną cerę, lub płukały nią włosy.
W Podkarpackiem rosę z miejsc, gdzie pasły się krowy, zbierały czarownice, bowiem krowa, która zjadła trawę pozbawioną rosy, traciła mleko, o co czarownicom przecież chodziło. Wśród Słowian, głównie południowych, w ogóle uważano, że to Rusałki wywoływały rosę, deszcz i wiatr48.
O Bogunkach krążyło wiele opowieści. Posłuchajcie jednej z nich, którą przypomina Oskar Kolberg:
R. W. Berwiński w Powieściach Wielkopolskich (Wrocław 1840, Tom I) osnuł powieść o Bogunce, dziewicy strzegącej wód jeziora Gopła. Mówi on, że Bogunka nadgoplańska jest rodzajem ducha żywiołowego, a stąd ściśle spokrewnioną się być zdaje z Wilą Serbów i Leśną panną Czechów, a więc początek i działanie jej odniósł on w swej powieści do dalekich czasów pogańskiej Słowiańszczyzny, zanim w jeziorze tem (wedle Długosza) topiono bożyszcza, i że dziś jeszcze rozpowiadają tu kobiety płochemu młodzieńcowi o Bogunce, tej nieszczęśliwej kochance, której strzeże Dziewanna, bogini czystej miłości. Zaledwie północ wybije, ozwie się las i nadgoplańskie knieje łoskotem i hukiem; grają trąbki i psy myśliwych; w cwał koń przegania, koń kary, nozdrze rozwarte, chrapa zapieniona, a z nich strumienie ognia pryskają, grzywa świszczy z wiatrami i zagrała psiarnia na gołoborzu; prędkonoga łania sadzi przed nią, czasem mignie, czasem przepadnie i wpadli w knieję na ostrów, pod najstarsze dwa dęby. Łania spłoszona ucieka przed wrzawą w las na jezioro i ścigana echem, tuła się po brzegach, po łące, aż się schroniła w puszcze zagoplańskie, na trzęsawiskach Bachorzy osiadła i dyszy. A na ostrowiu wrzawa jeszcze – wreszcie umilkło echo – i tu cisza, dwa ją tylko przerwały westchnienia, zda się miłość serc dwojga ulatywała na nich do nieba – długo je słychać w powietrzu. Wtedy występuje na falach jeziora dziewica w bieli – przepływa zwolna i niknie w oddali. Wieść prawi, że na goplańskim ostrowiu był majdan a na nim stała kurna chata; tu mieszkała matka z córką, wielką krasawicą. Tymczasem zwołał kapłan starszyznę kraju, by święte roki rozpoczęła u wielkiego kamienia Dadźboga ponad brzegami Gopła. Na to wezwanie zjeżdżają się ziemianie; jadą; trzej bracia władycy, a mianowicie: jedzie Bolesław wojowniczy, jedzie Siewier od Bachorzy rolnik, i jedzie Lasota myśliwiec. Ledwie ujrzeli goplańską dziewicę, aliści wszyscy trzej rozgorzeli ku niej miłością, i nabrawszy darów, i wysławszy naprzód swatów powtórnie do niej jadą. Przy spotkaniu wzajemnem, zazdrość piersi ich rozpłomieniła, i niebaczni, zapominając związków krwi, dobyli na się mieczy i bratobójstwem wszyscy trzej skalali swe ręce, a choć stada kruków szarpią ich ciała; to jednak wiatr krwi bratniej nie zwieje, ani deszcz nie zpierze, ani wymrozi mróz, ani słońce wypiecze. Bratobójcom trudną jest droga do nieba; więc późnym wieczorem wyłażą z grobu strzygą, topielcem, upiorem, i tumanią łowców, rybaków i wędrowców – tak długo, aź krwi trojga braci troistym mirem ktoś nie zapłaci. Lasota gania złają na czarnego zwierza, to bierze na się skrzydła ptaka, to się w niedźwiedzia kudły odzieje i łowca zdradnie wiedzie na zgubne kały; to się w klon lub jodłę przerzuci i szumi, albo śmieje śmiechem sowim. Siewier psoty wyprawia na smugach Bachorzy, stada i skoty rozprasza, urok rzuca na zapłody i pomorem je gubi, albo wężem wydaja wymiona krów, albo wycina kłos dżdżą, gradem i suszą na polach. Bolesław otrębuje wojnę i krwi ciągle żąda, zapowiada tę klęskę znakami i gwiazdą wieczorną strach sieje na około, lub stawiwszy się na biesiady rycerzy, wszczyna zwady i kłótnie by się krwawą bójką kończyły. A piękna Bogunka, co noc wzywa dla nich ratunku; ale dla ludzi żyjących jest zgubą, bo rybaków ukazując się im w bieli wabi na wodę i topi, myśliwców również w postaci łani przynęca i tumani uchodząc lasami ku jezioru; do chaty zaś, gdy się pokaże w niej i zasiędzie między prządkami lub gospodarzyć pocznie, wnosi nieszczęście. Samobójczyni, usłała sobie ona z goplańskiej topieli wiekuiste łoże, i na mokrej pościeli zasnąć nie może spokojnie dopóty, aż póki krwi trojga braci – trojistym mirem ktosiak nie zapłaci.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. O. Kolberg, Dzieła wszystkie, t. 15, W. Ks. Poznańskie, cz. 7, str. 14 [wróć]
2. O lubczyku dużo więcej znajdziecie [w]: Słowiańskie Boginie Ziół, Świat Książki, Warszawa 2021 [wróć]
3. O jabłoni przeczytacie w Słowiańskich Boginiach Ziół. [wróć]
4. Więcej o mięcie w Słowiańskich Boginiach Ziół. [wróć]
5. Wspaniałe te przepisy pochodzą z niewielkiej książeczki Sztuki i czary miłosne, czyli tajemnicze siły w miłości, https://polona.pl/item/sztuki-i-czary-milosne-czyli-tajemnicze-sily-w-milosci,MzIxNzc1Njg/6/#index [wróć]
6. Więcej o macierzance w Słowiańskich Boginiach Ziół. [wróć]
7. Słownik stereotypów i symboli ludowych, t. 2, Rośliny, cz. 4, Zioła, str. 127 [wróć]
8. ,,Wisła”. Miesięcznik Geograficzno-Etnograficzny, t. 1, 1887, str. 101 [wróć]
9. https://polona.pl/item/sztuki-i-czary-milosne-czyli-tajemnicze-sily-w-milosci,MzIxNzc1Njg/6/#index [wróć]
10. M. E. Senderski, Prawie wszystko o ziołach, str. 298 [wróć]
11. Słownik stereotypów i symboli ludowych, t. 2, Rośliny, cz. 3, Kwiaty, str. 160 [wróć]
12. R. Berwiński, Powieści wielko-polskie, t. 1, str. 17 [wróć]
13. Słownik stereotypów i symboli ludowych, t. 2, Rośliny, cz. 3, Kwiaty, str. 161 [wróć]
14. O. Kolberg, op. cit., t. 15, W. Ks. Poznańskie, cz. 7, str. 13 [wróć]
15. P. Kowalski, Kultura magiczna. Omen, przesąd, znaczenie, str. 609 [wróć]
16. Ibidem, str. 611 [wróć]
17. B. i A. Podgórscy, Wielka Księga demonów polskich, str. 390 [wróć]
18. A. Szyjewski, Religia Słowian, str. 170 [wróć]
19. Ibidem, str. 171 [wróć]
20. Ibidem, str. 171 [wróć]
21. W. Vargas, P. Zych, Bestiariusz słowiański, str. 408 [wróć]
22. A. Szyjewski, op. cit., str. 171 [wróć]
23. A. Woźniak, Żeńskie istoty mityczne w folklorze polskim i białoruskim, Roczniki Humanistyczne 50:2002, Z. 7 [wróć]
24. W. Vargas, P. Zych, op. cit., str. 63 [wróć]
25. W. Klinger, Wschodnio-europejskie rusałki i pokrewne postaci demonologii ludowej a tradycja grecko-rzymska, str. 15 [wróć]
26. K. Węgorowska, Z szuflady lingwokulturologa, str. 102 [wróć]
27. A. Maciejek, Demony przyrody w wierzeniach białoruskich, str. 153 [wróć]
28. K. W. Wójcicki, Klechdy. Starożytne podania i powieści ludu polskiego i Rusi, str. 338 [wróć]
29. Ibidem, str. 338 [wróć]
30. W. Vargas, P. Zych, op. cit., str. 268 [wróć]
31. Ibidem, str. 326 [wróć]
32. Tłumaczenie Barbara Rożek. [wróć]
33. A. Brückner, Mitologia słowiańska, str. 114 [wróć]
34. B. i A. Podgórscy, op. cit., str. 389 [wróć]
35. O. Kolberg, op. cit., t. 42, Mazowsze, cz. 7, str. 388 [wróć]
36. T. Linkner, Słowiańskie bogi i demony, str. 90–93 [wróć]
37. O. Kolberg, op. cit., t. 42, Mazowsze, cz. 7, str. 388 [wróć]
38. Podczas pełni aktywizowały się wilkołaki, upiory, wąpierze czy zmory, w no-wiu – demony wodne, w tym właśnie Rusałki. [wróć]
39. A. Szyjewski, op. cit., str. 173 [wróć]
40. O. Kolberg, op. cit., t. 42, Mazowsze, cz. 7, str. 388 [wróć]
41. Ibidem, str. 388 [wróć]
42. Ibidem, str. 388 [wróć]
43. P. Kowalski, op. cit., str. 523–529 [wróć]
44. Za: B. Walenciuk–Dejneka, str. 147, por. A. Brzozowska-Krajka, Symbolika dobowego cyklu powszedniego w polskim folklorze tradycyjnym, str. 147 [wróć]
45. Ibidem, str. 80 [wróć]
46. P. Kowalski, op. cit., str. 497 [wróć]
47. Za: Walenciuk–Dejneka, por. A. Brzozowska-Krajka, Symbolika dobowego cyklu powszedniego w polskim folklorze tradycyjnym, str. 80 [wróć]
48. Ibidem, str. 146 [wróć]