Soul Tattoo - Natalia Kulpińska - ebook
NOWOŚĆ

Soul Tattoo ebook

Natalia Kulpińska

4,4

352 osoby interesują się tą książką

Opis

Jasmine, dwudziestopięcioletnia tatuażystka, dostaje dość osobliwe zlecenie od niezwykle tajemniczego mężczyzny, który nie chce pokazać twarzy. Z obawy przed konsekwencjami odmowy kobieta spełnia jego żądanie. Los łączy ich ścieżki dwa lata później i chociaż Jasmine nigdy nie widziała twarzy nieznajomego, to rozpoznaje go po tatuażu na piersi, który własnoręcznie wykonała.

 

Zimny, niedostępny, pełen wewnętrznych ran mężczyzna i na pozór krucha, choć bardzo waleczna dziewczyna.

 

Ona ma przyjaciół, rodzinę i serce pełne niedocenionej miłości. On ma tylko siebie i bolesne wspomnienia, a po sercu ogromną dziurę, której jego zdaniem nikt nie jest w stanie zapełnić.

 

Czy żar stopi lód? Czy zmiażdżony przez życie mężczyzna potrafi jeszcze otworzyć się na uczucie?

 

Historia o potężnej stracie, walce o siebie i determinacji, by udowodnić, że miłość nie zdarza się tylko raz, jeśli pozwoli jej się dojść do głosu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 268

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (432 oceny)
279
75
50
21
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Lianka

Z braku laku…

Dużo nieścisłości , bohater z dnia na dzień zmienia się. Dla mnie brak chemii między bohaterami i te wzniosłe teksty..
91
martaglazer
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

o miłości która potrafi uleczyć nawet złamane serce... Nawet najzimniejsze serce można ogrzać. Najgrubszy lód skruszyć, a najgłębsze rany uleczyć. Nie potrzeba do tego wiele. Wystarczy miłość.
40
wyred

Nie polecam

strata czasu
41
Domkad

Z braku laku…

Skuszona świetnymi opiniami sięgłam po "Soul Tattoo" i niestety moje zdanie o książce będzie odmienne. Bohaterowie nie przypadli mi do gustu. Zachowują się niepoważnie, bycie doświadczonym przez życie nie jest synonimem dojrzałości. Fabuła jest chaotyczna, czasem, mam wrażenie, tworzy zlepek losowych scen. Dotrwałam do końca, nie polecę jednak dalej.
31
OPawlak

Całkiem niezła

Hmm..nie było to zle.. ale nie było też i dobre. Początek mnie wciągnął.. ale potem już było gorzej.
20

Popularność




Tej autorki w Wydawnictwie WasPos

CYKL QUEEN OF MUERTE

Queen Of Muerte. Tom 1

Queen Of Revenge. Tom 2

POZOSTAŁE POZYCJE

Ciebie tu nie ma

Sky Is The Limit (duet z A.P. Mist)

Sparkle&Shadow (duet z A.P. Mist)

Nigdy, może, zawsze

Soul Tattoo

W PRZYGOTOWANIU

Zatańcz ze mną (czerwiec 2025 r.)

Paper birds (sierpień 2025 r.)

Nie zapomnij o mnie (październik 2025 r.)

Trzy kroki we mgle (listopad 2025 r.)

Freedom of Darkness (luty2026 r.)

Yesterday, Tomorrow (czerwiec 2026 r.)

Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka

Copyright © by Natalia Kulpińska, 2024Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Patrycja Kiewlak

Zdjęcie na okładce: Adobe Firefly

Grafika na stronie tytułowej: aliceart - Freepik.com

Zdjęcie na szóstej stronie: AI Generator

Ilustracje przy nagłówkach: Obraz MCvec z Pixabay

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

ISBN 978-83-8290-712-4

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Epilog

Nikt nie potrafi kochać tak mocno, jak ludzie z popękanymi sercami.

Prolog

Jasmine

Byłam na nogach dwunastą godzinę z rzędu. Raptem pół godziny temu skończyłam robić niezwykle wymagający tatuaż jeszcze bardziej wymagającemu klientowi. Padałam na twarz, a czekało mnie sprzątanie, bo w weekendy wynajmowałam swoje studio znajomemu, który w tygodniu studiował, a w wolnym czasie dorabiał sobie, tatuując ludzi.

W tle sączyła się muzyka, Sia śpiewała, że jest nie do zatrzymania niczym porsche, a ja mimochodem nuciłam sobie pod nosem jej słowa, kręcąc tyłkiem, jakbym była na jakimś występie.

Marzyłam o prysznicu, lampce wina i porządnym odespaniu długiego tygodnia.

Nie miałam na co narzekać, bo klientów przybywało, a wraz z nimi również przychodziły pieniądze, dzięki którym mogłam pozwolić sobie na fajne życie. Może nie opływałam w luksusy, ale byłam samodzielna i niezależna.

Dzwonek nad drzwiami zadźwięczał, a ja podskoczyłam ze strachu, przeklinając samą siebie, że go własnoręcznie tam zawiesiłam.

– Przykro mi, zamknięte! – krzyknęłam, a kiedy spojrzałam w tamtą stronę, ujrzałam wysoką sylwetkę w kominiarce, trzymającą kask motocyklowy w jednej ręce. – Chryste! – pisnęłam. – Ale mnie pan wystraszył.

– Chcę zrobić tatuaż – oznajmił chłodno.

– Zaraz znajdę dla pana termin – mruknęłam pod nosem, szukając w pamięci miejsca, w które upchnęłam gaz pieprzowy. Kupiłam go właśnie na takie sytuacje i jak to ja, wetknęłam tam, gdzie sam diabeł nie zajrzy.

– Chcę go zrobić teraz – odparł, wlepiając we mnie ciemne jak noc oczy.

– Nie ma takiej możliwości. Właśnie skończyłam, idę do domu.

– Zapłacę podwójnie.

– Możesz płacić nawet potrójnie. Nie chodzi już o kasę, ale o mój kręgosłup – prychnęłam wściekła, że zabiera mi mój cenny czas.

– Za napiwek opłaci pani sesję u fizjoterapeuty.

– Żartowniś.

– Nie znam się na żartach – powiedział to w taki sposób, że dosłownie wszystkie włosy na ciele stanęły mi dęba.

Był tajemniczy nie tylko przez to, że wciąż miał na sobie kominiarkę, ale również przez sam sposób bycia. Oziębły, wyniosły, zdystansowany i bardzo nieprzyjemny.

– Proszę wyjść – powiedziałam najgrzeczniej, jak potrafiłam, i pokazałam palcem drzwi.

Na moim nadgarstku zabrzęczały liczne bransoletki, które tak uwielbiałam, że nigdy nie mogłam się zdecydować na jedną, dlatego nosiłam wszystkie, by innym nie było przykro.

– Zależy mi. – Był uparty, ale w tym momencie w jego oczach dostrzegłam coś na kształt smutku. Co ja mówię, tam szalał ocean rozpaczy.

– Dlaczego przychodzi pan po godzinach mojej pracy i czemu akurat do mnie?

Skrzyżowałam ręce na niewielkich piersiach i przechyliłam głowę w oczekiwaniu na jakąś sensowną odpowiedź.

– Nie chcę, żeby ktokolwiek mnie tu zobaczył. Podobno jesteś najlepsza, a do tego dyskretna.

– Chcesz sobie wytatuować smoka na penisie? – Parsknęłam śmiechem. Zawsze tak reagowałam na stresowe sytuacje.

– Nie – mruknął i wyjął z kieszeni wymiętą kartkę. Otworzyłam ją i zmarszczyłam brwi.

– Serce? – Podniosłam na niego oczy.

– Ja nie mam serca, to chcę chociaż takie. – Zamilkł na dłuższą chwilę. – Wolałbym nie wyjawiać powodów. Chcę, byś mi zrobiła ten tatuaż teraz, dzisiaj.

Jego determinacja dała mi do myślenia. Może naprawdę ten tatuaż miał dla niego ogromne znaczenie? Często ludzie tak leczyli się z nieprzyjemnych przeżyć, starali się oddzielić od przeszłości lub świętowali sukcesy.

– Daj mi chwilę, przygotuję stanowisko. Możesz zdjąć kombinezon i kominiarkę. Gdzie chcesz, żebym ci go zrobiła, i jak duży ma być? – zapytałam, wpatrując się we wciąż stojącego bez ruchu mężczyznę.

Był dziwny, momentami wzbudzał we mnie strach, ale biła od niego również aura dobra, tęsknoty i smutku. Kompletnie nie znałam się na ludziach, lecz on sprawiał wrażenie dobrego człowieka.

– Tutaj – odparł i przyłożył dłoń do lewej piersi.

Podeszłam do drzwi wejściowych, przekręciłam zamek i zasłoniłam rolety. Jeśli przyszedł jednak z myślą zamordowania mnie, jutro mój przyjaciel będzie miał więcej sprzątania.

– Jak możesz, bądź łaskaw nie podcinać mi gardła, bo zachlapiesz całe studio, a krew się trudno spiera – powiedziałam, wymijając go, by w końcu przygotować fotel.

– Słucham?

– Nic. To tylko moje poczucie humoru. Nie zwracaj na mnie uwagi.

Zsunął z siebie górę kombinezonu, zdjął koszulkę i przysiadł na wyznaczonym przeze mnie miejscu.

– Wiesz, że spędzisz tu co najmniej trzy godziny? – zapytałam, unosząc brew.

– Zaczynaj, to może zamkniemy się w dwóch – mruknął i oparł głowę, zamykając przy tym oczy. – Nikt mnie nie uprzedził, że jesteś taką gadułą – dodał z irytacją.

– A mnie, że jesteś takim gburem.

– Nie znasz mnie.

– Właśnie, ty mnie też nie. – Wzruszyłam ramionami, wzięłam tablet w ręce i zaczęłam kreślić wzór.

Zajęło mi to dobre pół godziny i przez ten czas nie zamieniliśmy ani słowa. Obraz wygodnego łóżka, ciepłej wody i chłodnego wina blaknął z każdą kolejną minutą, a ja miałam ochotę zawyć jak wilk do księżyca.

Czekały mnie długie chwile z człowiekiem, który mnie przerażał i irytował. Wymarzony piątkowy wieczór.

– Zerknij – odezwałam się, kiedy skończyłam projekt kamiennego serca, a raczej czarnej dziury w jego kształcie, z licznymi spękaniami dookoła.

– Idealny… – powiedział cicho. – Działaj. Chcę to mieć już za sobą.

– Dlaczego nie chcesz pokazać twarzy? – zapytałam po długim czasie, bo zwyczajnie ta cisza zaczynała mi ciążyć.

Byłam gadułą, to prawda, i lubiłam prowadzić dyskusje z moimi klientami. Każdy, kto mnie znał, wiedział, że nie mogę długo wysiedzieć na jednym miejscu. Zawsze było mnie wszędzie pełno.

– Poza moim tatuażem nic więcej nie powinno cię interesować – odburknął i nawet na chwilę nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Miał je utkwione gdzieś w suficie.

– To kiepska metoda, by pozostać niewidzialnym – powiedziałam cicho.

– Nie rozumiem… – W końcu na mnie spojrzał, ale w jego oczach nie było niczego poza pustką.

– Gryząc wszystkich dookoła, nie zaznasz spokoju.

– Grzeb na mojej skórze, ale nigdy w duszy – odpowiedział wściekły, a ja uznałam, że temat został zakończony raz na zawsze.

Gbur nie tatuuje sobie serca. Ten człowiek przez coś przeszedł lub aktualnie przechodził. Miał rację, to nie była moja sprawa, ale czasem podobno dobrze jest się wygadać nieznajomemu.

Po skończonej sesji rzucił mi na fotel plik banknotów, jakbym była co najmniej luksusową dziwką, i wyszedł bez słowa. Nawet nie powiedział, czy spodobał mu się efekt.

Poczułam się podle, chociaż wiedziałam, że on w swojej głowie przeżywał swój prywatny koniec świata.

Był tylko nieznajomym, którego prawdopodobnie miałam już nigdy więcej nie zobaczyć. Zresztą nawet jeśli przeszedłby obok mnie na ulicy, nie poznałabym go przez to, że nie pokazał mi swojej twarzy.

Cokolwiek skrywał pod tą maską, nie miało dna, bowiem rozpacz zawładnęła jego spojrzeniem. Mrocznym, ale jednocześnie przeraźliwie smutnym.

Te oczy śniły mi się każdej kolejnej nocy, miesiącami, aż pewnego dnia po prostu o nich zapomniałam. Albo tak tylko próbowałam sobie wmówić…

Rozdział 1

Jasmine

Cios.

A zawsze powtarzałam, że mnie nikt nigdy nie uderzy. Że nie trafię na takiego faceta. Że mój będzie mnie kochał, wielbił i szanował.

Co w takim razie poszło nie tak?

Chyba wszystko.

– Na co się tak patrzysz? – zapytał Tom, kiedy ze łzami w oczach rozmasowywałam obolały policzek. – Czego nie zrozumiałaś w słowach, że jedziesz ze mną na przejażdżkę i zamykasz ten cholerny salon raz na zawsze?! Nie będziesz dotykać obcych mężczyzn! – krzyczał tak głośno, że aż odruchowo zrobiłam kilka kroków w tył i wpadłam pośladkami na biurko.

– Nie zamknę swojej firmy. Z czego będę żyć? – jęknęłam, bo gardło zaciskało mi się z żalu i strachu.

Nigdy wcześniej nie podniósł na mnie ręki.

Owszem, był zazdrośnikiem i czasem uniósł głos, ale nie używał przemocy.

Nigdy nie miałam go również za ideał.

Po prostu był, bo któregoś dnia stwierdziłam, że mogę dać mu szansę.

Byliśmy ze sobą od pół roku, znałam go nieco dłużej. Był kiedyś moim klientem. Jeździł motocyklem, którego ja się bałam jak ognia. Tom dobrze o tym wiedział, ale mimo wszystko zmuszał mnie do przejażdżek, mając gdzieś mój komfort i poczucie bezpieczeństwa. A ja wsiadałam, chcąc w końcu przezwyciężyć swój strach. Na próżno, bowiem wycieczki z nim nie miały nic wspólnego z bezpieczeństwem.

– Ja cię utrzymam, księżniczko – wyszeptał i zbliżył się do mnie.

Odruchowo zamknęłam oczy, kiedy przyłożył swoją dłoń do mojej rozpalonej skóry.

– No, już, nie dąsaj się. Trochę mnie poniosło, przepraszam.

– Nie zasłużyłam na takie traktowanie – burknęłam, czując, jak coś ciepłego spływa mi po policzku. Krew. Rozciął mi skórę.

Tom nosił na rękach dużo biżuterii. Miał na palcach grube i ciężkie sygnety, a na nadgarstkach bransolety z ćwiekami. Udawał typowego harleyowca, chociaż jeździł na zwykłym ścigaczu, rozpędzając go do mrożących krew w żyłach prędkości.

Prawdopodobnie jedna z jego błyskotek rozorała mi skórę na wysokości kości policzkowej.

– Wyjdź stąd – warknęłam, a kiedy się nie ruszył, wrzasnęłam na całe gardło. – Wypierdalaj, Tom! Nie chcę cię więcej widzieć!

– Trzeba to opatrzyć – odparł z powagą i ruszył w stronę apteczki, kompletnie ignorując moje żądanie.

– Poradzę sobie! Zostaw mnie, proszę! – wycedziłam przez zaciśnięte z bezsilności zęby. – To koniec, rozumiesz?

– Wrócimy do tej rozmowy, myszeczko – powiedział surowo.

Z hukiem położył na biurku sól fizjologiczną oraz jałowe gaziki i wyszedł. Trzasnął drzwiami tak mocno, że ten cholerny dzwoneczek runął na podłogę.

Zapadła cisza, którą przerwał mój spazmatyczny płacz. Osunęłam się na ziemię, skuliłam się, oplatając nogi ramionami, i pozwoliłam, by wszystkie emocje wypłynęły wraz ze łzami.

Zaskoczył mnie, odarł z godności i udawał, że nic takiego się nie stało.

W takiej pozycji zastała mnie moja przyjaciółka, z którą umówiłam się na popołudnie, dlatego też nie chciałam jechać na tę cholerną przejażdżkę. Tom nie lubił Rity i na każdą wzmiankę o niej robił się gniewny.

– Jass? – zapytała z wnętrza pomieszczenia, a kiedy mnie ujrzała, rzuciła się, by mi pomóc. – Chryste, co ci się stało? Mam dzwonić po lekarza? Policję? Antyterrorystów? Ktoś cię skrzywdził?

Pochylała się nade mną, oglądając moją podpuchniętą twarz.

– Nic mi nie jest. Gapa ze mnie i zrzuciłam na siebie kilka rzeczy z szafki. Jedna z nich uderzyła mnie w policzek – skłamałam.

Dlaczego? Sama nie wiedziałam, ale uznałam, że to w tej chwili najlepsze rozwiązanie. Zachowałam się jak typowa ofiara przemocy domowej. Broniłam swojego oprawcy.

Toma poniosło, ale on przecież taki nie był. Może miał gorszy dzień?

Nie tłumaczyłam go, bo dla takiego zachowania nie było logicznego wyjaśnienia, a co najważniejsze – przebaczenia.

Nie wróżyłam sobie z nim przyszłości i w najbliższym czasie planowałam z nim zerwać. Nie potrzebowałam teraz afery, a taka by wybuchła, gdyby Rita poznała prawdę.

Była niczym taran i najpewniej starłaby mojego chłopaka w proch, gdyby dotarło do niej, że mnie skrzywdził.

– Jakoś ci nie wierzę, ale widocznie masz swoje powody. Jeśli jednak się dowiem, że to ten twój niewydarzony facet, przysięgam, owinę mu jaja wokół szyi i uduszę gada. – Uśmiechnęła się szeroko, niczym jakiś psychopata, po czym wyciągnęła do mnie ręce, by pomóc mi wstać. – Chodź, opatrzymy to, bo wyglądasz, jakbyś uciekła z planu filmowego jakiegoś horroru.

Rzeczywiście, miałam brudną od krwi nie tylko twarz, ale również bluzkę oraz spodnie. Na szczęście czarny kolor w miarę maskował ślady zbrodni. To cholerstwo jednak wciąż się sączyło i nie zamierzało przestać.

– Trzeba szyć – oznajmiła Rita, kręcąc głową z dezaprobatą. – Powiesz mi?

– Nie – zaprzeczyłam niemalże od razu i zbyt emocjonalnie.

– Zajebię go. Niech no ja się tylko dowiem, że to on – mruknęła.

– Rita, to nie on – wyszeptałam i pozwoliłam sobie przykleić plasterki ściągające.

Nie wiedziałam, jakim cudem po chwili znalazłam się w jej samochodzie, a następnie byłam w drodze do szpitala.

– Przesadzasz – odparłam po długim milczeniu. – Zrosłoby się samo, a ty robisz aferę.

– Aferę, to ja dopiero zrobię, jak tylko mi się przyznasz, co cię tak załatwiło.

Była nieugięta, ale słynęła właśnie z uporu i chroniła najbliższych jak lwica. Bałam się jej reakcji, dlatego wciąż szłam w zaparte.

– Jeden z pucharów spadł mi na twarz – powiedziałam, nawet na nią nie spoglądając.

Miałam w salonie mnóstwo nagród z przeróżnych konkursów tatuażu. Do tego naprawdę byłam chodzącą łamagą, która potrafiła przeciąć sobie palec zwykłą kartką.

– Puchar największego skurwiela to dostanie ten twój frajer, jak tylko dorwę go w swoje ręce. Od początku ci powtarzam, że to nie jest facet dla ciebie. Nie podoba mi się jego styl bycia i ta chorobliwa zazdrość o ciebie. Wiem, że ja sobie mogę gadać, a i tak zrobisz, jak zechcesz, ale chociaż mi ulży. Dlatego oznajmiam ci, że jeśli kiedykolwiek będziesz chciała wziąć z nim ślub, położę się krzyżem w kościele i będę tą, która najgłośniej się drze, że się sprzeciwia.

Kolejny raz przemilczałam jej wywód, chociaż każde słowo trafiało w punkt, a chwilami nawet bawiło. Było mi głupio, że kłamałam jej w żywe oczy i brnęłam w to jak skończona idiotka, mimo że Rita w lot odkryła prawdę.

Nikt z moich znajomych nie lubił Toma. Do tej pory zrzucałam to na troskę o mnie, ale dzisiaj boleśnie się przekonałam, że to zwyczajnie zły człowiek, z którym musiałam zerwać kontakt. Chciał przejąć nade mną kontrolę i zrobić ze mnie swoją zabaweczkę.

Miałam ten luksus, że byłam niezależna i samowystarczalna. On chciał mnie tego pozbawić z wiadomych względów. By mnie usadzić na tyłku i sprawić, że będę zdana tylko na niego.

Nie kochałam go. Nigdy mu nawet nie wyznałam miłości, bo za każdym razem stwierdzałam, że to jeszcze za wcześnie, że nie jestem gotowa. Jego zwyczajnie nie dało się kochać, a oczarował mnie jedynie swoim stylem bycia, który na początku był odmienny od tego, który reprezentował teraz.

Przychodził codziennie z kwiatami. Odprowadzał mnie do domu, prawił komplementy i pewnego dnia tak po prostu został. Wprowadził się i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestał się mną interesować. Zdobył i olał, ale został. Chyba z wygody. Nie lubiłam być sama i teraz miałam zapłacić za to wysoką cenę. Już płaciłam.

– Jesteśmy na miejscu.

Spokojny głos przyjaciółki wyrwał mnie z rozmyślań.

– Zrób od razu obdukcję – dodała złośliwie.

– Spadaj! – prychnęłam i wysiadłam z samochodu. – Idziesz? – Pochyliłam się do siedzącej wciąż w aucie Rity.

– Nie, bo będzie ci głupio, jak lekarz głośno stwierdzi, że twój puchar ma na imię Tom.

– Lekarz nie wie, jak ma na imię mój facet – mruknęłam i zatrzasnęłam drzwi, uzmysławiając sobie, co przed chwilą powiedziałam.

Ruszyłam niechętnie przed siebie, naciągając na twarz obszerny kaptur mojej czarnej bluzy. Wstydziłam się tego, co miałam na buzi, i cały najbliższy tydzień chciałam spędzić w domu, odwoławszy wszystkie wizyty.

Usiadłam w poczekalni, spoglądając na swój telefon. Widniało na nim kilka wiadomości od Toma. Przepraszał, obiecywał poprawę, a jako dowód wysłał mi bukiet czerwonych róż, których szczerze nie cierpiałam. Nie wiedziałam, czy robił to specjalnie, czy był takim idiotą, który nie mógł nic zapamiętać. Tak samo, jak tego, że nie jadłam mięsa, a on notorycznie podsuwał mi pod nos swoje popisowe dania z wołowiny.

Ricie napisałam, że to trochę potrwa i żeby jechała do domu, a ja wrócę taksówką. Odpowiedziała, żebym nie kombinowała, bo poprawi mi symetrycznie w drugi policzek. A jeśli ucieknę bocznymi drzwiami, zamknie mnie w piwnicy i będzie tak długo torturować, aż przyznam się, kto mi to zrobił.

Westchnęłam, bo właśnie taki miałam plan – uciec.

Kiedy nadeszła moja kolej, a drzwi do gabinetu lekarza otworzyły się z łoskotem, dosłownie podskoczyłam ze strachu.

– Panna Scott? – zapytał grubym, gburowatym i cholernie zmęczonym głosem.

– To ja – odparłam cicho i stanęłam przed wysokim, postawnym mężczyzną, który obrzucił mnie przelotnym spojrzeniem i zniknął w pomieszczeniu.

– Zapraszam – dodał i zasiadł za swoim biurkiem. – Co panią do mnie sprowadza?

– Nadgorliwa przyjaciółka – wymamrotałam.

– Słucham?

– Chyba mam głęboką ranę na policzku, nie wiem, czy wymaga szycia – sprecyzowałam.

Dopiero teraz ciemne spojrzenie lekarza wylądowało na mojej twarzy i analizowało ją zbyt ostentacyjnie.

Te oczy… Znałam je skądś.

Na jego policzku, tuż obok oka, widniała blizna. Na szyi tak samo. Jeśli miał ich więcej, to skrywały się pod kilkudniowym zarostem. Nie miał plakietki. Nawet kitla lekarskiego.

Ubrany był w ciemne spodnie i czarną koszulę. Dość ekstrawagancki strój jak na lekarza. Doświadczenie ze szpitalem miałam zerowe, a poprawność stroju znałam tylko z seriali medycznych, dlatego olałam temat, napawając się niesamowitą urodą doktorka. Tyle mi zostało, bo za chwilę wyjdę i prawdopodobnie nigdy go już nie spotkam.

Wszystko to dodawało mu tajemniczości i grozy. Był naprawdę mroczny i niedostępny. Cichy, milczący, bez grama uśmiechu. Jakbym trafiła do jakiegoś psychopaty, a nie lekarza. A w jego głowie zamiast metod leczenia krążyły tortury, jakim mnie podda, gdy zaciągnie do swojej jaskini.

Nie wiedzieć czemu, stwierdziłam, że on nie jest taki, na jakiego się kreuje, a ja już kiedyś go spotkałam.

Nie! Nigdy nie zapomniałabym tego człowieka. Tacy jak on zapisywali się w pamięci niczym tatuaż na ciele. Niewielu było bowiem takich mężczyzn. Idealnych pod każdym względem. A im bardziej tajemniczy był, tym większe wyzwanie stanowił i tym mocniej przyciągał.

– Nie trzeba szyć – oznajmił po chwili. – Rana jest dobrze opatrzona. Zabiera pani tylko cenny czas innych pacjentów, którzy naprawdę potrzebują mojej pomocy.

No i czar prysł, a ja zapragnęłam jak najszybciej opuścić ten gabinet.

Wygłupiłam się, że z byle draśnięciem przyjechałam do szpitala. Miałam ochotę udusić Ritę i siebie zresztą też, że byłam takim pokornym baranem bez własnego zdania.

– A na przyszłość – powiedział, kiedy już trzymałam dłoń na klamce drzwi wyjściowych – proszę nie pozwalać się tak traktować. Każdy facet, który podnosi rękę na kobietę…

– Do widzenia – powiedziałam i pospiesznie wybiegłam z gabinetu, powstrzymując napływające do oczu łzy.

Nie miałam ochoty na niczyje towarzystwo, a moja przyjaciółka o dziwo to zaakceptowała. Odwiozła mnie pod klatkę i bez słowa odjechała.

Dopiero w domu dostrzegłam, że na moim policzku odbiły się również trzy palce, co oznaczało jedno i właściwie tylko kretyn by się nie zorientował.

Zrobiłam sobie zimny okład, położyłam się na kanapie i sama nie wiedziałam, kiedy zasnęłam. Tom nie wrócił na noc, więc najprawdopodobniej szalał z kolegami na motocyklach lub nie chcąc konfrontacji ze mną, przeniósł się do swojego mieszkania.

Zawsze tak robił, kiedy się pokłóciliśmy. Uciekał przed obowiązkami i konsekwencjami.

W co ja się wpakowałam? Zmarnowałam na tego człowieka pół roku swojego życia, a na koniec dostałam jeszcze po gębie. Cudowne podsumowanie tego chorego związku.

Rozdział 2

Hayden

Ta mała była moim ostatnim pacjentem na dzisiaj. Nie zamierzałem zostać tutaj ani minuty dłużej, ale kiedy chciałem już skierować się do wyjścia, drzwi się otworzyły i stanął w nich sam ordynator. To nie wróżyło niczego dobrego, a moje wolne chwile musiały jeszcze zaczekać, aż go spławię.

– Musimy porozmawiać – oznajmił protekcjonalnym tonem i chrząknął, chowając ręce do kieszeni lekarskiego kitla. Takiego samego, którego ja nigdy nie włożę.

– Następny dyżur zaczynam za dwa dni od szóstej rano. Zapraszam, wtedy możemy plotkować do woli – powiedziałem chłodno, chwyciłem za plecak i złożyłem na ramię.

Wiedziałem, że to nie wystarczy i przełożony będzie drążył dalej.

– Teraz! – warknął, na co tylko westchnąłem. – Są skargi na ciebie.

– No i? – Uniosłem brew, bo to nie była akurat żadna nowość.

Nie byłem lubiany ani przez współpracowników, ani przez pacjentów.

Nie przeszkadzało mi to, bo zwyczajnie nie szukałem w nikim sprzymierzeńca.

– Zacznij nosić odpowiedni strój i odzywaj się nieco milej do ludzi.

– Nie umiem.

– Hayden… – westchnął i ścisnął nasadę nosa, jakby usilnie nad czymś myślał. – Dobrze wiesz, że potrzebujemy lekarzy.

– Idealnie to ująłeś, wy mnie potrzebujecie, nie ja was. Ja nikogo nie potrzebuję, więc bardzo mi przykro, ale w kwestii mojego ubioru, a tym bardziej zachowania nic się nie zmieni. Możecie mnie zwolnić – dodałem i wzruszyłem ramionami. – A teraz wybacz, chciałbym pójść do domu. Czeka tam na mnie upragniona cisza.

– Jesteś dupkiem, ale masz szczęście, że cię lubię. Jesteś świetnym specjalistą i naprawdę przemyśl i postaraj się zmienić swoje zachowanie. Chociaż w minimalnym stopniu bądź milszy. Wiem, że przeżyłeś wiele, ale…

– Moja przeszłość nie ma tu znaczenia. Dlatego bądź uprzejmy nie powoływać się na nią przy każdej tego typu rozmowie – warknąłem, wyminąłem go i bez zbędnej gadki wyszedłem.

Nienawidziłem, kiedy ktokolwiek przywoływał wspomnienia. Nikt nie miał do tego prawa. Tamta część mojego życia była zarezerwowana wyłącznie dla mnie.

Ta mała zapadła mi dzisiaj w pamięć wyjątkowo mocno. Smutne oczy, obity policzek i cięty język. Przez chwilę zrobiło mi się jej nawet żal, ale to szybko minęło, kiedy pomyślałem, że sprowadziła to na siebie na własne życzenie. To nie był wypadek przy pracy. Pozwoliła, by jakiś frajer ją tak potraktował. Nigdy nie jest tak, że ktoś jest idealny, a pewnego dnia mu odbija i postanawia obić gębę swojej ukochanej. To długotrwały proces, na który ofiara zgadza się tygodniami, miesiącami, a nawet latami.

Co mnie to obchodziło? Analizowałem życie obcej kobiety, nie potrafiąc ogarnąć własnego.

Nie byłem superbohaterem, nie miałem potrzeby zbawiania świata, dlatego też szybko wyrzuciłem te brązowe oczy z głowy i skupiłem się na jeździe, by w nic nie przywalić. Ostatnimi czasy znów chodziłem rozkojarzony. Jak zawsze wiązało się to ze zbliżającą się rocznicą, której nigdy w życiu nie chciałem obchodzić.

Byłem na nogach kilkanaście godzin i zwyczajnie miałem już dość. Praca w tym cholernym szpitalu wymagała ode mnie nadludzkich pokładów energii i jeszcze więcej cierpliwości. W zasadzie sam nie wiedziałem, po co to robię, skoro całkiem fajnie żyło mi się z prywatnej praktyki.

Prawda była taka, że wiedziałem doskonale, tylko cały czas starałem się oszukać samego siebie. Liczyłem, że w ten sposób kiedyś uzyskam odkupienie win, że przykładam się do czegoś dobrego, co zagłuszy wyrzuty mojego zgniłego sumienia, które chwilami jeszcze dawało o sobie znać. Wciąż byłem człowiekiem, chociaż moje serce nadawało się już tylko do tłoczenia krwi. Miłości w nim od dawna nie było.

Kochałem być lekarzem. Kiedyś.

Teraz było to dla mnie źródełko dobrej kasy. Nie miałem misji, a ludzi traktowałem jak chodzące bankomaty.

Mieli dawać hajs, za wiele nie rozmawiać i znikać.

Otworzyłem lodówkę i z hukiem ją zamknąłem, bo oprócz piwa nic w niej nie było.

Zapominałem zrobić zakupy i zawsze kończyło się to zamawianiem jedzenia na dowóz.

Tak mniej więcej wyglądało moje życie od długiego czasu.

Żywiłem się śmieciowym jedzeniem, a żeby uniknąć negatywnych skutków, niemalże codziennie ćwiczyłem godzinę na siłowni. Przez to wieczorami zazwyczaj padałem jak zabity.

Kiedy już udało mi się wyszarpać wolną chwilę, tak jak w ten weekend, wsiadałem na motocykl i jeździłem z chłopakami po mieście. To był jedyny normalny akcent mojego życia – gdy spotykałem się ze znajomymi i na moment pozwalałem sobie zapomnieć.

Szarpnąłem jeszcze raz za drzwi lodówki, chwyciłem zimną butelkę i opadłem ciężko na kanapę w salonie. Włączyłem aplikację i zamówiłem obrzydliwie tłustego burgera.

Jeśli miałem na coś umrzeć, to na zawał serca, bo kiedyś zapcham sobie żyły tym tłuszczem. Miałem to gdzieś. I tak nie miałem dla kogo żyć.

Przymknąłem powieki i znów ujrzałem tę drobną, ale jakże charakterną dziewczynę. Znałem ją, chociaż nie mogłem sobie przypomnieć skąd. Spotykałem na swojej drodze tak wielu ludzi, że mogła być po prostu jedną z moich dawnych pacjentek lub kimś, kogo minąłem bezwiednie na ulicy.

Odczytawszy informację, że czas oczekiwania na jedzenie jest znacznie wydłużony – pewnie przez to, że w piątkowy wieczór każdy się rzucił na gotowce – wszedłem pod prysznic, żeby pozbyć się tego specyficznego, szpitalnego smrodu. Ubrania od razu wrzuciłem do pralki.

Oparłem dłonie o płytki, pozwalając, by woda ściekała po moich plecach. Czułem się parszywie, ale to też żadna nowość. Ten stan towarzyszył mi od trzech lat. Trzech cholernie długich, wypełnionych po brzegi smutkiem lat…

Byłem jak mój tatuaż na piersi – pusty.

Moje przemyślenia przerwał dzwonek do drzwi, co skwitowałem westchnięciem.

– Kurwa! – zakląłem pod nosem, bo przecież dostawca miał być znacznie później.

Owinąłem ręcznik wokół bioder i ruszyłem do drzwi. Otworzywszy je, zobaczyłem młodego chłopaka ostentacyjnie żującego gumę.

– Pan Ross? – zapytał niepewnie, mierząc mnie od góry do dołu wzrokiem.

Ściekała ze mnie woda, a moja mina pewnie pozostawiała wiele do życzenia.

– Tak, to ja. Miał pan być później – burknąłem i odebrałem zamówienie.

– Przepraszam, że może pan zjeść wcześniej. Następnym razem specjalnie poczekam pół godziny pod budynkiem, żeby zdążył pan zatęsknić i zgłodnieć – odpyskował, wepchnął mi przesyłkę w dłonie i dumny z siebie obrócił się na piecie i odszedł.

– Smarkacz z niewyparzoną gębą – prychnąłem z rozbawieniem i zaniosłem papierową torbę do kuchni.

Z szafy w sypialni wyjąłem szlafrok i narzuciłem go na siebie.

Wieczór był duszny, męczący, ale i tak wybrałem taras zamiast chłodnego, klimatyzowanego mieszkania. Rozsiadłem się przy stoliku i ugryzłem pierwszy kęs burgera; moje kubki smakowe natychmiast popadły w euforię. Tego mi było trzeba. Ciszy i dobrego żarcia.

Jeśli ktokolwiek twierdził, że pieniądze szczęścia nie dają, był w błędzie. Za kasę można było kupić sobie dobre jedzenie, a to oznaczało szczęście.

Mimo późnej pory rozdzwonił się mój telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer mojego przyjaciela, od którego mogłem odebrać nawet w środku nocy.

To była jedyna osoba w moim życiu, która nie próbowała mnie na siłę zmieniać. Darowała sobie od razu umoralniające gadki. Przemilczała wszystkie moje ataki wściekłości i cierpliwie sprzątała ich skutki. Łącznie z własnym telewizorem, kiedy to na jego ekranie po raz kolejny pojawiły się lokalne wiadomości, pomimo że od tych pamiętnych wydarzeń minęło już kilka miesięcy.

– Jedziesz na nocny rajd? – zapytał przyjaciel, kiedy kończyłem pierwszą butelkę piwa.

Miałem wiele zasad, a jedną z nich było to, że nigdy nie wsiadałem za kółko czy na motocykl pod wpływem alkoholu. Nawet jeśli to było pół butelki piwa.

– Odpadam. Piłem.

– Sam? – Zaśmiał się.

– A co? Chcesz dołączyć?

– Chętnie, lecz jutro muszę jechać w delegację, więc wybacz, ale wiem, jak by się to nasze spotkanie skończyło. Wolę zrobić rundkę wokół miasta i iść grzecznie spać. Zresztą wiesz, jakie są żony, zaganiają tych biednych chłopów do domu… – powiedział i natychmiast zamilkł. – Nie obchodzą mnie cudze żony. Moja jest ideałem – dodałem, zaciskając dłoń w pięść.

– Hayden…

– Tak, wiem. Była żona… – westchnąłem i zamrugałem kilkukrotnie, by odgonić jej obraz sprzed oczu. – Może też idź spać zaraz.

– Jestem dużym chłopcem, poradzę sobie – powiedział, siląc się na żartobliwy ton.

– Nawet duzi chłopcy nie zawsze sobie radzą, bracie – mruknąłem, rozłączyłem się i dopiłem piwo.

Wyjątkowo uwierała mnie dzisiaj ta rozmowa, mimo że ani on, ani ja nie powiedzieliśmy nic złego. Tylko że jak na złość, każdy dzisiaj zapragnął mówić o dawnych czasach, które ja starałem się każdego cholernego dnia zamknąć w szczelnej skrzyni, by raz na zawsze o wszystkim zapomnieć.

Czułem, że gorzkniałem. Mimo iż miałem trzydzieści lat, stawałem się wewnętrznym starcem, któremu wszystko przeszkadzało. Nienawidziłem ludzi, bo tak naprawdę nienawidziłem siebie.

Kiedy tylko mogłem, uciekałem do swojej samotni. Nie użalałem się nad sobą, po prostu miałem dość tak naprawdę wszystkiego. Byłem sam, i to na własne życzenie.

Przestałem wierzyć w miłość, szczęście i inne tego typu bzdury.

Nie dało się kochać prawdziwie dwa razy. Ja swoją szansę już miałem. Przeżyłem najpiękniejsze uczucie, jakiego tylko mogłem zaznać. To i tak więcej niż mieli inni ludzie. Nie mogłem być zachłanny, dlatego odsunąłem się w cień.

Miałem wszystko. Mieszkanie, pracę, dobry samochód i oszczędności na przyszłość.

Do tego jeszcze prawdziwego kumpla, który już nie raz podnosił mnie z kolan.

I tylko czasem bywały dni, że chciałbym się obok kogoś obudzić, wtulić się w miękkie włosy, poczuć ukochany zapach. Chciałbym móc znów bez wstydu spojrzeć w lustro, mówiąc sobie, że zrobiłem wystarczająco dużo. Że więcej nie mogłem…

Otworzyłem drugą butelkę piwa i włączyłem film, żeby zagłuszyć myśli, które dość szumnie buzowały mi w głowie.

Obudziłem się na kanapie, telewizor wciąż grał, a piwo leżało rozlane na dywanie.

– Cholera! – jęknąłem i przetarłem dłońmi zmęczoną twarz.

Zegarek na moim nadgarstku pokazywał czwartą rano, a ja wiedziałem, że sen już nie nadejdzie.

Musiałem coś zrobić ze swoim życiem, bo na własne życzenie pchałem się do trumny.

Posprzątałem, a piwo zamieniłem na kawę i kompletnie nie miałem pojęcia, co zrobić ze sobą przez te dwa dni. Czułem jednak, że czas na zmiany, i to poważne. Tylko jeszcze nie wiedziałem, od czego zacząć.

Rozdział 3

Jasmine

Obudziłam się nie tylko z napuchniętą twarzą, ale również z tak potężnym kacem moralnym, że nie wykopałam tego parszywca od razu, że miałam ochotę rozpędzić się i samą siebie kopnąć w tyłek.

Refleksja naszła mnie po czasie, zbyt późno, a potęga własnej głupoty boleśnie paliła od środka niczym kwas.

Nawet obcy facet wiedział, co się u mnie działo, tylko ja jak jakaś zacięta płyta powtarzałam, że jest okej, chroniąc agresora, i co gorsza, dając mu przyzwolenie na takie zachowanie. A przecież od zawsze twierdziłam, że mnie takie tematy nigdy nie będą dotyczyć, bo sobie na to nie pozwolę.

Moje odbicie w lustrze wyraźnie dawało mi do zrozumienia, że dla Toma nie ma już miejsca w moim życiu. I widocznie takie dziewczyny jak ja musiały naprawdę zdrowo oberwać, żeby spadły im klapki z oczu.

Czasami niestety potrzebny był taki mocny bodziec, bo na co dzień człowiek jakoś przymykał oko, wmawiając sobie, że nie ma ideałów. To prawda, nie było, ale nie oznaczało to, że należy się zgadzać na bylejakość, a takie właśnie było życie z Tomem.

Z trudem zawlekłam się pod prysznic i opłukałam zimną wodą, starając się nie zamoczyć plasterków na twarzy. Pan doktorek buc nawet nie dał mi żadnych na zapas, żebym sama mogła zadbać o ranę.

Właściwie to potraktował mnie jak intruza i tylko na sekundę dostrzegłam w jego wzroku coś na kształt współczucia, ale pewnie wpadła mu do oka rzęsa lub jakiś paproch. Później na nowo jego oczy zaszły kotarą obojętności i chłodu. Dziwny typ, który aż kipiał od tajemnic.

Dlaczego już tak musiało być na świecie, że skoro facet był zabójczo przystojny, to musiało coś z nim być nie tak? Albo psychopata, albo buc, albo kompletny dupek. Ten miał chyba wszystkie te cechy na raz.

Jeśli mi się do jutra nie polepszy, pójdę do niego jeszcze raz i nie wyjdę, dopóki mi nie naprawi twarzy.

Rita od samego rana dobijała się do mnie już chyba z dziesięć razy i napisała z milion wiadomości. A ja nie chciałam z nią gadać. Właściwie to z nikim nie chciałam. Musiałam poukładać ten burdel w głowie, który zrobił mi się od wczoraj.

Włożyłam legginsy i koszulkę, włączyłam ekspres do kawy i otworzyłam terminarz, by odwołać wizyty na najbliższy tydzień. Nie mogłam pokazać się ludziom z twarzą niczym u Frankensteina. Zresztą jakoś nie uśmiechało mi się być obiektem plotek i współczujących spojrzeń ciekawskich ludzi.

Byłam zaskoczona, bo wydawało mi się, że aż tak mocno nie oberwałam, a uszkodzenia miałam jak po jakiejś walce bokserskiej.

Chrzęst zamka w drzwiach dosłownie mnie sparaliżował ze strachu. Skuliłam się na kanapie niczym mały kociak, ale kiedy dotarło do mnie, że to moje mieszkanie i to nie ja powinnam się bać, wstąpiła we mnie jakaś przedziwna odwaga.

Stanęłam pewnie, splatając ramiona na klatce piersiowej i czekałam, aż Tom przyprowadzi tutaj to swoje parszywe dupsko.

Spodziewałam się kpiącego uśmieszku, wrednej miny lub czegokolwiek, co będzie świadczyło o tym, że ten człowiek mną gardzi. Zamiast tego stanął przede mną skruszony i smutny. Trzymając bukiet kwiatów, padł na kolana. Scena wyglądała żałośnie, zwłaszcza że dzień wcześniej nie miał problemu, by mnie skrzywdzić, a teraz sam zgrywał ofiarę.