Ciebie tu nie ma - Natalia Kulpińska - ebook + książka

Ciebie tu nie ma ebook

Natalia Kulpińska

4,2

Opis

Aria Green to niezwykle ambitna siedemnastolatka, która marzy, by dostać się na studia literackie. Jest wychowywana przez surowych rodziców, przez co nie korzysta z rozrywek dostępnych dla ludzi w jej wieku.

 

Trzymana przez całe życie pod kloszem, musi nagle stawić czoła dorosłemu życiu, gdy jej rodzice oznajmiają, że się rozwodzą, ojciec się wyprowadza, a jego miejsce w domu zajmuje obecny partner matki.

 

Aria buntuje się przeciwko nowej rzeczywistości, którą bezdusznie serwują jej rodzice. Nie licząc się z jej zdaniem i uczuciami, rozpoczynają zimną wojnę między sobą, wplątując córkę w sam środek rozszalałego tornada.

 

Wydawać by się mogło, że to właśnie w nowo poznanym chłopaku, Gabrielu Bennetcie, Aria odnajdzie bezpieczną przystań i zrozumienie.

 

Niestety, życie nie jest usłane jedynie różami, ale również cierniami, które do tej pory usuwali z jej drogi rodzice. Teraz pogubiona, porzucona i kompletnie nieprzystosowana do zwalczania przeciwności losu Aria będzie musiała sama stawić wszystkiemu czoła.

 

Poczuje smak pierwszej miłości, pierwszego alkoholu, szczęścia, ale i porażki oraz braku nadziei.

 

Sporo jak na siedemnastolatkę? Pewnie tak, ale tutaj z pomocą przychodzi tajemniczy chłopak ze snów, który pojawia się zawsze, gdy w jej życiu nie dzieje się najlepiej.

 

Zawieszona pomiędzy jawą a snem, będzie musiała wybrać, co tak naprawdę woli i co jest dla niej najlepsze.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 426

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (62 oceny)
40
7
7
5
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Mafffinka

Nie oderwiesz się od lektury

od samego początku duzo się dzieje a ich historia strasznie wciaga ze mega trudno się oderwać od czytania
20
Cami28

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna książka
20
StarzyMiniona

Nie oderwiesz się od lektury

Kocham ❤️❤️❤️
20
APMist

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna opowieść ❤️
20
Joannaswiss

Nie oderwiesz się od lektury

🔥 Recenzja przedpremierowa 🔥 Premiera 24.04.2024 r. Autorka @natalia.kulpinska_autorka Wydawnictwo @waspos #współpracareklamowa Jest to książka dość trudna i bardzo emocjonująca. Wczoraj siadłam rano i do wieczora była przeczytana. Autorka ma bardzo wciągający styl pisania, bardzo hronologiczny, nic tu nie jest przypadkowe, wszystko jest dokładnie przemyślane. Bohaterowie mimo młodego wieku muszą szybko dorosnąć, zmierzyć się nie tylko z własnymi demonami i problemami, ale również ponieść konsekwencje cudzych działań. Miłość, nienawiść, hejt, zemsta, zakazane substancje, przemoc fizyczna i psychiczna - wszystko znajdziemy w tej książce. Aria jest bardzo młoda, dopiero próbuje wskoczyć w dorosłość, choć jest to bardzo trudne, próbuje odnaleźć się w świecie hulejtu, pozorów, znęcania psychicznego. Rodzice wychowują ja twardą ręką, same zakazy i nakazy zero przywilejów. Jej poukładany z pozoru świat zaczyna się kruszyć i rozpadać jak domek z kart, wtedy poznaje Gabriela. Chłop...
10

Popularność




Copyright © by Natalia Kulpińska, 2023Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcie na okładce: AI

Ilustracje wewnątrz książki (owca): OpenClipart-Vectors z Pixabay

Ilustracje wewnątrz książki (wilk): lemeshonok z Pixabay

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

ISBN 978-83-8290-490-1

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

EPILOG

PODZIĘKOWANIA

Dla ludzi o kryształowych sercach i dla tych, którzy pozwolili sobie na bycie nieidealnymi. Błędy są ludzkie.

Prolog

– Nie skacz. – Słyszę za plecami przyjemny, znajomy głos.

Nie odwracam się jednak, bo wiem, że za chwilę usiądzie obok mnie. Zawsze to robi. Ten schemat powtarza się dosłownie za każdym razem.

– Dobrze wiesz, że nigdy tego nie robię. Dlaczego za każdym razem mi to mówisz? – Spoglądam na chłopaka, który bez słowa usadawia się bardzo blisko mnie.

Pachnie jakimś kokosowym szamponem i miętą z żutej gumy. Pewnie dlatego, że to moje ulubione zapachy i sama ich używam.

Siedzimy na wysokim, skalnym klifie, z którego rozpościera się niesamowity widok na nasze miasto. Faktycznie, gdybym teraz skoczyła, zginęłabym od uderzenia o kamienie, których na dole znajduje się niezliczona ilość. Nie wiem natomiast, dlaczego miałabym to robić. Kocham swoje życie, a przychodzę tu tylko dla tego widoku i dla niego. Chociaż słowo „przychodzę” jest mocno na wyrost, bo nie robię tego z własnej woli. Nawet nie wiem, gdzie znajduje się to miejsce, ten klif i kim właściwie jest mój towarzysz.

To tylko piękny sen, a chłopak, niemalże idealny w każdym calu, to wytwór mojej wyobraźni.

Uwielbiam jednak te nasze „spotkania”, nawet jeśli są jedynie obcym bytem utworzonym w mojej szalonej, młodej głowie. Ta odskocznia od nudnej codzienności zawsze dostarcza mi sporo pozytywnej energii na kolejne dni. Czerpię ją zachłannie, bo nigdy nie wiem, kiedy znów się zobaczymy.

– Jeśli kiedyś jednak zechcesz skoczyć, pamiętaj o mnie – mówi i uśmiecha się nieśmiało, a jego oczy mienią się od blasku gwiazd.

Schemat niemalże zawsze powiela się ten sam, ale pory dnia i roku się zmieniają. Wiele zależy też od mojego nastroju.

Wiem, że w prawdziwym życiu nie zwróciłby na mnie uwagi. Jestem zwyczajną, szarą myszką z niezbyt zamożnego domu. Nie wyróżniam się spośród moich rówieśników. Staram się być przezroczysta, a moje nudne życie czyni mnie po prostu nijaką. On za to wygląda niczym książę z bajki.

Ma urocze kręcone, blond włosy, równiutkie zęby i jak na swój młody wiek mocno zarysowaną szczękę, choć tak naprawdę mogę się jedynie domyślać, że mógłby mieć może około osiemnastu lat, co stawia go na pierwszym miejscu w moim rankingu ideałów. Kompletnie nieosiągalnych, muszę zaznaczyć. Jako kujonka chodząca wiecznie z nosem w książkach, ubierająca się w jedyny, słuszny, czarny kolor, znajduję się poza rankingiem dziewczyn, z którymi warto się umówić.

– Obiecuję, pomyślę o tobie. Zawsze o tobie myślę. – Uśmiecham się, bo wiem, że nic więcej nie muszę mówić.

Każda nasza rozmowa wygląda tak samo. Później już tylko siedzimy bez słowa. Ja kładę głowę na jego ramieniu, a on muska delikatnie moją rękę. Rozdziela nas poranek i dźwięk budzika oznajmiającego, że czas iść do szkoły.

O dziwo, te nasze spotkania nigdy mnie nie nudzą. Wręcz czekam na nie z niecierpliwością, bo nie zdarzają się co noc. Dzięki nim nie czuję się tak bardzo samotna i chociaż w wyimaginowanym świecie znajduje się chłopak, który mnie kocha. A przynajmniej tak sobie to wyobrażam.

Ostatnio zauważyłam, że pojawia się w moich snach, gdy mam nieco gorszy dzień. Gdy oceny w szkole nie są takie, jakbym chciała. Gdy pokłócę się z przyjaciółką lub rodzicami, którzy, jeśli chodzi o naukę, są bardzo wymagający, żeby nie powiedzieć: nadgorliwi do granic.

Uczę się najlepiej w szkole, bo jak twierdzą, dobre stopnie otworzą mi drzwi do dostatniego życia. Posłali mnie rok wcześniej do pierwszej klasy, twierdząc, że jestem zdolnym dzieckiem. Stałam się ucieleśnieniem ich niespełnionych ambicji, więc robią wszystko, bym nie podzieliła ich losu i nie utknęła na całe życie przy taśmie w fabryce. Ja wiem, że nie wyniki egzaminów są ważne, tylko ambicja i samozaparcie w dążeniu do ideału, ale z drugiej strony lubię się uczyć. Przychodzi mi to z ogromną łatwością, więc w tym wypadku łączę przyjemne z pożytecznym. Mogliby tylko nieco wyluzować i przyjąć, że czwórki też są dobrymi ocenami.

Niestety, mam wpojone, że poniżej piątki to tak, jakbym nie zaliczyła kompletnie. Bardzo trudne to zadanie sprostać tak wysokim wymaganiom, ale do tej pory jakoś mi się udawało. Okupuję to godzinami spędzonymi nad książkami. Co mam jednak innego robić, gdy oficjalnie mam zakazane wychodzenie na imprezy, do znajomych czy spotykanie się z chłopakami? Dopóki nie pójdę na studia, mam robić wszystko pod dyktando rodziców.

Czasem przez to czuję się jak więzień, którego omija całe życie. Moi znajomi bawią się, korzystają z życia, zakochują się i zrywają. Ja mam tylko książki. Książki i rodziców, którzy chyba zapomnieli, czym jest młodość.

Jeśli akurat nie śnię o idealnym chłopaku, to marzę o nim na jawie i powracam myślami do jego niebieskich oczu, które zawsze patrzą na mnie w ten sam sposób: z miłością, podziwem i troską. On mnie uspokaja i napełnia przedziwną mocą. Wiem, że gdy będzie mi źle, on się zjawi, by mnie pocieszyć, niczym dobry duch.

Jedyne, czego się boję, to tego, że kiedyś zniknie, a ja nie będę wiedziała, jak dalej żyć.

Rozdział 1

ARIA

– Aria! Ziemia do Arii! Nastąpiła inwazja kosmitów, mamy dziesięć minut, by opuścić planetę.

– Słucham? Jacy kosmici, co ty bredzisz? – Otrząsam się z resztek snu na jawie i spoglądam na Vesnę, moją przyjaciółkę, która nie może powstrzymać się od tłumionego śmiechu. Wygląda, jakby miała się zaraz udusić.

– Znowu o nim śniłaś? – Przechyla głowę, wlepiając we mnie błękit swoich oczu.

Moje są podobnej barwy, może nieco bardziej szare, zupełnie jak sprana dusza.

– Tak, tej nocy – odpowiadam i wzdycham przeciągle, bo każda wzmianka o moim chłopaku ze snów powoduje we mnie falę euforii.

Rozglądam się po szkolnym korytarzu, jakbym obawiała się, że ktoś podsłucha mój sekret. Niejedna osoba by mnie pewnie wyśmiała z tego powodu, bo to nieco dziecinne marzyć o chłopaku, który nie istnieje.

– I co? – pyta mnie z takim podnieceniem w głosie, jakbym jej co najmniej powiedziała, że się z nim umówiłam w prawdziwym życiu.

– To, co zawsze. On mi zabrania skakać, choć wcale tego nie planuję, ja go zapewniam, że nigdy tego nie zrobię, a później siedzimy w milczeniu, aż nastaje ranek i muszę wstać z łóżka. – Wzruszam ramionami. – Nuda, jednym słowem, ale lubię ją. – Uśmiecham się nieśmiało.

Kocham przyjaciółkę, chociaż jest moim kompletnym przeciwieństwem. To niebieskooka blondynka, która ubóstwia pastelowe kolory i róż w każdej postaci. W mojej szafie nie znajdzie się innych ubrań jak czarne. Ona preferuje delikatny makijaż, a idealna cera i ciemniejsza oprawa oczu jej to ułatwiają. Ja nie rozstaję się z czarną kredką, którą dość intensywnie podkreślam błękit moich tęczówek. Wydaje mi się, że dzięki temu są bardziej wyraziste.

Ją biorą najczęściej za naiwną idiotkę, a mnie za mrukliwego odludka. Prawda jest jednak taka, że Vesna to najmądrzejsza osoba, jaką znam, a ja zwyczajnie nie ufam ludziom i żeby móc z nimi obcować, muszę się oswoić i zaufać. Może i jestem też nieco nieśmiała. Brakuje mi tej pewności siebie, którą mają niektóre dziewczyny z naszej klasy czy szkoły.

Gdzie miałam nauczyć się przebojowości, skoro jedyny kontakt z ludźmi w moim wieku mam na szkolnym korytarzu podczas przerw?

Nie biorę udziału w życiu, poza tym budynkiem. Wracam potulnie do domu i siadam do lekcji. Jeśli nie mam nic zadane, mama każe mi przerabiać materiał do przodu. Jestem jak ten chomik w kołowrotku. Moje życie kończy się na szklanym akwarium, z którego mogę jedynie podziwiać świat.

Mam dopiero siedemnaście lat, więc uważam, że wszystko przede mną i nie raz mój charakter będzie się kształtował. Obawiam się tylko, że gdy przyjdzie mi się zmierzyć z tym prawdziwym życiem, nie będę potrafiła zrobić choćby jednego kroku.

– Może jakbyś przestała o nim fantazjować, to w końcu przestałby nawiedzać cię w snach. Dla mnie to trochę upiorne. Ja tam wolę facetów z krwi i kości – mówi z lekką pogardą w głosie Vesna, chociaż jeszcze przed chwilą niemalże piszczała, jak o nim mówiłam.

Plotki o facetach. Coś, czego szczerze nie znoszę. Do tej pory żaden nie zawładnął moim sercem na tyle, bym choćby pomyślała o jakimkolwiek związku. Prawdą jest też to, że z ogromną skutecznością zwyczajnie ich do siebie zrażam. Nie chcę, by mi przeszkadzali i mnie rozpraszali, ale też mam zabronione randkowanie. A skoro nie mogę, to po co zawracać sobie głowę?

– Wcale tak dużo o nim nie myślę – oburzam się, modląc się w duchu, by zadzwonił dzwonek, który przerwie ogień pytań mojej wścibskiej przyjaciółki i jednocześnie zaprowadzi nas na znienawidzoną przeze mnie matematykę.

– Tak, akurat – prycha, ale na szczęście coś jej się przypomina i zmienia nieco temat. – Widziałaś już tego nowego chłopaka, który ma przyjść do naszej szkoły od nowego roku?

– On podobno nie jest nowy, tylko na jakiś czas musiał się przenieść do innego miasta. Poza tym, dobrze wiesz, że trzymam się z daleka od tych wszystkich sensacji. Tym bardziej że mnie już tu nie będzie, gdy on się zjawi.

– Podobno to przystojniak. – Szturcha mnie łokciem, na co przewracam oczami.

– No tak, to najważniejsze. – Śmieję się, a kątem oka dostrzegam przyjaciela, który zmierza w nasza stronę.

To moja jedyna deska ratunku, zwłaszcza że nie wie nic o moim chłopaku ze snów.

Trzeba zmienić temat, co jest mi ogromnie na rękę.

– Komu tym razem obrabiacie tyłek? – Dołącza do nas na podłodze i opiera się wygodnie o ścianę. Siada tak blisko, że stykamy się ramionami i czuję ciepło jego ciała.

– Vesna nie może się doczekać, aż zobaczy nowego. – Poruszam wymownie brwiami i oboje z Erykiem wybuchamy śmiechem.

– Zapomnij o nim. Jest trzy lata starszy od nas, więc takie gówniary jak wy nie będą go interesować. – Szturcha mnie, obserwując reakcję dziewczyny.

– To dlaczego ma dołączyć do ostatniego rocznika? – Vesna wstaje, krzyżuje ręce na klatce piersiowej i tupie nerwowo nogą.

– Nie każdy to taki geniusz jak ty. Niektórzy muszą powtarzać klasę – tłumaczę jej, starając się, by w moim głosie nie pojawiła się nutka złośliwości.

– Jest pełnoletni, nie musi się już uczyć. – Przyjaciółka nie odpuszcza.

– Nie musi, ale może chce. Nie wiesz, co go w życiu spotkało. Nie oceniaj kogoś, jeśli nie widziałaś danej osoby na oczy – bronię go, chociaż sama nie wiem właściwie czemu, skoro to kompletnie obojętny mi człowiek.

Trzy lata różnicy? Co się musiało stać, że tak bardzo mu nie poszło?

– Słyszałem, że to straszny dupek i podrywacz. – Eryk świetnie się bawi kosztem naszej koleżanki, która zaraz zacznie puszczać parę uszami.

Niestety, ale wyczuła potencjalną ofiarę w nowym przybyszu, więc już pewnie planuje zarzucić na niego haczyk z przynętą i pomimo skończonej szkoły przychodzić pod nią, by go poderwać.

– Nie przeszkadza mi to. – Vesna wzrusza ramionami. – Zresztą ciekawe, skąd masz takie informacje. Nabijasz się ze mnie?

– Gdzieżbym śmiał.

Dzwonek przerywa tę coraz bardziej męczącą mnie rozmowę, na co ochoczo się podrywam i ustawiam przed drzwiami od klasy. Jak zawsze jestem pierwsza.

Nigdy jeszcze się nie spóźniłam na żadną lekcję, przez co dostałam oczywiście słuszną łatkę kujonki.

Muszę jednak przyznać, że mimo tego wszystkiego, jak wyglądam, jak się ubieram i co niektórzy o mnie mówią, to raczej mnie lubią i zawsze chętnie każdemu pomogę. No dobra, kumpluję się z garstką ludzi, a reszta zwyczajnie ma mnie gdzieś, co czyni mnie raczej średnią kastą w szkole.

Są gwiazdy, królowe, które wygrywają wszystkie konkursy urody i członkowie zespołów futbolowych. Oni z kolei są bożyszczami dziewczyn i pewnymi siebie dupkami. Jest też ta najniższa grupa, której nikt nie lubi, bo są zwyczajnie dziwni. Ja też w wielu oczach taka właśnie jestem, ale chyba nie na tyle, by zepchnąć mnie na najniższy poziom popularności.

Dobrze mi w tym moim nijakim świecie, bo przynajmniej trzymam się z dala od wszelkich afer, kłótni o chłopaków i kolejnych dramatów modowych. Stoję gdzieś z boku jako anonimowy obserwator.

Ostatnia lekcja mija mi zadziwiająco szybko. Wykręcam się od spaceru z Vesną i Erykiem i ruszam do domu. Zawsze muszę zjawiać się o określonej godzinie, a gdy cokolwiek mi wypadnie, mam dzwonić i informować, podając konkretne wymówki. Dzisiaj nie mam ochoty się tłumaczyć, z kim wychodzę i dokąd oraz po co idziemy. Zbliżający się weekend mam ochotę spędzić na czytaniu książki. Planuję też pobiegać, by być najlepszą w nadchodzących zawodach w biegu na pięć kilometrów. Tak, w sporcie też muszę osiągać sukcesy, bo nigdy nic nie wiadomo.

Ze smutkiem odkrywam, że pada deszcz. Głębokie kałuże świadczą o tym, że aktualny stan trwa już dłuższy czas, a ja skupiona na tym, co mówiła nauczycielka, nawet nie spojrzałam za okno. Świetnie. Nie mam parasola, autobus mi właśnie spieprzył sprzed nosa, więc czeka mnie dwukilometrowy spacer do domu.

– Podwieźć cię?

Odwracam się, by spojrzeć na osobę, która to mówi. To Max, kolega z klasy, który dojeżdża do szkoły skuterem.

– Dzięki, ale jakoś słabo to widzę. – Spoglądam na ociekający wodą motorek. – Nic mi już bardziej nie zaszkodzi, więc przejdę się. Nie chcę spaść do pierwszej lepszej kałuży.

– Jak chcesz. – Wzrusza ramionami, nakłada kask na mokre włosy i siada, nie przetarłszy nawet ręką siedziska. – Do poniedziałku. – Odpala swój rydwan i tyle go widzę.

Powód, przez który odmówiłam wspólnej jazdy, jest zupełnie inny. On mi się podoba, ale zbyt wielki tchórz ze mnie, by mu o tym powiedzieć. Chybabym umarła, jakbym miała go obejmować i być tak blisko.

Przemierzam przemoczone chodniki, a woda przemaka już powoli nawet do majtek. Leje jak z cebra i na sekundę nie chce przestać. Jedyne, o czym marzę, to gorąca herbata, koc i książka.

Oczywiście nie powieść obyczajowa, ale na przykład podręcznik od angielskiego.

Zastanawiam się, czy dzisiaj również będę śniła o blond chłopaku. Czy znów będzie to taki sam sen jak zawsze. Może w końcu się coś zmieni?

Rozmyślenia przerywa potężna fala brudnej wody z ulicy, ochlapująca mnie od czubka głowy po stopy.

Teraz już mogę się cała położyć w tej kałuży i nie zrobi mi to różnicy.

– Jak jeździsz, baranie?! – drę się do tyłu czarnego auta, które odjeżdża sobie, jak gdyby nigdy nic.

Nie widzę tablic rejestracyjnych ani jaka to właściwie marka. Jedyna charakterystyczna rzecz to czerwony tylny zderzak, który musiał być założony od innego samochodu, bo reszta jest czarna albo granatowa.

– Palant! – warczę pod nosem i przyspieszam kroku, by jak najszybciej pozbyć się tych mokrych szmat.

Wpadam wściekła do mieszkania. Moja mama miała pierwszą zmianę w pracy, więc zastaję ją już w domu. Ciskam plecak do łazienki i po chwili też tam wchodzę.

– Nikt ci nie mówił, że nie pływa się w ubraniach w basenie? – Zwabiona hałasami staje w drzwiach, a jej oczy wyrażają przejęcie i rozbawienie.

Rzadko zdarza jej się żartować. Raczej zawsze jest poważna i opanowana, co czyni z niej prawdziwą królową lodu, której boją się moi znajomi. Ja trochę też.

– Bardzo śmieszne – prycham. – Jakiś dupek ochlapał mnie wodą z kałuży. Bezczelnie w nią wjechał i nawet się nie zatrzymał, by mnie przeprosić.

Mokre ubrania z plaskiem lądują w brodziku prysznicowym, a ja, będąc w samej bieliźnie, owijam się ręcznikiem.

– Ario Green, wyrażaj się, proszę.

– Przepraszam, ale jestem zdenerwowana.

– Idę ci zrobić herbatę, a ty wskakuj pod ciepłą wodę, bo jeszcze się przeziębisz. Nie możesz opuszczać lekcji, to końcówka roku, więc każda ocena się liczy.

Mama znika za zamykającymi się drzwiami, a ja jedynie głośno wzdycham. No tak, oceny najważniejsze. I tak żadna czwórka czy nawet trójka nie popsułaby mi planów, bo mam same szóstki i piątki, ale dla rodziców to nie wytłumaczenie. Kocham ich i wiem, że chcą dla mnie jak najlepiej, lecz wolałabym być nie tylko ambitnym planem, ale również ich nastoletnią córką, która ma bardziej przyziemne potrzeby jak przyjaźń czy miłość.

Na dyskotekę będę mogła pójść, ale dopiero w wakacje, do których został miesiąc. Staram się nie narzekać, lecz są momenty, gdy jest mi trochę trudno zrozumieć, że niektórych rzeczy nie mogę, bo tak zadecydowali moi rodzice.

Wkładam czysty, pachnący dres, włączam pranie i siadam na kanapie w salonie.

Czekają już na mnie gorąca herbata, ciasteczka i mama, która spogląda na mnie jakoś tak inaczej niż zwykle.

– Dlaczego tak mi się przyglądasz? – pytam z konsternacją w głosie.

– Uznaliśmy z tatą, że potrzeba ci trochę więcej luzu. Przez te wszystkie lata udowodniłaś nam, że możemy ci ufać. Uczysz się ponadprzeciętnie dobrze. Jeśli obiecasz, że nie wpłynie to na twoje oceny, to możesz wychodzić gdzieś na weekendy ze znajomymi.

– Zaskoczyłaś mnie, nie wiem, co powiedzieć. – Upijam pyszną, malinową herbatę, zastanawiając się jednocześnie, czy nie ma tu jakiegoś podstępu. – Jest jeszcze coś, co chcesz mi powiedzieć? Jakiś haczyk?

Nie wierzę w szczere intencje mojej rodzicielki.

– W zasadzie, to tak. – Spuszcza głowę, a ja dostrzegam jej zaciśnięte w pięści dłonie. – Rozwodzimy się z tatą – oznajmia, a ja zaciskam mocniej palce na uchu kubka.

Domyślałam się tego, ale po cichu liczyłam, że nigdy do tego nie dojdzie i być może jakoś się dogadają.

– Jak sobie to dalej wyobrażacie? Gdzie będę mieszkać? – pytam, nie kryjąc pretensji.

– Wybór teoretycznie należy do ciebie, chociaż wolałabym, żebyś została tutaj. Musisz jednak wiedzieć, że niedługo wprowadzi się do nas mój przyjaciel.

– Słucham? Masz romans?! – unoszę głos, chociaż nigdy nie krzyczałam na rodziców.

Ta informacja jest niczym kubeł zimnej wody wylany na głowę.

– Tak wyszło. Nie muszę ci się tłumaczyć – stwierdza sucho, a ja nie poznaję własnej matki.

Czyli jej dobry humor to były jedynie pozory. Próba udobruchania mnie, bym w pewien sposób łatwiej przyswoiła tę trudną informację.

– Masz rację, nie musisz – mruczę wściekle pod nosem, a w oczach stają mi łzy. – Gdzie tata?

– Wyprowadził się do hotelu Cambria, w północnej części Phoenix.

– Dlaczego uciekł bez rozmowy ze mną? – Mierzę mamę surowym spojrzeniem i już wszystko wiem. – Nie zniósł tego, że jego miejsce ma zająć ktoś inny? Wściekł się i…

– Tata też kogoś ma – przerywa mi. – Graliśmy przed tobą, żebyś jakoś bezproblemowo dociągnęła do końca roku. Masz już wybrane studia, więc na czas wakacji możesz wybrać, z którym z nas chcesz mieszkać. Później i tak pójdziesz do akademika. Jakoś to będzie.

– Mówisz tak, jakbym nagle stała się problemem, którego oboje chcecie się pozbyć. – Głos mi się łamie.

– Źle to odbierasz. Po prostu nie możemy już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Dorosłaś na tyle, że możesz decydować sama o sobie. Niczego ci nie będziemy narzucać.

– Nagle masz mnie za dorosłą? – wybucham i wstając, potrącam kubek z niedopitą herbatą, który z hukiem ląduje na podłodze, rozbryzgując zawartość dookoła. – Jeszcze do dzisiaj traktowaliście mnie nieco inaczej. Podczas gdy moi rówieśnicy mogli robić, co chcieli, spotykać się, z kim chcieli, i chodzić tam, gdzie chcieli, ja musiałam spowiadać się ze wszystkiego i ślęczeć w tych przeklętych książkach! – krzyczę, zalewając się łzami.

– Nie podnoś na mnie głosu!

Sprzeciw mojej matki na nic się zdaje, bo zwyczajnie w jednej chwili traci w moich oczach cały autorytet i nie mam już ochoty więcej się dostosowywać.

Coś we mnie pęka, zatruwając goryczą cały mój organizm, a najbardziej serce.

– Wychodzę!

Chwytam telefon, klucze i pikowany bezrękawnik. Wkładam buty sportowe i z potężnym hukiem zamykam za sobą drzwi. Jestem głucha na sprzeciwy i nawoływania.

Mam dość.

Wybieram numer do taty, a gdy tylko odbiera, nie czekając na jakiekolwiek słowo z jego strony, gniewnie wyrzucam:

– Jak mogliście mi to zrobić?!

Nie mam pretensji o to, że się rozwodzą, tylko o to, w jaki sposób rozegrali to ze mną. Tak nie postępują rodzice. Zachowali się jak jakieś samolubne bachory.

– Przykro mi. Nie wiedzieliśmy, jak mamy ci o tym powiedzieć. – W przeciwieństwie do matki ojcu jest naprawdę przykro. Słychać to po jego głosie, który z każdym słowem łamie się coraz bardziej.

– Gdybyście nie traktowali mnie jak głupiego dzieciaka i rozmawiali ze mną, to nie byłoby problemu z niczym. Ja naprawdę czuję się już całkiem dorosła i wiele rozumiem – łkam. – Mam, do cholery, prawie osiemnaście lat, a nie pięć.

Idę przed siebie, nie zastanawiając się właściwie, dokąd zmierzam. Deszcz na szczęście przestał padać i nawet wyszło niemrawe słońce.

– Masz rację, nie doceniliśmy cię – wzdycha. – Gdzie jesteś?

– Idę przed siebie – odpowiadam, rozglądając się dookoła.

Odeszłam już spory kawałek od swojego osiedla. Nie mam celu, po prostu idę, jakbym chciała wyprzedzić własne myśli i uciec od kłopotów.

– Uważaj na siebie, Ari. – Tata zawsze mówi do mnie tym czułym zdrobnieniem, które w tym momencie nokautuje mnie znienacka, wywołując wodospad łez i ścisk w brzuchu.

– Muszę kończyć – wyrzucam pośpiesznie, rozłączam się i skrywam twarz w dłoniach.

Nie mogę uwierzyć, że w jedno popołudnie rozpadł się cały mój bezpieczny świat. Być może nie idealny, ale mój, znajomy, przewidywalny, a przede wszystkim spokojny. Nie potrafię znaleźć sobie miejsca. W mojej głowie panuje kompletny chaos. Ruszam przed siebie, błądząc ulicami Phoenix. Chciałabym się zgubić, by już nikt nigdy mnie nie znalazł, bym nawet ja sama siebie nie znalazła.

Łzy przesłaniają mi obraz i gdy na chwilę zamykam oczy, by pozbyć się pieczenia wywołanego rozmazanym tuszem, wpadam na kogoś z impetem, wywracając nas oboje.

– Zwariowałaś? Chcesz zabić kogoś albo siebie? – Głos ma spokojny, bez nuty wściekłości. Przyjemny dla ucha.

Po chwili dociera do mnie zapach i są to najpiękniejsze męskie perfumy, jakie tylko można sobie wymarzyć.

– Przepraszam. – Siadam na chodniku, starając się wytrzeć czarne plamy, które rozlokowały się wokół moich oczu. Na pewno wyglądam już jak miś panda.

– Kogo trzeba stłuc? – pyta, ale nie rozumiem, o co mu chodzi.

– Słucham? – Pierwszy raz spoglądam na mojego rozmówcę i właściwie nie wiem, co mam powiedzieć.

– No, kto był na tyle bezczelny, by doprowadzić cię do płaczu?

Kuca przede mną ciemnowłosy chłopak o takich samych niebieskich oczach jak moje. Dodatkowo ma wytatuowaną niewielką różę pod prawym okiem. Jego pełne usta układają się w delikatny, zadziorny uśmieszek. Ubrany tak jak ja, cały na czarno, ale w bardziej punkowym stylu. Jego dłonie pokrywają przeróżne tatuaże. Nieokrzesana grzywa opada mu lekko na oczy. Jest uroczy, ale sprawia również wrażenie krnąbrnego buntownika. Nigdy wcześniej nie spotkałam takiego chłopaka.

– Wstawaj. – Nie czekając na moją odpowiedź, podaje mi ręce i mnie podciąga. – Hej, nie ma takiego bagna, z którego nie da się wyjść. – Chwyta moją brodę palcem wskazującym i kciukiem, zmuszając, bym na niego spojrzała.

Boże, jaki on piękny.

– Moi rodzice się rozwodzą – odpowiadam beznamiętnie.

– I dlatego ryczysz? – Śmieje się, czym doprowadza mnie do furii.

– Tak, dlatego ryczę, a tobie nic do tego! – rzucam ochrypłym głosem i odwracam się, by odejść.

– Zaczekaj. – Chwyta mnie za nadgarstek, uniemożliwiając ucieczkę.

Nie mam ochoty na przebywanie z kimkolwiek. W dodatku on jest taki idealny, a ja pewnie wyglądam jak chodzące nieszczęście.

– Zostaw mnie. Nie znam cię. – Spoglądam to na niego, to na swoją rękę, która aktualnie popadła w niewolę jego silnego uścisku. Moje blade przedramię marnie się komponuje z jego opalonym i wytatuowanym. – Nie wiesz, że tusz blaknie od nadmiaru słońca? – Kiwam głową, wskazując czarne malunki na skórze.

– Tobie za to przydałoby się lekko ściemnieć. Trzymali cię w piwnicy, że masz taką bladą cerę? – Znów raczy mnie tym swoim zadziornym uśmieszkiem. – Laleczko z porcelany.

– Odwal się! – Szarpię ręką, którą udaje mi się w końcu oswobodzić. Już mam ruszać, gdy słyszę:

– Przepraszam, żartowałem tylko, ale widzę, że nie jesteś w nastroju.

– Słabe masz zatem poczucie humoru – odpowiadam i mimo że nie chcę i nie mam dokąd, odchodzę.

– Jak masz na imię? – Nie odpuszcza i idzie za mną.

– Uwziąłeś się? – Odwracam się z takim impetem, że wpada na mnie, a nasze twarze znajdują się bardzo blisko siebie.

Czuję miętowy zapach gumy wymieszany z tytoniem. Nie lubię, gdy chłopak pali, ale w jego przypadku nic mi do tego.

– Jestem Gabriel.

– W takim razie nie do zobaczenia, Gabrielu – mówię i tym razem zwyczajnie zaczynam biec, by nie próbował mnie już dogonić.

Dość jak na jeden dzień.

Odwracam się dopiero po dłuższej chwili, z ulgą odkrywając, że nie ma go za mną. Musiał uznać mnie za niezłą wariatkę, ale chyba średnio powinnam się tym przejmować. Tylko te jego oczy i uśmiech… Takie idealne. Piękne.

Wracam do domu, zamykam się w swoim pokoju i nie wychodzę już stamtąd aż do rana. Mama mi nie przeszkadza, bo jej to na rękę, że nie zawracam jej głowy, a telefon profilaktycznie wyłączam.

– Nie skacz!

Tak, znowu śnię.

– Dobrze wiesz, że tego nie zrobię – odpowiadam jak zawsze.

Tylko że tym razem, nie jest tak jak zawsze.

– Kiedyś zechcesz skoczyć, a ja się boję, że nie uda mi się ciebie powstrzymać. – Siada obok, wyciągając do mnie rękę.

– Dlaczego nagle stałeś się inny?

– Co masz na myśli?

– Nie wiem – mówię. – W tonie twojego głosu słychać coś nowego. Zniecierpliwienie? Złość?

– To ty się zmieniłaś – odpowiada ze spokojem, patrząc gdzieś w dal przed siebie, jakby nie chciał spojrzeć mi w oczy i przyznać racji.

– Nieprawda. Wciąż jestem taka sama – protestuję.

– Czyżby? Nie wydarzyło się nic znaczącego dzisiaj? – Spogląda na mnie z rozbawieniem.

– Jeśli myślisz, że rozwód rodziców pchnie mnie w stronę samobójstwa, to się mylisz. – Chwytam jego dłoń, a nasze palce się splatają. Nie chcę również z nim się kłócić.

Później wszystko jest już jak dawniej. On nic więcej nie mówi, a ja wtulam się w niego, odnajdując w końcu spokój. Znów nie zawiódł i zjawił się, gdy najbardziej go potrzebowałam. Te sny mają dla mnie ogromne znaczenie, bo pozwalają się wyciszyć i zdystansować. Poranki zawsze później są łatwiejsze, a nowy dzień nie zdaje się stwarzać aż tak wielkiego wyzwania.

– Kim jest Gabriel? – pyta nagle mój senny przyjaciel, przerywając idealną ciszę, lecz nie potrafię odpowiedzieć mu na to pytanie.

Budzik wyrywa mnie ze snu, a ja pierwszy raz budzę się przerażona i cała zlana potem.

– Gabriel – szepczę pod nosem jego imię i głęboko wciągam powietrze. – Kim jest Gabriel?

Rozdział 2

ARIA

– Widziałam go!

Zbyt rozentuzjazmowany krzyk Vesny wybrzmiewa z mojego telefonu. Siedzę na szerokim parapecie okna w moim pokoju, spoglądając w dół na ulicę. To moje ulubione miejsce.

– Kogo? – pytam, ale tak naprawdę nie potrzebuję znać odpowiedzi.

Po wczorajszych sensacjach nic nie jest w stanie mnie zainteresować.

– No, tego nowego.

Przetwarzam tę informację dłuższą chwilę, ale wciąż nie wiem, o kim ona, do cholery, mówi.

– Przystojniaczek – mruczy zalotnie.

– A możesz trochę jaśniej mówić? Nie mam ochoty na zgadywanki – burczę, chociaż Vesna niczemu nie zawiniła. Obrywa rykoszetem, bo aktualnie nienawidzę całego świata.

– Wstałaś lewą nogą czy twój senny chłopak nie przyszedł w nocy? – prycha urażona.

– Przepraszam. Miałam naprawdę słabe popołudnie i jeszcze gorszą noc, ale nie chcę o tym mówić. Opowiadaj o nim.

Dopiero teraz dociera do mnie, że chodzi jej o tego nowego ucznia, który ma zjawić się w naszej szkole.

– Spotkałam go w klubie wczoraj wieczorem.

Wiedziałam, że gdy tylko dam jej zielone światło do paplania, zrobi to natychmiast.

Obie mamy nieco inne priorytety, dzięki czemu tak świetnie się uzupełniamy.

– Naprawdę ma dwadzieścia lat i jest chyba najpiękniejszym stworzeniem na świecie. Zakochałam się na zabój. Tańczyliśmy nawet i dał mi swój numer telefonu – piszczy, a mnie mimowolnie udziela się jej dobry nastrój i uśmiecham się do swojego odbicia w szybie.

– Jeśli masz ochotę, to spotykamy się dzisiaj w jakimś jego ulubionym miejscu. Będzie jeszcze kilku znajomych, Eryk – wylicza, ale moje milczenie jest na tyle wymowne, że Vesna w chwilę wyciąga wnioski, które wyjątkowo mnie irytują, choć są samą prawdą. A przynajmniej do tej pory zawsze tak było. – Zapomniałam, rodzice cię nie puszczą. Poniosło mnie.

– Chętnie przyjdę – odpowiadam bez namysłu, by utrzeć jej nosa.

– O! – Jest zaskoczona, ale było to silniejsze ode mnie. Przynajmniej wyrwę się z domu. – To jakaś nowość.

– Od wczoraj bardzo dużo rzeczy się zmieniło – odpowiadam ze smutkiem.

– Chcesz pogadać? – Szybko wyłapuje mój nastrój. Zna mnie jak nikt inny. Kolegujemy się od pierwszej klasy szkoły podstawowej.

– Nie w tej chwili i nie przez telefon. Muszę najpierw sobie to wszystko jakoś poukładać w głowie – tłumaczę pobieżnie, przygryzając z nerwów opuszkę kciuka.

– Wiesz, że kocham cię całym sercem i zawsze możesz na mnie liczyć? – Jej słowa miażdżą mi serce, ale chyba ich potrzebowałam.

– Wiem, i ja kocham ciebie – odpowiadam łamiącym się głosem. – Jest do dupy, tyle ci powiem.

– Jeśli jakiś kretyn śmiał złamać ci serce, to znajdę go i wrzucę do basenu z piraniami – odgraża się, co znów poprawia mi humor i wybucham śmiechem.

– Jesteś niemożliwa, ale to nie przez chłopaka. Zresztą, pierwsza byś wiedziała, że kogoś poznałam, a tym bardziej że złamał mi serce. Myślę jednak, że prędzej własna matka by mnie zatłukła za spotykanie się z facetami. Widzimy się wieczorem?

– Tak. Wyślę ci później adres i godzinę.

– W kontakcie.

Rozłączam się, biorę głęboki oddech i wychodzę z pokoju. Marzę o kawie i świętym spokoju – o ile to pierwsze mogę osiągnąć w pięć minut, o tyle to drugie niestety nie będzie mi dane.

W kuchni siedzi mama i jakiś obcy mężczyzna, w którym ostatecznie rozpoznaję jej ginekologa. Widziałam go kiedyś, gdy czekałam na nią w poczekalni, podczas gdy ona rzekomo się badała. Teraz już wiem, jak dogłębne były to badania. Na tę myśl chce mi się wymiotować. Przystaję, patrząc tępo na ten niecodzienny obrazek.

Dodatkowo, skoro siedzi tutaj tak rano, musiał spędzić w naszym mieszkaniu noc. Frustracja wzbiera we mnie podwójnie, bo nie podoba mi się, że nikt w tym domu nie pyta mnie o zdanie i nie dba o moje uczucia.

– Dzień dobry, Ario.

Mężczyzna wstaje i wyciąga do mnie rękę, którą ignoruję, i bez słowa kieruję się do ekspresu do kawy. Wiem, to niegrzeczne, ale mam już dosyć bycia posłusznym dzieckiem, które robi i mówi tylko to, co wypada.

– Aria! Jak ty się zachowujesz? Nie poznaję cię! – Matka prostuje się, wlepiając we mnie gniewne spojrzenie. – Co się z tobą dzieje?

– Przepraszam, mamo, że nie przywitałam się z twoim kochankiem – odpowiadam zgryźliwie, patrząc na nią z pogardą.

Boli mnie to, co aktualnie się dzieje. Nie radzę sobie z tą sytuacją, bo nikt nie raczył mnie na nią przygotować.

– Dzień dobry – zwracam się do zdezorientowanego mężczyzny.

– Nie jestem twoim wrogiem i kocham twoją mamę – mówi, a we mnie krew zaczyna wrzeć.

– Darujcie sobie te ckliwe wyznania rodem z melodramatu. Chcę zrobić sobie kawę bez zbędnych pogaduszek i zaraz wychodzę. Będziecie mieli całe mieszkanie dla siebie – prycham. – Nie udawajmy, że wszystko jest w najlepszym porządku, a my stanowimy kochającą się rodzinkę. Jak widać, daleko nam do ideału.

– Aria! – grzmi gniewnie matka, stając po stronie kochanka, czym ostatecznie łamie mi serce.

– Czego się spodziewałaś? – pytam, a w gardle zbiera mi się gula żalu i rozpaczy. – Nie wspomnieliście z tatą ani słowem, że planujecie się rozstać. A dzień po jego wyprowadzce zastaję w naszej kuchni twojego lekarza. Nie sądzisz, że mam prawo czuć się zdezorientowana? Zburzyliście cały mój bezpieczny świat, który sami wybudowaliście, i każesz mi się nagle dostosować do tego nowego. To chyba tak nie działa. Nie licz na to, że przejdę do porządku dziennego nad nową rzeczywistością. Ja się na nią nie pisałam. Nie zgadzam się! Rozumiesz?

– Masz już praktycznie osiemnaście lat. Powinnaś rozumieć, że ludzie się czasami nie dogadują i rozstają. – Ton głosu mamy nieco łagodnieje.

– Oczywiście, że rozumiem. Mam jednak wrażenie, że to właśnie ani ty, ani tata nie rozumiecie, że milcząc tyle czasu, wyrządziliście mi krzywdę. Skoro twierdzisz, że jestem dorosła, dlaczego nie rozmawialiście ze mną w taki sposób? Zrozumiałabym. Tymczasem tata ucieka bez słowa, ty nagle dajesz mi wolność, jakbyś chciała tym samym zagłuszyć własne sumienie, a już na kolejny dzień przyprowadzasz swojego gacha do domu – wypowiadam wszystko niemalże na jednym wdechu. Mój głos jest wzburzony i tylko wściekłość powstrzymuje mnie przed tym, żebym się nie rozpadła. – To nie ja tu zachowuję się jak nieodpowiedzialna gówniara. Bijecie mnie w tym na głowę. I to ja was nie poznaję.

Moje słowa wprawiają tę dwójkę w konsternację i powodują, że zapada niezręczna cisza, którą wykorzystuję, by uciec do swojego pokoju. Nie mam ochoty z nimi przesiadywać.

Nie mam żalu, że kogoś sobie znalazła, ale że wprowadza go w nasze życie tak brutalnie. Ja nie odbyłam jeszcze żałoby po naszym wspólnym życiu, które choć dalekie od ideału, to jednak jedyne mi znane i na swój sposób – bezpieczne.

Dopijam kawę i zamykam się w łazience na godzinę.

Biorę prysznic, maluję się i jestem gotowa do wyjścia, choć sama nie wiem dokąd. Pójdę przed siebie. Na pewno tutaj nie zostanę. Nie zamierzam spędzać czasu z tym obcym człowiekiem i udawać, że wszystko w porządku. Nieprawda, nie jest i będę to manifestować najdobitniej, jak się da.

Wkładam dżinsy, buty sportowe i bluzkę na ramiączkach. Wszystko w tym samym kolorze. Czarnym.

– Dokąd idziesz? – Głos matki zatrzymuje mnie w przedpokoju.

– Spotkać się z przyjaciółmi – kłamię.

– O której wrócisz?

– Nie wiem.

– Bądź odpowiedzialna i nie zrób żadnego głupstwa.

– I kto to mówi? – rzucam i wychodzę.

Wiem, że ranię ją tymi słowami, i nie jest mi z tego powodu ani trochę dobrze. Nie potrafię jednak wyhamować mojej złości. Gdyby to tata był przy mnie, pewnie obrywałoby mu się tak samo, a może i mocniej.

Chowam ręce w płytkie kieszenie moich spodni i ruszam przed siebie. Nie mam pojęcia, dokąd chcę iść i co począć ze sobą do momentu spotkania z Vesną. Zegarek pokazuje dopiero dwunastą, a jak znam życie, to nikt nie zbierze się wcześniej jak o siódmej po południu.

Nie wzięłam ze sobą pieniędzy. Mam tylko telefon. Gdy zachce mi się pić, nawet nie będę mogła nic kupić. Rodzice nie założyli mi konta w banku, tak jak to robią inni. Nie zapłacę za nic telefonem czy kartą. Mam tylko gotówkę, którą dostaję w formie kieszonkowego. Stwierdzili, że nie potrafiłabym być na tyle samodzielna i rozsądna, by odpowiednio dysponować zawartością konta.

Nie odeszłam wprawdzie daleko od domu, ale wizja zastania matki migdalącej się z tym obleśnym gościem napawa mnie takim obrzydzeniem, że nie mam ochoty ryzykować tego widoku. Wolę głodować i umierać z pragnienia.

Po godzinnym spacerze zaczynam odczuwać lekkie znudzenie.

Wiem też, że czeka mnie jeszcze droga powrotna. O to jednak będę martwić się później.

Gdy przechodzę obok jednego z pustostanów, do moich uszu dolatuje cichy dźwięk gitary. Ta część miasta jest spokojna, z dala od centrum i gwaru jeżdżących aut. Ktoś gra piosenkę zespołu Metallica Nothing Else Matters, którą uwielbiam.

Odkąd pamiętam, tata włączał mi muzykę swoich młodzieńczych lat, a ja zakochałam się bez pamięci w tych brzmieniach. Kocham rock, heavy metal, rock and roll, ale nie pogardzę również rapem i zwykłą popową muzyką. Nie zamykam się na jeden gatunek, bo dzięki temu jest ciekawiej i bardziej kolorowo. Pomimo mojego stroju na co dzień, moja dusza jest naprawdę barwna.

Nie wiem dlaczego, ale wchodzę do tego opuszczonego budynku. W środku pachnie stęchlizną, a każdą ścianę pokrywa graffiti. Nie czuję się tu ani trochę bezpiecznie i w każdej chwili mogę natrafić na jakiegoś bezdomnego lub ćpuna. Dźwięki muzyki jednak mnie hipnotyzują i niczym za syrenim śpiewem podążam ku swemu zniszczeniu.

Skradam się najciszej, jak tylko potrafię, rozglądając się co chwilę wokół siebie.

Okazuje się, że budynek ma trzy piętra, ale dźwięk dobiega z dachu, na który prowadzi stara, zardzewiała drabina.

Chwytam ją pewnie po obu stronach i zaczynam się wspinać. Delikatnie wysuwam głowę ponad strop, a jasne promienie słońca na chwilę zabierają mi obraz, oślepiając nieprzyjemnie.

Na dachu – płaskim na tyle, że można bezpiecznie po nim chodzić – siedzi chłopak. Obrócony tyłem do mnie, nie ma szans mnie zobaczyć. Nie wygląda na bezdomnego alkoholika. Ubrany w modne ubrania, tego samego koloru co moje. Jego ręce pokrywają tatuaże i mam wrażenie, że skądś znam tę osobę.

Dłuższą chwilę wsłuchuję się w jego piękny głos, który uspokaja.

Nagle chłopak przestaje grać i obraca się w moją stronę. Jest już za późno, by uciec niezauważoną. W jego twarzy rozpoznaję Gabriela.

– Cholera – mruczę pod nosem, zastygając niczym przestraszone zwierzę liczące, że drapieżnik go nie dostrzeże.

– Czy to nie czasem beksa z wczoraj?

Podrywa się i rusza w moim kierunku. Nie ma sensu, bym teraz uciekała.

Wychodzę na górę i po chwili staję z nim twarzą w twarz, otrzepując ręce od brudnej drabiny.

– Tak, to ty. Jak mnie tu znalazłaś? Myślałem, że tylko ja wiem o tym miejscu.

– Usłyszałam, jak grasz. – Wzruszam ramionami. – Chciałam sprawdzić, co to za bezdomny tak pięknie gra. – Uśmiecham się łobuzersko. Zaskakuje mnie moja wewnętrzna radość na jego widok.

– Jak chcesz, mogę coś jeszcze zagrać. – Wyciąga do mnie rękę, którą mimowolnie chwytam i daję się zaprowadzić w miejsce, na którym wcześniej siedział.

– Dlaczego właściwie grasz tutaj? – Siadam i dopiero teraz dostrzegam, że rozpościera się stąd całkiem ładny widok na część miasta.

– Nikt mi nie przeszkadza. – Spogląda na mnie i wybucha śmiechem. – No, prawie nikt.

– Mogę sobie pójść. Jestem dobra w omijaniu miejsc, w których mnie nie chcą – odpowiadam i głęboko wzdycham.

– Zostań.

Jedno słowo, a wlewa we mnie tyle radości.

Gabriel chwyta gitarę i zaczyna grać Perfect Eda Sheerana. Zamykam oczy i w myślach nucę sobie słowa tej piosenki. Ta chwila, taka dziwna, że aż trudno w nią uwierzyć. Zastanawiam się, czy dobór repertuaru to przypadek, czy ma jednak jakieś znaczenie lub podtekst.

I found the love for me

Darling, just dive right in, follow my lead

I found the girl, beautiful and sweet

Oh, I never knew you were

The someone waiting for me

We were just kids when we fell in love

Not knowing what it was

I will not give you up this time

But, darling, just kiss me slow,

Your heart is all I own

And in your eyes, you’re holding mine.

Siedzę z obcym chłopakiem na dachu jakiegoś opuszczonego budynku i w ogóle nie czuję ani strachu, ani zawstydzenia. Jest mi dobrze. Tak jakbym odnalazła swoje miejsce na ziemi i bratnią duszę. Mam ochotę tu wracać i wsłuchiwać się w dźwięki strun, które jak żaden inny instrument poruszają moje serce. Patrzę niczym zahipnotyzowana, jak jego palce sprawnie muskają struny, wydobywając z nich magię.

– Potrafisz grać na gitarze?

Głos Gabriela wyrywa mnie z zamyślenia i dopiero po chwili orientuję się, że muzyka ucichła, a on intensywnie się we mnie wpatruje.

– Niestety nie – odpowiadam ze smutkiem.

– Chcesz, żebym cię nauczył?

Zaskakuje mnie tym pytaniem.

– Dlaczego?

– Co dlaczego?

– No, dlaczego chcesz mnie uczyć? Nie znasz mnie, widzieliśmy się raptem przez kilka minut.

– Nie wiem. – Wzrusza ramionami i wyciąga z kieszeni papierosa, którego odpala. – Czy to istotne?

– Chyba nie – odpowiadam z rozbawieniem.

Dobrze się przy nim czuję i nie mam na myśli tego, że na niego lecę.

Po prostu wytwarza wokół siebie jakąś przedziwną aurę, którą mnie przyciąga.

– Chcesz zapalić?

– Nie. Nigdy nie paliłam i raczej nie zamierzam.

– Jeszcze mi powiedz, że alkoholu też nie piłaś?

– Nie piłam – odpowiadam zgodnie z prawdą.

– Jeśli wyznasz teraz, że jesteś dziewicą, to już kompletnie nie uwierzę.

Nie odpowiadam na to pytanie, ale moje wypieki na policzkach raczej zdradzają prawdę. Nie przywykłam do mówienia o tych tematach, i to z obcymi. Jedyna osoba, z którą potrafię rozmawiać o seksie, to Vesna, która zaliczyła go już całkiem sporo.

– Naprawdę? Nigdy z nikim? – Wypuszcza dym z ust i uśmiecha się szeroko, pokazując te swoje piękne, równe zęby.

– Możemy o tym nie rozmawiać?

Peszy mnie, a dodatkowo zaczynam się obawiać o swoje bezpieczeństwo. Mógłby przecież zrobić ze mną teraz wszystko. W jego wyglądzie jest coś niebezpiecznego, ale w spojrzeniu samo dobro.

– Powiesz mi, dlaczego wczoraj płakałaś? Naprawdę przez rozwód rodziców? – Opiera przedramiona na kolanach i nie patrząc na mnie, zadaje to pytanie.

– Nie tyle przez ich rozwód, ile przez to, że nie raczyli mi o nim powiedzieć. – Spuszczam głowę i zaczynam się bawić nitkami w moich podartych dżinsach. – Wczoraj, gdy wróciłam ze szkoły, mama oznajmiła, że ojciec się wyprowadził. Dzisiaj rano, gdy wstałam, ona już siedziała ze swoim kochankiem w kuchni. Rozumiesz? Dwadzieścia cztery godziny temu jeszcze myślałam, że mam pełną, w miarę normalną rodzinę, a okazuje się, że to była jedna wielka ściema. Potraktowali mnie jak pięciolatkę, nie informując o niczym. Jak ty byś się poczuł?

– Pewnie tak samo źle jak ty. Ja mam to szczęście, że moi rodzice kochają się jak wariaci i aż miło się patrzy na tę ich miłość, jakby wciąż mieli naście lat. – Uśmiecha się na to stwierdzenie. – Musisz się jakoś dostosować. Innego wyjścia nie masz.

– Na szczęście wraz z początkiem roku akademickiego wyprowadzam się do akademika. Planuję iść na moje wymarzone studia literackie i raczej jest pewnym, że się dostanę. Odetnę się od tych wszystkich dramatów. Myślę, że dobrze mi to zrobi. Poznam nowych ludzi, może nawet znajdę miłość – dodaję cicho.

– Nasi rodzice nie zawsze stają na wysokości zadania, prawda? – Spogląda na mnie i słowo daję, że w jego oczach odbija się całe bezkresne niebo.

Ten chłopak ma wygląd pewnego siebie dupka, ale według mnie wcale taki nie jest. Nie wiem, dlaczego wpadłam akurat na niego i jakim cudem los skierował mnie znów wprost do niego, ale nie mam ochoty stąd iść. Jakby związała nas niewidzialna nić, która na pozór delikatna, trzyma mnie przy nim, nie chcąc się zerwać.

Rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Nie wypytujemy o szczegóły naszego życia. Omawiamy przeróżne tematy od muzyki po to, że ja nienawidzę świeżych pomidorów i już na sam ich widok jest mi niedobrze, a on nie potrafi gotować. Żartujemy, przekomarzamy się i z minuty na minutę stajemy się coraz bardziej sobie bliżsi.

– Przepraszam, ale będę musiał zaraz iść. Umówiłem się ze znajomymi.

Widzę, że wcale nie chce tego robić, ale wstaje.

– Daj mi swój telefon, wpiszę numer do siebie.

– A kto ci powiedział, że go chcę? – droczę się z nim. Oczywiście, że chcę.

– Może ci się kiedyś przydać, a jak nie, to go usuniesz. – Wzrusza ramionami i odgania grzywkę, która notorycznie spada mu na oczy. To takie urocze.

Wyciągam z tylnej kieszeni spodni telefon i mu podaję. Szybko i sprawnie wpisuje coś na nim.

Blokuje i mi oddaje.

– Jeśli ci to nie przeszkadza, to ja jeszcze tu chwilę zostanę. – Spoglądam na niego z dołu, podziwiając mocno zarysowaną szczękę i zawadiacki uśmiech. To łobuz, ale czuję, że ma szczere i dobre serce.

– Nie wykupiłem jeszcze tego dachu na wyłączność. – Śmieje się. – Nie siedź jednak do zmroku. Nocami to może być niezbyt przyjemne miejsce dla takiej ślicznotki jak ty. – Mruga okiem i rusza w kierunku drabinki. Nagle jednak przystaje. – Nie powiedziałaś mi w końcu, jak masz na imię.

– Aria. Mam na imię Aria. – Uśmiecham się, a on jedynie odwzajemnia uśmiech i znika.

Siedzę jeszcze chwilę w ciszy, nie kryjąc rozczarowania, że zostałam sama, aż dostaję wiadomość od Vesny z adresem, pod który mam się stawić. Nawigacja w telefonie pokazuje, że piechotą zajmie mi to pół godziny. Czas się zatem zbierać.

To było zdecydowanie jedno z najbardziej magicznych popołudni, jakie kiedykolwiek spędziłam.

Rozdział 3

ARIA

Nie mam ochoty wracać do domu ani iść na to spotkanie, gdzie wszyscy poza mną będą się dobrze bawić. Piszę wiadomość do Vesny, że jednak rodzice mnie nie puścili, co nie będzie podlegało jakiejkolwiek dyskusji. Jeślibym wykręciła się bólem brzucha czy kiepskim samopoczuciem, to tak długo by marudziła, aż musiałabym przyjść. Zdanie moich rodziców jest jednak święte i niepodważalne, a moi znajomi wiedzą o tym doskonale.

Przez mamę i tatę stałam się lekkim odludkiem, bo gdy inni bawili się na domówkach czy w klubach, pokazując sfałszowane legitymacje, ja siedziałam w książkach i wiecznie się uczyłam. Może gdybym mogła wyjść chociaż raz na miesiąc…

Teraz czuję się jak dzikie zwierzę wypuszczone z klatki, które nagle ma się odnaleźć na wolności. Nie znam ciekawych miejsc. Zresztą moje kieszonkowe raczej nie pozwoliłoby mi w takowych bywać.

Myśli pochłaniają mnie tak bardzo, że nawet nie wiem, kiedy nastaje zmierzch. W moje serce wlewa się niepokój i przypominają mi się słowa Gabriela, który kategorycznie zakazał mi tu przebywać samej po zmroku.

Wstaję pospiesznie i ruszam do wyjścia. Zatrzymuje mnie czyjś śmiech i zapach dymu. Być może bezdomni właśnie wrócili ze swoich miejskich tułaczek i szykują się do snu. Ewidentnie jest ich tam kilku i dobrze się bawią.

Wychylam się delikatnie i spoglądam w dół.

Dostrzegam pięciu mężczyzn w średnim wieku. Są pijani, brudni i bardzo głośni. Biesiadują, jakby byli na świetnym biwaku, a nie w obrzydliwym, opuszczonym budynku. Jedzą jakieś resztki, piją tanie wino i coraz mocniej bełkoczą.

Nie ma mowy, żebym przeszła obok nich niezauważona. Mam trzy możliwości. Poczekam, aż zasną, ale nie mam zielonego pojęcia, kiedy to będzie, a jestem już okropnie głodna i chce mi się siku. Przebiegnę obok nich, licząc na to, że nie interesuje ich młoda, zgrabna dziewczyna. Albo zadzwonię do Gabriela, bo innego zejścia z tego cholernego dachu nie ma.

Ostatnia opcja wydaje mi się najbardziej rozsądna, więc rozpoczynam poszukiwania jego numeru, ale pod literą „G” go nie odnajduję. Przewijam nerwowo listę na sam początek, zastanawiając się, czy w ogóle wpisał mi ten numer, i z rozbawieniem odkrywam, że zapisał siebie jako „Archanioł Gabriel”. Chichoczę cicho pod nosem i naciskam zieloną słuchawkę. Nie wiem, kiedy to zrobił, ale gdy tylko rozpoczyna się nawiązywanie połączenia, pokazuje mi się jego zdjęcie z głupią miną i wytkniętym językiem.

– Słucham? – rzuca ozięble.

Mieszam się i chwilę milczę, bo w zasadzie nie wiem, co miałabym mu powiedzieć.

– To ja – odpowiadam cicho, by mnie nie usłyszeli ci mężczyźni na dole, ale również dlatego, że postawa Gabriela mnie zaskakuje.

Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że tylko ja mam jego numer. On mojego sobie nie zapisał.

– Jaka ja? – burczy.

– Aria – szepczę.

– Aria? Poczekaj chwilę, strasznie tu głośno.

Słyszę stłumione śmiechy, jakąś muzykę. No tak, mówił, że idzie spotkać się ze znajomymi.

– Stęskniłaś się już za mną?

– Mam problem – mówię, a poziom mojego zażenowania właśnie wybija poza skalę.

Jestem zmuszona odciągać go od znajomych po to, by pomógł mi wydostać się z sytuacji, w którą sama się wpakowałam. Oczywiście nawet nie mam pewności, czy w ogóle zechce mi pomóc.

– Mów – rozkazuje.

– Bo ja cię nie posłuchałam i zostałam na tym dachu nieco dłużej – peszę się własną głupotą – i teraz kogoś słyszę. Jakichś mężczyzn.

– Zrobili ci coś? – unosi głos. Słyszę przejęcie i złość.

– Nie wiedzą, że tu jestem. Boję się, Gabriel – łkam.

– Nie ruszaj się stamtąd! – Rozłącza się, a ja wpadam w panikę.

Rozglądam się dookoła, dostrzegając kilka metalowych kominów, za którymi postanawiam się schować. Kulę się, podciągając kolana pod brodę. Zaczyna robić się chłodno. Nie wiem, co ja miałam w głowie, siedząc tutaj tak długo… Czuję się jak skończona kretynka i jeśli Gabriel zbagatelizuje moje słowa, czeka mnie noc na dachu.

Spoglądam na miasto, które całe rozświetlone od ulicznych latarni jest jeszcze piękniejsze niż w dzień. O dziwo, moja mama nie napisała do mnie żadnej wiadomości, jakby nagle przestała się interesować moim losem. Nie mam ustalonej godziny powrotu do domu. Czuję się przez nią opuszczona. Przez tatę to już nawet nie wspominam, bo on uciekł niczym najgorszy tchórz, zamiast spotkać się ze mną i wszystko rzeczowo wytłumaczyć.

Zawiedli mnie najważniejsi dla mnie ludzie, obarczając nową sytuacją, której nie potrafię ułożyć w głowie. Nie przygotowali mnie na takie rzeczy. Nie jestem odporna na cierpienie, nagłe zwroty akcji, życie bez jakiegokolwiek planu. Trzymali mnie pod kloszem, który stłukli wprost nad moją głową, raniąc mnie do krwi. Nie chcę się tak czuć i być aktualnie piątym kołem u wozu. W dodatku jeszcze ten kochanek matki, który bezceremonialnie wprowadził się do naszego mieszkania, podczas gdy spałam.

Czy można jeszcze bardziej zburzyć poczucie bezpieczeństwa własnego dziecka? Co będzie kolejnym razem, gdy się obudzę? Może matka dla urozmaicenia przyprowadzi sobie kochankę?

Natłok myśli przerywają mi zbliżające się w szybkim tempie kroki.

Zaciskam kurczowo powieki i zwijam się w jeszcze większy kłębek, próbując magicznie zniknąć.

– Jesteś.

Pełen ulgi głos Gabriela sprawia, że zrywam się na równe nogi i bez ostrzeżenia rzucam mu się w ramiona.

– Choćby dla tego powitania było warto tu wrócić. – Śmieje się i odsuwa mnie na odległość swoich ramion, by móc się przyjrzeć. – Co ty sobie myślałaś, naiwna istotko, zostając tutaj tak długo? – Karci mnie spojrzeniem, a ja wiem, że zasłużyłam.

– Przepraszam, że odciągnęłam cię od znajomych – zanoszę się od płaczu. – W tym momencie tylko ty mi przyszedłeś do głowy.

– Walić znajomych, spotkam się z nimi innym razem – odpowiada. – Chodź, zabieram cię stąd. Odwiozę cię do domu.

– Nie, proszę, tylko nie tam. – Spoglądam na niego mokrymi od łez oczami i domyślam się, że znów cały mój makijaż popłynął razem z nimi, ale nie dbam teraz o to.

– Okej, pojedziemy w jakieś ciepłe, bezpieczne miejsce i sobie porozmawiamy, dobrze?

Kiwam głową i daję się prowadzić za rękę niczym mała dziewczynka.

Schodzimy po drabince, wzbudzając zainteresowanie tubylców, którzy ochoczo pogwizdują, rzucając jakieś obrzydliwe komentarze.

– Taka perełka się tam czaiła? Szkoda, że nie wiedzieliśmy o tym – mówi jeden z nich.

Staram się nie patrzeć w ich stronę.

– Może zostaniecie z nami? – odzywa się drugi.

Zaciskam mocniej swoją dłoń na dłoni Gabriela, a on, czując to, przyciąga mnie do siebie i obejmuje ramieniem.

– Nie słuchaj ich – szepcze gdzieś nade mną, bo jestem od niego co najmniej o głowę niższa. – Za chwilę będziesz bezpieczna – dodaje pewnie.

Wychodzimy na wyludniony chodnik, a ja drugi raz wtulam się w mojego wybawcę. Jego dłonie czule głaszczą mnie po plecach. Tkwimy tak bez ruchu dłuższą chwilę i chyba oboje nie chcemy zagłuszać tej ciszy. Pierwszy odrywa się Gabriel, z dezaprobatą kręcąc głową.

– Musisz być cholernie głodna, co? Spędziłaś tam tyle czasu, że ja do tej pory w to nie wierzę. Chodź. – Znów wyciąga do mnie rękę, którą pokornie chwytam.

Odkrywam, że strasznie mi się to podoba.

– Nie mam przy sobie pieniędzy – odpowiadam z zakłopotaniem.

Jestem dzisiaj jednym, wielkim problemem.

– Nie martw się o to. Na co masz ochotę?

– Zjem cokolwiek. Może być nawet McDonald. Frytki wystarczą.

– Mam lepszy pomysł. – Szczerzy się, prezentując ten swój cudownie łobuzerski uśmiech, i rusza w kierunku całodobowego sklepu.

Pakuje do koszyka jakieś słodkie rogaliki, gotowe kanapki z szynką i jajkiem, sok pomarańczowy i winogrona.

– Dokąd idziemy? – pytam, gdy ruszamy znów chodnikiem w nieznanym mi kierunku.

Chłód nocy liże mnie po nagich ramionach i mimowolnie się kulę.

– Zimno ci? – pyta z niesłychaną troską w głosie.

– Troszeczkę – odpowiadam zawstydzona.

– Trzymaj. – Zdejmuje czarną, skórzaną kurtkę, którą zarzuca mi na ramiona, a sam zostaje w bluzie.

– Dziękuję.

Otula mnie ciepło i jego cudowny zapach.

– Twoim zadaniem będzie mocno się trzymać. Zakupy schowamy do plecaka, który założysz na plecy. Muszę czuć, że jesteś blisko.

Nie bardzo rozumiem, co ma na myśli, dopóki nie dostrzegam zaparkowanego motocykla tuż przy wejściu do pustostanu.

– Tym jeździsz? – Pokazuję palcem czarną maszynę wyglądającą mi na taką, która potrafi naprawdę szybko się przemieszczać.

– Tak – odpowiada, a w międzyczasie chowa nasze sklepowe łupy do plecaka. – Musisz go założyć, bo w przeciwnym razie nie będziesz miała jak się do mnie przytulić.

– Dlaczego niby mam to robić?

Fakt, rzuciłam mu się dwukrotnie w ramiona, ale to było w przypływie emocji. Nie znamy się na tyle, bym od razu się do niego przymilała.

– Żeby nie spaść, głuptasie. Jedziemy do mnie – zarządza, wsiada na siodełko i podaje mi rękę, bym bezpiecznie zajęła miejsce za nim. – Postaw sobie nogę na wydechu, a drugą przerzuć przez siedzenie. Obejmij mnie rękoma w pasie i trzymaj mocno. Nie chciałbym cię zgubić gdzieś po drodze.

– Nigdy nie jechałam motocyklem. Nie mam kasku. To bezpieczne?

– Musisz mi zaufać. Chyba że chcesz zostać z sympatycznymi panami żulami. – Parska śmiechem, a ja czym prędzej wtulam się w jego plecy i zamykam oczy.

– Jedź już – mówię, modląc się, by nic złego nam się nie stało.

Gabriel jedzie jednak spokojnie, co pozwala mi już po chwili nieco się wyluzować.

Po dziesięciu minutach zajeżdżamy pod nowe osiedle, na którym znajdują się piękne bloki z imitacji czerwonej cegły, betonu i gdzieniegdzie gładkiej bieli. Dużo tu zieleni, ławeczek i niewielkich alejek.

– Tutaj mieszkasz? – Zsiadam z motocykla, a mój towarzysz do mnie dołącza.

– Tak.

– Z rodzicami?

– Sam.

– Wynajmujesz?

– Nie.

– Jakim cudem kogoś tak młodego jak ty stać na mieszkanie w jakiejkolwiek dzielnicy Phoenix? – dziwię się, bo wiem, że ceny nieruchomości są naprawdę wysokie.

– A ty co? Dochodzenie robisz? Zamierzasz mnie zgłosić jako przestępcę podatkowego? – żartuje.

– Nie. Po prostu ja żyję w starej kamienicy, bo moich rodziców przez całe życie nie było stać na kupno czegoś innego. Pochodzę z dość biednej rodziny.

– Moi staruszkowie za to mają hajsu jak lodu i szastają nim na prawo i lewo. Uważają, że mieszkania to najlepsza inwestycja, więc kupili ich kilka i jedno otrzymałem ja.

Kierujemy się w stronę jednego z bloków. Okolica wywiera na mnie ogromne wrażenie i chciałabym tu zostać już na zawsze. Nie wracać na moje zatęchłe podwórko.

– Rozgość się, a ja przygotuję nam kolację. – Wpuszcza mnie pierwszą do niewielkiego wnętrza urządzonego w przyjemny, nowoczesny sposób.

W środku jest przytulnie, ale bardzo męsko. Nie ma za wielu rzeczy, jedynie te najpotrzebniejsze jak kanapa, stolik i telewizor.

– Muszę skorzystać z toalety. – Czuję, że mój pęcherz zaraz eksploduje.

– Śmiało. – Otwiera drzwi i włącza mi światło.

Załatwiam swoje potrzeby i dopiero gdy myję ręce, spoglądam w lustro. Odkrywam z przerażeniem, że wyglądam strasznie. Nie da się tego już niczym naprawić, więc wodą z mydłem zmywam dokładnie cały makijaż, zastanawiając się, co ja właściwie wyprawiam. Właśnie znalazłam się w mieszkaniu obcego chłopaka, którego kompletnie nie znam. Nie wiem, czy mam daleko do domu i jak do niego wrócę.

Wychodzę po cichutku z łazienki, zastając Gabriela przy blacie kuchennym. Krząta się, szykując dla nas prawdziwą ucztę. Podchodzę nieco bliżej.

– Wiesz, że wystarczyłyby te frytki z Maca? – zagaduję.

– Usiądź sobie, zaraz przyniosę kolację. Na kanapie uszykowałem dla ciebie moją bluzę. Będzie za duża, ale przynajmniej nie zmarzniesz.

Nie udaję, że mi ciepło, i pospiesznie wciągam na siebie pachnącą płynem do płukania bluzę. Siadam po turecku na wygodnej kanapie, rozglądając się jednocześnie dookoła. Okazuje się, że mieszkanie składa się z dwóch pokoi. Niewielkiego salonu z aneksem kuchennym i sypialni, która ukryta jest za przesuwanymi, drewnianymi drzwiami.

– Ładnie tu – mówię z nieskrywanym zachwytem, gdy Gabriel zjawia się już przy mnie z całą tacą jedzenia i dwoma kieliszkami białego wina, na które spoglądam z przerażeniem. – I bardzo przytulnie – dodaję, nie spuszczając wzroku z alkoholu.

– Coś nie tak? Przyniosłem jakieś jedzenie, którego nie lubisz? – Siada obok mnie, zachowując jednak dystans, za co jestem wdzięczna.

Źle bym się czuła, gdyby osaczył mnie teraz, będąc całkowicie na swoim terenie.

– Ja… – mieszam się, ale stawiam na szczerość – mówiłam ci, że nigdy nie piłam alkoholu.

– Oszaleję z tobą, dziewczyno. – Wybucha śmiechem. – Żyłaś do tej pory w jakimś klasztorze? Myślałem, że żartujesz.

– Na to wygląda. – Uśmiecham się i łakomie spoglądam na pyszności, które podał.

– Jedz, bo zaraz oślinisz mi całą sofę.

Rzucam w niego poduszką i chwytam kanapkę, którą lekko podpiekł na grillu elektrycznym. Wszystko smakuje dobrze, a obecność Gabriela sprawia, że nerwy z całego dnia opadają.

– Pierwszy raz spotykam kogoś takiego jak ty – stwierdza chłopak, zaczesując przy tym swoją niesforną grzywę.

– Czyli? – pytam z ciekawością, sięgając po kieliszek z trunkiem.

Wącham i upijam łyk, odkrywając, że jest całkiem smaczny.

– Słodka, zagubiona, lekko nieporadna i wiecznie zdziwiona wszystkim dookoła. Słodziak. Mimo że twoja postawa i wygląd świadczą o czymś zupełnie innym.

– To, jaka jestem, w dużej mierze jest zasługą moich rodziców, którzy wychowywali mnie dość surowo, zaganiając do nauki i zabraniając jednocześnie życia takiego, jakie mają normalne nastolatki. – Spuszczam głowę, kręcąc zawartością kieliszka. – Konsekwencją tego są najlepsze oceny ze wszystkich z całej szkoły i brak jakichkolwiek przygód i szaleństw. Tak, masz rację, do tej pory żyłam jak zakonnica w klasztorze – wzdycham.

– Co się zatem zmieniło, że znalazłaś się ze mną na tym dachu? – dopytuje się z nieskrywaną ciekawością. – A teraz w moim mieszkaniu?

– Już ci mówiłam, rodzice się rozwodzą.

– A ty co, uciekłaś z domu?

– Nie, choć to kusząca wizja. – Śmieję się smutno. – Wyobraź sobie, że nie raczyli mnie o niczym poinformować. Nie przygotowali mnie na ten cały armagedon, jaki mi wczoraj zaserwowali. Matka oznajmiła, że ojciec się wyprowadził i że się rozstają raz na zawsze. Gdy dzisiaj rano wstałam i weszłam do kuchni, zastałam tam kochanka mamy, który najwyraźniej właśnie postanowił zająć miejsce mojego taty.

– Wow! Nieźle. Wcale się nie dziwię, że czujesz się rozbita.

– Rozbita? Ja kompletnie się rozsypałam. Nie wiem, kim jestem, gdzie teraz znajduje się mój dom i co wydarzy się jutro. Moją bezpieczną przystań właśnie rozwalił sztorm i kompletnie nie mam pojęcia, jak to wszystko odbudować.

Znów po policzku spływa mi łza i wpada wprost do kieliszka, który trzymam na kolanach. Gabriel nie potrzebuje nic więcej, by znaleźć się tuż przy mnie, oplatając mnie swoim wytatuowanym ramieniem. Bez namysłu wtulam się w niego, kolejny raz odnajdując ukojenie.

– Mała, zagubiona owieczko – mówi, opierając brodę o moją głowę. – Co ja mam teraz z tobą zrobić? Wparowałaś w moje życie niczym taran, nie pytając o pozwolenie.

– Przepraszam – szepczę. – Zaraz zamówię sobie taksówkę i zniknę.

– Nie znikaj. Moja mała owieczko. Skoro już cię odnalazłem, to jesteś moja. Nie oddam cię nikomu.

Odstawia mój kieliszek z winem na stolik, bym mogła się jeszcze mocniej w niego wtulić.

Nie wiem, czy to wyznanie uczuć, czy chce mnie jedynie pocieszyć, ale działa. Znów czuję się bezpieczna.

Na tyle bezpieczna, że nawet nie wiem, kiedy zasypiam otulona spokojnym rytmem jego serca. Tak, jestem naiwna, bo mógłby zrobić ze mną wszystko. Mógłby, ale jedyne, co uczynił, to sprawił, że znów poczułam się potrzebna. Nawet jeśli miałoby to trwać jedynie do świtu.

Rozdział 4

ARIA

– Kim jest, Gabriel? – Słyszę za plecami i tym razem obracam się zdziwiona pytaniem.

– Już się nie boisz, że skoczę? – pytam, gdy chłopak siada obok mnie na skale.

– A skoczysz? – Spogląda tymi zadziwiająco niebieskimi oczami, z których nie mogę nic wyczytać. Są nieprzeniknione i trudne do rozgryzienia.

– Wiesz, że nie. Nie musisz się martwić. – Opieram głowę o jego ramię, myśląc, że to tradycyjnie koniec naszej rozmowy.

Nigdy nie toczymy zawziętych dyskusji. Coś się jednak zmieniło.

– Odpowiesz na moje pytanie? – Jego głos brzmi spokojnie.

Nigdy się nie denerwuje, nie zdradza zachwytu czy troski. Wypowiedzi są zawsze w jednym tonie, z którego nie można wyczytać żadnych emocji.

– Nie wiem, kim jest Gabriel – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Znam go dopiero drugi dzień, choć to na wyrost powiedziane. Zamieniliśmy raptem kilka słów.

– Pozwoliłaś mu wtargnąć do swojego serca. Stał się dla ciebie ważny – stwierdza stanowczo.

– Czyżbyś był zazdrosny? – Podnoszę głowę i wpatruję się w jego profil.