STALKER - Jolanta Bartoś - ebook + książka

STALKER ebook

Bartoś Jolanta

4,0

12 osób interesuje się tą książką

Opis

Wydanie powieści stało się dla niej spełnieniem marzeń. Była debiutującą autorką, która znała już smak życia i ludzkiej zawiści. Wiedziała, czym jest stalking, z którym spotkała się kilka lat wcześniej. Miała nadzieję, że prześladowca sprzed lat, który zniszczył jej życie, już o niej zapomniał. Bardzo szybko się jednak przekonała, że jest inaczej. Koszmar powrócił i to z jeszcze większą siłą. Historia oparta na fktach.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 233

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © by W. L. Białe Pióro

Copyright © by Jolanta Bartoś

Projekt okładki: Izabela Surdykowska-Jurek

Skład i łamanie: WLBP

Korekta: Maja Szkolniak

Redaktor prowadzący: Agnieszka Kazała

Wydawnictwo Literackie Białe Pióro

www.wydawnictwobialepioro.pl

Wydanie: II, Warszawa 2023

Patroni:

Krotoszyn Nasze Miasto

Życie Krotoszyna

Czyt-Nik – blog

Z fascynacją o książkach – blog

Diabeł Poleca – blog

Czytam dla przyjemności – blog

Daj się złapać książce – blog

ISBN: 978-83-66945-66-1

Na podstawie autentycznych wydarzeń.

W powieści zawarte są autentyczne maile, SMS-y i posty zamieszczane na portalach społecznościowych. Z uwagi na ich charakter chciałam, żeby były przytoczone dosłownie, stąd zawierać mogą błędy językowe.

Autorka

Pragnę podziękować wszystkim osobom, które mnie wspierały podczas tych trudnych dla mnie dni. Moim fanom, którzy nie zwątpili i nie odwrócili się ode mnie. Jesteście dla mnie najlepszymi przyjaciółmi, jakich spotkałam w życiu.

Szczególne podziękowania należą się mężczyźnie, który nigdy we mnie nie zwątpił i dzięki któremu umiałam podjąć walkę z prześladowcą. Dariusz Bokszczanin, dziękuję, że pojawiłeś się w moim życiu, że każdego dnia dajesz mi siłę i miłość. Dziękuję, że umiałeś rozwiązać zagadkę, choć do końca nie wiem, w jaki sposób.

Dziękuję też mojemu Wydawcy, Agnieszce Kazale, która zawsze mnie wspierała i była zmuszona wysłuchiwać moich żalów przez telefon. Dziękuję, że od mojej pierwszej powieści umiesz dodawać mi sił, motywować i okazać serce, gdy tego potrzebuję.

Takich ludzi jak Wy człowiek nie spotyka na swojej drodze codziennie, ale jeśli się pojawią, może być pewny, że spotkał przyjaciół, na których będzie mógł zawsze liczyć, do końca życia.

@

Maj 2017

Pół roku temu założyłam konto na Facebooku. Dotąd jakoś nie było mi potrzebne do szczęścia. Nie musiałam się przejmować lajkami, polubieniami i komentarzami. Moje życie upływało spokojnie i tak by pewnie zostało, ale miałam marzenie…

Marzenie, które musiało dorosnąć, nabrać odwagi, by chcieć zaistnieć i trwać. Marzenie, które nie miało początku i nie miało końca, bo każde napisane słowo było jego spełnieniem. Marzenie, które chciało żyć… ale to nie zawsze oznacza niegasnące szczęście. Moje trwało zbyt krótko i zostało zniszczone jednym wpisem na Facebooku.

W listopadzie ubiegłego roku ukazała się moja debiutancka powieść Niepokorna. To było spełnienie moich marzeń. Odkąd pamiętam, zawsze chciałam pisać, a chcieć to znaczy móc. Tylko zawsze pozostaje niepewność, czy jest to na tyle dobre, żeby ktoś inny chciał przeczytać. To uczucie towarzyszyć mi będzie przy każdej powieści.

Właściwie każdą wolną chwilę spędzałam nad korektą kolejnej powieści, która miała się ukazać w moje urodziny. Jednocześnie nie mogłam zapominać o promocji pierwszej książki, choć Facebooka bałam się jak ognia. Jakbym czuła pod skórą czające się gdzieś w pobliżu niebezpieczeństwo, które w każdej chwili mogło uderzyć.

Już raz przez coś podobnego przechodziłam i wyniszczyło mnie to psychicznie do tego stopnia, że przestałam ufać ludziom. Świat wirtualny jest zagrożeniem, którego boję się każdego dnia. Każdy post, który zamieszczam na stronie autorskiej, musi być przemyślany i wyważony.

Być może popadam w paranoję, ale wydarzenia sprzed siedmiu lat wciąż głęboko tkwią w mojej pamięci i nie umiem się ich tak po prostu pozbyć, a to sprawia, że nie potrafię zaufać nikomu, kto siedzi po drugiej stronie monitora…

@

Od kilku dni cały kraj żyje śmiercią dwudziestosiedmioletniej Polki, która zmarła w Egipcie w dość podejrzanych okolicznościach. Dziewczyna wyjechała na wakacje sama, do państwa, w którym kobieta jest mniej warta niż pies, a jednocześnie tamtejsi mężczyźni bardzo szczególnymi względami obdarzają kobiety, których poglądy nie przeszkadzają w swobodnych kontaktach seksualnych z przygodnie poznanymi osobami. Niemal błyskawicznie przez moją głowę przeleciał film Uprowadzona.

Jolanta Bartoś – strona autorska

11 maja 2017

Historia wciąż aktualna...

Moją powieść napisałam 5 lat temu. Cierpliwie czekała, aż odważę się ją wydać. Historia, która wcale nie straciła na aktualności.

W mediach przewija się temat młodej Polki, która zmarła w Egipcie w dość zagadkowych okolicznościach. Temat i komentarze wzbudzają bardzo dużo emocji i niepewności co do losu dziewczyny.

Młoda, samotna, ładna i w obcym kulturowo, nieprzyjaznym kobietom kraju, jest przede wszystkim łatwą zdobyczą.

Niestety handel żywym towarem wciąż przynosi największy zysk na czarnym rynku.

Historia mojej bohaterki to nie tylko opowieść o jej losach. Anna zostaje wplątana w porwania i uprowadzenia młodych dziewcząt. A gdy opłaca swoją kartą bilet lotniczy, na który wyjeżdża z kraju jedna z zaginionych, staje się nieświadomie wspólniczką porywaczy...

Zapraszam do lektury, która być może wyczuli i uświadomi temat wciąż aktualny.

Nie spodziewałam się ataku, tym bardziej, że komentarze pod postem były bardzo przyjazne. Ale uderzenie było i to bardzo mocne. Wyświetliło się na mojej stronie w rubryce – posty gości.

Anita Kowalska

12 maja 2017

Szanowna pani Jolanto. Pani post dotyczący śmierci Magdaleny Żuk jest ohydną próbą wykorzystania śmierci tej dziewczyny w celach marketingowych. Czy zastanowiła się pani chociaż przez chwilę, co czuje matka tej biednej dziewczyny? Co sobie może pomyśleć, widząc pani post, który ma na celu sprzedaż pani wątpliwej jakości dzieła? Jak czułaby się pani, gdyby podobny los spotkał Żanetę B. A może życie i śmierć Mateusza B. też ktoś zechce w tak obrzydliwy sposób wykorzystać. Pani czyn jest oburzający i godny potępienia. Nie liczy się pani z uczuciami innych osób, lecz po trupach dąży do celu. Życzę przemyślenia swojego postępowania.

@

O mój Boże! Cały świat się zatrzymał. Serce waliło tak mocno, ciśnienie w skroniach niemal rozsadzało mi głowę. Musiałam przeczytać jeszcze raz. Czy tam, w tym poście, zawarta była groźba śmierci dla moich dzieci? Czy osoba, która to napisała, znała mnie tak dobrze? Znała imiona moich dzieci?

Ręce mi drżały tak, że nie umiałam nad sobą zapanować. To jakiś koszmar, w który los ponownie mnie wciągał niczym wir, próbując wyssać wszelkie poczucie bezpieczeństwa. Miałam ochotę rzucić czymś w monitor, byle tylko nie patrzeć na ten paszkwil.

Podskoczyłam na dźwięk komórki. Najmniej chciałam teraz z kimkolwiek rozmawiać. Zwłaszcza że nie wiedziałam, czy będę umiała wypowiedzieć choć jedno słowo.

– Dareczku… – odebrałam, wypowiadając jego imię głosem, który zdradzał przepełniający mnie ból.

– Jolu, co się stało? – zaniepokoił się.

Musiałam kilkakrotnie odetchnąć, żeby uspokoić nerwy i móc wypowiedzieć, choć kilka wyrazów, które i tak stawały w gardle niczym knebel niepozwalający mówić.

– Ktoś przysłał do mnie wiadomość i ta osoba grozi moim dzieciom – wydukałam.

– Zaraz, po kolei. Co się stało?

– Jakaś baba napisała na mojej stronie, krytykując mnie, że zależy mi tylko na sprzedaży książki, a powinnam wziąć pod uwagę fakt, że któreś z moich dzieci mogło stracić życie… – próbowałam chaotycznie wyjaśnić swoje zdenerwowanie.

– Jolu, może to tylko jakiś głupi żart. Hejtu jest pełno w internecie.

– To nie jest żart. – Byłam o tym święcie przekonana. – To napisał ktoś, kto mnie zna. Podejrzewam nawet, że to ta sama osoba, która prześladowała mnie w 2010 roku. Już raz przez to przeszłam i teraz wszystko się powtarza…

@

Ten post usunęłam błyskawicznie, robiąc najpierw screena. Zablokowałam rzekomą Anitę Kowalską. Pusty profil, na którym nie ma żadnej historii, znajomych, nic. I ta gonitwa myśli, dlaczego znowu ktoś mi to robi? Bo byłam niemal pewna, że jest to ta sama osoba, co siedem lat temu i że wkrótce będę mogła spodziewać się kolejnego ataku.

A wtedy ten ból odczuję dużo mocniej.

Nie mogłam się doczekać wizyty Darka, a jednocześnie bałam się jej. Nigdy nie opowiadałam mu o tych wydarzeniach. Wspomniałam tylko, że brak mojego konta na Facebooku jest celowy. Nie miałam się zamiaru narażać na atak. Ale wydałam Niepokorną i tuż po premierze odebrałam telefon od mojego wydawcy, z sugesitą, że powinnam założyć konto, bo tylko tam mogę najlepiej się promować. Z pewnymi oporami, ale to zrobiłam, każdego dnia spodziewając się hejtu. Byłam pewna, że nastąpi.

Darek ze spokojem przeczytał post i wysłuchał moich pobieżnych tłumaczeń. Nie chciałam mówić o tych prześladowaniach.

– Moim zdaniem powinnaś to zgłosić na policji – stwierdził po namyśle. – Powiedz, że boisz się, bo ta osoba już raz cię skrzywdziła, a teraz grozi również twojej rodzinie.

– Jestem niemal pewna, że nie przyjmą takiego zgłoszenia.

– Muszą, skoro czujesz się zagrożona.

– Stwierdzą, że to jednostkowy wybryk i nie podchodzi pod nękanie. – Czułam, że głos mi się łamie, doskonale wiedziałam, jak policja zareagowała w 2010 roku. Wtedy dyżurny stwierdził, że przynajmniej mam jakichś wielbicieli, powinnam się cieszyć. Nieważne, że maile, które dostawałam, były obrzydliwie ociekające seksem i wulgarnymi wyzwiskami wobec mnie. Było to tylko wykroczenie, zagrożone małą karą, więc nikomu nie chciało się nawet na tę sprawę spojrzeć. Dopiero dwudziestego piątego lutego 2011 roku wprowadzono ustawę, która zdefiniowała stalking jako przestępstwo. Ale właśnie wtedy mój prześladowca zamilkł. Myślałam, że mu uciekłam. Nie istniałam w sieci, więc on nie miał już kontroli nad moim życiem.

Więc dlaczego pojawił się właśnie teraz?

@

W poniedziałek po pracy udałam się na komisariat. Musiałam wejść do dzielnicowego, a to wcale nie było po drodze. Nadłożyłam spory kawałek, idąc niemal cały czas w słońcu. Po godzinie piętnastej praktycznie nikogo już tam nie było. Przyjęła mnie funkcjonariuszka, która wyglądem przypominała nastolatkę. Właściwie to stwierdziła, że za chwilę kończy pracę i że powinnam przyjść wcześniej.

– Przepraszam, ale pracując do piętnastej, nie mogę być tu wcześniej. Czy nikt nie ma dziś dyżuru? Nie mogę nawet zasięgnąć porady?

– No dobrze. – Westchnęła, zerkając na zegarek na ręce. – Proszę usiąść. – Wskazała mi krzesło przy biurku. – Szef przyjmuje jutro, jeśli sprawa będzie tego wymagała, przekażę mu.

– Jestem ofiarą stalkingu – przyznałam bez żadnych wstępów. – Przez kilka lat mój prześladowca milczał, wczoraj jednak odezwał się ponownie.

Widziałam, jak kobieta wzdychała zawiedziona, że nie jestem na przykład ofiarą przemocy domowej. Mogłaby wysłać kogoś na interwencję i zabłysnąć.

– Dostaje pani jakieś SMS-y, maile? – zapytała.

– Nie. Ta osoba zaatakowała mnie na Facebooku – wyjaśniłam i poczułam, że ton głosu funkcjonariuszki zaczyna mnie irytować.

– Ma pani ten komentarz, czy co to było?

– Post na mojej stronie autorskiej. – Wyjęłam z torebki komórkę i odszukałam zdjęcia, które zrobiłam.

Policjantka przeczytała i oddała mi telefon.

– Powinna pani być odporna na krytykę – zauważyła uszczypliwie po tym, gdy wyjaśniłam, że piszę książki. – Jeden wpis nie oznacza uporczywego nękania.

– Przecież mówię, że kilka lat temu też ktoś mnie zaatakował, więc to nie jest jeden wpis.

– Wtedy też ktoś panią skrytykował?

– Nie. Wtedy ktoś podszywał się pode mnie. Zakładał mi konta na portalach społecznościowych, randkowych i bóg wie, gdzie jeszcze. Udawał mnie i bezczelnie mnie o tym informował. Dochodziło do sytuacji, że przysyłał mi do domu napalonych facetów, którzy przyjeżdżali specjalnie na wyuzdany seks. – Coraz trudniej powstrzymywałam złość, widząc jej ignorancję.

– No dobrze. – Policjantka odchrząknęła, sięgając po swój kapowniczek. – Ja zapiszę pani wizytę, ale w tej chwili nie możemy nic zrobić. Jeżeli to będzie się powtarzało, oczywiście można wnieść sprawę, ale musi mieć pani uzasadnienie. Czyli takich rzeczy musi być więcej. – Poprosiła o dowód, żeby mogła spisać moje dane. – I sugeruję z tą sprawą zgłosić się do kryminalnych. Komisariat przy ulicy Korcza.

@

– Czyli pozbyła się mnie w rękawiczkach – stwierdziłam, rozmawiając z Darkiem przez telefon. – Niczego więcej się nie spodziewałam.

– Ale dzisiaj nikt do ciebie nie pisał? – upewnił się.

– Nie. Bo zablokowałam tę osobę. Teraz musi założyć nowe konto, chyba że publikuje jakieś bzdury jako Anita Kowalska.

– Nie możesz tego sprawdzić?

– Nie. W momencie, gdy ją zablokowałam, nie widzę tego profilu. Ale nie będę walniętych ludzi tolerować.

– Będę u ciebie wieczorem, to sprawdzimy z mojego konta – zaproponował.

Czas do wieczora dłużył się strasznie. Przez głowę przelatywały mi tysiące myśli i wspomnień. Miałam ochotę zamknąć się w domu i nigdzie nie wychodzić. Chciałabym uciec przed światem, który tak bardzo mnie skrzywdził. Miałam przeczucie, że teraz będzie już tylko gorzej i pozostanę sama.

Pusty profil Anity Kowalskiej zaczął nabierać kolorów. Już teraz nie była nic nieznaczącą osobą na portalu społecznościowym. Co prawda nie pokazała swojej twarzy i nie miała znajomych, ale na zdjęciu w tle mogłam podziwiać uczelnię w Oksfordzie, a sama właścicielka konta prezentowała się jako absolwentka tejże uczelni, wydziału literatury, a więc najwyższy autorytet, ze zdaniem którego należało się liczyć. Kilka postów z dziecinnie dobranymi cytatami Paulo Coelho. I to, czego się spodziewałam, czyli wczorajszy post, który zamieściła na mojej stronie. Z tą różnicą, że u siebie podpisała go jako dr hab. Anita Kowalska.

– Czy powinnam napisać jakiś post na swojej stronie, żeby uprzedzić kolejne ataki? – zastanawiałam się ze łzami w oczach. Ten koszmar sprzed siedmiu lat wracał do mnie coraz szybciej.

@

Sierpień 2010

Nie pamiętałam już normalnie przespanej nocy, żeby choć raz nie dzwonił telefon, nie budził mnie SMS-ami z wulgarnymi propozycjami od różnych facetów. Ale najbardziej bolały mnie te wysyłane z bramki internetowej. Czułam się zmęczona i wyczerpana. Dodatkowo wciąż bałam się, że Piotr będzie miał już dość tej historii i zniknie z mojego życia.

Mój świat zaczął się walić kilka tygodni temu w momencie, gdy wszystko wydawało się wreszcie układać. Za miesiąc miałam skończyć czterdzieści jeden lat, byłam rozwiedziona, mieszkałam w wynajętym mieszkaniu, które dzieliłam z dwoma innymi lokatorami. Każdy z nas miał swój pokój i własne życie, które staraliśmy się poskładać do kupy. Ukończyłam pierwszy rok studiów. Postanowiłam spełnić swoje marzenie. Dziennikarstwo i komunikacja społeczna skusiła mnie specjalizacją Creatve Writing. Zawsze marzyłam, żeby pisać, ale potrzebowałam udoskonalenia warsztatu. Mniej więcej półtora roku temu w moim życiu pojawił się Piotr Kasprzyk. Elegancki, wykształcony i samotny. Moje dni dzieliły się na pracę, weekendy na uczelni i weekendy z Piotrem. Musiałam również znaleźć czas, żeby jeździć do dzieci, mimo że były już pełnoletnie. Starałam się być tam jak najczęściej, choć czasami wizyty bywały trudne i przykre. Ale mimo wszystko wiedziałam, że trzeba coś wyprać, posprzątać i ugotować. A teraz jeszcze doszedł stres, który mnie wykańczał każdego dnia.

Początkowo bagatelizowałam informacje na Gadu Gadu z uciążliwymi propozycjami, później doszły maile i kłótnia z Piotrem. Dopiero co ode mnie wyjechał, ale nie podjął tego tematu. Stwierdził, że czekał, aż sama się przyznam.

– Do czego miałabym się przyznać? – Wystukałam szybko pytanie na komunikatorze.

– Że prowadzisz podwójne życie. Tylko czekałaś, aż wyjdę od ciebie, żeby polecieć na seks-spotkanie.

– ŻE CO?!! – niemal krzyknęłam na niego.

– Przecież widziałem, że jesteś zniecierpliwiona i czekasz na telefon. Chowałaś go przede mną, żebym nie widział. A tymczasem wiem od moich znajomych, że umawiasz się z innymi facetami.

– Ciekawe, który z twoich znajomych ci to powiedział? Nie znasz nikogo w Oleśnicy, a tym bardziej żaden twój znajomy nie zna mnie. Jakoś przez prawie dwa lata skutecznie unikasz przedstawienia mnie rodzinie. Nigdy nie zaprosiłeś mnie do Głogowa, choć tyle razy o to prosiłam.

– A więc nie zaprzeczasz, że masz kogoś jeszcze! – Padł zarzut, jakby Piotr nie widział tego, co napisałam przed chwilą.

– Nie! Z nikim się nie spotykam. Chociaż może powinnam, wtedy rozumiałabym ten bezpodstawny atak!

Wściekła wyłączyłam komunikator i wyszłam do kuchni, wpadając tam na Krzyśka. Cofnęłam się, chciałam wrócić do pokoju.

– Jola, co się stało? – Zatrzymał mnie, widząc cieknące mi po twarzy łzy.

– Pokłóciłam się z Piotrem.

– Jak to? Przecież wyjechał raptem ze dwie godziny temu i było wszystko dobrze.

– Tak, ale podejrzewa, że go zdradzam. Ciekawe, kiedy? Między pracą, studiami i jeżdżeniem do rodziny znajduję czas dla niego i mam jeszcze mieć na kochanka? – wyrzuciłam wściekła, jakby to Krzyśkowi się należało. – Cholerny męski szowinista.

– Siadaj. – Pociągnął mnie za rękę do kuchni.

Tylko tam spotykaliśmy się na pogaduchy. Mieliśmy niepisany układ i do pokojów nie wchodziliśmy. Kuchnia była tym neutralnym miejscem, gdzie przesiadywaliśmy, pijąc na przykład poranną kawę.

– Piwo? – zaproponował Krzysiek, jednak nie miałam ochoty. – Jola, jeśli chcesz, pogadam z nim.

– Nie. Muszę najpierw się dowiedzieć, o co chodzi. Nie chcę, żeby zarzucił mi romans z tobą albo z Młodym.

– Przeszkadza mu, że mieszkasz tutaj?

– Krzysiek, ja nie wiem. Mówił, że nie. Dobrze wie, że nie stać mnie na wynajęcie całego mieszkania ani kawalerki. Może powinnam mieszkać z kobietami…

– I właśnie dlatego nie zamierzam się z nikim wiązać. Zawsze pojawia się ten sam schemat braku zaufania i ciągłych oskarżeń – podsumował.

Spojrzałam na niego. Facet, któremu nic nie brakowało i który trzymał wieczny dystans. Jakby sam był skrzywdzony przez życie, nikomu nie pozwalał się do siebie zbliżyć. Wieczny kawaler, choć przypuszczam, że nie byłoby mu ciężko zdobyć kobiece serce. Mimo czterdziestu siedmiu lat posiadał swój urok wiecznego chłopca, którego zamknął gdzieś głęboko w duszy i nie pozwalał mu wyjść.

Wróciłam do pokoju, słysząc dźwięki telefonu. Właściwie bałam się go podnieść, bo przyszło kilka SMS-ów.

Ha ha ha ha:)

bawimy się dalej?

jak było dzisiaj?”

„staruch już pojechał?

może wpadnę na bzykanko?

Buziaczki

@

Kłótnia z Piotrem przeciągnęła się na kilka dni. Nie chciał wierzyć, że nikogo nie mam. Właściwie nie miałam nawet czasu, żeby wyjść z koleżankami na kawę czy wyskoczyć gdziekolwiek na miasto. Codziennie dostawałam SMS-y wysyłane z bramki internetowej i maile z adresu, który był niemal identyczny z moim. Zamiast końcówki wp.pl miał op.pl.

Dźwięk komórki sprawiał, że dostawałam skurczy żołądka. Właściwie mogłabym nie mieć wcale telefonu. Może wtedy byłabym szczęśliwsza? SMS-y, płynące jeden po drugim, zaczynały się zazwyczaj wtedy, gdy wracałam do domu. Wyłączałam komórkę. Dawało mi to tylko chwilę spokoju, bo przy ponownym włączeniu aparatu dostawałam je hurtem. Nie wiem, co było gorsze.

Delikatne pukanie do mojego pokoju wyrwało mnie z otchłani rozpaczy, w którą zaczynałam popadać. Za drzwiami stał Krzysiek.

– Jola, co się dzieje? – zapytał, gdy otworzyłam, ale nie wszedł, wciąż stał na korytarzu.

– Nic. – Nie miałam ochoty na rozmowę.

– Od kilku dni słyszę, że płaczesz. Nie pogodziłaś się z Piotrem?

Pokręciłam głową.

– Może z nim pogadam?

– Nie. Jest starym baranem, do którego nie dociera to, co mówię. Woli wierzyć w plotki, niż mnie wysłuchać.

– Chodź, pogadamy. – Złapał mnie za rękę i pociągnął do kuchni. – Przywiozłem ciasto od cioci. W sam raz do kawy.

– Nie mam ochoty, przepraszam.

Zamknęłam drzwi.

Chciałam zniknąć. Uciec przed światem i ludźmi. Po kilku minutach znowu usłyszałam pukanie. Krzysztof nie odpuszczał, choć nie miałam ochoty na towarzystwo. Otworzyłam, nie dałby mi spokoju. Stał tam z tacą, na której stały dwa kubki z gorącą kawą i apetycznie wyglądające ciasto cioci.

– Mogę wejść? – zapytał.

Nigdy u mnie nie był, choć dzieliła nas tylko ściana. Pomógł mi przy przeprowadzce, żebym nie musiała ustawiać wszystkiego sama. Ale potem nigdy nie wszedł do mojego pokoju, a minęły już prawie dwa lata.

Zaprosiłam go gestem dłoni, bez słowa, próbując po raz kolejny pozbierać się w sobie. Nie chciałam, żeby ktokolwiek oglądał moje łzy. A on stawał się jak wrzód na dupie, którego nie można się pozbyć i boli przy każdym ruchu.

Postawił tacę na stoliku i poczekał, aż usiądę na tapczanie. Nie chciałam, żeby był blisko mnie. Chyba zrozumiał, bo usiadł na fotelu przy ławie.

– Nie wyjdę stąd, dopóki mi nie powiesz, o co chodzi – oświadczył poważnie.

Sięgnęłam po komórkę. Otworzyłam plik z wiadomościami i podałam mu. Czytał bez słowa, nie okazując emocji. Nigdy nie wiedziałam, co myśli i co kryje się pod tą maską pokerzysty. Czy aż tak bardzo umiał skrywać swoje uczucia, że nawet jeden nerw nie drgnął na jego twarzy?

– Kto ci to wysyła? – zapytał w końcu, odkładając telefon.

– Nie wiem. Są z bramki, widzisz. Dostaję też maile z adresu łudząco przypominającego mój własny. Ten dupek wysyła je do mnie, do rodziny i do Piotra. Dlatego on się tak wścieka.

– O kurwa.

Po raz pierwszy w jego zachowaniu widziałam jakieś emocje, a może przez łzy chciałam je widzieć.

Wstał i usiadł obok mnie. Właściwie chciałam, żeby mnie przytulił, nie umiałam już sama z tym wszystkim walczyć. Ale on dotknął tylko mojej dłoni.

– Piotr jutro przyjedzie? – zapytał.

– Nie.

– Przecież masz w niedzielę urodziny. – Pamiętał, bo i on urodził się tego samego dnia.

– Jakie to ma znaczenie? Piotr mi nie ufa i mam wrażenie, że jeśli przyjedzie, to tylko po to, żeby mi powiedzieć, że wszystko skończone.

– Jutro po pracy pojedziesz do mnie – zdecydował, nie pytając mnie o zgodę. – Zadzwoń do Piotra i zapytaj, czy przyjedzie. Jeśli nie, to mu powiedz, że nie będziesz urodzin spędzała sama. Po pracy pojedziemy do Wrocławia.

– Krzysztof, nie chcę popsuć twoich urodzin.

– Nie opowiadaj bzdur. Zadzwonię zaraz do mamy, żeby przygotowała dla ciebie pokój, a komórkę i laptop zostawisz tutaj. – Wstał. – Przy okazji wejdziemy do mojego kumpla, może namierzy tego dowcipnisia. – Sięgnął po talerzyk z ciastem, podsuwając mi go pod nos. – Nie chcę, żebyś tak wyglądała. Schudłaś przez ostatnie dni, tak że strach na ciebie patrzeć. Jeśli Piotr tego nie widzi, najwidoczniej nie zasługuje na ciebie.

– On wierzy w to, co czyta. Sam widzisz, że te wiadomości sugerują, że się bzykam na prawo i lewo.

– Tak… – odparł zły – a ja jestem alfonsem i kasuję przy drzwiach…

@

Nie myślałam, że życie bez komórki i internetu może być takie łatwe, choć pod skórą czułam, że po powrocie będę zasypana obrzydliwymi wiadomościami.

– To was nie było w weekend? – Młody był zaskoczony, gdy razem wróciliśmy w niedzielne popołudnie.

– Zrobiliśmy sobie wypad. – Krzysiek podał mu dłoń na powitanie.

– Razem? – Uśmiech na jego twarzy aż nadto świadczył o myślach, które mu się zalęgły.

– Krzysiu, daruj sobie – ostudziłam jego domysły. – Krzysztof jest prawdziwym gentlemanem.

Młody Krzysiek zamurowany stał na korytarzu, gdy weszliśmy każde do swojego pokoju, jak zwykle. Słyszałam później, jak Krzysztof krząta się po kuchni, rozmawiając z nim.

Obaj panowie noszą to samo imię i choć młodszego nazywamy Młodym, to ja i tak mówię do niego po imieniu. Właściwie kocham imię Krzysztof, odkąd mam brata o tym imieniu, a teraz jakimś dziwnym zrządzeniem losu mieszkam z nimi jak z braćmi, choć żaden mojego brata nie przypomina. Młody jest dwa lata starszy od mojego syna i jest wielkim, napakowanym facetem. Robi wrażenie nieprzystępnej bryły mięśni, do której bez kija lepiej nie podchodzić, ale jego wiecznie pogodny uśmiech stanowczo łagodzi ten wizerunek.

Podniosłam komórkę, ale wyświetlacz nawet nie zareagował. Zdechła przez te kilka dni. Sięgnęłam po zasilacz i podłączyłam ją, jednocześnie włączając komputer. Słyszałam, jak obaj panowie rozmawiają w kuchni. Młody zorientował się, że Krzysztof miał urodziny, gdy ten wyciągnął całą masę placków, które zapakowały nam jego mama oraz ciocia.

– Jolu, przyjdziesz do nas? – usłyszałam głos Krzysztofa.

Właściwie chciałam sprawdzić pocztę… choć… to cierpienie może poczekać jeszcze moment.

– Ona też ma dziś urodziny. – Krzysztof zalewał właśnie kawę, gdy weszłam do kuchni.

– No weź… – Młody nie mógł uwierzyć. – Ale poważnie?

– No tak… tylko ja jestem cztery lata młodsza.

Młody nie miał nigdy zahamowań, więc w kilka sekund wycałował mnie i wyściskał tak, że poczułam się jak maleńki okruszek, który dostał się w tryby wielkiej maszyny miażdżącej. Wepchnęli mnie pomiędzy siebie w narożnikową ławę kuchenną, która do tak małej blokowej kuchni nie pasowała, jednak była wygodniejsza od taboretów.

– I razem spędzaliście urodziny? – Młodego najwidoczniej zżerała ciekawość.

– Poprosiłem Jolę, żeby mi pomogła zrobić zakupy. Potrzebowałem trochę ciuchów, a z mamą to zawsze kończy się katastrofą – wyjaśnił Krzysztof.

– I tak nic…?

– No… bardzo dziwne, że kobieta może się przyjaźnić z facetem, nie? – Nie wytrzymałam uśmieszków i puszczanego oczka.

– Jola ma swojego faceta. – Krzysiek nieopatrznie przypomniał mi, że powinnam się do niego odezwać.

Przed wyjazdem nie odbierał ode mnie telefonów, zresztą nigdy nie odbierał, gdy dzwoniłam, więc wysłałam mu SMS-a, w którym napisałam, że wyjeżdżam na weekend, bo on i tak nie przyjedzie na moje urodziny. Wróciłam do pokoju. Źle się czułam z tym wszystkim. To jakbym dźwigała zbyt duży ciężar, który zaczynał mnie wolno, ale skutecznie przygniatać.

Komputer już działał, więc usiadłam przy biurku, sięgając po komórkę. SMS od Piotra.

„Chciałem Ci zrobić niespodziankę i przyjechać na weekend, ale widzę, że masz inne plany. Przynajmniej tyle szczerości”

Powoli wypuściłam powietrze z płuc. Niespodzianka? Niemal dwa tygodnie nie pozwalał mi wyjaśnić niczego, a tu nagle chciał przyjechać na urodziny, jakby nic się nie stało? Ale i tak czułam się winna. Mogłam czas spędzić z nim, wyjaśnić…

Reszty SMS-ów nie chciałam czytać.

Otworzyłam pocztę i zamarłam.

kochana cipko, powiedz mi czy te adresy i numer telefonu są dobre?

jak wysle twoje cialo na te adresy to chyba dojdzie, piersi okazale ale cipka jeszcze lepsza

Dalej były numery telefonów i adres mailowy firmy w której pracowałam.

@

Wrzesień 2010

Udało mi się porozmawiać z Piotrem, a właściwie przeczytał, co miałam do powiedzenia na GG. Miałam już dosyć jego pretensji i oskarżeń. Normalny facet trzasnąłby drzwiami i odszedł urażony, ale nie on.

– Więc po co do mnie piszesz? – zapytałam. – Mam dosyć twoich ciągłych oskarżeń, braku zaufania i poniżania mnie. Uważasz, że jestem dziwką? OK. W takim razie żegnam. Nie mamy, o czym rozmawiać. Nie chcę cię wi-dzieć.

Nastąpiła cisza. Zatkało go na kilka minut. Nie spodziewał się takiego ruchu z mojej strony

– I co zrobisz?

– To nie powinno ciebie interesować. Jesteś informatykiem, a nie potrafisz mi w żaden sposób pomóc!

– Bo mnie nie prosiłaś o pomoc.

Ręce mi opadły. Więc od kilku tygodni jestem zmuszona do życia w takich emocjach tylko dlatego, że on czekał, aż go poproszę?

– Obejdzie się. Jutro idę na policję. Pa.

Nie wyłączyłam komunikatora. Czekałam na jego odpowiedź, ale on milczał. Tymczasem od kilku minut widziałam na pasku nową wiadomość w poczcie. Skurcz żołądka był tak silny, że miałam mdłości. Ktoś, kto bawił się moim życiem, wysyłał wiadomości nie tylko do mnie i Piotra, ale również do osób, które znałam.

kochana cipeczko cycata

jutro godzina 18 fontanna

jak nie to o 18:15 dzwonie 1c/28

musisz odebrac domofon bo i tak wejde

Słyszałam, że Krzysztof wrócił do domu. Pewnie za chwilę wpadnie Młody, żeby zabrać torbę, i poleci na siłownię albo do solarium. Chwilami miałam wrażenie, że za chwilę zamieni się w nadmuchany balon, który zostanie rozsadzony przez jego własne ego. Chociaż w domu zachowywał się w miarę normalnie, to gdy widziałam go w komisie z telefonami, gdzie pracował, miałam wrażenie, że błyszczy bardziej od najnowszych wersji komórek.

Ciche pukanie do moich drzwi. Oczywiście Krzysztof. Od kilku dni sprawdzał, czy żyję.

– Jadłaś już? – zapytał.

– Tak – skłamałam.

Nie mogłam jeść. Mój żołądek nie pozwalał na przyjęcie czegokolwiek. Natychmiast miałam odruch wymiotny albo, jeśli cokolwiek udało mi się wepchnąć w siebie, przez pół dnia biegałam do toalety.

– To chodź, zrobię herbatę. Potowarzysz mi trochę. Chyba, że masz coś ważnego… – Zerknął na moje biurko.

– Nie. Nic ważnego. – Wstałam.

Dopiero teraz poczułam, że drżały mi nogi. Poszłam za nim do kuchni. Upał wciąż dawał się we znaki, a nagrzany blok i mieszkanie na dziesiątym piętrze nie należały do przyjemnych.

– Na pewno nic nie zjesz? – zapytał.

– Nie, ale może trochę wody, na gorącą herbatę nie mam ochoty.

– Ten typ nadal cię męczy?

– Tak. – Usiadłam przy stole.

Wielkość kuchni nie pozwalała, żeby krzątały się tam dwie osoby, więc nie chciałam zawadzać. Krzysztof wyciągnął z lodówki przysmaki przygotowane przez swoją mamę i wrzucił je na patelnię. W międzyczasie zrobił mrożoną herbatę.

– Piotr się odezwał?

– Zerwałam z nim – przyznałam bez emocji. Nie miałam już siły na łzy. Moje ciało było tak zmęczone ciągłym stresem, że jedyną obroną była obojętność.

Krzysztof przyglądał mi się przez chwilę, ale nie powiedział ani słowa. Stanął przy oknie. Paląc papierosa, nie spuszczał ze mnie wzroku. Miałam wrażenie, że jestem obrazem nędzy i rozpaczy i najlepszym sposobem ulżenia tym cierpieniom będzie dobicie ofiary.

– Masz ochotę na przejażdżkę? – zapytał, gdy wypalił i zadusił peta w popielniczce.

– Nie. Nie chcę wychodzić do ludzi.

– Ludzi też mam dosyć na dzisiaj. Pospacerujemy po lesie.

– Krzysztof, ja bym chciała odpocząć, sama… – Podskoczyłam na dźwięk komórki, ale nie sięgnęłam po nią. Właściwie mogłam zostawić ją w pokoju, nie wiem, po co ją nosiłam ze sobą.

– Powinnaś zmienić numer telefonu – orzekł, widząc moją reakcję.

– Można tak zrobić w trakcie umowy? – zapytałam.

– Oczywiście. Jest jakaś opłata, musisz się dowiedzieć u operatora, jak to zrobić. Przynajmniej wyeliminujesz tego barana.

@

Pracę kończyłam o siedemnastej. Prowadziłam sklep z ciuchami przy zakładzie produkcyjnym. Praca to chwila wytchnienia od nękania. Zazwyczaj SMS-y z bramki przychodziły w nocy, a w ciągu dnia maile, które zasypywały mnie, gdy włączałam komputer.

Zanim mogłam wyjść, musiałam rozliczyć kasę, zanieść do biura utarg i rozliczenie z tego, co sprzedane. Musiałam też przejrzeć bieżącą produkcję i zrobić zamówienie do sklepu. Te czynności zajmowały mi około pół godziny, o ile pani dyrektor nie chciała pogadać. Pozwoliła mi korzystać z magazynu z materiałami, spodobały jej się ciuchy, które dla siebie szyłam. Nawet zaproponowała, żebym spróbowała coś zaprojektować, choć ona i tak udoskonalała te moje projekty mnóstwem dodatków i świecidełek, po których bluzeczka wyglądała jak choinka.

Tego dnia wyszłam po osiemnastej. Nie dało się uniknąć rozmowy z, niezadowoloną z utargu, przełożoną. Nic nie pomogło tłumaczenie, że sklep jest na uboczu i tu trzeba specjalnie przyjechać. Poza tym Oleśnica nie jest tak olbrzymim miastem, żeby sprzedać sto takich samych bluzek, a na produkcji asortyment zmieniał się dwa, trzy razy w miesiącu. I tak wyszło na to, że na początku potrafiłam sobie lepiej radzić niż teraz.

Nie miałam ochoty wracać do domu. Bałam się, że po drodze mnie ktoś zaczepi, że podjedzie samochodem i po prostu mnie wciągnie do środka. Oglądałam się, co chwila sprawdzając, czy nie dojrzę znajomych twarzy. Dopiero przed blokiem zauważyłam Młodego. Rozmawiał z jakimś kumplem. Przywitał się, zapytałam, czy idzie na górę. Odparł, że leci coś załatwić. Musiałam wejść do bloku sama, dotrzeć do windy i modlić się, by była pusta i sprawna. Serce omal mi z piersi nie wyskoczyło, gdy usłyszałam za sobą trzaśnięcie drzwi do bloku i pośpieszne kroki na schodach. Czekałam właśnie na windę, która długo nie zjeżdżała.

– Dopiero wracasz z pracy? – Głos Krzysztofa przywrócił mnie do rzeczywistości, bo umysł zaczynał podsuwać coraz straszniejsze wizje.