Śpij, dziecinko, śpij - Jolanta Bartoś - ebook + audiobook + książka

Śpij, dziecinko, śpij audiobook

Bartoś Jolanta

3,7

Opis

Choć akcja horroru z wątkami powieści psychologicznej i obyczajowej dzieje się współcześnie, to mury starego miasta są przesiąknięte dawnymi dziejami. Główna bohaterka Alicja Rogowska spełnia swoje marzenie i kupuje mieszkanie w starej kamienicy. Jest w ostatnich tygodniach ciąży.Przeprowadza gruntowny remont, żeby do nowego gniazdka wprowadzić się zanim na świecie pojawi się jej dziecko. Ale już pierwszej nocy budzi ją przeraźliwy płacz, którego nie słyszy nikt poza nią. Kobieta obawia się, że oszalała i mogłaby zrobić krzywdę własnemu dziecku. Pod domem rosną tajemnicze krzewy róż, rosną w tempie astronomicznym. Z piwnicy dolatuje XIX-wieczna kołysanka: „Śpij, dziecinko, śpij”. Szuka pomocy u psychologa. Wkrótce okazuje się, że musi odkryć dawno zapomnianą historię kamienicy. Alicja ściga się z czasem, którego nie ma zbyt wiele. Za każdymi otwartymi drzwiami, kryje się kolejna tajemnica. Wkrótce okazuje się, że walczy nie tylko z jednym wrogiem.

Czy kobieta nie oszalała? Czy jej odczucia są prawdziwe? I czy zdąży poznać dawno zapomnianą historię, której nikt nie chce wyjawić?

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 57 min

Lektor: Jolanta Bartos
Oceny
3,7 (200 ocen)
73
50
36
26
15
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
DiceMan

Nie polecam

Podziwiam ludzi, którzy przez to przebrneli...
40
Sm00czyca

Nie polecam

Zacznijmy od błędu, który bardzo mocno nadszarpnął moją opinię o tej książce. Otóż mój znienawidzony 'Okres czasu' - no naprawdę. Aż mnie trzęsie, jak to piszę. Dla autorów, którzy nie korzystają z pomocy wydawnictwa, a tym samym korektora i redaktora, są w internecie darmowe narzędzia do sprawdzania błędów. Zwłaszcza tak durnych błędów. A potem jest ten właśnie szereg ludzi, którzy też mają swoje narzędzia. Więc ja się pytam, jak mogło to przejść? Sama historia zła nie jest. Natalia jest po prostu zwyczajnie głupią postacią. Niby prawnik, a zachowuje się, jakby chodziła do liceum. Niby prawnik, a nie ogarnia podstawowych rzeczy. Niby prawnik, a przy policji zapomina języka w gębie. Ja wiem wiem. Emocje. Ale ona jest prawnikiem! Nie nauczycielka, nie sekretarką czy kasjerką. Jest prawnikiem, więc emocje nigdy nie powinny dyktować, co i jak mówić. A ona po prostu sobie nie poradziła ze zwykłą rozmową z policjantami. Żądnych kruczków prawnych. Nic. Null. Mamy też nakreślenie sytuacji,...
30
magdapola00

Nie polecam

TRAGEDIA. NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ TAKIEGO CHŁAMU. BEZ OBRAZY DLA AUTORKI .
10
Zonique

Z braku laku…

Bez muzyki jakoś trudno się bać.
10
matsafi

Całkiem niezła

Pomysł ciekawy, niemniej jednak dialogi nieco naiwne. Czyta się szybko, na szczęście nie ma tzw. "dłużyzny".
10

Popularność




Jolanta Bartoś Śpij, dziecinko, śpij… ISBN Copyright © Jolanta Bartoś, 2022All rights reserved Redaktorzy prowadzący Tadeusz Zysk, Jan Grzegorczyk Redakcja językowa Agnieszka Czapczyk Skład i łamanie Teodor Jeske-Choiński Projekt okładki i stron tytułowych Paweł Panczakiewicz Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.
Moim kochanym Rodzicom

Wstęp

Czasami dochodzi jakieś skrzypienie ze strychu, coś jakby w ścianę drapało, chcąc wydostać się na zewnątrz. Słychać wyraźnie kroki na schodach, które cichną tak samo nagle, jak się pojawiły. Nasłuchujesz i odpowiada ci cisza. Babcia mówiła, że licho nie śpi. Śmialiśmy się z tych słów, tak bardzo absurdalnych. Żadne z nas nie wierzyło w jakieś tam licho czy duchy. Ale dom żył własnym życiem.

— Pół biedy, jeśli w tym domu są dobre duchy. One nie zrobią nic złego domownikom. Gorzej, jeśli jest tam zła mara, tej należy się bać — ostrzegała babcia.

Nic nie wiesz o duchach. Nawet nie starasz się ich poznać, bo to przecież absurd. W świecie współczesnym nie ma miejsca na mary i zmory, o których kiedyś opowiadano, najpewniej chcąc nastraszyć dzieci. I nigdy byś nie wracała wspomnieniami do tych odległych i dziwnych opowieści, gdybyś nie usłyszała za sobą czegoś, nie poczuła zimna wokół i dotyku na swoim ramieniu…

1. Głosy

Natalia stanęła w nowym mieszkaniu zauroczona. Remont odmienił wszystko. Już nic nie przypominało ruiny, którą kupiła ponad dwa miesiące temu. Mieszkanie znajdowało się w starej kamienicy, tuż przy ruchliwym kiedyś rynku. Teraz mieszkańcy woleli odwiedzać galerie handlowe, więc śródmieście zaczynało być cichym i bezpiecznym miejscem. Zresztą zawsze marzyła, żeby mieszkać w jednej z tych starych kamienic, choć ciągle słyszała, że będzie miała niemal bez przerwy zimno, bo stare i wysokie mury ciężko ogrzać. Nic sobie z tego nie robiła. Marzenie musiało stać się rzeczywistością i kiedy w końcu mogła sprzedać stary dom i dość dużą działkę po babci, wiedziała, na co wyda pieniądze. Nie chciała mieszkać na wsi, ciągnęło ją do miasta od zawsze. Najchętniej po studiach zostałaby w Poznaniu, ale na kupno mieszkania w stolicy Wielkopolski nie było jej stać.

To kamieniczne mieszkanie wyglądało na takie, jakiego potrzebowała. Kochała stare piece kaflowe. Przytulała się do takiego u babci, ale była też ekologiem, więc bez żalu zrezygnowała z wielkiego pieca w zamian za przytulny kominek, przy którym będzie mogła siadać wieczorami i patrzeć na płonące polana. O, tak. Widziała siebie w tym mieszkaniu, jeszcze zanim dostała projekt zmian, jakie miały tu nastąpić. Nic nie miało być takie samo. Nawet stare deski podłogowe zostały wymienione. Ze ścian zniknęły brudne tapety, pozbyła się wszystkich starych mebli po poprzednich lokatorach. Stać ją było na urządzenie własnego przytulnego mieszkania.

— Czy tu nie jest pięknie? — Patrzyła na męża z promiennym uśmiechem. — Tu będziemy szczęśliwi.

— Ale zdajesz sobie sprawę, że będę codziennie musiał dojeżdżać do pracy prawie sto kilometrów? — Widział szczęście w oczach Natalii, którego za nic nie chciałby jej odebrać.

— Czasami przebicie się przez Poznań zajmowało ci ponad godzinę, a z tej strony nie będziesz musiał pchać się do miasta.

— I po co ja z panią dyskutuję, pani mecenas? — Przytulił żonę i pocałował ją czule.

— Chodź, nie widziałeś jeszcze pokoju dla dziecka. — Pociągnęła Marka za rękę, prowadząc w głąb korytarza. — Spójrz. — Radośnie otworzyła drzwi, pokazując dziecięcy pokoik.

Właściwie musiał jej przyznać rację, mieszkanie wyglądało bardzo nowocześnie i pięknie. Mieli dość duży salon, w którym bez problemów mogli przyjmować gości. Kuchnia była urządzona ze smakiem i w pełni funkcjonalna. Żadna tam mała klitka, w której przez ostatnie dwa lata próbowali się pomieścić. Ich sypialnia była większa niż całe dotychczasowe mieszkanie. A teraz, kiedy spodziewali się już za kilka tygodni dziecka, był najwyższy czas, żeby coś zmienić w ich życiu.

— Pięknie — przyznał dumny.

Ale już pierwszej nocy Natalia obudziła się zaniepokojona. Słyszała płacz dziecka. Taki rozrywający serce do bólu, jakby maleństwo było przerażone i nie mogło w żaden inny sposób wyrazić tego, co czuje. Płacz noworodka, była niemal pewna, że słyszy płacz noworodka.

— Marek… — Potrząsnęła ramieniem męża. — Marek, słyszysz?

— Co? — Zaspany mężczyzna podniósł głowę z poduszki.

Natalia siedziała na łóżku, bojąc się głośniej oddychać, żeby nie wystraszyć płaczącego dziecka.

— Płacz. Słyszę płacz dziecka.

Marek nasłuchiwał przez chwilę, ale wokół otulała ich cisza nocy. Uliczna latarnia słabo oświetlała pokój, niemal wszystko tonęło w ciemności. Mężczyzna zapalił nocną lampkę i dotknął ramienia żony.

— Zmarzłaś, skarbie. Chodź, przytulę cię. — Objął ją ramieniem i otulił kołdrą.

— Słyszałam płacz dziecka — zapewniała zaniepokojona.

— Wierzę. Pewnie któryś z sąsiadów ma jakieś maleństwo. Ale chyba tym nie musisz się martwić. Nawet jeśli płakało, to już rodzice się nim zajęli.

Tyle musiało jej wystarczyć. Najrozsądniejsze wyjaśnienie. Otuliła się mocniej kołdrą, bo poczuła zimno, które wdzierało się pod koszulę nocną. Przylgnęła do męża, który obejmował ją ramieniem, czuła jego ciepło na plecach i spokojny, miarowy oddech. Spał. Poprawiła jeszcze nakrycie, bo miała wrażenie, że zsuwa się z łóżka. Jakiś cień przemknął przy oknie. Zapaliła szybko lampkę, ale nic tam nie było. Pamiętała, że tuż za szybą rosły piękne krzaki róż, które już pierwszego dnia ją oczarowały. Wyglądały na stare, powykrzywiane w różne strony, jakby nigdy nikt ich nie przycinał. Rosły niemal dziko, a pełne kwiaty zachwycały zapachem i urodą.

— Nie szalej, kobieto! — zganiła szeptem samą siebie. — Jesteś tu z facetem, którego kochasz, więc się przytul i śpij.

Wstała wcześnie, jak każdego ranka przygotowała mężowi kawę. Uwielbiała razem z nim siadać i delektować się aromatycznym napojem.

— Dobrze spałaś? — Marek zauważył, że Natalia jest zmęczona.

— Nie mogłam zasnąć, po tym jak słyszałam to dziecko.

— Płakało później też? — Zdziwił się. — Niczego nie słyszałem.

— Ty nigdy nic nie słyszysz. Nawet jakby armata tu wystrzeliła, spałbyś nadal.

— Armatę bym usłyszał. Ale płaczącego dziecka przez te grube mury raczej nie — usprawiedliwił się. — I to mi się tu podoba. Ta cisza. Nie słychać, co sąsiad robi za ścianą. A nie jak w bloku. Jak kichniesz, to sąsiad z czwartego piętra mówi ci „na zdrowie”.

— Ale płacz dziecka słyszałam. — Upierała się. — A potem te krzaki róż pod oknem tak dziwnie się układały, że miałam wrażenie, że ktoś chodzi po pokoju. Dziwny cień przesuwał się przy oknie. Będę musiała kupić jakieś grubsze zasłony.

— Zrobisz, jak zechcesz. — Pocałował Natalię w policzek. — Ja już muszę lecieć. Będę po osiemnastej. Dasz sobie radę?

— Zawsze daję sobie radę — zapewniła. — Jedź ostrożnie.

Zamknęła za mężem drzwi, wróciła do kuchni. Włożyła oba kubki do zmywarki i poszła do salonu. Poczuła chłód. Nigdy nie chciała wierzyć, że będzie jej zimno w takim mieszkaniu. Jej przyjaciółka z liceum mieszkała w podobnej kamienicy i nigdy u niej nie marzła. Otuliła się mocniej szlafrokiem, usiadła w fotelu, podkulając nogi, które szczelnie zawinęła w koc, i sięgnęła po książkę.

— Będę musiała szybko zamówić jakieś drewno do kominka. — Westchnęła, patrząc na puste palenisko.

Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy zasnęła. Czy książka była mało ciekawa, że oczy same opadły? Czuła ból w kolanach i ramionach, jakby dojmujące zimno przewiało ją do szpiku kości. Z trudem otworzyła oczy. Dłonie miała lodowate. Koc leżał zwinięty w kostkę na kanapie, jakby nigdy go nie dotykała. Książka wypadła jej z rąk, ale nawet nie miała siły się po nią schylić. Wyprostowała obolałe nogi i wsunęła je w ciepłe kapcie.

— Dlaczego tu jest tak zimno…

***

Kobieta stała przy oknie, obserwując ludzi na ulicy. Od wielu dni było to jej jedyne i najciekawsze zajęcie. Poza robieniem zakupów i gotowaniem obiadów dla siebie i męża. Nogi odmawiały posłuszeństwa, przez moment nawet zastanawiała się, czy nie powinna przeprowadzić się na parter. Kiedyś zagadnęła o taką możliwość właściciela kamienicy, który chcąc pozbyć się kłopotów, sprzedawał mieszkania lokatorom. Utrzymanie starego zabytkowego budynku to ciągła walka z konserwatorem zabytków. Jednak gdy zajrzała do pustego mieszkania na dole, natychmiast zmieniła zdanie. Jej lokal nie wymagał remontu, jedyną niedogodnością było wspinanie się na piętro. A potem na parterze pojawiła się młoda kobieta, która szybko uporała się z remontem.

— Może powinnam jej powiedzieć? — zapytała głośno Maria, patrząc, jak sąsiad idzie do zaparkowanego przy chodniku samochodu.

— Co takiego? — Jakub podniósł głowę znad gazety.

— Tej młodej sąsiadce, ona o niczym nie wie.

— To znaczy o czym? — Mąż zdziwił się jeszcze bardziej.

— No…. wiesz. I te róże pod jej oknem tak nagle zaczęły szybko rosnąć…

— To nie nasza sprawa. Najlepiej się nie wtrącaj. — Uciął natychmiast rozmowę i zasłonił twarz gazetą, ale jego obojętność nie uspokoiła Marii. Serce jej kołatało niespokojnie za każdym razem, gdy przypomniała sobie o młodej ciężarnej sąsiadce.

***

Nie martwiła się, że zostaje sama. Do porodu zostały dwa miesiące, a zaplanowała jeszcze kilka zmian w nowym mieszkaniu. Chciała urządzić gabinet, który miał być jednocześnie domową biblioteczką i pokojem dla gości. Marek śmiał się z tej szumnej nazwy, ale nie walczył z argumentem, że kiedy przyjedzie jego mamusia w odwiedziny, to przecież będzie miała swój kąt.

Weszła do pokoju, który miał być gabinetem. Na razie w wielkiej pustce stało duże samotne biurko, na którym był laptop. Sprawdziła pocztę, odpisała na kilka maili. Mimo że od ponad miesiąca nie pojawiała się już w kancelarii, miała poczucie, że musi wciąż dbać o swoich klientów. Nie pamiętała, żeby usnęła, ale kiedy otworzyła oczy, była w zupełnie innym świecie. Ten sam pokój, choć zagracony starymi meblami. Tuż przy oknie stała kołyska i jakaś kobieta poruszała nią, śpiewając starą kołysankę: Śpij, dziecinko, oczka zmruż…. Piastunka wyciągnęła do niej rękę, zachęcając, żeby podeszła. Natalia nie chciała tego robić, ale nie była panią swojej woli. Jakaś dziwna siła przyciągnęła ją do staruszki, która odsłoniła leżące w kołysce ciałko. Natalia krzyknęła przerażona. Noworodek był siny. Leżał okryty brudną szmatką, która zastępowała kocyk, a w pomieszczeniu robiło się coraz zimniej.

Przerażona wybiegła z pokoju. Gdy tylko znalazła się w salonie, zrozumiała, że wciąż jest w swoim mieszkaniu. Tym, które kupiła kilka miesięcy temu i do którego dopiero co się wprowadzili. Dotknęła swojego brzucha, nie czuła ruchów swojego maleństwa. Przerażające myśli, że ktoś siłą wydarł z niej dziecko, nie dawały spokoju. Usiadła, nie mogąc złapać tchu. Dotykała i głaskała brzuch, chcąc dodać sobie i dzieciątku trochę spokoju. Dopiero gdy poczuła jego kopnięcie, wybuchła płaczem i poczuła ulgę.

— Co za koszmarny sen — powiedziała na głos. Nie mogła pojąć, skąd właśnie taki jej się przyśnił i dlaczego tak nagle zmienił rzeczywistość w koszmar. Mimo wszystko bała się zajrzeć do gabinetu. Wiedziała, że sama tam nie wróci, nawet na chwilę, po komputer. Musiała wyjść, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza, bo to w mieszkaniu zrobiło się jakieś zatęchłe.

***

Właściwie nie miała nic przeciwko temu, żeby zrobić parapetówkę dla najbliższych. Od dawna to planowali i gdy w końcu zdecydowali się zaprosić rodzinę do nowego mieszkania, Marek zadbał o cały catering, tak żeby jego ciężarna żona nie musiała stać cały dzień w kuchni. A ona cieszyła się, że w końcu dom zacznie żyć, gdy pojawi się w nim więcej ludzi. Jeszcze nie urodziła, a już brakowało jej ciągłego zamieszania i kontaktu z ludźmi.

— Macie piękne mieszkanie — ocenił z uznaniem ojciec Marka. — Byłem trochę sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, żeby wyprowadzić się z Poznania. Ja wiem, że Krotoszyn jest dla ciebie wyjątkowym miastem — uścisnął dłoń synowej — ale to jednak prowincja. Tym razem muszę przyznać, że dokonałaś tu cudu. Nawet jeśli nie będziecie chcieli tu mieszkać, to mieszkanie znacznie zyskało na wartości.

— Tato jak zwykle wszystko przelicza na pieniądze. — Natalia nie była zaskoczona. — A ja po prostu chciałam spełnić swoje marzenia.

— Edmund ma całkowitą rację, mieszkanie wygląda pięknie — przytaknęła Edyta, matka Marka. — Może powinnaś się zająć wystrojem wnętrz? Tak, ja wiem, że zatrudniliście firmę remontową, ale Marek wspominał, że sama wyszukiwałaś wszystkie meble. A poza tym jestem zachwycona tymi pięknymi różami pod oknem sypialni. Ich zapach jest oszałamiający.

— Te róże wręcz straszą. — Natalia westchnęła. — Prosiłam sąsiada, żeby je trochę przyciął, ale tylko spojrzał na mnie jak na wariatkę, a potem oburzony dodał, że to jest niewykonalne.

— Przycięcie jakichś krzaków? — zapytał Maks z wyraźną ironią. — Mogłaś mówić, siostrzyczko, zrobię to w najbliższym tygodniu.

— Natalia ostatnio wspominała o duchach mieszkających w tym domu… — Marek uśmiechnął się z przekąsem. — Moja twardo stąpająca po ziemi żona mówi o duchach. Możecie dać wiarę?

— Kochanie, nie śmiej się. Po prostu odczuwam duży niepokój i mam koszmarne sny. — Natalia nie chciała wyjść na wariatkę, która boi się własnego cienia.

Marek przytulił żonę i pocałował w policzek.

— Wiesz, że żartuję. — W jego oczach widziała te figlarne ogniki, które zaczarowały ją już przy pierwszym spotkaniu. — Ale przyznam, że czasami to bywa niepokojące.

— To nic takiego. — Teściowa złapała jej dłoń. — Też tak miałam podczas pierwszej ciąży. Nieuzasadniony lęk, serce wariowało bez większej przyczyny. To podświadome odczuwanie strachu przed macierzyństwem. Ale ty nie musisz się martwić. Będziesz wspaniałą matką.

— Wcale się tym nie martwię — zapewniła synowa.

— Oj, kochana, każda kobieta tak mówi, a ja wiem lepiej. Twoja podświadomość płata ci figle.

— Może podam kolację? — zaproponowała Natalia, nie chcąc dłużej wysłuchiwać uwag na temat swojej psychiki. Nie była wariatką i za nic nie chciała, żeby ją tak traktować. Przywykła już, że w gronie kobiet każda wspomina swoją ciążę i poród, który był najcięższy na świecie. Każda z nich we własnych oczach była jedyną na świecie bohaterką, która urodziła dziecko. Natalia nasłuchała się tych opowieści aż nadto. Za każdym razem próbowała zmieniać temat na sprawy kancelarii, w której pracowała, ale teściowa nigdy nie pozwoliła na takie podchody. Nawet pytanie „Czy to ci nie zaszkodzi?” było podszyte ciągiem dalszym: „Bo kiedy ja byłam w ciąży, nie mogłam jeść nic smażonego, to za bardzo obciąża żołądek…”.

— Przecież ja tylko jestem w ciąży, to nie choroba — zaprotestowała, gdy teściowa zabrała jej z dłoni talerz ze smażonym mięsem. — Mam ochotę na kotleta i nikt mi nie zabroni zjeść tego, na co mam ochotę! — Podniosła głos, wprawiając wszystkich w osłupienie. Nigdy dotąd nie zachowywała się jak dziecko, któremu zabrano cukierka.

— Jak chcesz. — Edyta Rogowska poczuła się wyraźnie dotknięta tonem synowej i okazywała to w każdym kolejnym zdaniu. A po obiedzie, którego ledwie skosztowała, zostawiając Natalii, bo widocznie ona musi jeść nie tylko za dwóch, ale nawet za trzech i mogłoby jej zabraknąć, chciała natychmiast wracać do domu. Była urażona i nic nie było w stanie jej udobruchać.

— Może zetniesz mi kilka tych pięknych róż? — zapytała Natalię. — Skoro twój brat i tak ma je przyciąć, szkoda będzie kwiatów, a u mnie będą pięknie wyglądać w wazonie. — Ton jej głosu sprawiał wrażenie, jakby wydała polecenie służącej, która powinna natychmiast je spełnić.

Natalia nie miała ochoty wychodzić na podwórze, zwłaszcza że szykowała jeszcze paczkę z pysznym ciastem dla teścia. To przez grymasy Edyty nie mogli zostać na kawie. Wyciągnęła z szuflady duże nożyczki i podała kobiecie.

— Proszę, może mama ściąć tyle, ile dusza zapragnie, ja jeszcze muszę ukroić trochę serniczka. Tato by mi nie darował, gdybym go nie zapakowała.

Edyta zacisnęła usta, zadzierając brodę tak wysoko, że już wyżej się nie dało. Wzięła do ręki nożyczki leżące na blacie. Była obrażona i chciała, żeby synowa to zauważyła. A ponieważ Natalia nie zwracała już na nią uwagi, wyszła z zamiarem obcięcia wszystkich róż. Ktoś, kto zachowuje się w ten sposób, nie zasługuje na tak piękne kwiaty — myślała.

Krzaki były okazałe, obsypane dziesiątkami białych pąków i pięknie rozwiniętych róż. Te wydawały nieziemską woń i przyciągały swoją urodą. Złapała jedną z gałęzi, uważając, żeby nie skaleczyć się kolcami. Nożyczki nie chciały uciąć pnącza. Złość jeszcze się w niej wzmogła. Podniosła leżącą na trawie gałązkę, chcąc sprawdzić, czy nożyczki są wystarczająco ostre. Nie musiała używać siły, patyk pękł natychmiast równiutko pod ostrzem. No cóż, może tylko źle złapała tę różę. Spróbowała jeszcze raz. Przecież to nie może być trudne. Ale krzak nie poddał się i tym razem. Szarpnęła wściekła, że nie potrafi dać sobie rady, i wtedy gałęzie otuliły się wokół jej dłoni, kalecząc dotkliwie aż do krwi. Krzyknęła przerażona, próbując uwolnić rękę zaplątaną w gęstwinie kolców.

Niemal natychmiast pojawił się Marek wraz z ojcem, próbując uspokoić wystraszoną kobietę.

— Mamo, przestań szarpać ręką. — Młody mężczyzna starał się mówić spokojnie. — Zahaczyłaś rękawem o kolce, przestań szarpać.

Chciała jak najszybciej uwolnić pokaleczoną dłoń, z której sączyły się krople krwi, plamiąc różane listki. Cierpiąca i zapłakana weszła do kuchni, prowadzona przez męża i syna. Słaniała się na nogach, jakby była śmiertelnie ranna.

— Co się stało? — Natalia odsunęła się, widząc zakrwawioną dłoń teściowej.

— Dałaś mi specjalnie takie tępe nożyczki — odparła z wyrzutem, głosem przepełnionym żalem.

Marek przyniósł apteczkę i starał się pomóc cierpiącej matce, która wcale nie ułatwiała mu tej pomocy. Kiedy wreszcie dłoń została całkowicie obmyta, zobaczyli dość głęboką ranę z tkwiącym w niej kolcem i kilka mniejszych zadrapań.

— Nieźle się pokaleczyłaś. Wyciągnę ten kolec i założę opatrunek, powinno być dobrze.

— Nic nie rób. Edmund, musimy jechać do szpitala. — Szukała wzrokiem męża, który pomagał Natalii pozbierać się z podłogi. W tym całym zamieszaniu zapomnieli, że kobieta jest wrażliwa na widok krwi i często w takich sytuacjach mdleje.

— Zaraz, kochanie, tylko zaprowadzę Natkę do sypialni, jest blada jak ściana.

— Och, daj spokój! Nic jej nie będzie, to ja jestem ranna! — krzyczała, żądając jego uwagi.

Marek w tym czasie złapał pęsetą tkwiący w dłoni matki kolec i wyciągnął go, powodując tym samym nieco większy krwotok.

— Aaa! — Poczuła ból. — Chcesz mnie zabić? Wykrwawię się! Edmund, zabierz mnie stąd — błagała męża, który po chwili wrócił do kuchni, ale nie stwierdził, by żona była umierająca. Syn zdążył zręcznie założyć opatrunek.

— No i po bólu — ocenił senior. — Może jednak odpoczniesz chwilkę w salonie?

— Ani mi się śni zostać tu dłużej! Muszę natychmiast jechać do lekarza. — Nie przestawała wydawać poleceń.

— Tato, myślę, że to dobry pomysł. — Marek starał się być obiektywny. — Rana nie wymaga szycia, ale może być konieczny zastrzyk przeciwtężcowy. Nie zaszkodzi, jak lekarz rzuci na to okiem.

— Dziękuję ci, synu. Zajmę się mamą.

Edyta nie przestawała narzekać na bolącą dłoń, jednocześnie prosząc męża, żeby przyniósł jej te cudowne róże. W jej mniemaniu jedno nie kłóciło się z drugim. Pragnęła tych kwiatów, od kiedy je ujrzała. Wszystkie były tak piękne i świeże, jakby zakwitły dopiero co, a ona musiała je mieć.

W końcu Maks przyniósł jej trzy gałązki, bo już nikt nie umiał znieść jej fochów i marudzenia. Wszyscy odetchnęli z wyraźną ulgą, gdy rodzice Marka wyruszyli do swojego domu.

— Ja też już polecę. — Maks nie chciał się narzucać dłużej, ale Natalia za nic nie chciała go wypuścić. — Przyjadę z odpowiednim sprzętem, bo krzaki tych róż to faktycznie twarde paskudztwo. Sam miałem problem, żeby je uciąć — przyznał.

— Maks. — Natalia wyciągnęła rękę do brata. — Czy ty pamiętasz te historie, które nam babcia opowiadała?

— Babcia dużo historii opowiadała i nie bardzo wiem, o które ci chodzi.

— Te o duchach — wyjaśniła szeptem, bojąc się, żeby nikt nie usłyszał.

— Ach. Wiesz, że mnie te pierdoły nigdy nie interesowały. Powinnaś zapytać Monikę. — Natalia skrzywiła się nieco na tę propozycję. — Pora zakopać wojenny topór. — Maks zdawał sobie sprawę, że siostry nie rozmawiają ze sobą od czasu, gdy babcia w testamencie wskazała tylko Natalię, ale fochy obu sióstr uznawał za kompletny absurd.

Monika, najstarsza z nich wszystkich, już dawno się usamodzielniła i wyprowadziła z domu babci. Zresztą, gdy tylko nadarzyła się okazja, i on uciekł, wynajmując własny kąt. Tylko Natalia mieszkała tam niemal do końca, opiekując się babcią, więc oczywistością było, że staruszka ją najbardziej kochała.

Natalia była od zawsze osobą racjonalną, nigdy nie wierzyła w duchy i wolała wszystkie dziwne epizody zepchnąć na stres i koszmarne sny. Zdając sobie jednak sprawę, że stara kamienica niejedno widziała, wielu lokatorów gościła w swoich murach, więc musiała nasiąknąć historią, żałowała, że nie chciała słuchać babcinych opowieści, bo im bardziej starała się racjonalnie wyjaśnić wszystkie dziwne rzeczy, tym mniej argumentów znajdowała.

2. Psycholog

Tego dnia nie było jej w mieszkaniu kilka godzin. Kontrolna wizyta u ginekologa przeciągnęła się nieco, bo chciała się dowiedzieć, czy lęki, jakie odczuwa, są normalne. Ale nie, nie mogła powiedzieć lekarzowi wszystkiego. Nie chciała, żeby uznał ją za wariatkę.

— Odczuwa pani lęk? — Doktor zsunął okulary na brzeg nosa, spoglądając na nią znad oprawek. — W jaki sposób to się objawia?

— W nocy słyszę płacz dziecka. To znaczy, to pewnie mi się śni, bo mój mąż niczego nie słyszy, a ja budzę się przerażona, bo to dziecko tak rozpaczliwie płacze.

— I gdy się pani budzi, nadal słyszy płacz tego dziecka?

— Nie… chyba nie. — Natalia musiała się zastanowić, czy to było faktycznie tylko we śnie. — Nie. To tylko sen, ale taki przerażający.

— Hmm… Mogę pani zapisać coś na uspokojenie, chociaż wolałbym tego uniknąć. Proszę spróbować melisy przed snem. To pani nie zaszkodzi.

— A czy… nie uważa pan, że wizyta u psychologa by mi bardziej pomogła? — Nie chciała narzucać swojego zdania, ale czuła, że potrzebuje pomocy, i to jak najszybciej.

— Hmm. No dobrze. Wypiszę pani skierowanie, ale proszę nie liczyć na szybkie załatwienie sprawy. Kolejki do specjalistów potrafią być kilkumiesięczne.

— A może mi pan kogoś poleci. Mogę iść prywatnie. Bardzo mi zależy na rozmowie z fachowcem.

— No tak… — Lekarz sięgnął po swój notes i wertował w nim kartki. — Kobiety raczej nie przyznają się do takiego stanu, o jakim pani mówi, chociaż sam byłem przerażony, gdy pierwszy raz miałem zostać ojcem… O, mam! — Popukał palcem w otwartą stronę w notesie. — Zapiszę pani numer. To daleki kuzyn mojej żony, może się pani powołać na mnie. — Naskrobał na kartce kilka cyferek. — Nazywa się Krzysztof Panek.

Natalia nie chciała czekać nie wiadomo jak długo. Ledwo wyszła z przychodni, od razu złapała za komórkę i wybrała numer. Włączyła się poczta głosowa, ale nie lubiła rozmawiać z maszyną, więc po kilku minutach, gdy doszła do parku, usiadła na ławce niedaleko stawu i spróbowała jeszcze raz.

— Krzysztof Panek, słucham. — Usłyszała męski baryton, który lekko ją wystraszył. Nie tego się spodziewała, ale ginekolog zapewniał, że krewny jego żony ma duże doświadczenie, tylko mało czasu.

— Dzień dobry. — Serce przyśpieszyło swój rytm, choć starała się oddychać spokojnie.

— W czym mogę pani pomóc?

— Dostałam pana numer od doktora Szafrańskiego, potrzebuję pomocy. — Przez moment miała wrażenie, że ktoś jej się przygląda. Rozejrzała się wokół, ale nikogo nie zauważyła. Kilkoro przechodniów minęło ją bez poświęcenia choćby jednego spojrzenia.

— A na czym ta pomoc miałaby polegać?

— Nie chciałabym tłumaczyć tego przez telefon, nie chcę, żeby uznał mnie pan za wariatkę…

— Bez obaw, przywykłem do tego, że ludzie mają swoje problemy…

Ładnie to określił — przemknęło jej przez głowę. — Ciekawe, co powie, gdy usłyszy, że widzę duchy.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki