SZOGUN - Magda Rysa - ebook

SZOGUN ebook

Rysa Magda

4,2

Opis

Dominika, choć uwielbiała motocykle, nie była zbyt szczęśliwa jeżdżąc w grupie brata.

 

Przypadkowe spotkanie Łukasza rozbudziło w niej, od lat skrywane emocje.

 

Ze zdziwieniem odkryła, że on również jest bikerem, a im bliżej go poznawała tym więcej zyskiwał w jej oczach.

 

Jednak starszy brat miał co do niej inne plany, a jego kolega wcielił je w życie.

 

 Rozdzielił Łukasza i Dominikę i żadnemu z nich nie wyszło to na dobre.

 

Chwila szczerej rozmowy wyprostowała kręte ścieżki losu i doprowadziła do rozstrzygającego wyścigu.

 

Wyścigu o wspólną przyszłość.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 76

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (5 ocen)
2
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
aspia

Nie oderwiesz się od lektury

Łykam wszystkich motocyklistów. Przeniesienie ich w nasze realia wyszło bardzo ciekawie i pozytywnie. Jedyny mankament? Ta historia jest stanowczo za krótka 🙃
10

Popularność




Nota redakcyjna

Magda Rysa

SZOGUN

Wydawnictwo Rysa

Copyright © by Magda Rysa, 2023

Copyright © Wydawnictwo Rysa 2023

All right reserved.

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania w całości i wefragmentach bez zgody Autora.

Zezwala się na użycie okładki w mediach społecznościowych.

Projekt okładki Magda Rysa

Zdjęcie na okładce ©VistaCreate

Współpraca: Katarzyna Ważyńska

Wydanie I - elektroniczne

ISBN

Wydawnictwo Rysa

Czaplinek

Wydawca: Magdalena Szczepańska

Łukasz

Lubię moją wieś, a jednocześnie jej nienawidzę. Można tak? Skoro tak jest, to najwidoczniej można. Nie potrafię się z niej wyrwać, mimo że ukończyłem studia. W domu kazali mi iść na polibudę; na rolnictwo, więc poszedłem, jednak w trakcie nauki pomieszałem z kierunkami i tak naprawdę nikt nie wiedział, co ukończyłem. Mam trzy lata starszego brata i młodszą siostrę, ale to Marcin zawsze był oczkiem w głowie rodziców. Byłem wypadkiem przy pracy, tak samo ja Amelia.

W końcu dziedzic może być tylko jeden – powiedział Ojciec, przepisując gospodarkę na najstarszego syna. Ja na odczepnego, dostałem pół hektara pola z rzadkim lasem i jakimiś chaszczami, a młoda kawalerkę w Poznaniu. Ostatecznie chyba tylko Amelia wyszła na tym obdarowywaniu najlepiej.

Dziś wieczorem szykowała się ogromna impreza, bo Marcin miał urodziny. Jak zawsze przywaliłem durniowi w plecy przy śniadaniu i powiedziałem nieśmiertelne „wszystkiego najlepszego” i to powinno wystarczyć. Ja nic od niego nie dostawałem, jedynie mama i Amelia pamiętały o moim corocznym dniu, więc i ja wysilałem się tylko dla nich.

Wielki grill grzał się już od obiadu – mięso czekało zapeklowane, do tego kiełbaski różnego rodzaju czekały na swój moment, miski z sałatkami oraz wódka chłodziły się w lodówce, piwo leżakowało w piwnicy. Zakładałem, że zejdzie się dzisiaj do nas połowa wsi. Nasze gospodarstwo było największym w okolicy, a Marcin miał ambicje na zostanie sołtysem.

– Łukasz! Skocz do sklepu, dokup trochę coli i tak nie masz co robić – braciak idealnie wszedł w rolę zarządzającego. Ojciec po udarze wylądował na wózku inwalidzkim i cały ciężar „prowadzenia stada” przeszedł na Marcina.

Teraz siedziałem w swoim pokoju i przygotowywałem opracowanie urządzenia pomiarowego. Razem z kumplem tworzyliśmy różne wynalazki, czasami jakieś aplikacje dla konkretnych zakładów produkcyjnych, jednak żeby je opatentować, trzeba było je opisać i to była moja działka. Rodzina nie miała zielonego pojęcia, jak zarabiam. Zresztą i tak źródeł

dochodu miałem kilka.

Zapisałem dotychczasową pracę i wyłączyłem laptop chowając go przezornie do szafy.

Zasiedziałem się na tym zadupiu i nie umiałem uciec. Brakowało bodźca, jakiejś siły napędowej; wyższej, która pchnęłaby mnie do takich decyzji. Niewiele tutaj potrzebowałem –

wystarczyła dobra prędkość sieci, więc żyłem sobie bezboleśnie. Prawie…

Wrzuciłem na grzbiet koszulę polarową, przecież stroić się, też nie było tutaj dla kogo.

Wsiadłem w samochód i ruszyłem do jedynego wiejskiego sklepu, który na szczęście nie był

daleko, więc szybko obrócę.

Zakupy poszły sprawnie, gdy za plecami usłyszałem znajomy grzmot, aż ciarki przeszły po krzyżu od tego dźwięku. Na drodze pojawiły się motocykle, na które z ciekawością spojrzałem. Było ich dziesięć. Na czele jechał wielki gościu z brodą. Nie mieli kamizelek, więc założyłem, że nie byli zrzeszeni. Zatrzymali się nieopodal mnie. Nie mogłem oderwać wzroku od maszyn, które posiadali — były piękne, niektóre barwne, ale głównie czarne z mnóstwem chromu. Zauważyłem jedną srebrną Hondę, kilka Yamah, był też Intruder z namalowanymi ogniami na baku i jedno wypasione BMW, prowadzone przez masywnego mężczyznę, ubranego z w markowy kombinezon firmy 4SR. Po oczach biło od niego kasą. Na samym końcu szeregu, prezentowała się cudnie, ogniście czerwona Honda Valkiria, którą prowadziła dziewczyna.

Wpatrywałem się dalej, jak zaczarowany i obserwowałem wszystko. Taki widok wzbudzał

moje głęboko zakorzenione emocje, aż mrowiły mnie palce u stóp. Największą uwagę przykuła kobieta z tego zjazdu i to właśnie ona zaparkowała obok mojego seata. Zdjęła kask, po czym rozpuściła jasnobrązowe włosy, które rozsypały się jej po plecach, aż zaparło mi dech w piersi. Stałem jak ten ostatni osioł i wpatrywałem się w cud natury. Piękna

motocyklistka to chyba marzenie każdego faceta, kochającego jednoślady. Moim marzeniem, ideałem, pragnieniem stała się w tamtym momencie - ONA.

Poprawiłem ustawienie zgrzewek w bagażniku i znowu zacząłem wpatrywać się w dziewczynę. Za żadne skarby świata teraz nie odjadę. Ten, który przewodził grupie, podszedł

do młodej kobiety, zdejmując rękawice.

– Co się tak wleczesz, mała? Przecież wiesz, gdzie jest gaz w motocyklu.

– A po co wy tak pędzicie? To nie „eska”, co chwile jest wiocha i trzeba hamować, ja nie mam pieniędzy na mandaty, nie znam okolicy, nie wiem, gdzie czai się policja!

– Kto by pomyślał, żeś taka biedna! – zadrwił – jeździmy razem i jak ja pędzę, to ty też masz pędzić.

Spojrzałem na mężczyznę z pełnym zdziwieniem, jakiś porąbany ten typ. Zasada jazdy w grupie jest jasna – jeździmy w szachownicę aby zawsze był czas na reakcję i miejsce na manewr. Prowadzi grupę szef, albo kapitan drogi, ale to właśnie on jest od tego, aby zwrócić uwagę czy cała grupa nadąża. Od razu widać, że to jakiś idiota.

– Nie będę zapieprzać tylko dlatego, że ty tak lubisz. Jak przewodzisz grupie, to bierz pod uwagę wszystkich.

– Właśnie biorę i dlatego zwracam ci uwagę.

– Wiesz, Marek, gdzie możesz sobie tę uwagę wsadzić? Nie będę więcej z wami jeździła.

– Będziesz, od teraz będziesz się trzymać Dariusza i jechać równo z nim.

– W żadnym wypadku! On jest przecież nieobliczalny i nie lubię go!

Wygląda na to, że dyskusja była zakończona. Wielki facet odchodzi, dziewczyna siada na krawężniku, nie podchodzi do grupy, jest sama. Wyraźnie nie chce integrować się z pozostałymi członkami ekipy. Teraz jest moja szansa, drugiej mieć nie będę! Zrobiłem dwa kroki w jej stronę.

– Pomóc w czymś? – zagadnąłem.

– Mnie nie można pomóc, ale dziękuję. – Podniosła głowę i otaksowała mnie z dołu do góry.

Chyba jednak nie wypadłem zbyt dobrze, bo minę miała dalej zmieszaną.

– Mogę chociaż wysłuchać, jeśli potrzebujesz pogadać. Będę milczał, nie oceniał, ani komentował.

Usiadłem koło niej, a ona patrzyła przed siebie. Jednak ten spokój to tylko pozory, zauważyłem, że ma zaciśnięte pięści. Drobne dłonie delikatnie drgały pod wpływem nerwów.

– To mój brat Marek, jest starszy i myśli, że wszystko mu wolno. Ciągle się rządzi i wcina w moje życie. Kocham motocykle, ale chyba przestanę z nimi jeździć; szaleją na drodze, ja lubię spokojniejszą i stonowaną jazdę, więc ciągnę się na końcu. Czasami można ścigać się z wiatrem, ale na odpowiednich drogach. On ciągle mówi mi, z kim mam się przyjaźnić, a z kim nie. Kiedyś nawet filmy w kinie za mnie wybierał. Teraz ciągle umawia mnie z tym wielkim niedźwiedziem – pokazała podbródkiem w stronę jednego z mężczyzn – nie lubię go.

Chciałabym mieć chłopaka, oczywiście, ale takiego którego będę kochać, a nie jakiegoś tępego buraka na BMW. Dobrze, że udało mi się wcześniej stracić… – zająknęła się wystraszona, chyba za daleko pozwoliła sobie na zwierzenia. Wiedziałem, co chciała powiedzieć, więc szybko wszedłem jej w słowo, żeby nie czuła się głupio.

– A ja siedzę tutaj, jako popychadło rodzinne i niby rolnik, tfu, a przecież kocham maszyny.

Też mam starszego brata, Marcina i też mam przerąbane, bo ciągle mnie wykorzystuje, więc możemy sobie podać rękę – wyciągnąłem do niej dłoń, a ona śmiało ją uścisnęła.

– Dominika albo Domino – przedstawiła się.

– Łukasz albo Luka.

– Fajnie pogadać z normalnym człowiekiem, a nie z tymi napuszonymi pawianami, którzy myślą, że jak mają motor między nogami, to już świat do nich należy.

– Nie lubisz ich?

– Nie bardzo, to znajomi brata nie moi… Mieszkasz tutaj? – zmieniła temat.

– Tak – szepnąłem. – Niestety.

– Dlaczego? Tu jest pięknie, cicho i spokojnie. Chętnie bym tu wróciła, jeśli byś chciał.

– Bardzo. – Uśmiechnąłem się do niej swoim najbardziej uroczym uśmiechem. Była śliczna, drobna, ale taka harda. Wiadomo, skoro potrafiła ogarnąć swoją czerwoną Hondę, to nie była eteryczną blondynką, tylko konkretną kobietą i bardzo mi się podobała. Nie umiałem oderwać od niej oczu.

– Ty tam, wieśniaku, spierdzielaj od mojej siostry – usłyszeliśmy za plecami.

Szybko wyjąłem z portfela niebieski kartonik. Zawsze miałem ze sobą wizytówki i od koloru zależało, co na niej było. Niebieskie były dla dziewczyn, tylko imię i numer, w zasadzie to wystarczyło. Obracając się, widziałem, jak szybko schowała wizytówkę do kieszeni na udzie.

– To mój numer, zadzwoń – szepnąłem, wstając, nie ma co zaczynać bijatyki we własnej wiosce.

– Mówiłem coś! – brat dziewczyny warknął groźnie, stając za nami.

– Będę czekał na telefon – rzuciłem na odchodne, wsiadając do samochodu, zdążyłem usłyszeć, jak krzyknął w moją stronę – zapomnij wsiórze! Nie te progi na twe nogi!

“Żebyś się, kurwa, nie zdziwił” – pomyślałem, kierując się w stronę domu. W życiu nie zapomnę takiej dziewczyny.

Dominika

Nawet się nie ruszyłam z krawężnika, patrzyłam za znikającymi światłami.

To był moment, w którym podjęłam decyzję, że tu wrócę i to bardzo szybko. Nie pozwolę, żeby brat podejmował za mnie decyzje. W końcu to moje życie. Muszę przyznać, że trochę zrobiło mi się lżej, gdy opowiedziałam obcemu chłopakowi co mnie męczy.

Marek wyciągnął w moją stronę dłoń. Nie miałam innego wyjścia, wstałam.

– Zwróć lepiej oczy na Darka. – Poinstruował mnie brat.

Owszem spojrzałam na grupę motocyklistów, wielki chłop cały w tatuażach, z czarną brodą oparty o swój wspaniały motocykl, właśnie zapalał papierosa.

– A po co mam patrzeć na tego… typa?