Uciec od prawdy. Tom 2 Komisarz Andrzej Papaj - Tomasz Wandzel - ebook + audiobook

Uciec od prawdy. Tom 2 Komisarz Andrzej Papaj ebook i audiobook

Wandzel Tomasz

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

We Wrocławiu zostaje zamordowany Stefan Król, popularny pisarz kryminałów. W trakcie śledztwa komisarz Andrzej Papaj wraz z aspirant Justyną Nowicką ustalają, że wobec autora pojawiały się zarzuty o plagiat, otrzymywał pogróżki, a jego żona ma kochanka. Krąg osób, którym zależało na śmierci pisarza, jest zatem bardzo duży. Śledztwa nie ułatwia również odkrycie, że odciski palców zamordowanego pasują do tych, znalezionych na miejscu brutalnego morderstwa młodego małżeństwa, które kilka miesięcy wcześniej wstrząsnęło jednym z osiedli.

 

Polecamy również pierwszy tom serii o śledztwach komisarza Andrzeja Papaja "Dotrzeć do prawdy". "Bardzo ciekawa książka a głos lektora idealnie oddaje klimat”, "Ciekawa, wciągająca. Bez zbędnych makabrycznych wątków, co jest teraz rzadkie.” -. opinie słuchaczy audiobooka "Dotrzeć do prawdy".

 

Tomasz Wandzel – Autor, który ma na swoim koncie powieści sensacyjne, kryminalne, obyczajowe oraz historyczne. Jest wielokrotnym stypendystą różnych instytucji, wspierających rozwój kultury m.in. Marszałka Województwa Pomorskiego oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Mieszka w Prabutach, które często pojawiają się w jego twórczości. Zawodowo pracuje jako copywriter. Polecamy również „Hycel”,„Chłopiec z Kresów” oraz „Dom w chmurach”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 369

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 22 min

Lektor: Tomasz Wandzel
Oceny
4,4 (153 oceny)
98
29
14
10
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Arkadiusz_Dudkiewicz

Dobrze spędzony czas

Bardzo dobra książka. Nie mniej jednak, dałem jedną gwiazdkę mniej z uwagi na błędy redakcyjne. Wielka litera, tam gdzie powinna być mała, pomylenie na ostatnich stronach książki imienia pani aspirant itp.
20
ewkaj

Nie oderwiesz się od lektury

Dobry, klasyczny kryminał ze znajomymi detektywami.Ciekawa fabuła, częste zmiany akcji,niespodziewany finał.Pojawienie się nowego wątku daje nadzieję na cd . Czytałam z zapartym tchem do końca ! Polecam!
10
krysb1

Dobrze spędzony czas

polecam
00
saxgregorius

Dobrze spędzony czas

Małe niespójności i stereotypowe podejście do kilku tematów ale ogólnie ciekawe i wciągające.
00
tteresia

Nie oderwiesz się od lektury

Super cieżko się oderwać od książki.
00

Popularność




Tomasz Wandzel

Uciec od prawdy

Tom 2 Komisarz Andrzej Papaj

@lindcopl

e-mail: [email protected]

Tytuł oryginału:

Uciec od prawdy

Tom 2 Komisarz Andrzej Papaj

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Wydawnictwa Lind&Co Polska sp. z o o.

Wydanie I, 2023

Projekt okładki: Daniel Rusiłowicz KavStudio

Grafik na okładce:

Tomasz © Addobe Stock

Copyright © dla tej edycji: 

Wydawnictw0 Lind&Co Polska sp. z o o, Gdańsk, 2023

ISBN 978-83-67494-81-6

Opracowanie ebooka Katarzyna RekWaterbear Graphics

Rozdział pierwszy

Telefon komisarza Andrzeja Papaja zadzwonił dość nieoczekiwanie, a na dodatek w najmniej odpowiednim momencie. Komisarz leżał właśnie w łóżku, choć wiszący na ścianie zegar wskazywał piętnastą dwadzieścia trzy, a lipcowe słońce zalewało jego sypialnię ciepłym popołudniowym słońcem, które od kilkunastu dni serwowało mieszkańcom stolicy Dolnego Śląska temperatury sięgające trzydziestu stopni w cieniu, a jak przewidywały prognozy, słoneczny wyż miał się jeszcze utrzymać przez następny tydzień. W pozostałych częściach regionu, aura była podobna, co Papaj, który nazajutrz zaczynał urlop, uznał za dobrą wróżbę. Najbliższe kilka dni zamierzał spędzić w Przesiece, włócząc się po karkonoskich szlakach. Miejscowość choć turystyczna, nie ściągała takich tabunów turystów, jak sąsiadujące z nią Karpacz, czy Szklarska Poręba. Teraz jednak Andrzej doświadczał przyjemności zupełnie innego rodzaju. Nagi i w pełni zrelaksowany leżał w skotłowanej, przesiąkniętej zapachem seksu pościeli, podobnie jak atrakcyjna, długonoga, niebieskooka blondynka. Jej smukłe, doskonale wysportowane ciało, mogłoby wzbudzać zazdrość większości modelek i zachwyt dużej części mężczyzn. Jednak to właśnie Papajowi było dane przeżyć upojne chwile w jej ramionach. Dzwonek telefonu sprawił, że Andrzej oderwał spojrzenie od nagiej Marty, która siedząc po przeciwnej stronie łóżka w klasycznej pozycji kwiatu lotosu, ze stopami spoczywającymi na udach, wyprostowanymi plecami i dłońmi ułożonymi na kolanach, snuła opowieść, w którą komisarzowi trudno było uwierzyć. Miał wrażenie, że Marta nie opowiada mu prawdziwych wydarzeń, ale streszcza powieść szpiegowską, której fabuła mogła być doskonałym materiałem na scenariusz filmowy. Tylko fakt, że historię o tym, w jaki sposób CIA rozlicza się ze swoimi wrogami, nawet tymi z odległej przeszłości, opowiadała agentka amerykańskiego wywiadu, czynił tę relację wiarygodną, choć trudną do uwierzenia. Słysząc dzwonek telefonu, Marta urwała swoją niezwykle zajmującą opowieść, a jej duże, niebieskie oczy zdawały się mówić: „Na co czekasz, odbierz ten cholerny telefon”. Andrzej niechętnie spełnił nieme polecenie, sięgnął po smartfon i spojrzał na wyświetlacz. To, co zobaczył, sprawiło, że mimowolnie zmarszczył czoło. Telefon od inspektora Jerzego Górskiego był ostatnią rzeczą, jakiej tego popołudnia się spodziewał. Właściwie nie musiał go nawet odbierać. Od dwóch godzin był na urlopie, a jednak z jakiegoś powodu komendant postanowił zakłócić jego dopiero co rozpoczęty wypoczynek. Znał Jurka na tyle dobrze, aby wiedzieć, że skoro zdecydował się na taki krok, to sprawa musi być poważna. W przeciwnym razie przełożony nie zawracałby mu głowy.

– Muszę odebrać, to szef – wyszeptał, całując Martę w usta.

– To odbierz, a ja będę udawała, że mnie tu nie ma – zaszczebiotała, odwzajemniając pocałunek, a następnie z gracją gimnastyczki artystycznej opuściła skotłowaną pościel, podeszła do okna, całkowicie odsłoniła żaluzje i nie zważając na swoją nagość, z zainteresowaniem zaczęła przyglądać się okolicy. Komisarz miał tylko nadzieję, że żadna wścibska sąsiadka lub znudzony sąsiad z bloku naprzeciw nie patrzy teraz w jego okna. U starszych pań taki widok mógłby wywołać jawne zgorszenie, a u ich mężów wytrzeszcz oczu, przyśpieszone tętno, a w konsekwencji nawet zawał serca. Seniorkami Papaj specjalnie się nie przejmował. W końcu i tak miał na osiedlu opinię faceta, który co rusz zaprasza do siebie jakieś kobiety, z którymi wyprawia, Bóg wie jakie orgie, co było oczywiście grubą przesadą. Jednak współodpowiedzialność za wyprawienie na tamten świat jakiegoś seniora, to zupełnie inna bajka. Odsuwając na bok myśli o następstwach, jakie może wywołać naga Marta, stojąca w oknie mieszkania komisarza policji, przesunął palcem po wyświetlaczu i przyłożył telefon do ucha.

– No cześć stary, co tam się urodziło? – zapytał, siląc się na wesołkowaty ton, chociaż zazwyczaj rozmawiał z komendantem w bardziej oficjalny sposób, ale teraz chciał pokazać, że w polskiej policji, podobnie jak za oceanem, panuje moda na luźne relacje na linii podwładny, przełożony. Jednocześnie pożerał wzrokiem sylwetkę Marty, prześlizgując się lubieżnym spojrzeniem po karku, plecach, pośladkach i długich cholernie zgrabnych nogach, które były jednym z anatomicznych atutów agentki amerykańskiego wywiadu. Równomierna opalenizna pokrywająca każdy centymetr jej skóry wskazywała, że Marta nie należała do kobiet wstydliwych, ale o tym Andrzej zdążył się już przekonać w łóżku.

– Nic się nie urodziło, tylko umarło, a dokładniej mówiąc, zostało zabite – odpowiedział inspektor, próbując nawet zażartować, choć w połączeniu ze zmęczonym, służbowym tonem efekt wywołał w Papaju reakcję odwrotną do zamierzonej. Zamiast choćby cienia uśmiechu na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Komisarz błyskawicznie przejrzał zamiary szefa. Fakt, że przełożony z miejsca przeszedł do rzeczy, oznaczał jedno, komendant chciał wcisnąć Andrzejowi nowe śledztwo. W przeciwnym razie nie telefonowałby do niego z informacją o jakimś tam zabójstwie. Papaj, który właśnie zakończył rozwiązywanie sprawy szkieletu, znalezionego podczas remontu starych warsztatów szkolnych, a jutro zamierzał wyjechać i na kilka dni zaszyć się w górach, zaklął w duchu. Wciąż skupiając wzrok na Marcie, która teraz oparta pośladkami o parapet, bez żadnego zażenowania eksponowała swoje krągłe, kształtne piersi i gładko wygolony wzgórek łonowy, zastanawiał się, jak powinien zaprotestować. Nie miał zamiaru kolejny raz przekładać urlopu. Tym bardziej że nową sprawę mógł Górski przydzielić komuś innemu. Co prawda nie wybierał się do Szwecji, jak początkowo planował, aby tam włóczyć się samotnie po górach, ale chciał wyjechać w Karkonosze. Jednak urlop był urlopem i jak głosiło stare polskie powiedzenie, należał mu się jak psu micha. Już otwierał usta, by przedstawić szefowi swoje obiekcje, lecz Górski był szybszy i mówił dalej.

– Dwie godziny temu znaleziono zwłoki Stefana Króla. Wszystko wskazuje na to, że został zamordowany – zakomunikował komendant i dopiero wtedy pozwolił Andrzejowi dojść do głosu.

– Tego Króla? – rzucił Papaj, chcąc się upewnić, czy dobrze usłyszał. Przecież gdyby stało się to, o czym właśnie powiedział Jurek, wszystkie media już by o tym huczały, a news przyćmiłby nawet sensacyjne doniesienia o odkryciu złotego pociągu, na którego skarby ostrzyło sobie zęby tak wielu ludzi, że gdyby przyszło do podziału, każdy otrzymałby tyle, co kot napłakał. Jak głosiła historia, którą Sylwia, pierwsza żona Andrzeja, z zawodu i zamiłowania historyczka, uważała za jedną z wielu wojennych legend, podobno wagony wyładowane skrzyniami zawierającymi złoto i inne kosztowności, opuściły Wrocław na krótko przed zakończeniem drugiej wojny światowej. Według przekazów, w pociągu miało się znajdować złoto i inne kosztowności. Jeśli wierzyć odkrywcom, skład został ukryty przez hitlerowców w doskonale zamaskowanym tunelu kolejowym między Wrocławiem a Wałbrzychem.

– A znasz jakiegoś innego Króla, który pisze kryminały? – prychnął wyraźnie zniecierpliwiony inspektor. Dopiero wtedy dotarło do Andrzeja, że pewnie w mediach wrze, ale on zajęty bardziej przyjemnymi sprawami, zapomniał o sprawach tego świata, koncentrując się na boskim ciele Marty.

– No nie – potwierdził Papaj.

– To aż dziwne, że o tym nie słyszałeś, przecież wszystkie media o niczym innym nie trąbią?– mruknął Górski, nie kryjąc zdziwienia.

– Przez ostatnie kilka godzin byłem trochę zajęty – bąknął komisarz, wciąż pożądliwie łypiąc na nagą Martę, przechadzającą się teraz po sypialni i oglądającą ustawione tu i ówdzie świece, których zapach wypełniał pomieszczenie mieszanką sandałowca, opium i wanilii.

– Andrzej, wiem, że od jutra miałeś zacząć urlop – Górski przeszedł do punktu, którego Papaj spodziewał się od chwili, gdy usłyszał o śmierci króla polskiego kryminału, jak o Stefanie pisały media – ale musisz wiedzieć, że wstępne ustalenia wskazują, iż śmierć Króla jest powiązana z morderstwami na osiedlu Słonecznym – słowa przełożonego sprawiły, że Papaj drgnął, a lodowaty dreszcz przebiegł przez jego ciało.

– Jesteś pewien?

– Pewna to jest tylko śmierć i podatki – Górski ponownie spróbował zażartować, chociaż Papajowi wcale nie było do śmiechu – ale technicy kryminalni poinformowali mnie, że zabezpieczyli ślady, łączące te dwie sprawy – wyjaśnił. Komisarz w jednej chwili zapomniał o rozwiązanej właśnie zagadce szkieletu z warsztatów szkolnych, w której dużą rolę odegrało CIA, czekającym go urlopie, i nawet naga, atrakcyjna kobieta stojąca w zasięgu jego ręki nagle przestała się liczyć. Wszystko to zostało zastąpione wspomnieniem młodego małżeństwa, brutalnie zamordowanego w garażu własnego domu. Obrazy rodem z najbardziej krwawych horrorów mimowolnie stanęły mu teraz przed oczami. Z tak makabryczną zbrodnią Papaj jeszcze się nie spotkał, chociaż służył w policji od kilkunastu lat. Jednak najbardziej irytujący był fakt, że mimo zabezpieczenia sporej ilości materiału dowodowego, zaangażowaniu ogromnych sił i środków, przesłuchaniu kilkuset osób, śledztwo po kilku miesiącach zwolniło, a następnie stanęło w martwym punkcie. Wszystkie analizowane tropy prowadziły donikąd i jedynie przypadek mógł sprawić, że w sprawie nastąpi przełom. Komisarz mocno w to wierzył. W końcu jak pokazywała historia wiele spraw kryminalnych, na pierwszy rzut oka beznadziejnych, udało się rozwiązać nawet po kilkunastu latach. Osobiście analizował akta kilku z nich i wiedział, iż czasami wystarczy krążąca po wsi plotka, aby złapać morderców, którzy przez lata czuli się bezkarni. Jednak wyczekiwany przez niego przełom, nie był taki, jakiego oczekiwał. Bardziej liczył na odkrycie sprawcy, bądź sprawców, a nie kolejne morderstwo. Tylko jaki związek z masakrą na osiedlu słonecznym miała śmierć znanego autora kryminałów?

– Będę najdalej za pół godziny – zapewnił, prosząc, aby szef przesłał mu adres Stefana Króla.

– Obowiązki? – rzeczowo zapytała Marta.

– Niestety – potwierdził, posyłając jej przepraszające spojrzenie.

– Jak to mówią u nas w stanach: „Jaki zawód, takie życie” – oznajmiła tonem, w którym nie było rozczarowania, ale zrozumienie. Następnie przeszła do łazienki, gdzie zostawiła swoje ubrania. Komisarz błyskawicznie wyskoczył z pościeli, ubrał się najszybciej, jak tylko potrafił, zgasił wszystkie świece, aby nie daj Boże nie spowodować pożaru, a gdy wyszedł z sypialni, Marta czekała już przy drzwiach wyjściowych.

– Powiesz mi co to za sprawa? – zapytała, gdy wsiedli do samochodu. Andrzej nie spodziewał się takiego pytania, choć biorąc pod uwagę, że Marta służyła w CIA, jej ciekawość była usprawiedliwiona. Przez dłuższą chwilę rozważał, czy może wtajemniczyć kobietę w śledztwo, które jak dotąd przerastało jego policyjne umiejętności. W końcu uznał, że nie ma żadnych powodów, dla których miałby jej nie opowiedzieć o młodym małżeństwie, bestialsko zamordowanym na jednym z wrocławskich osiedli, gdzie para kończyła budowę własnego domu. Przecież następnego dnia Marta wylatywała do stanów i nigdy więcej mieli się już nie spotkać.

– Tak, ale ostrzegam, to nie będzie przyjemne.

– Nie chcę się licytować, ale uwierz mi na słowo, że w swoim życiu widziałam rzeczy, o których nawet nie pisze się w powieściach dla wyjątkowych twardzieli – wtrąciła. Papaj nie miał powodu, aby wątpić w jej słowa. W końcu CIA nie było klubem dyskusyjnym, organizującym spotkania przy herbatce i ciasteczkach, ale organizacją, mającą na rękach krew tysięcy winnych i niewinnych ludzi na całym globie.

– Osiem miesięcy temu – zaczął, podkręcając nieco klimatyzację, bo w aucie nagle zrobiło się nieznośnie gorąco – na jednym z podmiejskich osiedli, w nowym, jeszcze nie do końca wykończonym domu, odkryto zwłoki dwóch osób. Ciała zostały znalezione w garażu. Były tak zmasakrowane, że chociaż podejrzewano, kim są ofiary, to dopiero testy DNA pozwoliły potwierdzić ich tożsamość. Sprawca bądź sprawcy, bo szczerze mówiąc, wątpię, aby jedna osoba mogła czegoś takiego dokonać, użyli siekiery i noża. Oba narzędzia zbrodni zostały zabezpieczone na miejscu zdarzenia. Nie chcę szczegółowo opisywać ile i jakich ran doliczono się na ciałach, ale niech wystarczy ci informacja, że patolog nie potrafił jednoznacznie określić, które z nich doprowadziły do zgonu – Papaj przerwał, widząc, że Górski przesłał mu SMS–em adres, gdzie dokonano zabójstwa Stefana Króla.

– Czyli ten, kto zabił, działał pod wpływem silnych emocji – odezwała się Marta, wykorzystując moment, w którym komisarz przerwał swoją opowieść.

– To jedna z hipotez – potwierdził Andrzej – inna zakłada, że sprawca celowo wszystko zainscenizował, aby w ten sposób odwrócić od siebie uwagę, a nas skierować na fałszywy trop.

– Sądzicie, że działał z premedytacją, a zmasakrowanie ciał było czymś w rodzaju zasłony dymnej?

– Właśnie tak. Tym bardziej że nawet nie dbał o zacieranie pozostawionych na miejscu śladów. Na nożu zabezpieczyliśmy odciski palców trzech osób. Dwa z nich należały do ofiar, a pozostałe najprawdopodobniej do sprawcy. Niestety facet nie był notowany.

– A dlaczego zakładacie, że mordercą był mężczyzna?

– Według biegłych, ciosy zadawano z bardzo dużą siłą, stąd założenie, że taką dysponują przeważnie mężczyźni.

– Dobrze, że użyłeś słowa przeważnie, bo inaczej musiałabym ci pokazać, co w tych sprawach potrafią kobiety – mruknęła Marta. Papaj nawet nie chciał weryfikować jej umiejętności, które zdobyła podczas szkolenia w jednym z amerykańskich ośrodków dla agentów specjalnych.

– a co wiadomo o śmierci tego pisarza? – zapytała, wracając do aktualnej zbrodni.

– Na teraz tylko tyle, ile powiedział mi szef. Gość został znaleziony dwie godziny temu w swoim apartamencie, ale nie wiem, jak został zabity, ani co odkryli technicy, że połączyli te obie sprawy – szczerze przyznał komisarz.

– Jeśli modus operandi będzie takie samo, to musisz się liczyć z możliwością, że masz do czynienia z seryjniakiem – zauważyła Marta. Ewentualność, o której właśnie wspomniała, była ostatnim, czego Andrzej teraz chciał, a mimo to musiał przyznać jej rację. W swojej długiej policyjnej karierze jeszcze nigdy nie miał do czynienia z seryjnym mordercą, a nawet osobiście nie znał żadnego gliniarza, który prowadziłby taką sprawę. Jego cała wiedza opierała się wyłącznie na lekturze archiwalnych materiałów.

– Wiem – przyznał niechętnie, parkując samochód obok hotelu, w którym zatrzymali się agenci, pomagający mu w wyjaśnieniu zagadki szkieletu, znalezionego kilka tygodni wcześniej.

– Jeśli dobrze kojarzę, to ostatnim seryjnym mordercą w Polsce był Mariusz B? – pytanie Marty, a raczej stwierdzenie, zaskoczyło Papaja. Oznaczało, że kobieta, choć mieszka w stanach, to dość dobrze orientuje się w polskich sprawach kryminalnych.

– Słyszałaś o tym przypadku?

– Oczywiście. Tacy psychopaci nawet w stanach są rzadkością. Chociaż w tym wypadku cała historia jest tak popaprana, że aż trudno w nią uwierzyć. Relacje między sprawcą, a jego ofiarami wykraczały poza schemat najgorszej patologii – stwierdziła Marta i w jej słowach nie było ani cienia przesady. Papaj przez cały czas trwania śledztwa i sprawy sądowej na bieżąco śledził wszystkie ustalenia dotyczące mężczyzny, który zamordował cztery osoby, choć ich ciał nigdy nie odnaleziono. Początkowo policja nie przypuszczała nawet, że zaginięcie Zbigniewa, Oli, Henryka i księdza Piotra mogą mieć z sobą coś wspólnego. Dopiero dokładne prześwietlenie ich przeszłości pozwoliło odkryć mroczną tajemnicę. Ksiądz Piotr, choć zaginął jako ostatni, był pierwszym ogniwem tej sprawy. To on zaczął molestować nastoletniego Mariusza. Później chłopcem zainteresował się Zbigniew, będący dobrym znajomym duchownego. Mężczyzna zaproponował nastolatkowi, aby ten zamieszkał z nim, jego żoną oraz córką Olą. Jednak Zbigniewowi chodziło przede wszystkim o wykorzystywanie seksualne Mariusza, w którym uczestniczyła również jego żona Małgorzata. Finalnie to z nią Mariusz związał się na stałe, a para nawet doczekała się dziecka, choć oficjalnie ojcem był Zbigniew. To on i jego córka zaginęli jako pierwsi. Później ich los podzielił Henryk, którego jedyną winą był fakt, że partnerował Małgorzacie podczas zajęć tanecznych. Chociaż policja podejrzewała Mariusza B o kilka innych zabójstw, to niczego więcej mu nie udowodniono. Skazany był tak pewny uniewinnienia, że wprost mówił policjantom: „nie ma ciała, nie ma sprawy”. Sąd był jednak innego zdania i uznał, iż zgromadzone dowody wskazują na sprawstwo oskarżonego. Czterokrotny wyrok dożywocia był pierwszym, jaki wydano w Polsce.

– Szkoda, że żegnamy się w takich okolicznościach – powiedziała Marta, uśmiechając się smutno. Papaj także inaczej wyobrażał sobie koniec tej krótkiej, lecz jakże namiętnej i ciekawej znajomości. Zamierzał zaprosić Martę na kolację, może zaproponować seans w saunie, a na pewno jeszcze raz zaciągnąć do łóżka. Gdyby nie nagła śmierć Stefana Króla, zrealizowałby swoje plany.

– Rzeczywiście nie tak to miało być – przyznał, kładąc rękę na odsłoniętym udzie Marty. Ku zaskoczeniu komisarza kobieta nie strąciła jego dłoni, lecz zamiast tego zaczęła nucić jedną z piosenek Budki Suflera:

„To nie tak miało być, zupełnie nie tak. Cały świat miał być nasz, tylko go brać”.

– O widzę, że mamy podobne muzyczne gusta – ucieszył się Papaj.

– Nie tylko muzyczne – mruknęła zalotnie, posyłając mu dwuznaczny uśmiech. Następnie pocałowała go w usta i wysiadła z auta.

– Pozdrów Henriego! – zawołał przez uchylone okno. Agentka skinęła głową, choć Papaj wątpił, aby przekazała pozdrowienia drugiemu agentowi, z którym Andrzej nie nawiązał żadnej nici porozumienia. Komisarz odczekał, aż Marta zniknęła w obrotowych drzwiach i dopiero wtedy ruszył do mieszkania Stefana Króla. Przedzierając się przez zakorkowane o tej porze ulice, zatelefonował do Nowickiej.

– Słyszałaś o Królu? – spytał, gdy tylko odebrała telefon.

– A pokaż mi kogoś, kto nie słyszał? – odpowiedziała pytaniem. Papaj miał ochotę przyznać, że on dowiedział się całkiem niedawno i pewnie jako jeden z ostatnich, ale znając dociekliwy charakter Justyny, zrezygnował z tego pomysłu.

– Właśnie jadę na miejsce zdarzenia – oznajmił i wciskając pedał gazu, przemknął przez skrzyżowanie na żółtym świetle.

– A ty nie miałeś jechać na urlop w Karkonosze?

– Owszem miałem, ale musiałem zmienić plany, gdy okazało się, że śmierć Króla ma związek z innym morderstwem – wyjaśnił i w kilku zdaniach przedstawił jej sytuację.

– Jeśli chcesz, to mogę cię zabrać, bo jestem niedaleko twojego bloku – zaproponował, zwalniając przed kolejnymi światłami, bo tym razem paliło się już czerwone, a on nie zamierzał kusić losu i narażać innych. Owszem mógł użyć systemu uprzywilejowania, leżącego na tylnej kanapie, lecz jazda na sygnałach świetlnych i dźwiękowych nie mogła już pomóc Stefanowi Królowi.

– Ale ja nie jestem przydzielona do tej sprawy – zauważyła Justyna, zaskoczona usłyszaną właśnie propozycją.

– Tym moja droga będziemy martwić się później – stwierdził Andrzej, ruszając ze skrzyżowania – a teraz nie marudź, tylko ubieraj się i czekaj na mnie przed wjazdem na parking – polecił Papaj, choć doskonale wiedział, że zgodnie z umową aspirant Nowicka miała wrócić pod skrzydła komisarza Pawłowskiego, jednak tą kwestią na razie nie zawracał sobie głowy.

Justynę zobaczył już z daleka. Stała w umówionym miejscu, a popołudniowe słońce igrało w jej płomiennych rudych włosach. Gdyby nie jego towarzyskie zasady, to może nawet spróbowałby ją poderwać, chociaż jak zdążył się już zorientować, nie należała ona do kobiet, które spotykał w sieci. Nowicka wolała twardo stąpać po ziemi, niż bujać w obłokach. Nie znaczyło to, że dziewczyny, które Papaj poznawał w Internecie, zaliczały się do tak zwanych głupich gąsek. Wręcz przeciwnie. Większość miała wysoką samoocenę i wiedziała, czego chce od życia i oczywiście facetów. Jednak w każdej z nich tkwiła jakaś uśpiona iskra towarzyskiej przygody. Andrzejowi wystarczyła chwila, aby ją dostrzec, a przy odrobinie szczęścia i zachodu rozpalić, do rozmiaru namiętnego ogniska. Niestety u Justyny jej nie wypatrzył.

– Wskakuj, bo mi jeszcze wlepią mandat! – Krzyknął, pokazując na znak zatrzymywania się i postoju. Nowicka wsiadła, a Papaj, widząc w lusterku wstecznym niezadowoloną minę blondynki, kierującej białym volvo, przeprosił, mrugając światłami awaryjnymi i odjechał, odblokowując wjazd na parking.

– Wiesz, że właśnie naraziłeś się Monice Żmudzińskiej – poinformowała Justyna rozbawiona całą sytuacją.

– Tej Żmudzińskiej z radia? – upewnił się Papaj, odprowadzając wzrokiem białego SUV–a.

– We własnej osobie – potwierdziła Nowicka.

– To muszę przyznać, że nie tylko głos ma fantastyczny – mruknął komisarz, przypominając sobie audycje prowadzone przez dziennikarkę, które czasami zdarzało mu się słuchać w pracy lub w samochodzie. Jej melodyjny, dziewczęcy głos zawsze wprowadzał go w dobry nastrój.

– Ty to potrafisz ocenić urodę kobiety z szybkością fotoradaru – zadrwiła bezlitośnie Justyna, a wyraz jej twarzy wyrażał pełną dezaprobatę dla tego, co właśnie usłyszała.

– Ja nie oceniam, a jedynie wyrażam opinię, a poza tym uważam, że nie ma brzydkich kobiet…

– Tylko wina czasem brak – zakpiła Justyna, wchodząc mu w słowo.

– Akurat wino i kobiety, to doskonałe połączenie – zripostował.

– Dodaj do tego śpiew i będziesz miał tercet egzotyczny.

– Nie wiedziałem, że gustujesz w latynoamerykańskich rytmach, rodzimego pochodzenia? – zdziwił się Papaj.

– Babcia bardzo często śpiewała ich piosenki – wyjaśniła Justyna – ale lepiej powiedz mi, jak śmierć Króla jest powiązana z zabójstwem w domu Oleksych? – dodała, kierując rozmowę na sprawy zawodowe.

– Jeszcze nie wiem, Stary powiedział tylko to, co przekazałem ci przez telefon.

– Myślisz, że tym razem również użyto siekiery i noża? – rzuciła, próbując zgadywać. Jej słowa przypomniały Papajowi to, co widział w garażu na osiedlu słonecznym. Zmasakrowane ciała z poderżniętymi gardłami, wydłubanymi gałkami ocznymi. Plamy, rozbryzgi i zacieki z krwi widoczne na ścianach, betonowej posadzce i suficie. Te obrazy wstrząsnęły nawet nim, a komisarz w swoim zawodowym życiu widział wiele zbrodni. Dlatego zaczynał żałować, że zaproponował Nowickiej obejrzenie miejsca zbrodni, gdzie najpewniej zobaczy podobną jatkę. Dla młodej policjantki, która prawdopodobnie nie miała jeszcze do czynienia z tak drastycznymi scenami, mógł to być prawdziwy szok, a tego komisarz, przynajmniej na razie wolał jej oszczędzić.

– Póki nie zobaczę miejsca zdarzenia i nie porozmawiam z chłopakami, nie chcę spekulować, co tam się stało.

– Zaraz, zaraz, dlaczego mówisz, zobaczę, porozmawiam, czy mam przez to rozumieć, że ja jadę tylko dla towarzystwa i ewentualnie, aby popilnować twojego samochodu? – obruszyła się Justyna, gromiąc Papaja spojrzeniem. Spodziewał się takiej reakcji, lecz mimo to nie miał zamiaru ustąpić.

– Nie do końca. Jeśli uznam, że widok jest godny twoich pięknych oczu, które teraz brzydko na mnie patrzą, to pozwolę ci wejść – oświadczył, przeczuwając, co mogą zastać na miejscu zabójstwa. Choć uważał, że taka deklaracja jest pewnego rodzaju kompromisem, to wątpił, aby Nowicka miała takie samo zdanie na ten temat.

– W takim razie możesz mnie już tutaj wysadzić – skwitowała, wskazując na majaczący w oddali zatoczkę przystanku komunikacji miejskiej.

– Kobieto, czy wiesz, jaka w tamtym garażu była rzeźnia? Podcięte tętnice, wydłubane oczy, niemal zdarte skalpy – wyliczał Papaj, wiedząc, że tylko w ten sposób może zniechęcić Justynę do oglądania tego, co mogło na nich czekać w mieszkaniu Stefana Króla.

– Gdy byłam mała – odezwała się Nowicka, a ciepły i spokojny ton jej głosu, zapowiadał jakąś przyjemną historię z dzieciństwa – bardzo często jeździłam do swoich dziadków, którzy mieszkają w Walimiu. To takie małe urocze miasteczko w górach sowich. Spędzałam tam część wakacji, ferie zimowe, a czasami nawet weekendy. To były niezapomniane chwile. Z tych pobytów najbardziej zapamiętałam, jak dziadek zabierał mnie do różnych swoich sąsiadów na świniobicie, bo musisz wiedzieć, że on był takim lokalnym rzeźnikiem – wyjaśniła, a komisarz z wrażenia przewrócił oczami – i ja mu pomagałam w zabijaniu świnek. Trzymałam miskę, do której spływała krew na kaszankę…

– Przestań – poprosił Andrzej, nie chcąc sobie nawet wyobrażać, jaki będzie dalszy ciąg tej makabrycznej opowieści. Mimo to jego wyobraźnia sama podsunęła obraz małej wystraszonej dziewczynki, trzymającej w drobnych rączkach miskę pełną ciemnoczerwonej krwi.

– To jak, weźmiesz mnie z sobą?

– Tak, idziemy razem – ustąpił, dochodząc do wniosku, że jeszcze wielu rzeczy nie wie o tej dziewczynie, a po chwili namysłu uznał, że to może nawet lepiej. Przecież gdyby kilka tygodni wcześniej, usłyszał, że młoda aspirantka, z którą przyjdzie mu pracować, jako mała dziewczynka uczestniczyła w świniobiciu, to z miejsca uznałby ją za kogoś dziwnego.

Apartamentowiec, w którym mieszkał Stefan Król, mieścił się na jednym z zamkniętych osiedli. Wysokie na ponad dwa metry ogrodzenie, a także budka ochrony, zlokalizowana obok masywnego otwieranego automatycznie szlabanu, jasno dawały do zrozumienia, że nie każdy może tam wejść. Budynek wyróżniał się nowoczesną bryłą o pięciu kondygnacjach, fasadą z licznymi przeszkleniami i elewacją w kolorze piasku. W sąsiedztwie stało jeszcze kilka podobnych bloków.

– Całkiem przyjemne miejsce – mruknął Papaj, parkując na trawniku kilkanaście metrów od wjazdu. Ledwie zdążył wyjść z samochodu, gdy wyrósł przed nim ochroniarz, któremu komisarz mimo swoich stu osiemdziesięciu pięciu centymetrów wzrostu, sięgał ledwie do splotu słonecznego.

– Tutaj nie można parkować? – warknął goryl, opierając dłonie na biodrach. Ten gest upodobniał go do bohaterów amerykańskich westernów. Tyle że kowboje byli raczej średniego wzrostu i wątłej budowy. Zamiast uniformu, nawiązującego krojem i kolorystyką do mundurów wojskowych, nosili kraciaste koszulę, dżinsy, kapelusz oraz buty z ostrogami, a u pasa dwa rewolwery. Papaj wolnym ruchem sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki.

– Spokojnie, nie sięgam po kolta, tylko blachę – wyjaśnił, dostrzegając nerwowy tik na twarzy ochroniarza. Słowo blacha podziałało na tyle uspokajająco, że mężczyzna nawet się uśmiechnął.

– W porządku, może pan tu zaparkować – bąknął, dokładnie oglądając legitymację Papaja, a następnie bez słowa zawrócił i sprężystym krokiem odszedł do niewielkiego kontenera przy bramie, z którego dochodziły dźwięki rytmów disco polo.

– Niezły byczek – zauważyła Nowicka.

– W rzeźniczym żargonie to pewnie jakieś sto dwadzieścia kilogramów żywej wagi – zażartował Andrzej, ruszając do wejścia na teren osiedla. Po przeciwnej stronie ulicy zgromadził się już spory tłum gapiów, kilka wozów sprawozdawczych różnych stacji radiowych i telewizyjnych. Z kolei dwa radiowozy, ambulans i niebieskie ducato techników kryminalnych stało obok pierwszego z bloków.

– o widzę, że są już wszyscy, których się tu spodziewałem – mruknął komisarz, prześlizgując się spojrzeniem po kilkusetosobowym tłumie. Prawie każda z osób trzymała w dłoni przygotowany do robienia zdjęć i nagrywania filmów smartfon lub bardziej profesjonalny sprzęt. Papaj nie miał złudzeń, że najdalej za dwie godziny tysiące fotek i nagrań zaleją Internet, a wszyscy będą się prześcigali w wymyślaniu teorii o tym, jak i dlaczego zginął autor mający na swoim koncie kilkadziesiąt kryminałów.

– Zobaczysz, co będzie się działo, jak wyniosą Króla – rzucił komisarz, ostatni raz prześlizgując się wzrokiem po zgromadzeniu i wszedł do budynku, oddalonego od ulicy o mniej niż dwadzieścia metrów. Mijając otwartą windę, w której technicy zabezpieczali ślady, ruszył schodami w górę.

– Nie uważasz, że to trochę dziwne. Taki dziany facet, a mieszka jakby należał do klasy średniej, a nie wąskiego grona bogaczy – zastanowił się Andrzej.

– Ktoś, kto zarabia nawet dwie średnie krajowe, nie ma apartamentu o powierzchni dwustu metrów – zauważyła rzeczowo Nowicka – mercedesa za osiemset tysięcy i kilkunastu milionów na koncie – dodała, uświadamiając Papajowi przepaść, jaka oddzielała Króla od klasy średniej.

– No masz rację, moje mieszkanko ma zaledwie czterdzieści metrów – przytaknął Papaj – ale ja w przeciwieństwie do Króla wciąż żyję – zakończył. Na klatce schodowej było spokojnie i cicho. Dopiero kiedy weszli na trzecie piętro, spotkali pierwszych policjantów. Młody brodaty aspirant, którego Andrzej kojarzył z widzenia, pilnował drzwi między ogólnodostępnymi schodami a częścią mieszkalną apartamentu Stefana Króla, który zajmował całe trzecie piętro.

– Dobrze, że pan jest, bo pani prokurator już kilka razy o pana pytała – przywitał ich funkcjonariusz. Nadzieje Andrzeja, który nigdzie przed budynkiem nie zauważył bordowej mokki Anny Moskal, okazały się złudne. Jakby na potwierdzenie, gdzieś z głębi apartamentu usłyszał jej chłodny, pewny, spokojny głos.

– Twoja ulubienica – wyszeptała Justyna. Papaj zgromił ją spojrzeniem, zbył zaczepkę, przyśpieszył kroku i już po chwili zobaczył kobietę, która była dla niego muzą, przekleństwem i zagadką w jednym. Anna Moskal rozmawiała właśnie z wysokim blondynem, którego wiek Papaj ocenił na około trzydzieści lat. Grafitowy garnitur o sportowym kroju, czarne skórzane buty i błękitna koszula sugerowały, że facet albo zna się na modzie, albo ma dobrych doradców.

– Dzień dobry, miło znowu panią widzieć – przywitał się, wymieniając z prokuratorką spojrzenia. Jej było pełne dyplomatycznej rezerwy, a jego gotowe do pokojowych negocjacji. Patrząc w te cudownie zielone oczy, mimowolnie przypomniał sobie początek ich znajomości, a było co wspominać. Upojna noc z seksowną blondynką o malachitowym spojrzeniu i lekko zadartym nosku, na długo zapadła mu w pamięć. Problemy pojawiły się, gdy wyszło na jaw, że ona jest prokuratorem, a on komisarzem. Andrzej uznał to nawet za zabawne, ale Annie Moskal nie było do śmiechu. Uważała, że sypianie z gliniarzem, nawet takim, który jest dobry w łóżku, wykracza poza jej zasady moralne. Papaj, słysząc tak filozoficzny wywód, tylko przewrócił oczami, podziękował za stosunkowo udaną noc i jak przystało na dżentelmena, odwiózł Annę do domu. Później ich drogi przecięły się na gruncie zawodowym. Wspólne prowadzenie śledztwa w sprawie tajemniczego szkieletu, nieco ostudziło uprzedzenia prokuratorki, że zgodziła się na pojednawczą kolację, zaproponowaną przez Papaja. Andrzej wiedział, że gdyby planowana kolacja, na której mieli zakopać topór wojenny i wkroczyć na ścieżkę zawodowej przyjaźni doszła do skutku, to teraz patrzyliby na siebie zupełnie inaczej. Niestety przewrotna rzeczywistość pokrzyżowała zamiary i dlatego wciąż trwali na swoich pozycjach.

– Choć okoliczności, w jakich się spotykamy, do miłych nie należą – dopowiedział, przenosząc wzrok na stojącego obok mężczyznę.

– To pan Antonii Kołodziejski, bliski współpracownik ofiary – powiedziała Moskal, dokonując prezentacji – to on znalazł ciało – wyjaśniła. Blondyn, Nowicka i Papaj skinęli sobie głowami. Komisarz rozejrzał się dyskretnie po przestronnym holu, szukając jakichkolwiek śladów, świadczących o tym, że dokonano tutaj brutalnego morderstwa. Jednak nigdzie nie dopatrzył się niczego podejrzanego. Żadnych plam krwi na ścianach, podłodze i suficie. Wszędzie wzorowy porządek. Wtedy przypomniał sobie, że dom na osiedlu słonecznym także wyglądał całkiem zwyczajnie, a dopiero wnętrze garażu kryło makabryczną tajemnicę, która potrafiła przyprawić o mdłości. Słysząc głosy techników, dobiegające gdzieś z głębi apartamentu, potraktował je jak drogowskaz do miejsca zbrodni.

– Przepraszam, pójdziemy obejrzeć miejsce zdarzenia i za chwilę do państwa wrócimy – powiedział i nie czekając na reakcję Moskal oraz Kołodziejskiego, ruszył po miękkim granatowym dywanie. Gdy był jakieś trzy metry od wejścia do pomieszczenia, z którego dochodziły głosy, zatrzymał się nagle i spojrzał badawczo na Nowicką.

– Jesteś pewna, że dasz radę? – upewnił się – bo martwa świnka, nawet taka wypatroszona, to nie zmasakrowane ludzkie ciało – dodał.

– Andrzej nie rób ze mnie miękkiej panienki – żachnęła się Justyna i wymijając go, pierwsza stanęła w drzwiach do pokoju, w którym Stefan Król zakończył swoje życie.

„O murwa mać!” – zaklął w myślach, uświadamiając sobie, że nie powinien dopuścić do tego, co właśnie się stało. Wyraz twarzy Justyny nie pozostawiał złudzeń, że zabranie jej z sobą i pozwolenie, aby obejrzała to, co znajdowało się kilka metrów od niego, było cholernym błędem. Niedowierzanie, malujące się na jej opalonej twarzy, kazało mu podejrzewać, że widok musi być naprawdę koszmarny. Wiedział jednak, że na jakąkolwiek reakcję było już za późno. Zobaczyła to, czego z własnej woli, żaden człowiek nie powinien oglądać. Jednak z drugiej strony była policjantką i musiała być przygotowana na wszelkie, nawet najbardziej przerażające widoki. Komisarz przerwał rozmyślania, które w obecnej chwili wydały mu się jałowe, wziął głęboki oddech, zrobił kilka kroków i także zajrzał do środka. To, co tam zobaczył, na dłuższą chwilę odebrało mu mowę. Czegoś takiego nawet on sam się nie spodziewał. Przez moment wpatrywał się w leżące na łóżku ciało, a następnie przeniósł spojrzenie na równie zszokowaną Nowicką. W oczach policjantki odczytał nieme pytanie: „Czy rozumiesz, co tu jest grane?”, ale Papaj nie miał pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi.

Rozdział drugi

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Polecamy również

Tomasz Wandzel

Chłopiec z Kresów – historia prawdziwa

Hycel

Dom w chmurach

Blanka L – Sława, pieniądze i seks

Kłamstwa i sekrety – historia Róży Wittelsbach

Chwila prawdy – niewiarygodna historia Krystyny Górskiej

Chłopiec, który przeżył Auschwitz – historia prawdziwa

Grzeczna dziewczynka

Żółty długopis

Córka zakonnika

Zwłoki przy molo.

Komisarz Andrzej Papaj

Dotrzeć do prawdy

, tom 1

Uciec od prawdy

, tom 2.

Róża Wielopolska

Czyste zło

, tom 1

Święte zło

, tom 2.