Uczynek pełen goryczy. Tom 4. Zagadki kryminalne z Trzydziestej trzeciej ulicy - Summer Prescott - ebook + audiobook

Uczynek pełen goryczy. Tom 4. Zagadki kryminalne z Trzydziestej trzeciej ulicy ebook i audiobook

Summer Prescott

3,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

IV część cyklu „Zagadki kryminalne z Trzydziestej Trzeciej ulicy”.

 

 

Cicha, skromna cukierniczka Mallory zaskakuje pracowników Palarni na Trzydziestej trzeciej ulicy, wprowadzając się do eleganckiego nowego budynku.

Starając się dostosować do zamożnych mieszkańców, którzy stali się jej sąsiadami, prosi o pomoc Paige, oraz jej chłopaka, Rohana.

 

Trójka dostarcza osobiście świeże gorące cappuccino drzwi po drzwi, aby rozgrzać raczej chłodnych mieszkańców w trakcie okrutnej burzy śnieżnej.

 

Wydaje się, że optymistyczny plan Mallory może właśnie działać... aż do momentu znalezienia ciała…

 

Wtedy, gdy sprawy wydają się nie do pomyślenia, mieszkańcy zaczynają otrzymywać listy z pogróżkami, które jasno dają do zrozumienia, że morderca może być wciąż w budynku.

 

Przyjaciele-detektywi nie mogą pozwolić, aby ślad się zatarł, niezależnie od pogody, ale czy znajdą zabójcę na czas?

 

Dowiedz się tego w tej misternie zaplanowanej zagadce kryminalnej napędzanej kofeiną!

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 94

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 24 min

Lektor: Anna Grochowska
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału:

A Deed Most Bitter (33rd Street Roastery Cozy Mysteries Book 4)

Copyright © by Summer Prescott

Copyright © for the Polish ebook edition by XAUDIO Sp. z o. o.

Copyright © for Polish translation by Paulina Krogulewska

Projekt okładki: XAUDIO

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw.

ISBN 978-83-8341-110-1

Warszawa 2024

Wydawca:

XAUDIO Sp. z o.o.

e-mail: [email protected]

www.xaudio.pl

PROLOG

Margaret Hayward nie należała do kobiet, które żałują swoich decyzji. Sączyła macchiato, siedząc przed komputerem w swoim biurze ze zrzędliwym psem rasy airedale o imieniu Major u stóp. Cieszyła się swoją poranną rutyną we własnej kawiarni.

Mallory, jej cukierniczka, powiedziała, że się spóźni. Hayward wiedziała, że ostrzeżenie było na wyrost i że jeśli dziewczyna rzeczywiście będzie spóźniona, to tylko odrobinę. Mallory, podobnie jak właścicielka, zaczęła traktować Palarnię Kawy przy Trzydziestej Trzeciej Ulicy jak swój prawdziwy dom. W głębi duszy znała różnicę między miejscem, w którym śpisz, a miejscem, gdzie pozostaje twoje serce.

Margaret wzięła kolejny łyk, myśląc o Rohanie Chowdhury’m. Zastanawiała się, gdzie leżała granica między ambitnym, młodym pisarzem, który chcąc nie chcąc został stałym bywalcem jej ukochanego sklepu, a jego uroczym, choć dość tajemniczym wcieleniem internetowym – „Blanche”. Drwiła z chłopaka i szydziła z jego małego bloga niezliczoną ilość razy. Nazywała go miłośnikiem makabry przez poświęcanie wielu godzin każdego dnia na pisanie o przestępstwach i tajemniczych zaginięciach.

A jednak za każdym razem go czytała, jakby to był jej obowiązek, i wciąż zastanawiała się, co, u licha, ją do tego pchało.

Była pewna, że jej były mąż George nazwałby ją płaską i banalną, jednak Margaret niczego nie żałowała, a już najmniej decyzji o ślubie z nim. Być może dlatego, że jednak z rozrzewnieniem wspominała pierwsze dwadzieścia lat tego układu. Może także dlatego, że to, co wyglądało z początku szczęśliwie, gdy stało się już nudne, zakończyło się szybko i sprawnie. Na początku łączyły ich – jak się wydaje – dość istotne rzeczy, takie jak niespokojne dzieciństwo, lekkomyślne lata nastoletnie i wspólne lęki przed starzeniem się. Żadne z nich nie chciało mieć dzieci.

Pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia.

– Wejść! – rzuciła szybko, ale zabrzmiała chyba trochę bardzie defensywnie, niż tego chciała.

Drzwi otworzyła Mallory. Towarzyszyły jej burza miedzianych loków i wyraz twarzy pełen poczucia winy. Hayward się uśmiechnęła. Nie dla zasady. Mallory była kimś, dla kogo warto było wykrzesać uśmiech.

– Dzień dobry, Margaret. – Dziewczyna wzięła głęboki oddech, na próżno próbując poskromić programowo nieposłuszne włosy.

– Dzień dobry – odpowiedziała łagodnie szefowa. – Powiedziałaś, że się spóźnisz, ale jesteś nawet wcześniej niż zwykle.

– Jeśli o to chodzi… – odpowiedziała nieśmiało dziewczyna.

Potem nastąpił długi opis jej obecnej sytuacji, niepokojów, może nawet lęków. Margaret słuchała cierpliwie, ponieważ była to Mallory – jedna z niewielu osób na tej planecie, która wzbudzała w niej czułość. W skrytości ducha jednak miała nadzieję, że w miarę niedługim czasie będzie miała okazję dokończyć czytanie najnowszego artykułu, który opublikował Rohan jako „Blanche”. Wpis opowiadał o zaginionej przed dziesięciu laty dziewczynie. Podejrzewano morderstwo, ale dość szybko znaleziono, jak się okazało, uciekinierkę. Rzadkie, ale pozytywne zakończenie w świecie, gdzie na taki finał nie można liczyć zbyt często.

– Skorzystanie z mojego samochodu nie będzie najlepszym wyborem – odpowiedziała szefowa Mallory, kiedy zawstydzona młoda kobieta w końcu zakończyła swój monolog prośbą. – Proponuję zapytać Rohana, który bez wątpienia pojawi się tutaj koło dziesiątej. Zabierz Paige ze sobą, jeśli potrzebujesz pomocy.

Dziewczyna uśmiechnęła się, mówiąc, że jest wdzięczna za trochę wolnego, po czym wyszła.

Przyzwyczaiłam się do Rohana – przyznała. – Trochę to dziwne. Nigdy tak naprawdę nie postrzegałam siebie jako materiał na przyjaciela dla niczego więcej niż kilku roślin doniczkowych. Czasami jednak czuję się, jakbym miała przyjaciela w Rohanie.

Margaret się uśmiechnęła. W najśmielszych snach nie przypuszczała, że nawiąże z kimś relację przypominającą tę łączącą matkę z córką. Mallory, Rohan i jej „przyszywana córka” Paige, napotykający niebezpieczeństwa, przed którymi nie mogła ich uchronić. Ta myśl wzbudzała realny strach. W tej nieco nieprzystępnej Angielce zaczęła kiełkować… prawdziwa troska.

1

Paige Palmer zawsze wierzyła, że najbardziej tajemniczą rzeczą we wszechświecie są inni ludzie.

Spędziła większość lat swojego dorosłego życia, studiując przykładnie, tylko po to, by odkryć, że to przede wszystkim ludzie są wyzwaniem, od czego nauka raczej powinna trzymać się z daleka.

Ludzie byli zawsze fascynujący, często przerażający i rzadko łatwi do zrozumienia. Nawet dla takich ludzi jak Paige, która uważała, że filozofia i logika składają się z trwałych, solidnych idei, dla niej naturalnych jak oddychanie.

Panna Palmer upajała się właśnie ziemistym i kuszącym aromatem świeżego gorącego cappuccino, unoszącego się we wnętrzu samochodu Rohana Chowdhury’ego.

– Czy jesteś pewna, że to tutaj? – zapytał, mrużąc oczy, a jego brytyjski akcent wydawał się być ciężki niczym śnieg za oknem.

Odwrócił się, by spojrzeć na Mallory, która siedziała za Paige.

– Oczywiście – Dziewczyna westchnęła, nie brzmiała jednak zbyt radośnie.

Chowdhury skinął głową i skierował samochód na parking. Ciągle padał śnieg, więc jechał powoli, aby nie wpaść w poślizg. Zerknął na Paige, by wymienić z nią zdziwione spojrzenie – była tak samo zaskoczona jak on.

Mallory była ciekawą postacią. Intensywnie czerwone włosy, blada skóra, trochę po dwudziestce. Serce zawsze za dłoni, że mógłbyś go dosłownie dotknąć, gdybyś spędził z nią wystarczająco dużo czasu.

Niestety w przeszłości sąd nie był tak miły, by poświęcić na tyle swojego czasu, aby odkryć i wesprzeć tę tak piękną cechę jej charakteru.

Mallory usiłowała wówczas znaleźć pracę po incydencie z kradzieżą w sklepie. Gałązkę oliwną zaoferowała jej Margaret.

Biedactwo zmagało się nie tylko z nudą bezrobocia, ale także z niepewnością finansową, która się z tym wiązała. Akt dobroci Margaret był czymś, czego Mallory długo nie zapomni. Stworzyło to nieoczekiwaną więź między uratowaną i wybawicielką.

Paige zerknęła na blok mieszkalny, który wyłonił się przed nimi, i zdała sobie sprawę, że być może zbyt szybko wysnuła pewne wnioski co do sytuacji Mallory.

Przedzierając się przez śnieg, dziewczyny uważały, żeby cappuccino nie wylało się z ich kubków. Dwanaście firmowych kaw było podzielonych między dwa kartonowe pojemniki. Rohan zaoferował, że weźmie połowę, ale Mallory grzecznie odmówiła.

Paige uśmiechnęła się, doskonale wiedząc dlaczego.

Bywało tak, że wzrost Rohana był dla niego równie kłopotliwą rzeczą jak dla wielu innych. Wręczenie mu tych cappuccino byłoby tym samym, co skazanie ich na śmierć. Jego długie kończyny często żyły jakby… własnym życiem. W połączeniu ze śniegiem i lodem na chodniku stanowiły idealną receptę na katastrofę.

Dotarli do drzwi wejściowych apartamentowca. Paige od kilku tygodni widywała przelotnie te konkretne drzwi w porannej gazecie. Często były podpisywane słowami, takimi jak „multimilionowe”, „luksusowe” zabudowania. Z pewnością było to warte opublikowania, ponieważ umierające miasto, takie jak Dunforth w New Hampshire, rzadko widywało projekty budowlane tak ambitne jak ten.

Mallory jedną ręką ostrożnie trzymała cappuccino, a z drugiej zębami starała się zdjąć rękawiczkę. Przez kilka sekund przyciskała kciuk do skanera linii papilarnych, powodując, że maszyna zabłyszczała na czerwono.

Rohan spojrzał na Paige, a jego typowo życzliwy wyraz twarzy ustąpił miejsca wyraźnemu sceptycyzmowi.

– To tylko z powodu zimna – mruknęła Mallory.

Potarła energicznie dłonią o płaszcz i baristka zobaczyła, że koniuszki palców dziewczyny już poczerwieniały w lodowatym powietrzu.

Przy następnej próbie skaner linii papilarnych mignął na zielono.

Mallory otworzyła drzwi, rzucając przez ramię triumfalne spojrzenie.

Jej towarzysze weszli pierwsi, chcąc jak najszybciej uciec od zimna. Mallory wślizgnęła się za nimi. Zamknięcie drzwi sprawiło, że do przepastnego holu dostał się powiew lodowatego powietrza.

Korytarz był rozległy, tak że zdawało się, jakby między miejscem, gdzie stali, a recepcją mogło zmieścić się co najmniej ćwierć boiska futbolowego. Nie było ani jednego mebla, poza ladą recepcyjną z tyłu lobby. Duży, rozwidlony żyrandol na środku pomieszczenia został pewnie tam celowo umieszczony, aby zwracać uwagę.

Światło było ciepłe, nadawało delikatny połysk wypolerowanej podłodze.

Recepcjonista (a może ochroniarz) wstał grzecznie zza biurka.

– Dzień dobry, Mallory – przywitał ją.

Dziewczyna podeszła do stołu, podczas gdy jej koledzy spojrzeli na siebie z niedowierzaniem.

Nieśmiała i skromna Mallory, witana jak członek rodziny królewskiej w eleganckim lobby, chwilowo zaniemówiła.

– Ricky, dobrze wyglądasz – odpowiedziała dziewczyna

Recepcjonista się uśmiechnął. Był dość młody, wysoki, ale daleko mu było do postury Rohana. Z początku wydawało się, że mruży oczy, ale Paige szybko zdała sobie sprawę, gdy podeszła bliżej, że jego oczy były małe, w dodatku z opadającymi powiekami. Nie mógł być dużo starszy od niej, zbliżał się może do trzydziestki. Miał też kręcone brązowe włosy, podobne w odcieniu i fakturze do jej własnych.

– Przyniosłam ci kawę. – Mallory wyjęła parujący kubek z kartonowego uchwytu i podała mu go. – Z tej kawiarni, do której odwiedzenia ciągle cię zachęcam.

Ricky przyjął cappuccino z uprzejmym uśmiechem, po czym jego wyraz twarzy stał się poważny.

– Dzięki. To miłe z twojej strony. Mówią, że ta mała nawałnica, którą teraz mamy – podniósł filiżankę i wskazał aurę za oknem – zamieni się w niezłą zamieć. Będzie rekordowa, słyszałem o tym w radiu.

Chlipnął z kubka, a jego oczy rozszerzyły się nieco w wyraźnej aprobacie.

– Cóż, mam nadzieję, że dobre cappuccino pomoże ci się rozgrzać – odpowiedziała dziewczyna, racząc go uśmiechem.

Wjechali windą na szóste piętro. Spoglądając na przyciski, Paige odkryła, że poniżej penthousów znajdowało się tylko jedno piętro. Mallory przytuliła do siebie kartonowy pojemnik z cappuccino, a kiedy Rohan skomentował to z rozbawieniem, oświadczyła, że pomaga jej to utrzymać ciepło.

Page się uśmiechnęła.

– Dzięki za pomoc – powiedziała Mallory, spoglądając na każde z nich po kolei. – Odkąd się wprowadziłam, byłam strasznie samotna. Mam nadzieję, że dzięki temu zaskarbię sobie trochę życzliwości sąsiadów.

Wzięła głęboki oddech, gdy otworzyły się drzwi windy.

Muszę was jednak ostrzec. – Westchnęła. – Moje mieszkanie jest w tej chwili w okropnym stanie.

Paige nie mogła powstrzymać zdziwienia, gdy podążała za resztą po mieszkaniu. To było coś, co Margaret Hayward uznałaby za naganne; kosztowna imitacja klasyki, pozbawiona jednak prawdziwej historii.

Było to również miejsce, gdzie Paige Palmer, nie mogłaby sobie pozwolić na wynajem nawet na kilka wieczorów, a tym bardziej na cały rok. Przestrzeń była ogromna, co wyjaśniało, dlaczego w długim korytarzu były tylko cztery wejścia do innych mieszkań. Odsłonięta cegła czasami ustępowała miejsca akcentom bieli. Kuchnia po ich prawej stronie była wyraźnie centralnym elementem, podobnie jak duże okno od podłogi do sufitu w salonie. Szafki i lady zostały pomalowane w odcieniu, który Paige znała aż za dobrze.

– Roastery blue – powiedziała powoli.

– Tak, czyż to nie wspaniałe? – Mallory się rozpromieniła.

Szafki miały ten sam kobaltowy kolor, co fartuchy, które dziewczyny nosiły w kawiarni. Mallory robiła tam ciastka, podczas gdy Paige walczyła z potworem Frankensteina w postaci ekspresu, przygotowując kawę.

– Rozumiem, że sama wybrałaś kolor – osądził Rohan taktownie. – Właściciel nie miał nic przeciwko?

Głuptasie, to ja jestem właścicielką. – Mallory się zaśmiała. – Mam to miejsce na własność. Nie wynajmuję go.

Oczy chłopaka się rozszerzyły.

I wtedy Paige to zobaczyła. Najpiękniejsze miejsce na świecie.

Poza salonem znajdowało się szerokie przejście prowadzące do wąskiego zacisza. Kącik miał trzy duże, wysokie okna, przez które znakomicie widać było śnieżycę na dworze. Pod oknami stała kanapa w kolorze płatków owsianych, wyściełana pół tuzina poduszek o bogatych fakturach i kolorach oraz mnóstwem wystawnych kocyków.

Zakątek był otoczony przez dwie gigantyczne półki na książki sięgające od podłogi do sufitu. Na razie były tragicznie puste. Paige wiedziała, że jeśli dano by jej szansę na zaopatrzenie takich półek, mogłaby je zapełnić w mgnieniu oka.

– Wiedziałam, że spodoba ci się ten pokój – powiedziała Mallory zza jej pleców.

Jej głos wyrwał przyjaciółkę z zadumy. Zdała sobie sprawę, że ten zakamarek wzywał ją w niewytłumaczalny sposób.

– Mallory – powiedział Rohan, podchodząc do miejsca, gdzie stała Paige. Wciąż był pod wrażeniem zakątka z książkami. – Będziesz musiała mi wybaczyć… ale mam kilka pytań.