14,99 zł
Tamara po raz pierwszy wyjechała na wakacje bez narzeczonego. Wymarzony wyjazd zamienił się w koszmar, kiedy podczas wycieczki po karaibskiej dżungli została uprowadzona przez terrorystów. Wśród porwanych był także Zach Fletcher, były wojskowy, który szybko zorganizował ucieczkę. Dramatyczne doświadczenia zbliżyły do siebie Tamarę i Zacha, którzy przed rozstaniem spędzili razem namiętną noc. Po powrocie do Anglii Tamara ma zamiar zerwać zaręczyny. Narzeczony prosi ją jednak o ostatni wspólny weekend u jego rodziców. Sytuacja komplikuje się, kiedy na miejscu spotyka Zacha…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 163
Tłumaczenie:Krzysztof Dworak
Tamara podniosła się z ociąganiem i odgarnęła z twarzy rozpuszczone płowe włosy. Zazwyczaj nosiła je upięte, ale i tak gorące słońce Karaibów rozjaśniło już co bardziej niesforne kosmyki. Miała szare oczy, a kształt owalnej twarzy przywodził na myśl klasyczną doskonałość. Rozejrzała się dookoła leniwie. Często przybierała odrobinę znudzony wyraz twarzy, co przyciągało uwagę mężczyzn. Rutynowani podrywacze szybko jednak rezygnowali, kiedy okazywało się, że jej chłód nie jest jedynie pozą.
Od strony morza niósł się z łagodną tropikalną bryzą śmiech plażowiczów, a od basenu dobiegało ją pluskanie i dziecięce głosy. Tutaj jednak, w ogrodach luksusowego kompleksu wypoczynkowego na wyspie Saint Stephen’s mogła cieszyć się otaczającym pięknem sama.
Tamara odłożyła lekturę i zerknęła na zegarek. Do lunchu zostało już niewiele czasu. Książka pozwalała bronić się przed niepożądanym towarzystwem. Takie niedogodności wiązały się nieodłącznie z samotnym urlopem, tym razem bowiem Malcolm nie mógł z nią pojechać.
Na myśl o Malcolmie popatrzyła na pierścionek z brylantem, który nosiła na palcu lewej ręki. Kamień był na tyle duży, że na pierwszy rzut oka zdradzał wysoką wartość, ale zarazem nie raził ostentacją. Cały Malcolm! – pomyślała i mimowolnie ściągnęła brwi z wyrazem zniecierpliwienia. Zdziwiła się, kiedy zdała sobie sprawę z natury ogarniających ją emocji. Dotąd wydawało się jej, że jest szczęśliwą narzeczoną.
Westchnęła ciężko. Być może dawała się jej we znaki tropikalna atmosfera rajskiej wyspy oraz widok młodych par, spędzających tu miesiąc miodowy czy starszych małżeństw, które wybrały się na pierwsze wspólne wakacje bez dorosłych już dzieci i na nowo odkrywały czar swojego towarzystwa.
Wśród gości hotelowych były też rodziny z dziećmi, ale dominował tu zmysłowo leniwy nastrój, który skłaniał Tamarę do wątpliwości i ujawniał głęboko dotąd skryte wahanie. Zgodziła się poślubić Malcolma między innymi dlatego, że był rzetelny i godny zaufania, mimo że brakowało mu zarazem wyobraźni i seksualnego magnetyzmu. A właśnie takich cech oczekiwała od kandydata na męża. W wydawniczym środowisku, w którym obracała się jako asystentka w redakcji literackiej, nieraz miała okazję przyglądać się małżeństwom zawieranym pospiesznie z szalonej miłości, które po kilku miesiącach kończyły się rozwodem. Taka perspektywa jej nie kusiła. Chciała żyć w związku podobnym do tego, jaki stworzyli jej rodzice.
Westchnęła cicho, wspominając radość i śmiech, jakie otaczały ją do piętnastego roku życia. Wtedy jej rodzice zginęli tragicznie w wypadku samochodowym, a ona trafiła pod kuratelę ciotki ojca, Lilian Forbes. Ciocia Lilian miała dobre intencje, lecz wychowanie rozchwianej emocjonalnie nastolatki było zadaniem ponad jej siły. Miała chłodny temperament i podchodziła z dystansem do gorących uczuć, jakie Tamara dzieliła dotąd z rodzicami. Wkrótce Tamara też nauczyła się skrywać je za fasadą chłodnego, ironicznego uśmiechu i mimowolnie przejęła od opiekunki niechęć do okazywania bliskości. Dla chłopców stała się wyniosła i nieprzystępna, więc zniechęcała ich do siebie, a zarazem nabierała przekonania, że nie jest równie atrakcyjna, jak jej koleżanki.
Żeby zrekompensować sobie tę stratę, skoncentrowała się na karierze, podczas gdy inne dziewczęta z wioski, w której mieszkała, wyszły za mąż i założyły rodziny. Mając dwadzieścia sześć lat, czuła się wolna od emocji, które dla koleżanek stanowiły istotę życia, i z radością przystała na zaręczyny Malcolma.
Jednak przyjęła oświadczyny nie tylko dlatego, że uważała za słuszne, aby wyjść za mąż. Londyn nie przypominał malutkiej miejscowości, w której się wychowywała. Było tu wielu mężczyzn, którzy chętnie poznaliby bliżej taką tajemniczą i wyniosłą kobietę, ale Tamara nie umiała się pozbyć nieufności wobec ich uwodzicielskich zabiegów.
Podobało się jej nawet to, że Malcolm formalnie przedstawił ją swoim rodzicom, po czym zaprosił ją do nich raz jeszcze, żeby lepiej się poznali. Pułkownik Mellors i jego żona okazali się uprzejmi, ale niezbyt wylewni. Tamara wyczuła, że woleliby, aby ich syn związał się z kobietą ze swoich kręgów. Nie było to dla niej zaskoczeniem. Chociaż miała dobrze płatną posadę i doskonale sobie radziła w życiu, nie obracała się w wyższych sferach. Tymczasem ojciec Malcolma był właścicielem wielkiego majątku, który zamierzał przekazać synowi, choć na razie Malcolmowi wystarczała pozycja partnera zarządzającego w rodzinnej firmie, która uprawniała go do korzystania z firmowych pieniędzy, mieszkania w Londynie i luksusowego bmw.
Życie z Malcolmem zapowiadało się spokojnie, jak rejs leniwą rzeką, i właśnie w tej chwili Tamara zaczęła się zastanawiać, czy chciałaby ograniczać się do tak nieciekawej egzystencji.
Ogarnął ją niepokój. Podniosła się i przespacerowała w kierunku plaży. Była wysoka i smukła, ale otaczała ją nieprzenikniona aura chłodu. Poprzez pnie palm, które ocieniały złoty półksiężyc piasku zobaczyła jedną z par, które przyleciały z nią tym samym samolotem. Mieli zaledwie po dwadzieścia kilka lat i odbywali podróż poślubną. Niekłamana radość, którą czerpali ze swojego towarzystwa, boleśnie zmąciła jej spokój. Zdała sobie sprawę, że jej rodzice także nie pragnęliby dla niej takiego związku, jak ten, który dzieliła z Malcolmem.
Młode małżeństwo bawiło się w podwodnego berka, raz po raz wynurzając się ze śmiechem na powierzchnię. Malcolm zaś nie cierpiał publicznie okazywać uczuć. Jak więc wyglądałby ich miesiąc miodowy? Proponował już, żeby spędzili go w Algarve, gdzie przyjaciele jego rodziców mieli luksusową willę, a pola golfowe cieszyły się świetną renomą.
Czy właśnie tego ona sama chciała? Męża, który poświęca się grze w golfa, podczas gdy jego młoda żona rozgrywa partyjki brydża z żonami jego przyjaciół?
Tamara wolała nie zanurzać się w podobnych rozważaniach. Zebrała swoje rzeczy i poszła się przebrać do lunchu. Większość gości nic sobie nie robiła z wymogów elegancji i zasiadała do posiłku w zwykłych codziennych ubraniach, ale Tamara chciała najpierw wziąć chłodny prysznic i zmyć z siebie olejek po tak gorącym poranku. Wolała usiąść przy jedzeniu odświeżona, w chłodnym zakątku. Jej skóra zwykle pięknie i szybko się opalała, ale Tamara jeszcze nigdy nie była tak blisko równika i wolała nie kusić losu słonecznymi oparzeniami, dlatego chroniła ją dodatkową warstwą olejków z filtrem.
Kompleks hotelowy był bardzo atrakcyjny. Cały teren ogrodu usiany był rodzinnymi domkami w otoczeniu drzew jakarandy, bugenwilli, hibiskusa i passiflory. Tamara zajęła jednak pokój w hotelu – co prawda podwójny, bo miała z nią początkowo przyjechać koleżanka z wydawnictwa, którą jednak w ostatniej chwili przeniesiono do biura w Nowym Jorku, krzyżując jej urlopowe plany.
Malcolm zachęcał ją do tego wyjazdu. Sam był zbyt zajęty i czekał z urlopem do podróży poślubnej. Tamara już dwa lata nie brała wolnego. Jej ciotka chorowała i wymagała opieki. Po śmierci ciotki natomiast potrzebowała czasu, żeby ochłonąć.
Weszła do obszernego holu z terakotową podłogą i mnóstwem doniczkowej zieleni. Recepcjonista z uśmiechem wydał jej klucz do pokoju. Obsługa hotelowa była niezwykle uprzejma i pomocna. Tamara uśmiechnęła się w odpowiedzi i szybkim krokiem wspięła się po schodach na swoje piętro.
Zgodnie z miejscowym prawem na wyspie nie wolno było wznosić budynków wyższych niż jednopiętrowe. Tamara z przyjemnością wyglądała przez okna, z których widok zasłaniały tylko kępy palm kołyszących się w morskiej bryzie. Zrzuciła kostium i z zadowoleniem przyjrzała się swojej skórze, która przybierała już złotawy odcień miodu. Malcolm nie lubił bikini, podobnie jak ciocia Lilian, więc Tamara nigdy sobie takiego nie kupiła. W hotelowym butiku dojrzała jednak kilka interesujących kompletów. Ze sobą przywiozła tylko nieciekawy, granatowy kostium, który na tle barwnych ubrań innych gości robił konserwatywne i niezbyt gustowne wrażenie.
Hotelowe prysznice miewały swoje humory, ale tego dnia ciśnienie wody było znośne i chłodny strumień padający na gorącą skórę sprawił jej dużą przyjemność. Kiedy wyszła z łazienki, przyjrzała się sobie w lustrze. Miała pełne i jędrne piersi, bladoróżowe sutki na tle mlecznobiałej skóry. Próbowała sobie wyobrazić, że dzieli z Malcolmem sypialnię, ale nie umiała utrzymać w myślach tego obrazu. Zła na siebie, wyjęła wąską bawełnianą sukienkę z garderoby i zaczęła się energicznie czesać. Związała włosy w prosty kok i włożyła luźne espadryle.
W jadalni panował większy tłok, niż się spodziewała. Na szczęście i tutaj zabrała ze sobą lekturę i miała nadzieję, że uda jej się samotnie zająć jeden z małych stolików w odległej części sali, przy oknach wychodzących na morze. Jednak w chwili, kiedy była pośrodku jadalni, zawołała ją ciemnowłosa, puszysta kobieta o miłej powierzchowności i czarującym uśmiechu.
– Tamaro! – Pomachała jej. – Przyłącz się do nas!
Skinieniem głowy wskazała wolne krzesła przy stoliku zajętym tylko przez nią i jej męża. Tamara nie miała innego wyjścia, jak usiąść obok George’a Partingtona i przyjąć jadłospis z jego rąk.
George i Dot lecieli z Tamarą tym samym samolotem i przedstawili się jej jeszcze na lotnisku. Byli bezpośredni i łatwo nawiązywali znajomości. Tamara miała przeczucie, że w przeciwieństwie do niej poznali już większość z pozostałych gości.
Kompleks hotelowy był dość nowy i w bieżącym sezonie agencje turystyczne po raz pierwszy dołączyły go do swojej oferty, dlatego zaledwie kilka osób z ich samolotu kierowało się właśnie tutaj. Byli wśród nich młodożeńcy, których Tamara obserwowała na plaży, dwie pary, zawsze trzymające się razem, oprócz tego dwie młode przyjaciółki oraz pewien mężczyzna, który podobnie jak ona podróżował sam. Tamara zwróciła na niego uwagę już na londyńskim lotnisku.
– Spróbuj sałatki z krewetek i awokado – zachęciła ją Dot. – Jest po prostu przepyszna! Minęło już kilka dni, a ja ciągle nie mogę się przyzwyczaić do widoku awokado, które sobie rosną, ot tak, na drzewach.
Zerknęła bezceremonialnie na pierścionek zaręczynowy Tamary.
– Przyjechałaś sama, prawda? – zaciekawiła się.
– Tak – ucięła Tamara. Wolała jak najmniej o sobie mówić i ucieszyła się, kiedy Dot skoncentrowała uwagę na mężczyźnie, który właśnie wszedł do restauracji.
Ubrany był w czarne jeansy i czarną lnianą koszulę, przez co wydawał się nie na miejscu pośród kolorowego tłumu. Różnił się od urlopowiczów nie tylko ubraniem, chociaż Tamara nie umiałaby wyjaśnić, na czym dokładnie polegała jego odmienność. Czarne włosy opadały mu na kołnierz koszuli, a gęste rzęsy skrywały oczy przed zaciekawionymi spojrzeniami.
– A oto i Zachary Fletcher! – szepnęła Dot do George’a, po czym zwróciła się do Tamary: – Zaproś go do naszego stolika. Jest niesamowicie seksowny!
Tymczasem George próbował bezskutecznie złowić spojrzenie Zachary’ego.
– Rozmawialiśmy z nim wczoraj w barze – ciągnęła Dot jak urzeczona. – O, wcale nie zwrócił na nas uwagi!
Jęknęła rozczarowana, kiedy mężczyzna poszedł do stolików w głębi sali i usiadł niemal całkowicie ukryty, w samym kącie pomieszczenia.
Nawet chód odróżniał go w tym tłumie. Tamara była zdumiona, że mężczyzna o tak muskularnej posturze porusza się z miękką gracją. Mięśnie grały pod czarnym materiałem koszuli, a jeansy opinały potężne uda. Tamara ze zdziwieniem zauważyła, że bezwiednie wstrzymała oddech, studiując ostre rysy jego twarzy, które nie zdradzały oznak jakichkolwiek emocji. Wydawał się jej tylko nazbyt cyniczny jak na swoje trzydzieści parę lat.
– Niesamowicie seksowny – powtórzyła Dot, a Tamara zdała sobie niechętnie sprawę, że starsza koleżanka ma rację. Mężczyzna roztaczał wokół siebie aurę zmysłowości, która nie uszła uwadze nawet jej. Wszystkie kobiety w restauracji co do jednej ukradkiem spoglądały w jego stronę, kiedy przechodził przez salę. Tamarę ogarnął niesmak na tak wyraźne oznaki zainteresowania wobec kogoś, kto wyraźnie nie był nimi w najmniejszym stopniu zainteresowany.
Podniósł wzrok tylko na chwilę, żeby złożyć zamówienie. Tamara zwróciła uwagę, że jego prawe ramię układa się odrobinę nienaturalnie.
– Przyjechał tutaj, żeby odzyskać siły po wypadku – wyznała Dot podekscytowana. – Był w armii! Och, nie zdradził nam tego, ale niechcący zerknęłam w jego dokumenty, kiedy przechodziliśmy kontrolę paszportową.
Trudno było Tamarze uwierzyć w jej słowa. Zachary nie wyglądał na człowieka zdolnego poddać się surowej wojskowej dyscyplinie. W przeciwieństwie do pułkownika Mellorsa, ojca Malcolma, który najchętniej pasem rozwiązywałby wszystkie problemy wychowawcze, Zachary sprawiał wrażenie samotnika, który z własnej woli wybrał życie z dala od innych. Nosił nawet długie włosy, które musiały naruszać jakiś wojskowy regulamin.
Nieznajomy podniósł nagle oczy i uchwycił spojrzenie zaskoczonej Tamary. Przez dłuższą chwilę patrzył na nią przenikliwie i z taką siłą, że kiedy wreszcie odwrócił wzrok, Tamara zadrżała.
Kiedy skończyli jeść lunch, odprowadziła Partingtonów przez lobby i razem z Dot przystanęła przy butiku.
– Popatrz na ten kostium! – Dot westchnęła, wskazując nieskromne skrawki materiału w kolorze jaskrawej fuksji. – Chciałabym mieć twoją figurę! Może go przymierzysz…?
Jej oczy błyszczały.
– Spraw przyjemność sobie i narzeczonemu!
– Nie mogę…
– Jasne, że możesz. Wejdę z tobą, George może chwilę zaczekać.
Dot niemal wepchnęła Tamarę do sklepiku i zaordynowała atrakcyjnej ciemnowłosej sprzedawczyni, że chciałyby zobaczyć bikini z wystawy.
– To francuski kostium – wyjaśniła dziewczyna łagodnym głosem i zwróciła się do Tamary: – Ta barwa będzie pięknie współgrała z pani włosami. Myślę, że znajdzie się u nas rozmiar dla pani. Przebieralnia jest za zasłonką.
Wskazała w głąb sklepu i Tamara z ociąganiem poszła w tamtym kierunku. Żałowała, że już na wstępie nie odmówiła Dot. Nie umiałaby jednak tego zrobić na czas, zachowując pozory uprzejmości, a Tamara zbyt lubiła Dot, żeby robić jej przykrość z tak błahego powodu.
Przebierając się w różowe bawełniane trójkąciki słyszała, jak Dot wyjaśnia sprzedawczyni, że przyjechali tutaj z George’em świętować srebrne gody.
– Mamy dwójkę dzieci i oboje już wzięli ślub, więc uznaliśmy, że teraz albo nigdy, zanim pojawią się wnuki… – dowiedziała się, zawiązując sznureczki od majtek. Popatrzyła na siebie w lustrze.
W półmroku przebieralni jej ciało opalizowało jak jedwab, a tam gdzie nie dotknęło jej słońce, skóra wydawała się prawie przezroczysta. Top okrywał jej pełne piersi fasonem, który dodatkowo uwypuklał zmysłowość jej kształtów.
– Gotowa?
Tamara ostrożnie wyszła na zewnątrz. Czuła się niezręcznie i pierwszy raz odkąd przestała być nastolatką, chciałaby nie być taka wysoka. Miała wrażenie, że odsłania zdecydowanie za dużo, i mimowolnie rozglądała się za czymś, czym mogłaby okryć swoje długie nogi i skrawki materiału nieprzyzwoicie udające ubranie.
– Tamaro, wyglądasz fantastycznie! – zawołała z podziwem Dot. – Musisz je kupić. Na plaży wszyscy oniemieją z zachwytu!
– Nie sądzisz, że jest odrobinę zbyt śmiały…? – sprzeciwiła się słabo Tamara, ale Dot machnęła na to ręką.
– Jest śliczny – oceniła dobitnie. – Poza tym nie wstydź się tego cudownego ciała, możesz być z niego dumna. Poczekaj tylko, aż narzeczony cię w tym zobaczy…!
– Malcolm nie pochwala takich ubiorów – odparła cicho Tamara i ze zdziwieniem spostrzegła, że Dot zmarszczyła brwi z niesmakiem.
Kiedy sprzedawczyni podeszła do telefonu, Dot nachyliła się do Tamary.
– Może to nie mój interes, bo w końcu dopiero się poznaliśmy, ale nie lubię ukrywać tego, co myślę. W ten sposób oszczędza się wielu późniejszych problemów. Czy twoja rodzina jest zadowolona z twoich zaręczyn?
Tamara zamarła. Nie była przyzwyczajona do tego, żeby ktokolwiek otwarcie zadawał jej osobiste pytania. Zaraz jednak zezłościła się na samą siebie i odpowiedziała chłodno:
– Nie mam rodziny. Oboje rodzice nie żyją. Zapewniam cię jednak, że nikt nie miałby powodu, aby go nie zaakceptować. Co więcej – dodała szorstko – niejedna by się ze mną zamieniła, taką jest świetną partią.
– Nie mówiłam o sprawach materialnych – odparła Dot, nie zwracając uwagi na to, że Tamara zdradza oznaki zaniepokojenia. – Miałam na myśli to, że chcesz poślubić mężczyznę, który najwyraźniej nie cieszy się twoim ciałem, a raczej się jego wstydzi. Myślałam, że takie podejście do seksu już dawno odeszło do lamusa.
– To że Malcolm nie jest maniakiem seksualnym, wcale nie oznacza, że nie możemy być razem szczęśliwi – odcięła się sztywno Tamara.
Dot pokręciła tylko głową zakłopotana, jakby nie mogła uwierzyć własnym uszom.
– Oj – odrzekła smutno – mam nadzieję, że wiesz, co robisz. Zamierzasz się odciąć od jednej z największych radości w życiu. Kiedy poznałam George’a, obyczaje były inne. Brakowało swobody, którą teraz możemy się cieszyć. Jednak od samego początku po prostu czułam do niego fizyczny pociąg. Miałam koleżanki podobne do ciebie, które za późno się spostrzegły, że małżeństwo bez pożądania jest nudne i jałowe. Wybacz mi, proszę, że mówię tak otwarcie. Widzę, że cię dotknęłam. Przypominasz mi jednak moją córkę…
– Nic nie szkodzi – uspokoiła ją Tamara, która przejęła się szczerą troską w głosie Dot. – Może jestem trochę przeczulona na tym punkcie, ale na pewno będziemy z Malcolmem szczęśliwi. Po prostu…
Zawahała się, ale po chwili zebrała się w sobie.
– Prawdę powiedziawszy, Dot, ja chyba po prostu nie jestem za bardzo zainteresowana seksem. Widzisz…
Umilkła. Wolałaby już, żeby ta rozmowa nigdy się nie rozpoczęła. Pierwszy raz w życiu opowiadała o swoich prywatnych sprawach – i do tego prawie nieznajomej kobiecie.
– Nic więcej nie mów – przerwała jej Dot ze współczuciem. – Chyba mogę się domyślić, co ci chodzi po głowie, ale ze szczerego serca wątpię, żebyś miała rację. Po prosu nie spotkałaś jeszcze właściwego faceta. Kiedy to nastąpi, odkryjesz w sobie rzeczy, których istnienia nawet nie przeczuwałaś. A on, o ile będzie miał choć trochę oleju w głowie, z radością pomoże ci odkryć tę prawdę o tobie.
Tamara otrząsnęła się. Dopiero teraz do niej dotarło, że przez cały czas stoi na środku sklepu ubrana w samo tylko, nader skąpe bikini.
– Kup ten kostium – poradziła jej Dot. – Postaw pierwszy krok na drodze do samopoznania.
Tamara chciała odmówić i nawet zamierzała to zrobić, ale nie wiedzieć czemu pół godziny później opuściła butik z błyszczącą torebką w ręce i zastanawiała się, co ją, u licha, opętało.
George czekał na nie, studiując tablicę ogłoszeń w hotelowym lobby, gdzie wywieszano informacje o dodatkowych atrakcjach.
– To się wydaje interesujące – oznajmił na ich widok, wskazując odręczną notatkę o wyprawie do deszczowego lasu.
Tamara przeczytała ogłoszenie i dowiedziała się, że hotel organizuje wycieczkę po tropikalnym lesie, rozpoczynającą się na zboczach wulkanicznych wzgórz pokrywających wyspę. Wyprawa miała zająć prawie cały dzień.
– Wyruszamy o jedenastej, jedziemy pod las i po krótkim lunchu zaczynamy spacer – wyjaśnił. – Menadżer zapewniał mnie, że warto się tam wybrać. Nie wiedziałem, że deszczowy las pokrywa dwie trzecie wyspy. Zachował się dlatego, że góry są zbyt strome, aby opłacało się cokolwiek na nich uprawiać. Rozciągają się na ponad tysiącu kilometrów kwadratowych i tylko kilku miejscowych przewodników się w nich dobrze orientuje. Podobno można w nich obserwować fantastyczne motyle, nie mówiąc o kolorowych papugach!
– Nie jestem pewna, czy będę miała ochotę – odparła szczerze Dot. – Nie ma tam robali i węży?
– Okazuje się, że na całej wyspie nie ma węży.
Tamara od razu poczuła pokusę, żeby wpisać się na listę. Wyprawa zapowiadała się ciekawie, a po dwóch dniach wylegiwania się na słońcu miała już ochotę na bardziej wymagającą aktywność fizyczną. Saint Stephen’s należała do mniej zagospodarowanych wysp karaibskich i odbywało się tu mało zorganizowanych wycieczek, pomijając rejsy wokół wybrzeża i kilka zatoczek, gdzie wyprawiano imprezy na plażach.
– A ja się chyba zdecyduję – oznajmiła pod wpływem chwili. – Podoba mi się ten pomysł. Kiedy ją zaplanowano?
– Jutro – odparł George i spojrzał na żonę. – No i jak? Zapisujemy się?
– Niech ci będzie. Przynajmniej będziemy mieli co opowiadać dzieciakom.
– Racja, muszę zabrać aparat, spodoba im się zdjęcie mamy w tropikach – droczył się z nią, ale w końcu jednak i oni się zdecydowali wpisać nazwiska na listę.
– Somerfieldowie to ci nowożeńcy? – zapytała Dot męża. – Browne’owie i Chalfontowie to ci czworo, co przyjechali razem. Zajmują się modą – wyjaśniła Tamarze. – Alex Browne jest projektantem. Och! I Zachary Fletcher się zapisał. A nawet był na liście jako pierwszy!
– Być może potrzebuje treningu – podsunął George. – Kiedy wysiadaliśmy z samolotu, zauważyłem, że kuleje.
Zachary Fletcher! Teraz Tamara wolałaby się wycofać. Nie wiedziała dlaczego, ale ciemnowłosy nieznajomy budził w niej niepokój. Nie chciała jednak teraz robić wokół siebie zamieszania, więc uspokoiła się myślą, że Fletcher na pewno nie zwrócił na nią uwagi. Niestety, zamiast dać jej ukojenie, ta myśl z niewiadomego powodu ją przygnębiła.
– Pójdę się przebrać – rzuciła Partingtonom. – Poopalam się jeszcze, skoro jutro nie będę miała już okazji.
– Włóż nowy kostium – zachęcała ją Dot. – Może spotkamy się na plaży!
W swoim pokoju Tamara natychmiast odpędziła od siebie myśl, żeby przebrać się we wściekle różowe bikini, ale i tak wyjęła je z torebki, żeby mu się przyjrzeć. Wciąż jeszcze nie mogła uwierzyć, że zdecydowała się na jego zakup. Naraz, wiedziona niepojętym impulsem, pobiegła do łazienki, żeby się w nie przebrać. Opędzała się od myśli o tym, jak zareagowałby Malcolm na widok jej roznegliżowanego ciała.
Dla bezpieczeństwa narzuciła na ramiona biały szlafrok, zabrała książkę, olejek do opalania oraz okulary słoneczne i szybko wyszła z pokoju.
Słońce grzało ją w szlafroku niemiłosiernie, więc Tamara nie zdecydowała się wyjść na plażę. Zamiast tego skierowała swoje kroki do cichego ogrodu. Znalazła zakątek osłonięty egzotycznym żywopłotem pośród nieprawdopodobnych szkarłatnych, trąbkowych kwiatów. Za posłanie posłużył jej wielki plażowy ręcznik. Na wszelki wypadek wtarła olejek do opalania, włożyła ciemne okulary i podniosła książkę.
Pół godziny później książka przestała już być zajmująca. Tamara zaczęła przyglądać się barwnym kolibrom, które latały wokół gęstwy pnączy obrastających domek nieopodal. Zdumiewała ją energia, z jaką drobne ptaszki poświęcają się poszukiwaniu pożywienia.
Odwróciła się na plecy, żeby rozluźnić ramiona, i znieruchomiała na widok potężnych nóg w czarnych jeansach, należących do pochylającego się nad nią mężczyzny. Podniosła wzrok na jego szeroką pierś i posępną twarz.
Policzki zaczęły ją palić, kiedy oglądał sobie jej ciało, odkryte przez nieskromne bikini.
– Bardzo prowokacyjne, ale marnujesz się w tych krzakach – zakpił z uśmiechem. – Dlaczego nie jesteś na plaży?
Dopiero po chwili odzyskała głos.
– A po co miałabym się tam kręcić? – wypaliła, ale niestety głos jej drżał od powstrzymanej złości. – Jeśli chcesz wiedzieć, przyszłam tu, bo miałam nadzieję…
– …na chwilę samotności? – podsunął. – To co teraz z nami będzie? Cały ośrodek będzie huczał od plotek!
Tamara podniosła się z ręcznika, bo niezbyt komfortowo się czuła, leżąc u jego stóp.
– Jeśli chce pan zostać sam – odparła poważnym tonem – jest w okolicy sporo innych miejsc…
– Mnie się podoba tutaj – odparł chłodno. – Jest cicho i intymnie.
Uśmiechnął się, pokazując białe zęby. Tamara przez chwilę ujrzała go takim, jakim mógłby być, kiedy nie dręczyła go nuda.
– Bądź dobrą dziewczynką – rzucił. – Na pewno na plaży wielu mężczyzn chętnie zawiesi na tobie oko. Jesteś co prawda atrakcyjna, ale z wiekiem odeszła mi skłonność, żeby się ekscytować na widok roznegliżowanej panienki.
Tamarę ogarnęła lodowata złość. Z trudem dobierała słowa.
– Nie wiem, co pan sugeruje – wycedziła, wsparta prowokacyjnie pod boki. – Ale jeśli się panu zdaje, że wybrałam to miejsce, bo pan mógł tędy przechodzić, rozczaruje się pan. Nie szukam przygód, jestem szczęśliwie zaręczona.
Nie przeszkadzała jej własna wulgarna sugestia. Chciała tylko zetrzeć z jego twarzy wyraz zadowolenia.
– Nie miałam pojęcia, że pan tu bywa – dodała triumfalnie. – Inaczej nigdy by mnie tu pan nie zastał.
– Na pewno? – zaciekawił się. – Dziewczęta dziwnie się czasem zachowują, kiedy tęsknią za narzeczonymi.
– Ma pan doświadczenie w przelotnych romansach z cudzymi narzeczonymi, panie Fletcher? – parsknęła. – Może się pan odprężyć. Nie tęsknię za pana towarzystwem, ani też nie tęsknię za Malcolmem aż tak, żeby tym pana niepokoić.
– Och, to doprawdy nie jest dla mnie żaden kłopot – zapewnił ją z uprzejmością, która ją zaskoczyła. – A w każdym razie zazwyczaj.
Omiótł spojrzeniem jej rozgrzane ciało.
– Wolę sam się zajmować polowaniem – dodał. – Bądź dobrą dziewczynką i pobaw się z kimś na plaży, dobrze?
Kiedy wróciła do siebie, Tamara energicznie zerwała z siebie bikini i cisnęła je na podłogę. Przypuszczała, że właśnie ten strój skłonił Zachary’ego Fletchera do ironicznych uwag.
Jak on mógł coś takiego sugerować? Jej oczy błyszczały od gniewu. Weszła pod prysznic i szorowała energicznie całe ciało, jakby chciała je w ten sposób ukarać za to, że Fletcher tak ją potraktował. Nawet gdyby naprawdę uganiała się za mężczyznami, nigdy nie poszłaby za kimś takim jak on. Nigdy!
Tytuł oryginału: Escape from Desire
Pierwsze wydanie: Harlequin Books, 1981
Redaktor serii: Dominik Osuch
Korekta: Lilianna Mieszczańska
© 1981 by Penny Jordan
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2018
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gwiazdy Romansu są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-3969-1