Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wege kuchnia zwyciężczyni trzeciej edycji MasterChefa! Dominika Wójciak, pasjonatka kulinarnych podróży po świecie i miłośniczka eksperymentów w kuchni, swoją książkę podzieliła na warzywne rozdziały: od buraka i ziemniaka, przez rabarbar i bób po dynię, fasolę i cukinię. Wybierz warzywo i zacznij działać w kuchni!
Sezonowo, lokalnie, a przede wszystkim smacznie!
To książka dla tych, którzy chcą do końca wykorzystać obfitość sezonowych warzyw i szukają nowych pomysłów na ich użycie w swojej kuchni. Na talerzach Dominiki buraki łączą się z jeżynami, a biała kapusta z masłem orzechowym, marchewka trafia do chłodnika z pomarańczą, rabarbar staje się nowym bohaterem klasycznego angielskiego deseru beżowego, a botwinka - curry z bakłażanem.
Wypróbuj nowe zaskakujące przepisy na potrawy z dobrze ci znanych warzyw. Dominika Wójciak stosuje łatwo dostępne składniki i komponuje z nich oryginalne smaki, okraszając je odrobiną kulinarnego szaleństwa. Daj się uwieść jej warzywnym deserom i słodkim śniadaniom, zasmakuj w aromatycznych sosach, kremowych zupach i chrupiących kanapkach. Skosztuj ryżu na mleku z marchewką i kardamonem albo rabarbarowego tiramisu. Poczęstuj rodzinę chlebem bananowo-cukiniowym i chałwową owsianką z dynią. Zaproś przyjaciół na łazanki z kiszoną kapustą w curry, pizzę z kalafiora lub pieczone ziemniaki. Poznaj smak burgerów z fasoli, buraka po burgundzku i hummusu z bobem. Poczuj prawdziwą radość gotowania i ogromną przyjemność jedzenia!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 188
Dla M –
największego wielbiciela warzyw wśród mięsożerców
Myśl o książce z przepisami warzywnymi kiełkowała we mnie już od dłuższego czasu. Chciałam zebrać najlepsze pomysły na dania z buraków, marchewki i ziemniaków, by sięgać po gotowe receptury, kiedy nadejdzie sezon na każde z warzyw. Zapisywałam w swoim archiwum dopieszczone przepisy na kluski leniwe mojej mamy, do których zawsze dodaję ziemniaków, albo na bliskowschodnie bureki wypełnione po brzegi ziemniaczano-serowym farszem do pierogów ruskich, także autorstwa mojej mamy. Notowałam każde nowe zaskakująco smaczne połączenia buraków z owocami, by wracać do nich, kiedy już znudzą mi się kolejne eksperymenty. W ten sposób znalazłam swój ulubiony poranny krem buraczany z owocami leśnymi oraz prostą sałatkę z buraków i jeżyn. Zapisywałam każdy nowo wypróbowany przepis na ciasto marchewkowe, bo jest to wypiek, do którego wracam w swojej kuchni najczęściej. Są dni, kiedy za kawałek wilgotnego korzennego ciasta marchewkowego oddałabym wszystkie najlepsze desery świata. Pomysłów na dania z cukinii także zebrało mi się sporo. Zaczęłam je gromadzić, mieszkając w domu rodzinnym, kiedy mama wysiewała cukinię. Coroczne bogate zbiory zmuszały ją do nadludzkich wręcz wysiłków, by nie zmarnować tych smacznych warzyw. Cukinię baby odkryłam, zanim można ją było kupić w drogich delikatesach, a jej surowe plastry kładłam na kromce na przemian z pomidorami. W dyni zakochałam się nieco później, a dzięki temu zauroczeniu odkryłam, że w kuchni można z niej zrobić wszystko. Mus z upieczonej dyni mam zawsze pod ręką, zamrożony w niewielkich porcjach, i korzystam z niego w wielu recepturach, a czasami nawet dodaję do kawy. Fascynacją różnymi odmianami dyni zaraziłam moją mamę i od kilku lat pieczołowicie zbieram nasiona z każdego nowego okazu, a mama wysiewa je obok cukinii.
Przyglądając się swojej diecie, zauważyłam, że warzywa stanowią jej zasadniczy element. Jadam najczęściej wegetariańskie dania, choć nie ze względów ideologicznych, ale dlatego, że lubię warzywa, a mój organizm sam się o nie dopomina. Latem zupełnie naturalnie niemal całkowicie rezygnuję z mięsa. Nie wyobrażam sobie innego jadłospisu na upały niż warzywne chłodniki, zupy, lekkie sałatki i gulasze. Nigdy nie upiekłam mięsnego pasztetu, podczas gdy w repertuarze pasztetów warzywnych mam kilka sprawdzonych pozycji. Co więcej, są one tak smaczne, że wolę je od klasycznych mięsnych wersji.
W domu mam do wykarmienia siebie oraz M. Wbrew stereotypom dotyczącym męskiej kuchni M chętnie zjada efekty moich warzywnych eksperymentów. Nie upomina się o dania mięsne, przeciwnie, zachęca do upieczenia pasztetu z marchewki, przygotowania pizzy z ziemniakami albo marchewkowych lasagne czy wegetariańskiej mussaki z ziemniakami. Kiedy opowiadam o tym znajomym, większość nie może uwierzyć, że potrafię wyżywić mięsożercę samymi warzywami.
Pierwsze dłuższe doświadczenie z kuchnią bez mięsa zdobyłam, podróżując przez miesiąc po Indiach. W trakcie tych kilku tygodni w ogóle nie tęskniłam za mięsnymi potrawami. Po powrocie do kraju zauważyłam też, że moje włosy i skóra nigdy wcześniej nie wyglądały równie dobrze. Skłoniło mnie to wówczas do głębszej refleksji nad tym, co i dlaczego jem. Zrozumiałam, dlaczego latem, kiedy warzywa są świeże i smaczne, mój organizm w ogóle nie woła o mięso. Dziś mogę stwierdzić, że jem głównie warzywa, najczęściej w towarzystwie pełnoziarnistych kasz i roślin strączkowych, i choć pewnie nigdy nie zrezygnuję z jedzenia mięsa, bo jestem kulinarnie ciekawska do granic możliwości, to warzywa i tak będą podstawą mojej diety. Tak właśnie dojrzało we mnie Warzywo.
Kalendarz sezonowy
RABARBAR
Rabarbar najlepiej smakuje wiosną i wczesnym latem. Młode łodygi są tak miękkie, że czasami nawet nie trzeba ich obierać. Z czasem jednak stają się twarde i łykowate, dlatego najlepiej zaopatrzyć się w to wdzięczne warzywo w maju i czerwcu. Późnym latem i jesienią rzewień (to inna nazwa rabarbaru) jest też kwaśniejszy za sprawą większego stężenia kwasu szczawiowego, ale nie ma co się martwić – by zaszkodził zdrowiu, trzeba go zjeść naprawdę dużo.
BOTWINKA i BURAK
Botwinka to jedna z pierwszych nowalijek. Na targach pojawia się tuż po rabarbarze, a na jej pierwsze pęczki czekam zawsze z utęsknieniem. Najmłodsze listki można jeść surowe w sałatkach lub na kromce, większe sprawdzają się w roli szpinaku. Założę się, że każdy choć raz jadł zupę zwaną botwinką, i choć w różnych regionach naszego kraju podaje się ją inaczej, wszędzie jest pierwszą wiosenną zupą, której głównym składnikiem są młode buraczane liście.
Korzenie buraków świetnie znoszą przechowywanie, dzięki czemu są dostępne przez cały rok. Wśród licznych odmian różniących się od siebie wielkością i kształtem są między innymi tęczowe buraki chioggia, które wybornie smakują na surowo, a także buraki żółte, które – choć mają tę zaletę, że nie brudzą palców – cechuje mniej intensywny smak niż popularne czerwone odmiany, dlatego sięgam po nie przede wszystkim ze względów estetycznych.
BÓB
Sezon na młody bób trwa bardzo krótko, ale na szczęście jest to warzywo, które świetnie znosi mrożenie. Mimo to najchętniej wykorzystuję je właśnie wtedy, kiedy jest świeże. Młode ziarna z pierwszych zbiorów nie wymagają gotowania, są tak delikatne, że można jeść je na surowo. Jeśli jednak zdecydujesz się, by je ugotować, kontroluj czas z zegarkiem w ręku, bo rozgotowany bób nie smakuje tak dobrze i traci swój soczyście zielony kolor. Po kilku minutach gotowania przelej go lodowatą wodą, zatrzyma to proces, a ziarna będą miały nasycony kolor. Ciekawostką jest, że poza samymi nasionami jadalne są także młode pędy bobu, które w południowych Włoszech jada się jak szpinak. Do jedzenia nadają się także młode niewykształcone strąki, które smakiem przypominają groszek cukrowy.
Bób z późniejszych zbiorów jest twardszy i bardziej mączysty, przez co wymaga dłuższej obróbki. Może się okazać, że trzeba go gotować nawet przez 20–25 minut. Takie ziarna najlepiej wykorzystać do przyrządzenia kotletów, klusek albo past takich jak hummus czy ful. Na Bliskim Wschodzie powszechnie stosuje się także bób suszony, który w polskiej kuchni jest mało popularny, choć można go kupić w sklepach z żywnością orientalną. Ja najczęściej zaopatruję się w niego, kiedy przyrządzam falafel albo ful. W pozostałych przypadkach wybieram świeże ziarna.
KAPUSTA
Kiedy na straganach pojawia się młoda kapusta, to znak, że lato zbliża się wielkimi krokami. Najsmaczniejsze są młode warzywa o jędrnych ciemnozielonych liściach, ich główki są niewielkie i nie tak zbite jak warzywa z jesiennych zbiorów. Najlepiej smakują podduszone na maśle albo w lekkim sosie z białego wina. Natomiast kapusty dojrzałe świetnie nadają się na surówki, do piklowania albo kiszenia. Poza najpopularniejszą białą kapustą warto sięgać też po inne odmiany, na przykład po pełną przeciwutleniaczy i innych cudownych substancji czerwoną kapustę, która świetnie sprawdza się zarówno na surowo, jak i na ciepło. Coraz częściej na straganach można też spotkać małą, pochodzącą z Chin kapustę pak choy, która idealnie nadaje się do chrupania na surowo, smażenia lub duszenia. Jej długie liście pod wpływem temperatury zachowują się jak szpinak, mają jednak intensywniejszy kapuściany aromat.
ZIEMNIAK
Młode ziemniaki z krajowych upraw pojawiają się na straganach najczęściej na przełomie maja i czerwca. Sezon na nie trwa około dwóch miesięcy, później świeże warzywa są dostępne jeszcze do końca lata, choć nie są już tak smaczne. Ziemniaki, podobnie jak buraki, świetnie nadają się do przechowywania, dzięki czemu w kuchni można z nich korzystać przez okrągły rok.
Przed zakupem warto podpytać sprzedawcę, jakiego typu kulinarnego ziemniaki ma w swojej ofercie. Każdy typ ma nieco inną strukturę wynikającą z zawartości skrobi. Na szczęście większość straganiarzy udziela takiej informacji, a i w sklepach coraz częściej można dostać ziemniaki z oznaczeniem typu kulinarnego. Trzy główne typy to sałatkowy (A), ogólnoużytkowy (B) oraz mączysty (C). Pierwszy, jak sugeruje nazwa, najlepiej sprawdza się w sałatkach i w tych zupach, w których ziemniaki występują w postaci kostek. Drugi, jak łatwo się domyślić, ma szerokie zastosowanie, choć najczęściej sprawdza się w roli dodatku. Z kolei trzeci typ to idealny wybór, jeśli chcesz przygotować kluski, purée albo frytki. Warto oswoić się z tym podziałem, różnica w smaku i strukturze dań przyrządzonych z właściwego typu kulinarnego jest zasadnicza.
MARCHEWKA
Sezon na młodą marchewkę sprzedawaną w pęczkach z nacią rozpoczyna się mniej więcej w połowie czerwca. Niewielkie warzywa są słodkie, soczyste i bardzo chrupiące, dlatego nie wymagają skomplikowanej obróbki. Młode marchewki dobrze jeść surowe, bo mają mnóstwo witamin, a przed zjedzeniem wystarczy jedynie porządnie je wyszorować. Jeśli masz dostęp do marchewki z dobrego źródła i masz pewność, że warzywa nie były opryskiwane, możesz wykorzystać także nać. Posiekaj ją jak pietruszkę albo zmiksuj na pesto.
Marchewka, jak większość warzyw korzeniowych, dobrze znosi przechowywanie, dlatego nie ma problemu z jej dostępnością. Mimo to przez całą zimę trochę wysycha i nie jest już tak smaczna.
Ciekawostką jest, że marchewka oryginalnie miała fioletowy kolor. Było tak, dopóki Holendrzy nie postanowili, że woleliby jadać to warzywo w wersji pomarańczowej. Za sprawą ich uporu i determinacji dziś większość osób nawet nie podejrzewa, że fioletowe wynalazki są tak naprawdę podstawową odmianą. W sklepach i na straganach można dostać także białe, żółte i czerwone okazy. Wszystkie smakują podobnie, choć można doszukać się niewielkich różnic w soczystości i słodyczy. Warto czasami skusić się na różnobarwne marchewki, ponieważ na talerzu prezentują się uroczo.
KALAFIOR
Choć kalafior jest dostępny w sklepach przez cały rok, krajowe zbiory rozpoczynają się dopiero w połowie czerwca. Co oczywiste, młody kalafior jest najsmaczniejszy, zwłaszcza że przez pierwszą połowę roku można kupić jedynie importowany. Świeże warzywa zbiera się do końca października, a potem można je przechowywać jeszcze do końca roku.
Najpopularniejszy biały kalafior nie jest jedyną odmianą tego smacznego warzywa. Podobnie jak w przypadku marchewek, kalafior może być też żółty albo fioletowy. Kolorowe odmiany wyglądają pięknie, ale nie różnią się od siebie wyraźnie smakiem. Wyjątkiem jest zielony kalafior romanesco o kosmicznym wyglądzie. Ta włoska odmiana, poza tym, że prezentuje się naprawdę zachwycająco, jest subtelniejsza w smaku od białej. W swojej kuchni kalafior romanesco najbardziej lubię wykorzystywać do dań, w których duszę go w gęstym pomidorowym sosie, choć zachwyca także upieczony z oliwkami i ziołami.
CUKINIA
Zasiana do gruntu cukinia, bez osłon i szklarni, zaczyna obradzać dopiero na początku lata. Choć jesteśmy przyzwyczajeni, że na sklepowych półkach można znaleźć ją przez okrągły rok, warto o tym pamiętać, bo cukinii z importu nie polecam do chrupania na surowo. Kto wie, czym była pryskana, by wytrzymała tak długo, więc jeśli nie zamierzasz jej piec ani gotować, polecam jednak krajowe plony, najlepiej z własnego ogródka.
Najsmaczniejsze – zarówno do jedzenia na surowo, jak i do pozostałych zastosowań – są młode małe cukinie o wadze do 200–250 g. Są soczyste, jędrne i chrupiące. Mają niewykształcone gniazda nasienne, więc nie trzeba niczego usuwać, i cienką skórkę, z którą spokojnie możesz jeść je nawet na surowo, pod warunkiem że masz pewność, że warzywa nie były traktowane chemicznymi nawozami. Kupując, sprawdzaj, czy skórka jest jednolita, czy nie ma nagnieceń i otarć, bo uszkodzone warzywa szybko się psują. Unikaj dużych, przerośniętych okazów, ich skórka jest twarda i gruba, miąższ bardzo zwarty i przesuszony, a gniazda nasienne suche, pozbawione smaku i duże. Najbardziej popularne na polskich straganach są cukinie zielone lub żółte, choć o te drugie jest nieco trudniej. Coraz częściej można kupić też kwiaty cukinii, ale jeśli do tej pory nie udało ci się dostać ich na targu, zapytaj sprzedawców, którzy przywożą na targ własne plony. Bardzo możliwe, że chętnie urwą dla ciebie kilka sztuk. Do jedzenia nadają się zarówno kwiaty męskie, jak i żeńskie, zakończone miniwarzywem. Najlepiej zbierać je, kiedy jest sucho, bo zmoczone deszczem bardzo szybko wiotczeją.
FASOLA
Większość konsumentów zna wyłącznie suszoną fasolę albo, co gorsza, tę z puszki. A przecież zanim nasiona zdążą wyschnąć, muszą gdzieś wyrosnąć. W Polsce świeża fasola najczęściej dostępna jest na przełomie sierpnia i września, a zbiory trwają nie dłużej niż miesiąc, dlatego jeśli chcesz spróbować świeżych nasion, pod koniec lata ze zdwojoną uwagą rozglądaj się wśród straganów. Mimo że świeża fasola jest zdecydowanie smaczniejsza od suszonej, ta druga także ma swoje zalety. Przede wszystkim bardzo łatwo i długo można ją przechowywać. Trzeba tylko pamiętać, by przed gotowaniem namoczyć ją przez kilka godzin w wodzie.
O odmianach fasoli można by pisać i pisać. Jest ich prawie czterysta, a ich ziarna różnią się od siebie wielkością, kolorem i kształtem. Pochodzą z różnych stron świata, każda kultura wykorzystuje inne. W Meksyku najpopularniejsze są czarne ziarna średniej wielkości albo czerwone nasiona red kidney, w Chinach i Japonii maleńkie fasolki mung i adzuki, w Indiach czarne fasolki mungo, a w Polsce olbrzymie na tle pozostałych ziarna białej fasoli odmiany Piękny Jaś. Fasola jest bogatym źródłem białka roślinnego, stąd jej niezwykła popularność wśród wegan i wegetarian. Poza białkiem zawiera mnóstwo witamin i minerałów i jest jednym z najbardziej wartościowych darów natury.
Jedyną wadą fasoli, jakiej można by się doszukać, jest fakt, że nie jest lekkostrawna, ale i z tym można sobie poradzić, gotując nasiona z koprem włoskim i doprawiając końcowe dania ułatwiającymi trawienie przyprawami. Można też obierać nasiona ze skórek, które sprawiają naszym układom trawiennym najwięcej kłopotu, ale to już zabawa dla naprawdę zdeterminowanych.
DYNIA
Pierwsze dynie można kupić już w sierpniu i najczęściej są to odmiany o niewielkich rozmiarach, na przykład popularne hokkaido albo małe dynie acorn, idealne do faszerowania. Duże okazy o grubych skórkach pojawiają się później, a ich zbiory trwają do pierwszych przymrozków. Odmian dyni jest niemal dwieście, każda ma nieco inny smak, ale przede wszystkim różnią się czasem przechowywania.
Ostatniej jesieni zaopatrzyłam się w osiemnaście różnych odmian dyni. Nie opiszę ich tu wszystkich, bo to temat na osobną publikację, ale serdecznie zachęcam do poszukiwania swojej ulubionej. Zwłaszcza że poza standardowymi odmianami na każdym targu można już kupić wspomnianą wcześniej dynię hokkaido albo piżmową, których miąższ jest szlachetniejszy i smaczniejszy. Robiąc jesienią dyniowe zapasy, pamiętaj, by dopytać sprzedawcę, które odmiany dobrze się przechowuje i jak długo możesz trzymać je w spiżarni. Zapewniając im właściwe warunki, unikaj miejsc o dużej wilgotności. Jeśli odpowiednio przemyślisz zakupy, może wystarczyć ci dyni do kolejnego lata. Wiem to z doświadczenia.
Kiedy dowiedziałam się, że rabarbar to warzywo, dosłownie skakałam z radości. Dzięki niemu w książce mogło znaleźć się mnóstwo słodkości, bo w taki sposób rabarbar przyrządzam najchętniej. Lubię jego kwaskowy smak i bajecznie różowy, niemal fluorescencyjny kolor. Nic nie smakuje mi tak bardzo w croissantach z kremem migdałowym, a zapiekany pod koglem-moglem może konkurować jedynie z przyrządzonymi w ten sam sposób truskawkami. Rabarbar pasuje doskonale niemal do wszystkich owoców, świetnie łączy się z pomarańczą, truskawkami czy czereśniami. Lubi też imbir i kardamon – sama nie wiem, które połączenie wolę, więc na zimę przygotowuję kultowy już syrop rabarbarowy z obydwiema przyprawami. W sezonie obowiązkowo uzupełniam też spiżarnię o rabarbarowy czatni oraz fenomenalny keczup z pieczonych pomidorów i rabarbaru.
Podczas pierwszej wizyty w Indiach długo wahałam się, czy sięgnąć po lassi, które na rogu ruchliwej ulicy w kłębiącym się tłumie i pozostawiających wiele do życzenia warunkach sanitarnych sprzedawał pewien Hindus. Nie było minuty, by ktoś do niego nie podszedł po kubek chłodzącego jogurtowego napoju okraszonego lekko ściętym mlecznym kożuchem. Po kilku dniach po moich wątpliwościach nie było śladu. Spróbowałam mnóstwa rodzajów – zarówno słodkich i owocowych, jak i wytrawnych, a nawet pikantnych. Najbardziej smakowało mi subtelnie różane lassi z ledwo wyczuwalną słodyczą i grubą warstwą jogurtowego kożucha, które odkryliśmy z M przy głównej ulicy w Waranasi. Stoisko, przy którym je sprzedawano, wyglądało tak, że niewielu turystów zwracało na nie uwagę, ale nas jak zwykle przyciągnął widok sporej grupki Hindusów czekających na swoją kolej. Przygotowując lassi w domowych warunkach, zawsze wracam wspomnieniem do tego najlepszego i brakuje mi wtedy jedynie gęstego jogurtowego kożucha. Warto było przejechać pół świata, by go spróbować.
3 łodygi rabarbaru
4 łyżki wody
1 łyżka miodu
4 kapsułki kardamonu
1 dojrzałe mango
400 g jogurtu naturalnego
½ szklanki kostek lodu (opcjonalnie)
Rabarbar umyj, obierz i pokrój na małe kawałki. Dodaj wodę, miód i utarte w moździerzu ziarenka kardamonu wyłuskane z kapsułek. Gotuj, aż rabarbar się rozpadnie. Zdejmij z ognia i przestudź.
Mango obierz i pokrój na kawałki. Zmiksuj z jogurtem, kostkami lodu i rabarbarem. Podawaj od razu.
Zamiast kardamonu możesz użyć ziarenek z ½ laski wanilii albo szczypty cynamonu i imbiru lub 2 łyżek wody różanej. W każdym wypadku smak będzie wyjątkowy.
Podobno Francuzi mawiają, że aby przygotować pyszny deser, potrzeba naprawdę dużo masła. A żeby przygotować deser jeszcze smaczniejszy, należy dodać… jeszcze więcej masła. Dowodem na to niech będą poniższe croissanty. Nie dość, że masło stanowi większą część ciasta francuskiego, z którego powstają te śliczne kruche rogaliki, to migdałowy krem, którym wysmarowałam ich wnętrze, też ma go całkiem sporo. Efekt? Spróbuj, a się przekonasz.
4 czerstwe croissanty
4 łyżki płatków migdałowych
Pieczony rabarbar
3 łodygi rabarbaru
1 łyżka jasnego cukru trzcinowego
1 łyżka masła
Syrop rabarbarowy
½ szklanki wody
2 łyżki jasnego cukru trzcinowego
skórki z 3 łodyg rabarbaru
Krem migdałowy
7 łyżek mielonych migdałów (50 g, możesz zastąpić płatkami migdałów)
3 łyżki miękkiego masła (50 g)
2 łyżki jasnego cukru trzcinowego (25 g)
1 małe jajko
Piekarnik rozgrzej do 180°C (160°C termoobieg).
Rabarbar umyj, obierz i pokrój na kawałki o długości 2 cm (zachowaj skórki). Wymieszaj z cukrem, przełóż do formy do zapiekania i odstaw na 5–10 minut. Na rabarbarze rozłóż kawałki masła i wstaw do piekarnika na 15 minut. Następnie wyjmij formę, a piekarnik pozostaw włączony. Kawałki rabarbaru delikatnie przełóż na talerzyk. Powstały płyn pozostaw do nasączenia croissantów.
Przygotuj syrop. Zagotuj wodę z cukrem, dodaj skórki z rabarbaru i gotuj przez 5 minut, następnie odstaw do przestudzenia. Odcedź i wymieszaj z płynem z pieczonego rabarbaru.
Wszystkie składniki kremu migdałowego zmiksuj blenderem.
Croissanty przekrój wzdłuż na pół. Każdą z połówek zamocz szybko w syropie. Spód rogalika posmaruj 1 łyżką kremu migdałowego, na wierzchu ułóż kawałki rabarbaru i tak przygotowane croissanty złóż z powrotem w całość. Rogaliki ułóż na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Wierzch każdego posmaruj resztką kremu migdałowego i posyp płatkami migdałów. Piecz przez 15 minut, do zrumienienia migdałowych płatków. Podawaj od razu.
Kiedy pierwszy raz przygotowałam tę owsiankę, nie mogłam wyjść z podziwu, jaka jest puszysta i lekka. Jedząc ją, odnosi się wrażenie, że płatki zostały wymieszane z bitą śmietaną. Dla lepszego efektu puszystej lekkości wykorzystaj płatki błyskawiczne, które są mniejsze od zwykłych. Na wierzchu możesz ułożyć, czego dusza zapragnie. Ja wybrałam rabarbar duszony z czereśniami. Jest to dla mnie połączenie uzależniające.
100 g płatków owsianych błyskawicznych
400 ml kremowego jogurtu kokosowego (str. 259)
1 łyżeczka miodu + 1–2 łyżki do konfitury
1 łodyga rabarbaru
1 szklanka czereśni
sok i skórka otarta z ½ pomarańczy
1 łyżka maku
Płatki wymieszaj z jogurtem i 1 łyżeczką miodu, odstaw na minimum 1 godzinę (najlepiej na noc). Możesz zostawić je w temperaturze pokojowej lub wstawić do lodówki (w takim wypadku wyjmij je minimum 1 godzinę przed podaniem, by nabrały temperatury otoczenia).
Rabarbar umyj, obierz i pokrój na kawałki. Czereśnie umyj, wypestkuj i podziel na połówki. Owoce i rabarbar przełóż do rondelka, dodaj sok i skórkę z pomarańczy oraz pozostały miód. Zagotuj. Podgrzewaj na wolnym ogniu przez 20–30 minut, aż syrop zgęstnieje.
Mak upraż na suchej patelni. Ziarenka zaczną podskakiwać, więc najlepiej uzbrój się w patelnię z pokrywką.
Puszyste płatki nałóż do miseczek, polej porcją konfitury i posyp makiem.
•W wersji wegańskiej zastąp miód syropem z agawy albo jasnym cukrem trzcinowym.
W kuchennej szafce zawsze mam słoik z domową granolą. Jej smak zmienia się wraz z porami roku, ale pewne składniki, jak płatki owsiane, ziarna i orzechy, pozostają niezmienne w większości wersji. Poniższa propozycja należy do najprostszych, jakie do tej pory przygotowałam. Smak rabarbaru i truskawek jest subtelny i ledwo wyczuwalny, owoce robią jednak swoje, bo musli jest pięknie sklejone i słodko-kwaśne. Jeśli chcesz, by uformowały się smakowite grudki, przed pieczeniem ugnieć płatki w dłoniach.
110 g płatków owsianych górskich (1 szklanka)
70 g ziaren słonecznika (½ szklanki)
70 g pestek dyni (½ szklanki)
70 g migdałów (½ szklanki)
50 g siemienia lnianego (1/3 szklanki)
3 łyżki oleju rzepakowego lub arachidowego
40 g suszonych truskawek (1/3 szklanki, możesz zastąpić innymi suszonymi owocami, np. żurawiną lub czereśniami)
½ łyżeczki soli
Syrop z truskawek i rabarbaru
3 łodygi rabarbaru
1 szklanka truskawek
1 szklanka wody
½ szklanki miodu (możesz zastąpić jasnym cukrem trzcinowym)
sok i skórka otarta z ½ cytryny
Piekarnik rozgrzej do 160°C (140°C termoobieg).
Przygotuj syrop. Owoce umyj, rabarbar obierz i pokrój na cienkie kawałki, truskawki odszypułkuj i pokrój na połówki. Zagotuj wodę z miodem. Dodaj owoce, sok i skórkę z cytryny. Gotuj na wolnym ogniu przez 20 minut. Owoce odsącz, przelewając syrop przez sito (możesz je wykorzystać do porannej owsianki lub podać z gotową granolą). Podgrzej syrop, tak by odparował do objętości około ½ szklanki.
Płatki wymieszaj z ziarnami, pestkami dyni, migdałami, siemieniem i solą. Skrop olejem, a następnie wymieszaj z przygotowanym syropem. Przełóż mieszankę na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i piecz przez 40–50 minut, mieszając musli co 15 minut. Po upieczeniu płatki powinny być jeszcze trochę wilgotne, wyschną w trakcie stygnięcia.
Gotową granolę wymieszaj z suszonymi owocami. Przechowuj w szczelnie zamkniętym słoiku nie dłużej niż miesiąc. Podawaj z jogurtem i owocami (świetnie nadadzą się owoce z syropu).
Aby przygotować granolę na szybko, możesz wykorzystać dowolny syrop owocowy, który masz w spiżarni, np. rabarbarowy syrop korzenny (str. 41).
Bardzo lubię natkę pietruszki, siłą rzeczy przepadam więc za tabbouleh, bo w tym daniu wszystko kręci się wokół niej. Ważne są również zioła, bo to właśnie one decydują o charakterze potrawy. Zwyczajowo poza mnóstwem drobno posiekanych zielonych liści pietruszki do tabbouleh wrzuca się też drobną kaszę z pszenicy twardej, czyli bulgur, oraz przyprawy i trochę warzyw. Zasadniczo niewiele namieszałam w tej tradycyjnej recepturze. Zamieniłam jedynie pomidory na rabarbar.
100 g białej komosy ryżowej (możesz zastąpić kuskusem)
2 łodygi rabarbaru
4 ogórki gruntowe
1 pęczek dymki
1 pęczek kolendry
1 pęczek mięty
1 ząbek czosnku
1 pęczek natki pietruszki
½ łyżeczki mielonego cynamonu
½ łyżeczki mielonego ziela angielskiego
½ łyżeczki mielonego kuminu
1 łyżka syropu klonowego
4 łyżki oliwy z oliwek z pierwszego tłoczenia
3 łyżki soku z cytryny
skórka otarta z 1 cytryny
sól
świeżo mielony czarny pieprz
Komosę dokładnie przepłucz, zalej wodą ze szczyptą soli, doprowadź do wrzenia i gotuj przez 15 minut. Następnie przepłucz zimną wodą, odsącz na sicie i przełóż do miski.
Rabarbar umyj, obierz i pokrój wzdłuż w cieniutkie paski. Paski podziel na jeszcze cieńsze paseczki i posiekaj w drobną kostkę. Ogórki obierz, pokrój na ćwiartki i usuń nasiona. Pokrój je tak jak rabarbar w drobną kostkę. Warzywa wrzuć do miski z komosą.
Dymkę umyj i jej białą część przekrój wzdłuż na 4 części. Całość drobno posiekaj i wrzuć do miski z komosą i warzywami.
Zioła umyj i osusz. Łodygi wyrzuć, liście drobno posiekaj. Dodaj do pozostałych składników razem ze startym czosnkiem, pietruszką, przyprawami, syropem klonowym, oliwą oraz sokiem i skórką z cytryny. Dokładnie wszystko wymieszaj, dopraw solą i pieprzem i odstaw na 30 minut do przegryzienia. Podawaj w temperaturze pokojowej, np. z klasycznym hummusem (str. 264) i kromką ulubionego chleba.
Dobrego, uczciwie przygotowanego tiramisu nie zamieniłabym na nic innego. To deser genialny w swej prostocie, pod warunkiem że zabierzesz się do niego, nie oszczędzając czasu. Zamiast iść na skróty i szybko wymieszać mascarpone z kremówką, odstój przepisowe dziesięć minut nad miską z żółtkami. Obiecuję, że nie pożałujesz. Dobry krem tiramisu jest jak kogel-mogel z bitą śmietaną. Tak dużo dobrego naraz!
6 łodyg rabarbaru
2/3 szklanki jasnego cukru trzcinowego + 4 łyżki do kremu
skórka i sok z 2 dużych pomarańczy
2 białka
6 żółtek
500 g mascarpone
28–30 podłużnych biszkoptów
200 g chałwy waniliowej
Rabarbar umyj, obierz i pokrój na plastry o grubości 5 mm. Wymieszaj z cukrem, skórką pomarańczową i 2 łyżkami soku z pomarańczy. Doprowadź do wrzenia i gotuj przez około 15 minut, tak by rabarbar był miękki, ale by kawałki pozostały w całości. Wystudź.
Białka ubij na sztywną pianę. W dużej misce połącz żółtka z 4 łyżkami cukru. Ustaw miskę nad garnkiem z gotującą się wodą i ucieraj żółtka przez około 6 minut, aż zmienią się w białą puszystą masę. Zdejmij miskę z kąpieli wodnej i ucieraj masę jeszcze przez 4 minuty, aż lekko przestygnie, wtedy cały czas ucierając, dodawaj po łyżce mascarpone. Na koniec delikatnie w 3 turach wmieszaj białko.
Biszkopty maczaj szybko w soku z pomarańczy i układaj jeden obok drugiego na płaskim naczyniu o wymiarach 20 x 22 cm. Możesz też przygotować deser w pojedynczych pucharkach. Na biszkoptach ułóż warstwę rabarbaru, a na niej odrobinę pokruszonej chałwy i 2-centymetrową warstwę kremu. Nałóż kolejną warstwę, tak by ostatnią stanowił krem. Zawiń naczynie folią i wstaw do lodówki na noc. Ciasto podawaj schłodzone, udekorowane pokruszoną chałwą.
Często najprostsze rozwiązania są najbardziej zaskakujące i wygrywają w przedbiegach w zestawieniu z wymyślnymi kombinacjami. Tak jest z owocami smażonymi na maśle. Za każdym razem, kiedy wyjadam miękkie morele albo śliwki zanurzone w gęstym syropie, jestem pod wrażeniem tego, co potrafi zdziałać zwykłe masło. Przygotowując ten deser, uważaj, by rabarbar zupełnie się nie rozpadł, a jedynie lekko się skarmelizował. Labneh możesz aromatyzować według uznania, poza wodą z kwiatów pomarańczy albo różaną świetnie sprawdzą się naturalny olejek z bergamotki albo szczypta kardamonu. Możesz także zastąpić serek gałką lodów waniliowych, a mleczną kruszonkę wymienić na kruche ciasto albo uprażone płatki migdałów.
4 łyżki naturalnego, kremowego labneh (str. 260)
1 łyżka płynnego miodu
1 łyżka wody z kwiatów pomarańczy lub wody różanej
4 łodygi rabarbaru
2 łyżki masła
2 łyżki jasnego cukru trzcinowego (możesz zastąpić drobnym białym cukrem)
4 łyżki mlecznej kruszonki (str. 257)
Labneh utrzyj z miodem i wodą smakową na gładki krem. Wstaw do lodówki.
Rabarbar umyj, obierz i podziel na kawałki o długości 8–10 cm.
Na patelni na wolnym ogniu rozpuść masło z cukrem, kiedy masło zacznie brązowieć, a cukier się skarmelizuje, wrzuć rabarbar. Smaż przez 5–6 minut, tak by rabarbar pokrył się gęstym syropem, ale nadal pozostał w całości.
Ciepły rabarbar podawaj z 1 łyżką aromatyzowanego labneh i mleczną kruszonką.
Bezowe desery mają to do siebie, że niełatwo im się oprzeć. Już samo to, jak prezentuje się krucha chrupiąca beza z kremem i owocami, sprawia, że trudno się temu dziwić. Doskonała, chrupiąca z zewnątrz i kremowa w środku beza musi wchłonąć mnóstwo cukru, więc idealnym dla niej towarzystwem są kwaśne owoce. Im kwaśniejsze, tym lepiej. Ja mam już swojego faworyta. A ty?
4 łodygi rabarbaru
2 szklanki malin
4 łyżki jasnego cukru trzcinowego
1 laska wanilii (lub 3 łyżki wody różanej)
400 g gęstego jogurtu kokosowego (str. 259)
1 łyżka miodu
2 łyżki niesolonych nieprażonych pistacji (możesz zastąpić płatkami migdałów)
Pistacjowe bezy
2 białka
1 łyżeczka białego octu winnego
½ szklanki drobnego białego cukru
1 łyżka mąki ziemniaczanej
2 łyżki zmielonych pistacji (możesz zastąpić mielonymi migdałami, wówczas bezy będą migdałowe)
Rozgrzej piekarnik do 150°C (130°C termoobieg).
Białka ubij z octem. Kiedy zaczną się formować miękkie pagórki, ale białka nie będą jeszcze ubite na sztywno, cały czas ubijając, wsyp połowę cukru, a po chwili dosyp pozostałą część. Ubijaj, aż białka będą sztywne i lśniące. Wtedy delikatnie wmieszaj mąkę i pistacje. Na blasze wyłożonej papierem do pieczenia uformuj łyżką 8 bez. Wstaw do piekarnika, od razu zmniejsz temperaturę do 110°C (90°C termoobieg). Susz bezy przez 90 minut. Wystudź w piekarniku.
W międzyczasie przygotuj mus z owoców. Rabarbar umyj, obierz i pokrój na małe kawałki. Razem z połową malin przełóż do rondla. Dodaj cukier i ziarna z 1 laski wanilii. Podgrzewaj na wolnym ogniu, aż owoce się rozpadną. Powstały mus przetrzyj przez sito (jeśli nie przeszkadzają ci pestki, możesz pominąć ten krok) i schłodź.
Jogurt kokosowy utrzyj z miodem na jednolity krem.
W miseczkach układaj warstwami pokruszone bezy, krem jogurtowy, mus owocowy i pozostałe maliny. Całość posyp posiekanymi pistacjami.
Kogel-mogel przywołuje mi dwa słodkie wspomnienia. Pierwsze to kawa z koglem-moglem, której przyrządzania nauczyła mnie przyjaciółka z liceum, i był to dla mnie pierwszy napój z półki dla dorosłych. Drugie to chwila, kiedy dopadała mnie ochota na coś słodkiego, a w domu akurat nie było ani kosteczki czekolady, o kawałku ciasta nie wspominając. Szybko utarty w szklance kogel-mogel z jednego żółtka stawał się wówczas kojącym lekarstwem, zaspokajającym wszelkie słodkie zachcianki. Rabarbar zapiekany pod koglem-moglem to chyba najłatwiejszy deser, jaki można przygotować, na pewno nieraz cię uratuje, kiedy nieubłaganie będzie za tobą chodzić coś słodkiego.
4 łodygi rabarbaru
szczypta cynamonu (opcjonalnie)
4 żółtka
4 łyżki jasnego cukru trzcinowego
Piekarnik rozgrzej do 180°C (160°C termoobieg).
Rabarbar umyj, obierz i podziel na kawałki o długości 1 cm. Przełóż do 4 ramekinów i oprósz cynamonem, jeśli go używasz.
Żółtka utrzyj z cukrem na białą puszystą masę. Koglem-moglem polej rabarbar i wstaw do piekarnika na 10 minut. Podawaj od razu.
Lubię piec serniki i mam na nie mnóstwo pomysłów. Upiekłam już sernik tiramisu, sernik z crème brûlée i z musem czekoladowym. Próbowałam wersji z dynią, masłem orzechowym, tahiną i białą czekoladą. Smakowała mi każda z nich, ale rabarbarową polubiłam najbardziej. Idealne ciasto na lato, kwaskowe i dzięki długiemu pieczeniu w niskiej temperaturze jest także kremowe jak lody. Wyjątkowo lubię do niego wracać.
3 łodygi rabarbaru
1 szklanka jasnego cukru trzcinowego
1 łyżka masła
500 g twarogu sernikowego
250 g mascarpone
4 jajka
2 łyżki ekstraktu z wanilii
2 łyżki mąki ziemniaczanej
Spód i kruszonka
1 szklanka płatków owsianych błyskawicznych
½ szklanki mąki orkiszowej (możesz zastąpić mąką pszenną)
40 g kandyzowanego imbiru
2 łyżki jasnego cukru trzcinowego
75 g masła
1 łyżka zimnej wody
szczypta soli
Mus rabarbarowy
3 łodygi rabarbaru
½ szklanki wody
4 łyżki jasnego cukru trzcinowego
Piekarnik rozgrzej do 180°C (160°C termoobieg). Boki i dno tortownicy o średnicy 18–20 cm wyłóż papierem do pieczenia.
Najpierw upiecz rabarbar. Łodygi umyj, obierz (zachowaj skórki) i pokrój na małe kawałki. Przełóż do formy do zapiekania, wymieszaj z 1/3 cukru i odstaw na 10 minut, aż rabarbar puści sok. Na górze rozłóż równomiernie kawałki masła i wstaw do piekarnika na 30 minut. Wystudź.
Przygotuj spód. W robocie kuchennym pulsacyjnie rozdrobnij płatki, tak by nie zmielić ich na pył. Wymieszaj je z mąką, posiekanym drobno imbirem, cukrem i solą. Następnie dodaj masło i wodę i jeszcze raz włącz robot, tak by połączyły się składniki. Płatki możesz też rozdrobnić blenderem, a następnie zagnieść ciasto ręcznie. Wyłóż 1/3 ciasta na dno tortownicy, dokładnie dociskając. Resztę zawiń w folię i schowaj do lodówki. Spód wstaw do piekarnika na 15–20 minut, do zrumienienia. Wyjmij i schłodź. Zmniejsz temperaturę do 150°C (piecz bez funkcji termoobiegu, by nie wysuszyć sernika).
Przygotuj mus. Rabarbar umyj i obierz. Skórki (także te pozostałe z pieczonego rabarbaru) zalej wodą. Dodaj cukier i zagotuj. Po 10 minutach odcedź. Dodaj pokrojony drobno rabarbar i gotuj razem przez 20 minut, aż się rozpadnie, a powstały mus zgęstnieje. Zmiksuj go blenderem.
Blenderem rozdrobnij upieczony rabarbar. W misie miksera utrzyj obydwa rodzaje sera z pozostałym cukrem. Cały czas ucierając, dodaj upieczony rabarbar, a następnie wbij po jednym jajku. Na koniec wmieszaj ekstrakt i mąkę. Masę przelej na upieczony spód i wstaw do piekarnika, od razu zmniejszając temperaturę do 120°C (bez termoobiegu). Piecz przez 80–100 minut, tak by sernik był dobrze ścięty, ale sprężysty i wilgotny w środku. Wystudź w piekarniku, po czym zawiń w folię i wstaw do lodówki na noc.
Piekarnik ponownie rozgrzej do 180°C (160°C termoobieg). Pozostałe ciasto wyjmij z lodówki i pokrusz na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Piecz przez 20 minut. Kruszonkę wystudź i przesyp do słoika. Schłodzony sernik podawaj posmarowany musem i obsypany kruszonką.
Lemon bars to jedne z moich słodkich grzeszków. W Krakowie mam ulubione miejsce, gdzie sprzedają je na sztuki, i za każdym razem, kiedy przejeżdżam obok na rowerze, mogę wpaść po jeden mały batonik. Cytrynowy krem rozsmarowany na najprostszym maślanym kruchym ciastku smakuje bajecznie. Za charakterystyczny kwaskowaty smak lubię też rabarbar. Stąd pomysł, by podmienić górną warstwę lemon bars i zastąpić ją wersją rabarbarową. A żeby złagodzić grzeszny wymiar tej słodkiej przyjemności, zamiast kruchego ciasta na spodzie proponuję zdrowsze ciasto na bazie płatków owsianych.
200 g płatków owsianych błyskawicznych
100 g mąki pszennej
1 łyżeczka mielonego imbiru
200 g masła
½ szklanki jasnego cukru trzcinowego
szczypta soli
Rabarbarowy krem
4 łodygi rabarbaru
½ szklanki wody + 2 łyżki
½ szklanki jasnego cukru trzcinowego
sok i skórka otarta z 1 limonki
70 g masła
4 żółtka
Rozgrzej piekarnik do 180°C (160°C termoobieg).
Płatki wymieszaj z mąką, imbirem i solą. Masło rozpuść z cukrem, dodaj do niego suche składniki i wymieszaj. Masę przelej do formy o wymiarach 16 x 16 cm wyłożonej papierem do pieczenia. Dokładnie dociśnij i wstaw do piekarnika na 30 minut, aż się zazłoci. Wyjmij i przestudź. Nie wyłączaj piekarnika.
W międzyczasie przygotuj krem. Rabarbar umyj i pokrój na cienkie plasterki (nie obieraj). Wrzuć do rondelka, dodaj ½ szklanki wody, cukier, skórkę i sok z limonki, doprowadź do wrzenia. Gotuj na wolnym ogniu, aż rabarbar się rozpadnie. Zmiksuj mus i przetrzyj przez sito. Dodaj masło i podgrzej razem. Żółtka rozbełtaj z 2 łyżkami wody i powoli, cały czas mieszając, przelej do rondelka z rabarbarowym musem. Przelej całość do miski, ustaw ją nad garnkiem z gorącą wodą i cały czas mieszając, podgrzewaj krem, aż zgęstnieje. Jeszcze raz przelej przez sito. Ciepły krem wyłóż na podpieczony spód i wstaw do piekarnika na 10 minut. Przed podaniem dokładnie schłodź.
Ucierane ciasto było pierwszym wypiekiem, który opanowałam do perfekcji. Prostego przepisu z maminego kajetu szybko nauczyłam się na pamięć i przygotowanie według niego babki nie zajmowało mi więcej niż dziesięć minut, a ta i tak zawsze wychodziła wilgotna, puszysta i smaczna. Był to dla mnie wypiek tak powszedni, że kiedy wyprowadziłam się z rodzinnego domu, nawet nie pomyślałam, że mogłabym ją przyrządzać w swojej kuchni. Teraz, kiedy mam już za sobą fascynację najróżniejszymi brownies, blondies, dacquoise i innymi ekstrawaganckimi słodkościami, najchętniej wracam do prostych rozwiązań. Szczególnie kiedy chcę upiec coś na szybko, najlepiej sprawdzonego i ze świeżymi sezonowymi owocami.
W tym przepisie rabarbar możesz zastąpić każdym innym kwaśnym owocem i piec ciasto przez okrągły rok. Nie trzeba też przygotowywać jogurtowego lukru, choć gorąco do tego zachęcam, bo jest obłędnie dobry. Jeśli jednak zdecydujesz się go pominąć, posyp ciasto cukrem pudrem.
4 łodygi rabarbaru
225 g miękkiego masła
1½ szklanki cukru kokosowego lub jasnego cukru trzcinowego
skórka otarta z 2 cytryn
3 jajka
300 g mąki pszennej
75 g mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
200 g gęstego jogurtu kokosowego (str. 259) lub jogurtu greckiego
masło do posmarowania blachy
½ łyżeczki soli
Jogurtowy lukier
skórki z 4 łodyg rabarbaru
4 łyżki wody
2 łyżki soku z cytryny
1 łyżka miodu
100 g gęstego jogurtu kokosowego (str. 259) lub jogurtu greckiego
Piekarnik rozgrzej do 170°C (150°C termoobieg).
Wszystkie składniki ciasta powinny być w temperaturze pokojowej.
Rabarbar umyj, obierz i pokrój na plasterki o długości 2 cm. Skórki zachowaj.
Masło utrzyj z cukrem i skórką cytrynową na puszystą masę. Cały czas ucierając, dodawaj po jednym jajku. Obydwa rodzaje mąki wymieszaj z proszkiem do pieczenia i solą. Przesiej przez sito. Podziel mieszankę mąk na 3 części i dodawaj ją porcjami do masy na przemian z jogurtem.
Dno formy o średnicy 20 cm wyłóż papierem do pieczenia. Dokładnie posmaruj masłem dno i boki i obsyp mąką. Do przygotowanej formy wylej masę, na wierzchu rozłóż rabarbar i piecz przez 55 minut, aż wbity do ciasta patyczek będzie suchy. Wyjmij z piekarnika i wystudź.
W międzyczasie przygotuj lukier. Skórki z rabarbaru zagotuj z wodą i sokiem z cytryny. Gotuj przez 10 minut, po czym dokładnie odsącz na sicie, mocno dociskając. Powstały różowy sok zagotuj z miodem. Gotuj, aż płyn zredukuje się do 2 łyżek. Wystudź. Syrop wymieszaj z jogurtem. Tuż przed podaniem polej lukrem kawałki ciasta.
Na kwiaty czarnego bzu czekam przez cały rok, by na przełomie maja i czerwca jak najszybciej wykorzystać je do esencjonalnych przetworów. Obowiązkowo przygotowuję syrop (doskonały w duecie z truskawkami!), nalewkę (moja mama chowa w barku jej małą butelkę na wielkie okazje) oraz aromatyzowane bzem konfitury z truskawek i rabarbaru (to jedne z moich najulubieńszych). A ponieważ bardzo szkoda mi tych pysznych maleńkich kwiatów, zawsze szukam dla nich dodatkowych zastosowań. Czasem smażę je w cieście, a czasem zamrażam.
By przygotować idealny sorbet z tego przepisu, nie musisz mieć w kuchni maszynki do lodów. Deser jest lekki i bardzo kremowy dzięki wykorzystaniu białka jajka. Jeśli nie chcesz go użyć, pamiętaj, by miksować zamrażający się płyn przynajmniej raz na pół godziny.
6 łodyg rabarbaru
400 ml cydru
½ szklanki jasnego cukru trzcinowego
2 baldachy kwiatów czarnego bzu (lub ¼ szklanki syropu bzowego)
1 białko
Rabarbar umyj i pokrój na cienkie plasterki (nie obieraj, mus przetrzesz przez sito). Włóż rabarbar do garnka, zalej cydrem, dodaj cukier i kwiatostany bzu, zagotuj. Gotuj na wolnym ogniu, aż rabarbar się rozpadnie, a płyn zredukuje się o połowę.
Zmiksuj masę blenderem, a następnie przetrzyj przez sito. Przelej do szczelnego pojemnika i wystudź. Schłodzony mus zamroź. Wyjmij sorbet z zamrażarki. Po 15 minutach pokrój w kostkę i zmiksuj blenderem razem z białkiem. Przełóż z powrotem do pojemnika i wstaw do zamrażarki. Sorbet będzie gotowy po 30–40 minutach.
•W wersji wegańskiej pomiń białko i miksuj zamarzający sorbet raz na 30 minut.
Swoją przygodę z rabarbarem rozpoczęłam od przetworów. Najpierw przygotowałam prostą konfiturę z imbirem i skórką z cytryny i od tego czasu, choć upłynęło już wiele rabarbarowych wiosen, wciąż z przyjemnością wracam do tego połączenia. Stąd, choć sama rzadko używam słodkich soków i syropów, pomysł na imbirowy syrop z kwaśnego rabarbaru od razu przypadł mi do gustu. Moja wersja jest bardzo skoncentrowana i wyraźnie kwaskowa. Idealnie sprawdza się zarówno latem, jak i zimą. Latem najczęściej używam tego syropu jako bazy do orzeźwiającej lemoniady albo smakowego dodatku do rabarbarowego mojito, zaś zimą nie wyobrażam sobie bez niego grzańca, szczególnie w wersji z kardamonem.
6 łodyg rabarbaru
1 szklanka jasnego cukru trzcinowego
1 l wody
sok z 1 cytryny
korzeń imbiru (3 cm)
4 kapsułki kardamonu (opcjonalnie)
Rabarbar umyj, obierz i pokrój na małe kawałki. Zasyp je cukrem i odstaw na 20 minut.
Skórki zalej wodą i sokiem z cytryny, doprowadź do wrzenia i gotuj przez 15 minut. Różowy sok przelej przez sito, dokładnie dociskając skórki. Skórki wyrzuć, a sokiem zalej rabarbar z cukrem. Dodaj umyty i pokrojony w plasterki imbir oraz rozgniecione w moździerzu ziarenka kardamonu. Gotuj na wolnym ogniu przez około 30 minut, aż rabarbar całkiem się rozpadnie. Przelej przez sito wyłożone gazą. Rabarbar możesz wykorzystać jako dodatek do lodów lub owsianki, natomiast syrop doprowadź do wrzenia i gotuj, aż zredukuje się do około 400 ml. Przelej do wyparzonych gorących słoiczków, zakręć je i wstaw na 30 minut do piekarnika rozgrzanego do 120°C (100°C termoobieg). Wystudź w piekarniku.
Zapasteryzowany syrop przechowuj do roku w chłodnym miejscu. Jeśli nie zdecydujesz się na pasteryzację, przechowuj syrop w lodówce nie dłużej niż 2 miesiące.
Wytrawne przetwory pokochałam po wyprawie do Indii i Nepalu, gdzie najróżniejsze czatni serwuje się niemal do każdego dania. W mojej pamięci na długo zostanie smak wytrawnej konfitury z mango, którą podano mi do prostych pierożków z dynią w małej buddyjskiej wiosce u podnóża Annapurny.
Domowe czatni przygotowałam już niemal ze wszystkiego. Wzięłam na warsztat mango, ananasy, brzoskwinie, pomidory, śliwki, agrest i oczywiście rabarbar. Ten ostatni idealnie pasuje do kremowych tłustych serów. Mały niepozorny słoiczek rabarbarowego czatni nieraz ratuje mi życie, kiedy wpadają niespodziewani goście.
4 łodygi rabarbaru
1 jabłko
6 węgierek
2 łyżki oleju rzepakowego
1 czerwona cebula
korzeń imbiru (3 cm)
4 ziarna jałowca
1 łyżeczka cynamonu
½ szklanki miodu lub jasnego cukru trzcinowego
1 szklanka porto lub marsali
½ szklanki octu jabłkowego
1 łyżeczka soli
Umyj rabarbar i owoce. Rabarbar obierz i pokrój na plastry. Jabłko obierz i pokrój w kostkę. Śliwki wypestkuj i pokrój na mniejsze kawałki.
Na suchej patelni rozgrzej olej i dodaj pokrojoną w kostkę cebulę. Duś ją na średnim ogniu, aż zrobi się szklista. Wrzuć starty imbir, rozgniecione w moździerzu ziarna jałowca i cynamon. Po 2 minutach dołóż rabarbar oraz owoce, a także miód, sól, wino i ocet. Doprowadź do wrzenia. Gotuj na wolnym ogniu przez około 1 godzinę, aż wyraźnie zgęstnieje.
Przełóż czatni do wyparzonych gorących słoików i zakręć je. Pasteryzuj przez 30 minut w piekarniku rozgrzanym do 120°C (100°C termoobieg). Wystudź w piekarniku. Przechowuj w chłodnym miejscu nie dłużej niż rok.
•W wersji wegańskiej zamiast miodu użyj jasnego cukru trzcinowego.
Od kiedy porzuciłam poranne tosty z serem na rzecz owsianki tudzież chrupiącego domowego musli, istnienie keczupu stało się dla mnie zupełnie obojętne. Najpopularniejszy sos obecny niemal w każdej lodówce był mi od tej pory w zasadzie do niczego niepotrzebny. Od czasu do czasu, jedząc kromkę z żółtym serem, czułam, że czegoś jej brakuje, jednak smak, konsystencja, a przede wszystkim skład sklepowych keczupów skutecznie zniechęcały mnie do zakupów. Nie pozostało mi nic innego, jak poczynić domowe zapasy. Wypróbowałam kilka przepisów, ale ten polubiłam najbardziej.
Możesz przygotować keczup, wrzucając wszystkie składniki do garnka i gotując je na wolnym ogniu, ale pieczenie nadaje warzywom lekko dymny posmak, a przyprawy korzenne – wyjątkową pikanterię. Choć raz spróbuj takiej wersji, założę się, że do niej wrócisz.
4 łodygi rabarbaru
1 duża cebula
2 ząbki czosnku
1 puszka krojonych pomidorów (lub 500 g dojrzałych pomidorów pokrojonych w kostkę)
korzeń imbiru (3 cm)
½ szklanki jasnego cukru trzcinowego
½ szklanki czerwonego octu winnego
1 laska cynamonu
2 liście laurowe
4 ziarna ziela angielskiego roztarte w moździerzu
4 goździki roztarte w moździerzu
6 ziaren czarnego pieprzu roztartych w moździerzu
szczypta pieprzu kajeńskiego
1 łyżeczka soli
Piekarnik rozgrzej do 180°C (160°C termoobieg).