Wazonik na konwalie - Karolina Wilczyńska - ebook

Wazonik na konwalie ebook

Karolina Wilczyńska

4,4
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

31 osób interesuje się tą książką

Opis

SPRAWDŹ, CO KRYJE SIĘ W SERCACH BOHATERÓW SERII „SKLEPIK ZE WSPOMNIENIAMI”.

Nastka po śmierci matki musi poukładać swoje życie na nowo. Pomaga jej w tym babcia Anastazja, która jednak także musi zmierzyć się z przeszłością. Czy kobietom uda się wreszcie znaleźć szczęście? Czy młoda dziewczyna zdecyduje się na ślub ze Zbyszkiem? I co ukrywa kucharz Kuba? Jak ułożą się relacje z doktorem Pawłem?

Przyjrzyj się niepozornemu wazonikowi na konwalie i poznaj tajemnicę, której jest symbolem. Dowiedz się,
czy Nastce uda się przerwać rodzinny schemat i odnaleźć własną życiową drogę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 323

Rok wydania: 2025

Oceny
4,4 (14 ocen)
7
6
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MarcinDurka

Całkiem niezła

Przyjemna, niewymagająca lektura na popołudnie.
00
Masia2

Nie oderwiesz się od lektury

Piękne zakończenie historii trzech pokoleń kobiet. Tajemnice z przeszłości wyjaśnione. Polecam 💚
00
kobierskawies

Nie oderwiesz się od lektury

no cóż nie pomyliłam się, ta książka jest również cudowna jak pozostałe książki autorki
00
MariaW1953

Nie oderwiesz się od lektury

Piękne zakończenie historii trzech pokoleń kobiet. Wyjaśnienie tajemnic z przeszłości, opowieść o trudnych wyborach, dumie i prawdziwej miłości. POLECAM wszystkie trzy części : Cukiernica z fotografii, Srebrna bransoletka, Wazonik na konwalie.
00



 

 

 

Słońce powoli przedzierało się przez zasłony w małym drewnianym domku na wsi. W powietrzu unosił się zapach świeżo parzonej kawy i świeżego chleba. Śniadanie było gotowe. Anastazja postawiła na stole ciepły posiłek, ale wiedziała, że Nastka pewnie nawet nie spojrzy w jego stronę. Od dwóch tygodni wnuczka prawie nie opuszczała swojego pokoju, leżała w łóżku pogrążona w myślach o matce. O jej śmierci.

Anastazja westchnęła cicho, nalewając sobie herbaty. Każdy dzień wydawał się dłuższy od poprzedniego, każdy poranek był przepełniony tą samą ciężką ciszą. Sama też cierpiała po stracie córki, ale wiedziała, że musi być silna dla Nastki. Musiała jakoś do niej dotrzeć.

– Nastka, kochanie, zrobiłam ci śniadanie – powiedziała łagodnie, stając w progu pokoju.

Nastka leżała na wznak, wpatrując się w sufit. Nawet nie drgnęła.

– Słyszysz mnie? – kontynuowała babcia, podchodząc bliżej. – Upiekłam twój ulubiony chleb, taki jak lubisz, z ziarnami. I kawę zaparzyłam, czeka na ciebie.

– Nie jestem głodna – odpowiedziała Nastka cicho, ledwo słyszalnie.

Anastazja przysiadła na brzegu łóżka i delikatnie położyła dłoń na ramieniu wnuczki. Czuła, jak bardzo młoda kobieta jest zamknięta w swoim bólu, jak oddzieliła się od wszystkiego, co mogłoby jej pomóc.

– Wiem, że to trudne – zaczęła cicho. – Ja też straciłam córkę. Ale nie możemy tak po prostu zatracić się w żalu. Musimy żyć dalej, Nastka.

– Ja nie muszę – odparła beznamiętnie Nastka, odwracając się na bok, tyłem do babci.

Anastazja wbiła wzrok w podłogę, szukając odpowiednich słów. Jej serce było ciężkie od żalu, lecz wiedziała, że nie może teraz okazać słabości. Nastka potrzebowała kogoś, kto wyciągnie ją z tej pustki.

– Pamiętam, jak opiekowałaś się matką przez ostatnie miesiące – mówiła spokojnie. – Byłaś wtedy taka silna. Ale teraz… teraz musisz o siebie zadbać.

– Nie chcę już taka być – szepnęła Nastka przez zaciśnięte gardło. – Nie mam już siły, babciu.

Zapadła cisza. Anastazja rozmyślała przez chwilę, po czym wstała z łóżka. Spojrzała na wnuczkę z czułością i smutkiem. Widziała, jak bardzo dziewczyna cierpi, ale wiedziała też, że nie może pozwolić jej zapaść się w bólu.

– Nie musisz od razu wracać do wszystkiego – powiedziała. Podeszła do okna i odciągnęła zasłony. – Ale nie możesz też uciekać przed życiem. Ono nie stanie w miejscu, bo nam tak się podoba.

Nastka przymknęła powieki, jakby chciała odgrodzić się od tego, co mówiła babcia. Dzwonek telefonu przerwał ciszę. Obie na moment zamarły. Nastka otworzyła oczy, ale nawet nie drgnęła.

– To pewnie Kuba – stwierdziła Anastazja, nie patrząc na telefon. – Dzwonił już kilka razy.

– Nie odbiorę – odparła Nastka krótko.

– A może powinnaś? – Babcia podeszła bliżej. – Na pewno się martwi. Praca też na ciebie czeka. I twój lokal…

– Nie chcę o tym teraz myśleć – przerwała jej Nastka z irytacją. – Nie obchodzi mnie to. Mam prawo… Mam prawo odpocząć, babciu. Po wszystkim, co się stało.

Anastazja spojrzała na nią z troską. Wiedziała, co wnuczka przeżyła przez ostatnie miesiące i jak trudne to było. Ta odpowiedzialność wyniszczała Nastkę, ale wtedy nie było miejsca na odpoczynek. A teraz, kiedy już nie musiała być silna dla innych, rozpadała się na kawałki.

– Masz prawo do smutku. Ale nie możesz się w nim zatracić. Twoja mama nie chciałaby, żebyś tak się czuła. Pragnęłaby, byś wróciła do swojego życia. Żebyś była szczęśliwa.

Dziewczyna tylko pokręciła głową, łzy napłynęły jej do oczu. Było zbyt wcześnie na takie rozmowy, na takie oczekiwania. Jak mogła wrócić do normalności, skoro jej świat właśnie się zawalił?

– Nie rozumiesz – wyszeptała, ocierając policzki. – Nie potrafię. Nie potrafię po prostu się podnieść i udawać, że wszystko jest dobrze.

Anastazja westchnęła ciężko. Czuła, że w tej chwili nie przekona wnuczki do niczego. Musiała dać jej czas, ale też nie mogła pozwolić, by Nastka zapadła się w sobie.

– Nie proszę, żebyś udawała, że wszystko jest dobrze – powiedziała cicho. – Ale musisz zrobić pierwszy krok. Nawet jeśli to będzie tylko jedno spojrzenie na świat poza tym pokojem.

Nastka popatrzyła na babcię oczami mokrymi od łez. Nie odpowiedziała.

W końcu Anastazja cicho wyszła z pokoju, zostawiając ją samą.

Z kuchni wciąż dochodził zapach chleba, ale Nastka nie czuła głodu. Miała w sobie tylko pustkę, której nie potrafiła zapełnić. Leżąc w łóżku, czuła, jak ciężar rzeczywistości przygniata ją do materaca, jakby łóżko było jedynym miejscem, w którym mogła się schronić przed światem. Oczy miała otwarte, ale ściana, którą widziała przed sobą, nie przynosiła żadnego ukojenia: pusta, bezbarwna płaszczyzna, jak całe jej życie po śmierci matki i po tym, co od niej usłyszała.

Czas przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Dni mijały, ale dla niej były tylko kolejnymi chwilami, nie potrafiła zebrać sił na nic. Żadnej chęci, żadnego celu. Jedzenie? Jakby w ogóle zapomniała, jak to jest czuć głód. Praca? To wszystko wydawało się tak odległe, jakby należało do innego życia, życia, które skończyło się wraz z ostatnim oddechem jej matki.

Przewróciła się na plecy, wzdychając głęboko. Każdy ruch okupiony był ogromnym wysiłkiem, nawet najprostsza czynność wymagała energii, której Nastka już dawno nie miała. W głowie krążyły wciąż te same myśli, w kółko, bez końca. Obrazy z ostatnich dni spędzonych przy łóżku matki powracały jak niechciane duchy. Jej twarz, zmęczona, wyniszczona przez chorobę. Ciche słowa, które czasami miały sens, a czasem były tylko szeptem. Te wszystkie noce, kiedy nie spała, trzymając rękę umierającej, czuwając, jakby to miało coś zmienić. Jakby jej obecność mogła zatrzymać to, co nieuniknione.

Ale nie mogła. Nic nie mogła zrobić. I to właśnie teraz bolało najbardziej.

Czuła się pusta. Coś z niej zostało wyrwane, a w środku została tylko ta nieprzebrana, bolesna pustka. Matka była ważną częścią świata Nastki – nawet gdy ich relacje nie były idealne, nawet kiedy się kłóciły. Ale Nastka wiedziała, że jest. A teraz? Teraz nie było już niczego. Jakby świat stracił kolory, sens.

Co mam teraz robić? – pytała siebie w myślach. Ale odpowiedzi nie było. Jak mogła się ruszyć, skoro każdy ruch był niepotrzebny, każdy krok bezcelowy? Wszystko, co kiedyś wydawało się ważne – praca, codzienne obowiązki, przyszłość – teraz nie miało żadnego znaczenia. Każdy dzień wypełniony był jedynie jej żalem.

Nagle do oczu znowu napłynęły łzy. Dużo płakała, bo miała mnóstwo łez, których tak długo nie chciała wypuścić. Ściskała je w sobie przez całe te tygodnie, jakby się bała, że jeśli pozwoli sobie na płacz, to już nigdy nie przestanie. Ale teraz, leżąc sama, nie mogła i nie chciała już dłużej tego powstrzymywać. Łzy spłynęły cicho po policzkach, a ona wzięła głęboki oddech, pozwalając sobie na ten wybuch emocji.

To było takie niesprawiedliwe. Przez całe życie starała się być dobrą córką, a teraz? Teraz nie miała już szansy pokazać matce, jak bardzo ją kocha. Ta szansa została jej brutalnie odebrana. Matka odeszła, a z nią jakiś kawałek Nastki. A przecież tyle razy sobie wyobrażała, że po tych trudnych miesiącach przyjdzie ulga. Miała nadzieję, że kiedyś odzyska normalność, ale teraz wiedziała, że to było tylko złudzenie. Żadnej ulgi, tylko ten niekończący się smutek.

Zamknęła oczy, próbując skupić się na oddechu, lecz i to wydawało się bezcelowe. Wstać z łóżka? Po co? Co niby miała zrobić, skoro wszystko, co kochała, straciło sens? Ludzie mówią, że czas leczy rany, że z każdym dniem wszystko staje się łatwiejsze. Ale dla niej każda minuta była jeszcze trudniejsza od poprzedniej, a każde wspomnienie matki jak nóż wbijany w serce. A jednocześnie bała się, że wspomnienia kiedyś zaczną się zacierać. To był jej paradoks – bolało ją myślenie o matce, lecz jeszcze bardziej bała się, że w końcu o niej zapomni. Jakby to był jedyny sposób, by jeszcze ją mieć.

Nastka wpatrywała się w sufit. Naprawdę nie miała siły na nic. Czasem chciała po prostu przestać istnieć, przestać czuć. Bo to, co czuła teraz, było zbyt obciążające, nie do udźwignięcia. Przygniatało ją, ciągnęło w dół, nie pozwalając jej się ruszyć, jakby utknęła w gęstej mgle, z której nie było wyjścia.

Wiedziała, że babcia martwi się o nią. Widziała to w jej oczach, słyszała w jej głosie. Ale co mogła zrobić? Nie mogła jej pomóc, bo nawet nie wiedziała, jak pomóc sobie. Jak wrócić do życia, skoro już nie znajdowała powodu, by żyć?

 

*

 

Zbyszek zaparkował swój samochód na żwirowym podjeździe i wysiadł, wpatrując się w mały, drewniany domek otoczony jesiennym krajobrazem. Listowie drzew opadało powoli, tworząc złocisty dywan na trawie. Westchnął, poprawiając kurtkę. Wiedział, że ta wizyta nie będzie łatwa, ale nie mógł dłużej czekać.

Kiedy zapukał do drzwi, otworzyła mu Anastazja. W jej oczach widać było zmęczenie, którego nie potrafiła ukryć.

– Dzień dobry, Zbyszku – powiedziała cicho, wpuszczając go do środka. – Cieszę się, że przyjechałeś.

– Dzień dobry, pani Anastazjo – odparł, uśmiechając się blado. – Jak ona się trzyma?

Babcia wzruszyła ramionami, wycierając dłonie w fartuch. Spojrzała w stronę pokoju, gdzie Nastka spędzała niemal cały czas, i westchnęła ciężko.

– Martwię się o nią – przyznała. – Ona… ona stamtąd nie wychodzi. Prawie nic nie je, prawie nie rozmawia. Cały czas tylko leży, jakby czekała, aż czas przestanie płynąć. A przecież tak nie można.

– Wiem, też się martwię. – Zbyszek skinął głową, ściskając dłonie w kieszeniach kurtki. – Dlatego musimy coś z tym zrobić. Myślałem, że… może wyciągnę ją do miasta. Może jak wróci do pracy, do codziennych obowiązków, to jakoś jej się poprawi.

Anastazja spojrzała na niego z mieszaniną nadziei i wątpliwości.

– Chciałabym, żeby to zadziałało. Ale boję się, że to za wcześnie – powiedziała, a w jej głosie zabrzmiała nuta lęku. – Ona wciąż nie umie się z tym pogodzić. Straciła matkę… dowiedziała się o sprawach, o których wcześniej nie miała pojęcia. Wydaje mi się, że nie zechce wyjechać.

Zbyszek skinął głową, patrząc na drzwi do pokoju, w którym leżała Nastka.

– Wiem, ale… jeśli nic nie zrobimy, to ona przepadnie. A lokal? – Zawahał się na chwilę. – Kuba na razie sobie radzi, ale coraz częściej słyszę, że korzysta na jej nieobecności. Ja też robię, co mogę, ale obawiam się, że Nastka traci pieniądze. Jeśli nadal będzie zaniedbywała pracę, może być za późno, żeby odratować klub.

Anastazja zmarszczyła brwi. Niby to wszystko brzmiało sensownie, lecz nie ufała Zbyszkowi w pełni, choć nie miała konkretnych powodów. Nie polubiła chłopaka, mimo że wydawał się oddany Nastce. Może to było tylko przeczucie, ale teraz to nie miało znaczenia. Musiała myśleć o wnuczce, o tym, jak ją wyciągnąć z psychicznego dołka.

– Idź do niej, porozmawiaj – powiedziała w końcu. – Spróbuj. Może ciebie posłucha.

Zbyszek skinął głową. Stanął naprzeciw pokoju Nastki i zapukał delikatnie.

– Nastka? – zapytał cicho, uchylając drzwi. – To ja, Zbyszek. Mogę wejść?

Nie odpowiedziała, ale i nie protestowała. Zbyszek wszedł do środka, a widok narzeczonej na łóżku sprawił, że westchnął głęboko. Leżała pod kocem, zwinięta w kłębek, jakby próbowała się odizolować od całego świata.

Usiadł ostrożnie na skraju łóżka i delikatnie dotknął jej ramienia.

– Kochanie – zaczął cicho, starając się, żeby jego głos brzmiał łagodnie, ale stanowczo. – Wiem, że to wszystko jest trudne. Wiem, jak bardzo cię to boli. Ale… musisz się ruszyć, Nastka. Musisz spróbować wrócić do życia. Do swojego lokalu.

– Nie mogę – wyszeptała, nie otwierając oczu. – Nie dam rady. To za wcześnie, Zbyszek.

– Ja wiem, że czujesz się zmęczona. – Delikatnie pogładził jej dłoń. – Ale Kuba… on działa na własną rękę. Jeśli nadal będziesz to zaniedbywać, możesz stracić lokal. Wiem, że to dla ciebie ważne. Tyle serca włożyłaś w tę restaurację. Jeśli nie wrócisz, możesz to stracić. A ja nie mam możliwości, żeby podjąć konkretne decyzje, to ty jesteś wspólniczką Kuby.

– Nie obchodzi mnie to – przerwała mu, nagle otwierając oczy. W jej spojrzeniu była mieszanka żalu i bezsilności. – Zbyszek, nie rozumiesz? Nie obchodzi mnie już nic. Nie mam siły. Chcę tylko… odpocząć. Jeszcze trochę. Po wszystkim, co się stało… ja po prostu nie mogę.

Zbyszkowi trudno było tego słuchać. Wiedział, jak ciężko jej było przez te ostatnie miesiące, jak opieka nad matką ją wyniszczyła. Ale wiedział też, że jeśli teraz Nastka nie spróbuje wrócić do życia, to pogrąży się w tym stanie na dobre.

– Rozumiem, że jesteś zmęczona – powiedział łagodnie. – I nie musisz od razu rzucać się na głęboką wodę. Ale powinnaś zrobić cokolwiek. Chociaż jeden mały krok. Proszę cię, Nastka. Nie możesz tego tak zostawić.

Nagle drzwi pokoju skrzypnęły i do środka weszła Anastazja, niosąc tacę z herbatą. Postawiła ją na małym stoliku obok łóżka i usiadła w fotelu naprzeciwko.

– Zbyszek ma rację, kochanie – oznajmiła cicho, choć w jej głosie było wyczuwalne napięcie. – Wiem, że to trudne. Ale mówiłam ci już, że nie możemy tak po prostu zostawić wszystkiego. Życie toczy się dalej, czy tego chcemy, czy nie.

Nastka westchnęła ciężko, zaciskając dłonie na kocu. Spojrzała na babcię, potem na Zbyszka. Widziała ich troskę, ale nie potrafiła się przemóc. Wszystko w niej krzyczało, że jeszcze nie jest gotowa. A jednak wiedziała, że oboje mają rację. Jak długo jeszcze mogła unikać tego, co nieuchronne?

– To za wcześnie – powtórzyła cicho, ale tym razem jej głos brzmiał bardziej jak prośba niż stwierdzenie.

Anastazja podeszła bliżej i pogładziła wnuczkę po włosach.

– Nic nie musisz robić natychmiast, Nastka. Ale musisz zacząć. Powoli, stopniowo. Nie dla lokalu, nie dla mnie czy Zbyszka… dla siebie.

Nastka spojrzała na nią, potem na narzeczonego. Zobaczyła czułość w jego oczach. Jego dłoń nadal spoczywała na jej ramieniu, jakby próbował przekazać jej trochę siły.

– Dobrze – powiedziała w końcu cicho. – Pojadę. Spróbuję.

Zbyszek odetchnął z ulgą i delikatnie pocałował ją w czoło.

– Dziękuję, kochanie – wyszeptał. – Zrobimy to razem, krok po kroku.

Anastazja obserwowała ich z mieszanymi uczuciami. Choć popierała plan Zbyszka, coś jej wciąż podpowiadało, że powinna być ostrożna. Ale teraz najważniejsza była Nastka. Jeśli wyjazd miałby wnuczce pomóc, babcia musiała zaufać i dać chłopakowi szansę.

 

*

 

Nastka stała przed otwartą szafą, wpatrując się w jej zawartość, ale nie miała pojęcia, co robić. Wszystko było takie przypadkowe, niepotrzebne. Starała się zebrać myśli, a dłonie drżały lekko, kiedy sięgała po pierwsze z brzegu rzeczy. Wrzuciła do torby bluzę, jakieś dżinsy, parę skarpet. Jej myśli gdzieś krążyły, nie mogła się skupić na prostych czynnościach.

– Może powinnaś wziąć tylko kilka rzeczy. – Za sobą usłyszała głos Zbyszka. – Przecież i tak większość ciuchów masz w domu.

Obróciła się w jego stronę. Patrzył na nią z troską, jakby chciał jej pomóc, ale sam nie do końca wiedział jak.

– Nie wiem, co zabrać – odparła cicho, jakby mówiła do siebie. – Nie wiem, czy powinnam w ogóle jechać.

Podszedł bliżej i delikatnie objął ją ramieniem.

– Rozumiem, że się wahasz. Ale może zamiast pakować się teraz, zróbmy coś innego. Chodź, pójdziemy na spacer do lasu. Przewietrzysz głowę, zaczerpniesz świeżego powietrza. Może to pomoże ci poukładać myśli.

Nastka spojrzała na niego, a w jej oczach było zmęczenie i niepewność. Chwilę zastanawiała się nad jego propozycją, ale w końcu pokręciła głową.

– Nie. Nie chcę iść do lasu – powiedziała, odkładając torbę, choć i tak prawie nic w niej nie było. – Muszę pomyśleć, ale… sama.

Zbyszek uniósł brwi, jakby chciał coś odpowiedzieć, lecz zanim zdążył się odezwać, na progu pokoju pojawiła się Anastazja. Spojrzała na niego, jej oczy mówiły więcej niż słowa. Gestem, który ledwo można było zauważyć, dała znak, żeby pozwolił Nastce na chwilę samotności.

– Zbyszek, chodź, pomóż mi w kuchni – rzuciła, a on skinął głową i bez słowa poszedł za nią.

Gdy tylko znaleźli się w kuchni, Anastazja odwróciła się do niego.

– Nie naciskaj na nią. Nie możemy robić nic na siłę – powiedziała cicho, lecz stanowczo. – Ona musi sama to poczuć, inaczej nic się nie zmieni.

Zbyszek westchnął, opierając się o blat.

– Wiem, ale boję się, że jak nie zacznie działać, to już nigdy się nie podniesie.

Anastazja pokiwała głową, w jej oczach odbijał się smutek.

– Ona się podniesie, ale musi sama znaleźć w sobie siłę. Teraz może wyjście na zewnątrz jej w tym pomoże. Czasem najlepiej być samemu, z dala nawet od tych, którzy chcą pomagać.

 

*

 

Nastka wyszła na podwórze, poczuła chłód jesiennego powietrza na twarzy. Wzięła głęboki oddech i rozejrzała się dookoła. Widok jesiennego sadu, w którym opadały ostatnie liście, a jabłonie stały ciche i uśpione, działał na nią kojąco. Przeszła przez niewielką łąkę, aż dotarła do jednej z jabłoni, gdzie wciąż wisiały nieliczne jabłka, czerwone i lśniące w jesiennym słońcu.

Przez chwilę patrzyła na drzewa, wpatrując się w tańczące na wietrze liście, które powoli opadały na ziemię, tworząc złocistoczerwony dywan pod jej stopami. Ten widok był niemal hipnotyzujący, uspokajający. Liście opadały, kończąc swój cykl życia, ale wiosną znowu wszystko zakwitnie. Życie toczyło się dalej, niezależnie od tego, jak bardzo bolało ją serce. Wiedziała, że i ona musi jakoś wrócić do tego rytmu, choć wciąż czuła się wyrwana z rzeczywistości.

Zatrzymała się na moment, spoglądając na ostatnie jabłko na jednej z gałęzi. Zatroskana twarz babci pojawiła się w jej myślach, a serce zakłuło z żalu. Wiedziała, że babcia cierpi, mimo że starała się tego nie pokazywać. Straciła córkę, a teraz musiała martwić się o nią – jedyną wnuczkę, która nie potrafiła się pozbierać. Nastka zacisnęła dłonie w kieszeniach kurtki. Nie chciała przysparzać babci więcej zmartwień.

Pojadę – pomyślała w końcu, choć ta decyzja nie wynikała z chęci ani wewnętrznej siły. To było dla babci, żeby nie musiała dłużej patrzeć, jak wnuczka cierpi. Może uda się udawać, że wszystko jest w porządku, chociaż przez chwilę, i zmniejszyć ciężar babcinych zmartwień.

Odwróciła się i powoli ruszyła z powrotem do domu. Kiedy weszła do kuchni, Anastazja kroiła chleb na kanapki. Na stole czekał już talerz z przygotowanym jedzeniem, jakby babcia miała nadzieję, że wnuczka wróci głodna. Nastka usiadła przy stole, w milczeniu sięgnęła po jedną z kanapek i zaczęła jeść, choć apetytu nie miała. Wiedziała, że musi coś zjeść, by pokazać babci, że stara się wrócić do normalności.

Anastazja obserwowała ją z ukosa, starając się nie okazywać zbyt wielkiej ulgi, ale Nastka widziała, jak jej oczy jaśnieją nadzieją. To było małe zwycięstwo, drobny krok, lecz wystarczyło, by w sercu babci zapłonęła iskierka wiary, że może jednak wszystko się ułoży.

Skończyła kanapkę, po czym spojrzała na Zbyszka, który siedział po drugiej stronie stołu, wpatrując się w nią z troską.

– Możemy jechać – powiedziała cicho, w jej głosie słychać było zarówno zmęczenie, jak i podjętą decyzję.

Zbyszek skinął głową, ale się nie odezwał. Widział, że to nie jest moment na radość. To była decyzja wymuszona, a nie naturalna, lecz liczyło się, że Nastka zgodziła się zrobić pierwszy krok.

Kiedy podeszli do drzwi, Anastazja stanęła przed wnuczką. Patrzyły na siebie przez chwilę w milczeniu, a potem Nastka przytuliła mocno staruszkę. Czuła, jak jej drobne ramiona drżą pod ciężarem emocji.

– Będę o tobie myślała – szepnęła Anastazja, delikatnie głaszcząc Nastkę po plecach.

– Ja o tobie też, babciu – odpowiedziała cicho, czując, jak łzy napływają jej do oczu. Jednak szybko je powstrzymała. Nie chciała pokazać, jak bardzo jest zagubiona.

Zbyszek otworzył drzwi, a chłodne jesienne powietrze owiało ich twarze. Nastka jeszcze raz spojrzała na babcię, po czym odwróciła się i razem ze Zbyszkiem ruszyła w stronę samochodu.

 

*

 

Anastazja usiadła na starych drewnianych schodkach prowadzących do domu, otulając się szczelniej wełnianym szalem. Wieczór nadciągał cicho, przynosząc ze sobą chłodny oddech jesieni. Przed nią rozciągał się obraz pól, które jeszcze niedawno tętniły życiem. Teraz były już zaorane, puste, czekające na nadejście zimy. W oddali majaczył ciemny kontur lasu, na drzewach zostały ostatnie liście, zieleń sosen też przyblakła. Przyroda przygotowywała się do snu, wyciszała swoje serce, by przeczekać najtrudniejszy czas.

Anastazja wpatrywała się w ten obraz, czując, jak cichy spokój powoli wlewa się w jej ciało. Jesień zawsze przypominała jej o cyklu życia. Wszystko umierało, by odrodzić się wiosną, z nową siłą, świeżością, gotowe na kolejny rok. Tylko człowiek… człowiek, kiedy odchodzi, już nigdy nie wraca.

Zamknęła oczy, przywołała z pamięci twarz córki. Jeszcze tak niedawno leżała na tym samym łóżku, w którym ostatnio odpoczywała Nastka, wyczerpana, zagubiona. Anastazja nie mogła uwierzyć, że Maryla odeszła, że nigdy już nie usłyszy jej głosu, że nie zobaczy jej uśmiechu. W niej samej też coś zgasło wraz ze śmiercią córki. Choć wiedziała, że musi być silna dla Nastki, trudno było nie ulec tej wielkiej pustce. Tak nie powinno być. Rodzice nie powinni przeżywać swoich dzieci. To sprzeczne z naturalnym porządkiem, z każdą zasadą, jaką znała.

Otworzyła oczy i spojrzała w stronę lasu, który o tej porze roku wydawał się bardziej mroczny, milczący. Wiedziała, że nie może stracić Nastki, tak jak straciła Marylę. One same żyły przez wiele lat w oddaleniu. Ich relacja była pełna niedopowiedzeń, a teraz, kiedy córki już nie ma, Anastazja nie mogła sobie wybaczyć, że nie zrobiła więcej, żeby być bliżej.

Z Nastką musi być inaczej – pomyślała. Nie mogę pozwolić, byśmy oddaliły się od siebie.

Zatroskana, rozmyślała nad tym, jak pomóc wnuczce. Dla Nastki świat stanął w miejscu, a ona, Anastazja, musiała być tym mostem, który pomoże jej przejść przez ciemność. Ale jak to zrobić? Jak wyciągnąć do niej rękę, kiedy sama czuje się tak słaba i zagubiona?

Z westchnieniem opuściła wzrok na swoje złożone dłonie, widząc na nich zmarszczki i brązowe plamy – oznaki starości. Jej ciało starzało się, tak jak przyroda umierała jesienią, ale Anastazja wiedziała, że jej wiosna już nigdy nie nadejdzie. Wnuczka jednak zasługiwała na swoje odrodzenie, na nowy początek. I ona zrobi wszystko, by pomóc jej go odnaleźć.

W tym samym czasie, w sąsiednim domu, Hipolit stał w oknie, wpatrując się w kobietę siedzącą na schodkach. Znał ją od lat, jeszcze z czasów, kiedy oboje byli młodzi i pełni sił. Obserwował, jak siedzi samotnie, otoczona jesiennym krajobrazem, zamyślona, jakby patrzyła na coś, czego nikt inny nie mógł dostrzec. Od dawna nie rozmawiali, choć ich domy dzieliło tylko kilka kroków. Teraz jednak Hipolit czuł w sercu coś na kształt niepokoju.

– Dziadku, co tam widzisz? – zapytał jego wnuczek Paweł, podchodząc do okna.

Hipolit drgnął lekko, wytrącony z zamyślenia, ale nie odrywał wzroku od sąsiadki.

– Anastazja – powiedział cicho, jakby do siebie.

Paweł spojrzał w stronę, w którą patrzył dziadek. Zauważył staruszkę siedzącą na schodach, pogrążoną w myślach. Mimo że znał ją tylko powierzchownie, wiedział, że niedawno straciła córkę, a to musiało być dla niej niezwykle trudne.

– Może powinieneś do niej zagadać? – zasugerował. – Na pewno przydałaby jej się rozmowa. Dobrze ją znasz, a na pewno oboje macie tyle wspólnych wspomnień. Sądzę, że mogłaby poczuć się lepiej, gdybyś z nią porozmawiał.

Hipolit milczał. Paweł spojrzał na dziadka z wyczekiwaniem, ale odpowiedź nie nadeszła. Starszy mężczyzna wciąż wpatrywał się w Anastazję, jakby szukał odpowiedzi na pytania, których sam nie potrafił zadać.

– Dziadku? – Paweł podszedł bliżej, kładąc mu rękę na ramieniu. – Przecież wiesz, że teraz każdy życzliwy gest może jej pomóc. Straciła córkę, a to ogromny ciężar. Została jej tylko Nastka. Czasem wystarczy prosty gest, żeby ktoś poczuł, że nie jest sam.

Hipolit spojrzał na wnuka, a potem znów na Anastazję. Jego serce biło szybciej niż zwykle, a myśli krążyły wokół przeszłości. Znał Anastazję od dziecka. Widywali się na rodzinnych uroczystościach, później, jako sąsiedzi, czasem wymieniali kilka słów. Potem ich drogi się rozeszły. Teraz, kiedy oboje byli starzy, pozostawała tylko cisza.

– Może jutro – odpowiedział w końcu cicho, po czym odwrócił wzrok od okna. – Może jutro.

Paweł zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział. Znał dobrze swojego dziadka i wiedział, że ten działa we własnym tempie i robi tylko to, o czym sam zdecydował. Wiedział też, że czasem lęk przed bliskością mógł być silniejszy od potrzeby kontaktu.

A na zewnątrz Anastazja wciąż siedziała na schodkach, wpatrując się w zmieniający się świat. Choć odczuwała wielki smutek, miała też świadomość, że jeszcze nie wszystko stracone. Jesień przynosiła koniec, ale z wiosną przyjdzie odrodzenie. Być może w jej życiu było teraz więcej jesieni niż wiosny, ale dopóki miała Nastkę, miała dla kogo walczyć.

 

*

 

Nastka wysiadła z samochodu i zerknęła na okna mieszkania, w którym spędziła ostatnie lata przed śmiercią matki. To miejsce, gdzie mieszkała razem ze Zbyszkiem, teraz wydawało się obce, jakby zmieniło się pod jej nieobecność. Odetchnęła głęboko, wdychając chłodne, jesienne powietrze, po czym ruszyła za Zbyszkiem, który zabrał z bagażnika jej torbę. Po chwili weszli do środka.

Mieszkanie przywitało ją ciszą i zapachem świeżości. Zauważyła porządek – wszystko było na swoim miejscu, żadnego kurzu ani bałaganu. Miło, że się przygotował – pomyślała. To nie była jego mocna strona, a jednak włożył wysiłek, by wnętrze prezentowało się schludnie. Choć nie było jej tu od dłuższego czasu, wszystko wyglądało tak, jakby wróciła po zwykłym dniu w pracy.

– To co? Kawa? – zagadnął Zbyszek, wchodząc do kuchni. Sięgnął po ekspres.

– Może być – odpowiedziała cicho, opadając na krzesło przy stole. Czuła się zmęczona, a jednocześnie coś w tym porządku przynosiło jej ulgę. Nie miała pewności, czy to dobrze, że tu wróciła, ale przynajmniej było inaczej.

Po chwili Zbyszek postawił przed nią kubek gorącej kawy. Sam usiadł naprzeciwko, patrząc na nią z troską.

– Cieszę się, że wróciłaś – powiedział cicho. – Tęskniłem za tobą. Potrzebuję cię, wiesz?

Nastka spojrzała na niego, unosząc kubek do ust, ale nie mogła się zdobyć na uśmiech. Miała wrażenie, że przez ostatnie tygodnie stała się niewidzialna dla świata. Że nawet jej ciało powoli zanika, jakby grawitacja traciła swój wpływ na nią. Trudno jej było uwierzyć, że może być komuś do czegoś potrzebna, bo sama uważała, że nie nadaje się do niczego.

– Teraz raczej nie będę zbyt pomocna – powiedziała w końcu. – Nie wiem, czy dam ci z siebie cokolwiek. Czuję się… jakby mnie nie było.

Zbyszek pokiwał głową, jak gdyby doskonale rozumiał.

– Wiem. Ale nie oczekuję od ciebie cudów. Wystarczy, że jesteś. Ja zajmę się resztą. Będę cię wspierał, obiecuję. Przejdziemy przez to razem.

Nastka spuściła wzrok. Chciała mu wierzyć, chciała czuć, że ma w nim oparcie, ale w środku wciąż była pusta, pozbawiona emocji.

– Może poczytasz coś albo posłuchasz muzyki? – zaproponował Zbyszek po chwili. – A ja wyjdę po zakupy. Nie zrobiłem ich wcześniej, bo… nie wiedziałem, czy wrócisz. Nie chciałem naciskać…

– Zakupy? – Uniosła brwi, próbując się skupić na jego słowach. – Nie trzeba.

– Musimy coś jeść – odparł z lekkim uśmiechem. – Wracam za chwilę.

Zanim wyszedł, pocałował ją w czoło. Nastka nie zdołała nic odpowiedzieć czy odwzajemnić czułości. Była na to zbyt otępiała. Kiedy za Zbyszkiem zamknęły się drzwi, siedziała jeszcze przez chwilę w milczeniu, wpatrując się w kubek z kawą. Potem, jakby wybudzona z letargu, wstała i ruszyła do łazienki.

Stanęła przed lustrem, patrząc na swoje odbicie. Kiedy ostatnio naprawdę o siebie zadbałam? – zadała sobie pytanie. Od tygodni robiła tylko absolutne minimum, by utrzymać się na powierzchni. Codzienna podstawowa higiena stała się rutyną bez znaczenia. Na nic więcej nie miała czasu, a potem sił.

Odkręciła wodę pod prysznicem i poczuła, jak gorące krople zaczynają spływać po jej skórze. Pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia, zamknęła oczy i skupiła się tylko na wodzie opływającej jej ciało. Myła włosy, obserwując, jak napięcie powoli ją opuszcza. Gdy wyszła spod prysznica i owinęła się w miękki szlafrok, poczuła się lżejsza. Było to małe, niemal nieznaczące odświeżenie, ale przyniosło jej ulgę. Może coś jednak zaczynało się zmieniać?

Kiedy Zbyszek wrócił, Nastka siedziała już na kanapie z nogami podwiniętymi pod siebie. Jego spojrzenie od razu padło na nią, otuloną w szlafrok, z mokrymi włosami spadającymi na ramiona.

– Ale pięknie wyglądasz – powiedział z uśmiechem, podchodząc i delikatnie gładząc jej włosy. – Tak cię lubię.

Poczuła, jak w jej sercu rodzi się ciepło. Nie wielka fala radości, ale mała iskierka, której dawno nie czuła. Było w tym coś pokrzepiającego, może nawet ożywczego.

– Tylko tyle potrafisz mi teraz powiedzieć? – spytała półżartem, zdobywając się na lekki uśmiech. – Myślisz, że to odpowiednie słowa, żeby mnie pocieszyć?

Zaśmiał się cicho, stawiając torby z zakupami na blacie kuchennym.

– No co, nie widziałem cię tyle czasu – rzucił z żartobliwą nutą w głosie. – Każdy by tęsknił. Chodź, połóż się, a ja przygotuję coś do jedzenia. Nie musisz nic robić.

Kiwnęła głową i oparła się o poduszki. Było coś kojącego w tym, że nie musi teraz podejmować żadnych decyzji. Kiedy Zbyszek krzątał się po kuchni, sięgnęła po pilota i włączyła serial, który oglądali razem przed jej wyjazdem. Nagle wszystko wydało się znajome i bezpieczne. Zbyszek usiadł obok, przysunął się blisko i objął ją ramieniem.

Resztę dnia spędzili w milczeniu, leżąc obok siebie i oglądając telewizję. To była prosta, codzienna chwila, ale dla Nastki miała teraz ogromne znaczenie. Czuła, że powoli wraca do niej coś, co dawno zaginęło.

Wieczorem Zbyszek przygotował kolację – prostą, ale smaczną – sałatkę z tuńczykiem i czosnkowe grzanki. Usiadła z nim przy stole, jedząc powoli. Nie mówiła zbyt wiele, ale jego obecność i ciepło domowego otoczenia zaczynały kruszyć lód, który od dawna zalegał w jej sercu.

Po kolacji znowu położyli się na łóżku, ale tym razem Nastka poczuła coś nowego – uczucie, że może uda się wrócić do życia. Może powoli, małymi krokami, lecz była nadzieja. Zbyszek ją kochał, tego była pewna. Babcia się o nią martwiła, bo też ją kochała. Nastka miała dla kogo żyć.

Kiedy objął ją na dobranoc, poczuła ulgę. Jej ciało, jeszcze niedawno tak obce, teraz wydawało się lekkie i zrelaksowane. Przymykając oczy, pomyślała: może jakoś się pozbieram. Może to wszystko się ułoży. I z tym cichym, niemal nieśmiałym poczuciem spokoju zasnęła w objęciach narzeczonego.

 

*

 

Nastka stała w drzwiach swojego lokalu, patrząc na jego wnętrze. Tasty day, crazy night – jej miejsce, jej marzenie. Wszystko wydawało się takie, jakim je zostawiła. Przez chwilę po prostu stała, wdychając zapach świeżo zaparzonej kawy i wyczuwając woń potraw i przypraw, które zawsze unosiły się tu w powietrzu. Oparła dłoń o framugę drzwi, a jej myśli cofnęły się do tamtego dnia, kiedy udało jej się przejąć lokal od poprzedniego właściciela. Zaryzykowała wszystko – pieniądze, czas, własną przyszłość – ale czuła, że to jest jej szansa.

Wciąż pamiętała, jak bardzo wtedy się cieszyła. To była radość pełna nadziei, marzeń i planów. Teraz patrzyła na jesienne dekoracje stołów – dynie, liście, świeczki w ciepłych kolorach – i też poczuła cichą radość. Personel pamiętał o jej wskazówkach. Wszędzie było czysto, szkło błyszczało, bar lśnił. Poczuła, jak gdzieś głęboko w środku znika napięcie, które towarzyszyło jej od chwili, gdy wracała do miasta. Obawiała się, że lokal będzie zaniedbany, że coś poszło nie tak podczas jej nieobecności, że jej wcześniejszy wysiłek mógł zostać zaprzepaszczony. Teraz jednak wyglądało na to, że wszystko jest na swoim miejscu.

– Szefowa! – Usłyszała głos jednej z kelnerek. Dziewczyna, którą znała od samego początku, podeszła do niej z niepewnym uśmiechem. – Dobrze cię widzieć!

Wokół powoli zbierała się reszta personelu. Wszyscy byli zaskoczeni jej widokiem, ale uśmiechali się ciepło, choć niepewnie. Nastka dostrzegła w ich oczach coś więcej niż radość – delikatną ostrożność, jakby nie byli pewni, czy radość jest na miejscu. Pewnie słyszeli o śmierci jej matki i teraz nie wiedzieli, jak zareagować – cieszyć się z powrotu czy składać kondolencje.

– Witam was wszystkich! – powiedziała, próbując przywołać na twarz uśmiech. Była wdzięczna, że nikt jednak nie zdecydował się na kondolencje. Chciała tego uniknąć. Zamierzała wrócić do pracy, a nie rozpamiętywać przeszłość.

Do towarzystwa dołączył Zbyszek, który stanął obok niej, w milczeniu obserwując zebranych. Jego obecność była kojąca, choć Nastka wiedziała, że nie przez wszystkich był tu lubiany i mile widziany.

Właśnie wtedy z zaplecza dobiegł głos Kuby.

– Co się dzieje? Przecież jeszcze nie otwieramy… – rzucił, wychodząc w białym uniformie kucharskim. W dłoni trzymał ścierkę, którą wycierał ręce. Gdy podniósł wzrok, jego spojrzenie natychmiast natrafiło na Nastkę. Zamarł na chwilę, a potem jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. – Nastka! – zawołał i podszedł do niej, otwierając szeroko ramiona. Bez wahania przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. – Jak dobrze, że wróciłaś. Martwiłem się.

Nastka odwzajemniła uścisk, czując ciepło, jakie zawsze towarzyszyło jej relacji z Kubą. Byli wspólnikami, ale przede wszystkim przyjaciółmi. Kuba, choć skryty, zawsze był tym, na którym mogła polegać. Teraz jednak, stojąc tak blisko niego, zaczęła się zastanawiać, czy wszystko jest w porządku. Przecież Zbyszek sugerował, że Kuba może nie być do końca uczciwy.

– Dobrze cię widzieć – powiedziała, odsuwając się i spoglądając na niego z wdzięcznością.

Kuba zerknął przelotnie na Zbyszka, ale nie powiedział ani słowa, jakby towarzysza Nastki tu nie było. Nastka zauważyła, że unikał jego wzroku, co wydało jej się dziwne. Zbyszek stał z boku, ale jego obecność była wyczuwalna.

– Więc… teraz z powrotem przejmiesz wszystkie obowiązki? – zapytał Kuba, próbując utrzymać neutralny ton, ale wyczuła w jego głosie coś nieuchwytnego, jakby zaniepokojenie.

– Nie, jeszcze nie – odpowiedziała. – Najpierw chciałabym przejrzeć papiery, zobaczyć, co się tu działo przez ten czas, gdy mnie nie było.

Kuba przytaknął, ale w jego oczach pojawił się cień niezadowolenia. Nie powiedział tego wprost, lecz wyczuła, że coś jest nie tak. Czyżby Kuba rzeczywiście miał coś do ukrycia? – pomyślała z niepokojem. Zbyszek przecież mówił, że podejrzewa, iż Kuba może wykorzystywać jej nieobecność. Ale nie chciała w to wierzyć. Ufała Kubie od samego początku, weszła z nim w spółkę, bo wiedziała, że jest kompetentny, i wierzyła, że jej nie oszuka.

– Dobrze, w takim razie daj mi znać, jak już się zapoznasz ze wszystkim – powiedział, przybierając bardziej służbowy ton.

– Na pewno – odparła, próbując zachować spokój.

Kiedy Kuba wrócił na zaplecze, a personel rozszedł się do swoich obowiązków, Nastka stała przez chwilę zamyślona. Przesunęła dłonią po blacie stołu, który lśnił czystością, jakby chciała się upewnić, że to, co widzi, jest prawdziwe. Wszystko wydawało się w porządku, ale czy naprawdę było?

Zbyszek zbliżył się i położył rękę na jej ramieniu.

– I co? Myślisz, że coś ukrywa? – zapytał cicho, jakby chciał potwierdzić swoje podejrzenia.

Wzruszyła ramionami.

– Nie wiem. Może. A może po prostu jestem przewrażliwiona. Gdyby okazało się, że rzeczywiście coś jest nie tak… Nie wiem, co bym zrobiła. – Westchnęła ciężko. – Zawsze mu ufałam. Gdybym miała się teraz rozczarować… to byłoby dla mnie za dużo.

Zbyszek pokiwał głową.

– Rozumiem. Ale musisz być czujna. To także twój lokal, Nastka. On nie może o tym zapomnieć.

– Wiem – odpowiedziała, starając się zebrać myśli. – Chodź, przejrzymy papiery.

Przez kolejną godzinę siedzieli w pokoju socjalnym, przeglądając dokumenty, zamówienia i raporty finansowe. Wszystko na pierwszy rzut oka wydawało się w porządku, ale Nastka nie mogła pozbyć się niepokoju. Z każdą kartką, którą przewracała, coraz bardziej analizowała ostatnie rozmowy z Kubą, jego reakcje i zachowanie. Czy to możliwe, że faktycznie wykorzystał jej nieobecność? A może to tylko paranoiczne myśli, które podsycił Zbyszek?

W końcu odsunęła od siebie stos papierów i westchnęła głęboko.

– Wszystko wygląda dobrze… Ale chcę się w to wgłębić. Chyba jestem zbyt zmęczona, żeby teraz to analizować.

Zbyszek przyglądał jej się uważnie.

– Nie musisz podejmować żadnych decyzji od razu. Odpocznij. Daj sobie trochę czasu. Spokojnie to przeanalizujesz. Jeśli coś będzie nie tak, to się dowiemy. I wtedy zareagujesz.

Kiwnęła głową. Wiedziała, że chłopak ma rację, ale to nie zmniejszało niepokoju, który zagnieździł się gdzieś w jej głowie.

Gdy opuszczali lokal, poczuła, jak jej serce bije szybciej. Z jednej strony cieszyła się z powrotu, z tego, że lokal działał tak, jak powinien. Z drugiej – ten cień wątpliwości dotyczący Kuby nie dawał jej spokoju.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

 

 

Copyright © by Karolina Wilczyńska, 2025

Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2025

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2025

 

Projekt okładki: Anna Wiraszka

Zdjęcia na okładce: © Flaffy/Shutterstock © Pavel Aleks/Shutterstock,

© Viorel Bumbescu / 500px/Getty Images, © Natasha Breen / 500px/Getty Images

 

Redakcja: Magdalena Kawka

Korekta: Olga Smolec-Kmoch, „DARKHART”

Skład i łamanie: , „DARKHART”

PR & marketing: Anna Apanas

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

eISBN: 978-83-8402-269-6

 

 

 

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.