NOWY POCZĄTEK. Wyrosnąć z DDA. Wsparcie dla dorosłych córek alkoholików - Robert J. Ackerman - ebook + audiobook

NOWY POCZĄTEK. Wyrosnąć z DDA. Wsparcie dla dorosłych córek alkoholików ebook

Robert J. Ackerman

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Mam nadzieję, że ta książka oraz spostrzeżenia dorosłych córek alkoholików będą dla ciebie pomocą. Zasługujesz na to. • Czy wciąż zdarza ci się rezygnować z własnych potrzeb na rzecz cudzych? • Za wszelką cenę dążysz do perfekcji w tym, co robisz? • Szukasz u innych potwierdzenia swojej wartości? • Wciąż czujesz niewyjaśnione napięcie i niepokój? Dorastanie w rodzinie alkoholowej odciska głębokie piętno na psychice. By jakoś poradzić sobie w dzieciństwie, musiałaś wypracować sztywne schematy reagowania. Dzięki nim stałaś się „mistrzynią przetrwania”. Dziś te mechanizmy są już niepotrzebne, ale tobie trudno się od nich uwolnić i wciąż odgrywasz dawną rolę… Doktor Robert J. Ackerman, który od kilkudziesięciu lat pomaga dorosłym córkom alkoholików zrozumieć siebie, zaakceptować skomplikowaną przeszłość i rozpocząć proces zdrowienia, przekonuje, że mają one wystarczająco dużo siły i wytrwałości, by poradzić sobie z dawnymi zranieniami i prowadzić satysfakcjonujące życie. Dowodzą tego bezpośrednie relacje jego pacjentek. Dzielą się one w tej książce swoimi trudnymi przeżyciami i na własnym przykładzie pokazują, że choć niełatwo jest „na nowo poskładać wartości, zaufanie i miłość”, to można nauczyć się rozumieć i akceptować własne emocje oraz odzyskać wiarę w siebie i świat.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 316

Oceny
4,4 (575 ocen)
351
129
71
22
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KasiaPludowska

Nie oderwiesz się od lektury

Po terapii grupowej i indywidualnej wskazana pozycja do dalszej samodzielnej pracy i cudownie uświadamiającej obserwacji, że można wszystko. /Kasia-zdrowiejąca DDA
30
Bmartynka

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo pomocna i trafna; doskonała lektorka, czytała w bardzie empatyczny, wspierający sposób; muszę jeszcze kilka razy przesłuchać, warto
20
kiencie

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
Angelika111

Dobrze spędzony czas

Książka bardzo wnikliwie opisuje mechanizmy DDA i wiele tłumaczy. Jest przewodnikiem po emocjach osób z dysfunkcyjnych rodzin. Jeśli jednak chcesz ją przeczytać jako podręcznik autoterapii, to będziesz zawiedziona. Książka mówi co trzeba zmienić, ale nie daje wskazówek jak.
00
aadusia33

Nie oderwiesz się od lektury

Książka otwierająca oczy, poruszyła mnie.
00

Popularność




Podzię­ko­wa­nia

Podzię­ko­wa­nia

Do powsta­nia obu wydań Wyro­snąć z DDA. Wspar­cie dla doro­słych córek alko­ho­li­ków1 przy­czy­niło się wiele osób. Wszyst­kim im jestem wdzięczny. W związku z pierw­szym wyda­niem chcę (ponow­nie) podzię­ko­wać Judith A. Micha­els, Edwar­dowi Gon­dol­fowi i Char­le­sowi Bert­nes­sowi za pomoc oraz fachową wie­dzę pod­czas opra­co­wy­wa­nia kwe­stio­na­riu­sza dla doro­słych córek alko­ho­li­ków i ana­lizy danych. Linda San­ford i Diane Glynn doda­wały mi zapału i sił oraz zmo­bi­li­zo­wały do pod­ję­cia pracy nad książką. Marii Stil­kind dzię­kuję za pomoc redak­cyjną.

W związku z obec­nym, zmie­nio­nym wyda­niem książki chcę podzię­ko­wać Chri­sti­nie Bel­le­ris, Susan Tobias i Lisie Druc­ker za pracę redak­cyjną oraz mojej dok­to­rantce Jacqu­elyn B. Grif­fin, a także Cry­stal Deemer za pomoc admi­ni­stra­cyjną.

W odnie­sie­niu do obu wydań skła­dam podzię­ko­wa­nia Pete­rowi Vegso z wydaw­nic­twa Health Com­mu­ni­ca­tions za zro­zu­mie­nie oka­zy­wane temu przed­się­wzię­ciu oraz za liczne suk­cesy, jakie razem odno­si­li­śmy. Oso­bie, która wie­lo­krot­nie wysłu­chi­wała myśli i kon­cep­cji zawar­tych na tych stro­nach – Kim­berly Roth Acker­man – dzięki za wszyst­kie wspólne lata.

Na koniec chcę też podzię­ko­wać doro­słym cór­kom, które wnio­sły swój wkład w powsta­nie tej książki oraz wpły­nęły na losy wielu, wielu ludzi. Podzi­wiam Waszą goto­wość do podzie­le­nia się frag­men­tami swego życia po to, by udzie­lić pomocy innym kobie­tom w róż­nych aspek­tach ich życia. Dzięki!

Pierw­sze wyda­nie tej książki, do któ­rego tu i dalej odwo­łuje się Robert J. Acker­man, a póź­niej autorki cyto­wa­nych listów, nie uka­zało się w Pol­sce (przyp. red.). [wróć]

Przed­mowa

Przed­mowa

Od kiedy uka­zało się pierw­sze wyda­nie Wyro­snąć z DDA. Wspar­cie dla doro­słych córek alko­ho­li­ków, pewne rze­czy zmie­niły się, a inne nie. Szczę­śli­wie nie­które sprawy zmie­niły się na lep­sze. Naj­waż­niej­sze, że obec­nie dostępna jest więk­sza pomoc dla dzieci w każ­dym wieku, które wycho­wy­wały się w domu z jed­nym lub oboj­giem rodzi­ców alko­ho­li­ków. Peda­go­dzy, doradcy psy­cho­lo­giczni, psy­cho­te­ra­peuci, pra­cow­nicy poradni zdro­wia psy­chicz­nego dla mło­dzieży, księża, usta­wo­dawcy i przed­sta­wi­ciele innych zawo­dów są dzi­siaj bar­dziej świa­domi pro­ble­mów sta­ją­cych przed dziećmi alko­ho­li­ków. Ponadto w Ame­ryce poja­wiło się wiele zna­ko­mi­tych pro­gra­mów pomocy na pozio­mie fede­ral­nym, sta­no­wym i lokal­nym.

Kolejna zmiana polega na tym, że uzy­ski­wa­nie pomocy przez nie­let­nie lub doro­słe dziecko alko­ho­lika jest bar­dziej akcep­to­wane. Leka­rze są lepiej szko­leni w postę­po­wa­niu z pro­ble­mami alko­ho­lo­wymi i rodzin­nymi. Uwa­żam rów­nież, że na lep­sze zmie­niło się podej­ście w samym udzie­la­niu pomocy. Czę­ściej korzy­stamy z „modelu siły”, uzna­jąc doro­słe dzieci alko­ho­li­ków za osoby, które potra­fiły z powo­dze­niem prze­trwać traumę, oraz opie­ramy się na stra­te­giach odpor­no­ści psy­chicz­nej, które wiele z nich wykształ­ciło u sie­bie w dzie­ciń­stwie. Prze­sta­li­śmy trak­to­wać dzieci alko­ho­li­ków jak ofiary.

Szcze­gól­nie istotne w wypadku tej książki są zmiany, do jakich dopro­wa­dziły kobiety zarówno dla sie­bie, jak i dla całego spo­łe­czeń­stwa. Choć nie doko­nały się jesz­cze wszyst­kie z tych potrzeb­nych prze­mian, kobiety mogą dziś efek­tyw­niej poszu­ki­wać pomocy i otrzy­my­wać lep­sze wspar­cie, a także udzie­lać go sobie nawza­jem. Ta zmiana bar­dzo zwięk­szyła szansę na to, że doro­słe córki alko­ho­li­ków znajdą potrzebną pomoc.

Pewne rze­czy się jed­nak nie zmie­niły. W dal­szym ciągu „wytwa­rzamy” rodzi­ców, któ­rzy popa­dają w alko­ho­lizm, a dzieci wciąż dora­stają w rodzi­nach uza­leż­nio­nych lub w inny spo­sób dys­funk­cyj­nych. Poza tym wciąż mamy wię­cej alko­ho­li­ków nie­le­czo­nych niż trzeź­wie­ją­cych, co ozna­cza, że więk­szość dzieci alko­ho­li­ków będzie dalej wycho­wy­wać się z piją­cym ojcem lub/i matką. W kon­se­kwen­cji w dal­szym ciągu trzeba będzie udzie­lać pomocy dzie­ciom alko­ho­li­ków, nie­za­leż­nie od tego, czy ich rodzice osta­tecz­nie się­gną po pomoc dla sie­bie, czy nie.

Kolejną sprawą, która zgod­nie z moimi obser­wa­cjami pozo­staje nie­zmienna, jest prze­wod­nia rola doro­słych córek alko­ho­li­ków w świad­cze­niu pomocy nie tylko nie­let­nim, lecz także doro­słym dzie­ciom alko­ho­li­ków. Na­dal sły­szę i widzę wię­cej doro­słych córek niż doro­słych synów goto­wych dzie­lić się swo­imi histo­riami, spo­strze­że­niami, lękami i przy­mio­tami słu­żą­cymi odbu­do­wa­niu i popra­wie jako­ści ich życia.

I w końcu sprawą, która sta­now­czo się nie zmie­niła, jest moja pasja i pra­gnie­nie poma­ga­nia innym dzie­ciom alko­ho­li­ków. Na­dal wykrzy­kuję w duchu rado­sne Yes!, gdy wiem, że w jakiś spo­sób udało mi się być dla kogoś pomoc­nym, i gdy widzę w oczach tej osoby, że zwąt­pie­nie w sie­bie powoli ustę­puje poczu­ciu wła­snej war­to­ści. Od publi­ka­cji mojej pierw­szej książki, Chil­dren of Alco­ho­lics: A Guide­book for Edu­ca­tors, The­ra­pi­sts and Parents (Dzieci alko­ho­li­ków: prze­wod­nik dla peda­go­gów, psy­cho­te­ra­peu­tów i rodzi­ców) w 1978 roku, mia­łem szczę­ście nale­żeć do rosną­cej wspól­noty osób, które pra­gną pod­no­sić jakość swego życia. Była to wspa­niała zespo­łowa wyprawa i jesz­cze się dla mnie nie skoń­czyła.

Obecne, zak­tu­ali­zo­wane wyda­nie niniej­szej książki zawiera pewne nowe infor­ma­cje. Doda­łem pod­roz­działy o odpor­no­ści psy­chicz­nej w dzie­ciń­stwie i doro­sło­ści, a także o ryzy­kow­nych rela­cjach, Reflek­sje na zakoń­cze­nie każ­dego roz­działu oraz dwa roz­działy. W Reflek­sjach znaj­dują się cytaty z wypo­wie­dzi słyn­nych kobiet, które mogą skło­nić do wła­snych prze­my­śleń.

W nowym pierw­szym roz­dziale zawar­łem listy otrzy­mane od tzw. ide­al­nych córek po publi­ka­cji pierw­szego wyda­nia tej książki. Nie­które z ich auto­rek zada­wały mi pyta­nia, inne dzie­liły się swo­imi histo­riami, jesz­cze inne chciały powie­dzieć: „Dzię­kuję”, a część chciała mnie po pro­stu pozdro­wić. Jak się prze­ko­nasz, listy te nie tylko zazna­ja­miają nas z innymi ide­al­nymi cór­kami i ich pro­ble­mami, lecz rów­nież wpro­wa­dzają do tema­tyki książki. Dla­tego umie­ści­łem je na samym początku.

Drugi nowy roz­dział – Sekrety, sekrety i jesz­cze raz sekrety – odnosi się do naj­pow­szech­niej­szych pro­ble­mów wielu doro­słych córek, które wystę­po­wały w ich domu oprócz samego alko­ho­li­zmu. Piszę o roz­wo­dach, sto­so­wa­niu prze­mocy i zabu­rze­niach jedze­nia. Zagad­nie­nia te – powią­zane zarówno wza­jem­nie, jak i z alko­ho­li­zmem rodzi­ców – dokła­dają kolejne kom­pli­ka­cje do i tak trud­nego już życia wielu doro­słych córek.

Mam nadzieję, że ta książka oraz spo­strze­że­nia pocho­dzące od doro­słych córek będą dla cie­bie pomocą. Zasłu­gu­jesz, by ją otrzy­mać.

Wpro­wa­dze­nie

Wpro­wa­dze­nie

Od połowy lat sie­dem­dzie­sią­tych mia­łem przy­wi­lej uczest­nic­twa w jed­nym z naj­bar­dziej satys­fak­cjo­nu­ją­cych, emo­cjo­nu­ją­cych i nie­po­wta­rzal­nych doświad­czeń, jakie mogę sobie wyobra­zić – współ­pracy z dziećmi alko­ho­li­ków w róż­nym wieku oraz z ruchem dzieci alko­ho­li­ków w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Jeź­dzi­łem po całym kraju, wygła­sza­jąc wykłady i pre­lek­cje dla dzieci alko­ho­li­ków i o nich, a także słu­cha­jąc ich samych. Pod każ­dym wzglę­dem był to auten­tyczny oddolny ruch spo­łeczny, zwią­zany z zagad­nie­niami życia ludzi w róż­nym wieku, któ­rzy w dzie­ciń­stwie doświad­czyli cier­pień, ale w swoim obec­nym życiu chcą miło­ści, rado­ści, zdro­wia i piękna. Ruch ten pomaga w odra­dza­niu się do życia.

W miarę jak byłem świad­kiem zespa­la­nia się uprzed­nio mil­czą­cych gło­sów oraz sam bra­łem w nim udział, poczy­ni­łem dwie obser­wa­cje. Po pierw­sze, ruch dzieci alko­ho­li­ków przy­cią­gnął doro­słych w róż­nym wieku, któ­rzy wycho­wy­wali się w rodzi­nach z pro­ble­mem alko­ho­lo­wym, czyli „doro­słe dzieci”, obec­nie toru­jące drogę dla następ­nych poko­leń. Po dru­gie zaś, przy­tła­cza­jącą więk­szość tych doro­słych dzieci, które są skłonne aktyw­nie dzia­łać oraz poma­gać innym przez dzie­le­nie się frag­men­tami swego życia, sta­no­wią kobiety. Zresztą postęp w odnie­sie­niu do więk­szo­ści pro­ble­mów, jakich doświad­czają w naszym kraju dzieci, zawdzię­czamy przede wszyst­kim orga­ni­zu­ją­cym się kobie­tom i sprawa dzieci alko­ho­li­ków nie jest tu wyjąt­kiem.

W trak­cie swo­ich podróży mia­łem oka­zję wysłu­chać wielu kobiet skłon­nych do dzie­le­nia się swo­imi histo­riami. Opo­wie­ści te roz­bu­dziły moje zain­te­re­so­wa­nie pro­ble­ma­tyką doro­słych córek alko­ho­li­ków. Ich goto­wość do wyra­że­nia swo­ich uczuć, myśli, bólu i spo­strze­żeń oraz opi­sa­nia pro­cesu zdro­wie­nia otwo­rzyła drzwi wielu kobie­tom i męż­czy­znom, któ­rych życie w rodzi­nach alko­ho­lo­wych prze­bie­gało w izo­la­cji i mil­cze­niu. Jestem dłuż­ni­kiem wszyst­kich doro­słych córek, które pomo­gły mi lepiej je zro­zu­mieć, a następ­nie prze­ka­zać innym to, czego się dowie­dzia­łem. Jeżeli jesteś doro­słą córką alko­ho­lika, ta książka jest skie­ro­wana do cie­bie, napi­sana dla cie­bie i o tobie.

Opiera się ona na bada­niach nauko­wych oraz wywia­dach prze­pro­wa­dzo­nych z ame­ry­kań­skimi rodzi­nami obar­czo­nymi alko­ho­li­zmem oraz rodzi­nami od niego wol­nymi. Mam nadzieję, że będzie źró­dłem spo­strze­żeń i zro­zu­mie­nia nie tylko dla samych doro­słych córek alko­ho­li­ków, lecz rów­nież dla tych ludzi, któ­rzy je kochają, miesz­kają czy pra­cują z nimi i je wspie­rają.

Co waż­niej­sze, książka ta doty­czy pro­cesu zdro­wie­nia. Nie wszyst­kie doro­słe córki są obcią­żone takim samym dzie­dzic­twem czy bory­kają się z takimi samymi pro­ble­mami. Wszyst­kie objęte bada­niem osoby wyra­żały jed­nak to samo pra­gnie­nie, by lepiej rozu­mieć sie­bie, swoje obecne zacho­wa­nia oraz spo­soby, w jakie mogą zmie­nić swoje życie na lep­sze. Pro­blemy, jakie te kobiety poru­szały, doty­czyły rozu­mie­nia cech ich oso­bo­wo­ści i zacho­wań, związ­ków mię­dzy­ludz­kich i kwe­stii bli­sko­ści, rela­cji z rodzi­cami, wła­snych umie­jęt­no­ści rodzi­ciel­skich, prze­pra­co­wa­nia uczuć z dzie­ciń­stwa, wła­snych uza­leż­nień, toż­sa­mo­ści płcio­wej i chęci doj­ścia do pełni zdro­wia. Być może część tych spraw jest ważna rów­nież dla cie­bie.

Książka dzieli się na pięć czę­ści. Pierw­sza zawiera wybór listów, które otrzy­ma­łem od doro­słych córek alko­ho­li­ków. Ana­li­zuję w niej rów­nież dzie­ciń­stwo, oma­wia­jąc wiele kwe­stii zwią­za­nych z tym, jak wycho­wy­wał cię nało­gowo pijący rodzic.

Część druga jest poświę­cona odmien­nej dyna­mice rela­cji oraz skut­kom poja­wia­ją­cym się, gdy córka mieszka z matką alko­ho­liczką i gdy żyje pod jed­nym dachem z ojcem alko­ho­li­kiem. Umie­ści­łem tam rów­nież roz­dział doty­czący prze­mocy, zabu­rzeń jedze­nia oraz roz­wo­dów w kon­tek­ście życia doro­słej córki.

Część trze­cia doty­czy rozu­mie­nia sie­bie i swo­ich zacho­wań. Ponadto oma­wiam w niej źró­dła wielu two­ich zacho­wań oraz przyj­mo­wa­nie przez doro­słe córki spe­cy­ficz­nych sche­ma­tów postę­po­wa­nia w swoim życiu – zarówno pozy­tyw­nych, jak i nega­tyw­nych.

Tema­tykę czwar­tej czę­ści sta­nowi nauka akcep­ta­cji swo­jej prze­szło­ści, obec­nych zacho­wań, a nade wszystko sie­bie samej. Do poru­sza­nych wąt­ków należą opi­nie doro­słych córek o związ­kach mię­dzy­ludz­kich, kwe­stie rodzi­ciel­stwa, pro­blemy z wła­snymi rodzi­cami oraz praca z ewen­tu­al­nymi uza­leż­nie­niami u sie­bie.

Część piąta doty­czy odkry­wa­nia sie­bie i pro­cesu zdro­wie­nia w przy­padku doro­słych córek. W miarę czy­ta­nia tej książki i – jak mam nadzieję – two­jego pogłę­bia­ją­cego się samo­po­zna­nia będziesz sie­bie odkry­wać. Czy chcę powie­dzieć, że nie wiesz, kim jesteś? Nie, ale pytam, jak dobrze się znasz. Czy znasz wszyst­kie aspekty sie­bie, swoje zacho­wa­nia oraz powody, dla któ­rych myślisz i dzia­łasz w cha­rak­te­ry­styczny dla sie­bie spo­sób? Czy na dro­dze odkry­wa­nia samej sie­bie doszłaś do etapu decy­do­wa­nia o tym, które cząstki sie­bie chcia­ła­byś zacho­wać, z któ­rymi roz­stać się na zawsze, a które zmo­dy­fi­ko­wać? Czy odkry­łaś swoje lęki, wąt­pli­wo­ści i subiek­tyw­nie postrze­gane ogra­ni­cze­nia, a także swoje zalety, talenty, zdol­no­ści i moż­li­wo­ści pod­nie­sie­nia jako­ści swego życia?

Czy­ta­jąc tę książkę, natkniesz się na słowa wielu kobiet i na wiele wąt­ków powszech­nie prze­wi­ja­ją­cych się w ich życiu. Zawsze miej jed­nak w pamięci jedną sprawę, leżącą u pod­łoża psy­chiki każ­dego doro­słego dziecka alko­ho­li­ków: wszy­scy jeste­śmy mistrzami prze­trwa­nia. Dość mam już słu­cha­nia wykła­dów czy czy­ta­nia ksią­żek i arty­ku­łów o doro­słych dzie­ciach alko­ho­li­ków pisa­nych tak, jak­by­śmy byli naj­bar­dziej pokrę­co­nymi, dys­funk­cyj­nymi ludźmi, jakich nosi Zie­mia. Nie wiem jak ty, ale ja ni­gdy nie spo­tka­łem doro­słego dziecka, które nie uważa, że potrafi prze­trwać nie­mal wszystko. Tak, życie doro­słych dzieci alko­ho­li­ków jest pełne cier­pie­nia. Jeśli jed­nak dokład­nie się sobie przyj­rzysz, uznasz, że masz wiele umie­jęt­no­ści i duży poten­cjał. Piszę o wytrwa­niu, nadziei, zdol­no­ściach i sile, które widzia­łem u wielu doro­słych „mistrzów prze­trwa­nia”. Nie piszę o roz­pa­czy i bez­na­dziei ofiar. Wiele kobiet, któ­rych słowa przy­ta­czam w tej książce, powta­rzało, że ma się za zwy­cięż­czy­nie.

Bada­nie naukowe, na któ­rym opiera się ta książka, korzy­stało z ogól­no­kra­jo­wej próbki 1209 kobiet w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Spo­śród nich 624 wycho­wy­wały się w rodzi­nach alko­ho­lo­wych, a 585 – w niealko­ho­lo­wych. Aby nie prze­ry­wać toku wywodu ani two­ich prze­my­śleń, wszyst­kie dane sta­ty­styczne zawar­łem w Dodatku. Nie­za­leż­nie od tego bada­nia 200 kobiet wycho­wa­nych w rodzi­nach alko­ho­lo­wych zgo­dziło się udzie­lić wywia­dów. Ich spo­strze­że­nia, uwagi i histo­rie oso­bi­ste uka­zują emo­cjo­nalne realia życia doro­słych córek alko­ho­li­ków, któ­rych nie uchwy­ci­łyby suche dane licz­bowe.

Pod­czas przy­go­to­wy­wa­nia tej książki sta­ną­łem przed wiel­kim wyzwa­niem, pole­ga­ją­cym na tym, że mia­łem nie tyle być jej „auto­rem”, ile opra­co­wać zebrane wypo­wie­dzi. Korzy­sta­łem więc ze swo­ich umie­jęt­no­ści naukowca, pisa­rza, doradcy psy­cho­lo­gicz­nego, doro­słego dziecka alko­ho­lika i – co naj­waż­niej­sze – słu­cha­cza, by jak naj­le­piej prze­ka­zać ci to, czego się dowie­dzia­łem. Mam nadzieję, że słu­cha­łem uważ­nie i że dzięki temu dwa cele tej książki – lep­sze rozu­mie­nie doro­słych córek alko­ho­li­ków oraz przed­sta­wie­nie róż­nych moż­li­wo­ści pro­cesu zdro­wie­nia – uda się zre­ali­zo­wać. Mam także nadzieję, że te cele, które sobie posta­wi­łem, będą sprzy­jać reali­za­cji two­ich celów jako doro­słej córki.

CZĘŚĆ PIERW­SZA. POWRÓT DO DZIE­CIŃ­STWA

CZĘŚĆ PIERW­SZA

Powrót do dzie­ciń­stwa

Roz­dział 1. Czy tylko ja to czuję? Listy ide­al­nych córek

Roz­dział 1

Czy tylko ja to czuję? Listy ide­al­nych córek

Wszyst­kie jeste­śmy w tym razem – same.

Lili Tom­lin

Więk­szość ludzi lubi listy. Dobry list świad­czy o tym, że ktoś o tobie myślał i poświę­cił czas na to, by nawią­zać z tobą kon­takt. Od kiedy uka­zało się pierw­sze wyda­nie Wyro­snąć z DDA. Wspar­cie dla doro­słych córek alko­ho­li­ków, otrzy­ma­łem wiele listów od doro­słych córek alko­ho­li­ków. W tre­ści tej kore­spon­den­cji poja­wiały się opo­wie­ści o doświad­cze­niach życio­wych ich auto­rek, pyta­nia o nie same, roz­wa­ża­nia o tym, czy wycho­wa­nie w rodzi­nie alko­ho­lo­wej wywarło na nie wpływ, obawy o związki part­ner­skie, chęć dowie­dze­nia się, jak wyzwo­lić się od prze­szło­ści, dzie­le­nie się nadzieją z innymi doro­słymi cór­kami, a także po pro­stu zwy­kłe podzię­ko­wa­nie.

Co jed­nak naj­waż­niej­sze, listy te pocho­dzą od kobiet, które prze­stały wypie­rać pewne aspekty swo­jego życia, biorą odpo­wie­dzial­ność za swoje ozdro­wie­nie i uświa­da­miają sobie, że nie są same. Doświad­cza­nie bólu i traumy może też dopro­wa­dzić do nawią­za­nia wewnętrz­nej więzi z innymi. Na ten roz­dział książki składa się część z otrzy­ma­nych przeze mnie listów. Choć każdy z nich przy­szedł od innej osoby, wszyst­kie mają wyraźne wspólne wątki. Pre­zen­tuję je tutaj z nadzieją, że i ty będziesz mogła poczuć tę więź. Jestem wdzięczny ich autor­kom za napi­sa­nie do mnie i poka­za­nie ci, że nie jesteś sama.

Sza­nowny Panie Dok­to­rze,

zapra­gnę­łam napi­sać do Pana po prze­czy­ta­niu Wyro­snąć z DDA. Była to pierw­sza książka o dzie­ciach alko­ho­li­ków prze­czy­tana przeze mnie w cało­ści, bo prze­ko­nuję się, że więk­szość porad­ni­ków nie jest dla mnie spe­cjal­nie pomocna. (…) Szcze­gól­nie spodo­bało mi się to, że w odróż­nie­niu od wielu, nie wpada Pan w pułapkę uzna­wa­nia, że abso­lut­nie każde zacho­wa­nie jest prze­ja­wem współ­uza­leż­nie­nia.

Czy­ta­jąc Wyro­snąć z DDA, zda­łam sobie sprawę, że doko­na­łam już znacz­nego postępu. Uświa­do­mi­łam też sobie, że wciąż czeka mnie długa droga, bo cią­gle bar­dzo cier­pię. Przede wszyst­kim mam wra­że­nie, że utknę­łam: odby­łam tera­pię – dużo dowie­dzia­łam się o sobie i na temat tego, dla­czego postę­puję w okre­ślony spo­sób – jed­nak nie wiem, co dalej z tym począć. Tak jak­bym inte­lek­tu­al­nie zdała sobie sprawę z tego, jak zawa­lone było moje wycho­wa­nie, ale nie prze­pra­co­wała tego emo­cjo­nal­nie. Wciąż mam w sobie dużo gniewu. Związki mię­dzy­ludz­kie wciąż budzą we mnie lęk. Nie­ła­two jest mi zna­leźć praw­dziwą bli­skość z kim­kol­wiek (męż­czy­znami czy kobie­tami). Kiedy czuję się prze­stra­szona albo zagro­żona, z reguły odci­nam się od ludzi. Mam dobrych przy­ja­ciół, ale trudno mi odczu­wać, że naprawdę jestem z nimi bli­sko. Cza­sem nacho­dzą mnie lęki i wtedy się izo­luję, bo dzięki temu czuję się bez­piecz­niej. Nie­kiedy łatwiej jest mi być samej, ale potem jestem zdez­o­rien­to­wana, bo mam skrytą i intro­wer­tyczną naturę, więc nie wiem, w jakim stop­niu bycie w poje­dynkę wynika po pro­stu z oso­bo­wo­ści, a w jakim wiąże się z wycho­wa­niem. I cią­gle zasta­na­wiam się, czy jestem „nor­malna”.

Uwa­żam, że zaak­cep­to­wa­nie sie­bie jest zna­czącą czę­ścią pro­cesu zdro­wie­nia, ale tak jak pisze Pan w swo­jej książce, to, że o tym wiem, nie wystar­cza. Muszę to poczuć. Jak to się robi? Wciąż nie mam jasno­ści. Dora­dza Pan także, by nauczyć się „uwal­niać”. Może Pan powie­dzieć, jak Pan to robi? Mówi Pan sobie po pro­stu: „Odpuść to”? Co takiego czło­wiek musi zro­bić, żeby się uwol­nić? Nie tra­fi­łam jesz­cze na żadne mate­riały wyja­śnia­jące „mecha­nizm” uwal­nia­nia się. Poza tym moja sytu­acja jest inna niż pozo­sta­łych córek z Pań­skiej książki. Mia­łam nie tylko ojca alko­ho­lika, ale także prze­wle­kle chorą umy­słowo matkę, która sto­so­wała skrajną prze­moc emo­cjo­nalną. Czy są jakieś książki o dora­sta­niu w domu tego typu? Myślę, że przy­po­mina to sytu­ację, gdy czło­wiek ma dwoje rodzi­ców alko­ho­li­ków, ale nie jestem pewna. Jeżeli dys­po­nuje Pan jaki­miś infor­ma­cjami, które mogą być przy­datne, będę za nie bar­dzo wdzięczna.

Pró­bo­wa­łam udziału w wielu mityn­gach DDA1, ale gene­ral­nie nie lubię pro­gra­mów opar­tych na dwu­na­stu kro­kach. Czy są jakieś alter­na­tywne formy pomocy gru­po­wej poza dwu­na­stoma kro­kami? Wszel­kie infor­ma­cje na ten temat od Pana będą dla mnie bar­dzo cenne. Cie­szę się, że natknę­łam się na Pań­ską książkę. Jestem pewna, że pomo­gła wielu doro­słym cór­kom.

Bar­dzo dzię­kuję za czas poświę­cony na czy­ta­nie tego maila.

Z powa­ża­niemEli­za­beth

Witam, Dok­to­rze Acker­man,

mam dwa­dzie­ścia pięć lat, a mój ojciec leczy się od lat osiem­na­stu. Dopóki nie prze­czy­ta­łam Wyro­snąć z DDA, nie zda­wa­łam sobie sprawy, że tkwię w pie­kle współ­uza­leż­nie­nia. Zawsze z uśmie­chem na ustach mówi­łam o sobie jako o „córuni tatu­nia”. Prawda jest taka, że mój ojciec jest i zawsze będzie alko­ho­li­kiem. Dzi­siaj mogę powie­dzieć, trzy­ma­jąc wysoko głowę (pra­cuję nad pozby­ciem się poczu­cia winy), że nie jestem już z nim współ­uza­leż­niona.

Tra­fi­łam na Pań­ską książkę przez przy­pa­dek (…) to był zbieg oko­licz­no­ści (spo­sób Boga na zacho­wa­nie inco­gnito – to będzie jedyny tru­izm, obie­cuję). (…) Mój ojciec, w wieku pięć­dzie­się­ciu trzech lat, będzie miał jutro zakła­dane potrójne by-passy. Jest to pierw­szy „nor­malny kry­zys” w mojej rodzi­nie i wszy­scy potra­ci­li­śmy głowy! Pierw­szy raz w życiu potra­fię zoba­czyć nas oczami czę­ściowo zdro­wej już osoby, a nie doro­słej córki alko­ho­lika. Pła­ka­łam w tym tygo­dniu, ale to było wspa­niałe uczu­cie.

Powoli godzę się z tym, że nie jestem w sta­nie napra­wić nikogo innego. Moja mama, tata, brat – każde z nich musi liczyć na sie­bie. Ja dbam o SIE­BIE.

To tyle tytu­łem przed­sta­wie­nia się. A piszę ten mail, po pierw­sze, żeby powie­dzieć: „Dzię­kuję!”.

Po dru­gie, żeby wspo­mnieć, że nawet gdy rodzice trzeź­wieją, nie każdy w rodzi­nie zaczyna zdro­wieć w tym samym cza­sie. Mój ojciec jest trzeźwy, odkąd skoń­czy­łam sie­dem lat. Jak pisa­łam, teraz mam dwa­dzie­ścia pięć. Pro­szę mnie źle nie zro­zu­mieć. Wiem, że dzięki jego trzeź­wo­ści oraz umie­jęt­no­ściom MOIM i mojego męża potra­fimy utrzy­mać zdrowe mał­żeń­stwo. Moja naj­lep­sza przy­ja­ciółka ma ojca będą­cego aktyw­nym alko­ho­li­kiem i tego nie potrafi. (Pro­szę się nie mar­twić, posła­łam jej Pana książkę). Jestem teraz w mał­żeń­stwie, w jakim ni­gdy nie byli moi rodzice. Dzięki Bogu!

Tak czy tak, jestem silna. Uczę się stać na wła­snych nogach. Nie mogę uwie­rzyć, że ta jedna rela­cja w moim życiu, którą uzna­wa­łam za naj­lep­szą, jest w rze­czy­wi­sto­ści naj­gor­sza.

Jesz­cze raz dzię­kuję – jest Pan wyjąt­ko­wym czło­wie­kiem!Jen

Sza­nowny Panie Dok­to­rze,

bar­dzo dzię­kuję, że popro­sił mnie Pan o przed­sta­wie­nie czę­ści moich doświad­czeń DDA. Zga­dzam się z tym, że czy­ta­nie o prze­ży­ciach innych pomaga nam. Wiem, że sama poczu­łam wielką nadzieję po prze­czy­ta­niu o innych kobie­tach, które miały jesz­cze gor­sze doświad­cze­nia niż moje, a w końcu nauczyły się kie­ro­wać swoim życiem w taki spo­sób, by zacho­wa­nie obec­nych w nim alko­ho­li­ków czy nar­ko­ma­nów nie dopro­wa­dzało ich do szału.

Mam trzy­dzie­ści sie­dem lat, a w wieku dwu­dzie­stu trzech owdo­wia­łam. Zwią­zek, w któ­rym jestem obec­nie, trwa od czter­na­stu lat. Jestem naj­star­szą z czworga rodzeń­stwa i jedyną córką. Mając dzie­więt­na­ście lat, wyszłam za swoją lice­alną miłość, Jamesa, który rów­nież pocho­dził z rodziny alko­ho­lo­wej. Ze względu na jego służbę woj­skową miesz­ka­li­śmy za gra­nicą. Tam też zgi­nął w wypadku samo­cho­do­wym. Nasze mał­żeń­stwo było już wtedy na skraju roz­padu, bo cią­gle mnie zdra­dzał.

Briana pozna­łam zale­d­wie kilka mie­sięcy póź­niej. Oto­czył mnie uwagą, któ­rej w tam­tym okre­sie roz­pacz­li­wie potrze­bo­wa­łam. Jakaś część mnie smu­ciła się z powodu śmierci męża, ale inna czuła wielką ulgę, że nie może mnie już dalej ranić. Myślę, że zawsze już będę miała wyrzuty sumie­nia z powodu tych odczuć, ale wła­śnie tak wtedy czu­łam.

Brian był tro­chę impre­zo­wi­czem, kiedy się pozna­li­śmy, ale byli­śmy mło­dzi, nie­zwią­zani z nikim i nie mie­li­śmy dzieci, więc nie spra­wiało mi to kło­potu. Przez całe lata od pozna­nia mogli­śmy spo­ty­kać się wspól­nie z przy­ja­ciółmi i korzy­stać towa­rzy­sko z alko­holu, nie odczu­wa­jąc żad­nych szko­dli­wych tego skut­ków. To była po pro­stu mło­dość i dobra zabawa. Pro­blemy zaczęły się po jakichś sied­miu latach, kiedy posta­no­wi­li­śmy zało­żyć rodzinę. Dla mnie było oczy­wi­ste, że po pod­ję­ciu takiej decy­zji czło­wiek się ogar­nia i dora­sta. Dla Briana nie było to takie pro­ste. Nie zda­wa­łam sobie sprawy, że był fak­tycz­nie uza­leż­niony od uży­wek. Zro­biło się jesz­cze gorzej, gdy zaczął eks­pe­ry­men­to­wać z crac­kiem. Palił, a potem prze­pa­dał na całą noc. Działo się to, kiedy byłam w ciąży z naszą córką. Pamię­tam, jak w ósmym i dzie­wią­tym mie­siącu nie­zli­czone razy jeź­dzi­łam po mie­ście, szu­ka­jąc go po mie­ście bla­dym świ­tem, pod­czas gdy powin­nam wysy­piać się w domu, bo rano szłam do pracy.

Całe noce nie mogłam usnąć, tylko prze­pła­ki­wa­łam. To był w moim życiu okropny okres. Dzwo­ni­łam w środku nocy do jego matki i żali­łam się, co nie bar­dzo jej odpo­wia­dało. Pew­nego razu mia­łam tak dość, że wywa­li­łam z sza­fek wszyst­kie jego rze­czy i usy­pa­łam z nich wielki stos na pod­ło­dze w pokoju dzien­nym z zamia­rem wyrzu­ce­nia go, gdy tylko wróci!

Od uro­dze­nia się naszej córeczki takich incy­den­tów jest mniej i poja­wiają się dużo rza­dziej, ale Brian wciąż ma nawroty. Teraz chyba już od dawna nie palił cracku, ale wiem, że od czasu do czasu popala trawkę, a także nad­używa alko­holu. Cią­gle rusza mnie to, kiedy coś bie­rze, ale w końcu zda­łam sobie sprawę i zaak­cep­to­wa­łam to, że kolejny incy­dent jest zawsze tylko kwe­stią czasu. Kie­dyś myśla­łam, że pew­nego dnia Brian doj­rzeje i prze­sta­nie zacho­wy­wać się nie­od­po­wie­dzial­nie. Teraz rozu­miem, że praw­do­po­dob­nie tak nie będzie. Alko­ho­lizm i uza­leż­nie­nie od uży­wek to nie są pro­blemy, z któ­rych się zwy­czaj­nie „wyra­sta”. Jed­nak na­dal jest to dla mnie bar­dzo fru­stru­jące, kiedy wraca po jakiejś noc­nej balan­dze i mówi mi, jak zły jest na sie­bie i że tym razem będzie ina­czej, naprawdę się zmieni i ni­gdy już cze­goś takiego nie zrobi. Wyobraża Pan sobie, ile razy sły­sza­łam od niego te słowa.

Na początku mu wie­rzy­łam i przez pewien czas było w porządku, ale potem oczy­wi­ście znowu wszystko wra­cało. I znów kolejne obiet­nice, które dalej były łamane. Nie mam już siły, żeby w nie wie­rzyć. Taka wiara zapewne dopro­wa­dzi­łaby mnie do sza­leń­stwa. Pozwa­la­nie sobie na nią i chwa­le­nie się przed zna­jo­mymi i rodziną, że tym razem on naprawdę trak­tuje to poważ­nie, że tym razem jest ina­czej, jest zbyt bole­sne. W takich chwi­lach zawsze patrzyli na mnie dziw­nie, a ja wie­dzia­łam, co myślą: „Wszystko jej można wmó­wić”. Mam dość czu­cia się jak głu­pia, a poza tym to za bar­dzo boli, gdy cała nadzieja raz po raz umiera. Dla­tego teraz przyj­muję do wia­do­mo­ści, że on wła­śnie taki jest.

Podej­rze­wam, że jestem nawet wdzięczna, bo mogłoby być jesz­cze gorzej, dużo gorzej. Mógłby być odra­ża­ją­cym, awan­tu­ru­ją­cym się, agre­syw­nym alko­ho­li­kiem, który pije każ­dego dnia i robi wszyst­kim w domu istne pie­kło. Taki był mój ojciec. Więc nie, to nie wygląda aż tak źle. Brian potrafi funk­cjo­no­wać przez mie­siące, nawet rok czy dłu­żej bez wznowy. To stwa­rza złu­dze­nie, że może tym razem w końcu cał­kiem mu się udało. Do zeszłego tygo­dnia upły­nęło ponad pół­tora roku od jego ostat­niego ciągu.

Wyszedł z domu odwieźć mojego brata, który, nawia­sem mówiąc, też jest alko­ho­li­kiem, i nie wra­cał przez cztery godziny, mimo że dojazd zaj­muje dwa­dzie­ścia minut. Tego wie­czoru dzwo­nił do mnie kilka razy, fasze­ru­jąc mnie jaki­miś wymów­kami, dla­czego jesz­cze go nie ma. Przez cały ten czas czu­łam, że kiep­sko się dzieje. Pod­czas poprzed­niego incy­dentu, pół­tora roku wcze­śniej, też był z moim bra­tem. Żeby nie prze­dłu­żać opo­wie­ści, powiem tylko, że tej nocy wylą­do­wał w aresz­cie. Zadzwo­nił, żebym przy­szła i zapła­ciła za niego kau­cję. Powie­dzia­łam, że nie ma mowy. Abso­lut­nie nie wcho­dzi w grę, żebym w środku nocy zry­wała z łóżek nasze dzieci po to, żeby wycią­gać go z aresztu. Powie­dzia­łam, że sam się wpa­ko­wał w te kło­poty, więc może teraz sam sobie pora­dzić. Dla­czego ja mia­ła­bym przez to cier­pieć? Prze­sie­dział w celi całą noc. To była jedna z naj­lep­szych decy­zji, jakie pod­ję­łam. Nawet Brian to przy­znał. Miał dzięki temu dużo czasu na myśle­nie o swoim życiu i o tym, do czego może dopro­wa­dzić, jeśli w końcu się nie otrzą­śnie. Dla­tego wiem, że ze mną jest teraz dużo lepiej niż kilka lat temu. Wiem, że mam dość siły, by zatrosz­czyć się o sie­bie.

Naj­bar­dziej mar­twię się obec­nie o nasze dzieci, szcze­gól­nie o córkę. Mamy dwójkę: sied­mio­let­nią córkę i czte­ro­let­niego syna. Wiem, że kiedy córka będzie star­sza, zacznie wyczu­wać napię­cie pomię­dzy rodzi­cami. Pew­nego dnia Brian znowu odwali jakiś numer, a ona się o tym dowie. Nie będę jej w tych spra­wach okła­my­wała. Nie zro­bię tego. Zresztą i tak by się na udało. Dzieci czują, kiedy nie mówi się cze­goś z prze­ko­na­niem albo kiedy opo­wiada się im bajki. Ja zawsze czu­łam. Nie chcę ni­gdy posy­łać jej takich dez­orien­tu­ją­cych sygna­łów. W zasa­dzie uwa­żam, że Brian powi­nien jej to wyja­śnić. Ale wtedy – i wła­śnie tego się naj­bar­dziej boję – wiem, że ona w końcu do mnie przyj­dzie z pyta­niem: dla­czego, skoro on mnie okła­muje i w ogóle zacho­wuje się tak, jak się zacho­wuje, wciąż z nim jestem? To trudne pyta­nie. Trudno mi na nie odpo­wie­dzieć nawet sobie. Oczy­wi­ście go kocham i jest fan­ta­stycz­nym ojcem. Jest dobrym czło­wie­kiem pod bar­dzo wie­loma wzglę­dami. Nasza córka go uwiel­bia. Syn jest tro­chę bar­dziej zdy­stan­so­wany; ogól­nie mówiąc, nie czuje się zbyt swo­bod­nie w oto­cze­niu męż­czyzn. Ale boję się, jak córka zare­aguje na odkry­cie, że tata nie jest dosko­nały. Boję się także tego, że dosta­nie ode mnie sygnał, iż nie ma nic złego w utrzy­my­wa­niu związku z kimś, kto cię okła­muje i trak­tuje gorzej, niż na to zasłu­gu­jesz. W sumie wydaje się, że wła­śnie tak robi Mamu­sia…

Tak bar­dzo chcę, żeby łań­cuch poko­leń współ­uza­leż­nio­nych kobiet w mojej rodzi­nie prze­rwał się na mnie i żeby ona była tak zdrowa emo­cjo­nal­nie, jak to moż­liwe, i mój syn rzecz jasna też. Trud­niej jest mi wyobra­zić sobie, jak to wszystko będzie w tym momen­cie wpły­wać na niego. Natu­ral­nie naj­le­piej umiem posta­wić się w sytu­acji córki. Pamię­tam, jak czy­ta­łam, że kiedy chłopcy zaczy­nają uczyć się zacho­wań wzglę­dem kobiet, z któ­rymi wcho­dzą w bliż­szą rela­cję, czę­sto opie­rają się na tym, jak ojciec trak­to­wał ich matkę.

Dla­tego dalej pra­cuję nad swoim zdro­wie­niem. Muszę to robić, bo wiem, że pasuję do wzorca „doro­słej córki alko­ho­li­ków”. Kie­dyś nało­gowo pró­bo­wa­łam rato­wać także resztę swo­jej rodziny – moich trzech braci, któ­rzy są uza­leż­nieni od uży­wek albo alko­holu, i moją matkę, która oczy­wi­ście była sil­nie współ­uza­leż­niona z moim ojcem. Gdy wszy­scy byli­śmy już doro­śli, rodzice w końcu wzięli roz­wód, a ojciec zmarł zale­d­wie kilka lat póź­niej, sam w swoim miesz­ka­niu, na cho­roby wywo­łane wie­lo­let­nim nad­uży­wa­niem alko­holu i pale­niem papie­ro­sów.

Myślę, że moja matka czuje się tro­chę roz­cza­ro­wana z powodu nauki, jaką wynio­słam z pro­cesu zdro­wie­nia. Wzbu­rza ją, kiedy mówię, że moi bra­cia powinni wresz­cie sami sta­nąć na nogi, bo nie uwa­żam, żebym miała obo­wią­zek opie­ko­wać się nimi, gdy zabrak­nie im opieki z jej strony. Nie będę ich niań­czyła i uła­twiała im dal­szego picia i ćpa­nia. Ona oczy­wi­ście nie widzi tego w ten spo­sób. Jej zda­niem jestem dla nich zbyt surowa i w ogóle jak można tak trak­to­wać swoją naj­bliż­szą rodzinę? Ale oni muszą na pew­nym eta­pie życia nauczyć się sami trosz­czyć się o sie­bie. Nie mam obo­wiązku ich w tym wyrę­czać. Przy­po­mina mi się jedno z haseł DDA: „To nie stało się przeze mnie, nie mogę tego napra­wić, nie mam nad tym kon­troli”. Kie­ruję się teraz w życiu tymi sło­wami.

Na początku z naj­więk­szym tru­dem uda­wało mi się je zaak­cep­to­wać, nauczyć się odpusz­czać tę sprawę, zaprze­stać prób kon­tro­lo­wa­nia wszyst­kiego i wszyst­kich. W tam­tym cza­sie nie potra­fi­łam sobie wyobra­zić, jakby to miało być. Byłam prze­ko­nana, że jedy­nie dzięki spra­wo­wa­niu kon­troli moje życie i życie wszyst­kich wokół mnie wciąż się nie zawa­liło i pozo­sta­jemy przy zdro­wych zmy­słach. Ale w końcu dotarło do mnie, że kiedy to sobie odpusz­czę i zacznę się trosz­czyć o sie­bie, wszystko inne i wszy­scy inni w taki czy inny spo­sób też zatrosz­czą się o sie­bie, i że to jest w porządku. Sprawy nie zawsze toczyły się w taki spo­sób, w jaki toczy­łyby się, gdy­bym miała nad nimi kon­trolę, ale cóż to była za ulga, gdy wresz­cie zdo­ła­łam odgra­ni­czyć swoje życie i swoje powin­no­ści od życia i powin­no­ści wszyst­kich pozo­sta­łych! Daw­niej naprawdę nie umia­łam tego odróż­nić. Jeśli kto­kol­wiek miał kło­poty, do mnie nale­żało ich roz­wią­za­nie. Pro­ste i jasne. Patty, na pomoc! To się skoń­czyło.

Wciąż zma­gam się z tym, co ser­wuje mi życie, ale wiem, że radzę sobie znacz­nie lepiej niż dzie­sięć lat temu i że będę dalej zdro­wiała, więc za dzie­sięć lat będę sobie radzić jesz­cze lepiej.

Dzię­kuję za wszyst­kie Pana wspa­niałe książki. Naprawdę bar­dzo zmie­niły moje życie i jestem wdzięczna za moż­li­wość podzie­le­nia się moimi doświad­cze­niami z Panem i z innymi, któ­rzy są na dro­dze zdro­wie­nia. Dzięki.

Patty

Drogi Rober­cie!

Dora­sta­łam w rodzi­nie z oboj­giem nało­gowo piją­cych rodzi­ców. Ni­gdy nie nauczy­łam się ufać temu, co widzę, temu, co czuję, praw­dzie czy sobie. Ojciec wra­cał z pracy do domu i jesz­cze zanim się z nami przy­wi­tał, brał już piwo z lodówki na dole. Mama nie zaczy­nała pić, póki nie leże­li­śmy w łóż­kach. Trzy­mała butelki z dala od naszych oczu, z tyłu szafy w sypialni mał­żeń­skiej. Dzi­siaj dalej tam stoją.

Pamię­tam awan­tury w środku nocy. Będąc naj­młod­sza z trójki dzieci, jako jedyna wsta­wa­łam z łóżka, inter­we­nio­wa­łam i pró­bo­wa­łam napra­wić sytu­ację. Mia­łam pew­nie pięć czy sześć lat, kiedy po raz pierw­szy bła­ga­łam tatę, żeby się nie zabił.

Pamię­tam, jak leżąc wtedy w łóżku, sły­sza­łam pomruki ich gło­sów nara­sta­jące i opa­da­jące na tle głosu Johnny’ego Car­sona. Prze­ży­wa­łam męki wahań, kiedy mam wstać. Jeśli wsta­wa­łam za wcze­śnie, oboje zaprze­czali, że się pokłó­cili, i wtrą­ce­nie się tylko prze­dłu­żało ich picie. Jeżeli zaś wcho­dzi­łam we wła­ści­wym momen­cie, uda­wało mi się prze­ko­nać ich, żeby poło­żyli się spać.

Tej nocy zro­zu­mia­łam, że zwle­ka­łam zbyt długo, kiedy ich kłót­nia prze­nio­sła się do sypialni. Tata gro­ził, że odej­dzie, trza­skał drzwicz­kami sza­fek, pró­bo­wał zało­żyć buty, szu­kał klu­czy­ków samo­cho­do­wych, obrzu­cał matkę wyzwi­skami, któ­rych ni­gdy wcze­śniej nie sły­sza­łam. Oskar­że­nia, prze­kleń­stwa. Sta­ra­łam się zagro­dzić mojemu pra­wie dwu­me­tro­wemu ojcu wyj­ście z sypialni. Z roz­tar­gnie­niem odsu­nął mnie w kąt, jakby strzą­sał pająka. Potem zaczęła się wyle­wać jego nie­na­wiść do sie­bie: „Byłoby ci lepiej, gdy­bym nie żył. Zabiję się. Jestem do niczego. Nikt mnie nie kocha”.

Bła­ga­łam: „Ja cie­bie kocham, tatu­siu. Nie rób tego. Pro­szę, nie rób. Wra­caj. Ni­gdzie nie idź”. Jed­no­cze­śnie moja matka, trwa­jąca jak zwy­kle w głę­bo­kim wypar­ciu, mówiła: „On nie mówi na poważ­nie. Nie zrobi tego”.

Ojciec zszedł do połowy scho­dów i w miej­scu, w któ­rym zaraz znik­nąłby nam z oczu, nagle przy­sta­nął. Po raz pierw­szy zoba­czy­łam, jak pła­cze. Jego szloch odbi­jał się od ścian holu. Usiadł na stop­niach, zakry­wa­jąc twarz dłońmi. Skoń­czyło się. Do następ­nego razu.

Rano jak zwy­kle zjadł dwa jajka, sie­dząc ze mną przy stole kuchen­nym w napię­tym mil­cze­niu. Oboje uda­wa­li­śmy, że nic się nie wyda­rzyło. Do dzi­siaj ni­gdy o tym nie roz­ma­wia­li­śmy. Gdy już byłam dwu­dzie­sto­kil­ku­let­nią repor­terką pra­sową, prze­pro­wa­dza­łam wywiad z dwiema psy­cho­loż­kami od uza­leż­nień. Opi­sy­wały różne role w rodzi­nie alko­ho­lo­wej i to, w jaki spo­sób nad­uży­wa­nie alko­holu wyrzą­dza wszyst­kim krzywdę. Zoba­czy­łam swoją rodzinę i sie­bie. Ale musiało dotrzeć do mnie jesz­cze wię­cej infor­ma­cji, upły­nąć wię­cej lat i odbyć się wię­cej roz­mów, zanim poszłam na sesję z tera­peutą, żeby zro­zu­mieć i zaak­cep­to­wać sie­bie jako DDA.

Koń­czę wła­śnie czy­tać Wyro­snąć z DDA – pod­nosi mnie na duchu to, że widzę, jak daleko już zaszłam. Ale wiem też, że mam przed sobą długą drogę. Jestem jed­nak gotowa i chętna do pracy nad nie­zdro­wymi obsza­rami mojej rela­cji mał­żeń­skiej. Nie zamy­kam już na nie oczu. Nie będzie łatwo, ale mój part­ner też się stara. Nie jestem pewna, czy cho­dzimy do odpo­wied­niego tera­peuty, ale mąż nie chce nikogo innego, a ten tera­peuta spo­tyka się także z moimi dziećmi, więc ma cały obraz.

Wciąż jestem w trak­cie zdro­wie­nia. (Czy to się kie­dy­kol­wiek koń­czy?) Nie sto­suję już na stałe wypar­cia. Nie jestem dosko­nała, popeł­niam błędy, ale świat się nie wali. Mam się dobrze. Żyję dalej. Kie­ruję się teraz swoim wewnętrz­nym gło­sem – nie jestem w tym ide­alna, ale go słu­cham. Wciąż wyko­rzy­stuję pracę zawo­dową i różne zaję­cia do tego, by uni­kać kon­flik­tów w mojej rela­cji z mężem. Ale wychwy­tuję, kiedy to się dzieje, sta­ram się odkryć przy­czyny i odzy­wam się.

Oba­wiam się prze­ka­za­nia alko­ho­licz­nego dzie­dzic­twa moim dzie­ciom, ale już nie tak bar­dzo jak daw­niej. Się­gam po pomoc, kiedy jej potrze­buję, i mniej się wsty­dzę. Cią­gle uczę się sta­wiać zdrowe gra­nice.

Dzi­siaj potra­fię powie­dzieć swo­jemu osiem­dzie­się­cio­let­niemu ojcu, że go kocham – i to jest prawda. Mówię to bez żad­nych zastrze­żeń i ocze­ki­wań. To jest mój dar dla niego – i dla mnie. Boli mnie, że on nie odpo­wiada mi tym samym. Nie wiem, dla­czego nie umie powie­dzieć mi: „Kocham cię”, ale zdaję sobie sprawę, że to jest jego pro­blem. Kocha mnie naj­le­piej, jak umie. Jestem wdzięczna, że mówi moim dzie­ciom, szcze­gól­nie mojemu synowi: „Kocham was”. Ni­gdy nie dowiem się, dla­czego nie mówi tego mnie. Ale nie szko­dzi. Nie potrze­buję już do życia jego apro­baty. Radzę sobie bez niej. Uczę się kochać i sza­no­wać sie­bie.

Jestem warta tego, by mnie kochać, i zasłu­guję na sza­cu­nek. Dopiero kiedy wysłu­cha­łam Pana pre­lek­cji, zda­łam sobie sprawę, dla­czego cią­gle powta­rzam mojemu tacie, że go kocham. Nie uspra­wie­dli­wiam tego, co zro­bił, ale wyba­czy­łam mu i uwol­ni­łam się od gniewu. Jego mil­cze­nie nie rani już tak bar­dzo. To, że nie potrafi powie­dzieć, że mnie kocha, doty­czy bar­dziej jego niż mnie. Jest mi przy­kro z tego powodu, ale prze­cho­dzę nad tym do porządku dzien­nego.

Jesz­cze raz dzię­kuję za zna­ko­mite spo­strze­że­nia, które zaczerp­nę­łam z Pana ksią­żek. Nie­długo pla­nuję prze­czy­tać Before It’s Too Late (Zanim będzie za późno).

Z powa­ża­niemPatt

Sza­nowny Panie Dok­to­rze,

wiem, że to nie­mą­dre, ale boję się pisa­nia tego listu. Mam aspi­ra­cje pisar­skie, jed­nak moje doświad­cze­nia doro­słego dziecka z rodziny alko­ho­lo­wej stają ponad wszyst­kim innym. Igno­ruję swo­jego kry­tyka wewnętrz­nego i wysy­łam do Pana ten list.

Pań­skie uprzejme pyta­nie, czy roz­wa­ży­ła­bym nade­sła­nie jakie­goś tek­stu do nowego wyda­nia Wyro­snąć z DDA, uru­cho­miło wszyst­kie głosy, które wciąż są czę­ścią osoby, jaką byłam i jestem w tym życiu. Nauczy­łam się jed­nak ich słu­chać (…) dzię­ko­wać im za obec­ność (…) a potem pro­sić, by zechciały sie­dzieć cicho! Dopiero po przej­ściu przez ten mały rytuał jestem w sta­nie robić coś dalej.

Pierw­szym kro­kiem było wpi­sa­nie Pań­skiego adresu mailo­wego do mojego kom­pu­tera. Zajęło mi to dwa tygo­dnie. Następny krok pole­gał na tym, by usiąść i zabrać się do pracy. Potrze­bo­wa­łam na to kolej­nych pię­ciu dni. Cie­szę się obecną chwilą w moim życiu. Dopro­wa­dził mnie do niej pro­ces zdro­wie­nia. Nawet na stu­dia poszłam, dopiero gdy mia­łam trzy­dzie­ści lat.

W tym roku koń­czę czter­dzie­ści trzy lata i pod pew­nymi wzglę­dami czuję się tak, jak­bym dopiero wszystko zaczy­nała – to poczu­cie wol­no­ści, które ma nasto­la­tek, gdy pierw­szy raz wyjeż­dża z domu na stu­dia; ten zastrzyk adre­na­liny i łomot serca z powodu podej­mo­wa­nia zdro­wego ryzyka z poczu­ciem, że ma się za sobą solidny sys­tem wspar­cia. Nie uro­dzi­łam się z takim sys­temem, ale lata zdro­wie­nia nauczyły mnie, że trzeba mieć dość siły, aby taki sys­tem wytwo­rzyć – i on jest naj­lep­szy. Sama jestem swoim naj­wier­niej­szym przy­ja­cie­lem. Stwo­rzy­łam rela­cję z Bogiem, który ma we mnie swoje miej­sce. Nauczy­łam się odróż­niać dawne, auto­de­struk­cyjne głosy od głosu samo­za­cho­waw­czego. Pań­skie doko­na­nia były dla mnie wielką pomocą. Dzię­kuję wszyst­kim tym kobie­tom, które były przede mną. Regu­lar­nie przyj­muję zapro­sze­nia do wygła­sza­nia odczy­tów i mówię o cudzie odkry­wa­nia sie­bie w rezul­ta­cie cudu samo­uz­dra­wia­nia.

Moja rodzina stale czer­pała wodę ze studni traumy, a naj­czę­ściej powta­rza­jąca się lek­cja brzmiała: „Nie wierz, że cokol­wiek dobrego w życiu potrwa długo albo nie będzie słono kosz­to­wać”. Prze­szłam już długą drogę i wciąż żyję, więc na­dal mogę się wiele nauczyć. Skoro mówią, że naj­lep­sze jest zawsze przed nami, posta­no­wi­łam jesz­cze tro­chę pożyć i zwe­ry­fi­ko­wać tę teo­rię. Moje życie jest obec­nie cudowne dzięki roz­ma­itym moż­li­wo­ściom, które przed sobą widzę. Pró­buję roz­po­ście­rać skrzy­dła; dotąd pra­wie z nich nie korzy­sta­łam. Mam nadzieję, że zechce Pan mi odpo­wie­dzieć, jeśli czas na to pozwoli. Samo napi­sa­nie tego listu było dla mnie jed­nym ze wznio­ślej­szych wyda­rzeń dotych­cza­so­wego życia.

Dzię­kuję za udo­stęp­nie­nie mi tego kanału komu­ni­ka­cji z osobą, którą tak głę­boko sza­nuję. Napi­szę do Pana ponow­nie, jeśli to nie natręc­two. Pro­szę dać mi znać.

Ze szcze­rym usza­no­wa­niemMaggi

Sza­nowny Panie Dok­to­rze!

Mój tata był aktyw­nym alko­ho­li­kiem. W rodzi­nie po cichu mówiło się o piciu taty, ale tylko mama z nim na ten temat roz­ma­wiała. To „roz­ma­wia­nie” zwy­kle pole­gało na cichym dymie­niu, dopóki nie wybu­chał wul­kan. Pamię­tam, jak byłam małym dziec­kiem, mia­łam cztery, może pięć lat. W kuchni mie­li­śmy żółty stół – spę­dza­łam przy nim dużo czasu, grze­biąc w jedze­niu. Mama przy­go­to­wy­wała kola­cję i codzien­nie o tej samej godzi­nie wszystko sta­wało na tym stole. Sia­da­ły­śmy obie i cze­ka­ły­śmy na tatę, który każ­dego popo­łu­dnia zaha­czał w dro­dze z pracy o pijal­nię. Cze­ka­ły­śmy. Kola­cja sty­gła. Cze­ka­ły­śmy dalej. Kiedy tata wresz­cie docie­rał do domu, sia­dał do stołu. Kamienna cisza unie­moż­li­wiała wzię­cie choćby jed­nego kęsa zim­nego jedze­nia. Więc roz­le­wa­łam mleko z kubka. Kiedy teraz o tym myślę, musiało mi cho­dzić po pro­stu o prze­rwa­nie tego nie­zno­śnego napię­cia. Tata odcho­dził od nie­zje­dzo­nego posiłku, a mama krzy­czała na mnie, wycie­ra­jąc roz­lane mleko.

Przez dużą część życia „mleko roz­le­wało mi się” w napię­tych sytu­acjach. Wyszłam za męż­czy­znę, nie alko­ho­lika, ale bar­dzo podob­nego do ojca. Też na różne spo­soby ucie­kał. Byli­śmy razem przez ponad dwa­dzie­ścia lat i wycho­wa­li­śmy szóstkę dzieci. Wciąż cią­gnie mnie do cichych, skry­tych, zdy­stan­so­wa­nych męż­czyzn. Wciąż widzę moż­li­wość i myślę, że mogę żyć z wizją tej moż­li­wo­ści. Aż do dzi­siaj zma­gam się z tym, żeby pozo­sta­wać w rze­czy­wi­sto­ści, którą mam przed oczami, zamiast w tej moż­li­wej, która według mnie mogłaby zaist­nieć. Coraz lepiej wycho­dzi mi dostrze­ga­nie zna­ków ostrze­gaw­czych oraz słu­cha­nie mądro­ści, którą naby­łam. Jeśli coś wygląda jak kaczka, kwa­cze jak kaczka i cho­dzi jak kaczka – nie­wy­klu­czone, że naprawdę jest to wła­śnie kaczka.

Mam nadzieję, że będzie to pomocne dla innych kobiet. Mnie pomaga czy­ta­nie tego w druku.

Nancy

Dok­to­rze Acker­man!

Wła­śnie skoń­czy­łam czy­tać Wyro­snąć z DDA i chcia­łam Pana pozdro­wić. Po całym życiu spę­dzo­nym w mil­cze­niu czuję, że wresz­cie chcę mówić. Czuję się pod­eks­cy­to­wana. Naresz­cie ktoś rozu­mie moje życie. Żebym tylko ja mogła je jesz­cze teraz zrozu­mieć!

Jestem naj­star­szą córką dwojga alko­ho­li­ków. Mam trzy sio­stry i dwóch braci. W dzie­ciń­stwie zawsze wie­dzia­łam, że coś u nas nie gra i że wszystko obraca się wokół butelki piwa, która zawsze była na wycią­gnię­cie ręki. Nie podo­bało mi się, co robiła z moim ojcem, nie podo­bało mi się, jakie reak­cje wywo­ły­wała u matki, ale przede wszyst­kim nie podo­bało mi się, jak ja się przez nią czu­łam – naj­czę­ściej roz­złosz­czona i zdez­o­rien­to­wana.

Mia­łam pięt­na­ście lat, gdy naszą rodziną wstrzą­snął pierw­szy silny kry­zys zwią­zany z alko­ho­lem. Była to pierw­sza sytu­acja, która wywarła na mnie duży wpływ i którą zapa­mię­ta­łam. Alko­ho­lizm i depre­sja mojej matki posu­nęły się tak bar­dzo, że musiała być przez trzy mie­siące hospi­ta­li­zo­wana w sta­no­wym ośrodku psy­chia­trycz­nym. Ale wtedy nie zna­łam tych słów. Wie­dzia­łam tylko tyle, że matka wyje­chała, a moim zada­niem było zaję­cie się wszyst­kim w domu. Ojciec ni­gdy nie nauczył się dopil­no­wy­wać żad­nych spraw czy odnaj­dy­wać w sytu­acjach kry­zysowych.

W trak­cie nie­obec­no­ści matki ojciec w dużym stop­niu pole­gał na mnie, a ja doro­słam do tego zada­nia. Pomo­głam utrzy­mać rodzinę w cało­ści. W pierw­szym tygo­dniu nie­obec­no­ści mamy różni krewni poza­bie­rali nas wszyst­kich do sie­bie. Dotarły do mnie strzępki roz­mów o domach zastęp­czych, więc skon­tak­to­wa­łam się z tatą i powie­dzia­łam, że lepiej, żeby się pośpie­szył i zabrał nas z powro­tem! Przy oka­zji powie­dzia­łam czę­ści naszych Bogu ducha win­nych krew­nych, dokąd mogą się wyno­sić. Mia­łam oka­zję wyła­do­wać na tych ludziach swoją złość na butelkę. Och, jakie to było cudne uczu­cie! Wyro­bi­łam sobie opi­nię pyska­tej smar­kuli.

Mimo że nie­źle się trzy­ma­łam, był to dla mnie trudny okres. Szkoła zawsze była moją oazą i mia­łam dobre stop­nie, ale w tym cza­sie bar­dzo się obni­żyły. Cho­dzi­łam do kato­lic­kiej szkoły śred­niej i wezwała mnie do sie­bie peda­gog szkolna – sio­stra zakonna – żeby zro­bić mi na ten temat wykład. Byłam wtedy aku­rat bar­dzo roz­ża­lona i wyzna­łam jej, co dzieje się w moim życiu. Odpo­wie­działa: „Aha, nie wie­dzia­łam”. I tyle. Ode­słała mnie z powro­tem do klasy. Nie zaofe­ro­wała żad­nego pocie­sze­nia, uści­sku, słów otu­chy. Byłam tym zdru­zgo­tana, upo­ko­rzona i zawsty­dzona. Po raz pierw­szy w życiu otwo­rzy­łam się przed kimś, a dano mi do zro­zu­mie­nia, że to, co się u mnie dzieje, nikogo nie obcho­dzi. To doświad­cze­nie było kolej­nym potwier­dze­niem nara­sta­ją­cego we mnie prze­ko­na­nia, że w spra­wie bole­snych sytu­acji w moim życiu mogę liczyć tylko na sie­bie. Tata był zbyt słaby, by sobie z nimi radzić, mamy nie było, a moich nauczy­cieli to po pro­stu nie obcho­dziło.

Kolejny raz roz­ma­wia­łam o alko­ho­li­zmie w mojej rodzi­nie po sie­dem­na­stu latach – gdy poszłam na spo­tka­nie grupy Doro­słych Dzieci Alko­ho­li­ków przy AA. Dowie­dzia­łam się tam, że ile­kroć mia­łam poczu­cie, iż jest ze mną coś nie w porządku, rze­czy­wi­ście tak było. Alko­ho­lizm odci­snął się też na mnie. To była cho­roba, rodzinna cho­roba. Wsko­czy­łam w pro­gram DDA, czy­ta­łam wszystko, co tylko wpa­dało mi w ręce, żeby zro­zu­mieć alko­ho­lizm. Pamię­tam książkę Clau­dii Black, która pisała o „nie mówić, nie ufać, nie czuć”. Mówiła, że rodziny z pro­ble­mem alko­ho­lo­wym mają takie trzy reguły; w zasa­dzie wię­cej niż reguły – to są nie­wzru­szone prawa. Czy­ta­jąc te słowa, przy­po­mnia­łam sobie swoje doświad­cze­nie, gdy mia­łam pięt­na­ście lat. To są naprawdę prze­po­tężne zasady, jed­nak byłam zde­ter­mi­no­wana, by zmie­nić swój spo­sób życia. Dołą­cze­nie do grupy DDA było dla mnie począt­kiem zadzi­wia­ją­cej drogi. Jestem dozgon­nie wdzięczna wszyst­kim tym, któ­rzy mieli odwagę poma­gać nam w nauce, jak prze­rwać to mil­cze­nie.

Pan mi pomógł i chcę, żeby Pan o tym wie­dział.

Dzię­kujęBarb

Sza­nowny Panie Dok­to­rze,

kilka tygo­dni temu z reko­men­da­cji mojej psy­cho­te­ra­peutki Beverly wzię­łam udział w jed­nej z Pana sesji o Wyro­snąć z DDA. Zapro­po­no­wała ona rów­nież, abym do Pana napi­sała.

Sesja bar­dzo mi się podo­bała; było tak, jakby mówił Pan wprost do mnie. Odby­wam tera­pię dopiero od paru mie­sięcy, więc wszystko to jest dla mnie sto­sun­kowo nowe, ale też fascy­nu­jące i w punkt. Kupi­łam Pana książkę i natych­miast ją prze­czy­ta­łam. W niej też zwra­cał się Pan bez­po­śred­nio do mnie. Ponadto zoba­czy­łam wiele swo­ich cech jako typo­wych dla DDA, mimo że nie zda­wa­łam sobie sprawy z ist­nie­nia jakie­go­kol­wiek związku.

Mój ojciec był alko­ho­li­kiem, a matka ciężko cho­ro­wała od moich naro­dzin aż do swo­jej śmierci, gdy mia­łam szes­na­ście lat. Potem cho­roba alko­ho­lowa ojca jesz­cze się wzmo­gła i było tak, dopóki się nie oże­nił. Wtedy rzu­cił picie (w tym momen­cie sama byłam już od sze­ściu mie­sięcy zamężna). Beverly pomo­gła mi zdać sobie sprawę, że byłam w dzie­ciń­stwie zanie­dby­wana z powodu alko­ho­li­zmu ojca i cho­roby matki. Dla­tego zna­la­złam sobie wier­nego kom­pana oraz pocie­sze­nie w jedze­niu i sta­łam się kom­pul­syw­nym żar­ło­kiem. Ni­gdy nie rozumia­łam, dla­czego mam obse­sję na punk­cie jedze­nia, i nie potra­fi­łam powią­zać swo­ich nawy­ków żywie­nio­wych z żad­nym nastro­jem itp. Teraz rozu­miem. Ponadto czy­ta­jąc Pana książkę, odkry­łam, że jestem współ­uza­leż­niona i prze­ja­wiam wszyst­kie wymie­nione przez Pana cha­rak­te­ry­styczne cechy córki mają­cej ojca alko­ho­lika, a także część poja­wia­ją­cych się w przy­padku matki alko­ho­liczki. Beverly pomo­gła mi zro­zu­mieć, że mimo iż pił tylko mój tata, to cechy alko­ho­li­ków prze­ja­wiali oboje rodzice, bo matka nie była w sta­nie zadbać o sie­bie – a tym bar­dziej o mnie!

Panie Dok­to­rze, dzię­kuję za to, że zajął się Pan tą tema­tyką, pisze książki i pro­wa­dzi odczyty poświę­cone tym zagad­nie­niom. Otwo­rzył mi Pan oczy na powody, dla któ­rych jestem, jaka jestem; zapew­nił mi Pan lep­sze poję­cie o tym, kim jestem i skąd przy­cho­dzę, a także dokąd chcę iść dalej! Mam jesz­cze do wyko­na­nia mnó­stwo pracy „nad sobą”, ale uczę się sie­bie kochać i z Bożą pomocą oraz takimi infor­ma­cjami, jakich Pan udziela, stanę się w końcu umy­słowo i fizycz­nie zdro­wym czło­wie­kiem.

Grace Ann

Sza­nowny Panie Dok­to­rze,

chcę powie­dzieć Panu, że zostało mi już tylko kilka ostat­nich stron Pana książki i że pomo­gła mi ona upo­rząd­ko­wać mnó­stwo uczuć. Wiem, że wciąż czeka mnie długa droga, ale wiem także, że naj­gor­sze jest już zde­cy­do­wa­nie za mną. Wcze­śniej byłam świa­doma wielu spraw, które Pan wymie­nia, ale nie wie­dzia­łam, jak się one łączą z tym, co prze­szłam, gdzie jestem i dokąd zmie­rzam.

Wiem, że na pewno jest Pan sza­le­nie zajęty, mam jed­nak jedno pyta­nie. (No, może dwa). Jeśli Pan nie odpo­wie, w pełni to zro­zu­miem, ale mimo wszystko muszę je zadać. Czy­ta­jąc Pana książkę, uświa­do­mi­łam sobie mię­dzy innymi, że wal­czę o kon­trolę w dosyć restryk­cyj­nym związku, który obec­nie jest nie­zdrowy (w zasa­dzie zawsze był nie­zdrowy; mam nadzieję, że kie­dyś może się to zmie­nić), z męż­czy­zną podej­mu­ją­cym ryzy­kowne zacho­wa­nia. Czy jest praw­do­po­dobne, że da się ura­to­wać ten zwią­zek, szcze­gól­nie jeśli widzę teraz, iż mam przed sobą długi pro­ces wła­snego zdro­wie­nia? Czy jest praw­do­po­dobne, żebym stała się w pełni zdrowa i została taką osobą, jaką chcę być – i wiem, że mogę być – w tej rela­cji?

Mam nadzieję, że będę kie­dyś mogła otrzy­mać od Pana auto­graf na moim egzem­pla­rzu Wyro­snąć z DDA.

Raz jesz­cze dzię­kuję za poświę­cony mi czas oraz za wszyst­kie bez­cenne infor­ma­cje z Pana książki, które pomo­gły mi tyle dowie­dzieć się o mnie samej w prze­szłej, teraź­niej­szej i przy­szłej postaci.

Z powa­ża­niemAutumn

Panie Dok­to­rze,

w tym tygo­dniu wysłu­cha­łam nagra­nia Pań­skiego wykładu o Wyro­snąć z DDA, żeby ponow­nie przy­bli­żyć się do realiów moich pro­ble­mów oraz ich przy­czyn. Zna­ko­mi­cie pasuję do Pań­skiego opisu córki ojca alko­ho­lika. Kiedy pierw­szy raz czy­ta­łam Wyro­snąć z DDA, na długo zanim zaczę­łam odwyk, wie­dzia­łam, że poznał mnie Pan dzięki wywia­dom z kobie­tami w całym kraju. Wtedy zaczęła się dla mnie ta zna­jo­mość, choć ni­gdy nie spo­tka­łam Pana oso­bi­ście. W swo­jej książce opo­wia­dał Pan o mnie światu i nagle prze­sta­łam się czuć tak osa­mot­niona, bo sekret wyszedł w końcu na jaw.

Jakaś cząstka mnie chciała poży­czyć tę książkę mojej mamie, ale ona nie była otwarta na myśl, że moje pro­blemy mogą mieć cokol­wiek wspól­nego z nią. Musia­łam ukry­wać przed nią swój ból, a jedyny spo­sób, w jaki mogłam to robić, zapew­niały nar­ko­tyki i alko­hol. W mojej małej mie­ści­nie spe­cja­li­ści od zdro­wia psy­chicz­nego zaj­mo­wali się tylko umy­słowo cho­rymi. Poza tym, gdyby w naszej małej spo­łecz­no­ści wydało się, że nie funk­cjo­nuję jak należy, matka trak­to­wa­łaby mnie jesz­cze gorzej. Nie mia­łam z kim poroz­ma­wiać na swój temat, żyłam więc zamknięta w sobie i stwo­rzy­łam wewnętrzny świat, który zabez­pie­czał mnie przed oka­zy­wa­niem cier­pie­nia.

Na odwyku jestem zdez­o­rien­to­wana. Jeśli ufam swemu światu wewnętrz­nemu i zamy­kam się w sobie, w końcu ląduję na oddziale psy­chia­trycz­nym. Ale kiedy ujaw­niam przed sobą swoje myśli i uczu­cia, strasz­nie się boję. Jestem bez­bronna. Myślę tylko o tym, kto mnie zaraz zrani. Nie­mal każda kobieta w moim życiu staje się moją nie­wraż­liwą/współ­uza­leż­nioną matką; nie­mal każdy męż­czy­zna staje się moim ojcem.

W ostat­nim tygo­dniu poru­szam się w tak gęstej mgle, że ufam tylko ścieżce, którą musia­łam wybrać w lesie mojego wewnętrz­nego świata. Tam ucie­kam od wro­gich drzew z Czar­no­księż­nika z Kra­iny Oz. Odpo­czy­wam obok niedź­wie­dzia, który zapadł w sen zimowy. Trzęsę się z zimna w desz­czu i idę boso po błot­ni­stym szlaku. I myślę, jak cudow­nie byłoby prze­żyć drugi raz takie dzie­ciń­stwo, o jakim dziś marzę. Chcę być córką rodzi­ców, któ­rzy kochają mnie bez zastrze­żeń, bo tego pra­gną. Mam nadzieję, że mi się poprawi.

Z powa­ża­niemLois

Sza­nowny Panie Dok­to­rze,

dora­sta­nie w domu z agre­syw­nym ojcem alko­ho­li­kiem spra­wiło, że mia­łam wiele nie­za­spo­ko­jo­nych potrzeb i sta­łam się bar­dzo pora­niona. Podej­rze­wam, że przez cały czas było to oczy­wi­ste, tylko ja nie byłam gotowa zdać sobie z tego sprawy czy tego przy­znać.

Myślę, że kiedy byłam mała, mia­łam poni­żej dzie­się­ciu lat, praw­do­po­dob­nie pra­gnę­łam od mojego ojca apro­baty i miło­ści. Ale po ukoń­cze­niu dzie­się­ciu, jede­na­stu lat zaczę­łam sobie uświa­da­miać, jak jest okropny. Zda­łam sobie sprawę, że za dużo pije; zaczęły to zauwa­żać moje kole­żanki i robić na ten temat uwagi. Byłam upo­ko­rzona, zaże­no­wana i zawsty­dzona. Zda­łam też sobie sprawę, że wszyst­kie awan­tury, które wybu­chały mię­dzy rodzi­cami, powsta­wały z jego winy. Nie chcia­łam mieć nic wspól­nego z nim ani z moją chorą rodziną. Wycho­dzi­łam z domu i uda­wa­łam, że to nie jest moja rodzina, ale w rze­czy­wi­sto­ści ci ludzie ste­ro­wali moim życiem.

Patrząc z per­spek­tywy, uświa­do­mi­łam sobie, jak dużo czasu i ener­gii prze­zna­cza­łam na marze­nia i wyobra­ża­nie sobie, że zostanę przez kogoś wyra­to­wana, zaak­cep­to­wana i poko­chana. Nie tyle pra­gnę­łam apro­baty (mia­łam wyso­kie kom­pe­ten­cje i wiele osią­gnięć), co chcia­łam być kochaną i uwie­rzyć, że w ogóle można mnie kochać. Pra­gnę­łam mieć kocha­jącą rodzinę i chcia­łam uwie­rzyć, że mogę być kochana przez jakie­goś męż­czy­znę jak córka. Po pro­stu zże­rało mnie pra­gnie­nie posia­da­nia praw­dzi­wego ojca. Tęsk­ni­łam do tej miło­ści oraz poczu­cia bez­pie­czeń­stwa i opieki.

W końcu zro­bi­łam się bar­dzo zmę­czona – zmę­czona życiem, zmę­czona pre­sją i stre­sem bycia ide­alną i trosz­cze­nia się o wszyst­kich. Byłam zmę­czona koniecz­no­ścią cią­głego chro­nie­nia mojej matki i rodzeń­stwa przed jego prze­mocą. Chcia­łam, żeby to o mnie ktoś się zatrosz­czył; żeby ktoś mnie wyra­to­wał. Chcia­łam, żeby ktoś oka­zał, że mu na mnie zależy. Wszystko było takie pokrę­cone.

Ta tęsk­nota za miło­ścią ojca ani na moment nie opusz­czała mnie przez lata stu­diów, spla­ta­jąc się jed­no­cze­śnie z moimi innymi roz­pacz­li­wymi woła­niami o wyba­wie­nie. Wszyst­kie te uczu­cia i myśli kotło­wały się we mnie. Przez te nie­za­spo­ko­jone potrzeby byłam cała poobi­jana i ślepa.

I wtedy poja­wił się facet, który twier­dził, że uda mu się zaspo­koić moje potrzeby. Sta­łam się dziec­kiem; tak jakby cząstka mnie ponow­nie doświad­czała bólu dzie­ciń­stwa i chciała, by ktoś mnie z niego wyba­wił. Mia­łam poczu­cie, jakby mnie rato­wał, i chcia­łam w to wie­rzyć. Pozwo­li­łam, aby moje dzie­cięce fan­ta­zje o posia­da­niu kocha­ją­cego ojca prze­jęły stery mojego doro­słego życia. Postrze­ga­łam sie­bie jako bez­radną. On prze­ko­ny­wał mnie, że jestem bez­radna i że go potrze­buję, co zresztą nie było trudne. Coś we mnie stało się dziec­kiem – potrze­bu­ją­cym, nie­zdol­nym do samo­dziel­nego podej­mo­wa­nia decy­zji, prze­stra­szo­nym i pra­gną­cym, by ktoś je urato­wał.

Pozwo­li­łam mu na spra­wo­wa­nie nade mną kon­troli z powodu pustki i bólu, któ­rych znik­nię­cia tak bar­dzo pra­gnę­łam. Szkoda, że nie zda­wa­łam sobie sprawy, iż przez pod­da­nie się czy­jejś wła­dzy umniej­szam się, a nie powięk­szam. Mój ból i samot­ność nara­stały. W rze­czy­wi­sto­ści umia­łam o sie­bie zadbać i podej­mo­wać decy­zje, ale byłam zmę­czona. Zanim się zorien­to­wa­łam, byłam już w strasz­nym poło­że­niu, z któ­rego przez długi czas nie mogłam się wydo­być. To był kosz­mar.

Wiem, że nie­któ­rzy ludzie mogą być godni zaufa­nia, lecz wiem także, że nie­któ­rzy poszu­kują osób dają­cych się ranić i wyko­rzy­sty­wać. To nie mój pro­blem ani nie moja sprawa, dla­czego tak postę­pują. Moją sprawą jest zadba­nie o sie­bie.

Chcia­ła­bym prze­strzec inne kobiety, aby nie pozwa­lały na to, by wła­sne nie­za­spo­ko­jone potrzeby i otwarte rany przej­mo­wały kon­trolę nad ich decy­zjami. Ja nie­stety nie uświa­da­mia­łam sobie, że to wła­śnie się dzieje, póki nie było już za późno. Szkoda, że nie wie­dzia­łam, iż to może się naprawdę przy­da­rzyć mnie. Pomocni byliby też bli­scy przy­ja­ciele, któ­rzy wie­dzie­liby, co dzieje się w moim życiu. Widzie­liby wszystko wyraź­niej i mogliby mnie ostrzec, ale nie umia­łam nawią­zy­wać dobrych przy­jaźni, opar­tych na zaufa­niu. Izo­la­cja, w jakiej się znaj­do­wa­łam, pomo­gła temu męż­czyź­nie wyko­rzy­sty­wać mnie i w pełni kon­tro­lo­wać.

Żałuję, że nie mia­łam wtedy tej wie­dzy, jaką mam teraz. A teraz wiem, że sza­le­nie pomo­gła mi Pana książka. Dzię­kuję za napi­sa­nie jej i za prze­czy­ta­nie mojego listu.

Doro­słe dzieci alko­ho­li­ków (przyp. tłum.). [wróć]

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki