Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Mam nadzieję, że ta książka oraz spostrzeżenia dorosłych córek alkoholików będą dla ciebie pomocą. Zasługujesz na to. • Czy wciąż zdarza ci się rezygnować z własnych potrzeb na rzecz cudzych? • Za wszelką cenę dążysz do perfekcji w tym, co robisz? • Szukasz u innych potwierdzenia swojej wartości? • Wciąż czujesz niewyjaśnione napięcie i niepokój? Dorastanie w rodzinie alkoholowej odciska głębokie piętno na psychice. By jakoś poradzić sobie w dzieciństwie, musiałaś wypracować sztywne schematy reagowania. Dzięki nim stałaś się „mistrzynią przetrwania”. Dziś te mechanizmy są już niepotrzebne, ale tobie trudno się od nich uwolnić i wciąż odgrywasz dawną rolę… Doktor Robert J. Ackerman, który od kilkudziesięciu lat pomaga dorosłym córkom alkoholików zrozumieć siebie, zaakceptować skomplikowaną przeszłość i rozpocząć proces zdrowienia, przekonuje, że mają one wystarczająco dużo siły i wytrwałości, by poradzić sobie z dawnymi zranieniami i prowadzić satysfakcjonujące życie. Dowodzą tego bezpośrednie relacje jego pacjentek. Dzielą się one w tej książce swoimi trudnymi przeżyciami i na własnym przykładzie pokazują, że choć niełatwo jest „na nowo poskładać wartości, zaufanie i miłość”, to można nauczyć się rozumieć i akceptować własne emocje oraz odzyskać wiarę w siebie i świat.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 316
Podziękowania
Do powstania obu wydań Wyrosnąć z DDA. Wsparcie dla dorosłych córek alkoholików1 przyczyniło się wiele osób. Wszystkim im jestem wdzięczny. W związku z pierwszym wydaniem chcę (ponownie) podziękować Judith A. Michaels, Edwardowi Gondolfowi i Charlesowi Bertnessowi za pomoc oraz fachową wiedzę podczas opracowywania kwestionariusza dla dorosłych córek alkoholików i analizy danych. Linda Sanford i Diane Glynn dodawały mi zapału i sił oraz zmobilizowały do podjęcia pracy nad książką. Marii Stilkind dziękuję za pomoc redakcyjną.
W związku z obecnym, zmienionym wydaniem książki chcę podziękować Christinie Belleris, Susan Tobias i Lisie Drucker za pracę redakcyjną oraz mojej doktorantce Jacquelyn B. Griffin, a także Crystal Deemer za pomoc administracyjną.
W odniesieniu do obu wydań składam podziękowania Peterowi Vegso z wydawnictwa Health Communications za zrozumienie okazywane temu przedsięwzięciu oraz za liczne sukcesy, jakie razem odnosiliśmy. Osobie, która wielokrotnie wysłuchiwała myśli i koncepcji zawartych na tych stronach – Kimberly Roth Ackerman – dzięki za wszystkie wspólne lata.
Na koniec chcę też podziękować dorosłym córkom, które wniosły swój wkład w powstanie tej książki oraz wpłynęły na losy wielu, wielu ludzi. Podziwiam Waszą gotowość do podzielenia się fragmentami swego życia po to, by udzielić pomocy innym kobietom w różnych aspektach ich życia. Dzięki!
Pierwsze wydanie tej książki, do którego tu i dalej odwołuje się Robert J. Ackerman, a później autorki cytowanych listów, nie ukazało się w Polsce (przyp. red.). [wróć]
Przedmowa
Od kiedy ukazało się pierwsze wydanie Wyrosnąć z DDA. Wsparcie dla dorosłych córek alkoholików, pewne rzeczy zmieniły się, a inne nie. Szczęśliwie niektóre sprawy zmieniły się na lepsze. Najważniejsze, że obecnie dostępna jest większa pomoc dla dzieci w każdym wieku, które wychowywały się w domu z jednym lub obojgiem rodziców alkoholików. Pedagodzy, doradcy psychologiczni, psychoterapeuci, pracownicy poradni zdrowia psychicznego dla młodzieży, księża, ustawodawcy i przedstawiciele innych zawodów są dzisiaj bardziej świadomi problemów stających przed dziećmi alkoholików. Ponadto w Ameryce pojawiło się wiele znakomitych programów pomocy na poziomie federalnym, stanowym i lokalnym.
Kolejna zmiana polega na tym, że uzyskiwanie pomocy przez nieletnie lub dorosłe dziecko alkoholika jest bardziej akceptowane. Lekarze są lepiej szkoleni w postępowaniu z problemami alkoholowymi i rodzinnymi. Uważam również, że na lepsze zmieniło się podejście w samym udzielaniu pomocy. Częściej korzystamy z „modelu siły”, uznając dorosłe dzieci alkoholików za osoby, które potrafiły z powodzeniem przetrwać traumę, oraz opieramy się na strategiach odporności psychicznej, które wiele z nich wykształciło u siebie w dzieciństwie. Przestaliśmy traktować dzieci alkoholików jak ofiary.
Szczególnie istotne w wypadku tej książki są zmiany, do jakich doprowadziły kobiety zarówno dla siebie, jak i dla całego społeczeństwa. Choć nie dokonały się jeszcze wszystkie z tych potrzebnych przemian, kobiety mogą dziś efektywniej poszukiwać pomocy i otrzymywać lepsze wsparcie, a także udzielać go sobie nawzajem. Ta zmiana bardzo zwiększyła szansę na to, że dorosłe córki alkoholików znajdą potrzebną pomoc.
Pewne rzeczy się jednak nie zmieniły. W dalszym ciągu „wytwarzamy” rodziców, którzy popadają w alkoholizm, a dzieci wciąż dorastają w rodzinach uzależnionych lub w inny sposób dysfunkcyjnych. Poza tym wciąż mamy więcej alkoholików nieleczonych niż trzeźwiejących, co oznacza, że większość dzieci alkoholików będzie dalej wychowywać się z pijącym ojcem lub/i matką. W konsekwencji w dalszym ciągu trzeba będzie udzielać pomocy dzieciom alkoholików, niezależnie od tego, czy ich rodzice ostatecznie sięgną po pomoc dla siebie, czy nie.
Kolejną sprawą, która zgodnie z moimi obserwacjami pozostaje niezmienna, jest przewodnia rola dorosłych córek alkoholików w świadczeniu pomocy nie tylko nieletnim, lecz także dorosłym dzieciom alkoholików. Nadal słyszę i widzę więcej dorosłych córek niż dorosłych synów gotowych dzielić się swoimi historiami, spostrzeżeniami, lękami i przymiotami służącymi odbudowaniu i poprawie jakości ich życia.
I w końcu sprawą, która stanowczo się nie zmieniła, jest moja pasja i pragnienie pomagania innym dzieciom alkoholików. Nadal wykrzykuję w duchu radosne Yes!, gdy wiem, że w jakiś sposób udało mi się być dla kogoś pomocnym, i gdy widzę w oczach tej osoby, że zwątpienie w siebie powoli ustępuje poczuciu własnej wartości. Od publikacji mojej pierwszej książki, Children of Alcoholics: A Guidebook for Educators, Therapists and Parents (Dzieci alkoholików: przewodnik dla pedagogów, psychoterapeutów i rodziców) w 1978 roku, miałem szczęście należeć do rosnącej wspólnoty osób, które pragną podnosić jakość swego życia. Była to wspaniała zespołowa wyprawa i jeszcze się dla mnie nie skończyła.
Obecne, zaktualizowane wydanie niniejszej książki zawiera pewne nowe informacje. Dodałem podrozdziały o odporności psychicznej w dzieciństwie i dorosłości, a także o ryzykownych relacjach, Refleksje na zakończenie każdego rozdziału oraz dwa rozdziały. W Refleksjach znajdują się cytaty z wypowiedzi słynnych kobiet, które mogą skłonić do własnych przemyśleń.
W nowym pierwszym rozdziale zawarłem listy otrzymane od tzw. idealnych córek po publikacji pierwszego wydania tej książki. Niektóre z ich autorek zadawały mi pytania, inne dzieliły się swoimi historiami, jeszcze inne chciały powiedzieć: „Dziękuję”, a część chciała mnie po prostu pozdrowić. Jak się przekonasz, listy te nie tylko zaznajamiają nas z innymi idealnymi córkami i ich problemami, lecz również wprowadzają do tematyki książki. Dlatego umieściłem je na samym początku.
Drugi nowy rozdział – Sekrety, sekrety i jeszcze raz sekrety – odnosi się do najpowszechniejszych problemów wielu dorosłych córek, które występowały w ich domu oprócz samego alkoholizmu. Piszę o rozwodach, stosowaniu przemocy i zaburzeniach jedzenia. Zagadnienia te – powiązane zarówno wzajemnie, jak i z alkoholizmem rodziców – dokładają kolejne komplikacje do i tak trudnego już życia wielu dorosłych córek.
Mam nadzieję, że ta książka oraz spostrzeżenia pochodzące od dorosłych córek będą dla ciebie pomocą. Zasługujesz, by ją otrzymać.
Wprowadzenie
Od połowy lat siedemdziesiątych miałem przywilej uczestnictwa w jednym z najbardziej satysfakcjonujących, emocjonujących i niepowtarzalnych doświadczeń, jakie mogę sobie wyobrazić – współpracy z dziećmi alkoholików w różnym wieku oraz z ruchem dzieci alkoholików w Stanach Zjednoczonych. Jeździłem po całym kraju, wygłaszając wykłady i prelekcje dla dzieci alkoholików i o nich, a także słuchając ich samych. Pod każdym względem był to autentyczny oddolny ruch społeczny, związany z zagadnieniami życia ludzi w różnym wieku, którzy w dzieciństwie doświadczyli cierpień, ale w swoim obecnym życiu chcą miłości, radości, zdrowia i piękna. Ruch ten pomaga w odradzaniu się do życia.
W miarę jak byłem świadkiem zespalania się uprzednio milczących głosów oraz sam brałem w nim udział, poczyniłem dwie obserwacje. Po pierwsze, ruch dzieci alkoholików przyciągnął dorosłych w różnym wieku, którzy wychowywali się w rodzinach z problemem alkoholowym, czyli „dorosłe dzieci”, obecnie torujące drogę dla następnych pokoleń. Po drugie zaś, przytłaczającą większość tych dorosłych dzieci, które są skłonne aktywnie działać oraz pomagać innym przez dzielenie się fragmentami swego życia, stanowią kobiety. Zresztą postęp w odniesieniu do większości problemów, jakich doświadczają w naszym kraju dzieci, zawdzięczamy przede wszystkim organizującym się kobietom i sprawa dzieci alkoholików nie jest tu wyjątkiem.
W trakcie swoich podróży miałem okazję wysłuchać wielu kobiet skłonnych do dzielenia się swoimi historiami. Opowieści te rozbudziły moje zainteresowanie problematyką dorosłych córek alkoholików. Ich gotowość do wyrażenia swoich uczuć, myśli, bólu i spostrzeżeń oraz opisania procesu zdrowienia otworzyła drzwi wielu kobietom i mężczyznom, których życie w rodzinach alkoholowych przebiegało w izolacji i milczeniu. Jestem dłużnikiem wszystkich dorosłych córek, które pomogły mi lepiej je zrozumieć, a następnie przekazać innym to, czego się dowiedziałem. Jeżeli jesteś dorosłą córką alkoholika, ta książka jest skierowana do ciebie, napisana dla ciebie i o tobie.
Opiera się ona na badaniach naukowych oraz wywiadach przeprowadzonych z amerykańskimi rodzinami obarczonymi alkoholizmem oraz rodzinami od niego wolnymi. Mam nadzieję, że będzie źródłem spostrzeżeń i zrozumienia nie tylko dla samych dorosłych córek alkoholików, lecz również dla tych ludzi, którzy je kochają, mieszkają czy pracują z nimi i je wspierają.
Co ważniejsze, książka ta dotyczy procesu zdrowienia. Nie wszystkie dorosłe córki są obciążone takim samym dziedzictwem czy borykają się z takimi samymi problemami. Wszystkie objęte badaniem osoby wyrażały jednak to samo pragnienie, by lepiej rozumieć siebie, swoje obecne zachowania oraz sposoby, w jakie mogą zmienić swoje życie na lepsze. Problemy, jakie te kobiety poruszały, dotyczyły rozumienia cech ich osobowości i zachowań, związków międzyludzkich i kwestii bliskości, relacji z rodzicami, własnych umiejętności rodzicielskich, przepracowania uczuć z dzieciństwa, własnych uzależnień, tożsamości płciowej i chęci dojścia do pełni zdrowia. Być może część tych spraw jest ważna również dla ciebie.
Książka dzieli się na pięć części. Pierwsza zawiera wybór listów, które otrzymałem od dorosłych córek alkoholików. Analizuję w niej również dzieciństwo, omawiając wiele kwestii związanych z tym, jak wychowywał cię nałogowo pijący rodzic.
Część druga jest poświęcona odmiennej dynamice relacji oraz skutkom pojawiającym się, gdy córka mieszka z matką alkoholiczką i gdy żyje pod jednym dachem z ojcem alkoholikiem. Umieściłem tam również rozdział dotyczący przemocy, zaburzeń jedzenia oraz rozwodów w kontekście życia dorosłej córki.
Część trzecia dotyczy rozumienia siebie i swoich zachowań. Ponadto omawiam w niej źródła wielu twoich zachowań oraz przyjmowanie przez dorosłe córki specyficznych schematów postępowania w swoim życiu – zarówno pozytywnych, jak i negatywnych.
Tematykę czwartej części stanowi nauka akceptacji swojej przeszłości, obecnych zachowań, a nade wszystko siebie samej. Do poruszanych wątków należą opinie dorosłych córek o związkach międzyludzkich, kwestie rodzicielstwa, problemy z własnymi rodzicami oraz praca z ewentualnymi uzależnieniami u siebie.
Część piąta dotyczy odkrywania siebie i procesu zdrowienia w przypadku dorosłych córek. W miarę czytania tej książki i – jak mam nadzieję – twojego pogłębiającego się samopoznania będziesz siebie odkrywać. Czy chcę powiedzieć, że nie wiesz, kim jesteś? Nie, ale pytam, jak dobrze się znasz. Czy znasz wszystkie aspekty siebie, swoje zachowania oraz powody, dla których myślisz i działasz w charakterystyczny dla siebie sposób? Czy na drodze odkrywania samej siebie doszłaś do etapu decydowania o tym, które cząstki siebie chciałabyś zachować, z którymi rozstać się na zawsze, a które zmodyfikować? Czy odkryłaś swoje lęki, wątpliwości i subiektywnie postrzegane ograniczenia, a także swoje zalety, talenty, zdolności i możliwości podniesienia jakości swego życia?
Czytając tę książkę, natkniesz się na słowa wielu kobiet i na wiele wątków powszechnie przewijających się w ich życiu. Zawsze miej jednak w pamięci jedną sprawę, leżącą u podłoża psychiki każdego dorosłego dziecka alkoholików: wszyscy jesteśmy mistrzami przetrwania. Dość mam już słuchania wykładów czy czytania książek i artykułów o dorosłych dzieciach alkoholików pisanych tak, jakbyśmy byli najbardziej pokręconymi, dysfunkcyjnymi ludźmi, jakich nosi Ziemia. Nie wiem jak ty, ale ja nigdy nie spotkałem dorosłego dziecka, które nie uważa, że potrafi przetrwać niemal wszystko. Tak, życie dorosłych dzieci alkoholików jest pełne cierpienia. Jeśli jednak dokładnie się sobie przyjrzysz, uznasz, że masz wiele umiejętności i duży potencjał. Piszę o wytrwaniu, nadziei, zdolnościach i sile, które widziałem u wielu dorosłych „mistrzów przetrwania”. Nie piszę o rozpaczy i beznadziei ofiar. Wiele kobiet, których słowa przytaczam w tej książce, powtarzało, że ma się za zwyciężczynie.
Badanie naukowe, na którym opiera się ta książka, korzystało z ogólnokrajowej próbki 1209 kobiet w Stanach Zjednoczonych. Spośród nich 624 wychowywały się w rodzinach alkoholowych, a 585 – w niealkoholowych. Aby nie przerywać toku wywodu ani twoich przemyśleń, wszystkie dane statystyczne zawarłem w Dodatku. Niezależnie od tego badania 200 kobiet wychowanych w rodzinach alkoholowych zgodziło się udzielić wywiadów. Ich spostrzeżenia, uwagi i historie osobiste ukazują emocjonalne realia życia dorosłych córek alkoholików, których nie uchwyciłyby suche dane liczbowe.
Podczas przygotowywania tej książki stanąłem przed wielkim wyzwaniem, polegającym na tym, że miałem nie tyle być jej „autorem”, ile opracować zebrane wypowiedzi. Korzystałem więc ze swoich umiejętności naukowca, pisarza, doradcy psychologicznego, dorosłego dziecka alkoholika i – co najważniejsze – słuchacza, by jak najlepiej przekazać ci to, czego się dowiedziałem. Mam nadzieję, że słuchałem uważnie i że dzięki temu dwa cele tej książki – lepsze rozumienie dorosłych córek alkoholików oraz przedstawienie różnych możliwości procesu zdrowienia – uda się zrealizować. Mam także nadzieję, że te cele, które sobie postawiłem, będą sprzyjać realizacji twoich celów jako dorosłej córki.
CZĘŚĆ PIERWSZA
Powrót do dzieciństwa
Rozdział 1
Czy tylko ja to czuję? Listy idealnych córek
Wszystkie jesteśmy w tym razem – same.
Lili Tomlin
Większość ludzi lubi listy. Dobry list świadczy o tym, że ktoś o tobie myślał i poświęcił czas na to, by nawiązać z tobą kontakt. Od kiedy ukazało się pierwsze wydanie Wyrosnąć z DDA. Wsparcie dla dorosłych córek alkoholików, otrzymałem wiele listów od dorosłych córek alkoholików. W treści tej korespondencji pojawiały się opowieści o doświadczeniach życiowych ich autorek, pytania o nie same, rozważania o tym, czy wychowanie w rodzinie alkoholowej wywarło na nie wpływ, obawy o związki partnerskie, chęć dowiedzenia się, jak wyzwolić się od przeszłości, dzielenie się nadzieją z innymi dorosłymi córkami, a także po prostu zwykłe podziękowanie.
Co jednak najważniejsze, listy te pochodzą od kobiet, które przestały wypierać pewne aspekty swojego życia, biorą odpowiedzialność za swoje ozdrowienie i uświadamiają sobie, że nie są same. Doświadczanie bólu i traumy może też doprowadzić do nawiązania wewnętrznej więzi z innymi. Na ten rozdział książki składa się część z otrzymanych przeze mnie listów. Choć każdy z nich przyszedł od innej osoby, wszystkie mają wyraźne wspólne wątki. Prezentuję je tutaj z nadzieją, że i ty będziesz mogła poczuć tę więź. Jestem wdzięczny ich autorkom za napisanie do mnie i pokazanie ci, że nie jesteś sama.
Szanowny Panie Doktorze,
zapragnęłam napisać do Pana po przeczytaniu Wyrosnąć z DDA. Była to pierwsza książka o dzieciach alkoholików przeczytana przeze mnie w całości, bo przekonuję się, że większość poradników nie jest dla mnie specjalnie pomocna. (…) Szczególnie spodobało mi się to, że w odróżnieniu od wielu, nie wpada Pan w pułapkę uznawania, że absolutnie każde zachowanie jest przejawem współuzależnienia.
Czytając Wyrosnąć z DDA, zdałam sobie sprawę, że dokonałam już znacznego postępu. Uświadomiłam też sobie, że wciąż czeka mnie długa droga, bo ciągle bardzo cierpię. Przede wszystkim mam wrażenie, że utknęłam: odbyłam terapię – dużo dowiedziałam się o sobie i na temat tego, dlaczego postępuję w określony sposób – jednak nie wiem, co dalej z tym począć. Tak jakbym intelektualnie zdała sobie sprawę z tego, jak zawalone było moje wychowanie, ale nie przepracowała tego emocjonalnie. Wciąż mam w sobie dużo gniewu. Związki międzyludzkie wciąż budzą we mnie lęk. Niełatwo jest mi znaleźć prawdziwą bliskość z kimkolwiek (mężczyznami czy kobietami). Kiedy czuję się przestraszona albo zagrożona, z reguły odcinam się od ludzi. Mam dobrych przyjaciół, ale trudno mi odczuwać, że naprawdę jestem z nimi blisko. Czasem nachodzą mnie lęki i wtedy się izoluję, bo dzięki temu czuję się bezpieczniej. Niekiedy łatwiej jest mi być samej, ale potem jestem zdezorientowana, bo mam skrytą i introwertyczną naturę, więc nie wiem, w jakim stopniu bycie w pojedynkę wynika po prostu z osobowości, a w jakim wiąże się z wychowaniem. I ciągle zastanawiam się, czy jestem „normalna”.
Uważam, że zaakceptowanie siebie jest znaczącą częścią procesu zdrowienia, ale tak jak pisze Pan w swojej książce, to, że o tym wiem, nie wystarcza. Muszę to poczuć. Jak to się robi? Wciąż nie mam jasności. Doradza Pan także, by nauczyć się „uwalniać”. Może Pan powiedzieć, jak Pan to robi? Mówi Pan sobie po prostu: „Odpuść to”? Co takiego człowiek musi zrobić, żeby się uwolnić? Nie trafiłam jeszcze na żadne materiały wyjaśniające „mechanizm” uwalniania się. Poza tym moja sytuacja jest inna niż pozostałych córek z Pańskiej książki. Miałam nie tylko ojca alkoholika, ale także przewlekle chorą umysłowo matkę, która stosowała skrajną przemoc emocjonalną. Czy są jakieś książki o dorastaniu w domu tego typu? Myślę, że przypomina to sytuację, gdy człowiek ma dwoje rodziców alkoholików, ale nie jestem pewna. Jeżeli dysponuje Pan jakimiś informacjami, które mogą być przydatne, będę za nie bardzo wdzięczna.
Próbowałam udziału w wielu mityngach DDA1, ale generalnie nie lubię programów opartych na dwunastu krokach. Czy są jakieś alternatywne formy pomocy grupowej poza dwunastoma krokami? Wszelkie informacje na ten temat od Pana będą dla mnie bardzo cenne. Cieszę się, że natknęłam się na Pańską książkę. Jestem pewna, że pomogła wielu dorosłym córkom.
Bardzo dziękuję za czas poświęcony na czytanie tego maila.
Z poważaniemElizabeth
Witam, Doktorze Ackerman,
mam dwadzieścia pięć lat, a mój ojciec leczy się od lat osiemnastu. Dopóki nie przeczytałam Wyrosnąć z DDA, nie zdawałam sobie sprawy, że tkwię w piekle współuzależnienia. Zawsze z uśmiechem na ustach mówiłam o sobie jako o „córuni tatunia”. Prawda jest taka, że mój ojciec jest i zawsze będzie alkoholikiem. Dzisiaj mogę powiedzieć, trzymając wysoko głowę (pracuję nad pozbyciem się poczucia winy), że nie jestem już z nim współuzależniona.
Trafiłam na Pańską książkę przez przypadek (…) to był zbieg okoliczności (sposób Boga na zachowanie incognito – to będzie jedyny truizm, obiecuję). (…) Mój ojciec, w wieku pięćdziesięciu trzech lat, będzie miał jutro zakładane potrójne by-passy. Jest to pierwszy „normalny kryzys” w mojej rodzinie i wszyscy potraciliśmy głowy! Pierwszy raz w życiu potrafię zobaczyć nas oczami częściowo zdrowej już osoby, a nie dorosłej córki alkoholika. Płakałam w tym tygodniu, ale to było wspaniałe uczucie.
Powoli godzę się z tym, że nie jestem w stanie naprawić nikogo innego. Moja mama, tata, brat – każde z nich musi liczyć na siebie. Ja dbam o SIEBIE.
To tyle tytułem przedstawienia się. A piszę ten mail, po pierwsze, żeby powiedzieć: „Dziękuję!”.
Po drugie, żeby wspomnieć, że nawet gdy rodzice trzeźwieją, nie każdy w rodzinie zaczyna zdrowieć w tym samym czasie. Mój ojciec jest trzeźwy, odkąd skończyłam siedem lat. Jak pisałam, teraz mam dwadzieścia pięć. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Wiem, że dzięki jego trzeźwości oraz umiejętnościom MOIM i mojego męża potrafimy utrzymać zdrowe małżeństwo. Moja najlepsza przyjaciółka ma ojca będącego aktywnym alkoholikiem i tego nie potrafi. (Proszę się nie martwić, posłałam jej Pana książkę). Jestem teraz w małżeństwie, w jakim nigdy nie byli moi rodzice. Dzięki Bogu!
Tak czy tak, jestem silna. Uczę się stać na własnych nogach. Nie mogę uwierzyć, że ta jedna relacja w moim życiu, którą uznawałam za najlepszą, jest w rzeczywistości najgorsza.
Jeszcze raz dziękuję – jest Pan wyjątkowym człowiekiem!Jen
Szanowny Panie Doktorze,
bardzo dziękuję, że poprosił mnie Pan o przedstawienie części moich doświadczeń DDA. Zgadzam się z tym, że czytanie o przeżyciach innych pomaga nam. Wiem, że sama poczułam wielką nadzieję po przeczytaniu o innych kobietach, które miały jeszcze gorsze doświadczenia niż moje, a w końcu nauczyły się kierować swoim życiem w taki sposób, by zachowanie obecnych w nim alkoholików czy narkomanów nie doprowadzało ich do szału.
Mam trzydzieści siedem lat, a w wieku dwudziestu trzech owdowiałam. Związek, w którym jestem obecnie, trwa od czternastu lat. Jestem najstarszą z czworga rodzeństwa i jedyną córką. Mając dziewiętnaście lat, wyszłam za swoją licealną miłość, Jamesa, który również pochodził z rodziny alkoholowej. Ze względu na jego służbę wojskową mieszkaliśmy za granicą. Tam też zginął w wypadku samochodowym. Nasze małżeństwo było już wtedy na skraju rozpadu, bo ciągle mnie zdradzał.
Briana poznałam zaledwie kilka miesięcy później. Otoczył mnie uwagą, której w tamtym okresie rozpaczliwie potrzebowałam. Jakaś część mnie smuciła się z powodu śmierci męża, ale inna czuła wielką ulgę, że nie może mnie już dalej ranić. Myślę, że zawsze już będę miała wyrzuty sumienia z powodu tych odczuć, ale właśnie tak wtedy czułam.
Brian był trochę imprezowiczem, kiedy się poznaliśmy, ale byliśmy młodzi, niezwiązani z nikim i nie mieliśmy dzieci, więc nie sprawiało mi to kłopotu. Przez całe lata od poznania mogliśmy spotykać się wspólnie z przyjaciółmi i korzystać towarzysko z alkoholu, nie odczuwając żadnych szkodliwych tego skutków. To była po prostu młodość i dobra zabawa. Problemy zaczęły się po jakichś siedmiu latach, kiedy postanowiliśmy założyć rodzinę. Dla mnie było oczywiste, że po podjęciu takiej decyzji człowiek się ogarnia i dorasta. Dla Briana nie było to takie proste. Nie zdawałam sobie sprawy, że był faktycznie uzależniony od używek. Zrobiło się jeszcze gorzej, gdy zaczął eksperymentować z crackiem. Palił, a potem przepadał na całą noc. Działo się to, kiedy byłam w ciąży z naszą córką. Pamiętam, jak w ósmym i dziewiątym miesiącu niezliczone razy jeździłam po mieście, szukając go po mieście bladym świtem, podczas gdy powinnam wysypiać się w domu, bo rano szłam do pracy.
Całe noce nie mogłam usnąć, tylko przepłakiwałam. To był w moim życiu okropny okres. Dzwoniłam w środku nocy do jego matki i żaliłam się, co nie bardzo jej odpowiadało. Pewnego razu miałam tak dość, że wywaliłam z szafek wszystkie jego rzeczy i usypałam z nich wielki stos na podłodze w pokoju dziennym z zamiarem wyrzucenia go, gdy tylko wróci!
Od urodzenia się naszej córeczki takich incydentów jest mniej i pojawiają się dużo rzadziej, ale Brian wciąż ma nawroty. Teraz chyba już od dawna nie palił cracku, ale wiem, że od czasu do czasu popala trawkę, a także nadużywa alkoholu. Ciągle rusza mnie to, kiedy coś bierze, ale w końcu zdałam sobie sprawę i zaakceptowałam to, że kolejny incydent jest zawsze tylko kwestią czasu. Kiedyś myślałam, że pewnego dnia Brian dojrzeje i przestanie zachowywać się nieodpowiedzialnie. Teraz rozumiem, że prawdopodobnie tak nie będzie. Alkoholizm i uzależnienie od używek to nie są problemy, z których się zwyczajnie „wyrasta”. Jednak nadal jest to dla mnie bardzo frustrujące, kiedy wraca po jakiejś nocnej balandze i mówi mi, jak zły jest na siebie i że tym razem będzie inaczej, naprawdę się zmieni i nigdy już czegoś takiego nie zrobi. Wyobraża Pan sobie, ile razy słyszałam od niego te słowa.
Na początku mu wierzyłam i przez pewien czas było w porządku, ale potem oczywiście znowu wszystko wracało. I znów kolejne obietnice, które dalej były łamane. Nie mam już siły, żeby w nie wierzyć. Taka wiara zapewne doprowadziłaby mnie do szaleństwa. Pozwalanie sobie na nią i chwalenie się przed znajomymi i rodziną, że tym razem on naprawdę traktuje to poważnie, że tym razem jest inaczej, jest zbyt bolesne. W takich chwilach zawsze patrzyli na mnie dziwnie, a ja wiedziałam, co myślą: „Wszystko jej można wmówić”. Mam dość czucia się jak głupia, a poza tym to za bardzo boli, gdy cała nadzieja raz po raz umiera. Dlatego teraz przyjmuję do wiadomości, że on właśnie taki jest.
Podejrzewam, że jestem nawet wdzięczna, bo mogłoby być jeszcze gorzej, dużo gorzej. Mógłby być odrażającym, awanturującym się, agresywnym alkoholikiem, który pije każdego dnia i robi wszystkim w domu istne piekło. Taki był mój ojciec. Więc nie, to nie wygląda aż tak źle. Brian potrafi funkcjonować przez miesiące, nawet rok czy dłużej bez wznowy. To stwarza złudzenie, że może tym razem w końcu całkiem mu się udało. Do zeszłego tygodnia upłynęło ponad półtora roku od jego ostatniego ciągu.
Wyszedł z domu odwieźć mojego brata, który, nawiasem mówiąc, też jest alkoholikiem, i nie wracał przez cztery godziny, mimo że dojazd zajmuje dwadzieścia minut. Tego wieczoru dzwonił do mnie kilka razy, faszerując mnie jakimiś wymówkami, dlaczego jeszcze go nie ma. Przez cały ten czas czułam, że kiepsko się dzieje. Podczas poprzedniego incydentu, półtora roku wcześniej, też był z moim bratem. Żeby nie przedłużać opowieści, powiem tylko, że tej nocy wylądował w areszcie. Zadzwonił, żebym przyszła i zapłaciła za niego kaucję. Powiedziałam, że nie ma mowy. Absolutnie nie wchodzi w grę, żebym w środku nocy zrywała z łóżek nasze dzieci po to, żeby wyciągać go z aresztu. Powiedziałam, że sam się wpakował w te kłopoty, więc może teraz sam sobie poradzić. Dlaczego ja miałabym przez to cierpieć? Przesiedział w celi całą noc. To była jedna z najlepszych decyzji, jakie podjęłam. Nawet Brian to przyznał. Miał dzięki temu dużo czasu na myślenie o swoim życiu i o tym, do czego może doprowadzić, jeśli w końcu się nie otrząśnie. Dlatego wiem, że ze mną jest teraz dużo lepiej niż kilka lat temu. Wiem, że mam dość siły, by zatroszczyć się o siebie.
Najbardziej martwię się obecnie o nasze dzieci, szczególnie o córkę. Mamy dwójkę: siedmioletnią córkę i czteroletniego syna. Wiem, że kiedy córka będzie starsza, zacznie wyczuwać napięcie pomiędzy rodzicami. Pewnego dnia Brian znowu odwali jakiś numer, a ona się o tym dowie. Nie będę jej w tych sprawach okłamywała. Nie zrobię tego. Zresztą i tak by się na udało. Dzieci czują, kiedy nie mówi się czegoś z przekonaniem albo kiedy opowiada się im bajki. Ja zawsze czułam. Nie chcę nigdy posyłać jej takich dezorientujących sygnałów. W zasadzie uważam, że Brian powinien jej to wyjaśnić. Ale wtedy – i właśnie tego się najbardziej boję – wiem, że ona w końcu do mnie przyjdzie z pytaniem: dlaczego, skoro on mnie okłamuje i w ogóle zachowuje się tak, jak się zachowuje, wciąż z nim jestem? To trudne pytanie. Trudno mi na nie odpowiedzieć nawet sobie. Oczywiście go kocham i jest fantastycznym ojcem. Jest dobrym człowiekiem pod bardzo wieloma względami. Nasza córka go uwielbia. Syn jest trochę bardziej zdystansowany; ogólnie mówiąc, nie czuje się zbyt swobodnie w otoczeniu mężczyzn. Ale boję się, jak córka zareaguje na odkrycie, że tata nie jest doskonały. Boję się także tego, że dostanie ode mnie sygnał, iż nie ma nic złego w utrzymywaniu związku z kimś, kto cię okłamuje i traktuje gorzej, niż na to zasługujesz. W sumie wydaje się, że właśnie tak robi Mamusia…
Tak bardzo chcę, żeby łańcuch pokoleń współuzależnionych kobiet w mojej rodzinie przerwał się na mnie i żeby ona była tak zdrowa emocjonalnie, jak to możliwe, i mój syn rzecz jasna też. Trudniej jest mi wyobrazić sobie, jak to wszystko będzie w tym momencie wpływać na niego. Naturalnie najlepiej umiem postawić się w sytuacji córki. Pamiętam, jak czytałam, że kiedy chłopcy zaczynają uczyć się zachowań względem kobiet, z którymi wchodzą w bliższą relację, często opierają się na tym, jak ojciec traktował ich matkę.
Dlatego dalej pracuję nad swoim zdrowieniem. Muszę to robić, bo wiem, że pasuję do wzorca „dorosłej córki alkoholików”. Kiedyś nałogowo próbowałam ratować także resztę swojej rodziny – moich trzech braci, którzy są uzależnieni od używek albo alkoholu, i moją matkę, która oczywiście była silnie współuzależniona z moim ojcem. Gdy wszyscy byliśmy już dorośli, rodzice w końcu wzięli rozwód, a ojciec zmarł zaledwie kilka lat później, sam w swoim mieszkaniu, na choroby wywołane wieloletnim nadużywaniem alkoholu i paleniem papierosów.
Myślę, że moja matka czuje się trochę rozczarowana z powodu nauki, jaką wyniosłam z procesu zdrowienia. Wzburza ją, kiedy mówię, że moi bracia powinni wreszcie sami stanąć na nogi, bo nie uważam, żebym miała obowiązek opiekować się nimi, gdy zabraknie im opieki z jej strony. Nie będę ich niańczyła i ułatwiała im dalszego picia i ćpania. Ona oczywiście nie widzi tego w ten sposób. Jej zdaniem jestem dla nich zbyt surowa i w ogóle jak można tak traktować swoją najbliższą rodzinę? Ale oni muszą na pewnym etapie życia nauczyć się sami troszczyć się o siebie. Nie mam obowiązku ich w tym wyręczać. Przypomina mi się jedno z haseł DDA: „To nie stało się przeze mnie, nie mogę tego naprawić, nie mam nad tym kontroli”. Kieruję się teraz w życiu tymi słowami.
Na początku z największym trudem udawało mi się je zaakceptować, nauczyć się odpuszczać tę sprawę, zaprzestać prób kontrolowania wszystkiego i wszystkich. W tamtym czasie nie potrafiłam sobie wyobrazić, jakby to miało być. Byłam przekonana, że jedynie dzięki sprawowaniu kontroli moje życie i życie wszystkich wokół mnie wciąż się nie zawaliło i pozostajemy przy zdrowych zmysłach. Ale w końcu dotarło do mnie, że kiedy to sobie odpuszczę i zacznę się troszczyć o siebie, wszystko inne i wszyscy inni w taki czy inny sposób też zatroszczą się o siebie, i że to jest w porządku. Sprawy nie zawsze toczyły się w taki sposób, w jaki toczyłyby się, gdybym miała nad nimi kontrolę, ale cóż to była za ulga, gdy wreszcie zdołałam odgraniczyć swoje życie i swoje powinności od życia i powinności wszystkich pozostałych! Dawniej naprawdę nie umiałam tego odróżnić. Jeśli ktokolwiek miał kłopoty, do mnie należało ich rozwiązanie. Proste i jasne. Patty, na pomoc! To się skończyło.
Wciąż zmagam się z tym, co serwuje mi życie, ale wiem, że radzę sobie znacznie lepiej niż dziesięć lat temu i że będę dalej zdrowiała, więc za dziesięć lat będę sobie radzić jeszcze lepiej.
Dziękuję za wszystkie Pana wspaniałe książki. Naprawdę bardzo zmieniły moje życie i jestem wdzięczna za możliwość podzielenia się moimi doświadczeniami z Panem i z innymi, którzy są na drodze zdrowienia. Dzięki.
Patty
Drogi Robercie!
Dorastałam w rodzinie z obojgiem nałogowo pijących rodziców. Nigdy nie nauczyłam się ufać temu, co widzę, temu, co czuję, prawdzie czy sobie. Ojciec wracał z pracy do domu i jeszcze zanim się z nami przywitał, brał już piwo z lodówki na dole. Mama nie zaczynała pić, póki nie leżeliśmy w łóżkach. Trzymała butelki z dala od naszych oczu, z tyłu szafy w sypialni małżeńskiej. Dzisiaj dalej tam stoją.
Pamiętam awantury w środku nocy. Będąc najmłodsza z trójki dzieci, jako jedyna wstawałam z łóżka, interweniowałam i próbowałam naprawić sytuację. Miałam pewnie pięć czy sześć lat, kiedy po raz pierwszy błagałam tatę, żeby się nie zabił.
Pamiętam, jak leżąc wtedy w łóżku, słyszałam pomruki ich głosów narastające i opadające na tle głosu Johnny’ego Carsona. Przeżywałam męki wahań, kiedy mam wstać. Jeśli wstawałam za wcześnie, oboje zaprzeczali, że się pokłócili, i wtrącenie się tylko przedłużało ich picie. Jeżeli zaś wchodziłam we właściwym momencie, udawało mi się przekonać ich, żeby położyli się spać.
Tej nocy zrozumiałam, że zwlekałam zbyt długo, kiedy ich kłótnia przeniosła się do sypialni. Tata groził, że odejdzie, trzaskał drzwiczkami szafek, próbował założyć buty, szukał kluczyków samochodowych, obrzucał matkę wyzwiskami, których nigdy wcześniej nie słyszałam. Oskarżenia, przekleństwa. Starałam się zagrodzić mojemu prawie dwumetrowemu ojcu wyjście z sypialni. Z roztargnieniem odsunął mnie w kąt, jakby strząsał pająka. Potem zaczęła się wylewać jego nienawiść do siebie: „Byłoby ci lepiej, gdybym nie żył. Zabiję się. Jestem do niczego. Nikt mnie nie kocha”.
Błagałam: „Ja ciebie kocham, tatusiu. Nie rób tego. Proszę, nie rób. Wracaj. Nigdzie nie idź”. Jednocześnie moja matka, trwająca jak zwykle w głębokim wyparciu, mówiła: „On nie mówi na poważnie. Nie zrobi tego”.
Ojciec zszedł do połowy schodów i w miejscu, w którym zaraz zniknąłby nam z oczu, nagle przystanął. Po raz pierwszy zobaczyłam, jak płacze. Jego szloch odbijał się od ścian holu. Usiadł na stopniach, zakrywając twarz dłońmi. Skończyło się. Do następnego razu.
Rano jak zwykle zjadł dwa jajka, siedząc ze mną przy stole kuchennym w napiętym milczeniu. Oboje udawaliśmy, że nic się nie wydarzyło. Do dzisiaj nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Gdy już byłam dwudziestokilkuletnią reporterką prasową, przeprowadzałam wywiad z dwiema psycholożkami od uzależnień. Opisywały różne role w rodzinie alkoholowej i to, w jaki sposób nadużywanie alkoholu wyrządza wszystkim krzywdę. Zobaczyłam swoją rodzinę i siebie. Ale musiało dotrzeć do mnie jeszcze więcej informacji, upłynąć więcej lat i odbyć się więcej rozmów, zanim poszłam na sesję z terapeutą, żeby zrozumieć i zaakceptować siebie jako DDA.
Kończę właśnie czytać Wyrosnąć z DDA – podnosi mnie na duchu to, że widzę, jak daleko już zaszłam. Ale wiem też, że mam przed sobą długą drogę. Jestem jednak gotowa i chętna do pracy nad niezdrowymi obszarami mojej relacji małżeńskiej. Nie zamykam już na nie oczu. Nie będzie łatwo, ale mój partner też się stara. Nie jestem pewna, czy chodzimy do odpowiedniego terapeuty, ale mąż nie chce nikogo innego, a ten terapeuta spotyka się także z moimi dziećmi, więc ma cały obraz.
Wciąż jestem w trakcie zdrowienia. (Czy to się kiedykolwiek kończy?) Nie stosuję już na stałe wyparcia. Nie jestem doskonała, popełniam błędy, ale świat się nie wali. Mam się dobrze. Żyję dalej. Kieruję się teraz swoim wewnętrznym głosem – nie jestem w tym idealna, ale go słucham. Wciąż wykorzystuję pracę zawodową i różne zajęcia do tego, by unikać konfliktów w mojej relacji z mężem. Ale wychwytuję, kiedy to się dzieje, staram się odkryć przyczyny i odzywam się.
Obawiam się przekazania alkoholicznego dziedzictwa moim dzieciom, ale już nie tak bardzo jak dawniej. Sięgam po pomoc, kiedy jej potrzebuję, i mniej się wstydzę. Ciągle uczę się stawiać zdrowe granice.
Dzisiaj potrafię powiedzieć swojemu osiemdziesięcioletniemu ojcu, że go kocham – i to jest prawda. Mówię to bez żadnych zastrzeżeń i oczekiwań. To jest mój dar dla niego – i dla mnie. Boli mnie, że on nie odpowiada mi tym samym. Nie wiem, dlaczego nie umie powiedzieć mi: „Kocham cię”, ale zdaję sobie sprawę, że to jest jego problem. Kocha mnie najlepiej, jak umie. Jestem wdzięczna, że mówi moim dzieciom, szczególnie mojemu synowi: „Kocham was”. Nigdy nie dowiem się, dlaczego nie mówi tego mnie. Ale nie szkodzi. Nie potrzebuję już do życia jego aprobaty. Radzę sobie bez niej. Uczę się kochać i szanować siebie.
Jestem warta tego, by mnie kochać, i zasługuję na szacunek. Dopiero kiedy wysłuchałam Pana prelekcji, zdałam sobie sprawę, dlaczego ciągle powtarzam mojemu tacie, że go kocham. Nie usprawiedliwiam tego, co zrobił, ale wybaczyłam mu i uwolniłam się od gniewu. Jego milczenie nie rani już tak bardzo. To, że nie potrafi powiedzieć, że mnie kocha, dotyczy bardziej jego niż mnie. Jest mi przykro z tego powodu, ale przechodzę nad tym do porządku dziennego.
Jeszcze raz dziękuję za znakomite spostrzeżenia, które zaczerpnęłam z Pana książek. Niedługo planuję przeczytać Before It’s Too Late (Zanim będzie za późno).
Z poważaniemPatt
Szanowny Panie Doktorze,
wiem, że to niemądre, ale boję się pisania tego listu. Mam aspiracje pisarskie, jednak moje doświadczenia dorosłego dziecka z rodziny alkoholowej stają ponad wszystkim innym. Ignoruję swojego krytyka wewnętrznego i wysyłam do Pana ten list.
Pańskie uprzejme pytanie, czy rozważyłabym nadesłanie jakiegoś tekstu do nowego wydania Wyrosnąć z DDA, uruchomiło wszystkie głosy, które wciąż są częścią osoby, jaką byłam i jestem w tym życiu. Nauczyłam się jednak ich słuchać (…) dziękować im za obecność (…) a potem prosić, by zechciały siedzieć cicho! Dopiero po przejściu przez ten mały rytuał jestem w stanie robić coś dalej.
Pierwszym krokiem było wpisanie Pańskiego adresu mailowego do mojego komputera. Zajęło mi to dwa tygodnie. Następny krok polegał na tym, by usiąść i zabrać się do pracy. Potrzebowałam na to kolejnych pięciu dni. Cieszę się obecną chwilą w moim życiu. Doprowadził mnie do niej proces zdrowienia. Nawet na studia poszłam, dopiero gdy miałam trzydzieści lat.
W tym roku kończę czterdzieści trzy lata i pod pewnymi względami czuję się tak, jakbym dopiero wszystko zaczynała – to poczucie wolności, które ma nastolatek, gdy pierwszy raz wyjeżdża z domu na studia; ten zastrzyk adrenaliny i łomot serca z powodu podejmowania zdrowego ryzyka z poczuciem, że ma się za sobą solidny system wsparcia. Nie urodziłam się z takim systemem, ale lata zdrowienia nauczyły mnie, że trzeba mieć dość siły, aby taki system wytworzyć – i on jest najlepszy. Sama jestem swoim najwierniejszym przyjacielem. Stworzyłam relację z Bogiem, który ma we mnie swoje miejsce. Nauczyłam się odróżniać dawne, autodestrukcyjne głosy od głosu samozachowawczego. Pańskie dokonania były dla mnie wielką pomocą. Dziękuję wszystkim tym kobietom, które były przede mną. Regularnie przyjmuję zaproszenia do wygłaszania odczytów i mówię o cudzie odkrywania siebie w rezultacie cudu samouzdrawiania.
Moja rodzina stale czerpała wodę ze studni traumy, a najczęściej powtarzająca się lekcja brzmiała: „Nie wierz, że cokolwiek dobrego w życiu potrwa długo albo nie będzie słono kosztować”. Przeszłam już długą drogę i wciąż żyję, więc nadal mogę się wiele nauczyć. Skoro mówią, że najlepsze jest zawsze przed nami, postanowiłam jeszcze trochę pożyć i zweryfikować tę teorię. Moje życie jest obecnie cudowne dzięki rozmaitym możliwościom, które przed sobą widzę. Próbuję rozpościerać skrzydła; dotąd prawie z nich nie korzystałam. Mam nadzieję, że zechce Pan mi odpowiedzieć, jeśli czas na to pozwoli. Samo napisanie tego listu było dla mnie jednym ze wznioślejszych wydarzeń dotychczasowego życia.
Dziękuję za udostępnienie mi tego kanału komunikacji z osobą, którą tak głęboko szanuję. Napiszę do Pana ponownie, jeśli to nie natręctwo. Proszę dać mi znać.
Ze szczerym uszanowaniemMaggi
Szanowny Panie Doktorze!
Mój tata był aktywnym alkoholikiem. W rodzinie po cichu mówiło się o piciu taty, ale tylko mama z nim na ten temat rozmawiała. To „rozmawianie” zwykle polegało na cichym dymieniu, dopóki nie wybuchał wulkan. Pamiętam, jak byłam małym dzieckiem, miałam cztery, może pięć lat. W kuchni mieliśmy żółty stół – spędzałam przy nim dużo czasu, grzebiąc w jedzeniu. Mama przygotowywała kolację i codziennie o tej samej godzinie wszystko stawało na tym stole. Siadałyśmy obie i czekałyśmy na tatę, który każdego popołudnia zahaczał w drodze z pracy o pijalnię. Czekałyśmy. Kolacja stygła. Czekałyśmy dalej. Kiedy tata wreszcie docierał do domu, siadał do stołu. Kamienna cisza uniemożliwiała wzięcie choćby jednego kęsa zimnego jedzenia. Więc rozlewałam mleko z kubka. Kiedy teraz o tym myślę, musiało mi chodzić po prostu o przerwanie tego nieznośnego napięcia. Tata odchodził od niezjedzonego posiłku, a mama krzyczała na mnie, wycierając rozlane mleko.
Przez dużą część życia „mleko rozlewało mi się” w napiętych sytuacjach. Wyszłam za mężczyznę, nie alkoholika, ale bardzo podobnego do ojca. Też na różne sposoby uciekał. Byliśmy razem przez ponad dwadzieścia lat i wychowaliśmy szóstkę dzieci. Wciąż ciągnie mnie do cichych, skrytych, zdystansowanych mężczyzn. Wciąż widzę możliwość i myślę, że mogę żyć z wizją tej możliwości. Aż do dzisiaj zmagam się z tym, żeby pozostawać w rzeczywistości, którą mam przed oczami, zamiast w tej możliwej, która według mnie mogłaby zaistnieć. Coraz lepiej wychodzi mi dostrzeganie znaków ostrzegawczych oraz słuchanie mądrości, którą nabyłam. Jeśli coś wygląda jak kaczka, kwacze jak kaczka i chodzi jak kaczka – niewykluczone, że naprawdę jest to właśnie kaczka.
Mam nadzieję, że będzie to pomocne dla innych kobiet. Mnie pomaga czytanie tego w druku.
Nancy
Doktorze Ackerman!
Właśnie skończyłam czytać Wyrosnąć z DDA i chciałam Pana pozdrowić. Po całym życiu spędzonym w milczeniu czuję, że wreszcie chcę mówić. Czuję się podekscytowana. Nareszcie ktoś rozumie moje życie. Żebym tylko ja mogła je jeszcze teraz zrozumieć!
Jestem najstarszą córką dwojga alkoholików. Mam trzy siostry i dwóch braci. W dzieciństwie zawsze wiedziałam, że coś u nas nie gra i że wszystko obraca się wokół butelki piwa, która zawsze była na wyciągnięcie ręki. Nie podobało mi się, co robiła z moim ojcem, nie podobało mi się, jakie reakcje wywoływała u matki, ale przede wszystkim nie podobało mi się, jak ja się przez nią czułam – najczęściej rozzłoszczona i zdezorientowana.
Miałam piętnaście lat, gdy naszą rodziną wstrząsnął pierwszy silny kryzys związany z alkoholem. Była to pierwsza sytuacja, która wywarła na mnie duży wpływ i którą zapamiętałam. Alkoholizm i depresja mojej matki posunęły się tak bardzo, że musiała być przez trzy miesiące hospitalizowana w stanowym ośrodku psychiatrycznym. Ale wtedy nie znałam tych słów. Wiedziałam tylko tyle, że matka wyjechała, a moim zadaniem było zajęcie się wszystkim w domu. Ojciec nigdy nie nauczył się dopilnowywać żadnych spraw czy odnajdywać w sytuacjach kryzysowych.
W trakcie nieobecności matki ojciec w dużym stopniu polegał na mnie, a ja dorosłam do tego zadania. Pomogłam utrzymać rodzinę w całości. W pierwszym tygodniu nieobecności mamy różni krewni pozabierali nas wszystkich do siebie. Dotarły do mnie strzępki rozmów o domach zastępczych, więc skontaktowałam się z tatą i powiedziałam, że lepiej, żeby się pośpieszył i zabrał nas z powrotem! Przy okazji powiedziałam części naszych Bogu ducha winnych krewnych, dokąd mogą się wynosić. Miałam okazję wyładować na tych ludziach swoją złość na butelkę. Och, jakie to było cudne uczucie! Wyrobiłam sobie opinię pyskatej smarkuli.
Mimo że nieźle się trzymałam, był to dla mnie trudny okres. Szkoła zawsze była moją oazą i miałam dobre stopnie, ale w tym czasie bardzo się obniżyły. Chodziłam do katolickiej szkoły średniej i wezwała mnie do siebie pedagog szkolna – siostra zakonna – żeby zrobić mi na ten temat wykład. Byłam wtedy akurat bardzo rozżalona i wyznałam jej, co dzieje się w moim życiu. Odpowiedziała: „Aha, nie wiedziałam”. I tyle. Odesłała mnie z powrotem do klasy. Nie zaoferowała żadnego pocieszenia, uścisku, słów otuchy. Byłam tym zdruzgotana, upokorzona i zawstydzona. Po raz pierwszy w życiu otworzyłam się przed kimś, a dano mi do zrozumienia, że to, co się u mnie dzieje, nikogo nie obchodzi. To doświadczenie było kolejnym potwierdzeniem narastającego we mnie przekonania, że w sprawie bolesnych sytuacji w moim życiu mogę liczyć tylko na siebie. Tata był zbyt słaby, by sobie z nimi radzić, mamy nie było, a moich nauczycieli to po prostu nie obchodziło.
Kolejny raz rozmawiałam o alkoholizmie w mojej rodzinie po siedemnastu latach – gdy poszłam na spotkanie grupy Dorosłych Dzieci Alkoholików przy AA. Dowiedziałam się tam, że ilekroć miałam poczucie, iż jest ze mną coś nie w porządku, rzeczywiście tak było. Alkoholizm odcisnął się też na mnie. To była choroba, rodzinna choroba. Wskoczyłam w program DDA, czytałam wszystko, co tylko wpadało mi w ręce, żeby zrozumieć alkoholizm. Pamiętam książkę Claudii Black, która pisała o „nie mówić, nie ufać, nie czuć”. Mówiła, że rodziny z problemem alkoholowym mają takie trzy reguły; w zasadzie więcej niż reguły – to są niewzruszone prawa. Czytając te słowa, przypomniałam sobie swoje doświadczenie, gdy miałam piętnaście lat. To są naprawdę przepotężne zasady, jednak byłam zdeterminowana, by zmienić swój sposób życia. Dołączenie do grupy DDA było dla mnie początkiem zadziwiającej drogi. Jestem dozgonnie wdzięczna wszystkim tym, którzy mieli odwagę pomagać nam w nauce, jak przerwać to milczenie.
Pan mi pomógł i chcę, żeby Pan o tym wiedział.
DziękujęBarb
Szanowny Panie Doktorze,
kilka tygodni temu z rekomendacji mojej psychoterapeutki Beverly wzięłam udział w jednej z Pana sesji o Wyrosnąć z DDA. Zaproponowała ona również, abym do Pana napisała.
Sesja bardzo mi się podobała; było tak, jakby mówił Pan wprost do mnie. Odbywam terapię dopiero od paru miesięcy, więc wszystko to jest dla mnie stosunkowo nowe, ale też fascynujące i w punkt. Kupiłam Pana książkę i natychmiast ją przeczytałam. W niej też zwracał się Pan bezpośrednio do mnie. Ponadto zobaczyłam wiele swoich cech jako typowych dla DDA, mimo że nie zdawałam sobie sprawy z istnienia jakiegokolwiek związku.
Mój ojciec był alkoholikiem, a matka ciężko chorowała od moich narodzin aż do swojej śmierci, gdy miałam szesnaście lat. Potem choroba alkoholowa ojca jeszcze się wzmogła i było tak, dopóki się nie ożenił. Wtedy rzucił picie (w tym momencie sama byłam już od sześciu miesięcy zamężna). Beverly pomogła mi zdać sobie sprawę, że byłam w dzieciństwie zaniedbywana z powodu alkoholizmu ojca i choroby matki. Dlatego znalazłam sobie wiernego kompana oraz pocieszenie w jedzeniu i stałam się kompulsywnym żarłokiem. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego mam obsesję na punkcie jedzenia, i nie potrafiłam powiązać swoich nawyków żywieniowych z żadnym nastrojem itp. Teraz rozumiem. Ponadto czytając Pana książkę, odkryłam, że jestem współuzależniona i przejawiam wszystkie wymienione przez Pana charakterystyczne cechy córki mającej ojca alkoholika, a także część pojawiających się w przypadku matki alkoholiczki. Beverly pomogła mi zrozumieć, że mimo iż pił tylko mój tata, to cechy alkoholików przejawiali oboje rodzice, bo matka nie była w stanie zadbać o siebie – a tym bardziej o mnie!
Panie Doktorze, dziękuję za to, że zajął się Pan tą tematyką, pisze książki i prowadzi odczyty poświęcone tym zagadnieniom. Otworzył mi Pan oczy na powody, dla których jestem, jaka jestem; zapewnił mi Pan lepsze pojęcie o tym, kim jestem i skąd przychodzę, a także dokąd chcę iść dalej! Mam jeszcze do wykonania mnóstwo pracy „nad sobą”, ale uczę się siebie kochać i z Bożą pomocą oraz takimi informacjami, jakich Pan udziela, stanę się w końcu umysłowo i fizycznie zdrowym człowiekiem.
Grace Ann
Szanowny Panie Doktorze,
chcę powiedzieć Panu, że zostało mi już tylko kilka ostatnich stron Pana książki i że pomogła mi ona uporządkować mnóstwo uczuć. Wiem, że wciąż czeka mnie długa droga, ale wiem także, że najgorsze jest już zdecydowanie za mną. Wcześniej byłam świadoma wielu spraw, które Pan wymienia, ale nie wiedziałam, jak się one łączą z tym, co przeszłam, gdzie jestem i dokąd zmierzam.
Wiem, że na pewno jest Pan szalenie zajęty, mam jednak jedno pytanie. (No, może dwa). Jeśli Pan nie odpowie, w pełni to zrozumiem, ale mimo wszystko muszę je zadać. Czytając Pana książkę, uświadomiłam sobie między innymi, że walczę o kontrolę w dosyć restrykcyjnym związku, który obecnie jest niezdrowy (w zasadzie zawsze był niezdrowy; mam nadzieję, że kiedyś może się to zmienić), z mężczyzną podejmującym ryzykowne zachowania. Czy jest prawdopodobne, że da się uratować ten związek, szczególnie jeśli widzę teraz, iż mam przed sobą długi proces własnego zdrowienia? Czy jest prawdopodobne, żebym stała się w pełni zdrowa i została taką osobą, jaką chcę być – i wiem, że mogę być – w tej relacji?
Mam nadzieję, że będę kiedyś mogła otrzymać od Pana autograf na moim egzemplarzu Wyrosnąć z DDA.
Raz jeszcze dziękuję za poświęcony mi czas oraz za wszystkie bezcenne informacje z Pana książki, które pomogły mi tyle dowiedzieć się o mnie samej w przeszłej, teraźniejszej i przyszłej postaci.
Z poważaniemAutumn
Panie Doktorze,
w tym tygodniu wysłuchałam nagrania Pańskiego wykładu o Wyrosnąć z DDA, żeby ponownie przybliżyć się do realiów moich problemów oraz ich przyczyn. Znakomicie pasuję do Pańskiego opisu córki ojca alkoholika. Kiedy pierwszy raz czytałam Wyrosnąć z DDA, na długo zanim zaczęłam odwyk, wiedziałam, że poznał mnie Pan dzięki wywiadom z kobietami w całym kraju. Wtedy zaczęła się dla mnie ta znajomość, choć nigdy nie spotkałam Pana osobiście. W swojej książce opowiadał Pan o mnie światu i nagle przestałam się czuć tak osamotniona, bo sekret wyszedł w końcu na jaw.
Jakaś cząstka mnie chciała pożyczyć tę książkę mojej mamie, ale ona nie była otwarta na myśl, że moje problemy mogą mieć cokolwiek wspólnego z nią. Musiałam ukrywać przed nią swój ból, a jedyny sposób, w jaki mogłam to robić, zapewniały narkotyki i alkohol. W mojej małej mieścinie specjaliści od zdrowia psychicznego zajmowali się tylko umysłowo chorymi. Poza tym, gdyby w naszej małej społeczności wydało się, że nie funkcjonuję jak należy, matka traktowałaby mnie jeszcze gorzej. Nie miałam z kim porozmawiać na swój temat, żyłam więc zamknięta w sobie i stworzyłam wewnętrzny świat, który zabezpieczał mnie przed okazywaniem cierpienia.
Na odwyku jestem zdezorientowana. Jeśli ufam swemu światu wewnętrznemu i zamykam się w sobie, w końcu ląduję na oddziale psychiatrycznym. Ale kiedy ujawniam przed sobą swoje myśli i uczucia, strasznie się boję. Jestem bezbronna. Myślę tylko o tym, kto mnie zaraz zrani. Niemal każda kobieta w moim życiu staje się moją niewrażliwą/współuzależnioną matką; niemal każdy mężczyzna staje się moim ojcem.
W ostatnim tygodniu poruszam się w tak gęstej mgle, że ufam tylko ścieżce, którą musiałam wybrać w lesie mojego wewnętrznego świata. Tam uciekam od wrogich drzew z Czarnoksiężnika z Krainy Oz. Odpoczywam obok niedźwiedzia, który zapadł w sen zimowy. Trzęsę się z zimna w deszczu i idę boso po błotnistym szlaku. I myślę, jak cudownie byłoby przeżyć drugi raz takie dzieciństwo, o jakim dziś marzę. Chcę być córką rodziców, którzy kochają mnie bez zastrzeżeń, bo tego pragną. Mam nadzieję, że mi się poprawi.
Z poważaniemLois
Szanowny Panie Doktorze,
dorastanie w domu z agresywnym ojcem alkoholikiem sprawiło, że miałam wiele niezaspokojonych potrzeb i stałam się bardzo poraniona. Podejrzewam, że przez cały czas było to oczywiste, tylko ja nie byłam gotowa zdać sobie z tego sprawy czy tego przyznać.
Myślę, że kiedy byłam mała, miałam poniżej dziesięciu lat, prawdopodobnie pragnęłam od mojego ojca aprobaty i miłości. Ale po ukończeniu dziesięciu, jedenastu lat zaczęłam sobie uświadamiać, jak jest okropny. Zdałam sobie sprawę, że za dużo pije; zaczęły to zauważać moje koleżanki i robić na ten temat uwagi. Byłam upokorzona, zażenowana i zawstydzona. Zdałam też sobie sprawę, że wszystkie awantury, które wybuchały między rodzicami, powstawały z jego winy. Nie chciałam mieć nic wspólnego z nim ani z moją chorą rodziną. Wychodziłam z domu i udawałam, że to nie jest moja rodzina, ale w rzeczywistości ci ludzie sterowali moim życiem.
Patrząc z perspektywy, uświadomiłam sobie, jak dużo czasu i energii przeznaczałam na marzenia i wyobrażanie sobie, że zostanę przez kogoś wyratowana, zaakceptowana i pokochana. Nie tyle pragnęłam aprobaty (miałam wysokie kompetencje i wiele osiągnięć), co chciałam być kochaną i uwierzyć, że w ogóle można mnie kochać. Pragnęłam mieć kochającą rodzinę i chciałam uwierzyć, że mogę być kochana przez jakiegoś mężczyznę jak córka. Po prostu zżerało mnie pragnienie posiadania prawdziwego ojca. Tęskniłam do tej miłości oraz poczucia bezpieczeństwa i opieki.
W końcu zrobiłam się bardzo zmęczona – zmęczona życiem, zmęczona presją i stresem bycia idealną i troszczenia się o wszystkich. Byłam zmęczona koniecznością ciągłego chronienia mojej matki i rodzeństwa przed jego przemocą. Chciałam, żeby to o mnie ktoś się zatroszczył; żeby ktoś mnie wyratował. Chciałam, żeby ktoś okazał, że mu na mnie zależy. Wszystko było takie pokręcone.
Ta tęsknota za miłością ojca ani na moment nie opuszczała mnie przez lata studiów, splatając się jednocześnie z moimi innymi rozpaczliwymi wołaniami o wybawienie. Wszystkie te uczucia i myśli kotłowały się we mnie. Przez te niezaspokojone potrzeby byłam cała poobijana i ślepa.
I wtedy pojawił się facet, który twierdził, że uda mu się zaspokoić moje potrzeby. Stałam się dzieckiem; tak jakby cząstka mnie ponownie doświadczała bólu dzieciństwa i chciała, by ktoś mnie z niego wybawił. Miałam poczucie, jakby mnie ratował, i chciałam w to wierzyć. Pozwoliłam, aby moje dziecięce fantazje o posiadaniu kochającego ojca przejęły stery mojego dorosłego życia. Postrzegałam siebie jako bezradną. On przekonywał mnie, że jestem bezradna i że go potrzebuję, co zresztą nie było trudne. Coś we mnie stało się dzieckiem – potrzebującym, niezdolnym do samodzielnego podejmowania decyzji, przestraszonym i pragnącym, by ktoś je uratował.
Pozwoliłam mu na sprawowanie nade mną kontroli z powodu pustki i bólu, których zniknięcia tak bardzo pragnęłam. Szkoda, że nie zdawałam sobie sprawy, iż przez poddanie się czyjejś władzy umniejszam się, a nie powiększam. Mój ból i samotność narastały. W rzeczywistości umiałam o siebie zadbać i podejmować decyzje, ale byłam zmęczona. Zanim się zorientowałam, byłam już w strasznym położeniu, z którego przez długi czas nie mogłam się wydobyć. To był koszmar.
Wiem, że niektórzy ludzie mogą być godni zaufania, lecz wiem także, że niektórzy poszukują osób dających się ranić i wykorzystywać. To nie mój problem ani nie moja sprawa, dlaczego tak postępują. Moją sprawą jest zadbanie o siebie.
Chciałabym przestrzec inne kobiety, aby nie pozwalały na to, by własne niezaspokojone potrzeby i otwarte rany przejmowały kontrolę nad ich decyzjami. Ja niestety nie uświadamiałam sobie, że to właśnie się dzieje, póki nie było już za późno. Szkoda, że nie wiedziałam, iż to może się naprawdę przydarzyć mnie. Pomocni byliby też bliscy przyjaciele, którzy wiedzieliby, co dzieje się w moim życiu. Widzieliby wszystko wyraźniej i mogliby mnie ostrzec, ale nie umiałam nawiązywać dobrych przyjaźni, opartych na zaufaniu. Izolacja, w jakiej się znajdowałam, pomogła temu mężczyźnie wykorzystywać mnie i w pełni kontrolować.
Żałuję, że nie miałam wtedy tej wiedzy, jaką mam teraz. A teraz wiem, że szalenie pomogła mi Pana książka. Dziękuję za napisanie jej i za przeczytanie mojego listu.
Dorosłe dzieci alkoholików (przyp. tłum.). [wróć]
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki