Z biegiem dni. Pamiętnik minionego roku - Jerzy Stuhr - ebook

Z biegiem dni. Pamiętnik minionego roku ebook

Jerzy Stuhr

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Ostatni monolog Jerzego Stuhra – pożegnanie ze sceną i światem

Z biegiem dni – powstały w ciągu 2023 roku pamiętnik artysty to przejmujące świadectwo odchodzenia, pożegnania z teatrem, ze sceną, z życiem.

Zapis wielkiej aktorskiej pasji, twórczej ciekawości oraz niezłomnego zmagania z chorobą i słabościami. To też ostatnia teatralna lekcja profesora Jerzego Stuhra - notatki o pracy reżyserskiej nad spektaklem Geniusz według sztuki Tadeusza Słobodzianka i nad zagraną w nim jego ostatnią rolą - Konstantego Stanisławskiego, mistrza teatru.

Schodząc ze sceny życia, aktor - jak wykreowany przez niego Filip Mosz w Amatorze - skierował kamerę na siebie, by stworzyć szczery, pożegnalny autoportret.

„Cały czas zastanawiam się, jak nazwać mój pamiętnik. Na trop wpadła, wiedziona intuicją, moja żona Basia — Z biegiem dni. Jest to dokładnie w punkt. Mam poczucie, że one biegną, a ja stoję. Nawet myślę, że po tylu latach biegu stan zatrzymania się jest dość interesujący. Więcej się zastanawiam, obserwuję, patrzę, jak rosną wnuki.

(…)

Teraz wolno unoszę się z biegiem dni. Jest we mnie spokój”.

(fragment książki)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 100

Oceny
4,0 (4 oceny)
2
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Julia_mistrz

Całkiem niezła

Ok
00

Popularność




Opieka re­dak­cyjna: KA­TA­RZYNA KRZY­ŻAN-PE­REK
Re­dak­cja: ANNA RUD­NICKA
Ko­rekta: EWA KO­CHA­NO­WICZ, MA­RIA ROLA, ANETA TKA­CZYK
Pro­jekt okładki i opra­co­wa­nie gra­ficzne: OL­GIERD CHMIE­LEW­SKI
Fo­to­gra­fia wy­ko­rzy­stana na okładce: ADAM GO­LEC
Przy­go­to­wa­nie ilu­stra­cji do druku: PIOTR KO­ŁO­DZIEJ
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght by Je­rzy Stuhr © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2024
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-08478-6
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

22.01.2023

W dru­giej po­ło­wie 2023 roku czeka mnie re­ży­se­ria w war­szaw­skim Te­atrze Po­lo­nia. Bar­dzo się cie­szę, z ra­do­ścią spo­tkam ko­le­gów ak­to­rów, ze­spół. Naj­go­rzej jest z za­gra­niem jed­nej z waż­nych ról, Kon­stan­tego Sier­gie­je­wi­cza Sta­ni­sław­skiego. W cie­ka­wej sztuce Ta­de­usza Sło­bo­dzianka za­ty­tu­ło­wa­nej Ge­niusz Sta­lin w dniu swo­ich uro­dzin za­pro­sił Sta­ni­sław­skiego. Od słowa do słowa Dyk­ta­tor prosi Mi­strza o małą lek­cję ak­tor­stwa, która mu się przyda pod­czas dys­ku­sji w gre­miach par­tyj­nych.

Mój pro­blem: jak za­grać Sta­ni­sław­skiego, czy w ogóle chcę go grać. Jest coś ta­kiego, że w pew­nym mo­men­cie traci się ener­gię do wyj­ścia na scenę. Już tyle rze­czy się zna, en­tu­zjazm mija. Nie ma we mnie tej gi­gan­tycz­nej przy­jem­no­ści, jaką daje te­atr, uczest­ni­cze­nia w za­ba­wie, przy­go­dzie. Trzeba cią­gle mieć w so­bie świe­żość i cie­ka­wość dziecka. Tym­cza­sem na sta­rość można tylko mieć cie­ka­wość ob­ser­wo­wa­nia świata, ale uczest­ni­czyć w tym świe­cie to już nie­ko­niecz­nie. Cza­sem jesz­cze in­spi­rują mnie te­maty spo­łeczne i znacz­nie bar­dziej film, chęć wzię­cia udziału w SPRA­WIE niż za­gra­nie ko­lej­nej roli!

Z po­dzi­wem pa­trzy­łem na Ta­de­usza Łom­nic­kiego.

Od­wie­dzi­łem go w Za­ko­pa­nem, kiedy grał w Ostat­niej ta­śmie Krappa Sa­mu­ela Bec­ketta. Po­sze­dłem po spek­ta­klu za ku­lisy. Ta­de­usz śmier­tel­nie zmę­czony i spo­cony. Mó­wię: „Ta­dziu, tak się mę­czysz? Tyle sił po­świę­casz tu, na pro­win­cji?”. Roz­pro­mie­nił się tym swoim prze­pięk­nym uśmie­chem: „Jurku... bo ja chcę umrzeć na sce­nie”. I umarł na sce­nie. Wielki ak­tor!

Wspa­niały ar­ty­sta! Zna­jąc ta­kich lu­dzi, warto upra­wiać sztukę, te­atr!

Czy ja jesz­cze je­stem w sta­nie wy­krze­sać z sie­bie część tej ener­gii?

Sta­ni­sław­ski: całe moje ży­cie pe­da­go­giczne mó­wi­łem o nim w Pol­sce i na świe­cie. Więc te­raz, na ko­niec, niech to bę­dzie po­dzię­ko­wa­nie. Póki jesz­cze mogę! Złożę hołd temu ar­ty­ście, który spra­wił, że moje od­da­nie sztuce było coś warte!

23.01.2023

Nie ma pra­wie ty­go­dnia, by któ­ryś ta­bloid o mnie nie na­pi­sał. Bez prze­rwy to samo. I nie­na­wiść do mnie...

Kie­dyś, gdy gra­łem w Pic­colo Te­atro di Mi­lano, zor­ga­ni­zo­wano ak­cję so­cjalną, pod­czas któ­rej od­by­wa­li­śmy wi­zyty w cięż­kim me­dio­lań­skim wię­zie­niu San Vit­tore. Gra­li­śmy frag­menty na­szych sztuk. Ja mó­wi­łem mo­no­logi Ham­leta i wy­gła­sza­łem mię­dzy in­nymi kwe­stię: „Da­nia jest wię­zie­niem”, a w tym miej­scu miało to swoją szcze­gólną wy­mowę. Pięk­nie brzmiało też po wło­sku „Być albo nie być, oto jest py­ta­nie”: Es­sere o non es­sere, qu­esto è il pro­blema. Moja ko­le­żanka, wy­bitna wło­ska ak­torka Ad­riana Asti, po­szła na­wet do celi, gdzie był osa­dzony jej przy­ja­ciel. We­dług bru­kow­ców może być po­dob­nie te­raz, i Kry­sia Janda bę­dzie mnie od­wie­dzać w wię­zie­niu. Są tacy, któ­rzy mi tego ży­czą? I jesz­cze te nocne te­le­fony: „Stuhr, ty zmoro, zgi­niesz jak Aldo Moro”.

24.01.2023

Za kilka dni Wielka Or­kie­stra Świą­tecz­nej Po­mocy. Za­wsze przed tym świę­tem u mnie w domu był tłum ekip te­le­wi­zyj­nych, fanty, li­cy­ta­cje, wy­wiady. Te­raz ci­sza, pustka. Nikt ode mnie nie chce fantu. Z jed­nej strony jest mi przy­kro, że nie włą­czono mnie w tę piękną ak­cję, ale z dru­giej, wy­znam szcze­rze, wresz­cie je­stem zwol­niony z tej pre­sji by­cia na świecz­niku. Bez prze­rwy coś opo­wia­dać, mieć zda­nie, opi­nię. Je­stem od tego uwol­niony. Wresz­cie we­zmę udział w świę­cie jako pry­watny oby­wa­tel i będę słu­chać ze­spo­łów, cie­szyć się z ludźmi, że chcą po­móc in­nym, i cze­kać, aż znowu Wielka Or­kie­stra po­bije ko­lejny re­kord zbiórki. Pa­nie Jurku (to do Owsiaka), to się panu w Pol­sce z wiel­kim udzia­łem Po­la­ków udało! Gra­tu­luję!

25.01.2023

Dzi­siaj o po­li­ty­kach. Po pro­stu co­dzien­nie się śmieję, oglą­da­jąc w te­le­wi­zji ucieczki po­li­ty­ków przed dzien­ni­ka­rzami. Pa­no­wie! Prze­cież to jest tchó­rzo­stwo, sprze­nie­wie­rze­nie się god­no­ści par­tyj­nej. Czy nie ma­cie od­wagi wy­stą­pić i po­wie­dzieć o wa­szej par­tii lub o jej po­czy­na­niach? Po­wie­cie, tak! Ale nie w tej te­le­wi­zji. Ale dla­czego nie spró­bo­wać prze­ko­nać ina­czej my­ślą­cych wi­dzów? Tchó­rzo­stwo nie­któ­rych po­li­ty­ków jest hor­ren­dalne. To tak, jakby z miej­sca po­rzu­cili swoje ra­cje i scho­wali głowy w pia­sek. Prze­cież gdy­bym ja był człon­kiem rządu, to wła­śnie tłu­ma­czył­bym tym nie­do­wiar­kom z TVN moje ra­cje. To tak, jak­bym po pierw­szej sła­bej re­ak­cji wi­downi czy mil­cze­niu zszedł ze sceny i ob­ra­ził się na pu­blikę...

Po­szedł­bym do TVP, tylko że mnie nikt tam nie za­pra­sza, i to jest moja kom­for­towa sy­tu­acja.

27.01.2023

Od­szedł Ja­nek No­wicki. W cza­sach na­szej mło­do­ści był moim naj­bliż­szym przy­ja­cie­lem, chrzest­nym mego syna Maćka. Po­tem na­sze drogi się ro­ze­szły, on pra­co­wał na Wę­grzech, a ja w Ita­lii. Ale za­wsze, je­śli któ­ryś z nas na przy­kład za­cho­ro­wał, po­ma­ga­li­śmy so­bie, od­wie­dza­li­śmy się, te­le­fo­no­wa­li­śmy do sie­bie, pa­mię­ta­li­śmy o so­bie. Przy­jaźń z Jan­kiem nie była ła­twa. Był wy­ma­ga­ją­cym part­ne­rem, czę­sto ostrym, kry­ty­ku­ją­cym, ale nie­sły­cha­nie sty­mu­lu­ją­cym. Jak miał do­bry hu­mor, mó­wił do mnie „Ptaku” albo „Ka­ba­re­cia­rzu”, gdy pro­wa­dzi­łem „Spo­tka­nia z Bal­ladą”. Ja­nek czę­sto gło­sił w gar­de­ro­bie: „Daj­cie mi praw­dzi­wego ak­tora, bo z tym ka­ba­re­cia­rzem nie będę grać”.

Moje pierw­sze z nim spo­tka­nie na sce­nie. Były to Biesy, wiel­kie przed­sta­wie­nie An­drzeja Wajdy w Sta­rym Te­atrze. Le­gen­darne role – Ja­nek jako Mi­ko­łaj Staw­ro­gin i Woj­tek Pszo­niak jako Piotr Stie­pa­no­wicz Wier­cho­wień­ski. Pszo­niak po­szedł do War­szawy i trzeba było zro­bić za­stęp­stwo. Wy­ty­po­wano mnie, mło­dego ak­tora. Trema ogromna i ob­cią­że­nie po kre­acji Wojtka. Moje pierw­sze spo­tka­nie z Wajdą.

Ja: „Pa­nie An­drzeju, po­pro­szę o ja­kieś uwagi...”.

An­drzej Wajda: „Niech pan gra tak jak Woj­tuś! I ko­niec!”.

O co cho­dzi Mi­strzowi? – po­my­śla­łem. Gram, jak umiem i mogę w miarę umie­jęt­no­ści, ale musi być szybko i w pę­dzie! Bo taki był rytm spek­ta­klu. Ten spek­takl gna w ja­kimś sza­lo­nym obłę­dzie! W szale! Jesz­cze do tego mu­zyka Ko­niecz­nego.

No i jest próba, moje pierw­sze wyj­ście – to scena sa­lonu, zbio­rowa, wszy­scy są, cały ze­spół. No więc fak­tycz­nie, tak jak ka­zał Mistrz Wajda, wbie­gam na scenę, a Ja­nek: „STOP! – Ci­sza, a on spo­koj­nie kon­ty­nu­uje: – Prze­pra­szam, ale dla­czego ko­lega imi­tuje Wojtka? Nie stać ko­legi na ja­kieś bar­dziej in­dy­wi­du­alne po­dej­ście do tej roli?”. My­śla­łem, że ze­mdleję, przy ca­łym ze­spole! Tro­chę twardą lek­cję od ze­społu Sta­rego do­sta­łem na po­czą­tek. Po­tem gra­łem Biesy z du­żym po­wo­dze­niem rów­nież za gra­nicą. Ka­wał te­atral­nej przy­gody ra­zem z Jan­kiem. Bar­dzo bę­dzie mi go bra­ko­wać.

29.01.2023

Są za­wody, w któ­rych ujaw­niają się ce­chy, kiedy jedni do­mi­nują nad dru­gimi. I jesz­cze mają z tego sa­tys­fak­cję.

W moim śro­do­wi­sku ta­kim za­wo­dem jest re­ży­ser te­atralny. On ma wła­dzę, inni mu­szą re­ali­zo­wać jego po­le­ce­nia, po­my­sły, wi­zje. On pa­nuje nad grupą zwaną ak­to­rami, re­ali­za­to­rami. Bywa cza­sem, że jemu po­doba się ta wła­dza i upaja się nią. Wi­dzia­łem w mym te­atral­nym ży­ciu wielu ta­kich twór­ców. W Ita­lii też ta­kie skłon­no­ści mają, cha­rak­ter bar­dziej buffo i ope­rowy, a w Pol­sce – zło­śliwy i do­tkliwy. Póki się to dzieje w te­atrze, nie­wielka strata, naj­wy­żej ja­kiś ak­tor nie wy­trzyma, uciek­nie i za­łoży piz­ze­rię, a ak­torka bu­tik.

Na­to­miast je­śli ktoś ma wła­dzę, na przy­kład po­li­tyczną, to już jest po­waż­niej­sza sprawa. Tu szkody są dwie.

Te­raz bę­dzie opo­wieść o bar­dzo zdol­nym czło­wieku, rzecz dzieje się w Rzy­mie w 1340 roku.

Tenże gość, no­ta­riusz, zgro­ma­dził wo­kół sie­bie mło­dych lu­dzi, któ­rzy mieli wal­czyć o spra­wie­dli­wość i rów­ność. On, Cola di Rienzo, na­zwał się PRE­ZE­SEM. Jego ruch sta­wał się bar­dzo po­pu­larny, a sam jego za­ło­ży­ciel zy­skał sławę. W pew­nym mo­men­cie do­szedł do tego, że wła­ści­wie po­siadł ab­so­lutną wła­dzę. Pre­zes na­wet uzur­po­wał so­bie god­ność ce­sar­ską. Ale jak za­wsze każda re­ak­cja ma kontr­re­ak­cję i w końcu nasz ce­sarz zo­stał za­szty­le­to­wany na scho­dach Cam­pi­do­glio przed ba­zy­liką di Santa Ma­ria in Ara­co­eli. Taka jest cena nie­po­skro­mio­nych am­bi­cji.

Mo­rał z tej hi­sto­rii: Nie cho­dzi o to, żeby po­sia­dać bo­gac­twa czy kró­le­stwa. Ale o to, aby mieć wła­dzę nad in­nymi ludźmi. I to jest tak pod­nie­ca­jące.

Ko­pią Coli di Rienzo był Be­nito Mus­so­lini.

Czyli taki Cola co ja­kiś czas się ro­dzi. Pa­trzmy uważ­nie, czy u nas ni­kogo ta­kiego nie ma. Wszyst­kim te­atral­nym re­ży­se­rom ku prze­stro­dze.

30.01.2023

By­li­śmy wczo­raj z Ba­sią na bar­dzo re­kla­mo­wa­nym fil­mie Chleb i sól. Nie będę tu go oma­wiać ca­łego, chcę je­dy­nie sku­pić się na moim ak­tor­skim po­dwórku. Za­wód ak­tora jest w tym fil­mie zde­gra­do­wany. Nie ma go! Ja też czę­sto an­ga­żo­wa­łem ama­to­rów, ale na pew­nych okre­ślo­nych wa­run­kach.

To, co wczo­raj zo­ba­czy­łem, jest bez­ładne – pleć­cie co tam chceta, bez żad­nej kon­klu­zji i po­inty. Kry­tycy na fe­sti­wa­lach za­chwy­cają się ta­kimi fil­mami, że dają one świeży po­wiew po­wie­trza fil­mo­wego. To za­częło się od fil­mów Mat­tea Gar­ro­nego i trwa do dzi­siaj. Tylko owi kry­tycy i ju­ro­rzy do­stają prze­waż­nie na­pisy, wy­gła­dzone i prze­tłu­ma­czone, a w ję­zyku oj­czy­stym sły­szymy je­dy­nie brud i beł­kot. Ak­tor­stwo – dziwny to za­wód, nie dla wszyst­kich.

Mnie uczył na przy­kład Krzysz­tof Kie­ślow­ski, że ama­to­rzy mu­szą mó­wić jak naj­mniej, i to za­wsze o im zna­nych te­ma­tach. Albo nic nie mó­wić. Pa­mię­ta­cie Ro­settę braci Dar­denne’ów. Bo­ha­terka filmu tylko bie­gła, nic nie mó­wiła, albo Ucieczkę ska­zańca Bres­sona?

A w Chle­bie i soli roz­ga­dano się w naj­lep­sze i było to nieco draż­niące. Do tego zero głęb­szej in­ter­pre­ta­cji. W fil­mie była jedna scena wy­ko­nana pra­wi­dłowo przez głów­nego bo­ha­tera, który jest mu­zy­kiem, kiedy uczy gry na for­te­pia­nie ma­łego chłopca. I tu był wia­ry­godny, praw­dziwy. Wi­dać, że te­mat po przy­go­to­wa­niu do­brze opa­no­wał. Tak jest z tym za­wo­dem. Sam w ostat­nim fil­mie w Ita­lii, u Nan­niego Mo­ret­tiego, mia­łem grać na for­te­pia­nie, a nie po­tra­fię tego. Coś tam uda­wa­łem, pia­ni­sta mnie w tym wy­rę­czył. Wy­szło mar­nie.

Uwa­żam, że każdy po­wi­nien się brać do tego, co po­trafi.

31.01.2023

Po­szli­śmy wczo­raj z Ba­sią do MO­CAK-u na wy­stawę Bruno Schulz: Sex-Fic­tion. Świat nie­zwy­kle eks­pre­syjny, ale ja­kiś smutny, bez emo­cji. Je­dy­nie męż­czyźni, umę­czeni, wi­jący się u stóp ko­biet w męce or­ga­zmu. Są tam bur­dele, pew­nie w Dro­ho­by­czu lub we Lwo­wie. Wy­obraźmy so­bie taką wi­zytę. On ma­lutki in­co­gnito – na­uczy­ciel w gim­na­zjum. One znu­dzone, roz­ne­gli­żo­wane bez żad­nej że­nady, i do niego: „O, nasz parch przy­szedł, no chodź, Ży­do­wino, liż mi palce u stóp. Czoł­gaj się, spuść się! Już masz ma­ślane oko!”.

Ja tylko opi­suję to, co zo­ba­czy­łem. Nie ko­lo­ry­zuję, wszystko jest czarno-białe. Ja­kaś mę­czar­nia tej ero­tyki. Ko­biety prze­waż­nie złe, albo głup­ko­wate, ale za­wsze do­mi­nują. I te­raz wy­obraźmy so­bie pro­fe­sora ry­sunku... co za męka, upo­ko­rze­nie, a jed­no­cze­śnie roz­kosz. Brud, sperma, za­pach piżma i ta­nich per­fum, nę­dza.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki