Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W męskim świecie sportu kobiecie lekko nie jest. Zwłaszcza na początku XX wieku, kiedy emancypacyjne ruchy dopiero się rodzą, a konserwatywne społeczeństwo oburza widok kobiety w kusym sportowym stroju. Ale piękna, błyskotliwa i pełna energii Halina Konopacka zostaje nie tylko gwiazdą stadionów, ale też prekursorką kobiecego ruchu, swobodnej sportowej mody i kobiecej niezależności.
„Złota dama polskiego sportu”, „złota dziewczyna”, „współczesna Diana”. To właśnie ona – uwielbiana lekkoatletka, dyskobolka, pierwsza złota medalistka olimpijska. Nie tylko wzór polskiej sportsmenki i propagatorka aktywności, ale także żona ministra skarbu, przyjaciółka Skamandrytów, dziennikarka, poetka i malarka. Niemal zawsze w czerwonym berecie, pełna wigoru, uczy kobiety, jaki strój włożyć do ćwiczeń, i bez obaw siada za kierownicą samochodu. Także we wrześniu 1939 roku, gdy wraz z mężem Ignacym Matuszewskim pomaga przy ewakuacji złota z Banku Polskiego.
Książka Agnieszki Metelskiej to nie tylko niezwykła historia życia Haliny Konopackiej, ale przede wszystkim opowieść o czasach, które choć trudne, przyniosły kobietom prawa wyborcze, polskim sportowcom olimpijskie złoto, a Konopackiej stałe miejsce pośród największych polskich bohaterek.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 345
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Projekt okładki Agnieszka Pasierska / Pracownia Papierówka
Projekt typograficzny Robert Oleś / d2d.pl
Fotografia na okładce: Halina Konopacka na międzynarodowych zawodach lekkoatletycznych na Stadionie Wojska Polskiego im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie, wrzesień 1930, Narodowe Archiwum Cyfrowe
Fotografia autorki pochodzi z jej archiwum
Wybór zdjęć Katarzyna Bułtowicz
Copyright © by Agnieszka Metelska, 2019
Opieka redakcyjna Łukasz Najder
Redakcja Ewa Charitonow
Korekta d2d.pl
Redakcja techniczna Robert Oleś / d2d.pl
Skład Ewa Ostafin / d2d.pl
Skład wersji elektronicznej d2d.pl
ISBN 978-83-8049-847-1
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Dedykacja
Gdynia 1958
Co wyrośnie z Halusi-Lilusi?
Na dodatek jest się dziewczyną
Pierre de Coubertin uchylił drzwi
Narodziny gwiazdy
Göteborg 1926
Czerbieta
Trening według Haliny
Przed olimpijskim debiutem
Rzut mój w rozwartej zaczyna się dłoni…
Romantyczne olimpiady
Warszawa, popołudnie 31 lipca 1928 roku
Amsterdam, 31 lipca 1928 roku, stadion
Najpiękniejsza
Natchniony poeta sportu
Kiepura pyskiem – Konopacka dyskiem!
Patrzcie z czcią na Polskę
W kołach literackich rozgoryczenie
Przyjmij, pani, ten skromny hołd
Za dzielność pramatek
Jesienią pysznią się chryzantemy
Dlaczego wróciłam do Milanówka
Po prostu dzielna dziewczyna
Najszczęśliwszy rok w życiu
Ślub to spektakl intymny
Stadion ma w sobie siłę
Tajemnica sukcesów
Słowo zamiast obrazu
Poetka
Któregoś dnia
Bo nigdzie nie był księżyc srebrniejszy nad głową
Wypadek w Budapeszcie
W innej roli, ciągle ja
Orszada
Bazylissa Teofanu
Adria
Przyjaźnie
Ocalony niebieski wycieruch
Śmiejmy się! Kto wie, czy świat potrwa jeszcze trzy tygodnie?
Czy ta para jest szczęśliwa?
Rozczarowania wieku dojrzałego
Redaktorzy na start
Widziane z dołu
W loży z Hitlerem
Żegnaj, baronie
Samotność
1939
Korczew
Złota droga
Paryż 1939
W poszukiwaniu nowej ojczyzny
Nowy Jork
Spotkamy się na Kasjopei
Ostatni artykuł
Chciałabym pomóc żyć jego myśli
Uczennica Ignacego
Życie raz jeszcze
Zawsze są jakieś inne drzwi
Z błękitu nieba, zieloności trawy
Dom seniora Manatee River Retirement Hotel w Bradenton
Gdzie są wiersze?
A kiedy umrę
Powroty
Posłowie
Podziękowania
Źródła fotografii
Bibliografia
Przypisy końcowe
Przypisy
Kolofon
Mojej Babci
Monice z Konopackich Walczakowskiej
Batory był jej domem przez dwa miesiące. Codziennie brała udział w porannej gimnastyce dla pasażerów. Ona miałaby ominąć poranne ćwiczenia? Wstyd. Jeszcze ostatnie spojrzenie na kabinę: walizka zapięta, szczotka do włosów spakowana, kurtka zwinięta. Przez szyby bulaja widać już nabrzeże gdyńskiego portu.
Halina dostrzega wysoką czarnowłosą dziewczynę. Krysia, moje dziecko! Jest i Marysia Miłobędzka z mężem Adamem. Spokój Marysi zawsze działał jak balsam. I Klementyna! Mój Boże, Kazik[1], kochany. Nawet z daleka widzę, jak się postarzałeś. Wiem, cała wojna w niemieckim oflagu, śmierć syna w Powstaniu Warszawskim. Wszystko wiem. W powojennej Polsce zostałeś skazany na dwanaście lat więzienia za faszyzację państwa. Na mocy amnestii wyrok złagodzono do ośmiu lat. Dlaczego uparłeś się nie opuszczać kraju? To nie nasza Polska… I Tadzio Breza, jak zwykle wielki i poszarzały. Mówili, że kochałeś się we mnie. Ale czego to nie mówili?
Serce. Tłucze się coraz szybciej i szybciej. Duszno. Niezawodne sportowe serce. Halina usłyszy diagnozę: „Przeszła pani pierwszy w życiu atak arytmii”. Długo nie wychodzi z kabiny, zanim nie upora się z tym nagle oszalałym sercem.
Również dziennikarz Jan Lis czeka na gdyńskim nabrzeżu na przyjazd Haliny Konopackiej ze Stanów Zjednoczonych.
„A więc stało się. Sztandar biało-amarantowy powoli podniósł się na środkowy, najwyższy maszt olimpijski, podczas gdy orkiestra holenderska grała polski hymn narodowy, słuchany w milczeniu przez dziesiątki tysięcy wyciągniętych na baczność widzów przybyłych ze wszystkich stron świata”1 – wspomina olimpijską relację „Stadionu” z Amsterdamu z 31 lipca 1928 roku.
Wtedy Konopacka stanęła na najwyższym podium.
Pierwszy w historii Polski złoty medal olimpijski. Pierwszy raz odegrany na igrzyskach Mazurek Dąbrowskiego, oficjalny hymn wolnego państwa.
Gdynia po trzydziestu latach. Świeci słońce, orkiestra gra marsza, powiewają chusteczki oczekujących. Dziennikarz przypomina sobie tamtą dziewczynę: ciemny berecik, pukle kręconych włosów, duże, głęboko osadzone oczy śledzące wyrzucony przed chwilą dysk. Jak wygląda dzisiaj? Czy ją pozna?
„Feta rodaków z Kanady i Stanów Zjednoczonych trwa nadal. Lecz widzę, jak w kierunku jaskrawej czerwonej sukni podbiegają reporterzy. Idę za nimi. Tak, poznaję. Nakładam na te rysy poważnej pani portret zamyślonej twarzy w bereciku. Pięknie ją witają. Biało-czerwone kwiaty, biało-czerwone flagi. Nie wytrzymuje napięcia. Zdejmuje słoneczne okulary. Wyciera łzy.
Ciemne szorty i biała koszulka z dużym czerwonym orłem na piersiach – to obraz z przeszłości. Czerwona jaskrawa sukienka i chusteczka przy oczach, mokrych, roniących łzy – dziś. Dwie fotografie. Amsterdam 1928. I Gdynia, trzydzieści lat później. Jedna z tych fotografii jest odbiciem teraźniejszości. Tę znam. Druga jest niemym zapisem utrwalonym na kliszy fotograficznej. Chcę, by tamże ożyła”2.
Krystyna Kotecka, siostrzenica Konopackiej, córka Czesławy, zapamiętała:
– Patrzę i dziwię się, co ciocia Halina robi. Klęka. Pochyla się. Całuje ziemię. Jak nie ona, nieskłonna przecież do ostentacyjnego okazywania uczuć.
Przyjazd słynnej sportsmenki do Polski po dziewiętnastu latach pobytu na emigracji był trudniejszy dla niej niż dla oczekujących. Dotykał bolesnych blizn. Oczywiście, pojechała na Grochowską 326, gdzie spędziła dzieciństwo i młodość. Piętro domu niezmienione. Nie odważyła się zapukać do cudzych drzwi, żeby zobaczyć ściany, które pamiętały rodziców i siostrę. Rodzice nie żyją. Ona, żona piłsudczyka i uczestnika wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku, bez prawa wstępu do powojennej ojczyzny, nie mogła uczestniczyć w pogrzebach dwojga najbliższych. Siostra, delikatna Czesia, też nie żyje. Dom objął opieką konserwator zabytków.
Ale Halinę czeka niespodzianka pod drugim ważnym adresem, na Filtrowej 69, gdzie mieszkała z Ignacym.
– Pamiętasz? – przypomina Krysi. – Jak wyjeżdżałam z Warszawy w 1939 roku, poprosiłam dozorcę, żeby schował tę moją rzeźbę.
W mieszkaniu obcy ludzie, ale dozorca prowadzi do piwnicy. Kopie w węglu. Jest. Schowana przed Niemcami przetrwała wojnę. To się nazywa polska konspiracja!
Odnalezione popiersie autorstwa Zofii Trzcińskiej-Kamińskiej trafiło później do mieszkania Krystyny. „Opiekuj się moją miedzianą głową” – pisała Halina w listach, zanim Krysia przekazała rzeźbę do Muzeum Sportu i Turystyki.
Upalne dni sierpnia. Razem z Marysią Miłobędzką idą na Stadion Dziesięciolecia, na mecz lekkoatletyczny Polska–USA, który przeszedł do historii polskiego sportu. Każdego dnia zawody śledzi z trybun sto tysięcy widzów, co stanowi ówczesny światowy rekord. Halina z zainteresowaniem słucha, że męska reprezentacja Polski, w tym czasie zwana Wunderteamem, notuje wyłącznie serie zwycięstw. To czas, gdy ukochana przez nią lekkoatletyka staje się w Polsce sportem narodowym.
„Kiedy znalazłam się na pięknym nowym Stadionie Dziesięciolecia, na meczu Polska–USA w Warszawie, trzydzieści lat cofnęło się i poczułam dumę, że należę do tej wielkiej rodziny polskich sportowców”3 – napisze w liście do Akademickiego Związku Sportowego z okazji pięćdziesięciolecia istnienia klubu.
Spaceruje po Warszawie. Przygląda się przestrzelonym kulami murom, wypalonym pożarami ruinom. Chodzi po drewnianych trotuarach, wstępuje do sklepów z pustymi półkami. Bieda kraju, jej kraju, ściska za gardło. Halina nie znajduje krajobrazów swojej Warszawy. Oto Marszałkowska, monumentalny plac Konstytucji, gmachy, które nic jej nie mówią. Bezduszne.
To Polska dwa lata po październiku 1956 roku. Wprawdzie Gomułka doszedł do władzy, a stalinizm doczekał się potępienia, jednak żona Ignacego Matuszewskiego nie wzbudza w prasie entuzjazmu. Ale zachwyt sportowego środowiska nad nią nie słabnie.
Jej przyjazd zbiega się z jubileuszem półwiecza AZS-u. Klub organizuje dla swojej wielkiej sportsmenki przyjęcie w parku Skaryszewskim, przy kortach tenisowych. Pod drzewem staje stół, przy nim kilkanaście osób zaprzyjaźnionych z Haliną i przedstawiciele zarządu. Beztroski nastrój. Obok dostojnego gościa profesor Jerzy Hryniewiecki i satyryk Eryk Lipiński, którzy w pewnej chwili zaczynają rozmawiać ze sobą po rosyjsku. Lipiński zapamiętał: „Wkrótce Konopacka słyszała koło siebie tylko ten język, ponieważ inni współbiesiadnicy zaczęli lepiej lub gorzej mówić po rosyjsku. Konopacka była przerażona, a Hryniewiecki »wytłumaczył« jej, że właściwie zawsze rozmawiamy po rosyjsku i tylko z okazji jej przyjazdu mówiliśmy po polsku”4.
Żart zostaje szybko dostrzeżony przez Halinę. Emigracyjna propaganda o zniewoleniu Polski nie pozbawiła jej bystrości w ocenie realiów.
Z Krysią rozmawiają przez długie wieczory. Siostrzenica była przy śmierci matki Haliny Marianny. Organizowała pogrzeby swoich dziadków i Czesi. Jadą na cmentarz Bródnowski, na rodzinny grób Konopackich. To wtedy Halina mówi, że chce zostać pochowana razem z nimi.
Ten powrót prowadzi ją na grób Janusza Kusocińskiego.
Ach, ten Kusy! Kiedy na igrzyskach w Los Angeles w 1932 roku w biegu na dziesięć tysięcy metrów zdobył złoty medal dla Polski, powiedział, nawiązując do sukcesu Konopackiej w Amsterdamie: „Cieszyło mnie to, tym bardziej że już obecnie panie nasze nie będą miały powodu do chwalenia się, iż w Polsce tylko kobiety sportsmenki zrównały się z klasą europejską i światową”5.
Olimpiadę w Berlinie w 1936 roku Halina, razem z mężem Ignacym Matuszewskim, oglądała jako widz. Kusy nie wystartował z powodu kontuzji. Był obserwatorem i doradcą technicznym lekkoatletów, przygotowywał się do zdobycia złotego medalu na kolejnych igrzyskach w 1940 roku. Kiedy wybuchła II wojna światowa, został żołnierzem podziemia. Aresztowany przez gestapo trafił kolejno do mokotowskiego więzienia i na Szucha. Niemcy rozstrzelali go w lesie pod Palmirami w jednej ze zbiorowych egzekucji.
Lata później zachodnioniemieccy sportowcy, w geście ekspiacji, doprowadzą do nazwania jego imieniem jednej z uliczek w wiosce olimpijskiej w Monachium.
Halina składa też kwiaty na grobie Eugeniusza Lokajskiego, mistrza Polski w rzucie oszczepem, znakomitego fotografa amatora, który zginął pod gruzami w Powstaniu Warszawskim.
Jednak ten pierwszy powrót z emigracji do kraju to przede wszystkim poszukiwanie śladów dzieciństwa. Jak choćby na Agrykoli, w jednym z ogrodów jordanowskich, inaczej ogrodów Raua od nazwiska dziewiętnastowiecznego warszawskiego przemysłowca, który zapisał majątek na ufundowanie placów zabaw w stolicy. Dzieci i młodzież uprawiały tam zabawy ruchowe i sport.
Halinie towarzyszy w spacerze Bohdan Tomaszewski. Razem z nimi wyruszają po wspomnienia brązowa medalistka z olimpiady w Berlinie, oszczepniczka Marysia Kwaśniewska-Maleszewska i Witold Gerutto, przedwojenny wicemistrz Europy. Tutaj wciąż panuje klimat dawnej Warszawy. Halina wita ze wzruszeniem dobrze jej znane miejsca.
– Te same alejki i drzewa – mówi. – Tyle że większe. W tym samym miejscu stoi drewniana trybunka.
„I nie była to dla mnie rozmowa z dawno niewidzianą sławną panią, ale bardzo serdeczne spotkanie z koleżanką z kortu – wspominał Bohdan Tomaszewski. – Tak prowadziła rozmowę”6.
Wciąż piękną, pełną uroku, smukłą – mimo lat.
Halina z radością przypomina sobie palanta, kręgle, klipę i numerówkę, czyli rzucanie pięciokopiejkową monetą do celu wyrysowanego na ziemi, w prostokącie z przedziałkami.
– Choć przecież w ogrodzie znana była też piąstkówka – śmieje się. To zwyczajna siatkówka, w której ona królowała od początku, bo nie tylko sprawniejsza od innych, ale i wyższa. – Młodnieję – mówi po tych spotkaniach.
Marzy o Mazurach. Marysia Miłobędzka zabiera ją do Sorkwit. Zieleń, cisza. Halina od rana spędza godziny na pływaniu w jeziorze Lampasz (czy to wyczyn dla sportsmenki, która przepływała wszerz Wisłę?). Popołudniami spacerują wokół czerwonych murów neogotyckiego pałacu, odwiedzają kościół ewangelicki. Obok, niemal za miedzą, zaczyna się szlak kajakowy Krutyni. Tylko brać wiosła i płynąć!
To plan na później. Halina napisze w którymś liście: „Emigracja jest łatwiejsza do zniesienia, kiedy mogę wracać do Polski”.
Ale zanim wyjeżdża, jeszcze Powązki, kwatera batalionu Parasol, A-24.
Teraz już może wracać do Nowego Jorku.
Była u Ewy.
Dziecko urodzone 26 lutego, w 1900 roku, na granicy dwóch wieków. W Rawie Mazowieckiej, gdzie matka Marianna z domu Raszkiewicz razem z mężem Jakubem Konopackim gościła przejazdem u siostry. W metryce urodzenia Haliny zapisano: Leonarda Kazimiera. Matka wytłumaczy córce, że były to wówczas bardzo modne imiona, ale dziewczynka szybko zakwestionuje jej wybór.
Astrolog Jan Starża-Dzierżbicki, prezes Polskiego Towarzystwa Astrologicznego w Polsce międzywojennej, przepowiadał,że urodzony w tym dniu „tam gdzie wszyscy inni porzucą pracę zniechęceni, on jednak wytrwa” i będzie trudzić się dalej, że jego „styl jest potoczysty i wartki. Słowa płyną mu strumieniami. Jego listy mają nieraz wartość literacką”7.
W rodzinie doszukiwano się koligacji z Tatarami (po kądzieli) i pokrewieństwa z Mikołajem Kopernikiem. Aleksander Konopacki (Dominik, dziadek Aleksandra, i Jakub, ojciec Haliny, byli stryjecznymi braćmi) prześledził historię rodu, wertując stare księgi i herbarze. W broszurze zatytułowanej Halina Konopacka 1900–1989, wydanej własnym sumptem w sto dziesiątą rocznicę urodzin sławnej kuzynki, dowodzi, że nazwisko Konopackich istniało już w XIII wieku. Ponoć protoplaści zapuścili korzenie na Pomorzu jeszcze w czasach Bolesława Chrobrego, ponoć rzeczywiście wśród nich był toruński astronom. Nie wiadomo, kiedy i skąd pojawili się na Mazowszu. Wiadomo natomiast, że wychowywano ich w duchu patriotyzmu. Byli wśród nich powstańcy i legioniści.
Gałąź rodziny, z której wywodził się ojciec Haliny, miała smykałkę do przedsiębiorczości. Wielu Konopackich było właścicielami folwarków, w których działały młyny i tartaki. Ich nowoczesne domy w posiadłościach ziemskich miały własne ujęcia wody. Gdy wokół wieczory rozjaśniało światło naftowych lamp, u Konopackich świeciły się żarówki.
W dwudziestoleciu międzywojennym to Konopaccy właśnie, synowie Konstantego z Fałku skoligaceni z linią Jakuba, założyli w Mostach niedaleko Grodna fabrykę sklejek lotniczych, jeden z największych i najnowocześniejszych w Europie zakładów przeróbki drewna.
Sama Halina nigdy nie okazywała specjalnego zainteresowania rodzinną historią. Traktowała dobre familijne kontakty jako możliwość uprawiania sportu na łąkach otaczających folwarki spokrewnionych z nią właścicieli.
W jej domu panował typowy podział ról. Do matki należało zagospodarowywanie codzienności z pomocą niestrudzonej służącej Antoszki. Ojciec, mężczyzna bardzo wysoki (to po nim córka odziedziczyła wzrost) i wybitnie przystojny, zarabiał na utrzymanie bliskich. Wraz ze wspólnikiem handlowali pojazdami konnymi. Zajmowała ich wynalazczość. Stworzyli projekt powózki na tak wysokim zawieszeniu, że pasażerowie nie musieli obawiać się pryskającego spod kół błota.
Halina była najmłodsza wśród trójki rodzeństwa. Miała o pięć lat starszego brata Tadeusza i o rok starszą siostrę Czesławę.
Rodzina zajmowała stupięćdziesięciometrowe mieszkanie przy Grochowskiej 326 w Warszawie, pięciopokojowe, z dwoma wejściami (dla państwa i służby), pałacowym parkietem i czeczotowymi meblami. W salonie stał fortepian, ściany były ozdobione obrazami olejnymi, w kredensie trzymano japońską porcelanę i srebra.
Klasyczna zasobność polskiego mieszczaństwa z początków XX wieku.
Najmłodsza latorośl Konopackich nie lubiła swoich imion.
– Nie jestem Leosią. Nie jestem Kazią – protestowała z uporem.
„Zaraz wracam. Lilka” – pisała na kartce, wychodząc z domu.
Leonarda i Kazimiera odeszły do lamusa. W domu, zgodnie z życzeniem, zaczęto nazywać ją Lilką, imieniem w owym czasie bardzo popularnym, przybranym nawet przez Marię Pawlikowską-Jasnorzewską, w której wierszach będzie rozczytywać się przyszła sportsmenka.
Zmiana imienia nastąpi raz jeszcze, tym razem na modną Halinę. I tak już pozostanie.
Matka chodziła w fantazyjnych kapeluszach, zawsze starannie kolorystycznie dobranych do toalet. To ona stała się dla córki arbitrem elegancji; na wszystkich zdjęciach i we wspomnieniach przyjaciół Halina jest zawsze nieskazitelnie ubrana. Tymczasem ta sama matka, której wprawdzie nikt nie skazywał na siedzenie z robótką ręczną przy stoliku w sypialni wzorem dziewiętnastowiecznych mężatek, była w rodzinie określana jako „kobieta bluszcz”. Tyle że ten „bluszcz” mówił płynnie po rosyjsku i francusku, ozdabiał haftem richelieu obrusy i poduszki, szydełkował, dziergał na drutach fantazyjne szale i śpiewał romanse.
A ojciec? Skupiony na utrzymaniu życia rodziny na wysokim poziomie, człowiek interesu, znajdował ucieczkę od codzienności, wyśpiewując operowe arie. Albo zasiadał nad szkicownikiem i pracowicie rysował. Najczęściej konie. Tak zapamiętała go córka.
Rodzina była modern. Światli rodzice dbali o odpowiednie i wszechstronne wykształcenie dzieci. Wszystkie mówiły po francusku i oczywiście po rosyjsku, bo uczyły się w rosyjskich szkołach. Wszystkie grały na fortepianie, nucąc pod nosem modne szlagiery. Młoda Halina kupiła sobie nawet mandolinę, na której wygrywała legionowe piosenki.
Halina Konopacka z rodzicami. Słabość do fantazyjnych nakryć głowy towarzyszyła jej przez całe życie
Archiwum rodzinne
Co wyrośnie z naszej Halusi-Lilusi? Płacze, kiedy czyta wiersze, z przejęciem rysuje, lubi śpiewać. I zaraziła się pasją ojca – uprawia sport.
Jakub uważa, że należy dbać o rozwój fizyczny całej trójki potomstwa. Ruch to zdrowie.
Taka filozofia życia była rzadko spotykana w tradycyjnych mieszczańskich domach, w których królował styl zasiadano-spacerowy. U Konopackich ojciec, za aprobatą matki, prowadzał dzieci na Agrykolę, gdzie mogły ćwiczyć i rywalizować w grach zespołowych. Nie dzielił sportów na te przeznaczone wyłącznie dla dziewczynek i te tylko dla chłopców. Dzieci grały w piąstkówkę, krykieta, kręgle, komórki do wynajęcia. Halina, z ojcem i Czesławą, spędzała godziny na korcie. Cała trójka małych Konopackich uczyła się konnej jazdy.
Magdalena z Kossaków Samozwaniec wspominała panikę, jaką wzbudzały z siostrą Marią podczas pierwszych rowerowych przejażdżek po krakowskich Błoniach. Jakiś starszy chudy mężczyzna wymachiwał laską, regularnie zabiegając im drogę z krzykiem: „Bezwstydnice, ja wam dam, przyjdzie na was kara boska, zobaczycie!”8.
W rodzinie Haliny kary boskiej za uprawianie sportu nikt nie brał pod uwagę.
Ona sama była entuzjastką jazdy na łyżwach w Dolinie Szwajcarskiej. Cóż za radość życia! W muszli koncertowała wojskowa orkiestra dęta. Halina holendrowała z zapałem, mijając dostojnych członków klubu łyżwiarskiego – w obcisłych granatowych strojach obłożonych barankiem, w wysokich sznurowanych butach. Łyżwy w tamtym czasie, o nosach zakręconych ku górze, przypominały bajkowe tureckie pantofle.
Nic dziwnego, że wysportowana dziewczynka wygrała konkurs w ogródku jordanowskim, gdzie po raz pierwszy w życiu rzucała piłką do celu. Chodziła wtedy jeszcze do przedszkola pani Gerlach, na plac zabaw zabrał ją brat. Gdy przyłączyła się do grających dzieci, okazało się, że rzuca najlepiej; w nagrodę obdarowano ją dużą kolorową piłką. W drodze powrotnej kopali tę piłkę z Tadeuszem. Oczywiście, że była dumna.
– Ten sukces był moją pierwszą sportową inspiracją – powie w przyszłości.
Kiedy wybuchła I wojna światowa, miała czternaście lat i uczyła się na pensji Cecylii Plater-Zyberkówny.
Wojna otworzyła jej drzwi. Wydaje się – paradoks. Ale to właśnie światowy konflikt, który pochłonął około dziesięciu milionów ludzkich istnień, przysłużył się ruchom feministycznym. A Halinie, żyjącej w „międzyepoce”, jak mawiał Melchior Wańkowicz o dwudziestoleciu międzywojennym, w której przeplatało się stare z nowym, emancypacja umożliwiła wkroczenie na sportowe stadiony.
Mężczyźni walczyli na froncie. Ginęli. Wracali do domów kalecy, niezdolni do podjęcia jakiejkolwiek pracy. Ich miejsca zaczęły zajmować kobiety. Cywilizowany świat powoli dojrzewał do równouprawnienia.
Polki zostały dopuszczone do studiów wyższych: w 1908 roku w Krakowie i w 1915 roku w Warszawie.
Niektórzy twierdzą, że 28 listopada 1918 roku po prostu otrzymały dekretem Naczelnika Państwa czynne i bierne prawo wyborcze w nagrodę za udział w walce o niepodległość. Inni, że legionistki zagroziły w Belwederze Piłsudskiemu, że nie wyjdą z jego gabinetu, dopóki nie podpisze dekretu o ordynacji wyborczej, stanowiącego, że wyborcą jest każdy obywatel państwa, bez względu na płeć.
Tak czy inaczej, podpisał.
Odszedł fin de siècle, zbliżało się stulecie wielkich wydarzeń. Losy narodów miały zmienić totalitaryzmy, Kosmos miał przybliżyć się do Ziemi, a kobiety wyjść z cienia. Ich wartość jako równoprawnych uczestniczek życia publicznego i społecznego doceniał już Ignacy Daszyński, wybitny polityk międzywojnia, socjalista. „Nie umiem nawet sobie wyobrazić tego, co będzie z życiem ludzkości, jeżeli – połowa jej – kobiety wejdą naprawdę w to życie z wolą świadomą, z siłą odpowiadającą nie tylko swej liczbie, lecz i walorom kobiecym, silniejszymi pod pewnym względem od męskich”9 – pisał.
Czołowa ówczesna dyskobolka Irena Dobrzańska mówiła o swojej koleżance Halinie, że była piękną dziewczyną, rosła spokojnie, chociaż nadmiernie. Uczyła się w miarę dobrze. I jak wszystkie dziewczęta epoki marzyła o karierze gwiazdy filmowej10.
Halina biegała do kina na filmy z Polą Negri, która grała w Niewolnicy zmysłów, w Bestii i w Żonie. Zawsze jako femme fatale, przez co zapisała w pamięci młodej dziewczyny przekonanie, że piękność doprowadza do zguby zakochanych mężczyzn. Halina, choć świadoma swojej oryginalnej urody, nigdy nie spróbowała sił na scenie ani w filmie. Podżartowywano z niej, gdy już była sportsmenką, że w całym Hollywoodzie nie da się znaleźć wyższego od niej aktora, więc nie miałaby z kim występować.
Obserwowała zmiany w obyczajowości. Kobiety wyruszały w nową drogę – od raz uzyskanej przez nie świadomości własnej inwencji, możliwości i siły nie było odwrotu. Studiowały. Pracowały. Wydawały własne czasopisma. Skróciły spódnice, które zamiast kostek sięgały teraz połowy łydek. Włożyły spodnie, obcięły włosy, zaczęły publicznie palić papierosy.
Znajdowały pracę, głównie w administracji, centralnej i samorządowej. Kazimiera Iłłakowiczówna, znana poetka, budziła zdumienie stwierdzeniem, że wyżej ceni sobie karierę urzędniczą niż własne wiersze. Utrzymywała się wprawdzie rażąca nierówność w dochodach kobiet i mężczyzn, ale w dużych miastach pracująca zawodowo młoda kobieta przestawała dziwić.
Środowiska katolickie przestrzegały przed zgubnymi skutkami rozbudzania w kobietach nadmiernych ambicji. Publicyści związani z Kościołem nawoływali, aby kobiety, zamiast iść fałszywą drogą maskulinizacji, wzbogacały swoją osobowość i wykorzystywały posiadane z racji „biologicznej natury” walory. Kościół był również ośrodkiem hamującym ambicje komisji kodyfikacyjnych dążących do zrównania sytuacji prawnej obu płci.
181 cm wzrostu, 66 kg wagi, talia osy. Figura raczej współczesnej modelki niż sportsmenki z dwudziestolecia międzywojennego
Archiwum rodzinne
Niemniej prasa kobieca niezmiennie umacniała ducha czytelniczek w dążeniu do zaistnienia w wolnym kraju. „Bluszcz”, opiniotwórczy tygodnik kobiecy, nawoływał: „[…] droga pracy politycznej kobiet jest jasna – zmyć wielką wielomilionową falą serc i głosów kobiecych ohydę egoizmu i cynizmu, który przenika życie społeczne i metody polityczne narodów; wnieść wszędzie, do każdej dziedziny życia, do rodziny, fabryki, dworu, urzędu i parlamentu zasady etyczne”11.
Halina w 1918 roku skończyła osiemnaście lat. Weszła w pełnoletniość razem z niepodległą Polską i uwielbieniem dla Piłsudskiego. Kiedyś będzie obracać się w towarzystwie tych, którzy wywalczyli upragnioną wolność.
Gdy front wojny polsko-bolszewickiej w sierpniu 1920 roku zbliżał się do Warszawy, Halina, już jako absolwentka gimnazjum, odbyła przeszkolenie pielęgniarskie. Zwycięstwo świętowała z rodziną w towarzystwie portretu Naczelnika, wiszącego w mieszkaniu Konopackich.
Zaczynała się era wielkonakładowej prasy. Świat stawał się bardziej czytelny. Hasło: „Gazeta dla każdego mężczyzny na ulicy i dla każdej kobiety w kuchni” dotarło do Polski. W domu Haliny czytano „Bluszcz”, „Kobietę Współczesną”, „Ilustrowany Kurier Codzienny”, „Gazetę Polską”. Informacje miały coraz szerszy zasięg, także za sprawą powstałego w 1925 roku Polskiego Radia, które już po dwóch latach odnotowało czterdzieści pięć tysięcy abonentów.
Dzięki radiu Halina usłyszy, że pierwszą sędzią do spraw nieletnich w Polsce została Wanda Grabińska (dotychczas sądy karne były obsadzone wyłącznie przez sędziów mężczyzn). Jako pierwszą kobietę na listę polskiej palestry wpisano w 1925 roku Helenę Wiewiórską, która podjęła praktykę w prawie cywilnym. Polska w pochodzie ku emancypacji wyprzedziła Węgry, gdzie w tym samym czasie zatwierdzono rządowy projekt ustawy o izbach adwokackich. Na wykonywanie zawodu zezwolono wyłącznie mężczyznom, uznając, że kobiety nie są do niego zdatne.
Ale była też Finlandia, pierwszy kraj cywilizowanego świata, który wprowadził równouprawnienie. Ministrem opieki społecznej w fińskim rządzie została już w 1927 roku Miina Sillanpää.
Były także pierwsze przedstawicielki kobiet w Lidze Narodów. Rumuńska poetka Elena Văcărescu, która zasiadała w niej od 1919 roku, odgrywała wybitną rolę w komisji socjalnej.
My za to mieliśmy Marię Kubaszewską-Rogowską, specjalistkę inżyniera dróg i mostów, jedyną kobietę wśród reprezentantów trzydziestu trzech państw świata na Międzynarodowym Kongresie Budowy Mostów i Konstrukcyj Lądowych w Paryżu. A w Hucie Królewskiej odbył się egzamin kandydatów na mistrzów piekarnictwa. W komisji egzaminacyjnej zasiadali sami mężczyźni. Z dużą odwagą zgłosiła się wypiekać chleb, po raz pierwszy w Polsce, kobieta, Elżbieta Mitasowa. Zdała chlubnie.
Wysportowaną Halinę fascynowały i takie doniesienia, że dwudziestosiedmioletnia Mrs Corson, Amerykanka, pokonała kanał La Manche. Podążającego za nią w łódce męża wyniesiono na brzeg omdlałego z zimna i zdenerwowania, gdy tymczasem żona dopłynęła w świetnej formie. Również Amerykanka Amelia Earhart była pierwszą kobietą, która samotnie przeleciała nad Atlantykiem.
Te wszystkie informacje o nowych rolach kobiet budowały nieznane dotąd wzorce. Ale w opowieściach matek i babek wciąż królowała powtarzalność życiorysów. Młodsze pokolenie szukało odpowiedzi na pytanie: jak godzić kobiecą aktywność zawodową, działalność społeczną, uczestnictwo w życiu kulturalnym i realizację ambicji z obowiązkami domowymi i rodzinnymi?
W 1920 roku Halina rozpoczęła studia na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Warszawskiego. Dokumenty wskazują jednak, że nie podjęła nauki. Czy przez jakiś czas była wolną słuchaczką? Być może.
Nie dziwi, że ta młodziutka piękność marzyła o karierze aktorskiej
Archiwum rodzinne
– Swojego miejsca w życiu nie wiązałam wtedy ze sportem – wyzna w przyszłości.
Ale właśnie przygoda ze sportem, intensywna, coraz intensywniejsza, stanie się ważniejsza niż zaliczanie ćwiczeń z gramatyki i składni.
Halina obserwowała, jak wyjątkowo uzdolnione kobiety budują fascynujący obraz różnorodności talentów. Zrobiło się głośno o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Zofii Nałkowskiej, Marii Dąbrowskiej, Marii Kuncewiczowej, Poli Gojawiczyńskiej, Zofii Kossak-Szczuckiej, Kazimierze Iłłakowiczównie, Zofii Stryjeńskiej, Katarzynie Kobro, Mai Berezowskiej czy Grażynie Bacewiczównie.
Prasa nie ujawniała skandali z życia ówczesnych celebrytów. Ale odwaga obyczajowa sławnych kobiet była powszechnie znana z prywatnych przekazów. To przecież nie kto inny jak Eliza Orzeszkowa rzuciła męża zesłanego za udział w powstaniu styczniowym i związała się z żonatym prawnikiem.
A autorka Roty? Słów: „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród. Nie damy pogrześć mowy”, od których dostawało się dreszczy? Maria Konopnicka też zostawiła męża. Samotnie wychowywała sześcioro dzieci, aż wreszcie rozkochała w sobie młodszego o dwadzieścia dwa lata mężczyznę, który popełnił samobójstwo przed hotelem, w którym zamieszkała.
Wszystkie konwenanse złamała Maria Rodziewiczówna. Pewnie i dzisiaj wzbudziłyby emocje jej związki z dwiema kobietami jednocześnie: jedną męską w typie, a drugą delikatną blondynką. Z jedną spędzała zimę, z drugą lato. A czasami mieszkały wszystkie trzy pod jednym dachem, w środku lasu.
Opinię publiczną szokowała Irena Krzywicka, walcząca z podwójną moralnością, inną dla kobiet i inną dla mężczyzn. Działalność na rzecz upowszechnienia edukacji seksualnej i kontroli urodzeń uczyniła z niej najbardziej znaną działaczkę feministyczną dwudziestolecia międzywojennego. Opowiadała się za dopuszczalnością aborcji. Popierała tolerancję dla odmienności seksualnej. Budziła krańcowe emocje, od zachwytu po potępienie. Hasło: „Chrońcie dzieci przed krzywicą!” trawestowano na: „Chrońcie dzieci przed Krzywicką!”.
Halina dorastała w tym tyglu postaw. Nigdy nie manifestowała publicznie swoich poglądów obyczajowych czy społecznych. Jedno jest pewne: należała do pierwszego pokolenia kobiet, które wyszło spod hegemonii rodziny.
Marysia Kwaśniewska, oszczepniczka, która wyrastała wśród męskiego rodzeństwa, w tradycyjnej rodzinie, powie o niej:
– Była dla mnie przykładem feministki tak klasycznym, jak wzorzec z Sèvres.
Halina sama decydowała o sobie i swoich wyborach.
Trzy lata młodsza od wielkiego biegacza Nurmiego, trzynaście lat starsza od legendarnego lekkoatlety Owensa – napiszą kiedyś o niej sprawozdawcy sportowi.
„W ogóle nie przypuszczałam kiedykolwiek, że zajmę się sportem. Gdy się jest w trzeciej klasie, ma się brata – w piątej, grającego w football w znanym klubie, kiedy na dodatek jest się dziewczyną – uważam, że to prosta droga do zmarnowania wszelkich zdolności sportowych. Pamiętam, że słowa »back«, »goal«, »match« – robiły na mnie wrażenie czegoś tak poważnego i niedostępnego, jak co najmniej algebra. Ponieważ zaś w głębi duszy twierdziłam tak samo (co często mówił poirytowany profesor) – »że algebra to nie jest babska rzecz« – więc powoli podobnego szacunku nabrałam do sportu, uprawianego przez ludzi »tak poważnych« jak brat i jego koledzy. Uważałam się za niezmiernie zaszczyconą, kiedy w braku innego towarzystwa byłam nawoływana do odkopywania piłki. Kończyło się to jednak zawsze wyrokiem »nie masz o tym pojęcia«. Istotnie, i ja sądziłam, że nie mam o tym pojęcia i nigdy go mieć nie będę. »Sport« to było dla mnie takie okropnie męskie zajęcie, jak »wojna«, »pojedynek«, »kariera«”12.
No więc jednak: na dodatek jest się dziewczyną. Tak mówi przyszła ikona sportu. W czasach, kiedy Halina wchodziła na boisko, sport był domeną mężczyzn.
Pierwsze sportsmenki traktowano jak przysłowiowe kobiety z brodą. Dość przypomnieć nieustraszoną Karolinę Kocięcką, zakochaną w rowerze, wybitną kolarkę z przełomu XIX i XX wieku, wielokrotną rekordzistkę świata na różnych dystansach. Kocięcka to jedna z pierwszych bojowniczek o miejsce kobiet w sporcie. Wygrywała z mężczyznami w wyścigach, na początku pokonując konkurentów w zawodach torowych. Później zaczęła brać udział w rajdach rowerowych. Ścigała się na trasach Moskwa–Petersburg i Warszawa–Paryż. Mówiono o niej „pogromczyni”. Prasa z tamtych lat z racji jej zdumiewającej szybkości i wytrzymałości nazywała ją Latającą Diablicą.
Takie diablice były na początku ubiegłego stulecia pojedynczymi wybrykami natury. Dobijanie się do zamkniętych bram męskiego świata wymagało determinacji i uporu.
Kobiety, zarówno w kwestiach społecznych, jak i sportowych, musiały wykazywać się konsekwencją, tworzyć struktury organizacyjne, a także odwagą, żeby łamać uprzedzenia obyczajowe i konwenanse. Kobiecy ruch sportowy po I wojnie światowej szedł w jednym szeregu z ruchami emancypacyjnymi.
Wielkim sportowym idolem Haliny był mężczyzna, brat, starszy od niej Tadeusz. To pod jego opieką, jeszcze jako dziewczynka, bawiła się w ogródkach Raua. Piłkarz Polonii Warszawa, ale także uznany lekkoatleta, najlepsze wyniki osiągał w trójskoku. I chociaż opędzał się od młodszej siostry, plączącej się obok „prawdziwych sportowców”, z czasem te młodzieńcze przepychanki zmieniły się w głęboką przyjaźń.
Od krzepkiego rodzeństwa odstawała delikatna i wątła Czesia. Ale i ona była doskonałą pływaczką i świetnie grała w tenisa.
W okresie międzywojennym za kolebkę polskiej kobiecej lekkoatletyki powszechnie uważano Lwów. To tam w latach dwudziestych wkroczyły na stadiony pierwsze dziewczyny skaczące wzwyż czy w dal. Za nimi poszły inne. Sekcje kobiece przy męskich klubach zaczęły powstawać w całym kraju. Odważne, choć niepewne lekkoatletki pojawiły się na boiskach w spodenkach i z gołymi nogami. Występowały pod pseudonimami.
Niebawem szok kulturowy minął. Ba, miało się okazać, że wkrótce to właśnie kobiety, z Haliną Konopacką na czele, których obecność w sporcie niedawno kwestionowano tak zaciekle, wzniosą polską lekkoatletykę na wyżyny.
Kilkunastoletnia Halina (po prawej) z matką Marią (pośrodku) i o rok starszą siostrą Czesławą
Archiwum rodzinne
Na łamach prasy kobiecej toczyły się dyskusje, jaki sport najkorzystniej wpływa na damską urodę. Lekarze dowodzili: te wszystkie rodzaje ćwiczeń, które wymagają gwałtownych ruchów i dużego wysiłku, jak choćby kolarstwo czy bieg, a nawet szybki marsz, męczą, odchudzają (!) i mogą skutkować niepożądanymi zmianami w delikatnych organizmach. I zalecali ostrożność.
Pod pręgierzem znalazł się nawet elegancki tenis. Twierdzono, że intensywnie uprawiany pochłania zbyt wiele czasu i sił, co niekorzystnie wpływa na symetrię klatki piersiowej. Efekt? Zniekształcenie linii biustu.
Co zatem robić? Zniekształcać biust czy spędzać życie w fotelu?
Gdy w latach dwudziestych w Łomży z okazji Bożego Ciała odbyły się, o zgrozo!, koedukacyjne zawody sportowe, zaprotestowali kościelni hierarchowie. Miejscowy biskup grzmiał z ambony, potępiając młodzież za skrajną demoralizację. Gniew Kościoła budziły stroje – bezwstydnie krótkie spodenki dziewcząt były, zdaniem duchownych, obrazą moralności, a na boiskach odbywały się nieobyczajne harce. Co więcej, biskup wydał zalecenie, aby podległy mu kler protestował przeciwko podobnym sportowym zabawom, a niezastosowanie się do niego uznał za śmiertelny grzech.
Łomżyńskie bezeceństwa na stadionach odbiły się w kraju tak szerokim echem, że głos w sprawie zabrał Tadeusz Boy-Żeleński. Przypomniał, że przecież Bóg stworzył ludzi nagimi. – Dlaczego zatem sportowe kostiumy budzą sprzeciw hierarchów? – pytał. – Gdyby Bóg, wszechmocny przecież, chciał, aby człowiek od urodzenia był okryty, dzieci zapewne rodziłyby się w majtkach13.
Za nieuchronnym postępem dzielnie podążał „Bluszcz”: „[…] trudno po prostu uwierzyć, że zaledwie przed laty dwudziestu rozpoczynały się pierwsze nieśmiałe próby reakcji przeciwko gorsetom o stalowych bryklach, długim, ciężkim fałdzistym spódnicom, sznurowanym bucikom na wysokich obcasach i tym wszystkim bezsensownym a szkodliwym wymysłom mody, które z kobiety ubiegłego stulecia czyniły istotę najzupełniej nieprzystosowaną do życia czynnego, ruchliwego, higienicznego!”14.
Halina nie włączała się w powstające sportowe struktury jak jej późniejsza przyjaciółka Marysia Miłobędzka, która działała w Polskim Związku Lekkiej Atletyki, organizując sekcję kobiecą. Zanim sięgnęła po sukcesy, wystarczała jej duma z osiągnięć brata.
Tadeusz tymczasem dorósł, ukończył w 1927 roku w Poznaniu podchorążówkę, a także kursy wychowania fizycznego i szermierki. Również stamtąd przywiózł później do Warszawy piękną i gospodarną żonę. Wszechstronnie utalentowany sportowo młody mężczyzna został w latach trzydziestych instruktorem w warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego.
Z bratem Tadeuszem (w mundurze) do końca życia łączyła Halinę serdeczna przyjaźń
Archiwum rodzinne
Na razie jednak prowadził treningi na przedolimpijskim kursie lekkoatletycznym w stolicy Wielkopolski. Uczestniczyła w nich jego znana już siostra, przygotowująca się do amsterdamskich igrzysk. „Ten wpływ brata i jego umiłowanie sportu pozostawia niezatarte ślady w duszy młodego dziewczęcia”15 – informował niestrudzony „Kurier Warszawski”.
I pomyśleć, że działo się to w jednym z najbardziej zacofanych pod względem kultury fizycznej krajów w Europie!
Nie była to tylko spuścizna po zaborach. Publicyści diagnozowali ten stan jako konsekwencję niehigienicznego trybu życia, rozpicia narodu i mieszczańskich nawyków. W 1921 roku Alojzy Pawełek, kierownik Wydziału Wychowania Fizycznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, pisał dramatycznie: „Obecny stan rekruta polskiego jest niewystarczający. Braki jego fizyczne rzucają się wprost w oczy. Wzrost jego, poza Laponią i wyspami Włoch południowych, jest najniższy w Europie i liczy średnio 164 centymetry”16.
Kondycja Polek z pewnością nie była lepsza, tyle że nie stawały one przed komisjami poborowymi.
Publicyści załamywali ręce: „Stosunek (nasz) do ciała stał się bezmyślny i poniżający. Ile hipertrofii, chorobliwego spotwornienia czy wręcz uwiądu psychicznego należałoby złożyć na karb fizycznego niedorozwoju i barbarzyńsko zadeptanych możliwości cielesnych! […] Organizacja pracy mięśniowej restaurująca harmonię między duszą a ciałem może być podstawą nowego gatunku człowieka i zarodkiem nowych, olbrzymich teatrów natury”17.
Batalię na wielką skalę o poprawę fizycznej kondycji rodaków rozpoczął… Tadeusz. Ten dryblas Tadeusz, przypominający sienkiewiczowskiego Podbipiętę, z długimi i chudymi jak szczapy nogami. Kiedy Halina rano przecierała oczy, słyszała w radiu jego głos, komenderujący obywatelami II Rzeczypospolitej. „Proszę wysunąć lewą nogę w przód i jednocześnie unieść oba ramiona w łokciach wyprostowane. Raz! Klatka piersiowa ładnie uwypuklona!”
Rzesze spragnione poprawy kondycji ćwiczyły razem z nim.
Bez wyobraźni barona Pierre’a de Coubertina nie byłoby nowożytnych igrzysk olimpijskich. I nie zaistniałaby w olimpijskim sporcie Halina Konopacka.
Igrzyska rozgrywano w Grecji do 393 roku n.e., później zakazano ich organizowania. Wznowione zostały po piętnastu wiekach przerwy.
„Wznoszę więc kielich za ideę olimpijską, która na kształt promienia przepotężnego słońca przedarła się przez mgły wieków i wraca, by blask radosnej nadziei rzucić na próg dwudziestego wieku”18 – mówił Francuz uważany za ojca współczesnego olimpizmu.
Był filozofem, historykiem i pedagogiem. Entuzjastą zdrowego trybu życia. Wydawał nawet pismo o tematyce sportowej. Podróżował, poznawał ludzi różnych nacji, o różnych kolorach skóry. Na pomysł wskrzeszenia igrzysk olimpijskich wpadł po obejrzeniu Wystawy Światowej w Paryżu w 1878 roku. Uznał stworzenie wielkiej imprezy dla sportowców z całego świata za niezwykle ważne dla pojednania narodów.
Barona urzekła idea olimpizmu. Na czas trwania zmagań w antycznej Olimpii ogłaszano pokój boży – zawieszano wojny, odraczano wykonywanie wyroków śmierci, a nawet przerywano procesy sądowe. Odrodzenie się igrzysk oznaczało zrozumienie wagi światowego pokoju i jedności.
Utwierdziła go w tym przekonaniu podróż do Grecji w 1895 roku. Pod szafirowym niebem Hellady, oczarowany błękitem Morza Śródziemnego de Coubertin w towarzystwie literackim Parnas w Atenach przedstawił zebranym swoją wizję. Ten humanista, uważany przez współczesnych za niepoprawnego fantastę, głosił, że od rywalizacji ważniejszy jest udział w igrzyskach. I że sport olimpijski to droga ku doskonałości, zarówno w wymiarze fizycznym, jak i duchowym.
Bez tego ekscentrycznego arystokraty nie byłoby Olimpijskiego Konkursu Sztuki i Literatury, w którym złoty medal na igrzyskach w Amsterdamie, podobnie jak Konopacka, zdobył Kazimierz Wierzyński – za Laur olimpijski, zbiór wierszy o tematyce sportowej. To baron był inicjatorem konkursów sztuki na igrzyskach, w których zaistniał jako poeta.
Jego dziewięciozwrotkowa Oda do Sportu została zgłoszona do konkursu na olimpiadzie w Sztokholmie w 1912 roku.
O Sporcie, rozrywko bogów, esencjo życia objawiona nagle pośród karczowiska daremnych trudów dnia dzisiejszego, promienny wysłanniku odległych czasów ludzkiego uśmiechu. Pojawiłeś się i na wierzchołkach gór rozbłysła jutrzenka, a promienie światła przenikać poczęły mroki puszczy.
O Sporcie, ty jesteś Piękno! Tyś architektem tej budowli ludzkiego ciała, które oddane niskim żądzom warte jest pogardy, a rzeźbione szlachetnym wysiłkiem staje się czarą wzniosłości. Żadne piękno nie może istnieć bez proporcji i równowagi, a tyś jest mistrzem niezrównanym obydwu, gdyż ty stwarzasz harmonię, ty nadajesz rytm ruchom, ty siłę zdobisz wdziękiem, a gibkość nasycasz mocą.
O Sporcie, tyś jest Sprawiedliwością! Słuszna miara zasług, której daremnie poszukują ludzie w ustanowionych prawach, rodzi się sama z siebie w twym kręgu. Nikt nie wzleci wyżej nad poprzeczkę, nie pobiegnie dłużej o chwilę, niż naprawdę zdoła: tylko moc ciała i ducha wyznaczyć może granice zwycięstwa.
O Sporcie, ty jesteś Śmiałość! Sens cały trudu mięśni streszcza się w jednym słowie: ośmielić się. Po cóż są mięśnie, do czego służyć może poczucie własnej zręczności i siły, ćwiczenie zręczności i siły, jak nie do wypróbowania siebie? Lecz śmiałość, którą wzbudzasz, nie ma nic wspólnego z zuchwalstwem awanturnika, który stawia wszystko na jedną kartę. Jest to śmiałość ostrożna i z rozmysłem.
O Sporcie, tyś jest Honorem! Twoje tytuły wcale nie są warte, gdy nie są zdobyte drogą uczciwą i w duchu pełnej bezinteresowności. Kto doń dochodzi, wprzód wywiódłszy w pole swych towarzyszy, sam ponosi szkodę: przylgnie do niego miano niegodnego, gdy się postępek potajemny wyda.
O Sporcie, tyś jest Radością! Na zew twój ciało rozkwita weselem, oczy się śmieją i krew szybciej krąży. Myśli się stają czystsze i jaśniejsze. Pierzchają troski udręczonych smutkiem, a pełni życia kosztują szczęśliwi.
O Sporcie! Tyś jest Płodnością! Ty wiedziesz krótką i szlachetną drogą do poprawienia gatunku ludzkiego, niszcząc zalążki czyhających chorób, prostując wszelkie ułomności ciała. Ty także rodzisz w człowieku pragnienie wydania na świat synów szybkich, mocnych, godnych następców jego na arenie, gotowych sięgać po laury ojcowskie.
O Sporcie, tyś jest Postęp! By móc ci służyć, człowiek musi stale rozwijać ciało i rozwijać ducha. Musi przestrzegać najwyższej higieny: wyrzec się wszelkich zbytecznych nadużyć. To ty mu wpajasz te mądre zasady, które wzbraniając mu naruszać zdrowie, wysiłek jego uczynią skutecznym.
O Sporcie! Ty jesteś Pokój! Ty ustanawiasz przyjacielskie związki między ludami, zbliżając je sobie we wspólnym kulcie siły ujarzmionej, rzeczniczki ładu, zwyciężczyni siebie. Tobie zawdzięcza wszystka młodzież świata poznanie siebie i poszanowanie wzajemne bogactw kultury swych krajów. I tak najwyższe wartości narodów stają się źródłem szlachetnej walki i pokojowego współzawodnictwa19.
Interesujący był pomysł, by podpisać utwór podwójnym pseudonimem: G.Hohrod/M. Eschbach, który wskazywał na współautorstwo Francuza i Niemca. Sugestia ta miała podkreślić, że idea olimpijska potrafi zbliżyć do siebie nawet tak zwaśnione narody, jak niemiecki i francuski. Coubertinowski pean na cześć sportu nagrodzono złotym medalem.
Anegdota głosi, że Halina na zdziwienie pytających, że jakże to, sportsmenka, a para się poezją, zawsze miała gotową odpowiedź: „Tak samo jak Coubertin”.
Dzięki niespożytym siłom barona w 1896 roku w Atenach rozegrano pierwsze igrzyska ery nowożytnej. W siedemnastym numerze tygodnika sportowego „Cyklista” z 13 kwietnia 1896 roku ich świadek relacjonował: „Bez przerwy napływają fale ludu do promieniejącego przybytku. Zajmują miejsca na tych samych stopniach i ławach, na których spoczywali starożytni Ateńczycy w tych samych postawach, z temi samemi myślami, jakie i tamtych ożywiały. Na szczytach pagórków czernią się zwarte masy ludzi – wszyscy ci, co nie ponieśli kosztu wejścia – dwóch drachm”20.
Otworzył je król Grecji Jerzy I, zapewniając, że Ateny od czasów starożytnych, nie widziały bardziej podniosłej uroczystości. Wykonano Hymn olimpijski – „arcydzieło archaicznej wzniosłości i prostoty”. Przez dziesięć dni zmagali się „przedstawiciele ludów i walki niekrwawej”21.
Niemniej jednak, wzorem antycznym, wśród zawodników nie było ani jednej kobiety. Okazało się, że wizjoner de Coubertin był zdecydowanym przeciwnikiem ich startu.
W proteście przeciwko tej dyskryminacji Greczynka Stamata Rewiti z Rodos przebiegła całą niemal trasę maratonu w około pięć i pół godziny następnego dnia po oficjalnym biegu mężczyzn. „Niemal”, ponieważ nie dopuszczono, by finiszowała na stadionie. Według historyków Rewiti miała wysłać pismo z podpisami świadków do Greckiego Komitetu Olimpijskiego, by uznano jej bieg za oficjalny.
Kilkanaście lat później „Atletyka”, ateńskie czasopismo sportowe, zamieściła podobiznę Haliny Konopackiej, polskiej dyskobolki, i notkę o jej zwycięskim rzucie na igrzyskach w Amsterdamie.
Protest Stamaty Rewiti nie poszedł na marne.
Halina pojedzie pożegnać Pierre’a de Coubertina do Aten, gdy po śmierci barona jego serce spocznie w marmurowej kolumnie w Olimpii.
Halina była piękna. Rysy regularne, duże orzechowe oczy ze złotawym połyskiem, świeża cera, ciemne lśniące włosy. Dodajmy sto osiemdziesiąt jeden centymetrów wzrostu, sześćdziesiąt sześć kilo wagi, talię osy. Trzymała się prosto jak trzcina, a smukłość pomniejszała wrażenie, jakie wywierał nadmierny w tamtych czasach wzrost. Na zdjęciach góruje nad każdą ze sportsmenek, zazwyczaj nieco pochylona, z jedną nogą wysuniętą do przodu. Stoją obok niej, takie niskie, pękate. Wojciech Kossak, wielbiciel kobiet, określał figury współczesnych sobie pań jako „bomby à la polonaise”. – Halina miała sylwetkę dzisiejszej modelki. To się nazywa mieć warunki! – opiniowali znawcy lekkoatletyki.
„Wkroczyła na sportowe boisko leciutko i szczęśliwie jak tancerka, gdy wchodzi na scenę, ufna w siłę swojego talentu, urody, dojrzałej sztuki”22 – stwierdzi po latach Krzysztof Zuchora, wykładowca Akademii Wychowania Fizycznego, we wstępie do tomiku jej wierszy.
Kazimiera Muszałówna, jedna z pierwszych polskich dziennikarek sportowych, pisała: „[…] to nie tylko sportsmenka o nieprzeciętnym talencie sportowym, nie tylko zawodniczka bardzo wszechstronna, ale poza tym wszystkim – to jeszcze wielka uroda, ogromny wdzięk osobisty, elegancja. Na igrzyskach w Amsterdamie była najbardziej popularną zawodniczką, kobietą o niespotykanej ambicji. Na rok przed olimpiadą w meczu kobiecym Polska–Austria wygrała cztery konkurencje. Nie oszczędzała się nigdy. Rzeczywiście zawsze nieprzeciętna”23.
Konopacka na zawodach lekkoatletycznych w Krakowie, 1926 r.
Narodowe Archiwum Cyfrowe
Halina sprawiała kłopot sprawozdawcom sportowym, bo nie pasowała do stereotypu sportsmenki. Uprawiała prawie wszystkie dyscypliny lekkoatletyczne, w których występowały kobiety, i jeszcze biła wszelkie możliwe rekordy. Pisano o niej: „złota dama polskiego sportu”, „złota dziewczyna”. Albo „campionissima”. Albo jeszcze inaczej: „współczesna Diana”.
Stefan Flukowski, poeta, dramaturg i tłumacz, który w 1936 roku w tomie Dębem rosnę zamieścił wiersze z przerażającą jasnością przewidujące wybuch II wojny światowej, wybrał się na stadion Agrykoli położony u podnóża warszawskiej skarpy. Zadrzewiony, kojarzący się mu z antycznymi greckimi stadionami. Był rok 1925, wiosenne, niedzielne popołudnie. Ludzi jak na lekarstwo. „Stoję nie na mizernych trybunach lecz po przeciwnej stronie – pisał Flukowski – za barierą, na trawniku. […] Startuje tam pośród innych obiecująca dyskobolka AZS Halina Konopacka. Jest bardzo wysoka, przystojna, pięknie zbudowana, nogi i ręce wydają się dłuższe, niż może są w rzeczywistości. Coś niecoś o niej wiemy, bo zdążyła już zdystansować swoje krajowe rywalki. […] Przy rzucie nie znać żadnego wysiłku, wszystkie obroty, skłony, wychylenia, wreszcie sam rzut dysku zaskakująco proste, naturalne. To naprawdę piękna lekkoatletka. Jeden z rzutów szczególnie daleki. Może będzie rekord Polski. Oczywiście zainteresowanie. Wystarczyła chwila i zainteresowanie przeistacza się w podniecenie. Biegają, mierzą, biegają. Nagle sensacja – rekord świata! Konopacka pobiła dotychczasowy rekord świata! Brakło tłumu, mas, nas tutaj garść. […] Halina Konopacka stoi w kaskadach wiosennego słońca, w złocistym płaszczu heroiny kuli ziemskiej. Trzydzieści trzy metry czterdzieści i pół centymetra wydaje się osiągnięciem wspaniałym, nieprześcignionym”24.
Sensację tę opublikował „Przegląd Sportowy”, odnotowując ustanowienie przez Halinę Konopacką nieoficjalnego rekordu świata w rzucie dyskiem na odległość 33,40 metra25.
Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.
1 J. Lis, B. Tuszyński, Wspomnienia olimpijskie, Warszawa 1976.
2 Tamże.
3 W. Szkiela i in., Pół wieku Akademickiego Związku Sportowego. Sukcesy, cyfry, fakty, ludzie, porażki, wspomnienia, anegdoty, Warszawa 1962.
4 Za: Sport akademicki w relacjach i wspomnieniach, wybór i oprac. R. Wryk, Poznań 2009.
5 J. Kusociński, Od palanta do olimpiady i w kilka lat później, zebrał i uzup. K. Gryżewski, Warszawa 1957.
6 B. Tomaszewski, Piękna pani Halina, „Sport Nowela” 1998, nr 3.
7 J. Starża-Dzierżbicki, Pod jaką gwiazdą urodziłeś się. Horoskopy na każdy dzień roku, Warszawa 1990.
8 M. Samozwaniec, Maria i Magdalena, Warszawa 2010.
9 I. Daszyński, Pamiętniki, t. 2, Warszawa 1957.
10 B. Tomaszewski, Piękna pani Halina, dz. cyt.
11 W. Bitner, Dwa prądy, „Bluszcz” 1922, nr 16.
12 H. Konopacka, Co jest treścią wysiłku sportowego. Rekord światowy czy zwycięstwo nad sobą, „Przegląd Sportowy” 1926, nr 34.
13 Za: S. Koper, Królowe salonów II RP, Warszawa 2015.
14 Z. B., „Cudowne dziecko” czy normalna kobieta, „Bluszcz” 1927, nr 11.
15Pierwsza dyskobolka świata. Halina Konopacka, „Kurier Warszawski” 1928, nr 213, wyd. wieczorne.
16 W. Lipoński, Sport, literatura, sztuka, Warszawa 1974.
17 Tamże.
18 M. Heruday-Kiełczewska, Pierre de Coubertin – ojciec nowożytnych igrzysk olimpijskich, histmag.org, bit.ly/2ewezfW, dostęp: 14.10.2018.
19 P. de Coubertin, Oda do Sportu, przeł. J. Sadowska, „Dysk Olimpijski” 1970, nr 7.
20 Za: Narodziny olimpiady nowoczesnej. Jak się odbyły pierwsze igrzyska w Atenach w r. 1896-ym, „Przegląd Sportowy” 1928, nr 31.
21 Tamże.
22 K. Zuchora, Wznosiła świat miłością [w:] H. Konopacka, Któregoś dnia, Warszawa 2008.
23 J. Lis, B. Tuszyński, Wspomnienia olimpijskie, dz. cyt.
24 S. Flukowski, Pod warszawską skarpą, „Dysk Olimpijski” 1969, nr 6.
25 Za: Kronika Sportu, oprac. M. B. Michalik, Warszawa 1993.
[1] Kazimierz Świtalski, były premier IIRP, usłyszał wyrok 31 maja 1954 roku.
Agnieszka Metelska – dziennikarka, poetka, prawniczka. Autorka zbiorów wywiadów Szukanie puenty życia i Gdzie diabeł nie może… (razem z Ewą Nowakowską) oraz zbioru reportaży Pokuta po polsku. Jej tekst Tragarze codzienności znalazł się wśród najważniejszych reportaży XX wieku w 100/XX. Antologii polskiego reportażu XX wieku pod redakcją Mariusza Szczygła. Reporterka „Kobiety i Życia”, „Życia Literackiego”, „Przeglądu Tygodniowego” i „Twojego Stylu”. Autorka sztuk dramatycznych i tekstów piosenek. Od dziennikarstwa odeszła do adwokatury. Była rzeczniczką prasową Naczelnej Rady Adwokackiej, prowadzi indywidualną kancelarię adwokacką. Już jako prawniczka wydała tomiki wierszy Pamięć i Ślad oraz opublikowała artykuł o procesach politycznych w książce Adwokatura warszawska w latach nadziei i przełomu (1956–2009).
Wydawnictwo Czarne sp. z o.o.
czarne.com.pl
Sekretariat: ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice
tel. +48 18 353 58 93, fax +48 18 352 04 75
[email protected], [email protected],
[email protected], [email protected]
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
Sekretarz redakcji: [email protected]
Dział promocji: ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa
tel./fax +48 22 621 10 48
[email protected], [email protected]
[email protected], [email protected]
Dział marketingu: [email protected]
Dział sprzedaży: [email protected]
[email protected], [email protected]
Audiobooki i e-booki: [email protected]
Skład: d2d.pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków
tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]
Wołowiec 2019
Wydanie I