Zmowa rodzin - Dagmara Rek - ebook
NOWOŚĆ

Zmowa rodzin ebook

Rek Dagmara

3,3

47 osób interesuje się tą książką

Opis

Kornelia od zawsze kochała literaturę, co szybko zaowocowało zawrotną karierą w księgarni. Z prostego pracownika awansowała na kierowniczkę i zaczęła traktować lokal jak własny. Wojciech, budowlaniec, trafia do jej księgarni w poszukiwaniu prezentu i nieoczekiwanie zostaje częstym gościem. Jego wizyty stają się coraz bardziej romantyczne, aż oboje padają ofiarą strzały Amora i zamieszkują razem.

 

Ich szczęście burzą jednak rodzice Kornelii, którzy nie akceptują tego związku. Ale to dopiero początek dramatu. Wojciech znika w tajemniczych okolicznościach, a Kornelia, zrozpaczona, po jakimś czasie zakochuje się w Grzegorzu i przyjmuje jego oświadczyny.

 

Nagle otrzymuje wiadomość od Wojtka. Ten moment zmienia wszystko. Co działo się z Wojciechem przez te lata? I kim naprawdę jest Grzegorz?

 

Tajemnice, miłość, zdrada. Kornelia musi odkryć prawdę, zanim będzie za późno. Przygotuj się na emocjonującą podróż przez serce i duszę kobiety rozdartej między dwoma światami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 206

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (6 ocen)
2
1
1
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Antiochia1

Nie oderwiesz się od lektury

fajna
10
BeataM209

Nie polecam

bez sensu
01



Tej autorki w Wydawnictwie WasPos

CYKL Osiedlowy monitoring

Osiedlowy monitoring. Tom 1

Osiedlowy monitoring. Tom 2

CYKL Równe babki

Babcie w sieci miłości. Tom 1

Biuro matrymonialne. Razem do setki. Tom 2

POZOSTAŁE POZYCJE

Spotkanie po latach

Podaruj mi uśmiech

Zmowa rodzin

W PRZYGOTOWANIU

Emerytki w akcji (maj 2025 r.)

Zeszyt w skórzanej oprawie (październik 2025 r.)

Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka

Copyright © by Dagmara Rek, 2024Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Patrycja Kiewlak

Ilustracja na okładce: Adobe AI

Ilustracje wewnątrz książki: Gordon Johnson z Pixabay

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie

ISBN 978-83-8290-691-2

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Część I

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Część II

Rozdział 1

Rozdział 2

Kilka lat później…

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Od autorki

Cześć! Nazywam się Kornelia Wróbel i opowiem wam swoją historię.

Moje życie nigdy nie należało do najłatwiejszych. Chociaż przez chwilę myślałam, że poznanie pewnego mężczyzny jest przerwaniem tego pasma osobistego nieszczęścia. Niestety, ale to, co mówią inni, jest prawdą – nic nie trwa wiecznie. Nigdy nie wierzyłam w coś takiego, aż do pewnego dnia… moje życie się zmieniło, ja się zmieniłam, lecz moje serce – ono wciąż bije tym samym rytmem co kiedyś.

Czy da się kochać dwóch mężczyzn jednocześnie? Czy może to znak, że tak naprawdę nie kocha się żadnego? Nie znam odpowiedzi na te pytania, lecz wiem, że to, co kiedyś rozsadzało moje serce, tli się do dzisiaj. Już nie tak mocno jak wówczas, ale jakiś żar pozostał.

Moja historia dzieli się na dwie części. W pierwszej opiszę, co było kiedyś i jak doszło do spotkania pewnego mężczyzny, który zmienił moje życie. W drugiej zaś przedstawię, co dzieje się teraz, a w sumie co działo się kilka tygodni temu. Nie będzie to miła historia. Co prawda ma swój happy end, lecz zanim do tego doszło, musiało się naprawdę wiele wydarzyć.

Rozsiądź się wygodnie w swoim ulubionym fotelu, weź w dłoń kubek z pięknie pachnącą kawą albo herbatą i zanurz się w tej historii.

Pamiętaj, że czasami obcy ludzie mogą być bliżsi niż rodzina!

Część I

Rozdział 1

Od kiedy tylko pamiętałam, pracowałam w tym miejscu. W miejscu, gdzie nawet zapach potrafił przenieść człowieka w inny świat. Tu mogłam w jednej chwili znaleźć się w pałacu i wyobrazić sobie, że jestem księżniczką, ale też mogłam brać udział w napadzie na bank. To miejsce było moim drugim domem.

To miejsce nazywało się księgarnia. Pracując tu, czułam się spełniona i szczęśliwa.

Gdy nie było klientów, zatracałam się w świetnych historiach napisanych przez znanych autorów, ale nie tylko. Każdy z nich miał inny pomysł na fabułę, lecz także odmienny styl pisania. Nie wyobrażałam sobie dnia bez przeczytania chociaż kawałka książki. W tym miejscu pracowałam od wielu lat i nie zamierzałam tego zmieniać.

Oprócz książek najważniejsi byli dla mnie klienci. To oni trafiali do mnie, szukając czegoś dla siebie lub na prezent dla bliskich osób.

Pamiętałam swoje początki w tym miejscu. Co prawda od zawsze uwielbiałam czytać, lecz z doradzaniem innym miałam problem. Najgorsze było to, że często przychodzili ludzie, którzy szukali czegoś, co zupełnie nie było w moim guście. Jak wiadomo, odmian gatunkowych było wiele, ja jednak zazwyczaj zaczytywałam się w takich typowo babskich. Gdy zatem przychodził mężczyzna i szukał kryminału, od razu mój umysł wariował. Nie wiedziałam, co powiedzieć ani co zrobić.

W końcu to ja odpowiadałam za to miejsce, a nie chciałam, by klienci pomyśleli, że ekspedientka nie zna się na książkach. Nie chciałam, by księgarnia traciła klientów przez niekompetentną obsługę. Byłam osobą ambitną, więc wkładam dużo serca w to, co robiłam, i właśnie tak było również tym razem.

Mimo trudności i początkowego zniechęcenia starałam się w miarę możliwości czytać wszystkie nowości wydawnicze. Często z drugą pracownicą dzieliłyśmy się lekturami, a później wymieniałyśmy się spostrzeżeniami i streszczałyśmy sobie daną powieść. Tym sposobem poznawałam książki, których nigdy bym nie wzięła do ręki ze względu na odmianę gatunkową.

Z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień i z miesiąca na miesiąc uczyłam się czegoś nowego. Moje życie prywatne praktycznie nie istniało. Przyjaciół miałam wyłącznie w książkach, tam też znajdowali się moi kochankowie. Tak! Dobrze czytacie! Miałam swoje ulubione autorki, które tak kreowały jednego z bohaterów, że aż żałowałam, iż taki mężczyzna nie istnieje naprawdę.

Wróć! Skłamałam!

Miałam jedną przyjaciółkę, taką prawdziwą, namacalną. Sylwia zawsze potrafiła mnie wesprzeć, pomóc, doradzić, a co najważniejsze, akceptowała mnie ze wszystkimi wadami i zaletami.

Odkąd jednak zaczęłam pracę w księgarni, a konkretniej od dnia, kiedy podjęłam decyzję o czytaniu prawie wszystkich nowości, które do nas przychodziły, nasza przyjaźń nieco ucierpiała. Książki pochłaniały cały mój wolny czas. Sylwia była na tyle wyrozumiała, że nie miała pretensji o to, iż spotykamy się coraz rzadziej. Doszło jednak do tego, że tygodniami się nie widziałyśmy, lecz sporadycznie wymieniałyśmy wiadomości na jednym z popularnych komunikatorów.

Moje poświęcenie z czasem zaczęło przynosić efekty. W księgarni pojawiało się coraz więcej osób. Okazało się, że poczta pantoflowa działa prężnie. Książek było coraz więcej, bo moja szefowa rozbudowała nasz lokal, a co za tym idzie – miałyśmy chyba największy wybór propozycji czytelniczych, biorąc pod uwagę księgarnie, które nie miały logo znanego w całym kraju.

W pracy szło mi tak dobrze, że dostałam propozycję, aby zostać zastępcą. Mogłoby wydawać się to dziwne, że w księgarni jest jakiś zastępca, ale… zacznijmy od początku.

Moja księgarnia – bo już tak mogłam ją nazywać – nie była żadną sieciówką. Szefowej marzyło się, by otworzyć coś innego niż w każdym mieście, coś unikatowego. Ta księgarnia miała być miejscem, gdzie ludzie będą przychodzili z przyjemnością, a co najważniejsze, my, jako znawcy literatury – chociaż to za duże słowa – będziemy umiały doradzić w każdej sytuacji.

I tak też było. Nasi klienci – często tacy, którzy z książkami mieli do czynienia w czasach szkolnych – przychodzili do nas, aby kupić jakąś powieść na prezent. Skoro te osoby nie czytały nic oprócz napisów na artykułach spożywczych, było wiadome, że to my jako „panie księgarenki” – tak zostałyśmy nazwane przez naszych klientów – będziemy musiały coś doradzić. Zazwyczaj okazywało się, że robiłyśmy to dobrze, a co za tym idzie – ludzie do nas wracali i zostawiali całkiem spore sumy.

Po czasie okazało się, że jesteśmy prawie że spowiednikami. Szczególnie gdy starsze panie przychodziły kupić książki dla wnuków.

Zanim coś wybrały, opowiadały historie rodzinne, na przykład o tym, że wnuczka ma bunt młodzieńczy, a wnuk niedługo zostanie ojcem, mimo iż ma dopiero siedemnaście lat. My cierpliwie słuchałyśmy tych opowiadań i dobierałyśmy książki dla danej osoby.

Tak dobrze nam szło, że coraz więcej ludzi odwiedzało naszą księgarnię. Bez żadnych ulotek i bez promocji w Internecie była to jedna z najlepszych księgarni w województwie. Tak działała poczta pantoflowa, wystarczyło, że jednej babci udało się kupić książkę, którą wnuki czytają, a od razu polecała nas swoim koleżankom. A wiecie przecież, że taka starsza pani to ma mnóstwo znajomych, prawda? I tak interes kręcił się do dzisiaj.

Wracając do zastępcy… księgarnia przynosiła zyski, więc szefowa postanowiła otworzyć drugą w innym mieście, a dodatkowo zajęła się wysyłką książek kupionych przez Internet. U nas bywała coraz rzadziej, a wiadomo było, że szefowa jest potrzebna, by utrzymać porządek. Gdy zostałam wybrana na stanowisko zastępcy, zdziwiłam się nieco, lecz szybko zostałam poinformowana, że mam bardzo pozytywną opinię wśród klientek. Ponadto największe zyski były wtedy, gdy to ja byłam na zmianie. Szefowa nie miała wyjścia i to mnie ustanowiła swoim zastępcą.

Ten awans mnie cieszył, szczególnie że wiązało się to z wyższą pensją. Niestety, ale były też minusy. Nie dość, że teraz nie miałam czasu dla siebie, o przyjaciółce nie wspominając, to jeszcze nowe obowiązki dochodziły niemalże z dnia na dzień.

Mimo wszystko radość była wielka, bo miałam większe pole do popisu, jeżeli chodziło o zmiany w księgarni. Szefowa na odchodne powiedziała, że teraz to ja zarządzam i mam robić tak, by przyciągać klientów, a nie ich odstraszać. Mnie taka informacja ucieszyła, bo byłam osobą bardzo pomysłową, więc wiedziałam, co robić, by nasza księgarnia wciąż była tą najlepszą.

Jako że pracowałam długi czas w tym miejscu, znałam potrzeby klientów, wiedziałam, co lubią czytać, i znałam ich rodziny dzięki opowieściom, którymi mnie raczyli. Takich stałych klientów, którzy raz w tygodniu przychodzili po książkę dla siebie, nie licząc wpadania od czasu do czasu, by kupić coś na prezent, miałam ponad dziesięciu. Całą resztę klientów znałam, lecz oni bywali zdecydowanie rzadziej niż raz w tygodniu. Z tym że jak już przychodzili, to kupowali kilka książek i później przez dłuższy czas ich nie widziałam. Zwyczajnie lubili mieć „zapas”.

Dla stałych klientów, których widziałam często w naszym królestwie, przygotowałam niespodzianki – karty stałego klienta uprawniające do zniżek, a nawet darmowe książki. Dodatkowo ciekawą możliwością dla zainteresowanych czytelników było informowanie o nowościach. Korzystało z niej wiele osób. Wystarczyło zostawić mi swój numer telefonu, a ja dzwoniłam albo wysyłałam SMS z powiadomieniem o tym, co ciekawego do nas dotarło.

Wdrożyłam mnóstwo pomysłów, które się sprawdziły i można było powiedzieć, że przynosiły spore zyski. Największą popularnością cieszył się kącik tematyczny – Dzień Kobiet, Dzień Mężczyzn, Dzień Dziecka, święta, powitanie jesieni, zimy i wiele innych. Na każdą z tych okazji szykowałam książki, stroiłam całą księgarnię. U nas nigdy nie było smutno ani nudno.

Z czasem poszliśmy dalej i zaczęliśmy robić spotkania autorskie, okazało się też, że w naszej miejscowości jest sporo osób, które piszą książki, ale nie mogą się wybić, bo nie mają takiej siły. Dzięki takim spotkaniom mieszkańcy poznali nowe dzieła, a co za tym idzie – autorzy zostali nagrodzeni pochwałami, dobrymi słowami i mieli zapał do pisania.

Wiedząc, ile czasu starsze panie spędzają w naszych skromnych progach, postanowiłam zrobić kącik czytelnika. Nasza księgarnia była na tyle duża, że mogłam w wybranym przez siebie miejscu postawić wygodny fotel, a nawet i dwa, oraz mały stolik, na którym zawsze stały świeże kwiaty. Zrezygnowałam ze słodyczy, bo przecież nie chciałam, aby ktoś przypadkowo ubrudził jakąś książkę.

Dziwne, aby taki kącik powstał w księgarni, prawda? I teraz myślisz sobie pewnie, że ludzie, którzy mnie odwiedzali, brali nowości z półek i czytali? Mylisz się! Mieliśmy osobną półkę na książki ze zwrotów. My tak naprawdę nic nie mogliśmy z nimi zrobić, bo one zawsze były w jakiś sposób uszkodzone. A to zagięty brzeg, a to w środku porwana kartka.

Dlatego wymyśliłam, że właśnie te książki będzie można czytać w mojej czytelni. Chętnych było naprawdę wielu, z czasem zaczęły się tworzyć kolejki i zapisy. Mnie cieszył taki obrót spraw, mimo iż te osoby nie zostawiały tyle gotówki, ile bym chciała. Miałam jednak świadomość, że rachunek i tak się wyrówna, bo wiedziałam, jakie zakupy robią inni klienci.

Ten kącik był też idealny dla tych, którzy przychodzili na ploteczki. Wydawało mi się, że łatwiej im opowiadać historie rodzinne na siedząco. Czasami miałam wrażenie, że jestem psychologiem, który słucha i doradza innym. Ale czy istniało ku temu lepsze miejsce niż księgarnia, która ma w swych zasobach książki na temat każdego ludzkiego problemu?

Szczerze mówiąc, o księgarni mogłabym rozprawiać godzinami. To miejsce było takim moim azylem, a książki w jednej chwili potrafiły zmienić moje myślenie i przenieść do innej krainy. Najlepsze z tego wszystkiego było to, że przekonałam się do takiej tematyki, którą kiedyś omijałam szerokim łukiem.

To wszystko sprawiło, że założyłam blog, na którym pisałam recenzje książek. Były one tak dobre, że kilka wydawnictw zaproponowało mi płatne współprace. Przysyłano mi książki przed premierą, a ja czytałam i pisałam recenzje. Miałam sporo obserwatorów, więc przekładało się to na sprzedaż, nie tylko w wydawnictwie, lecz także u nas w księgarni.

Jednym słowem – spełniałam się zawodowo. Do szczęścia brakowało mi tylko miłości. O czasie wolnym nie wspominając!

Bywałam w przelotnych związkach, nie było to nic poważnego. Tworząc relację z mężczyzną, miałam nadzieję, że znajomość się pogłębi i zaprowadzi nas przed ołtarz. Niestety, nigdy tak się nie stało.

Najdłuższy mój związek, o ile można było nazwać to związkiem, trwał pół roku. Mieszkaliśmy z dala od siebie, rzadko się spotykaliśmy, częściej widzieliśmy się przez kamerkę internetową niż na żywo. Ale nie było się co dziwić, skoro dzieliło nas pięćset kilometrów. Co prawda mój ukochany chciał przyjeżdżać w każdy weekend, lecz ja mu to odradzałam, tłumacząc, że więcej czasu spędzi za kółkiem niż ze mną.

Teraz, po czasie, myślałam, że coś podświadomie mi mówiło, abym nie pogłębiała tej relacji. W końcu nic nie dzieje się bez przyczyny, prawda? Widocznie tak miało być.

Stałam oparta o jeden z regałów z książkami. Rozglądałam się po tej mojej twierdzy i cieszyłam się. Tak zwyczajnie, wewnętrznie była we mnie wielka radość, że mogłam stworzyć tak magiczne miejsce, które przyciągało wielu klientów. A co najważniejsze, nie były to tylko osoby z naszego miasteczka, ale również turyści, którzy robili sobie zdjęcia i wrzucali je na swoje media społecznościowe.

Skąd wiedziałam? Założyłam tam konto. Oczywiście konto księgarni. I co jakiś czas wrzucałam zdjęcia wystroju czy nowości książkowych, ogłaszałam też różne konkursy. Turyści, którzy robili zdjęcia we wnętrzu mojego lokalu, zawsze oznaczali konto księgarenki. Dlatego wiedziałam, że chwalą ją nie tylko w tym naszym regionie.

Byłam dumna!

To było wielkie docenienie mojej pracy oraz kreatywności!

Moje przemyślenia przerwał dzwoneczek, to znaczyło, że ktoś wszedł do księgarni. Oderwałam plecy od regału i udałam się na swoje miejsce, czyli za ladę. Zobaczyłam, jak podchodzi do mnie młody mężczyzna ubrany w roboczy kombinezon.

– Dzień dobry, poszukuję książki dla mojej siostry – zaczął.

– Dzień dobry, zapraszam. – Pokazałam dłonią na półki. – Można coś wybrać na spokojnie. Dużego ruchu nie ma, więc można przejrzeć wszystkie książki, które mamy w ofercie – odpowiedziałam.

– Jest pani bardzo miła, lecz ja się zupełnie nie znam na kobiecych powieściach. Czy mogłaby pani mi doradzić i pomóc coś wybrać? – zapytał.

Po krótkiej rozmowie okazało się, że siostra jest pięć lat młodsza od mojego klienta. Wybrałam kilka książek, które według mnie były odpowiednie na prezent. Mężczyzna wziął je do ręki, przeczytał opisy na okładkach i pokazał, która według niego będzie najlepsza dla siostry. Resztę odłożyłam na półkę.

Na odchodne przeprosił mnie za swój strój i wyjaśnił, że pracuje na budowie obok. Niestety zapomniał o urodzinach siostry, więc na szybko chciał kupić jakiś prezent, a pierwsze, co wpadło mu do głowy, to dobra powieść.

Ucieszyło mnie to, co powiedział.

Kolejny raz mogłam się przekonać, że takie miejsca są potrzebne każdemu. W końcu książka to zawsze dobry pomysł na upominek zarówno z konkretnej okazji, jak i bez okazji.

Na początku ten mężczyzna nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Ot zwykły klient, taki jak inni. Panowie też nas odwiedzali, co prawda byli w mniejszości, ale można było ich tu spotkać.

Dzień mijał bardzo szybko, dlatego że ciągle ktoś przychodził i prosił o pomoc w wyborze lektury. Lubiłam ten moment, wiedziałam, że inni liczą na moją pomoc i ja muszę sprostać ich wymaganiom.

Rozdział 2

Po dwóch dniach, jakieś pięć minut po otwarciu księgarni zadzwonił dzwoneczek nad drzwiami. Zdziwiłam się, że tak szybko ktoś przyszedł po książki.

Wyszłam z pomieszczenia socjalnego i zobaczyłam mężczyznę, tego samego, który ostatnio był po książkę dla siostry. W dłoniach trzymał bukiet czerwonych róż.

– Proszę, to dla pani – powiedział, podając mi kwiaty.

W pierwszej chwili nie wiedziałam, co powiedzieć i czy w ogóle przyjąć ten upominek. Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego ten mężczyzna daje mi kwiaty.

– Proszę – powiedział raz jeszcze.

– Dziękuję, ale zupełnie nie wiem, czym sobie zasłużyłam na ten piękny bukiet. – Zawstydziłam się.

Pierwszy raz znalazłam się w sytuacji, w której obcy mężczyzna wręczył mi kwiaty, w szczególności że widziałam go drugi raz w życiu.

Byłam kobietą, więc w mojej głowie zaczęły rodzić się różne pomysły, czasami niekoniecznie pozytywne. Zaczynając od tego, że ten pan jest zwyczajnie miły, a kończąc na tym, że to porywacz.

Tak! Miałam bujną wyobraźnię, a jeszcze bardziej rozbujała się, gdy zaczęłam czytać te wszystkie książki. Już widziałam siebie przywiązaną do krzesła z zasłoniętymi oczami i torturowaną. Tylko nie wiedziałam z jakiego powodu, bo przecież nic cennego nie miałam.

Musiałam szybko wyrzucić ten pomysł z głowy i zacząć słuchać, co mówił ten mężczyzna.

– Moja siostra była zadowolona z książek, które dostała ode mnie w prezencie. Oczywiście nie przyznałem się, że nie wybierałem ich sam. Wie pani, chciałem jakoś zapunktować i w ten sposób prosić o wybaczenie w związku z tym, że zapomniałem o jej urodzinach. – Uśmiechnął się.

Im dłużej na niego patrzałam, tym bardziej mi się podobał. Dzisiaj przyszedł ubrany naprawdę elegancko. Miał na sobie brązowy płaszcz, spod którego wystawał golf w tym samym odcieniu. Oczywiście zwróciłam uwagę na cały strój tego mężczyzny. Byłam z tych osób, które oceniały ludzi po dłoniach i butach.

Nie wiedziałam czemu, ale rodzice zawsze mi powtarzali, że delikatne i zadbane dłonie u mężczyzny oraz modne, czyste i pasujące do całej stylizacji buty świadczą o tym, że potrafi zadbać o siebie, a w związku z tym będzie umiał zadbać również o rodzinę.

To stwierdzenie było dla mnie dziwne i zupełnie się z nim nie zgadzałam. Rozumiałam, że dłonie są wizytówką zarówno kobiety, jak i mężczyzny, ale te wypielęgnowane mogły też świadczyć o tym, że dana osoba nie miała styczności z żadnym wysiłkiem. Być może też nigdy nie pracowała fizycznie, lecz zawsze umysłowo.

Oczywiście inteligencja była ważna, lecz co mi było po inteligencji, jeśli w domu taki facet byłby do niczego? Ja chciałam być z kimś, kto będzie potrafił wymienić żarówkę czy też naprawić to, co się zepsuje. Łatwo było wybrać numer telefonu i zlecić komuś takie prace, lecz mnie to w ogóle nie imponowało. Dla mnie mężczyzna musiał być nie tylko inteligentny, lecz także pracowity. Skoro ja potrafiłam sama złożyć meble – nie tak jak moje koleżanki, które potrzebowały kogoś do pomocy – to i mój ukochany mężczyzna musiał umieć zadbać o rodzinę nawet w takich kwestiach.

Po krótkiej rozmowie z tym klientem stwierdziłam, że mogłabym się z nim zaprzyjaźnić. Dodatkowo jego praca świadczyła o tym, że brudna robota – bo taka przecież była na budowie – nie jest mu straszna.

– Tak rozmawiamy i rozmawiamy, a ja nawet nie znam pani imienia – powiedział. – Ja jestem Wojtek, to znaczy Wojciech Bukowski. – Podał mi rękę.

– Bardzo mi miło, Wojtku. Ja nazywam się Kornelia Wróbel – odpowiedziałam, również podając mu dłoń.

Niestety, naszą rozmowę przerwał dzwoneczek nad drzwiami informujący o tym, że ktoś wszedł do księgarni. Po czasie okazało się, że kilka osób przyszło już teraz szukać prezentów na mikołajki. Zdziwiłam się, bo przecież dopiero był październik, ale moi klienci twierdzili, że zawsze kupują prezenty wcześniej i jest im to obojętne, czy książka jest tuż po premierze, czy też jest już dość znana wśród czytelników.

Wojtek uznał, że nie chce przeszkadzać, i na odchodne obiecał, że jeszcze nie raz pojawi się w moim królestwie. Gdzieś w głębi serca ucieszyło mnie to jego zapewnienie.

Dzisiaj wyjątkowo dzień strasznie się dłużył i jak na złość – klientów było niewielu jak na środek tygodnia. Lubiłam, jak coś się dzieje, a dziś po prostu wiało nudą. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – ten czas mogłam przecież poświęcić na pisanie recenzji książek, które ostatnio przeczytałam dzięki współpracy z różnymi wydawnictwami.

W pewnym momencie spojrzałam na zegarek. Okazało się, że zaraz powinnam zamykać księgarnię. Szłam już w stronę drzwi, gdy te nagle się otworzyły.

– Jak ja nie przyjdę do ciebie, to ty nawet się do mnie nie odezwiesz. – Usłyszałam głos mojej przyjaciółki.

– Sylwia? – zdziwiłam się. – A co ty tu robisz? – zapytałam.

– Sylwia, Sylwia… Dobrze, że w ogóle pamiętasz, jak mam na imię. – Pokazała mi język. – Przyszłam cię odwiedzić.

– Bardzo mi miło. – Podeszłam i uściskałam ją. – Ja zaraz będę zamykała. W sumie to już zamykam.

– To się bardzo dobrze składa. Idziemy do ciebie, do mnie czy gdzieś do baru? – zapytała wprost.

– Wolałabym do mnie – odpowiedziałam.

Zanim wyszłyśmy z lokalu, musiałam jeszcze zamieść i zmyć podłogę. Oczywiście wcześniej zrobiłam rozliczenie kasy. Pogasiłam światła, zamknęłam drzwi i mogłyśmy udać się do mojego mieszkania.

Przez całą drogę musiałam wysłuchiwać narzekania Sylwii. Narzekania na mnie. Mówiła, jaką to jestem złą przyjaciółką, że w ogóle się nie odzywam, nie odpisuję na wiadomości i nie odbieram telefonów. Przykro mi było tego słuchać, ale ona miała rację. Przez ostatnie tygodnie, a nawet miesiące stałam się zupełnie innym człowiekiem. Praca pochłonęła mnie totalnie.

W końcu po kilkunastu minutach znalazłyśmy się w moim mieszkaniu.

– Czego się napijesz? – zapytałam.

– A masz jeszcze tę moją ulubioną herbatę? – Sylwia spojrzała na mnie.

– Jaśminową? Jasne, że mam. Przez ciebie to i ja zaczęłam ją pić nałogowo. – Zaśmiałam się.

Zrobiłam dwie herbaty, z szafy wyciągnęłam ciasteczka czekoladowe i usiadłam koło mojej przyjaciółki na kanapie. Już miałam coś powiedzieć, gdy ona mnie uprzedziła.

– Kornelia, powiedz szczerze… co się dzieje?

Zdziwiło mnie jej pytanie.

– Nic. A co ma się dziać?

– Nie wiem. Gdybym wiedziała, tobym nie pytała. Ja rozumiem, że jesteś zajęta, masz pracę, ale to chyba nie powód, aby nie odzywać się przez – spojrzała na zegarek – dwa tygodnie. Wcześniej od czasu do czasu napisałaś coś albo zadzwoniłaś, a teraz nawet nie odpisywałaś na moje wiadomości. Naprawdę się martwiłam o ciebie. – Potok słów leciał z jej ust.

– Sylwia, ja cię naprawdę przepraszam. – Popatrzyłam na nią. – Wiem, że jestem złą przyjaciółką, ale… ale znasz mnie i wiesz, że chcę robić wszystko jak najlepiej. Zależy mi na tym, aby księgarnia działała na najwyższych obrotach, abyśmy miały mnóstwo klientów i wysoką sprzedaż.

– Ja to doskonale rozumiem, ale czasami w przerwie mogłabyś chociaż napisać, że u ciebie wszystko dobrze. Wiesz, to nie zajmuje dużo czasu, a ja bym się mniej martwiła.

– Przepraszam. Tak byłam pochłonięta pracą, że nie myślałam o nikim ani niczym innym. – Było mi naprawdę przykro.

– Dobra, było, minęło – machnęła ręką – ale obiecaj mi, że od dzisiaj, od teraz zmienisz swoje zachowanie, dobrze? Ja rozumiem, praca, ale ja się naprawdę martwiłam.

– Obiecuję, przysięgam i przyrzekam! – Delikatnie się uśmiechnęłam.

– Dobra, skoro to mamy już wyjaśnione, to mów, co tam ogólnie u ciebie słychać. Bo wchodząc do księgarni, widziałam jakiś delikatny uśmiech na twojej twarzy.

– Poznałam kogoś. – Spojrzałam na nią.

– Gdzie? Przecież ty niby nigdzie nie wychodzisz.

– Nie uwierzysz, ale właśnie w księgarni. – Zaśmiałam się.

– To opowiadaj! – uniosła lekko głos. – Jestem ciekawa, co za przystojniak wpadł ci w oko.

– Tak naprawdę to widziałam go tylko dwa razy, ale…

– Mów od początku, a nie! – ponaglała.

– Ale w sumie nawet nie ma co opowiadać. Przyszedł kupić książkę dla siostry na urodziny, a że on się nie zna, to pomogłam mu coś wybrać. Dzisiaj znowu mnie odwiedził.

– Po kolejną książkę?

– Nie. Po to, aby wręczyć mi bukiet kwiatów i podziękować za wybór. Okazało się, że trafiłam i siostra jest zadowolona z prezentu.

– Bukiet kwiatów? To gdzie ty go masz?

Chyba tylko ta informacja dotarła do mojej przyjaciółki.

– Zostawiłam w księgarni na zapleczu. Ale nie martw się, stoi w wazonie z wodą.

– Uf… Bo już myślałam, że do jutra umrze śmiercią naturalną przez brak odpowiedniego nawodnienia. – Zaśmiała się.

– Dobra, dobra. To, że kwiaty w doniczkach nigdy u mnie nie przetrwały miesiąca, to nie znaczy, że o piękny bukiet róż nie potrafię zadbać – uspokoiłam ją.

– Mów coś jeszcze o tym twoim nowym gachu.

– Ale on nie jest mój. Widziałam go dwa razy, o czym powiedziałam ci chwilę temu.

– A wiesz chociaż, jak się nazywa?

– Tak, przedstawił się. To Wojciech Bukowski.

– Wojtek… Ładne imię. – Spojrzała na mnie. – A i nazwisko też niczego sobie. Kornelia Bukowska albo Kornelia Wróbel-Bukowska. Chociaż… – Podrapała się po głowie. – Gdybyś jednak przyjęła jego nazwisko, lepiej by brzmiało.

– Sylwia! – uniosłam nieco głos. – Co ty opowiadasz?! Ja tego faceta nie znam i nie wiem, czy kiedykolwiek go zobaczę, a ty już o ślubie mówisz?

– To odpowiedz mi na jedno pytanie.

– Zamieniam się w słuch.

– Kiedy ostatnio twój klient przyniósł ci jakiś prezent w podziękowaniu za odpowiedni dobór książki? I tu nie chodzi o kwiaty, ale o jakąś bombonierkę, kawę czy coś innego.

– Tak naprawdę to był pierwszy raz. Zazwyczaj ludzie przychodzą podziękować, ale wiesz… słowami, a nie upominkami – odpowiedziałam szczerze.

– Dlatego sama widzisz, że coś jest nie tak. I są dwie możliwości. Albo wpadłaś temu całemu Wojtkowi w oko, albo on jest dżentelmenem, których co prawda teraz trudno znaleźć, ale jednak…

– To moim zdaniem zgadłaś. On jest dobrze wychowany, więc dlatego przyszedł podziękować, przynosząc mi kwiaty.

– Ja już swoje wiem. – Zaśmiała się i puściła mi oczko.

– Lepiej mi mów, co u ciebie. Jak tam randki z aplikacji? – zapytałam.

– A weź nic nie mów… – machnęła ręką – byłam na trzech.

– To opowiedz o każdej z nich.

– Mówisz, jakbym była na jakiejś terapii. – Spojrzała na mnie.

– Może to tak zabrzmiało, ale naprawdę chcę wiedzieć, jak wyglądały te spotkania – wytłumaczyłam się.

– Pierwsze było bardzo szybkie. Facet na apce miał zdjęcie swojego brata. – Zaśmiała się. – Opisał siebie jako wysokiego szatyna, w dodatku wysportowanego. Umówiliśmy się w kawiarni na mieście. Uzgodniliśmy, że będę miała rozpuszczone włosy i opaskę na głowie.

– To on nie widział twojego zdjęcia? – zdziwiłam się.

– Widział, ale powiedział, że fajnie będzie, jak umówimy się na jakiś znak rozpoznawczy.

– On też miał przyjść w opasce?

– Nie, on miał przyjść w żółtej koszuli – odpowiedziała.

– Coo? To pewnie był cały osrany przez muchy. Bo w końcu one lecą do żółtego koloru.

– Weź przestań!

– Ale to ty zaproponowałaś taką koszulę czy on?

– On, no gdzie ja? – Jakoś dziwnie na mnie spojrzała.

– Dobra, mów, co było dalej – ponagliłam ją.

– Usiadłam w kawiarni przy stoliku. Nic nie zamówiłam, bo powiedziałam, że czekam na kogoś. W końcu do lokalu wszedł ktoś ubrany właśnie w żółtą koszulę. Spojrzałam na niego, ale nic sobie z tego nie robiłam, bo znacznie różnił się od mężczyzny na zdjęciu.

– Już mi się podoba to opowiadanie. – Zaśmiałam się.