Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Po śmierci kuzyna Chris postanawia zaopiekować się jego żoną, a swoją dawną przyjaciółką, Anną. Kobieta z dwojgiem dzieci, Edwardem i Elisabeth, przyjeżdża do ogromnej rodowej posiadłości w Kornwalii i zamieszkuje w niej na stałe. Ciężko chory na suchoty siedemnastoletni Edward gra cudownie na pianinie. Chris jest oczarowany chłopcem, są sobą zafascynowani, przyciąga ich do siebie niezrozumiała dla obu siła uczucia które boją się nazwać.
Rodzina Chrisa prowadzi jedną z największych firm uprawiających herbatę na Cejlonie i tam właśnie wysyła Chrisa matka, która postanawia zapobiec rodzinnemu skandalowi… Wkrótce do Chrisa dołącza Anna, ten jednak nieustannie wspomina jej syna.
Niezrozumiała siła, jaka przyciąga Chrisa do syna zakochanej w nim kobiety, sprawia, że pomiędzy Chrisem a Anną dochodzi do nieoczekiwanego zbliżenia, lecz ten widzi w twarzy Anny – Edwarda i jego uczucia do chłopaka stają się coraz bardziej niebezpieczne i poplątane. Trójkąt miłosny, który rodzi się między bohaterami, będzie miał tragiczne skutki.
Czy można kochać kogoś miłością czystą – platoniczną? Jak zachowa się Anna i rodzice Chrisa, kiedy jego prawdziwe uczucia wyjdą na jaw? Czy Chris zrozumie uczucia, które nim targają? Szaleństwo, jakie nastanie w duszy jednego z bohaterów, doprowadzi do katastrofy, o jakiej nikomu się nie śniło.
Miłość. Zazdrość. Zło. Zdrada. Brak spełnienia. Sekret. Szaleństwo. Bezsilność… Właśnie one wypełniają treść tej książki.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 218
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Andrzej F. Paczkowski, 2019Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2022All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Janusz Muzyczyszyn
Korekta I: Anna Grzeszczyk
Korekta II: Aneta Krajewska
Zdjęcie na okładce I: © by wtamas/Shutterstock
Zdjęcie na okładce II: © by Lee Avison / Trevillion Images
Projekt okładki: Adam Buzek
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]
Ilustracje w środku książki: © by pngtree.com
Wydanie I - elektroniczne
ISBN 978-83-8290-136-8
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Część 1 Anglia
Część 2 Cejlon
Część 3 Anglia
Epilog
Część 1 Anglia
Kornwalia, rok19..
Christopher stał w swoim gabinecie z nosem przyklejonym do szyby, patrząc na zalany deszczem ogród. Wysoki, barczysty mężczyzna zasłaniał sobą większą część okna. Jedną rękę opierał na parapecie, drugą trzymał w kieszeni spodni. Gdyby go ktoś obserwował, zobaczyłby wyraz zamyślenia na jego twarzy. Wyglądał na zatroskanego. Ciemne gęste włosy skrzyły się w świetle lamp. Oczy nieruchome, zatrzymane w jednym punkcie. Broda z małym przedziałkiem pośrodku. Może tylko nos, jako jedyna część ciała lekko odstawał od normy. Trochę za duży. Brwi ciemne i długie, niemalże kobiece rzęsy. Rysy twarzy miał zdecydowanie wyostrzone. Usta lekko zaciśnięte. Postawa człowieka pewnego siebie. Był jednak zdolny do romantyczności i wielkich uniesień, co czasami mylnie interpretowano, sądząc, że jest miękki idelikatny.
Cieszył się wielkim powodzeniem u kobiet. Nie tylko u młodych. Starsze panie wodziły za nim głodnym wzrokiem i starały mu się przypodobać. Młode dziewczęta chichotały po kątach, by zwrócić na siebie uwagę. Kiedy zaś kierował na nie wzrok, oblewały się rumieńcami i pospiesznie uciekały, chcąc ukryć zmieszanie. Serca o mało nie wyskakiwały im z piersi. Starsze, ze swego rodzaju prowokacją, patrzyły mu prosto w oczy. Wzrokiem starały się dać mu do zrozumienia o swojej gotowości doromansu.
Był jedynym spadkobiercą wielkiej fortuny. Rodzice nie zamierzali co prawda wycofywać się jeszcze w cień, ale już dawno przekazali synowi kierowanie dobrze prosperującą firmą zajmującą się produkcją herbaty dowożonej z Cejlonu. Zarządzał rodzinnym biznesem i domem bez większych problemów, jednakże pieniądze nic dla niego nie znaczyły. Firma się rozwijała, często wiązało się to z podróżami na Cejlon czy doIndii.
Christopher bardzo mocno przeżywał śmierć braci i nie potrafił pogodzić się z ich brakiem. Ralf, starszy o rok i Damien, starszy o dwa lata, byli dla niego wszystkim. Kochał ich bardzo i nie wstydził się mówić o swojej miłości. Serce miał miękkie, charakter twardy, acz ulegał tylko i wyłącznie rodzicom. Obaj bracia wypłynęli przed rokiem do Indii, sztorm na morzu zatopił statek. Z podróży już nigdy niewrócili.
Pomimo południa ściemniło się bardzo, po szybach spływały strugideszczu.
Wnętrze gabinetu zaczął ogarniaćmrok.
Rodzinna rezydencja Christophera szczyciła się wielowiekową tradycją i do dziś zachowana była w dobrym stanie. Rodziły się tu i umierały pokolenia przodków, a ich wizerunki spoglądały na mieszkańców w Sali Portretów. Dom miał niejednolity wystrój, choć gdzieniegdzie zauważyć można było ornamentykę angielskiego gotyku, nadającą mu nieco delikatności i ogłady. Czasami pojawiały się cechy sztuki włoskiej. Niemalże w każdym pokoju natrafiało się na rzeźby, krzesła o toczonych nogach, skrzynie, sztukaterię, boazerię czy kominki. To wszystko sprawiało, że dom, pomimo całej swej surowości, sprawiał wrażenie spokojnej przystani, gdzie zawsze można się było schować, zapomnieć o wszystkim i po prostuodpocząć.
Mijały minuty. Deszcz coraz bardziej przybierał na sile. Liście drzew opadały szarpane gwałtownie podmuchami wiatru. Szerokie kałuże wydłużały się, ukazując nierówny teren przedposiadłością.
Mężczyzna odsunął się od okna, przeszedł parę kroków w stronę kominka i zasiadł w skórzanym fotelu, zakładając nogę na nogę. Przyglądał się leżącej na stole pachnącej kartce, od której oderwał się przed paroma minutami. To właśnie zawarta w liście informacja nie dawała mu spokoju, choć, prawdę mówiąc, dawno spodziewał się takiego obrotusprawy.
Po chwili jeszcze raz wziął do ręki list i zatopił się w lekturze w celu upewnienia się, że to, co czytał, jestprawdą.
DrogiChristopherze,
zastanawiałam się nad Twoją propozycją i jestem Ci niezmiernie wdzięczna, ale nie mogę teraz, przynajmniej przez parę następnych miesięcy, odbyć tak długiej podróży. Co prawda zdaje się, że długo tu nie wytrzymam o zdrowym umyśle i ciele, ale jednak nie mogę narażać dzieci na takie niebezpieczeństwo. Ten dom to ich rodzinne gniazdo, z którym trudno przyjdzie im się rozstać. Poza tym choroba Edwarda każdego dnia coraz bardziej wykańcza jego ciało, a lekarze nie zalecają podróży w tym stanie. Może jedynie zaszkodzić. A ja… nie mogę sobie wyobrazić, co będzie, kiedy go stracę. Edward, jak wiesz, to chłopiec niezwykle słabego zdrowia. Od małego mam z nim kłopoty, jednakże zajmowanie się nim jest moim obowiązkiem, a jako matka muszę na pierwszym miejscu stawiać dobro mojego dziecka. Co innego Elizabeth, ta dziewczyna to psotnica w spódnicy, nie mogę nad nią zapanować. To pewnie dlatego, że urodziła się dziesięć lat po Edwardzie, zresztą to ona powinna była urodzić sięmężczyzną.
Proszę Cię, przyjeżdżaj jak najszybciej. Wierzyciele każdego dnia nie dają o sobie zapomnieć, stoją pod domem, wygrażają i obawiam się, że już niedługo dojdzie do rozlewu krwi. Pogardzam sobą za tę słabość, jednak nadszedł czas, by dumę schować głęboko i zacząć działać. Dlatego błagam, zmiłuj się nad ubogą krewną i jeżeli przyjaźń nasza, więzy krwi, znaczą dla Ciebie tyle co i dla mnie, to nie daj mi czekać z obawą na Ciebie. Kto wie, czy… ale nie, nie będę kusiła losu takimimyślami.
Jesteś naszą ostatniąnadzieją.
Twoja oddana – Anna
Christopher wpatrywał się w zapisaną ręcznym pismem kartkę. Po chwili zorientował się, że w kominku dogasał już ogień, więc wezwał służbę, by dorzucili opału. Parę minut później w pokoju znowu rozległ się syk palącego się drewna. Za oknem nadal padałdeszcz.
Christopher powrócił do studiowanialistu.
Anna była starsza od niego o cztery lata. Wiele razy zaklinał ją i namawiał na powrót do Kornwalii, ona jednak zdecydowanie obstawała przy swoim. Uparta kobieta. Upartość była chyba jedną z najgorszych cech jego rodziny. Sam też bywał uparty i zacięty, dlatego doskonale ją rozumiał. Najgorsze, że już wiele miesięcy temu przewidywał taki obrót spraw. Przeczucie go, jak widać, nie myliło. Znał się na ludziach. Po prostu często umiał przewidzieć dane sytuacje. Wiedział, że Anna będzie zmuszona uciekać ze swojego domu. Właśnie nadeszła ta chwila. Będzie musiał do niej jechać, zresztą już dawno chciał wyruszyć. Co prawda upłynęło dużo czasu, od kiedy widział ją po raz ostatni. A potem, gdy Anna miała siedemnaście lat, przydarzyła jej się ta cała zwariowana historia z kuzynem Arthurem. Uwiódł ją i zaszła z nim w ciążę. Od tamtego momentu życie nie szczędziło jej problemów. Z początku z Arthurem to była wielka miłość. Niestety, jak to czasem bywa, wszystko szybko się skończyło. Jej chory syn miał teraz siedemnaście lat, zaś młodsza córka zaledwie siedem. Jakoś im się układało, kiedy wyjechali do Londynu. W ciągu całego tego okresu Anna i Chris pisali do siebie listy. Oboje nie potrafili wyobrazić sobie bez nich życia, tak bardzo się do nich przyzwyczaili i uzależnili, choć nie przyznawali tego nawet sami przed sobą. W listach nie mieli tajemnic, pisali otwarcie o swoich problemach, oczywiście nie przekraczając etykiety. W końcu nie byli już dziećmi i pewnych tematów nie należało poruszać nawet w skrajnych przypadkach. Jakże dziwne, pomyślał Christopher, że Arthur nie zakazał żonie po ślubie pisać doniego…
Zastanawiał się, co z tym fantem zrobić. Nagle zamrugał oczyma, podniósł się, zabrał list i pospiesznie wyszedł z pokoju. Szedł równymi, szybkimi krokami przez długi korytarz. Dotarł do schodów, wszedł nimi na piętro i zatrzymał się przed drzwiami prowadzącymi do pokoju matki. Zapukał delikatnie, by jej nie przestraszyć. Wszędzie o tej porze panowała niezwykła jak na tak duży dom cisza, zaś matka należała do lękliwych osób, aczkolwiek nie miała ku temu żadnego powodu. Odczekał chwilę. Ciche: „Wejść” rozległo się zza grubych, masywnych drzwi. Nacisnął klamkę i wszedł do środka. Pokój matki różnił się zdecydowanie od reszty pokoi w całym domu. Był inny, taki… matczyny. Przeważały tu ciepłe pastelowe barwy i pachniało jaśminową herbatą, którą matka wprost uwielbiała. Na stole stał dzbanek, a matka trzymała w rękach filiżankę z parującymnapojem.
Ta pięćdziesięcioletnia kobieta o nieco zaokrąglonych kształtach, wyprostowana jak struna i gustownie ubrana, siedziała w fotelu z rozłożoną na kolanach książką. Miała jedyną słabość, a było nią czytanie. To, że się wszystkiego lękała, można było sprowadzić do zbioru jej ludzkich ułomności i nie dało się z tym nic zrobić, zaś czytaniu nie potrafiła tak naprawdę odmówić. Wieczory spędzała więc samotnie w swoim pokoju przepełnionym zapachem herbaty sprowadzanej z Cejlonu, czym właśnie zajmował się jej mąż, a teraz także Christopher, oraz z bukietem świeżych kwiatów przynoszonych z ogrodu każdego dnia rano od wielulat.
Pomimo wszystko matka miała jedną wadę: starała się narzucać Chrisowi swoją wolę, a od śmierci braci stało się to właściwie chlebempowszednim.
– Matko, znowu tak długo czytasz – powiedział z naganą, lecz w jego głosie pobrzmiewała delikatność. Starał się matkę traktować, jakby była z delikatnej porcelany, ciężko bowiem przeżyła śmierć swoich synów, z którymi wiązała takie wielkie nadzieje. Troszczył się o nią, aczkolwiek w ostatnich miesiącach coś między nimitrzeszczało.
– Nie jest jeszcze za późno, pozwól mi na odrobinę zapomnienia. – Pocałowała syna w policzek i wskazała ruchem ręki miejsce obok siebie. Przyjrzała mu się uważniej, a jej wprawne oko matki dojrzało od razu, że jest wzburzony, a przecież często taki niebywa.
– Cóż się stało, Christopherze?
On uśmiechnął się czule, kręcąc głową, ponieważ nigdy nie potrafił się nadziwić, jak bardzo matka go zna. Nic też i nigdy się przed nią nie zatai, jeżeli chodzi o syna, z którego była niezwykledumna.
– Przed tobą nic się nie daukryć.
– Mów, nie pozwalaj mi długo czekać, jeżeli to coś złego, chcę wiedziećnatychmiast.
Usiadł więc obok niej, chwilę jeszcze milczał, bo nie wiedział, jak zacząć; wziął oddech i wreszcie dwa ciche słowa same wydostały mu się zust:
– Muszęwyjechać…
– Nie! – Matka sięwzdrygnęła.
– Tylko spokojnie! – Położył dłoń na jej ręce i pogładził ją delikatnie. – To nic poważnego, choć… choć może jednak tak. Dlatego muszęwyjechać.
– Gdzie?
– DoLondynu.
Matka patrzyła przez chwilę na niego ze zmrużonymioczami.
– To Anna? To o niąchodzi?
Kolejny raz stwierdził, że matka jest wyjątkową kobietą o niecodziennymumyśle.
– Tak, to Anna – odpowiedziałspokojnie.
– Wiedziałam, że ta kobieta kiedyś doprowadzi naszą rodzinę do upadku, wiedziałam… – szepnęła, choć tak naprawdę tak nieuważała.
– Matko, proszę, nie mów tak. To ci nieprzystoi.
– Sam wiesz, że mówię prawdę. Zdecydowanie odmawiam i nie pozwalam cijechać.
Christopher uśmiechnął się szerzej. Matka czasami zapominała, że ma przed sobą dorosłego mężczyznę, a nie dzieciaka o szczupłych nóżkach, którym był kiedyś. Przyjrzał się jej. Wyglądała na wzburzoną i spiętą. Zachowywała się tak za każdym razem, gdy dowiadywała się, że Christopher decyduje się na wyjazd z Kornwalii, co oczywiście zdarzało się często, ponieważ firma wymagała ciągłego dozoru. Christopher był twardy na zewnątrz, lecz serce miał po matce. Tak samo słabe i zdolne do wielkich czułości. Dlatego tak bardzo dobrze jąrozumiał.
– Co się z nią dzieje? – zapytała po chwili i Christopher już wiedział, że przeszkoda została pokonana, matka nigdy by nie pozwoliła, by ktoś z jej rodziny cierpiał. Anna należała do tych bliskich jej sercu ludzi, choć od wielu lat się niewidziały.
– Jest źle. Nawet gorzej niż źle. Po śmierci Arthura okazało się, że nie był tak oddanym mężem, na jakiego wyglądał. Popadł w hazard i towarzystwo z półświatka, przegrał cały ich majątek. Anna dowiedziała się tego w dzień po pogrzebie, kiedy zjawił się pierwszywierzyciel.
– Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? – wykrzyknęła matka i spojrzała na niego zwyrzutem.
– Anna nie życzyła sobie, abym rozpowiadał o jej sytuacji, sama więc rozumiesz. Kto by chciał, aby się o tym wszędziemówiło.
Matka jakby naraz zapomniała, że jeszcze przed chwilą wypowiadała się o niejźle.
– Przecież mogła od razu tu przyjechać. Porzucić to wszystkoi…
– Jej duma na to nie pozwalała, musisz to zrozumieć. Przecież to nie byle jaka dziewczyna, pochodzi z arystokratycznej rodziny. Duma przede wszystkim. Chciała walczyć i walczyła, ale teraz już nie ma sił. Jej syn niedomaga, jest bardzo chory, sam nie wiem, co to za choroba go wyniszcza, lecz nie może podróżować i… zresztą masz, przeczytajsama.
Był to pierwszy list od Anny, który przekazał w cudze ręce. Lecz Christopher nie czuł, że robi cośnietaktownego.
Po chwili matka podniosła głowę i rzekłacicho:
– Musisz jechać. Nie masz wyboru… musisz.
– Wyjadę jutro z samego rana. Postaram się wrócić jak najszybciej, ojciec będzie na jakiś czas musiał wszystkim zająć się sam. Ma pomocników, więc nie będzie większego problemu. Choć nie czuję się z tym dobrze, że opuszczam go teraz. Nie wiem, jak długo tam zabawię, to zbyt poważnasprawa.
– Musisz jechać – powtórzyłamatka.
Dalsza rozmowa potoczyła się w innym kierunku, by na koniec znów zejść na temat Anny. Lady Amelia nalała herbaty do filiżanki i podałasynowi.
– Dlaczego ona nas właściwie nigdy nie odwiedzała? Myślałam, że nie chce mieć z nami nic wspólnego od tamtej nocy, kiedy… kiedy wyszła zamąż.
– Myślę, że to sprawka Arthura… tak, to jego sprawka, że jej noga tu niepostała.
– I nagle, w takiej sytuacji… przecież ta kobieta potrzebuje pomocy. Mój Boże, gdybym wcześniej wiedziała, poradziłabym coś, znalazła rozwiązanie. Przecież nie musiała z nim mieszkać, żyć… mogłatu…
– Dobrze wiesz, Anna nigdy by nie uciekła odmęża.
– Nie, oczywiście, że nie. Jest zbyt dumna, zbyt dobrzewychowana.
– Taka byłazawsze.
– Ale… mój Boże, ale dlaczego ty dzisiaj nie wyjechałeś? Przecież ona tamginie.
– Jedna noc już niczego niezmieni.
– Masz rację. A teraz opowiedz mi całą jejhistorię.
Po rozmowie z matką Christopher poszedł do swojego pokoju, rozebrał się i spojrzał na nagie odbicie w lustrze. Jego ciało było zdrowe i silne, klatka piersiowa znacznie owłosiona, umięśnione nogi i barki mocne jak u tura. Podobało mu się to, co widział. Był atrakcyjnym mężczyzną. Lecz od lat nie pociągał go świat blichtru, jaki czasem serwowała mu matka, która w ostatnich czasach nieustannie mówiła o małżeństwie. W Chrisie jakby coś wygasło. Sam nie wiedział, co dokładnie, jednak nie miał ochoty na jakiekolwiekgierki.
Położył się do łóżka, zgasił świecę i zamknął oczy. Jeszcze długo w nocy nie potrafił zasnąć. Modlił się, by Anna nie znalazła się na bruku wraz z chorym synem. Obmyślał wiele strategii, planował, lecz wszystko miało rozegrać się dopiero jutrzejszego dnia, a do tego powinien być wypoczęty i wyspany. Zmęczony niewiele pomoże. Zamierzał zabrać Annę do Kornwalii, z powrotem do miejsca, gdzie to wszystko sięzaczęło.
Christopher wyjechał bladym świtem. Żegnała go matka, wyjątkowo wstała dzisiaj wcześniej. Przekazała mu list do Anny, który napisała jeszcze wieczorem i poleciła, by wręczył go niezwłocznie zaraz poprzyjeździe.
W drodze czytał książkę. Tego dnia padał deszcz, na zewnątrz panował chłód, lecz w pociągu było bardzo przyjemnie. Co jakiś czas przerywał czytanie i przyglądał się zmieniającej się przyrodzie. Widział targane wiatrem korony drzew i spadająceliście.
Zastanawiał się, co też o tej porze dzieje się w domu Anny, jak rysuje się cała burzliwa sytuacja i czy czasem nie jest za późno na jego przyjazd. Prawdę mówiąc, martwił się, że domu raczej nie da się już uratować. Jeżeli Arthur przegrał cały majątek, nie będzie innej możliwości niż znalezienie dla Anny zupełnie nowego miejsca do zamieszkania. Anna jednak bywała oporna, czego obawiał się najbardziej, choć ostatni list mówił wyraźnie, że dumę schowała do najgłębszego zakamarka swojej duszy. Kto wie, czy tak byłonaprawdę?
Wieczorem znalazł się na dworcu Victoria Station, skąd udał się wprost do dzielnicy Richmond. Wynajęty powóz zatrzymał się na wprost okazałego domu, o tej porze już ciemnego i cichego, jakby nikt w nim nie mieszkał. Spojrzał na aleję, którą przed chwilą przejechał, na liście spadające z drzew i kładące się dywanem po drodze oraz całym osłoniętym wielkim murem parku. Postąpił parę kroków i znalazł się przy schodach prowadzących do domu. Wtedy otwarły się drzwi i ujrzał w nich ubraną na czarno postać o bladej twarzy. Twarz ta po chwili rozjaśniła się nieco i drzwi otwarły sięszerzej.
– Christopher! – Z ust kobiety wyrwał się krzyk, szybko zeszła po schodach, biorąc po dwa stopnie naraz i padła mu wramiona.
Christopher zobaczył Annę po raz pierwszy od wielu lat. Był zdziwiony, ponieważ nie zmieniła się prawie w ogóle. Nadal miała niewinny wyraz twarzy. Wyglądała dziewczęco, choć pozbawiona kolorów twarz i czarne szaty nie dodawały jej uroku. W oczach widział jednak ten blask, jaki miewała dawno temu, kiedy jeszcze mieszkali razem, kiedy byli dwojgiem najlepszych przyjaciół. Poczuł dotyk jej chłodnychrąk.
– Anno… – Czas jakby się zatrzymał. Chris miał pewne trudności z powrotem do tu i teraz. Ludzie się zmieniają z wiekiem, był więc przygotowany na spotkanie innej kobiety. Tymczasem stała przed nim ta sama Anna, jaką zapamiętał, której obraz stawał mu przed oczyma za każdym razem, kiedy o niejmyślał.
– Spoważniałeś! Zmieniłeś się, choć… nadal jesteś taki sam. Czuję, że między nami nic się nie zmieniło. Och, Chris, tak sięcieszę…
– Jest zimno, masz chłodne ręce, chodź, wejdziemy dośrodka.
– Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać. Chodź… dziękuję, że przyjechałeś, moje modlitwy zostaływysłuchane.
W środku nie było jednak ani trochę cieplej niż na zewnątrz. Anna zauważyła jego zdziwienie, dlatego powiedziała zewstydem:
– Na ogrzewanie nie starczyło jużpieniędzy.
Christopher rozejrzał się po wnętrzu. Dom był oczywiście okazały, bogaty i urządzony z doskonałym smakiem. Jednakże chłód odbierał temu miejscu całyurok.
Weszli do jednego zsalonów.
Anna wskazała mu miejsce, usiadł, a ona po chwili przyniosła herbatę. Po całym pokoju rozniósł się zapachwanilii.
– Nie było mi łatwo zapomnieć o życiu z wami. Jakieś przyzwyczajeniapozostały…
Co chwilę spoglądali na siebie, obserwowali sięnawzajem.
Anna to zerkała na niego, to uciekała wzrokiem, widać było, że jest zdenerwowana. Siedział naprzeciwko niej ciekawy wszystkiego, nadal nie wychodząc z podziwu nad jej urodą. Anna była wyprostowana i napięta jak struna, z białymi dłońmi na kolanach. Z filiżanek unosiła się para. Oboje zaczęli pić, by wykorzystać jak najwięcej ciepła ulatującego zherbaty.
Choć Christopher pragnął dowiedzieć się szczegółów o tym, co działo się przez te minione lata, listy bowiem nigdy nie oddają wszystkiego, najpierw musieli załatwić bieżące sprawy, wymagające natychmiastowychdecyzji.
– To od mojej matki, chciała bym ci go dał do przeczytania, zanim cokolwiek postanowimy. – Podał jej list, który Anna czym prędzej otworzyła i zagłębiła się w lekturze. Po chwili jej oczy zaszkliły się od wstrzymywanych łez. Odłożyła kartkę, chwilę siedziała ze spuszczoną głową, po czym spojrzała na niego ze wzrokiem pełnymradości.
– Twoja matka zaprasza nas dosiebie.
Christopher przytaknął, tego sięspodziewał.
– Prawdę mówiąc, również miałem taki sam zamiar. Widzę, że z matką zgadzamy się co do oceny twojejsytuacji.
– Nie jestem jednak pewna… – zaczęła Anna, lecz uciszył ją ruchem dłoni. Zamilkła.
– Nie mówmy o tym teraz, zanim nie ustalimy szczegółów. Tymczasem opowiedz mi, ile ci zostało czasu, jakie są długi i czy istnieje jakakolwiek szansa na uratowaniedomu.
Anna przedstawiła mu wszystkie dokumenty, jakie tylko udało jej się zebrać, pokazała umowy i listywierzycieli.
Christopher postanowił zabrać papiery ze sobą i przejrzeć w spokoju. Wytłumaczyła, że dług domu przekracza jego wartość, dlatego odzyskanie go nie wchodzi wrachubę.
– Byłam głupia. Wierzyłam mu, a on wszystko przegrał, całe nasze życie. Jednym ruchem ręki. Nie kontrolowałam go, na każdy przejaw mojego zainteresowania majątkiem wpadał w gniew. Zmienił się i zaczął pić. Nie miałam na to wpływu, rozumiesz? Niczemu, co się teraz dzieje, nie mogłam zapobiec, niczemu…
– Rozumiem. Arthur był typem człowieka dumnego i upartego, nie mogłaś z nim stawać w szranki. Nie dałabyś sobie z nimrady.
Anna pokiwała ze smutkiem głową. Widać było, że jest jej ciężko naduszy.
– Popełniłam błąd, wychodząc za niego zamąż.
– Adzieci?
Tu kobieta spojrzała na niego i od razu jej oczy zrobiły się pełne miłości iuczucia.
– To dla nich to robię. Gdyby nie one, dawno bym ze sobą skończyła. Kiedy dowiedziałam się o śmierci Arthura, potem o długach, wreszcie gdy wierzyciele zaczęli nachodzić dom, ich groźby i prawda, która dotarła do mnie o przegranym życiu… – Przerwała, zamyśliła się, po czym mówiła dalej: – Ten wstyd na całe miasto, wszyscy o mnie mówili i mówią nadal. Przestali się ze mną widywać, nagle okazało się, że nie mam przyjaciół; nie miałam się z tym do kogo zwrócić. Powoli ogarniało mnie szaleństwo. Jednak dzieci nie dałyby sobie rady beze mnie. Już bezmyślny ojciec wystarczył, nie mogła ich zawieść jeszczematka.
– Dobrze zrobiłaś, nie poddając się. Jesteś dorosłą kobietą, podejmujesz odpowiedzialne, mądre decyzje, a ta właśnie do takich należy. Jestem pełen podziwu dla ciebie i twojej hardości. Okazałaś się dobrą matką, a nawet zwracając się do nas o pomoc, nadal zachowałaś swądumę.
– Dziękuję za te słowa. Duma… Cóż to za słowo? Czy teraz jeszcze mogę być dumna? W tym zimnym, skutym lodem domu? Z chorym dzieckiem i drugim, które za parę lat wstąpi w ten okrutny świat? Z pustą kieszenią niczym żebrak? Bo wiele się, Christopherze, od żebraka dzisiaj nieróżnię.
– Ale się nie poddajesz. W tym tkwi twojasiła.
– Moją siłą są dzieci. Muszę walczyć o ich dobro. Dlatego napisałam do ciebie o pomoc, ale nie tylko. Również dlatego, że ci ufam jak nikomu innemu naświecie.
Po rozmowie Anna wskazała mu pokój, w którym będzie mógł spędzić noc. Przeglądał papiery i wyczytał z nich, że we wszystkim Anna miała rację. Dom był stracony, jak również znaczna część pieniędzy, jednak dla niego to nie problem. Wyłoży konieczną kwotę, chce i musi jej pomóc, i zrobi to. Także matka na niego liczy. Zrobi to więc i dlaniej.
Na jego polecenie do domu natychmiast wezwano z sąsiedztwa kucharza i dwie pokojówki, którzy wcześniej pracowali u Anny. W trakcie kolacji powiadomił Annę o planowanychdziałaniach:
– Z wierzycielami rozmówię się za dwa dni. Każ im się stawić wszystkim co do jednego. Kto nie przyjdzie, nie odzyska swoich pieniędzy. Za parę dni nas tu już nie będzie, nie ma na coczekać.
– Edward nie może w tym stanie podróżować. Jest ciężko chory, lekarze twierdzą, że zbyt daleka podróż może poważnie zagrażać jego zdrowiu. Boję się, że…
– Jutro ściągnę nowego doktora, zbada chłopaka jeszcze raz. Biorąc pod uwagę zalecenia lekarza, postaramy się umożliwić twojemu synowi przejazd bez narażania jego zdrowia. Nie obawiajsię.
– To będzie kosztowało majątek! – W oczach Anny malowało sięprzerażenie.
– Nie myśl o finansach. Zdrowie chłopaka jest najważniejsze. Zobaczysz, uda namsię.
Po zjedzonym posiłku Christopher znowu udał się do swojego zimnego pokoju. Dom sprawiał wrażenie wymarłego, do takiej pustki nie był przyzwyczajony. W porównaniu z ich rezydencją w Kornwalii, w której krzątało się pełno służby, tutaj panowała całkowita cisza. Wszystko zamarło. Jakby dom przestał oddychać, jakby zatrzymał się czas. Po chwili Chris położył się do zimnego łóżka i zgasił lampkę. Gdzieś w ciemnej posiadłości rozległo się bicie zegara. Była dziesiąta wieczór. Po całej podróży był zmęczony na tyle, że zasnął niemal od razu po przyłożeniu głowy dopoduszki.
Miałsen.
Był zamknięty w tym wielkim, opuszczonym domu. Nie wiedział, czy uciekał z jednego pomieszczenia do drugiego, czy może ktoś go gonił, albo też on kogoś, lecz biegł, ile tchu w płucach. Nagle zatrzymał się przed ogromnym zegarem. Wskazówki przesuwały się niezwykle szybko. Czas pędził, Christopher chciał go zatrzymać, ale nie mógł się zbliżyć do zegara. Dotarło do niego, że z czasem nikt nie może igrać, bowiem rządzi się on swoimi prawami. Nagle zegar się zatrzymał. Z głębi domu rozległ się odgłos jakiegoś instrumentu, chyba pianina. Chris ruszył w tamtą stronę. Powoli otworzył drzwi, dźwięk brzmiał już na tyle głośno, że doskonale rozróżniał jego czystą melodię. Chciał wejść dośrodka…
W tym momencie Christopher się obudził. Przez chwilę leżał bez ruchu, jedynie urywanie oddychał. Z początku nie wiedział, gdzie jest. Za oknem rozszalała się burza, opadające z drzew liście odbijały się od szyby. Nie potrafił już zamknąć oczu. Skądś, z głębi domu, dochodził go stłumiony dźwięk. Chris bez problemu go zidentyfikował. Ktoś grał na pianinie, zupełnie tak jak w jegośnie.
Wsłuchiwał się w smutno brzmiące tony, aż wreszcie postanowił zaspokoić swoją ciekawość i dowiedzieć się, kto gra o tej porze. Szedł ostrożnie po ciemku, coraz bardziej przybliżając się do źródła dźwięków. Wreszcie zatrzymał się przed drzwiami jednego z pokoi. Przez chwilę oczarowany chłonął melodię. Muzyka poruszała go do głębi. Jeszcze nikt nigdy nie grał w ten oto sposób: subtelnie, z namaszczeniem prowadził palce po klawiszach, uwalniając z nich tony tak delikatne i czułe, że przedostawały się do duszy słuchacza. Dłoń wygrywająca melodię musiała być niezwykle wrażliwa! Kto był zdolny do tak głębokich uczuć, by porozumiewać się z pianinem za pomocą dotyku? Z instrumentu płynęła smutna muzyka, opowiadająca jakąś nieznaną Chrisowi historię. Tylko osoba nieszczęśliwa mogła tak grać i wydobywać z instrumentu tak osobliwenuty.
Kiedy Christopher się ocknął z zamyślenia, zauważył, że rękami przywiera do zimnych drzwi i z zapartym tchem wsłuchuje się w muzykę, łaknąc jej coraz bardziej, wczuwając się w nią, stapiając z nią w jedno. Jego uszy były otwarte na jakiekolwiek drgnienie, byłoczarowany.
A zarazem czuł się jak intruz, jak gdyby słuchał czegoś, co nie było przeznaczone dla niego. Muzyka zdawała się zbyt intymna, by miał ją słyszeć ktośjeszcze.
Nacisnął delikatnie klamkę, drzwi ustąpiły.
Otwarły się lekko, jedynie na parę centymetrów, potem szerzej, a kiedy głos pianina przybrał na sile, popchnął je jeszcze trochę. Stał tak dalej i słuchał, obserwując siedzącą przy instrumencie nieruchomą ciemną postać. Tylko jej ręce tańczyły po klawiszach. To one wydobywały z ciszy nocnej owe smutnedźwięki.
Drzwi skrzypnęły, gdy Chris niechcący się o nie oparł. Muzyka się urwała. Ktoś westchnął. Słuchaczowi zrobiło się w tej chwili żal i wstyd, że oto zakłócił coś tak doskonałego, jakby usłyszał tchnienie samejduszy…
– Przepraszam… – powiedział zmieszany. W tym momencie poczuł się niezwykle głupio, jak mały chłopiec, którego zauważono tam, gdzie nie miało gobyć.
– To ja przepraszam – odezwał się cichy głos z głębi pomieszczenia. – Obudziłem pana. Starałem się grać cicho, by nie zakłócać panaodpoczynku.
Christopher stał oniemiały. A więc to Edward grał na pianinie. Nie wiedział dlaczego, lecz był zdziwiony i tobardzo.
– Dziwi pana moje nocne granie? – zapytał chłopak, czytając jegomyśli.
– Nie… właściwie nie. Ale z pewnością mnie tociekawi.
– Matka nie pozwala mi grać. W domu jest zbyt wielki chłód, boi się, że się przeziębię. Kiedy jednak nadchodzi noc, kiedy mam pewność, że matka śpi, gram. Nie mogę żyć bez muzyki, bez mojego pianina. To silniejsze odemnie.
Christopher wszedł już do pokoju, zamknął drzwi i podszedł do chłopaka siedzącego na stołku przy pianinie. Edward był okryty pledem, lecz trząsł się zzimna.
– Powinieneś się położyć, jesteś cały blady i masz gorączkę – powiedział cicho Christopher po przyłożeniu dłoni do rozpalonego czoła chłopca. – Chodź, zaprowadzę cię dołóżka.
Pomógł mu wstać i chciał przepuścić przodem, gdy nagle z braku sił chłopak stracił oparcie pod stopami i runął w dół. W ostatniej chwili Chrisowi udało się uratować Edwarda przed upadkiem. Na rękach doniósł go do łóżka i ułożył delikatnie na pościeli, jakby bał się, że go złamie. Okrył chorego ciepłąpierzyną.
– Pan jest moim wujkiem? – zapytałchłopak.
– Tak. Ostatni raz widzieliśmy się wiele lattemu.
– Byłem wtedy jeszczedzieckiem.
– Tak. – Chris uśmiechnął się, usiadł na łóżku obok Edwarda i intensywnie mu sięprzyglądał.
Światło małej, wiszącej nad łóżkiem lampy padało teraz na twarz młodzieńca. Christopher wpatrzył się w niego i uznał, że jeszcze nigdy nie widział piękniejszegooblicza.
Chłopak miał delikatne, wręcz kobiece rysy, pełne, choć sine usta, jasne i długie do ramion włosy oraz najbardziej niebieskie oczy, jakie mężczyzna kiedykolwiek widział. Mały nosek i dołek w podbródku jedynie dodawały twarzy wrażliwości. Był niezwykle szczupły i ogólnie, jak Christopher zdążył zauważyć, wątłej budowy ciała. Od tego momentu chłopak oczarowałgo.
To jakaś dziwna noc, pomyślał Chris. Czy to możliwe, że ten młody mężczyzna leżący tuż obok niego, to syn Anny? Chłopak miał siedemnaście lat, na tyle też wyglądał, miał ledwie widoczny zarost na twarzy. Najbardziej zaskoczył jednak Christophera fakt, że z profilu Edward przypominał mu Annę. Z niewytłumaczalnego powodu Chris poczuł niesamowitą ochotę, by ochraniać młodzieńca. To zupełnie dziwnanoc.
– Proszę nie mówić matce, że grałem. Niepotrzebnie będzie się denerwowała, już i tak ma dosyć swoich zmartwień. – Chłopak spoglądał prosząco naChristophera.
– Nie powiem, możesz mi zaufać. Jednak wiedz, że nie pochwalam tego. Nawet jeżeli muzyka to całe twoje życie, a słysząc, jak grałeś, skłonny jestem w to uwierzyć, to jednak zdrowie powinno być dla ciebie ważniejsze. Musisz myśleć omatce…
– Kiedy mnie tak bardzo chce się grać. Ręce same rwą się dopianina…
– Co to była za muzyka? Nigdy wcześniej tego niesłyszałem.
– To moja muzyka. Sam ją skomponowałem. Pracowałem nad nią parę ostatnichnocy.
Christopher nie mógł w to uwierzyć. Z początku pomyślał, że młody chłopak z niego drwi, ale kiedy zobaczył szczerość na jego szczupłej twarzy, zrozumiał, że jednak mówiprawdę.
– Niesamowite. Jesteś najbardziej utalentowanym człowiekiem, jakiego w życiu widzę. Masz w sobie wielkidar.
– Dziękuję panu, ale to muzyka mniewybrała.
– Co chcesz przez topowiedzieć?
– Zawsze tak jest, że kiedy coś nam jest dane, coś innego w zamian tracimy. Tak uważam. Muzyka wybrała mnie, odbierając mi zdrowie. Ale to nie szkodzi. Zdrowie mi niepotrzebne, kiedy mammuzykę.
– Wyzdrowiejesz.
– Nie. Jestem pewien, żenie…
Skąd w tym chłopaku tyle pewnościsiebie?
Coraz mocniej w trakcie rozmowy Christopher przekonywał się, że ma do czynienia z kimśwyjątkowym.
– Matka opowiadała mi o panu. Byliście najlepszymi przyjaciółmi, mieszkaliście razem wKornwalii…
Chris uśmiechnął się czule. Miał wielką ochotę pogładzić chłopaka po jego białej, wręcz przeźroczystej, delikatnejskórze.
– To prawda, myślę, że nie tylko byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale nadal nimijesteśmy.
– Ojciec nie był dla niej dobry. Zakazywał mi grać na pianinie. Nie mogłem tworzyć muzyki, kiedy przebywał wdomu…
– Przykro mi. Nie powinien tegorobić.
– I już niezrobi.
Christopher wpatrywał się w chłopaka i czuł, że płoną mu policzki. Wiedział, że ta noc nie jest zwykłą, ciemną nocą. Właśnie teraz coś się zmieniało, tworzyło. Może nawet czarowało. Choć nie wiedział jeszcze co, ten młody mężczyzna był tegoprzyczyną.
– Pójdę już do swojego pokoju. Powinieneś spać. Jutro czeka nas kolejny dzień. Obaj musimy miećsiły.
– Życzę panu dobrej nocy – powiedział Edward, a kiedy Christopher już miał wychodzić, zawołał: – Proszępana!
Chris odwrócił się w jego stronę iznieruchomiał.
– Cieszę się, że pan przyjechał. Może teraz mama przestanie jużpłakać.
Na to Christopher był w stanie jedynie skinąć głową, po czym wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Przywarł do nich i odetchnął. Cały płonął. Miał uczucie, że trawi go gorączka, przycisnął więc rozpaloną twarz do zimnej powierzchni drewna i oddychał głęboko. Wreszcie oderwał się i pospiesznie, zataczając się w ciemnościach, skierował się do swojego pokoju. Długo jeszcze nie mógł zasnąć. Nieustannie gdzieś tam w jego głowie rozlegała się cicha muzyka wydobywająca się z pianina. Spod delikatnych rąkEdwarda…
Dopiero o świcie Christopher zapadł w niespokojnysen.
– Tu jest zdecydowanie za zimno! – Christopherem wstrząsnął dreszcz. Wstąpiło w niego oburzenie, co dodało mu jedyniesiły.
Stał z Anną w pokoju Edwarda. Chłopak leżał słaby i blady na łożu, kaszląc co jakiś czas. Na jego skroniach perlił się pot. Anna obmywała twarz syna ciepłą wodą, opodal była naszykowana taca ze śniadaniem oraz świeżo zaparzona herbata. Po słowach Chrisa Anna spojrzała na niego bezradnie. On zaś podszedł do kominka, chwycił pierwsze lepsze krzesło i rzucił nim z całej siły o podłogę. Krzesło połamało się od razu na wiele części. Anna krzyknęła, przyglądając się temu, a Edward podniósł głowę, zaciekawiony, co to się wokół niego dzieje. Na chwilę jego oczy spotkały się ze wzburzonym wzrokiem Chrisa. Ten począł wrzucać kawałki drewna i obicia do paleniska, dorzucił dwie stare książki leżące na stole i podpalił. Po chwili ogień buchnął w kominku i w pokoju rozległy się przyjemne trzaski palącego się drewna. Następnie Christopher zadzwonił po służbę. Od razu pojawiła się jedna z dwóch dziewczyn sprowadzonych na ten dzień z sąsiedniegodworu.
– Przynieś tu wszystkie krzesła, jakie znajdziesz w salonie. Tam nie będą już nikomupotrzebne.
Dziewczyna patrzyła przez chwilę zdziwionym wzrokiem, po czym odwróciła się na pięcie i po paru minutach obok kominka stało dwanaście krzeseł. Chris raz po raz powtarzał z każdym z nich tę samą czynność co z pierwszym i dorzucał drewna do ognia. Pół godziny później w pokoju zrobiło się przytulnie i ciepło. Anna odeszła z tacą prawie niezjedzonego śniadania, nadal pod wrażeniem zachowania się Chrisa. Krzesła bowiem były warte majątek, a nie należały już do nich. Christopher uspokoił ją, że wszystkie koszty pokryje osobiście, więc nie powinna się tym zamartwiać. Na chwilę pozostali w pokoju sami, on i Edward przyglądający się Chrisowi pełnym podziwuwzrokiem.
– W pokoju powinno być ciepło, nawet zwierzęta w oborze mają cieplej, niż ty masztutaj.
– Dziękuję panu – szepnął chłopak, nadal nie odrywając od niego oczu. Jak tej dziwnej nocy, tak i teraz patrzyli na siebie w milczącym porozumieniu. Kiedy Christopher się ocknął z tego letargu, w jaki wprowadziło go spojrzenie Edwarda, zmieszał się nieco. Co ten chłopak sobie o nim pomyśli, kiedy tak wpatruje się w niego jak… jak… no właśnie, jak kto? Jak wygłodniały kot w pojawiającą się nagle na polaniemysz.
Wtedy też weszła Anna, jej suknie wydawały charakterystyczny cichy szelest. Christopher odwrócił się czym prędzej na pięcie i zaczął dokładać do ognia kawałki połamanego krzesła. Nie chciał patrzeć w tej chwili Annie w oczy, bał się, że ta dostrzeże w nich coś, czego widzieć niepowinna.
– Reszta rzeczy już spakowana. Po obiedzie pozostaną nam do skontrolowania dalsze dokumenty, a na jutro są umówieni wierzyciele – zwróciła się doChristophera.
– Czy macie jakieś życzenia? – zapytał ten w odpowiedzi. – Może chcecie zabrać z domu coś, na czym wamzależy?
– Nie… – szepnęła Anna, pochylającgłowę.
– Mamo…! – odezwał sięEdward.
Oboje spojrzeli na niego. W oczach chłopaka czaiły się teraz strach i błagalnaprośba.
– Ja chcę cośzabrać…!
Christopher obrócił się do niego i szybkopowiedział:
– Postanowiłem już wczoraj, że pianino zabierzemy ze sobą. Czy jest jeszczecoś?
Anna patrzyła oniemiała na Chrisa, Edward zaś rozpromieniłsię.
– Dziękuję. Wyłącznie pianino. Trudno byłoby mi bez niegojechać.
– A więc załatwione! – Chris uśmiechnął się dochłopaka.
Zauważył, że kiedy Edward się uśmiechał, jego twarz nabierała zupełnie innego blasku. Oczy rozjaśniały się, powiększały, a rozciągnięte usta pokazywały zdrowe zęby. Edward odznaczał się wręcz nieziemskąurodą.
Chwilę później Christopher poznał także córkę Anny, niezwykle żywą istotę o długich kasztanowych włosach, bardziej przypominającą wyglądem swojego ojca. Miała też ciemniejsze oczy. Również ona była szczupła i delikatna. Swą radością i salwami śmiechu różniła się od spokojnego brata. Oczywiście to cechy typowe dla dziecka, lecz Christopher domyślał się, że nawet w wieku Edwarda będzie taka sama jak dzisiaj, żywa i pełna niecierpliwości. Jak niegdyśAnna.
Małej od razu wpadł w oko Christopher. Przylgnęła do niego, starając się nie opuszczać wujka nawet na chwilę i dogadzać mu w każdym życzeniu. Dbała więc, aby filiżanka herbaty zawsze była ciepła i pełna, podawała pod nos ciastka, które Anna kiedyś schowała na specjalną okazję i nieustannie uprzedzała jego kolejne kroki. Już od wielu miesięcy nie miała guwernantki, co Christopher postanowił zmienić od razu po powrocie do Kornwalii. To bystre, wdzięczne dziecko o ciepłym uśmiechu zasługiwało na jak najlepszą opiekę. Stał się więc teraz prawdziwym wujkiem, co pochlebiało mu bardziej, niż się do tegoprzyznawał.
Po południu na specjalne żądanie Chrisa przyszedł lekarz, który zbadał Edwarda, przepisał odpowiednie leki i nakazał leżenie w łóżku i wcieple.
– Co prawda chłopiec jest ciężko chory, ale jeżeli będziecie o niego dbać, będzie miał przed sobą jeszcze wiele długich lat. Zalecam mu częste wyjazdy do ciepłych krajów, gdzie powietrze jest dla niego bardziej odpowiednie, nie powinien był się narodzić w Anglii, jest zbyt słabegozdrowia.
Anna była wdzięcznaChrisowi.
– Jak ja ci się zrewanżuję? – pytała raz poraz.
– Wystarczy, że zgodzisz się na wyjazd ze mną. Matka na ciebie czeka i przyjmie cię z otwartymi ramionami, tak samo zresztą jak ja i ojciec. Jesteście częścią naszej rodziny. Rodzina nie powinna być pozostawiona sama sobie w trudnych sytuacjach. Osobiście uważam też, że zbyt długo zwlekałaś z powiadomieniem nas o tejsytuacji.
– Masz rację. Byłam głupia. Nie wiem, na co liczyłam, lecz za daleko to zaszło. Musimy stądwyjechać.
Christopher z niecierpliwością wyczekiwał nocy. Większość czasu w ciągu dnia spędzał, siedząc nad papierami i obliczając dokładnie komu i jaką sumę należy wypłacić, wypełniał czeki, obmyślał plany ich wyjazdu tak, by za dwa dni mogli opuścić ten dom bez żadnegozwlekania.
Wysłał do matki telegram, w którym poinformował ją o ich rychłym powrocie. Anna chciała napisać list z podziękowaniami, lecz przekonał ją, że przecież podziękuje jego rodzicielce osobiście już za parędni.
Tego dnia spadł pierwszy tego roku śnieg. Na zewnątrz było zimno i nieprzyjaźnie, na żądanie Chrisa sprowadzono drewno i rozpalono we wszystkich sypialniach oraz w salonie, w którym spędzali prawie cały dzień. Zima przyszła wcześnie, na pogodę jednak nikt nie mógł mieć wpływu, należało więc jedynie akceptować ten stanrzeczy.
– Zgodziłam się jechać z tobą – powiedziała Anna, kiedy siedzieli przy wieczornej kolacji. – Uważam, że to jest rozsądnadecyzja.
– Tak – uśmiechnął się Chris. – Poznałem to po tobie, kiedy przeczytałaś list od matki, że jesteś zdecydowana. Rozsądek musi czasami zwyciężyć nad dumą, a ty przecież jesteś dumną kobietą. Oczywiście pomoglibyśmy ci zagospodarować się gdzieś indziej, znaleźli nowy dom, lecz teraz trzeba myśleć przede wszystkim o zdrowiu twojego syna. Może kiedy wszystko się ułoży, minie jakiś czas, a ty staniesz nanogi…
– Nie przestajesz mnie zadziwiać. – Anna uśmiechnęła się. – Gdybym wiedziała, że tak łatwo wszystko da się załatwić, nie zwlekałabym tyle z prośbą o pomoc. Tymczasem zżerała mnie zgryzota. Każdego dnia martwiłam się, co z namibędzie.
– Jednak już tu jestem i wkrótce zaczniesz nowe życie. I ja ci w tympomogę.
– Dziękuję.
– To ja ci dziękuję za zaufanie, jakim mnie obdarzyłaś. Rozumiem, ile odwagi kosztowało cię napisanie listu z prośbą o pomoc. Wzbudziłaś we mniepodziw.
– A ty we mnie. – Po chwili wahania zapytała: – Czy wiele się zmieniło od tamtego czasu po moimwyjeździe?
– Zdziwisz się, ale nie. Niemalże wszystko pozostało takie samo. Będziesz się czuła, jakbyś powróciła do przeszłości. Wiesz, że matka nie lubi zmian. Dom zastaniesz w podobnym stanie jak przedlaty.
Christopher bardzo jej zaimponował. Wydoroślał, stał się prawdziwym mężczyzną, silnym, męskim, choć z tym samym diabelskim błyskiem w oku, jaki miewał w wieku kilkunastu lat, kiedy razem knuli jakieś intrygi. Patrzyła na niego z chęcią ipodziwem.
– Już nie mogę się doczekać, kiedy stąd wyjedziemy. Boję się jedynie o Edwarda. Tak zimno jest nadworze…
– Wierzę, że sobie poradzimy. Dowieziemy twojego syna całego i zdrowego do Kornwalii i nawet nie odczuje skutków podróży. Już ja się o topostaram.
Christopher naprawdę w towierzył.
Nadeszła noc. Mężczyzna leżał z otwartymi oczami, nadstawiając uszu. Dawno już minęła jedenasta, a nic się nie działo. Kiedy zegar w głównym holu wybił dwunastą, a potem zaległa trwożliwa cisza, Chris nie wytrzymał. Pospiesznie wstał i skierował się w stronę pokoju Edwarda. Zatrzymał się przed drzwiami, nasłuchując. Wewnątrz również było cicho. Zrugał się w myślach za to, co wyprawia o tej porze koło sypialni tego biednego chłopca. Co by było, gdyby zastała go tu Anna? Co by sobie o nim pomyślała? Jak by się wytłumaczył? Jego jedyną wymówką było bowiem to, że pragnął posłuchać chociaż przez chwilę gry chłopaka. Chciał patrzeć na jego delikatne, szczupłe palce z taką pasją przesuwające się po klawiszach pianina. Chciał poczuć atmosferę tej nocy, zatracić się w muzyce, jaką usłyszał wczoraj. To pragnienie właśnie przywiodło go do drzwi, przy których terazstał.
Wewnątrz pokoju Edwarda było cicho i ciemno, bo przez szparę przy podłodze nie przebijała się żadna smuga światła. Edward musiał więc spać. Christopher miał wielką ochotę otworzyć drzwi i spojrzeć na bladą twarz chłopaka, ale nie odważył się. Powoli zrobił krok do tyłu, odwrócił się na pięcie i odszedł do swojego pokoju. Był niepocieszony i lekko drżał. Nie wiedział, z jakiego powodu, ale na pewno nie z zimna, ponieważ w jego sypialni było ciepło i przyjemnie, a na zimnym korytarzu nie stał zbytdługo.
Położył się i próbował zasnąć, choć sen jak na złość nieprzychodził.
Edward nie spał, leżał, wsłuchując się w ciszę. Miał ochotę zagrać na pianinie, tym bardziej, że w pomieszczeniu w końcu panowała odpowiednia temperatura, jednak nie odważył się, ponieważ nie chciał zbudzić Christophera, jak to się stało minionej nocy. Gdyby dowiedziała się o tym matka, byłaby zła. Leżał więc targany sprzecznymi uczuciami i tęsknotą zamuzyką.
W pewnym momencie jego uszu doszedł jakiś dźwięk. Chłopak wytężył słuch. To czyjeś kroki, ktoś zbliżał się powoli do pokoju. Ktoś przystanął i zaległa cisza. Z niewiadomych powodów Edward czuł gdzieś w głębi siebie, kim jest osoba stojąca za drzwiami i mimowolnie zadrżał. Niech wejdzie, spraw Boże, by wszedł, by mógł znów spędzić z nim te wyrwane nocy chwile. Chciał siedzieć otoczony mrokiem i rozmawiać o muzyce. Może nawet zagrałby coś dla niego, gdyby tamten zechciał słuchać. Tak bardzo był spragniony czyjegoś towarzystwa, a Chris to pierwszy gość w ich domu od lat. Choroba nie pozwalała chłopcu odwiedzać znajomych, zresztą żadnych nie miał. Był skazany na cztery ściany swojego pokoju i codzienną frustrację. Zamierzał wyskoczyć z łóżka i otworzyć drzwi, nie odważył się jednak. Po chwili kroki znów rozbrzmiały, przytłumione i ledwo dosłyszalne, a potem zaległa ta sama cisza, jaka panowała w domu od wielu godzin. Edward nie mógł zasnąć, oddychał szybko, a serce biło mu w piersi jakszalone.
Następnego dnia Christopher załatwił wszystkie niezbędne formalności z wierzycielami. Z takimi sprawami nie miał dotąd zbyt wiele do czynienia, ale doświadczenie w jego własnej pracy, za co mógł dziękować swojemu ojcu, pomogło mu w szybkiejrealizacji.
Anna była gotowa do drogi, a mała Elizabeth przez cały dzień nie odstępowała go nawet na krok. Nie przeszkadzało mu to, a nawet pozwolił jej zostać przy sobie w czasie załatwiania interesów. Była żywym dzieckiem, zupełnie różniącym się od Edwarda, choć ten już dawno wyrósł z dziecięctwa, ale Christopher czuł, że chłopak nigdy nie zachowywał się jak jego siostra. Życie zbyt prędko go doświadczyło. Mała zaś interesowała się całym światem, zadawała pytania i oczekiwała na każde odpowiedzi. Christopher bardzo jąpolubił.
Kiedy drzwi zamknęły się za ostatnim interesantem, wszyscy odetchnęli z ulgą. Anna załatwiała jeszcze jakieś drobne sprawy, mała Elizabeth na chwilę gdzieś zniknęła, więc Chris postanowił udać się do pokoju Edwarda, by zobaczyć, jak się czuje. Od rana nieustannie o nim myślał. To źle, kiedy młody chłopak jest zamknięty całymi dniami w pokoju. Powinien mieć wokół siebie swoich rówieśników, śmiać się, bawić. Samotność nie mogła przecież wpływać na niegodobrze.
Zapukał ostrożnie i wszedł, usłyszawszyzaproszenie.
– Witaj… – zaczął, choć patrząc w jego niebieskie oczy, miał wrażenie, jakby usuwał mu się grunt pod stopami. Momentalnie poczuł się niepewnie. – Jak się dzisiajczujesz?
– Dziękuję, o wiele lepiej. – Chłopak uśmiechnął się szczerze. – Kiedy jest ciepło, oddycha mi się zdecydowaniełatwiej.
– Od dzisiaj już zawsze będziesz miał ciepło w pokoju, dopilnujętego.
– Dziękuję panu. Za wszystko. Matka bez pana pomocy z pewnością nie dałaby sobie rady, tyle zmartwień każdego dnia, ci okropni ludzie dopraszający się pieniędzy, zimnydom…
Christopher przysiadł na łóżku obok Edwarda. Po chwili weszła pokojówka, przyniosła talerz ciepłej zupy, którą chłopak zaczął jeść powoli, jak gdyby wstydząc się przedgościem.
– Nie grałeś wczoraj… – zagaiłChristopher.
– Nie chciałem panazbudzić.
– Właściwie byłem zawiedziony, że zostałem pozbawiony czegoś tak wspaniałego jak twojagra.
– Zagram teraz! – Chłopak natychmiast chciał wstać z