Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jaka byłaby teraz Polska, gdyby zwrotnice dziejów ustawiono inaczej?
Kto mógł odmienić losy naszego kraju, a kto tego nie zrobił?
Autor bestsellerowych książek historycznych i jego alternatywna historia Polski
Nasze „tu i teraz” jest sumą wyborów i zdarzeń sprzed lat. Ta zasada obowiązuje zarówno w przypadku jednostek, jak i całych narodów. Czasami warto zastanowić się, jak wyglądałoby polskie „dziś”, gdyby wydarzenia z przeszłości przybrały inny bieg.
Jakie byłoby nasze państwo bez rozbicia dzielnicowego i sprowadzenia Krzyżaków?
Czy dynastia Jagiellonów okazała się dla Polski źródłem wielkości czy nieszczęść?
A może pod władzą Habsburgów nasz kraj stałby się częścią paneuropejskiej potęgi?
Czy Polska mogła uniknąć rozbiorów?
Wybitny i ceniony historyk, prof. Andrzej Chwalba, z epickim rozmachem, wizjonerstwem, ale i właściwą sobie naukową precyzją kreśli fascynującą panoramę alternatywnych losów Polski. Opierając się na swojej rozległej wiedzy, prowadzi czytelnika przez świat, który – z powodu takich, a nie innych decyzji i okoliczności – nigdy nie stał się polityczną rzeczywistością, choć był realnym jej wariantem. W tej intelektualnej podróży towarzyszy mu dziennikarz Wojciech Harpula, który w wielu momentach inspiruje, ale i prowokuje do coraz odważniejszych odpowiedzi na pytanie „co by było, gdyby?”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 321
Fragment obrazu Jana Matejki, Kazanie Skargi z 1864 roku – widoczny jest słuchający słów kaznodziei Zygmunt III Waza.
Uroczystości Milenium Chrztu Polski w diecezji gdańskiej, Gdańsk-Oliwa, maj 1966 roku. Tłum wita prymasa Stefana Wyszyńskiego oraz peregrynującą kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Obchody Milenium stały się wielką manifestacją przywiązania Polaków do tradycji katolickiej oraz przeciwwagą dla organizowanych przez władze komunistyczne uroczystości „Tysiąclecia Państwa Polskiego”.
Wie pan, ilu Polaków uważa się za katolików?
Około dziewięćdziesięciu procent?
Według badań CBOS z 2017 roku – dziewięćdziesiąt trzy procent, czyli ponad trzydzieści pięć milionów osób. Na całym świecie tylko Polska i Malta mają tak wysoki odsetek obywateli wyznających – przynajmniej deklaratywnie – rzymski katolicyzm.
Nie dziwię się. Jesteśmy krajem o niezwykle silnej tradycji katolickiej. Kościół od wieków odgrywa w Polsce bardzo ważną rolę w wielu dziedzinach życia społecznego.
Czy w naszej historii był moment, który mógł zadecydować, że dzieje religijne Polski potoczyłyby się zupełnie inaczej? Który spowodowałby, że dziś bylibyśmy protestantami?
Odpowiedź musi być twierdząca. Był taki moment. Reformacja w XVI wieku płynęła przez Polskę szeroką falą, wyznanie zmieniali przedstawiciele wielu możnych rodów, protestanci byli licznie reprezentowani w sejmie i stanowili większość wśród świeckich senatorów. Szczyt zapału reformacyjnego to sejm w Piotrkowie w 1555 roku. Uchwalono wtedy, że król ma zwołać sobór narodowy, który przeprowadzi reformę Kościoła w Polsce. To otwierało drogę do powstania w naszym kraju niezależnego od Rzymu Kościoła narodowego, opartego na ideach reformacyjnych. Podobną drogą poszedł w Anglii król Henryk VIII, stworzył Kościół anglikański i stał się jego zwierzchnikiem.
Od czego zależało, czy ta uchwała sejmu zostanie wykonana?
W największej mierze od króla Zygmunta Augusta. Gdyby posłuchał sejmu, sobór zostałby zwołany i powstałby Kościół narodowy.
Dlaczego tego nie zrobił?
Odpowiedź na to pytanie wymaga wyjaśnienia, jaka była sytuacja polityczna i religijna w Polsce w połowie XVI wieku. Nie unikniemy tego.
Zamieniam się w słuch.
Idee odnowy Kościoła rzymskiego głoszone przez Marcina Lutra i jego współpracowników zaczęły docierać na ziemie polskie już w latach dwudziestych XVI wieku. Jak wiemy, w 1525 roku Albrecht Hohenzollern został pierwszym w Europie władcą luterańskim i lennikiem Polski. Później będzie wspierał polski ruch reformacyjny. W sposób naturalny luteranizm zyskał popularność wśród osób znających biegle język niemiecki, czyli głównie mieszczan z Prus Królewskich i Wielkopolski. W Małopolsce pisma reformacyjne też były znane, ale w Krakowie gmina luterańska wtedy jeszcze nie powstała.
Na polskiej szlachcie idee Lutra nie zrobiły większego wrażenia?
Na pewno nie na tyle, by zmieniała wyznanie. Wsparły go tylko niektóre rody z Pomorza Gdańskiego i Wielkopolski. Luteranizm dla „panów braci” był wyznaniem mieszczan, w dodatku była to „wiara niemiecka”. Drogę do umysłów szlachty znalazł natomiast kalwinizm, doktryna religijna stworzona w latach trzydziestych XVI wieku przez drugiego z wielkich reformatorów religijnych, Jana Kalwina, Francuza, który żył i tworzył w Genewie, we francuskojęzycznej części Szwajcarii. W ciągu kilkunastu lat idea kalwińska, czyli idea Kościoła ewangelicko-reformowanego, rozpowszechniła się wśród polskiej szlachty, zdobyła także mocnych protektorów na Litwie.
Dlaczego popularność zdobył akurat kalwinizm?
Bo szlachcie odpowiadały jego demokratyzm i możliwość uczynienia z niego narzędzia władzy politycznej. Duchownych kalwińskich, czyli ministrów, powoływał szlachcic, w którego majątku znajdował się zbór ewangelicki. Co prawda szlachcice byli też kolatorami w parafiach katolickich i mieli prawo przedstawiania biskupom swoich kandydatów na proboszczów, ale w Kościele kalwińskim biskupów w ogóle nie było. Jego struktura organizacyjna była płaska. Sam szlachcic stawał się zwierzchnikiem duchownego, który był od niego zależny. Dzięki temu dziedzic zyskiwał jeszcze jeden czynnik umożliwiający mu kontrolowanie tego, co dzieje się w jego majątku. Motywacja szlachty do przechodzenia na kalwinizm miała zatem głównie charakter polityczny, a nie teologiczny. Szesnastowieczna polska szlachta w zdecydowanej większości na teologii się nie znała, to byli praktyczni ludzie. Dyskusje na temat tego, czy człowiek jest z góry przeznaczony przez Boga do zbawienia albo czy w czasie konsekracji kapłan przemienia hostię i wino w rzeczywiste ciało i krew Chrystusa, niewiele ich obchodziły. Szlachcie odpowiadała też idea tak zwanego taniego Kościoła, stroniącego od bogactw i przepychu, na którego potrzeby nie trzeba płacić dziesięciny.
Gdzie kalwinizm zapuścił najgłębsze korzenie?
Zdecydowanie w zachodniej Małopolsce, ale mocno rozwijał się także na ziemiach sandomierskiej i lubelskiej. Najbardziej znane rodziny kalwińskie z Małopolski to: Szafrańcowie, Firlejowie, Zborowscy, Myszkowscy. Z kolei z ziemi chełmskiej pochodził Mikołaj Sienicki – czołowy polityk ruchu egzekucyjnego, wielokrotny marszałek sejmu, zdecydowany zwolennik Kościoła narodowego.
Mocne postępy kalwinizm poczynił także na Litwie. Tam protestantyzm przyjęły potężne rody magnackie: Radziwiłłowie, Pacowie, Chodkiewiczowie, Chlebowiczowie, Kiszkowie. Dla nich kalwinizm był przede wszystkim instrumentem wzmacniającym odrębność Litwy od Korony. Przechodzenie na protestantyzm stanowiło dla magnatów litewskich manifestację odrębności, ale nie splotło się z dążeniami reformatorskimi w dziedzinie politycznej. Inaczej było w Koronie, gdzie protestanci tworzyli główne zaplecze ruchu egzekucyjnego, domagającego się reformy i wzmocnienia państwa. Ruch egzekucyjny czerpał dynamikę z reformacji, a reformacja z ruchu egzekucyjnego. Te procesy społeczno-polityczne stanowiły nierozłączną parę.
O rodzącym się ruchu egzekucyjnym wspominaliśmy już w poprzednim rozdziale. Przy czym w pełni okrzepł on i rozwinął się dopiero za czasów Zygmunta Augusta.
To był prawdziwy „złoty wiek” polskiej szlachty. Dzięki dostępowi do Morza Bałtyckiego zwiększał się eksport zboża i innych towarów, rozwijały się szlacheckie folwarki. Posiadacze ziemscy bogacili się i zdobywali wykształcenie. Synowie szlacheccy kończyli Akademię Krakowską, często studiowali za granicą. Dzięki temu poziom wykształcenia szlachty polskiej w XVI wieku należał do najwyższych w Europie. Te zjawiska nie dotyczyły oczywiście całego stanu rycerskiego w Koronie, ale przede wszystkim przedstawicieli warstwy średniej szlachty. Wraz ze wzrostem zamożności rosły także ich aspiracje polityczne. Chcieli zwiększyć swoją rolę w państwie, stać się czynnikiem współrządzącym, decydującym o jego losach na równi z królem i senatem.
Konstytucję sejmową Nihil novi z 1505 roku, zakazującą królowi wydawania nowych praw bez zgody szlachty, rozumieli tak, że musi się na nie zgodzić nie tylko senat skupiający najważniejszych dostojników świeckich i duchownych, ale także izba poselska reprezentująca stan rycerski.
Zygmunt Stary rządził, opierając się na magnackim senacie. Wobec tego dla średniej szlachty drogą do zwiększenia roli izby poselskiej i swojej pozycji politycznej stała się rywalizacja z magnatami. Ale zniwelowanie znaczenia ekonomicznego i politycznego magnatów nie było jednak celem samym w sobie. Posłowie chcieli też głębokiej reformy państwa. Uważali, że realizacja ich postulatów w istotny sposób wzmocni Polskę.
Mieli rację. Egzekucjoniści domagali się rzeczy zbawiennych dla kraju.
Podstawową sprawą, o której już wspominaliśmy, była egzekucja dóbr. Królowie polscy pozyskiwali pieniądze i budowali wspierające ich stronnictwa polityczne, rozdając łatwą ręką królewszczyzny, czyli majątek swój, a w istocie państwa. W wiekach XV i XVI w Koronie oddali w prywatne ręce pięćdziesiąt osiem miast i sześćset sześćdziesiąt jeden wsi. Posłowie uważali, że to duży problem, ponieważ praktyka ta pozbawiała skarb sporej części dochodów. Domagali się, by wszystkie ziemie darowane lub wydzierżawione bez zgody sejmu wróciły do skarbu państwa. Jednocześnie żądali podziału dochodów płynących z królewszczyzn na dwie części – państwową, służącą zaspokajaniu potrzeb Korony, i prywatną, przeznaczoną na utrzymanie dworu królewskiego.
Wysuwali też postulat powołania stałej armii, finansowanej ze skarbu państwa. Zdawali sobie bowiem sprawę, że pospolite ruszenie ziemiaństwa nie ma większej wartości militarnej, bo szlachta zajmuje się rolnictwem, a nie służbą rycerską. Mocne były też głosy domagające się unifikacji państwa, czyli zniesienia prawnych form odrębności Prus Królewskich, Mazowsza oraz księstw śląskich – zatorskiego i oświęcimskiego – ale przede wszystkim zmiany unii personalnej Polski z Litwą w unię realną. Posłowie chcieli w ten sposób zabezpieczyć prawnie dziedzictwo rządów Jagiellonów w Koronie i na Litwie. Obawiali się, że po wygaśnięciu dynastii Litwa może pójść swoją drogą.
Program egzekucjonistów miał na celu wzmocnienie państwa. Zygmunt August przez długi czas odrzucał jednak postulaty szlachty, która pchała mu władzę w ręce. Dlaczego?
Oparł się, podobnie jak ojciec, na magnatach. Wierzył, że możni są tą klasą polityczną, która gwarantuje stabilne rządy i silną pozycję monarchy. Nie doceniał roli czynnika szlacheckiego. Sądził, że może kierować szlachtą przez swoich magnackich współpracowników. Uważał, że posłowie powinni poprzestawać na uchwalaniu podatków. Ważną okolicznością wyjaśniającą niechęć króla do współpracy z sejmem była też postawa posłów w sprawie jego ślubu z Barbarą Radziwiłłówną.
Zygmunt i Barbara. Najbardziej romantyczna historia w dziejach polskich rodów królewskich.
I wielkie wyzwanie, z którym musiał się zmierzyć nowy monarcha. Zygmunt August został koronowany na króla Polski w 1530 roku, za życia ojca. Miał wtedy dziesięć lat. W 1543 roku ożenił się z Elżbietą Habsburżanką, córką cesarza Ferdynanda I. Ich pożycie nie było szczęśliwe. Synowej nie cierpiała królowa Bona, męża odstręczała od Elżbiety jej choroba – epilepsja. Habsburżanka w Polsce i na Litwie spędziła zaledwie dwa lata, zmarła w 1545 roku w Wilnie, wyczerpana kilkunastoma atakami choroby.
Zygmunt August zaczął romansować z Barbarą Radziwiłłówną, wdową po wojewodzie trockim Stanisławie Gasztołdzie, jeszcze za życia Elżbiety. Dwa lata po jej śmierci zawarł z Barbarą potajemny ślub, nie pytając o zdanie króla, królowej i senatu. To było wbrew wszelkim zasadom. Po śmierci Zygmunta Starego w 1548 roku posłowie i większość senatorów uznali to małżeństwo za mezalians godzący w powagę dynastii i państwa. Sejm twardo opowiedział się przeciwko monarsze, domagając się unieważnienia ślubu. Kasztelan poznański Andrzej Górka, przemawiając w imieniu obu izb, publicznie wyliczał trzydziestu kilku domniemanych kochanków Barbary, z którymi miała romansować przed poznaniem króla. Oskarżał ją o zarażenie się „francuską chorobą”, czyli kiłą. Król się nie ugiął i postawił na swoim. Pozyskał magnatów nadaniami oraz dostojeństwami i doprowadził do koronacji Barbary w 1550 roku. W następnym roku zmarła.
Już z pierwszych lat swojego panowania król wyniósł lekcję, że łatwiej jest dogadywać się z możnowładcami niż z sejmem. I jeszcze jedno – w obronie królewskiego ślubu wystąpił od razu biskup krakowski Samuel Maciejowski, królowi stosunkowo łatwo udało się przekonać do zamiaru koronacji Barbary dostojników katolickich. Protestanci w tej sprawie pozostali nieprzejednani, bardzo ostro atakowali królewską wybrankę.
Szlachta protestancka zyskała mocną reprezentację w sejmie. Jakie były jej postulaty? Czego domagali się ewangelicy?
Zniesienia prawa o egzekwowaniu wyroków sądów biskupich w sprawach świeckich przez starostów. Ten mechanizm polegał na tym, że jeżeli sąd kościelny z powodów majątkowych czy wyznaniowych uznał winę danego szlachcica, to wyrok wykonywał urzędnik królewski. Sprzeciwiali się temu nie tylko protestanci, ale także katolicy. W efekcie egzekucję starościńską wyroków biskupich zawieszono na sejmie w 1552 roku, który obradował pod laską gorliwego ewangelika Rafała Leszczyńskiego, opiekuna braci czeskich.
Nie wspominaliśmy wcześniej o nich, a to trzecie ważne wyznanie reformowane w Polsce. Bracia czescy byli husytami zmuszonymi do emigracji z Czech w połowie XVI wieku. Osiedlili się w Wielkopolsce, zyskali protektorów w postaci możnych rodów Górków, Ostrorogów i właśnie Leszczyńskich. Wojewoda kujawski Rafał Leszczyński przyjął ich naukę.
Największy triumf stronnictwo ewangelickie odniosło na sejmie piotrkowskim w 1555 roku?
Tak, ale zanim opowiemy, co się wtedy wydarzyło, warto poczynić jedną uwagę. Użył pan sformułowania „stronnictwo ewangelickie”. Trzeba pamiętać, że protestanci wysuwali postulaty związane z reformacją, ale robili to, gdyż uznali, że ich przyjęcie ułatwi realizację programu egzekucyjnego, czyli będzie służyło szlachcie i państwu. Ewangelicy w sejmie nie występowali wyłącznie jako stronnictwo wyznaniowe. To byli przede wszystkim przywódcy politycznego ruchu średniej szlachty. Protestanci byli licznie reprezentowani w sejmie, mimo że wyznania reformowane przyjęło nie więcej niż dwadzieścia procent szlachty w Koronie. Szlachta katolicka wybierała na posłów ewangelików, ponieważ byli to ludzie najlepiej wykształceni, dobrzy gospodarze, zręczni politycy, działający nie tylko w interesie swoich współwyznawców, ale także szlachty katolickiej. Z tego wynikała zależność między postulatami protestantów i egzekucjonistów.
Rozumiem. Wracamy na sejm w 1555 roku.
Obradował pod laską wspomnianego już Mikołaja Sienickiego, ewangelika. Oprócz egzekucji dóbr głównym tematem stały się postulaty reformy Kościoła w Polsce. Po burzliwych dyskusjach podjęto cztery ważne uchwały wyraźnie nawiązujące do ducha reformacji – o konieczności zwołania soboru narodowego, wprowadzeniu komunii pod dwiema postaciami i języka polskiego w liturgii oraz zniesieniu celibatu księży.
Posłowie, domagając się zwołania soboru narodowego, który miał zająć się odnową Kościoła w kraju, nawiązywali do żywej w Europie idei soborowej – według niej należało zażegnać podziały w zachodnim chrześcijaństwie i wprowadzić zmiany w Kościele na drodze dyskusji uwzględniającej postulaty zarówno reformatorów, jak i Kościoła rzymskiego. Sobór powszechny w Trydencie trwał już od 1545 roku i początkowo planowano, że wezmą w nim udział protestanci. Nasz sobór narodowy miał być dopełnieniem dzieła soboru powszechnego.
W myśl uchwały sejmu mieli w nim uczestniczyć, obok polskich biskupów, trzej wielcy reformatorzy religijni: Jan Kalwin, Filip Melanchton – najbliższy współpracownik Lutra i autor konfesji augsburskiej, podstawowej księgi wyznaniowej luteranizmu – oraz Jan Łaski – jedyny człowiek polskiej reformacji, który jest powszechnie znany w Europie, zwłaszcza w jej protestanckiej części. Był bratankiem noszącego to samo imię i nazwisko arcybiskupa, prymasa i kanclerza.
W Polsce nie zdajemy sobie sprawy z udziału Łaskiego w formułowaniu teologii protestanckiej i roli, jaką odegrał w kształtowaniu się Kościoła anglikańskiego. Wymienia się go jednym tchem obok Lutra i Kalwina. Jest upamiętniony na Pomniku Reformacji w Genewie.
Jak król zareagował na uchwały sejmu?
Zygmunt August wezwał posłów do zachowania pokoju wyznaniowego i wysłał do Rzymu marszałka nadwornego Stanisława Maciejowskiego, brata biskupa krakowskiego. Miał on domagać się od papieża zgody na uchwalone przez sejm postulaty.
Przecież to absurd. Jak papież miał się zgodzić na realizację reform protestanckich w dużym, katolickim kraju?
To był wybieg. Sejm nie mógł zarzucić królowi, że zupełnie lekceważy jego wolę, ale zarazem uchwały sejmowe nie były realizowane.
Nie bez powodu Zygmunta Augusta nazywano „dojutrkiem”. Znany był z braku konsekwencji i odkładania decyzji na później.
W sprawach strategicznych potrafił być zdecydowany i działał szybko.
Tak? Znam tylko dwie sprawy, w których wykazał zdecydowanie – ślub z Barbarą i unia z Litwą.
W polityce bałtyckiej, zmierzającej do opanowania Inflant, też był konsekwentny. Ale faktem jest, że w sprawie reformy Kościoła w Polsce postanowił zwlekać. Maciejowski trafił w Rzymie akurat na koronację nowego papieża, Pawła IV. To był już czas, gdy kuria rzymska postanowiła nie cofać się ani o krok, nie ustępować protestantom w żadnej sprawie, przeciwnie – przejść do kontrofensywy. Z punktu widzenia Rzymu sytuacja w Europie wyglądała źle, Anglia i Skandynawia były stracone, Niemcy niemal w całości protestanckie, we Francji i Niderlandach rozwijały się potężne stronnictwa ewangelickie, nowe prądy religijne szeroko płynęły przez Polskę i Węgry. Gorączka reformatorska została opanowana tylko we Włoszech i Hiszpanii. Papieże doszli do wniosku, że skoro zawiodły dotychczasowe próby porozumienia z protestantami, należy wzmocnić Kościół wewnętrznie, podjąć z innowiercami walkę o dusze i nie dopuszczać do dalszej erozji znaczenia politycznego papiestwa. Sobór trydencki, który miał zapobiec rozłamowi w chrześcijaństwie, wzmocnił w efekcie Kościół rzymski i dał mu narzędzia do podjęcia dzieła kontrreformacji.
Paweł IV odprawił Maciejowskiego z kwitkiem?
Przyjął go uprzejmie, wysłuchał i wytłumaczył mu, że król nie tylko nie powinien brać pod uwagę tak nieprzyzwoitych żądań, ale surowo ukarać tych, którzy ośmielili się je wyrazić. Maciejowski wrócił i nic się nie wydarzyło. Protestanci, w tym przybyły z Anglii Łaski, upominali się u króla o zwołanie soboru, lecz ten odraczał sprawę.
Aż w 1558 roku Iwan IV Groźny zaatakował Inflanty, a w 1562 roku rozpoczęła się na dobre wojna Wielkiego Księstwa Litewskiego z Moskwą o tę prowincję. Król potrzebował pieniędzy i zdecydował się na współpracę ze szlachtą. Pojawił się na sejmie ubrany w polski strój szlachecki (na co dzień nosił włoski) i zaczął realizować postulaty ruchu egzekucyjnego. Dojrzał do tego. Zrozumiał, że szlachta może być żywiołem, na którym warto się oprzeć, realizując program wzmocnienia państwa i pozycji monarchy. Udało się przeprowadzić egzekucję dóbr, ujednolicić prawo, powołać stałe wojsko kwarciane, na które szła realnie jedna piąta dochodów z królewszczyzn, zlikwidować autonomię Prus Królewskich, doprowadzić dzięki unii lubelskiej z 1569 roku do powstania Rzeczypospolitej Obojga Narodów. A skoro program egzekucjonistów zaczął być realizowany, żądanie reformy Kościoła w Polsce w duchu reformacyjnym straciło swoją polityczną moc. Protestanci skupili się już tylko na zagwarantowaniu sobie wolności religijnych, w czym wsparła ich także katolicka szlachta. Akt konfederacji warszawskiej, uchwalony w 1573 roku na sejmie po śmierci Zygmunta Augusta, jest dla nas słusznym powodem do dumy. Zapewniał swobodę wyznania szlachcie w Rzeczypospolitej, gwarantował innowiercom równouprawnienie z katolikami i opiekę państwa. Tolerancja religijna w Rzeczypospolitej zyskała wtedy prawne podstawy.
Źródła ilustracji
Wikimedia commons/Zamek Królewski w Warszawie (domena publiczna) – s. 153 (góra)