Żyli długo i szczęśliwie - Kate Hewitt - ebook

Żyli długo i szczęśliwie ebook

Hewitt Kate

4,4
10,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Siostry Liane i Elle idą na bal do Alessandra Rossiego. To jedno z największych corocznych wydarzeń towarzyskich na Manhattanie. Żywiołowa Elle szybko zostaje zauważona przez Alessandra. Proponuje jej, by jako influencerka zrobiła reklamę jego hoteli. W tym celu muszą wspólnie odwiedzić wszystkie hotele Rossiego. Elle zgadza się pod warunkiem, że pojedzie z nimi Liane. Alessandro odkrywa, że Liane, choć mniej efektowna, jest znacznie bardziej interesująca i pociągająca…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 149

Oceny
4,4 (9 ocen)
5
3
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kate Hewitt

Żyli długo i szczęśliwie

Tłumaczenie:

Paula Rżysko

Tytuł oryginału: A Scandal Made at Midnight

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2022

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2022 by Kate Hewitt

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2023

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-276-9510-9

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Czy to nie są najpiękniejsze rzeczy, w życiu widziałaś? – roześmiała się Liane Blanchard.

Elle kręciła się w koło, otoczona burzą blond loków, a w jej oczach mienił się zachwyt.

– Z pewnością! – wykrzyknęła, przyglądając się swoim nowym szpilkom, które wyglądały, jakby były zrobione w całości ze szkła. Wyglądały również na niewygodne, ale ten mankament nikł w blasku ozdabiających je diamentów.

– Zgaduję, że założysz je na bal? – Liane wciąż nie mogła powstrzymać się od śmiechu.

– Oczywiście! – Elle puściła do niej oczko, zsuwając pantofle z nóg.

Ułożyła je ostrożnie w kartonowym pudle i okryła delikatnym, prawie przezroczystym papierem opatrzonym logiem najlepszej manhattańskiej firmy designerskiej. Jako influenserka, Elle wciąż dostawała paczki od znanych projektantów, którzy pragnęli, by zareklamowała ich produkt na swoich kanałach społecznościowych.

– Powinnaś zobaczyć sukienkę, którą ostatnio dostałam. Idealnie pasuje do tych butów!

– Mam nadzieję, że nie jest wykonana ze szkła – zażartowała Liane.

– Nie, ale ta tkanina jest cudowna! – Uniosła jedną rękę, a drugą poprawiła włosy. – Nie martw się, jest zupełnie przyzwoita i zakrywa to, co trzeba. – Zaśmiała się.

Elle była radosną dwudziestodwulatką. Liane miała dwadzieścia siedem lat, ale czuła się o wiele poważniej od swojej przybranej siostry. Czasem miała wrażenie, że jest jej aniołem stróżem.

– Co za dziwaczna para butów. – W pokoju rozległ się osądzający głos wysokiej, siwej kobiety. Amelie Ash, matka dziewczyn, patrzyła z odrazą na umieszczone w pudełku szpilki. – Są doprawdy paskudne.

– Słuszna uwaga – powiedziała z ukrytym sarkazmem Elle.

Liane zawsze podziwiała ją za to, jak potrafiła przeciwstawiać się swojej macosze. Ich rodziny połączyły się, gdy Elle miała zaledwie sześć lat.

Amelia, stając się matką dwóch przyszłych nastolatek, wcale nie starała się zyskać sympatii nowej córki. Nie pomagało w tym również to, że jej nowy mąż, Robert Ash, uwielbiał zasypywać prezentami swoją jedyną córkę, chcąc wynagrodzić jej śmierć matki, której nawet nie pamiętała. Jedynie Liane wiedziała, że tak naprawdę Elle nigdy nie była rozpieszczana.

– Gdzie zamierzasz je założyć? – zapytała macocha.

– Na bal oczywiście.

Liane napięła się, gdy zauważyła, że usta macochy zwężają się, a oczy przeszywają ją na wskroś. Znała to spojrzenie i wiedziała, co oznacza. Widywała je przez długie lata.

– Na bal? – powtórzyła lodowato Amelia. – Och, skarbie, ale ty nie jesteś zaproszona na bal.

Na ułamek sekundy uśmiech Elle zmalał, a jej niebieskie oczy rozszerzyły się, gdy posłała Liane niepewne, pytające spojrzenie.

– Nie, nie jest zaproszona – wtrąciła szybko siostra. – Będzie mi towarzyszyć, jako mój gość.

Nie mogła pójść na bal bez Elle. Nie przepadała za przyjęciami i nie miała ochoty uczestniczyć również i w tym, ale siostra nalegała, by poszły razem.

Usta matki zacisnęły się. Liane wiedziała, że kobieta nie chciała, by jej przybrana siostra pojawiała się na balu organizowanym przez bajecznie bogatego, notorycznie samotnego magnata hotelowego Alessandra Rossiego, skupiającego wokół siebie nowojorską śmietankę towarzyską.

Co prawda ich rodzina nie zaliczała się do tego wąskiego, elitarnego grona, ale ojciec Liane, Michael Blanchard, był dawno temu drobnym dyplomatą i dobrym znajomym ojca Alessandra Rossiego, Leonarda. Liane była zszokowana, gdy znalazła zaproszenie w skrzynce na listy, ale jej matka pękała z dumy.

– Oczywiście, że bylibyśmy zaproszeni – zadrwiła matka, pyszniąc się. – Twój ojciec był drogim przyjacielem Leonarda Rossiego. Wiesz, że pożyczał mu pieniądze, kiedy ich potrzebował.

Sto franków w kasynie, trzydzieści lat temu, to niezbyt wzniosły interes, jednak Amelia uważała inaczej. Liane nie skomentowała tego ani słowem. Dawno temu nauczyła się trzymać język za zębami w obecności matki, wtedy wszystko było łatwiejsze. W każdym razie nie mogła doczekać się wyjścia na bal. Oczywiście z pewną obawą. Jako nauczycielka francuskiego w podmiejskiej szkole dla dziewcząt, wolała raczej prowadzić spokojne, domowe życie, zamiast znajdować się w centrum życia towarzyskiego, na które raz po raz rzucała się Elle, goniąc za sławą i bogactwem.

Liane nie była zainteresowana żadnym z nich. Straty, których doświadczyła w życiu, nauczyły ją ostrożności i trzymania się w cieniu. Czuła, że gdyby spróbowała żyć inaczej, zostałaby zraniona. Liane dawno temu zdecydowała, że nie chce ryzykować.

Mimo wszystko, patrząc na emanującą szczęściem Elle, pomyślała, że obecność na balu będzie miłą odskocznią od codzienności, nawet jeśli będzie się trzymała na uboczu.

– Wątpię, czy masz odpowiedni strój – fuknęła Amelia, gdy jej pasierbica wróciła do salonu.

Elle była właścicielką domu, w którym mieszkała z macochą i siostrami, ale nie miała grosza przy duszy. Ojciec przepisał go na nią lata temu, z zastrzeżeniem, że jego żona i córki, mogą zamieszkiwać w nim dożywotnio.

– Och, bez obaw – odparła słodko Elle. – Moja znajoma projektantka podarowała mi wspaniałą kreację, specjalnie na tę okazję. Nie martw się, nie zawstydzę cię noszeniem łachmanów.

Liane wiedziała, że to nie tym martwiła się matka. Jej troska była zupełnie odwrotna. Amelia martwiła się, że wspaniała i roześmiana Elle przyćmi swym blaskiem swoje siostry, a ona od zawsze pragnęła, by jej córki poślubiły bogatych i dobrze sytuowanych mężczyzn, którzy zapewnią ich rodzinie pozycję w nowojorskim światku. Liane nie rozumiała tego zupełnie, ponieważ bała się nawet spojrzeć na mężczyzn tego typu, za to jej siostra, mogłaby zamienić flirtowanie w sport wyczynowy.

– Masz szczęście – odpowiedziała chłodno Amelia. – Liane, a twoja sukienka wróciła od krawcowej?

– Tak, odebrałam ją dziś rano – odpowiedziała, zmuszając się do uśmiechu, chociaż po części czuła żal, że musi założyć starą, przerobioną suknię matki, jedyną, na jaką było ją stać.

– W samą porę, biorąc pod uwagę, że bal jest jutro wieczorem – odparła matka, obdarzając pasierbicę kolejnym niechętnym spojrzeniem, po czym wyszła z pokoju.

Liane spojrzała na siostrę ze współczuciem.

– Nie przejmuj się nią.

– Nigdy tego nie robiłam. – Elle puściła oczko do siostry. – Nie pokazałaś mi jeszcze swojej sukienki!

– To nic wielkiego… – odpowiedziała niechętnie, wiedząc, że to tylko zwykły kawałek materiału.

– Och, daj spokój Liane! Założę się, że będziesz w niej wyglądała oszałamiająco. Pokażesz mi?

– Jasne. – Nigdy nie umiała się oprzeć słodkiemu spojrzeniu siostry. – Sama zobaczysz, że nie ma co oglądać.

Z westchnieniem ruszyła na górę, a Elle podążyła za nią do sypialni na pierwszym piętrze, z wysokimi oknami wychodzącymi na majaczący z oddali Central Park.

– A teraz pokaż mi swoją kreację. – Elle przebierała nogami, gdy Liane sięgnęła po osłonięty płótnem wieszak. – Mam nadzieję, że jest wyjątkowa!

– Nie tak jak twoja, wierz mi.

Liane zdjęła płótno z wieszaka. Jej matka mogła mieć pretensję do Elle, że to ona przyciągnie uwagę gospodarza balu, ale z ich ograniczonym budżetem ani ona, ani Manon, nie miały na to szans.

Pudrowo niebieska suknia należała niegdyś do jej matki, a lokalna krawcowa nadała jej jedynie nowoczesnych kształtów. Amelia upierała się, że jej krój jest wciąż modny, ale siostry były innego zdania.

– Całe szczęście, że krawcowa zlikwidowała marszczenia – powiedziała, przyglądając się jej krytycznie. – W przeciwnym razie, byłyby to czyste lata osiemdziesiąte i to w złym tego słowa znaczeniu.

– Wiem. – Liane stłumiła westchnienie. Była przyzwyczajona do tego, że wyglądała jak duch, ze swoją bladą skórą i anemicznym wyglądem. Noszenie czterdziestoletniej sukni doprowadziło nawet ją do granic rozpaczy, ale jak zawsze musiała to stłumić. – Nie mam nic przeciwko tej sukni, naprawdę. I tak nie przepadam za imprezami, dobrze o tym wiesz. Przecież nikt nie zwróci na mnie uwagi.

– Ale to impreza roku! – zaprotestowała Elle. – Nie możesz założyć czegoś, co można kupić w sklepie z używanymi rzeczami!

Liane doskonale wiedziała, że tak jest. W słowach jej siostry było zbyt dużo prawdy. Nawet z pomocą krawcowej suknia wyglądała na przestarzałą i zużytą. Odstawała wokół jej biustu i bioder, a materiał miał nieładny połysk taniej satyny. Ale jakie to miało znaczenie, skoro wszystkie oczy będą skierowane na Elle.

– Słuchaj, nie możesz tego nosić – oświadczyła Elle, wyjmując telefon z kieszeni. – Nie na tę imprezę. Ta może być dobra dla Manon, ona naprawdę nie dba o sukienki.

– Będzie ubrana na czarno, jak zawsze.

Manon uwielbiała swoją pracę asystentki administracyjnej w kancelarii prawniczej i nie przejmowała się modą ani znalezieniem męża. Jechała tylko dlatego, że ich matka stanowczo na to nalegała. Każda z sióstr wiedziała, że nie należy się sprzeciwiać matce, ponieważ czegokolwiek by nie zrobiły, matka była nimi zawsze rozczarowana, zupełnie tak samo jak swoimi mężami.

– Pozwól, że zadzwonię do mojego przyjaciela projektanta. Wydaje mi się, że pracował ostatnio nad kreacją, która idealnie pasowałaby na ciebie.

– Sama nie wiem – zaprotestowała Liane, nie chcąc robić Elle kłopotów.

– Mówię ci, byłaby idealna…

– Nie założę czegoś przezroczystego – zastrzegła z góry Liane.

– Oczywiście, że nie! Takie kreacje są zarezerwowane dla mnie – zaśmiała się Elle, przesuwając palcami po ekranie telefonu. – Zaufaj mi, Liane, będzie idealnie! Będziesz królową balu!

– To również jest zarezerwowane dla ciebie. – Liane wybuchła śmiechem.

Elle zawsze w naturalny sposób znajdowała się w centrum uwagi, co wprawiało w złość Amelię Ash. Liane wiedziała, że ich matka pragnęła, by to jej córki były takie, jak ich przybrana siostra, podczas gdy im wystarczyłoby stać w cieniu i patrzeć, jak podbija świat. Mimo wszystko zdecydowała, że zasługuje na to, by choć raz w życiu poczuć się kobieco we wspaniałej sukni od projektanta.

Impreza trwała w najlepsze, gdy Alessandro Rossi pojawił się na korytarzu swojego flagowego hotelu, należącego do manhattańskiego imperium. Przez otwarte drzwi sali balowej dobiegał śmiech i brzdęk kryształów. Przed nim rozciągał się czerwony dywan otoczony blaskiem kryształowych żyrandoli, nie wspominając o klejnotach ozdabiających większość zgromadzonych kobiet. Bal Rossiego, pierwszy tego rodzaju, miał być wydarzeniem roku w mieście. Rozgłos był jedynym powodem, dla którego podjął się jego organizacji.

Prostując swój czarny krawat, zmrużył oczy, gdy jego szare spojrzenie omiotło salę balową, a później zamarł, gdy usłyszał cichy, zduszony płacz.

– Tak mi przykro – powiedziała kobieta. Jej głos był miękki, z delikatnym francuskim akcentem. – Nie chciałam wchodzić ci w drogę, przepraszam.

Biorąc pod uwagę, że nadepnął jej na stopę, miał wrażenie, że to on wszedł jej w drogę. Nawet jej nie zauważył. Popatrzył na kobietę ledwo sięgającą mu do ramienia z idealnie białymi włosami upiętymi na czubku głowy. Jej figura była drobna, a ciało otoczone pasmami zwiewnego fioletu. Stała za palmą przy drzwiach, dlatego jej nie widział. Patrzyła na niego wielkimi, szmaragdowymi oczami. Alessandro zauważył, że skacze na jednej nodze.

– Przepraszam, mam nadzieję, że nie połamałem ci palców u stóp. – Chciał zabrzmieć cierpko, ale kobieta posłała mu spokojne spojrzenie.

– Tylko mały palec, bez którego mogę żyć, ale z pewnością będę bez niego trochę kuleć.

Mówiła tak ponuro, że Alessandro przeraził się, że mówi prawdę, ale po chwili zobaczył na jej twarzy uśmiech, który zniknął tak szybko, jak się pojawił.

– Myślałem, że mówisz poważnie!

– Myślę, że tak. – Znów uśmiechnęła się do niego dyskretnie.

Alessandro poczuł, że obudziła w nim coś uśpionego od dawna.

– Nie martw się, przeżyję. Najwidoczniej jest to kara za moją dumę. Nie powinnam była dać się przekonać siostrze do noszenia tych śmiesznych butów.

– Z doświadczenia wiem, że większość kobiet nosi śmieszne buty.

– Cóż za obraźliwe uogólnienie. – Kąciki jej oczu drgnęły, co sprawiło, że domyślił się, że to kolejny żart i wybuchł śmiechem. Dziwne, na ogół nie lubił żartów. – Zapewniam, że jestem posiadaczką kilku par sensownych butów, z wyjątkiem tych – powiedziała, dumnie podnosząc głowę, a następnie podwinęła rąbek sukni, ukazując wąskie fioletowe szpilki.

Alessandro widział w swoim życiu o wiele więcej par niewygodnych, aczkolwiek pięknych butów, ale postanowił o tym nie wspominać. Choć był oczarowany tą niewielką kobietą, przypominającą mu eteryczną elfkę, musiał zająć się nudnymi obowiązkami, takimi jak powitanie gości, pozowanie do niezbędnych zdjęć reklamowych, a następnie planował dyskretnie zniknąć ze swojej własnej imprezy.

Skoncentruj się na zadaniu, tak jak zwykle – powtarzał sobie. – Żadnych pokus, żadnych rozrywek, a wszystko pójdzie zgodnie z planem.

– Jestem pewien, że są bardzo pociągające – powiedział tonem nieco chłodniejszym, niż zamierzał.

– Z pewnością. Przepraszam, zabrałam ci już zbyt wiele czasu – powiedziała, odsuwając się od niego, zanim zdążył odpowiedzieć, a później tłum pochłonął ją zaledwie w kilka sekund, podczas gdy on wciąż stał w miejscu, nie wiedząc, co ze sobą począć.

Dziwna kobieta – pomyślał. – Uwodzicielska? Nie, po prostu dziwna.

Choć była blada i przypominała szarą myszkę, wciąż miał w pamięci jej wielkie i błyszczące jak ametysty oczy. Otrzeźwiał, gdy tylko odwrócił się znów w stronę sali balowej. Musiał natychmiast przestać myśleć o jakiejś obcej kobiecie, która nie mogła mu się dziś do niczego przydać. Jedynym powodem, dla którego dziś się tu znalazł, było wywołanie pozytywnego rozgłosu dla marki Rossi. Napełniało go to zarówno dumą, jak i gniewem.

Gdy przejął stanowisko dyrektora generalnego sieci, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo hotelowa strona imperium zaczęła się chwiać. Leonardo Rossi oddelegował swojego syna na dziesięć lat do Rzymu, aby nadzorował ich europejskie aktywa i inwestycje, główne źródło bogactwa Rossich.

Podczas gdy Alessandro umacniał i naprawiał ich biznesowe kontakty, jego ojciec pochłonięty nową miłością, doprowadził prawie do upadku flagowego hotelu w Ameryce. Według konsultanta zatrudnionego przez Alessandra, to właśnie imprezy i rozgłos miały uratować hotel.

– Marka Rossi jest kojarzona z duszną, arystokratyczną wytwornością – powiedziała mu kilka miesięcy temu specjalistka do spraw marketingu i PR. – W Ameryce, ludzie chcą spotykać się w modnych i nadążających za duchem czasu miejscach.

– Marka Rossi ma ponad sto lat – zauważył chłodno. – Nigdy nie będziemy młodzi i nowi.

– Dlatego nadszedł czas na nowe odkrycie.

Początkowo był przeciwny jej pomysłom, w końcu hotele Rossi były najlepsze na świecie. Były uosobieniem elegancji, luksusu i klasy. Nie wymagały wymyślania na nowo, a ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę, było gonienie za ulotnym trendem. Marka Rossi została zbudowana na stabilnej niezawodności. Świat i ludzie mogli się zmieniać, ale jego ponadczasowa elegancja i luksus – nie.

A jednak, zwiedzając nowojorski hotel, zdał sobie sprawę, że coś musi się zmienić. Pokoje były puste, a ich gośćmi byli wyłącznie osiemdziesięciolatkowie. Zdał sobie sprawę, że może odwrócić losy swojej rodziny, wyłącznie jeśli zmieni myślenie. Uświadomił sobie, że nadal nie chce zmieniać niczego w hotelach. Były spokojnymi oazami w tętniącym życiem mieście.

Musiał po prostu zmienić sposób, w jaki byli postrzegani. Stąd ta impreza, oraz kilka kolejnych w ciągu następnych tygodni – każda w innym hotelu Rossi. Każda z jego udziałem, aby mógł pokazać, jaki jest zabawny, co samo w sobie było już dla niego żartem. Wcale nie był zabawny. Nigdy nie chciał być. Zabawa była dla próżniaków wykorzystujących ciężką pracę innych oraz dla ludzi targanych wiecznymi emocjami. Zupełnie jak jego ojciec.

Wcale nie był dziś tym, kim naprawdę chciał być, ale dla dobra sprawy kamera mogła pokazać go z innej strony. Przedzierał się przez tłum, rozdając serdeczne uśmiechy i ucinając sobie krótkie pogawędki z każdym, kto go zaczepił. W tłumie kręcili się dziennikarze z czołowych magazynów plotkarskich, robiąc wszystkim zdjęcia. Mężczyzna zdawał sobie z tego sprawę, dlatego starał się, aby jego uśmiech był jak najbardziej niewymuszony i skrywał jego prawdziwe usposobienie.

Nienawidził imprez. Gardził nimi, odkąd skończył trzy lata i był wystawiany jako rekwizyt przez rodziców, by mogli pokazać, że ich małżeństwo nie było ruiną. Samo wspomnienie tego dnia sprawiło, że po karku wspiął mu się zimny dreszcz. Był traktowany jak małpka na złotym łańcuszku. Ich zachowanie zniechęciło go nie tylko do wszelkich imprez towarzyskich, ale również do małżeństwa.

Popijając szampana, dyskretnie zerknął na zegarek. Jak długo będzie musiał udzielać się towarzysko, żeby udowodnić światu, że hotele Rossi są najlepsze na świecie? Jak w ogóle można było udowadniać coś, co było oczywiste?

– Potrzebujesz przedstawiciela hotelu, kogoś młodego i zabawnego, kto będzie się pojawiał na spotkaniach towarzyskich – powiedziała nieco figlarnie konsultantka. Czyżby sugerowała mu, że chce objąć to stanowisko?

– Nie wiem, kto mógłby objąć to stanowisko – odpowiedział. Nie miał zamiaru zatrudniać kogoś, kto chciałby robić wyłącznie dobre wrażenie i brylować w towarzystwie, choćby miała najlepsze intencje. – W tej chwili zadowolę się kilkoma dobrymi zdjęciami reklamowymi.

Znów zerknął nerwowo na zegarek. Był tu dopiero od piętnastu minut, a czuł, jakby minęła cała wieczność.

Oto nasz mały chłopiec, chodź tu do nas i pokaż, jak bardzo nas kochasz – wybrzmiało w jego głowie.

Bez względu na to, ile razy uścisnął swoich rodziców i jak szeroko się uśmiechał, to nigdy im nie wystarczało. Matka upijała się do nieprzytomności, a ojciec wdawał w kolejne romanse, a później wściekali się na siebie i wciągali go w swoje kłótnie.

Od zawsze przysięgał sobie, że nie da się tak więcej traktować. Odepchnął od siebie wspomnienia, omiatając wzrokiem gości. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, kogo szuka. Jej. Tej śmiesznej małej kobietki z ogromnymi oczami i znikającym uśmiechem. Jak mógł tęsknić za kimś, kogo nie znał?

Nagle jego oczy zatrzymały się na stojącej w samym centrum sali balowej postaci. Była wspaniała. Niewysoka, z opadającą na ramiona burzą blond loków, sylwetką, która była zarówno zaokrąglona, jak i smukła. Wyglądała jak syrena, biorąc pod uwagę, że jej suknia była prawie przezroczysta. Poza wspaniałym wyglądem miała w sobie coś hipnotyzującego. Coś, co nie pozwalało mu oderwać od niej wzroku. Mimowolnie zrobił krok w jej stronę, obserwując otaczające ją grono adoratorów. Przerzuciła włosy przez ramię, a ich spojrzenia skrzyżowały się na ułamek sekundy. Jej oczy rozszerzyły się, a uśmiech zdradził, że rozpoznała jego zainteresowanie.

Skoncentruj się – powiedział do siebie. Nie mógł się kierować emocjami. Musiał się dziś skupić na tworzeniu nowej twarzy marki Rossi, a ta kobieta mogła mu w tym pomóc.

ROZDZIAŁ DRUGI

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

OKŁADKA
STRONA TYTUŁOWA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY