Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Przysięgi, wyzwania i odległe podróże w czwartym tomie serii AKADEMIA WAMPIRÓW
Rose pokochała Dymitra nad życie. Przysięgła mu także śmierć…
Atak na Akademię Świętego Władimira wstrząsnął światem morojów i pochłonął wiele istnień. Ale los tych, którzy zostali porwani przez strzygi, jest jeszcze gorszy. Wśród uznanych za zaginionych znajduje się Dymitr Bielikow, ukochany Rose Hathaway.
Rose staje przed najtrudniejszą decyzją w swoim osiemnastoletnim życiu. Czy wierna swej misji zostanie w szkole i będzie chronić najlepszą przyjaciółkę Lissę jako jej strażniczka? A może, idąc za głosem serca i spełniając przysięgę złożoną Dymitrowi, opuści mury Akademii i ruszy na poszukiwanie zaginionego mężczyzny?
Oboje kiedyś uznali, że woleliby być martwi, niż zostać strzygami. Jednak jeśli Rose znajdzie Dymitra na końcu świata, to czy będzie dość silna, by go zabić? I czy on będzie chciał, by to zrobiła?
Serial na podstawie Akademii wampirów, którego twórczyniami są Julie Plec (odpowiedzialna za sukces m.in. Pamiętników wampirów) i Marguerite Macintyre, można obejrzeć na platformie SkyShowtime.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 491
Rok wydania: 2025
Pamięci mojej babci, krewkiej damy z Południaoraz najlepszej kucharki, jaką znam.
Prolog
W dziewiątej klasie miałam napisać wypracowanie na temat pewnego wiersza. Nadal pamiętam jeden wers: „Gdybyś nie miał otwartych oczu, nie rozpoznałbyś różnicy między jawą a snem”. Nie rozumiałam wówczas, co to znaczy. Wciąż myślałam o pewnym chłopaku z klasy i nie miałam głowy do analiz literackich. Teraz, trzy lata później, pojęłam sens owych słów.
Są dni, kiedy budzę się z nadzieją, że to wszystko, co ostatnio zaszło, tylko mi się śniło. Jestem Śpiącą Królewną, a koszmar, jaki przeżywam, lada moment się rozwieje i będę mogła poślubić ukochanego księcia, a potem żyć z nim długo i szczęśliwie.
Tymczasem nic w mojej najbliższej przyszłości nie zapowiada szczęśliwego zakończenia. Książę? Cóż, to długa historia. Mężczyzna, którego kochałam, przemienił się w wampira, a dokładnie w strzygę.
W moim świecie istnieją dwa gatunki wampirów, żyją w tajemnicy przed ludźmi. Moroje mają dobrą naturę. Władają magią żywiołów i nie zabijają dla krwi. Strzygi są nieśmiertelnymi wampirami o chorych duszach. Pijąc krew ofiary, niosą śmierć. Moroje się rodzą, strzygi zostają przemienione – siłą lub z własnego wyboru. Przechodzą wówczas na stronę zła.
Dymitra, mojego ukochanego, przeistoczono w strzygę wbrew jego woli podczas misji ratunkowej, w której i ja brałam udział, po tym jak strzygi wdarły się na teren naszej szkoły i uprowadziły grupę morojów oraz dampirów. Dampiry są pół wampirami, pół ludźmi, istotami obdarzonymi siłą i wytrzymałością człowieka, jak również wyostrzonymi zmysłami i przenikliwością morojów. Należę do ich rodzaju. Jesteśmy szkoleni na strażników, przyszłych opiekunów morojów. Dymitr także był jednym z nas.
Kiedy stał się strzygą, świat morojów uznał go za zmarłego. W pewnym sensie słusznie. Ludzie lub wampiry przeistoczeni w strzygi bezpowrotnie żegnają się z dotychczasowym życiem, ulatuje z nich wszelkie dobro. Nieważne, czy przemiana była ich własnym wyborem, czy nie. Stają się źli i okrutni, jak wszystkie strzygi. Dużo łatwiej byłoby wyobrażać sobie, że ich dusze trafiły do nieba lub narodziły na nowo, niż wiedzieć, iż żerują nocą na niewinnych ofiarach. Ja jednak wciąż nie mogę zapomnieć Dymitra ani pogodzić się z faktem, że on nie żyje. Kochałam go. Łączyła nas szczególna więź, niemal stanowiliśmy jedność. Moje serce nadal nie chce pozwolić mu odejść. Zmienił się w bestię, a mimo to ciągle nie daje mi spokoju świadomość, że on wciąż gdzieś tam jest. Nie zapomniałam jednak naszej dawnej rozmowy, kiedy oboje zgodnie stwierdziliśmy, że wolelibyśmy umrzeć – ostateczną śmiercią – niż chodzić po świecie jako strzygi.
Opłakiwałam stratę Dymitra, lecz postanowiłam spełnić jego życzenie. Muszę go odnaleźć, nawet jeśli teraz stał się zupełnie obcą istotą. Muszę go zabić, by uwolnić jego duszę od ciemności. Jestem pewna, że tego właśnie by pragnął Dymitr, którego kochałam.
Niełatwo uśmiercić strzygę. To bestie obdarzone niespotykaną siłą i zręcznością. Nie znają litości. Udało mi się zabić kilka – to prawdziwy wyczyn dla osiemnastolatki. Zdawałam sobie jednak sprawę, że pokonanie Dymitra to o wiele większe wyzwanie, pod względem zarówno fizycznym, jak i uczuciowym.
Od chwili, kiedy zdecydowałam się je podjąć, z trudem radziłam sobie z emocjami. Wiedziałam, że pościg za Dymitrem wywróci moje życie do góry nogami (nie wspominając o tym, że w walce z nim mogłam przegrać). Wciąż byłam uczennicą Akademii, od jej ukończenia dzieliło mnie kilka miesięcy i nie zostałam jeszcze pełnoprawną strażniczką. Każdy dzień spędzony przeze mnie w szkole – znajdującej się w odległym od siedzib ludzkich i dobrze chronionym miejscu – oznaczał dla Dymitra błąkanie się po świecie w znienawidzonej, odrażającej postaci. Kochałam go zbyt mocno, by na to pozwolić. Musiałam przerwać naukę i wkroczyć do świata ludzi. Porzucić miejsce, w którym spędziłam prawie całe życie.
Ta decyzja wiązała się również z rozstaniem z moją najlepszą przyjaciółką Lissą, czyli Wasylissą Dragomir. Lissa jest morojką, ostatnią dziedziczką jednego z królewskich rodów. Po skończeniu szkoły miałam oficjalnie zostać jej strażniczką, a pościg za Dymitrem niweczył naszą wspólną przyszłość. Niestety, nie miałam wyboru.
Z Lissą łączy mnie przyjaźń... a także coś więcej. Moroje specjalizują się we władaniu żywiołami. Za sprawą swoich magicznych mocy potrafią zapanować nad ziemią, powietrzem, wodą lub ogniem. Jeszcze niedawno sądziliśmy, że istnieją tylko cztery żywioły. Potem okazało się, że jest i piąty: żywioł ducha.
Lissa została nim obdarzona jako jedna z nielicznych morojów. Nie wiedzieliśmy prawie nic o tej dziedzinie. Wydawało się, że wiąże się ona z posiadaniem parapsychicznej mocy. Lissa potrafił wywierać wpływ na innych, może nagiąć każdego do swojej woli. Ma też dar uzdrawiania, który odmienił moje losy. Umarłam w wypadku samochodowym, w którym zginęli także rodzice Lissy. Nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, przyjaciółka przywołała mnie z powrotem do życia, a tym samym utworzyła między nami psychiczną więź. Od tamtej pory potrafię czytać w jej myślach. Wiem, co czuje i co się z nią dzieje, kiedy ma kłopoty. Niedawno odkryłyśmy również, że widzę duchy, które nie opuściły jeszcze tego świata. Ta zdolność jest kłopotliwa i staram się nad nią zapanować za wszelką cenę. Ów dar nazwano pocałunkiem cienia.
Szczególna więź z Lissą czyniła mnie idealną kandydatką na jej strażniczkę. Przysięgałam, że będę bronić ostatniej Dragomirówny do końca życia, ale wtedy pojawił się postawny, wspaniały, waleczny Dymitr i wszystko zmienił. Stanęłam przed trudnym wyborem: chronić Lissę czy uwolnić duszę ukochanego. Konieczność podjęcia decyzji łamała mi serce, cierpiałam i nie umiałam powstrzymać łez. Rozstanie z Lissą przebiegło dramatycznie. Przyjaźnimy się od czasów przedszkola i to odejście było szokiem dla nas obu. Lissa niczego nie podejrzewała. Ukrywałam przed nią romans z Dymitrem. Był moim nauczycielem, siedem lat starszym. Jego również wyznaczono na strażnika Lissy. Oboje staraliśmy się wyprzeć uczucia, wiedząc, że naszym zadaniem jest zapewnić Lissie bezpieczeństwo, i mając świadomość, że związek będzie przeszkodą w treningach.
Fakt, że starałam się unikać Dymitra – choć była to moja własna decyzja – oddalił mnie jednak od Lissy. Czułam do niej żal. Powinnam była z nią porozmawiać, wyznać, że nie chcę, by moje życie zostało zaplanowane z góry. Uważałam za niesprawiedliwość losu to, że Lissa może postępować według swojego uznania i kochać, kogo zechce, podczas gdy ja muszę poświęcić swoje szczęście dla jej bezpieczeństwa. Ale jest moją najlepszą przyjaciółką i za nic nie chciałam jej zranić. Dar władania żywiołem ducha czyni ją szczególnie wrażliwą. Może popaść w obłęd. Ukrywałam więc swoje uczucia tak długo, aż w końcu wzięły nade mną górę i zdecydowałam się opuścić Akademię oraz przyjaciółkę na zawsze.
Pośród duchów, które widywałam, był Mason, przyjaciel zamordowany przez strzygę. To on powiedział mi, że Dymitr wrócił do swojej ojczyzny, na Syberię. Wkrótce potem dusza Masona odnalazła spokój i opuściła ten świat, a ja nie zdążyłam go zapytać, w jakim miejscu na Syberii mam szukać Dymitra. Wyruszyłam więc w drogę po omacku, nie znając ludzi ani języka, którym mówili. Pojechałam spełnić obietnicę, jaką sobie złożyliśmy.
Po długiej samotnej podróży dotarłam do Sankt Petersburga. Przez cały czas miałam się na baczności. Postanowiłam odnaleźć Dymitra mimo lęku, że jeśli zdołam zrealizować swój szalony plan, mężczyzna, którego kochałam, odejdzie na zawsze z tego świata. A ja przecież nie wyobrażałam sobie życia bez niego.
Cała sytuacja wydawała się nierealna. „Kto wie – myślałam. – Może to nie dzieje się naprawdę, może przydarza się komuś innemu. Zaraz się obudzę i przekonam, że Lissa i Dymitr mają się świetnie, jesteśmy razem, a Dymitr uśmiechnie się, przytuli mnie i powie, że wszystko będzie dobrze”. Chciałam, by ostatnie wydarzenia okazały się tylko złym snem.
Ale wiedziałam, że to niemożliwe.
Rozdział 1
Ktoś mnie śledził. Co za ironia, to przecież ja tropiłam kogoś od kilku tygodni. Pocieszałam się myślą, że to nie strzyga za mną podąża. Wyczułabym to od razu. Jedną z zalet pocałunku cienia jest zdolność wyczuwania nieumarłych. Objawia się silnymi mdłościami, ale jestem wdzięczna ciału za ten wczesny system ostrzegania. Poczułam ulgę, że ten, kto mnie śledził, nie jest śmiertelnie szybkim, bezlitosnym wampirem. Ostatnio miałam z nimi wiele do czynienia.
Podejrzewałam, że śledzi mnie jakiś dampir, zapewne ktoś znajomy. Poruszał się zadziwiająco niezgrabnie. Słyszałam wyraźnie jego kroki na bruku ulic pogrążonych w ciemności i raz dostrzegłam cień.
Wszystko zaczęło się wcześniej w Słowiku. „Słowik” to właściwie tłumaczenie nazwy klubu. Oryginalnej nie potrafię wymówić – nie znam rosyjskiego. W Stanach Słowik jest dobrze znany wśród bogatych morojów podróżujących za granicę. Teraz zrozumiałam dlaczego. Niezależnie od pory dnia czy nocy goście przychodzili tu ubrani jak na carski bal. Zresztą samo miejsce wyglądało jak przeniesione z carskich czasów. Ściany z kości słoniowej były pokryte złotymi zdobieniami. Przypominało to Pałac Zimowy, rezydencję pochodzącą z okresu świetności carów. Odwiedziłam ją, kiedy przyjechałam do Sankt Petersburga.
Wytworne kandelabry z woskowymi świecami rzucały blask na dekoracje ze złota. W przestronnej jadalni umieszczono stoły przykryte aksamitem i przepierzenia dla gości uszyte z tej samej tkaniny. Z holu można było wejść do baru, w którym mogli swobodnie gawędzić. Tego wieczoru, kiedy zajrzałam tam po raz pierwszy, zaplanowano występ zespołu, który miał przygrywać do tańca.
Kiedy przyjechałam do miasta przed kilkoma tygodniami, nie zaprzątałam sobie głowy wizytą w osławionym klubie. Sądziłam arogancko, że od razu odnajdę morojów, którzy podadzą mi adres domu rodzinnego Dymitra na Syberii. Skoro nie miałam pojęcia, gdzie go szukać, najrozsądniejsze wydawało się odwiedzenie miejscowości, w której mój ukochany dorastał. Szkopuł w tym, że nie wiedziałam, gdzie to jest. Potrzebowałam pomocy morojów. W Rosji znajdowało się wiele osiedli i wspólnot dampirów, ale nie słyszałam o żadnym ulokowanym na Syberii. Liczyłam na to, że tutejsi będą wiedzieli, gdzie urodził się Dymitr. Niestety, moroje mieszkający wśród ludzi doskonale się ukrywali. Sprawdziłam kilka miejsc, które wyglądały mi na ich siedziby, ale bez rezultatów. A bez pomocy nie miałam szans zakończyć swojej misji.
Ostatecznie postanowiłam rozejrzeć się w Słowiku, co nie było łatwym zadaniem. Osiemnastolatka miała marne szanse, żeby wmieszać się w tłum odwiedzający najbardziej elitarny klub w mieście. Na szczęście szybko odkryłam, że kosztowne ciuchy i wysokie napiwki załatwią sprawę. Po jakimś czasie personel klubu zaczął mnie rozpoznawać i nawet jeśli moja obecność wydawała im się dziwna, nie komentowali jej i zawsze chętnie wskazywali mi ulubiony stolik w kącie sali. Pewnie sądzili, że jestem córką jakiegoś potentata albo polityka. Miałam pieniądze i to im wystarczało.
Odwiedziłam klub kilka nocy z rzędu. Słowik mógł być miejscem spotkań tutejszych morojów, lecz bywali w nim także ludzie. Z początku myślałam nawet, że wyłącznie oni. Wieczory płynęły, a tłum gęstniał. Rozglądałam się wśród osób stłoczonych przy stolikach i barze, lecz wciąż nie dostrzegałam morojów. W pewnej chwili zwróciłam uwagę na kobietę z długimi włosami w kolorze platyny, która pojawiła się w holu z grupą znajomych. Na moment stanęło mi serce. Kobieta była odwrócona do mnie plecami i z daleka wyglądała zupełnie jak Lissa. W pierwszej chwili pomyślałam, że mnie odnalazła. Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy bać. Tęskniłam za przyjaciółką bardziej, niż można sobie wyobrazić, jednocześnie jednak nie chciałam, by angażowała się w moją ryzykowną wyprawę. Nagle tamta kobieta obróciła się twarzą do mnie. Nie była Lissą. Ani nawet morojką. Powoli mój oddech się uspokajał.
W końcu, mniej więcej przed tygodniem, zobaczyłam ich. Grupa kobiet morojek przyszła do klubu na późny lunch w towarzystwie dwojga strażników, kobiety i mężczyzny, którzy siedzieli obok nich czujnie i cicho, podczas gdy ich podopieczne plotkowały i zaśmiewały się przy popołudniowym szampanie. Nie mogłam pozwolić, by wampiry mnie rozpoznały. Dla tych, którzy wiedzą, kogo szukają, moroje są łatwi do rozpoznania: wyżsi niż większość ludzi, bladzi i nienaturalnie smukli. Uśmiechają się w specyficzny sposób – zaciskając usta, żeby ukryć kły. Dampiry, w których żyłach płynie ludzka krew, wyglądają... Cóż, jak ludzie.
I ja taka się wydawałam nieświadomemu ludzkiemu oku. Mierzę około stu siedemdziesięciu centymetrów i w porównaniu z wychudzonymi jak modelki morojkami jestem niemal atletycznej budowy i mam biust. Geny nieznanego ojca Turka oraz czas spędzony na słońcu nadały mojej skórze brązowawy odcień, pasujący do długich, prawie czarnych włosów oraz ciemnych oczu. Jednakże ci, którzy wychowali się w świecie morojów, potrafili po uważnych oględzinach rozpoznać we mnie dampira. Nie wiem, na jakiej podstawie – może instynktownie wyczuwali pokrewieństwo.
Musiałam stać się niewidoczna dla swojego bezpieczeństwa. Strażnicy nie powinni mnie rozpoznać. Siedziałam więc w kącie, jedząc kawior i udając, że czytam książkę. Tak między nami, kawior zupełnie mi nie smakuje, ale Rosjanie podają go wszędzie, szczególnie w luksusowych lokalach. Drugą równie popularną potrawą jest tutaj barszcz, czyli zupa z buraków. Rzadko kusiłam się na dania serwowane w Słowiku, najczęściej kończyłam posiłek w McDonaldzie. Wprawdzie rosyjskie bary różnią się od amerykańskich, ale trzeba coś jeść. Musiałam prowadzić obserwację morojów ostrożnie, żeby nie wzbudzić podejrzeń ich strażników, i to była prawdziwa próba. Dampiry nie miały powodów do obaw – strzygi nie pokazują się za dnia – ale, jak przystało na dobrych opiekunów, przez cały czas czujnie kontrolowały salę. Przeszłam takie samo szkolenie, znałam ich metody i dzięki temu udawało mi się nie zwracać na siebie uwagi.
Zauważyłam, że do klubu często zaglądały morojki. Przychodziły zazwyczaj późnym popołudniem. Akademia Świętego Władimira budziła się nocą, ale moroje i dampiry żyjące wśród ludzi przystosowywały się do dziennego trybu życia albo wybierały pory między nocą a dniem. Przez krótki czas zastanawiałam się, czy nie podejść do tej grupy, chciałam nawet porozmawiać ze strażnikami, lecz intuicja mnie powstrzymywała. Jeśli ktoś wiedział, gdzie znajduje się miasto dampirów, musieli to być moroje mężczyźni. Wielu ich odwiedzało podobne miejsca w nadziei na łatwy romans z dampirzycami. Postanowiłam zaczekać jeszcze tydzień. Jeśli do tej pory nie poznam mężczyzn, spróbuję dowiedzieć się czegoś od kobiet.
Nareszcie parę dni temu pojawiło się dwóch morojów. Przyszli do klubu późnym wieczorem, kiedy impreza rozkręciła się na dobre. Obaj byli mniej więcej dziesięć lat starsi ode mnie, nieziemsko przystojni i ubrani w szykowne garnitury oraz jedwabne krawaty. Sądząc po ich wyniosłym zachowaniu, mogłam się założyć o okrągłą sumkę, że należeli do rodów królewskich. Poza tym każdy miał swojego strażnika. Po tym pierwszym spotkaniu widywałam ich częściej. Zawsze towarzyszyli im ci sami strażnicy – młodzi mężczyźni w eleganckich garniturach, czujni i uważni.
Moroje szukali towarzystwa kobiet. Adorowali wszystkie, nawet śmiertelniczki. Zauważyłam jednak, że nigdy nie opuszczali klubu z ludzkimi kobietami. W świecie morojów obowiązują rygorystyczne zasady. Od setek lat trzymają się z dala od ludzi, obawiając się zdemaskowania przez rasę, która przewyższa ich liczebnością i pozycją.
Oczywiście to, że nie wychodzili z klubu ze śmiertelniczkami, nie znaczy, że byli skazani na samotność. Każdego wieczoru mogli liczyć na towarzystwo dampirzyc. Co noc pojawiały się nowe. Ubrane w długie suknie, zbyt mocno umalowane, upijały się i zaśmiewały głośno ze wszystkiego, co tamci mówili, a co zapewne nie zawsze było zabawne. Miały zazwyczaj rozpuszczone włosy, lecz czasem przechylały głowy tak, że pokazywały szyje noszące ślady ukąszeń. Takie kobiety to dziwki, które pozwalają morojom pić swoją krew w czasie seksu. Podobne praktyki są zakazane, toteż nikt nie mówi o nich głośno.
Zamierzałam odciągnąć jednego z morojów z dala od czujnych oczu jego strażnika i zadać mu kilka pytań. Niestety, okazało się to niemożliwe. Opiekunowie nie spuszczali wzroku z podopiecznych. Próbowałam ich śledzić, ale przed wejściem do klubu zawsze czekała na nich elegancka limuzyna. Znikali w niej, udaremniając mi pościg. To było frustrujące.
Ostatecznie postanowiłam podejść do całej grupy, ryzykując, że zostanę rozpoznana przez strażników. Nie wiedziałam, czy jestem poszukiwana ani czy moroje zainteresują się, kim jestem. Może przesadzałam z ostrożnością i nikt nie przejął się, że opuściłam Akademię. Ale jeśli było inaczej, mój rysopis z pewnością trafił do strażników na całym świecie. Mimo że skończyłam już osiemnaście lat, z pewnością znaleźliby się tacy, którzy odstawiliby mnie z powrotem do Stanów, czy tego bym chciała, czy nie. A ja nie mogę wrócić, zanim nie odnajdę Dymitra.
Miałam właśnie podejść do grupki morojów, kiedy jedna z dampirzyc odeszła od stolika i stanęła przy barze. Strażnicy obserwowali ją, rzecz jasna, bez szczególnego zainteresowania. Koncentrowali się głównie na morojach. Do tej pory uważałam, że najlepszym źródłem informacji o miejscu pobytu dampirów są moroje, teraz pomyślałam, że nikt nie będzie wiedział więcej na ten temat niż dampirzyca, dziwka krwi.
Wstałam i ruszyłam niedbałym krokiem do baru, jakbym chciała zamówić drinka. Stanęłam w pobliżu tamtej kobiety. Miała jasne włosy, była ubrana w srebrzystą połyskującą suknię. Gdy na nią patrzyłam, opadły mnie wątpliwości, czy moja prosta czarna sukienka z satyny prezentuje się równie elegancko. Przy dampirzycy musiałam wyglądać raczej przeciętnie. Każdy jej ruch – nawet sposób, w jaki stała – był wystudiowany jak u tancerki. Barman nalewał drinki innym gościom. Uznałam, że muszę ją zagadnąć. Teraz albo nigdy. Nachyliłam się do niej.
– Mówisz po angielsku?
Podskoczyła ze zdziwienia. Była starsza, niż się spodziewałam, choć doskonale maskowała wiek makijażem. Błyskawicznie oceniła mnie przenikliwym spojrzeniem niebieskich oczu. Wiedziała, kim jestem.
– Tak – odparła ostrożnie z silnym rosyjskim akcentem.
– Szukam pewnego miasta... Miejsca, gdzie żyją dampiry, gdzieś na Syberii. Wiesz, o czym mówię? Muszę tam dotrzeć.
Przyglądała mi się uważnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Pomyślałam, że równie dobrze może być strażniczką. Możliwe, że przeszła szkolenie.
– Odpuść – rzuciła krótko. – Nie warto.
Odwróciła się do barmana, który właśnie serwował komuś niebieski koktajl z wisienką.
Dotknęłam jej ramienia.
– Muszę znaleźć to miasto. Pewien mężczyzna... – zająknęłam się. A obiecywałam sobie, że będę chłodna i rzeczowa. Sama myśl o Dymitrze sprawiła, że serce podskoczyło mi do gardła. Jak mam jej wszystko wyjaśnić? Powiedzieć, że wyruszyłam w długą drogę w nieznane, poszukując mężczyzny, który był dla mnie całym światem, ale przemienił się w strzygę i teraz muszę go zabić? Nawet w tej chwili miałam przed oczami jego ciepłe brązowe oczy, czułam jego dłonie na swoim ciele. Przebyłam ocean, a wciąż nie wiedziałam, czy zdołam wypełnić tę straceńczą misję.
Skup się, Rose.
Dampirzyca znów patrzyła na mnie.
– On nie jest tego wart – powiedziała, błędnie interpretując moje słowa. Na pewno uznała, że jestem nieszczęśliwie zakochana i ścigam dawnego chłopaka. Właściwie niewiele się myliła. – Jesteś bardzo młoda... Jeszcze nie jest za późno. Radzę unikać kłopotów. – Spoglądała na mnie obojętnie, ale wyczułam smutek w jej głosie. – Zrób coś ze swoim życiem. Trzymaj się z daleka od tego miejsca.
– Wiesz, gdzie się znajduje to miasto! – wykrzyknęłam. Byłam zbyt spięta i zmęczona, żeby tłumaczyć tej kobiecie, iż nie zamierzam zostać dziwką sprzedającą krew. – Musisz mi powiedzieć. Proszę! Muszę tam pojechać.
– Jakiś problem?
Obydwie odwróciłyśmy głowy. Spojrzałam prosto w surowe oczy strażnika. Szlag. Dampirzyca nie była ich podopieczną, lecz zauważyli, że ktoś ją zaczepił. Strażnik wyglądał na niewiele starszego niż ja. Posłałam mu słodki uśmiech. Może nie prezentowałam się równie olśniewająco jak ta kobieta, ale wiedziałam, że moje nogi robią wrażenie na mężczyznach. Liczyłam na to, że dampir nieco zmięknie. Cóż, pomyliłam się. Jego nieustępliwe spojrzenie mówiło, że moje wdzięki nie powaliły go na kolana. Nie dawałam za wygraną w nadziei, że może się czegoś dowiem.
– Szukam miasta na Syberii, gdzie mieszkają dampiry. Wiesz, gdzie to jest?
Nawet nie mrugnął.
– Nie.
Wspaniale, nie ma co. Oboje zgrywali nieprzystępnych.
– Może twój szef wie? – ciągnęłam niewinnie, ufając, że wydam mu się kandydatką na dziwkę. Skoro dampiry nie chciały nic powiedzieć, może moroje się złamią? – Pomyślałam, że ma ochotę na towarzystwo i zamieni ze mną parę słów.
– Już ma towarzystwo – odparł strażnik stanowczo. – Więcej mu nie trzeba.
Nie przestałam się uśmiechać.
– Jesteś pewien? – nalegałam. – Może powinniśmy spytać jego?
– Nie. – Dampir był nieugięty.
W tym jednym słowie usłyszałam wyzwanie i rozkaz „Odejdź”. Bez wahania zaatakowałby każdego, kto zagroziłby jego panu, nawet niepozornej dampirzycy. Nie chciałam się tak szybko poddać, ale posłuchałam ostrzeżenia.
– Jego strata – mruknęłam, wzruszając ramionami.
Odeszłam, udając, że nie przejęłam się odprawą. Wstrzymywałam przy tym oddech z obawy, że strażnik wyciągnie mnie z klubu za włosy. Nic takiego się nie stało. Jednak kiedy wychodziłam i zostawiałam na stoliku napiwek, zauważyłam ukradkiem, że mężczyzna obserwuje mnie chłodnym, czujnym wzrokiem.
Opuściłam lokal nonszalanckim krokiem i wyszłam na ruchliwą ulicę. Był sobotni wieczór, a w pobliżu znajdowało się wiele klubów i restauracji. Mijali mnie amatorzy nocnych imprez, ubrani niekiedy równie wystawnie jak goście Słowika, czasem zaś zwyczajnie, jak moi rówieśnicy w Stanach. Z klubów dochodziła głośna muzyka taneczna. Oszklone okna restauracji ukazywały eleganckie wnętrza i suto zastawione stoliki. Szłam przed siebie, zewsząd słysząc gwar rozmów prowadzonych po rosyjsku. Usiłowałam zwalczyć pokusę, żeby się odwrócić. Nie chciałam budzić podejrzeń na wypadek, gdyby strażnik mnie nadal obserwował.
Kiedy skręciłam w cichą uliczkę biegnącą na skróty do mojego hotelu, usłyszałam ciche kroki za plecami. Jednak wzbudziłam w nim niepokój i postanowił mnie śledzić. Postanowiłam, że nie pozwolę mu się pokonać. Może i jestem drobniejsza, w dodatku sukienka i buty na obcasach to nie najlepszy strój do potyczki, ale walczyłam już z wieloma mężczyznami, nawet strzygami. Poradzę sobie z tym gościem, zwłaszcza jeśli uda mi się go zaskoczyć. Tyle razy chodziłam tymi ulicami, że zdążyłam poznać wszystkie zakamarki. Przyspieszyłam kroku i minęłam kilka zakrętów, żeby ukryć się w mrocznej, pustej alejce. Był to ryzykowny manewr, lecz zapewniał mi przewagę już na początku. Przycisnęłam się do jakichś drzwi i cicho zdjęłam eleganckie czarne pantofelki. Nie nadawały się do walki, chyba że zamierzałabym dźgnąć kogoś w oko obcasem. Właściwie nie był to zły pomysł, ale postanowiłam zostawić go na inną okazję. Poczułam zimny bruk pod stopami. Wcześniej tego wieczoru padał deszcz.
Nie musiałam długo czekać. Po chwili usłyszałam kroki i dostrzegłam w świetle ulicznej latarni wydłużony cień mojego prześladowcy. Zatrzymał się, na pewno szukał mnie wzrokiem. Zachowywał się bardzo nieostrożnie, żaden strażnik nie pozwoliłby sobie na taki błąd. Powinien był poruszać się ciszej i pozostać niezauważony. Możliwe, że treningi w Rosji były mniej wymagające niż tam, gdzie się wychowałam. Nie, to niemożliwe. Widziałam przecież, jak Dymitr kładł jednego przeciwnika za drugim. W Akademii nazywano go bogiem.
Ten, kto mnie śledził, postąpił parę kroków do przodu i wtedy wyskoczyłam z ukrycia, zaciskając pięści do walki.
– Dobra! – wykrzyknęłam. – Chciałam zadać tylko kilka pytań, więc odpuść albo...
Stanęłam jak wryta. To nie był strażnik z klubu.
Miałam przed sobą człowieka.
Dziewczynę w moim wieku, mniej więcej tego samego wzrostu, z krótkimi ciemnoblond włosami. Miała na sobie granatowy trencz, który wyglądał na drogi. Pod nim nosiła eleganckie spodnium. Całości dopełniały skórzane buty, zapewne równie kosztowne. Najbardziej zaskoczył mnie fakt, że ją rozpoznałam. Widziałam ją dwa razy w Słowiku, jak rozmawiała z morojami. Ale cóż mogła mnie obchodzić ludzka dziewczyna?
Jej twarz częściowo skrywał cień, ale nawet w słabym świetle dostrzegłam, że jest wkurzona. Nie spodziewałam się takiej reakcji.
– To ty, prawda? – syknęła. Kolejny szok. Mówiła po angielsku równie dobrze jak ja. – Ty zostawiasz w mieście ciała strzyg. Widziałam cię dziś wieczorem w klubie. Wiem, że to twoja sprawka.
– Ja... – Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wytrąciła mnie z równowagi. Jaki człowiek wspomina tak po prostu o strzygach? To było nie do pomyślenia. Mniej zdziwiłabym się, gdybym wpadła na strzygę. Tymczasem dziewczyna nie przejmowała się moim osłupieniem.
– Myślisz, że możesz sobie pozwalać na wszystko? Wiesz, ile mam przez ciebie roboty? Mam dość własnych problemów. Policja znalazła ciało w parku. Nie wyobrażasz sobie nawet, jak się musiałam napocić, żeby zatuszować całą sprawę.
– Ale... kim ty jesteś? – wyjąkałam w końcu.
Nie myliła się. To ja zostawiłam ciało w parku. A co niby miałam z nim zrobić? Zaciągnąć je do hotelu i powiedzieć odźwiernemu, że mój przyjaciel za dużo wypił?
– Sydney – powiedziała dziewczyna. – Mam na imię Sydney. Zostałam tu oddelegowana jako alchemiczka.
– Kto?
Westchnęła głośno. Byłam pewna, że przewróciła oczami.
– Oczywiście. To wszystko tłumaczy.
– Niezupełnie. – Odzyskałam rezon. – Na mój gust to ty powinnaś się wytłumaczyć.
– I do tego arogancka. Kazali ci mnie sprawdzić? No nie. Mam tego dosyć.
Teraz ja zaczynałam odczuwać złość. Nie lubię, kiedy ktoś ze mnie drwi. A już na pewno nie człowiek, który twierdzi, że zabijanie strzyg jest naganne.
– Słuchaj. Nie wiem, kim jesteś ani skąd to wszystko wiesz, ale nie będę tu stała i...
Nagle poczułam mdłości. Zesztywniałam i błyskawicznie wymacałam w kieszeni srebrny sztylet. Sydney wciąż miała wkurzoną minę, ale zaniepokoiła ją zmiana w moim zachowaniu. Musiałam przyznać, że jest czujna.
– Co się stało? – spytała.
– Będziesz musiała sprzątnąć kolejne ciało – odparłam, kiedy zaatakowała strzyga.