Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pod koniec lat dwudziestych XIX w. amerykańscy osadnicy w Teksasie, których wcześniej rząd meksykański sam zachęcał do kolonizowania północno-wschodnich kresów, podjęli próby uniezależnienia się od Meksyku. Wraz z upływem lat, ufni w swoją siłę i protekcję Stanów Zjednoczonych, nabierali pewności siebie i jawnie ignorowali prawa i interesy Meksyku. Początkowo próbowali uzyskać szeroką autonomię w ramach Republiki Meksyku, później dążyli do utworzenia niepodległego państwa. Bezpośrednim skutkiem tych usiłowań był narastający konflikt amerykańskich Teksańczyków z 5 władzami meksykańskimi, który spowodował wybuch wojny o niepodległość Teksasu w latach 1835-1836 (zwanej także Rewolucją Teksaską).
Jednym z najbardziej dramatycznych i znamiennych w skutkach wydarzeń tej krótkiej, lecz niezwykle krwawej wojny było oblężenie ufortyfikowanej misji Alamo w San Antonio. Bitwa ta, w której zginęli prawie wszyscy teksascy obrońcy, wśród nich słynni bohaterowie amerykańskiego pogranicza Davy Crockett i Jim Bowie, stała się niemal natychmiast legendą. Odegrała istotną rolę mobilizującą amerykańską opinię publiczną przeciwko Meksykowi i ułatwiła Teksańczykom decydujące o losach wojny i Teksasu zwycięstwo nad wojskami meksykańskimi na równinie San Jacinto 21 kwietnia 1836 roku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 236
W 1845 r. dziennikarz nowojorskiej gazety „Morning News” John L. Sullivan napisał artykuł redakcyjny na temat stałej ekspansji terytorialnej Stanów Zjednoczonych Ameryki. Tak narodziła się idea przeznaczenia dziejowego (Manifest Destiny) przyznająca USA historyczne i opatrznościowe prawo do opanowania i ucywilizowania całego kontynentu północnoamerykańskiego od Atlantyku do Pacyfiku.
W rzeczywistości Stany Zjednoczone rozpoczęły gwałtowną ekspansję terytorialną na długo przed narodzinami Manifestu Destiny. Stał się on jednak popularnym sloganem i hasłem przewodnim ideologii amerykańskiej ekspansji, potwierdzającym dotychczasowe sukcesy nowego ustroju i dyrektywą dalszej polityki Stanów Zjednoczonych.
Już w 1803 r. za prezydentury Thomasa Jeffersona (1801–1809) sfinalizowano zakup francuskiej Luizjany. Młode państwo amerykańskie niewielkim kosztem (15 milionów dolarów i spłata roszczeń obywateli amerykańskich wobec Francji) powiększyło się z dnia na dzień o ogromne terytorium rozciągające się na zachód od Missisippi aż do Gór Skalistych, w przyszłości z terytorium tego miało powstać piętnaście nowych stanów Unii.
Zakończona pokojem w Gandawie wojna amerykańsko-brytyjska (1812–1815) ułatwiła Amerykanom osiągnięcie dalszych sukcesów terytorialnych. Do 1819 r. Stany Zjednoczone uzyskały kontrolę nad wybrzeżem Zatoki Meksykańskiej aż do bezpośredniego sąsiedztwa Nowego Orleanu i nad hiszpańską Florydą.
Zajęcie Luizjany po raz pierwszy zwróciło uwagę Amerykanów na terytorium graniczącego z nią hiszpańskiego Teksasu. Przez krótki okres Stany Zjednoczone utrzymywały nawet, że Teksas mieści się w obrębie obszarów objętych zakupem Luizjany, ale po zawarciu z Hiszpanią traktatu regulującego sprawę Florydy 1819 r. wycofały swe roszczenia i zaakceptowały granicę Luizjany bez Teksasu. W praktyce jego granice były określone bardzo niedokładnie. Południowe rubieże wyznaczała rzeka Rio Grande, na zachodzie stanowiły je pustynne tereny Nowego Meksyku, a na północy ginęły w bezkresnych przestrzeniach Wielkich Równin. Granica z amerykańską Luizjaną była także nieokreślona, z czasem przebiegała ona przez ziemie leżące pomiędzy rzekami Red River i Sabine. Ta ostatnia stała się w końcu umowną granicą Teksasu oddzielającą go od posiadłości amerykańskich.
Terytorium Teksasu było niezwykle słabo zaludnione i tylko formalnie związane z Nową Hiszpanią, a później Meksykiem. W praktyce, podobnie jak Kalifornia i Nowy Meksyk, rządziło się samo, gdyż władze centralne w Mexico City mało interesowały się północnymi kresami swoich posiadłości. W miarę rozwoju kolonizacji i napływu amerykańskich osadników do Teksasu naturalne powiązania ściślej łączyły go z obszarem kolonizacji anglo-amerykańskiej niż hiszpańskiej.
Pod koniec lat dwudziestych XIX w. amerykańscy osadnicy w Teksasie, których wcześniej rząd meksykański sam zachęcał do kolonizowania północno-wschodnich kresów, podjęli próby uniezależnienia się od Meksyku. Wraz z upływem lat, ufni w swoją siłę i protekcję Stanów Zjednoczonych, nabierali pewności siebie i jawnie ignorowali prawa i interesy Meksyku. Początkowo próbowali uzyskać szeroką autonomię w ramach Republiki Meksyku, później dążyli do utworzenia niepodległego państwa. Bezpośrednim skutkiem tych usiłowań był narastający konflikt amerykańskich Teksańczyków z władzami meksykańskimi, który spowodował wybuch wojny o niepodległość Teksasu w latach 1835–36 (zwanej także Rewolucją Teksaską).
Jednym z najbardziej dramatycznych i znamiennych w skutkach wydarzeń tej krótkiej, lecz niezwykle krwawej wojny było oblężenie ufortyfikowanej misji Alamo w San Antonio. Bitwa ta, w której zginęli prawie wszyscy teksascy obrońcy, wśród nich półlegendarni bohaterowie amerykańskiego pogranicza Davy Crockett i Jim Bowie, stała się niemal natychmiast legendą. Odegrała istotną rolę mobilizującą amerykańską opinię publiczną przeciwko Meksykowi i ułatwiła Teksańczykom odniesienie decydującego o losach wojny i Teksasu zwycięstwa nad wojskami meksykańskimi na równinie San Jacinto 21 kwietnia 1836 roku.
Nie mogę ani nie chcę wydać tego działa […] i myślę, że tylko siłą można zmusić nas do ustępstw.
Joseph D. Clements, 30 września 1835 r.
29 września 1835 r. por. Francisco Castaneda na czele oddziału dragonów z meksykańskiego garnizonu w San Antonio de Bexar stanął na wschodnim brzegu rzeki Guadelupe naprzeciwko miejscowości Gonzales. Z rozkazu wojskowego komendanta San Antonio płk. Dominga de Ugartechei przybył tu, aby skonfiskować 6-funtowe działo amerykańskim kolonistom z Gonzales.
Gonzales założono w sierpniu 1825 r. jako centrum kolonii osiedleńczej impresaria1 z Missouri, Greena DeWitta. Leżała ona u zbiegu rzek San Marcos i Guadelupe i od wschodu graniczyła z kolonią Stephena Austina, terenem najstarszej anglo-amerykańskiej akcji osiedleńczej w Teksasie. Projekt miejscowości Gonzales opracował doświadczony mierniczy mjr James Kerr, a jego nazwa pochodziła od nazwiska ówczesnego meksykańskiego gubernatora połączonych stanów Coahuila i Teksas Rafaela Gonzalesa, którego życzliwy stosunek do amerykańskich osadników miał znaczący wpływ na utworzenie kolonii DeWitta. W momencie założenia Gonzales było najbardziej wysuniętym na zachód osiedlem amerykańskim, co niosło ze sobą poważne zagrożenie ze strony wrogich Indian. W lipcu 1826 r. napadli na nie Indianie Tawakoni, łupiąc i częściowo je paląc. W następnych latach cała kolonia DeWitta była zagrożona nieustannymi atakami Indian Tawakoni i Tonkawa, którzy wypierani z północy przez silniejsze plemiona Komanczów i Wichita, stali się uciążliwymi sąsiadami kolonistów znad rzeki Guadelupe. Mieszkańcy Gonzales, zabiegając o zapewnienie sobie większego bezpieczeństwa przed wrogimi Indianami, otrzymali w 1831 r. od lokalnych władz meksykańskich w San Antonio stare 6-funtowe działo pozostałe „w spadku” po Hiszpanach. Sytuacja sprawiła, że nigdy nie zostało użyte przeciwko Indianom, służyło natomiast mieszkańcom Gonzales do oddawania strzałów na wiwat.
W roku 1835 w Teksasie narastało napięcie i niepokoje wśród amerykańskich osadników. Władze meksykańskie poważnie zaniepokojone eskalacją rozruchów zbrojnych podjęły działania prewencyjne, zmierzające do spacyfikowania buntowniczych nastrojów i rozbrojenia kolonistów.
Pułkownik Ugartechea, działając zgodnie z wytycznymi gen. Cosa, wojskowego dowódcy północnych prowincji Republiki Meksyku, zażądał od Amerykanów z Gonzales zwrotu działa i odstawienia go do meksykańskiego arsenału Cesas Reales w San Antonio. W końcu września przybył do Gonzales kpr. Casimir de Leon z pięcioma żołnierzami i wozem do transportu działa. Ku zdziwieniu Meksykanów, którzy nie spodziewali się żadnych problemów, koloniści odmówili wydania działa. Rozgniewany odmową płk Ugartechea niezwłocznie wysłał do Gonzales por. Castanedę z oddziałem 150 dragonów. Castaneda dotarł na miejsce 29 września i z zaskoczeniem stwierdził, że jedyny bród na Guadelupe został zablokowany przez uzbrojonych kolonistów. Kapitan Albert Martin, który na czele 18-osobowego oddziału lokalnej milicji obsadził przeprawę, odmówił przepuszczenia kawalerzystów przez bród. Porucznik Castaneda, rezygnując ze zbrojnego forsowania przeprawy wycofał swych dragonów i rozpoczął pertraktacje z Amerykanami. Za radą alkada2 z Gonzales, Andrew Pontona, koloniści zażądali odłożenia rozmów, motywując to rzekomą nieobecnością w mieście alkada, bez którego nie chcieli podejmować żadnych decyzji.
W czasie gdy dowódca meksykański bezczynnie oczekiwał na wznowienie negocjacji, milicjanci kpt. Martina umacniali swoje pozycje przy brodzie, a konni posłańcy Amerykanów wyruszyli do sąsiednich osiedli z wiadomościami o sytuacji w Gonzales. Wieści te w ciągu kilkunastu godzin dotarły do wszystkich anglo-amerykańskich osad położonych nad Guadelupe oraz w dorzeczu rzek Brazos i Colorado3. Już następnego dnia do Gonzales zaczęli ściągać uzbrojeni koloniści z okolicznych miejscowości. W ciągu dwóch dni zebrało się ich przeszło 160, wielu zaś było jeszcze w drodze bądź szykowało się do wymarszu. Spór o działo z Gonzales urósł do rangi symbolu wolności i niezależności amerykańskich osadników w Teksasie.
Taktyka wyczekiwania i natychmiastowa akcja ściągania do Gonzales posiłków z bliższego i dalszego sąsiedztwa pozwoliły kolonistom w krótkim czasie zebrać siły zdolne do przeciwstawienia się oddziałowi por. Castanedy.
30 września na wschodnim brzegu Guadelupe Joseph Clements, wyrażając wolę wszystkich zebranych Amerykanów, w krótkim oświadczeniu zdecydowanie odrzucił meksykańskie żądania i odmówił wydania działa. W celu uzasadnienia odmowy stwierdził, że działo zostało przekazane mieszkańcom Gonzales przez lokalne władze meksykańskie wierne postanowieniom konstytucji z 1824 r., a płk Ugartechea reprezentuje dyktatorski rząd prezydenta Santa Anny, który nie ma prawa podejmować jednostronnych decyzji godzących w wolność obywateli. Odpowiedź Clementsa, poparta zbrojną demonstracją siły obsadzających bród milicjantów, nie pozostawiała Castanedzie cienia wątpliwości co do intencji kolonistów. Mimo to zdecydował się wykonać otrzymane rozkazy. Wycofał swoich żołnierzy w górę rzeki z zamiarem odnalezienia innej przeprawy i obejścia miasta od tyłu. Noc z 30 września na 1 października Meksykanie spędzili w umocnionym obozie na wzgórzu DeWitta w pobliżu Gonzales.
Tej samej nocy osadnicy z Gonzales wydobyli zakopane w sadzie śliwkowym George’a Davisa działo i osadzili je na lawecie wykonanej z wozu do transportu bawełny. W tym samym czasie dwie mieszkanki Gonzales Sarah Seely i Eveline DeWitt uszyły ze ślubnej sukni flagę bojową i wręczyły ją zebranym kolonistom. Flaga, wykonana według pomysłu Johna H. Moora z La Grange, przedstawiała czarną lufę armatnią na białym tle, nad którą widniała samotna, pięcioramienna gwiazda, symbol Teksasu. Pod lufą dużymi, czarnymi literami wyszyto napis: COME AND TAKE IT (PRZYJDŹCIE I WEŹCIE TO).
1 października rano por. Castaneda opuścił wzgórze DeWitta i poszukując dogodnej przeprawy przesunął swój oddział dalej w górę rzeki. Ponieważ Meksykanom nie udało się znaleźć odpowiedniego brodu, pod wieczór rozbili obóz na terenie rancza amerykańskiego osadnika Ezekiela Williamasa, w odległości 7 mil (11 km) od Gonzales.
Tego samego dnia około godz. 7.00 wieczorem grupa 168 uzbrojonych kolonistów zebranych w Gonzales przeprawiła się przez rzekę tocząc ze sobą przygotowane do strzału działo. Na wschodnim brzegu Guadelupe zorganizowali radę wojenną, w trakcie której wybrali w demokratycznym głosowaniu swoich dowódców. Komendę nad zebranymi ochotnikami powierzono mającemu doświadczenie z walk z Indianami Johnowi Moorowi, którego mianowano pułkownikiem. Jego zastępcą w stopniu podpułkownika został James W.E. Wallace. Radę zakończyło patriotyczne kazanie pastora Smitha z Gonzales.
Wczesnym rankiem 2 października, pod osłoną gęstej mgły spowijającej oba brzegi rzeki, Teksańczycy wyruszyli w kierunku obozowiska meksykańskich dragonów. Kiedy mgła opadła zaskoczeni Meksykanie ujrzeli naprzeciw swojego obozu długą linię uzbrojonych kolonistów gotowych do ataku. Pośrodku linii Teksańczyków znajdowało się stanowisko bojowe działa, nad którym powiewała flaga COME AND TAKE IT. Porucznik Castaneda próbował uformować swoich żołnierzy do obrony, ale teksaskie działo, z braku odpowiedniej amunicji, załadowane kawałkami łańcucha i żelaznymi siekańcami, dobrze wymierzonym strzałem rozproszyło meksykańskich dragonów. Salwa ze strzelb Teksańczyków spotęgowała zamieszanie w szeregach Meksykanów. Pozostawili oni na polu walki jednego zabitego i unosząc ze sobą kilku rannych wycofali się pośpiesznie w kierunku San Antonio ścigani bojowymi okrzykami podochoconych sukcesem Amerykanów.
Zaraz po potyczce płk Moore poprowadził swoich ludzi z powrotem do Gonzales, a wieść o zwycięskim starciu z Meksykanami błyskawicznie obiegła wszystkie kolonie amerykańskie w Teksasie. Mało kto zdawał sobie zapewne sprawę z tego, że działo z Gonzales oddało pierwszy strzał w krwawej wojnie o niepodległość Teksasu. Samo Gonzales zaś uważane będzie od tej pory za Lexington4 Teksasu.
Paradoks historii sprawił, że działo z Gonzales, które stało się bezpośrednią przyczyną wojny, oddało w niej tylko jeden, jedyny strzał. Po potyczce z oddziałem Castanedy zabrano je do Gonzales. Tam zostało umieszczone w miejscowej kuźni, gdzie 3 października zdolny kowal i rusznikarz Noah Smithwick oczyścił starą lufę i umieścił ją na specjalnie przygotowanym, czterokołowym wozie ciągnionym przez parę wołów. Kiedy 12 października teksascy ochotnicy wyruszyli na wojnę, zabrali je ze sobą jako zaczątek swojej artylerii. Słaba konstrukcja wozu nie wytrzymała trudów wędrówki po bezdrożach i przepraw przez liczne strumienie na drodze do San Antonio. Koloniści, mając nadzieje na zdobycie nowych dział na Meksykanach, zakopali lufę armatnią na starym indiańskim cmentarzu nad brzegiem strumienia Sandies Creek. Zapomniana przez wszystkich przeleżała tam przez następne 101 lat. Wielka powódź w czerwcu 1936 r. odsłoniła znalezisko, ale jego tożsamość ustalono dopiero w 1980 r. za pomocą specjalistycznych badań naukowych.
Dziś historyczne działo jest jednym z najcenniejszych reliktów historii Teksasu i stanowi główną atrakcję Memorial Museum w Gonzales.
Niepodobna przecenić wspaniałego charakteru, piękna i żyzności ziemi prowincji Teksas […]
ojciec Antonio Olivares, 1716
W roku 1519, w tym samym czasie, kiedy Hernando Cortes na czele kilkuset hiszpańskich awanturników zbliżał się do Meksyku, aby dopełnić losu państwa Azteków, inny poddany króla Karola V postawił stopę na nowym lądzie znanym dziś pod nazwą Teksas.
Alonso Alvarez de Pineda, kapitan w służbie hiszpańskiego gubernatora Jamajki Francisco Garaya, otrzymał zadanie odnalezienia północno-zachodniego przejścia łączącego Atlantyk z Oceanem Spokojnym oraz przechwycenia wyprawy Cortesa w Vera Cruz. Drogi do Pacyfiku nie odnalazł, gdyż taka nie istniała, Cortes natomiast uwięził ludzi de Pinedy, którzy wylądowali w Veracruz i zmusił niefortunnego kapitana do odpłynięcia. Przypadek sprawił, że w drodze powrotnej na Jamajkę statek de Pinedy dotarł do wybrzeży Teksasu u ujścia Rio Grande, umożliwiając Hiszpanom zbadanie jej dolnego biegu.
Alonso de Pineda był pierwszym Europejczykiem, który postawił stopę na teksaskim lądzie, ale nie był pierwszym człowiekiem na tej ziemi. Pierwsi ludzie żyli na terenie dzisiejszego Teksasu już około 12000 lat temu i byli potomkami łowców, którzy w epoce lodowcowej przybywali z Syberii na kontynent północnoamerykański w pogoni za wielkimi zwierzętami przekraczającymi korytarz w miejscu obecnej Cieśniny Beringa. Ich rozwój cywilizacyjny trwał wiele tysięcy lat i zależał głównie od zmian klimatycznych zachodzących na obszarach ich osadnictwa. Początkowo przybysze z Syberii wędrowali wzdłuż wybrzeży oceanu, później rozprzestrzenili się po całym kontynencie, dając początek ludom indiańskim. Rozwój tych plemion odbywał się w niejednakowym stopniu. Jedne, jak Indianie Caddo ze wschodniego Teksasu, osiągnęły stosunkowo wysoki stopień cywilizacji jeszcze przed przybyciem na te ziemie białych ludzi. Dla odmiany Indianie Karankawa, znad Zatoki Meksykańskiej, pozostawali zaś na tym samym poziomie rozwoju co ich przodkowie sprzed 5000–6000 lat. Jeszcze inne plemiona zmieniały swój sposób życia osiągając wysoki stopień cywilizacyjny lub cofały się w rozwoju ze względu na zmiany klimatu i środowiska.
W ciągu trzystu lat, od momentu pojawienia się w Teksasie pierwszych Europejczyków, aż do początków XIX w., kiedy to ostatecznie ukształtował się skład etniczny plemion indiańskich na obszarze Teksasu, cały czas zmieniała się struktura ludności tubylczej. Specyfika tych przemian, na które ogromny wpływ miała obecność i działalność białego człowieka sprawiła, że Teksas stał się etnicznym i kulturowym tyglem rdzennych mieszkańców Ameryki. Na początku XIX w. na terenie Teksasu zamieszkiwały co najmniej dwadzieścia trzy różne plemiona Indian. Niektóre z nich stały się integralną częścią historii i kultury Teksasu, inne stanęły w obliczu fizycznej zagłady, przymusowych przesiedleń lub życia na granicy wegetacji.
Wybrzeże Zatoki Meksykańskiej zamieszkiwało nadmorskie plemię Karankawa. Wysocy, odważni, świetni pływacy byli pierwszymi Indianami, z którymi przyszło spotkać się Europejczykom przybywającym do Teksasu drogą morską. Mimo że stali na niskim poziomie cywilizacyjnym przez długie lata byli groźnym przeciwnikiem dla białych. Dopiero epidemie ospy, które zdziesiątkowały ich na przełomie XVIII i XIX w., złamały ich siłę bojową i doprowadziły do niemal całkowitego unicestwienia.
Wschodnie obszary Teksasu pokryte rozległymi lasami zamieszkiwały plemiona leśne skupione w dwóch dużych konfederacjach, w których dominującą rolę odgrywali Indianie Caddo. Plemiona te żyły w kilku osadach w rejonie dzisiejszego jeziora Caddo oraz rzek Neches i Angelina. Ich osiedla składały się ze stożkowatych, słomianych chat otoczonych polami kukurydzy. Caddo i pokrewne im szczepy Eyish, Anadarko, Abadoche i Nabedache byli zdolnymi rolnikami i myśliwymi i już na długo przed przybyciem białych osiągnęli wysoki stopień rozwoju cywilizacyjnego. Niestety, podobnie jak wiele innych plemion, stali się ofiarami szalejących epidemii chorób przywleczonych przez Europejczyków. W latach trzydziestych XIX w. ze świetnych konfederacji leśnych Indian pozostały tylko żałosne resztki.
Zachodnie rejony Teksasu i dorzecze środkowej Rio Grande zamieszkiwały rolnicze plemiona Tigua, Suma, Jumano i Coahuiltecan. Spokojni rolnicy i kupcy szybko dostali się pod wpływy kolonizacji hiszpańskiej. Ich osiedla od dawna były też obiektem napadów wojowniczych plemion z północy.
Trawiaste prerie środkowego Teksasu były ojczyzną Indian Waco, Wichita i Tonkawa. Prowadzili oni półosiadłe życie, uprawiali kukurydzę, fasolę i dynie. Swoją dietę uzupełniali mięsem bizonów. Podczas myśliwskich wypraw chętnie posługiwali się charakterystycznymi dla typowych plemion prerii stożkowatymi namiotami tipi (tepee) wykonanymi z drewnianego rusztowania pokrytego skórami bizonów. Nie gardzili także napadami na rolniczych sąsiadów. Szczególnie wojowniczą naturę przejawiali Tonkawowie, którzy walczyli ze wszystkimi sąsiednimi szczepami i byli znani z tego, że praktykowali rytualny kanibalizm. Po przybyciu Amerykanów do Teksasu stali się ich sojusznikami i odegrali dużą rolę jako zwiadowcy i przewodnicy w walkach z Komanczami i Kiowami.
Północno-zachodni Teksas był domeną łowców bizonów z Wielkich Równin. Tutaj rozciągały się tereny łowieckie Indian Kiowa, południowych Czejenów, Arapahów, Apaczów Lipan i Komanczów. W przeciwieństwie do innych plemion, które dosyć szybko padły ofiarą postępującej cywilizacji białych, koczownicze szczepy z Wielkich Równin długo zachowywały swoją niezależność i przez wiele dziesięcioleci stanowiły barierę skutecznie powstrzymującą ekspansję białych osadników w głąb kontynentu.
Momentem zwrotnym w dziejach Indian z Wielkich Równin było zdobycie koni. Pierwsze konie z hiszpańskich hodowli w północnym Meksyku trafiły w ręce Indian w XVII wieku. Szybko stały się przedmiotem handlu lub kradzieży. Pewna liczba koni zbiegła na prerię, gdzie dały początek zdziczałym mustangom5. Jako pierwsi oswoili konie sąsiadujący z posiadłościami hiszpańskimi Apacze. Około roku 1700 konie pojawiły się także u Komanczów i Kiowów. Wraz z oswojeniem konia zakończył się też proces transformacji pieszych nomadów w konnych myśliwych i wojowników.
Koń zmienił całkowicie dotychczasowy sposób życia i kulturę Indian z Wielkich Równin. Dał im nowe możliwości transportu, polowania i prowadzenia wojny. Jego użycie pozwoliło na szybsze wędrówki, budowanie większych namiotów, gromadzenie większej ilości zapasów i rozszerzenie terenów łowieckich. Wykradanie koni obcym szczepom oraz białym osadnikom i hodowcom stało się ulubionym zajęciem Indian i główną przyczyną prowadzonych przez nich wojen. Żadne inne plemię nie osiągnęło takiej biegłości w posługiwaniu się koniem co Komancze. Uznawani za najlepszych jeźdźców spośród wszystkich Indian, słynęli ze swych łupieżczych wypraw przeciwko wrogim szczepom i białym w Meksyku i Teksasie. Nikogo nie nienawidzili bardziej niż Hiszpanów i Meksykanów. Przez długie lata rywalizowali z Apaczami, których pokonali ostatecznie w latach 1725–1750, obejmując kontrolę nad południowymi preriami. Jak na warunki północnoamerykańskie Komancze byli plemieniem dość licznym. Na przełomie XVIII i XIX w. liczyli około 15 000 głów i posiadali przeszło 200 000 koni. Dzięki swej liczebności, wojowniczości i mistrzowskiej taktyce walki konnej przez ponad sto lat stanowili zaporę dla rozwoju kolonizacji białych w Teksasie.
Począwszy od końca XVIII w. Teksas stał się terenem migracji niektórych plemion indiańskich ze wschodu, wypieranych z ich tradycyjnych siedzib przez Amerykanów. Osadnictwu tych plemion sprzyjała polityka władz hiszpańskich, które po zajęciu francuskiej Luizjany w 1763 r. zachęcały „cywilizowanych” Indian ze wschodu do osiedlania się w swoich północnych prowincjach. Mieli oni stanowić tam barierę przed niszczycielskimi rajdami Apaczów i Komanczów na posiadłości hiszpańskie w Meksyku. W ten sposób na obszarze Teksasu znalazły się obce plemiona Alabama, Coushatta, Szaunisi, Delawarowie, Kickapoo i Czirokezi. Pod koniec istnienia Republiki Teksasu większość tych Indian została zmuszona do opuszczenia Teksasu i osiedlenia się na tzw. Terytorium Indiańskim (Indian Territory) w dzisiejszej Oklahomie.
Hiszpański gubernator Jamajki, już rok po odkryciu przez Alonso de Pinedę wybrzeży Teksasu, wysłał ekspedycję kierowaną przez Diego de Camargo w celu dokładnego zbadania i skolonizowania ujścia Rio Grande. Zdecydowanie wroga postawa mieszkających tam Karankawów uniemożliwiła Hiszpanom osiągnięcie tego celu. Z tego czasu datuje się jednak pierwsza nazwa planowanego obszaru kolonizacji, Amichel, pochodząca z przywileju kolonizacyjnego nadanego Francisco Garayowi przez króla Hiszpanii Karola V.
Pierwsza udokumentowana relacja z eksploracji ziem dzisiejszego Teksasu wiąże się z osobą Alvara Nuneza Cabeza de Vacy. Był on jednym z członków wyprawy gubernatora Florydy Panfilo de Narvaeza, która znalazła swój tragiczny koniec wśród sztormów Zatoki Meksykańskiej i dzikich pustkowi wybrzeża Teksasu. W 1528 r. część rozbitków wylądowała na brzegu w rejonie dzisiejszej wyspy Galveston. Większość z nich padła ofiarą dzikich zwierząt i Indian. Cabeza de Vaca zdołał zachować życie, a z czasem zyskał nawet szacunek tubylców dzięki pewnej znajomości medycyny. Po kilku latach pobytu wśród Indian, z którymi przemierzał tereny w dorzeczu Rio Grande i Guadelupe, udało mu się odszukać trzech innych rozbitków ocalałych z nieszczęsnej wyprawy Narvaeza. Wspólnie zdołali pokonać pieszo kilka tysięcy kilometrów i po przebyciu Rio Grande oraz gór północnego Meksyku dotarli w marcu 1536 r. do osiedla Culiacan w Nowej Hiszpanii.
W trakcie swojej kilkuletniej podróży de Vaca i jego towarzysze słyszeli dziwne opowieści miejscowych Indian o leżących na północy wielkich i bogatych miastach tajemniczego królestwa Ciboli. W 1542 r. ukazała się w Hiszpanii książka de Vacy pt. Relacion, zwięźle opisująca przygody i wydarzenia, których uczestnikiem był autor. Jak wynika z jej treści, de Vaca unikał fantastycznych opisów dotyczących królestwa Ciboli, ograniczając się jedynie do powtórzenia informacji uzyskanych na ten temat od Indian. Jednak plotki i rozbudzona wyobraźnia hiszpańskich konkwistadorów uczyniły z relacji de Vacy legendę. Wicekról6 Nowej Hiszpanii Antonio de Mendoza dostał na tym tle obsesji i postanowił zorganizować wyprawę po skarby Ciboli.
W 1540 r. wyruszyła z Meksyku na północ liczna i dobrze wyekwipowana wyprawa, na której czele stanął młody gubernator Nowej Galicji i zaufany wicekróla Francisco Vasquez de Coronado (1510–1554). Dowódca ekspedycji, mając do swojej dyspozycji blisko 1500 żołnierzy hiszpańskich i posiłkowych Indian meksykańskich, przez wiele miesięcy bezskutecznie poszukiwał legendarnego królestwa Ciboli. Zamiast złotych miast i skarbów odnalazł jedynie surowe puebla7 Indian zamieszkujących dzisiejszą Arizonę i Nowy Meksyk. Wyobraźnia i podszepty miejscowych Indian, pragnących odciągnąć groźnych przybyszów od swoich siedzib, pognały Hiszpanów dalej na północ. Miało tam leżeć inne bogate królestwo indiańskie zwane Quivira. Ekspedycja Coronady, szukając mitycznej Quiviry, przemierzyła bezkresne przestrzenie Wielkich Równin w obrębie Teksasu, Oklahomy i Kansas. Jednym z niezamierzonych efektów poszukiwania Quiviry było odkrycie przez Hiszpanów Wielkiego Kanionu Kolorado, który pędzeni żądzą bogactw konkwistadorzy bezskutecznie próbowali sforsować w drodze na północ. Coronado, widząc bezskuteczność swych poszukiwań, pozostawił większość swoich ludzi nad rzeką Brazos, sam zaś ruszył z oddziałem jeźdźców na poszukiwanie drogi powrotnej do Meksyku. Wreszcie w 1542 r. pozbawieni złudzeń Hiszpanie zrezygnowali z dalszych poszukiwań i rozpoczęli odwrót. W Teksasie pozostało jedynie kilku misjonarzy z ojcem Juanem de Padilla, pragnących prowadzić pracę misyjną wśród miejscowych plemion indiańskich. Po dwóch latach pracy misyjnej Padilla i jego towarzysze wyruszyli na północ, gdzie w listopadzie 1544 r. padli ofiarą wrogich Indian.
Latem 1542 r., mniej więcej w tym samym czasie, kiedy ekspedycja Coronady obozowała nad górnym biegiem Brazos, szykując się do drogi powrotnej do Meksyku, we wschodnim Teksasie pojawiła się inna grupa hiszpańskich konkwistadorów. Byli to uczestnicy wyprawy Hernando de Soto, która w maju 1539 r. wylądowała na wybrzeżu Florydy z zamiarem zbadania tamtejszych ziem. Po trzech latach eksploracji terenów głębokiego południa dzisiejszych Stanów Zjednoczonych de Soto zmarł w maju 1542 r. w pobliżu Missisippi. Jego następca Luis de Moscoso zdecydował się wracać do Meksyku drogą lądową przez nieznany sobie Teksas. Po dojściu do Brazos Moscoso przestraszył się dzikiego i niezamieszkanego kraju, który się przed nim rozciągał i nakazał odwrót do Missisippi. Tam jego ludzie wybudowali łodzie i płynąc wzdłuż wybrzeża Zatoki Meksykańskiej dotarli do Meksyku. Po drodze przeżyli przymusowe lądowanie przy ujściu rzeki Sabine, gdzie po raz pierwszy zetknęli się z ropą naftową, używali jej niczym smoły do uszczelnienia swoich łodzi.
Wiosną 1554 r. z portu Veracruz w Nowej Hiszpanii wyruszyła do metropolii flotylla czterech statków z 400 ludźmi na pokładach, wioząca liczne skarby przeznaczone dla dworu Karola V. Wiosenne sztormy zmusiły załogi statków do zawrócenia z drogi, ale tylko jednemu z nich udało się ujść żywiołowi. Pozostałe zostały wyrzucone na teksaski brzeg w pobliżu wyspy Padre Island. Z blisko trzystu rozbitków wielu padło ofiarą Indian, pozostali rozproszyli się w poszukiwaniu dróg powrotu do Meksyku. Jedynym szczęśliwcem, który dzięki pomocy przyjaznych Indian zdołał dotrzeć do Tampico był zakonnik Marcos de Mena. Jego relacje pozwoliły zorganizować w 1555 r. wyprawę ratunkową pod dowództwem kapitana Angela de Villafane. Nie tylko odszukał on rozbite statki i odzyskał część ładunku, ale uratował jeszcze jednego pozostałego przy życiu rozbitka, który wegetował przez cały czas w rejonie katastrofy.
Rozczarowanie niepowodzeniem wyprawy Coronado i nieprzychylne dla tych ziem relacje innych konkwistadorów na blisko czterdzieści lat osłabiły zainteresowanie Hiszpanów Teksasem. W tym czasie zmieniła się dotychczasowa polityka Hiszpanii wobec kolonii w Nowym Świecie. Czas konkwisty i pogoni za skarbami zaczął przemijać. Coraz większą uwagę zaczęto przywiązywać do działalności misyjnej kościoła i kolonizacji nowoodkrytych ziem.
Po wielu latach przerwy, w 1581 r. wyruszyła z Meksyku do Teksasu pierwsza wyprawa o charakterze czysto religijnym, którą powiedli hiszpańscy misjonarze Augustin Rodriguez i Francisco Chamuscado. Po przekroczeniu Rio Grande skierowali się na północny zachód i dotarli w rejon dzisiejszego El Paso. Tutaj ojciec Rodriguez zginął wkrótce z rąk Indian, próbując nawracać ich na nową wiarę. W następnym roku śladami Rodrigueza wyruszyła ekspedycja ratunkowa Antonia de Espeja. Hiszpanom udało się dotrzeć do siedzib Indian Pueblo nad górną Pecos, gdzie dowiedzieli się o fiasku pierwszej próby chrystianizacji teksaskich Indian.
Dużo donioślejsze znaczenie miała wyprawa Juana de Onate w 1598 roku. Pozwoliła ona zbadać ziemie Nowego Meksyku i uczyniła zeń nową prowincję hiszpańską. Od tej chwili, przez blisko sto lat, wszystkie hiszpańskie ekspedycje kierowane do Teksasu brały swój początek w Nowym Meksyku.
Juan de Onate wytyczył szlak przez pustynie i góry północnego Meksyku do Rio Grande, który przez następne dwieście lat służył jako główna droga zaopatrzeniowa dla północnych prowincji Nowej Hiszpanii. W ten sposób stworzono warunki do rozpoczęcia zorganizowanej akcji kolonizacyjnej. Jako pierwsi w Nowym Meksyku pojawili się misjonarze z zakonu franciszkanów. W 1629 r. opat franciszkanów w Nowym Meksyku Alonso de Benavides wysłał dwóch misjonarzy na ziemie plemienia Jumano nad rzeką Colorado. W ten sposób Hiszpanie rozpoczęli zorganizowaną działalność misyjną także wśród Indian w Teksasie.
W 1650 r. z rejonu Santa Fe wyruszyła do krainy Jumano ekspedycja kierowana przez Hernando Martina i Diego de Castillo, którym towarzyszył liczny zastęp franciszkanów. Hiszpanie, idąc w dół Colorado, już poza granicami ziem plemienia Jumano, napotkali nieznanych sobie Indian, którzy witali ich okrzykami „techias”. Było to prawdopodobnie jedno z plemion Caddo, w którego języku słowo to znaczyło „przyjaciel”. W raporcie z wyprawy zanotowano, że „osiągnięto zewnętrzne granice kraju zamieszkałego przez naród zwany Tejas”8 i była to pierwsza udokumentowana wzmianka o pochodzeniu słowa, od którego wzięła się nazwa Teksasu.
W sierpniu 1680 r. wybuchło w Nowym Meksyku wielkie powstanie Indian Pueblo. W ciągu kilku dni z rąk powstańców zginęło ponad 400 Hiszpanów. Ci, którym udało się ujść pogromowi schronili się w Santa Fe. We wrześniu resztki Hiszpanów z Nowego Meksyku opuściły oblegane przez Indian miasto i uciekły na południe do El Paso. Tam, nad rzeką Rio Grande, Hiszpanie i towarzyszący im chrześcijańscy Indianie Tigua wybudowali dwie nowe misje, Ysleta del Sur i Soccoro del Sur. Początkowo obie misje leżały na południowym brzegu, jednak późniejsze zmiany koryta Rio Grande sprawiły, że ostatecznie znalazły się one po północnej, teksaskiej stronie rzeki. W takich okolicznościach okolice El Paso stały się najstarszym rejonem stałego osadnictwa europejskiego w Teksasie.
W 1683 r. w misji franciszkanów w Juarez w północnym Meksyku, dokąd ewakuowano centrum misyjne zakonu po rebelii Indian Pueblo, pojawił się wódz plemienia Jumano z Teksasu. Przybył z niecodzienną prośbą o wybudowanie na ziemiach jego ludu misji i przysłania tam misjonarzy hiszpańskich. W rzeczywistości był to sprytny wybieg Indian Jumano, którym chodziło przede wszystkim o uzyskanie pomocy Hiszpanów do obrony przed najazdami Apaczów. W odpowiedzi na prośbę plemienia Jumano Hiszpanie wysłali do Teksasu wyprawę kierowaną przez ojca Francisco Lopeza i Juana Domingueza de Mendozę. Idąc w dół Rio Grande aż do ujścia rzeki Rio Conchos, Hiszpanie wybudowali nad jej brzegami cztery nowe misje. Stąd ekspedycja wyruszyła do kraju Indian Jumano nad rzeki Colorado i San Saba. Zamiast spotkania z sojuszniczymi Jumano Hiszpanie przez kilka tygodni musieli odpierać ataki wrogich Apaczów, którzy zmusili ich w końcu do odwrotu. Uchodząc przed Apaczami ekspedycja wróciła szlakiem wiodącym bardziej na południe przechodząc przez ziemie leżące obecnie w geograficznym centrum Teksasu. Wrażenia ze swojej wyprawy Lopez i Mendoza przedstawili samemu wicekrólowi Nowej Hiszpanii, zachwalając obfitość zwierzyny i niezwykłą żyzność ziem Teksasu Mendoza oceniał, że „mogą one zapewnić utrzymanie 20 000, a nawet 200 000 ludzi”9. Relacje te nie wzbudziły większego zainteresowania wicekróla. Jego uwagę przyciągały teraz sprawy dużo ważniejsze dla strategicznych interesów Hiszpanii w tym rejonie świata. Niepokój wicekróla zaczęło budzić zainteresowanie Francji hiszpańskimi posiadłościami nad Zatoką Meksykańską.
Wiosną 1685 r. do pałacu wicekróla Nowej Hiszpanii, w Mexico City, markiza de Laguny, dotarły pierwsze wieści o dużej francuskiej wyprawie penetrującej wybrzeża Zatoki Meksykańskiej od ujścia Missisippi do ujścia Rio Grande. Wiadomości te, powtarzane zarówno przez schwytanych francuskich piratów z Morza Karaibskiego jak i miejscowych Indian, skłoniły władze hiszpańskie do rozpoczęcia intensywnych poszukiwań na lądzie i na morzu.
W lutym 1865 r. w Zatoce Matagorda na wybrzeżu Teksasu wylądowało 400 Francuzów pod wodzą śmiałego żołnierza i doświadczonego odkrywcy Rene Roberta Cavaliera de La Salle (1643–1687).
La Salle pochodził ze szlacheckiej rodziny z Rouen we Francji. W poszukiwaniu przygód i fortuny wyruszył do kolonizowanej przez Francuzów Kanady, gdzie zasłynął jako odważny podróżnik i odkrywca. Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XVIII w. badał ziemie leżące u źródeł Missisippi i wniósł wiele nowych informacji na temat żyjących tam plemion indiańskich. W 1862 r. wyprawił się w dół Missisippi i dotarł do jej ujścia do Zatoki Meksykańskiej. Doprowadził do wybudowania kilku placówek francuskich w dolinie Missisippi i wziął nowo odkryte ziemie w posiadanie Francji, nadając im na cześć króla Ludwika XIV nazwę Luizjana. W ten sposób rozcięte zostały na dwie części hiszpańskie posiadłości nad Zatoką Meksykańską, Floryda na wschodzie i Teksas na zachodzie. W 1684 r. La Salle udał się do Francji, aby na dworze królewskim szukać protekcji dla swoich planów. Jego zabiegi o zorganizowanie nowej wyprawy, która miałaby utrwalić francuską hegemonię w dolinie Missisippi, spotkały się z życzliwością Ludwika XIV. Propozycjom La Salle’a sprzyjały wojenne plany króla wobec Hiszpanii i zainteresowanie, jakie wyraził bogatymi kopalniami srebra w północnym Meksyku.
Na początku 1685 r. niewielka flotylla francuska składająca się z czterech statków z 400 ludźmi na pokładach dotarła do Zatoki Matagorda na wybrzeżu Teksasu. Nie ma całkowitej pewności, czy lądowanie w tym miejscu było wynikiem świadomego działania, czy też skutkiem sztormów szalejących w Zatoce Meksykańskiej, które nie pozwoliły Francuzom odszukać ujścia Missisippi. Mimo niesprzyjającej pogody i utraty dwóch statków z częścią zaopatrzenia La Salle wybudował nad strumieniem Garcitas Creek w Zatoce Matagorda umocnione osiedle nazwane Fortem Saint Louis (Fort Świętego Ludwika). Trudne warunki klimatyczne, choroby i starcia z Indianami zredukowały poważnie liczbę francuskich kolonistów. Mimo to La Salle zdołał w ciągu dwóch lat zorganizować trzy wyprawy badawcze w głąb Teksasu. Jednym z ich rezultatów były francuskie próby zgłaszania pretensji do hiszpańskiego Teksasu i ustanowienia granicy Luizjany na rzece Rio Grande.
W czasie pierwszej ze swoich wypraw La Salle spenetrował obszary leżące na południe i zachód od Fortu Saint Louis. Mogłoby to sugerować, że obiektem jego zainteresowań były rzeczywiście hiszpańskie kopalnie srebra w Meksyku, a nie ujście Missisippi.
Druga wyprawa La Salle’a dotarła nad górną Trinity River, gdzie Francuzi zetknęli się po raz pierwszy z plemionami indiańskiej konfederacji Caddo. Celem trzeciej ekspedycji było dotarcie drogą lądową do francuskich posterunków w dolinie Missisippi i ustanowienie komunikacji pomiędzy Luizjaną a Teksasem. W trakcie tej wyprawy, 20 marca 1687 r., La Salle został zdradziecko zamordowany przez jednego ze swoich ludzi w pobliżu dzisiejszej Navasoty w Teksasie. Motywy zbrodni nie zostały wyjaśnione, podobnie jak nigdy nie udało się odnaleźć grobu dzielnego odkrywcy.
Wraz ze śmiercią La Salle’a francuskie próby kolonizacji Teksasu spotkał żałosny koniec. W wyniku wewnętrznych waśni i walk z Indianami większość mieszkańców kolonii wyginęła. Fort Saint Louis został spalony i obrócony w popiół.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Impresario (hiszp. empresario) – agent ziemski, organizator akcji osiedleńczej na mocy przywileju kolonizacyjnego przyznawanego przez władze hiszpańskie i meksykańskie. [wróć]
2. Alkad – starszy urzędnik gminny w Hiszpanii i jej koloniach amerykańskich; wójt, burmistrz. [wróć]
3. Colorado – rzeka w Teksasie, dł.1438 km, uchodzi do Zatoki Meksykańskiej, w środkowym biegu stolica Teksasu Austin. Nie mylić z rzeką Colorado w USA i Meksyku, dł. 2330 km, uchodzącą do Zatoki Kalifornijskiej, w środkowym biegu Wielki Kanion Kolorado. [wróć]
4. Lexington – miasto w Massachusetts (USA), 19 kwietnia 1775 r. pod Lexington Amerykanie stoczyli zwycięską walkę z wojskami brytyjskimi, która zapoczątkowała amerykańską wojnę o niepodległość w latach 1775–1782. [wróć]
5. Mustangi – zdziczałe konie północnoamerykańskich prerii. W 1850 r. ich liczbę obliczano na 2 000 000 sztuk. Obecnie prawie całkowicie wytępione. [wróć]
6. Wicekról – namiestnik sprawujący w imieniu króla władzę w koloniach. [wróć]
7. Pueblo (od indiańskiego plemienia Pueblo) – indiańskie domy o charakterze obronnym, piętrowe, budowane z kamienia, cegieł lub wykuwane w skale, zwykle zamieszkiwane przez jedną wspólnotę rodzinną. [wróć]
8. S. P. Nesmith, The Spanish Texans, The University of Texas, San Antonio 1981, s. 12. [wróć]
9. Ibidem, s. 13. [wróć]