Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Latem 1918 roku nad Marną załamało się natarcie Niemców na Paryż – jak się okazało, była to ich ostatnia operacja ofensywna na froncie zachodnim podczas pierwszej wojny światowej. Alianci przejęli inicjatywę strategiczną i ruszyli na wschód. Ważną rolę w tym przełomie odegrały oddziały amerykańskie dowodzone przez gen. Johna Pershinga.
26 września amerykańska 1. Armia przystąpiła do ofensywy na linii Moza–Argony. Na 40-kilometrowym odcinku frontu, zwłaszcza w rejonie Lasu Argońskiego, rozgorzały krwawe walki. Była to druga w dziejach największa bitwa US Army (po walkach w Normandii w 1944 roku), w której łącznie wzięło udział 1,2 mln żołnierzy zza oceanu. Mimo sukcesów jankesów trwała aż do zawieszenia broni 11 listopada 1918 roku.
Jarosław Wojtczak w swojej 25. książce w serii „Historyczne Bitwy” (absolutny rekord!) ze swadą opisuje zaangażowanie sił amerykańskich w wojnę w Europie i boje w Lesie Argońskim. Najgłośniejszym echem odbiła się walka w okrążeniu „zapomnianego batalionu” z 77. Dywizji Piechoty, który przez pięć dni bohatersko odpierał niemieckie ataki, zanim doczekał się odsieczy. Sprowadziła ją gołębica Cher Ami, która została ciężko ranna podczas lotu z meldunkiem nad pozycjami wroga...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 281
WSTĘP
Ofensywa Moza–Argonny (Meuse-Argonne Offensive), znana także jako bitwa o Las Argoński, była większą częścią ostatniej akcji ofensywnej aliantów na froncie zachodnim podczas I wojny światowej. Trwała od 26 września 1918 roku do chwili zawieszenia broni 11 listopada 1918 roku, łącznie 47 dni, i stanowiła serię ataków wojsk sprzymierzonych, nazwanych ofensywą studniową (Hundred Days Offensive). Celem tej wielkiej ofensywy było przecięcie ważnych bocznych linii kolejowych wroga i zmuszenie Niemców do wycofania się na linię granic własnego państwa przed końcem 1918 roku. Do tej ogólnej ofensywy sprzymierzeni przeznaczyli 220 dywizji, z których 42 były dywizjami amerykańskimi.
Przed rozpoczęciem decydującej ofensywy na jesieni 1918 roku, która miała polegać na serii skoordynowanych ataków wojsk sprzymierzonych przeciwko całej niemieckiej obronie na zachód od linii Ypres–Verdun, zostało uzgodnione między dowódcami alianckimi, że wojska amerykańskie będą atakować przez trudny teren Lasu Argońskiego w północno-wschodniej Francji. 26 września 1918 roku dziewięć dywizji z amerykańskiej 1. Armii rozpoczęło pierwszy szturm na czterdziestokilometrowym odcinku frontu od Lasu Argońskiego do rzeki Mozy, około 240 km na wschód od Paryża. Ich głównym celem było przerwanie niemieckiej linii kolejowej biegnącej przez Mézières i Sedan oraz utworzenie jednego z dwóch alianckich frontów, mających połączyć się na tyłach Niemców w Belgii i północnej Francji.
Bitwa o Las Argoński była największą batalią w historii armii Stanów Zjednoczonych. Wzięło w niej udział ponad 1,2 mln żołnierzy amerykańskich. Bitwa ta kosztowała życie ponad 28 tys. Niemców i 26 277 Amerykanów, co czyni ją najkrwawszą operacją Amerykańskiego Korpusu Ekspedycyjnego podczas I wojny światowej i drugą pod tym względem w historii Stanów Zjednoczonych1. Żadna inna amerykańska bitwa nie dorównuje jej pod względem rozmachu i kosztów.
Bitwa na froncie Moza–Las Argoński miała trzy fazy. Pierwsza faza, od 26 września do 3 października, zaczęła się dobrze, ale nie zakończyła się osiągnięciem celów wyznaczonych dla pierwszego ataku. Druga faza, trwająca od 4 do 31 października, zamieniła się w krwawą bitwę na wyczerpanie, która ostatecznie przyniosła Amerykanom osiągnięcie celów z 26 września i pozwoliła na zajęcie pozycji do dalszego natarcia wraz z wojskami francuskimi na obszarze od Aulnoye do Mézières. Decydujący atak rozpoczął się 1 listopada i trwał do zawieszenia broni 11 listopada. Pod naciskiem aliantów Niemcy zaczęli się wycofywać na całym froncie, a wojska amerykańskie przesunęły się na znaczną odległość, osiągając pozycje wzdłuż rzeki Mozy i poza nią. Wielka Wojna właściwie dobiegła końca.
Do jesieni 1918 roku na froncie zachodnim przez większość czasu trwała wojna pozycyjna. Niemcy skupili tu gros swoich sił i zajmowali znacznie większy obszar niż wojska aliantów. Od samego początku nie było wątpliwości, że rozstrzygnięcie wojny nastąpi właśnie tutaj, na terytorium Belgii i północno-wschodniej Francji. Tu stoczono pierwsze duże bitwy trwającego pięćdziesiąt jeden miesięcy konfliktu zbrojnego i tu miało dojść do kolejnych wielkich bitew wojny światowej. Wojna zaczęła się miesiąc po zamachu na następcę austro-węgierskiego tronu arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, zamordowanego przez serbskich zamachowców z organizacji „Czarna Ręka” 28 czerwca 1914 roku w Sarajewie. Dwie opozycyjne siły, alianci (Francja, Wielka Brytania i Rosja) oraz państwa centralne (Niemcy i Austro-Wegry), chwyciły za broń i w ciągu gorącego lata zmobilizowały 6 mln żołnierzy. Niemcy skierowały przeciwko Francji 1,5 mln żołnierzy, a Paryż wysłał na swoją wschodnią granicę ponad milion ludzi, mając nadzieję na odzyskanie Alzacji i Lotaryngii, prowincji utraconych w wyniku wojny francusko-pruskiej w latach 1870–1871. Główny sojusznik Francji, Wielka Brytania, przysłała na pomoc zza kanału La Manche ponad 100 tys. żołnierzy, a Rosja zmobilizowała do walki 1,4 mln ludzi. Niemcy odpowiedziały wysłaniem na Wschód 500 tys. żołnierzy.
Przez krótki czas w 1914 roku wojna miała charakter manewrowy, ale wkrótce wojska walczących stron ugrzęzły w plątaninie okopów, i konflikt przemienił się w wojnę pozycyjną. W tym czasie Stany Zjednoczone pozostawały neutralne, ale Ameryka przygotowywała się do wojny, bojąc się, że zwycięstwo Niemiec zburzy równowagę sił i będzie zagrożeniem dla nowego porządku, jaki rząd amerykański chciał widzieć w powojennym świecie. Na wiosnę 1917 roku na froncie zachodnim panował impas, żadna ze stron nie mogła osiągnąć zdecydowanej przewagi. W Rosji wybuchła rewolucja, która doprowadziła do zawieszenia broni z Niemcami. Uwolnieni od walki na dwa fronty Niemcy zaczęli przerzucać siły na front zachodni i uzyskali chwilową przewagę. W tej sytuacji alianci wystąpili o pomoc wojsk amerykańskich.
Stany Zjednoczone dołączyły oficjalnie do wojny światowej 6 kwietnia 1917 roku. Niecały miesiąc później, 2 maja, generał major John J. Pershing został powiadomiony, że rząd rozważa jego kandydaturę na stanowisko dowódcy wojsk amerykańskich, które miały być wysłane na front zachodni we Francji. Siły Amerykańskiego Korpusu Ekspedycyjnego Pershinga, początkowo planowane jako czteropułkowa dywizja, rozrosły się do 42 dywizji zgrupowanych w dziewięciu korpusach i trzech armiach polowych. Wszystkie te dywizje, włącznie z 20 pozostawionymi w kraju, zostały sformowane w trakcie wojny.
Bezpośrednim powodem przystąpienia Stanów Zjednoczonych do wojny była sprawa okrętów podwodnych. Amerykański prezydent Woodrow Wilson potępił je jako okrutną i barbarzyńską broń, a kiedy Niemcy uparcie odmawiały zrezygnowania z ich użycia, nie pozostało mu nic innego, jak wycofać się ze swojego stanowiska albo podjąć decyzję o interwencji. Z punktu widzenia Niemiec Stany Zjednoczone były już stroną wojującą, ponieważ administracja Wilsona wspomagała aliantów, wysyłając im pomoc materiałową i zaopatrzenie przez Atlantyk. W pewnym sensie Niemcy wypowiedziały Ameryce wojnę, kiedy 1 lutego 1917 roku ogłosiły nieograniczoną wojnę podwodną, na co Wilson odpowiedział zerwaniem stosunków dyplomatycznych z Berlinem.
Amerykanie przystępowali do wojny, nie mając rozbudowanej armii. W 1917 roku siły zbrojne Stanów Zjednoczonych liczyły tylko 128 tys. oficerów i żołnierzy w jednostkach regularnych oraz 76 tys. w oddziałach poddanej kontroli władz federalnych Gwardii Narodowej. Natychmiast po ogłoszeniu deklaracji wojny do wojska zgłosiły się tysiące patriotycznie nastawionych ochotników, ale wciąż było ich za mało na potrzeby armii. Nie mając innego wyjścia, rząd Wilsona musiał wprowadzić ogólnonarodowy pobór, któremu podlegali wszyscy mężczyźni w wieku od 21 do 30 lat (później granice wiekowe rozszerzono, obejmując poborem mężczyzn w wieku od 18 do 45 lat). Do poboru wezwano 10 mln Amerykanów, z których ostatecznie do wojska powołano 2,8 mln2.
Obowiązkowa służba wojskowa dotyczyła także amerykańskich Indian, ale tylko tych, którzy posiadali prawa obywatelskie3. Wśród poborowych znalazło się 6509 Indian, a kolejne 6 tys. zaciągnęło się dobrowolnie. Ponadto ówczesna prasa donosiła o setkach Indian ze Stanów Zjednoczonych, którzy wstąpili w szeregi armii kanadyjskiej. W sumie na froncie znalazło się 8 tys. Indian, z czego 80 procent służyło na ochotnika. Podczas służby indiańscy żołnierze wykazali się ogromnym patriotyzmem i lojalnością, co było zaskoczeniem dla wielu białych Amerykanów.
Pierwszych 14 500 żołnierzy amerykańskich wylądowało w porcie Saint-Nazaire 26 czerwca 1917 roku. Miejsce lądowania do ostatniej chwili utrzymywano w tajemnicy w obawie przed atakami niemieckich okrętów podwodnych. Przybycie Amerykanów Francuzi i Brytyjczycy powitali z ogromnym entuzjazmem, chociaż „Pączusie” (Doughboys), jak żartobliwie nazywali „zielonych” amerykańskich żołnierzy „Tomusie” (Tommies), czyli Anglicy, byli źle wyszkoleni, słabo wyposażeni i dalecy od poziomu, którego wymagały warunki bojowe frontu zachodniego.
Jednym z pierwszych zadań generała Pershinga jako dowódcy Amerykańskiego Korpusu Ekspedycyjnego było zorganizowanie obozów szkoleniowych, sieci łączności i dróg zaopatrzenia dla swoich ludzi. Cztery miesiące później, 21 października, pierwsi żołnierze amerykańscy weszli do walki, kiedy oddziały 1. Dywizji zajęły okopy na pierwszej linii frontu pod Luneville, niedaleko Nancy w Lotaryngii. Nie dane im było jednak walczyć jako osobna jednostka. Każdy oddział amerykański został przydzielony do swojego francuskiego odpowiednika. Dwa dni później kapral Robert Bralet z 6. pułku artylerii jako pierwszy żołnierz amerykański oddał strzał w tej wojnie, odpalając francuskie działo polowe kal. 75 mm; strzał został oddany do niemieckich okopów leżących w odległości 800 metrów od jego stanowiska. 2 listopada kapral James Gresham oraz szeregowcy Thomas Enright i Merle Hay z 16. pułku piechoty stali się pierwszymi poległymi żołnierzami amerykańskimi, kiedy Niemcy zaatakowali ich okopy w pobliżu francuskiej wioski Barthelémont, na północ od Luneville.
Po czterech latach pata w okopach frontu zachodniego przystąpienie do walki licznych i dobrze wyposażonych wojsk amerykańskich oznaczało punkt zwrotny w wojnie. Kiedy 11 listopada 1918 roku padły ostatnie strzały w światowym konflikcie, zawieszenie broni powitało w Europie ponad 2 mln amerykańskich żołnierzy. Ponad 50 tys. z nich nigdy nie doczekało tej radosnej chwili.
ROZDZIAŁ I „ULUBIONY ZABÓJCA” GENERAŁA PERSHINGA
12 października 1918 roku w gęstej mgle jesiennego poranka porucznik Samuel Woodfill leżał w błotnistej mazi w dolinie Argonnów, niedaleko wioski Cunel w północno-wschodniej Francji, a serie z niemieckich karabinów maszynowych brzęczały mu nad głową niczym roje natrętnych os. Za jego plecami tkwiła uwięziona w pułapce nieprzyjacielskiego ognia jego kompania. Woodfill wiedział, że jeśli poderwie swoich żołnierzy do ataku na niemieckie cekaemy, odkryte pole przed nim pokryje się martwymi ciałami jego ludzi.
Trzydziestopięcioletni porucznik Samuel Woodfill był doświadczonym żołnierzem z siedemnastoletnim stażem w armii. Jako dowódca czuł się w pełni odpowiedzialny za swoich podwładnych. Sam pochodził z rodziny o wojskowych tradycjach osiadłej w hrabstwie Jefferson w stanie Indiana. Ojciec Woodfilla walczył jako ochotnik w wojnie meksykańskiej, a potem w szeregach 5. ochotniczego pułku z Indiany podczas wojny secesyjnej. Jego syn już jako dziesięciolatek nauczył się posługiwać strzelbą myśliwską i z biegiem lat stał się wyśmienitym strzelcem, któremu nie mógł dorównać żaden inny myśliwy w okolicy. W 1901 roku Sam Woodfill zaciągnął się do armii i trafił na Filipiny, gdzie po wojnie z Hiszpanią (1898) Stany Zjednoczone toczyły walki partyzanckie z powstańcami przeciwstawiającymi się kolonialnej polityce Amerykanów wobec ich kraju. Później pełnił służbę na Alasce podczas sporu granicznego z Kanadą i Wielką Brytanią o terytorium Jukonu, a w 1912 roku trafił do załogi fortu Thomas w Kentucky. W wojsku przeszedł kurs strzelca wyborowego i doszedł do takiej biegłości, że trafiał w cel o średnicy 10 cm z odległości 200 m. Po wybuchu rewolucji w Meksyku służył na pograniczu meksykańskim, ochraniając wraz z innymi żołnierzami z fortu Thomas granicę Teksasu, Nowego Meksyku i Arizony przed atakami rewolucjonistów Pancho Villi i meksykańskich bandytów. W 1917 roku dostał awans na porucznika i w tym stopniu w kwietniu następnego roku został wysłany do Europy w składzie Amerykańskiego Korpusu Ekspedycyjnego generała Pershinga. We Francji dowodził kompanią M 60. pułku piechoty z amerykańskiej 5. Dywizji generała majora Johna McMahona, która trafiła na front jesienią 1918 roku. Akcja, w której brali udział Woodfill i jego pułk, była częścią wielkiej ofensywy aliantów nad Mozą i w Lesie Argońskim, którą porucznik obrazowo nazwał „czterdziestoma sześcioma dniami deszczu, błota i śmierci, i takiego piekła, jakiego nie doświadczyła nigdy przedtem armia amerykańska”.
Doświadczenia pierwszych lat wojny pokazały, że pojawienie się broni maszynowej na polu walki zmusi walczących do zmiany dotychczasowej taktyki bitewnej piechoty. Strony konfliktu szybko doceniły wartość karabinów maszynowych przydzielonych żołnierzom-specjalistom wyszkolonym w zakresie obsługi i konserwacji tej broni. Karabin maszynowy ulokowany w dobrze zamaskowanym i solidnie chronionym miejscu mógł zatrzymać atak piechoty na całym odcinku leżącym w zasięgu jego ognia. Kilka powiązanych ze sobą gniazd broni maszynowej, które były w stanie pokryć całe pole ogniem, czyniły pozycję obronną prawie nie do zdobycia. Na linii obronnej Hindenburga, której częścią był front argoński, Niemcy często osadzali karabiny maszynowe w zakamuflowanych betonowych bunkrach (ang. pillbox), przypominających małe forty. Bunkry te były częścią systemu okopów i wraz z zasiekami z drutu kolczastego i innymi bunkrami tworzyły silną linię obrony, zapewniając sobie wzajemne wsparcie ogniowe. Dowództwo niemieckie uważało, że tak przygotowanych pozycji nigdy nie uda się przełamać.
Załoga typowego niemieckiego bunkra lub pojedynczego gniazda broni maszynowej składała się z pięciu żołnierzy. Chociaż sam karabin mógł być obsługiwany przez jednego celowniczego, strzelający musiał mieć do pomocy taśmowego, dwóch amunicyjnych oraz człowieka dostarczającego wodę do chłodzenia lufy. Alianci rzadko umacniali stanowiska swoich karabinów maszynowych, ale po stronie niemieckiej bunkry i umocnione gniazda broni maszynowej były standardem.
Kiedy tylko widoczność się poprawiła, przed frontem kompanii Woodfilla odezwały się trzy niemieckie gniazda broni maszynowej. Porucznik z dwoma ludźmi wysunął się do przodu i zaczął się skradać w kierunku najbliższego stanowiska niemieckiego cekaemu osadzonego na wieży kościoła w Cunel. Nie chcąc narażać swoich towarzyszy, zostawił obu żołnierzy i dalej poszedł sam, starając się obejść nieprzyjacielski okop. Po wyjściu na tyły Niemców chwycił karabin Springfielda i mimo ograniczonej widoczności ze śmiertelną precyzją unieszkodliwił trzech wrogów tkwiących przy karabinie maszynowym. Czwarty Niemiec, oficer obserwujący przedpole spod wieży kościoła, rzucił się na niego i obaj zwarli się w śmiertelnej walce wręcz. Silny i zręczny Amerykanin szybko wziął górę nad wrogiem i zabił Niemca z pistoletu. Po zlikwidowaniu przeszkody wezwał swoich ludzi i cała kompania ruszyła w dalszą drogę. Niebawem jeden z żołnierzy wypatrzył dobrze zamaskowane stanowisko niemieckiego strzelca wyborowego, ale porucznik zastrzelił go, zanim tamten zdążył otworzyć ogień. Wkrótce kompania Woodfilla natrafiła na kolejne gniazdo niemieckiego cekaemu ukryte w opuszczonej stajni. Porucznik nakazał atak i sam zastrzelił kilku Niemców. Trzej inni podnieśli ręce do góry i w ten sposób drugie gniazdo karabinów maszynowych zostało uciszone.
Kilka minut później przed Woodfillem wyrosło trzecie stanowisko niemieckiego cekaemu, ukryte w głębokim leśnym wykrocie dla ochrony przed pociskami artylerii. Biegnąc zygzakiem, aby uniknąć gradu kul, Woodfill przypadkiem wpadł do jakiegoś leja po pocisku artyleryjskim, który był wypełniony trującym gazem musztardowym. Początkowo nie odczuł jego działania, ale wkrótce trucizna dała o sobie znać. Łzawiąc i krztusząc się, ledwo wypełzł z dziury. Potem, skradając się, ostrożnie zaszedł z boku stanowisko niemieckiego cekaemu. Ukryty przed wzrokiem Niemców złożył się do strzału i mimo załzawionych oczu jedną celną kulą zabił celowniczego. Następnie zastrzelił drugiego żołnierza, który zajął jego miejsce, a potem jeszcze dwóch kolejnych, nieświadomych, skąd padają śmiertelne strzały.
Po przejściu Cunel Woodfill wezwał swoich żołnierzy i ruszył dalej. Wkrótce Niemcy otworzyli do niego ogień z innego karabinu maszynowego. Porucznik, krocząc wciąż daleko przed swoimi żołnierzami, wrócił do przerwanego „polowania” i zastrzelił wszystkich pięciu ludzi z jego obsługi. Wtedy odezwał się piąty nieprzyjacielski cekaem. Woodfill znowu zastrzelił pięciu żołnierzy, którzy go obsługiwali, a potem rzucił się na gniazdo i zabił jeszcze jednego Niemca. Kawałek dalej trafił na rów strzelecki zajmowany przez dwóch Niemców. Pierwszego powalił kulą z Colta M 1911, ale przy następnym strzale jego pistolet się zaciął. Drugi Niemiec wymierzył do niego z pistoletu Luger, lecz Woodfill, nie mając innej broni, chwycił saperkę tkwiącą w okopie i bez wahania rzucił się na wroga. Zaskoczony Niemiec chybił, a Woodfill zatłukł go łopatką. Wyczerpany i osłabiony działaniem gazu musztardowego porucznik wycofał się bezpiecznie na linię zajmowaną przez Amerykanów. Później, kiedy składał meldunek dowódcy batalionu, powiedział tylko: „Zabiłem kilku z nich”. Wkrótce przetransportowano go do szpitala wojskowego w Bordeaux i do końca wojny nie wziął już udziału w walce. W swoich powojennych wspomnieniach akcję Amerykanów w Lesie Argońskim określił dosadnie jako „czterdzieści sześć dni w deszczu, błocie i pośród trupów”.
Pod Cunel porucznik Sam Woodfill zlikwidował pięć stanowisk niemieckiej broni maszynowej i dwóch Niemców w pojedynczym okopie, nie odnosząc przy tym żadnej rany z wyjątkiem porażenia gazem bojowym. Swoim bohaterskim czynem uratował życie kilkudziesięciu amerykańskim żołnierzom. Własnoręcznie zabił co najmniej 21 Niemców z karabinu, pistoletu i przy użyciu saperki, unieszkodliwiając pięć gniazd karabinów maszynowych obsługiwanych głównie przez żołnierzy elitarnego 457. pułku 236. Dywizji Piechoty. Swój niewiarygodny sukces zawdzięczał nie tylko doskonałym umiejętnościom strzeleckim, ale także opanowaniu i zimnej krwi. Niszcząc poszczególne gniazda karabinów maszynowych, likwidował najpierw celowniczych, a dopiero potem rozprawiał się z resztą obsługi.
Samuel Woodfill należy do najczęściej odznaczanych żołnierzy w historii armii Stanów Zjednoczonych. 9 lutego 1919 roku, podczas ceremonii w Chaumont, otrzymał z rąk generała Johna Pershinga najwyższe amerykańskie odznaczenie bojowe, Honorowy Medal Kongresu. W uzasadnieniu napisano:
„Kiedy prowadził swoją kompanię przeciwko wrogowi, tyraliera jego żołnierzy dostała się pod ciężki ostrzał karabinów maszynowych, który groził zatrzymaniem natarcia. Razem z dwoma żołnierzami, którzy szli 25 jardów za nim, oficer ten wysunął się przed swoją pierwszą linię i ruszył na gniazdo broni maszynowej, obchodząc je z flanki, podczas gdy obaj jego żołnierze pozostali naprzeciwko stanowiska. Kiedy znalazł się o 10 jardów od celu, karabin przestał strzelać i pojawiło się czterech wrogów, z których trzech porucznik Woodfill zastrzelił. Czwarty, oficer, ruszył na Woodfilla, próbującego powalić owego oficera kolbą karabinu. W trakcie walki wręcz porucznik Woodfill zastrzelił tego oficera z pistoletu. Następnie jego kompania kontynuowała posuwanie się do przodu, dopóki nie napotkała kolejnego stanowiska broni maszynowej. Nawołując swoich ludzi do ataku, porucznik Woodfill poprowadził tyralierę pomimo ciężkiego ognia prowadzonego z gniazda, a kiedy nad stanowiskiem pojawili się wrogowie, zastrzelił kilku z nich i wziął do niewoli trzech innych, likwidując punkt oporu wroga. Kilka minut później oficer ten po raz trzeci zademonstrował swoją nieprzeciętną odwagę, atakując następne stanowisko broni maszynowej i zabijając strzałami z karabinu pięciu ludzi z załogi rowu strzeleckiego. Potem wyciągnął pistolet i skoczył do rowu, nie bacząc na to, że dwóch innych ludzi z obsługi skierowało przeciwko niemu lufy karabinów. Nie mogąc ich zastrzelić z pistoletu, chwycił leżącą obok łopatkę i zabił ich obu jej ciosami. Zainspirowani wyjątkowym pokazem odwagi swojego dowódcy jego ludzie ruszyli do przodu, nie zważając na ciężki ostrzał artylerii i karabinów maszynowych”.
„Ulubiony zabójca Pershinga”, jak się go czasem nazywa, jest także kawalerem czternastu innych odznaczeń, w tym: orderu francuskiej Legii Honorowej (Légion d’honneur) i francuskiego Krzyża Wojennego z Palmami (Croix de Guerre) oraz włoskiego Krzyża Wojennego za Odwagę (Meriot di Guerra). Został także awansowany do stopnia kapitana.
Po zakończeniu wojny Woodfill wrócił do Stanów Zjednoczonych i odbył rundę honorową po kraju u boku prezydenta Calvina Coolidge’a i wielu innych notabli. W 1921 roku był jednym z trzech żołnierzy amerykańskich, którzy wzięli udział w inauguracji amerykańskiego Grobu Nieznanego Żołnierza na cmentarzu Arlington w Waszyngtonie obok dwóch innych bohaterów pierwszej wojny światowej i kawalerów Honorowego Medalu Kongresu, podpułkownika Charlesa Whittleseya i sierżanta Alvina Yorka. Dwa lata później odszedł z wojska i na długo wszyscy o nim zapomnieli.
Legenda Woodfilla, którego sam generał Pershing nazwał „największym amerykańskim żołnierzem I wojny”, dotarła także do Polski. Prawie 11 lat po zakończeniu wojny delegacja Wojska Polskiego odznaczyła go dwoma medalami przyznanymi przez władze Rzeczypospolitej. Wręczenie medali odbyło się podczas jedenastej dorocznej konwencji stowarzyszenia kombatanckiego Legion Amerykański (American Legion), która miała miejsce w Louisville w Kentucky od 30 września do 3 października 1929 roku.
Po ataku Japończyków na Pearl Harbor i wejściu Stanów Zjednoczonych do drugiej wojny światowej w maju 1942 roku Samuel Woodfill wspólnie z innym bohaterskim weteranem pierwszej wojny, Alvinem Yorkiem, zostali awansowani do stopnia majora. Chociaż obaj mieli już swoje lata (Woodfill 59, a York 55 lat), przywrócenie ich do służby było częścią kampanii propagandowej rządu amerykańskiego mającej na celu podniesienie ducha narodu i zachęcenie młodych Amerykanów do wstępowania w szeregi armii. W 1944 roku bohater spod Cunel jeszcze raz odszedł z wojska i osiadł na swojej farmie w Indianie. Zmarł w 1951 roku w wieku 68 lat i został pochowany na cmentarzu hrabstwa Jefferson obok miasta Madison. W sierpniu 1955 roku prochy Samuela Woodfilla ekshumowano i złożono z honorami pośród innych bohaterów wojennych na waszyngtońskim cmentarzu narodowym w Arlington.
ROZDZIAŁ II STANY ZJEDNOCZONE WOBEC I WOJNY ŚWIATOWEJ
Stany Zjednoczone nie spodziewały się wojny w Europie i dlatego zasadniczo nie były do niej przygotowane. Na wieść o wybuchu wojny za oceanem prezydent Woodrow Wilson ogłosił 4 sierpnia deklarację neutralności. Przez prawie trzy lata, aż do kwietnia 1917 roku, Ameryka zachowywała neutralność, a prezydent Wilson był osobiście zaangażowany w próby mediacji, które miały doprowadzić do zakończenia konfliktu bez angażowania amerykańskich sił zbrojnych; nawet kiedy 7 maja 1915 roku niemiecki okręt podwodny zatopił u południowych wybrzeży Irlandii brytyjski statek pasażerski RMS „Lusitania” płynący z Nowego Jorku do Liverpoolu, powodując śmierć 1198 osób, wśród których było 128 obywateli amerykańskich, Wilson ograniczył się tylko do ostrego protestu i żądania, aby w przyszłości Niemcy chroniły życie niewinnych Amerykanów4. Niemcy natychmiast odpowiedzieli, że „Lusitania” przewoziła materiały wojenne dla Wielkiej Brytanii (co było prawdą, wiozła bowiem 173 tony amunicji) i jako taka została storpedowana zgodnie z prawem wojennym. Wilson ostrzegł później Berlin, że zatopienie w przyszłości jakiegokolwiek pasażerskiego liniowca Amerykanie uznają za świadomy i celowy akt wrogości i nie pozostawią go bez zdecydowanej odpowiedzi.
Od września 1915 roku w prasie amerykańskiej zaczęły się pojawiać częściowo spreparowane przez Brytyjczyków informacje na temat działającej w Stanach Zjednoczonych niemieckiej i austriackiej sieci agenturalnej. Zatopienie brytyjskiego statku pasażerskiego „Arabic” (19 sierpnia na południe od portu Kinsale w Irlandii) i włoskiego parowca „Ancona” (8 listopada na Morzu Śródziemnym), na których także zginęli obywatele amerykańscy, wywołało dalszy kryzys dyplomatyczny i zaogniło stosunki między Waszyngtonem i Berlinem. W dorocznym orędziu o stanie państwa z 7 grudnia prezydent wezwał do uchwalenia szerokiego planu przygotowań wojennych, obejmującego budowę nowych okrętów, powiększenie regularnej armii i zwiększenie rezerw.
Wszystkie te działania miały na celu przygotowanie kraju do wojny, jeśli zaistniałaby taka konieczność. Pomimo rosnącego napięcia w stosunkach amerykańsko-niemieckich Wilson wciąż nie chciał angażować kraju w konflikt europejski. W końcu 1915 roku zaufany doradca i zarazem bliski przyjaciel prezydenta, honorowy „pułkownik” Edward Mandell House, udał się w podróż do Europy, aby się zorientować w możliwościach zawarcia pokoju. Odwiedzając główne stolice europejskie, Berlin, Paryż i Londyn, w czasie spotkań z politykami emisariusz Wilsona zaprezentował amerykański plan pokojowy. Plan ten przewidywał zorganizowanie konferencji pokojowej, na której Stany Zjednoczone miały odegrać rolę mediatora sprzyjającego państwom ententy. Projekt mediacji został szczegółowo przedstawiony w tzw. memorandum House’a-Greya (House-Grey Memorandum), podpisanym 22 lutego 1916 roku przez House’a i brytyjskiego ministra spraw zagranicznych, sir Edwarda Greya. Z treści dokumentu wynikało, że Stany Zjednoczone mogą przystąpić do wojny z Niemcami, jeśli Berlin odrzuci ofertę Wilsona. Jednocześnie jednak Wielka Brytania zastrzegła sobie prawo zainicjowania akcji mediacyjnej Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie planów mediacji Wilsona nie udało się zrealizować z powodu braku reakcji i konkretnych odpowiedzi przywódców Anglii, Francji i Niemiec. W połowie 1916 roku kroki pokojowe Waszyngtonu zostały zawieszone z powodu zbliżającej się kampanii prezydenckiej.
W listopadzie 1916 roku Woodrow Wilson wygrał kolejne wybory pod hasłem: „Nie mieszajmy się w wojnę”. Hasło wyborcze, które miało mu zyskać poparcie licznych wyborców pochodzących z państw centralnych, przyniosło prezydentowi sporą popularność i przedstawiało go jako „człowieka, który uchronił nas przed wojną”. Także w Niemczech kanclerz Theobald von Bethmann-Hollweg i minister spraw zagranicznych Gottlieb von Jadow przyjęli ze zrozumieniem pokojowe wysiłki Wilsona i z wielkim trudem zdołali odsunąć w czasie wydanie deklaracji o nieograniczonej wojnie podwodnej. Po wygraniu wyborów Wilson przez miesiąc nie wracał do swoich planów pokojowych, a w tym czasie Niemcy odniosły zwycięstwo nad Rumunią i w wyniku bitwy pod Bukaresztem (25 listopada – 3 grudnia) praktycznie wyeliminowały ją z wojny. Kanclerz Bethmann stracił jednak cierpliwość, czekając bezskutecznie na pokojowe działania Wilsona. Sytuację natychmiast wykorzystały militarystyczne koła wojskowe z nowym szefem sztabu armii niemieckiej na czele (od 29 sierpnia), feldmarszałkiem Paulem von Hindenburgiem, i jego najbliższym współpracownikiem, generałem Erichem Ludendorffem, oraz szefem sztabu cesarskiej marynarki, admirałem Henningiem von Holtzendorfem. Dowództwo niemieckie uznało, że Niemcy są teraz na tyle mocne, że mogą z pozycji siły zaproponować warunki korzystniejsze dla swego kraju i możliwe do przyjęcia przez aliantów. Naciskany przez wojskowych, którzy grozili, że jeśli alianci odrzucą ich warunki, Niemcy wrócą do strategii nieograniczonej wojny podmorskiej, 12 grudnia Bethmann ogłosił niemieckie propozycje pokojowe. Ponieważ warunki niemieckie miały w sobie coś z szantażu, a na dodatek zawierały niemożliwe do zaakceptowania przez aliantów żądanie aneksji Belgii i okupowanej północno-wschodniej części Francji, nie zostały pozytywnie przyjęte w Paryżu i Londynie.
18 grudnia prezydent Wilson zaprosił obie strony do sformułowania swoich „celów wojennych”. Alianci zostali poufnie zachęceni przez amerykańskiego sekretarza stanu Roberta Lansinga do przedstawienia takich warunków, które byłyby do przyjęcia dla Niemiec. Niemcy z kolei, spodziewając się różnicy zdań pomiędzy Brytyjczykami i Wilsonem, zgodzili się zasadniczo na otwarcie negocjacji, ale pozostawili swoje propozycje z 12 grudnia praktycznie bez zmian. Nieoficjalnie dali przy tym do zrozumienia, że właściwie Wilson nie powinien się angażować w żadne pośrednictwo dotyczące nawiązania przez Niemcy rozmów pokojowych i że wolą bezpośrednie negocjacje z aliantami. Kiedy 10 stycznia 1917 roku państwa ententy odpowiedziały negatywnie na propozycje Niemiec, sprawa amerykańskiej mediacji została ostatecznie zamknięta.
Chociaż żadna z wojujących stron nie wydawała się zainteresowana prowadzeniem rozmów przy udziale prezydenta Stanów Zjednoczonych, Wilson zdecydował się przedstawić publicznie swoją koncepcję sprawiedliwego pokoju. 22 stycznia 1917 roku wystąpił przed Senatem z dość dziwaczną propozycją „pokoju bez zwycięstwa”, opartą na zasadach równości wszystkich narodów, wolności mórz, powszechnej redukcji zbrojeń i innych reguł obowiązujących w stosunkach międzynarodowych. Brytyjczycy nieoficjalnie dali do zrozumienia, że są gotowi wysłuchać nowych propozycji pokojowych, to samo uczynili po przeciwnej stronie przedstawiciele Austro-Węgier, ale Niemcy już zdecydowały. 9 stycznia ogłosiły deklarację nieograniczonej wojny podwodnej. Przewrotna odpowiedź kanclerza Bethmanna dostarczona do Waszyngtonu 31 stycznia podtrzymywała wcześniejsze niemieckie warunki i zachęcała Wilsona do kontynuowania wysiłków pokojowych, ale paradoksalnie zapowiadała przywrócenie nieograniczonej wojny podwodnej w następnym dniu. Było to o tyle groźne, że marynarka niemiecka dysponowała w tym czasie już ponad stoma okrętami podwodnymi.
Mimo przeciągających się prób mediacji prezydent Wilson nie zaniedbywał w tym czasie starań zmierzających do wzmocnienia armii i floty. W 1916 roku doprowadził do uchwalenia dwóch ważnych aktów prawnych w dziedzinie militarnej: Ustawy o flocie (Naval Act), która umożliwiła bezprecedensową rozbudowę marynarki wojennej, oraz Ustawy o obronie narodowej (National Defence Act), która otworzyła drogę do stopniowego wzmocnienia liczebności armii (175 tys. w armii regularnej i 400 tys. w Gwardii Narodowej) oraz jej modernizacji. Równocześnie w wyniku kampanii pod nazwą „Ruch Gotowości” (Preparedness Movement), kierowanej przez byłego prezydenta Theodore’a Roosevelta i byłego szefa sztabu generała Leonarda Wooda, zorganizowano wiele obozów szkoleniowych dla oficerów, z których najbardziej znany był ten w Plattsburghu na północy stanu Nowy Jork. Latem 1915 i 1916 roku wyszkolono w nich około 40 tys. potencjalnych oficerów armii amerykańskiej. Bieg wydarzeń sprawił jednak, że Stany Zjednoczone wypowiedziały Niemcom wojnę, zanim mogły w pełni skorzystać ze skutków nowej legislacji.
Przez trzy długie krwawe lata Stany Zjednoczone uważały I wojnę światową głównie za problem europejski, aż w końcu zdecydowały się udzielić pomocy swoim tradycyjnym sojusznikom, Wielkiej Brytanii i Francji. Chociaż nikt w Ameryce nie wątpił, że pozycja neutralności jest dla kraju słuszna i pozwala uniknąć ewentualnych strat, przeważyło poczucie anglosaskiej solidarności i niechęć do niemieckiej tyranii. Doniosłą rolę w przekonaniu prezydenta, że zwycięstwo Niemiec byłoby ogromnym zagrożeniem dla całej anglosaskiej kultury i demokracji i że zmusiłoby Amerykę do zbrojnej rywalizacji z cesarstwem niemieckim, odegrał wspomniany już „pułkownik” House, uważany za szarą eminencję rządów Wilsona. „Jeśli Niemcy wygrają, będziemy musieli zbudować maszynę wojenną o dużych rozmiarach” – pisał House w jednym z listów do prezydenta jeszcze przed wyjazdem z kraju w 1914 roku. A już w roku następnym jasno dał do zrozumienia, że „ryzykujemy straszliwie, pozwalając, by nasze własne bezpieczeństwo strzeżone było tylko przez wysiłek zbrojny aliantów i oparte na szansie ich sukcesu”.
Z każdym dniem utrzymywanie neutralności przez Stany Zjednoczone przynosiło też wymierne straty wizerunkowe i materialne. Zarówno Wielka Brytania, utrzymująca morską blokadę Niemiec, jak i Niemcy, które starały się tę blokadę przerwać i z kolei odciąć Brytyjczyków od dostaw żywności i materiałów wojennych z zagranicy, stosowały drastyczne środki wobec wszelkiej żeglugi towarowej, w tym także państw neutralnych, a więc głównie amerykańskiej. W 1915 roku Niemcy określiły wody wokół Wielkiej Brytanii jako strefę wojenną i zaczęły torpedować każdy statek, jaki się na nich znalazł. W ciągu roku niemiecka flota podwodna zatopiła statki handlowe o tonażu 1 277 800 BRT. Amerykanie uznali ten sposób prowadzenia wojny za „barbarzyństwo”. Gwałtowna reakcja rządu amerykańskiego na zatopienie „Lusitanii” nieco otrzeźwiła Niemców. Berlin wydał oświadczenie, że wypadki tego typu już się nie powtórzą i zmuszony był ograniczyć wojnę podwodną do zwalczania okrętów wojennych.
Na początku 1916 roku dowództwo niemieckie zwątpiło w możliwość wygrania wojny morskiej z Wielką Brytanią w wypadku gdy niemieckie okręty podwodne będą ograniczone w działaniu pod presją Amerykanów. Niemiecka flota podwodna, licząca na początku wojny zaledwie 27 okrętów (wobec 55 brytyjskich i 77 francuskich), w ciągu roku urosła do liczby 50 i w odpowiedzi na podjętą przez Brytyjczyków w listopadzie 1915 roku akcję minowania Morza Północnego wróciła do wojny na „nieuczciwych” zasadach. Po wznowieniu 4 lutego nieśmiałej kampanii podwodnej, w marcu dowództwo marynarki niemieckiej pozwoliło U-Bootom zatapiać bez ostrzeżenia wszystkie obce jednostki z wyjątkiem statków pasażerskich.
Na wiosnę 1916 roku Niemcy rozpoczęły agresywną kampanię w wojnie podwodnej na wodach europejskich. Jej ofiarą padł m.in. 24 marca w kanale La Manche brytyjski parowiec SS „Sussex”, na którego pokładzie znajdowało się 25 Amerykanów. Storpedowanie „Sussexa” postawiło Stany Zjednoczone i Niemcy na krawędzi wojny. Niemieckie władze cywilne, które przywiązywały dużą wagę do utrzymania poprawnych stosunków z Amerykanami, zdołały wymusić ustępstwa na wojskowych i 4 maja kampania podwodna została znowu ograniczona. Prezydent Wilson przyjął decyzję Niemiec za dobrą monetę i postanowił nadal trzymać się swojej koncepcji sprawiedliwego pokoju.
W tym czasie Stany Zjednoczone były uwikłane w zbrojną awanturę z Meksykanami, wywołaną rajdem słynnego rewolucjonisty Francisco „Pancho” Villi na miasteczko Columbus w stanie Nowy Meksyk 9 marca 1916 roku. Rajd Villi, zakończony śmiercią 18 żołnierzy i cywilów, rozjuszył Amerykanów i wywołał żądania jego ukarania. W rezultacie rząd amerykański wysłał w kwietniu do Meksyku ekspedycję karną pod dowództwem generała Johna Pershinga, która miała schwytać i wymierzyć karę bezczelnemu Villi i jego „bandytom”. Jednocześnie w stanach pogranicznych zmobilizowano 150 tys. żołnierzy Gwardii Narodowej. Ekspedycja Pershinga bezskutecznie ścigała Villę na północy Meksyku, stopniowo zwiększając zakres działania i posuwając się do 500 km w głąb kraju. To doprowadziło do nieuniknionej w tych warunkach konfrontacji z wojskami rządowymi prezydenta Venustiano Carranzy, który wyprawę Pershinga potraktował jako ingerencję w wewnętrzne sprawy Meksyku. W wyniku tego oba kraje stanęły na krawędzi wojny.
Tymczasem 7 listopada 1916 roku prezydent Wilson został wybrany na swoją drugą kadencję nieznaczną tylko przewagą głosów (277 głosów elektorskich wobec 254 głosów jego republikańskiego rywala, Charlesa Hughesa). W obliczu groźby nowej wojny z Niemcami Wilson i sekretarz wojny Newton Baker zdecydowali, że piętnastotysięczna ekspedycja Pershinga do Meksyku musi być wycofana bez względu na wynik prowadzonych negocjacji pokojowych z rządem meksykańskim Carranzy. 17 stycznia 1917 roku komisja wspólna spotkała się po raz ostatni i chociaż udało się jej osiągnąć pewien postęp, ostatecznego porozumienia w sprawie wycofania wojsk amerykańskich nie podpisano. Niemniej jednak jeden z obserwatorów, oceniając atmosferę negocjacji, napisał: „Wydarzenia zmierzają do szybkiego zakończenia najbardziej nieszczęśliwego rozdziału w stosunkach meksykańsko-amerykańskich od czasu wojny 1846–1848”. 18 stycznia, nazajutrz po ostatnim spotkaniu komisji, Baker wydał wstępny rozkaz ewakuacji z Meksyku, kładąc w ten sposób kres grożącemu niebezpieczeństwu wybuchu wojny z tym krajem.
Okazało się, że stosunki amerykańsko-meksykańskie po wyprawie Pershinga do Meksyku czekał długi okres naprawy. Utrzymujące się napięcie w niespokojnym regionie przygranicznym zmuszało obie strony do utrzymywania tam znacznych sił wojskowych, nawet po przystąpieniu Ameryki do wojny w Europie. Stany Zjednoczone mogły uregulować swoje stosunki z południowym sąsiadem dopiero w 1923 roku, kiedy Meksyk miał już nowy rząd, bardziej skłonny do ustępstw na rzecz Amerykanów niż gabinet Carranzy.
Prezydent Wilson, sekretarz Baker i szef sztabu generalnego generał Hugh Scott nie poświęcili wiele uwagi zakończeniu ekspedycji Pershinga do Meksyku. W tym czasie niemal cała ich uwaga była już skupiona na nowym kryzysie międzynarodowym, przed którym stanęła Ameryka.
19 stycznia 1917 roku przechwycono zaszyfrowany telegram nowego sekretarza stanu w niemieckim MSZ Arthura Zimmermanna do ambasadora niemieckiego w Meksyku, Heinricha von Eckhardta. Wynikało z niego jednoznacznie, że w razie wybuchu wojny ze Stanami Zjednoczonymi Niemcy były gotowe zawrzeć sojusz z Meksykiem i poprzeć jego roszczenia terytorialne do ziem utraconych po wojnie amerykańsko-meksykańskiej w 1848 roku. W traktacie pokojowym z Guadelupe Hidalgo pokonany Meksyk uznał wtedy amerykańskie prawo do Teksasu i granicę na Rio Grande. Odstępował też Stanom Zjednoczonym ponad połowę swojego terytorium o łącznej powierzchni 3 090 013 km2, w tym: Górną Kalifornię (obecny stan Kalifornia) i Nowy Meksyk (obecne stany: Arizona, Nowy Meksyk, Nevada, Utah oraz część Wyoming i Kolorado).
„Pierwszego lutego zamierzamy rozpocząć nieograniczoną wojnę podwodną – pisał Zimmermann. – Niezależnie od tego jest naszą intencją podjęcie wszelkich wysiłków w celu utrzymania neutralności Stanów Zjednoczonych. Jeśli to się nie uda, proponujemy sojusz z Meksykiem na następujących warunkach: razem rozpoczniemy wojnę i razem zawrzemy pokój. Udzielimy ogólnego poparcia finansowego i jest zrozumiałe, że Meksyk ma odzyskać utracone terytoria w: Nowym Meksyku, Teksasie i Arizonie […]. Polecam, aby poinformował Pan o tym prezydenta Meksyku w największej tajemnicy, jak tylko dojdzie do wybuchu wojny ze Stanami Zjednoczonymi, sugerując, żeby prezydent Meksyku z własnej inicjatywy skontaktował się z Japonią w celu natychmiastowego włączenia jej do naszego planu i zaproponował mediację pomiędzy Niemcami i Japonią […]”.
Słynny „Telegram Zimmermanna” został przejęty i rozszyfrowany przez marynarkę brytyjską. Brytyjczycy przekazali jego treść Waszyngtonowi, a Wilson udostępnił go prasie, która podała tekst do wiadomości publicznej5. Początkowo treść telegramu wywołała w Ameryce niedowierzanie, ale gdy Zimmermann potwierdził autentyczność dokumentu, amerykańska opinia publiczna zareagowała oburzeniem.
1 lutego 1917 roku Niemcy, nie mogąc osiągnąć zwycięstwa w walkach pozycyjnych na lądzie, wznowili wojnę podwodną bez ograniczeń, którą wcześniej złagodzili po amerykańskich protestach związanych z zatopieniem „Lusitanii” w 1915 i „Sussexa” w 1916 roku. Dzień wcześniej ambasador niemiecki w Waszyngtonie hrabia Johan von Bernstoff odrzucił propozycje pokojowe Wilsona i przekazał informację o powrocie Niemiec do strategii nieograniczonej wojny podwodnej. Administracja amerykańska uznała działanie Niemiec za celowe złamanie wcześniejszych zobowiązań, w wyniku czego 3 lutego Stany Zjednoczone zerwały z Niemcami stosunki dyplomatyczne. Mimo tak drastycznych kroków prezydent Wilson wciąż miał nadzieję na uniknięcie wojny i kilka dni później oświadczył na połączonej sesji obu izb Kongresu, że jedynie konkretne działania niemieckiej marynarki przekonają go, że Berlin ma zamiar zrealizować swoje groźby.
Szybko się okazało, że Niemcy nie rzucali słów na wiatr i ich okręty podwodne rozpoczęły zapowiadane ataki. Przestraszeni amerykańscy armatorzy zażądali ochrony, w wyniku czego 26 lutego Wilson poprosił Kongres o zgodę na uzbrojenie statków handlowych i podjęcie innych niezbędnych działań w celu ochrony amerykańskiego handlu. Krok ten był podyktowany chęcią osiągnięcia tzw. zbrojnej neutralności, która pozwoliłaby chronić życie Amerykanów, ale nie prowadziłaby od razu do wojny. Tego samego dnia prasa doniosła, że 25 lutego niemiecki okręt podwodny zatopił brytyjski statek pasażerski RMS „Laconia”, płynący z Ameryki do Anglii, na pokładzie którego zginęły dwie Amerykanki, Mary Hoy i jej córka Elizabeth, obie z Chicago. Powszechnie oczekiwano, że ten jawny akt agresji, który doprowadził do śmierci pani Hoy i jej córki, spotka się z gwałtowną reakcją prezydenta. Wilson nie zawiódł i trzy dni później spowodował opublikowanie telegramu Zimmermanna. Niedługo potem opinii publicznej udostępniono dramatyczny opis tragedii „Laconii” dostarczony przez korespondenta wojennego piszącego dla gazety „Chicago Tribune” Floyda Gibbonsa, który w chwili ataku znajdował się na pokładzie zatopionego statku. Sprawa przystąpienia Stanów Zjednoczonych do wojny z Niemcami w Europie została właściwie przesądzona6.
W marcu tonaż statków zatopionych przez Niemców przekroczył 800 tys. BRT i zapasy żywności Wielkiej Brytanii skurczyły się do poziomu wystarczającego ledwie na kilka tygodni. Wśród zatopionych statków znalazły się cztery jednostki amerykańskie, na których zginęło 15 marynarzy, co jeszcze bardziej rozsierdziło Amerykanów. Gniew opinii publicznej skłonił Izbę Reprezentantów do szybkiego wdrożenia projektu uzbrojenia statków handlowych. Spotkał się on z opozycją „niewielkiej grupy nieprzejednanych” senatorów, wobec czego Wilson uzbroił statki handlowe w działa na podstawie własnej decyzji jeszcze przed końcem marca, aby mogły się bronić przed atakami U-Bootów7.
Czołowi politycy w Berlinie ostrzegali, że kampania U-Bootów sprowokuje interwencję amerykańską i w efekcie doprowadzi do klęski Niemiec. Przedstawiciele sztabu generalnego przyznawali, że wzmożona aktywność okrętów podwodnych popchnie Stany Zjednoczone do wojny, ale liczyli na to, że aliantów uda się pokonać, zanim Amerykanie zdążą uruchomić swoją machinę wojenną. „Liczymy się z możliwością wojny ze Stanami Zjednoczonymi – oświadczył feldmarszałek Hindenburg – i dokonaliśmy wszelkich przygotowań w tym kierunku. Sprawy nie mogą ulec już dalszemu pogorszeniu”.
Po opublikowaniu telegramu Zimmermanna prezydent Wilson ostatecznie zrozumiał, że jego polityka „zbrojnej neutralności” i próby pojednania walczących państw europejskich zawiodły, ponieważ Niemcy nie pozostawili mu innego wyjścia poza wojną. Był jednak tym faktem bardzo przygnębiony, bo obawiał się, że „duch bezwzględnej brutalności przeniknie do głębi charakter naszego narodu”. W marcu wybuchła rewolucja w Rosji (tzw. rewolucja lutowa), która obaliła autokratyczne rządy caratu, ale jednocześnie uwolniła masy wojska niemieckiego z frontu wschodniego, co postawiło wobec śmiertelnego zagrożenia aliantów na Zachodzie. W tej sytuacji w amerykańskim Kongresie dojrzała myśl o wypowiedzeniu Niemcom wojny. 20 marca Wilson podjął wreszcie decyzję o wypowiedzeniu wojny cesarstwu niemieckiemu i następnego dnia zwołał Kongres na nadzwyczajną sesję 2 kwietnia.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Po bitwie o Normandię (6 czerwca – 14 września 1944 roku), w której poległo 34 173 Amerykanów. [wróć]
2. W tym czasie Stany Zjednoczone miały ponad 20 mln mężczyzn w wieku poborowym, z czego 14,3 mln stanowili biali Amerykanie, 3 mln naturalizowani biali imigranci, 2,05 mln Murzyni oraz 50 tys. Indianie. [wróć]
3. Dopiero w 1924 roku w uznaniu ochotniczej służby żołnierzy pochodzenia indiańskiego na frontach I wojny światowej Stany Zjednoczone przyznały obywatelstwo amerykańskie i prawo głosu wszystkim Indianom żyjącym w granicach kraju, którzy na mocy innych przepisów nie otrzymali tego obywatelstwa wcześniej. [wróć]
4. „Lusitania” nie była pierwszym statkiem, na którym zginęli Amerykanie. 1 maja okręt podwodny U-30 storpedował w pobliżu archipelagu Wysp Scilly amerykański tankowiec „Gulflight”. Statek szczęśliwie nie zatonął, ale na jego pokładzie zginęli kapitan i dwóch marynarzy z 38-osobowej załogi. [wróć]
5. Do rozszyfrowania telegramu Zimmermanna Brytyjczycy powołali specjalny zespół kryptologów działający pod kryptonimem „Room 40”, prawdopodobnie od numeru pokoju zajmowanego przez nich w gmachu Admiralicji. Wykorzystali oni do tego celu zdobyczną książkę dyplomatyczną zawierającą kody niemieckiej służby zagranicznej. [wróć]
6. Dla ochrony swoich możliwości wywiadowczych Brytyjczycy udostępnili Amerykanom tekst telegramu Zimmermanna dopiero 24 lutego, a Wilson ze względów politycznych spowodował jego opublikowanie 1 marca 1917 roku, w przeddzień debaty na temat decyzji o wypowiedzeniu wojny Niemcom. [wróć]
7. Do zwalczania niemieckich okrętów wojennych alianci użyli ok. 300 okrętów różnego typu, w tym wiele okrętów pułapek. Ponadto uzbroili liczne statki handlowe i stawiali zapory minowe. W wyniku tych działań od 1 lutego do końca 1917 roku zatopiono 63 niemieckie okręty podwodne. [wróć]