Las Argoński 1918 - Jarosław Wojtczak - ebook + książka

Las Argoński 1918 ebook

Wojtczak Jarosław

4,1

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Latem 1918 roku nad Marną załamało się natarcie Niemców na Paryż – jak się okazało, była to ich ostatnia operacja ofensywna na froncie zachodnim podczas pierwszej wojny światowej. Alianci przejęli inicjatywę strategiczną i ruszyli na wschód. Ważną rolę w tym przełomie odegrały oddziały amerykańskie dowodzone przez gen. Johna Pershinga.

26 września amerykańska 1. Armia przystąpiła do ofensywy na linii Moza–Argony. Na 40-kilometrowym odcinku frontu, zwłaszcza w rejonie Lasu Argońskiego, rozgorzały krwawe walki. Była to druga w dziejach największa bitwa US Army (po walkach w Normandii w 1944 roku), w której łącznie wzięło udział 1,2 mln żołnierzy zza oceanu. Mimo sukcesów jankesów trwała aż do zawieszenia broni 11 listopada 1918 roku.

Jarosław Wojtczak w swojej 25. książce w serii „Historyczne Bitwy” (absolutny rekord!) ze swadą opisuje zaangażowanie sił amerykańskich w wojnę w Europie i boje w Lesie Argońskim. Najgłośniejszym echem odbiła się walka w okrążeniu „zapomnianego batalionu” z 77. Dywizji Piechoty, który przez pięć dni bohatersko odpierał niemieckie ataki, zanim doczekał się odsieczy. Sprowadziła ją gołębica Cher Ami, która została ciężko ranna podczas lotu z meldunkiem nad pozycjami wroga...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 281

Oceny
4,1 (7 ocen)
2
4
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

WSTĘP

Ofen­sywa Moza–Argonny (Meuse-Argonne Offen­sive), znana także jako bitwa o Las Argoń­ski, była więk­szą czę­ścią ostat­niej akcji ofen­syw­nej alian­tów na fron­cie zachod­nim pod­czas I wojny świa­to­wej. Trwała od 26 wrze­śnia 1918 roku do chwili zawie­sze­nia broni 11 listo­pada 1918 roku, łącz­nie 47 dni, i sta­no­wiła serię ata­ków wojsk sprzy­mie­rzo­nych, nazwa­nych ofen­sywą stu­dniową (Hun­dred Days Offen­sive). Celem tej wiel­kiej ofen­sywy było prze­cię­cie waż­nych bocz­nych linii kole­jo­wych wroga i zmu­sze­nie Niem­ców do wyco­fa­nia się na linię gra­nic wła­snego pań­stwa przed koń­cem 1918 roku. Do tej ogól­nej ofen­sywy sprzy­mie­rzeni prze­zna­czyli 220 dywi­zji, z któ­rych 42 były dywi­zjami ame­ry­kań­skimi.

Przed roz­po­czę­ciem decy­du­ją­cej ofen­sywy na jesieni 1918 roku, która miała pole­gać na serii sko­or­dy­no­wa­nych ata­ków wojsk sprzy­mie­rzo­nych prze­ciwko całej nie­miec­kiej obro­nie na zachód od linii Ypres–Ver­dun, zostało uzgod­nione mię­dzy dowód­cami alianc­kimi, że woj­ska ame­ry­kań­skie będą ata­ko­wać przez trudny teren Lasu Argoń­skiego w pół­nocno-wschod­niej Fran­cji. 26 wrze­śnia 1918 roku dzie­więć dywi­zji z ame­ry­kań­skiej 1. Armii roz­po­częło pierw­szy szturm na czter­dzie­sto­ki­lo­me­tro­wym odcinku frontu od Lasu Argoń­skiego do rzeki Mozy, około 240 km na wschód od Paryża. Ich głów­nym celem było prze­rwa­nie nie­miec­kiej linii kole­jo­wej bie­gną­cej przez Mézières i Sedan oraz utwo­rze­nie jed­nego z dwóch alianc­kich fron­tów, mają­cych połą­czyć się na tyłach Niem­ców w Bel­gii i pół­noc­nej Fran­cji.

Bitwa o Las Argoń­ski była naj­więk­szą bata­lią w histo­rii armii Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Wzięło w niej udział ponad 1,2 mln żoł­nie­rzy ame­ry­kań­skich. Bitwa ta kosz­to­wała życie ponad 28 tys. Niem­ców i 26 277 Ame­ry­ka­nów, co czyni ją naj­krwaw­szą ope­ra­cją Ame­ry­kań­skiego Kor­pusu Eks­pe­dy­cyj­nego pod­czas I wojny świa­to­wej i drugą pod tym wzglę­dem w histo­rii Sta­nów Zjed­no­czo­nych1. Żadna inna ame­ry­kań­ska bitwa nie dorów­nuje jej pod wzglę­dem roz­ma­chu i kosz­tów.

Bitwa na fron­cie Moza–Las Argoń­ski miała trzy fazy. Pierw­sza faza, od 26 wrze­śnia do 3 paź­dzier­nika, zaczęła się dobrze, ale nie zakoń­czyła się osią­gnię­ciem celów wyzna­czo­nych dla pierw­szego ataku. Druga faza, trwa­jąca od 4 do 31 paź­dzier­nika, zamie­niła się w krwawą bitwę na wyczer­pa­nie, która osta­tecz­nie przy­nio­sła Ame­ry­ka­nom osią­gnię­cie celów z 26 wrze­śnia i pozwo­liła na zaję­cie pozy­cji do dal­szego natar­cia wraz z woj­skami fran­cu­skimi na obsza­rze od Aul­noye do Mézières. Decy­du­jący atak roz­po­czął się 1 listo­pada i trwał do zawie­sze­nia broni 11 listo­pada. Pod naci­skiem alian­tów Niemcy zaczęli się wyco­fy­wać na całym fron­cie, a woj­ska ame­ry­kań­skie prze­su­nęły się na znaczną odle­głość, osią­ga­jąc pozy­cje wzdłuż rzeki Mozy i poza nią. Wielka Wojna wła­ści­wie dobie­gła końca.

Do jesieni 1918 roku na fron­cie zachod­nim przez więk­szość czasu trwała wojna pozy­cyjna. Niemcy sku­pili tu gros swo­ich sił i zaj­mo­wali znacz­nie więk­szy obszar niż woj­ska alian­tów. Od samego początku nie było wąt­pli­wo­ści, że roz­strzy­gnię­cie wojny nastąpi wła­śnie tutaj, na tery­to­rium Bel­gii i pół­nocno-wschod­niej Fran­cji. Tu sto­czono pierw­sze duże bitwy trwa­ją­cego pięć­dzie­siąt jeden mie­sięcy kon­fliktu zbroj­nego i tu miało dojść do kolej­nych wiel­kich bitew wojny świa­to­wej. Wojna zaczęła się mie­siąc po zama­chu na następcę austro-węgier­skiego tronu arcy­księ­cia Fran­ciszka Fer­dy­nanda, zamor­do­wa­nego przez serb­skich zama­chow­ców z orga­ni­za­cji „Czarna Ręka” 28 czerwca 1914 roku w Sara­je­wie. Dwie opo­zy­cyjne siły, alianci (Fran­cja, Wielka Bry­ta­nia i Rosja) oraz pań­stwa cen­tralne (Niemcy i Austro-Wegry), chwy­ciły za broń i w ciągu gorą­cego lata zmo­bi­li­zo­wały 6 mln żoł­nie­rzy. Niemcy skie­ro­wały prze­ciwko Fran­cji 1,5 mln żoł­nie­rzy, a Paryż wysłał na swoją wschod­nią gra­nicę ponad milion ludzi, mając nadzieję na odzy­ska­nie Alza­cji i Lota­ryn­gii, pro­win­cji utra­co­nych w wyniku wojny fran­cu­sko-pru­skiej w latach 1870–1871. Główny sojusz­nik Fran­cji, Wielka Bry­ta­nia, przy­słała na pomoc zza kanału La Man­che ponad 100 tys. żoł­nie­rzy, a Rosja zmo­bi­li­zo­wała do walki 1,4 mln ludzi. Niemcy odpo­wie­działy wysła­niem na Wschód 500 tys. żoł­nie­rzy.

Przez krótki czas w 1914 roku wojna miała cha­rak­ter manew­rowy, ale wkrótce woj­ska wal­czą­cych stron ugrzę­zły w plą­ta­ni­nie oko­pów, i kon­flikt prze­mie­nił się w wojnę pozy­cyjną. W tym cza­sie Stany Zjed­no­czone pozo­sta­wały neu­tralne, ale Ame­ryka przy­go­to­wy­wała się do wojny, bojąc się, że zwy­cię­stwo Nie­miec zbu­rzy rów­no­wagę sił i będzie zagro­że­niem dla nowego porządku, jaki rząd ame­ry­kań­ski chciał widzieć w powo­jen­nym świe­cie. Na wio­snę 1917 roku na fron­cie zachod­nim pano­wał impas, żadna ze stron nie mogła osią­gnąć zde­cy­do­wa­nej prze­wagi. W Rosji wybu­chła rewo­lu­cja, która dopro­wa­dziła do zawie­sze­nia broni z Niem­cami. Uwol­nieni od walki na dwa fronty Niemcy zaczęli prze­rzu­cać siły na front zachodni i uzy­skali chwi­lową prze­wagę. W tej sytu­acji alianci wystą­pili o pomoc wojsk ame­ry­kań­skich.

Stany Zjed­no­czone dołą­czyły ofi­cjal­nie do wojny świa­to­wej 6 kwiet­nia 1917 roku. Nie­cały mie­siąc póź­niej, 2 maja, gene­rał major John J. Per­shing został powia­do­miony, że rząd roz­waża jego kan­dy­da­turę na sta­no­wi­sko dowódcy wojsk ame­ry­kań­skich, które miały być wysłane na front zachodni we Fran­cji. Siły Ame­ry­kań­skiego Kor­pusu Eks­pe­dy­cyj­nego Per­shinga, począt­kowo pla­no­wane jako czte­ro­puł­kowa dywi­zja, roz­ro­sły się do 42 dywi­zji zgru­po­wa­nych w dzie­wię­ciu kor­pu­sach i trzech armiach polo­wych. Wszyst­kie te dywi­zje, włącz­nie z 20 pozo­sta­wio­nymi w kraju, zostały sfor­mo­wane w trak­cie wojny.

Bez­po­śred­nim powo­dem przy­stą­pie­nia Sta­nów Zjed­no­czo­nych do wojny była sprawa okrę­tów pod­wod­nych. Ame­ry­kań­ski pre­zy­dent Woodrow Wil­son potę­pił je jako okrutną i bar­ba­rzyń­ską broń, a kiedy Niemcy upar­cie odma­wiały zre­zy­gno­wa­nia z ich uży­cia, nie pozo­stało mu nic innego, jak wyco­fać się ze swo­jego sta­no­wi­ska albo pod­jąć decy­zję o inter­wen­cji. Z punktu widze­nia Nie­miec Stany Zjed­no­czone były już stroną woju­jącą, ponie­waż admi­ni­stra­cja Wil­sona wspo­ma­gała alian­tów, wysy­ła­jąc im pomoc mate­ria­łową i zaopa­trze­nie przez Atlan­tyk. W pew­nym sen­sie Niemcy wypo­wie­działy Ame­ryce wojnę, kiedy 1 lutego 1917 roku ogło­siły nie­ogra­ni­czoną wojnę pod­wodną, na co Wil­son odpo­wie­dział zerwa­niem sto­sun­ków dyplo­ma­tycz­nych z Ber­li­nem.

Ame­ry­ka­nie przy­stę­po­wali do wojny, nie mając roz­bu­do­wa­nej armii. W 1917 roku siły zbrojne Sta­nów Zjed­no­czo­nych liczyły tylko 128 tys. ofi­ce­rów i żoł­nie­rzy w jed­nost­kach regu­lar­nych oraz 76 tys. w oddzia­łach pod­da­nej kon­troli władz fede­ral­nych Gwar­dii Naro­do­wej. Natych­miast po ogło­sze­niu dekla­ra­cji wojny do woj­ska zgło­siły się tysiące patrio­tycz­nie nasta­wio­nych ochot­ni­ków, ale wciąż było ich za mało na potrzeby armii. Nie mając innego wyj­ścia, rząd Wil­sona musiał wpro­wa­dzić ogól­no­na­ro­dowy pobór, któ­remu pod­le­gali wszy­scy męż­czyźni w wieku od 21 do 30 lat (póź­niej gra­nice wie­kowe roz­sze­rzono, obej­mu­jąc pobo­rem męż­czyzn w wieku od 18 do 45 lat). Do poboru wezwano 10 mln Ame­ry­ka­nów, z któ­rych osta­tecz­nie do woj­ska powo­łano 2,8 mln2.

Obo­wiąz­kowa służba woj­skowa doty­czyła także ame­ry­kań­skich Indian, ale tylko tych, któ­rzy posia­dali prawa oby­wa­tel­skie3. Wśród pobo­ro­wych zna­la­zło się 6509 Indian, a kolejne 6 tys. zacią­gnęło się dobro­wol­nie. Ponadto ówcze­sna prasa dono­siła o set­kach Indian ze Sta­nów Zjed­no­czo­nych, któ­rzy wstą­pili w sze­regi armii kana­dyj­skiej. W sumie na fron­cie zna­la­zło się 8 tys. Indian, z czego 80 pro­cent słu­żyło na ochot­nika. Pod­czas służby indiań­scy żoł­nie­rze wyka­zali się ogrom­nym patrio­ty­zmem i lojal­no­ścią, co było zasko­cze­niem dla wielu bia­łych Ame­ry­ka­nów.

Pierw­szych 14 500 żoł­nie­rzy ame­ry­kań­skich wylą­do­wało w por­cie Saint-Naza­ire 26 czerwca 1917 roku. Miej­sce lądo­wa­nia do ostat­niej chwili utrzy­my­wano w tajem­nicy w oba­wie przed ata­kami nie­miec­kich okrę­tów pod­wod­nych. Przy­by­cie Ame­ry­ka­nów Fran­cuzi i Bry­tyj­czycy powi­tali z ogrom­nym entu­zja­zmem, cho­ciaż „Pączu­sie” (Dough­boys), jak żar­to­bli­wie nazy­wali „zie­lo­nych” ame­ry­kań­skich żoł­nie­rzy „Tomu­sie” (Tom­mies), czyli Anglicy, byli źle wyszko­leni, słabo wypo­sa­żeni i dalecy od poziomu, któ­rego wyma­gały warunki bojowe frontu zachod­niego.

Jed­nym z pierw­szych zadań gene­rała Per­shinga jako dowódcy Ame­ry­kań­skiego Kor­pusu Eks­pe­dy­cyj­nego było zor­ga­ni­zo­wa­nie obo­zów szko­le­nio­wych, sieci łącz­no­ści i dróg zaopa­trze­nia dla swo­ich ludzi. Cztery mie­siące póź­niej, 21 paź­dzier­nika, pierwsi żoł­nie­rze ame­ry­kań­scy weszli do walki, kiedy oddziały 1. Dywi­zji zajęły okopy na pierw­szej linii frontu pod Lune­ville, nie­da­leko Nancy w Lota­ryn­gii. Nie dane im było jed­nak wal­czyć jako osobna jed­nostka. Każdy oddział ame­ry­kań­ski został przy­dzie­lony do swo­jego fran­cu­skiego odpo­wied­nika. Dwa dni póź­niej kapral Robert Bra­let z 6. pułku arty­le­rii jako pierw­szy żoł­nierz ame­ry­kań­ski oddał strzał w tej woj­nie, odpa­la­jąc fran­cu­skie działo polowe kal. 75 mm; strzał został oddany do nie­miec­kich oko­pów leżą­cych w odle­gło­ści 800 metrów od jego sta­no­wi­ska. 2 listo­pada kapral James Gre­sham oraz sze­re­gowcy Tho­mas Enri­ght i Merle Hay z 16. pułku pie­choty stali się pierw­szymi pole­głymi żoł­nierzami ame­ry­kań­skimi, kiedy Niemcy zaata­ko­wali ich okopy w pobliżu fran­cu­skiej wio­ski Barthelémont, na pół­noc od Lune­ville.

Po czte­rech latach pata w oko­pach frontu zachod­niego przy­stą­pie­nie do walki licz­nych i dobrze wypo­sa­żo­nych wojsk ame­ry­kań­skich ozna­czało punkt zwrotny w woj­nie. Kiedy 11 listo­pada 1918 roku padły ostat­nie strzały w świa­to­wym kon­flik­cie, zawie­sze­nie broni powi­tało w Euro­pie ponad 2 mln ame­ry­kań­skich żoł­nie­rzy. Ponad 50 tys. z nich ni­gdy nie docze­kało tej rado­snej chwili.

Rozdział I. „Ulubiony zabójca” generała Pershinga

ROZ­DZIAŁ I „ULU­BIONY ZABÓJCA” GENE­RAŁA PER­SHINGA

12 paź­dzier­nika 1918 roku w gęstej mgle jesien­nego poranka porucz­nik Samuel Wood­fill leżał w błot­ni­stej mazi w doli­nie Argon­nów, nie­da­leko wio­ski Cunel w pół­nocno-wschod­niej Fran­cji, a serie z nie­miec­kich kara­bi­nów maszy­no­wych brzę­czały mu nad głową niczym roje natręt­nych os. Za jego ple­cami tkwiła uwię­ziona w pułapce nie­przy­ja­ciel­skiego ognia jego kom­pa­nia. Wood­fill wie­dział, że jeśli pode­rwie swo­ich żoł­nie­rzy do ataku na nie­miec­kie ceka­emy, odkryte pole przed nim pokryje się mar­twymi cia­łami jego ludzi.

Trzy­dzie­sto­pię­cio­letni porucz­nik Samuel Wood­fill był doświad­czo­nym żoł­nie­rzem z sie­dem­na­sto­let­nim sta­żem w armii. Jako dowódca czuł się w pełni odpo­wie­dzialny za swo­ich pod­wład­nych. Sam pocho­dził z rodziny o woj­sko­wych tra­dy­cjach osia­dłej w hrab­stwie Jef­fer­son w sta­nie Indiana. Ojciec Wood­filla wal­czył jako ochot­nik w woj­nie mek­sy­kań­skiej, a potem w sze­re­gach 5. ochot­ni­czego pułku z Indiany pod­czas wojny sece­syj­nej. Jego syn już jako dzie­się­cio­la­tek nauczył się posłu­gi­wać strzelbą myśliw­ską i z bie­giem lat stał się wyśmie­ni­tym strzel­cem, któ­remu nie mógł dorów­nać żaden inny myśliwy w oko­licy. W 1901 roku Sam Wood­fill zacią­gnął się do armii i tra­fił na Fili­piny, gdzie po woj­nie z Hisz­pa­nią (1898) Stany Zjed­no­czone toczyły walki par­ty­zanc­kie z powstań­cami prze­ciw­sta­wia­ją­cymi się kolo­nial­nej poli­tyce Ame­ry­ka­nów wobec ich kraju. Póź­niej peł­nił służbę na Ala­sce pod­czas sporu gra­nicz­nego z Kanadą i Wielką Bry­ta­nią o tery­to­rium Jukonu, a w 1912 roku tra­fił do załogi fortu Tho­mas w Ken­tucky. W woj­sku prze­szedł kurs strzelca wybo­ro­wego i doszedł do takiej bie­gło­ści, że tra­fiał w cel o śred­nicy 10 cm z odle­gło­ści 200 m. Po wybu­chu rewo­lu­cji w Mek­syku słu­żył na pogra­ni­czu mek­sy­kań­skim, ochra­nia­jąc wraz z innymi żoł­nie­rzami z fortu Tho­mas gra­nicę Tek­sasu, Nowego Mek­syku i Ari­zony przed ata­kami rewo­lu­cjo­ni­stów Pan­cho Villi i mek­sy­kań­skich ban­dy­tów. W 1917 roku dostał awans na porucz­nika i w tym stop­niu w kwiet­niu następ­nego roku został wysłany do Europy w skła­dzie Ame­ry­kań­skiego Kor­pusu Eks­pe­dy­cyj­nego gene­rała Per­shinga. We Fran­cji dowo­dził kom­pa­nią M 60. pułku pie­choty z ame­ry­kań­skiej 5. Dywi­zji gene­rała majora Johna McMa­hona, która tra­fiła na front jesie­nią 1918 roku. Akcja, w któ­rej brali udział Wood­fill i jego pułk, była czę­ścią wiel­kiej ofen­sywy alian­tów nad Mozą i w Lesie Argoń­skim, którą porucz­nik obra­zowo nazwał „czter­dzie­stoma sze­ścioma dniami desz­czu, błota i śmierci, i takiego pie­kła, jakiego nie doświad­czyła ni­gdy przed­tem armia ame­ry­kań­ska”.

Doświad­cze­nia pierw­szych lat wojny poka­zały, że poja­wie­nie się broni maszy­no­wej na polu walki zmusi wal­czą­cych do zmiany dotych­cza­so­wej tak­tyki bitew­nej pie­choty. Strony kon­fliktu szybko doce­niły war­tość kara­bi­nów maszy­no­wych przy­dzie­lo­nych żoł­nie­rzom-spe­cja­li­stom wyszko­lo­nym w zakre­sie obsługi i kon­ser­wa­cji tej broni. Kara­bin maszy­nowy ulo­ko­wany w dobrze zama­sko­wa­nym i solid­nie chro­nio­nym miej­scu mógł zatrzy­mać atak pie­choty na całym odcinku leżą­cym w zasięgu jego ognia. Kilka powią­za­nych ze sobą gniazd broni maszy­no­wej, które były w sta­nie pokryć całe pole ogniem, czy­niły pozy­cję obronną pra­wie nie do zdo­by­cia. Na linii obron­nej Hin­den­burga, któ­rej czę­ścią był front argoń­ski, Niemcy czę­sto osa­dzali kara­biny maszy­nowe w zaka­mu­flo­wa­nych beto­no­wych bun­krach (ang. pil­l­box), przy­po­mi­na­ją­cych małe forty. Bun­kry te były czę­ścią sys­temu oko­pów i wraz z zasie­kami z drutu kol­cza­stego i innymi bun­krami two­rzyły silną linię obrony, zapew­nia­jąc sobie wza­jemne wspar­cie ogniowe. Dowódz­two nie­miec­kie uwa­żało, że tak przy­go­to­wa­nych pozy­cji ni­gdy nie uda się prze­ła­mać.

Załoga typo­wego nie­miec­kiego bun­kra lub poje­dyn­czego gniazda broni maszy­no­wej skła­dała się z pię­ciu żoł­nie­rzy. Cho­ciaż sam kara­bin mógł być obsłu­gi­wany przez jed­nego celow­ni­czego, strze­la­jący musiał mieć do pomocy taśmo­wego, dwóch amu­ni­cyj­nych oraz czło­wieka dostar­cza­ją­cego wodę do chło­dze­nia lufy. Alianci rzadko umac­niali sta­no­wi­ska swo­ich kara­binów maszy­no­wych, ale po stro­nie nie­miec­kiej bun­kry i umoc­nione gniazda broni maszy­no­wej były stan­dar­dem.

Kiedy tylko widocz­ność się popra­wiła, przed fron­tem kom­pa­nii Wood­filla ode­zwały się trzy nie­miec­kie gniazda broni maszy­no­wej. Porucz­nik z dwoma ludźmi wysu­nął się do przodu i zaczął się skra­dać w kie­runku naj­bliż­szego sta­no­wi­ska nie­miec­kiego ceka­emu osa­dzo­nego na wieży kościoła w Cunel. Nie chcąc nara­żać swo­ich towa­rzy­szy, zosta­wił obu żoł­nie­rzy i dalej poszedł sam, sta­ra­jąc się obejść nie­przy­ja­ciel­ski okop. Po wyj­ściu na tyły Niem­ców chwy­cił kara­bin Spring­fielda i mimo ogra­ni­czo­nej widocz­no­ści ze śmier­telną pre­cy­zją uniesz­ko­dli­wił trzech wro­gów tkwią­cych przy kara­binie maszy­no­wym. Czwarty Nie­miec, ofi­cer obser­wu­jący przed­pole spod wieży kościoła, rzu­cił się na niego i obaj zwarli się w śmier­tel­nej walce wręcz. Silny i zręczny Ame­ry­ka­nin szybko wziął górę nad wro­giem i zabił Niemca z pisto­letu. Po zli­kwi­do­wa­niu prze­szkody wezwał swo­ich ludzi i cała kom­pa­nia ruszyła w dal­szą drogę. Nie­ba­wem jeden z żoł­nie­rzy wypa­trzył dobrze zama­sko­wane sta­no­wi­sko nie­miec­kiego strzelca wybo­ro­wego, ale porucz­nik zastrze­lił go, zanim tam­ten zdą­żył otwo­rzyć ogień. Wkrótce kom­pa­nia Wood­filla natra­fiła na kolejne gniazdo nie­miec­kiego ceka­emu ukryte w opusz­czo­nej stajni. Porucz­nik naka­zał atak i sam zastrze­lił kilku Niem­ców. Trzej inni pod­nie­śli ręce do góry i w ten spo­sób dru­gie gniazdo kara­binów maszy­no­wych zostało uci­szone.

Kilka minut póź­niej przed Wood­fil­lem wyro­sło trze­cie sta­no­wi­sko nie­miec­kiego ceka­emu, ukryte w głę­bo­kim leśnym wykro­cie dla ochrony przed poci­skami arty­le­rii. Bie­gnąc zyg­za­kiem, aby unik­nąć gradu kul, Wood­fill przy­pad­kiem wpadł do jakie­goś leja po poci­sku arty­le­ryj­skim, który był wypeł­niony tru­ją­cym gazem musz­tar­do­wym. Począt­kowo nie odczuł jego dzia­ła­nia, ale wkrótce tru­ci­zna dała o sobie znać. Łza­wiąc i krztu­sząc się, ledwo wypełzł z dziury. Potem, skra­da­jąc się, ostroż­nie zaszedł z boku sta­no­wi­sko nie­miec­kiego ceka­emu. Ukryty przed wzro­kiem Niem­ców zło­żył się do strzału i mimo załza­wio­nych oczu jedną celną kulą zabił celow­ni­czego. Następ­nie zastrze­lił dru­giego żoł­nie­rza, który zajął jego miej­sce, a potem jesz­cze dwóch kolej­nych, nie­świa­do­mych, skąd padają śmier­telne strzały.

Po przej­ściu Cunel Wood­fill wezwał swo­ich żoł­nie­rzy i ruszył dalej. Wkrótce Niemcy otwo­rzyli do niego ogień z innego kara­binu maszy­no­wego. Porucz­nik, kro­cząc wciąż daleko przed swo­imi żoł­nie­rzami, wró­cił do prze­rwa­nego „polo­wa­nia” i zastrze­lił wszyst­kich pię­ciu ludzi z jego obsługi. Wtedy ode­zwał się piąty nie­przy­ja­ciel­ski cekaem. Wood­fill znowu zastrze­lił pię­ciu żoł­nie­rzy, któ­rzy go obsłu­gi­wali, a potem rzu­cił się na gniazdo i zabił jesz­cze jed­nego Niemca. Kawa­łek dalej tra­fił na rów strze­lecki zaj­mo­wany przez dwóch Niem­ców. Pierw­szego powa­lił kulą z Colta M 1911, ale przy następ­nym strzale jego pisto­let się zaciął. Drugi Nie­miec wymie­rzył do niego z pisto­letu Luger, lecz Wood­fill, nie mając innej broni, chwy­cił saperkę tkwiącą w oko­pie i bez waha­nia rzu­cił się na wroga. Zasko­czony Nie­miec chy­bił, a Wood­fill zatłukł go łopatką. Wyczer­pany i osła­biony dzia­ła­niem gazu musz­tar­do­wego porucz­nik wyco­fał się bez­piecz­nie na linię zaj­mo­waną przez Ame­ry­ka­nów. Póź­niej, kiedy skła­dał mel­du­nek dowódcy bata­lionu, powie­dział tylko: „Zabi­łem kilku z nich”. Wkrótce prze­trans­por­to­wano go do szpi­tala woj­sko­wego w Bor­de­aux i do końca wojny nie wziął już udziału w walce. W swo­ich powo­jen­nych wspo­mnie­niach akcję Ame­ry­ka­nów w Lesie Argoń­skim okre­ślił dosad­nie jako „czter­dzie­ści sześć dni w desz­czu, bło­cie i pośród tru­pów”.

Pod Cunel porucz­nik Sam Wood­fill zli­kwi­do­wał pięć sta­no­wisk nie­miec­kiej broni maszy­no­wej i dwóch Niem­ców w poje­dyn­czym oko­pie, nie odno­sząc przy tym żad­nej rany z wyjąt­kiem pora­że­nia gazem bojo­wym. Swoim boha­ter­skim czy­nem ura­to­wał życie kil­ku­dzie­się­ciu ame­ry­kań­skim żoł­nie­rzom. Wła­sno­ręcz­nie zabił co naj­mniej 21 Niem­ców z kara­binu, pisto­letu i przy uży­ciu saperki, uniesz­ko­dli­wia­jąc pięć gniazd kara­bi­nów maszy­no­wych obsłu­gi­wa­nych głów­nie przez żoł­nie­rzy eli­tar­nego 457. pułku 236. Dywi­zji Pie­choty. Swój nie­wia­ry­godny suk­ces zawdzię­czał nie tylko dosko­na­łym umie­jęt­no­ściom strze­lec­kim, ale także opa­no­wa­niu i zim­nej krwi. Nisz­cząc poszcze­gólne gniazda kara­bi­nów maszy­no­wych, likwi­do­wał naj­pierw celow­ni­czych, a dopiero potem roz­pra­wiał się z resztą obsługi.

Samuel Wood­fill należy do naj­czę­ściej odzna­cza­nych żoł­nie­rzy w histo­rii armii Sta­nów Zjed­no­czo­nych. 9 lutego 1919 roku, pod­czas cere­mo­nii w Chau­mont, otrzy­mał z rąk gene­rała Johna Per­shinga naj­wyż­sze ame­ry­kań­skie odzna­cze­nie bojowe, Hono­rowy Medal Kon­gresu. W uza­sad­nie­niu napi­sano:

„Kiedy pro­wa­dził swoją kom­pa­nię prze­ciwko wro­gowi, tyra­liera jego żoł­nie­rzy dostała się pod ciężki ostrzał kara­bi­nów maszy­no­wych, który gro­ził zatrzy­ma­niem natar­cia. Razem z dwoma żoł­nie­rzami, któ­rzy szli 25 jar­dów za nim, ofi­cer ten wysu­nął się przed swoją pierw­szą linię i ruszył na gniazdo broni maszy­no­wej, obcho­dząc je z flanki, pod­czas gdy obaj jego żoł­nie­rze pozo­stali naprze­ciwko sta­no­wi­ska. Kiedy zna­lazł się o 10 jar­dów od celu, kara­bin prze­stał strze­lać i poja­wiło się czte­rech wro­gów, z któ­rych trzech porucz­nik Wood­fill zastrze­lił. Czwarty, ofi­cer, ruszył na Wood­filla, pró­bu­ją­cego powa­lić owego ofi­cera kolbą kara­binu. W trak­cie walki wręcz porucz­nik Wood­fill zastrze­lił tego ofi­cera z pisto­letu. Następ­nie jego kom­pa­nia kon­ty­nu­owała posu­wa­nie się do przodu, dopóki nie napo­tkała kolej­nego sta­no­wi­ska broni maszy­no­wej. Nawo­łu­jąc swo­ich ludzi do ataku, porucz­nik Wood­fill popro­wa­dził tyra­lierę pomimo cięż­kiego ognia pro­wa­dzo­nego z gniazda, a kiedy nad sta­no­wi­skiem poja­wili się wro­gowie, zastrze­lił kilku z nich i wziął do nie­woli trzech innych, likwi­du­jąc punkt oporu wroga. Kilka minut póź­niej ofi­cer ten po raz trzeci zade­mon­stro­wał swoją nie­prze­ciętną odwagę, ata­ku­jąc następne sta­no­wi­sko broni maszy­no­wej i zabi­ja­jąc strza­łami z kara­binu pię­ciu ludzi z załogi rowu strze­lec­kiego. Potem wycią­gnął pisto­let i sko­czył do rowu, nie bacząc na to, że dwóch innych ludzi z obsługi skie­ro­wało prze­ciwko niemu lufy kara­bi­nów. Nie mogąc ich zastrze­lić z pisto­letu, chwy­cił leżącą obok łopatkę i zabił ich obu jej cio­sami. Zain­spi­ro­wani wyjąt­ko­wym poka­zem odwagi swo­jego dowódcy jego ludzie ruszyli do przodu, nie zwa­ża­jąc na ciężki ostrzał arty­le­rii i kara­bi­nów maszy­no­wych”.

„Ulu­biony zabójca Per­shinga”, jak się go cza­sem nazywa, jest także kawa­le­rem czter­na­stu innych odzna­czeń, w tym: orderu fran­cu­skiej Legii Hono­ro­wej (Légion d’hon­neur) i fran­cu­skiego Krzyża Wojen­nego z Pal­mami (Croix de Guerre) oraz wło­skiego Krzyża Wojen­nego za Odwagę (Meriot di Guerra). Został także awan­so­wany do stop­nia kapi­tana.

Po zakoń­cze­niu wojny Wood­fill wró­cił do Sta­nów Zjed­no­czo­nych i odbył rundę hono­rową po kraju u boku pre­zy­denta Calvina Coolidge’a i wielu innych nota­bli. W 1921 roku był jed­nym z trzech żoł­nie­rzy ame­ry­kań­skich, któ­rzy wzięli udział w inau­gu­ra­cji ame­ry­kań­skiego Grobu Nie­zna­nego Żoł­nie­rza na cmen­ta­rzu Arling­ton w Waszyng­to­nie obok dwóch innych boha­te­rów pierw­szej wojny świa­to­wej i kawa­le­rów Hono­ro­wego Medalu Kon­gresu, pod­puł­kow­nika Char­lesa Whit­tle­seya i sier­żanta Alvina Yorka. Dwa lata póź­niej odszedł z woj­ska i na długo wszy­scy o nim zapo­mnieli.

Legenda Wood­filla, któ­rego sam gene­rał Per­shing nazwał „naj­więk­szym ame­ry­kań­skim żoł­nie­rzem I wojny”, dotarła także do Pol­ski. Pra­wie 11 lat po zakoń­cze­niu wojny dele­ga­cja Woj­ska Pol­skiego odzna­czyła go dwoma meda­lami przy­zna­nymi przez wła­dze Rze­czy­po­spo­li­tej. Wrę­cze­nie medali odbyło się pod­czas jede­na­stej dorocz­nej kon­wen­cji sto­wa­rzy­sze­nia kom­ba­tanc­kiego Legion Ame­ry­kań­ski (Ame­ri­can Legion), która miała miej­sce w Louisville w Ken­tucky od 30 wrze­śnia do 3 paź­dzier­nika 1929 roku.

Po ataku Japoń­czy­ków na Pearl Har­bor i wej­ściu Sta­nów Zjed­no­czo­nych do dru­giej wojny świa­to­wej w maju 1942 roku Samuel Wood­fill wspól­nie z innym boha­ter­skim wete­ra­nem pierw­szej wojny, Alvi­nem Yor­kiem, zostali awan­so­wani do stop­nia majora. Cho­ciaż obaj mieli już swoje lata (Wood­fill 59, a York 55 lat), przy­wró­ce­nie ich do służby było czę­ścią kam­pa­nii pro­pa­gan­do­wej rządu ame­ry­kań­skiego mają­cej na celu pod­nie­sie­nie ducha narodu i zachę­ce­nie mło­dych Ame­ry­ka­nów do wstę­po­wa­nia w sze­regi armii. W 1944 roku boha­ter spod Cunel jesz­cze raz odszedł z woj­ska i osiadł na swo­jej far­mie w India­nie. Zmarł w 1951 roku w wieku 68 lat i został pocho­wany na cmen­ta­rzu hrab­stwa Jef­fer­son obok mia­sta Madi­son. W sierp­niu 1955 roku pro­chy Samu­ela Wood­filla eks­hu­mo­wano i zło­żono z hono­rami pośród innych boha­terów wojen­nych na waszyng­toń­skim cmen­ta­rzu naro­do­wym w Arling­ton.

Rozdział II. Stany Zjednoczone wobec I wojny światowej

ROZ­DZIAŁ II STANY ZJED­NO­CZONE WOBEC I WOJNY ŚWIA­TO­WEJ

Stany Zjed­no­czone nie spo­dzie­wały się wojny w Euro­pie i dla­tego zasad­ni­czo nie były do niej przy­go­to­wane. Na wieść o wybu­chu wojny za oce­anem pre­zy­dent Woodrow Wil­son ogło­sił 4 sierp­nia dekla­ra­cję neu­tral­no­ści. Przez pra­wie trzy lata, aż do kwiet­nia 1917 roku, Ame­ryka zacho­wy­wała neu­tral­ność, a pre­zy­dent Wil­son był oso­bi­ście zaan­ga­żo­wany w próby media­cji, które miały dopro­wa­dzić do zakoń­cze­nia kon­fliktu bez anga­żo­wa­nia ame­ry­kań­skich sił zbroj­nych; nawet kiedy 7 maja 1915 roku nie­miecki okręt pod­wodny zato­pił u połu­dnio­wych wybrzeży Irlan­dii bry­tyj­ski sta­tek pasa­żer­ski RMS „Lusi­ta­nia” pły­nący z Nowego Jorku do Liver­po­olu, powo­du­jąc śmierć 1198 osób, wśród któ­rych było 128 oby­wa­teli ame­ry­kań­skich, Wil­son ogra­ni­czył się tylko do ostrego pro­te­stu i żąda­nia, aby w przy­szło­ści Niemcy chro­niły życie nie­win­nych Ame­rykanów4. Niemcy natych­miast odpo­wie­dzieli, że „Lusi­ta­nia” prze­wo­ziła mate­riały wojenne dla Wiel­kiej Bry­ta­nii (co było prawdą, wio­zła bowiem 173 tony amu­ni­cji) i jako taka została stor­pe­do­wana zgod­nie z pra­wem wojen­nym. Wil­son ostrzegł póź­niej Ber­lin, że zato­pie­nie w przy­szło­ści jakie­go­kol­wiek pasa­żer­skiego liniowca Ame­ry­ka­nie uznają za świa­domy i celowy akt wro­go­ści i nie pozo­sta­wią go bez zde­cy­do­wa­nej odpo­wie­dzi.

Od wrze­śnia 1915 roku w pra­sie ame­ry­kań­skiej zaczęły się poja­wiać czę­ściowo spre­pa­ro­wane przez Bry­tyj­czy­ków infor­ma­cje na temat dzia­ła­ją­cej w Sta­nach Zjed­no­czo­nych nie­miec­kiej i austriac­kiej sieci agen­tu­ral­nej. Zato­pie­nie bry­tyj­skiego statku pasa­żer­skiego „Ara­bic” (19 sierp­nia na połu­dnie od portu Kin­sale w Irlan­dii) i wło­skiego parowca „Ancona” (8 listo­pada na Morzu Śród­ziem­nym), na któ­rych także zgi­nęli oby­wa­tele ame­ry­kań­scy, wywo­łało dal­szy kry­zys dyplo­ma­tyczny i zaogniło sto­sunki mię­dzy Waszyng­to­nem i Ber­li­nem. W dorocz­nym orę­dziu o sta­nie pań­stwa z 7 grud­nia pre­zy­dent wezwał do uchwa­le­nia sze­ro­kiego planu przy­go­to­wań wojen­nych, obej­mu­ją­cego budowę nowych okrę­tów, powięk­sze­nie regu­lar­nej armii i zwięk­sze­nie rezerw.

Wszyst­kie te dzia­ła­nia miały na celu przy­go­to­wa­nie kraju do wojny, jeśli zaist­nia­łaby taka koniecz­ność. Pomimo rosną­cego napię­cia w sto­sun­kach ame­ry­kań­sko-nie­miec­kich Wil­son wciąż nie chciał anga­żo­wać kraju w kon­flikt euro­pej­ski. W końcu 1915 roku zaufany doradca i zara­zem bli­ski przy­ja­ciel pre­zy­denta, hono­rowy „puł­kow­nik” Edward Man­dell House, udał się w podróż do Europy, aby się zorien­to­wać w moż­li­wo­ściach zawar­cia pokoju. Odwie­dza­jąc główne sto­lice euro­pej­skie, Ber­lin, Paryż i Lon­dyn, w cza­sie spo­tkań z poli­ty­kami emi­sa­riusz Wil­sona zapre­zen­to­wał ame­ry­kań­ski plan poko­jowy. Plan ten prze­wi­dy­wał zor­ga­ni­zo­wa­nie kon­fe­ren­cji poko­jo­wej, na któ­rej Stany Zjed­no­czone miały ode­grać rolę media­tora sprzy­ja­ją­cego pań­stwom ententy. Pro­jekt media­cji został szcze­gó­łowo przed­sta­wiony w tzw. memo­ran­dum House’a-Greya (House-Grey Memo­ran­dum), pod­pi­sa­nym 22 lutego 1916 roku przez House’a i bry­tyj­skiego mini­stra spraw zagra­nicz­nych, sir Edwarda Greya. Z tre­ści doku­mentu wyni­kało, że Stany Zjed­no­czone mogą przy­stą­pić do wojny z Niem­cami, jeśli Ber­lin odrzuci ofertę Wil­sona. Jed­no­cze­śnie jed­nak Wielka Bry­ta­nia zastrze­gła sobie prawo zaini­cjo­wa­nia akcji media­cyj­nej Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Osta­tecz­nie pla­nów media­cji Wil­sona nie udało się zre­ali­zo­wać z powodu braku reak­cji i kon­kret­nych odpo­wie­dzi przy­wód­ców Anglii, Fran­cji i Nie­miec. W poło­wie 1916 roku kroki poko­jowe Waszyng­tonu zostały zawie­szone z powodu zbli­ża­ją­cej się kam­pa­nii pre­zy­denc­kiej.

W listo­pa­dzie 1916 roku Woodrow Wil­son wygrał kolejne wybory pod hasłem: „Nie mie­szajmy się w wojnę”. Hasło wybor­cze, które miało mu zyskać popar­cie licz­nych wybor­ców pocho­dzą­cych z państw cen­tral­nych, przy­nio­sło pre­zy­den­towi sporą popu­lar­ność i przed­sta­wiało go jako „czło­wieka, który uchro­nił nas przed wojną”. Także w Niem­czech kanc­lerz The­obald von Beth­mann-Hol­l­weg i mini­ster spraw zagra­nicz­nych Got­tlieb von Jadow przy­jęli ze zro­zu­mie­niem poko­jowe wysiłki Wil­sona i z wiel­kim tru­dem zdo­łali odsu­nąć w cza­sie wyda­nie dekla­ra­cji o nie­ogra­ni­czo­nej woj­nie pod­wod­nej. Po wygra­niu wybo­rów Wil­son przez mie­siąc nie wra­cał do swo­ich pla­nów poko­jo­wych, a w tym cza­sie Niemcy odnio­sły zwy­cię­stwo nad Rumu­nią i w wyniku bitwy pod Buka­resz­tem (25 listo­pada – 3 grud­nia) prak­tycz­nie wyeli­mi­no­wały ją z wojny. Kanc­lerz Beth­mann stra­cił jed­nak cier­pli­wość, cze­ka­jąc bez­sku­tecz­nie na poko­jowe dzia­ła­nia Wil­sona. Sytu­ację natych­miast wyko­rzy­stały mili­ta­ry­styczne koła woj­skowe z nowym sze­fem sztabu armii nie­miec­kiej na czele (od 29 sierp­nia), feld­mar­szał­kiem Pau­lem von Hin­den­bur­giem, i jego naj­bliż­szym współ­pra­cow­ni­kiem, gene­ra­łem Eri­chem Luden­dorf­fem, oraz sze­fem sztabu cesar­skiej mary­narki, admi­ra­łem Hen­nin­giem von Holt­zen­dor­fem. Dowódz­two nie­miec­kie uznało, że Niemcy są teraz na tyle mocne, że mogą z pozy­cji siły zapro­po­no­wać warunki korzyst­niej­sze dla swego kraju i moż­liwe do przy­ję­cia przez alian­tów. Naci­skany przez woj­sko­wych, któ­rzy gro­zili, że jeśli alianci odrzucą ich warunki, Niemcy wrócą do stra­te­gii nie­ogra­ni­czo­nej wojny pod­mor­skiej, 12 grud­nia Beth­mann ogło­sił nie­miec­kie pro­po­zy­cje poko­jowe. Ponie­waż warunki nie­miec­kie miały w sobie coś z szan­tażu, a na doda­tek zawie­rały niemoż­liwe do zaak­cep­to­wa­nia przez alian­tów żąda­nie anek­sji Bel­gii i oku­po­wa­nej pół­nocno-wschod­niej czę­ści Fran­cji, nie zostały pozy­tyw­nie przy­jęte w Paryżu i Lon­dy­nie.

18 grud­nia pre­zy­dent Wil­son zapro­sił obie strony do sfor­mu­ło­wa­nia swo­ich „celów wojen­nych”. Alianci zostali pouf­nie zachę­ceni przez ame­ry­kań­skiego sekre­ta­rza stanu Roberta Lan­singa do przed­sta­wie­nia takich warun­ków, które byłyby do przy­ję­cia dla Nie­miec. Niemcy z kolei, spo­dzie­wa­jąc się róż­nicy zdań pomię­dzy Bry­tyj­czy­kami i Wil­sonem, zgo­dzili się zasad­ni­czo na otwar­cie nego­cja­cji, ale pozo­sta­wili swoje pro­po­zy­cje z 12 grud­nia prak­tycz­nie bez zmian. Nie­ofi­cjal­nie dali przy tym do zro­zu­mie­nia, że wła­ści­wie Wil­son nie powi­nien się anga­żo­wać w żadne pośred­nic­two doty­czące nawią­za­nia przez Niemcy roz­mów poko­jo­wych i że wolą bez­po­śred­nie nego­cja­cje z alian­tami. Kiedy 10 stycz­nia 1917 roku pań­stwa ententy odpo­wie­działy nega­tyw­nie na pro­po­zy­cje Nie­miec, sprawa ame­ry­kań­skiej media­cji została osta­tecz­nie zamknięta.

Cho­ciaż żadna z woju­ją­cych stron nie wyda­wała się zain­te­re­so­wana pro­wa­dze­niem roz­mów przy udziale pre­zy­denta Sta­nów Zjed­no­czo­nych, Wil­son zde­cy­do­wał się przed­sta­wić publicz­nie swoją kon­cep­cję spra­wie­dli­wego pokoju. 22 stycz­nia 1917 roku wystą­pił przed Sena­tem z dość dzi­waczną pro­po­zy­cją „pokoju bez zwy­cię­stwa”, opartą na zasa­dach rów­no­ści wszyst­kich naro­dów, wol­no­ści mórz, powszech­nej reduk­cji zbro­jeń i innych reguł obo­wią­zu­ją­cych w sto­sun­kach mię­dzy­na­ro­do­wych. Bry­tyj­czycy nie­ofi­cjal­nie dali do zro­zu­mie­nia, że są gotowi wysłu­chać nowych pro­po­zy­cji poko­jo­wych, to samo uczy­nili po prze­ciw­nej stro­nie przed­sta­wi­ciele Austro-Węgier, ale Niemcy już zde­cy­do­wały. 9 stycz­nia ogło­siły dekla­ra­cję nie­ogra­ni­czo­nej wojny pod­wod­nej. Prze­wrotna odpo­wiedź kanc­le­rza Beth­manna dostar­czona do Waszyng­tonu 31 stycz­nia pod­trzy­my­wała wcze­śniej­sze nie­miec­kie warunki i zachę­cała Wil­sona do kon­ty­nu­owa­nia wysił­ków poko­jo­wych, ale para­dok­sal­nie zapo­wia­dała przy­wró­ce­nie nie­ogra­ni­czo­nej wojny pod­wod­nej w następ­nym dniu. Było to o tyle groźne, że mary­narka nie­miecka dys­po­no­wała w tym cza­sie już ponad stoma okrę­tami pod­wod­nymi.

Mimo prze­cią­ga­ją­cych się prób media­cji pre­zy­dent Wil­son nie zanie­dby­wał w tym cza­sie sta­rań zmie­rza­ją­cych do wzmoc­nie­nia armii i floty. W 1916 roku dopro­wa­dził do uchwa­le­nia dwóch waż­nych aktów praw­nych w dzie­dzi­nie mili­tar­nej: Ustawy o flo­cie (Naval Act), która umoż­li­wiła bez­pre­ce­den­sową roz­bu­dowę mary­narki wojen­nej, oraz Ustawy o obro­nie naro­do­wej (Natio­nal Defence Act), która otwo­rzyła drogę do stop­nio­wego wzmoc­nie­nia liczeb­no­ści armii (175 tys. w armii regu­lar­nej i 400 tys. w Gwar­dii Naro­do­wej) oraz jej moder­ni­za­cji. Rów­no­cze­śnie w wyniku kam­pa­nii pod nazwą „Ruch Goto­wo­ści” (Pre­pa­red­ness Move­ment), kie­ro­wa­nej przez byłego pre­zy­denta The­odore’a Roose­velta i byłego szefa sztabu gene­rała Leonarda Wooda, zor­ga­ni­zo­wano wiele obo­zów szko­le­nio­wych dla ofi­ce­rów, z któ­rych naj­bar­dziej znany był ten w Plat­ts­bur­ghu na pół­nocy stanu Nowy Jork. Latem 1915 i 1916 roku wyszko­lono w nich około 40 tys. poten­cjal­nych ofi­ce­rów armii ame­ry­kań­skiej. Bieg wyda­rzeń spra­wił jed­nak, że Stany Zjed­no­czone wypo­wie­działy Niem­com wojnę, zanim mogły w pełni sko­rzy­stać ze skut­ków nowej legi­sla­cji.

Przez trzy dłu­gie krwawe lata Stany Zjed­no­czone uwa­żały I wojnę świa­tową głów­nie za pro­blem euro­pej­ski, aż w końcu zde­cy­do­wały się udzie­lić pomocy swoim tra­dy­cyj­nym sojusz­ni­kom, Wiel­kiej Bry­ta­nii i Fran­cji. Cho­ciaż nikt w Ame­ryce nie wąt­pił, że pozy­cja neu­tral­no­ści jest dla kraju słuszna i pozwala unik­nąć ewen­tu­al­nych strat, prze­wa­żyło poczu­cie anglo­sa­skiej soli­dar­no­ści i nie­chęć do nie­miec­kiej tyra­nii. Donio­słą rolę w prze­ko­na­niu pre­zy­denta, że zwy­cię­stwo Nie­miec byłoby ogrom­nym zagro­że­niem dla całej anglo­sa­skiej kul­tury i demo­kra­cji i że zmu­si­łoby Ame­rykę do zbroj­nej rywa­li­za­cji z cesar­stwem nie­miec­kim, ode­grał wspo­mniany już „puł­kow­nik” House, uwa­żany za szarą emi­nen­cję rzą­dów Wil­sona. „Jeśli Niemcy wygrają, będziemy musieli zbu­do­wać maszynę wojenną o dużych roz­mia­rach” – pisał House w jed­nym z listów do pre­zy­denta jesz­cze przed wyjaz­dem z kraju w 1914 roku. A już w roku następ­nym jasno dał do zro­zu­mie­nia, że „ryzy­ku­jemy strasz­li­wie, pozwa­la­jąc, by nasze wła­sne bez­pie­czeń­stwo strze­żone było tylko przez wysi­łek zbrojny alian­tów i oparte na szan­sie ich suk­cesu”.

Z każ­dym dniem utrzy­my­wa­nie neu­tral­no­ści przez Stany Zjed­no­czone przy­no­siło też wymierne straty wize­run­kowe i mate­rialne. Zarówno Wielka Bry­ta­nia, utrzy­mu­jąca mor­ską blo­kadę Nie­miec, jak i Niemcy, które sta­rały się tę blo­kadę prze­rwać i z kolei odciąć Bry­tyj­czy­ków od dostaw żyw­no­ści i mate­ria­łów wojen­nych z zagra­nicy, sto­so­wały dra­styczne środki wobec wszel­kiej żeglugi towa­ro­wej, w tym także państw neu­tral­nych, a więc głów­nie ame­ry­kań­skiej. W 1915 roku Niemcy okre­śliły wody wokół Wiel­kiej Bry­ta­nii jako strefę wojenną i zaczęły tor­pe­do­wać każdy sta­tek, jaki się na nich zna­lazł. W ciągu roku nie­miecka flota pod­wodna zato­piła statki han­dlowe o tonażu 1 277 800 BRT. Ame­ry­ka­nie uznali ten spo­sób pro­wa­dze­nia wojny za „bar­ba­rzyń­stwo”. Gwał­towna reak­cja rządu ame­ry­kań­skiego na zato­pie­nie „Lusi­ta­nii” nieco otrzeź­wiła Niem­ców. Ber­lin wydał oświad­cze­nie, że wypadki tego typu już się nie powtó­rzą i zmu­szony był ogra­ni­czyć wojnę pod­wodną do zwal­cza­nia okrę­tów wojen­nych.

Na początku 1916 roku dowódz­two nie­miec­kie zwąt­piło w moż­li­wość wygra­nia wojny mor­skiej z Wielką Bry­ta­nią w wypadku gdy nie­miec­kie okręty pod­wodne będą ogra­ni­czone w dzia­ła­niu pod pre­sją Ame­ry­ka­nów. Nie­miecka flota pod­wodna, licząca na początku wojny zale­d­wie 27 okrę­tów (wobec 55 bry­tyj­skich i 77 fran­cu­skich), w ciągu roku uro­sła do liczby 50 i w odpo­wie­dzi na pod­jętą przez Bry­tyj­czy­ków w listo­pa­dzie 1915 roku akcję mino­wa­nia Morza Pół­noc­nego wró­ciła do wojny na „nie­uczci­wych” zasa­dach. Po wzno­wie­niu 4 lutego nie­śmia­łej kam­pa­nii pod­wodnej, w marcu dowódz­two mary­narki nie­miec­kiej pozwo­liło U-Bootom zata­piać bez ostrze­że­nia wszyst­kie obce jed­nostki z wyjąt­kiem stat­ków pasa­żer­skich.

Na wio­snę 1916 roku Niemcy roz­po­częły agre­sywną kam­pa­nię w woj­nie pod­wod­nej na wodach euro­pej­skich. Jej ofiarą padł m.in. 24 marca w kanale La Man­che bry­tyj­ski paro­wiec SS „Sus­sex”, na któ­rego pokła­dzie znaj­do­wało się 25 Ame­ry­ka­nów. Stor­pe­do­wa­nie „Sus­sexa” posta­wiło Stany Zjed­no­czone i Niemcy na kra­wę­dzi wojny. Nie­miec­kie wła­dze cywilne, które przy­wią­zy­wały dużą wagę do utrzy­ma­nia popraw­nych sto­sun­ków z Ame­ry­ka­nami, zdo­łały wymu­sić ustęp­stwa na woj­sko­wych i 4 maja kam­pa­nia pod­wodna została znowu ogra­ni­czona. Pre­zy­dent Wil­son przy­jął decy­zję Nie­miec za dobrą monetę i posta­no­wił na­dal trzy­mać się swo­jej kon­cep­cji spra­wie­dli­wego pokoju.

W tym cza­sie Stany Zjed­no­czone były uwi­kłane w zbrojną awan­turę z Mek­sy­ka­nami, wywo­łaną raj­dem słyn­nego rewo­lu­cjo­ni­sty Fran­ci­sco „Pan­cho” Villi na mia­steczko Colum­bus w sta­nie Nowy Mek­syk 9 marca 1916 roku. Rajd Villi, zakoń­czony śmier­cią 18 żoł­nie­rzy i cywi­lów, roz­ju­szył Ame­ry­ka­nów i wywo­łał żąda­nia jego uka­ra­nia. W rezul­ta­cie rząd ame­ry­kań­ski wysłał w kwiet­niu do Mek­syku eks­pe­dy­cję karną pod dowódz­twem gene­rała Johna Per­shinga, która miała schwy­tać i wymie­rzyć karę bez­czel­nemu Villi i jego „ban­dy­tom”. Jed­no­cze­śnie w sta­nach pogra­nicz­nych zmo­bi­li­zo­wano 150 tys. żoł­nie­rzy Gwar­dii Naro­do­wej. Eks­pe­dy­cja Per­shinga bez­sku­tecz­nie ści­gała Villę na pół­nocy Mek­syku, stop­niowo zwięk­sza­jąc zakres dzia­ła­nia i posu­wa­jąc się do 500 km w głąb kraju. To dopro­wa­dziło do nie­unik­nio­nej w tych warun­kach kon­fron­ta­cji z woj­skami rzą­do­wymi pre­zy­denta Venu­stiano Car­ranzy, który wyprawę Per­shinga potrak­to­wał jako inge­ren­cję w wewnętrzne sprawy Mek­syku. W wyniku tego oba kraje sta­nęły na kra­wę­dzi wojny.

Tym­cza­sem 7 listo­pada 1916 roku pre­zy­dent Wil­son został wybrany na swoją drugą kaden­cję nie­znaczną tylko prze­wagą gło­sów (277 gło­sów elek­tor­skich wobec 254 gło­sów jego repu­bli­kań­skiego rywala, Char­lesa Hughesa). W obli­czu groźby nowej wojny z Niem­cami Wil­son i sekre­tarz wojny New­ton Baker zde­cy­do­wali, że pięt­na­sto­ty­sięczna eks­pe­dy­cja Per­shinga do Mek­syku musi być wyco­fana bez względu na wynik pro­wa­dzo­nych nego­cja­cji poko­jo­wych z rzą­dem mek­sy­kań­skim Car­ranzy. 17 stycz­nia 1917 roku komi­sja wspólna spo­tkała się po raz ostatni i cho­ciaż udało się jej osią­gnąć pewien postęp, osta­tecz­nego poro­zu­mie­nia w spra­wie wyco­fa­nia wojsk ame­ry­kań­skich nie pod­pi­sano. Nie­mniej jed­nak jeden z obser­wa­to­rów, oce­nia­jąc atmos­ferę nego­cja­cji, napi­sał: „Wyda­rze­nia zmie­rzają do szyb­kiego zakoń­cze­nia naj­bar­dziej nie­szczę­śli­wego roz­działu w sto­sun­kach mek­sy­kań­sko-ame­ry­kań­skich od czasu wojny 1846–1848”. 18 stycz­nia, naza­jutrz po ostat­nim spo­tka­niu komi­sji, Baker wydał wstępny roz­kaz ewa­ku­acji z Mek­syku, kła­dąc w ten spo­sób kres gro­żą­cemu nie­bez­pie­czeń­stwu wybu­chu wojny z tym kra­jem.

Oka­zało się, że sto­sunki ame­ry­kań­sko-mek­sy­kań­skie po wypra­wie Per­shinga do Mek­syku cze­kał długi okres naprawy. Utrzy­mu­jące się napię­cie w nie­spo­koj­nym regio­nie przy­gra­nicz­nym zmu­szało obie strony do utrzy­my­wa­nia tam znacz­nych sił woj­sko­wych, nawet po przy­stą­pie­niu Ame­ryki do wojny w Euro­pie. Stany Zjed­no­czone mogły ure­gu­lo­wać swoje sto­sunki z połu­dnio­wym sąsia­dem dopiero w 1923 roku, kiedy Mek­syk miał już nowy rząd, bar­dziej skłonny do ustępstw na rzecz Ame­ry­ka­nów niż gabi­net Car­ranzy.

Pre­zy­dent Wil­son, sekre­tarz Baker i szef sztabu gene­ral­nego gene­rał Hugh Scott nie poświę­cili wiele uwagi zakoń­cze­niu eks­pe­dy­cji Per­shinga do Mek­syku. W tym cza­sie nie­mal cała ich uwaga była już sku­piona na nowym kry­zy­sie mię­dzy­na­ro­do­wym, przed któ­rym sta­nęła Ame­ryka.

19 stycz­nia 1917 roku prze­chwy­cono zaszy­fro­wany tele­gram nowego sekre­ta­rza stanu w nie­miec­kim MSZ Arthura Zim­mer­manna do amba­sa­dora nie­miec­kiego w Mek­syku, Hein­ri­cha von Eckhardta. Wyni­kało z niego jed­no­znacz­nie, że w razie wybu­chu wojny ze Sta­nami Zjed­no­czo­nymi Niemcy były gotowe zawrzeć sojusz z Mek­sy­kiem i poprzeć jego rosz­cze­nia tery­to­rialne do ziem utra­co­nych po woj­nie ame­ry­kań­sko-mek­sy­kań­skiej w 1848 roku. W trak­ta­cie poko­jo­wym z Guade­lupe Hidalgo poko­nany Mek­syk uznał wtedy ame­ry­kań­skie prawo do Tek­sasu i gra­nicę na Rio Grande. Odstę­po­wał też Sta­nom Zjed­no­czo­nym ponad połowę swo­jego tery­to­rium o łącz­nej powierzchni 3 090 013 km2, w tym: Górną Kali­for­nię (obecny stan Kali­for­nia) i Nowy Mek­syk (obecne stany: Ari­zona, Nowy Mek­syk, Nevada, Utah oraz część Wyoming i Kolo­rado).

„Pierw­szego lutego zamie­rzamy roz­po­cząć nie­ogra­ni­czoną wojnę pod­wodną – pisał Zim­mer­mann. – Nie­za­leż­nie od tego jest naszą inten­cją pod­ję­cie wszel­kich wysił­ków w celu utrzy­ma­nia neu­tral­no­ści Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Jeśli to się nie uda, pro­po­nu­jemy sojusz z Mek­sy­kiem na nastę­pu­ją­cych warun­kach: razem roz­pocz­niemy wojnę i razem zawrzemy pokój. Udzie­limy ogól­nego popar­cia finan­so­wego i jest zro­zu­miałe, że Mek­syk ma odzy­skać utra­cone tery­to­ria w: Nowym Mek­syku, Tek­sa­sie i Ari­zo­nie […]. Pole­cam, aby poin­for­mo­wał Pan o tym pre­zy­denta Mek­syku w naj­więk­szej tajem­nicy, jak tylko doj­dzie do wybu­chu wojny ze Sta­nami Zjed­no­czo­nymi, suge­ru­jąc, żeby pre­zy­dent Mek­syku z wła­snej ini­cja­tywy skon­tak­to­wał się z Japo­nią w celu natych­mia­sto­wego włą­cze­nia jej do naszego planu i zapro­po­no­wał media­cję pomię­dzy Niem­cami i Japo­nią […]”.

Słynny „Tele­gram Zim­mer­manna” został prze­jęty i roz­szy­fro­wany przez mary­narkę bry­tyj­ską. Bry­tyj­czycy prze­ka­zali jego treść Waszyng­to­nowi, a Wil­son udo­stęp­nił go pra­sie, która podała tekst do wia­do­mo­ści publicz­nej5. Począt­kowo treść tele­gramu wywo­łała w Ame­ryce nie­do­wie­rza­nie, ale gdy Zim­mer­mann potwier­dził auten­tycz­ność doku­mentu, ame­ry­kań­ska opi­nia publiczna zare­ago­wała obu­rze­niem.

1 lutego 1917 roku Niemcy, nie mogąc osią­gnąć zwy­cię­stwa w wal­kach pozy­cyj­nych na lądzie, wzno­wili wojnę pod­wodną bez ogra­ni­czeń, którą wcze­śniej zła­go­dzili po ame­ry­kań­skich pro­te­stach zwią­za­nych z zato­pie­niem „Lusi­ta­nii” w 1915 i „Sus­sexa” w 1916 roku. Dzień wcze­śniej amba­sa­dor nie­miecki w Waszyng­to­nie hra­bia Johan von Bern­stoff odrzu­cił pro­po­zy­cje poko­jowe Wil­sona i prze­ka­zał infor­ma­cję o powro­cie Nie­miec do stra­te­gii nie­ogra­ni­czo­nej wojny pod­wod­nej. Admi­ni­stra­cja ame­ry­kań­ska uznała dzia­ła­nie Nie­miec za celowe zła­ma­nie wcze­śniejszych zobo­wią­zań, w wyniku czego 3 lutego Stany Zjed­no­czone zerwały z Niem­cami sto­sunki dyplo­ma­tyczne. Mimo tak dra­stycz­nych kro­ków pre­zy­dent Wil­son wciąż miał nadzieję na unik­nię­cie wojny i kilka dni póź­niej oświad­czył na połą­czo­nej sesji obu izb Kon­gresu, że jedy­nie kon­kretne dzia­ła­nia nie­mieckiej mary­narki prze­ko­nają go, że Ber­lin ma zamiar zre­ali­zo­wać swoje groźby.

Szybko się oka­zało, że Niemcy nie rzu­cali słów na wiatr i ich okręty pod­wodne roz­po­częły zapo­wia­dane ataki. Prze­stra­szeni ame­ry­kań­scy arma­to­rzy zażą­dali ochrony, w wyniku czego 26 lutego Wil­son popro­sił Kon­gres o zgodę na uzbro­je­nie stat­ków han­dlo­wych i pod­ję­cie innych nie­zbęd­nych dzia­łań w celu ochrony ame­ry­kań­skiego han­dlu. Krok ten był podyk­to­wany chę­cią osią­gnię­cia tzw. zbroj­nej neu­tral­no­ści, która pozwo­li­łaby chro­nić życie Ame­ry­ka­nów, ale nie pro­wa­dzi­łaby od razu do wojny. Tego samego dnia prasa donio­sła, że 25 lutego nie­miecki okręt pod­wodny zato­pił bry­tyj­ski sta­tek pasa­żer­ski RMS „Laco­nia”, pły­nący z Ame­ryki do Anglii, na pokła­dzie któ­rego zgi­nęły dwie Ame­ry­kanki, Mary Hoy i jej córka Eli­za­beth, obie z Chi­cago. Powszech­nie ocze­ki­wano, że ten jawny akt agre­sji, który dopro­wa­dził do śmierci pani Hoy i jej córki, spo­tka się z gwał­towną reak­cją pre­zy­denta. Wil­son nie zawiódł i trzy dni póź­niej spo­wo­do­wał opu­bli­ko­wa­nie tele­gramu Zim­mer­manna. Nie­długo potem opi­nii publicz­nej udo­stęp­niono dra­ma­tyczny opis tra­ge­dii „Laco­nii” dostar­czony przez kore­spon­denta wojen­nego piszą­cego dla gazety „Chi­cago Tri­bune” Floyda Gib­bonsa, który w chwili ataku znaj­do­wał się na pokła­dzie zato­pio­nego statku. Sprawa przy­stą­pie­nia Sta­nów Zjed­no­czo­nych do wojny z Niem­cami w Euro­pie została wła­ści­wie prze­są­dzona6.

W marcu tonaż stat­ków zato­pio­nych przez Niem­ców prze­kro­czył 800 tys. BRT i zapasy żyw­no­ści Wiel­kiej Bry­ta­nii skur­czyły się do poziomu wystar­cza­ją­cego led­wie na kilka tygo­dni. Wśród zato­pio­nych stat­ków zna­la­zły się cztery jed­nostki ame­ry­kań­skie, na któ­rych zgi­nęło 15 mary­na­rzy, co jesz­cze bar­dziej roz­sier­dziło Ame­ry­ka­nów. Gniew opi­nii publicz­nej skło­nił Izbę Repre­zen­tan­tów do szyb­kiego wdro­że­nia pro­jektu uzbro­je­nia stat­ków han­dlo­wych. Spo­tkał się on z opo­zy­cją „nie­wiel­kiej grupy nie­prze­jed­na­nych” sena­to­rów, wobec czego Wil­son uzbroił statki han­dlowe w działa na pod­sta­wie wła­snej decy­zji jesz­cze przed koń­cem marca, aby mogły się bro­nić przed ata­kami U-Bootów7.

Czo­łowi poli­tycy w Ber­li­nie ostrze­gali, że kam­pa­nia U-Bootów spro­wo­kuje inter­wen­cję ame­ry­kań­ską i w efek­cie dopro­wa­dzi do klę­ski Nie­miec. Przed­sta­wi­ciele sztabu gene­ral­nego przy­zna­wali, że wzmo­żona aktyw­ność okrę­tów pod­wod­nych popchnie Stany Zjed­no­czone do wojny, ale liczyli na to, że alian­tów uda się poko­nać, zanim Ame­ry­ka­nie zdążą uru­cho­mić swoją machinę wojenną. „Liczymy się z moż­li­wo­ścią wojny ze Sta­nami Zjed­no­czo­nymi – oświad­czył feld­mar­sza­łek Hin­den­burg – i doko­na­li­śmy wszel­kich przy­go­to­wań w tym kie­runku. Sprawy nie mogą ulec już dal­szemu pogor­sze­niu”.

Po opu­bli­ko­wa­niu tele­gramu Zim­mer­manna pre­zy­dent Wil­son osta­tecz­nie zro­zu­miał, że jego poli­tyka „zbroj­nej neu­tral­no­ści” i próby pojed­na­nia wal­czą­cych państw euro­pej­skich zawio­dły, ponie­waż Niemcy nie pozo­sta­wili mu innego wyj­ścia poza wojną. Był jed­nak tym fak­tem bar­dzo przy­gnę­biony, bo oba­wiał się, że „duch bez­względ­nej bru­tal­no­ści prze­nik­nie do głębi cha­rak­ter naszego narodu”. W marcu wybu­chła rewo­lu­cja w Rosji (tzw. rewo­lu­cja lutowa), która oba­liła auto­kra­tyczne rządy caratu, ale jed­no­cze­śnie uwol­niła masy woj­ska nie­miec­kiego z frontu wschod­niego, co posta­wiło wobec śmier­tel­nego zagro­że­nia alian­tów na Zacho­dzie. W tej sytu­acji w ame­ry­kań­skim Kon­gre­sie doj­rzała myśl o wypo­wie­dze­niu Niem­com wojny. 20 marca Wil­son pod­jął wresz­cie decy­zję o wypo­wie­dze­niu wojny cesar­stwu nie­miec­kiemu i następ­nego dnia zwo­łał Kon­gres na nad­zwy­czajną sesję 2 kwiet­nia.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Po bitwie o Nor­man­dię (6 czerwca – 14 wrze­śnia 1944 roku), w któ­rej pole­gło 34 173 Ame­ry­ka­nów. [wróć]

2. W tym cza­sie Stany Zjed­no­czone miały ponad 20 mln męż­czyzn w wieku pobo­ro­wym, z czego 14,3 mln sta­no­wili biali Ame­ry­ka­nie, 3 mln natu­ra­li­zo­wani biali imi­granci, 2,05 mln Murzyni oraz 50 tys. India­nie. [wróć]

3. Dopiero w 1924 roku w uzna­niu ochot­ni­czej służby żoł­nie­rzy pocho­dze­nia indiań­skiego na fron­tach I wojny świa­to­wej Stany Zjed­no­czone przy­znały oby­wa­tel­stwo ame­ry­kań­skie i prawo głosu wszyst­kim India­nom żyją­cym w gra­ni­cach kraju, któ­rzy na mocy innych prze­pi­sów nie otrzy­mali tego oby­wa­tel­stwa wcze­śniej. [wróć]

4. „Lusi­ta­nia” nie była pierw­szym stat­kiem, na któ­rym zgi­nęli Ame­ry­ka­nie. 1 maja okręt pod­wodny U-30 stor­pe­do­wał w pobliżu archi­pe­lagu Wysp Scilly ame­ry­kań­ski tan­ko­wiec „Gul­fli­ght”. Sta­tek szczę­śli­wie nie zato­nął, ale na jego pokła­dzie zgi­nęli kapi­tan i dwóch mary­na­rzy z 38-oso­bo­wej załogi. [wróć]

5. Do roz­szy­fro­wa­nia tele­gramu Zim­mer­manna Bry­tyj­czycy powo­łali spe­cjalny zespół kryp­to­lo­gów dzia­ła­jący pod kryp­to­ni­mem „Room 40”, praw­do­po­dob­nie od numeru pokoju zaj­mo­wa­nego przez nich w gma­chu Admi­ra­li­cji. Wyko­rzy­stali oni do tego celu zdo­byczną książkę dyplo­ma­tyczną zawie­ra­jącą kody nie­miec­kiej służby zagra­nicz­nej. [wróć]

6. Dla ochrony swo­ich moż­li­wo­ści wywia­dow­czych Bry­tyj­czycy udo­stęp­nili Ame­ry­ka­nom tekst tele­gramu Zim­mer­manna dopiero 24 lutego, a Wil­son ze wzglę­dów poli­tycz­nych spo­wo­do­wał jego opu­bli­ko­wa­nie 1 marca 1917 roku, w przed­dzień debaty na temat decy­zji o wypo­wie­dze­niu wojny Niem­com. [wróć]

7. Do zwal­cza­nia nie­miec­kich okrę­tów wojen­nych alianci użyli ok. 300 okrę­tów róż­nego typu, w tym wiele okrę­tów puła­pek. Ponadto uzbro­ili liczne statki han­dlowe i sta­wiali zapory minowe. W wyniku tych dzia­łań od 1 lutego do końca 1917 roku zato­piono 63 nie­miec­kie okręty pod­wodne. [wróć]