Meksyk 1847 - Jarosław Wojtczak - ebook

Meksyk 1847 ebook

Wojtczak Jarosław

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Monografia wojny amerykańsko-meksykańskiej 1846-1848 przedstawia wydarzenia kompleksowo: uwarunkowania historyczne, polityczne, przebieg i skutki wojny, z racji specjalizacji autora – ze szczególnym uwzględnieniem czynnika militarnego. Książka przedstawia walki o miasto Meksyk i zdobycie stolicy przez wojska inwazyjne generała Waltera Scotta. Opisuje także okoliczności inwazji Amerykanów na północny Meksyk oraz zdobycie terytoriów Nowego Meksyku i Kalifornii przez USA. Książkę można wydać jako oddzielną publikację, w cyklu Historyczne Bitwy, bądź jako tematyczną kontynuację tytułu Alamo - San Jacinto.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 243

Oceny
4,4 (5 ocen)
2
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

WSTĘP

Pro­ble­ma­tyka wojny ame­ry­kań­sko-mek­sy­kań­skiej z lat 1846–1848 ni­gdy nie cie­szyła się więk­szym zain­te­re­so­wa­niem i w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, ani w innych kra­jach. Kon­flikt zbrojny z Mek­sy­kiem, przez wielu histo­ry­ków ame­ry­kań­skich uwa­żany za pro­log wojny sece­syj­nej, do dziś pozo­staje w jej cie­niu, cho­ciaż jego skutki mili­tarne i geo­po­li­tyczne sta­wiają go w rzę­dzie naj­waż­niej­szych, a jed­no­cze­śnie naj­bar­dziej kon­tro­wer­syj­nych wojen w histo­rii Ame­ryki Pół­noc­nej.

W sen­sie mili­tar­nym wojna z Mek­sy­kiem była jed­nym pasmem suk­ce­sów Ame­ry­ka­nów. W ciągu 18 mie­sięcy walk armia Sta­nów Zjed­no­czo­nych prze­pro­wa­dziła zwy­cię­ską kam­pa­nię w Tek­sa­sie i pół­noc­nym Mek­syku, zajęła bez więk­szego oporu roz­le­głe i bogate pro­win­cje Nowego Mek­syku i Kali­for­nii, doko­nała impo­nu­ją­cej ope­ra­cji desan­to­wej pod Vera­cruz i odbyła stra­te­giczny marsz w głąb Mek­syku „szla­kiem kon­kwi­sta­do­rów” Kor­teza, zakoń­czony pierw­szą w histo­rii USA oku­pa­cją sto­licy wro­giego kraju.

Wojna mek­sy­kań­ska, będąca naj­bar­dziej spek­ta­ku­lar­nym ucie­le­śnie­niem ducha „Obja­wio­nego Prze­zna­cze­nia”, dopro­wa­dziła do wydar­cia Mek­sy­kowi wię­cej niż połowy jego ówcze­snego tery­to­rium o powierzchni ponad miliona mil kwa­dra­to­wych i pozwo­liła roz­sze­rzyć ame­ry­kań­skie pano­wa­nie na ogromne obszary roz­cią­ga­jące się od Zatoki Mek­sy­kań­skiej po wybrzeża Pacy­fiku. W nie­da­le­kiej przy­szło­ści na zie­miach tych. obej­mu­ją­cych jedną trze­cią tery­to­rium całego kraju, miało powstać dzie­sięć nowych sta­nów Unii: Tek­sas, Nowy Mek­syk, Ari­zona, Utah, Newada, Kali­for­nia oraz czę­ściowo Okla­homa, Kan­sas, Kolo­rado i Wyoming.

Zwy­cię­stwo w woj­nie z Mek­sy­kiem zakoń­czyło osta­tecz­nie dłu­go­trwały kon­flikt gra­niczny wyni­ka­jący z uzy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści przez Tek­sas, zwró­ciło uwagę Ame­ry­ka­nów na zie­mie Dzi­kiego Zachodu (Wild West), wywo­łu­jąc m.in. słynną gorączkę złota w Kali­for­nii w 1849 r., oraz umoż­li­wiło Sta­nom Zjed­no­czo­nym osią­gnię­cie wybrzeży Oce­anu Spo­koj­nego i roz­wój han­dlu z kra­jami Dale­kiego Wschodu. W jego wyniku w gra­ni­cach Sta­nów Zjed­no­czo­nych zna­la­zły się także tysiące nowych miesz­kań­ców, wywo­dzą­cych się z odmien­nych od anglo­sa­skiej kul­tur i cywi­li­za­cji.

To, co począt­kowo wyda­wało się być tylko egzo­tyczną przy­godą i kolej­nym doświad­cze­niem mili­tar­nym, oka­zało się nie­zwy­kle donio­słym wyda­rze­niem, jed­nym z tych, które zmie­niły obli­cze narodu ame­ry­kań­skiego i w zasad­ni­czy spo­sób wpły­nęły na ukształ­to­wa­nie jego dal­szych dzie­jów.

A jed­nak, mimo wszyst­kich swo­ich zna­czą­cych kon­se­kwen­cji, wojna mek­sy­kań­ska pozo­staje jed­nym z naj­bar­dziej wsty­dli­wych i zapo­mnia­nych epi­zo­dów w histo­rii Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Obiek­tyw­nie patrząc wydaje się, że Ame­ry­ka­nie mają wystar­cza­jąco dużo powo­dów, żeby nie chcieć o niej pamię­tać i ukryć ją na samym dnie naro­do­wej świa­do­mo­ści.

Wojna ta, wywo­łana jako akt poli­tyczny eks­pan­sjo­ni­stów i pro­wa­dzona przez ogra­ni­czo­nych, skłó­co­nych i roz­po­li­ty­ko­wa­nych igno­ran­tów nie zna­ją­cych się na pro­ble­mach mili­tar­nych, była w swej isto­cie wojną agre­sywną i zabor­czą. Przy­czyny i oko­licz­no­ści, w jakich wybu­chła, pozba­wiają ją cał­ko­wi­cie uspra­wie­dli­wie­nia i aspek­tów moral­nych, zwłasz­cza w świe­tle zasad dzi­siej­szej demo­kra­cji ame­ry­kań­skiej. Fakt. że po jej zwy­cię­skim zakoń­cze­niu Stany Zjed­no­czone wypła­ciły Mek­sy­kowi znaczną kwotę za „odstą­pione tery­to­rium”, nie­któ­rzy bada­cze trak­tują jako rekom­pen­satę, wyni­ka­jącą z poczu­cia winy. Wydaje się to potwier­dzać tezę tych, któ­rzy wojnę mek­sy­kań­ską zawsze uwa­żali za cyniczną i wyra­cho­waną gra­bież ziem nale­żą­cych do pań­stwa, które było zbyt słabe i zaco­fane, żeby się obro­nić przed zaku­sami bez­względ­nego i zabor­czego sąsiada z pół­nocy.

Prawda histo­ryczna i racje obu stron kon­fliktu zawsze będą przed­mio­tem indy­wi­du­al­nej oceny histo­ry­ków. Pozo­staje mieć nadzieję, że niniej­sza praca przy­bliży pol­skiemu czy­tel­ni­kowi naj­waż­niej­sze pro­blemy zwią­zane z wojną ame­ry­kań­sko-mek­sy­kań­ską i przy­czyni się do lep­szego pozna­nia tego waż­nego dla histo­rii kon­ty­nentu pół­noc­no­ame­ry­kań­skiego epi­zodu, który w naszym kraju pozo­staje nie­mal cał­ko­wi­cie nie­znany.

PIierw­sza krew nad Rio Grande

PIERW­SZA KREW NAD RIO GRANDE

W nie­dzielę 8 marca 1846 r. o godzi­nie 10.00 czo­łowe ele­menty ame­ry­kań­skiej Armii Obser­wa­cyj­nej gen. Zachary Tay­lora wyszły ze swo­jej dotych­cza­so­wej bazy w Cor­pus Chri­sti na wybrzeżu Tek­sasu i wkro­czyły na sporne tery­to­rium z Mek­sy­kiem za rzeką Nueces. W ciągu kilku następ­nych dni bazę u ujścia Nueces River opu­ściły pozo­stałe oddziały ame­ry­kań­skie, kie­ru­jąc się wzdłuż wybrzeża Zatoki Mek­sy­kań­skiej w stronę odle­głej o 160 mil na połu­dnie rzeki Rio Grandę (Rio Bravo). W ten spo­sób gen. Tay­lor wyko­nał roz­kaz pre­zy­denta Jamesa K. Polka z 13 stycz­nia 1846 r., naka­zu­jący armii zaję­cie spor­nego obszaru za rzeką Nueces i roz­cią­gnię­cie zwierzch­no­ści Sta­nów Zjed­no­czo­nych na obszary aż po brzegi Rio Grandę.

Od czasu wywal­cze­nia przez ame­ry­kań­skich kolo­ni­stów w Tek­sa­sie nie­pod­le­gło­ści w 1836 r. rzeka Nueces sta­no­wiła nie­for­malną gra­nicę Repu­bliki Tek­sasu z Mek­sy­kiem. Pas bez­lud­nych, pół­pu­styn­nych ziem leżą­cych pomię­dzy rze­kami Nueces i Rio Grandę (tzw. Nueces Strip) stał się strefą bufo­rową odgra­dza­jącą Tek­sas od pół­noc­nego Mek­syku, którą Tek­sas uwa­żał za swoje tery­to­rium, ale któ­rej ni­gdy nie zaj­mo­wał. Po anek­sji Tek­sasu przez Stany Zjed­no­czone w 1845 r. obszar ten sta­no­wił zie­mię niczyją, do któ­rej oba pań­stwa rościły sobie pre­ten­sje. Ponie­waż z chwilą anek­sji Tek­sas stał się czę­ścią skła­dową Unii ame­ry­kań­skiej, a Mek­syk żądał usta­le­nia gra­nicy wzdłuż rzeki Nueces i linii bie­gną­cej w kie­runku pół­noc­nym od jej gór­nego biegu, Polk przy­jął sta­no­wi­sko Tek­sasu i wydał gen. Tay­lo­rowi roz­kaz wkro­cze­nia na sporny obszar.

Począt­kowo oddziały Tay­lora nie napo­tkały żad­nego oporu ze strony Mek­sy­ka­nów. Nie­liczne patrole mek­sy­kań­skiej kawa­le­rii z gar­ni­zonu w mie­ście Mata­mo­ros obser­wo­wały z daleka ruchy wojsk ame­ry­kań­skich i wyco­fy­wały się, uni­ka­jąc kon­taktu z nie­przy­ja­cie­lem.

16 marca przed­nia straż armii Tay­lora, kom­pa­nia kawa­le­rii z 2 pułku dra­go­nów i bate­ria arty­le­rii kon­nej, dotarła do płyt­kiego stru­mie­nia Arroyo Colo­rado, pły­ną­cego 25 mil na pół­noc od Rio Grandę. Dopiero na jego prze­ciw­le­głym brzegu Ame­ry­ka­nie napo­tkali silny oddział wojsk mek­sy­kań­skich blo­ku­jący prze­prawę przez stru­mień. Dowódca ame­ry­kań­skiej awan­gardy, widząc goto­wych do boju Mek­sy­ka­nów, wstrzy­mał marsz i zacze­kał na nadej­ście sił głów­nych. Wkrótce po ich przy­by­ciu, z dru­giego brzegu przy­ga­lo­po­wał mek­sy­kań­ski par­la­men­ta­riusz z listem do gen. Tay­lora.

Gen. Fran­ci­sco Mejia, komen­dant wojsk mek­sy­kań­skich w Mata­mo­ros, w piśmie do ame­ry­kań­skiego dowódcy ostrzegł, że dal­szy marsz armii inwa­zyj­nej w kie­runku Rio Grandę zosta­nie uznany przez Mek­syk za akt wro­go­ści i zmusi woj­ska mek­sy­kań­skie do ostrze­la­nia każ­dego żoł­nie­rza ame­ry­kań­skiego usi­łu­ją­cego prze­kro­czyć Arroyo Colo­rado. W odpo­wie­dzi gen. Tay­lor oświad­czył sta­now­czo, że otrzy­mał roz­kaz dotar­cia do Rio Grandę i zamie­rza wyko­nać go bez względu na kon­se­kwen­cje. Zagro­ził przy tym, że każdy prze­jaw oporu ze strony Mek­sykanów zosta­nie zgnie­ciony siłą. Na popar­cie swo­ich słów kazał arty­le­rzy­stom wyto­czyć działa i, nie wda­jąc się w dal­sze per­trak­ta­cje, wydał dra­go­nom roz­kaz sfor­so­wa­nia stru­mie­nia. Kiedy tylko pierw­szy oddział ame­ry­kań­skiej kawa­le­rii prze­kro­czył Arroyo Colo­rado, zasko­czeni Mek­sykanie zwi­nęli szyki i wyco­fali się bez jed­nego wystrzału w kie­runku Mata­mo­ros.

23 marca oddziały Tay­lora osią­gnęły ujście Rio Grandę w pobliżu miej­sco­wo­ści Bra­zos San­tiago. Ostat­nie patrole mek­sy­kań­skiej kawa­le­rii, odcho­dząc w pośpie­chu za rzekę, pod­pa­liły pobli­ski port Point Isa­bel. Ame­ry­kań­skim dra­go­nom udało się w ostat­niej chwili wpaść do pło­ną­cego portu i uga­sić pożary. Umoż­li­wiło to gen. Tay­lo­rowi zało­że­nie nowej bazy ope­ra­cyj­nej, do któ­rej wkrótce zaczęło napły­wać zaopa­trze­nie ze skła­dów armii w Nowym Orle­anie.

Zaraz po zaję­ciu Point Isa­bel gen. Tay­lor roz­po­czął budowę for­ty­fi­ka­cji, któ­rym na cześć urzę­du­ją­cego pre­zy­denta nadano nazwę Fort Polk. Kiedy tylko pierw­sze prace nad nowym for­tem zostały zakoń­czone, Tay­lor prze­su­nął więk­szość swo­ich wojsk nad Rio Grandę, 28 mil na połu­dnie od Point Isa­bel. Na lewym brzegu rzeki, naprze­ciwko mek­sy­kań­skiego Mata­mo­ros, roz­po­czął budowę dru­giej for­tecy, nazwa­nej Fort Texas. W obo­zie nad Rio Grandę Tay­lor odrzu­cił żąda­nia nowego dowódcy wojsk mek­sy­kań­skich, gen. Pedro de Ampu­dii, który doma­gał się wyco­fa­nia oddzia­łów ame­ry­kań­skich z powro­tem za rzekę Nueces. Przez bli­sko mie­siąc obie armie, oddzie­lone od sie­bie sze­ro­kim kory­tem Rio Grandę, obser­wo­wały się nawza­jem i wzmac­niały swoje pozy­cje obronne.

24 kwiet­nia rano zwia­dowcy ame­ry­kań­scy donie­śli o ruchach oddzia­łów mek­sy­kań­skich za rzeką. Tego samego dnia po połu­dniu gen. Tay­lor otrzy­mał nie potwier­dzony mel­du­nek o sfor­so­wa­niu rzeki przez kawa­le­rię mek­sy­kań­ską. Zanie­po­ko­jony aktyw­no­ścią prze­ciw­nika, natych­miast wysłał na roz­po­zna­nie dwa silne patrole jazdy. Kpt. Cro­ghan Kerr na czele dwóch kom­pa­nii dra­go­nów udał się w dół rzeki, nie napo­tkał jed­nak śla­dów obec­no­ści nie­przy­ja­ciela i zawró­cił do obozu. Dwie inne kom­pa­nie pod dowódz­twem kpt. Setha B. Thorn­tona, liczące 63 dra­go­nów, wyru­szyły w górę rzeki.

25 kwiet­nia rano koło hacjendy La Rosia, kilka mil powy­żej Fortu Texas, patrol Thorn­tona zauwa­żył nie­wielki oddział kawa­le­rzy­stów mek­sy­kań­skich. Na widok Ame­ry­ka­nów żoł­nie­rze mek­sy­kań­scy rzu­cili się do ucieczki. W pogoni za nimi dra­goni Thom­tona dotarli do pola prze­gro­dzo­nego wyso­kim żywo­pło­tem, zza któ­rego wypadł nagle bar­dzo liczny oddział mek­sy­kań­skich lan­sje­rów. Wywią­zała się krótka, gwał­towna walka, w któ­rej dłu­gie lance Mek­sy­ka­nów i ich prze­waga liczebna szybko wzięły górę nad Ame­ry­ka­nami. Zaraz na początku star­cia koń kpt. Thom­tona został zabity i padł przy­gnia­ta­jąc jeźdźca. Zanim kon­tu­zjo­wany ofi­cer zdo­łał się spod niego wydo­stać, dostał się w ręce prze­ciw­nika. Dra­goni, pozba­wieni dowódcy, bro­nili się przez krótką chwilę, po czym bez powo­dze­nia pró­bo­wali prze­rwać pier­ścień okrą­że­nia. Kiedy padł por. Geo­rge Mason i ośmiu żoł­nie­rzy, a wielu innych odnio­sło rany, pozo­stali zło­żyli broń i oddali się do nie­woli.

Następ­nego dnia, zaraz po otrzy­ma­niu mel­dunku o potyczce pod La Rosia i wzię­ciu do nie­woli oddziału kpt. Thom­tona, gen. Tay­lor ogło­sił roz­po­czę­cie dzia­łań wojen­nych i wysłał szcze­gó­łowy raport do Mini­ster­stwa Wojny (War Depart­ment) w Waszyng­to­nie.

9 maja pre­zy­dent Polk zwo­łał posie­dze­nie gabi­netu, któ­rego rema­tem miała być sprawa mek­sy­kań­ska. Od kilku tygo­dni na pogra­ni­czu z Mek­sy­kiem pano­wał względny spo­kój i wszy­scy człon­ko­wie rządu odno­sili wra­że­nie, że strona mek­sy­kań­ska pogo­dziła się z obec­no­ścią wojsk gen. Tay­lora nad Rio Grandę. Polk i więk­szość jego mini­strów, nie­za­do­wo­leni z roz­woju sytu­acji, dys­ku­to­wali nad spo­so­bem nakło­nie­nia Kon­gresu do wypo­wie­dze­nia wojny Mek­sy­kowi. Jedy­nie sekre­tarz mary­narki (Secre­tary of the Navy) Geo­rge Ban­croft nawo­ły­wał do spo­koju i cier­pli­wego ocze­ki­wa­nia na pierw­szy akt wro­go­ści Mek­sy­ka­nów wobec wojsk Tay­lora.

Wie­czo­rem, po posie­dze­niu gabi­netu, pre­zy­dent Polk otrzy­mał z Mini­ster­stwa Wojny wia­do­mość o ataku kawa­le­rii mek­sy­kań­skiej na patrol kpt. Thom­tona. Natych­miast zasiadł do pisa­nia orę­dzia do Kon­gresu, nawo­łu­ją­cego do wypo­wie­dze­nia wojny Mek­sy­kowi. 11 maja prze­słał tekst pod obrady Kon­gresu z prośbą o ogło­sze­nie stanu wojny pomię­dzy USA a Repu­bliką Mek­syku. Sło­wami peł­nymi obu­rze­nia pisał w nim: „Mek­syk prze­kro­czył gra­nicę Sta­nów Zjed­no­czo­nych, napadł na nasze tery­to­rium i prze­lał ame­ry­kań­ską krew na ame­ry­kań­skiej ziemi”. Jed­no­cze­śnie zapew­niał, że jako pre­zy­dent zro­bił wszystko, żeby unik­nąć kon­fron­ta­cji zbroj­nej, ale nie mógł pozo­stać obo­jętny wobec pro­wo­ka­cji ze strony Mek­syku. „(…) Jeśli wojna ist­nieje, pomimo wszel­kich naszych wysił­ków, by jej unik­nąć, ist­nieje ona poprzez akt doko­nany przez Mek­syk, a my wezwani jeste­śmy wszel­kimi wzglę­dami obo­wiązku i patrio­ty­zmu, by poprzez naszą decy­zję bro­nić honoru, praw i inte­re­sów naszego kraju”1.

Jesz­cze tego samego dnia Izba Repre­zen­tan­tów przy­jęła dekla­ra­cję o wypo­wie­dze­niu wojny Mek­sy­kowi więk­szo­ścią gło­sów 174 do 14. Następ­nego dnia Senat zatwier­dził ją 40 gło­sami wobec 2 prze­ciw­nych (wszyst­kie głosy prze­ciwne pod­czas gło­so­wań w obu izbach były gło­sami człon­ków opo­zy­cyj­nej par­tii wigów pocho­dzą­cych z Pół­nocy; jed­nym z tych, któ­rzy gło­so­wali prze­ciwko woj­nie był kon­gres­man z Illi­nois, Abra­ham Lin­coln).

13 maja doku­ment został prze­słany pre­zy­den­towi, który pod­pi­sał go nie­zwłocz­nie. Długo ocze­ki­wana przez admi­ni­stra­cję Polka wojna z Mek­sy­kiem stała się fak­tem.

Mani­fest Destiny

MANI­FEST DESTINY

Jed­nym z naj­pil­niej­szych pro­ble­mów do roz­wią­za­nia, jakie sta­nęły przed admi­ni­stra­cją Jamesa Knoxa Polka tuż po jego zaprzy­się­że­niu na pre­zy­denta Sta­nów Zjed­no­czo­nych 4 marca 1845 r., była sprawa pogar­sza­ją­cych się sto­sun­ków z Mek­sy­kiem, spo­wo­do­wana anek­sją Tek­sasu.

W nie­dawno zakoń­czo­nej kam­pa­nii pre­zy­denc­kiej Polk, mało znany szer­szemu ogó­łowi dzia­łacz Par­tii Demo­kra­tycz­nej ze stanu Ten­nes­see, zapre­zen­to­wał się jako gorący zwo­len­nik anek­sji Tek­sasu i wcie­le­nia do USA tery­to­rium Ore­gonu, o który wła­dze ame­ry­kań­skie od dłuż­szego czasu toczyły spór z Wielką Bry­ta­nią. W cza­sie kam­pa­nii wybor­czej w 1844 r. sprawy Tek­sasu i Ore­gonu stały się cen­tral­nym pro­ble­mem poli­tycz­nym. Jako główne hasła agi­ta­cji wybor­czej okre­ślały zarówno sprzecz­no­ści pomię­dzy rywa­li­zu­ją­cymi par­tiami wigów i demo­kra­tów, jak i ist­nie­jące w każ­dej z tych par­tii sprzecz­no­ści wewnętrzne, decy­du­jąc o pro­gra­mach, tak­tyce i wybo­rze kan­dy­da­tów.

Anek­sja Tek­sasu ozna­czała w prak­tyce wojnę z Mek­sy­kiem, co wyni­kało wyraź­nie z oświad­cze­nia mek­sy­kań­skiego pre­zy­denta Santa Anny z sierp­nia 1843 r. Z kolei włą­cze­nie Ore­gonu jako natu­ral­nego obszaru wol­nej kolo­ni­za­cji mogło sta­no­wić pewną prze­ciw­wagę dla kal­ku­la­cji lobby plan­ta­to­rów z Połu­dnia, któ­rym anek­sja Tek­sasu stwa­rzała per­spek­tywę powięk­sze­nia Sta­nów Zjed­no­czo­nych o nowe tery­to­ria nie­wol­ni­cze i uzy­ska­nia prze­wagi we wła­dzach Unii2.

Wigo­wie, z obawy przed nie­uchronną wojną z Mek­sy­kiem, udzie­lili popar­cia kan­dy­da­tu­rze oby­wa­tela Ken­tucky, Henry’ego Claya, prze­ciw­nika anek­sji Tek­sasu. Widząc jed­nak, że idee eks­pan­sjo­ni­styczne wywo­łują entu­zjazm i zyskują coraz więk­sze popar­cie w spo­łe­czeń­stwie, nie odwa­żyli się otwar­cie dekla­ro­wać swo­jego sta­no­wi­ska i klu­czyli w opi­niach, nada­jąc swoim poglą­dom poli­tycz­nym cechy dwu­znacz­no­ści.

Wyko­rzy­stali to abo­li­cjo­ni­ści, zde­cy­do­wani prze­ciw­nicy nie­wol­nic­twa i włą­cza­nia do Unii nowych sta­nów nie­wol­ni­czych, któ­rzy – zor­ga­ni­zo­wani od 1839 r. w tzw. Par­tię Wol­no­ści – wysu­nęli w wybo­rach wła­snego kan­dy­data, Jamesa G. Bir­neya. Wpraw­dzie nie zyskał on więk­szego popar­cia, ale dopro­wa­dził do roz­bi­cia gło­sów i w prak­tyce prze­są­dził o wyniku wybo­rów. W rezul­ta­cie Polk nie­znaczną więk­szo­ścią gło­sów (1 337 000 do 1 299 000) poko­nał bar­dziej zna­nego i lubia­nego Claya, zosta­jąc jede­na­stym pre­zy­den­tem Sta­nów Zjed­no­czo­nych.

Zwy­cię­stwo Polka zostało ode­brane jako popar­cie opi­nii publicz­nej dla idei eks­pan­sji. Sprzy­jały temu zresztą nastroje więk­szo­ści spo­łe­czeń­stwa. Ich zde­cy­do­wa­nym wyra­zem był tekst dzien­ni­ka­rza nowo­jor­skiej gazety „Mor­ning Star”, Johna L. O’Sul­li­vana, który w arty­kule redak­cyj­nym z 1845 r. udo­wad­niał „prawo” Sta­nów Zjed­no­czo­nych do zaję­cia całego kon­ty­nentu pół­noc­no­ame­ry­kań­skiego. O’Sul­li­van twier­dził, że prawo to wynika z Mani­fest Destiny, „obja­wio­nego prze­zna­cze­nia, któ­rym jest eks­pan­sja i wzię­cie w posia­da­nie całego kon­ty­nentu (…) danego nam przez Opatrz­ność po to, byśmy pro­wa­dzili tam wielki eks­pe­ry­ment wol­no­ści i fede­ra­cyj­nego samo­rządu, który nam powie­rzono”3.

Cho­ciaż idea Mani­fest Destiny została ofi­cjal­nie ogło­szona dopiero w 1845 r., inte­resy mate­rialne Sta­nów Zjed­no­czo­nych, tłu­ma­czone prze­ko­na­niem, że to Bóg dał Ame­ry­ka­nom prawo do zaj­mo­wa­nia nowych tery­to­riów i usta­na­wia­nia na nich ame­ry­kań­skich zwy­cza­jów i rzą­dów, stały się siłą moto­ryczną spo­łe­czeń­stwa ame­ry­kań­skiego na długo przed­tem. Zakup fran­cu­skiej Luizjany przez Tho­masa Jef­fer­sona w 1803 r., zawiłe plany i intrygi byłego wice­pre­zy­denta Aarona Burra (marzył o tytule cesa­rza Mek­syku, chcąc siłą ode­brać ten kraj Hisz­pa­nom), plany pod­boju Kanady (stały się jedną z przy­czyn wojny ame­ry­kań­sko-angiel­skiej 1812–1815 r.), czy orga­ni­zo­wane z tery­to­rium USA awan­tur­ni­cze wyprawy fli­bu­stier­skie do posia­dło­ści hisz­pań­skich w Ame­ryce Łaciń­skiej – wszystko to było symp­to­mem tej samej cho­roby toczą­cej spo­łe­czeń­stwo ame­ry­kań­skie od chwili powsta­nia Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Nic dziw­nego, że Mek­syk, ze względu na swoje poło­że­nie geo­gra­ficzne i sąsiedz­two USA, musiał stać się prę­dzej czy póź­niej celem agre­sji ze strony zachłan­nego sąsiada z pół­nocy.

Pierw­szym kro­kiem na dro­dze ame­ry­kań­skiej eks­pan­sji stał się zakup Luizjany. Jej tereny, roz­cią­ga­jące się na zachód od Mis­si­sipi aż po Góry Ska­li­ste, prze­jęte w 1762 r. od Fran­cji przez Hisz­pa­nię, w 1800 r. wró­ciły z powro­tem do Fran­cu­zów w wyniku taj­nego układu zawar­tego przez Napo­le­ona z Hisz­pa­nią w San Ilde­fonso.

Wraz z powro­tem Fran­cu­zów do Luizjany Stany Zjed­no­czone zna­la­zły się w trud­nej sytu­acji. Admi­ni­stra­cja hisz­pań­ska w Nowym Orle­anie przy­znała wcze­śniej Ame­ry­ka­nom prawo do strefy wol­no­cło­wej i wiele innych przy­wi­le­jów. Tym­cza­sem Fran­cuzi nie kryli, że wolny han­del ame­ry­kań­ski przez Nowy Orlean nie będzie dłu­żej tole­ro­wany. Pre­zy­dent Jef­fer­son, będący tra­dy­cyj­nie nasta­wiony przy­jaź­nie wobec Paryża, zna­lazł się pod ostrza­łem opi­nii publicz­nej, która doma­gała się wypo­wie­dze­nia Fran­cji wojny w akcie samo­obrony. W tej sytu­acji Jef­fer­son pod­jął kom­pro­mi­sową próbę zakupu Nowego Orle­anu, sta­wia­jąc jed­no­cze­śnie w stan goto­wo­ści armię i stwa­rza­jąc pozory szu­ka­nia poro­zu­mie­nia z Anglią. „Cesja Luizjany przez Hisz­pa­nię na rzecz Fran­cji wywraca cały porzą­dek mię­dzy­na­ro­dowy, jeśli cho­dzi o inte­resy Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Kto ma w ręku Nowy Orlean, jest naszym natu­ral­nym wro­giem. Przez ten port wypły­wają na świat pro­dukty trzech ósmych naszego tery­to­rium. Fran­cuzi w Nowym Orle­anie ska­zują nas na ści­sły sojusz z naro­dem bry­tyj­skim i flotą bry­tyj­ską (…)” – pisał, uza­sad­nia­jąc swoje dzia­ła­nia4.

Rezul­tat tych dzia­łań prze­rósł naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia Ame­ry­ka­nów. Napo­leon, któ­remu wcze­śniej marzyła się odbu­dowa potęgi kolo­nial­nej Fran­cji w Ame­ryce i odbi­cie Kanady z rąk Bry­tyj­czy­ków, na sku­tek strat ponie­sio­nych przez fran­cu­skie woj­ska eks­pe­dy­cyjne na San Domingo (Haiti) i wobec groźby wybu­chu nowej wojny w Euro­pie, zde­cy­do­wał się na sprze­daż całej Luizjany. Kiedy dele­ga­cja ame­ry­kań­ska z Jame­sem Mon­roe’em i Jame­sem Living­stone’em przy­była do Paryża, usły­szała nie­spo­dzie­wa­nie z ust fran­cu­skiego mini­stra spraw zagra­nicz­nych Tal­ley­randa słowa: „Nie­po­ko­icie się o Nowy Orlean, to kup­cie Luizjanę!”5.

30 kwiet­nia 1803 r. Mon­roe i Living­stone pod­pi­sali w sto­licy Fran­cji trak­tat o kup­nie Luizjany, nie nale­ga­jąc nawet na ści­słe okre­śle­nie jej gra­nic. W ciągu jed­nego dnia, za mini­malną cenę 15 milio­nów dola­rów, pokry­cie rosz­czeń oby­wa­teli ame­ry­kań­skich wobec Fran­cji i zobo­wią­za­nie do przy­zna­nia miesz­kań­com Luizjany praw oby­wa­tel­skich, Stany Zjed­no­czone powięk­szyły się o ogromne tery­to­rium na zachód od Mis­si­sipi. W przy­szło­ści na obsza­rze tym, sze­ścio­krot­nie więk­szym od tery­to­rium zaj­mo­wa­nego przez pierw­sze trzy­na­ście kolo­nii–zało­ży­cieli, miało powstać pięt­na­ście nowych sta­nów Unii.

Szczę­śliwe zakoń­cze­nie wojny ame­ry­kań­sko-angiel­skiej 1812–1815 pozwo­liło Sta­nom Zjed­no­czo­nym sfi­na­li­zo­wać plany roz­sze­rze­nia swo­jego zwierzch­nic­twa na Flo­rydę. Zain­te­re­so­wa­nie hisz­pań­ską Flo­rydą Ame­ry­ka­nie zaczęli wyka­zy­wać już w roku 1810. Naj­pierw, korzy­sta­jąc z nie­ja­sno­ści trak­tatu pary­skiego, zagar­nęli Flo­rydę Zachod­nią, czyli tereny leżące w bez­po­śred­niej bli­sko­ści Nowego Orle­anu, które uznano za część kupio­nej wcze­śniej Luizjany. Póź­niej przy­szła kolej na Flo­rydę wła­ściwą. W 1816 r. gen. Andrew Jack­son, boha­ter nie­dawno zakoń­czo­nej wojny z Angli­kami i indiań­skim ple­mie­niem Kri­ków (Creek)6, w pościgu za India­nami wkro­czył na teren Flo­rydy. Roz­po­czął w ten spo­sób tzw. pierw­szą wojnę z Semi­no­lami (1816–1818), w trak­cie któ­rej wyparł Indian w głąb pół­wy­spu. Jack­son, widząc nie­zdol­ność władz hisz­pań­skich do zapew­nie­nia ładu na tym obsza­rze i powstrzy­ma­nia napa­dów Indian na sąsied­nie posia­dło­ści ame­ry­kań­skie, oku­po­wał i spa­cy­fi­ko­wał Flo­rydę wbrew pro­te­stom Hisz­pa­nów. W 1819 r. Hisz­pa­nia, osła­biona utratą więk­szo­ści swo­ich kolo­nii w Ame­ryce, które jedna po dru­giej ogła­szały nie­pod­le­głość, sprze­dała Flo­rydę Ame­ry­ka­nom za cenę 5 milio­nów dola­rów. 22 lutego 1819 r. został zawarty trak­tat ame­ry­kań­sko-hisz­pań­ski (tzw. trak­tat Adamsa-Onisa), w któ­rym Stany Zjed­no­czone, w zamian za korzystną ofertę kupna Flo­rydy, potwier­dziły prawa Hisz­pa­nii do tere­nów poło­żo­nych na zachód od Luizjany.

Po zaję­ciu Flo­rydy, w któ­rej posia­da­nie USA weszły co prawda w spo­sób legalny, choć wymu­szony siłą, oczy Ame­ry­ka­nów coraz czę­ściej zaczęły spo­glą­dać na zachód, w stronę żyznych i boga­tych ziem Tek­sasu.

Od 1821 r. Tek­sas był pro­win­cją hisz­pań­skiego wice­kró­le­stwa Nowej Hisz­pa­nii ze sto­licą w Mexico City. Od 1824 r., już w ramach nie­pod­le­głej Repu­bliki Mek­syku, two­rzył wraz z Coahu­ilą jeden połą­czony stan Coahu­ila Tek­sas. Jego roz­le­głe, słabo zalud­nione zie­mie, gra­ni­czące na wscho­dzie z ame­ry­kań­ską Luizjaną, miały dosko­nałe warunki kli­ma­tyczne, sprzy­ja­jące rol­nic­twu, hodowli i upra­wie bawełny. Jesz­cze w cza­sie trwa­nia wojny o nie­pod­le­głość Mek­syku (1810–1821) Tek­sas stał się obiek­tem zbroj­nych wypraw róż­nych grup mię­dzy­na­ro­do­wych ide­ali­stów i awan­tur­ni­ków, orga­ni­zo­wa­nych i zaopa­try­wa­nych na tere­nie Luizjany. Orga­ni­za­to­rzy tych wypraw mieli począt­kowo na celu udzie­le­nie pomocy mek­sy­kań­skim rewo­lu­cjo­ni­stom. Z cza­sem jed­nak, powo­łu­jąc się na ame­ry­kań­skie rosz­cze­nia, wyni­ka­jące jakoby z zakupu Luizjany, zaczęli dążyć do ode­rwa­nia Tekssu od posia­dło­ści hisz­pań­skich i pod­po­rząd­ko­wa­nia go Sta­nom Zjed­no­czo­nym.

W sierp­niu 1812 r. mek­sy­kań­ski rewo­lu­cjo­ni­sta Jose Ber­nardo Gutier­rez de Lara, przy pomocy byłego ofi­cera armii USA Augu­stusa Mage­ego i grupy mię­dzy­na­ro­do­wych fli­bu­stie­rów7, zor­ga­ni­zo­wał z Luizjany wyprawę, w wyniku któ­rej zajął przej­ściowo wschodni Tek­sas i pro­kla­mo­wał tam „nie­pod­le­głą” Repu­blikę Pół­nocy (Repu­blic ofthe North). W 1813 r. rebe­lia Gutier­reza została krwawo stłu­miona przez woj­ska rzą­dowe gen. Joaą­u­ina de Arren­dondo. W bitwie nad rzeką Medina w pobliżu San Anto­nio, która zade­cy­do­wała o klę­sce powstań­ców, wyróż­nił się po raz pierw­szy młody porucz­nik hisz­pań­skich dra­go­nów, Anto­nio Lopez de Santa Anna.

Cztery lata póź­niej powró­cił do Tek­sasu wraz z inną grupą fli­bu­stie­rów ame­ry­kań­ski awan­tur­nik z Con­nec­ti­cut Henry Perry, były uczest­nik wyprawy Gutier­reza i Mage­ego. Jego oddział został jed­nak roz­bity pod­czas ataku na hisz­pań­ski fort La Bahia w Goliad. Perry i więk­szość jego ludzi ponie­śli śmierć z rąk ści­ga­ją­cych ich żoł­nie­rzy hisz­pań­skich.

W 1819 i 1821 r. dwu­krot­nie orga­ni­zo­wał wyprawy do Tek­sasu dr James Long, lekarz woj­skowy z Nowego Orle­anu. Long, nie godząc się z posta­no­wie­niami trak­tatu Adamsa-Onisa, pró­bo­wał ode­rwać Tek­sas od posia­dło­ści hisz­pań­skich i przy­łą­czyć go do Sta­nów Zjed­no­czo­nych (pod­czas dru­giej wyprawy w 1821 r. nie zwró­cił nawet uwagi na to, że doko­nuje inwa­zji nie­pod­le­głego już Mek­syku). Schwy­tany przez Mek­sy­ka­nów, zgi­nął w nie wyja­śnio­nych oko­licz­no­ściach w dro­dze do gra­nicy ame­ry­kań­skiej. Od wielu lat Hisz­pa­nie utrzy­my­wali ści­sły zakaz osie­dla­nia się obcych kolo­ni­stów na tere­nie swo­ich ame­ry­kań­skich posia­dło­ści8. Po cesji Luizjany pozwo­lili jed­nak nie­licz­nym Fran­cu­zom i Ame­ry­ka­nom, któ­rzy uzy­skali wcze­śniej oby­wa­tel­stwo hisz­pań­skie w Luizja­nie, na osie­dle­nie się w Tek­sa­sie. W 1805 r., wobec zagro­że­nia nie kon­tro­lo­waną kolo­ni­za­cją ame­ry­kań­ską, wła­dze hisz­pań­skie wydały bez­względny zakaz osad­nic­twa anglo-ame­ry­kań­skiego na kre­sach Nowej Hisz­pa­nii. Zła­go­dziły go dopiero reformy rewo­lu­cji bur­żu­azyj­nej w Hisz­pa­nii (1820–1823) i wej­ście w życie posta­no­wień postę­po­wej kon­sty­tu­cji hisz­pań­skiej z 1811 roku. Pozwo­liło to na wpro­wa­dze­nie nowego prawa kolo­ni­za­cyj­nego, zezwa­la­ją­cego wresz­cie na spro­wa­dza­nie do hisz­pań­skich kolo­nii w Ame­ryce cudzo­ziem­skich osad­ni­ków (w 1820 r. na tere­nie Tek­sasu miesz­kało tylko 2500 osób pocho­dze­nia euro­pej­skiego).

Zmiany te zbie­gły się w cza­sie z kry­zy­sem eko­no­micz­nym, jaki dotknął Stany Zjed­no­czone w 1819 r., i wpro­wa­dze­niem tam nowych zasad regu­lu­ją­cych han­del zie­mią. Wyso­kie ceny grun­tów i krach sys­temu ban­ko­wego, kre­dy­tu­ją­cego dotych­czas nowych osad­ni­ków, spra­wiły, że zie­mia w USA stała się dla wielu ludzi nie­do­stępna. Nie­sta­bilna sytu­acja eko­no­miczna zwró­ciła uwagę dotknię­tych kry­zy­sem Ame­ry­ka­nów z Połu­dnia na nowe moż­li­wo­ści, jakie stwa­rzały zie­mie sąsied­niego Tek­sasu. Grupy zde­cy­do­wa­nych i ener­gicz­nych pio­nie­rów ame­ry­kań­skich, wyko­rzy­stu­ją­cych brak jasno okre­ślo­nych gra­nic z posia­dło­ściami hisz­pań­skimi, wkra­czały na teren Tek­sasu przez kre­sową rzeką Red River. Na pogra­niczu z Arkan­sas powstały w ten spo­sób pierw­sze osie­dla ame­ry­kań­skie, o któ­rych, z uwagi na ogromne prze­strze­nie i brak sta­łych poste­run­ków hisz­pań­skich we wschod­nim Tek­sa­sie, wła­dze Nowej Hisz­pa­nii mogły nawet nie wie­dzieć.

Pierw­sza zor­ga­ni­zo­wana grupa kolo­ni­stów ame­ry­kań­skich osie­dliła się w Tek­sa­sie na mocy przy­wi­leju kolo­ni­za­cyj­nego (tzw. impre­sa­riatu) przy­zna­nego przez wła­dze hisz­pań­skie w 1820 r. pio­nie­rowi z Mis­so­uri Mose­sowi Austi­nowi. Zezwo­lono mu na spro­wa­dze­nie do Tek­sasu 300 rodzin ze Sta­nów Zjed­no­czo­nych i osie­dle­nie ich w kolo­nii na obsza­rze mię­dzy rze­kami Bra­zos i Colo­rado. W 1822 r. syn i następca Mosesa, Ste­phen Ful­ler Austin, uzy­skał potwier­dze­nie impre­sa­riatu ojca przez wła­dze nie­pod­le­głego Mek­syku. Dzięki nowym przy­wi­le­jom i wytę­żo­nej pracy Austin zdo­łał w ciągu kilku lat zor­ga­ni­zo­wać dyna­micz­nie roz­wi­ja­jącą się kolo­nię, która w 1825 r. liczyła 1800 miesz­kań­ców (w tym 443 murzyń­skich nie­wol­ni­ków). Zasługi dla roz­woju ame­ry­kań­skiej kolo­ni­za­cji tych ziem przy­nio­sły mu, jesz­cze za życia, miano „Ojca Tek­sasu” („Father of Texas”).

Wkrótce śla­dem Austina poszli inni impre­sa­rio, two­rząc kilka dal­szych kolo­nii, zamiesz­ka­łych głów­nie przez osad­ni­ków z ame­ry­kań­skiego Połu­dnia. W 1830 r. w Tek­sa­sie miesz­kało już 15 000 bia­łych, nie licząc kilku tysięcy murzyń­skich nie­wol­ni­ków, przy czym sto­su­nek lud­no­ści anglo-ame­ry­kań­skiej do osób pocho­dze­nia hisz­pań­skiego wyno­sił jak 4 do 1. Wła­dze mek­sy­kań­skie miały nadzieję, że z cza­sem nowi kolo­ni­ści zasy­mi­lują się z miej­scową lud­no­ścią, przejdą na kato­li­cyzm i zaczną posłu­gi­wać się języ­kiem hisz­pań­skim. Tymcza­sem wraz z upły­wem lat, w miarę jak było ich coraz wię­cej (w 1835 r. liczba ta się­gnęła 35 000 ludzi), anglo­sa­scy Tek­sań­czycy nabie­rali pew­no­ści sie­bie i aro­gan­cji, jaw­nie lek­ce­wa­żąc prawa i inte­resy Mek­syku. Kiedy w 1827 r. pre­zy­dent Vicente Guer­rero zniósł nie­wol­nic­two na całym tery­to­rium pań­stwa, Ame­ry­ka­nie w Tek­sa­sie gwał­tow­nie zapro­te­sto­wali. Widząc w tym zagro­że­nie dla swo­jego sys­temu spo­łeczno-gospo­dar­czego nie uznali abo­li­cji, two­rząc ukrytą formę nie­wol­nic­twa w postaci tzw. pracy kon­trak­to­wej9.

Spór o likwi­da­cję nie­wol­nic­twa w Tek­sa­sie był dla Mek­syku pierw­szym sygna­łem ostrze­gaw­czym przed „poko­jową inwa­zją” mas przed­się­bior­czych i rosną­cych w siłę osad­ni­ków ame­ry­kań­skich, któ­rzy coraz czę­ściej oka­zy­wali swoją nie­chęć i pogardę dla mek­sy­kań­skiego prawa i admi­ni­stra­cji. Wresz­cie Kon­gres mek­sy­kań­ski na mocy ustawy z 30 kwiet­nia 1830 r. zabro­nił dal­szej kolo­ni­za­cji Tek­sasu przez Ame­ry­ka­nów i wpro­wa­dził obostrze­nia celne. Wkrótce oka­zało się, że ame­ry­kań­scy Tek­sań­czycy nie mają wcale zamiaru sto­so­wać się do nowych roz­po­rzą­dzeń. W 1835 r. wyko­rzy­stali jako pre­tekst wpro­wa­dze­nie cen­tra­li­stycz­nych rzą­dów pre­zy­denta Santa Anny i likwi­da­cję swo­bód gwa­ran­to­wa­nych przez fede­ra­li­styczną kon­sty­tu­cję z 1824 r. i zaczęli jaw­nie nawo­ły­wać do buntu prze­ciwko nowemu rzą­dowi. Kiedy głosy wzy­wa­jące do ode­rwa­nia Tek­sasu dotarły do sto­licy Mek­syku, a na tere­nach zamiesz­ka­łych przez Ame­ry­ka­nów doszło do pierw­szych starć zbroj­nych, rząd mek­sy­kań­ski pod­jął decy­zję o zamknię­ciu gra­nicy ze Sta­nami Zjed­no­czo­nymi i obję­ciu Tek­sasu oku­pa­cją woj­skową.

2 paź­dzier­nika 1835 r. doszło do potyczki kolo­ni­stów ame­ry­kań­skich z woj­skami mek­sy­kań­skimi pod Gon­za­les, która zapo­cząt­ko­wała wojnę o nie­pod­le­głość Tek­sasu (1835–1836).

W grud­niu Tek­sań­czycy, wspo­ma­gani przez ochot­ni­ków z USA, zdo­byli po pię­cio­dnio­wych wal­kach ulicz­nych cen­trum admi­ni­stra­cyjne Tek­sasu, mia­sto San Anto­nio, i wzięli do nie­woli gar­ni­zon mek­sy­kań­ski pod dowódz­twem gen. Cosa. Do końca 1835 r. wszyst­kie oddziały mek­sy­kań­skie zostały wyparte za rzekę Rio Grandę.

Na początku 1836 r. prze­ciwko powstań­com tek­sa­skim wyru­szyła z Mek­syku sze­ścio­ty­sięczna armia dowo­dzona przez samego gen. Santa Annę. 2 marca obra­du­jąca w miej­sco­wo­ści Washing­ton nad rzeką Bra­zos kon­wen­cja dele­ga­tów z Tek­sasu ogło­siła go nie­pod­le­głą repu­bliką, wybrała rząd tym­cza­sowy i roz­po­częła prace nad wła­sną kon­sty­tu­cją. 6 marca, po 13-dnio­wym oblę­że­niu, armia Santa Anny zdo­była ufor­ty­fi­ko­waną misję Alamo koło San Anto­nio i wycięła w pień jej tek­sań­ską załogę. Zgi­nęło wów­czas 189 ludzi, wśród nich dowódca fortu, ppłk Wil­liam B. Tra­vis, oraz słynni herosi ame­ry­kań­skiego pogra­ni­cza – Davy Croc­kett i Jim Bowie, któ­rzy nawet nie wie­dzieli, że wal­czą w obro­nie nie­pod­le­głego pań­stwa. Dwa tygo­dnie póź­niej Mek­sy­ka­nie pod wodzą zdol­nego gene­rała Jose Urrey zadali klę­skę tek­sa­skiemu gar­ni­zo­nowi fortu w Goliad, dowo­dzo­nemu przez płk. Jamesa Fan­nina. W nie­dzielę pal­mową 27 marca 1836 r. 350 jeń­ców z oddziału Fan­nina zostało roz­strze­la­nych na roz­kaz gen. Santa Anny. Oba te krwawe incy­denty, Alamo i Goliad, poru­szyły opi­nię publiczną w Sta­nach Zjed­no­czo­nych i wywo­łały powszechną nie­na­wiść do Mek­syku.

21 kwiet­nia 1836 r. gen. Santa Anna, pewien prze­wagi nad roz­bi­tym nie­przy­ja­cie­lem i zadu­fany w siłę swo­ich wojsk, dał się zasko­czyć nad rzeką San Jacinto dwu­krot­nie słab­szej armii tek­sań­skiej gen. Sama Houstona. W trak­cie bitwy trwa­ją­cej zale­d­wie dwa­dzie­ścia minut woj­ska Santa Anny zostały cał­ko­wi­cie roz­bite. Krwawa rzeź, jaka potem nastą­piła, była sro­gim rewan­żem Tek­sań­czy­ków za śmierć ich towa­rzy­szy w Alamo i Goliad. Następ­nego dnia po bitwie wzięty do nie­woli gen. Santa Anna pod­pi­sał zawie­sze­nie broni, a 14 maja zawarł z tym­cza­so­wym rzą­dem tek­sań­skim trak­tat poko­jowy, w któ­rym zobo­wią­zał się do prze­rwa­nia dzia­łań wojen­nych i uzna­nia nie­pod­le­gło­ści Tek­sasu.

Naj­trud­niej­szym pro­ble­mem, przed któ­rym sta­nął pierw­szy rząd nie­pod­le­głej Repu­bliki Tek­sasu pre­zy­denta Sama Houstona, była sprawa wię­zio­nego gen. Santa Anny. Więk­szość Tek­sań­czy­ków doma­gała się jego egze­ku­cji, oskar­ża­jąc mek­sy­kań­skiego gene­rała o zbrod­nie popeł­nione na obroń­cach Alamo i Goliad. Houston odrzu­cał jed­nak wszyst­kie naci­ski uwa­ża­jąc, że śmierć Santa Anny spro­wo­kuje Mek­syk do nowej inwa­zji zbroj­nej. W listo­pa­dzie 1836 r. uwol­nił więź­nia i wysłał go do Waszyng­tonu, mając nadzieję, że Santa Anna dotrzyma swo­ich zobo­wią­zań z Vela­sco i, przy oka­zji, prze­kona pre­zy­denta Andrewa Jack­sona do uzna­nia Tek­sasu i włą­cze­nia go do Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Jack­son zawiódł jed­nak nadzieje Houstona, odmó­wił przy­ję­cia Santa Anny i ode­słał go do Mek­syku. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych sprawa Tek­sasu wywo­łała podzie­lone reak­cje. O ile ame­ry­kań­ska opi­nia publiczna przy­jęła z rado­ścią ode­rwa­nie się Tek­sasu od Mek­syku i pro­kla­mo­wa­nie jego nie­pod­le­gło­ści, o tyle plany anek­sji spo­tkały się ze sprze­ci­wem znacz­nej czę­ści spo­łe­czeń­stwa. W USA od dłuż­szego czasu toczył się spór na tle nie­wol­nic­twa. Ponie­waż w Sena­cie utrzy­my­wała się względna rów­no­waga poli­tyczna pomię­dzy sta­nami wol­nymi a nie­wol­ni­czymi, plany Połu­dniow­ców, uwa­ża­jących ogromne tereny Tek­sasu za dosko­nały obszar do roz­woju gospo­darki nie­wol­ni­czej i umoc­nie­nia wpły­wów Połu­dnia, napo­tkały zde­cy­do­wany opór miesz­kań­ców Pół­nocy, zwłasz­cza pury­tań­skich sta­nów Nowej Anglii. Pre­zy­dent Jack­son, popie­ra­jący plany anek­sji Tek­sasu, spo­tkał się w tej sytu­acji z sil­nym sprze­ci­wem prze­ciw­ni­ków nie­wol­nic­twa, któ­rzy uznali zamysł włą­cze­nia Tek­sasu za spi­sek lobby połu­dnio­wych plan­ta­to­rów. Wzbu­dziło to obawy pre­zy­denta nie tylko przed rosnącą opo­zy­cją abo­li­cjo­ni­stów, która mogła dopro­wa­dzić do zaostrze­nia spo­rów wewnątrz kraju, ale i przed moż­li­wo­ścią wybu­chu wojny z Mek­sykiem. Odrzu­cił więc pro­po­zy­cje anek­sji Tek­sasu, tłu­ma­cząc, że taka wojna przy­nio­słaby Sta­nom Zjed­no­czo­nym hańbę w oczach całego świata, gdyż byłaby postrze­gana jako akt agre­sji. Nie powstrzy­mało to jed­nak Jack­sona od uzna­nia nie­pod­le­gło­ści Tek­sasu w marcu 1837 r. i wysła­nia tam ame­ry­kań­skiego rezy­denta. Następca Jack­sona, Mar­tin Van Buren, sta­nął po stro­nie abo­li­cjo­ni­stów i zde­cy­do­wa­nie odrzu­cił prośbę Houstona o włą­cze­nie Tek­sasu do Unii.

Cho­ciaż Kon­gres mek­sy­kań­ski nie raty­fi­ko­wał posta­no­wień trak­tatu z Vela­sco i kon­se­kwent­nie odma­wiał uzna­nia nie­pod­le­gło­ści Tek­sasu, Mek­syk oka­zał się za słaby, żeby odzy­skać utra­cone zie­mie. Nie­po­koje wewnętrzne oraz zbrojna inter­wen­cja fran­cu­ska w Vera­cruz (1838–1839) osła­biły na razie zain­te­re­so­wa­nie Mek­sykanów Tek­sa­sem.

Sytu­ację tę sta­rał się wyko­rzy­stać kolejny pre­zy­dent Repu­bliki Tek­sasu, Mira­beau Lamar, który wyra­żał prze­ko­na­nie, że tylko siłą można zmu­sić Mek­syk do uzna­nia nie­pod­le­gło­ści pań­stwa i jego nowych gra­nic. W czerwcu 1841 r. Lamar, dążąc do roz­sze­rze­nia wpły­wów Tek­sasu i roz­woju kon­tak­tów gospo­dar­czych z Nowym Mek­sykiem i Kali­for­nią, zor­ga­ni­zo­wał woj­skowo-han­dlową eks­pe­dy­cję do Santa Fe. Mek­syk słusz­nie uznał ją za naru­sze­nie swej suwe­ren­no­ści. Zanim jesz­cze wyprawa dotarła do celu, została zaata­ko­wana przez woj­ska mek­sy­kań­skie, które wzięły do nie­woli jej uczest­ni­ków i skon­fi­sko­wały wie­zione towary. W następ­nym roku Mek­sykanie, w odwe­cie za akcję Lamara, dwu­krot­nie wypra­wili się do Tek­sasu. Naj­pierw, w marcu 1842 r., gen. Rafael Vasquez na czele 700 żoł­nie­rzy prze­pro­wa­dził rajd na San Anto­nio i złu­pił to mia­sto. We wrze­śniu gen. Adrian Woli, były ofi­cer napo­le­oń­ski w służ­bie mek­sy­kań­skiej, dys­po­nu­jący oddzia­łem zło­żo­nym z 1400 ludzi, przej­ściowo zajął San Anto­nio i pro­kla­mo­wał przy­wró­ce­nie wła­dzy Mek­syku nad Tek­sa­sem. W odwe­cie siły tek­sań­skie prze­kro­czyły Rio Grandę i zaata­ko­wały przygra­niczne mia­sto Mier, bro­nione przez silny gar­ni­zon mek­sy­kań­ski. Jego dowódca, gen. Pedro de Ampu­dia, zadał napast­ni­kom klę­skę i zmu­sił do pod­da­nia. W rezul­ta­cie porażki część Tek­sań­czy­ków roz­strze­lano, wielu innych zmarło pod­czas pobytu w nie­woli w Mek­syku.

Zwy­cię­stwa Mek­sy­ka­nów w 1842 r. upo­ko­rzyły admi­ni­stra­cję tek­sań­ską, ale nie zdo­łały zachwiać pod­staw mło­dej repu­bliki. Mimo ogól­nej sła­bo­ści pań­stwa Tek­sas, dzięki pomocy ze Sta­nów Zjed­no­czo­nych, zdo­łał się zor­ga­ni­zo­wać i uzbroić, a Mek­syk nie miał wystar­cza­ją­cych fun­du­szy na kon­ty­nu­owa­nie wojny. Od 1843 r. na gra­nicy tek­sań­sko-mek­sy­kań­skiej zapa­no­wał względny spo­kój.

Okru­cień­stwo, z jakim potrak­to­wano jeń­ców tek­sań­skich po wypra­wie na Mier, wzmo­gło nie­na­wiść do Mek­syku wśród Tek­sań­czy­ków i Ame­ry­ka­nów, pamię­ta­ją­cych dobrze wcze­śniej­sze masa­kry w Alamo i Goliad. Nic dziw­nego, że zarówno w USA, jak i w samym Tek­sa­sie nie bra­ko­wało ludzi, któ­rzy z nie­cier­pli­wo­ścią cze­kali na oka­zję do zemsty i pod­sy­cali gorączkę wojenną przez cały okres ist­nie­nia Repu­bliki Tek­sasu.

Odrzu­ce­nie przez rząd USA prośby Tek­sasu o włą­cze­nie do Sta­nów Zjed­no­czo­nych skło­niło wła­dze tek­sań­skie do nawią­za­nia ści­ślej­szej współ­pracy z kra­jami euro­pej­skimi. W 1839 r. Fran­cja jako dru­gie pań­stwo po USA uznała Repu­blikę Tek­sasu i nawią­zała z nią sto­sunki dyplo­ma­tyczne. W 1840 r. uczy­niły to Wielka Bry­ta­nia i Holan­dia, a w 1841 r. Bel­gia.

Wielka Bry­ta­nia, w zamian za obiet­nicę powstrzy­ma­nia importu nie­wol­ni­ków, wyra­ziła rów­nież zgodę na zawar­cie układu han­dlo­wego z Tek­sa­sem. W następ­nych latach rząd bry­tyj­ski, który sta­rał się utrzy­my­wać dobre sto­sunki zarówno z Mek­sy­kiem, jak i Tek­sa­sem, w imię inte­re­sów eko­no­micz­nych Impe­rium Bry­tyj­skiego, pod­jął wiele wysił­ków na rzecz nakło­nie­nia Mek­syku do uzna­nia nie­pod­le­gło­ści Repu­bliki Tek­sań­skiej. Bry­tyj­czycy zapro­po­no­wali nawet, że udzielą Tek­sa­sowi gwa­ran­cji nie­pod­le­gło­ści w trak­ta­cie dwu­stron­nym.

Flirt tek­sań­sko-bry­tyj­ski wywo­łał zanie­po­ko­je­nie Ame­ry­ka­nów, któ­rzy podej­rze­wali, że jego kon­se­kwen­cją może być nawet włą­cze­nie Tek­sasu do Impe­rium Bry­tyj­skiego. Ponie­waż Wielka Bry­ta­nia wspól­nie ze Sta­nami Zjed­no­czo­nymi zaj­mo­wała Ore­gon, w USA zaczęto się oba­wiać, że może ona pod­jąć próbę uzy­ska­nia kon­troli nad Kali­for­nią, aby połą­czyć ją potem z Tek­sa­sem i Ore­gonem i zablo­ko­wać Ame­ry­ka­nom dostęp do wybrzeży Pacy­fiku. Na doda­tek Anglicy znie­śli nie­wol­nic­two na tere­nie całego impe­rium i ist­niała obawa, że mogą nakło­nić do tego samego Tek­sań­czy­ków.

W tej sytu­acji opór sta­nów pół­noc­nych sprze­ci­wia­ją­cych się anek­sji Tek­sasu osłabł i w 1844 r. ame­ry­kań­ski sekre­tarz stanu John C. Cal­houn mógł wzno­wić roz­mowy z wła­dzami repu­bliki. 11 kwiet­nia 1844 r. oba pań­stwa zawarły trak­tat o anek­sji. Jego pod­pi­sa­nie zak­ty­wi­zo­wało znowu opo­zy­cję i abo­li­cjo­ni­stów, któ­rzy gwał­tow­nie zapro­te­sto­wali prze­ciwko anek­sji i pró­bom roz­sze­rza­nia nie­wol­nic­twa na Zachód. 8 czerwca Senat, ule­ga­jąc pre­sji opo­zy­cji, odmó­wił raty­fi­ka­cji trak­tatu gło­sami 35 do 16.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

M. J. Roz­bicki, Naro­dziny narodu. Histo­ria Sta­nów Zjed­no­czo­nych do 1861 roku. War­szawa 1991, s. 310. [wróć]

W tym cza­sie w Sena­cie utrzy­my­wała się rów­no­waga – na 13 sta­nów wol­nych przy­pa­dało 13 sta­nów nie­wol­ni­czych. [wróć]

A. Bart­nicki, D. T. Crit­chlow. Histo­ria Sta­nów Zjed­no­czo­nych Ame­ryki, t. 2, War­szawa 1995. s. 168. [wróć]

P. Zaręba, Histo­ria Sta­nów Zjed­no­czo­nych, War­szawa 1992, s. 90. [wróć]

Ibi­dem, s. 90. [wróć]

24 marca 1814 r. Jack­son roz­bił Kri­ków w bitwie na Hor­se­shoe Bend nad rzeką Tal­la­po­osa w Ala­ba­mie, a 8 stycz­nia 1815 r. poko­nał Angli­ków w bitwie o Nowy Orlean. [wróć]

Fli­bu­stie­rzy – piraci róż­nych naro­do­wo­ści gra­su­jący w XVII–XVIII w. u wybrzeży kolo­nii hisz­pań­skich w Ame­ryce. W XIX w. mię­dzy­na­ro­dowe grupy awan­tur­ni­ków ata­ku­jące posia­dło­ści hisz­pań­skie czę­sto wspo­ma­ga­jące ruchy rewo­lu­cyjne zmie­rza­jące do ode­rwa­nia kolo­nii hisz­pań­skich i pro­kla­mo­wa­nia ich nie­pod­le­gło­ści. [wróć]

Jedyny wyją­tek uczy­nili dla ame­ry­kań­skich tory­sów (stron­ni­ków Anglii), któ­rzy opu­ścili Stany Zjed­no­czone po woj­nie o nie­pod­le­głość. [wróć]

Pole­gała ona na zawie­ra­niu „umowy” z daw­nym nie­wol­ni­kiem, który zobo­wią­zy­wał się do doży­wot­niej pracy na rzecz dotych­cza­so­wego wła­ści­ciela. [wróć]